Moje w~drówki artystyczne.
I
\
\\
Drukiem Piotra Laskauera Warszawa, Marjenszlad 8.
Dom własny. . .
•
• •
,
WŁODZIMIERZ NAŁĘCZ.
MOJE • • •
WĘDROWKI ARTYSTYCZNE
WARSZAWA = = = == 1914.
Wydawnictwo Ksi~garni
NakładowejM. Szczepkowskiego.
fil 00177:l
Synom moim poświ~cam
Ojciec.
Śladem „Sonetów Krymskich"
Adama Mickiewicza. . - -
uż
podczas pierwszej mojej
podróżyartystycznej do Krymu, przed laty czternastu,
powstaławe 11111ie
myślodtworzenia w barwach „Sonetów Krymskich Adama Mickiewicza" - tych
perełpoezyi naszej, wspa-
niałych
swoj,!
plastyką,kolorytem i
charakterystyką...
Jednak dopiero w roku
1903 mogłem wyruszyć ślademnaszego wieszcza, który przed
siedemdziesięciusiedmiu laty
odbywał tępo-
dróż,
maj,!c lat
dwa~izicściasiedem ...
Z
ksi<!żkąnaszego
nieśmiertelnego\vieszcza w
ręku, ściśle stosując siędo obranej przez niego drogi,
zwiedzać zacząłem miejscowości- w cudnych sonetach opisane.
Pogodna ojczyzna chanów, oblana falami
pięknegomorza,
przemówiłado mnie drogicmi
dźwi~kami,-
językiemtwórcy „Sonetów krymskich" - i -
stała sięmi
blizką,drog,!--bo dla Polaka niema
dziśkrajów obcych. Od tajg syberyjskich, mrozem
ziejących,po krai'1ce uroczego
południa, słońcai kwiatów
pełnego, wszędzierozsiane S,! wspomnienia
„MyśliPolskiej",
tulące siędo miast dalekich, murów
omszałych,
szczytów
skałdzikich, fal spienionych morza ...
Nie omylimy
się, mówiąc, żeniema
kawałkaziemi na
świecie,którcgoby stopa polska nie
dotknęła...
Duch polski smutnemi
głoskami wypisał „Księgipielgrzymstwa polskiego"
na mapach ziemi.
To
teżnigdzie
myślPolaka
zupełnienic jest
osamotnioną.Polska
wszędzie sięzjawia,
wszęclzie go spotka.
Wrażenia
takiego
doznałemna Krymie, - odrazu
uczułem siętutaj, jak w krainie,
którą już poznałemprzedtem, zanim
ją ujrzałemna
własneoczy ... Echa
- 9 -
przeżyć
lat
młodzieńczych odżyłyna nowo -
przemówiłyznajomymi glosami-
jakże jesteście
mi clrogiemi!. ..
Znalazłem
i na
półwyspiekrymskim
tę „Myśl polską",zablc!kan,1 jak
wszędzie, jak
wszędzie stęsknionądo ziemi rodzinnej, -
biedną, bezdomną...
I czułem, że
nie jestem samotny w jej towarzystwie ...
Ta
„MyślPolska" jest jedynem ogniwem, które spaja na obczyznic rozpro- szone
cząsteczkinarodu w jedn;:!
całość,jest duchowym ich
łącznikiemw
życiu tułaczem- jest wszystkiem dla niell ...
Zrozumiałem, bQcląc
daleko od kraju,
żedla Polaka niema
dziśstron ob- cych, -
sątylko cudze ...
I.
Stepy Akkcrma11skie.
Lecz
idźmy ściśle śladamiwieszcza - a zatem ',,Stepy Akkcrma11skie"
najpierw ...
Przybyłem
do Odessy, sk,1d
małymstatkiem
zrobiłem wycieczkędo Aker- manu - nieznacznej, zapylonej
mieścinyprzy
ujściuDniestru.
Zbliżaj,1c siędo portu,
obserwowałemciekawe zjawisko - jak morska woda nic odrazu
łączysi~
z
wodą rzeczną- widocznie z powodu ogromnej
różnicy części składowych.Oto -
płynęliśmylinj~!
demarkacyjną, ściśle określoną, choć ruszająq się,ciemnej, szmaragdowo -
błękitnejwody morskiej, obok
szaro-żółtychwód Dniestru.
Obserwowałempodobne zjawiska i
późniejw innych
111icjscowościac1I,nawet przy
złączeniu siędwóch rzek.ale nigdzie tak typowo, jak w danym wypadku, nie rzuca
sięto
woczy ...
Z Akkermanu
zapuściłem się wstepy, gdzie
przeżyłem wrażeniapierwszego
- IO -
sonetu. Niestety „ostrowów burzanu" coraz mniej, bo
pług nielitościwypruje coraz bardziej
dziewiczą glebęobszarów .. .
Lecz „jedimy dalej - nikt nie
woła... " Po powrocie do Odessy,
przesiadłem sięna
dużystatek i
ruszyłemdo
właściwegoKrymu, do Eupatoryi najpierw, czyli
Kozłowa,
by z jego
płaszczyzn studjować„widok gór". Naturalnie, teraz
podróżodbywa
siędaleko
prędzej- - w
ciąguczternastu godzin - na
doskonałychpa- rowcach,
gdyżo statkach
żaglowychmowy
jużniema.
Z punktu widzenia malarskiego jednak, te
współczesne„ichtjozaury wodne", daleko mniej
sąmalownicze,
aniżelipiQkny statek na morzu, bez prozaicznych kominów,
płynącywszystkiemi
żaglamii, jak jasna, czarodziejska wizja,
znikający 11aIrnryzonci r.
Cisza morska.
Morze
byłonadzwyczaj spokojne - prawdziwa cisza morska.
,,Już wst,!żkę
pawilonu wiatr zaledwie
muśnie,,,Ckhemi gra piersiami,
rozpśnionawoda, ,,Jak n1arz,1ca o
szczęściu narzeczona
Młoda...
Lecz -
,,O
myśli,w twojej
głębijest hydra
pamiątek,,,Co
śpi pośród złychlasów i
namiętnejburzy;
,,A gdy serce spokojne,zatapia w nim szpony".
- . 11 -
Tu dopiero, samotny i smutny,
siedzącna
pokładziestatku,
śród hałaśliwej gawiedzi turystów,
cieszących sięz
pięknejpogody,
słoika,powietrza, - po-
jąłem całą słuszność słów
wieszcza,
głębokieich znaczenie,
wagęich
treści.,,Hydra
pamiątek", związanaz poprzcdniemi mojemi
podróżamido Krymu, zata-
piała
w mem sercu szpony ...
Pod wieczór, gdy
zbliżaliśmy siędo
wysokościT2rkankutu, daleko
wysuniętego w morze, cypla
półwyspukrymskiego, trzeba
było oczekiwaćzmiany pogody,
zwykłej
w tym miejscu. Morze,
oblewającecypel Tarkankutu, zwykle jest zie, nie- spokojne, na co
wpływa, sądzę, położeniegieograficzne samego brzegu. I rzeczy-
wiście,
niebo
zamgliło się,a morze
poczerniało. Jednocześnieprawie wielkie stado delfinów jakby
spostrzegłszynasz statek, na
przełaj rzuciło siędo niego,
dopęjziło i-puściło sięz nim w zawody.
Obserwowałemz zaciekawieniem to,
dośćzwykle
Żegluga.
zresztą,
urozmaice11ie
podróżymorskiej,
przerywającemono-
tonję
pustyni wodnych.
Dziwnie silne i bystre ,,morskie
straszydła"nie za-
dawalniały się
tern,
że płynęły
w parze z
okrętem,lecz
rzucały się
w powietrze, da-
wały
nurka pod nkn~t,
głównie
okołodziobu i znowu poka-
zywały się
z przeciwnej strony, - tak
ciągle tO\varzysząc okrętowi, jakby nic
chciałynas
opuścić...
Lecz te harce delfi- nów
też wróżyłynam
zmianę...
,,Szum
większy, gęściejmorskie
snują się straszydła...
„Wiatr, wiatr!
dąsa się okręt,zrywa
sięz
wędzidła,,Przewala
się,nurkuje
wpienistej zamieci, ,,Wznosi kark,
zdeptałfale i
skrośniebios leci,
,,Obłoki czołem
sieka, wiatr chwyta pod
skrzydła"...
