• Nie Znaleziono Wyników

93® PRZYRODNIKÓW PISMO PRZYRODNICZE1*4.ORGAN POLSKIEGO WSZECHŚWIAT

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "93® PRZYRODNIKÓW PISMO PRZYRODNICZE1*4.ORGAN POLSKIEGO WSZECHŚWIAT"

Copied!
35
0
0

Pełen tekst

(1)

Opłata pocztowa u i s z c z o n a

WSZECHŚWIAT

PISMO PRZYRODNICZE 1* 4 .

ORGAN POLSKIEGO

to w arzystw a

PRZYRODNIKÓW

IM . M. KOPERNIKA

...

T R E Ś Ć Z E S Z Y T U :

B o 1 e s ł a w S k a r ż y ń s k i . E n e r g e t y k a sportu.

J a n D e m b o w s k i . Z a s a d a postaci w biologji w s p ó łc z esn e j.

Z b i g n i e w S u j k o w s k i . K o p al ne głęb ie o c ea nic zn e . K r on ik a na ukowa. K r y ty ka .

R u c h n a u k o w y w P olsce. Miscellanea.

19 3 ®

(2)

W szystkie przyczynki do ,, W szech św iata” są honorowane w wysokości 15 gr. od wiersza.

P P . Autorzy m ogą otrzym yw ać odbitki swoich przyczynków po cenie kosztu. Ż ą d a n ą liczbą odbitek n ależy podać jednocześnie z rękopisem.

R e d a k c j a odpow iada z a poprawny druk tylko tych przyczynków, które zo stały je j n adesłan e w postaci czytelnego maszynopisu.

(3)

TATRYW ZIMIE. POTOKW DOLINIEKOŚCIELISKIEJ.

(4)

ECHlWlAT

P I S M O P R Z Y R O D N I C Z E

O R G A N P O L S K I E G O T - W A P R Z Y R O D N I K Ó W I M. K O P E R N I K A

Nr. 2 (1697— 1698) M arze c — K w iecień 1932

Treść zeszytu: B o l e s ł a w S k a r ż y ń s k i . Energetyka sportu. J a n D e m b o w s k i . Zasada postaci w bio- logji współczesnej. Z b i g n i e w S u j k o w s k i . Kopalne głębie oceaniczne. Kronika naukowa. K rytyka.

Ruch naukowy w Polsce. Miscellanea.

BO LESŁA W SK A R ŻY Ń SK I.

E N E R G E T Y K A S P O R T U .

D zieje starożytne o p o w iad ają o owym Ateńczyku, który po bitwie pod M arato­

nem biegiem przebył przestrzeń, dzielącą pole bitwy od rodzinnego m iasta, aby jak n ajprędzej zakom unikow ać rodakom w ia­

domość o zwycięstwie i z rado sn ą wieścią na ustach, p ad ł m artw y na rynku Aten, pow alony nadm iarem wysiłku. D ziś setki albo nawet i tysiące wytrenowanych spor­

towców p rzeby w ają tak ą sam ą przestrzeń ( 4 2 ^ km.), m oże nawet w krótszym czasie aniżeli ów historyczny Ateńczyk, nie pono­

sząc żadnego uszczerbku zdrowia. Ja k k o l­

wiek zapatryw alibyśm y się na to porów na­

nie sił ludzkich starożytności i czasów dzi­

siejszych i jakiekolw iek zastrzeżenia moż­

na byłoby mieć co do rzekomego czy p ra ­ wdziwego spotęgow ania spraw ności m a­

szyny ludzkiej dzięki sportom, faktem jest, że kroniki sportow e niemal każdego dnia przynoszą wieści o takich wyczynach or­

ganizm u ludzkiego, jak ie kilkadziesiąt lat temu w ydaw ałyby się nieprawdopodobne.

Sp ort jest pracą fizyczną, ale p racą o specjalnym charakterze, bo w ym agania staw iane przez sport organizmowi p rze­

k ra cz ają wybitnie zakres, w jakim obraca się codzienna praca zawodowa, a często dochodzą wogóle do n ajw yższych granic wydolności ustroju. T ak jak inżynier - kon­

struktor, budując motor, pragnie jak n a j­

w iększą ilość en ergji mechanicznej w ydo­

być ze swego tworu, tak rozwój sportu, przynoszący coraz to nowe rekordy, jest podnietą dla sportow ca w kierunku w y ła­

dow ania m aksym alnych zasobów energji mechanicznej z żywego ustroju. W obu przypadkach podstaw ow e sta je się za­

gadnienie stosunku, zachodzącego między ogólną ilością energji, zużytą przez pracu­

jący ustrój, a w ykonaną p racą mechanicz­

ną lub osiągniętym wyczynem sportowym.

Szczególnie w fizjologji sportu poznanie procesów, jak ie tow arzyszą zam ianie ener­

gji, tkwiącej w organizmie, n a pracę m ięś­

ni, m a nietylko teoretyczne znaczenie, tłu­

(5)

36 W S Z E C H Ś W I A T Nr. 2 m acząc zjaw isk a zachodzące w organizm ie

podczas upraw iania ćwiczeń cielesnych, ale m a w artość praktyczną, u sta la ją c n ajo d p o ­ w iedniejsze warunki dla osiągnięcia n a j­

w iększej w ydajności p racy organizm u.

O tem, że pracy mięśniowej tow arzyszą wzmożone procesy sp alan ia w obrębie ży ­ wego organizmu, w y rażające się we wzmo- żonem pobieraniu tlenu i wzmożonem w y­

dalaniu dwutlenku w ęgla przez płuca, w iedział już gen jaln y chemik francuski Lavoisier w X V III w. A le dopiero w dru­

giej polew ie ubiegłego stulecia, dzięki w spaniałym i rozległym pracom R u b n e - r a i Z u n t z a , ten zw iązek m iędzy spalan iem substancyj organicznych w u- stroju, a p rac ą m echaniczną zo stał n ale­

życie w yjaśniony. B ad acze ci stw ierdzili, że z a sa d a zachow ania en ergji odnosi się rów nież i do żywego ustroju, że organizm zw ierzęcy czerpie en ergję potrzebn ą do w ykonyw ania p racy ze sp alan ia substan- cyj organicznych, zaw artych w pokarm ach, i ilość energji w yzw alającej się podczas spalan ia się substancyj odżyw czych w ob­

rębie tkanek jest tak a sam a, jak ilość cie­

pła, pow stającego p rzy sp alan iu się tych substancyj na wolnem powietrzu. O praco­

wano naw et proste metody, p o zw alające w łatw y sposób określać intensyw ność procesów sp alan ia w obrębie u stro ju i o- znaczać dokładnie w yzw oloną w skutek tych procesów ilość energji. W ten sposób położono podw aliny naukow ego ujęcia energetyki żyw ego organizm u. O bie stro­

ny bilansu energetycznego: dochód w p o ­ staci pobranych pokarm ów i rozchód w po­

staci wyprom ieniowanego ciepła i wyko­

nanej pracy, można b yło porów nyw ać z sobą, u ży w ając jako m iary energji jed n ost­

ki ciep ła — kalorji. B ad an ia nad en ergety­

k ą p rac y mięśniowej, op arte n a takiej pod­

staw ie, były przeprow adzone n a szerok ą skalę; ale rozwój i rozpow szechnienie się sportów w latach pow ojennych otw arły dla tego rod zaju badań szczególnie w dzię­

czny teren. W yczyny sportowe, w y m aga­

jące w yładow ania en ergji w możliwie krótkim czasie, d o starczały n ajlep szego m aterjału d la oceny w ydolności organiz­

mu ludzkiego. B adaniom z zakresu ener­

getyki sportu zaw dzięczam y najw ięcej d a ­ nych, dotyczących procesów przem iany en ergji w u stro ju żywym.

