• Nie Znaleziono Wyników

Widok Kopciuszek, książę i bestia – "Zbrodniarz i panna"

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Widok Kopciuszek, książę i bestia – "Zbrodniarz i panna""

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

29 Wroc³aw 2008

Katarzyna Wajda

Uniwersytet Jagielloñski

KOPCIUSZEK, KSI¥¯Ê I BESTIA – ZBRODNIARZ I PANNA

I w bajce to nie będzie cud, że los Kopciuszka z księciem splótł...

Jerzy Jurandot, Powróćmy jak za dawnych lat

„Kiedy rozczarujecie się do wszystkiego schorowani lub zdradzeni, weźcie do ręki powieść Frani czy Marysi i czytajcie ją, czytajcie do drugiej w nocy”1 – radził Karel Čapek w słynnym eseju Ostatni epos, czyli powieść dla służących. Nie wiadomo, czy Maciej Słomczyński vel Joe Alex czytał ten tekst i brał sobie do serca rady czeskiego pisarza, z pewnością jednak kryminalny romans jako gatunek był mu znany. Bez literatury, zarówno tej popularnej, jak i klasyki, nie powstałyby jego kryminalne powieści, na czele z opowieściami o detektywie i pisarzu Joe Aleksie, postaci wymyślonej po to, by jej twórca mógł jednocześnie zapewnić byt rodzinie i skupić się na swoim opus magnum, czyli przekładzie Ulissesa. Popularne nie tylko w PRL-u, ale także w całej Europie Wschodniej „aleksy” stanowiły szlachetną roz- rywkę, te bowiem, rozgrywające się w anglosaskich realiach, nawiązujące do kla- sycznych wzorców detektywistycznej szarady spod znaku Agathy Christie, krymi- nalne zagadki nie tylko zapraszały czytelnika do intelektualnej gry czy zaspokajały potrzebę pewnej egzotyki. Pełniły też swoistą funkcję dydaktyczną poprzez aluzje do literackiej klasyki widoczne już w tytułach czy mottach zaczerpniętych m.in.

z dramatów Szekspira, których Słomczyński również był tłumaczem. Owe nawią- zania z jednej strony mogły stanowić zachętę dla odbiorcy mniej wyrobionego, dla bardziej zaś – rodzaj porozumienia, kodu czy – jak twierdzi Ewa Mrowczyk – „jak-

1 K. Čapek, Ostatni epos, czyli powieść dla służących, [w:] tenże, Marsjasz, czyli na marginesie literatury, przeł. H. Janaszek-Ivaničková, Kraków 1981, s. 149.

(2)

by znak, że narrator uważa swojego czytelnika za kogoś oczytanego, kto potrafi ów fragment docenić, a więc pośrednio jest to wyrażenie swojego szacunku czytel- nikowi”2. Aluzje do literackiej klasyki to również hołd złożony wielkim mistrzom i uniwersalnym dziełom przez nich stworzonym, bo przecież „dusza ludzka jest nie- zmieniona od czasów Greków i Szekspira. Model Jagona czy stryja Hamleta pasuje do każdej noweli kryminalnej”3, a przy tym jest to swoista nobilitacja gatunku, któ- ry podejmuje podobną tematykę, tyle że sposób i cele są inne. Jak podkreślał sam pisarz: „Wydaje mi się, że nośność polityczna tego typu literatury polega na tym, żeby demonstrowała ona, że zbrodnia jest rzeczą złą, że światem rządzą prawa, którym człowiek podlega, że ich łamanie sprowadza na jednostkę opłakane skutki, że zbrodnia niesie ze sobą cierpienie”4. W tym kontekście zrozumiałe wydaje się przywiązanie Słomczyńskiego do wzorców klasycznych, patrzenie na powieść de- tektywistyczną jako na rodzaj moralitetu, dzięki atrakcyjnej formie i interesującej treści pozbawionego natrętnego moralizatorstwa.

Umiejscowienie akcji powieści w Anglii pozwalało twórcy uciec od ograni- czeń narzucanych przez powieść milicyjną (i zwiększyć szanse na czytelniczy suk- ces5), sam pisarz wskazywał też na niski poziom kultury zbrodni w Polsce: „u nas większość zbrodni wynika z pijaństwa, ograniczenia umysłowego lub z tak błahych przyczyn, że jeżą włosy na głowie. W kraju, gdzie raczej trudno wstąpić w niedzielę na kawę, zbrodniarz mógłby się znaleźć w sytuacji tych facetów z fi lmu Zbrodnia- rze i fi lantropi [chodzi o fi lm Gangsterzy i fi lantropi – dop. K.W.], gdzie ta cała mi- sternie budowana historia gangu została załatwiona przez jakiegoś chuligana, który coś zmajstrował przy samochodzie. No, ale przede wszystkim, powieść, która by się działa w kraju, a mam kilka nieudanych prób pod pseudonimem, staje się wbrew mojej woli nie abstrakcyjną krzyżówką, lecz powieścią środowiskową i zaczyna mijać się z celem”6.

2 E. Mrowczyk, Przedziwna historia pana Macieja Słomczyńskiego i Mister Joe Alexa, „Dekada Literacka” 1998, nr 6–7, s. 22.

3 Cyt. za: R. Kosiński, Śniadanie u Joe Alexa, czyli rozmowa o powieści kryminalnej, „Dookoła świata” 1965, nr 40, s. 15.

4 Cyt. za: „Kryminał” – forpocztą literatury masowej? Dyskusja redakcyjna, „Kultura” 1963, nr 21, s. 7.

5 Jak pisał w swoim eseju o powieści milicyjnej Stanisław Barańczak: „klient księgarni, który pyta, czy rzecz jest »zachodnia« czy »polska«, ma na myśli nie tyle narodowość autora, ile lokalizację fabuły – w zachodnich (a więc policyjno-detektywistycznych) lub krajowych (a więc milicyjnych) realiach. Miłośnik »kryminałów« wie dobrze, że wprowadzenie bohatera – milicjanta ciągnie za sobą znajomą aurę dydaktyzmu, banału i nudy; powieść osadzona w realiach zachodnich może być nato- miast lepsza lub gorsza, ale jedno w niej jest pewne: milicjanta nie będzie”, cyt. za: S. Barańczak, W kręgu powieści: nadludzie w niebieskich mundurach, [w:] tenże, Czytelnik ubezwłasnowolniony.

Perswazja w masowej kulturze PRL, Paryż 1983, s. 97.

6 Cyt. za: R. Kosiński, dz. cyt.

(3)

Owe nieudane w opinii autora „polskie kryminały” to powieści sygnowane na- zwiskiem Kazimierz Kwaśniewski: Śmierć i Kowalski (1962), Zbrodniarz i panna, Każę aktorom powtórzyć morderstwo (obie z 1965 roku)7, Gdzie jest trzeci król?

(1966) i Ciemna jaskinia (1967). Istotnie, były one mniej poczytne od „aleksów”

(co Stanisław Barańczak tłumaczył ową ucieczką czytelnika przed milicjantem), jednak, choć pojawiają się w nich funkcjonariusze MO, w dużym stopniu odbiega- ją one od schematów powieści milicyjnej, nawiązując zarówno do wzorów klasy- ki detektywistycznej, jak i innych gatunków literackich. Tym samym udaje im się uniknąć nadmiernej ideologizacji. Wielbiciel przygód Joe Aleksa znajdzie w nich znane chwyty i motywy, począwszy od cytatów z klasyki, stanowiących motto po- szczególnych powieści, po wątki autotematyczne – choć nikt tu nie pisuje krymi- nałów, to jednak są one namiętnie czytane. Co więcej, o ile powieściowy Joe Alex przeżywał przygody, których, być może, sam jako pisarz by nie wymyślił, o tyle

„polscy” bohaterowie Słomczyńskiego często stają się postaciami – lub przynaj- mniej je przypominają – z czytanych przez siebie książek. I w ten sposób powieści Kwaśniewskiego zyskują dodatkowy wymiar – jako rodzaj literackiego żartu, za- bawy konwencją, kolejne porozumiewawcze mrugnięcie oka do wtajemniczonego czytelnika – co zresztą próbowali wykorzystać niektórzy reżyserzy, sięgając po jego prozę.

Filmowe adaptacje były bowiem tylko kwestią czasu – zaważyła tu popular- ność „aleksów” i ówczesna polityka repertuarowa polskiej kinematografi i promu- jącej kino rozrywkowe. Przygody pisarza-detektywa ze względów produkcyjnych łatwiej było zaadaptować na potrzeby małego ekranu, a ściślej – Teatru Sensacji

„Kobra”, z którym Słomczyński współpracował jako scenarzysta. W rezultacie w latach sześćdziesiątych XX wieku powstał cykl spektakli o Joe Aleksie, które- go grał Mariusz Dmochowski. Dla kina lepszym punktem wyjścia były powieści sygnowane pseudonimem Kwaśniewski, choć w czołówkach powstałych fi lmów – Zbrodniarz i panna (1963) Janusza Nasfetera, Ostatni kurs (1963) Jana Batorego i Gdzie jest trzeci król? (1966) Ryszarda Bera – jako scenarzysta fi guruje oczywi- ście Joe Alex.

