• Nie Znaleziono Wyników

CZASOPISMO ILUSTROWANE POŚW IĘCONE SPRAW OM RZECZYPOSP. I NARODU POLSKIEGO ŻYCIA SPOŁECZN EGO I TW ÓRCZOŚCI NARODOW EJ

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "CZASOPISMO ILUSTROWANE POŚW IĘCONE SPRAW OM RZECZYPOSP. I NARODU POLSKIEGO ŻYCIA SPOŁECZN EGO I TW ÓRCZOŚCI NARODOW EJ"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Rok IV Kwiecień 1927 Nr. 7.

STRZECHA RODZINNI

CZASOPISMO ILUSTROWANE

P O Ś W IĘ C O N E SPR A W O M R ZEC ZY PO SP. I NARODU

PO L S K IE G O ŻYCIA S PO Ł E C Z N E G O I TW Ó R C ZO ŚC I N A R O D O W EJ W y c h o d z i każdego 1 - go i 15 - go w m i e s i ą c u .

A dres Redakcji i Administracji:

K atow ice - II — ulica K rakow ska 46

Chrystus zmartwychwstał.

P ocieszy nas, d usze rozświeci, P obłogosław i tę ziem ię, U koi łzy i rozpacze,

Że g w iazdy w am nie zgasną, J u ż nikt z w as gorzko nie zapłacze, S łonecznie b ędzie i jasn o 1

D obroć w as w eźm ie w ieczysta M iłość w w as wielka zag ości — A w ieczność prom ien ista,

P ełn a będzie w aszej m iłości 1

C h ry stu s Z m artw ychw stał, S yn Boży, Raduj się św iecie c h rz e śc ija ń sk i!

P o ziem i stąp a S yn P ań sk i I wiedzie ludzkość w k rąg zo rzy D o nieba w sz e c h z b a w ie n ia ! C iesz się ludzkości płacząca, Ju ż idziesz z Bogiem do słońca, W yzb yta z sw ego cierpienia . . .

Rex.

Resurrexit sicut dixit.

D zień zm artw ychw stania C hrystusa jest blisko ; w szelkie cierpienia i m ę k i : B óg słow a sw ojego d o- d zw ony rezurekcyjne po dniach żałoby ozw ą się hym - trzym ał, aby człow iek mu silniej uw ierzył — i tą w ia­

nem rad osnym i obw ieszczą chrześcijańskiem u św ia- rą został zbaw iony.

tu pam iątkę św iętego cudu, jakim śm iertelnych N iebo C ały św iat chrześcijański, — jak je d e n dzw on o z a d z i w i ł o ... B ó g -c z ło w ie k , um ęczony za wiarę, za serc m iljonach, uderza w zgodny hym n uw ielbienia i miłość, za nadzieję, k tó rą k rw ią sw oją przypieczętow ał, radości, w idząc Cię C hryste, p ły nąceg o z grobu ku p rzy b ity d o krzyża, złożony w gro b ie i przy w alo ny górze ze zwycięskim sztandarem w dłoni, bo w T obie kam ieniem , zm artw ychw stał, skruszył potęgę śm ierci i w ielki i w sp an iały sym b ol od ro d zen ia dla w szystkich, zatrium fował n ad nią p o tęg ą w iek uistego życia. Co skazani na nicość i zagładę, u p ad a ją p o d ciężarem R e s u r r e x i t s i c u t d i x i 1

1

sw o jego krzyża na sto k a c h G o lg o ty . J a k pow iedział, ta k u czy n ił; co przyrzekł, dotrzy- B ądź pozdrow iony zg n ębio ny ch dusz pocieszycie- mał, aby uczniów sw oich utw ierdzić w,«wierze, aby lu I oto w yciągam y ręce ku T obie i wznosim y w górę im d o d ać w ytrw ałości ducha, aby w nich rozbudzić om dlałe serca, byś je popłogosław ił, ocucił, tchnieniem pogardę d la doczesnej śm ierci i o p ancerzyć serca na sw em ogrzał i pozw olił m u p ozd ro w ić Cię radosnem

97

O życie pełne łez i bólu, O bied n e człow iecze życie 1 O św iecie w w iosny rozkw icie, W kw iatach krwi, cierni, kąkolu . . . O sm utny losie człow ieka,

0 gw iazdy i k sięży ce — G óry dalekie i m orza 1 złote błyskaw ice — Rzeki płynące z daleka, N aturo ty św ięta, boża, — O to Syn B oży N ajśw iętszy

Z m artw ychw stał w zórz prom ieniach 1 chodzi w okolu tęczy --- Śpiew ajcie radosne pienia 1 1 1 C hrystus je s t żyw y z wami, G robow y kam ień odw alił,

Św iat zm artw ychw staniem zapalił, I m ieszka ja sn y w raz z nam il Je s t 1 — C ałą ziem ię rozśw iecił — Je s t w P olskiem Jeru zalem ie;

Rękopisów Redakcja nie zwraca.

K onto czekow e P. K. O. K atow ice Nr. 304032 — T elefon Nr. 1695.

(2)

Nr. 7. Rok IV.

w ołaniem : Oto zm artw ychw staliśm y wielcy, C hryste, niech odrodzi się nasza dusza i niech Cię chwali w iel­

kością sw ojej w iary i życia 1

K ościół n a Krzyżu, g odle w iary i m ęczeństw a, za­

w iesza w ty c h dniach chorągiew , zw ycięstw a godło i tą sy m b o lik ą tak p ro stą a tak w ym ow ną uczy w y ­ trw ania w m ękach i cierpieniu, w zaw odach i boleści, daje o tu c h ę , że

krzyż choć p rzy­

gniata i ciąży, zb a­

wia zarazem , g d y się n a nim nie u- m iera w zw ątpieniu nie k ona doczesną śm iercią. W iara w śmierć w ieczną — zabija przed sko­

naniem .

K iedy dzw on re­

zurekcyjny uderzy, ileż serc w tórow ać mu będzie ze łzam i w dzięczności i roz­

rzew nienia, bo w je ­ go głosie rozbrzm ie­

wa zaw sze hasło nadziei, że z C h ry s­

tusem w staną Jeg o wierni, którzy jak O n, krew sw oją d a ­ wali za wiarę sw ą i ideę nieśm iertel­

ności do grobu n a ­ w et z sobą zabrali, i kochali naw et do krzyża przybici i cierpieli w ytrw ale, n ie dając się zła­

m ać cierpieniom . B ądź pochw alony C hryste za b o h ater­

stw o śm ierci Sw o­

jej i za cud Swego zm artw ychw stania.

P raw da i m iłość, jak dw a anioły, sto ją na straży wielkich mogił, w k tórych złożono tych, co dla niej cierpieli i m ęczeńską śm ierć ponieśli — a g d y zaczyna św itać dzień trzeci, o dw alają kam ień g ro b o w y i aureolę kładą na sk rw aw io ne skronie sw o ­ ich ofiar i w skrzeszają ich duchy do now ego ży w o ta.

P raw d a i m iłość nie zabijają nigdy na w ieki; p a ­ m iętajcie o tem wy, co dla niej służyć m acie n a ziem i i przechodzić m usicie najcięższe p rób y, jakiem i w as lo sy dośw iadczają.

K ażdy z nas k rzy żo w ą d ro g ą iść m usi przez życie i w ydeptanym śladem C hrystusa zd ążać do sw ojego k re su ; ale tylko ci n a krzyżu cierpień sw o ­

ich w ieszają chorą­

giew zw ycięstw a, którzy mieli siłę u- dźw ignąć go aż na szczyt G o lg oty, nie upadli p o d nim bez p ow stania, nie z a ­ parli się swojego pow ołania, nie znik- c z e m n i e l i w śró d ciosów i naigraw ań, nie urągali w łasnej doli i potrafili go d­

no ść m ęczeńsk ą za­

chow ać naw et w chw ilach n ajsro ż - szego upokorzenia., Sm utni a cisi cierpiący i skazani na m ęki żyw ota, nieszczęśliw i i przy­

gnęb ien i — p o d ­ nieście oczy łzam i zabiegłe, po dn ieście serca goryczą na- siąkłe, odetchnijcie w w olnej O jczyźnie pełną piersią w dziew iątym r o k u istnienia P olski i przy obchodzeniu z m a r tw y c h w s ta n ia P a ń s k i e g o : oto C hrystus, przew o d ­ nik w a s z , j u ż z m a r t w y c h w s t a ł i św iat G o w ita p ieśn ią w e­

seln ą :

ALLELUJA!

® ®®§s®Ss© @®§®®i®s®§Si®®!®® ® iwf©®®'®

Czytelnikom, Spółpracownikom, Przyjaciołom

(3)

Z m a r t w y c h w s t ajjn i e

Szczęśliwych, W esołych Świąt!

(4)

Wielkanoc.

W ielka to była za iste noc . . .

Trium f życia uśm ierc i sacną śm ierć. W ielk a praw da, k tó ra na ta rc z y w ieków pisała boski plan Jw ia ta p rzeszła m , idącem i przyszłem pokoleniom . D źw ignął się człow iek z otchłani sw ej nęd zy i upadku, sk rzy d ła C herubów poczuł u sw y ch ramion- O p ad ła łuska z źrenic, k tó re św iatła nie zn ały . D obrodziejstw o sło ń ca o b jęło serce człow ie­

cze dum ą nieśm iertelności, przy k azan iem miłości bez g ranic. Nie syn to bogów , ale Syn C złow ieczy zstąpił w o tc h ła n ie m ęki, w m rok duszy ludzkiej i w zniósł ją do ro z­

k o sz y niebios. O dw ieczna obietnica B oga, K tó ry człow ieka ry cerzem walki b y to w a ­ nia uczynił i za zw ycięstw o na turniejach lo só w n a g ro d ą p k re w ie ń s tw a Bożego obdarzył.

