• Nie Znaleziono Wyników

(1)W dniach 27–29 wrzeœnia odby³a siê w Gdyni miêdzynarodowa konfe- rencja naukowa zatytu³owana „Moder- nizm w Europie – modernizm w Gdyni”

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "(1)W dniach 27–29 wrzeœnia odby³a siê w Gdyni miêdzynarodowa konfe- rencja naukowa zatytu³owana „Moder- nizm w Europie – modernizm w Gdyni”"

Copied!
7
0
0

Pełen tekst

(1)

W dniach 27–29 wrzeœnia odby³a siê w Gdyni miêdzynarodowa konfe- rencja naukowa zatytu³owana „Moder- nizm w Europie – modernizm w Gdyni”.

Jej wspó³organizatorem by³ Wydzia³ Architektury Politechniki Gdañskiej, a or- ganizatorem Urz¹d Miasta Gdyni. W kon- ferencji wziêli udzia³ architekci i histo- rycy architektury z 7 krajów, w tym ze Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Bryta- nii, Niemiec, S³owacji, Ukrainy, £otwy i Bia³orusi, a tak¿e czo³owi historycy i konserwatorzy architektury z Polski.

Wydarzenie to cieszy³o siê du¿¹ popu- larnoœci¹ w œrodowisku trójmiejskim, gdy¿

zbieg³o siê z wpisaniem zespo³u œródmie-

œcia Gdyni na listê zabytków. Nic te¿ dziw- nego, ¿e odby³o siê przy aktywnym udzia- le nie tylko Prezydenta Gdyni dra in¿.

arch. Marka Stêpy i pracowników nauko- wych Politechniki Gdañskiej, ale równie¿

Wojewódzkiego Pomorskiego Konserwa- tora Zabytków dr Mariana Kwapiñskie- go, a jego goœciem by³ Wiceminister Kul-

„Modernizm w Europie – modernizm w Gdyni”

Architektura lat miêdzywojennych i jej ochrona

Miêdzynarodowa konferencja naukowa

Trzeba jeszcze dodaæ, ¿e Gdynia jest miejscem szczególnym dla konferencji na temat europejskiego modernizmu lat miê- dzywojennych. Jest bowiem miastem zbu- dowanym od podstaw w tym w³aœnie okre- sie, a w jej architekturze zwi¹zki ideowe z awangard¹ europejsk¹ by³y znacz¹ce i wi- doczne. Referenci mówili o dziedzictwie architektonicznym polskim i europejskim, stawiaj¹c przy tym pytania o kryteria jego oceny i skuteczne sposoby ochrony. Szcze- góln¹ atmosferê i nastrój obrad podnosi³ fakt, ¿e za wielk¹, przeszklon¹ sal¹ konfe- rencyjn¹ Domu Rzemios³a przy ul. 10 Lu- tego widaæ by³o w ca³ej okaza³oœci piêknie odrestaurowany i œwietny przyk³ad gdyñ- skiego modernizmu – dom mieszkalny Ban- ku Gospodarstwa Krajowego, zaprojektowa- ny w 1935 r. przez Stanis³awa Zio³owskiego.

Maria Jolanta So³tysik Wydzia³ Architektury (fot. autor) Dr Mark Watson, UK, Historic Scotland tury Jaros³aw Sellin. Atmosfera na sali

by³a gor¹ca, gdy¿ Gdynia jest pierwszym miastem w Polsce i w Europie, które uzy- ska³o status zabytku dla swego bardzo m³odego – pochodz¹cego z lat 20. i 30.

XX w. – obszaru œródmiejskiego.

Wpisanie unikatowego w sensie histo- rycznym zespo³u centrum Gdyni na listê

obiektów chronionych prawem spotka³o siê z du¿ym aplauzem uczestników kon- ferencji. W swych referatach przedsta- wiali oni bowiem m.in. op³akane skutki, jakie dla europejskiego dziedzictwa archi- tektonicznego lat miêdzywojennych nie- sie brak w³aœciwej ochrony. Wynika on przede wszystkim z nieœwiadomoœci i nie- frasobliwoœci dzia³añ oraz z niedostatecz- nej wiedzy o tym, ¿e wartoœæ zabytku nie zale¿y od jego wieku, ale od roli, jak¹ odegra³ w historii architektury.

(2)

– U¿ywa pan okreœlenia: mit za³o¿yciel- ski „Solidarnoœci”. Co to takiego?

– Tak zwany obóz posolidarnoœciowy jest dziœ nies³ychanie podzielony i sk³ócony.

A jednoczeœnie miêdzy wywodz¹cymi siê z niego nurtami i obozami istnieje pewna strefa milcz¹cej zgody. Tê w³aœnie strefê nazywam mitem za³o¿ycielskim ca³ej for- macji. Najbardziej reprezentatywnym miejscem, w którym ten mit jest kreowa- ny, jest obecnie wystawa w katakumbach siedziby „Solidarnoœci” w Gdañsku. To jakby fundament symboliczny, na którym stoi gmach nowej Polski. Jednak wizja naszej historii, która jest tam przedstawia- na, mo¿e budziæ rozmaite w¹tpliwoœci.

– Czym na przyk³ad?

– Bardzo na przyk³ad zosta³y stonowane informacje na temat udzia³u polskiej ar- mii w pacyfikowaniu polskich d¹¿eñ do wolnoœci. Zamiast tego mocno jest eks- ploatowany mit ZOMO. To ono jest przedstawiane jako g³ówny przeciwnik i filar re¿imu. Zomowiec jest, trzeba przy- znaæ, postaci¹ jakby wyjêt¹ z mitu. Pod- pity – jak siê czêsto w tamtych czasach mówi³o – osobnik w he³mie, z ogromn¹ pa³k¹, z którym walczy siê na ulicach.

– Chodzi panu o to, ¿e bez czo³gów polskiej armii ZOMO nie wesz³oby na przyk³ad na teren zak³adów pracy w grudniu 1981 roku?

– Nie tylko. Przecie¿ to polskie wojska pancerne rozbija³y wszystko w czerwcu 1956 roku w Poznaniu. Ogl¹daj¹c wysta- wê „Drogi do wolnoœci”, mo¿na odnieœæ wra¿enie, ¿e od roku 1944 ca³y naród polski aktywnie walczy³ z czerwon¹ w³a- dz¹ – z wyj¹tkiem ZOMO i cz³onków partii. Temu mitowi s³u¿¹ fotografie t³u- mu m³odych ludzi, którzy na ulicach rzu- caj¹ kamieniami w milicjantów albo chwytaj¹ œwiece dymne i odrzucaj¹ je...

– ...w stronê tamtych.

– Powstaje w ten sposób sugestia, ¿e po grudniu 1981 prawie ca³e spo³eczeñstwo aktywnie walczy³o z komunizmem. Kie- dy na wystawie wchodzimy do pierwszej du¿ej sali, na œcianie widzimy rysunek dziecka, przedstawiaj¹cy masê twarzy ludzkich. Pod spodem widnieje napis:

„Jest nas 10 milionów”. Nie znalaz³em

natomiast informacji o tym, co siê sta³o z „Solidarnoœci¹” po wprowadzeniu sta- nu wojennego.