W tym zestawie chronologicznie pierwsza adaptacja Nasfetera stanowi przy- padek szczególny, w którym, jak sądzę, mimo zachowania schematu fabularnego, czyli wierności „literze” tekstu, nazbyt daleko odeszło się od jego „ducha”, tonacji, nastroju. W punkcie wyjścia fabuła przypominała typową zbrodnię „po polsku”, podobną do tej z wcześniejszego Dotknięcia nocy (1962) Stanisława Barei: w napa- dzie na samochód przewożący pieniądze giną kierowca i strażnik, a cudem ocalała kasjerka jest jedynym świadkiem. W niemal identyczny sposób dokonano już in- nych kradzieży, z których banknoty pojawiły się na Wybrzeżu, istnieje zatem praw-

7 W 1963 roku obie powieści były drukowane w odcinkach: Zbrodniarz i panna w „Expresie Wieczornym” (nr 85–141) i „Dzienniku Łódzkim” (nr 123–131), a Każę aktorom powtórzyć morder- stwo w „Expresie Wieczornym” (nr 215–245).

(4)

dopodobieństwo, że i tym razem zbrodniarz tam się pojawi. Milicja wysyła więc nad morze kasjerkę pod opieką pozostającego incognito funkcjonariusza, by mogła go rozpoznać i to zanim on rozpozna ją. Rację miał, skądinąd surowo oceniający fi lm, Stanisław Janicki, pisząc, że: „ta opowiastka mogła np. przybrać postać mrożą- cego thrillera, dramatu psychologicznego z interesującym tłem obyczajowym i spo- łecznym czy fi lmu kryminalnego zrealizowanego z przymrużeniem oka”8. Wydaje się, że pierwowzór literacki dawał największe szanse na realizację tego ostatniego wariantu, gdyż polskie realia w Zbrodniarzu i pannie Kwaśniewskiego to dekoracje, w jakich rozgrywa się opowieść mająca mało wspólnego z realizmem.

KRYMINALNY ROMANS Z WY¯SZYCH SFER

Główną bohaterkę, Małgorzatę Makowską, poznajemy w momencie, gdy słyszy najbardziej znienawidzony przez siebie dźwięk – odgłos budzika:

Miała lat dwadzieścia trzy i nic nie zapowiadało, że w ciągu następnych dwudzie- stu trzech, a nawet czterdziestu sześciu lat przestanie słyszeć co rano ten przeraźliwy głos, odmierzający jej dni aż nazbyt podobne do siebie9.

Do tych codziennych rytuałów należało więc wysłuchiwanie kłótni sąsiadów, mimowolne wtajemniczenie w ich rodzinne sekrety, choć dziewczyna starała się spotykać mieszkańców tej rozpadającej się kamienicy jak najrzadziej:

[...] na dnie tego leżała oczywiście samotność, choroba samotników, rosnąca powoli i nieustannie, zastępująca w coraz większym stopniu kontakty z żywymi ludźmi kon- taktami ze światem marzeń, coraz bardziej dziwacznych, coraz piękniejszych i bardziej egzotycznych, coraz dalszych od losu kasjerki powiatowego oddziału banku w maleń- kim, ukrytym w zakątku kraju miasteczku (s. 14–15).

Małgorzata pociesza się, słuchając francuskiej piosenki, z której rozumie tylko słowo amour.

Ze sposobu, w jaki zostało powtórzone, dziewczyna wywnioskowała, że piosenka jest smutna. To ją trochę pocieszyło. Fakt, że kobiety w Paryżu mogą być tak samo smutne jak w Kamocku, wydawał się trochę nieprawdopodobny, ale musiało to być przecież prawdą (s. 13).

Czyta też po raz kolejny książkę czy rodzaj poradnika Nie będę Kopciuszkiem, czyli 1000!!! niezawodnych!!! najlepszych!!!! jedynych!!! sposobów zdobycia: Bo- gactwa – Sławy – Powodzenia!!!!!!!! Ta czysto eskapistyczna lektura bywa jed- nak zgubna w skutkach, bo zaczytana Małgosia traci kontakt z rzeczywistością,

8 S. Janicki, Po najmniejszej linii oporu, „Kultura” 1963, nr 4, s. 8.

9 K. Kwaśniewski, Zbrodniarz i panna, Warszawa 1965. Wszystkie cytaty pochodzą z tego wy- dania, więc przy kolejnych będę podawać tylko numery stron.

(5)

do której brutalnie przywraca ją gniewny głos sąsiadki – „Mówiłam przecie, żeby se pani mleka przypilnowała! Smród wali na całe schody, a ta sobie czyta, hrabi- na!” (s. 15) – a podawane w niej rady rzadko znajdują zastosowanie w praktyce i nie przynoszą pożądanego efektu. Kiedy bowiem dziewczyna zachowuje się zgod- nie z zasadą „wytworne wysławianie się i miły uśmiech zjednują nam zawsze serca ludzkie”, to w zamian słyszy: „Co się pani wygłupia?! I czego się pani śmieje jak pomylona?” (s. 15–16). Nieprzystawalność rad do sytuacji bohaterki dotyczy całej książki, w jakiej pełno było:

przypowieści o ubogich lub brzydkich dziewczynach, które szczęśliwy traf albo szczę- śliwe odezwanie się wyniosły powyżej ich najśmielszych marzeń w rajską krainę ułudy wielkiego świata bogactw, szczęścia i miłości [...], a każda przypowieść kończyła się krótkim komentarzem, zawierającym dobre, natychmiastowe rozwiązanie najzawil- szych sytuacji życiowych i rady na wszystko. Ale niestety żadna z tych rad i ani jedno z tych rozwiązań, nie nadawały się do natychmiastowego zastosowania w celu zmiany egzystencji kasjerki Małgorzaty Makowskiej: dziewczyny nieładnej, nieśmiałej i nie- energicznej (s. 25).

Jeśli zrzędliwa sąsiadka może być tutaj fi gurą złej macochy, to nietrudno zna- leźć i piękne siostry, jakimi są mieszkająca naprzeciw atrakcyjna Marysia oraz Inka, koleżanka z banku mająca „tę niezafałszowaną żywotność, która ściąga uwagę ludzi, życzliwość i zaciekawione spojrzenia mężczyzn” (s. 18). Małgosia za to uchodziła za porządną dziewczynę – „Nienawidziła tego słowa i marzyła o tym, żeby kiedyś w przyszłości zasłużyć na »nieporządną«. Ale jak wiadomo, dla porządnego czło- wieka nie jest to takie proste” (s. 26). By jednak zachować twarz i uniknąć cudzej litości, dziewczyna twierdzi, że taki styl życia jej odpowiada. Jest jednak świadoma, że nazbyt bezpośredni, okrutnie szczery strażnik bankowy mówiący:

Kto by w to uwierzył, że dla młodej dziewczyny takie życie to przyjemność. Tyl- ko odwagi pannie Małgosi i wyglądu brak trochę. Żeby nie to, to by panna Małgosia z chłopakami chodziła jak panna Inka i inne od nas (s. 26),

ma rację, choć jego słowa są równie przykre, czy nawet upokarzające, jak uwaga kierowcy, że: „Każda potwora ma swojego amatora, jak mówią, to i każda się swo- jego doczeka” (s. 26). Jeśli uznać jej pracę – mechaniczne przeliczanie banknotów – za zajęcie równie żmudne jak przebieranie grochu czy wybieranie popiołu, to po- dobieństwo bohaterki, skądinąd sieroty, do Kopciuszka nie budzi już wątpliwości.

Więcej – wraz z rozwojem intrygi staje się aż nazbyt widoczne, by móc je traktować poważnie. Znaczące są już okoliczności, w jakich doszło do napadu: Małgosia je- dzie zamiast Inki, która miała randkę, a w aucie czyta swój ulubiony rozdział wspo- mnianego poradnika pt. Nieprzewidziane zbiegi okoliczności kończący się – po od- powiedniej przypowieści10 – przestrogą:

10 Tym razem „O ubogiej dziewczynie, która wpadła pod koła pędzącego samochodu owdowia- łego milionera i pomimo złamanej nogi potrafi ła oczarować tego milionera swym skromnym wdzię-

(6)

Bądź zawsze w pogotowiu. Nigdy nie wiadomo, kiedy nadejdzie ten jeden jedyny, najważniejszy moment twojego życia, kiedy wszystko się rozstrzygnie, gdy ON POJA- WI SIĘ PRZED TOBĄ! Nie pozwól, aby cię w owej chwili nie zauważył! [...] Wszyst- ko jest możliwe [...] Nawet to, co wydaje się zupełnie nieprawdopodobne! Nie daj się zaskoczyć! (s. 30–31).

