• Nie Znaleziono Wyników

Almanach Prowincjonalny 2010, nr 11 [1].

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Almanach Prowincjonalny 2010, nr 11 [1]."

Copied!
118
0
0

Pełen tekst

(1)

Almanach

PROWINCJONALNY

Wewnątrz m.in.:

1

Ewa Lipska. Janusz Szuber J

wierszem M'1 ■ Karolina Olszo

Stal, znaczy nieztom1

. Jerzy Szymik, Kś.Marek Lis (rzysztof Zanussi

seje I

ł]

4 Raciborskie Centrum Kultury

Racibórz - Kwiecień 2010

(2)
(3)

K

atyń

sprzączki i guziki z orzełkiem ze rdzy O miskach czerepów - robaków gonitv Zgniłe zdjęcia, pamiątki, mapy miast i v Ale me ma broni. To nie pole bitwy.

Mozę wszyscy byli na to samo chorzy?

Te same nad karkiem okrągłe urazy ' rzez które do ziemi dar odpynął Boży Ale me ma znaków, że to grób zarazy...

leszcze rosną drzewa, które i

. , Ю Widziały

Jeszcze ziemia pamięta kształt buta, smak

u świadkowie żywi-więc Stronniczy

^sztą,byichsłuchać-trzebawejśćdoz Na milczenie tych świadków może pan id Pan powietrza i ziemi i drzew uwięzionycl

Oto świat bez śmierci, świat śmierci bez m Świat mordu bez rozkazu, rozkazu bez gło.

Świat głosu bez ciała i ciała bez Boga Świat Boga bez imienia, imienia-bez losu

w-iyiKO jedna taka świata strona Gdzie coś, co nie istnieje-wciąż o p<

Gdzie już śmiechem nawet mogiła ni Dołmeominięty-dla orła sokoła

Pewnym brzasku w л, Strzelali do nas Sowieci...

Jacek Kaczmarski

29.8.1985 Ósme S1? do światła niby warstwy skóry

spod ruszonej Jarn

^oglądają jedna znad drugiej - do góry Ale nie ma rum. To nie gród wymarły...

7 z,dięcnfymi usty Lecą sobie przez ręce wypróchniałe w śród

row, co nigdy więcej nie będzie już pust A e nie ma krzyży. To nie groby przodków.^

(4)

w*

‘Лі

МІГ-т.і ^в> нл

I I "^Kj

F« . л

- Ж

■Н.1 JflU*- f і1’* !■ ■ff X *г Жн li «Li Wall .* t<«1* » jS|ҐА ■

(5)

ZAMIAST WSTĘPU

8.56. L

ekcjazbłędem

Zah(ch)arczało requiem młodych podsmoleńskich brzóz ściętych skrzydłem

Wytrwały Kolekcjoner Staroci znów zażądał

guzików

dużo

dziewięćdziesiąt sześć tuzinów

W supermarkecie mglistego poranka postawiono na prawdziwą

monetę

życie

Łączymy się ze sobą w trybie awaryjnym słyszałeś

słyszałem sowieckiego kornika echo odpowiadało strzałami tu nie zanosi się na wiosnę

Barca i Real założyły czarne kokardy rozmaryn się rozwinął Jasieńko nie wróci Golgota zajęła nowy

las

W Pałacu zostały zwierzaki mężne sieroty

tak jak my

10IV2010

M.R.

Almanach

PROWINC JONA IN Y 3

(6)

W 'A LIPSKA

R

azem

Tyle lat razem. Nawet po godzinach życia.

W wąskich ramionach chłopięcego miasta do którego przyciągnął ich

szczupły wysportowany gotyk.

Zainwestowali w ucho Mozarta aby usłyszeć rwący potok pieśni.

Umierali na takie same pytania.

Tyle lat razem. Już zestarzał się ich grzech.

Przytył. Chociaż krok w krok za nimi lubieżny nordic walking.