– Kiedy rozsypa³o siê wyobra¿enie na- rodu zjednoczonego w walce z komu- nizmem?

– Sporo cz³onków „Solidarnoœci” prze- sz³o do zwi¹zków bran¿owych Miodowi- cza, do OPZZ. Na wystawie nie mówi siê te¿ o tym, ¿e powtarzane co jakiœ czas we- zwania podziemnej „Solidarnoœci”, ¿eby z okazji rocznicy wprowadzenia stanu wojennego albo z okazji kolejnych patrio- tycznych rocznic wszyscy zademonstro- wali swój sprzeciw poprzez strajk gene- ralny, nie spotyka³y siê ze spo³ecznym odzewem.

– By³a bodaj jedna taka próba, jesie- ni¹ 1982 roku, rzeczywiœcie nieudana.

– Brakuje informacji, ¿e po grudniu 1981

„Solidarnoœæ” podziemna doœæ szybko utraci³a rz¹d dusz nad zak³adami pracy i robotniczymi za³ogami. Mówiê o rz¹- dzie dusz w skali dziesiêciu milionów. Ist- nia³y struktury podziemne zwi¹zku, ale nie by³y one w stanie poderwaæ Polski do strajku generalnego.

– Ale to chyba nie polega na zatajaniu wiedzy o tamtych latach. Mam wra¿e- nie, ¿e na wystawie mamy raczej do czynienia z odtworzeniem stanu œwia- domoœci œrodowisk konspiracyjnych z tamtego okresu. One w tamtym cza- sie s¹dzi³y, ¿e maj¹ rz¹d dusz.

– Mnie siê te¿ tak wydaje, ¿e mamy do czynienia z prezentacj¹ stanu œwiadomo-

œci tych œrodowisk, który przetrwa³ ponad dwadzieœcia lat w doœæ nienaruszonej for- mie. Nastêpna sprawa jest jeszcze powa¿- niejsza, w³aœciwie g³ówna. Na wystawie

„Drogi do wolnoœci” nie ma poruszonej kwestii, ¿e zmiany w Polsce i w Europie

Œrodkowo-Wschodniej by³y w znacznym stopniu konsekwencj¹ zmian w Rosji.

– Powtarza to pan za tymi, którzy twierdz¹, ¿e komunizm obali³ raczej Gorbaczow ni¿ papie¿?

– Tak daleko bym siê nie posun¹³, bo to by³aby przesada. Nie wszystko by³o w rêkach Gorbaczowa. Niemniej on ode- gra³ doœæ istotn¹ rolê. Na wystawie nie ma na przyk³ad ani jednego zdjêcia ze

s³ynnego przejazdu Gorbaczowa przez Warszawê, kiedy bawi³ z wizyt¹ w Pol- sce. Pamiêta pan to?

– Bardziej wystêp Rosiewicza przed Gorbaczowem.

– A ja pamiêtam tak¿e, jak wygl¹da³y wówczas ulice. Nikogo nie spêdzano, a t³u- my by³y nieprawdopodobne. Mnie to wów- czas zdumia³o. Przyje¿d¿a do nas szef komunistycznej Rosji i w taki sposób jest przyjmowany przez ludzi, którzy nie tak dawno byli œwiadkami wprowadzenia sta- nu wojennego?

– No, ale gdyby to przypominaæ, za- tar³aby siê teza, ¿e to my sami rozsa- dziliœmy ca³y ten system.

– Myœlê, ¿e nie do koñca prawdziwa jest sugestia, ¿e to „Solidarnoœæ” zburzy³a mur berliñski. Bywa to nawet stawiane mocniej: ¿e to „Solidarnoœæ” wywróci³a ca³e rosyjskie imperium. Ten sposób my-

œlenia uwa¿am za doœæ niebezpieczny dla rozpoznania naszej rzeczywistej sytuacji w œwiecie. On oczywiœcie jest bardzo krze- pi¹cy. Pamiêtam takie plakaty, przedsta- wiaj¹ce oddzia³ywanie „Solidarnoœci” na historiê œwiata jako uk³ad kostek domina.

– Pierwsz¹ kostk¹ jest Polska, która przewraca komunizm po kolei we wszystkich krajach.

– To w³aœnie jedna z symbolicznych struk- tur mitu za³o¿ycielskiego „Solidarnoœci”.

Uk³ad kostek domina. Myœmy zrobili Sier- pieñ i „Solidarnoœæ”, potem posypa³o siê wszystko i rozpad³a siê ca³a imperialna struktura. Oczywiœcie „Solidarnoœæ” mia-

³a pewien wp³yw na historiê Europy, to nie ulega ¿adnej w¹tpliwoœci. Ale w tym sposobie myœlenia brakuje podstawowe- go pytania: dlaczego oni – komuniœci – nie strzelali do nas w Sierpniu?

– Mo¿e dlatego, ¿e pamiêtali Grudzieñ.

Albo ¿e jedna ekipa w³adzy chcia³a za- st¹piæ drug¹.

Mit „Solidarnoœci”

Ze Stefanem Chwinem rozmawia Jaros³aw Zalesiñski

Fot. Adam J. Chwin

(3)

– Ja sam nie znam pe³nej odpowiedzi na to pytanie. Próbowa³em rysowaæ rozmaite hipotezy. Kiedyœ nawet rozmawia³em na ten temat z Januszem G³owackim, który napisa³ powieœæ „Moc truchleje” o strajku w stoczni. Mia³a byæ ona podstaw¹ sce- nariusza filmu Andrzeja Wajdy, „Cz³owie- ka z ¿elaza”, ale Wajda siê z takiego zamia- ru wycofa³. Ta dzisiaj trochê zapomniana powieœæ jest przeciwieñstwem ekspozy- cji, o której rozmawiamy. G³owacki opo- wiada o robotniku, który boi siê i który raz jest po tej stronie, a raz po tej. Budz¹ siê w nim ró¿ne szlachetne odruchy, ale za moment dochodzi do wniosku, ¿e trze- ba siê cofn¹æ, i ta szarpanina wewnêtrz- na okreœla jego zachowanie.

– Byæ mo¿e dzisiaj ten sam robotnik g³osuje raz na tych, a raz na tych.