S tała się o to N ajdroższa O fiara, k tó ra n aw et błąd ludzki ukochała, za złych i z**

d obrych, k tó ra p o tę g ą uczyniła m aluczkie i b łogosław iła ziemi. S traceńców sp lu g a ' w ionych obdzieliła szlachectw em zadośćuczynienia, b ow iem łatw iej sp ra w ied liw em u po­

zostać spraw iedliw ym , niźli to n ą c e m u w y d o b y ć się n a brzeg.

Słow o la t ty się c y , k tó re b y ło p rzed św iata poczęciem i będzie, kiedy św iat już przem inie.

— Z łożyłam tu ciało P a n a m ego i nie m asz Go . . .

O dw alony kam ień grobu, za sy p an e m og iły , w k tó ry c h niem a już pro ch ów um ar­

łych, ale nieśm iertelne zw ycięstw o Życia, co ziem ię niebu poślubiło . . . R ozdarła się zasłona św iątyni, z której B óg ju ż b y ł uszedł . . .

— Z dom u Ojca M ego uczyniliście jaskinię zbójców . . . ja zb u rzę ten k o śció ł a za trzy dni go zbuduję . . .

Niebo i ziemia przeminie, ale Słowo B o g a nie p re em in ie .

N as d la w stał z m artw ych S yn B o ż y : W ierzysz w to człow iecze zbożny, Iż przez tru d B óg sw ój lud O djął djablej stróżej . . .

P rzy d ał nam zdrow ia wiecznego, S ta ro stę skow ał pkielnego, Ś m ierć podjął, w spom ógł C złow ieka p irw e g o ;

Ni srebrem ni złotem N as djabłu odkupił,

Sw ą m ocą zastąp ił.

C iebie dla, człow iecze Dał B óg przekłuć Sobie

Ręce, nodze o b ie ; K ry św ięta szła z B oga Na zbaw ienie tobie.

M ówi do nas z tych słów sześć wieków . Śpiew ały ją usta p olskie przed sz e ś c iu ­ s e t laty. Dla ciebie, człow iecze, Krew Św ięta szła z B oga za grzech tw ój, za m iłość do ciebie.

C zem że m oże b y ć zgrzyt tw eg o życia, hałas twego b u n tu , nienaw iść przeciw b ra ­ tu w obec u m iło w an ia? P rzeklinasz zabójców Jezu sa, a brudem tw y ch czynów krzyżu8- jesz Go po w ielekroć razy. M odlitw y pełne tw e usta, a serce tw o je czcze jako nicość.

Ja k ż e m ożesz m ów ić do N iego i prosić o m iłość, jeśli sam nie m asz m iło śc i? P y tasz iżeś nie n ap o tk ał Jez u sa na d ro d z e sw ojej, a b y ś Mu dał skarb tw ej duszy. — M ów i ci J e z u s : C okolw iek uczyniliście jednem u z m aluczkich, m nieście uczynili.

Z apraw dę, nie m ieszka O n w św iątyn iach tw oich, jeśli w sercu tw ojem G o niem a.

— P rzykazanie daję w am , ab y ście się społecznie m iłow ali . . .

(5)

/

7 "

jj^Kędyż to błądzisz człow ieku na d ro g ach ż y c ia ? C zy nie n ajdu jesz m ocy, która m a cię uczynić n a obraz i podob ień stw o boskie ? C zyliś zagasił już skrę m iłości do cna ?

R ozdm uchaj popio ły, co sk ry ły twą, d uszę. Niechaj płom ień w ulkanem w ybuch­

nie, byś i ty z nędzy sw ych błędów m ocny i wielki zm artw y ch w stał . .

Przedziw ny urok m a w sob ie to św ięto W ielkiej N ocy. Z białych całunów zimy budzi się życie, w staje k w iat w iosny, d o broć słoneczna. Jak o w e ś tchnienie rokosznej rad ości, wielkie nadzieje w yśnionej przyszłości, jasn o ść d o b re g o uczucia. P oprzez pragn ien ie i pam ięć T ego W ielkiego Życia i W ielkiego T ru du . . . K rólestw o B oże nami ow łada — niechaj ro z p ro szy m rok codziennej troski, niechaj serce nasze m iłością b iataią rozpali. Niechaj o dk upi nas z niew oli błędu.

Duchy O jców zasiędą z nam i w esp ó ł w św it W ielkiej N o c y . ---

Ś w ietną przeszłość O jczyzny u czyńm y królem d zisiejszeg o dnia. K ujm y przyszłość p o tężn ą. W yciągnijm y ku sobie dłonie, o bracia, nieśm y pokój serd eczn y tam , gdzie łakną i pragną.

Niechaj to będzie trium f praw dy uczuć. Niechaj to będ zie zm artw y chw stanie D obrej W oli i D obrego C zynu.

O d krakow skiego W aw elu usłyszysz Z ygm unta . . . O d dalekich krań ców ziemi przyjdzie ku to b ie tę sk n o ta ro d a k a z obczyzny.

H e j! zaszum ią O rły B iałe w polskiej św iątnicy . . .

Zadzw onisz bro n ią drogi, po lsk i żołnierzu, iżeś gotów p o trze b o m R zeczy p o sp o litej.

W ielkość tw ego żołnierskiego czynu m ów i o zm artw ychw staniu . . .

S ynow ie polskiej ziemi 1 S ta ń m y się jednym napraw dę N arod em , k tó reg o nie m z - kruszy nic i nic nie złam ie.

Zbierajm y szaty O jczyzny, k tó re śm y zostaw ili n a p o lach . N iechże sło ń c e w P o l­

sce nie zachodzi. O to z m roku nocy śm iertelnej w ychodzisz P o lsk o w złotej zbroicy

— jeszcze droga Tw a n ieskończo na . . . Je sz c z e słu py żelazn e przed T obą, o k tóre oprzesz w ładcze ram ię . . .

Ż yw a tętnem serc p o lsk ic h ,id ź , o P o lsk o J e d y n a w trium f ży c ia ! — M ieczysław Jak u b o w ic z

101

(6)

„ S T R Z E C H A R O D Z I N N A * Rok IV.

Baca z Poręby Wielkiej.

W 30 lecie twórczości literackiej W ład. Orkana (Sm reczyńskiego)

U ro czy sto ść urządzona przez „Zw iązek Podhalan"

w K rakow ie, celem uczczenia 30 letniej pracy literac­

kiej W ładysław a O rkana, jest o ro k spóźnionym hoł­

dem dla zasłużonego p oety i pow ieściopisarza. D o­

brze jed n ak się stało, że ogółow i polskiem u „przy- p o m n ian o “ O rkana. M ów ię przypom niano, bo m łodzi pisarze w tym jarm arku pow ojennej tw órczości zagłu­

szają reklam ą sw ych utw orów i nazw isk starszych pisarzy, m ających dla literatury w ielkie zasługi i p o ­ siad ający ch zaw sze praw o głosu i siłę, do w yw ierania w pływ u na społeczeństw o.

O ikan, (ur. 27 listop. 1876 r. w P orębie W ielkiej) je s t rodow itym góralem z p ochodzenia i m ieszka stale w P o rę b ie W ielkiej, w paśm ie gorców na P odhalu.

W yszedł z pom iędzy najb ied n iejszy ch górali do m iasta, zd o b y ł#tu w spółczesn ą kulturę intelek tu alną i a rty sty czn ą (kształcił się w K rakow ie) i wrócił znów do P o ręb y n a ojcow iznę, b y z braćm i biedow ać, r a ­ dzić n ad tą b ied ą i głosić ją całem u św iatu.

T am w łaśnie rozw inął p isarsk ą sw ą pracę, o d rę b ­ n ą w piśm iennictw ie polskiem i ciekaw ą bardzo.

W szedł w literaturę jak o spow iednik tw ardeg o życia ludu góralskiego, jeg o ciężkiej pracy n a ugornej, k a­

m ienistej ziemi, n ędzy m aterjalnej — przy b o ­ g ac tw ie sw ego duch a i szlachetności m łodzieńczego entuzjazm u.

W 22 roku życia drukuje pierw szą książkę „N o­

w e le”, w dw a lata później ukazały się opow iadania

„ N a d u rw isk iem “, za niem i poszli „K om o rn icy * ,

„W roztokach" i „Z tej sm utnej ziem i".

T w órczość O rk an a w yszła z gór, p odo bn ie jak u Zegadłow icza w okresie późniejszym . O rkan w yszedł z ludu i z tym ludem nie zerw ał b ez p o śred n ieg o k o n ­ taktu. Zżył się z góram i z ziem ią niew dzięczną, z szarym biednym ludem góralskim skąpanym w m orzu łez i nieszczęść. D latego pieśni jego m ają ty le sm ut­

ku, tę sk n o ty i cierpienia. P rzechadza się nib y gazda śród biednego ludu po groniach, p o d p atru je jego ży­

cie, gw arzy z nim, cierpi n ad jego nied o lą a potem o piew a g o w pieśniach.

