$11
H I S T O R Y A
G R Z E G O R Z U ,
t ó $ przez 17 lat pokutował p rzjM j de skały.
Piekne i pouczające opowiadanie d l a L u d u .
Przettom aczona z niem ieckiego n a p olaki jęz y k .
X. P ie k a r y , Cr.-Sal.
D rukiem Teofila N ow ackiego.
I
wwnwk
R O Z D Z IA Ł I.
O synu Księcia z A quitanii i jego siostrze.
W
A quitanii, któ ra w południow o- zachodniej F ra n cy i leży, panow ał znakom ity K siąże, T em u urodziła jego m ałżonka bliźnięta, syna i córec z k ą ale to urodzenie przypłaciła życiem.
K iedy dzieci m iały ju ż po 10 la t, Książe zachorow ał śm iertelnie. K iedy poczuł, że ju ż nie pow stanie, zaw o
łał do swojego łoża śm iertelnego dzie
ci, jako też i najznakom itszych sw o
ich w assali, ażeby ich ostatni raz n a
pom nieć. A le kiedy oboje dzieci nad
zwyczajnie piękne przed nim stanęły, uczuł tak w ielką boleść, że od w iel
kiego płaczu i łkania nie m ógł sło
w a wymówić, ta k ja k gdyby m u ser
ce mówiło, że życie tego rodzeństw a będzie napełnione sm utnem i przypad
kam i.
on obydwie sieroty opiece sw oich wassalów , i ci m u obiecali, że oni dzieci nie opuszą, lecz zaw sze się bę
dą niem i opiekow ać. Do syna, k tó ry gorzko płakał, m ówił ta k um iera
jąc y o jc ie c : K ochany s y n u ! dla cze
go płaczesz ? T y masz najm niejszą przyczynę do sm ucenia się, gdyż to
bie pozostawiam cały mój kraj i ko
ronę. Lecz daleko więcej kłopocę się o tw oją siostrę; to je s t mój większy kłopot, źe m uszę iść dti ich rodziców wprzód niż ją wyc za m ąż. D la tego rozkazuję to me mój synu, dokąd chcesz, żeby na to
bie spoczyw ało m oje ojcow skie bło
gosław ieństw o, szanuj ją , i postępuj z nią zawsze tak, ja k kochający brat.
To was może zrobić poboźnemi, a mnie będzie w grobie spokojniej.
G dy to Książe wym ówił, skłonił głowę na poduszki i skonał. P rz e ło żeni kraju w ypraw ili m u bardzo w spa
niały pogrzeb, i za jeg o duszę roz
dali wiele bogactw a m iędzy kościoły i klasztory.
A le poniew aż m iody K siąże nie czynił tego co mu jego ojciec um ie
rając nakazał, lecz obcując z roźnem i rycerzam i i byw ając na turniejach, zepsuł się zupełnie m oralnie i cho
ciaż daw ał swojej siostrze w szystko co jej się należało i spełniał n aty c h m iast w szystkie jej życzenia, lecz to czynił tylko dla tego, żeby jej nie pokazad, źe się już zepsuł do tako
w ego stopnia. On nie chciał mied nic w yłącznie tylko dla siebie, lecz oo on m iał, m usiała także mied i sio
stra jego. Je d li przy jednym stole, ich łóżka stały w jednym pokoju, oni byli zupełnie nierozdzielni i kochali się nieopisaną m iłością. On postę
pował z nią ja k z oddaną sobie w opiekę, a ona była m u zupełnie po
słuszną jąk b y ojcu.
Ale poniew aż szatan zawsze czycha na zgubę człow ieka i czyni zaw sze na przek ó r Panu Bogu, więc i tutaj także w trącił się, gdyż to jest jego interesem , źąd tam gdzie widzi, że w schodzi. Bogabojna zgoda rodzeń
stw a była m u cierniena w olpi, J lą
m łodego lecz zepsutego i nie doświad
czonego K sięcia nie skusił, ażeby ten
że pom yślał o czystości swojej sio
stry ; i napełnił jego serce takiem płom ieniem , źe m łody K siąże nie m ógł stawić oporu swojej chuci i nie uspokoił się dotąd, dopóki swojej niedośw iadczonej siostry pomimo jej uporu do u p ad k u nie przyprow adził.
T ym sposobem więc m łody K siąże zgotow ał sobie i swojej n ie w in n i siostrze przez ten ciężki błąd,
sm utny los.
R O Z D Z IA Ł I I .
Ja k młoda Księżniczka urodziła dzie
cko i włożyła je do beczki, aby jakim przypadkiem puścić je na morze i ja k młody Książe dla odpokutowania za swój błąd pociągnął do k raju pogańskiego.
J a k tjlk o ten ciężki b łąd popełniony został, uczuła Księżniczka w ielki sm u
tek, wciąż p łak ała i nikt nie m ógł j ą uspokoić. T a k i m łody Książe sko
ro poznał swój błąd, zaczął mocno żałow ać za swoje przestępstw o pro- B oga i swoję sitßtrq a sząc, błag ał
przebaczenie,
J a k tylko K siężniczka poznała, że ten b łąd nie będzie dla niej bez sku
tku, to pow iększył się jej płacz o ty le, źe aż życzyła sobie śm ierci. J a k to b ratu sw em u pow iedziała, to on się ta k zaw stydził, że od żalu i w sty du nie w iedział, gdzie m a się podzied tak , źe sobie chciał życie odebrad, K iedy siostra zobaczyła, źe b ra t ta k mocno za to żałow ał, spojrzała na niego i rz e k ła : nie płacz kochany bracie, lecz postępuj sobie jak m ąż i obm yślaj środki i drogi ja k dziecko będziem y rato wad, które ja m am uro- dzid, ażeby B oska O patrznośd nas nie opuściła. G dyż słyszeliśm y nieraz, że n a dziecko nie sp adają grzechy rodziców.
T u m ilczał przez chw ilę m łody K siąże zatopiony w m y śla c h ; nako- niec pow iedział: Miej nadzieję kocha
na siostro, znalazłem środek, jak ie m sposobem zagładzim y nasz w styd. W naszym k raju m am y bardzo m ądrego człow ieka, u którego nasz ojciec nie
boszczyk bardzo często rad y jzasięg ał, ten może także i nam doradzi. J a
c z e ć , te nr u m o ż e m y się z w ie r z y ć i c z y n ić to co on nam poradzi, t e m u '1 nasz honor p o w ie r z y m y .
Siostra była z tego zupełnie zado- wołnioną. Zaraz pe słał K siąże po te
go rozum nego szlachcica, zam knął się z nim w osobnym pokoju i odkrył m u w szystko co m iał na sercu. On i siostra klękli przed tym dośw iadczo
nym starcem i prosili go o radę i pom oc w swoim utrapieniu. r"
podniósł ich z m iłości i pociesi że n a koniec on sam m usiał
zapłakać. On nie m ógł jednakże dać im innej ra d y , ja k tylko żeby m łody K siąże pokutując za grzech, pojechał do ziem i świętej, a swe ję siostrę gdy
by nie pow rócił w cale, żeby jej od
dał cały kraj na własność. T am w al
cząc z poganam i m ógł on Boskie od
puszczenie uprosić, siostra zaś jego musi pokutow ać za grzech, modlić się i czynić jałm użny. On zaś, jako n ajstarszy z wassalów weźm ie j ą do sw ego dom u, żeby św iatu się nie po
kazując, m o^ła w spokoju oczekiwać
narodzenia się dziecka.— R a d a ta po
dobała się obojgu i oni jej się pod
dali w zupełności. M łody K siąże od
dał zarząd księstw a swojej siostrze, a sam zaczął się przygotow yw ać do po
dróży. Bardzo sm utne było rozłącze
nie rodzeństw a. G dyby się byli Boga nie bali, woleliby byli w styd przed św iatem znieść, niż sm utne rozłącze
nie.
K iedy ten sm utny odjazd m inął, w ziął szlachcic ten Księżniczkę do sw ojego domu, w yśw iadczając jej m i
łość i dobrodziejstw a. Żona jego by
ła bardzo pobożna i oddana P a n u Bo
gu, ta k że trudno było znaleść lepszej w całej okolicy. Ona opiekow ała się K sięźnicką z w ielką m iłością, kiedy przyszła godzina jej porodu. K się
żniczka porodziła bardzo szczęśliwie, pięknego zdrow ego syna i n ik t nie był obecnym je j rozw iązaniu, tylko żona starego szlachcica. K iedy go zaw ołali i on zobaczył dziecko do
brze zbudow ane i m atkę zdrow ą, u- cieszył się bardzo.
