MIASTECZKO
Z D Z I S Ł A W DĘBICKI
W A R SZ A W A
NAKŁAD GEBETHNERA I WOLFFA
/
M I A S T E C Z K O
r
TEGOŻ AUTORA:
E K S T A Z A . P o e z j e . Lwów, 1898.
N O C E B E Z S E N N E . P o e z j e . Lwów, 1900.
Ś w i ę t o k w i a t ó w . P o e z j e . Lwów. 1 9 0 4 . K I E D Y R A N N E W S T A J Ą Z O R Z E .
P o e z j e . Lwów 1907.
O JC ZE N A S Z . M O D L I T W Y W IE C Z O R N E . Lwów, 1907.
O G L Ą D A M SIĘ Z A SIEBIE.
P o e z j e . W arszawa, 1912.
W Y B Ó R P O E Z JI. W arszawa, 1912.
T A , C O N IE Z G IN Ę Ł A (wspólnie z Edwardem Słońskim). W arszawa. 1915.
K S I Ą Ż K A I C Z Ł O W IE K . W arszaw a 1916.
Z D Z I S Ł A W DĘBICKI
M I A S T E C Z K O
„TÇazdy zakątek świata czeka na ludzi dzietnych, ktàrzyhy go zamienili w miłą siedzibę ludzką“ •
N ixon W atcrm an .
W A R SZA W A
NAKŁAD GEBETHNERA I WOLFFA
G ep rü ft und freigegeb. d u rc h d ie K ais. D eut. P re ss ev e rw a ltu n g . W arsch au , den 30 8 1917. T. N r. 696S D r. N r. 619.
D K U K . W l . L A Z A R S K IE G O , M A B S Z A L K O W S K A 114.
N A G R U Z A C H I P O G O R Z E L I S K A C H . O D B U D O W A I P R Z E B U D O W A .
Z
większych m iast P o ls k i ofiarą w ojny padł jeden ty lk o Kalisz.Krwawe, miażdżące koła jej ry d w an u zawa
dziły wprawdzie o Lwów, W arszaw ę, Łódź, W iU no, ale nie uczyniły i m k rzyw dy znaczniejszej.
O b r o n n ą ręką wyszły także z chwilowych opresji m iasta gubernjałne i powiatowe.
N a to m ia s t całym ciężarem swoich k lęsk le^
gła wojna na długim szeregu miasteczek p o L skich i litewskich.
Nie szczędziły ich ani pociski arm atnie, ani płonące żagwie uchodzących wojsk ro syjskich. Świadczą o tem liczne w k raju ru in y kościołów m ałom iejskich sw oim melanż c holijnym w yglądem obecnym. Mówią o tem rozw alone ściany dom ów, k o m in y na pogo^
rzeliskach, sterczące sm u tn ie k u niebu, jak maczugi bożego gniewu, stosy k a m ie n i i cegieł wśród popiołó w i zwęglonych zgliszcz, s ta n o '
%viących niem al wszystko, co pozostało. S k r o m n e m ienie swoje ludzie albo zdołali wywieźć na czas, albo oddali je z konieczności na pastwę pło^
M iasteczko. 1
2 N A GRUZACH I PO G O R Z E L ISK A C H .
m ie n i i rabującego żołdactwa. W k ażd y m razie, za p o w ro tem , nie zastali nic, oprócz ruin y .
W tych w aru n k a ch o g ro m n a większość n a ' szych miasteczek, m im o nawet że u n ik n ęła losu Sochaczewa i Przasnysza, przedstawia obraz b a r ' dzo żałosny.
W pra w dzie nie krzepiły one i przed tem oka d o sta tk ie m i zamożnością, nie były o g n iska m i wyższej k u ltu r y i siedliskam i łudzi, pracujących św iadom ie dla tej k u ltu ry , wprawdzie rola ich była nieskończenie mniejsza od roli, jaką m ałe m ia sta i miasteczka odgrywają w Niemczech, we Francji, w Belgji, we W łoszech i wogóle na Zachodzie, to jednak w ekonomicznO 'społecz' n e m życiu naszego k raju stanow iły one ogniwa, bez któ ry c h nie m o żn a będzie spiąć tego życia n a nowo.
W y sta rcz y przypom nieć, że chociaż K r ó le ' stw o Po lsk ie według staty sty ki urzędowej liczyło ty lko 116 m iast, to jednak do liczby tej należy dodać jeszcze 358 miasteczek, k tó re na m ocy u k a z u z dn. 1 czerwca 1869 r o k u i k ilk u p ó ż ' niejszych rozporządzeń' przem iano w an e zostały na t. zw. osady (po rosyjsku: posady) i włączone d o g m in wiejskich.
W ten sposób o trz y m a m y dopiero liczbę właściwą 116 -j- 358 = 4 7 4 .
Jeżeli zaś od liczby tej odejm iem y 43 m ia- s ta większe z ludnością p o n a d 10,000, to otrzy- m a m y liczbę 431, odpowiadającą rzeczywistej liczbie naszych „m iasteczek” w obrębie samego ty lk o Królestwa.
W ś r ó d tych 431 miasteczek polskich nie było za p ew n e ani jednego, k tó re m ogłoby sobie rościć p ra w o do m ia n a ogniska k u ltu r y w znaczeniu nowoczesnem .
B yły to specyficzne s kup isk a ludzkie, o cha
rak terze o drębnym , w y tw o rz o n y m przez w a ru n k i naszego rozw oju dziejowego naprzód w epoce państwowości własnej, p o te m w epoce, kiedy szczątki tej państwowości były k o n se k w e n tn ie r u jn o w a n e przez rząd zaborczy.
K ojarzyły się w nich i przeciwstawiały sobie dwa pierwiastki. Pierw iastek przeszłości w p o staci zabytków architektonicznych, jak stara k o legiata w s ty lu r o m a ń s k im , klasztor ren e sa n s o w y łu b barokow y, k ilk a p a m ią tk o w y ch k a m ienic w ry n k u , ratusz albo d o m zajezdny z „pod
cieniam i", k tóre to zabytki świadczyły o lep
szych, „dawnych" czasach — i pierw iastek teraź
niejszości, k tó ry m ów ił o zniszczeniu, opusz
czeniu, zaniedbaniu i z u p e łn y m nieraz u p a d k u k u l t u r a l n y m miasteczka, wiodącego śpiące, m i zerne życie, niesłychanie dalekie nie już od źy-
NA GRUZACH I P O G O R ZE LISK A C H .] 3
4 NA GRUZACH 1 PO G O R Z E L IS K A C H .
cia m iast na Zachodzie, ale naw et — większych środow isk samego Królestwa.
Mieszkaniec tych środowisk, a zwłaszcza mieszkaniec W arszaw y, o ile losy zaprowadziły go do miasteczka, ulegał uczuciu nieprzyjem - nego zdziwienia.
— Jak to ?—zadawał sobie pytanie.—T a k blizko W arszawy, ta k blizko linji kolejowej, w epoce ułatw ień k o m u n ik a c y jn y c h i szybkiej w y m ia n y niety lk o towarów, ale i m yśli p om iędzy ludźm i, tysiące P o la k ó w m ogą i m uszą w takich wa- ru n k ac h istnieć, żyć, mieszkać, pracować, tra- wiąc całe dziesiątki lat wśród brudu, śmiecia, walących się d o m ó w i trzody, spacerującej po bło tn isty m r y n k u — i wszystko to bez p rotestu, z uczuciem biernej zgody n a to, ze ta k jest i ta k być m usi, z u z n a n ie m faktu istniejącego za nie-' odw ołalny w y ro k losu, z k tó ry m zgodzić się trzeba.
Któż z nas bez uczucia tej m elancholji stą- pał po ulicach naszych przysłowiowych Paca
n ow ów i Rypinów?
Kto nie uczuwał w stydu i w y rzu tu za taki wygląd „prow incji“? K o m u nie przychodziło n a m y śl uczucie, z jakiem patrzeć m usiał n a tę biedę i nędzę naszą, na to k u ltu ra ln e uwstecz- nienie P o lsk i w p o ró w n a n iu z i n n y m i k ra ja m i.
NA GRUZACH I P O G O R Z E L IS K A C H . 5
przybywający do nas cudzoziemiec, choćby n im był naw et żołnierz obcej armji, przyczyniający się bezwzgłędnem swojem zachowaniem do jesz
cze większego zniszczenia.
Cóż bow iem m iał tu uszanować? Co m ia ł oto
czyć opieką? Czego bronić przed zniszczeniem?
Czy tych zmurszałych od wilgoci, p o k ryty ch g rynszp an am i mchów, zapadających się dachów n a dom ach przygarbionych, nizkich, n ap ó ł wro
śniętych w ziemię?
Czy tych brudnych, bez żadnego s m a k u p o staw ionych, zamieszkanych przez biedną lud ność żydowską „kam ieniczek“ jednopiętrowych, bez wczoraj i bez jutra?