Pierw si badacze energetyki m ięśni uw a­

żali mięsień, przez an alo gję z m aszyną parow ą, za m otor term odynam iczny, p rzy ­ p u szczając, że podobnie jak m aszyn a p a ­ row a zam ienia na en ergję m echaniczną ciepło po w stałe ze sp alen ia paliw a, tak i mięsień w yzyskuje ciepło pow stałe ze sp alen ia substancyj organicznych w tkan­

kach, zam ien iając je na en ergję m echanicz­

ną. D okładne obliczenia, oparte na drugiej zasad zie term odynam iki, doprow adziły jedn ak do wniosku, że gdyby pogląd u p a­

tru jący w m ięśniu m aszynę term odyna­

m iczną był słuszny, to w pracu jący m m ięś­

niu m usiałyby pow stać różnice tem peratu­

ry, p rzek raczające kilkaset stopni, co je st oczyw iście niemożliwe. D opiero sy stem a­

tyczne badania, przeprow adzone od roku 1910-go, niezależnie od siebie, przez dwóch badaczy, M a y e r h o f f a i H i 11 a, w yjaśn iły, przynajm niej w ogólnych zary ­ sach, p rocesy przem iany m aterji i en ergji w p racu jący m m ięśniu i określiły zasady,, n a jakich te procesy są oparte.

B ad an ia H i l l a i M a y e r h o f f a , , n agrodzone w r. 1923 n agrodą N obla, sta ­ nowią punkt zw rotny w nauce o energetyce mięśni. Jakkolw iek były przeprow adzone nie na całych organizm ach podczas pracy m ięśniowej, lecz na m ięśniach izolow a­

nych, pozbawionych połączenia z cało ścią ustroju, a więc w w arunkach sztucznych, wyniki ich zn a jd u ją stale potw ierdzenie w badaniach na ludziach, w ykonyw ujących p racę fizyczną. W edług H i l l a i M a y e r h o f f a m ięsień jest m aszyną chem odynam iczną, zam ien iającą energję w y zw alającą się przez rozkład związków chemicznych w prost na en ergję mechanicz­

ną. W brew daw niejszym poglądom , roz­

k ła d zw iązków chemicznych, będący źród­

łem en ergji dla pracy mięśnia, nie polega n a łączeniu się tych zw iązków z tlenem, nie jest spalaniem , lecz odbywa się całko­

wicie bez udziału tlenu.

(6)

W przebiegu procesów chemicznych, stanow ią­

cych przyczynę skurczu mięśnia, d a ją się wyróż­

nić dwie fazy, z których jedna przebiega bez udziału tlenu, druga możliwa jest tylko w obecno­

ści tlenu. W fazie beztlenowej substancje chemicz­

ne, będące źródłem energji mięśniowej, ulegają rozpadow i bez udziału tlenu na związki prostsze, przyczem w yzwala się pewien zasób wolnej ener­

gji, u legającej przemianie przez mięsień na energję mechaniczną. W fazie drugiej, w obecności tlenu, część substancyj chemicznych, powstałych przez rozkład w fazie beztlenowej, ulega spaleniu, przy­

czem pow staje dalszy zasób wolnej energji, zuży­

w ającej się na odtworzenie z pozostałej reszty pro­

duktów rozpadow ych ich m acierzystej substancji, która może ponownie ulegać beztlenowemu rozpa­

dowi. F a z a beztlenowa chemizmu pracującego mięśnia je st właściwem podłożem chemicznem p ra­

cy mięśnia, faza, odbyw ająca się z udziałem tle­

nu służy do odnowienia zapasów energji w m ięś­

niu. M ięsień może więc wykonywać pracę, nawet przez czas dłuższy, w zupełnej nieobecności tlenu, zapasy energji jego w yczerpują się jednak prędko, ponadto grom adzi się wówczas dużo produktów rozpadu, działających na mięsień trująco. W obec­

ności tlenu produkty te zo stają usunięte i odno­

wione z o stają zasoby energji. Je ż e li szybkość p ro­

cesów beztlenowego rozpadu substancyj chemicz­

nych w mięśniu zo staje zrównoważona przez szyb­

kość, z ja k ą z udziałem tlenu przebiegają procesy restytucji, mięsień może pracow ać nieograniczenie długo; jeżeli jednak rozpad przebiega prędzej, po pewnym czasie n astępuje znużenie mięśnia, nie­

zdolność do dalszej pracy, u stęp ująca dopiero wówczas, gdy w czasie spoczynku mięśnia, zo sta­

ną odnowione przy odpowiednim dopływie tlenu pierwotne zasoby energji.

W edług badań ostatnich lat głównem, jeżeli nie jedynem źródłem energji w pracy mechanicznej m ięśnia je st t. zw. fosfagen, połączenie kreatyny i kw asu fosforowego. F osfagen ulega w warunkach beztlenowych rozpadow i na kreatynę i kwas fosfo­

rowy, przyczem w yzw ala się pewien zasób energji, u legającej zam ianie na energję mechaniczną, któ­

ra w yraża się w skurczu mięśnia. W olny kwas fos­

forowy i kreatyna łączą się ponownie z sobą na fosfagen, odnaw iając zasób potencjalnej energji chemicznej, tkwiącej w mięśniu, która może być zużytkowana do dalszej pracy. Proces ponownej syntezy fosfagenu z jego składników , jako prze­

ciwieństwo rozpadu, w ym aga do swego przebiegu doprow adzenia odpow iedniego zasobu energji.

Źródłem energji dla resyntezy fosfagenu z jego składników jest również beztlenowo przebiega­

jący rozpad zaw artego w mięśniach węglowo­

danu, glikogenu, na kw as mlekowy. Podczas rozpadu glikogenu na kwas mlekowy wyzwala się pewien zasób energji, zużyw ający się na odnowienie zapasów fosfagenu drogą syntezy z kreatyny i kw asu fosforowego. J a k długo w mięśniu zaw arte są odpowiednie zapasy gli­

kogenu, rozpad fosfagenu zostaje pokrywany przez jego resyntezę, czyli niewyczerpane zostaje źródło energji mięśniowej. Z chwilą, gdy wyczerpią się zapasy glikogenu, u staje resynteza fosfagenu, a gdy cały zaw arty w mięśniu fosfagen rozpadnie się na kreatynę i kwas fosforowy, praca m ięśnia ustaje.

A le i glikogen może ulec ponownej resyntezie z produktu swego rozpadu, t. j. z kw asu mlekowe­

go. Potrzebnej do przeprow adzenia tego procesu energji dostarcza utlenienie pewnej części pow sta­

jącego z glikogenu kw asu mlekowego; odnowienie zapasów glikogenu wym aga jedn ak już obecności tlenu. W obecności tlenu, część kw asu mlekowego, pow stająca z glikogenu, ulega spaleniu na dwu­

tlenek w ęgla i wodę, a wyzwolona w ten sp o­

sób pewna ilość energji zostaje zużyta na zam ia­

nę pozostałej reszty kw asu mlekowego zpowro- tem na glikogen. Mamy tu więc do czynienia z całym szeregiem sprzężonych z sobą reakcyj. Ener- g ja wyzwolona podczas jednej z nich umożliwia drugą reakcję. R e ak cja beztlenowego rozpadu fo­

sfagenu jest w łaściw ą podstaw ą pracy mięśniowej, reakcja utleniania kwasu mlekowego jest środ­

kiem, służącym do uzupełnienia i restytucji zaso ­ bów energji w mięśniu. Procesy chemiczne, zacho­

dzące podczas pracy mięśniowej, porównywane są często z nakręcaniem i rozkręcaniem sprężyny;

utlenianie kw asu mlekowego i resynteza glikoge­

nu, to nakręcanie sprężyny, m agazynowanie w niej pewnego zasobu energji potencjalnej, rozpad beztlenowy fosfagenu — to rozluźnienie sprężyny połączone z wyzwoleniem energji mechanicznej. W

ogólnych zarysach wzajemny stosunek tych p ro ­ cesów chemicznych ilustruje załączony schemat, gdzie kierunek strzałki w skazuje kierunek p rze­

biegu reakcji.