W szyscy się naradzili jakim by
sposobem to urodzenie i dziecko u- kryd. Lecz kiedy długo nie m ogli znaleśd żadnego środka, to oddali się P a n u Bogu, ażeby ich natchnął ja kiem środkiem w yjścia z tej omyłki.
K iedy, ta k długo nad tern prosząc, m yśleli, natchnął ich P a n Bóg, ażeby dziecko na m orze puścili, oddając go na w olę B oską.
K iedy im to przyszło na m yśl przygotow ali natychm iast beczkę nie
przem akalną, ażeby uczynid ^ J ł—
m yśli swoich. Potem płaz p dziecko do beczki, i żeby jej
nie przew racał w łożyli do niej %U funtów złota. Potem włożyli tam że także tabliczkę z kości słoniowej oz
dobioną złotem i drogiem i kam ienia
mi, n a której K siężniczka n a p is a ła : D ziecko to je s t wysoko urodzone.
Je g o m atka jest ciotką jego, a ojcem, w uj. I żeby niepraw ośd jeg o urodze
nia w tajem nicy zachow ad, oddane je s t n a morze. T en kto go znajdzie, jest od B oga proszony ażeby go ochrzcił i pieniądze znajdujące się przy nim jako znaleźne w ziął dla siebie. T a b li
— 11 —
czkę zaś może zachow ad dla dziecka tego, ażeby kiedy urośnie i nauczy się czytad o swoim urodzie dowie
działo się i nie było bardzo pyszne.
Byd może, że dziecko to podniesie swoje myśli ku Bogu, ażeby pokuto- wad za błąd o jc a ; niech też także pam ięta w swojej m odlitw ie na m at
kę, która go zrodziła.
Kiedy to było napisane, położyli tę tabliczkę koło dziecka i zam knęli beczkę tak mocno, ażeby dziecko t tk od w iatru i niepogody, jak o też i od bałwanów morza, żadnej szkody nie poniosło. S tary szlachcic zaniósł tę beczułkę do w ody, i przeżegnaw szy ją krzyżem świętym oddał je w Im ię Boże na wolę bałw anów .
R O Z D Z IA Ł I IL
Ja k przyszła wiadomość o śmiezci m łode
go Ksiąźęcia i jak księżniczka za wład
czynią k raju uznaną została.
P o d c z a s tego nieszczęśliw a m atka siedziała w domu, w sm utku wielkim.
Na nią upadł trojaki sm utek, który był dostatecznym do ro zerw ania jej
kobiecego serca. Sm uciło ją także to, że ona będąc chorą n a ciele, m usiała przed św iatem uchodzić^ za zdrową.
O panow ała ją tęsknota za jej dzie
ckiem, i obaw iała się w ieści, żeby nie poniosła jakiej szkody na tern o- kropnem żywiole. A le dó ty ch trzech boleści przyszła teraz i czw arta. Po k ilk u dniach przyszedł do K siężni
czki sm utny poseł, źe jej b ra t um arł.
P a n Bóg nie dozwolił m u wsiąśd na okręt, lecz w porcie, w którem cł wnijśd na o k ręt um arł z boleści się ze sw oją siostrą rozłączył.
K iedy K siężna dow iedziała się o tern, długo nie daw ała znaku życia dopóki j ą nie ocucili dw orzanie, którzy przy niej stali. Żal jej był tak w iel
ki, że n ik t nie m ógł jej uspokoid.
Lecz obówiązek oddania um arłem u ostatnią cześd dodał jej siły. N atych
m iast pojechała do portu, gdzie on um arł i pogrzebała go z w ielką czcią.
P rzez śmierd brata stała się ona je dyną P an ią kraju, a poniew aż była m łodą i piękną, więc jej n a k aw ale
rach nie zbywało.
— 13 — -
N atychm iast przyszło z daleka i z b lisk a w ielu ICsiąźat i panów, chcąc j ą zaślubić, ale ona im powiedziała, że chce zostać w olną n a całe życie.
Od tego czasu oddala się zupeł
nie P a n u B ogu i dla niego zaniechała w szystkich ziem skich uciech, u m a rt
w iała swoje ciało w dzień i noc, aże
by duszę naprow adzić na drogę do
brą. Przez czuwania, m odlitw y, po
sty i jałm użny błagała ona P a n a Bo- uszczenie jej tego grzechu, i pokutnicze i bogabojne źy-
~.u w y p ro w a d z iło j ą do dojrzałych lat. D ow iedział się o niej K siąże B urguncki, k tóry był jej najbliższym sąsiadem i posłał do niej poselstw o.
Ale i ten znakom ity K siąże otrzym ał takąż sam ą odpowiedź, ja k i inni k a walerowie. T a k ą odpowiedź w ziął K siąże za obrazę i w ypow iedział jej w ojnę. Zgrom adził w ielkie wojsko, w kroczył do kraju K siężnej, popalił wioski, zdobył m iasta i zam ki i zni
szczył ostatnich tak, że im tylko główne m iasto zostało i byłoby się m usiało poddać, żeby P a n Bóg nie był zesłał oczekiwanej pom ocy.
R O Z D Z IA Ł IV .
Ja k dziecko w beczce zostało przez ry baka złowione i rybaczce na wychowanie oddane.
K ie d y to się w A quitanii działo stał się z dzieckiem zam kniętym w becz
ce i rzuconem na m erze cudowny p rzy p a d e k : dobry B óg wziął Gro w sw oję opiekę, i ja k niegdyś proroka Jo n asza w żołądku w ieloryba, ta k też i jego w beczce trz y dni i trzy noce utrzym yw ała Opatrzośó B oska.
J u ż długo beczka z dzieckiem by
ła igraszką w iatru i bałw anów na o- grom nym m orzu, na koniec p rąd za.
niósł ją do brzegu, na którym A ggaty klasztór leżał. O pat tego klasztoru często w skazyw ał rybakow i, ażeby w szystkie ryby, które ułow i do niego przynosił.
Oni uczynili podług jego rozkazu, lecz teraz poniew aż dla złej niepogo
dy nic na m orzu nie ułowili, chcieli ju ż sm utni nazad powrócić. Opat, który ich spotkał, kazał im jeszcze raz zapuścić sieci. K iedy to uczynili i sieci w yciągnęli zobaczyli, źe nie
S3 15 —
złapali żadnej ryby, tylko m ałą b e czułkę. N a rozkaz O pata w yjęli ją z sieci i otworzyli natychm iast. P a trz ą a tam leży piękne dzieciątko w bogatym ubraniu i uśm iechające się radośnie do O pata. Ten zobaczyw szy dziecko bardzo przestraszył się i mówił :
„O mój Róże, co to je s t? kto te biedne d/.i cko do beczki w łożył?
Potem w yjął z w łasnem i rękam i i nąt do piersi, m ów iąc:
m oje biedne dziecko, jak ie m przyszłoś do takiego stanu, źe cię ja k drugiego M ojżesza na morze rzu c ili.“
Tym czasem ry baki z beczki w y jęli tabliczkę ze słoniowej kości i od
dali ją Opatowi, bo sami czytaó nie um ieli. K iedy O pat ten napis prze
czytał, zasm ucił się bardzo i narze
kał mocno na grzechy, które dziecko oderw ały od łona rodziców.
Lecz z niew innem dzieckiem po
stąpił bardzo litościw ie i podniósłszy ręce do nieba dziękow ał Bogu za cu downe znalezienie jego.
To co przeczytał zam ilczał przed rybakiem i zobowiązał go, ażeby ni
kom u o znalezieniu dziecka nie m ó
wił. Jed n em u z nich dał jeden złoty pieniądz, drugiem u zad, którem u od
dał dziecko na opiekę, dał dwa złote ze znalezionego w beczcze złota. B e
czułkę z pieniądzm i w ziął ze sobą O pat do klasztoru, dziecko zad wziął ze sobą ry b ak do dom u, i oddał go potem siostrze swojej, która o milę od brzegu m ieszkała, której m iesięczne dziecko dopiero co um arło.
N a drugi dzień po m szy przynio
sła żona ry b ak a dziecko do klasztoru na rozkaz O pata, ażeby go ochrzcid.
K iedy O pat zobaczył dziecko, zdziw ił się jego piękności i rze k ł do zakon
ników : „To je s t najpiękniejsze dzie
cko, jak ie kiedykolw iek w id z ia łem ; kto je chce do chrztu trzym ad ? “ R ybaczka p o w ie d z ia ła : „to je s t dzie
cko m ojego szw agra córki, w ięc ja mogę byd m atką c h rz e stn ą .“
„A le nam b rak u je jeszcze ojca chrzestnego, rzecze O p a t: więc ja bę
dę ojcem, dla niego, że ono je s t ko-
— 17 —
chające i p ięk n e .“ On rozkazał je dnem u z braci, ażeby je natychm iast ochrzcił. T rzym ał je sam do chrztu i dał m u swoje im ię G r z e g o r z . Lecz potem rzecze do ry b a c z k i: „P onie
waż ja jestem jeg o ojcem duchow nym , więc ja będę się nim opiekow ał, lecz w as proszę, ażebyście go pilnie w y
chow ali, a ja w am to w y nadrodzę.“
R y b aczk a zgodziła się na to z w ielką chęcią, dla tego, że dostała dwa złote, zawsze Opat, ile razy tam daw ał im podarunki.