Czy wreszcie nielicznych „zabytków" w p o staci ginącego echa dalekiej, coraz dalszej, tru d nej już do związania z teraźniejszością, n iem al obcej dla wielu, przeszłości?
S e n ty m e n t dla tych opuszczonych, z ru jn o w anych, b rudn y ch ognisk naszego życia p r o wincjonalnego m ógł istnieć tylko w duszy p o e ty lub malarza.
Trzeba było patrzeć na to oczyma Siestrzeń- cewicza, aby odnaleźć swoiste p iękn o ciasnych z a k a m a rk ó w „miasteczka", po którego ważkich ulicach tłucze się dworski powóz albo sunie, ja k arka Noego, pękata bryk a żydowska w dzień
6 NA GRUZACH I PO G O R Z E L ISK A C H .
jarmarczny, pełen ruchu i wrzawy, budzącej ze snu osowiałą zwykle i leniwą ludność.
Człowiek, usp osob io ny realnie i realnie p a- trzący na życie, m ógł tu raczej p rzy p o m n ieć sobie ty lk o gorzkie słowa W a w rzy ńca S u ro - wieckiego i z n im razem biadać:
„Czemuż tam , gdzie ongi w ludnych osa
dach m iast panow ało życie, wesołość i dosta
tek, czołga się dziś sm u tek , nędzą i śmierć w y - bladla?
O kazałe zabytki dawnego ich p rzepychu leżą teraz w o k ro p n y ch zwaliskach, zasłane b ru d a m i i wiecznym barłogiem. S te k obmierzłych ga
dów, gotując w nich jady, truje dziś n a o k o ło zdrowe powietrze i zabija znikczemniałe w n u k i w sam ych przybytkach wygód i szczęścia ich p rzo d k ó w “.
Zaiste, nie odbiegły nasze miasteczka da le k o od s ta n u ,n a jaki w tych jaskrawych słow achzw ra- cał za Księstwa W arszaw skiego uwagę r o d a k ó w autor, ta k sam o dziś, jak wówczas a ktualnej rzeczy „O u p a d k u m iast w Polsce", bo oto jak w z górą 100 lat p o te m Stefan Ż e ro m sk i cha
rakteryzuje „polskie miasteczko pow iato w e“ *):
*) S tefa n Ż ero m sk i. W a lk a z sz a ta n e m . I. N a w r a can ie Ju d asza, str. 117 i n.
NA GRUZACH I PO G O R ZE LISK A C H . 7
„Było to m iasto powiatowe, o ludności, nie dosięgaja.cej liczby 10,000 dusz, w czem g m in u izraelskiego więcej znacznie — jak to m ów ią — niź go zawiera cale państw o Holandja. Ludność polska składała się z drobnomieszczan i rze- m ieślników , któ rzy byli zarazem ro ln ik a m i.
H a nde l był w rękach żydowskich. T a ludność żydowska m iała w swej głębi tłu m proletarjatu, pozostającego, właściwie, bez żadnej pracy, za- trudn ion eg o czemś, co tru d n o jest określić. Nie- n a sk i (bohater powieści), po sw em przybyciu do miasta, zaczął badać.pilnie kwestję istnienia owych biednych Żydów. Czynił to bez cienia nizkiego a n ty se m ity zm u , w celu zrozum ienia sprawy. Przedewszystkiem, w k ryjów kach ży- dowslriej nędzy, której żadne nie opisze pióro, znalazł endem ię tyfusu i innych stałych, tam - tejszych chorób. Rzucił się z tern do miejsco
wych lekarzy, uczynił wielki rwetes... Ci go p oklepali po ram ien iu i, ucałowawszy serdecz
nie w obadwa policzki za ten „poczciwy staro- studencki filosem ityzm ", przeszli nad rew e
lacją do porząd ku dziennego.
T a k „załatwiwszy“ tę sprawę, N ie n a sk i p o czął badać żydowskie sfery zamożniejsze i sam handel. Oglądał kolejno sklepiki w ulicach, (właściwie w „wyboicach“), biegnących z r y n
8 NA GRUZACH I PO G O R ZE LISK A C H .
k u k u działkom r o ln y m m iejskich „gulonów ".
W jedn ym z takich sk lep ikó w znalazł jakie ćwierć sążnia porąbanego drzewa na sprzedaż, nieco sztabikowego żelaza, wartości pięciu rubli, na półkach trochę kozików , kłó d ek i gwoździ, a pod s klep em stoliczek, n a k r y ty jakąś ścierką,—
na n im balo n z wodą sodową, prażącą się na słońcu, obok zaś słoik z „sokiem m alin o w y m " . P o g r u n to w n e m zbadaniu wszystkiego okazało się, że kap itał zakładowy tego interesu wyno- sił w su m ie około 20 rubli. Z y s k a m i z o b ro tów żywiła się rodzina, złożona z k ilk u n a s tu osób. O so b y te były zielone, długonose, p o chyłe i wychudłe. Jeden z m łodych Zydków , siedzący przy so ku m a lin o w y m , nie m ó w ił wcale i nie ro zu m iał po polsku. Powiedziano, źe jest
„ u c zony “. T e n „uczony" m ia l oczy zamglone z anemji, z głodu system atycznego czy z go
rączki, charkał po kątach „ sklepu" krw ią i w a łęsał się bezsilnie m iędzy jego gratam i. Takich oficyn handlu, jak opisana powyżej, było około dziewięciu. N ie k tó re z nich m ia ły to w a ru za dwadzieścia parę rubli — dwa, czy trzy dosię
gały do pięćdziesięciu ru bli k a p ita łu obrotowego.
Trafił się jednak przy koń cu m iasta interes w a r
tości dziewięciu czy dziesięciu rubli, nie p r z y n o szący handlującej rodzinie żadnego zgoła z y s k u “.
NA GRUZACH I P O G O R Z E L IS K A C H . 9
O to jest przerażający sw y m realizm em obraz
„ s tr u k tu r y społecznej i ekonomicznej" miastecz
k a polskiego, wiodącego swój anemiczny, strasz
ny, o p łak any żywot w kraju „zabitym des
k a m i" , p o z b a w ion ym dopływ u świeżego p o wietrza nie już z szerszego świata, ale choćby stam tąd, gdzie ludzie m ają elem entarne tylko pojecie o porządku, zdrowiu, o prawie płuc ludz
kich do oddechu, a żołądka ludzkiego do n a sycenia.
Kiedyś, przed laty, n a wystawie hygienicz- nej w W arszawie, p. Br. K o sko w sk i prezento
wał z d u m io n y m widzom zbudow any przez siebie m odel m ieszkania rodziny żydowskiej w T y szowcach, w lubelskiem . Krew ścinała się w ży
łach na w idok tej „praw dy", nie ubarwionej niczem, nie odbitej w lustrze wyobraźni a rty stycznej, jak u Żeromskiego, ale ujętej p o zy
tywnie, przedstawionej m etodycznie w sposób przedm iotow y, nie nastręczający żadnych w ąt
pliwości.
T a k ie m ieszkania przeludnione, gdzie ilość stó p sześciennych powietrza nie znajduje się w ża d n y m s to s u n k u do ilości mieszkańców, gdzie podczas miesięcy zim owych n iem a w e n tylatora, odprowadzającego kwas węglowy a do- <
prowadzającego tlen do izby mieszkalnej, gdzie
10 NA GRUZACH I PO G O R Z E L ISK A C H .
człowiek cywilizowany wzdryga się na m y śl 0 spędzeniu w p o do b n ych w aru n k ach jednej tylko doby, jednej naw et godziny,—są do dzi
siaj ty po w em i dla naszych m ałych miasteczek m ieszk aniam i n iety lk o w lubelskiem , ale, z bardzo nielicznym i w yjątkam i, na całej prze
strzeni naszego kraju.
I k to wie, czy wojna nie wyrządziła ty m właśnie m iasteczkom dobrodziejstwa, oddając na pastw ę p łom ieni cale ich ulice, zgładzając je nawet z oblicza ziemi! K to wie, czy nie bę
dziemy kiedyś błogosławili tego „dzieła znisz
czenia", o ile w następstw ie da ono początek w ielkiem u „dziełu tworzenia"?
A rch itek tura po lska krząta się już dokoła tego żwawo. Hasło „odbudow y" kraju, a więc 1 o dbudow y „miasteczek" znalazło szeroki od dźwięk we wszystkich sferach społeczeństwa, znalazło poparcie czynników, obywatelskich, a znajdzie ta k i e w przyszłości z pewnością o p a r
cie o praw ow itą władzę krajową.