J a k o realista, nie idealizuje sw ych b o h ateró w ; łączy realizm z idealizm em , pesym izm z religijnością, że tw órczością sw oją p rzy p o m in a tego sam ego typu pieśn iarza gór, R oseggera. P raca O rk a n a jest to p o ­ n iek ąd w alk a o praw a ludu, o społeczną spraw ied­

liwość.

U kochaw szy P od hale, zagłębiw szy się w jego przeszłość, w szeregu dram atów i tragedji, p rzed staw ia w izje przeszłości, rozruchy so cjaln e na P o d h alu — cały św iat góralski na przestrzen i w ieków , w „W inie i k arze“, „K ostce N apierskim “, „F rank u R akoczym ",

„S kapanym św ięcie0 i t. d. F a n ta z ją sw oją sięgną}

jeszcze dalej i , w roku 1912 syntezą dotychczasow ej tw órczości było arcydzieło „D rzew iej", które p orów ­ nać m o żna do „Ż yw ych kam ieni" B ere n ta . Dzieło to jest m ało znane, praw ie niedostępne dla ogółu p rze­

ciętnych czytelników , z p o w o d u tru d n eg o i przedziw ­ n ego artyzm u. W ięcej o tem dziele się mówi niż czyta. J e s t to e p o p e ja dziew iczych gór, daw nych, jakie Stw órca stw orzył. O rkan m ocą przedziw ną w y ­

czarow ał te n daw ny św iat, językiem archaizow anym że ta przepo tężn ym tchnieniem żyjąca pieśń trafia do czytelników - este tó w , znaw ców , nie lecących na

„now ości". —

W roku 1915 o głasza „P ieśń c z a su “ b ędące ech em w ojny. W roku 1925 w ydaje „K ostkę N ap iersk ieg o", a ostatnio w yszedł pierw szy tom „Listów ze w si", w których o k azał się głębokim znaw cą ludu, p o trzeb ekonom icznych, ośw iatow ych , ale tak że praktycznym społecznikiem . Drugi tom listów ma się ukazać niebaw em .

O rkan arty sty czn ą form ę zd o byw ał bardzo pow oli ciężką pracą n ad sobą. G leb a jeg o talentu je st p o ­ d o b n a do g leby górskiej, k tó ra przy żm udnej, w y tę­

żonej p racy obradza obficie. T alen t O rkana jaśnieje gó rsk ą pogodą, jest pełen kw iecistych łąk, czerstw y, św ieży zawsza, w iatrem ożyw czym śpiew ającym po połoninach, przyrodą gó rsk ą we w szystkich porach roku. Ję z y k jeg o m a barw ę, jędrność, jest pełen gw ary góralskiej — to też starann ością i czystością język a m oże m ierzyć się z pierw szym i prozaikam i polskim i.

O bchód na jeg o cześć urządzony w K rakow ie przez „Zw iązek P o d h alan " w ypadł uroczyście. K ra­

kow ski T eatr w y staw ił ep ilog d ram atyczny „F ranek R akoczy*, słow o w stęp ne pow iedział jed en z w ybit­

nych poetów Em il Zegadłow icz, który z entuzjazm em przedstaw ił 39 letn i okres pracy literackiej O rkana.

C ały kulturalny K raków o d d ał należn ą cześć sy ­ nowi P od hala.

F r. L ipiński.

102

(7)
(8)

Nr. 7. „S~T R 2 E C H A R O D Z I N N A * Rok IV.

Na przyjście wiosny.

Idziesz, przeczuw am ciebie, wonna, przeźroczysta, W p o w ietrzu i na niebie i w całym wszechśw iecie W iosno ma, najpiękniejsza, śmiechem prom ienista, J a k się zjaw isz pośród nas w sw em życia sekrecie.

Ubierz w zielone sza ty krzew y, g ó ry drzew a, Niebo przyw iedź b łękitne ze słońcem jarzystem I każ ptakom w ędrow nym o sobie zaśp iew ać

Rozwiniesz i rozścielisz po tej nagiej ziemi

P łaszcz sw ej bujnej zieleni i zagościsz majem . — Całunkam i obdarzysz ludzi promiennemi,

Domy, drogi i pola, k w iaty nad ruczajem . . .

W pow ietrzujasnem ,ciepłem ,św iętem ,przeźroczystem Niech łzy i bó l się zm ienią w kw iaty, gw iazdki, słońce, Niebem zakw itną serca ludzi ja k ta gleba, —

Niech od p ra cy nam będzie w tern życiu g o rąco — W iecznie w iosny radości na ziemi p o trzeb a 1

N iem a cię, a już ziem ia czeka na tw e przyjście, Słońce cię w ieści, w zdycha za to b ą św iat c a ł y ; P u stk a w yczekiw ania, dziw nie i przejrzyście A zima gdzieś daleko, przeszła ja k sen biały. —-

W iosno wonna, o w iosno mej ziemi rodzonej U deptanej przez stopy, dziadów, ojców naszych, W ita cię ziem ia ludzkie oblicza natchnione, P rzyb yw aj, o przybyw aj w srebrnych hym nach

[p tasz y ch l F r. L ipiński.

W świetle kinkietów.

R o z w ó d k a .

(O p eretka w 3 ak tac h W iktora L eon a. M uzyka L eo na F alla.)

M imo h aseł m odernistycznych, m im o p ano w an ia p. A leksandra Lubicz, k tó ra jak o śpiew aczka operow a

Znana nam z ub. sezo n u opera P ucciniego, a w zno- oklaski w ypełnionej w idow ni. P artję p o ety R udolfa w ioną o becnie przez D yr. T eatru, m a tę zaletę, jak w ykonał p. St. Drabik z d użą eksp resją, przyczem w szystkie dzieła teg o k o m p o zy to ra , że siln ie op iera m ieliśm y m ożność stw ierdzić, że głos jeg o o pełnem się zębom czasu. Prem jera „C y g an erji“ odbyła się _ brzm ieniu rozw ija się b. ładnie. M iłą niespodziankę w Rzym ie w 1896 r. i p rzynio sła jej tw órcy św iatow ą spraw iła nam p. A. Lubicz, która p artję M im i od d ała sław ę. Poczęta w duchu w erystycznym , subtelnością p o d każdym w zględem znakom icie. Jej so p ran litycz- i szlachetnością ujęcia tem atu m uzycznego znacznie n y w yd aw ałby się nieco słabym dla p op iso w ej partji ud osk o n aliła ten kierunek, k tórego tw órcą b y ł M as- M imi, lecz p. Lubicz dow iodła, że sprosta niejednem u cagni. „C y g an erja" n ależ y do rzędu tych zjaw isk jeszcze zadaniu. P p-ow ie R eychan, M azanek i N arożny w dzied zinie sztuki, k tó re przetrw ają w szelkie m ożli- tw orzyli d o sk o n ałe uzupełnienie „C y g an erji“. D obrym we p rąd y , m niej lub w ięcej będące odgłosem now - w epizodycznej rólce g o sp o d arza był p . K opciuszew ski.

szych czasów . J a sk ra w o od bijała od harm onijnej całości p . B ielecka

W znow ienie „C y g an e rji11 dało m ożno ść „św iętują- k tóra n aw et w okalnie partji nie o pan o w ała, czego do- c y m “ , z pow odu zb y t częstych w y stę p ó w gościn ny ch w odem by ło ciągłe o g ląd an ie się na batutę, śpiew akom do now ego popisu, k tó ry zyskał szczere C ało ść w praw ną ręką prow adził p. M ilan Zuna.

104 saxofonu i jazz-bandu, stw ierdzić należy, że praw dziw y m elom an z w iększą rozkoszą słucha starej p rzed w o jen ­ nej m elodji, k tó rą dziś, w obec szybko zm ieniających się w każej dziedzinie prądów , nazw ać by m ożna ok le­

paną. A je d n a k ta stara m elodja, k tó rą niejeden z nas d aw no , daw no nucił p o d nosem , m a sw ój pow ab, jest m iłą dla naszeg o ucha i nie traci na św ieżości. „R oz­

w ódka" należy do rzędu tych operetek, które długo jeszcze po zo stan ą w repertuarze, g d y ż nigdy nie traci na aktualności. M uzyka lekka, m elodyjna, utrzym ana w stylow ym duchu opretkow ym , treść niebanalna, za­

praw iona dużą d o zą zdrow ego hum oru — całość h ar­

m onijna, chw ilam i naw et rozczulająca, ty p o w a o p eret­

ka w ied e ń sk a, aczkolw iek akcja rozgryw a się w H o- landji. T o też tym razem n asz z e sp ó ł op eretk o w y m iał w dzięczne pole do popisu. R ozkoszną rozw ódką by ła

w yw iązała się ze sw ego zadania n adspodziew anie dobrze w ykazując w szechstron no ść sw ej wysokiej k u ltu ry sc e ­ nicznej, przyczem jej m iły sopran liryczny d o sk o n a le harm onizow ał z rolą subtelnie w y c zu tą i znakom icie o d d an ą . P . M arjański, aczkolw iek n iedysponow any, d o s ­ konale d o stro ił się do sw ej p a rtn e rk i i w yw iązał się ze sw ego zadania b. d o b rz e tak g łosow o, jak i scenicz­

nie. D oskonałe pary stanow ili pp. C zerneków na, Do- m osławski, oraz Z danow ska i K opciuszew ski. P . S en- decki, jak zw ykle zachw ycał werw ą m łod zień czą i tem peram entem . D obrym i byli p p-ow ie K arasiński, Jastrzęb sk i i Im iela - W o jtaszek. R eżyserja p. D om o- sław skiego m a już sw ą w y ro b io n ą tradycję. D e k o ra­

cje p. Z w olińskiego efektow ne i pom ysłow e. B a tu ta p.