J a k Grzegorz przez swoją chrzestną m at
kę wychowany został i ja k sięjdowiedział, źe on był na morzu złowiony.
Kiedy dziecko urosło było bardzo pię
kne i bogate w dobre obyczaje, tak że każdy m ógł zaraz poznać, że ono pochodziło od znakom itych rodziców . 1 L ecz on o swojem pochodzeniu nic
nie w iedział, lecz zaw sze m yślał, źe ry b ak je s t jego ojcem , a ry baczka
R O Z D Z IA Ł V.
K iedy G rzegorz m iał 7 lat, spro
w adził go O pat do klasztoru, ażeby się w szkole uczył i kazał jednem u z braci, ażeby go w bojaźni Bożej i cnotach, n aukach i w iadom ościach w y- ówiczył, w ozem chłopiec ta k wielkie postępy robił, źe w szyscy zakonnicy bardzo go kochali. "W krótkim cza
sie m łody G rzegorz tak w ielkie uczy
nił postępy w naukach, źe daleko przeszedł swoich współuczniów, któ
rzy byli daleko starsi od niego.
T akże ry b ak i jego żona lubili bardzo chłopca G rzegorza, szczegól
niej dla te go, źe dw iem a złotymi, które za jego w ychow anie otrzym ali, bardzo dużo polepszyli swój stan.
R ybaczka uw ażała go za dziecko cór
ki swego s z w a g ra ; lecz raz na jar- m aku ze zdziwieniem dow iedziała się, źe tak nie było, prosiła sw ego męża, ażeby jej powiedział, co za dziecko m iał pod sw oją opieką. Z apytyw ała go dniem i nocą pytaniam i i przy się
gała się, źe z jej ust n ik t się o tera nie dowie ; nakoniec opow iedział jej to ęo sam w iedział. G dy się dowie
— 19 —
działa, ja k O pat ostro przykazał jej m ężow i nic nie mówić o tern nikom u przez 15 lat. Czytelnik m usi się za
pew nie bardzo dziwić tak cudownem u ja k na kobietę milczeniu.
Tym czasem G rzegorz w yrósł na pięknego m łodzieńca i wszyscy dziwili się ta k jego piękności, jak o też i do
brem u prow adzeniu się. On był do
bry, cierpliw y, ludzki, przyjacielski, serdeczny, litościw y, przytem m ądry szumiały, je dnem słowem, on rieiciadłem cnót. D la tego on _ m łodego jak o też i starego łubiany i każdy się dziwił, jakim spo
sobem ry b ak m ógł m ieć ta k nadzw y
czajnie pięknego i obyczajnego syna.
Jednego dnia grając z innem i swojego w ieku chłopcam i w piłkę, u- derzył nie naum yślnie syna rybaka, k tóry go aż dotąd uw ażał za brata.
Ten poleciał do dom u natychm iast i krzycząć skarżył się m atce, że go brat G rzegorz uderzył. Tern rozgniew ała się bardzo rybaczka i zapytała się sy
na, cc on uczynił G rzegorzow i. K ie
dy pow iedział, że on b ra tu nic nie
zrobił, w tedy ona rozgniew ała się b a r
dzo na G rzegorza i r z e k ła : „ J a nie na to jego z wody w yciągnęłam , żeby on m iał mojego syna bić, przecież ja na co inszego zasłużyłam . Jeżeli j e szcze raz on ci włos na głowie na
ruszy, to ja opowiem przed całem kwiatem, jak o on był na m orzu w beczce przez tw ojego ojca w sieci zła
pany i gdyb'y b yła spraw iedliw ość na świecie, to on powinien nam służyć, ja k o parobek i bydło paść. O pat przy
padkiem b ył przy tern, ja k ojciec twąp_
z w ody go w yciągnął, więc dla tego m uszę go pielęgnow ać ja k jakiego paniczka. D la tego też ten chłopak tak się rozzuchw alił, źe m ojego syna u d e rz y ł; który je s t daleko lepszym od niego i je s t dzieckiem uczciw ych ro
dziców. D la czego ten nicpoń do nas się m usiał dostać. O lepiej żebym go nie była przyjęła do w ychow ania.
Poniew aż G rzegorz niechcący sy
n a ry b ak a uderzyć, szedł więc za nim sm utny do dom u do m atki, chcąc ją przeprosić, żeby się nie gniew ała.
Lecz kiedy przyszedł przed dom, u sły
•= — 21 — “
szał ja k w izbie w yzyw ała go m atka.
N ieśm iały dalej postąpić w ysłuchał w szystko i strasznie go to przeraziło.
W duchu się bardzo zasm ucił i był
by chętnie gorzko zapłakał, lecz nie m ógł łzów znaleść. W ielki ciężar padł mu na serce i on chciał się ko
niecznie dowiedzieć, czy to była p ra wda, czy kłam stw o, to co on usłyszał.
Chcąc dowiedzieć się praw dy, poszedł do O pata, swego ojca chrzestnego, a- przed nim w sm utku użalić.
R O Z D Z IA Ł V I.
Ja k Opat potwierdził, co mu jego opie
kunka powiedziała i ja k Grzegorz posta
nowił ztamtąd odjechać.
J a k t j Iko G rzegorz przyszedł do O pata, zapytał się: „Szanow ny P a n ie!
m atka m oja pow iedziała m i takie rze
czy, że ja się w stydzę je pow iedzieć.
Że ja nie jestem jej dzieckiem , tylko żem został znaleziony w beczce, na m orzu; mam jednak nadzieję, źe to nie je s t praw dą, lecz że to powiedzia
ła w gniew ie.“
„K ochany sy n u ! pow iedział O p a t,
dę. G niew otw orzył u sta tw ojej m atce, ta k źe ci pow iedziała naszę tajem nicę; lecz jeżeli ci nic więcej nie powiedziała, ja k tylko źe ty je steś znaleziony w beczce, to w cale nie skłam ała. L ecz pomimo tego tyś tyle jest w a rt w m oich oczach, ja k gdybyś b ył synem jakiego K sięcia lub hrabiego,
N a to odpow iedział G rz e g o rz :
„Szanowny Panie, m nie ta m owa ser
ce i uszy poraniła, lepiej żebym, się nie był rodził, ja k m am nosić jak ie nazwisko bezhonorowo. J a tu nie mogę zostać, pójdę szukaó jakiego m iasta, chociażby było ztąd o tysiąc m il oddalone, gdzieby m oje pochodze
nie nikom u nie było wiadom e. D zię
kuję ci, szanow ny, Panie za w szys
tkie dobro jakieś w yśw iadczył mnie biednem u. N iebo ci za to zapłaci, gdyż j a tego słow am i w ynagrodzić nie zdołam . Lecz teraz pozw ól mi odejść, gdyż ja nie mogę zostać. To m ówiąc G rzegorz chciał odejść lecz O pat zatrzym ał go m ó w ią c : N ie tak
prędko kochany synu, pom yśl wprzód dobrze co chcesz uczynid i posłuchaj rad y doświadczonego człow ieka. Tyś ju ż nie je s t dzieckiem , chwilow e w zruszenie przechodzi, lecz ty m usisz ze stanow ieniem pomyśled o tw ej przy
szłości. Lecz jeżeli chcesz przyjąd rad ę od tego, który cię kocha ja k w łasnego syna, to zostań tutaj w k ra j u ; a jeżeli chcesz św iat poźegnad, to klasztór je s t dla ciebie otw artym . Zrnhiło<5 piękne początki w róż- ch, jak o też i w ducko- zeniach i w szyscy bracia ot* ci serdecznie przychylni, więc cze
go się m ożna spodziewad, kiedy ja z koła ich ustąpię obiorą cię za
swojego przełożonego.
Szanowny Ojcze, odpowiedział G rzegorz: wasza rad a je s t bardzo m ądra, lecz ja jej usłuchad nie mogę.
D w ie są rzeczy, które m i nie pozwa
la ją tego uczynid: najprzód m oje uro dzenie, potem chęd odznaczenia się w świecie i swojemi czynam i i odw a
g ą w yrobid sobie zaszczytniejsze imię ja k to, które m i rodzice zostaw ili.