F o s f a g e n G li k o g e n wol na

e n e r g ja z a m i e n i a n a

w p r a c ę

e n e r g j a dla

K r e a t y n a + K w a s f o s f o r o w y '

sy n t e z y f o s f a g e n u

K w a s m l e k o w y + Tien e n er gj a dla

sy n t e z y g li k o g e n u

Schem at ten daleki je st od ścisłości, gdyż praw ­ dopodobnie istnieje jeszcze cały szereg pośrednich ogniw dotychczas jeszcze nieznanych, łączących z sobą poszczególne reakcje. Jednem z nich jest prawdopodobnie niedawno poznany rozkład i re ­ synteza kwasu adenozynotrójfosforowego zacho­

dzący w mięśniu podczas jego pracy.

N ajw ygodn iejszą i n ajczęściej stosow a­

ną m etodą określania ilości energji w ypro­

dukowanej przez organizm w pewnym okresie czasu jest oznaczanie ilości pobie­

ranego w tym okresie czasu tlenu i w yda­

lanego dwutlenku węgla. J a k jednak z p o ­ wyższych wywodów wynika, pobieranie tlenu przez organizm nie p o zostaje w zw iąz­

ku z p rod ukcją energji mechanicznej, lecz ma na celu umożliwianie odśw ieżania z a ­ sobów energji, je st podstaw ą procesów re­

stytucji. O kreślenie ilości tlenu, pobrane­

go w pewnym momencie p racy fizycznej, nie może stanowić w yrazu istotnej w d a­

nym momencie produkcji energji, pozw ala tylko określić intensywność, z jak ą od­

byw ają się w u stro ju procesy restytucji.

Je ż e li jednak weźmiemy pod uwagę fakt, że w szystkie procesy, p o legające na utle­

nianiu, a p o zostające w zw iązku z pracą mięśniową, m ają na celu przywrócenie równowagi energetycznej, ja k a istniała przed rozpoczęciem pracy, i, że c a ła u tra­

ta energji, zachodząca podczas procesów rozpadu beztlenowego w mięśniach, zo sta­

je pokryta przez procesy utleniania, to

(7)

38 W S Z E C H Ś W I A T Nr. 2 ilość zużytego tlenu w okresie od chwili

rozpoczęcia p racy do chwili pow rotu do stan u pierw otnej równowagi energetycznej w wypoczętym mięśniu może być ścisłym w yrazem ilości zużytej en ergji po d czas w y­

konyw ania pewnej pracy.

Pow yżej opisane wyniki podstaw ow ych p rac M a y e r h o f f a i H i l l a z acz e rp ­ nięte były z eksperym entów dokonyw a­

nych na izolowanych m ięśniach żaby. B a ­ dania, przeprow adzone przez H i l l a nad przem ianą m aterji podczas ćwiczeń spo r­

towych, w ykazały, że wnioski zaczerpnięte z eksperym entów na izolow anych m ięś­

niach zw ierzęcych d ad zą się zastosow ać do całego organizm u ludzkiego. Sportow e w y­

czyny b yły dogodnym objektem do tego ro d z a ju badań, z powodu zach odzącej tam konieczności w ykonyw ania b ard zo dużej p racy w możliwie krótkim czasie.

O bserw ując zużycie tlenu p rzez orga­

nizm podczas p racy fizycznej, można stw ierdzić bardzo ch arak terystyczn y fakt.

W zmożenie zużycia tlenu nie zazn acza się odrazu z chw ilą rozpoczęcia pracy, ale w zrasta stopniowo, dochodząc do pew ne­

go m axim um dopiero po upływ ie pewnego czasu. Po zakończeniu pracy, zużycie tle­

nu nie zm n iejsza się raptow nie, lecz op ad a powoli, p o pewnym dopiero czasie o sią­

g a ją c normę od p o w iad ającą stanow i sp o ­ czynku. Z gadza się to ze zjaw isk am i za- obserw ow anem i podczas eksperym entów na izolowanych mięśniach. Źródłem en ergji dla mięśni są procesy, p rzeb ie gające bez udziału tlenu, które m ogą rozgryw ać się odrazu w n ajszybszem tempie, natom iast zasp ok ojen ie wzmożonego zap otrzeb ow a­

nia tlenu, spow odow anego zgrom adzeniem się w m ięśniach i we krwi kw asu m leko­

wego, uw arunkow ane jest szeregiem czyn­

ników, jak np. wzmożonem oddychaniem , zw iększoną czynnością serca, rozszerze­

niem się naczyń krwionośnych. T e czyn­

niki, um ożliw iające dopływ tlenu do tk a­

nek, dopiero po pewnym czasie d o stoso­

w u ją się do wzmożonego zapotrzebow a­

nia. D opiero po pewnym czasie w ytw arza się rów now aga m iędzy ilością kw asu m le­

kowego, po w stającego w m ięśniach w k a ż ­ dym momencie pracy i ilością tlenu, dopro­

w adzoną w każdej chwili do mięśni, a wy­

sta rc z a ją c ą do usunięcia kw asu mlekowe­

go. P o zo staje jednak pew na ilość nieutle- nionego kw asu mlekowego, pochodzącą z pierw szego okresu pracy, kiedy jeszcze dopływ tlenu nie w ystarczał. Ten nadm iar nieusuniętego kw asu mlekowego pow oduje przez c ały czas pracy pewien niedobór tle­

nu. To też po ukończeniu pracy, pobiera­

nie tlenu przez organizm nie zm niejsza się cdrazu, lecz p o zo staje przez pewien czas wzmożone; ustrój jakgd yby o d d aje wów­

czas zaciągn ięty dług tlenowy.

T o pojęcie długu tlenowego ma olbrzy­

mie znaczenie dla oceny spraw ności pracu­

jącego ustroju. P ojęciem tem określam y ilość tlenu, ja k ą m usi zużyć organizm, by usu n ąć n adm iar wytworzonego podczas p rac y kw asu mlekowego. Równoznaczne ono je st z ilością kw asu mlekowego, jak a może nagrom adzić się w organizmie, bez uniem ożliw ienia mu pracy. Im w iększa zdolność do zaciągan ia długu tlenowego, tem w iększa w ytrzym ałość i tem w iększa spraw ność. Zdolność ta w aha się u różnych osobników w bardzo szerokich granicach;

u dobrze wytrenowanych sportow ców dług tlenow y m cże dochodzić do 15 litrów tle­

nu, co odpow iada możności wykonywania p racy w obecności około 100 gr, kwasu m lekowego w ustroju. Zdolność zaciągan ia dużego długu tlenowego jest szczególnie w ażna przy bardzo wytężonej pracy, wy­

konyw anej w bardzo krótkim czasie, np.

biegi na 100, 200 metrów. Beztlenow e pro­

cesy rozpadu w mięśniach w z rastają wte­

dy w tak szybkiem tem pie i dochodzą do tak wielkiej intensywności, że dopływ tle­

nu nie może za niemi nadążyć. Nie docho­

dzi w ów czas do stanu równowagi między procesam i rozpadu beztlenowego, a proce­

sam i utleniania, i organizm p racu je całk o ­ wicie na kredyt, kosztem długu tlenowego.