B ara ń sk ie g o p rzyzw yczajon a jest do m uzyki p o w a ż ­ nej i głębokiej i dlateg o nie m ogła n ad a ć o p e re tc e w łaściw ego tem pa.

C y g a n e r j a,

(O pera w 4 ak tach G iacom o‘a P ucciniego.)

(9)

R ok IV,

„ S T R Z E C H A R O D Z I N N A *

Nr. 7

.

Światopogląd średniowieczny.

C zasy now e, zaśle p io n e postępam i nauki i tech n i­

ki, przyjęły bez zastrzeżeń p o g ląd racjonalistów XVIII wieku, ośw ietlający średniow iecze ja k o .e p o k ę sk rajne­

go b arb arzy ń stw a, o b sk u ra n ty z m u i kom pletn ego z a ­ stoju pracy m yśli Judzkiej; jest to w edług nich noc w ielow iekow a, letarg ic zn y sen, z k tó reg o ludzkość z o ­ stała zbudzona d o p iero przez renesans.

T a jed n o stro n n a ocena ducha jednej z w ielkich ep o k w rozw oju ludzkości nie ostała się jed n ak w obec głębszych badań, i u p isarzy doby obecnej sp o ty k a ­ m y się już z całkiem innem i poglądam i na treść i d u ­ cha średniow iecza. Z resztą, każdy, kto bez up rzed ze­

nia zagłębi się w b adania nad tą epoką, zm uszo ny bę­

dzie pow iedzieć sobie: „nie epoka, która w y dała takich ludzi, jak G rzegorz VII, F ran c isz ek z Assyżu, T om asz z Aquinu, D ante, ep o k a gotyku, rozw oju u n iw ersy te­

tów , i w ypraw krzyżow ych, ep o k a ta k a niem oże być okólnikow o określona, jako o k res b arb arzy ństw a i o b ­ skurantyzm u. M yśl ludzka w tym okresie nie była p o g rążo n a w śnie letargicznym , lecz pracow ała i n a­

m iętnie szukała praw dy, tylko szukała jej w innym zupełnie kierunku, niż to ro b ią czasy nowe.

O niższości średniow iecza m ogli zarozum iale w y ­ daw ać są d y ludzie XVIII i XIX w ieku, upojeni z d o b y ­ czam i w iedzy i techniki; ale m y ludzie ostatniej w oj­

n y św iatow ej, przed którym i w staje obecnie straszn e w idm o bolszew izm u i upadku naszej cyw ilizacji, m y w spółcześni m usim y b y ć ostrożniejsi. Być m oże, że w wielu w y padkach przyjdzie nam staw ić sob ie z a p y ­ tanie, czy rzeczyw iście rozw ój ludzkości w n ow ych czasach szedł w łąściw em i drogam i i czy tak p o g a r­

d zane średniow iecze p o d wielu w zględam i niebyło na w łaściw ej drodze.

F un d am en tem średnio w ieczn eg o św iato p o g ląd u była religja ch rześcijań sk a i łącznie z tem w iara w m etafizyczne cele jed n o stk i i ludzkości. G runt, pod ten fund am ent d aje ew olucja duchow a kultury greckiej, rzym skiej i hebrajskiej.

Na św iato p o g ląd helleński składały się następu jące czynniki: a) m aterjalizm w połączeniu z radosnem używ aniem życia p o d rządam i narod ow ego pań stw a- m iasta; b) antropom orficzne w yob rażenie b óstw a (u o so ­ bienie bóstw a w postaci człow ieka); c) jako k rań cow y

p un k t filozofja n eo p lato ń sk a z jej n egacją zm ysłów i życia ziem skiego, rozszerzeniem granic p ań stw a na całą ludzkość i u podoban iem człow ieka nadzm ysłow e- m u bóstw u.

Judaizm , k tó ry zrazu w idział ideał szczęścia w ziem skim życiu człow ieka, z biegiem czasu idealizuje się i uduchaw ia. (E w olu cja w idoczna w księgach H io­

ba, E k lez ja sty i K siędze M ądrości). Teraz ju daizm p rze­

nosi sw e nad zieje na życie p o zagro bow e. W II wieku przed C hrystusem p o w stają sek ty ascetyczne esse ń czy ­ ków i terapeutów , o p arte na w ierze w dualizm Boga

i św iata oraz o so b istą nieśm iertelność. W filozofji Fi- lo na aleksan d ry jsk ieg o je st zasad a dualizm u Boga i raa- terji, oraz dualizm natu ry ludzkiej, składającej się z dw óch pierw iastków : znikom ego ziem skiego i w ieczne­

go n iebiańskiego.

T ak więc przed przyjściem Z baw iciela dokonała się w św iecie ew olucja duch ow a i polityczna, niezbę­

dna do przyjęcia i rozszerzania się nauki chrześcijań­

skiej. Ś w iat antyczny, h ołdu jący radości życia ziem s­

kiego, opierający się na politeizm ie czyli w ielobóstw ie, u schyłku sw ego zw raca się ku p o glądo m m o no teisty ­ cznym (jedno bó stw o), oraz negacji życia ziem skiego.

Id e ę tę znajdujem y częściow o w egipskim kulcie Se- rapisa, żydow skim esseniźm ie oraz greckim n eop lato - niźm ie, lecz w yraźną i ciągłą ideę M esyasza znajduje­

m y ty lk o w św . księgach żydow skich, począw szy od K sięgi R odzaju. Inna rzecz, że m asy Izraelitów znie­

kształciły czystą Ideę M esy asza, i w ich w yobraźni M esjasz staje się ty lk o zbaw cą cielesnego Izraela i za­

łożycielem w szechśw iatow ej ziem skiej potęgi narodu żydow skiego. Toteż m asy te nie by ły w stanie zrozmieć n auk iC hry stu sa o nadprzyrodzonem K rólestw ie B ożem , w którem znikną wszelkie przegrody narodow ościow e.

Sami naw et uczniow ie Zbaw iciela pozostają długi czas w ciasnem ko le idej żydow skich. J u ż po zm artw ych­

w staniu za p y tu ją Go: „azali w ty m czasie odbu du jesz królestw o Izraelskie?" D opiero E w angelja św. J a n a i listy św. P aw ła w ykazują praw dziw ą n atu rę C hrystusa i J e g o b o sk ie posłannictw o.

D alszy rozw ój nauki o w spółistności C hrystusa z Bogiem odbyw a się w II. i III. wieku. Przeciw k ry ­ stalizującej się do ktry nie katolickiej p o w sta ją różne herezje (g n o sty cy ) i d o p iero wielkie so b o ry IV i V- łego wieku u stalają ostatecznie tę d o k try n ę w p o s ta ­ ci w jakiej ona istnieje dotychczas.

Zasadniczą treścią nauki chrześcijańskiej jest:

C złow iek stw orzo ny n a obraz i p o d o b ień stw o B o­

że, skutkiem grzechu stracił sw ój bezpośredni zw iązek z B ogiem i p o g rą ż y ł się w m aterji;

C hrystus w ybaw ił go z niew oli grzechu, ale dla ostatecznego w yzw olenia naszej niebiańskiej n atury p otrzebna jest nasza o sob ista w spółpraca, w alka z n a­

szą zm ysłow ą naturą.

T o te ż u p o d staw pierw otnego chrześcijaństw a leży negacja w szystkiego, co . znikom e dla ^zdobycia teg o, co je s t w ieczne. W m yśl teg o urabia się u sch y ­ łku św iata antyczneg o stosu nek chrześcijaństw a do państw a, m ałżeństw a, w łasności i b ad a ń nauko w y ch.

P ań stw o uznano jako ko n ieczn ą instytu cję, lecz p o n a d niem Kościół. M ałżeństw o - jak o kom prom is z k o n ie­

cznością rozm nażania się rod zaju ludzkiego, zaś id e ­ ałem chrześcijańskim jest dziew ictw o. W łasności now e praw o nie neguje, lecz poskram ia zby tn e d ążen ia. Ba- 105

(10)

Nr. 7. „Ś T R Z Ę C H A R O D Z I N N A 0 R ok I t . d an ia d o zw olo ne te, k tó re są w celu p o znania Stw ór­

cy w Jego dziełach, a nie z próżnej ciekaw ości.

C ałkow ity św iato p o g ląd id ealn e g o chrześcijaństw a epoki schyłkow ej państw a rzym skiego znaleść m ożna w słow ach, jakie pow iedział B azyli W ielki, żyjący w IVw. po C hrystusie, przez które naw ołuje ludzi do w y­

rzeczenia się nietylko ciałem ale i duszą całego św iata, ab y przez to o d n aleść w sobie bóstw o a serce 'p rzy ­ g o to w ać na przyjęcie Boskiej P raw dy. P raktyczny swój w yraz o d n ajd u je ten św iatopo gląd w życiu kla- sztornem , które rozwija się w w ysokim stopniu poczy­

nając od połow y IV. wieku, i w którem ludzie o d d a ­ ją się surow ej ascezie w celu zw alczenia swej ziem ­ skiej n atu ry . T rzeba i to dod ać, że na rozwój tego skrajn ego ascetyzm u miało tak że sw ój w pływ zm ęcze­

nie życiem ziem skiem , jakie się przejaw ia w śród ludzi d ogoryw ającej cyw ilizacji starożytnej.