J a k długo żyję i czuję, zawsze o tern tylko m yślałem , źe kiedy przez uro
dzenie i nauki jestem dof tego zda
tnym, zostać rycerzem . Zycie k la sz torne je s t zanadto spokojne, a ja nie m am do niego powołania, i pragnę tylko być ryczerzem .
K ochany synu, pow iedział O p a t:
tw oja m ow a zasm uca mię, bo j a z niej widzę, źe ty jako dziecię św iata ser
ce twoje do doczesnych rzeczy skła
niasz, a ja ciebie przeznaczyłem za dziecko Boga. J a słyszałem często, źe tak i co do dw unastu lat nie doty
k a się konia, ten lepiej niech się nie uczy jeździć, dla tego, źe on nigdy dobrym rycerzem nie będzie. T yś je st w ychow any w szkole klasztornej przy książkach, i dla tego ty lepiej pasu jesz na zakonnika, jak na rycerza.
Tobie lepiej przystoi p a se k i habit, ja k tarcza, miecz i hełm . Szanowny Panie, odpowiedział G rzegorz : do
św iadczeń mnie raz i dajcie mi ry cerską zbroję i br.cn, i jeżeli uznacie mnie do tego za niezdatnego to ja z ochotą ubiorę się w habit. Macie
.
-*-25 —
racyję, źe ja do tego przyzw yczajony, ale m yślałem . K iedy zasadziliście m nie do książki, j a m yślą byłem na turnieju i w ysadzałem m ojego p rze ciw nika z siodła. Z am iast o książce m yślałem o ostrogach, zam iast pióra m yślałem ja k m iecz trzym aó i cztery gwoździe na tarczy, w któ re się na turniejach uderza, częściej stały mi przed oczyma niż trz y m ęczeńskie gwoździe P a n a i Zbaw iciela naszego.
I kiedy siędę na konia i uderzę go batogiem i dodam m u ostrogi, on skoczy i poleci zem ną przez góry i doły, lasy i rzeki. L ecz ja będę siedział ja k przyklejony do siodła, trzym ając mocno cugle w ręk u ,
O pat odpow iedział G rz e g o rz o w i:
M ówiłeś do mnie takiem i słow am i, których ja w cale nie rozum iem , i które ta k dziwnie brzm ią w uszach m oich, jak w yrazy żydow skie lub greckie. T ego nie nauczyłeś się w na
szej szkole klasztornej, dla tygoź też widzę, źe zakonnikiem być nie m o
żesz, będę się więc sta ra ł w szalkiem i
; sposobami, ażebyś ja k najprędzej ry- 2
I
cerzem został. N iech cię Bóg bło
gosław i w nowym zawodzie, do któ
rego cię zapew nie^sam pow ołał.
R O Z D Z IA Ł V II.
J a k Grzegorz n a rycerza został pasowany i ja k Opat oddał mu tabliczkę z kości sło
niowej i z oszczędzonemi pieniądzami.
O pat przyobiecał sw ojem u wycho- w ańcow i to też dotrzym ał. P o kilku dniach pojechał z G rzegorzem do pe
w nego starego rycerza, k tóry w yko
nał nad nim uroczystośd pasow ania na rycerza. G dy to było wykonane, poszedł G rzegorz pożegnać się ze swoim ojcem chrzestnym . Lecz było m u bardzo ciężko żegnać się ze swo
im w ychow aócem gdy tenże chciał go przy sobie zatrzym ać. P róbow ał go więc O pat jeszcze raz zatrzym ać i m ó w ił: K ochany synu, ty m usisz tu taj zostać. Chociaż w praw dzie je s t
eś ju ż rycerzem , lecz nie znasz św ia
ta i nie będziesz m iał nikogo przy so
bie, żeby ci doradził. T u zaś m asz
—'9? —
ojca i doradcę, o którym wiesz, źe ci je s t zupelaie o d d an y ; j a ci pom o
gę do ożenienia się z pew ną piękną i bogatą p a n n ą , i jeżeli będziesz chciał, m nie nie będzie trndno uczy- nió ciebie, zarządzcą dóbr naszego bogatego klasztoru. W" ten czas bę
dziesz jeszcze sobie w ięcej ź y c z y d ? O dpow iedział G rz e g o rz : Szanowny ojcze, żeby m i nie o honor lecz o spokojne życie szło, posłuchałbym tw ojej rady, gdyż nie było m i ni
gdzie ta k dobrze ja k tu. L ecz da
leko więcej uw ażam na dobre imię i sław ę, niż na książęce i h rabiow skie tytuły. M ojego ubóstw a nie w stydzę się, gdyż ja nic tem u nie jeste m w i
nien. W szystko co mi mój ojciec dał m am przy sobie, nic z tego nie utraciłam , lecz owszem m am nadzieję pomnożyć m ęztw em i m ądrością, je
żeli m nie szczęście nie opuści. Cóż m am m ieć więcej ja k teraz m am ? Z tw ojej łaski piekne u branie, dobre
go konia i broń, a przytem jestem zdrów i silny. A g d d e będzie mo
żna czci i sław y nabrać. D ziękuję 8"
za w szystkie tw oje dobrodziejstw a, i polecam się twoim m odlitw om .
N a to odpow iedział O p a t : widzę, źe cię nie zdołam zatrzym ać, lecz zanim odejdziesz, dam ci jeszcze coś, co je s t tw oją w łasnością. Nie jesteś ta k ubogim ja k myślisz. Zaprow a
dził go więc do jednego pokoju i dał m u tabliczkę z kości słoniowej i pie
niądze, które dla niego uskładał.
K iedy Grrzegoż przeczytał napis, za
sm ucił się bardzo i zaczął gorzko płakać na grzech, w którym został urodzony. W ysokie urodzenie i wiele pieniędzy, które przed sobą zobaczył, nie pom ogły zagładzić w stydu jego urodzenia. Ze zapłakanem i oczami stał przed O patem , lecz bardzo mało uw ażał na to, co m u tenże m ówił.
O pat opow iadał m u tem czasem o pieniądzach.
D w adzieścia funtów złota m ówił O pat, znalazłem przy tobie w beczuł
ce z ty ch 3 dałem rybakom , a pozo
stałe oddałem n a procent, aż które urosły do tego czasu do takow ej
— 29 —
8 nm y. W eź je ze sobą, a one cię ochronią od ubóstw a.
A ch, kochany ojcze ! m ów ił G rze
gorz, p ła c z ą c : jestem niew ypow ie
dzianie w głęboką rozpacz w trącony.
J a k m ogę po tak w ielkim w ystępku, ja k na tej tabliczce jest napisane Bo
skiego zlitow ania oczekiw ać.
Je że li zastósujesz się do twojej woli, m ówił O pat, i oddasz się ry ce r
skiem u życiu, to ja się boję bardzo, źe w ielkość tw oich grzechów pom no
ży się w krótkim czasie i takim spo
sobem będziesz stracony na zawsze.
Pożegnaj się w ięc ze światem i od
daj się na służbę B cgu, to cię nie
b iesk a nagroda nigdy nie m inie.
K ie ! kochany Panie i Ojcze, rze
cze G rz e g o rz : teraz jeszcze więcej tu nie m ogę zostać; wolę iść na ko
niec św iata, niżeli dłużej tu zostawać, gdzie m uszę się w stydzić i nie śmię spojrzyć w oczy poczciwem u człowie
kow i. J a zrobię tak, jak m nie prosi m oja m atka i będę pokutow aćfza grze
chy Ojca. D la tego pozwól mi jechać
do Jerozolim y i tam w alczyć z nie
w iernym i, życie m oje oddać za ofiarę.
N a to pozwolił O pat, i opatrzyw szy m łodzieńca tern w szystkiem , co po
trzebow ał do podróży i pobłogosław ił go ze łzam i, G rzegorz pożegnał się ze swoim duchow nym ojcem, wziął ze sobą tabliczkę z kości słoniowej i pieniądze i pojechał do portu, w któ
rym w siadł na okręt i odpłynął do P alestyny.
R O Z D Z IA Ł V III.
J a k Grzegorz przybył do dworu księ
żnej Aquitanii i swoją walecznością oswo
bodził ją cd nieprzyjaciół, w nagrodę czego pojął ją za małżonkę.
Lecz kiedy G rzegorz jakiś czas p ły n ął na m orzu zerw ał się straszny w iatr, który okręt daleko nazad co
fnął i na brzegi A quitanii w yrzucił.