Zaczęło
na dobre
kołysać,- a wkrótce
okazały sięi skutki tego - w ci,!g-u paru godzin,
połowa pasażerów jęczaław chorobie morskiej ...
Nastc!Pi la noc ...
Ja, przyzwyczajony do morza,
dziękimym widokrotnym
podróżommor-
ski
111, wyszedłemobronne!
ręk,!···Nad ranem
byliśmyprzed
Eupatorją.Eupatorja, czyli
Kozłów(u tatarów
Heżleu) leżyw stepowej
częściKrymu od morza przedstawia
się dośćmalowniczo w swoim wschodni
111charakterze.
- 12 -
Prawda,
żestatek nie
zbliża siędo brzegu, bo morze tu
płytkie,a z oddalenia
prędzej widok nabiera uroku.
Brzeg jest piasczysty,
łagodnie pogłębiający się,co nadaje
wyjątkową wartośćtutejszym
kąpielommorskim i czyni z Eupatorji pierwsze miejsce
kąpielowe na
całymKrymie ...
Większe
i
ładniejszebudynki
ciągną się wzdłużbrzegu, gdzie
założonobul- war, z krzewami
dośćdobrze
rosnącemi, choćwegetacji tu wogóle wielki brak.
Dalsza
częśćmiasta przedstawia typowe, brudne, tatarskie
przedmieście:ulice krzywe, W,!zkie, domy z oknami wewn,!trz, sporo minaretów.
Z miasta starego, oprócz resztek
ścian, przechował siędobrze
dużymeczet
Dżuma-Dżami,
zbudowany w r.
1552przez chana Dewlet-Gireja. jest to jeden znaj-
większych
meczetów w Krymie, wzorowany na meczecie Sofji w Konstantynopolu.
Przypomnieć
tu 111uszG , co do opisów miast i wogóle cc1lego Krymu,
że- najstarszy i bardzo ci eka wy posia- damy w naszej literatu- rze. Jest 11i111 „Opis Ta- tarji" przez Marei na Bro- 11i cwskiego,
posłaStefana Ba tor ego, który w roku
1578 Z\\'icdzałKrym
wposelstwie ocl króla.
Wypocz,!wszy w Eupatorji po trudach po-
dróży
morskiej i zwie- dziwszy miasto, zapu-
Burza.
ściłem się
w stepy
Kozłowa. jechałempierwsze
dwadzieściawiorst przez tak zwany „Piercsyp",
długi, wązkiprzesmyk
międzymorzem a
słonymje- ziorem „Siwacz" czyli
„Zgniłe".Tu
wwielkiej
ilości wydobywająsól.
Podziwiałemgóry soli,
ułożone wogromne,
ścięte ostrosłupy, bielejące śródbrunatno-czerwo- nawego stepu. Licrne
()kręty, stojąceu hrzegu
ładuj~!sól i
rozwożąw
różnestrony.
Sól
wszędzie-nawetw powietrrn, unosi
sięw postaci malutkich
kryształkówi osia- da na twarzy.
Dodaćjeszcze trzeba do tego specyficzny zapach
wysychającychjezior, a
całośćsi~
złożyna wielce oryginalny,
choćnieco monotonny krajobraz.
Dalej - min,!lem Saki,
słynneswoje! lccrnic,! - wanien
błotnych,silnie
działających.
Na horyzoncie coraz wyrc1,11iej zarysowywa
sięJinja gór krymskich, z
dominującymCzatyrdahem - ,,masztem krymskiego statku".
Zbliżywszy siędo gór jeszcze o kilka wiorst,
zatrzymałem sięw stepowej wioseczce
Mikołajówce,adzie
namalowałemkilka odpowiednich szkiców ...
~
Ze stepów
Kozłowa przyjcclrnłemdo Symferopola - miasta gubcrnjal-
- 1 :~
\ \
\ '
nego,
położonegonad
rzekąSalhirem,
biorc!cą początekze
skałCzatyrdahu. Mia- sto -
zwykłytyp miast
południowychw Cesarstwie - nudne, zapylone; domy murowane,
nużące swą monotonją, przeważnieparterowe; ogrodzenia kamien- ne i zapylone,
białeakacje po bokach ulic.
Nie
miałem zreszłc!,zamiaru tutaj
się zatrzymywać, gdyż nęciłmnie Bach- czeseraj, dawniejsza stolica chanów ( od
r.1422 do
r.1783), który i teraz zachowa I swój charakter wschodni.
W
ogrodach
pałacuchanów tyle
pamiątek,tyle ruin, które tak wiele
mówić!Bachczcsaraj w nocy.
o minionej, a
świetnej przeszłości.A
pamiątkite i dla nas
dziśblizkie, bo
ażcztery ze " swoich
przepięknychsonetów, wieszcz nasz tu
wyśpiewa!.Dojeżdża się
obecnie do Bacllczesaraju
koicjąz Sewastopola. Stacja ko- lejowa jednak
dośćoddalona od miasta, którego nie
widać, gdyżjest
wciśniętew
długi wąwóz międzygórami. Dopiero gdy
się wjeżdżaw bramy w postaci arki, miasto otwiera siQ
jedną wązką, dług,!,a zarazem
główną ulicą.Partery domów zaj-
mują małe
sklepy i pracownic, gdzie sicdz,!
rzemieślnicyi w oczach przechodniów
wyrabiają
przedmioty swojego zbytu. Id,!C dalej, widzimy
dużą ilośćfontann i minaretów. Po ulicach
snują się poważnepostacie w turbanach i zawojach
mułłów,
na razie wolnych od
zwoływaniawiernych na modlitwy, co uskutecrniaj,!
- 14 -
pięć
razy dziennie.
Dodaćdo tego trzeba krzyki i
hałastatarskich przekupniów i poganiaczy
bydła,oraz niewiast zakrytych
zupełnieczardaminn, tak,
żetylko szczelinka na oczy pozostawiona, a obraz miasta o charakterze wschodnim
będziekompletny.
Po rozlokowaniu
sięw
dośćprzyzwoitym hoteliku, pierwsze swoje kroki
skierowałem
do
pałacuchanów, wcale dobrze podtrzymywanego i pilnowanego.
Całość
z ogrodami zajmuje
dużyczworobok,
położonyw
środkumiasta nad
rzeczułką,przez
którąprzerzucono most,
prowadzącydo
głównejbramy.
Z zaciekawieniem
oglądałemte - zbudowane we wschodnim charakterze ,
niegdyś
-
Pałac chanów.
,,Zmiatane
czołembaszów ganki i przedsienia, ,,Sofy, trony
potęgi, miłościschronienia ... "
,,, ... W
środkusali
wyciętez marmuru naczynie
„ To fontanna haremu;
dotądstoi
cało,,1,
perłowe łzy sącząc, wołaprzez pustynie:
,,Gdzież jesteś,
o
miłości, potęgoi
chwało?!,,Wy macie
trwaćna wieki,
źródłoszybko
płynie,,,O haribo!
wyście przeszły,a
źródło zostało... "
To
źródłoharemu, inaczej „fontanna
łez"albo fontanna Maryi Potockie.i.
- 15 -
\ \
Niestety, i
źródło zniknęłoprawie, i woda, jak
łzy,nie
sączy sięz górnego
I
Fontanna łez.
I
otworu w
niższerczerwoary ...
Przez sale rozmaite, jak sala
sądu,sala przy-
jęć, śpieszyłem
do dwóch pokojów Marji Potoc- kiej,
leżącychobok komnat samego chana.
Tu
wskawją niszęniewielk,!, gdzie
stałkrucyfiks Marji Potockiej. Dziwne to sprawia
wrażenie, że
w
pałacuc!Janów, opory
rnuzuł-111a11ski ej wiary,
znajdował sięChrystus na
krzyżu ukrzyżowany.
Tradycja o ukochanej i pi~knej
żonieKe-
111
rym-Girej-chana, z domu Potockiej, tkwi
żywo,) 1
, dotąd w
podaniach ludu miejscowego, jak rów-
nież
znany jest jej gróh,
leżący tużza ogrodem górnym, w postaci
ośmiokątnego,,tiurbe" czyli mauzoleum. Wieszcz nasz
wziął więctemat z
żywegopodania ludowego,
wktórym zawsze hywa wiele prawdy.