Lubią wracać ze spaceru pod koniec wiersza.

Kiedy się ściemnia. A czterolistna blizna po szczęśliwym życiu zasila

miejską elektrownię.

4

(7)
(8)

иї '"-r _' Ді M ?■

05, /

гд‘ yt“? -*-г ępłg*

AVT'

Ж

■"■ V fj' /\і>Л ч' ‘хИЕгЬ

і >ІУ> 7<

*■

z * >,w

S

pk

T

— -

9'Л-*л

КйЯИ

йзНЗІйИвзІ

гі

Bte

уі □«м ¥

И-V ■ ц

> - ’ .

«feF* і S * 2 Жі:>

(9)

. .. :

B

alkon

Staliśmy na balkonie. Naftalina wspomnień wietrzyła się na sznurku. Który to był rok?

Czas stchórzył i zaszył się w Schafthausen

szwajcarskim uzdrowisku. Pod tykającym wodospadem.

Zawsze było nie w porę. Za wcześnie. Za późno.

Gdybym nie tęsknił do Paryża, tęskniłbym do Pragi *

Los otwierał ramiona nie dla tych miłości które kręciły się obok nas.

Na rondzie. W sercu koła.

Ewa Lipska

- ur. 8.10.1945 roku w Krakowie; jedna z najwybitniejszych poetek polskich, lau­

reatka wielu prestiżowych nagród, min.

Nagrody Kościelskich w Genewie (1973);

redaktorka w Wydawnictwie Literackim (1970-80), pracownik Ambasady Polskiej w Wiedniu i szef Instytutu Polskiego w ty mieście (1991 -2001); zadebiutowała tomi- kiem„Wiersze"(1967), po wielu znakomi­

tych tomach poezji wydała w ubiegłym roku swój debiut prozatorski p.t.„Sefer".

Mieszka w Krakowie. Dwukrotnie gościła w Raciborskim Centrum Kultury (2003, 2005).

Teraz dużo objazdów. Roboty drogowe.

Szerzy się epidemia miast. Okrężne drogi prowadzą do halucynacji.

Ale spokojnie. Życie mieliśmy piękne jak pożar.

W odpowiednim czasie nadjeżdżał roztropny wóz strażacki.

Wierzyliśmy w dobroczynność języka i w śmierć która była

tylko innym rodzajem miłości.

*) Józef Roth, z artykułu Heimweh nach Prag, 1924 (wierszeztomu „Pogłos", Wydawnictwo Literackie, Kraków 2010)

Almanach

PROWINCJONALNY

(10)

NIEZŁOMNY

Dla tychco majątakzatak nie za niebez światłocienia C.K. Norwid

Tylu ciekawych i wartych wspominania ludzi żyło na tym świecie. Jednak kiedy przyjdzie do wykonania zadania i człowiek musi wybrać jedną osobę, która naprawdę pokazała swoim życiem, co to znaczy być patriotą i dobrym człowiekiem, to już nie jest takie proste. Tym bardziej, że nie chciałyśmy pisać o ludziach już znanych, tylko odnaleźć takiego nieco zapomnianego, zasłużone­

go i godnego polecenia naszym rówieśnikom jako autorytet do naśladowania.

Myślę, iż osoba, którą wybrałyśmy, spełnia właśnie te kryteria, a bronić będzie się sama poprzez historię swojego życia.

Franciszek Stal, ps. „Chabina”, przyszedł na świat 2 czerwca 1912 r. w Bor­

ku, powiat bocheński. W okresie międzywojennym zdał maturę w Gimnazjum Humanistycznym w Bochni.

Następnie odbył służbę wojskową w Szkole Podchorążych Rezerwy w Zamb­

rowie i w 31 p.p. Strzelców Koniakowskich w Łodzi. Naukę kontynuował w Instytucie Admini­

stracyjno-Gospodarczym w Krakowie. Na miejsce swojej dalszej pracy wybrał Wileńszczyznę.