W e d łu g tych p lan ów i p rojektów , k tó re za
rysow ują się już dzisiaj, m nie m a ć wolno, i i n iety lk o zostanie uszanow ane to, co po zo sta
wiła n a m po sobie, jako zabytek szacowny lub p a m ią tk ę cenną przeszłość, źe zburzone świą
tynie, gm achy poklasztorne i kam ienice h isto
NA GRUZACH I P O G O R Z E L IS K A C H . l i
ryczne, tam gdzie istniały, zostaną z całym pie
ty z m e m rek o n stru o w a n e, ale ze rekonstrukcji, tej doczeka się także ogólny układ a rchitekto
niczny naszych miasteczek, że przywrócone im.
zostaną dawne charakterystyczne r y n k i z typo- w em i dla tych r y n k ó w składnicam i towarów w dom ach z podcieniami, z jeszcze typow szem i
„ S u k ie n n ic a m i“, stojącemi w sercu samego ryn-^
k u , z „K azim ierzow skim " lub „ Z y g m u n to w - skim ", p rzyp om inający m stare zbory arjańskie, c z w orokątn ym z w sp o rn ik a m i ratuszem , gdzie- znów zasiądą, jak niegdyś, wolne, z w yboru m ie szczan, k upców i rzem ieślników , pow ołane do rządzenia „rady m iejskie" z b u rm istrz em na czele..
Jeżeli jednak dobra wola, wysiłek i genjusz n a ro d u dokonają tego szczęśliwie, jeżeli kam iem i cegła nadadzą mocy, trwałości i wyglądu este
tycznego n aszym „m iasteczkom " — to i wów
czas jeszcze dopiero połow a oczekującej nas od
budow y i przebudow y zostanie odrobiona. Druga, połowa wymagać będzie jeszcze większego w y siłku i n a lata cale rozłożonej — rozum nej, prze
widującej, ostrożnej pracy gospodarczej w k raju, dźwigającym się do now ego życia.
T a druga połowa — to przekształcenie całego społeczno-ekonom icznego ustroju naszych „ m ia steczek", wprowadzenie do ich wapniejących tęt--
nic zdrowej, odradzającej krwi, k tó ra albo t ę t nice te rozsadzi, albo odmłodzi je i nada im tyle, ile potrzeba, prężności do w ytrzy m ania ciśnienia, odpowiadającego z m ie n io n y m w a r u n k o m istnienia.
Bo nie łu d źm y się! Jeżeli w a ru n k i te z m ia nie zasadniczej nie ulegną, jeżeli miasteczko nasze, odbudow ane z gruzów i ty lk o p o d wzglę
dem architektonicznym, uporząd k o w an e i „ucy
wilizowane", nie przerodzi się jednocześnie w e
wnętrznie, nie wyda n a świat nowego typu o b y watela, to rychło powróci w n ie m wszystko do dawnego stylu. B ru d i niechlujstwo okryją swoją w strętną pa tyn ą n o w o wzniesione budowle, za
nieczyszczą je i zarażą, a odwieczne n aw y k nie- n ia gnieżdżącego się tam p ro letarjatu żydow
skiego zatrują dokoła siebie powietrze i uczy
nią z miasteczka polskiego ten sam p o tw o rn y dziwoląg a n ty k u ltu ra ln y , z jakim m a m y do czy
nienia dzisiaj.
W chodząc w n o w y okres naszego życia, m u s im y już u jego progów otrząsać proch i pył, k t ó r y przylgnął do stóp naszych n a w y depta
n y m przez n a ró d gościńcu niewoli. M u s im y oczyścić siebie i kraj cały z pozostałości po tej rozpaczliwie sm utnej, beznadziejnie szarej epoce, l i t ó r a nauczyła nas rezygnacji i wtrąciła w apa-
12 n a g r u z a c h i p o g o r z e l i s k a c h.
tję i bezwład m iljon o w ą ludność naszych m ia - steczek, o wyjątków,em w E u ro p ie opuszczeniu, nędzy i zacofaniu.
M iarą najlepszą tego k o n tra stu , jaki zacho- dził w t y m względzie pom iędzy „ E u ro p ą " w znaw
czemu cywilizacyjnem a P o lsk ą w znaczeniu jej nieszczęścia dziejowego, są nasze własne wra- żenią z niedawnej przeszłości i z bolesnej te- raźniejszości, w której obliczu stoi kraj, znisz- czony i s tra to w a n y wzdłuż i wszerz przez wojnę obecną.
K to z nas nie przechowuje w pamięci owych chwil wyjątkow ego przygnębienia, kied y po- wracając z zagranicy stawa! o ko w oko z nędzą Polski, kiedy m usiał m im o w o li porównywać niem ieckie Katowice i Mysłowice z p o lsk im S osnow cem lub p ru sk ie Iłowo z polską Mławą i dochodził do w niosku, że ta m jest niebo, a tu już nie „ziemia", ale piekło prawdziwe.
Ileż przykrego uczucia doznaw aliśm y na w i
dok czarnej m a s y chałatowego żydowstwa, p a nującego n a pogranicznych stacjach, obcego n a m duchem, językiem, gestem, czyniącego n e rw o wy h a rm id er dokoła siebie, rażący przedewszyst- k iem nas, P olaków , a jednak m ówiący k a żdem u przybyszow i obcem u za p o średnictw em pierwszych, silnych, nie do wydarcia z pam ięci
N A GRUZACH I PO G O R Z E L IS K A C H . 13
:14 NA GRUZACH I P O G O R ZE LISK A C H .
-wrażeń, że to jest P olska, że to są jej charakte
rystyczne cechy, że to jest ludność jej h a n d lo wa, ludność jej m iast i miasteczek, pracująca dla „do b ro b ytu i k u l t u r y “ kraju.
Ja k bajka, jak fantasm agorja wyglądały w ó w czas, w tej chwili bezpośredniego zetknięcia się z rzeczywistością polską, dowiezione przez nas szczęśliwie i bez zamącenia do samej granicy, w sp o m n ie n ia z N iem iec środkow ych, z nad R enu, z Szwajcarji, z A ustrji górnej, z T y ro lu , z Belgji i Holandji, z Francji południow ej, a n a wet z W ioch, gdzie w zieleni winnic, tarasam i spadających z gór jasnych i rozsłonecznionych, k ąpią się białe m u r y m ałych „miasteczek”
0 swoistej, starodawnej kulturze, o bogatej przeszłości i o żywych, nietajonych dążeniach do lepszej przyszłości skroś niepoczesną naw et tu i owdzie swoją teraźniejszość, z której w y łam uje się cały n a ró d przez renesansow e roz
prężenie r a m i o n do podjęcia pracy, przy g o to wującej zjednoczoną Ojczyznę w ioską do zadań 1 ciężarów wielkom ocarstwowych.
N a tern tle dopiero widać, jaki og ro m p r a cy jest przed nam i, ile m a m y do zrobienia w za
kresie tworzenia i rozprowadzania po kraju tych e lem entów k u ltu ry , n a których, jak na fu n d a mencie, oprzeć się dopiero m oże dalsza b u d o wa narodu.
N A GRUZACH I PO G O R Z E L ISK A C H . 15
P o k o le n ia całe, zdając sobie z tego sprawę — a nie zdawać jej sobie nie m ogły, patrząc na te k o n t r a s ty —z ałam yw ały bezsilnie ręce i grzęzły w tru jący m dusze pesymizmie, Gdzieniegdzie ledwie jakaś wybitniejsza inteligencja, jakiś rwący się do czynu indyw idu alizm o r o m a n / ty cznym podkładzie, usposabiającym do z m a gania się na nierów ne siły, rozpoczynał „Syzy
fo w ą w a lk ę ” z n a ro sły m n a powierzchni życia m ałom iejsk ieg o grzybem zastoju. Grzyb jednak okazyw ał się zwykle silniejszym. Odczyty, p o gadanki, k ó łk a rolnicze, k oop eraty w y, nieśm iałe p r ó b y wytw arzania i organizow ania opinji p u blicznej, przedsiębrane przez księdza, lekarza lub uspołecznionego farmaceutę p row incjonal
nego, n a p o ty k a ły zwykle albo o p ó r nie do przełam ania, albo tam , gdzie zyskiwały po- datniejszy dla siebie grunt, bezapelacyjną opozycję władzy, upatrującej w obudzeniu się m iasteczka siłę, wrogą dla państwa, niebez
pieczną dla istniejącego p o rzą d k u rzeczy, a więc domagającą się zdławienia w s a m y m zarodku.
O dby w ało się tedy k o n s e k w e n tn e dławienie wszystkiego, co w ychylało głowę p o n a d p o wierzchnię tego cuchnącego, obrzydliwego ba
gna, p o k rytego grubą warstw ą zielonej nie- przenikliwej rzęsy, której żadna moc nie m ogła
16 NA GRUZACH 1 PO G O R Z E L ISK A C H .
rozgarnąć i zmusić do wychylenia z poza swo^
jego kożucha jasnego skraw ka czystej wody, w której m ó g łby się odbić słoneczny, p o g o d n y błękit nieba.
Z pogody tego nieba ko rzystały jedne chy- ba kozy żydowskie, sp okojnie skubiące trawę u wjazdu do miasteczka n a stro m ych stokach row ów przydrożnych. Po zatem n ik t i nic.