Niektórzy pisarze rosyjscy
utrzymująjed- nak,
żeto nie
byłaMar ja Potocka, poi ka, I cez
jakaś
gruzinka. Twierdzenie swoje
opierają główniena napisie na mauzoleum nad drzwiami,
opiewającym:,,zmów
modlitwę
za
duszęDilary-Bikecz". Nie- mniej przeto,
podługnaszego zdania, nie jest to dowodem stanowczym,
gdyż, oczywiście,
branka Marja Potoc- ka w niewoli
nazywała sięinaczej - z tatarska,
więc łatwomogla
przyj,ić imięDilary-Bikecz. A zarzut,
iżtatarzy
w połowie ośmnastegowieku tak
łatwoniewolnic z domu Potockich uprowa-
dzić
nie 111ogli, nie jest dostateczny.
Znane
są.ostatnie zaburzenia kozackie na U:<rainie, sk,1d nic
małoludu upro- wadzono i sprzedano sc1sicdnim ta- tarom.
Handel niewolnikami - szczegól- niej szczepów
słowia(1skich, kwitłprze-
cież
wówczas w Krymie, a niewolnicy
z narodu królewskiego
(t.j. jeflcy poi-
Grób Potockiej.scy) specjalnie byli cenieni. Na Ukrai-
nie liczne
sąrodziny szlacheckie Potockich, i wspomniana branka, niekoniecznie
- lG -
miała należeć
do
możnegodomu dziedziców Humania, który najazdom tatar- skim lub rozruchom kozackim mniej
był dostępnym.Nareszcie -
żywepoda- nie ludowe.
Wszystko to
St!dane trwale, z których poeta nasz
mógł śmiało wyśpiewaćswój
ślicznysonet ósmy ...
Wracam do bramy
głównej,poza które! z lewej strony przylega ogród za- ciszny, gdzie
sięmieszcz,!,
wśród wysmukłychtopoli i drzew owocowych,
,,mogiłyharemu" - grobowce z
białegomarmuru chanów,
sułtanów,ich
żoni
najbliższychkrewnych. Marmury przez czas
poczerniały,lub
pokryły sięciemno-zielonemi pla- mami, niektóre maj;! malowane na
złotykolor turbany i ornamenta w barwach czerwonych i
brunatnycłr.Wszystkie
S,!dobrej roboty
Włochów,których
dużno
Mogiły haremu.
zostało
na miejscu po podbiciu kolonji Gem1e11skich przez chanów. W grobowcach i obok nich sporo
pięknychkwiatów.
Pierwszy wielki grobowiec, po prawej stronic od
wejściajest Kerym-Girej- Chana, którego
ukochaną żoną była wyżejwspolllnic1.11a Marja Potocka. Dalej - dwa
duże„tiurbe" czyli mauzolea, w których stoj,!
wporz<1dku trumny. W jed- nym naliczylcm
jedenaście-
\Vdrugim
trzynaście.Nad grobami
mężczyzni nie- wiast
muzułmaniestawiaj,! kamienne zawoje odmiennego dla obu pici
kształtu.Groby
mężczyzn Sć!obite zielonym
całunem,a groby kobiet - czerwonym.
W zacisznym tym
zakątku, zamkniętymi ogrodzonym zewsz,1d - (z jed- nej strony przytyka meczet
pałacowy)wszystko tchnie
przeszłościąi mówi o zni-
komości
tego co ziemskie.
- 17 - 2.
„O wy, roze cde11skie! u
czystościstoku
,,Odkwitły
dni wasze pod wstydu
Iiściami,,,Na wieki zatajone niewiernemu oku.
,,Teraz grób \<\'asz spojrzenie cudzoziemca plami, ,,Pozwalam mu - darujesz,
owielki Proroku!
,,On jeden z cuclzoziernców poglc!dal ze Izami!. ..
Groby Chanów.
Darujesz rni, wielki Proroku! - bo ze wzrusze11iem
przesiadywałemtu godzinami
śródtych
mogiłi z
żalem opuszczałemte groby, które
przemawiały domnie.
Mu Ila, pil n
ującytych mogi I, co mi otwi
crałdrzwi, a z którym zaprzyja-
źniłem
siQ, bardzo
interesowałsiQ moje! prace!,
cliwalił pomysływwyhorze punktów i
delektował sięsko11czoncmi szkicami, mówi,!C,
żeto
zupełnieinne
„pojęcie".Pałac cały,
trzy razy spalony i odnowiony, znajduje si~ obecnie w dobry111 stanie. Prawda,
żeno'sc malowanie ornamentów nic zawsze dorównywa pierw- szym, które s;1 o wicie subtelniejsze - no, ale wiadomo,
że„wytrzymanie w stylu"
nie jest
rzeczązbyt
łatw,!···Z tem wszystkiem dobra konscrwacya pzilacu chanów obecni c jest zapewni ona.
18 -·
Wycieczki w okolice Bachczesaraju
sąjeszcze ciekawsze,
niżsamo miasto
I Iii·
I • ---?~g-~ .
(. :.i ;:t~ --- - -
---
Mogiły w ogrodzie.
Oto Czufut-Kalc
„żydowskaforteca" - ,,miasto
umarłe"-na nieprzystępnej skale -
tudzieżwykute w skale pokoje, korytarze,
przejścia...
Czufut-Kalc.
Dziś
porzucone przez ostatnich 111ieszka1ków-karai111ów, przedstawia tylko szkielet rniny trzechset, szybko rnikaj~!cych domów.
- rn -
Miasto
umarło,jak umiera
człowiek- wszystko co
nietrwałeszybko prze-
szło, pozostały tył
ko
kości...A
niegdyś byłato naturalna i
nieprzystępnaforteca,
dokądi chanowie nieraz
sięchronili. Olbrzymia
płaskagóra, oddzielona od innych - z trzech stron
zupełnie prostopadła
i
nieprzystępna,tylko przez jeden W,!zki cypel
łączy\a sięz
resztą świata. Pozostawałotylko
przegrodzićten przesmyk
ścianą,co
teżzro- biono, a forteca gotowa. Kto
ją właściwie zbudował- niewiadomo, ale
widać śladykilku ludów, które
następowałykolejno po sobie,
zacząwszyod mitologicz- nych troglodytów, którzy kuli te niezliczone groty.
Obecnie bramy, naturalnie, otwarte, wykuta
clośćwygodna
ścieżka,a w sa- mym
mieście zamieszkałydwie rodziny karaimów, którzy
pilnująswojego prze-
szłego
miasta. Karaimi - jest to sekta
żydów,nie uznaj,!cych talmudu. Trzeba
dodać, że dołem,
w
wąwozieu stóp Czufut-Kale
ciągnie się słynnadolina Jozafata w której znajduje
sięwiele grobowców dziwacznej clla nas formy; niektóre zbudo- wane z
płytmarmurowych, inne
zaśz prostych ciosanych kamieni z
żydov1-•skieminapisami. Najdawniejszy z nich
sięga1249 r. po N. Chr. Grobowce
toną wzieleni,
śród
starych
dębów, wyciągającychswe konary jak
węże.Cmentarzysko to funcjonuje i obecnie -
chowajątu bogatych Karaimów.
Lecz czas
już byłdla mnie
przenieśćsiQ na
właściwybrzeg
południowy,do którego
się wjeżdżazwykle przez Bajdary.
Owóż pojechałem
do
odległegoo kilka stacji od Bachczcsaraju, Sewastopo- la.
Stądzaczyna
się słynnaszosa,
ciągnącasiQ przez
całybrzeg
południowy ażdo
Ałuszty,a teraz i dalej - do Sudaku. Nie zatrzymuj,!C siQ
dłużejw Sewastopo- lu,
wsiadłemdo karety pocztowej, wcale wygodnej,
11aosiem osób
iruszylcm, zba-
czając
nieco z drogi, naprzód do
Bałakławy.Droga,
dośćz
początkumonotonna, idzie
śródzapylonej równiny, okolonej wzgórzami,
słynnemiz tych krwawych bitew, które tu
się odbywałypodczas wojny sewastopolskiej w roku
1854.Oto mijamy zbiorowe cmentarzysko
poległychFrancuzów, - dalej pomnik
poświęcony poległym
Anglikom, a jeszcze dalej, nie
dojeżdżającdwóch wiorst do stacji
Czatał-Kaja,na lewo
widać kaplicęi pomnik, wrniesiony na
cześćpo- I
egłych Włochów.Lecz
jużniedaleko wioska
Kadykaj-przed111ieścic Balakławy, wktórej
był główny
obóz Anglików podczas wojny, a za nim
Bałaklawa- miasteczko, po-
łożone
nad zatok,! morsk,!, zupclnie pr;:iwie
zamknięte!. Wejściedo portu od strony morza podczas wiatru jest bardzo niebezpieczne.