Pracował w PKP najpierw w Wilnie, a od 1938r. w Ignalinie. W kampanii wrześniowej brał udział jako dowódca taborów batalionu 206 zapasowego p.p. z Nowej Wilejki.1 Brał udział w obronie Lwowa, po kapitulacji miasta razem z kolegami postanowił uciec. Z perspektywy czasu wiemy, że dzięki temu uniknął Katynia. W ucieczce Franciszkowi i jego dwóm kolegom pomogli pracow­

nicy PKP. Gdy już znaleźli się z lewymi papierami w pociągu, niebezpieczeństwo było w dalszym ciągu znaczne, bo nikt nie zdawał sobie sprawy, jaka jest stacja docelowa i czy nie znajduje się ona na dalekiej Syberii. Po wielu zmianach transportu, dotarł Franciszek Stal do Wilna, a następnie już w pierwszych dniach listopada 1939 r. dotarł do Ignalina, gdzie tak jak wcześniej zamieszkał u pani Michałowej, która - jak się później okazało - została po latach jego teściową.2 W czasie swojego pobytu w tej miejscowości wspomina pan Franciszek panoszenie się Żydów i antypolskie zachowanie Litwinów. Sytuacja zmieniła się po wkroczeniu Niemców, Żydzi zostali zaprzęgnięci do ciężkiej pracy i wywożeni do obozów, a Litwini po prostu zmienili pana, któremu usługiwali.

Obawiając się dekonspiracji, Franciszek wyjechał na początku 1940r. do Wilna i tam pracował jako inkasent liczników elektrycznych. Kiedy rok później znowu pracował na kolei i zobaczył znajomego Żyda o nazwisku Muszkin3 pędzonego do katorżniczej pracy, nie został obojętny, ale przynosił mu codziennie jedzenie, a nawet zaproponował pomoc w ucieczce. Pod koniec swoje­

go pobytu w Wilnie Franciszek Stal spotkał się z kpt. Jerzym Bronikowskim, który namówił go w wstąpienia w szeregi AK, a następnie przyjął od niego przysięgę AK-owską. Po swoim powrocie

Wspomnienia E Stała, „Almanach Prowincjonalny” nr 2 (2005), s. 25-26.

Wspomnienia E Stała, „Almanach Prowincjonalny” nr 6 (2007), s. 18-22.

Wspomnienia F. Stała, „Almanach Prowincjonalny” nr 5 (2007), s. 16-18.

8

(11)

do Ignalina nasz bohater rozpoczął werbunek do swojej podziemnej działalności, była ona o tyle trudna, że okolice te były prawie w całości zamieszkałe przez ludność pochodzenia litewskiego.

Stopniowo rodziła się siatka konspiracyjna, zajmująca się głownie małą dywersją, Edward Szostak prowadził nasłuch radiowy, pracujący na kolei sypali piasek do maźnic wagonów, co powodo­

wało wyłączenie wagonu ze składu pociągu, szukali oni również broni ukrytej przez Polaków po kampanii wrześniowej oraz przez Sowietów uciekających przez Niemcami.4

Grupa „Chabina” specjalizowała się także w zakładaniu min na torach, jednak było to co­

raz trudniejsze zadanie z powodu częstych patroli niemieckich oraz wybudowania bunkrów wzdłuż trasy. Franciszek Stal szczególnie wspomina jak jego koledzy Śrut z fadzinem w białych narciarskich uniformach wysadzili pociąg, Stal jako dowódca bardzo się obawiał, czy akcja jest wystarczająco dobrze zaplanowana, ponieważ bał się o swoich ludzi.