– Byæ mo¿e. W ka¿dym razie w powieœci G³owackiego znalaz³em coœ, co na w³asny u¿ytek okreœlam jako nasze „dzwonienie zêbami” w Sierpniu. W 1981 roku w po- pularnej audycji radiowej „Szeœædziesi¹t minut na godzinê” czêsto puszczano pio- senkê „wejd¹, nie wejd¹”, parafrazê roz- mowy Telimeny z panem Tadeuszem. Pan Tadeusz le¿y obok Telimeny na ziemi, a dooko³a chodz¹ mrówki. I pan Tadeusz

œpiewa: wejd¹, nie wejd¹, wejd¹, nie wej- d¹. Obawa: wejd¹, nie wejd¹, by³a g³ów- n¹ spraw¹ od pierwszych chwil. Dziœ mit za³o¿ycielski „Solidarnoœci”, akcentuje raczej ludyczny, karnawa³owo-religijny, zwyciêski nastrój strajku. Przedstawia te¿

historiê Polski jako liniê masowych zry- wów i buntów, nie mówi jednak o ewolucji w obozie w³adzy, to znaczy o tym, jak zmie- nia³a siê druga strona konfliktu. A ona siê zmienia³a i przypuszczam, ¿e w³aœnie dla- tego w Sierpniu nie pad³y strza³y, ¿e to by³a ju¿ inna w³adza ni¿ w Czerwcu 1956 roku czy w Grudniu 1970. Gdyby to by³ dawny monolit, to oni rozbiliby Sierpieñ w ci¹gu jednego dnia. Od razu wjechali- by czo³gami do stoczni.

– Wjechali, tylko ponad rok póŸniej.

– Ale w sierpniu nie zareagowali tak jak w Poznaniu. Dlaczego – nie potrafiê po- wiedzieæ. Przecie¿ mogli to zrobiæ w ka¿- dej chwili.

– Mit mówi o duchowym zwyciêstwie bez przemocy.

– Mit za³o¿ycielski „Solidarnoœci” to jest mit rewolucji bez jednej kropli krwi.

W takim obrazie œrodkowoeuropejskich dróg do wolnoœci brakuje sceny, która by³a jedn¹ z najbardziej przera¿aj¹cych i bolesnych, jakie widzia³em w ¿yciu. Dwa

cia³a le¿¹ce pod murem, podobne do po- dziurawionych worków. Pamiêta je pan?

– Dwa cia³a? Z Grudnia 1970?

– Nie, to 1989 rok. Nicolae Ceausescu i jego ¿ona. Do tego przypomnia³bym 5 tysiêcy ludzi, którzy zginêli w Bukaresz- cie. I tych, którzy zginêli na £otwie czy w walkach w Wilnie pod wie¿¹ telewi- zyjn¹. W ogóle przemoc w mitycznym obrazie œrodkowoeuropejskich dróg do wolnoœci jest raczej przemilczana, cho- cia¿ pojawia³a siê tak¿e po naszej stro- nie. W pierwszym roku stanu wojennego zginê³o w walkach ulicznych i podczas pacyfikacji 17 osób. Po stronie w³adzy by³o ponad 800 rannych. Mówi coœ panu okreœlenie „bombiarze z Lubina”?

– Górnicy, którzy z dynamitu produ- kowali bomby?

– To nazwa z akt s¹dowych. Grupa cz³on- ków „Solidarnoœci”, górników z Lubina, która powsta³a po manifestacji z 1982 roku, kiedy to ZOMO zabi³o trzech ludzi, sporz¹dza³a bomby z wykradzionego dy- namitu i podk³ada³a je pod drzwiami mieszkañ zomowców. Jak eksplodowa³y, rozbija³y ca³e mieszkanie. Chodzi³o o efekt propagandowy, wiêc baczono, by nie by³o ofiar. Trzeba tu te¿ wspomnieæ o wczeœniej- szej grupie Ruchu, o braciach Kowalczy- kach i grupie ks. Zycha, m³odych ludziach, którzy po wprowadzeniu stanu wojennego chcieli walczyæ o Polskê z broni¹ w rêku.

Skoñczy³o siê na œmiertelnym postrzeleniu sier¿anta milicji Karosa. Mit wszystkie te zdarzenia pomija.

– Bo to pojedyncze, marginesowe kar- ty polskiej historii.

– Zgoda, ale w³aœnie te karty pod has³em

„gwa³t niech siê gwa³tem odciska” z le- gendy „dróg do wolnoœci” zosta³y wyma- zane zupe³nie, chocia¿ jednak istnia³y. Ja by³bym za tym, ¿eby w Centrum Solidar- noœci pokazaæ tak¿e takie bolesne epizody.

Pokaza³bym tak¿e zdjêcia milionowego pochodu pierwszomajowego w Warsza- wie. I zderzy³bym obraz powielacza, mar- nego sitodruku, ze wspania³ym zdjêciem gigantycznej maszyny drukarskiej RSW Prasa. Bo ca³y mit oparty jest na przeko- naniu, ¿e to „Solidarnoœæ” pokona³a gi- gantycznego czerwonego smoka.

– Ale w micie smok ma tylko jedn¹ g³o- wê, g³owê zomowca.

– Gdyby smok mia³ tylko tê jedn¹ g³owê, zomowca, to byœmy siê z niego wszyscy

œmiali. Chcia³bym, ¿eby w nowym Cen- trum Solidarnoœci by³a wyraŸnie opowie-

dziana historia samotnoœci i spo³ecznego wyizolowania opozycji w zderzeniu z sys- temem totalitarnym. Bo teza, ¿e mieliœmy do czynienia co jakiœ czas ze zrywami ca-

³ego narodu polskiego, nie do koñca od- powiada prawdzie.

– To by³y garstki powstañców, podcho- r¹¿owie, id¹cy listopadow¹ noc¹ przez Warszawê i s³ysz¹cy stukot zamyka- nych okiennic?

– Ludzie z opozycji antykomunistycznej czêsto czuli siê tak, jak Pi³sudski, gdy wkracza³ do Kielc z zaboru austriackie- go, by wznieciæ powstanie, i widzia³ za- mykaj¹ce siê przed nim drzwi. Teraz daw- ni dzia³acze opozycji wol¹ raczej o tym nie pamiêtaæ.

– Próbujê sobie zatem wyobraziæ, jak by pan chcia³ to wszystko zilustrowaæ.

Obok tych wielkich fotografii, przed- stawiaj¹cych wspó³czesnych podchor¹-

¿ych, jak odrzucaj¹ petardy w stronê ZOMO, ustawi³by pan tablice, pokazu- j¹ce statystyki udzia³u w oficjalnych wyborach w latach 80.?

– Dotyka pan bardzo bolesnej sprawy.

Frekwencja w tych wyborach wcale nie by³a taka z³a.

– W wyborach do rad narodowych siê- ga³a siedemdziesiêciu paru procent. Jak na rzeczywistoœæ komunizmu, wynik niezwykle niski.

– Tak siê pocieszamy. Ale siedemdziesi¹t parê procent to jest jednak doœæ znaczna liczba. Tak mi siê wydaje. Mówiê o tym wszystkim z bólem. Ale boli mnie te¿, ¿e przemilcza siê dzisiaj, jak strasznie trudno by³o byæ w czasach komunizmu cz³owie- kiem, który siê przeciwstawia systemowi.

Bolesn¹ spraw¹ jest te¿ nie zawsze do koñ- ca jednoznaczna postawa Koœcio³a katolic- kiego wobec pañstwa realnego socjalizmu.