DużookrQtów angielskich tu
zginęło
podczas stasznej burzy listopadowej w roku 1854. Mi
ęclzy innemi
zatonął okręt admirałaangielskiego, który
przywiózł żołddla wojska - kilka miljo- nów rubli. Wszelkie
usiłowaniewydobycia statku
spełzłyna niczem, z powodu wielkiej
głębimorza
wtym miejscu.
Wyżej
wspomniana
Balakława- miasteczko
zamieszkałeprzez Greków,
- 20 -
obecnie podnosi
sięi rozwija.
Znalazłem dużo pięknych,nowych willi, których dawniej nie
znałem.Lecz pilno mi na
górę,do ruin,
panującychnad miasteczkiem,
byłejwiel- kiej fortecy
włoskiejCembalo, wzniesionej przez Genue11czyków. Ruiny zamku i
dziś są imponujące. Widaćresztki
ośmiubaszt.
Przechowały sięlepiej dwie - z nich jedna -
główna-naszczycie.
,, ... Te zamki
połamanew zwalisko bez
ładu, ,,Zdohiły cięi
strzegły,o
niewdzięcznyKrymie!
,, Dzisiaj
stercząna górach, jak czaszki olbrzymie, ,,W nich gad mieszka lub
człowiekpodlejszy od gadu! ... "
Ruiny zamku w Bałakławie.
Lecz „szczchlujmy na
wieżycę".Herbu i napisu obecnie
już niema-Włosigo sobie zabrali, podczas wojny
1854.Genue11czycy w wiekach
średnichosobliwie wzmacniali
twierdzęCemhalo, jako
ważnypunkt dla siebie. Tu
hyłoddzielny
zarząd, składający sięz konsula, kasztelana i kapitana portu.
Wkrótce
też Włosi urządziliw tym
mieście oddzielną djecezję katolickąz hiskupem na czele.
W roku
1475 Bałakławę spotkałlos wszystkich kolonji ge11ue11skich na Krymie -
przeszłypod
władzęTurków.
Wkotku XVI wieku Broniewski
rnalazł jużtylko ruiny fortecy
Bałakławskiej.Po kilku dniach pobytu
w Bałakławie, wyruszyłemdalej, do Bajdar.
Droga coraz
więcejzaczyna
skręcaćw góry, a
pejzaż-
nabieraćmalowni-
czości.
- 21 -
\ \
\Nareszcie, przesadziwszy
ła11euch dośćwysokich gór,
wjeżdżamy w dolinę Bajdarską, okolonąze wszech stron górami. Przecinamy
ją całąw poprzek i, prze- jechawszy potok górski, zaczynamy powoli
podnosić się wzwyż, śródlasów, pokry-
wających gęsto
te wzgórza. Horyzont siG rozszerza coraz
więcej- w
stronęBaj- dar. ..
,, ... Lasy, doliny,
głazy,w kolei,
w natłoku,,U nóg mych
płyn,!,gin,! jak fale potoku;
,,ChcG
odurzyć się, upićtym wirem obrazów ... "
Widok z wrót Bajd:irskich.
To w jedne!
stronę,a w drug,! -
gęsta ścianalasów,
idącychw gór~, zmusza
zapomnieć podróżnika
(a kto jedzie poraz pierwszy, to nawet nic podejrzewa),
że
morze tak blizko,
żejeszcze pól godziny, a panorama
wpełnie sięzmirni ...
Wjeżdżamy,
nareszcie, na szczyt drogi i zatrzyrnujemy
sięobok niewielkiej stacji pocztowej.
Podróżniwyskakuj,! z powow - jeszcze
kilkanaściekroków do wrót Bajdarskich - i turysta staje oczarowany
wspaniałąpanora111c1, rozta-
czajQCć! się
u jego stóp.
Wbezmiary przestrzeni
rozciąga sięmorze
hlękit11c,Jinja horyzontu leciwie widzialna
wmgle oddalenia. Na lewo góry,
skały,lasy i
wąwozy- 22 -
brzegu
południowego, śródktórych, coraz
niżej,w ogromnych zwojach, bielejL dalsza nasza droga.
Słynnym,
jak na Rhigi, jest wschód
sł01kaw Bajdarach, na który
turyścispecjalnie
siętu zatrzymuj,! w dwóch
małychhotelikach, drogich i niewygodnych , lecz przytulonych do samych wrót Bajdarskich.
Ściany, słupy,
balkony
SćJsumiennie zapisane nazwiskami turystów, uwic- czniaj~cych tu swój pobyt. Naiwna to moda,
znamionująca próżność,niemniej przeto
działa zarażaj,1co,ho, odczytawszy tyle nazwisk i dat
(dużo znalazłemi pol- skich), w
człowiekubudzi siG
naśladowca.Mnie to tern
łatwiej skusiło, że,maluj,~c tu stuclja do sonetu
XIV, miałempod
ręlqpendzel i
paletęz resztkami farb.
Co do wschodu
słoikaw Bajdarach
muszę uprzedzićjednak niewtajemni-
Kikineiz.
czonych turystów, aby nie
sprawdziłasi~ 11a nich cytata
złośliwegowierszyka Odyt'1ca
(jeślisi~ nie
mylę):,, ... Zehrali
sięraz na Rygi,
,,I nic zobaczyli nic-oprócz ... figi ... "
Tylko
w późnejjesieni i
wzimie kula
słonecznapodnosi
sięz za morza.
W lecie
zaśsam wschód
sł011eazakrywaj,! góry -
więcwidok o wiele jest mniej
nu łowniczy.
O
osiemnaściewiorst od Bajdar,
leżyKikinciz,
dokąd przeniosłem się1m kilku dniach pobytu w Bajdarach. Ze stacji
dyliża11sów,gdzie
się zatrzymałem, zrobiłem wycieczkęw góry, aby
znaleźć„Eski-Bohaz", stare
przejście, dziśzapom- niane z doliny Bajdarskicj na hrzeg
południowy,a
którędy musiał przejechać- 23 -
\ \
\I
\ I
nasz wieszcz, bo wrót Bajdarskich jeszcze nie
było;zbudowano je wacrnie pó-
źniej,
w r. 1848.
Poszedłem
bez przewodnika,
zabłc1dziłemz pocz,1tku i tylko po bardzo for- sownym marszu,
udałomi
się odnaleźćowo
przejściei
porobićodpowiedne notatki.
Po Kikineiz
przejechałem,nie
zatrzymując się:Simeiz, Myschor, Koreiz, Aj-Tedor,
Oreandę, Liwadję, Jałtę,gdzie
wypadłmi nocleg. Z
Jałty,po uko1iczeniu odpowiednich notatek w Kikineiz,
pojechałemdo Gurzutu, za którym wznosi
sięogromny- Aju-Dah.
Jest to oddzielna
zupełniegóra, bardzo daleko
wysuniętaw morze, tak,
że podróżnik, płynącna statku,
długowidzi
sylwetkęAju-Dahu. Forma góry bardzo -Oryginalna, bo przypomina
niedźwiedzia,który
łapyprzednie i
głowę zapuściłAluszta z rana.
w wodę. Ztąd też
nazwa Aju-Dall, albo
Niedźwiedzia-góra.Co prawda, to
Włosi dopatrują siępodobi e11stwa do wi
elbł,1dai
nazywają tę górę- ,,Cameli o".
Po Gurzufie
dotarłemdo
Ałuszty,gdzie
zatrzymałem się dłużej.Aluszta -
starożytnyAluston - z resztkami dawnej fortecy, w postaci dvvu
wież, dominującychnad miastem, rozrzucone111 na wzgórzu, które
okrążajądwie
rzeczułki: Demcrdży- z
północno-wscliodniejstrony, i
Ułu-Uzei'1czy Mes- sarli - z
południowo-zachodniej.Wzgórze, na którcm
leżymiasto,
łagodnie zniża siędo pierwszej
rzeczułkii bardzo stromo-do drugiej.