I tak się dzieje, choć nieco wbrew oczekiwaniom – najpierw pojawia się nie Ksią- żę, a raczej Bestia, czyli zbrodniarz napadający na konwój, niemniej dalsze losy bohaterki toczą się zgodnie ze schematem baśniowym, co usprawiedliwia wszelkie nieprawdopodobieństwa fabuły, takie jak to, że kula przeznaczona dla Małgosi tra- fi ła w książkę, przeszła na wylot, a „pocisk zabrał NIE i w tytule zostały tylko dwa słowa: Będę Kopciuszkiem!” (s. 53). Co skądinąd dziewczyna traktuje z rezygna- cją: „To była chyba wróżba. Nietrudna zresztą. Człowiek rodzi się Kopciuszkiem i Kopciuszkiem pozostaje. Cudów nie ma” (s. 53). Jak można się domyślić, w tej rzeczywistości cuda jednak się zdarzają. Sama bohaterka, wzorem bajkowych po- staci, obdarzona jest zgoła nadzwyczajną cechą, czyli fenomenalną pamięcią wzro- kową, czemu daje dowód na komisariacie, gdy potrafi ośmiu identycznie ubranych mężczyzn, w okularach – na wzór zbrodniarza – ustawić w prawidłowej kolejności, mimo iż widziała ich, tak jak jego, tylko przez chwilę. To przekonuje pułkownika, że potrafi rozpoznać przestępcę, stąd też wziął się pomysł jej wyjazdu na Wybrzeże z kapitanem Ziętkiem. Najpierw trzeba jednak zadbać o to, by wcześniej zbrodniarz nie rozpoznał jej. I tu milicja jawi się jako dobra wróżka, a konkretnie występuje w tej roli sierżant Kałuska, która, mimo przerażenia Kopciuszka („Różne widzia- łam dziewczyny w życiu. Sami towarzysze wiecie, cośmy tu widzieli. Ale takiej, co by się żegnała ze strachu na widok ładnej sukienki i fryzjera, jeszcze nie wi- działam. To prawie przeciwne naturze”, s. 61), przemienia ją w królewnę, a raczej po prostu wydobywa jej dotąd ukryte piękno. Okaże się, że Małgosia ma wyjątkowo małą stopę, dojdzie też do zgubienia pantofelka, choć nie dosłownego: milicja wy- kazuje bowiem znaczną niefrasobliwość, pozwalając, by w radiu podczas podawa- nia wiadomości o napadzie wymieniono też personalia ocalałej kasjerki. Co więcej – po wyjeździe Małgosi i Ziętka jej mieszkania nie objęto obserwacją, zbrodniarz bez trudu się tam dostaje, znajdując nie tylko zdjęcie dziewczyny (przed metamor- fozą), ale i atlas z zakreśloną miejscowością Zdroje. Był to wybór kasjerki na chybił trafi ł, ale zgodnie z logiką opowieści pułkownik postanowił właśnie tam ich wysłać.

A przestępca, dzięki tak wyraźnym śladom, może ruszyć za nimi.

I tak zaczyna się druga część historii współczesnego Kopciuszka: karetą jest ele- gancki kabriolet, pałacem najlepszy (i najdroższy) hotel w Zdrojach, balem – dansing

kiem i ujmującym uśmiechem, nie dając poznać po sobie, jak bardzo cierpi, póki siły nie opuściły jej i nie padła zemdlona w jego męskie, zamożne ramiona. Ta dziewczyna w ułamku sekundy zrozumiała najwyraźniej, że może przestać być Kopciuszkiem i nie wolno jej stracić za żadną cenę szansy, być może jedynej w życiu” (s. 30). Przytaczam ten fragment, by pokazać, że autor, lekko kpiąc, przywołuje różne melodramatyczne wątki jako swoisty komentarz – czy antycypację – do sytuacji bohaterki.

(7)

i kolacja, podczas której po raz pierwszy je kawior i słyszy od różnych mężczyzn komplementy. Wszystko to w towarzystwie udającego jej brata, przystojnego kapi- tana Ziętka, który, widząc ją już po metamorfozie, „uczuł pragnienie opiekowania się tą bezbronną, naiwną dziewczyną i chronienia jej przed każdym niebezpieczeń- stwem” (s. 66). Wkrótce też w hotelu pojawia się trzech nowych gości, wśród których jest zbrodniarz, przybyły tu w jednym celu – zlikwidowania świadka. „Historyjka, jak na prawdziwy »dreszczowiec« przystało, jest lekko szmirowata, momentami rozłazi się w szwach wszelkie w niej prawdopodobieństwo, ale przyznać trzeba, że mimo to rzecz się daje przeczytać – i to w dodatku naprawdę jednym tchem. Napięcie ro- śnie w oszałamiającym tempie i rozładowuje się dopiero w efektownym zakończeniu na ostatniej stronicy powieści11 – pisał recenzent „Nowych Książek”, trafnie pod- kreślając element kiczu, a jego czytelnicze emocje korespondują z tym, co 40 lat wcześniej pisał Karel Čapek: „O gorączkowy niepokoju, o niecierpliwości, jak to się skończy! O pośpiechu, który gnasz czytelnika ze strony na stronę ku błogiemu roz- wiązaniu! O nocne godziny, poprzedzone galopadą straszliwych wypadków!”12.

W Zbrodniarzu i pannie aluzje do znanej baśni są bardzo czytelne, a – jak zauważa Anna Martuszewska – schemat Kopciuszka obok schematu Pięknej i Be- stii od XVIII wieku „organizowały przeważającą większość fabuł romansowych zwłaszcza (choć bynajmniej nie wyłącznie) w literaturze sensu stricto popularnej”13. Małgosia bowiem nie tylko czyta, ale też staje się bohaterką swoich lektur, heroiną romansu kryminalnego czy sensacyjnego melodramatu. Utworu podobnego do po- wieści – cieszących się w Polsce w latach międzywojennych dużą popularnością – jakie pisał Edgar Wallace i rodzimi autorzy: Antoni Marczyński, Marek Romański czy Stanisław Wotowski, a także do ich komercyjnej odmiany, czyli powieści zeszy- towej. W utworach tych wątek kryminalny – czy raczej sensacyjny – był powiązany z miłosnym i przygodowym, a pewne nieprawdopodobieństwo zdarzeń usprawie- dliwiały stosowane przez autorów chwyty, np. technika „zawężania” przestrzeni, dzięki której w Zbrodniarzu i pannie na tej samej drodze do Zdrojów spotykają się owi trzej mężczyźni: Kapliński, Rogalski i Wróblewski, a podobne zbiegi okolicz- ności narrator tłumaczy rządzącym światem przypadkiem. Zgodnie z tą samą logiką autostopowiczkę Marysię podwiezie inżynier Wróblewski, dzięki czemu spragnio- na wrażeń (i męskiego towarzystwa) dziewczyna pozna pozostałych, co przypłaci życiem, kiedy jednemu z nich nieopatrznie wyzna, że go już widziała – w oknie mieszkania Makowskiej. Również stosowana przez Kwaśniewskiego narracja sy- multaniczna, podtrzymująca napięcie – dzięki paralelnie prowadzonemu wątko- wi zbrodniarza – przez ciągłe sygnalizowanie niebezpieczeństwa wiszącego nad Małgosią, charakteryzowała większość powieści zeszytowych, zwłaszcza w latach

11 Cyt. za: J. Siewierski, Nowe powieści kryminalne, „Nowe Książki” 1965, nr 14, s. 651.

12 K. Čapek, dz. cyt., s. 159.

13 A. Martuszewska, Przemiany romansu, „Literatura i Kultura Popularna”, t. IX, pod red.

T. Żabskiego, Wrocław 2000, s. 10.

(8)

dwudziestych i trzydziestych. Literatura zresztą wzorowała się tutaj na kinie i jego doświadczeniach ze stosowaniem montażu równoległego.

Powieść zeszytowa czy sensacyjny romans czerpią z tych samych źródeł (np. powieść gotycka, powieść tajemnic, romans łotrzykowski) co utwory krymi- nalne, stąd też często rozpoczynają się od spektakularnego przestępstwa. Podobnie jest w przypadku historii Małgosi. Na inspirację literaturą brukową wskazuje frag- ment artykułu prasowego donoszącego o zbrodni:

Kasjerka Małgorzata Makowska nie poruszyła się nawet, kiedy morderca oddał z najbliższej odległości drugą serię strzałów do przewróconego samochodu... [...] Całe siedzenie samochodu jest poszarpane na strzępy pociskami, a dwaj pasażerowie ban- kowej warszawy zginęli na miejscu dosłownie porozrywani oddanymi z bliska seriami pistoletu maszynowego... Tymczasem Małgorzata Makowska, obok której przeleciało w małym, zamkniętym pomieszczeniu ponad sześćdziesiąt pocisków, wyszła z opresji nie tylko ratując życie, ale jedynie z drobnym zadrapaniem na policzku (s. 36–37).

Podkreślaniu drastyczności przestępstwa towarzyszy eksponowanie elemen- tu cudownego ocalenia. Sama bohaterka, wyjeżdżając nad morze, cieszy się, że nie spotkała żadnego z sąsiadów, którzy zapewne dopytywaliby się o szczegóły wypadku:

Nikogo z nich nie obchodziła śmierć tych ludzi. Wszystkich obchodziło, jak się ta śmierć odbyła. W zeszłym roku traktor przejechał dziecko. Stali wtedy długo, całym tłumem, mężczyźni, kobiety i dzieci, patrzyli na te gąsienice traktora i kłócili się, czy te białe to mózg, czy może kość roztarta na proszek... Nikt nikogo naprawdę nie żałuje (s. 54).