J a k z pow yższego wynika, wybitne zn a­

czenie dla spraw ności fizycznej posiada dostateczny dopływ tlenu do tkanek. Ilość tlenu, ja k a może być doprow adzona do tkanek, p o siad a jednak pew ną górną g ra ­ nicę, w a h ając ą się zależnie od szeregu czynników, z których n ajw ażn iejsze są : zdolność pochłaniania tlenu z płuc przez

(8)

krew i w ydajn ość pracy serca. Im większa ilość krwi przepływ a przez serce w jedno­

stce czasu, tem więcej tlenu otrzym ują p racu jące tkanki. W ybitne wyczyny spo r­

towe staw iają p racy serca kolosalne wy­

m agania. W edług obliczeń H i 11 a, przez serce w ioślarza, który podczas zawodów zużyw ał 4,4 litra tlenu na minutę (górna gran ica zdolności zużycia tlenu u człow ie­

k a), przepływ a w ciągu jednej minuty 68 litrów krwi. Ja s n a wobec tego jest rola odpow iednio spraw nie pracującego serca w osiąganiu rekordów sportowych.

B ard zo interesuj ącem zagadnieniem z zakresu energetyki pracy mięśniowej jest w ydajność p racy organizm u ludzkiego, t.

zn. stosunek zachodzący m iędzy ilością wy­

konanej przez ustrój pracy, a ilością wy­

produkow anej przez organizm wolnej energji. W edług H i 11 a, podczas pracy średnio ciężkiej, wykonywanej w tempie jednostajnem , ilość en ergji zużytej na wy­

konanie pewnej ilości pracy jest w każdym okresie czasu jednakow a, czyli w ydajność p racy organizm u w tych w arunkach nie zm ienia się, jest stała. P o garsza się ona wybitnie, t. zn. zw iększa się ilość energji zużyw ana na wykonywanie tej sam ej ilo­

ści pracy, z chw ilą w ystąpienia objawów znużenia. W edług badań S i m o n s o n a , wykonanych w latach ostatnich, pogląd H i l l a nie jest słuszn y; w ydajność pracy w m iarę trw ania p racy zw iększa się, i to niejednokrotnie bardzo znacznie. Nie ma to nic w spólnego z treningiem mięśni, któ­

rego efekt zaznacza się wzmożeniem wy­

dajn ości pracy dopiero po upływie znacz­

nie dłuższego czasu. W edług S i m o n s o ­ n a zwiększenie się w ydajności pracy sp o ­ wodowane je st zm ianą fizyko - chemiczne­

go stanu mięśnia, wskutek której potrzeba m niejszej ilości energji, aby spowodować pewne napięcie włókien mięsnych. T ak s a ­ mo krótkie przerw y w pracy, stosowane jeszcze przed w ystąpieniem objaw ów znu­

żenia, w zm agają wybitnie w ydajność p ra ­ cy organizmu.

W yd ajn ość p racy organizm u waha się bardzo, zależnie od całego szeregu w arun­

ków. J e s t gorsza podczas pracy ciężkiej, albo podczas pracy, wykonywanej w b ar­

dzo szybkiem tempie, aniżeli wtedy, gdy praca jest lż ejsza i wykonywana powoli.

W ydajność pracy zależy również w w yso­

kim stopniu od w łaściw ości indyw idual­

nych poszczególnych osobników, np. od wieku lub od budowy ciała. Budow a ciała szczególnie wybitnie zaznacza swój wpływ na w ydajność pracy w wyczynach sporto­

wych. Np. osobnik szczupły w ykaże więk­

szą spraw ność w biegach na dalekie p rze­

strzenie, bo nie musi dźwigać na swych no­

gach wielkiego ciężaru ciała, jak i znów ułatw ia spraw ność w ciężkiej atletyce.

Praktycznie bardzo ważne jest, że w y d aj­

ność pracy można wybitnie zwiększyć przez system atyczne ćwiczenie się. N a tem w dużej mierze polega w artość treningu w upraw ianiu sportów.

O kreślenie warunków, w jakich dany rodzaj pracy może być n ajspraw niej wy­

konany z najm niejszem zużyciem energji, jest bardzo ważnem zagadnieniem fizjolo- g ji p racy zawodowej. W fizjologji sportu w ydajność pracy organizmu m a m niejsze znaczenie. W wyczynach sportowych nie chodzi o ekonomiczne zużycie energji. lecz o to, ażeby wykonać tak w ielką ilość p r a ­ cy, na ja k ą pozw ala dopływ tlenu do or­

ganizmu, uwarunkowany m aksym alną p ra ­ cą płuc i serca. To też różne gałęzie spo r­

tu d o starcz ają przykładów n ajzn aczn iej­

szego w yładow ania energji, na jakie może zdobyć się organizm ludzki. K ażd y rodzaj sportu w zm aga wielokrotnie norm alne zu­

życie energji. P rzy ro st zużycia energji po­

nad normę spoczynkow ą jest ch arak tery­

styczną cechą każdej odm iany sportu. Ilu­

struje to poniżej tabela (wg. H e r b s t a ) .

R o d z a j ćw ic zen ia c i e l e s n e g o

Bieg

Ja z d a na nartach Ja z d a na rowerze Pływ anie

W iosłowanie

S z y b k o ś ć w m|mln.

200 400 131 228 58 140 47,6 93,4

W z m o ż e n ie zu życ i a e n e r g ji w pr o c e n t a c h z u ż y c i a e n e r g j i p o d c z a s s p o c z y n k u

945 8500 1100 1420 183 870 832 966 J a k wynika z pow yższej tabeli, zw iększe­

nie zużycia energji ponad normę, odpo­

(9)

40 W S Z E C H Ś W I A T Nr. 2

w ia d a ją c ą spoczynkowi, w aha się w szero­

kich granicach, zależnie od ro d zaju sp o r­

tu. T ylko te wyczyny sportowe, którym to ­ w arzyszy wzmożenie zużycia en ergji nie p rzek raczające 1500% energji zużyw anej po d czas spoczynku, m ogą być w ykonyw a­

ne przez czas dłuższy bez przerw y. Sz y b ­ ki bieg, w ym agający znacznie w iększego spotęgow ania zużycia energji, bo docho­

dzącego do 9000% zużycia en ergji pod­

czas spoczynku, prędzej czy później do­

prow adza do nie d ająceg o się pokonać znu­

żenia.

Ogólne zużycie en ergji p o d czas w yko­

nywania różnych w yczynów sportow ych również w ykazuje wybitne różnice, z a le ż ­ nie od ro d zaju wyczynu. Poniżej p o d aję tabelę, w y k azu jącą ogólną ilość en ergji w kalorjach , zużytą podczas różnych rod zai biegów.

B ieg na

R o d z a j ćw ic zen ia

100 m 200 400 800 3000 10000

Z u ż y c i e e n e r g ji w K a i.