Forteca zbudowana
byłaprzez cesarza Justyniana I, slowianina z pocho- dzenia i
słynnegoprawodawcy w VI w. po Nar. Cllr.
Położenie Ałuszty
bardzo malownicze --
głównie swoją większ<!przestrzeni,!.
Bo góry tu
odchodząnieco dalej od brzegu,
otaczając półkolem dolinę.A góry te
Sć!- 24 -
największe
w calem
ła11cuclm Jajły;oto
najwyższyCzatyrdah, dochodz,1cy do piGciu
tysięcystóp, broni
Ałusztyod
północo-wschodu, Demerdży-drugagóra po Czatyrdahu co do
wysokości- broni od
północy, groźnyBahuhan-od zachodu, a Kastell-zamyka
półkoleod strony
południowej.Na wschodzie
zaśozdabia
Ałusztę
górzysta lin ja brzegu,
prześlicznaw barwie i formie i
ginącaw niezmiernej
odległości.
Jeszcze nie tak dawno Aluszta
była małą wioską tatarską,w której nie
byłohotelów, a przyjezdni byli rzadkimi
gośćmi. Dziś-tomiasto,
ściślezabudowane i coraz
więcej się zabudowywujące.Pod tym
względem, oczywiście,wielce
sięzmieniło
od czasu pobytu tutaj naszego poety.
Czatyrdach.
Zwiedziłem więc
wszystkie miejsca opiewane przez wieszcza, a z
podróżytej z „sonetami" w
ręku, jednądla siebie jeszcze
wywiozłem korzyść:oto nauczy-
łem się
te przepyszne sonety wi~cej
cenići
podziwiaćnadwyczajn,!
plastykęi tre-
ściwośćw
każdymfrazesie, w
każdym słowie,oraz
ogromną wrażliwośćkolorysty-
czną. Przekonałem się, żeMickiewicz
byłistotnie w utworach swoich poetycznych nadzwyczaj
wrażliwymkoloryst,1.
Rzeczywiście,we wszystkiem, co poeta
opisywał, czućhylo,
żewidzi rzeczy ogromnie plastycznie i nadzwyczaj wiernie dostrzega nictylko barwy lokalne przedmiotu, lecz i najsubtelniejsze przemiany i odcienia kolorów pod
wpływemz111ieniaj,1cego
się oświetlenia,vnajcmncgo reflcksowania s i~ i dopclniania w stosunkach harmonijnych. ,,Tern bielsze,
żeodbite od ciemnej
- 25 -
\
\ \
\
zieleni topoli" - pisze on w „Panu Tadeuszu", czynic!C jak malarz, który tendencyjnie wzmacnia tony
ciemne,ażeby osiągnąć więcejblasku w tonach jasnych.
Wizje jego wzrokowe
sązawsze
zupełniezdecydowc1ne i
wyrażone giętkiem,po-
słusznem słowem
tak
dokładnie, iżz
całą ścisłością mogą być przełożonena
językbarw i kszt1ltów rnaterjalnych.
Cośpodobnego niezmiernie rzadko da
się uczynićwobec koncepcji innych poetów,
choćbytej miary, co
Słowacki.,,Błyszczą
w haremie niebios wieczne gwiazd kaga11ce,
„Śród
nich na szafirowym
żeglujeprzestworze ,,Jeden
obłok,jak senny
łabędźna jeziorze,
,,Pierś
ma
białą,a
złotem11rnlowane kra(1cc."
Artysta-malarz, uchwyciwszy na
płótniez natury widok „Bachczcsaraju
wnocy", ma
jużgotowy
całynastrój i
przemijającyefekt nieba,
wyrażonyprze- dziwnie w tych czterecl, wicrsz2.ch. Pozostaje mu je tylko
przetłómaczyćna
językmalarski
dosłownie, ażeby powtórzyć całkowicieto, co poeta
widziałi
czuł osobiście.W
Ałuszcie uko11czyłemswoje studja
cło przyszłychmoich obrazów na te- mat „Sonetów Krymskich".
Gdy
wrażenia skrystalizowały się, wsiadłemna statek, który
zawiózłmnie z powrotem do Odesy.
- 2G -
Podróż na wyspy Lofodeńskie.
- - , . o raz pierwszy
!ff)
wiedzaJąc P ·· byłem.
,li
")I •d NorwegJi,
C'IJ fJor Y tą mglistą
~ zachwyca~~ , i wprost . Wik1ngow
kramą , te zim- . dalej poznac , .
tęskrnlem, e naa1e . zatoki mors aby . kie
zich sme-
Svolvaer.
n '.
,C,w dolinach. .
. 1dami ludzk1e1111 'na i przygniataiąca,
. pne1111
OSctężna, groz · adz1
C, erami ' posę . tatyczna, po n powietrzem,
_b_giem, glecz Ciągnęła
mm .. e ta natura maJ~s , cudownem, czys_te, 'dnak pełną p1ers1ą ludnieniem miast, pe lnych zgmhzny .
. ddycha Je . . ta prze k
,:dzi e
SIę o środkowa, z je J _c, asno ~ i esko ,lczeni e dale ą....
I •echać, aby wy-
s tara Europa , c· wydaje się tak . Linowe postanow1l~n Jł peJ·zażu Nor-
. · · fizyczn J, k Io bieg e pery ,
moralneJ
Ina północ, za o , wysp Lofodenu, ow I śniegiem, ktore,
Tam - , ·, ko hen,larz ma
c 'wspaniałą grupę! k. stryc
1szczytów, zasypa~yctc1l1łani
·morskiej.
1
meJ o
studjowac, Jd nać te set i o ł niają się z c1e1 , e olbrzymiem
.. Cl i alem poz ,
1ba wy a . I na oceam r
wcgJI.
b,c , t· stycznego wie ory .' sp rozci,1g111ętyc
1ko11cem łuku zb 1-
lans a . śc1u wy. ' , J·ectnym O't-
jak zę y kladają się z sze. . . kilometrow, a .... West-Vaagen, .' Lofodeny s . tu 11ięćdz1es1ęc1u
Iysp·
I)Wore, się do rnch
trzem s tyc
1w • · . dplywa .
półkolem na przesNorwegii. Oto nazw:es i Lango. Kiedy )poz oddalenia wydaje!
.. J·;l się do lądu . . ksza) Moskae . kawal morza '
za ~ .
d(n<1Jw1ę · ' . (a raczei . .
Va a gen, Hm o zero ki Wes tf J ord, 1e. ski m wygi ąd21 e...
irzez Fi ni and J ę
okn;tami przez s_ y111 potęzn ła11euchem dl o alJ _J nu za '· czać od Petcrsburgda .. - po roz ! ·y na północ . ...
się jednym,,. . Lofodeny wypa o, t punktem wyisc,~ agonach koh~Jo-
Podroz
IM .który Jes ie s1e w w . Hcl-
TrontheJmu, k nad duszen - . zdę koleią do .
. Szwecję
do ,podróż mors ~ . drog-i przez Ja
naNewie, 1
. c zawsze . skrocema · - p ,tcrsburgu,
IPrze1wsz4 . skorzystaten_ , , z niejakiego ,.. a wprost ws " iadlem (d ielo znanego w e inżyniera po -
wych, nie t 11·cy Fllllanc,J1,
I·cwskiego
z. _ s o
Niko aJ
sino-torsu
(>1
nostu "
, ;:, I
nncg
niedaleko s Y ' _
29 -\
skiego Kierbedzia), do zgrabnego,
choćniewielkiego statku finlandzkiego ,,Ve- ga", który
miał mię zawieśćdo Stokholmu ...
Po ostatni em
gwizdnięciusyreny
okrętowej, odbiliśmyod
prżystanii posu-
waliśmy się
wolno
środkiem głębokiejNewy.
Mijaliśmydoki z wojennymi
okrętami,
budującymi sięw nich, lub prawic gotowymi,
stojącyminieopodal na ko- twicach. Rzeka coraz
więcej się rozszerzała, przechodzączwolna w
zatokęmor-
ską.