Ta refl eksja Małgosi z jednej strony oddaje ową powszechną fascynację śmier- cią i zbrodnią14, z której narodziła się powieść kryminalna, a z drugiej jest egzem- plifi kacją gatunkowych mechanizmów: śmierć jest potrzebna do uruchomienia in- trygi, naruszenia status quo, osoba ofi ary to rzecz drugorzędna. Co więcej, sama Małgorzata zaczyna inne życie dzięki morderstwu – choć nie przez nią popełnio- nemu – może dosłownie uciec od znienawidzonej codzienności, tak jak wcześniej robiła to w wyobraźni, czytając swoje nie tylko romansowe, ale także sensacyjne historie, choć wolałaby o tym zapomnieć. Mówi do kapitana Ziętka: „Nie ma żad- nych zbrodniarzy... [...] Nic takiego nie ma i nie będzie... Nie wierzę w to. Wszystko było po to, żebyśmy się tu spotkali, wiesz?” (s. 140).

14 Trafnie opisuje to Karel Čapek: „Ludzie bardzo chętnie czytają o zbrodniach. Z pewnością tego potrzebują. Dlatego czytają kryminały i sprawozdania z sali sądowej. Zniszczcie jedne i drugie, a będą siedzieć wieczorem na przyzbie albo wokół ognisk i opowiadać sobie o zbrodniach popełnio- nych w całym powiecie w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat. Będą sobie opowiadać, że szewc jeszcze kiedyś zabije swoją żonę i że starosta gminy kradnie”, cyt. za: Holmesiana, czyli o kryminałach, [w:]

tenże, Marsjasz, s. 132.

(9)

Bez zbrodni nie byłoby jednak owej wymuszonej podróży – kolejnego częste- go motywu w powieści zeszytowej oraz innych zaczerpniętych stamtąd elemen- tów. Małgorzata jako heroina pod pewnymi względami „reprezentuje typ bohaterki, która mieści się w modelu postaci n i e w i n n o ś c i u c i ś n i o n e j: słaba, niewinna, prostoduszna, narażona jest na szczególne zagrożenie”15. Niebezpieczeń- stwo grozi jej ze strony zbrodniarza (już samo to określenie jest znaczące), który jest odpowiednio demonizowany: „To wyjątkowo zręczny bandyta. [...] Nie pozo- stawił po sobie żadnych śladów” (s. 41) – przestrzega pułkownik, podkreślając:

„Ten człowiek zamordował już pięć osób i zamorduje ich więcej, jeśli nie uda się go powstrzymać” (s. 49). Bezwzględności przestępcy towarzyszy niezwykła spraw- ność fi zyczna (zręcznie wspina się po drzewach) i umiejętność posługiwania róż- nymi rodzajami broni – nożem sprężynowym, pistoletem maszynowym, kastetem czy własnymi dłońmi, którymi dusi Marysię, a także – skłonność do luksusu:

„Imperial” był wytwornym hotelem. Ciemne ubranie, niepokalanie biała koszula i mucha obowiązywały wieczorem.

Z satysfakcją przyjrzał się sobie w lustrze. Lubił wielki świat, ciche orkiestry, przyćmione światła, piękne kobiety w pięknych sukniach i pieniądze: tyle pieniędzy, żeby nie myśleć o jutrze i móc je wydawać tak szybko, jak podyktuje wyobraźnia (s. 134).

Ów wystawny styl życia pozwala patrzeć na zbrodniarza jako reprezentan- ta typu nazywanego przez Annę Gemrę złoczyńcą-pseudoarystokratą, a przede wszystkim wprowadzić tak lubiany przez czytelników powieści brukowej16 motyw bogactwa, uwspółcześnioną scenerię pałacu, czyli najdroższego nadmorskiego ho- telu, gdzie bywa ówczesna arystokracja – inżynierowie, lekarze czy – jak „rodzeń- stwo” Ziętków – przedstawiciele tzw. prywatnej inicjatywy. Rodowód zbrodniarza sięga skądinąd nie tylko literatury, ale także kina, co narrator sygnalizuje, każąc mu rozkładać broń na tygodniku fi lmowym, a pieniądze z napadu przepakowywać przy wtórze motywu muzycznego z Rifi fi (1955) Jules’a Dassina.

15 Cyt. za: A. Gemra, „Kwiaty zła” na miejskim bruku. O powieści zeszytowej XIX i XX wieku, Wrocław 1998, s. 127.

16 Jak tłumaczył to Karel Čapek: „Dawno już stwierdzono, że podczas gdy pan czyta z upodo- baniem powieść z życia wielkomiejskich mętów społecznych, służąca z równym upodobaniem czyta powieść z życia książąt lub hrabiów. Jest to zupełnie naturalne; każdego nęci romantyzm innego, niezna- nego życia i podczas gdy pan zagłębiony w swojej książce przeżywa w wyobraźni możność bycia wy- rzutkiem społeczeństwa, służąca przeżywa tak samo możliwość bycia hrabiną. W ten sposób literatura wyrównuje społeczne nierówności tego świata. Jednakże ta socjologiczna interpretacja nie jest w pełni wystarczająca. [...] Trzeba być hrabią lub księciem, aby człowiek mógł się wyłącznie poświęcić namięt- nościom, czynom miłości czy intrygom. Urodzenie i bogactwo są jak gdyby niezbędnym środkiem ro- mantycznych czynów i skomplikowanej akcji. Od barona w dół zaczyna się sfera realizmu, psychologii, a ewentualnie także i kwestii społecznej; natomiast sfera epiki rozpościera się od barona, bankiera lub złoczyńcy wzwyż. Wyjątek stanowią odległe kraje”, cyt. za: Ostatni epos..., s. 149–150.

(10)

Przeciwwagą dla zagrażającego heroinie złego charakteru jest heros – połą- czenie księcia i detektywa, czyli kapitan Kazimierz Ziętek, który Małgosi spodobał się od pierwszego spotkania. Zgodnie z zasadami gatunku pojawia się tu motyw nierówności społecznej: ona to prowincjonalna (i początkowo wyjątkowo nieatrak- cyjna) kasjerka, a on jawi się jako światowiec, przyznając: „Mieszkałem w pierw- szorzędnych hotelach” (s. 55), i pokazując jej, jak jeść kawior. Mimo to oboje wkrótce zakochają się w sobie, ale ich miłość – zgodnie z romansowym schematem – nie może rozwijać się bez przeszkód, z których niektóre są pozorne, tak jak rywal w postaci zakochanego w Małgosi rzekomego doktora Zawadzkiego, w istocie zaś hotelowego złodzieja i oszusta. Skądinąd postać ta –

[...] syn kulturalnych rodziców, dobrze wychowany i zna trzy języki. Łatwo mu się wkręcać w najrozmaitsze wczasowe towarzystwa. Jego technika polegała na tym, że najpierw obserwował, a potem kradł w sytuacji, kiedy oskarżać go byłoby wielką niezręcznością (s. 126)

– z jednej strony przywodzi na myśl dżentelmenów-włamywaczy w rodzaju Arse- ne’a Lupina czy Raffl esa, z drugiej zaś typ przestępcy nawróconego pod wpływem szlachetnej i dobrej dziewczyny:

Kiedy ją poznałem, stało się coś ze mną. [...] To taka dziewczyna, o której przez całe życie się myśli, że może gdzieś taka jest, ale nigdy się człowiekowi nie udaje takiej spotkać. Śliczna jak obrazek, wie pan, i czuło się od razu, że porządna. Cała była po- rządna. Od razu wiadomo, że taka nie zdradzi, nie opuści człowieka nawet w najgorszej sytuacji. Dziewczyna jak gwóźdź... Dla takiej mężczyzna mógłby w ogień skoczyć.

Co tam w ogień, mógłby nawet zacząć pracować uczciwie (s. 164).

Prawdziwym zagrożeniem jest jednak zbrodniarz, któremu Małgosia również się podoba, nie będzie on jednak nastawał na jej cześć, ale – dla własnego bezpie- czeństwa – na życie bohaterki. Stąd kolejne znane motywy, takie jak umożliwiają- cy zwabienie w pułapkę fałszywy list, tu dostosowany do współczesnych realiów:

mężczyzna podszywa się pod Ziętka podczas rozmowy telefonicznej, zapowiadając, że przebrany w kostium mnicha będzie na nią czekał w samochodzie, po czym ra- zem pojadą na bal. W rezultacie dziewczyna, która wcześniej ze strachu przed mor- dercą uciekła (co w romansowym schemacie odpowiadałoby rozstaniu, zwłaszcza że zostawiła ukochanemu pożegnalny list z tradycyjnymi frazami: „Nie zobaczysz mnie już”, „Zapomnij o mnie, bo nie byłam nic warta...”, s. 160), wsiada do jego auta i tak zostaje porwana. A ucieczce zbrodniarza z Małgosią towarzyszy pogoń herosa – kapitana Ziętka.

„Powieść Marysi i Frani kończy się bezwarunkowo szczęśliwie; byłoby rzeczą straszną, gdyby taka niewinność nie została nagrodzona i taka nikczemność zdema- skowana; wszechświat moralny rozpadłby się na kawałki, gdyby się tak nie stało.