W ładza św iecka, spoczyw ająca jeszcze w rękach cesarzy rzym skich, słabnie, natom iast w zrasta pow aga i znaczenie K ościoła, k tó iy stoi na stanow isku, że w ła­

dza św iecka w inna się podporządkow ać duchow em u kierow nictw u K ościoła. Ideałem Kościoła w zakresie polityki s ta je się C w itas Dei - P aństw o Boże. Poniew aż ideał te n , w obec skażonej n atu ry ludzkiej, nieda się o siąg n ąć w ziem skiem życiu, przeto i św iecki m iecz je st niezbędny, w inien on tylko ulegać in sty tu cji B o ­ skiej, kierującej lu dzkością ku jej m etafizycznym p rze­

znaczeniom . T ak p o jęty stosu n ek p a ń s tw a do K o ścio ­ ła uznaw ali przew ażnie w szyscy cesarze rzym scy, czer­

piąc jed n o cz eśn ie z ręligji p o d trzy m a n ie dla swej sła­

bnącej w ładzy. Z aś o w zroście znaczenia i powagi b isk u p a rzym skiego, który z biegiem czasu staje się faktycznem kierow nikiem K ościoła-św iadczy w iele fa­

któw: p apież L eon I. osobistym w pływ em odwrócił Atylę od zniszczenia Rzym u; n a soborze k o n sta n ty n o ­ p olitańskim r. 381 biskupi w schodni uznali honorow e p ierw szeństw o biskupa rzym skiego; zaś cesarz W alen- ty n ia n III. dekretem z r. 445 uznał w biskupie rzym ­ skim rządcę (rector) całego Kościoła.

W krótce potem w ielka w ędrów ka ludów obala o stateczn ie m onarchję zachodnią. A ntyczna historja do­

b ieg a kresu.

N arodow e p aństw o rzym skie, które w chłonęło w siebie elem en ty cyw ilizacji greckiej i hebrajskiej, za­

m ieniło się n a uniw ersalną m onarchię rzym ską, a ta znów stać się m iała fundam entem p o d gm ach nieuję- teg o zm ysłam i K rólestw a B ożego, zo stającem p o d na­

m iestnictw em P iotrow em w Rzymie.

Z adanie to obejm uje średniow iecze, w okres k tó ­ reg o w stęp u je ludzkość po upadku m onarchji zach o ­ dniej. Zaś ugruntow ana już nau k a kato lick a staje się p o d sta w ą św iato pog ląd u i ku ltu ry średniow iecza.

K ościół, straciw szy oparcie w św ieckiej w ładzy C esarstw a zachodniego, zm uszony by ł iść na zd o b y ­ cie św iata zach o d n ieg o . P ierw sze w alne zw ycięstw o to naw rócenie F ran k ó w , przy pom ocy k tó ry ch K o ś­

ciół p oczął zw ycięsko przenikać do innych plem ion

germ ańskich. A przez to i sam zyskuje, w y bijając się na pierw szy plan. Za K arola W ielkiego wyodrębnia się jako o so bn a instytucja, k tó ra po rozpadnięciu się m onarchji K arola W. sta je się kierow nikiem w yraźnem C ivitatis Dei i jed yn ym przedstaw icielem daw nej cało­

ści. T o też, g dy sto la t później O tto n I . obejm ow ał w ładzę cesarską, zdaw ało się, że czerpie ją nie z w ła­

sn ego praw a, lecz z uniw ersalnej idei Kościoła. O d teg o czasu w zrasta przek on anie o w yższości K ościoła nad państw em św ieckiem . Z w ycięstw o G rzegorza VII.

nad ces. H enrykiem IV oznaczało ostateczny tryum f idei suprem acji w ładzy duchow nej nad świecką. S tąd okres czasu o d G rzegorza VII. do drugiej połow y XIII.

w ieku staje się k lasyczną epo ką średniow iecza, w k tó ­ rej idea P ań stw a B ożego, ascetyzm i uznanie w szech ­ św iatow ego w ładztw a K ościoła przenikają um ysłow ość społeczeństw eu ro pejskich i stają się siłam i, urabiają- cemi życie narodów . P ap ieże pilnie strzegą tej idei, przew idując w szystk ie niebezpieczeństw a, jakie ocze­

kują ludzkość w przyszłości, w razie g dy w ładcy św iec­

cy p rz estan ą się kierow ać ogólnem i zasadam i, na k tó ­ rych m a się opierać chrześcijań skie P ań stw o B o że, a każdy z nich zacznie działać n a w łasną rękę w imię am bicyj, lub chw ilow ych interesów państw ow ych.

Czy m ożna obw iniać w ielkich p ap ieży tej epoki o o so b iste am bicje i dążenia do w ładzy? Czy m ożna obw iniać tych, którzy dążyli do zrealizow ania słów C hrystusa: A byście w szyscy byli jedn o ze M ną, jak J a jestem jed n o z O jcem , Którzy, w idząc zło, chcieli je zm niejszyć przez unorm ow anie życia w edług zasad chrześcijańskich, a spotkaw szy się w tem dążeniu z oporem w ładzy św ieckiej, zażądali o d niej uległości w m yśl pow yższych słów C hrystusa, które by ły p o d staw ą św iato p o g ląd u średniowiecza.

H istorja je d n a k w ykazała, że idea ta nie da się na ziemi urzeczyw istnić. Tragiczne słow a C h ry stusa:

„K rólestw o m o je nie je s t z te g o św iata“ p o tw ierd za­

ją to, ale jeszcze nie d ają pow odu do w yrzeczenia się dążenia do m ożliw ego zbliżenia się do ideałów tego K rólestw a. P ow inniśm y mieć uznanie dla w ielkich przy- \ w ódców duchow ych ludzkości w średniow ieczu, uzn a­

nie za to, że nic w ąchali śię podnieść tragicznej w al­

ki o przeistoczenie św iata, wbrew wszelkim oznakom jej beznadziejności. A już w żadn em razie nie p rzy­

stoi nam w spółczesnym , przed którym i roztacza się obraz w yraźnego stopniow ego upad ku naszej cyw ili­

zacji, dzięki ko m p letn em u praw ie o d stąp ien iu w życiu pryw atnem i publicznem o d zasad ch rześcijań stw a, rzucać słow a potępienia na tych przyw ódców za ich rzeczyw iste, czy też utajone błędy.

J a k pow iedzieliśm y, klasy czny okres śred nio w ie­

cza trw a o d walki ty ary z koroną do połow y XIII. w.

Dwa zasadn icze ry sy charakteryzują ten okres: z je d ­ nej stro n y n egacja, w yrzeczenie się św iata a z drugiej strony d ążenie do ugruntow ania duchow ego w ładztw a K ościoła nad św iatem . Sam bow iem K ościół, zgodnie z nau k ą katolicką, ucieka z jed n ej stro n y od św iata, 106

(11)

Rok IV. „S T R Ż E C H A R O D Z I N f l k tl Nr. 7.

a z d ru g iej' dzięki sw em u hierarchicznem u stanow isku, zm uszony jest w ciąż pow racać do niego. W tej d w o ­ istości tkw i głęboki tragizm całej historji średniow iecza.

Dążeniom K ościoła do przeistoczenia św iata w edług z a sad P ań stw a B ożego staw ia g roźny o pó r duch złego św iata, duch przyw iązania do ziemi i jej uciech, opór, który się przejaw ia: w przeciw działaniu elem entów św ieckich d o k try n ie i suprem acji K ościoła, z drugiej stro n y w tem , że sam K ościół w sw ych elem entach ludzkich przez sty czn o ść ze św iatem ulega jego p o k u ­ som . A pokus ty ch jest niem ało. Już sam a śred nio w ie­

czna zasad a ubóstw a (w yrzeczenie się św iata, b og ate zapisy i darow izny) k oncentruje w ielkie bo g actw a w rękach kleru, stąd łatw y p rzy stęp pokus do użycia ty ch bogactw . Druga za sad a p o słu szeń stw a stw arza dla kleru pokusę w ładzy św ieckiej. T oteż d u ch o w ie ń ­ stw u trudno naogół utrzym ać się n a tej w ysokości d u ­ chow ej, jakiej w ym aga przew odnictw o duchow e dla przebudow y św iata w edług zasad chrześcijańskich, stąd znaczna część jego, sprzeniew ierzając się idei P ań stw a Bożego, pow raca nam iętnie do ziemi i jej uciech. T ak więc te dw ie siły: o p ó r czynników św ieckich i prze­

ciw działanie ideom K ościoła sam ego duchow ieństw a, uniem ożliw iają budow ę i w ykończenie gm achu P a ń ­ stw a B ożego na ziemi.

K ulm inacyjnym p u nktem rozw oju klasycznego śre ­ dniow iecza b y ły w ypraw y krzyżow e: w nich uległość w ładzy św ieckiej nakazom kościoła i ofiarność sp o łe­

czeństw a osiągnęły szczyt.

Z drugiej stro n y w ypraw y te stają się jed n o cześ­

nie zw rotnym punktem w historji średniow iecza.