Z ca³¹ pewnoœci¹ Koœció³ by³ przeznaczo- ny przez komunistów na zniszczenie. I mu- sia³, po to by przetrwaæ, wejœæ w jakieœ re- lacje z systemem. Gdyby tego nie zrobi³, zosta³by zmieciony z powierzchni ziemi, tak jak Rosja sowiecka zrobi³a z cerkwi¹ pra- wos³awn¹. Na wystawie niewiele siê mówi na przyk³ad o porozumieniu z 14 kwietnia roku 1950, kiedy Koœció³ jednak podpisa³ uk³ad z w³adzami, które zgodzi³y siê na religiê w szkole, a w zamian Koœció³ zo- bowi¹za³ siê w punkcie 8, ¿e „zwalczaæ bê- dzie równie¿ zbrodnicz¹ dzia³alnoœæ band podziemia oraz bêdzie piêtnowa³ i kara³ konsekwencjami kanonicznymi duchow- nych, winnych udzia³u w jakiejkolwiek ak- cji podziemnej i antypañstwowej”.

(4)

– M¹droœæ Koœcio³a, nastawionego na d³ugofalowy opór.

– Z pewnoœci¹. Pojawia siê jednak pyta- nie, czy podobne informacje powinny siê znaleŸæ w Muzeum Solidarnoœci. Mo¿na uznaæ, ¿e s¹ to informacje zupe³nie nie- istotne dla ca³ego obrazu, bo generalnie Koœció³ odegra³ inn¹ rolê.

– A pan by wola³ na przyk³ad ustalaæ, którego dnia od wybuchu strajku po- jawili siê w stoczni ksiê¿a?

– Myœlê, ¿e na wystawie powinny siê zna- leŸæ fragmenty przemówienia kardyna³a Stefana Wyszyñskiego na Jasnej Górze z 15 czy 16 sierpnia 1980.

– Fragmenty te nag³oœniono w komu- nistycznych mediach w sierpniu, zosta-

³y zmanipulowane przez SB.

– Przemówienie zosta³o zmanipulowane, ale ono by³o te¿ takie, ¿e mo¿na je by³o zmanipulowaæ. Kardyna³ Wyszyñski wzy- wa³ do umiarkowania, porz¹dku, powrotu do pracy, choæ owszem, upomina³ siê te¿

o prawa pracownicze. Pamiêtam, ¿e czêœæ stoczniowców by³a rozczarowana tym, co us³ysza³a. To by³a zreszt¹ konsekwentna strategia kardyna³a Wyszyñskiego, który nie d¹¿y³ do ¿adnych czo³owych staræ z systemem, rozmawia³ osobiœcie z sekre- tarzami partii komunistycznej, a w 1956 roku otwarcie popar³ Gomu³kê. Wizja Po- laka walcz¹cego o wolnoœæ, który rzuca kamieniami w milicjantów, na pewno nie by³a jego wizj¹. Rozstrzygniêcie wszyst- kich tych kontrowersji miêdzy panem i mn¹ zale¿y od tego, jaki ma byæ cel ekspozycji w przysz³ym Centrum Solidarnoœci. Jeœli ma byæ to cel krzepi¹co-propagandowy, to nie ma ¿adnej sprawy.

– Cel Europejskiego Centrum Solidarno-

œci od pocz¹tku jest w³aœnie taki. Chce- my pokazaæ, ¿e to my, zjednoczony pol- ski naród, zburzyliœmy mur berliñski.

– Z punktu widzenia pedagogiki spo³ecz- nej jest to wizja najg³êbiej s³uszna. Ale z punku widzenia historii muszê jednak zwróciæ uwagê, ¿e jest to wizja do pewne- go tylko stopnia kontaktuj¹ca siê z rzeczy- wistoœci¹. Stajemy przed dylematem: czy ma to byæ powa¿ne centrum historycznej wiedzy, dziêki któremu naród przez wiele dziesiêcioleci bêdzie siê dowiadywa³, co siê tak naprawdê wydarzy³o. Czym napraw- dê by³ ten straszliwy system i jak strasznie trudna by³a walka z nim. Czy te¿ chcemy opowiedzieæ historiê o husarii polskiej, która roznios³a w py³ imperium sowiec- kie. To jest decyzja podstawowa i trzeba

siê zdecydowaæ, co wybieramy. Wiem, ¿e jest wielu zwolenników idei centrum jako instytucji krzepi¹co-propagandowej. Ja upomina³bym siê jednak o pokazanie tego, co dla mnie w historii Polski XX wieku jest najbardziej poruszaj¹ce i najcenniej- sze. Samotnoœæ i tragizm opozycji anty- komunistycznej w Polsce. Cena, jak¹ za to wszystko p³acili nieliczni ludzie, któ- rzy odwa¿yli siê na otwart¹ walkê. War- toœæ samotnego sprzeciwu wobec systemu w spo³eczeñstwie, które z jednej strony ko- munizmu nienawidzi³o, ale z drugiej chêt- nie korzysta³o z jego rozmaitych udogod- nieñ. I wieloœæ dróg, jakie Polacy wybierali, d¹¿¹c do wolnoœci. I obraz sporów ide- owo-programowych w ruchu opozycyj- nym i w „Solidarnoœci”.

– Samotnoœæ i tragizm... Pan tak¿e u¿y- wa jêzyka pewnej czêœci opozycji z lat 80. W nienaruszonej formie...

– To prawda. Mówiê jêzykiem mojej m³o- doœci. Ten jêzyk wyra¿a³ doœwiadczenie g³êbokiej bezsilnoœci.

– Jak w s³ynnym eseju Vaclava Havla

„Si³a bezsilnych”? Jeœli dobrze rozu- miem pañskie myœlenie, chcia³by pan, aby dzisiejszy happy end naszej œrod- kowoeuropejskiej drogi do wolnoœci nie przes³ania³ jej wczeœniejszego tragizmu?

– Tak bym wola³. Fundamentem mitu za³o¿ycielskiego „Solidarnoœci” jest coœ, co mo¿e niepokoiæ, a mianowicie prze-

œwiadczenie milcz¹co przyjmowane przez wielu Polaków, tak¿e ludzi o solidarno-

œciowych korzeniach, ¿e Bóg jest bli¿ej nas ni¿ innych. To my, ludzie Sierpnia, byliœmy duchem, który odmieni³ oblicze ziemi, tej ziemi. Takie wykorzystanie cy- tatu z papie¿a wprowadza religijn¹ sank- cjê do sfery dzia³añ politycznych. Skoro my byliœmy duchem, który odmieni³ ob- licze ziemi, mamy prawo kierowaæ tym krajem. Z pewnoœci¹ jest to jêzyk polskiej tradycji, ale ja bardzo siê obawiam wszel- kich prób religijnej legitymizacji prawa do w³adzy. Bo jeœli argumenty ze sfery religii wprowadza siê do polityki w taki sposób, pojawia siê niebezpieczeñstwo duchowego szanta¿u, który mo¿e uzasad- niaæ ró¿ne niedobre dzia³ania. Zdanie

„Bóg jest bli¿ej nas ni¿ innych” brzmi inaczej, kiedy jest wypowiadane przez ludzi przeœladowanych, a inaczej, kiedy jest wypowiadane przez ludzi w³adzy albo aspiruj¹cych do w³adzy. Wtedy mit za³o-

¿ycielski zaczyna funkcjonowaæ jako moralne alibi dla polityków, którzy – jak wiadomo – potrafi¹ robiæ ró¿ne rzeczy.