Bajka przestałaby być bajką, gdyby smok nie został w końcu zabity, a czarownica

(11)

ukarana; stałaby się sam nie wiem czym, czymś ohydnie podobnym do rzeczywi- stości. Gdyby Kopciuszek nie wyszedł za mąż za królewicza, jego historia była- by jedynie ponurym obrazem życia; powiedzmy, życia Marysi lub Frani”17. Utwór wieńczy happy end: śmierć zbrodniarza i kolejne cudowne ocalenie Małgosi oraz deklaracja kapitana Ziętka: „to ja jestem w niebie [...], chociaż do tej pory myśla- łem, że kapitanowie milicji nie są tam dobrze widziani” (s. 173). A potwierdzenie, że „żyli długo i szczęśliwie”, czytelnik znajdzie w kolejnej książce – Każę aktorom powtórzyć morderstwo – w której para bohaterów występuje już jako małżeństwo.

Zbrodniarz i panna nie jest romansem kryminalnym ani powieścią brukową, raczej ich pastiszem, zabawą z konwencjami. Służy temu m.in. rozbijanie fi kcji przez samych bohaterów, świadomych, że mają grać kogoś, kim nie są18. Małgosia, mając w pamięci swoje lektury, a także dzięki potocznym wyobrażeniom na temat tego, jak żyją bogaci ludzie, próbuje sprostać roli, choć przychodzi jej to z trudem, np. wtedy, gdy powinna – jak sądzi – pić wódkę.

Szybko uniósł kieliszek i wypił. Małgorzata odruchowo zrobiła to samo. Spojrzał na nią. Siedziała zupełnie nieruchomo. Dłoń jej powoli opadła na stół, odstawiając pu- sty kieliszek. Zakaszlała cicho i uśmiechnęła się przepraszająco. Ziętek nalał jej szklan- kę wody mineralnej. Podziękowała skinieniem głowy. Wypiła.

– O Boże... – powiedziała cicho. – A to dopiero początek.

– Nie musisz przecież pić wódki, jeżeli nie możesz. – Podsunął jej kawior. – Prze- cież nie chodzi o to, żebyśmy robili tu jak największe rachunki na konto naszego mi- nisterstwa (s. 80–81).

Wielokrotnie oboje, a zwłaszcza kapitan, będą przypominać sobie, że nie są to, niestety, zwykłe wakacje – sam Ziętek, zwolennik kampingu, w podob- nych hotelach bywał tylko służbowo, prywatnie nie byłoby go na nie stać. Jednak dzięki pobytowi w Zdrojach bohaterka zweryfi kuje swoje marzenia o byciu „nie- porządną”, kiedy okaże się, że tym, co wywiera największe wrażenie na innych, jest – obok urody, której ciągle do końca nie jest świadoma – skromność i dobroć, tak jak u baśniowych heroin. Małgosia jednak znacznie odbiega od stereotypowego wizerunku bohaterki romansu – tam postaci są jednoznaczne, istnieją jako „funk-

17 K. Čapek, Ostatni epos..., s. 155.

18 Dobrze pokazuje to ten dialog:

„– A kim, według ciebie, jest osoba, którą udajesz?

– To jest bardzo, bardzo ładna dziewczyna, która ma masę forsy i nic do roboty. Ma bogatego ojca i jest jedynaczką. I rodzice na wszystko jej pozwalają. A ona jest zepsuta. I dużo razy już piła wódkę w nocnych lokalach. I nic sobie z tego nie robi. Jak myślisz?

– Chyba tak... – odpowiedział poważnie, z wahaniem. – Ale ten model nie będzie dla nas najbar- dziej użyteczny.

– Dlaczego?

– Bo tak zachowując się, mniej widzimy, za to nas lepiej widzą. A przecież nie o to chodzi. My- ślę, że powinnaś być swobodną i opanowaną” (s. 82).

(12)

cje”, dzięki którym uruchamiane są fabularne schematy, a ona przecież się zmie- nia. Nie chodzi tu wyłącznie o przemianę fi zyczną – dziewczyna staje się rozmow- niejsza, dowcipna, śmielsza, a świadomość, że wraz z ujęciem zbrodniarza wybije północ i karoca może zamienić się w dynię, dodaje jej odwagi. Małgosia wie, jak trudny będzie powrót do Kamocka i dawnego życia, dlatego mówi Ziętkowi:

Ja już tam nie chcę wracać. [...] Może sobie znajdę pracę tutaj albo w Warszawie.

Zawsze bałam się ludzi, świata, nie umiałam powiedzieć słowa, kiedy było nawet parę osób w pokoju. Czerwieniłam się od razu... W tym jednym mi pomogliście: nauczyłam się, że muszę być odważna, jeżeli nie mam zostać na wieki wieków w tamtym moim pokoiku. Będę odważna (s. 129).

Dziewczyna jest aktywna – w przeciwieństwie do raczej pasywnych bohate- rek romansów – i to również w miłości: ona pierwsza wyznaje, że jest zakochana, i prowokuje Ziętka do pocałunku w odpowiedniej scenerii – na molo, podczas pięk- nej księżycowej nocy. Książę okazuje się chłopakiem z małego miasteczka, więc i niebezpieczeństwo mezaliansu zostaje zażegnane. Również wobec zbrodniarza Małgosia wykazuje się odwagą, mimo iż daje mu się zwieść i wsiada do jego samo- chodu, myśląc, że to Ziętek. O ile za pierwszym razem cudem unika śmierci z jego rąk, o tyle teraz sama sobie pomaga: kiedy przestępca zjeżdża w leśną drogę, by tam – jak zapowiada – ją zabić, choć z wielką przykrością19, to ona skręca kierownicę, w efekcie czego auto z impetem uderza w drzewo. W tym geście jest nie tyle chęć uratowania życia, ile swoista ekspiacja – za to, że nie zaufała ukochanemu i ze stra- chu uciekła, a także ochrony innych potencjalnych ofi ar oraz pamięć o zabitych kolegach z pracy. Niemniej to ona pośrednio wymierza zbrodniarzowi karę, bo ten ginie na miejscu.

Ten sposób rozwiązania intrygi w znacznym stopniu odbiega od schematów, do jakich przyzwyczaiła czytelników powieść milicyjna, gdzie w fi nale okazuje się, że milicja wszystko kontrolowała. Tu niemal genialny zbrodniarz potrafi ł nie tylko zmylić kapitana Ziętka, ale także Kaplińskiego, który w rzeczywistości był wysła- nym przez pułkownika ofi cerem mającym chronić Małgorzatę. Heroiczna postawa dziewczyny ułatwiła zadanie jej ukochanemu, bo, co prawda, on, rozdarty między obowiązkiem a uczuciem (i lękiem o jej bezpieczeństwo), twierdził, że MO może go złapać bez jej udziału, ale wobec przebiegłości przestępcy trudno sobie wyobra- zić, jak miałoby się to odbyć, wykluczywszy – znany również z powieści milicyj- nej – motyw meldunku z centrali o identyfi kacji mordercy, bo to postawiłoby pod znakiem zapytania cały ryzykowny i kosztowny plan. Ponieważ jednak, zgodnie

19 „Pani jest bardzo piękna. Powinna pani żyć. Niestety, nie mam innego wyjścia. Poza tym mam bardzo wrażliwe usposobienie. A proszę mi wierzyć, że to zupełnie co innego – zabijać ludzi z daleka z pistoletu maszynowego, a co innego własnoręcznie z bliska... Jest w tym jakaś intymność, której na- leży unikać, bo potem obciąża wyobraźnię...” (s. 169–170). Skądinąd ta elokwencja zbrodniarza może być odebrana jako kolejny sygnał „literackości” tej postaci.

(13)

z logiką romansu, bohaterka po rozstaniu wróciła i została porwana, te wątpliwości dotyczące skuteczności milicji zostają zepchnięte na drugi plan, zwłaszcza że ofi ce- rowie ruszają w pościg. Skądinąd jest on nieco pastiszowy, bo zarówno uciekający, jak i ścigający są w balowych kostiumach mnichów – zły, demoniczny zakonnik to częsty czarny charakter powieści zeszytowej – co z jednej strony tłumaczy po- myłkę Małgosi, a z drugiej ta maskarada podkreśla pewną umowność całej sytuacji, zwłaszcza że pojawiają się elementy humorystyczne, np. kiedy samochód milicjan- tów się psuje i zatrzymują inny do zarekwirowania:

– Wysiadać! Milicja! Potrzebny nam jest ten wóz! – Kapliński urwał, bo w wozie siedział przy kierownicy Arab, obok niego Murzyn z kółkiem w nosie, a na tylnym siedzeniu dwie hurysy w czarczafach. Dopiero po ułamku sekundy przypomniał sobie o balu (s. 171),

albo gdy pojawiają się rodzime realia – „samochód minął właśnie w szaleńczym pędzie furmankę chłopską” (s. 169).