T ern większe m a przed sobą zadania p o k o lenie, które, wyszedłszy z dotychczasowej ciem
nicy więziennej życia polskiego, stanie na wszystkich jego placówkach, zajmie wszystkie jego p o s te ru n k i i rozpocznie zdobywanie tej twierdzy ciem no ty i upośledzenia, ufne, że uczy
n i w niej rychło wyłom , przez k tó ry wedrze się w jej obręb zdobywcza falanga „nowych lu d zi” i zatknie tam sztandar „nowego życia”.
G Ł O S P R Z E S Z Ł O Ś C I .
W
s k u te k katastrofy rozbiorowej cała nasza przeszłość państw ow a została zasypana po p io łe m niepamięci, jak H e rc u la n u m i P om pe i. Z pod p o p io łu tego m u s i m y dzisiaj za pom ocą cierpliwych badań n a u k o w y c h w y- dobywać na jaw szczątki wielkości Rzeczypospolitej i w obliczu ich stajem y niejed n o k ro tn ie olśnieni, patrząc w z d u m ie n iu n a p o m n ik i n a szej dawnej chwały, na ślady w id o m e naszego d o ro b k u wiekowego, którego ciągłość tak nagle została przerwana.
N ie ty lk o jednak n a pożółkłych k artach ksiąg i ręk o p isów prowadzić trzeba te studja odkrywcze.
N iejedno H e rc u la n u m i P o m p e i znajdzie się także n a powierzchni ziemi polskiej w p o staci jej zrujno w any ch m iast i miasteczek, k t ó rych szczątki m ó w ią n a m o zgoła innej prze
szłości.
„Kruszwica, nędzna dziś mieścina z 19 cha
łu p złożona — pisał przed stu laty W . S u ro -
M iasteczko. 2
18 GŁOS PR ZESZ ŁO ŚC I.
wiecki *) — ukazuje w daleko p o d ziemią roz
ciągających się bru kach i fu n d am e n ta c h kosz
tow nych niegdyś dom ów , źe warta była być siedliskiem książąt p o lsk ic h ”.
„N iem asz pewnie m iasta — m ó w i ten sam au to r — k tó re b y więcej w skazywało dziś jeszcze e p o k szczęśliwych i nieszczęśliwych swych przem ian, jak Bydgoszcz. W szędzie i w znacznej odległości od jego ob w o du znaj
dują się ta m głęboko p o d ziem ią m u r y k o sz
tow nych niegdyś d o m ó w i sklepów , k tó re do wodzą dawnej jego obszerności i bogactw, a trzy szychty p ięk n y c h b ru k ó w ukazują k o lejn y wzrost jego i upadek. Pierwsza z tych szycht leży o k ilk a łokci p o d ziemią, druga o dwa łokcie niżej, a trzecia o trzy łokcie pod drugą, tak, że się ta o statnia znajduje o 7 łokci pod powierzchnią. Przed n ied a w n y m czasem (ep o ka Księstwa W arszaw skiego), gdy ta m zakładano m ły n nad Brdą, o d k ry to obszerne m u r y dawnego g m achu, k tó re odgrzebawszy, znaleziono różne sprzęty i stem ple m enniczne, toż srebra w sztu kach i blachach gotowych do w ybijania na k i lk a tysięcy ta la ró w ”.'5"1')
*) W . S u r o w ie c k i. O u p a d k u m ia s t w P o lsc e . W y d . B ib l. p o ls k ie j K. T u r o w s k ie g o , str. 118.
**) Ib., str. 122.
T c dwa przykłady, zanotow ane przez nie- zastąpionego do dzisiaj autora rzeczy „ O upad-- k u m iast w Polsce”, rzucają aź nadto w yraźne światło n a ko ntrast, jaki zachodzi pom iędzy teraźniejszością a przeszłością.
Dziedzictwo nasze, r u jn o w an e k o n se k w e n t- nie od poło w y w ie k u X V II-go, n a przó d przez w ojny kozackie i szwedzkie, przez towarzyszą*
ce im pożogi i rab u n e k , p o te m przez ogólny rozstrój życia państw ow ego i gospodarczego, uszczuplało się z w ieku n a wiek. Ślady jednak zamożności, do b ro b y tu i bogactwa leżących dzisiaj w ruinach m ia st i miasteczek polskich n a całej n ie m a l przestrzeni dawnej Rzeczypo
spolitej są jeszcze dość wyraźne, aby m o żn a było iść za ich przew odem i na ich podstawie re k o n stru o w a ć naw et odległą przeszłość obli
cza naszej ziemi, czy w W ie lk o - czy w Mało- polsce, czy n a Mazowszu, czy wreszcie na Li
twie i Rusi. W szędzie znać jeden i ten sa m pochód zdobywczy k u ltu r y polskiej, k tó ra k r o k za k r o k ie m szla naprzód, oglądając się za sie
bie ty lk o po to, aby brać co najprzedniejsze i co najlepsze wzory z Zachodu. Styl r o m a ń ski, gotyk, renesans, b a ro k i empire znaczą się w yraźnie n a ziem i naszej, znaczą się jednak nie naśladow czo, ale indywidualnie, narodowo,
G ŁO S P R Z ESZ ŁO SC L 19
20 GŁOS PR Z E S Z Ł O Ś C I.
tak, że „architektura nasza — jak słusznie mó<- wi St. Szyller *) — p o m im o wielorakich w pły- wów po stro nn ych , posiada tyle cech swej od rębności narodowej, tyle elem entów, płynących z odwiecznej tradycji polskiej, ze uważać ją m u s im y stanowczo za wyraz k u l tu r y polskiej, za architekturę polską z tak iem s a m e m p raw em , z jakiem in n e n a ro d y europejskie uważają za swoją architekturą n arodow ą różne odcienie rom ańskiej, gotyckiej lub renesansowej ogólno- europejskiej a rchitektury".
T u doszliśm y do p u n k tu , o k t ó r y m o ż e m y się zahaczyć.
„ K u ltu ra p olska", „ k u ltu ra n a ro d o w a " m ia ła w przeszłości jedno ty lko oparcie o warstw ą, k tó ra stanowiła wówczas naród. Była to k u l- tu ra szlachecka, w ytw orzona przez sta n y u p rz y wilejowane, na który ch czele stał k ró l i d u chowieństwo.
T e trzy czynniki: król, kościół i szlachta, zwłaszcza szlachta wielkopańska, zgrupow ana dokoła dw oru królewskiego i stolic a rcybisku
pich, stanowiących główne ośrodki k u ltu r y nie- ty lk o um ysłow ej i duchowej, ale także obycza
*) S te fa n S z y lle r . A rch itek t. Czy m a m y p o ls k ą a rch itek tu rą? W a r sz a w a , 1916. W y d a n ie K oła A r c h i
te k tó w .
GŁOS PRZESZ ŁO ŚC I. 21
jowej w najszerszem znaczeniu pojęcia „oby- czaju narodow ego" — szły ręk a w rękę w pra- cy budo w ania n iety lk o państw a polskiego, ja-- k o s tr u k tu ry mocarstwowej, ale i w dosłow- n e m budowaniu Polski, we wznoszeniu jej zam ków , grodów obronnych, miast, miasteczek, wsi i dworów.
R o zp ędem tej k u ltu ry , jej m ocą i daleko sięgającemi aspiracjami, dźwignęła się P olska i przeszła z r ą k P iastów do r ą k Jagiellonów, jako dziedzictwo potężne, pełne chwały i zaso- b ów na jutro. P a n o w a n ie obu Z y g m u n tó w za
so b y te pom no ży ło, dodało im p o lo ru i blasku i uczyniło z P o lsk i p aństw o n iety lk o rozległe p o d względem obszaru, ale i pracujące na ró w ni z i n n y m i ośw ieconym i wówczas n a ro d a m i na rzecz ogólnego d o ro b k u cywilizacyjnego. D o r o b e k ten jednak opierał się w dalszym ciągu n a tych sam ych tylko trzech czynnikach za
sadniczych i nigdy nie stał się d oro b k ie m całego narodu.
W ten sposób z m ocy Po lsk i urastała jej słabość, z jej potęgi rodziła się powoli jej k lęska, aż urodziła się z chwilą, kiedy puściz
n y po kró lu , duchowieństwie i szlachcie nie m o g ły ująć ręce mieszczaństwa i ludu, zgoła do podjęcia tego ciężaru nieprzygotowane.
Było to niew ątpliw ie jedną z przyczyn dzie- jowej tragedji polskiej, ale było także — i na to nie m o żna oczu zamykać — przez długi czas jej d y p lo m e m cywilizacyjnym, jej rzeczywiście
„ w ie lk o p a ń s k ie m “ w k u p ie n ie m się do grona najzasłużeńszych n a ro d ó w E u ro p y .
K r ó lo m naszym , kościołowi naszem u i szlach- cie naszej zawdzięczamy też zbyt wiele, ab y ś m y —rozgoryczeni n aw et póżniejszem nieszczę
ściem O jczyzny — zapomnieć m ieli k ie d y k o l
w iek o tern, jakie położyli oni zasługi, jako
„budowniczowie" Polski.