50 100 110 130 220 720 m aratoński (42,3 km.) 3050 Jakk olw iek ilość energj'i, ja k a zo staje zużyta w biegu na 100 metrów, je st nie­

wielka, wynosi zaledw ie 50 KI., to jednak należy pam iętać, że zo staje ona zużyta w ciągu 11 sekund; rozum iem y wobec tego, jak wielkim wysiłkiem jest taki bieg dla całego organizm u. Zużycie energji, tow a­

rzy szące biegowi m aratońskiem u, odpo­

w iada ilości energji, zużyw anej w ciągu doby przez pracow nika umysłowego, ale zużycie to odbywa się w ciągu zaledw ie 2 x/2 godzin. Je ż e li więc jakikolw iek osob­

nik, u p raw iający sporty, pośw ięca im kil­

k a godzin dziennie, w zm aga on nader w y­

bitnie zapotrzebow anie energji, która mu­

si być doprow adzona z zewnątrz w p o sta­

ci pokarm u. A le ilość pokarmów, ja k ą or­

ganizm m oże straw ić i zużytkować, jest ograniczona, ograniczona jest wobec tego ilość energji, jak a m oże być doprow adzo­

na do organizm u z zewnątrz. Zwiększenie się zdolności pokonyw ania w ysiłków spo r­

towych, jak ie obserw ujem y z roku na rok, w postaci co raz to nowych rekordów , jest ograniczone. G ranice stanow i m aksym alna ilość tlenu, ja k ą organizm może zużytko­

w ać i m aksym alna ilość energji, którą ustrój w postaci pokarm ów może z ze­

w nątrz pobrać. Nie mniej możemy i tak być dumni z tego, że n asz organizm jest dosk on ałą m aszyną, zdolną do pokonyw a­

nia tak wielkich wysiłków.

JA N D EM BO W SK I.

Z A S A D A P O S T A C I W B IO L O G JI W S P Ó Ł C Z E S N E J.

W nowoczesnej psycholog)i na czoło w ysuw a się tak nazw ana z a sa d a p o staci1) (G estalten p rim ip aultorów niem ieckich).

W ypow iedziana przez E h r e n f & 1 s a (1892), z a sa d a ta zn alazła swoich w ybit­

nych rzeczników w osobach W. K o h l e ­ r a , W;,e r-1 h e'ii'im ejr a, S a n ; d e r a i wielu innych, a głównym terenem jej dzia-

J ) W polskiem piśmiennictwie używa się na ozna­

czenie postaci terminu „u k ład y sp oiste". Jed n ak że termin ten już do czegoś obow iązuje w interpretacji i dlatego wolałem poprostu przetłum aczyć orygi­

nalny termin niemiecki.

łaln ości jest p sy ch ologja człow ieka. J a k ­ kolwiek ta ostatn ia nie jest w gruncie rze­

czy nauką przyrodniczą, dośw iadczenie lat ostatnich w ykazało, że teo rja postaci nie- tylko z n a jd u je szereg doniosłych zasto so ­ wań w dziedzinie konkretnych zjaw isk bio­

logicznych, a le zdolna jest nadać nowe ob­

licze całej nauce o psychice zw ierzęcej.

D latego też zasłu g u je ona na sp ecjaln ą uw agę św iata przyrodników.

Zacznę od razu od przykładu konkretne­

go. R a d l w sw ojej książce o budowie system u nerwowego p o d aje przy kład n a­

(10)

stępujący. P rzez okno spoglądam w dal.

W idzę na tle nieba m ałą p o ru szającą się plam kę. Je s t to wielki jastrząb, szybujący wysoko nad ziemią. D ostrzegam wyraźnie jego w ygięte skrzydła, jego szeroko roz­

staw iony ogon, jego tak charakterystycz­

ny posuw isty lot. W następnej chwili d o­

chodzę jednak do wniosku, że to, co widzę, nie je st w cale jastrzębiem . J e s t to zwykła mucha, sp a ce ru jąc a po szybie okiennej w odległości pół m etra od moich oczu. J a k to się sta ło ? J a k m ogłem pom ylić się w oce­

nie kształtów , tak dalece do siebie niepo­

dobnych? W idok po ru szającej się plam ki b ył wrażeniem ogólnem, njezróżnicowa- nem. D opiero w chwili, gdy pow stała w m ojej św iadom ości m yśl o jastrzębiu, oko narysow ało mi jego k ształt, nic nie m a ją ­ cy wspólnego z rzeczyw istością. O braz ja ­ strzębia nie zrodził się na siatków ce mego oka. Nieforem na plam ka p rzek ształciła się w konkretną formę, w jednolite wrażenie, którego pow stanie, w stosunku do rzeczy­

wistości, było aktem twórczym. W łaśnie takie w rażenia, zrodzone ,,w ew nątrz" i n a­

rzucone rzeczyw istości, nazyw am y p o sta­

ciami.

N a niebie gw iaździstem widzimy tylko niepraw idłow o rozsiane punkty świecące.

A jedn ak już pierw otny człowiek połączył te punkty w grupy, poprzeprow adzał linje łączarce, wyróżnił gw iazdozbiory, w któ­

rych dopatrzył się podobieństw a do n a j­

przeróżniejszych rzeczy ziemskich. To nie oko narysow ało człowiekowi form y lwów, niedźwiedzi, skorpjonów i łabędzi. S ą to postacie, narzucone rzeczywistości.

Ścisła defin icja po jęcia postaci je st rze­

czą niezmiernie trudną i nie będę nawet próbow ał jej form ułow ania. M ożna nato­

m iast wymienić niektóre konkretne cechy postaci.

N ajw ażn iejszą w łaściw ością postaci jest ich jednolitość. P o stać jest elem entarną całością, sam odzielną jednostką, której ja ­ kość nie wynika bynajm niej z jej części składow ych, W postrzeganiu całość po­

przedza części. Częściow a zm iana dobrze nam znanej sy tu acji jest postrzegan a prze- dew szystkiem jak o zm iana całości. G dy po

kilku latach niewidzenia spotykam y zn ajo ­ mego po raz pierw szy, dostrzegam y, że w jego tw arzy „coś się zm ieniło1’, Później do­

piero zauw ażam y, że zn ajom y n asz m a z a ­ rost, którego przedtem nie nosił. P rze sta­

wienie jednego mebla w pokoju, przem alo­

wanie kam ienicy narożnej lub w yrąbanie kaw ałka lasu nad rzek ą w yw ołuje pier­

w sze wrażenie, że cało ść sy tu acji uległa zmianie. D ostrzeżenie powodu tej zm iany przychodzi później.

D oskonałe przy kłady tego ro d zaju zn a j­

dujem y w system atyce roślin i zwierząt.

G dy m am y dwa bliskie siebie gatunki, np.

chrząszczy, nieraz jest bardzo trudno w skazać takie cechy obu, któreby odróż­

n iały je od siebie w sposób niedwuznacz­

ny, N ajczęściej autor zm uszony jest p o d a­

w ać w opisie cechy ilościowe: tułów po­

siad a w ym iary od... do, długość odwłoka jest dw a razy w iększa od jego szerokości, nogi tylne są jaśn iejsz e od pozostałych. Im sum ienniejszy jest opis, im więcej zaw iera tego ro d zaju cech, tem trudniej jest wyro­

bić sobie jasn e pojęcie o w yglądzie opisy­

wanego zwierzęcia. Gatunek jest postacią, która nie wynika z sum y części, która jest prostą, jednolitą całością. A le posiadam y w system atyce ciekaw e pojęcie pokroju (h abitus). J e ś li dobrze znam oba gatunki chrząszczy, odróżnię je na pierw szy rzut oka, nie w idząc ani proporcyj odwłoka, ani barw y tylnych nóg. Pokrój (czyli postać) obu gatunków jest różny, ale nie potrafił­

bym powiedzieć, jak ie w łaściw ie cechy go charakteryzują. Podobnież je st dosyć ła ­ two poznać gatunek p tak a z charakteru je ­ go lotu. J e s t jednak niem al niemożliwe opi­

sać charakter lotu w sposób wyobrażalny.