BAŒÑ DLA DOROS£YCH

Swoista pastiszowość powieści jest bardziej widoczna w porównaniu z jej fi lmo- wą adaptacją. Już bowiem w trakcie realizacji Janusz Nasfeter podkreślał: „Będzie to historia kryminalna bez makabry, bez pseudonastrojów, bez niesamowitości, rzecz potraktowana całkiem serio, nawet bez przymrużenia oka. [...] Kryminalna fabuła służy do pokazania kilku sylwetek ludzkich, uchwycenia psychologicznych rysów pary głównych bohaterów”20.

Ta poważna tonacja sprawia, że w fi lmie brakuje – poza ogólnym schema- tem baśni – owych literackich aluzji, zwłaszcza tych nazbyt wyraźnych: Małgosia nie czyta swojego poradnika, nikt nie nazywa jej wprost – jak w powieści – Kop- ciuszkiem. Brakuje owej świadomości odgrywania ról, poczucia humoru21 i dystan- su czy autoironii bohaterów widocznych w ich powieściowych dialogach, np.:

20 Z. Pitera, Zbrodniarz (=?) i panna (Ewa Krzyżewska), „Film” 1962, nr 36, s. 10.

21 Poczucia humoru nie mają również inne postaci, m.in. zabrakło w fi lmie dowcipnej rozmowy Zawadzkiego z konwojującym go milicjantem:

„– Za te pieniądze, które w ciągu ostatnich lat państwo wydało na moje utrzymanie i bilety kole- jowe, można by wybudować szkołę tysiąclecia.

Milicjant wzruszył ramionami.

– Znowu panu wlepią parę latek i tak powoli uzbiera się na całe milenium – powiedział z ponu- rym humorem. – Tylko tak dalej! Niech pan się łatwo nie zraża” (s. 163).

Nie ma też tutaj cytowanej wcześniej wypowiedzi złodzieja o Małgosi, którą kończy dosyć za- bawna puenta:

„Chciałbym ją jeszcze kiedyś spotkać... dokończył [Zawadzki] rozmarzonym głosem [...]

– O ile znam kodeks, to dwa, trzy latka i spotkacie się – powiedział milicjant fl egmatycznie” (s. 164).

(14)

– Wyglądasz jak marzenie biednego kapitana milicji, któremu przyśniła się gwiaz- da fi lmowa!

– A ty jak marzenie ubogiej kasjerki z małego miasteczka, której przyśnił się prawdziwy mężczyzna (s. 148).

Rezygnacja z literackiego kontekstu, wzbogacającego rysunek postaci, oraz z zabawy romansowymi schematami sprawia, że nazbyt widoczne stają się pew- ne nieprawdopodobieństwa fabuły i nadzwyczajne zbiegi okoliczności. Zwłaszcza że fi lm miał mieć bardziej współczesne realia, stąd np. zamiast na turniej tenisowy bohaterowie idą na koncert Czerwono-Czarnych.

„Cały fi lm opiera się na daleko posuniętej i przekraczającej ramy przyzwoito- ści umowie między autorem, zbrodniarzem i panną. A więc tych troje umówiło się, nie wiadomo dlaczego, że zbrodniarz, dowiedziawszy się, że rąbek jego zbrodniczej twarzy zauważony został w czasie napadu przez pewną dziewczynę z Kamocka, nie tylko nie stara się po prostu unikać tej dziewczyny – co nie byłoby w końcu trudne, biorąc pod uwagę, że jest nas 30 milionów – lecz przeciwnie, uporczywie dąży do spotkania z nią”22 – pisał złośliwie KTT. Także inni recenzenci wskazywali na zbytnią inspirację wzorami „Kobry”, której umowność stała się rodzajem kon- wencji dobrze sprawdzającej się w telewizji, ale nie w kinie. Zauważył to również Aleksander Jackiewicz, podkreślając: „Wątek kryminalny jest w Zbrodniarzu i pan- nie tylko ramą i to nie najlepszą – za mało nośną, zanadto naciąganą, właśnie pod względem gatunkowym za mało zdyscyplinowaną. Ramę wypełnia staranna obser- wacja obyczajowa, poruszająca się zresztą po terenie dość wygranym w polskim fi lmie, i od początku raczej drażniącym: po terenie rodzimego high life’u; podczas wakacji, nad morzem. Ale jest coś bardziej interesującego w tej ramie, to sprawa psychologiczna: przeniesienie zapracowanego człowieka z jakiejś mieściny w owe wakacje, do luksusowego hotelu nad morze. Przebranie prowincjonalnej brzyduli [...] w modne szatki, zrobienie z brzyduli atrakcyjnej kobiety, dodanie jej do towa- rzystwa Zbyszka Cybulskiego. I to wszystko, żeby przyciągnąć zbrodniarza. A więc cała zabawa – nie dla niej; ona niecodzienna i owe parę dni w pięknym hotelu, na plaży, w towarzystwie przyjemnych mężczyzn i zadbanych kobiet – to nowy mit Nasfeterowski i nowe rozczarowanie, baśń dziecinna dziejąca się, dla odmiany, wśród dorosłych ludzi”23.

Radykalizm tej zmiany otoczenia, wręcz światów, jest tym bardziej widoczny, że życie Małgorzaty fi lmowej przed napadem wydaje się o wiele bardziej przy- gnębiające i monotonne niż powieściowej. Doskonale pokazuje to pierwsza sce- na – porannego wstawania – gdy kamera przesuwa się po sprzętach wyjątkowo nieprzytulnego pokoiku, by zbliżyć się do twarzy bohaterki – równie postarzałej, smutnej, jak przestrzeń, w której żyje. Nieatrakcyjna powierzchowność zdaje się iść

22 K.T. Toeplitz, Zbrodniarz i panna, „Świat” 1963, nr 32, s. 11.

23 A. Jackiewicz, Inny Nasfeter, „Film” 1963, nr 27, s. 14.

(15)

w parze z równie bezbarwną osobowością, na co wskazywałaby scena, gdy Małgo- rzata, już po wypadku przesłuchiwana na komisariacie, na każde pytanie odpowia- da: „Tak, proszę pana” lub „Nie, proszę pana”. Pewna irytacja ofi cerów udziela się także widzowi. W powieści bohaterka kilka razy odwiedza komisariat, tu te wizyty zostały skondensowane do jednej sceny, zredukowano dialogi, w tym niezręczną uwagę Ziętka, pokazującą różnicę między tonacją książki i fi lmu, a także odmienną koncepcję w tworzeniu bohaterów:

– Komu jak komu, ale pani chyba niełatwo byłoby rozpocząć życie kociaka na pla- ży w Sopocie czy Zdrojach i spędzać wieczory na dansingach w Ustce... – Uśmiechnął się, ale zaraz spoważniał, bo przyszło mu do głowy, że nawet tak bardzo pozbawiona pretensji dziewczyna może odczuwać przykrość, kiedy odsądzi się ją od tego rodzaju możliwości. – To znaczy... chciałem powiedzieć, że na pewno nie należy pani do ludzi, których pociąga próżniaczenie się, tańce, alkohol i spanie w dzień, a zabawa w nocy, prawda?

– O, na pewno nie, proszę pana. Ja bym nawet nie umiała wysiedzieć długo w nocy.

Zaraz jestem śpiąca. A poza tym nawet tańczyć dobrze nie umiem. Mało chodzę na za- bawy... Czasami na imieniny do jakiejś koleżanki (s. 48).

Filmowa metamorfoza Małgorzaty pozbawiona jest obecnych w powieści ele- mentów wręcz komediowych, np. gdy pułkownik i kapitan widzą śliczną dziew- czynę i, nie rozpoznawszy jej, chcą udzielić nagany wartownikowi za wpuszczanie obcych bez przepustki, podczas gdy sama bohaterka niemal ze łzami prosi o od- danie butów, bo „nawet milicja nie ma prawa odbierać obywatelowi jego pantofl i”

(s. 65). Na ekranie wszystko to zostało ograniczone do widoku pięknej młodej ko- biety z trudem się poruszającej, bo nie potrafi chodzić w szpilkach. Kolejne sceny podkreślają bajkowość rzeczywistości, w jakiej Małgorzata się znalazła: przestron- ny hotelowy pokój w niczym nie przypomina jej mieszkania, zwłaszcza gdy okazu- je się, że naciśnięte z dziecinną wręcz ciekawością dzwonki sprowadzają kelnera, fryzjera i manikiurzystkę. O ile na pierwsze pojawienie się personelu Małgosia re- aguje przestrachem i tłumaczy się pomyłką, o tyle za drugim razem wzywa go świa- domie. Coraz lepszemu odnajdywaniu się w nowej, bajkowej rzeczywistości (zna- czące jest zachowanie Małgosi, gdy po dansingu, lekko wstawiona, powtarza sobie na głos komplementy Zawadzkiego – „Pani jest czarująca”) towarzyszy jednak nie- ustanna świadomość jej tymczasowości i czekanie na dźwięk budzika, który prze- rwie piękny sen. Komentarzem do tej sytuacji jest refren piosenki: „Dzień powieje chłodem i rozłączy nas, nastanie pożegnania szary czas. Dobra jest ta noc – niech trwa”. Idyllę zakłóca myśl o celu, w jakim tu przyjechali – nieustanne zwracanie uwagi na mężczyzn w okularach – a także o różnicy między Zdrojami a życiem w małym miasteczku, stąd też, jak pisała – nie bez ironii – Danuta Karcz: „Przestęp- ca i całe zdarzenie przestają widza interesować. Martwimy się natomiast o pannę, której przyjdzie przecież oddać fantastyczną kolekcję ciuchów »made by Moda Pol- ska« i powrócić za okienko kasy w miasteczku »N«, a piękny apartament hotelowy

(16)

zamienić na nader smutno wyglądający pokoik. Chcielibyśmy więc, by przestęp- ca wyprowadzał w pole nasz aparat bezpieczeństwa jak najdłużej – tym bardziej że rozmiar dokonanej kradzieży pozostaje w rażącej dysproporcji do sum zainwe- stowanych w jej wykrycie, a zwrot zrabowanego majątku państwowego w żadnej mierze tych inwestycji nie pokryje. Widząc rozrzutność naszego aparatu do ścigania przestępstw, szkodliwość społeczna tego ostatniego wydaje się znikoma, morderca i jej ofi ara całkowicie obojętni. Martwi nas tylko przyszłość Kopciuszka”24.