Ale ponieważ, okręt znacznie uszko
dzony został i w ym agał długiej re-
— 31 —
peracyi, dla tego więc w ysiadł G rze
gorz ze swojem i słuźącem i n a brzeg i udał się do poblzikiej stolicy. I kiedy tam przybył, udał się do najpier- w szego zajazdu i zapytał się gospo
d a rz a : J a k się nazyw a ten kraj i do kogo należy ? G ospodarz odpowie
dział : K raj ten nazyw a się A quita- nia i należy do księcia, który um arł w krzyżow ym pochodzie i kraj cały oddał siostrze. T a je s t bardzo bo
gobojną K siężną i kiedy K sięciu B ur- gunckiem u odm ówiła swej ręki, on się ta k rozgniew ał, iż w ypow iedział jej w ojnę i pozabierał w szystkie m ia
sta i fortece, i stolicę jej obiegł, ale i ta nie będzie się długo trzym ała.
K iedy to usłyszał G rzegorz pom y
ślał s o b ie : przyszedłem tu na sam c z a s; a poniew aż m uszę porzucić m oją podróż do Jerozolim y, więc tu taj zostanę do czynienia. Potem pow iedział do g o spodarza: Zam elduj m nie Pan Księżnej, że przyszedł r y cerz, który jej swoje usłu g i ofiaruje za bardzo m ałe w ynagrodzenie. G o
spodarz o d p o w ie d z ia ł: To będzie
b e z w ą tp ie n ia bardzo przyjem nie dla K siężnej.
N a d ru g i dzień poszedł do dworu i opow iedział w szystko co słyszał od ry c e rz a , i chw alił go ta k bardzo, że K siężna k azała go n atychm iast do siebie przyprow adzić.
K ie d y G rzegorz przyszedł do K się
żnej, przyjęła go bardzo łaskaw ie i długo m u się przypatryw ała milcząc gdyż O pat kazał m u zrobić suknię z jedbaw nej m ateryi, któ rą znalazł w beczce, a G rzegorz m iał ją teraz na sobie, dla tego, że sobie przypo
m niała, że to jest ta sam a m aterya, w k tó rą ona sw oje dziecko obwinęła.
G rzegorz ta k m ów ił do K siężnej: N a j
jaśniejsza K s ię ż n o ! kiedym się do
w iedział, że K siążę B urguncki nie
spraw iedliw ie w as napada, postano
wiłem natychm iast waszej spraw ie po
święcić m oje ram ię; dziękuję także B ogu, że m nie z podróży do ziem i świętej w rócił, a do tego., k ra ju za
prow adził.
K siężna uradow ała się tem i słow a
m i i odesłała go zaraz do jej dowód-
cy, prosząc, ażeby całego staran ia dołożył i w ydobył ją z rą k nieprzy
jaciół.
K iedy G rzegorz chcąc się lepiej wydwiczyd, robił codzienne w ycieczki n a nieprzyjaciół, poznał, źe nie sie
dzi jeszcze ta k dobrze w siodle ja k pom yślał, lecz po upływ ie kilku dni tak się wydwiczył, źe się odznaczył z pom iędzy innych rycerzy, którzy zostaw ali w usługach Księżnej i zje
dnał sobie zaszczytne im ię u w szy
stkich.
P rzez różne m ałe potyczki, w k tó
ry ch G rzegorz zaw sze zw yciężył o tyle uw olniła się K siężna, źe m ogła wszystkie sw oje siły ściągnąd i w y
dała nieprzyjacielow i sw em u w ielką bitw ę w otw artem polu. P rz y tej sposobności pokazał G rzegorz sw oje męztwo, bo rąbiąc m ieczem w praw o 1 i w lewo, przebił się aż do sam ego K sięcia B urgunckiego, którem u, gdy po m ałej walce u ciął głow ę, wojsko nieprzyjacielskie uciekło prze
rażone, zostaw iając swój obóz, w k tó rym zwycięźcy znaleźli ogrom ne za-
pasy. Poczem objaw iła się wielka radość w stolicy i po całym kraju, a G rzegorza pow itali w szyscy jak o b ocbatera i oswobiciela. K siężna oka
zyw ała mu w ielką cześć i na w yra
żenie swojej wdzięczności zrobiła go głównym dowódcą w ojsk swoich. P o tem oswobadzał pow oli wszystkie m ia
sta i fortece i swoim m ęstwem w nie
cały rok os wobodził cały kraj z mo
cy nieprzyjaciela.
P oczem udał się G rzegorz do M ar
szałka K siężnej i p o w ie d z ia ł: P anie, cały kraj je s t oswobodzony z mocy nieprzyjaciela i ja tu już nie m am nic do czynienia, dla tego proszę oznajm ić K siężnej, źe ja chcę w yje
chać ztąd, lecz chcę m ieć zaszytne pożegnanie dla tego, źe ja chcę udać się do innego k raju .
M arszałek o d p o w iedział: P anie, wyście więcej zasłużyli ja k żądacie, dla tego poszedł do K siężnej i opowie
dział jej : N ajjaśniejsza K siężno, ry cerz G rzegorz prosi o pożegnanie, dla tego źe on się tylko jeden rok zgodził służyć. P rzeto oświadczam ,
— 83 —
żeśm y przez niego w ybaw ieni z nie
w oli; dla tego radzę zostaw ić go, gdyż może nam być w przyszłości pom ocnym . I przy tym w iedz, N a jja śniejsza K siężno, źe nie m am y ża
dnego dowódzcy, dla tego objaw iam Ci życzenia całego k raju , ażebyś go Księżno zatrzym ała, i ażebyś sobie N ajjaśniejsza Księżno pojęła za m ał
żonka jego.
K siężna o d p o w ied ziała: W paw dzie postanow iłam sobie nie w stępować wcale w zw iązek m ałżeński, lecz kie
dy to je s t życzeniem całego k raju , ażebym w stąpiła w związek m ałżeń ski, więc tak uczynię, a Bóg m iło
sierny niech mi przebaczy złam anie ślubu.
Kiedy m arszałek, k tóry z boleści na odpowiedź czekał i wolę Księżnej usłyszał, serdecznie się ucieszył i rzekł:
Zacna Pani, ponieważ ja wam obja
w iłem , źe wolą jest kraju, ażebyś w stąpiła w związek m ałżeński, dla tego też radzę Ci, ażebyś N ajjaśniej
sza Księżno pojęta sobie za m ałżonka rycerza G rz e g o rz a , gdyż trudno i
pom iędzy tysiącam i znaleśd lepszego.
O dpow iedziała K s ię ż n a : poniew aż ry cerz G rzegorz ze w szystkich najw ię
cej w am się podoba, i poniew aż on kraj z rą k nieprzyjaciela uw olnił, niech się więc stanie w ola k raju , ja go biorę za m ałżonka.
G rzegorz, którego zaw ołali i pytali, u w ażał sobie za naj większe szczęście, z ta k pobożną i piękną K siężną w stą
pić w zw iązki m ałżeńskie. N a ty c h m iast ogłosili dni św iąteczne, zapro
sili gości i odbył się ślub w śród ogólnej całego k raju radości. T ym w ięc sposobem m atk a i syn nie wie
dząc sami o tern, połączyli się i ż y li w jedności i miłości.
— 87 —
R O Z D Z IA Ł IX .
Oak m atka i syn dowiedzieli się o tak okropnej pomyłce, która długo była im tajemnicą.
Kiedy G rzegorz przez m ałżeństw o z K siężną objął zarząd k raju , poka
zał się zaraz jako dobry P a n kraju , który tylko szczęścia swych podda
nych szukał. B ył bardzo spraw iedli
w ym i opiekow ał się biednem i siero
tam i. Chociaż on wielkie szczęście osięgnął, nie był jednakże nigdy z te
go zarozum iałem , lecz m iał zaw sze B oga przed oczami.
Tabliczkę, k tó rą m u m atka w łożyła do beczki m iał zawsze schow aną w swoim pokoju, w nim zam ykał się codzień na godzinę, w yjm ow ał tabli
czkę, czytał napis i gorzkiem i łzam i opłakiw ał grzechy rodziców "sw oich.
T a k więc opłakiw ał czyje w iny nie wiedząc nic o sw ojej, k tó rą przez połączenie się ze sw oją m atk ą popełnił.
B yła na dw orze jego panna do posług K siężnej, k tó ra w idziała ja k
G rzegorz codziennie zam ykał się w swoim pokoju na godzinę i potem z zapłakanem i oczami ztam tąd w y
chodził. Poszła jednego dnia kró tk o przed tą godziną do pokoju K sięcia, schow ała się tam i uw ażała dobrze co G rzegorz robił z tabliczką. J a k tylko K siąże w yjechał na polow anie, poszła naty ch m iast do K siężnej i po
w iedziała : Szanow na P a n i ! Czy Pani nie uw ażała, źe m ałżonek P a n i tak bardzo często jest zasm ucony m ocno?
K siężna o d p o w ie d z ia ła : N ie w iem , lecz wiem, że nie m a drugiego m a ł
żeństw a na świecie, które by się tak bardzo kochało ja k my.