Pracę ich znać wszędzie. Zazębiła się ona o wszystkie try b y naszego życia, zaznaczyła się we wszystkich jego dziedzinach, więc nie dziw, ż e ,za p isa ła się także trw alem i zgłoskam i na starych m u ra c h kościołów, klasztorów i dom ó w miejskich.
R ozpow szechnione w całej naszej literaturze, dotyczącej miast, jest — tak chętnie oczywiście p o d suw a ne n a m i popieran e przez uczonych niem ieckich — przeko nan ie, że m iasta polskie po w stanie swoje i całą k u ltu r ę swoją zawdzię
czają kolonizacji niemieckiej i u trzym yw anej przez nią stałej łączności z Zachodem.
Zapew ne — i n ik t tem u przeczyć nie będzie—
kolonizacja ta odegrała w procesie cywiłizowa-
2 2 GŁOS P R Z ESZ ŁO ŚC I.
GLOS PR ZESZŁO ŚC I. 23
nia się i przekształcania według wzorów zachodu nich P o lsk i piastowskiej, rolę bardzo wybitną.
Ale nie odegrała roli w yłącznej, i to z całą mocą m u s im y n a p rzó d s a m y m sobie, a p o te m i n n y m powiedzieć, broniąc się przed zarzutem, ze nie uczyniliśm y w tej dziedzinie nic własnego.
O w szem , uczyniliśm y dużo, a dowód tej praw dy da się przeprowadzić w ym ow niej niź przy p o m o cy źródeł pisanych, p rzy po m ocy ar
chitektury.
Kolonizacja jest dziełem XIII i X I V wieku.
W ów czas to granice P o ls k i otworzyły się sze
ro k o nap rzó d dla przybyszów z F landrji, pó ź
niej dla przybyszów z sąsiednich Niemiec. P o wstawały, jak grzyby po deszczu, wsie n a p r a wie niem ieckiem . N o w i ludzie p rzynosili z sobą n o w y pogląd n a życie i jego ustrój gospodar
czy. P ieniądz i w ym iana stawać się poczęły za- sadniczemi p od staw am i tego ustroju.
N ie wystarczały juź dawne targi na „ po d grodziach“ i przy kościołach w dni świąteczne.
N o r m a l n e zaspokajanie potrzeb ludności wiej
skiej, przychodźczej, o kulturz e wyższej, niż ów
czesna k u l tu r a rdzennego lu d u polskiego, w y sunęło na porządek d zienny sprawę miast, k t ó rych zakładanie stało się rychło naczelnym p o stulatem p o lity k i ekonom icznej wszystkich k sią
24 GLOS PR Z ESZ ŁO ŚC r.
żąt-piastowiców od Śląska do Mazowsza. Ich wola i ich ro z u m przewidujący były tedy pierw-- szą podwaliną, na której budować się poczęły w wieku XIII i X I V polskie m iasta według wzorów, przejętych w form ie gotowej z Zachodu, a więc przedewszystkiem z Magdeburga, C h ełm - n a pruskiego i Ś ro dy na Śląsku. Stąd trzy za- sadnicze ty p y naszego praw a miejskiego: prawo m agdeburskie, chełm ińskie i średzkie.
„Sposób pow staw ania m iast, czyli ich loka- cja — czytamy u St. K u trz e b y * ) zupełnie jest p o d o b n y do lokacji wsi, oczywiście z tem i z m ia na m i, jakie były potrzebne ze względu na inne zadania i cele miasta. Po d m iasto p a n m iasta oddawał g run t odpowiedni, dość rozległy sto
sownie do wielkości miasta, o ile możności w o ln y od zabudow ań i praw in n y ch osób. T o um ożliw iało regularne zabudow anie miast, zna
m ie n n e dla m iast polskich. W y ty c z a n o rynek, jako główny plac miasta, od niego prow adzono ulice, k tó ry c h ilość zależała oczywiście od wiel
kości, jaką m iało mieć miasto. Każdy z osad
n ik ó w dostawał t. zw. area (dworzyszcze — H of), t. j. obszar gru ntu , na k tó r y m m ógł stanąć dom . Z tej „area” płacił czynsz roczny (census
*) S t. K u trzeb a. H istorja u str o ju P o ls k i w z a ry sie.
W y d a n ie II, str . 40.
terrestris). Poza tą opiatą nie m ia ł mieszczanin zresztą żadnych obowiązków na rzecz pan a m ia- sta. T y m p a n e m m ó gł być ta k książę, jak kościół lub świecki, zależnie od tego, na czyich gruntach m iasto się budowało. Najstarsze są m iasta królewskie. Później zaczynają się zja- wiać i m iasta p ryw atne. N iektó re, m ałe „ m ia steczka“ mają cechę n a p ó ł rolniczą i wtedy obok m iejskich jednostek g ru n tu („area") znachodzą się w nich i ła n y “.
Zobaczm y teraz, jak się te m iasta polsko - niem ieckie za P iastów budowały w znaczeniu już nie przenośnem , ale ściśle architektonicznem .
St. Szyller czyni słuszne przypuszczenie, że
„p raw dopodobnie tak, jak obecnie, rząd p ru sk i buduje dla swoich kolo nistów całe osady we
dług swego gustu i przez swoich m ajstrów, p o dobnie Kazimierz W ie lk i, ten budowniczy P o l ski (za k tórego powstało przeszło 70 m iast) i jego następcy, budowali dla sprow adzonych k o l o n i stów także według swego gustu i sw oim i ludźmi.
T e rn tlómaczy się fakt, źe m iasta nasze, p o m i m o kolonizacji niemieckiej, tw orzyły się nie według m o d ły niemieckiej, lecz według ty p u rodzim ego budownictw a p o lsk ie g o “ *).
*) S tefa n S z y lle r . A rch itek t. Czy m a m y p o ls k ą arch itek tu rę?, str. 32, 33.
GŁOS P R Z ESZ ŁO ŚC I. 25
26 GŁOS PR Z ESZ ŁO ŚC I.
Potw ierdza to k onstytucja r. 1505, k tó ra m ó - wi wyraźnie: „Poniew aż m iasta od p rzod k ó w na- szych, niety lko dla sam ych osób, w mieście m ie szkających, a le i dla dobra Rzeczypospolitej są f u n dowane, przeto poruczam y starostom , aby tego doglądali, żeby się miasta poprawow ały p rzez budowanie takie, ja kie my ro zka że m y “. „ P op ra- w ow anie“ to m iało na w id o k u oczywiście w p ierw szej m ierze urządzenia obronne, ale sam fakt ingerencji władzy królewskiej w tej dziedzinie stwarza podstawę do w nio sku , źe istnieć m ogła i p raw do p o d o bnie istniała pew na k o n tro la archi
tektoniczna nad b u dow la m i m iejskiem i wogóle, coś, co dzisiaj n azw alibyśm y „ustaw ą b u d o w la n ą “.
W r ó ć m y jednak do w yw od ó w Szyllera.
W dalszym ciągu ustala on, źe „w pow stają
cych osadach m iejskich polskie b u dow nictw o ludowe weszło w nową, ewolucyjną swą od m ianę. D o m y , zszeregowane dokoła miejskiego, zwykle kw adratow ego targowiska, ze swych przyźb i g anków stw orzyły okalające te targo
wiska „podcienia", pod k tó re m i znajdowały ochronę od niepogody towary, rozłożone n a straganach, co i dotąd p r a k ty k u je się po naszych miasteczkach. T e „podcienia“, na drew nianych słupkach oparte, stały się m o ty w e m architek-
GŁOS P R Z ESZ ŁO ŚC I. 27'
tonicznym , ty p o w y m dla m ia st polskich, spo- ty k a n y m w rozm aitych lo k aln y ch odm ianach, n a całym obszarze ziem dawnej R zeczypospolitej- W ie le z nich odznacza się artystycznem o b ro - bien iem szczegółów i bogactw em form . W iele z tych do m ów zniszczyły pożary, wiele ustąpić m u sia ło n o w ym budow lom . P ozostało ich jed
n a k jeszcze bardzo dużo, a im uboższe, im bar
dziej zap o m n ian e m iasteczko, tem częściej od
n ajd u jem y w n iem te stare do m y podcieniow e" *).
T o drew niane budow nictw o ludow e stało się:
m aterjałem , z k tó reg o rozw inęła się nasza k a m ie n n a i ceglana arch itek tu ra o .mniej lub wię
cej wybiłnem piętnie polskiem, zależnie od tego, czy w danej epoce życie społeczne i polityczne b yło m n iej lu b więcej sam odzielne, czy też p o d legało w p ły w om obcym .