Częstą działalnością było także zdobywanie broni z niemieckich pociągów ciągnących na front. Zdobyli oni całkiem dużo tych „skarbów” które dla podziemia niepodległościowego było bardzo cenne. Sam tylko oddział Franciszka Stała posiadał tyle broni ile, najlepiej uzbrojone od­

działy w Powstaniu Warszawskim.5 Wraz z coraz większym powodzeniem akcji podkomendni Franciszka Stała poczynali sobie coraz zuchwałej i nie chcieli przerwać swojego procederu mimo czyhającego niebezpieczeństwa. Po kilku tygodniach zjawił się w Iglinie obcy człowiek, okazał się Niemcem w cywilu, który miał za zadanie rozpracować w tej miejscowości polską siatkę kon­

spiracyjną. 22maja 1942 r. pomimo zakazu Franciszka Stała brygada Śruta likwiduje gestapowca.

Stal obawiając się o swoje bezpieczeństwo przestał nocować w domu, nie zrezygnował jednak z pracy, po kilku dniach dostał wiadomość, gdzie znajdują się jego koledzy i postanowił się do nich przedostać. Znalazł swoim siedmiu chłopakom bezpieczne miejsce tymczasowego pobytu.

Kilka tygodni po tej akcji Franciszek Stal dostał wezwanie do komendy Obwodu AK w Podbro- dziu, gdzie kpt. Janusz zaproponował mu objęcie dowództwa nad brygadą Żejmiana.6 Jednak nie przyjął on dowództwa, bo po szybkim wywiadzie wśród tamtejszych żołnierzy dowiedział się, że bardzo lubią oni i cenią swojego dowódcę. W 1943 r. po zdaniu egzaminów dostał Franci­

szek Stal awans na porucznika, co było dowodem uznania dla jego działalności. Dobrym spraw­

dzianem nerwów i treningiem była przypadająca na grudzień 1943 r. akcja przecinania torów pod bezpośrednim dowództwem Stała. Akcje utrudniające okupantowi życie trwały w dalszym ciągu w okresie zimy 1943/44, kiedy żołnierze „Chabiny” zdobyli zapalnik i wysadzili wagony wiozące paliwo na front. Akcja, która przysporzyła najwięcej chwały oddziałowi „Chabina”, od­

była się w lutym 1944 r. Stal dowiedział się, że na bocznicy stoi wagon z bronią. Rozpoczęło się układanie planu i wcielanie go w życie. Część z oddziału dostała za zadane odwrócenie uwagi wartowników, inni mieli ściągnąć pieczęć tak, aby nie została uszkodzona oraz wyładować broń.

Wszystko działo się bardzo szybko, a żołnierze działali w ogromnym napięciu. Franciszek Stal jako dowódca musiał czuwać aby zachłanność zbytnio nie naraziła „chłopców” oraz aby każdy element akcji został wykonany jak najbardziej poprawnie i precyzyjnie. Po tej akcji kpt. Janusz złożył wniosek o przyznaniu Śrutowi i Jadzinowi Krzyża Walecznych, a „Chabinie” odznaczenia Virtuti Militari, który otrzymał dopiero w 1990 r. Kiedy Niemcy rozpoczęli ucieczkę z terenów Wileńszczyzny, Stal został wezwany do sztabu i tam dowiedział się jak pod Wilnem Sowieci zdra­

dziecko aresztowali płk „Wilka”. W czasie drogi powrotnej został aresztowany przez Sowietów ale udało mu się przekupić ich samogonem.7 Gdy dotarł do Nowych Święcie, dowiedział się, że jego zastępca Lizdejko zdekonspirował ich siatkę.