Lecz dla czego mi się o to p y tasz?
Ona odpow iedziała : Codziennie kiedy stół nakryw ają, idzie K siąże do swo
jego pokoju, tam zam yka się i potem wychodzi z zapłakanem i oczami. D zi
siaj poszłam do jego pokoju i w i
działam wszystko. Nie w ierzy Pani, ja k jęczał żałośnie, m iał jakąś rzecz w ręku, na której było coś napisane, ile razy to przeczytał, padał na ko
lana, bił się w piersi, i patrzał nie-
— 89 —
ruchm o ja k zachw ycony w niebo.
P otem zaczął gorzko płakać, tak że m u łzy płynęły po licach. On m a zapew nie jak ą ś troskę na sercu, gdyż ta k silny mąż ja k on nie płacze ni
gdy ta k żałośnie bez przyczyny.
K siężna przeraziła się mocno tą wiadom ością gdyż m ąż nic jej o swo- jem zm art vieniu nie mówił, a naw et nie m y śL ła dla czego on się sm ucił, kiedy się zdaw ał być ta k bardzo szczęśliwym . P ytała się tej panny, czy niewie sposobu dow iedzenia się o przyczynie sm utku K sięcia. P anna odpo w ied ziała: W iem tylko jed en sposób, jakiem może się Pani dow ie
dzieć o przyczynie jego sm utku. J a -pam iętam dobrze, gdzie K siążę scho
wał to co czytał, dobrzeby więc było, żeby Pani sam a poszła poszukać te go, i przeczytała, a w tedy dowie się P ani o przyczynie sm utku męża.
K siężna posłuchała rady panny, i ta przyniosła z pokoju K sięcia ta b li
czkę z kości słoniowej, k tó rą sam a synowi sw ojem u położyła na piersiach.
Ona j ą zaraz poznała, poznała także
i to, źe Bóg nie przyjął jej pokuty za grzechy przeszłe, lecz dopuścił jeszcze szatanow i w prow adzić j ą w nowe» Z sercem przepełnionym bo
leścią m yślała, i źe m ąż je j m ógł tabliczkę i suknię jedw abną sam zna- leśó, lub też od znalazcy odkupić, a tym sposobem nie był jej synem . Zeby się o tern upewnić, w ysłała posła do K sięcia, żeby tenże ja k naj
prędzej do niej przybył.
P oseł znalazł P a n a w lesie i rzekł do niego : Szanowny P an ie, jeżeli chcecie jeszcze raz m ałżonkę swoją żyjącą zobaczyć, to w racajcie ja k najprędzej. P rzerażony Książę, w ró
cił się do m iasta natychm iast i zna
lazł m ałżonkę sw oją w łóżku i z m i
łosną troskliw ością zapytał się : Co ci je s t ?
K iedy się w szyscy odadlili, zapy
ta ła się drżącym g ło se m : Przez mi
łość B oską, Panie mój i m ę ż u ! po
wiedz m i praw dę, zkąd pochodzisz i kto są tw oi rodzice ? On m yślał, źe go kto oczernił, źe je s t niskiego urodzenia, dla tego p o w ie d z ia ł: U spo
— 41 —
kój się, m ci rodzice byli K siążęcego stanu i ja się nie potrzebuję w stydzić m ojego pochodzenia.
K siężna odpowiedziała : Mylisz się kochany P anie, n ik t cię przedem ną nie oczernił, lecz lepiejby było, że
byś powiedział, źe jesteś synem w y
robnika niż K sięcia, boję się czy nie jesteś moim krew nym . Znasz P an tab lic z k ę ? O kim tu je s t n apisano;
tak djabeł na nas swoję sztukę speł
nił, bo ja jestem P a ń sk ą m atką i żo
ną. To mówiąc podała m u tabliczkę.
K iedy G rzegorz zobaczył tabliczkę i usłyszał słowa, tak jakby go piorun uderzył, upadł natychm iast na podło
gę. P rz estra c h związał m u języ k tak, źe nie m ógł ani słowa pow ie
dzieć. K siężna upadła na ziem ię i zaczęła gorzko płakać i k rz y c z e ć : O mój kochany synu ! O mój kochany m ę ż u ! O jak w ypow iem , ja k m am za to dziękować, ty jeste ś synenę b ra tem i dzieckiem brata i dzieckiem sio
stry. J a jestem ta, któram cię do beczki w łożyła i na m orze puściła.
Jam napisała tę tabliczkę i tobie dą-
biada, biada m nie nieszczęśliw ej m a
tc e ! W szechm ogący B oże, Tobie oddaję m oją boleść, T obie spow iadam się m oich grzechów . D la czegóż po
zwoliłeś m i się narodzić, kiedy wi
działeś, ja k wiele grzechów popełnię?
Czy niedosyć było tego grzechu, który z wiadomości popełniłam ; m usiałam także niew iadom ie grzech po grzechu popełniać. W ięc jestem od Boga p rze
klętą. Dziwię się bardzo, ź@ mnie jeszcze ziem ia nosi.
G rzegorz słysząc ten lam ent z tak w ielkiem żalem , źe od boleści zm ar
tw iał. P o długim m ilczeniu pełnym . boleści zaczął się skarżyć i m ówić : Spraw iedliw y Boże, tak często prosi
łem Cię na kolanach, abyś mi po
zwolił ujrzeć m atką m oją; ze w stydem poznałem ją te r a z ; o ja k strasznie spełniłeś m oję prośbę ! B łąd ! k tóry m i dał życie, uw ażam za nieodpoku- tow any nigdy; jakże ja 'teraz m am się spodziewać Tw ojego m iłosierdzia, kiedy sam tak ciężko zawiniłem. Chę
tnie o Boże, chcę się ja k najcięższe
— 43 —
m u um artw ieniu poddać, lecz obja
śnij mig, ja k ten ciężki grzech zgła
dzić i Tw ój gniew przebłagać m am . K iedy tak oboje płaczą i skarżą się rzekła K s ię ż n a : Mój najuko
chańszy s y n u ! J a nie w idzę le
pszej rad y , ja k to, źe ja ci zarząd księstw a pozostaw ię, a sam a, ażebym odpokutow ała za m oje grzechy, jak o uboga pielgrzym ka pójdę do św iętych m iejsc. Lecz K siążę o d p o w ie d z ia ł:
K ie tak m oja m atko, lecz na odwród.
Tobie nie należy opuszczać k raju , dla tego że on jest pod tw oim pano
w aniem , Bożego m iłosierdzia, możesz także i tu taj dostąpić, jeżeli będziesz praw dziw ie ż a ło w a ła : K ie m a tak
ciężkiej w iny, k tó rab y nie m ogła być przez p raw dziw y żal zgładzoną. P o
rzuć radość i spokojrsość życia, um ar
twiaj się, czuw ając i um niejszając so
bie pokarm u, a dochodam i z kraju dziel się z ubogiem i; taka pokuta je s t Bogu przyjem ną. J a tym czaso
wo będę pokutow ał, aż poznam, że nasze grzechy są odpuszczone. K o
które ja do ciebie mówię.
R O Z D Z IA Ł X .
J a k Grzegorz kraj i ludzi opuścił, i ja k do pewnego rybaka przyszedł, który go na. jednę skałę na morze zawiósł i tam zamknął.
N atychm iast zdjął ze siebie G rze
gorz bogate ubranie, złam ał miecz, ostrogi i inną broń i w yszedł piechotą o północy z zam ku, lecz tabliczkę z kodci słoniowej m iał przy sobie.
Je g o jedynym życzeniem było, ażeby go B óg zaprow adził na ja k ą pusty
nią, gdzieby aż do śm ierci m ógł po- kutowad. W dzień chow ał się w gę
stw iny, w ro c y przedzierał się przez lasy i łąki, przez góry i w ody, nic nie ja d ł i nie pił, aż do trzeciego dnia. W ieczorem przyszedł do p e
w nego dom u ry b ak a i tam udając_się za ubogiego pielgrzym a, prosił w im ie
niu B oga o nocleg. K iedy ry b ak
zobaczył jego piękną postać w strzą
snął głow ą z gniew u i r z e k ł : A ch ty włóczęgo i nic dobrego ! czy m y
ślisz , że ja będę ta k głupi i ciebie w yłźygroszu do domu w ezm ę? aże
byś potem , gdy ja i m oja żona spać będziem y, zabrał nam w szystko co m am y i jeszcze nam życie odebrał.
Tobie więcej przystoi p a łk a i nóż ni
żeli różaniec, T y nie jesteś w art chleba, którybym ci podał, dla tego w ynoś się z mego domu.