– I rozmija siê z duchem Ewangelii.

– Ja nauki ewangeliczne rozumiem tak, ¿e Bóg sprzyja wszystkim i jest blisko ka¿- dego. Nawet czasem wierzê w to, ¿e Bóg stoi bli¿ej grzeszników, ni¿ takich, co maj¹ poczucie, ¿e s¹ Jego duchem. Jest tak samo blisko Wa³êsy, jak Jaruzelskiego.

– Polski mesjanizm z wieku dziewiêt- nastego widzia³ sprawê inaczej.

– Mam wra¿enie, ¿e mit za³o¿ycielski

„Solidarnoœci” jest dok³adnym przed³u-

¿eniem tego, co najmocniej wypowiedzia³ mistyczny S³owacki. On mia³ takie wy- obra¿enie, ¿e jak Polacy wyjd¹ wielkim t³umem na plac Zamkowy, stan¹ nieru- chomo i ruszy na nich horda Kozaków, a oni siê duchowo nat꿹...

– To ta kozacka horda siê od nich od- bije...

– ...nie tylko siê odbije, ale nawet rozsy- pie zupe³nie. Ci, którzy szli w 1863 roku na plac Zamkowy, wierzyli w to g³êbo- ko. Oni wierzyli w duchow¹ si³ê bezsil- nych. Skoñczy³o siê to masakr¹.

– A w Sierpniu 1980?

– Mnie siê wydaje, ¿e ludzie w Sierpniu bardzo chcieli uwierzyæ w zwyciêstwo si³y ducha. Ale uwierzyli w to dopiero wtedy, kiedy siê im uda³o. Natomiast kiedy to siê zaczê³o, ja mia³em przed oczami jedynie poruszaj¹cy widok bezbronnego cz³owie- ka, który zas³ania siê obrazem Najœwiêt- szej Marii Panny przed jad¹cym na niego czo³giem. I to dlatego ten obraz zawieszo- no na bramie stoczni. Natomiast dzisiaj mit „Solidarnoœci” odziera historiê z ta- jemnicy. Bo tajemnic¹ jest, jak Bóg dzia-

³a w historii poprzez cz³owieka. To jest jedna z najwiêkszych tajemnic, Tymcza- sem mit mówi, ¿e wygraliœmy dlatego, ¿e Bóg by³ bli¿ej nas ni¿ Rosji. ¯e Bóg po- rzuci³ Rosjê. Ja jednak czujê niepokój, kiedy ktoœ mówi, ¿e Bóg kogoœ porzuca.

Wszystko jedno kogo.

– Bo zsy³a deszcz i na dobrego, i na z³ego.

– W polskim myœleniu jest to bardzo trud- ne do przyjêcia. Nie jest dobrze, kiedy ludzie zaczynaj¹ mówiæ, ¿e Bóg nie jest z tamtymi, tylko z nami. Dopóki mówi- my, ¿e Bóg nam pomaga, takie zdanie nie razi. Ale jeœli mówi siê: Bóg jest bli¿ej nas ni¿ innych, to obawiam siê, ¿e to nie jest ten Duch, o którym mówi³ papie¿, ¿e odmieni oblicze tej ziemi.

Pierwodruk: „Tygodnik Powszechny”, nr 37, 16 wrzeœnia 2007.

(5)

K¹cik matematyczny

„Pierwiastki kwadratowe z liczb ujemnych nie s¹ zerami, ani nie s¹ ujemne, ani dodatnie. St¹d wynika, ¿e pierwiastki te nie mog¹ znajdowaæ siê wœród mo¿liwych liczb. W konsekwencji s¹ to liczby niemo¿liwe. I tak dochodzimy do liczb na ogó³ zwanych urojonymi albo te¿ wyobra¿alnymi dlatego, ¿e ist- niej¹ one tylko w wyobraŸni.”

L. Euler „Algebra”

„Œwiat urojony – piêkne schronienie dla boskiego ducha – prawie pomost miêdzy istnieniem a nieistnieniem.”

G. W. Leibniz

Liczby zespolone, a wœród nich liczby urojone – ach, jak to brzmi tajemniczo. I natychmiast rodz¹ siê pytania: czym one s¹? Sk¹d siê wziê³y? Jak¹ rolê odgrywaj¹ w naszym ¿yciu?

Liczby urojone pojawi³y siê z potrzeby i rodzi³y w g³o- wach wielu matematyków przez wiele stuleci. Pocz¹tkowo wy- wo³a³y ogromny niepokój, a nawet wzburzenie. Wielu je od- rzuca³o i traktowa³o jako pozbawione sensu. Pomimo to niektórzy po prostu je stosowali niezale¿nie od tego, dok¹d prowadzi³y. I wówczas okazywa³o siê, ¿e otrzymane wyniki wydawa³y siê poprawne.

Aby poj¹æ trudnoœci w akceptacji liczb zespolonych, nale-

¿y przyjrzeæ siê w³aœciwoœciom liczb rzeczywistych. Jak wia- domo, liczby te ró¿ne od zera s¹ albo ujemne, albo dodatnie.

Ich arytmetykê tworz¹ ró¿ne regu³y. Tu jednak jest szczegól- nie wa¿na jedna z nich, a mianowicie, ¿e iloczyn 2 liczb do- datnich czy iloczyn 2 liczb ujemnych jest liczb¹ dodatni¹. Na przyk³ad ³atwo mo¿na stwierdziæ, ¿e 2 · 4 = 8, jak równie¿

(–2) · (–4) = 8.

St¹d pojawia siê problem, gdy chcemy okreœliæ wartoœæ pier- wiastka kwadratowego z liczby ujemnej, np. . Zgodnie z jego definicj¹ nale¿a³oby podaæ tak¹ liczbê rzeczywist¹, która pomno¿ona przez sam¹ siebie da³aby liczbê ujemn¹ – tu (–1).

No có¿, ale taka liczba nie istnieje. Dlatego pocz¹tkowo nie- którzy z matematyków twierdzili, ¿e rozwa¿ania na ten temat nale¿y odrzuciæ.