Małgosia też o tym myśli, stąd jej – o wiele bardziej dramatyczne niż w powie- ści – wyznanie:

Ty nie wiesz, co to jest małe miasteczko jesienią albo zimą. Wyście mi chyba krzywdę zrobili, bo wszystko daliście mi tylko na chwilę, jak zabawkę – a potem mi odbierzecie. Wszystko muszę zostawić w waszej garderobie – nawet twarz!

Kwestia ta, choć podobna do książkowej25, brzmi nieco pretensjonalnie, nie tyl- ko dlatego, że tam Ziętek, też chłopak z prowincji, lepiej ją rozumiał. W powieści łagodziło ją poczucie humoru bohaterów i to wyraźne sygnalizowanie przez nar- ratora, że bawi się romansową konwencją, na ekranie zaś tonacja serio sprawia, że podobne dialogi sytuują Zbrodniarza i pannę bliżej melodramatu niż fi lmu kry- minalnego. Stąd i niektóre chwyty – takie jak pożegnalny list kończący się słowami

„Gdybym mogła uwierzyć, że mnie kochasz, ale to nieważne” – wydają się nazbyt, stereotypowo wręcz, melodramatyczne. Z drugiej strony podkreślają okrucieństwo tego planu MO w stosunku do dziewczyny. Zwłaszcza że ona sama do tej pory na- wet nie miała odwagi, by myśleć o wyjeździe ze znienawidzonego Kamocka, a teraz poznała, jak może wyglądać życie poza nim. Wraz z pojawieniem się zbrodniarza

24 D. Karcz, Nasza porcja sensacji, „Kino” 1969, nr 3, s. 8–9.

25 W powieści to fragment dłuższej rozmowy toczonej przez bohaterów po tym, gdy się okazało, że Zawadzki nie jest poszukiwanym zbrodniarzem. Małgosia zastanawia się, jak będzie wyglądało jej życie, kiedy już złapią sprawcę: „Odbiorę z depozytu swoje rzeczy, ubiorę się w nie i odjadę.

A potem do końca życia będę we wszystkie dni powszednie siedziała w okienku kasowym od ósmej do trzeciej, a w niedzielę albo sobie pójdę na spacer, albo będę czytała, jak nie być Kopciuszkiem...

Albo będę marzyła, żeby jakiś nowy bandyta zaatakował samochód bankowy i żebym przeżyła ten napad i znowu mogła pojechać do Zdrojów i rozpoznawać go. A jesienią będę czytała dużo książek kryminalnych, bo buty przemakają na spacerze... Ty nie wiesz, co to jest małe miasteczko jesienią albo zimą. W restauracji pijacy mówią do pijaków o tym, jacy byli dzielni za Niemców albo gdzie mają jakąś powiatową, ważną osobę. W kinie fi lmy, o których przed rokiem czytałeś już w tygodnikach.

W Domu Kultury śpiewają i tańczą to, co już nie istnieje, jakieś tańce ludowe, których nikt nie zna.

Zresztą nie umiem śpiewać ani tańczyć. Ty nic nie wiesz...

– Może i wiem? – powiedział Ziętek w zamyśleniu. – Sam pochodzę z małego miasteczka.

– To dobrze, jeżeli wiesz. Wyście mi zrobili okropną rzecz: daliście mi świat na chwilę jak za- bawkę dziecku, a potem odbierzecie. Nawet twarz będę musiała wam oddać i wrócić do tamtej.

– Ale dlaczego?

– Bo w Kamocku by mnie palcami wytykali. Znają mnie, wiedzą, że j e s t e m i n n a. To...

by było jak przebranie... Nawet mężczyźni tam by nie uwierzyli w to, że jestem inna” (s. 128).

(17)

– o czym świadczą banknoty z napadu, a także zabójstwo Marysi – wzrasta nie tylko strach o owe fi zyczne bezpieczeństwo, ale i poczucie swoistego uprzedmiotowie- nia, wykorzystania jako przynęty, bo Małgosia podejrzewa, że Ziętek od początku nie wierzył, że ona potrafi rozpoznać przestępcę.

Kapitan Ziętek nie jest przekonujący – ani kiedy mówi o wielkim zaufaniu, jakie ma do niej, ani o łączącym ich uczuciu. Wpływ na to miała inna koncepcja scenariusza (i znaczna redukcja wątku miłosnego), ale i, jak sądzę, decyzje obsa- dowe. Główne role zagrali bowiem Ewa Krzyżewska i Zbigniew Cybulski, czyli Krystyna i Maciek z o kilka lat wcześniejszego Popiołu i diamentu (1958). Trudno z dzisiejszej perspektywy zarzucać twórcom Zbrodniarza i panny swoisty koniunk- turalizm, tłumaczyć zaangażowanie tej pary aktorów chęcią wykorzystania popular- ności czy – już wtedy – legendy fi lmu Wajdy. Pojawił się też Adam Pawlikowski, czyli Andrzej z Popiołu i diamentu. Także scena napadu – sposób fi lmowania zbrod- niarza (choć bez twarzy), tego, jak trzyma broń, czy widok wypadającego z drogi samochodu – nieodparcie przywodzi na myśl sekwencję wstępną fi lmowej adaptacji powieści Jerzego Andrzejewskiego.

W latach sześćdziesiątych angażowanie znanych i popularnych aktorów do fi l- mów kryminalnych – i kina rozrywkowego w ogóle – stało się niemal regułą. Sce- nariusz Joe Aleksa dawał szansę zobaczenia Krzyżewskiej i Cybulskiego w hi- storii kończącej się – w przeciwieństwie do Popiołu i diamentu – szczęśliwie dla ich bohaterów (czego zapowiedzią jest śpiewana przez Helenę Majdaniec piosenka z refrenem „Kup mi bilet do przystanku happy end”), choć zapewne niektórych widzów widok milicjanta o twarzy Maćka Chełmickiego mógł razić. Oboje dostali dobre recenzje, choć przede wszystkim chwalono aktorkę za wiarygodne pokazanie przemiany „prowincjonalnej gęsi we wczasowego kociaka”26. Z Cybulskim sprawa miała się nieco inaczej, aktor bowiem – ciągle obciążony legendą Maćka, ale nie- dostający propozycji na miarę tamtej roli – wkroczył w fazę kariery, którą Tadeusz Lubelski nazwał „śmieszni panowie”27: „Zaczął zatem grać role normalnych panów w średnim wieku, podpatrywanych w zwykłych, codziennych sytuacjach. Znikły pionierki i skórzana kurtka, skończyły się ciemne okulary [...]. Również i te role Cybulski przyjmował. Złościł się, irytował, wściekał, ale grał. Coraz bardziej tych swoich nowych ról nienawidził, ale zarazem wykłócał się z reżyserami o najbłahszy metr taśmy ze swoją postacią, wyrzucany przez nich przy montażu”28.

26 Cyt. za: Z. Pitera, W stronę kryminału, „Film” 1963, nr 27, s. 4. Krzyżewską za główny atut fi lmu uznał KTT, podkreślając, że właściwie zagrała tu dwie role i „zwłaszcza to pierwsze wcielenie wydaje mi się ciekawe i wrażliwie narysowane, zdradzające prawdziwy, nie-kociakowaty właśnie, talent aktorski”, cyt. za: K.T. Toeplitz, Zbrodniarz...

27 T. Lubelski, Cybulski: fazy degradacji mitu, [w:] Zbigniew Cybulski. Aktor XX wieku, pod red.

J. Ciechowicza, T. Szczepańskiego, Gdańsk 1997, s. 145.

28 Tamże.

(18)

Choć w rozmowie z odwiedzającym plan dziennikarzem aktor, pozornie zado- wolony, podkreślał: „Żadnych kompleksów, dwuznaczności, obciążeń. Rola nowe- go typu: prosta, jednoznaczna, sympatyczna”29, to, jak zauważa Lubelski: „Ale i te role, do których nie miał przekonania, usiłował uzgadniać ze swoją osobowością.