Była ju ż późna noc, lecz G rzegorz nic nie mówiąc oddalił się; w ysłuchał obelg w m ilczeniu i cierpliw ie dzię
kował Bogu za nie. G dyby był gru- bijański ry b ak obił go byłby i to z chęcią przyjął, gdyż zdaw ało
by mu się, że zm niejszyłby m u się ciężar jego grzechów . T ym czasem żona rybaka nie uw ażała go wcale za włóczęgi i zlitow ała się nad nim ; pro
siła swego m ęża tak długo, aż ten pozwolił zawołać podróżnego, żeby nie potrzebował spać z w ilkam i w lesie.
Zawołała go więc do dom u i po-
m ieli w dom u. Lecz G rzegorz nie ja d ł tego w cale, jak tylko kaw ałek suchego chleba i tro ch ę wody, kiedy m u to rybaczka w ym aw iała odpow ie
dział : J a biedny grzesznik takiego jedzenia nie jestem godzien.
N a to odpow iedział r y b a k : A co ty, nie m iałem racyi, źe cię nazw a
łem w łó c z ę g ą : to widzę z nędznego pokarm u ja k i przyjm ujesz; lecz i ta kiego nie przyjm ow ałeś chleba nigdy.
Z twOjich białych i rum iennych poli
czków , nie patrzy , żebyś się aż do
tą d karm ił suchem chlebem i w odą.
T w oja postaw a nie w radza biedy i niedostatku; tw oje nogi są grube, a pow inny być .szerokie, gdybyś był pielgrzym em . Masz gładko uczesane w łosy, białe ram iona i ręce, palce tw oje są jak z kości słoniowej uto
czone. M usiałeś m ieć daleko lepsze utrzym anie jak chleb i. w oda. J a m yślę, źe ty ju tro zapom nisz o tw o
jej biedzie. .
N a te słow a G rzegorz nie odpo-
w iedział nic, dopóki ry b ak nie zapy
ta ł się g o : K to ty jesteś ? G rze
gorz odpow iedzią!: Panie, ja jestem człowiek, k tó ry przez sw oje grzechy zasłużył n a karanie Boskie i teraz szukam jakiego sposobu, ażebym j a m ógł odpokutować. Dziś je s t trzeci
% dzień jakem świat porzucił i poszedł n a tę tu puszczę. A ponieważ dro
ga zaprow adziła mnie do w as to pro
szę w as o dobrą radę. M oże wiecie gdzie o jakiej jaskini, lub skale, to w yśw iadczycie mi tę łaskę i zapro
w adźcie mnie tam .
Rybak odpow iedział ż a r tu ją c : je żeli tego pragniesz, m ogę ci to uczy
nić. W pobliżu, w pośród m orza, w iem o jednej skale, na której, jeżeli chcesz, możesz dosyć napłakać się za grzechy twoje. J e s t ona statecz
nie dzika, a jeżeli chcesz, to m ogę ci jeszcze dać łańcuch, k tó ry założę ci na nogę i przykuję do skały, aże
b yś nie mógł uciekać, kiedy ci się odechce pokuty. Jeżeli w ięc chcesz w stać rano kiedy pojadę na ry by, to
cię zawiózę na tę skałę i ju ż nigdy nie będziesz mnie gniew ał.
ĘĘGrzegorz uradow ał się bardzo obie
tn icą ry b ak a i prosił go o łańcuch.
P otem położył się w rozw alonej obór
ce, lecz tam nie było naw et troszki słom y, tylko ry b aczk a przyniosła m u trochę trzciny i sitowia. Ł ań cu ch i tabliczkę położył przy sobie, ażeby oboje m ógł rano znaleśó. J u ż świ
tało kiedy usnął, gdyż ciągle się mo
dlił. O tern w łaśnie czasie ry b a k w yjeżdżał na połów. W o łał swego gościa, lecz ten usnął tak m ocno,„źe nie słyszał tego w ołania. J a w ie
działem, źe ten włóczęga nie m a do tego ochoty, niech lepiej leży. To m ów iąc, poszedł do m orza. Lecz r y baczka zlitow ała się nad G rzegorzem i obudziła go.
-Kiedy G rzegorz usłyszał, źe ry b ak odpłynął, przeraził się bardzo, pole
ciał za nim i w prędkości zostawił tabliczkę w stajni, lecz łańcuch w ziął do swojej łodzi i zawiósł go 16-cie m il na skałę, w y stającą z morza. T am
— 49 —
wziął łańcuch i przyw iązał go za nogę do skały. T u możesz się ze
starzeć, mówił do G rzegorza: Jeżeli cię ztąd djabeł nie w yprow adzi, ni
gdy ztąd nie wyjdziesz. K lucz od łańcucha rzucił do m orza, m ó w ią c : Kiedy ten klucz wyjdzie z tych otchła
ni, wtedy będziesz św iętym człow ie
kiem. To mówiąc odszedł ztam tąd i zostawił G rzegorza sam ego n a skale.
Nie miał tam G rzegorz innego dachu jak niebo, innego odzienia, jak burze wiatry, innego pokarm u, ja k trochę korzonków, innego napoju, ja k parę kropli słodkiej w ody skom po przecie
kającej przez szczelinę skały. T a k żył 17-cie la t w ostrej pokucie i wielkiem skruszeniu serca, j
j a k Grzegorz z kam ienia uwolniony i na papiezki tron wyniesiony został.
T o się stało w tenczas, kiedy pa
pież um arł i R zym ianie chcieli sobie innego P ap ieża obrad. Lecz nie mo
gli się zgodzid na obior, gdyż każdy chciał innego obrad. N akoniec m y
śleli rzecz tę pozostawid u Boga. i w tern celu czynili M u wielkie oj
w m odlitw ach i jałm użnach.
I nakoniec zlitow ał się P a n Bóg, i oświecił serca m ąd ry ch R zym ian, którzy jego słow a uw ażali za w yro
cznię. I usłyszeli w nocy głos z nie
ba ! Szukajcie męża Bożego G rze
gorza, i jego w ybierzcie na naczelnika kościoła, siedm naście la t siedzi na dzikiej skale n a m orzu i dla tego w ybłagał sobie łaskę Bożą.
R ano kiedy w szyscy zeszli się na radę, nic o tern nikom u nie m ówiono;
dowiedzieli się z zdziw ieniem , źe w szy
stkim to było objaśniono. N atych-
< - g i -
m iast więc R zym ianie postanow ili usłuchać Boskiego rozkazu. L ecz n ik t nie wiedział gdzie znajduje się ten mąż Boży. N akoniee w ybrali z po
między siebie dw óch m ężów, którym
■ poruczyli w yszukanie tego m ęża.
D ługo jeździli z k raju do k raju , z m iasta do m iasta, lecz n ikt nie mógł im tam dać doskonałej w iado
mości. Nakoniec jednego dnia p rz y szli do dom u tego sam ego rybaka, u którego był przedtem G rzegorz, i pytali się, czy nie w ie o jakim m ężu Boźem G rzegorzu. R y b a k odpow ie
dział : J a nie wiem o żadnem takim , lecz znakom itych gości przyjął dale
ko przyjaźniej, ja k niegdyś biednego G rzegorza, gdyż spodziew ał się, źe m u za jego przysługi dobrze w yna- , grodzą. D la tego chciał i najpiękniej
szą rybę, którą w tern dniu złow ił, na stół postaw ić, lecz zaledwie ry b ę przekrajał, zobaczył w żołądku ry b y klucz, ten sam który przed 17-stn la ty w rzucił do m orza. P rzeląkł się n a d zw yczajnie, stał milcząc i rw iąc so
bie w łosy na głowie. G dy to goście . 3*
było i dla czego się ta k sam na so
bie 'm śc i! On odpow iedział im co ża cud się stał. Mężowie ucieszyli się bardzo, gdyż poznali, źe nie zna
jom y, którego niegdyś ry b ak zawiósł na skałę nie był kto inny, ja k tvlko G rzegorz, którego szukali, aźe1
w ynieść na tron papiezki.
K iedy ry b a k usłyszał na ja sokie m iejsce Pan Bóg przez G rzegorza, przeraził się jeszcz dziej, i padł do nóg posłańcó gając ich o przebaczenia. O tr przebaczenie, lecz m usisz nas jutro zawieść na tę skałę. R yb ak odpo
w iedział : C hętnie to uczynię, lecz zdaje mi się, źe on ju ż dawno nie żyje, głód i pragnienie pewno go już dawno zabiło. Lecz posłowie wierzyli głosu Bożem u, w ierzyli, źe mąż ten łaską Bożą utrzym any je s t jeszcze
przy życiu.