Brze!:;i Finlandyi
oddalały siębzirdziej na prawo, nareszcie
znikłyprawie
zupełnie
z horyzontu.
Wkrótce
przeplywaliś111y tużobok kamicnnycll 111urów fortecy Kronszt1dz- kiej. Naprzeciwko
stało dużo okrętówwojennych morskich.
Międzynimi zgra- hnie
kołysały sięna falach wane Cesarskie jachty „Sztandar" i „Gwiazda Po- larna"... Lecz i to rniklo,
byliśmyw
pośrodkuzatoki Fi(1skiej, co
się zćlraz dało uczuwać większe111 kołysaniem okrętuprzez noc cal,!, Nad ranem dohi-
liśmy
do Helsingfors'u, stolicy Finlandyi.
Miałem parę
godzin czcisu, które
spędziIem na zwiedzaniu miasta.
Wszędzieczuje
się zupełnieinna,
odrębna,i stara kultura - inny
świat.Lud
oświecony,pracowity, zabiegliwy,
zboże rośnietam nieraz literal- nie na kamieniach,
więcprzy takiej
wytrwałościi dohrohyt znaczny. Finland- czycy sami sobie
zawdzięczająten dobrobyt, bo natura jest dla nich
macochą..
Po zwiedzeniu miasta,
wyszedłemjeszcze na wzgórze
okołoportu, aby
objąć
wzrokiem ogóln,!
panoramęgrodu i morza, z grupami granitowych, sza- rych wysepek,
rozsiadłych wszędziena horyzoncie. Wysepki te -
S,!to tak zwa- ne „szchery",
śródktórych bezustannie
odtąd przepływałnasz statek. Te nagie, granitowe
skałyS,! niezamieszkane; na niektórych tylko wic.;kszych, pokrytych przynajmniej w
częścilasem sosnowym,
dawała się widziećod czasu do czasu
śród
drzew, gontowa chata osadnika. Czasem
cieśnina byłatak w,gka,
iżzda-
wało się, że podróż
odbywa
sięw
jakimś dużymparku z
kanałami...
Lawirując ciągle dohiliśmy
do „Gango", niewielkiej
mieściny, słynnejje- dnak ze swych
kąpielimorskich i
ożywionejw lecie z tego powodu przez licrnc!
rzeszę
letników.
Tu na
pokładstatku
wsiadłokilkunastu
członków:,,Salvation ar111y''- Ar111ii Zbawieni8, z
którą później często spotykałem sięw
różnychstronach Europy. Jedynie do Rosyi
wstępim jest wzhroniony. Oficerowie, kobiety i
mężczyźni,
o
różnychrang2ch, jak i
prości żołnierze, śpicwciliprawie przez noc
całąrozmaite psalmy i pieśni nabożne.
Kobiety
rozdawały podróżnymswoje wydawnictwa, zaczynaj;:!ce
siGpra- wie zawsze stereotypowo tak: ,,jeszcze jedna dusza wydarta czartu'', - i opis jak
sięto
stało.Hałaśliwa
ta armia, pod dzielnym swym
jenerałem„BootlJ'em", zatacza jednak coraz szersze
kołapo
całejkuli ziemskiej. Podobno,
że członkowietej sekty
robią dużodobrych uczynków,
wciągającw szeregi swoje ostatnich
nędzarzy,opuszczonych, zapomnianych ...
- 30 -
W kilka godzin po
\rypłynięciuz „Gango"
zawinęliśmyjeszcze do Abo- dawnej stolicy Finlandji. Liczba wysepek jakby
się zmniejszyła,a raczej, sta- tek
zmienił kierunek-dość, żeprzez noc
całą dawało się ucrnwc1ćmocne
kołysanie okrętu. Przecinaliśmy zatokęFi
11skąi nad ranem,
okołogodzi ny
dziesiątej, wpłynęliśmy
do portu stolicy Szwecyi - Stokholmu.
Jużwjazd sam, gdzie najprzód,
spotykają
parowiec
ładnewille
przybrzeżne,porozrzucane 1112lowniczo po obu stronach zatoki, przychylnie usposabia widza. Gdy
zaśstatek przybije
cłoprzy- stani,
położonejobok
wspaniałego p,1łacukrólewskiego, widz jest oczarowL\ny
piQkną
panoram,!. Dalsze zwiedzenie miasta i jego podmiejskicl1,
pięknychp;ir- ków, jak „Djurgardcn" i innych, utrwala te dodatnie
wrażenia. Jeżeliwezmiemy jeszcze pod
uwagę obfitośćwody, a z tego powodu i
łatwośćwszelkiej komunikacyi, nic omylimy si~,
jeśliStokl10lm nazwiemy prawclziw,! Wcnecjq
Północy.Klimat Szwecji jest widocrnic bardzo zdrowy.
Zaimponowałmi
wyjątkowo czerstwy
wyglądrnieszk1i'1cóvv pólnornej Palmiry -
wszędziernniiane, zdro- we twarze, co po zielonej cerze 111icszka11ców sL1siednicgo Petersburga, oddalo- 11eg-o tylko o
szerokośćzcltoki Botnickiej, tern wiQkszy stan<Jwi kontn1st...
Korzystając
z mego pobytu w Skandynawji,
zwiedzałem również szkołyludowe i
śrcdi~ie zakł0dynaukowe, doskonale prowadzone i urzc!dzon~. Stwier- dzi km fakt,
iżmylne jest, tak u nas rozpowszechnione zdani r, jc--:koby niemi ee- kie uczelnie
byłynajlepsze,
wludowych specjalnie, stanowczo nad Niemcami góruje Skandynawja.
Stamtć!cl przecieżi do nas
przywędrowały:,,Slojd" - tak modny teraz-gimnastyka szwedzka i t. d.
Po krótkim pobycie w stolicy Szwecji,
opuściłem pięknemia~to,
wsiadajączrana na
pociągdo Trondhcjmu.
Droga na
północ,przez
Upsalę, słynnąze swojego uniwersytetu, i dale.i przez
całąprawie
Szwecję,trwa blizko
trzydzieścigodzin.
Przejeżdżaliśmyprzez liczne górskie, bystre rzeki,
tworzącewodospady. ..
Wszędzie
lasy
jodłowe,a im dalej na
północ,tern
piękniejsze.Zdrowy,
orzeźwiaj,!CY
zap2c1I
żywicycwje
sięw
świeżemgórskiem powictrw,
gdyż ciro-ga stopniowo podnosi
się, ażnareszcie poci,!g
wjeżdżana
pła':kowzgórzeSkandy- nawji. Tu,
wzdużlinii kolejowej,
ciągną siękilometrami zagrody i korytarze, sklecone z belek i desek, jako ochrona
pociągówod zasp
śnieżnych...W oddali
błysnęły
szczyty Norwegii, pokryte wiecznymi
śniegami.Wkrótce, na malej sta- cji pogranicznej, przesiadamy
siędo wagonu norweskiego. Droga
skręca stć!dcoraz
niżej, z111ilnającdo zatoki Trondhejmskiej.
Miasto Trondl1ejm (w wymowie
duńskiejTrontejem),
największew tej
częsc1
Norwcgji - dawn,1 jej stolicc1,
leżyswobodnie przy obszernym fjordzie, ohramow,rnym niskiemi górami... Koronacja królów norwegskich odbywa
sięi obecnie w tern
mieście,które przez to nic
utraciłoswego dawnego znaczenia.
Ulice,
położone wyjątkowonie na skale, lecz naniesionej przez morze ziemi,
sąszerokie i
krzyżują sięregularnie.
Nadawałobyto miastu ogólne
wrażeniemono- tonji i nudy, - gdyby nie
ratowałasytuacji
wspaniała,starodawna
świątynia.- 31 -
Widz jest zdziwiony,
iżna tak dalekiej
północyznajduje
śladystarodawnej, wy-- sokiej kultury, w postaci tej
imponującejkatedry, której powstanie
sięgaXI wieku ery
chrześcija11skiej. Szczegółyjej,
główniena
zewnętrznejstronie, Sc!
dość
niezgrabne,
wnętrzejednak robi
potężnei nad wyraz artystyczne
wrażenie.Gdy zostanie ukoóczonem odnowienie obszernego gmachu, który
poczęści leżyw ruinach od lat kilkuset, to ujrzymy przed
sobą jednęz najciekawszych budowli
świata-prawdziwie
historyczny gmach,
pełen nierównościi zmian stylowych, ale wielki w zarysach i
sprawiającymajestatyczne
wrażenie.Hestaurowanie katedry prowadzone jest bardzo
umiejętnie, dzięki głównemubudowniczemu, który po-
święcił dziełu
temu
całe życie...
już
pierwszy wieczór w Trondhejmie
dałmi przedsmak
piękności północnych krain.