W k ażd y m razie, zarów no k a m ie ń i cegła, jak drzewo, pozw alają stwierdzić, że m iast w P o l
sce nie budow ali w edług swego sm a k u i u p o dobań osadnicy niem ieccy, ale że w znosił je m u larz i cieśla polski, a zwłaszcza ten ostatni,- k tó reg o siekiera posiadała stare, rodzim e tra dycje i n aw y k n ien ia. W o g ó le „rzem ieśln ik p o l
ski" pozostaw ił po sobie ślad trw ały n aw et
*) I b id e m , s t r . 44.
:28 G I.O S PR ZESZŁO ŚC I
w budow lach, k tó re sty lem sw oim należą do naro d ó w innych, jak św iątynie ro m a ń sk ie i go
tyckie, gdzie przecież „chrzcielnice p o lsk ie “ i o k u cia żelazne są zupełnie o d m ien n e od tego, co rom ańszczyzną lu b g o ty k iem zw y k liśm y n a zywać *).
K tóż jedn ak rzem ieślnikow i tem u dawał pracę, k to czuwał nad tą pracą, k to ją w y ro b io n y m sm ak iem sw oim sądził i orzekał, czy odpow iada ona p o trzeb om i p ię k n u w znoszo
nego bud y n k u?
Z aiste nie osadn ik niem iecki.
C zynili to przedew szystkiem polscy książęta świeccy i duchow ni, a p o tem panow ie-com ites, jako jedyni podówczas budow niczow ie i tw órcy życia polskiego.
Z jednej stro n y ich in d y w id u aln y interes m aterjaln y , bo m iasto przy n o siło w postaci czyn
szów i op łat handlow ych pow ażne zyski tem u, Jęto je na ziem i swojej osadzał, z drugiej ich p otrzeb y religijne i k u ltu ra ln e , rosnące z ka- żdem stuleciem , były bodźcem do pod ejm o w a
nia now ych i coraz to now ych w ysiłków w k ie
r u n k u „bud ow an ia" P o lsk i.
Ileż w spaniałych św iąty ń i klasztorów , k tó -
*) I b id e m , s t r . 58.
GLOS PR ZESZ ŁO ŚC I. 29-
re do dnia. dzisiejszego są d u m ą ziemi naszej,, zawdzięczamy grzechom szlachty polskiej? W iluż przypadkach ekspiacyjny p o ry w duszy, obarczonej cięźkiemi winam i, stawał się u schyl' k u życia n atc h n ien ie m dobrego dzieła? Ileż tablic erekcyjnych odsłania n a m taką właśnie a nie in n ą tajemnicę początku kościoła lub klasztoru w niejednem m iasteczku polskiem?
Już w XII w ieku P io tr W ła s t (W lo d im i- rus), p o p u la rn ie D u n i n e m na S k rz y n n ie zwa- ny, buduje, według legendy, „jako w y k on an ie zadanej m u p o k u ty " , 77 kościołów, a aczkol- wiek legendzie tej późniejsze badania zaprze- czyły, dowodząc, źe wiele świątyń, k tóre m iały być jego fundacji, znacznie później powstało, to jednak n a dnie tej bajki leży niezaprzeczal
na „ekspiacyjna” dążność m ag n a tó w polskich, k tó ra znajdowała swój wyraz w wielu ich przed
sięwzięciach p obożnych od XII-go aż do k o ń ca X V III-g o wieku.
N a przestrzeni tego sam ego czasu o ileż w iększy m m o to r e m poczynań w zakresie b u downictwa były dla m oźnow adztw a polskiego jego ambicje w ielkopańskie, idące w parze z chęcią zdobyw ania coraz większych środków na zaspokojenie swoich iście królewskich po-- trzeb i zachcianek.
:30 GLOS PR Z ESZ ŁO ŚC I.
Poczynając od K azim ierza W ielk ieg o , do P o lsk i w szy stk iem i drogam i spływ a bogactw o.
S k ro ś ziem ią, dotąd krw ią n ieu sta n n y ch w alk ociekającą, sław ną Żelaznem rycerstw em i b o ja ' m i C hrobrych, K rzyw oustych i Ł o k ietk ów , z a '
■czyna teraz płynąć ob o k krw i ta k ie p o to k z ło ' ta. W y tw a rz a go rozgałęziający się h an d el i m ' p o rto w y i eksportow y. Pierw szy, zw abiony dobroby tem , w prow adza do dziedzin p ia s to w ' sldch obce tow ary, p rzed m io ty wyższej k u l tu ' r y i zb y tk u, drugi, dla zdobycia śro d k ó w na zbytek, wyw ozi pszenicę p o lsk ą do k rajó w CU' dzoziemslcich.
Ja k się ten h a n d el rozw ija, ro śn ie i jaki w pływ w yw iera na m iasta, świadczą w y m o w n ie dzieje K azim ierza dolnego nad W isłą , dzisiaj typow ego „m iasteczka“, ongi — potężnego ośro dka h a n d lu polskiego, k tó ry słusznie m ó gł się ubiegać o m ian o „m ałego G d ań sk a". Z je ż' dżali ta m n iety lk o k u p c y z G dańska, Elbląga i T o ru n ia dla sk u p o w an ia pszenicy, ale byl czas naw et, że „i A nglicy m ieli tam swoją k a n to r ę ”. *)
D ochody z m iasta, czyniącego ta k znaczne
*) M. B a liń s k i i T. L ip iń sk i. S ta ro ży tn a P o lsk a . T o m III, str. 267.
GŁOS PR ZESZ ŁO ŚC I. 31
obroty, zasilały, oczywiście, n iety lk o szkatułę królew ską, ale były ta k i e źródłem zbogacania się rodzin mieszczańskich i — o dziwo — jako rodzinę patrycjuszowską w K az im ierz u Królew- s k im przekazały n a m dzieje nie żadnych p o to m k ó w osad nikó w niemieckich, ale o po lskiem m ia n ie Przybyłów , którzy pod koniec wieku X V ł-g o słyną ta m z dostatków n iem a l m a gnackich.
Jeden z nich, M ikołaj Przybyło, posiadał k a mienicę, dotąd w r y n k u stojącą i na ratusz z czasem obróconą, jedną z najpiękniejszych n ie ty lk o w Kazimierzu, szczycącym się szere
giem p ięk n y ch do m ó w przy ulicach S e n a to r
skiej i Zam kowej, tudzież m u ro w a n y m i, b u dzącymi do dziś dnia podziw, śpichlerzami kazim ierzo w sk im i nad brzegiem W isły , ale bodaj mogącą współzawodniczyć z najprzed- niejszemi podówczas k a m ie n ic a m i Krakowa;
drugi, J a n Przybyło, praw do p o d o b n ie sy n M i
kołaja, w r. 1591 wspaniale przy jm o w ał w tej właśnie kam ien icy Jerzego ^Radziwiłła, k a rd y nała b isk up a krakow skiego, odbywającego wi
zytę kościołów. O n także w ła sn y m s u m p te m odnowił zniszczony ogniem kościół fa rn y i sam w n i m został po chow any w r. 1595, o czem świadczy tablica m a r m u ro w a z odpowiednią
inskrypcją, w ścianie kościoła um ieszczona.
Z kolei synow ie Ja n a P rzy by ły , B artłom iej, rajca, i M ikołaj, ław n ik k azim iersk i, w znieśli k o sztem sw oim osobn ą kaplicę Z w iastow ania P a n n y M arji, na górze, zwanej P leb ań sk ą, i do fary ją przyłączyli. *)
T a k płaciło wdzięczne m ieszczaństw o pole
skie m ia sto m k ró le w sk im za swój dostatek.
N aw et w m ały m Sieradzu K atarzy n a Za- pieczna, w dow a po „rajcu ” m iejsk im , u m iera- jąc w r. 1450 zapisuje pół grzyw ny kościołow i Ś-go M ikołaja na przedm ieściu, grzyw nę k o- ściolowi W szy stk ich Św iętych, grzyw nę kościo- łow i M nichów i pół grzyw ny kościołow i p rzy szpitalu. **)
O ileż szerszy po w szystkie czasy gest m ieli comités kazim ierzow scy, oraz p óźniejsi kasztelanow ie i m oźnow ładcy P o lsk i jagielloń- skiej i elekcyjnej!
O geście ty m do k ład nie m ó w i n a m żyw ot niejednego z m ag n ató w polskich. D la charak- tery sty k i jednak w yżyn, do jakich gest ten się w znosił, zatrzy m ajm y się ty lk o n a trzech ty -
3 2 GŁOS P R Z ESZ ŁO ŚC I.
*) Ib id em , str . 270.
**) J ó zef K o b ierzy ck i. P r z y c z y n k i do d z ie jó w zie- m i sie r a d z k ie j. C zęść II, str. 4.
GŁOS P R Z E S Z L O Ś C r. 33
pow ych, w y b itn ych indyw idualnościach „P olski szlacheckiej” — M iko łaju i K rzysztofie Szydło- wieckich i Ja n ie Z a m o y sk im .