L ot p o siad a sw oistą postać, jest on pro- stem, jednolitem wrażeniem wzrokowem.

P o stać je st rozczłonkowana, p o siad a ona sw oje części składow e, A le te części nie ż y ją życiem samodzielnem, są one podpo­

rządkow ane całości. Stw ierdzenie tego fak ­ tu jest w ażną zdobyczą nowoczesnej psy- chologji. Psych ologja k lasyczn a dążyła do ustalen ia niezmiennych jednostek psychicz­

nych, n ajw yraźniej p o d ążając śladam i atom istyki. Ja k atom y D a 1 1 o n a były

(11)

42 W S Z E C H Ś W I A T Nr. 2 niezmiennemu jednostkam i, których różne

kom binacje tw orzyły w szystkie ciała p rzy ­ rody, tak każdorazow ą treść psychiki wy­

obrażano scbie, jako określony układ z a ­ w sze tych sam ych jednostek. Tw ierdzono, ze objektyw nie ten sam bodziec musi w y­

w ołać powstanie tego sam ego w rażenia, niezależnie od tego, w jakim zw iązku bo­

dziec w ystępuje. Dziś wiemy z pew nością,

Rys. 1.

że tak nie jest. W rów noległoboku S a n - d e r a (rys. 1) linja A B jest rów na BC . Je d n a k ż e A B w y daje się dłuższe, gdyż sta ­ nowi przekątn ą w iększego z dwóch równo- ległoboków. B łą d w ocenie długości je st tu znaczny, może on p rzek raczać 40% . Je d n a i ta sam a linja, czyli objektyw nie jedno i to sam o podrażnienie oka, d a je różne w raże­

nie, zależnie od tego, w sk ład jak iej p o sta ­ ci wchodzi. Zmiany odległości pom iędzy dw om a czarnem i punktam i n a jasn em tle oko ocenia nader niedokładnie. G dy je d ­ nak te sam e punkty s ą przedstaw ione, jako źrenice oczu tw arzy ludzkiej, a więc jako część składow a postaci, już n ajm n iejsze ich rozsunięcie zo staje dostrzeżone, gdyż zm ie­

nia w yraz tw arzy! W rażliw ość oka na przesunięcie w zrasta w tych w arunkach kilkakrotnie.

Pow staw anie postaci jest uzależnione od określonych warunków. P o stać jastrzęb ia w n asi vm przykładzie zo stała poprzedzo­

na przez widok m ałej plam ki. P lam k a ta sam a w sobie jest prym itywną, niezróżni- cow aną postacią, która odgryw a sp e cjaln ą rolę: stanow i cna jakby ,,punkt węzłow y'', z którego m ogą wyłonić się n ajp rzeró żn ie j­

sze obrazy. M oże cn a przekształcić się w obraz jastrzębia, lub w obraz muchy, lub w obraz głow y ludzkiej na przeciw ległym dachu, lub w cokolwiek innego. W stosun ­ k u do tych ,,ostatecznych" postaci, p la m ­ k a może być nazw ana p o stacią lub form ą

wyw oław czą. Ona była bezpośrednim po­

wodem pow stania postaci jastrzębia. Żad­

na postać nie pojaw ia się w św iadom ości odrazu, za jednym zamachem, musi ją po­

przed zać ja k a ś form a wywoławcza.

P o jęcie form y wywoławczej d a je się z a ­ stosow ać do wszelkiej psychologji twór­

czości. J e s t zad ziw iające, zapom ocą jak prym itywnych środków rysowniczych moż­

na odtw orzyć tw arz ludzką. K ilk a kresek i p arę punktów m ogą w ystarczyć, abyśm y poznali na rysunku znajom ą twarz. W yda­

je się to w prost nieprawdopodobne. Bo tez te kilka kresek sam e w sobie z pew nością nie zaw ierają podobieństwa. S ą one równie m ało podobne do tw arzy, jak n asza plam ka dc jastrzębia. Rysunek jest tylko form ą w ywoławczą. Pod jego wpływem w yobraź­

nia sam a dorysow uje brakujące szczegóły i dopiero wtedy pojaw ia się praw dziw e p o ­ dobieństwo. Sztuk a artysty nie polega w ca­

le na oddaniu podobieństwa, polega ona na um iejętności podania widzowi w łaściw ej formy w yw oław czej.

W pow ieścicpisarstw ie olbrzym ia więk­

szość autorów nie umie zupełnie opisyw ać swoich bohaterów. Typow y opis powie­

ściow y żywo przypom ina diagnozę p a sz ­ portow ą: w zrost średni, w łosy jasne, oczy niebieskie, n cs praw idłow y. Z podobnego wymienienia części nigdy nie wyniknie po­

stać, ne wyłoni się obraz. Praw dziw y a r­

tysta po stępu je zupełnie inaczej. C h arakte­

ryzuje on sw o ją postać w kilku słowach, w jednem zdaniu, ale zdanie to zaw iera formę wyw oław czą. W tedy po stać odrazu nabie­

ra ciała i krwi, widzim y ją naocznie. G dy D i c k e n s op isu je w ygląd swego m łodo­

cianego bohatera, nie wymienia on żadnych rysów jego twarzy. Mówi tylko, że twarze chłopców b y w ają dwóch typów: jedne z nich są podobne do zupy mlecznej, inne

p rzy pom in ają raczej zupę mięsną. W tem prcstem porównaniu mieści się cały obraz, m oglibyśm y niemal n arysow ać tego chłopca, którego tw arz jest tak podobna do zupy m lecznej. T ak a ch arak terystyk a przem a­

wia do wyobraźni, d a je nierównie więcej, niż długie rejestry mniej lub więcej p rzy ­ padkow ych cech.

(12)

Ze w szystkich naszych rozw ażań wyni­

ka, że w gruncie rzeczy w szelkie postrze­

ganie w pewnym przynajm niej stopniu jest aktem twórczym, gdyż każde nasze prze­

życie jest zabarw ione „od wew nątrz". Je st bardzo ciekawe, że ludzie pierwotni i małe dzieci p o sia d a ją spotęgow aną zdolność po­

strzegania postaci. Dow odzą tego np. ry ­ sunki dzieci. Praw idłow ą kratkę, podaną jako wzór, dzieci n arysow ały w n ajro z­

m aitszy sposób (rys. 2), przed staw iając ją bądź jako szereg ,,dziur“ , bądź jako ścianę domu z oknami i t. p. Je d n a i ta sam a forma wyw oław cza — k ratk a — u różnych osobni­

ków p rzek ształciła się w bardzo rozmaite postacie. T ak pospolita u dzieci obawa ciemności pochodzi głównie ze wzmożonej zdolności postrzegan ia postaci. W ciem­

nym pokoju dziecko widzi n iejasne cienie (formy w yw oław cze!), którym n ad aje po­

stacie rzeczy strasznych. F a n ta z ja dzieci oraz ich zam iłow anie do bajek i wszelkich rzeczy cudownych w skazuje, że dzieci ży ją w swoim w łasnym św iecie postaci, nieraz bardzo odległych od rzeczyw istości. P o­

dobnież zabobony i wierzenia ludzi pier­

wotnych, c ała m itologja, uosabianie z ja ­ wisk przyrody, w szystko to ma sw oje źró­

dło w twórczym akcie postrzegania.