Franciszek Stal dostał kolejne zadanie, został przerzucony w lutym 1945 r. do Wilna, gdzie pracował jako kierownik transportów odpowiedzialny za odjazd pociągów repatriacyjnych,

4 Wspomnienia R Stała, „Almanach Prowincjonalny” nr 3 (2006), s. 19-23.

5 Wspomnienia E Stała, „Almanach Prowincjonalny” nr 3 (2006), s. 19-23.

6 Wspomnienia E Stała, „Almanach Prowincjonalny” nr 7 (2008), s. 18-23.

7 Wspomnienia E Stała, „Almanach Prowincjonalny” nr 8 (2008), s. 20-27.

PROWINCJONALNY 9

(12)

10

zajmował się głównie przerzutem osób „spalonych” do kraju. Bawił on się w tak zwaną „ciuciu­

babkę” z funkcjonariuszami NKWD.8 Zajęcie było bardzo niebezpieczne. Przyszedł czas, kiedy Franciszek Stal wyczuł, iż wokół jego osoby zaczyna robić się gorąco. Zameldował to swoim dowódcom, dostał pozwolenie na opuszczenie miejsca zamieszkania i pracy, jednak najpierw musiał przerzucić ostatni transport, ludzi z Uniwersytetu Stefana Batorego. W czasie powro­

tu do domu, gdzie czekała żona w zaawansowanej ciąży, spotkał kolegę Henryka Mejera, który poinformował go, że w jego domu jest „kocioł”. Właśnie ten kolega uratował go od niechybne­

go aresztowania. Organizacja Stała miała już przygotowane dla niego lokum w Ponarach, gdzie miał oczekiwać na transport do Polski.9 Ponary były miejscowością wypoczynkową i mieszkali tu przeważnie wyżsi urzędnicy. Właścicielem domu, w którym zamieszkał Franciszek Stal, był Franciszek Tarło.10 Właściciele wiedzieli, że ukrywają osobę zdekonspirowaną i że w razie nie­

powodzenia wiele ryzykują. Stal już wtedy wiedział, że NKWD szuka go w transportach oraz, że jego żona przedostała się do Krakowa i czeka tam na rozwiązanie. Właśnie w tym okresie z po­

wodu ciągłego napięcia nerwowego miał myśli samobójcze. Pewnego dnia jego gospodyni po­

informowała go, że ma wyruszyć transportem do Polski i w jaki sposób ma się do niego dostać.

Kiedy na stacji w sąsiedniej miejscowości zauważył umówiony znak, z duszą na ramieniu wsiadł do odpowiedniego wagonu. Dzięki pomocy współpasażerów przekroczył granice. Gdy pociąg dojechał do Białegostoku, Stal spotkał na stacji swojego „znajomego” Łaszkiewicza, który był kapusiem NKWD11. Aby uniknąć aresztowania, musiał uciekać. Bez dokumentów dostał się do Warszawy pociągiem osobowym, gdzie spotkał swojego przyjaciela Jadzina, która zaopiekował się nim i zabrał do Kutna, gdzie mieściła się Komenda Wileńska AK. Do Krakowa Franciszek Stal dojechał 23 sierpnia rano, a wieczorem urodził się jego syn Stanisław. Wraz z rodziną Stal zamieszał w swojej ojcowiźnie w Borku.

29 czerwca 1948 r. został aresztowany przez UB. Franciszek Stal został przewieziony do Warszawy na ul. Koszykową do Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, a następnie do wię­

zienia na Mokotowie do Pawilonu XI. Dzień później odbyło się pierwsze przesłuchanie, oprawcy pokazali Franciszkowi Stalowi kilka zdjęć i żądali rozpoznania znajdujących się na nich osób, ten jednak pomimo bicia i maltretowania nie wskazał nikogo. Franciszek Stal w swoich wspo­

mnieniach nie opisuje dokładnie przesłuchań, mówi że pomimo upływu tylu lat on dalej nie potrafi o tym opowiadać.12 Po licznych przesłuchaniach miał uszkodzoną nerkę i zniszczony układ nerwowy, nie został jednak inwalidą, a jak sam wspomina i takie przypadki miały miej­

sce w więzieniu mokotowskim. Pod koniec zimy 1948/49 F. Stal został przewieziony do więzie­