Jednak¿e problem ten nie znikn¹³ i pojawi³ siê w próbach rozwi¹zania równania x2+ 1 = 0. Wówczas równanie to tak¿e potraktowano jako pozbawione sensu. Ale sta³a siê rzecz dziw- na. Od czasu do czasu matematycy dostrzegali, ¿e mogliby skróciæ rozwa¿ania i otrzymaæ poprawne wyniki, gdyby w trak-

S¹ pewne pojêcia w matematyce, które maj¹ ciekaw¹ i burzliw¹ historiê. Do nich w³a-

œnie nale¿¹ liczby zespolone. Mo¿na je spotkaæ na przyk³ad na zajêciach z matematyki (i nie tylko). Wówczas to podaje siê tylko pewne podstawowe fakty. S¹ one wynikiem uporz¹d- kowanej ju¿ teorii, na któr¹ pracowali matematycy przez stulecia. Niestety, brak jest ca³kowicie czasu na przedstawienie intryguj¹cej historii liczb zespolonych. A jest ona niezwykle pouczaj¹ca. Pokazuje bowiem, jak to w pewnych momentach tworzenia teorii, matematycy borykaj¹cy siê z zagadnieniami, których nie potrafi¹ rozstrzygn¹æ, musz¹ opuœciæ œwiat, w którym dzia³ali do tej pory. Wiedz¹, ¿e je¿eli chc¹ iœæ dalej, musz¹ to zrobiæ.

Dlatego te¿ postanowi³am opowiedzieæ troszkê o liczbach zespolonych.

Liczby zespolone – co to takiego?

cie pracy u¿ywali symbolu na i gdyby traktowali go ja- ko zwyk³¹ liczbê. No i tak zaczê³a siê historia liczb urojo- nych.

Oczywiœcie nale¿y sobie uœwiadomiæ, ¿e w historycznym rozwoju matematyki wszystkie te nowe odkrycia i uogólnie- nia nie by³y w ¿adnym przypadku dzie³em jednej osoby.

Pocz¹tki historii liczb zespolonych okreœla siê na wiek szes- nasty. Wówczas to dwaj matematycy w³oscy Tartaglia (1500–

1557) i G. Cardano (1501–1576) wykazali, ¿e pierwiastki rów- nania stopnia trzeciego wyra¿aj¹ siê ogólnymi wzorami poprzez wspó³czynniki tego równania. Osi¹gniêcie to przyczyni³o siê do postawienia nowych zadañ. Okaza³o siê, ¿e podczas obli- czeñ mog¹ pojawiæ siê pierwiastki kwadratowe z liczb ujem- nych a w szczególnoœci . Oczywiœcie nie jest to ¿adna liczba rzeczywista. Poniewa¿ innych liczb poza rzeczywistymi podówczas nie znano, powsta³ problem, czym jest wielkoœæ

„ ”. Czêœæ matematyków uwa¿a³a, ¿e rozwa¿anie „ ” nie ma ¿adnego sensu. Natomiast inni traktowali tak, jak licz- bê rzeczywist¹, okreœlaj¹c odpowiednio dzia³ania. I tak na przyk³ad Cordano okreœli³ je w nastêpuj¹cy sposób:

Inny matematyk w³oski R. Bombelli w swojej pracy z 1572 r.

zasugerowa³, ¿e czasowo mo¿na by zostawiæ pierwiastki kwa- dratowe z liczb ujemnych jako œrodek poœrednicz¹cy pomiê- dzy równaniem stopnia trzeciego i jego rozwi¹zaniami rze- czywistymi.

W wieku siedemnastym Kartezjusz uzna³ pierwiastki z liczb ujemnych za gorsze od samych liczb ujemnych. Nazwa³ je liczbami urojonymi. Nazwa ta przyjê³a siê i po pewnym cza- sie na oznaczenie pierwiastka kwadratowego z (–1) zaczêto u¿ywaæ symbolu „i” (od s³owa ³aciñskiego imaginarius – uro- jony). Nikt na pocz¹tku nie wiedzia³, dlaczego nowy symbol

„i” oka¿e siê tak u¿yteczny.

Przez dwa stulecia matematycy pos³ugiwali siê nim, nie maj¹c dla niego uzasadnienia. Jeszcze na pocz¹tku XVIII w.

liczby zespolone by³y ci¹gle obywatelami II kategorii w ma- tematyce. Jednak¿e wiek XVIII da³ wybitnego matematyka Leonarda Eulera (1707–1783). Wniós³ on ogromny wk³ad w rozwój liczb zespolonych i spowodowa³, ¿e sta³y siê one

, .

(6)

i o funkcjach zespolonych. Nale¿y wymieniæ tu jeszcze ogrom- ny wk³ad dwóch matematyków: Cauchy’ego (1789–1857) i W. R. Hamiltona (1805–1865). To koncepcja Hamiltona trak- towania liczb zespolonych jako pary liczb rzeczywistych po- mog³a stworzyæ aksjomatyczne podejœcie do algebry.

Wspó³czeœnie, a¿ do chwili obecnej ros³a i roœnie iloœæ prac zwi¹zanych w pewien sposób tak z liczbami zespolonymi, jak i funkcjami zespolonymi. Dlatego trudno by³oby wymieniæ wszystkich autorów tych prac.

Niemniej, ju¿ ten fragment historii pokazuje, jak to w ma- tematyce czêsto stajemy wobec kwestii istnienia i kwestii nie- mo¿noœci. Wymaga to stworzenia teorii, w myœl której czasa- mi bezsensowny do tej pory zapis zaczyna okreœlaæ dobrze zdefiniowany obiekt. Nale¿y tylko pamiêtaæ, ¿e definiuj¹c nowe byty nie mo¿na naraziæ na niebezpieczeñstwo ju¿ ist- niej¹cych i nie mo¿na zaprzeczaæ ju¿ ustalonym wynikom.

W matematyce „rewolucji” dokonuje siê, nie burz¹c sta- rych œwiatów. Te nowe œwiaty wch³aniaj¹ poprzednie lub ist- niej¹ obok nich. To piêkny przyk³ad wspó³istnienia przodków i nowo narodzonych.

Jest jeszcze jeden ciekawy fakt zwi¹zany z liczbami zespo- lonymi. Zanim powsta³a ich gruntowna teoria, fizycy stwier- dzili, ¿e s¹ one u¿yteczne przy opisywaniu ró¿nych zjawisk fizycznych. Zaczê³y one wiêc wchodziæ do równañ elektro- statyki, hydromechaniki, a nawet do równañ mechaniki kwan- towej. Zatem ich u¿ytecznoœæ jest równie¿ istotnym powo- dem, aby o nich mówiæ.

Oczywiœcie na pierwszy rzut oka wydaje siê bardzo dziw- ne, ¿e pierwiastek kwadratowy z minus jednoœci – coœ, czego nikt nigdy nie widzia³ i co wydaje siê z natury niemo¿liwe, okaza³ siê u¿yteczny przy rozwi¹zywaniu takich zagadnieñ, jak konstrukcja dynama, silnika elektrycznego czy oœwietle- nia elektrycznego.

Ale có¿, je¿eli jakiœ fakt robi na nas wra¿enie dziwnego, oznacza to, ¿e byæ mo¿e patrzymy z niew³aœciwego punktu.