W reszcie jeszcze jedn a cecha postaci z a ­ słu gu je na wyróżnienie. P ostacie m ogą być transponcw ane, nie tracąc przytem swej specyficznej jakości. M elodję możemy transponow ać w inną tonację, a olbrzymia większość ludzi tego nawet nie zauważy.

W szyscy ośw iadczą, że jest to ,,ta sam a"

m elodja, choć może się zdarzyć, że ani je ­ den ton poprzedniej m elodji nie powtórzy się w nowym układzie. W szystkie elemen­

ty m ogły się zmienić, ale postać pozostała sam a sobą. M ożliw a jest nawet transpozy­

cja w sferę innego zmysłu. C yfry i litery np. znam y z ich w yglądu. Poznam y jednak odrazu literę, którą palcem wypisano nam na plecach. Poznam y ją, jako „tę sam ą", którą znam y z w rażeń wzrokowych.

W ymienione cechy postaci znam y w szyst­

kie z cbserw acyj nad psychiką ludzką.

Jed n ak , jak wynika z bardzo licznych już badań dośw iadczalnych, zw ierzęta p o sia­

d a ją w wysokim stopniu zupełnie podobną zdolność postrzegania postaci, co rzuca no­

we św iatło na c ałą obszerną dziedzinę zo- cpsychologji. Przytoczę kilka charaktery­

stycznych przykładów .

Ja k wiadomo, w ażki łowią muchy w lo ­ cie. T i r a l a badał, jakie cechy prze-

Rys. 2. Rysunki dziecinne. U góry — wzór.

latującej muchy w yw ołują reak cję ważki.

Dośw iadczenia z modelami papierowem i w ykazały, że kształt sam ej muchy jest tu bez znaczenia. O jej rozpoznaniu decyduje jej wielkość, oraz szybkość i charakter lotu.

W ażki rzu cają się na poruszane przed nie­

mi kulki papierowe, ale te sam e ważki, umieszczone wraz z muchami w klatce dru­

cianej, m ogą zginąć z głodu, a nie tkną ż a d ­ nej muchy. Mucha p ełzają ca lub sied.ząca nie jest dla ważki muchą, tworzy ona obcą, nieznaną postać; natom iast ruch kulki p a ­ pierowej może stać się form ą wywoławczą.

F r i s c h uczył pszczoły poznawać sztuczne kw iaty różnego kształtu. W bocz­

nej ściance szeregu jednakow ych pudełek zn ajdow ał się otwór. N aklejone dokoła niego skraw ki barwnego papieru imitowały koronę kwiatową, przyczem pokarm zn a j­

dow ał się tylko w jednem z pudełek.

Pszczoły nauczyły się po pewnym czasie odróżniać pudełko właściwe, czyli pozna­

w ały k ształt sztucznego kwiatu, gdyż tylko tem pudełka różniły się pom iędzy sobą.

Jed n ak że próby tresury pszczół na widok form dla nich obojętnych, np. na różne fi­

gury geometryczne, nie u dały się nigdy.

(13)

44 W S Z E C H Ś W I A T Nr. 2 O w ady nie re ag u ją n a kształty, nie g ra ją c e

w ich życiu żadnej roli. N iem a mowy oczy­

wiście, aby pszczoły nie w idziały tych form geom etrycznych; one ich tylko nie p o strze­

gały. Postrzegan ie p szczoły jest n ajw y raź­

niej zabarw ione ,,od w ew nątrz", nie idzie tu z pew nością tylko o takie czy inne p o d raż ­ nienie cka.

Interesujące są dośw iadczenia n ad t. zw.

zdolnością liczenia u ptaków . W b ad an iach F i s c h e 1 a gołębie m usiały w ybierać je d ­ ną ze skrzynek, opatrzonych znakam i w p o ­ staci czarnych punktów, lub n aklejon ych w różny sp csó b nasion. O dróżn iały przytem dwa punkty od jednego, trzy punkty u sta ­ wione w szereg, od jednego, trzy punkty w tró jk ąt od dwóch. Nie od różn iały jedn ak trzech punktów, ustaw ionych w rząd, od dwóch. W tym ostatnim przy padk u po stać obu znaków rozpoznaw czych b yła podobna, gdyż ob a tw orzyły linję prostą. N atom iast trzy punkty w tró jk ąt tw orzą p o stać sw o­

istą. P oznajem y w tem n asz w łasn y spcsób widzenia. D laczego w łaściw ie mówimy o trzech punktach ,,w tró jk ą t" ? T ró jk ą t jest przecież figurą zam kniętą, m y zaś m am y do rozporządzen ia tylko trzy luźne punkty.

A le uzupełniam y je, przep row ad zam y lin je łączące i tw orzym y postać, n ieistn iejącą w rzeczyw istości. G ołąb zach ow uje się tak, jak gd yby postępow ał podobnie. O czyw i­

ście z liczeniem we w łaściw em tego słow a znaczeniu nie ma to nic w spólnego. Ptak postrzega tylko odm ienną cało ść postaci.

Z resztą my sam i odróżniam y trzy p rzed ­ mioty od czterech ma pierw szy rzut oka, nie licząc ich.

R e v e s z n ak lejał na kartonie ziarna pszenicy w jeden rząd, a n astępnie pom ię­

dzy każdem i dwoma ziarnam i n aklej onemi um ieszczał jedno wolne. K u ry początkow o dziobały w szystkie ziarna bez różnicy, w krótce jedn ak n auczyły się chw ytać co drugie ziarno, chociażby żadne z nich nie było przytw ierdzone. J e s t to znowuż zd ol­

ność w yodrębniania postaci. G d y mam p o ­ liczyć punkty, ustaw ione w jeden rząd, nie liczę ich jeden za drugim, lecz oko m oje chwyta je pewnemi grupam i, po 2, p o 3 i t.

p. Z pierw otnej postaci sznura punktów

wyodrębniam szereg postaci nowych. T ak w łaśn ie p o stęp u je kura.

K urom podaw ano dw a ziarn a kukurydzy różnej w ielkości, z których ziarno większe było wolne, m niejsze zaś przyklejone, lub odwrotnie (K r o h, G o t z, S c h o 11, Z i e g 1 e r ) . G d y ptak i nauczyły się wybie­

rać ziarno większe, po trafiły one transpo- nować sw oje dośw iadczenie. Je ś li bowiem tak tresow anej kurze dać w iększy kaw ałek chleba i m niejszy kaw ałek m ięsa, to jak k o l­

wiek kura bardzo lubi mięso i w przypadku rów ności kaw ałków z pew nością pochwyci­

łaby mięso, chwyci ona chleb. Zwierzę z a ­ pam iętało po stać: dw a przedm ioty, jeden w iększy od drugiego, m uszę chwycić więk­

szy.

Z tejże p racy wspom nianych autorów wy­

nika, że kury bardzo dobrze od różn iają roz­

m aite figury geom etryczne, np. tró jk ąt od kw adratu, koła, elipsy, nawet pięciokąt od sześciokąta. G d y kury nauczyły się, że tró j­

k ąt je st zw iązany z jedzeniem , pozn aw ały tró jk ąt jako taki, niezależnie od jego poło­

żenia lub sp ecjaln ej form y (równoboczny, różnobcczny, prostokątny), co jest już tran sp o zy cją.