INicolaus, ąuo nihil elegancius — pochlebia pierw szem u sły n n a Liber geneseos ro d u Szy- dłow ieckich, zaś a u to r wyczerpującej m on og rafji o kanclerzu K rzysztofie Szydłow ieckim *) do- daje od siebie:
„Jeżeli b y ł w ytw orny, to duch jego nie m ógł być obcym p ięk n u , jak tego zresztą oczekiwać należało u m ęża, d w o rzanin a nap rzód k ró le - wica Z y g m u n ta, lubującego się w rzeczach sztuki, a n a stę p n ie św iadka szerokiej m ecena- sow skiej działalności Z y g m u n ta S tarego i całe- go tego artystycznego ru ch u , jaki w pierw szych zwłaszcza trzech dziesiątkach lat k u p ił się o ko ło dw oru królew skiego i dw orów ów czesnych pole
skich m ożnow ładców , żeby ty lk o w spom nieć podskarbiego, K rzysztofa, i serdecznego przy- jacieła obu, b isk u p a P io tra T o m ic k ieg o ”.
Ś ladem zwłaszcza Z y g m u n ta I, k tó ry w e
dług świadectwa D eciusa w zniósł n a w aw el-
*) Jerzy K ie sz k o w sk i. K anclerz K r z y s z to f S z y d ło - w ie c k i. Z d z ie jó w k u ltu r y i sz tu k i z y g m u n to w s k ic h c za só w . P o z n a ń , 1912. T o m I, str. 46 i n a st.
M iasteczko. 3
34 G I.O S PRZESZ ŁO ŚC I.
sk ie m wzgórzu rezydencję, będącą „podziwem dla świata całego” *), wytężył Mikołaj Szy- dłowiecki wszystkie swe siły, aby zniszczone lub n aw et walące się w swych dobrach kościo- ły i z a m k i dźwigać i naprawiać, a upiększać inne. „ W rozległych włościach podskarbiego najczcigodniejsze miejsce zajm ował kościół św.
Zygm unta, w Szydłowcu — inter alias ecclesias illius territorii Schydlovecensis insignior — f u n dacji jeszcze pradziadów, Mikołaja, J a k ó b a i Sławka. B udow ę jego rozpoczęto w r. 1401, zakończono zaś w r. 1433. W kilkadziesiąt lat p o u k o ńczeniu bud o w y restaurow ał kościół J a k ó b , dokończył zaś dzieła restauracji M ik o łaj Szydłowiecki, wznosząc „boczny dach” oraz obwarowując go culm inibus".
Dzisiejszy wygląd kościoła pochodzi w głów
n y m s w y m zrębie z czasów M ikołaja i jego p rzo d k ó w i daje świadectwo niety lk o wielkiego s m a k u , ale i hojnej szczodrości, z jaką go b u dow ano i urządzano wewnątrz.
Hojność M ikołaja Szydłowieckiego nie ogra
niczyła się jednak do restauracji i upiększenia kościoła w Szydłowcu oraz do b u d o w y ta m śzpi-
*) D ęciu*. D e S ig is m u n d i R. te m p o r ib u s.
ta la i kościoła Sw. D ucha na m iejscu daw ne
go drew nianego d o m u ojcowskiego.
W d ru gim sw oim m ają tk u , w Ćmielowie, restauruje Mikołaj w latach 1509 — 1510 t a m tejszy kościół parafjałny, budow ą gotycką, jedno- naw ow ą, o płaskim , d rew n ia n y m suficie.
A le „m ecenasostw o” M ikołaja Szydłow iec- k iego oraz zam iłow anie jego do przepychu, p ełnego barw i bogatych ozdób, o k azały sią dopiero w p ełn i n a budow ie zam k u w ro d zin n y m Szydłow cu.
Z jego w oli staje „now y, okazały i jasny g m ac h “, p ięk n y m ozdobiony p o rty k ie m , p o k r y ty dekoracją m a la rsk ą i w ogóle z „prze
dziw ną urząd zo ny okazałością“.
- I nic dziw nego — m ów i K ieszkow ski — źe
„jak dbał o kościół i m iasto sam o, k tó re licz- n e m i w olnościam i obdarzał, a n aw et p o sta ra ł sią o zaprow adzenie w niern w odociągów“, p o dobnie i p rzodków swoich do m o stw o „ sta ran n ą otoczył op ieką i św ietnością p o n ad in n e z a m k i i pałace P o lsk i ówczesnej wydźwig- n ą ł“.
Szedł w ty m k ie ru n k u , zgodnie z prądem , k tó ry w ytw arzał sią na z a m k u k ra k o w sk im , w najbliźszem otoczeniu k ró la .
„P rzy k ład k ró la, k tó ry budow ał, jak niegdy
GŁOS P R Z E S Z Ł O Ś C I, 3 5
S a lo m o n *), działał n a otoczenie n ib y słońce, k tó re rzuca w o ko ło p ro m ien ie, ożywia, p o d ' niecą i k u n ieb u podnosi. P oszli tą drogą m o żn i panow ie, poszli Szydłowieccy, owi t o ' w arzysze lat m łodych k ró la , jego satelici n i e ' odłączni, poszedł K m ita, B o n ar i in n i. N ie ty l' k o K rak ó w stro ił się w zam ki i kaplice k r ó ' lew skie, ale i in n e siedziby, w k tó ry c h Z y g ' m u n t przebyw ał, więc N iepołom ice, więc P i o tr ' ków , L u b lin , San d om ierz, szczególniej zaś W i ł ' no. K ró l staw ał się sprężyną artystycznego r u ' chu n iety lk o w K rakow ie, ale i w in n y ch m ia sta c h “.
P o d ty m w pływ em M ikołaj Szydłow iecki n a b ra ł swoich — jak b y śm y dzisiaj pow iedzieli —
„zam iłow ań k o n se rw ato rsk o ' a rc h ite k to n ic z ' n y c h ”.
Z aprow adziw szy w zorow y po rząd ek we w ła s ' n ych dobrach, w ziął się z ko lei do dźw igania n ad p su ty ch m u ró w z a m k o w y ch , czy też do w znoszenia now ych gm achów i przy o zd ab iania ich m niej lub więcej bogato w nadaw anych m u z biegiem lat starostw ach.
„ Z am ek w R ad om iu , oddaw na zniszczony
*) A . P a w iń sk i. M łode la ta Z y g m u n ta S ta r e g o , str. 201—202.
3 6 GLOS P R Z ESZ ŁO ŚC I.
G f.OS P R Z ESZ ŁO ŚC I. 37
i do m ieszkania niezdatny, zrestau row ał i róż- n e m i zabu do w aniam i upiększył. S tary , drew - n ia n y zam ek ośw ięcim ski w przew ażnej części przebudo w ał n a m u ro w an y ; gródecki, grożący zaw aleniem się, zupełn ie zrestaurow ał". Z am ek w K rzepicach „n iem al od fu n d am en tó w z ce- gły w ybudow ał i zrestaurow ał, chcąc zaś p o d nieść piękność n ow o-w ybudow anego gm achu, fasadę jego, jak n iem n iej k o m n a ty p o k ry ł m a la rsk ą d ekoracją”.
S tarościń ską sw oją rezydencję w Zatorze ró w n ież g ru n to w n ie odbudow ał i w ystaw ił w niej k u c h n ię z w odociągiem n a w zór tej, k tó rą w N o w em M ieście K orczynie u brata K rzysztofa wszyscy podziw iali.
O puszczony wreszcie, b ru d n y i „n ap ół cuch
nący zam ek w O lsztynie, p o d o b n y raczej do ciem nej jask in i P lu to n a " , w w spaniałą i wdzię
k u pełn ą zam ienił siedzibę, utw orzyw szy z niej praw dziw y p rzybytek gracji *)•
O to działalność jednego ty lk o „m ożno- w ładcy" w Polsce renesansow ej X V I-go w ieku.
A iluż m ia ł on w spółzaw odników w śród w spółczesnych, na k tó ry ch nie m óg ł nie w y wrzeć przem ożnego w pływ u czar odrodzenia
*) J. K ie s z k o w s k i. O p . cit. T o m I, s t r . 74, 75, 76.
38 GŁOS PR Z ESZ ŁO ŚC I.
w łoskiego, święcącego try u m fy n a z a m k u kra"
k o w sk im , gdzie pracow ali podów czas Francesco della L ora, A n to n io da F iesole, G io v an n i C ini, sieneńczyk, i cale szeregi co najprzedniejszych lapicid’ow, rzeźbiarzy, architektó w i przeróżnych rzem ieślników .
Ś ladam i M ikołaja poszedł przedew szystkiem b rat jego rodzony, kanclerz K rzy szto f Szydło"
w iecki, najbliższy przyjaciel P io tra T om ickiego, tego bez m ała Ju ljusza II w Polsce zyg m un "
tow skiej.
M iał kanclerz rozległe dobra, k ilk a rezy"
dencji, było więc gdzie budow ać, a było także i co z r u in y dźwigać lu b choćby ty lk o upiek "
szać.