Zetknięcie się ze W schodem sprow adziło ek o n o ­ m iczny rozw ój oraz m aterjalne i um ysłow e w zbogace­

nie się E u ro p y . T eraz na pierw szy p lan w ysuw ają się now e siły w p o staci kultury m iejskiej i św ieckiej w ła­

dzy państw ow ej; z nich pierw sza bierze przew ażający udział w obaleniu św iatopoglądu i k u ltu ry średniow ie­

cza. Życie w ym yka się z p o d w pływ u hierarchji P a ń ­ stw a B ożego i to ru je sobie d ro g ę do sam odzielnego rozw oju.

Za o stateczn e zam knięcie tego okresu należy uw a­

żać R eform ację XVI wieku. Średniow ieczna idea P a ń ­ stw a B ożego zanika w E u ro p ie wraz ze zw ycięstw em reform acji w krajach an glo-saskich i kierow nictw o lo­

sami n arodó w przechodzi coraz w yraźniej ku celom ziem skim , porzucając średniow ieczną ascezę.

O kres ten trw a po dziś dzień.

A teraz sp o jrzyjm y jeszcze raz na sam św iato p o ­ gląd średniow iecza klasycznego.

Na pierw szym planie teg o św iato p o g ląd u je s t ży ­ cie pozag ro bo w e, oraz duchow e do sk o n alen ie się i prze­

istaczania natury ludzkiej d ro g ą ascezy. A sceza je st tłem epoki. P o d sta w ą wiara w B oga i w nadziem skie przeznaczen ie człow ieka.

Praw dziw e urzeczyw istnienie odnalazł ów ideał religijny w życiu k laszto rn em . Na zakonnikach, którzy byli jak by przyw ódcam i reszty ludzkości, a nie na św ieckiem duchow ieństw ie, oparło papiestw o w sw ych dążeniach do przeistoczenia św iata. P o tęg a duchow a niektórych ascetów średniow iecza do dziś dnia w zbu­

dza podziw , D ość p rzyto czy ć takie im iona jak G rze­

gorza V II, K atarzy ny Sienieńskiej lub F ran ciszk a z As- syżu. Sam o życie tych ludzi m oże służyć niezbitym argum entem przeciw tw ierdzeniom n ow o ży tn y ch ma- terjalistów , zaprzeczających istnienia duszy, albow iem elem entarne naw et w ykształcenie filozoficzne w ystarczy do zrozum ienia, że m alerja nie m oże neg o w ać sam a siebie, że negow ać ją tyiko m oże jak aś w yższa z a sa ­ da tkw iąca w nas.

Z ascezą złączone było dążen ie do w szechw ładz- tw a duchow ego K ościoła na ziemi, celem skierow ania lu d zk o ści ku jej w łaściw ym tran sc en d en taln y m celom . D ążenie to znalazło swój w yraz w pró bach budow y gm achu C ivitatis Dei, czyli P ań stw a Bożego na ziemi, które m iało zostaw ać p o d duchow em kierow nictw em K ościoła. Choć gm ach ten nie został w yk oń czo ny, to je d n a k fragm enty i sam system budow y, przed staw iają się im ponująco. System em tym zostało objęte życie w pełnym całokształcie, i zostało oparte na silnych z a s a ­ dach wiary. Zaś w szystkie dziedziny życia ludzkiego, jak państw o m ałżeństw o, stosu nk i rodzinne, praca, w ła­

sność, - zo stały ośw ietlone nadziem skiem światłem . O kres klasycznego średniow iecza jest tak że o k re­

sem pró b ze strony K ościoła sto p n io w eg o w cielenia w życie zasad, w ed ług których m a by ć zbudow ane chrześcijańskie p ań stw o b oże na ziemi. N ajw ażniejszą zasadą jest pacyfikacja św iata chrześcijańskiego. Ś ro d ­ kiem , prow adzącym do tego, było ustanow ienie w p ierw ­ szym rzędzie tak zw anego p ok oju Bożego, treu g a Dei, który, obejm ując z p o czątk u trzy dni w ty g o d n iu , miał się z czasem zam ienić na stały pokój m iędzy je d n o s ­ tkam i i narodam i chrześcijańskiem i. Zaś w celu łag o ­ dzenia skutków w ojen, K ościół d ąży ł do usuw ania z użycia oręża, któ ry m ógł pow iększać liczbę ofiar. T ak więc Sobór L aterań sk i z r. 1139 zabronił używ ania kusz. Jeśli teraz dla porów nania u przytom nim y sobie, że w now ych niby ośw ieconych czasach p a ń s tw a cy ­ w ilizow ane przyg oto w u ją się n ajspokojniej i otw arcie do przyszłej w o jn y chem icznej, to n apraw d ę zmuszeni będziem y zakw estjonow ać u tarte ogólnie zdan ie o b ar­

b arzy ń stw ie w ieków średn ich , n ato m iast zm uszeni b ę ­ dziem y postaw ić p ytanie, jak a ep o k a je st bardziej b a r­

barzyńską: śred n iow iecze,które stara się zabronić u ż y ­ w an ia stosu nk ow o tak niew innej b ro ni, jak kusza, czy te ż czasy nasze, k tó re dopu szczają m asow e m ordo w a­

nie ludzi, n ib y jakichś szko dliw ych ow adów ?

P ozatem średniow iecze o dw ażyło się n a in ny h e ­ roizm walki. N aw et historja św iata przyznaje, że nie

(12)

Nr. 7. „S T IR Z E C H A R O D Z I N* N A “ Rok IV.

zna drugiej równej epoki, k tó ra b y z p o d o b n ą silą i od­

w agą poszła w bój przeciw najw iększej potędze św ia­

ta, jak ą są zm ysły, i k tó rab y z rów ną energją podjęła się zadania przeistoczenia natu ry ludzkiej w celu p o ­ staw ienia w niej pierw iastka duchow ego n ad cieles­

nym . C hoć w w alce tej zm ysły zw yciężyły, lecz m imo to człow iek średniow iecza o sięgn ął bardzo w ysoki po­

ziom uduchow ienia, nie m ów iąc już o tych zastępach ludzi, którzy w brew w szystkim trudnościom osiągnęli to przeistoczenie, że już za życia staw ali się jakby m ieszkańcam i św iata nadprzyrodzonego. U ty ch naw et tak silne węzły jak m ałżeństw o i stosunki ro d zin n e m uszą pójść na drugi plan, aby nie przyćm iły praw ­ dziw ego celu człow ieka. P am iętajm y i o tem, że je s t to klasyczna ep o k a św iętych . A że w ystępki m a się rozum ieć, b yły i w tedy, nie trzeba się dziwić, bo te są wieczne jak ludzkość. R óżnią się je d n a k zasadniczo od zbrodni w czasach obecnych po pierw sze tem , że nie były w ynikiem istniejącego św iato p o g ląd u , jak obecnie, lecz trafiały się w brew niem u, a pow tóre tem , że czło­

w iek ów czesny, sta ją c się nieraz przestępcą tylko w skutek gw ałtow ności n atu ry swej, uznaw ał jednak sw ój w y stęp ek i często pokutą całego życia starał się go zm azać, człow iek zaś n o w oczesny pop ełn ia prze.

stępstw o z całem w yrafinow aniem i cynizm em i ma na m yśli jed ynie uniknięcie karzącej ręki spraw iedli­

w ości.

Lecz mimo w szy stk o , jakb y w m yśl słów C hry­

s tu s a : „K rólestw o M oje nie je st z tego św iata" — sy stem C m ta tis Dei n ie o sięg nął p e łn eg o rozw oju.

L ud no ść ów czesna szczerze i nam iętnie d ążyła do urzeczyw istnienia ideałów chrześcijańskich, ,lecz w d ą­

żeniu tem zabrakło jej ostatecznie tch u . Ziem ska strona wzięła ostateczn ie górę n ad duchow ą, dając p o dłoże now em u prądow i, k tó ry w dziera się do w szelkich o d ­ łam ów życia ludzkiego p o d nazw ą renesansu. R en e­

sans zapoczątkow uje w yraźn y naw rót ku ziem skim ideałom , naw rót, który przejaw ia się najpierw we w zrastającym kulcie p ięk n a i sztuki staro ż y tn e j. Duch lu dzk i, k tó ry w średniow ieczu szy bo w ał ku niebiosom , zaczy na na w zór an ty czn y pow racać znów ku ziemi.

W raz z sztukam i pięknem i i nauką, czerpaną z wiecznie św ieżeg o źródła klasycyzm u greck:ego i rzym skiego, zaczęły się w lew ać w um ysły tak że i m ęty pogańskie, spoganienie, scepty cyzm , niew ara, niem oralność. Runął w spaniały sy stem filozoficzny, w y tw orzon y na tle system ów P la to n a i A rystotelesa przez T om asza z Akwinu, a w m iejsce teg o zap ano w ał n ad um ysłam i scep tyczny m aterjalizm . W reszcie w strząsa życiem na polu politycznem rew olucja francuska, a K ant i jego w yznaw cy i logiczni n astęp cy n a polu m yśli ludzkiej od erw ały o stateczn ie społeczeństw o o d w pływ u Kościoła, d o k on ały ostatecznie ześw iecczenia, albo jak w tedy m ó­

wiono sekularyzacji. W ł. W osnak.

H . R O Z M A R Y N O W S K I

O Aktorze.

W olne T łóm aczen ie czyli Szkic opracow any na podstaw ie „N otatek reżysera* Tairowa.