R e v e s z stw ierdził istnienie u kur t. zw.

złudzeń wzrokowych, zupełnie analogicz­

nych do ludzkich. Z dwóch jednakow ych prostokątów , sto ją cy sztorcem w y daje się w iększy, z dwóch identycznych wycinków naszego rys. 3, górny w y d aje się w iększy od dolnego. K u ry nauczono chwytać pokarm tylko z m niejszego z dwóch kartonowych szablonów jednakow ego kształtu. Po doko­

nanej tresurze podano im pokarm na obu w ycinkach rys. 3. T eraz ptaki chw ytały ziar­

no tylko z wycinka dolnego! A nalogiczny wynik otrzym ano z różnie ustawionem i pro­

stokątam i. N ie w szystkie osobniki n adają.

(14)

.się do tych doświadczeń, gdyż stopień inte­

ligencji kur jest indyw idualnie bardzo zmienny, ale u niektórych wyniki były n ad­

zw yczaj jasne. Z apcm ocą tej sam ej meto­

d y stwierdzono u kur także istnienie kon­

trastów barwnych, dobrze nam znanych z w łasnego dośw iadczenia.

W dośw iadczeniach pani K o h t s (p.

G a r t k i e w i c z , „W szech św iat" 1930, str. 119) szym pan s m usiał z pośród róż­

nych przedmiotów, leżących przed nim na stele, w ybrać przedm iot podobny do tego, jak i eksperym entator trzym a w ręku. Po nauczeniu się tej sztuki, zw ierzę mogło iran spon ow ać sw oje dośw iadczenie w sfe­

rę zm ysłu dotyku. P otrafiło bowiem wśród przedm iotów , w sypanych do worka, w y­

brać dotykowo przedm iot żądany.

Zdolności tran sp o zy cji dow odzą także dośw iadczenia W. K o h l e r a , M am y cztery odcienie barw y szarej, które ozna­

czym y jako 1, 2, 3 i 4. Z nich 1 oznacza barw ę białą, 2 — jasn o szarą, 3 — ciemno szarą, i 4 — czarną. Szym pan sa uczono w ybierać 2 z kom binacji 2/3. G dy następnie podano mu kom binację 1/2, szym pans wy­

b ra ł 1, czyli od rzucił odcień 2, który wybie­

r a ł w próbie poprzedniej. W kom binacji z a ś 3 4 w ybrał 3, czyli odcień, który przed­

tem regularnie odrzucał. Zwierzę nie za­

pam iętu je absolutnej jasn ości odcieni, za­

pam iętuje ono po stać całości układu i z jakichkolw iek dwóch odcieni chwyta ja ś ­ niej szy.

N ie będę m nożył tych przykładów , bo­

w iem chodziło mi tylko o zilustrowanie s a ­ mej zasady. Ciekaw e jest zastanow ić się obecnie nad jej dalszem i konsekwencjam i.

Zdolność postrzegan ia postaci, uniw er­

saln a u zw ierząt, rzuca nowe św iatło na istetę tak podstaw ow ego zjaw isk a całej psychiki zw ierzęcej, jak kojarzenie. W m yśl poglądów klasycznych, kojarzenie je st rod zajem sum ow ania. Istn ieje prze­

życie A , oraz niezależne od niego przeży­

cie B, Zwierzę k o jarzy je z sobą, pow staje zw iązek pom iędzy dotąd odrębnemi ele­

m entam i i w łaśnie mechanizm pow staw a­

nia tego zw iązku stanow i istotę zagadn ie­

nia. Obecnie powiedzielibyśm y, że m echa­

nizm kojarzenia jest wręcz odwrotny: po­

strzeganie całości poprzedza w yodrębnia­

nie części. Zwierzę postrzega sytuację, ja ­ ko jednolitą postać. G dy dzięki pow tórze­

niom sy tu acja wbiła się w pam ięć zw ierzę­

cia, jedn a jej część składow a może stać się form ą w yw oław czą w stosunku do całości.

Przeżycia A i B nie istn ieją w cale jak o s a ­ modzielne, autonomiczne jednostki, wcho­

dzą one w skład pewnej postaci, w cha­

rakterze jej elementów, S e m o n po daje, że zapach oliwy budzi w nim wspomnienie o Capri, ponieważ na statku, którym jechał z Neapolu, w szędzie czuć było oliwę, Oba te w rażenia: zapach oliwy i widok Capri, nie były jednostkam i samodzielnemi, oba w chodziły w sk ład jednolitej postaci i obec­

nie jedno z nich może grać rolę formy wy­

w oław czej. Związek pom iędzy przeżycia­

mi jest zjaw iskiem pierwotnem, istota zaś zagadnienia polega na tem, w jak i sposób z jednolitej postaci wyodrębniam y części składow e.

Z faktu postrzegan ia postaci w ynikają n astępnie ciekawe wnioski w spraw ie sub­

telnej budowy system u nerwowego. J a k w skazuje historja badań, wpierw zapozna­

liśm y się z ruchami i reak cjam i zwierząt, a później poszukiw aliśm y wytłum aczenia tych zjaw isk na drodze anatom icznej, Z s a ­ mej budow y narządu nie potrafim y p rze­

widzieć dokładnie, jak n arząd ten będzie funkcjonował. Otóż do niedaw na jeszcze żyliśm y całkow icie pod znakiem stereoty- powości i autom atyzm u działań zwierzęcia.

M ów iliśm y o m aszynow ych odruchach, o niezmiennych instynktach, które tylko w ściśle określonych w arunkach są celowe i pożyteczne, sta ją się zaś nieraz dziwaczne i wręcz szkodliwe, gdy warunki ulegną nie­

znacznej zmianie. Rów nolegle do tych po­

glądów rozw ijała się nauka o system ie ner­

wowym, w którym wyróżniono szereg nie­

zmiennych, zaw sze jednakow o i autom a­

tycznie d ziałających jednostek struktural­

nych, Obecnie poglądy nasze na zachow a­

nie się zw ierząt u legły zasadniczej zm ia­

nie, H asłem dnia dzisiejszego je st w łaśnie zmienność i plastyczność reak cy j, n iesły­

chana mnogość reakcyj możliwych, zdol­

Cytaty

Powiązane dokumenty

dow i znacznie się natom iast opóźniła ze w zględu, jak się przypuszcza, na zbyt suchy k lim at lub konkurencję świerka, k tóry rozprzestrzen ił się tu

ratury. Liczne fakty tego rodzaju wskazują, że gradient w substancji żywej może powstać pod wpływem czynników zewnętrznych. W szczególności gradient jaja daje

Między zachowaniem się positronów i elektronów zachodzi jednak pod tym względem wielka różnica; podczas gdy efekt promieni X wzbudzonych przez elektrony jest

liśmy się poraź pierwszy do jednego z tych jezior, już o zmroku i przy zupełnie po- chmurnem niebie, odrazu zauważyliśmy dziwną barwę wody,

Łączenie się wodoru z tlenem jest silnie egzotermiczną reakcją, wyzwala się podczas niej dużo energji, dlatego też tlen jest tak ważnym biologi­.. cznie

Odrazu dostrzegamy, że najświetniejsze gwiazdy najliczniej gromadzą się przy Drodze Mlecznej, dokładna zaś statystyka słab­.. szych gwiazd wykazuje również,

A u torzy mogą otrzym yw ać odbitki swoich przyczynków po cenie kosztu... ub arw ienia ochronnego je st c zy stą

śród 500 abonentów abonenta żądanego. 2, Łącznik przed ramką w ielokrotnika.. dów— połączenie zostało dokonane. W nioski te są przytem tem bard ziej