„S k o ro ty lk o został właścicielem O patow a — m ó w i K ieszkow ski *) — zabrał się do restaura"
cyjnych ro b ó t oko ło tam tejszej k oleg jaty św.
M arcina, k tó rej był unicus patronus. W p raw d zie zaraz po sp alen iu kościoła przez T a taró w prze"
prow adzili b isk u p i lubuscy, ówcześni jego za"
łoźyciełe, k onieczną restaurację jego m u ró w , fasady zaś ozdobili zg rab n ym i fro n to n a m i za"
zęb io n y m i, to jed n ak nie m ó gł Szydłow iecki, k tó ry we w szystkich swych zam kach zostaw ił
*) O p . cit. T o m II, s t r . 346 i n a s t .
ślady m ecenasow skiej swej działalności, p o m iną^ starożytnego kościoła i nie przyczynić się do zew nętrznego i w ew nętrznego jego przy- ozdobienia. O d zew nątrz więc funduje now y p o rtal, niew ielki, ale p ełen dziw nego w dzięku i u ro k u , jak im i odznaczają się p o m n ik i przejścia z gotycyzm u do renesansu.
O wiele żywszą działalność rozw ija w n a stępstw ie K rzysztof Szydlow iecki n a p o lu b u dow nictw a świeckiego.
Dźwigając O patów , zabiera się przedew szyst- k iem do u p o rząd ko w an ia m iasta, do zabezpie
czenia go przed n ap a d am i T ataró w , k tó rz y w ubiegłych latach raz po raz pożogę i zniszcze
nie w niem szerzyli. W ty m celu opasuje m iasto w ałem , otacza je m u ra m i, oraz czterem a cio- sow em i b ram am i. Przez b ra m y te wjeżdżano do O p ato w a od stro n y K rakow a, S andom ierza, L u b lin a i W arszaw y, skąd od m iast tych nazwę swą przybrały.
N a o p isanem wyżej „ u fo rty fik o w a n iu " O p a tow a nie poprzestał jednak no w y jego właściciel.
„S p ro w ad zo n y , biegły ru rm istrz , W acław M oraw a, urządził w m ieście wodociągi... han del w zm ógł się na now o, przyby w ali k u p cy z T u r cji, G recy zaś m ieli swoje skład y " *).
*) Ks. W l. F u d a le w sk i. M iasto O p a tó w , str. 20.
GLOS PRZESZ ŁO ŚC I. 3 9
N ic w O p ato w ie jed nak lecz w Ć m ielow ie m ia ł K rzysztof Szydlow iecki sw oją rezydencję.
M iędzy ro k ie m 1519 a 1525 w znosi tam „obszer-- n y , m u ro w an y , z przedziw ną sztu k ą zbudować ny zam ek z p o rty k ie m , z szeregiem k o m n a t m ieszkalnych i sal recepcyjnych. Ściany ich i sufity, jak n iem n iej fasadę zam k u , p o k ry w a w spaniałą dekoracją m ala rsk ą — zdaje się — m alarz gdański „ P io tr“, pozostający w usłu-- gach b rata M ik o ła ja ” *).
Całość spraw iać m iała ta k św ietne w rażenie, ze — jak pisze Liber geneseos Szydlow ieckich — była przed m io tem podziw u i ciekawości tak swoich, jak obcych, ut non parum m ulti tam alienigene quam indigene visendi studio illam (sc. arcem) petunt.
N ie zap o m n iał rów nież K rzysztof Szydło^
wiecki i o pow ierzonych opiece jego zam kach starościńskich w N o w em M ieście K orczynie, w G o sty n in ie i w Ł ukow ie.
T o zam iłow anie do „budo w nictw a“ było tak sw oiste dla m ożnow ładców tej epo k i, że m o żna bez obaw y o błąd przypuszczać, że za^
k ładane wówczas obficie przez nich m iasta i m iasteczka, osadzane na praw ie niem ieckiem ,
4 0 GŁOS P R Z ESZ ŁO ŚC I.
*) J. K ie s z k o w s k i. O p . cit. T o m II, s t r . 350, 351.
GŁOS P R Z ESZ ŁO ŚC I. 41
by ły isto tn ie budowane w ed łu g ich g u stu i pod ich kierunkiem.
Z pó źniejszym o lat 200 gestem P io tra W ielk ieg o na fiń sk ich m oczarach nadm orskich:
„tu będzie m iasto u fu n d o w an e“, niejeden p an p alsk i kład! juz n a schyłk u w ieku X V -go i w zaran iu w iek u X V I-go fu n d am e n ty pod budow ę „sw ojego" m iasta lub m iasteczka, k tó re u siln ie starał się w następstw ie podnieść drogą w yjednyw anych u tro n u przyw ilejów .
Szczytem tej fantazji w ielkopańskiej w dzie
dzinie tw orzenia k u ltu ry pozostan ie na zawsze h isto rja Zam ościa.
O to J a n Z am o y sk i, kanclerz i h e tm a n W K .,
„chcąc odpow iednią swojej potędze i zam ożności wznieść rezydencję, a razem do o b ro n y k raju przyczynić się skutecznie", postanow ił założyć m iasto i tw ierdzę w rodow ych m ajętnościach swych nad W iep rzem .
„Jakoż wezwawszy z P o lsk i i z zagranicy osadników i pobudow aw szy dla nich domy, po w y m u r o w a n iu w przód nowego z a m k u dla sie
bie nad rzeczką T opornicą, wydał w r. 1580 p rz y wilej lokacyjn y o iście k ró le w sk ie m brzmieniu:
„Z budow aw szy przeciw daw nego z a m k u n o w y n ad staw em i tam dla czci B oskiej kościół wznieść postanow iw szy, gdy nietylko dla mojej,
42 GŁOS PR Z ESZ ŁO ŚC I.
lecz razem dla moich poddanych, przyjaciół i całego są sied ztw a wygody i bezpieczeństwa za ło żyłem miasto, które w ałam i i p rzek op em otoczyłem, tem uż m ia s tu nadaję im ię Z a m o ście nad W ie p rze m (Z am osczie ad łPieprziecz) dla odróżnienia od poblizkiego p rzo dk ó w n a szych siedliska, Zamościa (starego), nieco od rzeki W ie p rz oddalonego i leżącego w woje
wództwie Belskiem, powiecie grabow ieckim ”.
W y ra ż a dalej fu n d ato r miasta, że obdarza je „praw em niem ieckiem , z w a ru n k ie m , żeby się w sporach sądowych nie odwoływ ano od m agistratu do dziedziców, ale do sądu najw yż
szego m agdeburskiego we Lwowie".
Życząc sobie następnie, aby „mieszczanie zajm owali się raczej rzem io słam i niż rolą, k t ó ra jest wieśniaków zatru dnieniem ", m ian u je
„na ten jeden raz wójta, po którego zejściu mieszczanie już będą mieli p raw o wybierać nadal burm istrza, rajców i ław n ik ó w w obec
ności dziedzica lub delegowanych od niego".
Mieszkańcy Zamościa, k tó rz y —pragnie f u n d a to r—„żeby jednę tylko wiarę rz y m s k o -k a to licką wyznawali", uw olnien i są przez niego wieczyście „od wszelkich robocizn miejskich, od podwód, i od op łaty czynszów i d a n in na lat 25“. P o u p ly n ie n iu zaś tej swobody płacić
GŁOS P R Z ESZ ŁO ŚC I. 43
będą dziedzicowi: „z ła n u po 20 gr., a na ko- ściół po 6 gr., z poczwórnej roli 10 gr. dziedzic cowi, 3 gr. na kościół; z każdego d o m u w m ie- ście po 6 gr. dziedzicowi, 2 gr. kościołowi, uisz
czając się z tych opłat każdego r o k u w dzień św. M arcina“.
W całej rozciągłości potw ierdził ów p rzy wilej S tefan B a to ry w d n iu 28 lutego 1585 r.
w W arszaw ie, n a w a ln y m Sejm ie, przydaw szy do tego trzy jarm ark i, w N iedzielę po W n ie b o w stąp ieniu P a ń sk ie m , n a św. M arcina i na N aw rócenie św. P aw ła w styczniu, oraz targ tyg o dnio w y co środę „z p o ró w n an iem kupców m iast w iększych polskich, t. j. K rakow a, G dańska, Elbląga,' P o znania, Lw owa, W iln a i W arszaw y — „przybyw ających do Zam ościa na jarm ark i, co do praw i sw obód z kup cam i lu b elsk im i i to ru ń sk im i, k tó rz y już ich w przód używ ają“.
M ieszczanie Z am ościa uw o ln ien i zostali n a d to „od ceł, m y t i targow ego w całem państw ie z w y jątk iem cła pogran iczn ego “, za k tó re p o zw olono im płacić ogółem do sk a rb u co ro k zip. 300, ale i to po upływ ie la t 10“.
Z y g m u n t III cały ów przyw ilej, dw iem a pieczęciam i, m ajestatyczną i m niejszą, ob w aro w any, uroczyście n a Sejm ie w arszaw skim , sto