Wobec tego je¿eli „i” wydaje nam siê dziwne, to dlatego, ¿e myœlimy o „i” jako o zwyk³ej liczbie. Faktycznie „i” jest ope- racj¹ polegaj¹c¹ na obrocie o 90°. Poniewa¿ ka¿dy generator pr¹du zmiennego zawiera obracaj¹ce siê czêœci, które w ci¹gu ka¿dej minuty obracaj¹ siê o wiele k¹tów prostych, a wiêc wielokrotnie stosuje siê do nich operacja „i”. Innym tak¿e wa¿nym faktem jest to, ¿e je¿eli jakieœ rozwa¿ania na gruncie technicznym doprowadzaj¹ do wyk³adników „urojonych”, to mamy do czynienia z drganiami (ach, ten wzór Eulera).

Oczywiœcie in¿ynierowie musz¹ znaæ tylko najbardziej ele- mentarne wyniki dotycz¹ce liczb zespolonych. Bardziej za- awansowane fakty interesuj¹ przede wszystkim matematyków zawodowych. Znajduj¹ oni i udoskonalaj¹ nowe metody, z któ- rych – gdy ju¿ s¹ definitywnie opracowane – mog¹ korzystaæ praktycy.

Koñcz¹c moj¹ opowieœæ, mam cich¹ nadziejê, ¿e uda³o mi siê chocia¿ zwróciæ uwagê na istnienie liczb zespolonych.

Mo¿na jak zwykle stwierdziæ, ¿e jeœliby ich nie by³o, to szyb- ko nale¿a³oby je utworzyæ.

Proszê tylko nie próbowaæ mieæ na koncie w banku z³otych, bo s¹ to niestety pieni¹dze urojone.

Krystyna Nowicka Studium Nauczania Matematyki narzêdziem pracy matematyka. W sposób naturalny u¿ywa³

symbolu . Pozwoli³o to zapisaæ liczbê zespolon¹ jako z = a + bi, gdzie a, b s¹ liczbami rzeczywistymi.

Poniewa¿ zarówno a, jak i b mog¹ byæ równe zeru, to w zakres szeroko rozumianych notacji liczb zespolonych wchodz¹ tzw. liczby czysto urojone, takie jak i = 0 + 1· i, oraz dowolne liczby rzeczywiste, takie jak np. 5 = 5 + 0 · i. W tym sensie liczby zespolone zawieraj¹ liczby rzeczywiste.

L. Euler nie ograniczy³ siê tylko do utrwalenia notacji , ale rozwin¹³ tzw. postaæ trygonometryczn¹ liczby zespolonej. Znany jest tzw. wzór Eulera:

Z niego zaœ wynika inny wzór (obecnie uwa¿any za jeden z najpiêkniejszych wzorów, obok znanego wzoru Einsteina E=mc2). Jest nim:

£¹czy on najwa¿niejsze sta³e matematyki, tj. 0, 1, πππππ, e oraz „i” (prawdziwa parada gwiazd). Krótko mówi¹c, Euler wykaza³, ¿e sinusy i cosinusy s¹ zamaskowanymi funkcjami wyk³adniczymi. To zaœ mia³o odegraæ w przysz³oœci wa¿n¹ rolê praktyczn¹.

Jeszcze dziwniejsze sta³o siê wyliczenie przez Eulera czyli urojonej potêgi liczby urojonej. Okaza³o siê, ¿e . Jak widaæ, jest to liczba rzeczywista. Iloœæ wyników, jakie uzy- ska³ Euler, daje mu szczególne miejsce w historii liczb zespo- lonych.

Postaæ trygonometryczn¹ liczby zespolonej, jakiej u¿ywa³ Euler, po raz pierwszy poda³ J. Wallis (1616–1703). Mo¿na j¹ tak¿e znaleŸæ w pracach A. de Moivre’a (1667–1754) – mate- matyka angielskiego. Nale¿a³oby tak¿e wspomnieæ, ¿e posta- ci¹ trygonometryczn¹ liczb urojonych zajmowa³ siê gdañski nauczyciel matematyki Henryk Külm (1690–1769). Wyniki otrzymane przez niego by³y wysoko oceniane przez L. Eulera (fakt ten znany jest z listownego kontaktu miêdzy nimi).

Idea, aby liczbê zespolon¹ traktowaæ jako punkt na p³asz- czyŸnie, pojawi³a siê w 1797 r. w pracy norweskiego mierni- czego i kartografa C. Wessela (1745–1818). Zamiarem We- ssela by³o stworzenie aparatu s³u¿¹cego do rozwi¹zywania zadañ geodezyjnych. W tym celu opracowa³ dok³adny rachu- nek wektorowy na p³aszczyŸnie, bêd¹cy jednoczeœnie mode- lem geometrycznym algebry liczb zespolonych. Ugruntowa-

³o to zarówno liczby zespolone, jak i dzia³ania na nich. Ta geometryczna definicja doprowadzi³a do okreœlenia systemu liczbowego, w którym istnieje pierwiastek kwadratowy z (–1) i spe³nione s¹ zwyk³e prawa arytmetyki. Niezwykle wa¿nym faktem sta³o siê równie¿ to, ¿e mno¿enie liczby zespolonej przez „i” powoduje obrót o 90° wokó³ pocz¹tku uk³adu 0.

P³aszczyznê zespolon¹ w teorii liczb zespolonych utrwali³ genialny matematyk C. F. Gauss (1777–1855). Obecnie, oma- wiaj¹c ich interpretacjê geometryczn¹, mówi siê o p³aszczyŸ- nie Gaussa. Niezwykle wa¿nym wynikiem, uzyskanym tak¿e przez Gaussa, jest „Podstawowe Twierdzenie Algebry”. Wi¹-

¿e ono liczby zespolone z rozwi¹zaniami równañ wielomia- nowych. Fakt ten nada³ im szczególny status w matematyce.

Wiek XIX w liczbach zespolonych, to prace wielu wybit- nych matematyków, a wœród nich C. Weierstrassa (1815–1897) i F. B. Riemanna (1826–1866). Ca³y wiek XIX przyniós³ ogromny rozwój wiedzy tak o liczbach zespolonych, jak

.

.

(7)

Wrzesieñ 2007

3 14–16 wrzeœnia. Nowy S¹cz. Spot- kanie Konsorcjum dotycz¹cego in-

¿ynierii materia³owej.

3 18 wrzeœnia. Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wy¿szego w Warsza- wie. Uroczyste posiedzenie Rady Narodowego Centrum Badañ i Roz- woju. W czasie posiedzenia rektor odebra³ nominacjê do cz³onkostwa w Radzie.

3 19 wrzeœnia. Sala Senatu Politechni- ki Gdañskiej. Posiedzenie Senatu PG 3 19 wrzeœnia. Uniwersytet Gdañski.

Debata publiczna z udzia³em przed- stawicieli w³adz miasta Gdañska, rektorów wy¿szych uczelni publicz- nych i niepublicznych, przedstawicieli ministerstw, placówek dyploma- tycznych i instytucji edukacyjnych w sprawie nauczania matematyki i kszta³cenia technicznego.

3 19 wrzeœnia. Uniwersytet Gdañski.

Uroczyste otwarcie Gdañskiego Salonu Maturzystów Perspektywy 2007. W czasie uroczystoœci rektor poprowadzi³ debatê dotycz¹c¹ na- uczania matematyki.