Wzbogacił je, przenosząc poza ramy gatunku. Nawet najprostsze kwestie kapitana Ziętka [...] wypowiadał w ten sam szczególny, sobie tylko właściwy sposób, swoim kresowym akcentem i zniecierpliwioną tonacją podważając oczywistość zwykłych czynności czy poleceń. Efekt był paradoksalny: widz przestawał wierzyć w zawo- dową sprawność bohatera-milicjanta i los Ewy Krzyżewskiej wydawał się tym bar- dziej zagrożony”30.

Rzeczywiście, choć scenariusz sprzyjał powrotowi do ciemnych okularów, to kapitan Ziętek w roli opiekuna świadka mógł budzić wątpliwości, a jego rzucone w stronę Małgosi „Trzymaj się, nie bój się” – szczególnie w kontekście morderstwa Marysi i niebezpieczeństwa, że zbrodniarz rozpoznał kasjerkę – nie uspokaja ani bohaterki, ani widza. Ów dystans aktora sprawia, że Cybulski nie jest też wiarygod- ny jako amant, co doskonale widać w scenie na molo, gdzie, mimo sprzyjającej sce- nerii, najpierw oboje rozmawiają o mordercy, a kiedy w końcu mężczyzna decyduje się wziąć dziewczynę w ramiona i pocałować, to mimowolnie odnosi się wrażenie, iż zrobił to, bo nic innego nie przyszło mu do głowy.

I choć w fi lmie wątek kryminalny rzeczywiście pełni funkcję swoistego pretekstu, zbrodniarz – jak sugeruje sama bohaterka – był jej potrzebny do przemiany i znalezie- nia miłości, to samo uczucie na ekranie wypada dosyć nieprzekonująco. Trudno więc zgadnąć, co skłoniło Małgorzatę do powrotu po ucieczce – w powieści były to m.in.

usłyszane na dworcu kolejowym słowa Zawadzkiego o niej („Mężczyzna, którego ona pokocha, będzie mógł być spokojny we dnie i w nocy. Taka nigdy nie zawiedzie...”, s. 164) – ale już w samochodzie, myśląc, że mężczyzna w kostiumie mnicha to Zię- tek, wyznaje mu miłość. Finałowa sekwencja – porwanie, pościg i śmierć zbrodniarza – przypomina w pewnym momencie powieść: ścigający mają defekt, stąd zatrzymują inne auto i inżynier Wróblewski – w pozie fi lmowego rewolwerowca, trzymając pi- stolet w ręce – każe pasażerom wysiadać. Taki element pastiszu to wyjątek, zaraz też – podobnie jak w książce – wyjaśni się pochodzenie jego broni: to zapalniczka, dzięki której – podobnie jak incognito Kaplińskiego – możliwe było trzymanie w tajemnicy tożsamości przestępcy. Zresztą postać zbrodniarza, pozbawionego, podobnie jak para głównych bohaterów, swojego literackiego kontekstu, a także – ze względu na zmianę medium – introspekcji, staje się mało wyrazista, nie budzi większych emocji, a jego tropienie bohaterki nie buduje specjalnego napięcia31.

29 Cyt. za: Z. Pitera, Zbrodniarz (=?) i panna...

30 T. Lubelski, Cybulski..., s. 145.

31 „Naszym twórcom wydaje się, że tajemniczość i niepokój można wywołać przez wprowadze- nie co pewien czas jakichś niezidentyfi kowanych rąk i nóg, a te rekwizyty ani rusz nie chcą wywoły- wać w nas uczucia strachu”, cyt. za: D. Karcz, dz. cyt., s. 9.

(19)

„Niestety, wszystkiego za mało w tym fi lmie. Za mało wątku kryminalnego, by mógł się rozwinąć. Obserwacja obyczajowa, często trafna, przecież bardzo ograniczona. Wątek psychologiczny na tym zasadzony, na tej niepożywnej glebie.

Wreszcie wszystko istnieje obok siebie i rzecz nie może się złożyć. [...] Nasfeter odpowie mi, jak odpowiedział po prasowym pokazie: »Chciałem zrobić kulturalny fi lm rozrywkowy«. To zrobił. Czego trzeba więcej? A trzeba”32.

W tych krytycznych słowach Jackiewicza brzmi przede wszystkim rozczaro- wanie i troska o dalszą drogę twórczą Nasfetera33, inni recenzenci byli bardziej bezpośredni34 – Zbrodniarz i panna jako swoisty milicyjny melodramat został ge- neralnie dosyć nisko oceniony, np. średnia ocen „9 gniewnych” tygodnika „Film”

wynosiła zaledwie 2,8 w skali od 1 do 6. Wydaje się jednak, że historia prowincjo- nalnego Kopciuszka wraz z upływem czasu zyskuje na wartości, głównie dzięki no- stalgii, jaką budzi oglądanie znanych, w większości nieżyjących już aktorów, takich jak Ewa Krzyżewska, Helena Grossówna, Zbigniew Cybulski, Adam Pawlikowski, Edmund Fetting, Piotr Pawłowski, czy słuchanie muzyki Krzysztofa Komedy. I na- wet współczesny widz, świadom niedoskonałości fi lmu, może poddać się urokowi czarno-białego kina sprzed ponad 40 lat, w myśl słów przedwojennego szlagieru – „Powróćmy jak za dawnych lat, w zaczarowany bajek świat”...

CINDERELLA, THE PRINCE AND THE BEAST – THE MURDERER AND THE GIRL

Summary

Maciej Słomczyński (1922–98), one of the best Polish translators, is also known as Joe Alex, the au- thor of very popular crime stories in Agatha Christie’s style. His novels owe their success to skillful use of known conventions and genre patterns. Słomczyński‘s works are witty and full of intertextual allusions, the elements of pastiche and parody. The Murderer and the Girl is a good example of his method: the story of a girl from a provincional town, who is the only wittness of the robbery, is an- other version of Cinderella’s tale. It is also the pastiche of crime romance in Edgar Wallace’s style.

32 A. Jackiewicz, dz. cyt.

33 Recenzjom towarzyszyły zresztą spekulacje na temat powodów, dla których reżyser wcześniej zajmujący się tematyką dziecięcą sięgnął po kino gatunków i to akurat kryminalne. Sam Nasfeter mówił o fi lmie-wytchnieniu, choć niektórzy sugerowali inne powody: „A może sięgnięcie po temat Zbrodniarza i panny to tylko kokieteria ze strony reżysera, by wreszcie ujrzeć nieco powszechniejsze słowa uznania za swój żmudny a niedoceniony wkład w rozwój fi lmu o tematyce dziecięco-młodzie- żowej?”, cyt. za: E. Dziębowska, Relaks nad morzem, „Ekran” 1963, nr 26, s. 6. Zbrodniarz i panna pozostał jedynym fi lmem kryminalnym w dorobku reżysera.

34 Na przykład D. Karcz pisała: „Zbrodniarz i panna nie spełnia dobrze ani funkcji rozrywkowej, ani wychowawczej. Może tylko jakiś profi t wyciągnęła z tego nasza milicja, jeżeli odczuwa braki kadrowe. Można przypuszczać, że ilość ofert współpracy w zaszczytnej służbie przerosła potrzeby i możliwości przyjęcia”, cyt. za: dz. cyt., s. 9.

(20)

Film adaptation made in 1963 by Janusz Nasfeter does not have the charm of the original book. The Murderer and the Girl, one of the so-called “militia fi lms”, is more of a melodrama than a crime story.

Despite many weaknesses its great value is the cast: Małgosia and captain Ziętek are played by Ewa Krzyżewska and Zbigniew Cybulski, the tragic lovers from Ashes and Diamonds.

Translated by Katarzyna Wajda

Cytaty

Powiązane dokumenty

Czy nie może się bowiem zdarzyć, że to właśnie typ lektury filozofii analitycznej zaproponowany przez filozofa kontynentalnego - Gadacza - okaże się najlepszą, czyli

Tolerancja jest logicznym następstwem przyjętego stanowiska normatywnego, jeśli to stanowisko obejmuje jedno z poniższych przekonań: (1) co najmniej dwa systemy wartości

W dniu 22 maja 2007 roku, już po raz czwarty odbyły się warsztaty studenckie „Miasta bez Barier”, orga−. nizowane przez Wydział Architektury

³alnoœci Wydzia³u Elektroniki, Telekomu- nikacji i Informatyki Politechniki Gdañskiej (WETI PG) jest dobr¹ okazj¹ do krótkiego pod- sumowania dokonañ, prezentacji stanu aktual-

Kłopoty zaczynają się, kiedy media cyfrowe, zamiast uzupełniać relacje społeczne, zaczynają w nich dominować.. nastolatek zamiast wychodzić, by spotkać się z

Istotnie, gdyby dla którejś z nich istniał taki dowód (powiedzmy dla X), to po wykonaniu Y Aldona nie mogłaby udawać przed Bogumiłem, że uczyniła X (gdyż wówczas Bogumił wie,

Jest to dla mnie rewolucja, bo pojawia się pomysł, który jest zupełnie, ale to zupełnie nieoczywisty?. Ba, podobno Oded Goldreich zawsze swój kurs kryptologii (w Instytucie

Jego przygotowanie okazało się znacznie trudniejsze niż po- czątkowo można się było spodziewać, i to właśnie stało się przyczyną opóźnienia edycji w stosunku do