O czyw iście te historje m ogą w ydaw ać się w is to ­ cie rew olucyjnem i i ultrafuturystycznem i. Zw olennicy te a tru socjalistycznego, dom orośli rew olucjoniści t e ­ atru w sw ych scenarjuszach obchodów 1 m aja w R o­

sji u rządzali przeszkody n a drogach, aby tem pobu­

dzić tłum idący w pochodach do aktyw no ści. J e s t to zrobione n a podobieństw o proszku M arinettiego. L ecz jeśli p rzypatrzy m y się bliżej tym archifuturystycznym dążeniom , p rzekonam y się, że p rz ed staw ił się nam znow u s ta ry nasz szpakow aty zn ajo m y : zbiorow ość.

A więc i M arinetti nie uwolnił się od hipnozy t r a d y ­ c j i , p rzedstaw iając w sw ej osobie rew olucjonistę p rz e­

p o jo n e g o ... restau rato rsk im entuzjazm em , k tó ry zn a j­

duje się w osnowie w szystkich dążeń, aby te a tr za­

wrócić ku zbiorow ości z pow rotem i uczynić widza biorącym ak ty w n y udział w spektaklu. I gd y Iw an o w m ów i o zbiorow ości, k tó ra pow inua być osiągnięta or­

ganicznie to M arinetti poleca ją osiągnąć m echanicznie, a w spółcześni socjalistyczni „reform atorzy" teatru, w zależności od sw ego znaku w y b ierają tę lub inną drogę. R zecz jasn a, że teg o rodzaju w yw ody nie są bynajm niej potępieniem dla socjalistów i ruchu socjal­

nego, gdyż stw orzenie ta k ie g o zbiorowego „ te a tru 11 przez socjalistów może mieć dla teg o ruchu i p ro p a ­

g an d y ró żn ych idej, bard zo duże znaczenie. N atom iast w ynika z tego , że te n „ T e a tr" bynajm niej nie będzie teatrem i przeforsow yw anie podobnych projektów w środow iskach te atraln y ch , będzie dla te a tiu w ielce szkodliwe. Nie teatr w ów czas pow stanie, ale zgrom a­

dzenie, na którem te , czy inne m yśli będą w prow a­

dzane w życie do w ypełnienia, a to niem a nic w sp ó l­

nego ze sztuką te a tra ln ą . Z drugiej stron y spotykam y się z pom ysłam i takim i, ja k p rz y g o to w an ie widzów do w spółdziałania. A w ię c : ab y być dopuszczonym do takiej „ak cji” widz m usi być specjalnie w y św ię­

cony, a n aw et powinien się oblec w specjalne s z a ty i t. d.

Jeż eli rozpatrzym y te znowu prądy i pom ysły, przepuściw szy je przez pryzm at czysto teatraln ej sztuki, to zauw ażym y, że w rezultacie otrzym am y tu nie działanie z aktyw nym udziałem widza, ale, pozba­

wione elem entów przypadkow ości działanie, z planowo spreparow anym udziałem m a s , k tó re w rezultacie przestały być „widzem" a zo stały uczestnikam i akcji, ja k to byw a w m n iejszych rozm iarach, w insceni­

zacjach, z wielkimi scenam i masowemi, (np. u Rein- h a rd a ; „K ról E d y p “). Do tego prow adzi nieuchronnie 108

(13)

Rok IV. „ S T R Z E C H A R O D Z I N N A “ Nr. 7.

k ażd a planow a próba w ciągnięcia w idza do akcji.

W idzow ie ci, siłą rzeczy, stan ą się uczestnikam i (sła­

bym i w ykonaw cam i) spektaklu, a praw dziw i widzowie, k tó rzy przyjdą sp e k ta k l oglądać, bez uprzedniego przyg oto w ania, zostaną w łaśnie ty lk o widzami nie biorącym i udziału, ale przyjm ującym i to w idow isko.

T en udział zbiorow y widzów , o k tó ry m m arzą ideolodzy socjalistyczni te a tr u je s t m ożliwy n ie w teatrze, ale w uroczystościach narodow ych, którem w dużym stopniu w łaściw y je st elem ent teatralności.

A jeżeli teraz nadeszła p ora dla św iąt n arodow ych k arn aw ałó w , dla sw obodnych i radosnych gier, to m y m istrzow ie teatru, pierw si gotow iśm y w ziąć udział w pow itaniu te g o ruchu i pom óc im otyłe, o ile się schodzą z naszą, o szerokim zak resie sztuką, Ale winniśm y o tem w iedzieć, że droga te a tru ja k o sztu ­ ki sam odzielnej, leży n a zupełnie innej płaszczyźnie i na innych planach tw órczych.

To droga teatralizacji te a tru . To powiuni zrozu­

mieć zw olennicy zbiorowości w teatrze. P rzyznać n a­

leży, że ro la widza w te a trz e różni się p on iekąd od te j roli, ja k ą on odgryw a wobec innych sztu k (przyjm ując je). I to je s t pokusą dla id eologów zbio­

row ości w teatrze. Ale ro la, ja k ą odgryw a widz w teatrze, w ynika p oprostu ze specjalnych p rzy czy n k tó ry c h korzenie głęboko w rośnięte i przyrodzone są sztu ce teatru , jako takiej.

Zbadajm y więc pomału te przyczy n y . A zatem w sam ej rz e c z y : w k ażd ej innej sztu ce w idz p rzy j­

muje dzieło ju ż po ukończeniu tw ó rczeg o procesu, już potem, gdy dzieło zostało oddzielone od swego tw ó rc y i zostało sam odzielnem zjaw iskiem a rty sty cz - nem. W m alarstw ie widz p atrzy na gotow y obraz i osobiście niem a interesu, ani chęci w glądania, czy oglądania a r ty s ty i jeg o procesu tw órczego. W rzeź­

bie — skończoną statuę, w architekturze — skeńczouy kościół albo zam ek i t. d. A ty lk o w te a trz e widz je s t obecny przy bezpośrednim procesie spektaklu, i w łaśnie to, że te a tr dzięki specjalnym sobie właści­

wym w arunkom znajduje się w tem w yjątkow em poło­

żeniu, że jego dzieła rodzą się z podniesieniem k u rty ­ ny i p rz estają istnieć rów nocześnie z jej opadnięciem , dla teg o w swej istocie w ym agają udziału w idza w procesie ich tw orzenia, a nie po ukończeniu tego procesu. To zaś pozw ala na przypisyw anie w idzow i w te a trz e innej roli, niż w każdej innej sztuce. T u jed n ak kryje się nieporozum ienie, k tó re się w yjaśni jeśli w głębim y się w isto tę pracy teatraln ej.

W iadom o przecież każdem u, że gdy spek takl staje przed widzem, to już cała p raca tw órcza teatru w sw ej istocie skoń czona. W iadom o, że tw ó rczy proces w idow iska zam yka się w przygotow aw czych pracach, poszukiw aniach scenarjusza, obrazach scenicz­

nych, rytm ie inscenizacji, jej atm osferze i t. d. i t. d., i w tych licznych próbach charakteryzacji, kostjum ów , św iatła i m ontow ania, które ciągną się przez dłuższy

okres czasu, dopóki nie ukończy się cały, zbiorowo - tw órczy, proces teatru . I dlatego, gdy to , czy inne widow isko staje przed widzem, to przedstaw ia w sobie już gotow e, jebnolite, sam odzielne dzieło teatralnej s z tu k i.

Nie trzeb a w ty m w ypadku rozumieć, że to zaaczy, że n a spek taklu, aktor w ykonyw a sw ą pracę ty lk o m echanicznie (to znaczy m echanicznie w y ko nu ­ je stw o rzo ny przez siebie obraz). N i e ! Czar i r a ­ dość jego sztuki leży w łaśnie w tem , że co w ieczór na każdym sp ektaklu, n a now o tw orzy sw e opraco­

w ane formy, ale- to je s t proces tw órczy nie m ontujący lecz spełniający się ju ż dynam icznie, proces tw ó r­

czy w ykonaw czy.

R óżnica sztuki teatraln ej w stosunku do innych sz tu k polega jedynie na tem , że sztu k a teatraln a, dzięki swem u m aterjałow i i dynam icznej w łaściw ości, osiąga się nie w sta ty c e , lecz w dynamice, gdzie każda rozpalona, w czynnym płomieniu w idow iska form a rodzi nieodw ołalnie drug ą formę, przeznaczoną z góry n a śm ierć dla zapoczątkow ania nowej. I d la­

tego, ab y się pokazać, widowisko w ym aga widza w tejże chwili, w m om encie sw ego dynam icznego roz­

woju, a nie po nim. W y n ik a z tego, że i tu, jak i w innych sztukach, w idz przyjm uje już gotowe dzieło sztuki, ale sztu k i ukazującej się w dzisiejszej formie — dynam icznej, a nie staty cz n ej.

Błędnem je st te ż m niem anie, źe sztu k a te a tra ln a gubi sie bez w idza (ginie), że widz je s t koniecznym im pulsem aktora. D oskonale w szy scy wiemy, że nie­

raz w procesie p racy byw ają ta k natchnione próby, z jakiem i nie może porów nać się żaden spektak l.

I sp ek tak l sam p rzez się nie przestaje byC zjaw iskiem sztuki, jeśli n a nim niem a w idzów , ta k ja k nie p rz e­

stan ie być zjaw iskiem sztu ki pięk n a s ta tu a rzeźbia­

rza, gdy te n o statn i zam knie ją u siebie w kom órce, czy na strychu.