3 24 wrzeœnia. Studium Wychowania Fizycznego i Sportu Politechniki Gdañskiej. Wrêczenie nagród dy- daktycznych w SWFiS PG.

3 25–28 wrzeœnia. Koszalin. Konfe- rencja Rektorów Polskich Uczelni Technicznych.

PaŸdziernik 2007

3 1 paŸdziernika. Bazylika Archika- tedralna w Gdañsku. Msza Œwiêta w intencji studentów i pracowni- ków wy¿szych uczelni województwa pomorskiego, celebrowana przez Metropolitê Gdañskiego Ksiêdza Ar- cybiskupa Tadeusza Goc³owskiego.

3 1 paŸdziernika. Akademia Marynar- ki Wojennej w Gdyni. Œrodowiskowa Inauguracja Roku Akademickiego 2007/2008, po³¹czona z obchodami Jubileuszu 85-lecia Akademii Mary- narki Wojennej w Gdyni.

3 1 paŸdziernika. Apartamenty Pa- pieskie w Gdañsku Oliwie. Spotka- nie z profesorem Zbigniewem Brze- ziñskim.

3 1 paŸdziernika. Polska Filharmo- nia Ba³tycka. Debata w ramach Gdañskiego Areopagu z udzia³em profesora Zbigniewa Brzeziñskiego.

3 2 paŸdziernika. Studium Naucza- nia Matematyki Politechniki Gdañ- skiej. Wrêczenie nagród dydaktycz- nych pracownikom Studium.

3 2 paŸdziernika. Polska Filharmo- nia Ba³tycka w Gdañsku. Spotkanie z okazji Dnia Jednoœci Niemiec.

3 2 paŸdziernika. Nowy Ratusz w Gdañsku. Spotkanie z ojcem Ma- ciejem Ziêb¹, Dyrektorem Europej- skiego Centrum Solidarnoœci.

3 3 paŸdziernika. Z³o¿enie kwiatów pod pomnikiem Poleg³ych Stocz- niowców.

3 3 paŸdziernika. Aula Politechniki Gdañskiej. Uroczysta Inauguracja Roku Akademickiego 2007/2008 na Politechnice Gdañskiej.

3 3 paŸdziernika. Akademia Sztuk Piêknych w Gdañsku. Uroczysta Inauguracja Roku Akademickiego 2007/2008 w Akademii Sztuk Piêk- nych w Gdañsku.

3 4 paŸdziernika. Otwarcie konferen- cji zorganizowanej przez Dyrekcjê Lasów Pañstwowych z udzia³em Pana Jana Szyszko, Ministra Œro- dowiska.

3 5 paŸdziernika. Studium Jêzyków Obcych Politechniki Gdañskiej.

Wrêczenie nagród dydaktycznych pracownikom Studium.

Z kalendarza JM Rektora

3 5 paŸdziernika. Uniwersytet Gdañ- ski. Uroczysta Inauguracja Roku Akademickiego 2007/2008 na Uni- wersytecie Gdañskim.

3 8 paŸdziernika. Akademia Medycz- na w Gdañsku. Uroczysta Inaugu- racja Roku Akademickiego 2007/

2008 w Akademii Medycznej.

3 8 paŸdziernika. Sala Koncertowa Akademii Muzycznej w Gdañsku.

Œrodowiskowy Koncert z okazji In- auguracji Roku Akademickiego 2007/2008.

3 9 paŸdziernika. Refektarz Pocy- sterski Gdañskiego Seminarium Duchownego w Gdañsku. Debata zorganizowana przez miesiêcznik

„Styl ¯ycia” pod has³em „Na po- cz¹tku by³o s³owo – (nie)czu³e s³ówka”.

3 10 paŸdziernika. Hotelu Hevelius Mercure w Gdañsku. Spotkanie z czo³owymi politykami – kandyda- tami do Parlamentu RP reprezen- tuj¹cymi Platformê Obywatelsk¹ oraz Lewicê i Demokratów.

3 12 paŸdziernika. Pañstwowa Wy¿- sza Szko³a Zawodowa w Nowym S¹czu. Uroczysta Inauguracja Roku Akademickiego 2007/2008 w Pañ- stwowej Wy¿szej Szkole Zawodowej w Nowym S¹czu. Rektor wyg³osi³ wyk³ad inauguracyjny pt.:„Upor- czywoœæ pamiêci. Rzecz o tym, jak czas wi¹¿e ludzkie doœwiadczenia”.

3 14 paŸdziernika. Grand Hotel w Sopocie. Spotkanie z profesorem Rolfem Jeltsch’em przewodnicz¹- cym GAMM (Gebiet der Angewand- ten Mathematik und Mechanik).

Piotr Markowski Rektorat

Koncert okolicznoœciowy z okazji tegorocznego Dnia Papieskiego

pod patronatem Rektora PG prof. Janusza Rachonia oraz Senatora RP prof. Edmunda Wittbrodta

Antonio Vivaldi Cztery Pory Roku op. 8

Orkiestra Sinfonietta Cracovia Robert Kabara – skrzypce

15 paŸdziernika 2007, godz. 14.00, Aula PG, ul. Narutowicza 11/12, Gdañsk

Cytaty

Powiązane dokumenty

¿e przeciwstawiaj¹cym je spo³eczeñstwu, co jest szczególnie szkodliwe i naganne wobec niezwykle trudnej sytuacji ochrony zdrowia w Polsce.. Zda- niem przewodnicz¹cego ORL w

Pierwsza Szko³a Letnia „Praktyka programowania równoleg³ego”, zorganizowana przez Wydzia³ Fizyki i Matematyki Stosowanej Politechniki Gdañskiej, Wydzia³ Chemii

Je¿eli stosuje siê podstawê pod monitor, zaleca siê by by³a ona mocno przymoco- wana i nastawna w takim zakresie k¹towym, który zapewni dobre warunki obser- wacji monitora;

Wkrótce jednak poœwiêci³ siê g³ównie dzia³alnoœci naukowo-pedagogicznej w Politechnice Gdañskiej, gdzie by³ kolejno starszym asystentem (1945), adiunktem (1948), od 1951

Nasza sowa, ptak kontrowersyjny – jak widaæ, jest zarazem symbolem samotnoœci, czujnoœci, milczenia, rozmyœlania, umiar- kowania, m¹droœci, œwieckiej nauki, wiedzy racjonalnej,

Liczne wspólne dyskusje przyczyni³y siê do lepszego zrozumienia dostêpnych wyników badañ i wnios- ków ich autorów oraz sformu³owania w³asnych hipotez na temat

Postêpowanie wytwórców energii, chc¹cych wy- korzystaæ spready w analizie op³acalnoœci produkcji powinno byæ nastêpuj¹ce: w momencie gdy spread jest na rynku du¿y, czyli

Badania pokaza³y istotn¹ zale¿noœæ azymutu lineamentu z azymutem wektora wstrz¹sów (TVAA) po wysokoenergetycznym wstrz¹sie.. Zale¿noœæ ta mo¿e potwierdzaæ mechanizm