Zawędrowałem okołoósmej wieczorem na stok
wyniosłegowzgórza,
porośniętego
krzakami.
Ponieważ zgubiłem właściwą ścieżkę, piąłem sięna prze-
łaj
pod
górę. Sło11ce paliłojak u nc1s o czwartej i owady
prześladowałymnie
aż·do
wyżyn.Gdym
dosięgnął wierzchołkaGraakolen, najcudniejszy krajobraz roz-
postarł się przedemną
w
różanem świetlewieczoru. Nieprzejrzanie daleko roz-
ciągają się
na wszystkie strony grzbiety skandynawskich
płaskowzgórzy, ażdo po- krytych
obłokami wierzchołkówDoorcfjeld i Nordmores. Trondhejmfjord uka-
zywał się
w prawdziwie
włoskimkolorycie,
różowym, błękitnymi fioletowym jak
pejzażnad morzem
Śródziemnem... Okna domów miasta
jaśniały rzędami,w odblasku nizko
leżącego słof1ca.Gdym
wracał okołojedenastej wieczorem do hotelu,
gorejącatarcza
słoneczna jakby
stanęła właśniepo drugiej stronie fjordu, nad nizkimi pagórkami,
otaczającymi
horyzont.
Przysta{1
roiła sięod
łodzi; długojeszcze ulice miasta nic
uspokoiły się.Zmroku ani
śladu! Byłemw kraju
północnego słoi'1ca!l...
Następnego południa
parowiec nasz
opuściłprzysta1i. Droga przez te pierwsze
dwanaściegodzin nie jest szczególnie zajmuj,!ca. Prowadzi
wciąż między
wyższemii
niższcmiwyspami; na prawo
ciągną sięniedaleko góry
lądowe.Niepodobna jednak
ściśle określić,czy widzi3ne zarysy
należ,!do wysp, czy
teżdo
stałego lądu. Częstojedzie
sięprzez
wąziutkie cieśniny,ostre
zakręty,lecz za to w spokojnej wodzie.
Te tysi,!ce
okrągłych,polerowanych od strony
stałego lądu, skąpobar- dzo
zarośniętychwysepek bronic! brzegi Skandynawji od udcrzef1 fal oceanowych.
A i
podróżmorska z tego powodu jest
przyjemną, gdyżwszyscy zabezpieczeni
sąod
niemiłejchoroby morskiej. Na
całejprzestrzeni
długiego półwyspuSkan- dynawii szereg tyc!1 skalistych wysepek przerywa
sięzaledwie w czterech miej- scach, gdzie ocean
wtargnął szerszą płachtąi daje si~
uczuwać.Parowiec zatrzymuje
sięna wielu stacjach,
chociażludzkie mieszkania rzadko
sątu widoczne. Stacje te,
częstokroćukryte
w wąziutkich,cichych
zagłębiach,
składają sięz
małychgrup, jaskrawo czerwonych,
żółtolub
białopo- malowanych domków.
- 32 -
Następnego
ranka
znajdowaliśmy sięw
cieśninachNamsostjordu.
Gęstezadrzewienie
pochyłości ukazywałodal wysokiego jeziora, do którego
zbliżyliśmy siędopiero po kilku godzinach.
Formy krajobrazu
zaczęły nabieraćstopniowo
wielkościi
śmiałości.W czystem powietrzu
zjawiają siędalekie góry i wyspy z ostrymi zarysa- mi i głębokim bł~kitem ni~ha - zupełnie „helle11skim", spotęgowanym, zapewne przez kontrast z
olśniewajć!cymi śniegamilodowców. Skwaru jednak
południaw tym
głębokiem błękicie
nieba nie odczuwa
sięi na tern polega
różnica...Pojedy11eze
Słońce północne.
góry
tużprzy morzu
dochodządo
tysiącametrów
wysokości,czyli trzech i póf tysi,!ca stóp.
Wierzchołkiicl!
sąnagie; u stóp
zaś rozciąga sięplaski zwykle pas ziemi,
paręsetmetrów szeroki i na jakie
dwadzieściametrów wwiesiony ponad
powierzchnię
wody. Do tego samego poziomu
należć!wszystkie niezliczone
płaskie wyspy. Na niektórych
środekpodnosi
się. Całośćprzybiera szczególny
kształt pływającegona wodzie kapelusza.
Płaszczyznata u brzegów
powstałabczwcJt- pienia skutkiem
późniejszegopodniesienia
sięI::!du.
Siłypodziemne
dźwigająpodohno powoli w gón~
cały półwysepskandynawski. Na tym
nadbrzeżnympa- sie
leż<!wszelkie ludzkie siedziby,
powstał teżw ten sposób
gęstyszereg nizkicl1
- 33 -
\
wysp, poza którym
płyną okręty.Bez tego brzeg Norwegii
byłby niedostępnym,skalistym
wałem...
Ruch jest tu nie
mały. Spotykaliśmyliczne, po
staroświeckuzbudowane,
okręty,
z wysokim, ostrym dziobem, jak owa
łódźWikinga w CIJrystjanii, - z wy- sokim masztem i niepomiernie
dużym, czworokątnym żaglem. Płynąone pod wiatr z wielk<!
szybkością.W Folkum
odbywał się właśnietarg. Rybacy
wyciągnęli
swoje
łodziena
ląd, rozpięlinad niemi
żagieljak dach namiotu i koczo- wali tam z
rodziną...
Ku wieczorowi
wzrosłaznacznie
piękność pejzażu. Wjechaliśmyobok ja- skrawo czerwonego Rodi do
cieśniny międzydwiema wiclkiemi i wysokiemi wy- spami „Alsteno i „Dyjnaso".
Na „Alsteno"
wznoszą się słynne„Siedem Sióstr" -
ła11cuchgór z sie- dmiu osamotnionemi,
potężnemi,skalistemi
głowami, sięgaj,!cemi wysokościoko-
ło
trzech
tysięcystóp. Statek
długo płynieobok tych dziwacznych skal. Wi-
• dok niezmiernie oryginalny;
główniejednak
oświetleniepodnosi tu urok krajo- brazu. Dopiero teraz poraz pierwszy
zachwycałem się północną, czarodziejską, jaśniejc1cą nocą.Aż
do godziny
dziewiątejblizko, lub
dłużejnawet, panuje jasny,
zwykłydziet'1
słoneczny,niczem nie
odróżniający sięod naszego.
Ale oto
słoi'1ce rniża sięku horyzontowi. Cienie
wydłużajc!si\'..
Ohłoczki szybującena niebie zabarwiaj,!
sięna czerwono, jak
równieżi
wierzchołkigór.
Niziny
pogrążają sięstopniowo w cienie, a
takżei powierzchnia morza w miej- scach
przysłoniętych.Na otwartych
zaś płaszczyznachmorza zjawiaj,!
się długie, złotei miedziano-czerwone refleksy,
biegnące ażdo horyzontu, gdzie stoi
sło11ee,jak
gorejąca,bezpromienna kula,
między świceącemi,bardzo dalckicmi, przejrzyste- mi smugami
obłoków.Na pierwszych planach
odpowiadająmiedzianym refleksom po stronie cienistej fal najcudniejsze, ciemno-zielone, niebieskie,
gł~bokofioletowe barwy,
tworzącez tamtemi niezrównany kontrast.
Kotliny „Siedmiu Sióstr",
porosłekrzewami,
wydawały sięprawie czarne,-
głowy skał zaś-gorejąco-czerwone.
Pawi ctrze
stawało sięcoraz
chłodniejszcm. Maj es ta tycrna cisza zapanowa-
ła
w naturze. Czerwic11
sło11eagoreje, nic zgaszona na
wierzchołkachgór.
Wokołojasno jJk w dzie1'i. Parowiec mknie niestrudzony po cichej fali, - przez noc, która nie jest
nocą...