K iedy ry b a k posłów zaw iósł na morze, zobaczyli oni z daleka czło
w ieka Biedzącego n a skale. Zaczęli
- 5 3 —
więc w o k d radośnie. B ądź pozdro
wień mężu Boży ! Opowiedzieli m u tedy o głosie Bożym, który kazał im męża Bożego G rzegorza na papiezki tron posadzić. On od p o w ied ział: O Bracia ! m ylicie się bardzo, j a nie jestem mężem Boźem, lecz w ielkim grzesznikiem, i dla m oich w ielkich , grzechów teraz pokutuję, posłańcy, odpow iedzieli: Jeżeli twoje imię G rze
gorz, i jeżeli już 17-cie la t siedzisz e a tern kam ieniu, to głos Boży nie m ógł nam innego ukazaó jak ciebie.
Lecz G rzegorz uw ażał ich m owę za żarty, i prosił ich w zruszającem i słó
wkami, żeby go samego zostawili. L ecz posłowie zaklinali sie bardzo, źe oni wcale nie żartują. N a to odrzekł G rzegorz : Byłem grzecham i i w sty
dem obciążony, kiedy m nie ry b a k na łańcuchu do tej skały przykuł. K lucz zaś od tego łańcucha rzucił do mo
rza m ó w ią c : K iedy ten klucz się znajdzie, będziesz bez grzechu. J a wiem, że niema grzechu tak w ielkie
go, od którego nie byłoby większe miłosierdzie Boże. Je ż e li więc P a n
B óg odpuścił mi m oje grzechy i ja jeste m czysty, m usi mi dad ja k i znak, źe ta k jest, inaczej bowiem zostanę aż do śmierci na tym kam ieniu. P rz y nieście więc klucz, jeżeli chcecie, żebym w ain uw ierzył. T u rzucił się na kolana ry b a k przed G rzegorzem , m ówiąc z p ła c z e m : J a jestem ten grzesznik, którym w as do tego k a
m ienia przykuł, lecz ja to zrobiłem na w asze żądanie. K lucz rzuciłem do m orza, lecz wczoraj znalazłem go w brzuchu ryby, z tego poznaję, jak jesteście świętym i ja k ja wielkim jeste m grzesznikiem . Przebaczcie mi to, źe ja w as przyw iązałem na tym łańcuchu. T a k w ięc G rzegorz po 17-tu letnim pobycie, został z m iejsca swej p okuty do chaty ry b a k a zaprow adzo
ny. M iał nadzieję znalezienia swej tabliczki z kości słoniowej, k tó rą nie
gdyś oddalając się z chaty ry b ak a zostaw ił w stajence. Lecz zam iast stajenki znalazł tam k upę śm ieci za
rosłych traw ą, ry b ak bow iem zaraz po odejściu G rzegorza rozw alił gro
żącą upadkiem stajenkę, O tabliczce
— 55 —
z kości słoniowej n ik t nie m ógł m u daó żadnej wiadomości, lecz G rzegorz nie chciał spocząd, dopókiby jej nie znalazł. Lecz kiedy zaczęli ko- pad, pokazał się now y cud. T ab li
czka znalazła się z nienaruszonym pism em . Z tego cieszyli się w szyscy i w inszow ali mu w szyscy, gdyż P a n Bóg w idocznie był z nim. N a drugi dzień puścili się z G rzegorzem w po
dróż do Rzym u.
I stało się, kiedy podróżni w cho
dzili do R zym u w szystkie dzwony za
częły dzwonid, chociaż n ik t ich się naw et nie dotknął. L u d zdziwiony tern bardzo, w yszedł na przeciw przy
chodzących z radośnym o k rz y k ie m : N iech będzie błogosław iony W szech
m ogący, który nam dał m ęża Bożego za biskupa. D uchow ieństw o także wyszło naprzeciw niem u z krzyżem i chorągw iam i, zaprow adzili go z w ielką uroczystością do kościoła i ogłosili go za najw yższego B iskupa chrześciań- stw a.fi Ł G rzegorz zasiadł n a tronie tak ą ^ czy stością i bojaźnią Bożą, źe całe chrześcijaństw o czuło się uszczę-
Oliwione, D uch św ięty dal m u dar rozróźnania m iędzy m iłosierdziem i k arą, tak źe dla niepokutujących był
ostrym i nieubłagalnym sędzią.
R O Z D Z IA Ł X I I I.
J a k Księżna z Aquitanii przyszła do Rzymu, żeby się przed Papieżem z grze
chów swoich wyspowiadać, potem w stą
piła do klasztoru, gdzie niedługo zasnęła w Bogu.
T ym czasem K siężna z A quitanii ciężko pokutow ała w swoim zam ku.
Z arząd k raju oddała zupełnie, a sa
m a m odliła się P a n u B ogu chcąc uśw ięcić sw ą duszę. K iedy usłysza
ła o wielkiej św iętobliw eści nowego Papieża; m ów iła do siebie : K om uż m ogę się otw arcie w yspow iadać z m o
ich grzechów , jak nie tem u bogoboj
nem u b isk u p o w i? P ójdę j a więc* do niego i w yspow iadam m u się z całe
go życia. Z am ysł ten w ykonała w k ró t
— 5f —
ce i ja k o pokutująca grzesznica z je*
dną tylko służącą poszła do rzy m u . Lecz kiedy przyszła do pobożnego B iskupa nie poznała go, on je j także nie poznał, gdyż czas zm ienił bardzo ich tw arze. K siężna opow iedziała: ja k w grzechu urodzonego syna w ypraw i
ła na m orze, potem nie w iedząc o tern polubiła. T u P apież G rzegorz poznał sw oją m atkę i ta k się bardzo uradow ał, że nie w iedział, czy nie m a jej dad poznad, czy też nie. Ona klęczała przed nim i płakała tak gorz
ko, że spowiedź m usiała byd przer
waną. Lecz G rzegorz ta k był m iło
sierdziem w zruszony, że nie mógł dalej milczed i r z e k ł : G dzie poszedł wasz syn i m ałżonek ? J u ż jest 17 la t ja k odemnie odszedł, m ó w ią c : że idzie pokutow ad za m oje i sw oje g rzechy.
Czyście nic o nim od tego czasu nie słyszeli szanow na P an i ? zapytał się G rzegorz. N a te słow a odpowie
działa K siężna, j a nie wiem, czy ży
je czy um arł.
Grzegorz. Czybyście go, szanow na
P a n i chciała widzieć, jeżeli jeszcze K siężna. Jeżeliby mi się to speł
niło, nie życzyłabym sobie nic w ięcej.
G rzegorz. Czybyście go poznali, gdy go zobaczycie.
K siężna. Z daje m i się, żebym go poznała.
G rzegorz. W idziałem go bardzo krótko, pow iedział mi, źe nigdy nie kochał ta k mocno, ja k was.
K siężna. D zięki szanow ny Ojcze za tę wiadomość, więc jeszcze żyje ?
G rzegorz ta k je st.
K siężna. Gdzie on jest ? G rzegorz. N iedaleko ztąd.
K siężna. O pozwólcie m i go zo
baczyć.
G rzegorz. T o wam m ogę przyrzec, i nie będziesz P a n i długo n a niego czekać. N ajdroższa m a tk o ! czyż nie poznajesz syna tw ego G rzegorza ?
Słysząc to K siężna tak była tym uderzona, źe m yślała, iż całe niebo zniżyło się do niej i upadła bez zmy
słów na ziemię. Lecz G rzegorz pod
niósł ją m ó w ią c : N ajdroższa m atk o !
— 59 —
nio bój się, lecz się rad u j, źe Bóg syna tw ojego jeszcze raz przyprow a
dził, lecz przez m iłosierdzie Boskie jesteśm y o c a le n i! J a z Boskiego roz
kazu oznajm iam ci, że grzechy nasze P in Bóg nam odpuścił.
P otem G rzegorz zadał m atce po
kutę i dał jej rozgrzeszenie. O w arto byłoby w idzieć radość tej pobożnej i jak jej słabe serce mocno biło z mi
łości. O mój synu G rzegorzu, wo
łała, o m oje najukochańsze dziecko ! O niespodziew ałam się nigdy, żebym cię jeszcze m iała oglądać. O jestem najszczęśliw szą m a tk ą , źe dożyłam dnia, w którym nietylko źe znalaz
łam syna, lecz znalazłam go n a szczy
cie czci i szczęścia. O ja teraz za
pomnę w szelką m oję boleść i um rę z radością, gdyż ju ż nic lepszego nie dożyję na tym świecie. O mój naj
ukochańszy synu, już się z tobą nie rozłączę, chcę przy tobie żyć i um rzeć.
Moje księstw o oddaję tobie i ró b so bie z nim co ci się podoba. M ożesz go sprzedać a pieniądze rozdać ubo
gim. J a zaś chcę ja k M agdalena u