Je d y n ie specjalne w łaściw ości m aterjałów sztuki teatralnej, szybkie przem iany i bystre spalanie się ciała ludzkiego, staw iają sztuce tej specjalne granice w czasie, dzięki tem u skończone dzieło sceniczne, o ile nie zechce pozostać nieznanem , musi pokazyw ać się widzowi natychm iast, a nie latam i,

Ale nie w ynika stąd, że w idz mu potrzebny jak o akty w n ie tw órczy elem ent, ale jak o tylko ele­

m ent przyjm ujący. A skoro tak , to widzowi w y z­

naczyć musimy tę ż sam ą rolę, co i przy innych s a ­ m odzielnych sztukach. Musi on zostać widzem, a nie uczestnikiem - działaczem.

W szelkie m osty przez o rk iestrę, wchodzenie usz- m inkow anych ak to ró w m iędzy publiczność, nie s tw a ­ rz ają skończonego dzieła, a raczej chaos i bezm yślne zam ieszanie.

C iąg dalszy n astąp i.

(14)

Nr. 7. . S T R Z E C H A R O D Z I N N A * Ro k IV.

V P0S01I 2A SZCZUCIEM

P O W I E Ś Ć .

NAPISAŁ WOLODY SKIBA, - o — 17)

M arynia chciała ją przekonyw ać, chciała jej d o ­ wieść, że po stęp u jąc tak, jak zam ierzyła, wielu zrobi nieszczęśliw ym i, ale i sob ie tylko sw e szczęście zatruje, S tella jed n ak że posłuchaw szy jej ty lk o przez chwil kilka przerw ała:

— „Tu as de beau x serm ons d an s ton serm on- naire, m a chere," ale bądź spraw iedliw ą i p ozo staw ich trochę dla m ojego m ęża, bo on tu taj w inien w szy­

stkiem u . . . ja chcę robić to tylko, do czego o n m nte przym usza . . . D obranoc.

U m ilkły obie, ale obie nie zasnęły.

M arynia rozm yślała n ad tem, jak b y przyjaciółkę zwrócić z tej niebespiecznej pochyłości, na którą z s tą ­ pić łatw o, ale na której tak m ało k o b iet utrzym ać się potrafi aż eb y nie runąć w głąb przepaści ponętnej i czarow nej na oko, na dnie szkaradnej i p lu g a w e j; — S tella jeszcze się przekonyw ała, że żona człow ieka, k tó ry chce żyć dla św iata, p ow inna być k o b ietą żyjącą d la św iata i g d y m ąż szuka obow iązków poza dom em w olno je s t żonie szukać niew innych przyjem nóści, za­

dow olenia swej miłości w łasnej, w pew nej oddali o d dom ow ego o g n isk a; — dow odziła jeszcze, że ro z p o ­ czyn ając nazajutrz kam panję, którą już ułożyła i p rzy ­ gotow ała, żadnych w yrzutów sob ie czynić nie p o w in­

na, bo je st do te g o zm uszoną przez m ęża.

W takich m yślach pow oli obie zaczęły przechodzić w ten błogi stan pół jaw u pó ł m arzenia, k tó ry zazw y­

czaj poprzedza zaśnięcie.

N agle w ydało się Stelli, że d o zn a je jak ieg oś k ró t­

kiego, przelotnego, m gnienie oka trw ającego w rażenia, jak ieg o nie doznaw ała nigdy w sw em życiu.

W rażenie to sam o w to b ie dziw ne, prędzej nie­

przyjem ne niż rozkoszne, nieopisaną jed n ak przejm o­

wało ją rozkoszą.

Nie była siebie pew ną, czy się nie łudzi. W szyst­

kie in n e m yśli od niej odbiegły, cała jej istota, cała uw aga, cała dusza skoncentrow ała się w b adaniu i rozw ażaniu tego n ieopisanego w rażenia.

W kilka chwil później w ydało jej się, że to sam o uczucie p o w tarza się d o sy ć słabo i niew yraźnie, tak jed n ak , że o jego tożsam ości z poprzednim w ątpić nie m ogła.

— Ah 1 M aryniu ! . . krzyknęła, klaszcząc w ręce ah 1 M aryniu 1

M arynia p o d n io sła się na pościeli, n agle z pierw ­ szego snu zbudzona.

— Co ci je st ? . . słabaś ? . . zaw ołała.

— Nie 1 nie 1 cicho . . . p s st 1 cicho M aryniu . . . nic mi nie j e s t . . . nie m ogę ci pow iedzieć co mi jest, ale j u t r o ... c z e k a j... dziw ne rzeczy zobaczysz w M o- ranicach . . .

— Cóż takiego, Stelciu ? . . niepokoisz mnie.

— Ah 1 nic 1 nic ! n iep o k o ić się nie m a czego . . . aby to ty lk o praw d ą było . . . o 1 zobaczysz, jak ą ja będę . . . ale zmiłuj się, nie pytaj m nie ju ż o nic, bom g o to w a w ygadać się, choć nie pow innam i nie c h c ę . . spijm y . . .

R egularny o d d ech Stelli oznajm ił w krótce M aryni, że jej przyjaciółka i k uzy n k a tym razem ju ż nie ud a­

w ała, że zasypia.

N azajutrz Stella spala dłużej niż zw ykle, M ary n ia uprzedziła ją i ub rana już zupełnie siadła przy jej łó ż­

ku oczekując, aż oczy otw orzy.

G d y b oh aterk a nasza ocknęła się i sp o jrzenie jej zbiegło się ze wzrokiem M aryni, w sp o jrzen iu tem było tyle szczęścia, że n ik tb y nie pom yślał, iż w łaści­

cielka ty c h sam y ch ślicznych oczu w czoraj jeszcze tak gorzko i z tak iem przekonaniem nieszczęśliw ą się nazyw ała.

— D zień d o b ry ci Stelciu, zdrow a je s te ś ? — zagadnęła ją M arynia, — byłam nieco zan iepo ko jo ną o ciebie, bo w n ocy m ajaczyłaś tro ch ę . . .

— M ajaczyłam . . . o nie M aryniu . . . zd aje mi się, żem ja nie m ajaczyła w cale, a raczej żem m aja­

czyła w dzień . . . Poczekaj . . . przeko nam y się o tem zaraz. — Id ź do m ego buduaru, otw órz te sk ry tk i w biórku, jest tam kilka zapieczętow anych listów , roz- pieczętuj je, przeczytaj, w yśm iej się ze m nie i spal, a przedew szystkiem nim tam pójdziem y, każ, żeby tutaj d o mnie przy szła K ogutow ska i b ro ń B oże, chociażby się paliło, nie pow racaj do m ego po koju, d op óki ja z nią b ędę rozm aw iała.

W szystkie te rozp orządzenia S tella w ydaw ała ży ­ wo, z pośpiechem i z tym nieocenionym hum orem , któ ry p o został trady cją w G rom nicach, a z którym po raz pierw szy od sw ego przyjazdu do M oracina w ustach i na tw arzy Stelli sp o ty k ała się M arynia.

Wola hrabiny została w ykonaną, jednakow oż nie zupełnie.

K ogutow ska otrzym ała n atychm iast polecenie s ta ­ wienia się u pani. M arynia poszła później do buduaru, znalazła znane nam liściki i rzuciła je w o gień ale nie przeczytała i nie śm iała się z nich w cale.

N agła zm iana po stępow ania i usposobienia Stelli była dla niej niezrozum iałą, n iep o jętą, cieszyła się z niej jed n ak , bo w niej w idziała rzeczyw istą zm ianę na lepsze.

U rojone nieszczęście pierzchnęło, Stella czuła się znów szczęśliw ą, ro zsądniejszem okiem p atrzała na sw e położenie, dające w szystkie rzeczyw iste szczęścia w arunki, zaczynała pojm ow ać, że życie nie zaw sze g o ­ dzić się m oże z rozm aitem i zachceniam i kaprysu.

110

Cytaty

Powiązane dokumenty

I rzek}i królowie: jeźli rozszerzymy cześć tego bałwana, tedy jak naród bije się z narodem, tak potem bić się będzie miasto z miastem, a potem człowiek z człowiekiem..

За высокопреосвященнымъ устремился народъ въ церковь, которая, къ сожаленію, не могла вместить и ма­.. лой доли желавшихъ присутствовать при

rzyliśmy, i że je tylko praktycznie zuźytko- wnienia Galicyi wyjątkowego stanowiska, a zakładając przy Wydziale krajowym biuro Tutejszy przemysł naftowy przechodzi ropne, objąć

Spoiecznej. Corocznie stypendysta obowiązany jest przedłożyć zaświadczenie uczelni o przebiegu studiów. · wyplatę stypendillm uskutecznia Kasa Miejska na zlecenie

Otrzy- mawszy takowe, udałam się do niezbyt odległego obiektu, gdzie powinnam się ZAPISAĆ (ZAREJESTROWAĆ) NA KOLEJKĘ, o czym poinformowała mnie lekarka..!. Jakież było

Również sekw encje tRNA archebakterii za sa ­ dniczo różnią się od sekw encji tRNA z innych organizm ów (np. trójka iJnpCm, zam iast trójki TtyC* w ramieniu

kiego w Kielcach, była miażdżąca: Plan zabudowania miasta Dąbrowy Górniczej, opracowany przez Zarząd Miejski i zwrócony przez MSW do przerobienia, stoi pod

Rzekli więc królowie : starajmy się, aby narody zawsze b y ły głupie, a tak niepoznają sił swoich, i żeby się k ł ó ­ c iły s sobą, a tak niepołączą się s