Nikt nie
myślio spaniu.
Podróżnipodziwiaj,! przez
długiegodziny w mil- czeniu
tę symfonjębarw,
odhijającą sięna niebie i na wodzie.
A czar ten podnoszL! majestatyczne, dumne
kształtygór i wysp.
O samej
północy,gdy
słor'1cestoi
najniżej,tylko szczególniej wysoko ster-
czące wierzchołki różowicj,1.
Zarysy
północno położonychwysp
stojączarne, tu i owdzie
jaśniejącczerwonawo na tle
złotegonieba. Ciemno
wznoszą sięsylwetki
przepływających żaglowców
z powierzchni
zwierciadłamorskiego ...
- 34 -
Około
godziny pierwszej
światłoznacznie
się powiększa.Blada czerw1e11 na górach przemienia
sięznowu w jasne
złoto.O drugiej
błyszczą jużpierwsze silne promienic slo{1ca, wznosz,!cego
sięcoraz
wyżejponad gromady gór. .. By-
ła
to noc,
iścieczarodziejska! ...
O szóstej z rana
okręt płynąłna
wysokościolbrzymiego lodowca „Svar- ti zen". Rozlegle to, jak oko
sięgnie, śnieżne płaskowzgórze. Pomiędzy wyniosłościami
widzi
się językilodowe, ko11eami
liżące powierzchnięmorza.
Niestety, statek tu
sięnie
zatrzymywał,lecz
mknąłdalej, i
długo, długoje- szcze
błyszczałw slo1icu
potężnylodowiec.
W
południc znależliśmy sięw Bodo - ruchliwym porcie,
głównymw
pół-110c1H:j prowincji. Mieszka11ców miasto to liczy z
górątrzy
tysiące...
W porcie
stałokilka parowców i
dużo żaglowychstatków.
Niedaleko Bodo wznosi
sięwyspa Landegade - w dzikich, o „alpejskich"
kształtach
gór. Widzimy
odtądnowy
żywiołkrajobrazu: ostre
zęby północnychgór granitowych. Siedem Sióstr
mająjeszcze charakter norweski:
sąto
tępe,ma- sywne tworzywa górskie,
noszące wyraźne ślady działanialodowców ...
Jużna Svartizen widzi
siękilka ostrych iglic, które
należądo innej fomacji.
Odtądrys ten zaznacza
sięcoraz
wyraźniej.Jeszcze wszystkie góry
sądo polowy
zaokrąglone i
wygładzone,nad niemi jednak
podnoszą się zębyi mury
zupełnieostrych i kan- ciastych
kształtów, świeższegopochodzenia. Wyniesienie ich
bezpośrednioz mo- rza nadaje im charakter dziki i ostry,
zupełnie odrębny...
Około
Landegade - oryginalnej wysepki z
górąw postaci ~ycerza na ko-
niu,-okręt
przechodzi przez
„kołoarktyczne" (66 st. póln. szer.) i
wypływana szeroki Westfjord. Nie jest to fjord w
zwykłemznaczeniu, lecz
trójkątnazatoka morska, prawie na sto kilometrów szeroka; ma sto
trzydzieścikm.
długości;na
południo-zachodzie
otwarta, ograniczona
zaśod wschodu przez
ląd stały,- z
północo- zachodu zamyka
łańcuchwysp Lofodei'1skich, zatoczonych
półkolem na sto
pięćdziesiątkilometrów.
Brzegi
stałego lądu zarysowują sięjako
zębate,po
części zlodowaciałegóry, nad któremi
górujądzikie szczyty Lofodcnów.
Ponieważoba
łaricuchygór- skie
schodzą sięze
sobąna
północy, więcej niżtrzy
ćwiercihoryzontu jest oko- lo11c wici'1ccm iglic i turni. Widok to niezrównany w swej
odrębności.Lofodeny zdalcka
tworzą,jak
sięzdaje, zwarty laflcuch; gdy
sięjednak
wstępujew Wcst- fjorcl i
zbliża siędo nich,
zarysowują się zupełnieosamotnione sylwetki
najwyższych szczytów wysp.
Zdała, wynurzające sięz
błyszczącejtoni morskiej, igli- ce te
wygl::!dająjak
zęby jakiegośfantastycznego wieloryba ...
Dzieri
był piękny, ciepły,bez chmur i
podróżprzez Westfjord
mieliśmy doskonałą.z powrotem
byłoinaczej -
trafiłemna
słynne mgły, częstotu
panujące.Stojąc
na
pokładziestatku, palców
własnej, wyciągniętej rękinie
widziałem.Wszystko
tonęłow
jakimśsubtelnym, mlecznym oparze,
zapełniającym całąprzcstrzet'1. Parowiec,
ciągle dzwoniąci
gwiżdżąc, posuwał siępowoli, na
oślep.- 35 -
\
\ \
Takie
mgły,tu
zresztą dość częste,niezmiernie
utrudniają żeglugęi ogromnie
podnoszą niebezpieczeństwo
morskiej
podróży.Lecz w
tamtą stronę- jak
powiedziałem
- pogoda bardzo nam
sprzyjała.Dopiero jednak
późnowieczo- rem,
około dziesiątej,gdy jasny
dzień ustąpiłjasnej nocy,
zbliżyliśmy siędo Svol- var -
najważniejszejstacji parowców na wyspach Lofoder1skich.
W
głęboki 111cieni u
stałyni
edostępnc ścianySvol varjuret, który bezpo-
średnio
wznosi
sięnad miasteczkiem na
parę tysięcystóp wysoko.
WierzchołkiSvolvarjuret
oświecone były światelm północnego słońca. Uroczystośćnastroju
Svolvacr - Lofodcn.
była d
0ziś podniesion,! jeszcze przez naboże11stwo, zaimprowizowane na tylnym
pokładzie. Podróżni
na
okręciebyli prawie wszyscy Norwcgczykami. Tamtejsze- mu pastorowi
było więcbardzo
łatwow tern otoczeniu i w tych warunkach,
skierować
serca
słuchaczydo odcwcia majestatu natury.
Poważniei z namaszcze- niem
rozbrzmiewałhymn
kościelnynad
gładk,!jak lustro
tonią...
Później dały się słyszećprzejmujL!CC norweskie
pieśninarodowe ...
Svolvaer
składasi~ z setki kolorowych domków, rozproszonych na przy-
brzeżnych skałach.
Droga wodna w ten sposób tworzy najkrótsze
połączeniepo- jedyr1czych grup.
- 36 -
Z komfortem
urządzonyhotel
usunąłnatychmiast wszelkie
pojęciao nie-
gościnności
„krainy polarnej'".
Nie
tracącczasu, o godzinie jedenastej w nocy
wybrałem sięna spacer.
Nikt w
mieścieo
śnicnie
myślał- nawet
małedzieci
bawiły sięjeszcze przed drzwiami domów ...
Pierwsza wycieczka jednak niezbyt
się powiodła. Pokazało sięzaraz,
żena Lofodenach
można jeździćtylko
wodą.Poza ostatnimi domami
natrafiłemna
mokradła,
bagna w nizinach
śród skał,tak,
żedopiero dobrze po
północyznu-
żony, rnalazłem drogę powrotną.
Teraz drzwi domów
były jużpozamykane,
==-- - -
--·-=- --=
---'-==--
Vaage-Kollen.
a
białefiranki, poza czy- sto wymytemi ramami okien, pozapuszczane. Go- dzinami jednak
rozlegał się śpiewz lodzi, co
siętam na morw
kołysały,a krzyk mew nie milki przez noc
całą.Nazajutrz
postanowiłem wejśćna Svolvarjuret, - co nic przedstawia
większych
trudności, chociażniema tu najmniejszego
śladu wytkniętejdrogi.
Przez bujne trawy i po bardzo spadzistej
pochyłości, zarośniętejbrzózkami,
dosięga sięszczytu, po tylnem zboczu góry; przedni stok,
spadającyw morze, wydaje
się niedostępny.Szczyty okryte hyly
bogatąpodalpcjsk,!
roślinnością,a wszystko
byłoteraz,-w lipcu-w
pełnymrozkwicie.
Widok
stąd wspaniałyna
najbliższyfjord i na wysokie gó!Y Raftsunud;
ale jeszcze
piękniejsząjest panorama z
wierzchołka.- 37 -