nia w Katowicach, gdzie panowały trochę lepsze warunki. W sierpniu 1950 r. spotkał się po raz pierwszy ze swoim adwokatem, którego, jak się potem dowiedział, znalazła mu żona z pomocą życzliwych ludzi. Wyrok sądu wynosił 10 lat pozbawienia wolności, w tym czasie był to wyrok zaliczany do niskich. Następna rozprawa odbyła się już bez wychodzenia z celi i bez obrońcy. 20 sierpnia mimo, że śledczy Szumlewicz wtrącał się w przebieg „rozprawy”, wyrok został utrzy­

many. Po kilku tygodniach F. Stal został przewieziony do Więzienia Centralnego we Wronkach, miejsca o potwornym reżimie. W czasie pobytu w tym więzieniu spotkał tam m.in. kpt. Ryszarda Krzywickiego ps. Jamont, Wiesław Chrzanowskiego, Zbyszka Bednorza. Więźniowie byli całko­

wicie izolowani, nie znali dat, nie wiedzieli kiedy przypadają święta. W czasie swojego ośmio­

miesięcznego pobytu w pawilonie XI F. Stal nie był ani razu w łazience. Następnie znowu został przewieziony na Mokotów, a po pewnym czasie znowu do Wronek. W więzieniu we Wronkach jego transport był opatrzony inskrypcją „szczególnie niepoprawni, zachować szczególną ostroż-

8 Wspomnienia F. Stała, „Almanach Prowincjonalny” nr 8 (2008), s. 20-27.

9 Wspomnienia E Stała, „Almanach Prowincjonalny” nr 2 (2005), s. 26-28.

10 Wspomnienia F. Stała, „Almanach Prowincjonalny” nr 2 (2005), s. 26-28.

11 Wspomnienia F. Stała, „Almanach Prowincjonalny” nr 2 (2005), s. 27.

12 Wspomnienia F. Stała, „Almanach Prowincjonalny” nr 2 (2005), s. 29-30.

--- AteaaŁ

(13)

Л;

(14)

ność”, co oznaczało, że ci ludzie zostaną w specjalny sposób „powitani”.13 Po przejściu kwaran­

tanny, R Stal został przydzielony do celi składającej się z kapusiów, którzy podstępem lub siłą mieli go rozpracować. Gdy to się nie udało, przerzucany z jednej celi do drugiej, aż na przełomie 1951/52 znów trafił na Mokotów. Został tym razem przydzielony do pawilonu X w którym pod wpływem warunków w celi oraz krwi na podłodze dostał biegunki i wymiotów, które towarzy­

szyły mu w czasie dalszych przesłuchań w sprawie lewych kart repatriacyjnych. Kiedy R Stal był już w letargu, został zabrany na oddział szpitalny. Tu uratowali go koledzy, będący w podobnym położeniu, a szczególnie Józef Steller ps. Dąbski i lekarka, Żydówka, dr Kamińska. Tak jak wcześ­

niej jemu, tak on pomagał tym, którzy przyszli po nim, np. płk. inż. Antoniemu Sanojcowi. 22 grudnia 1954 r. R Stal uzyskał przerwę w odbywaniu kary. Udał się on do Krakowa, gdzie w tym czasie mieszkała jego żona z małym synkiem. Był już u kresu wytrzymałości fizycznej i psychicz­

nej.14 Jego rodzina żyła bardzo skromnie, jak sam pisze, nie starczyło nawet na buty dla żony.

R Stal dzięki pomocy życzliwych ludzi dostał pracę pomocnika magazyniera w Mostostalu przy budowie elektrowni w Skawinie. Kiedy po upływie roku ubiegał się w dalszym ciągu o przedłu­

żenie zwolnienia w odbywaniu kary, musiał zgłosić się do Wojskowego Szpitala Okręgowego, tak z pomocą przyszedł mu lekarz, który po wysłuchaniu historii życia por. Stała wystawił mu takie zaświadczenie, o którym nikt nawet nie śnił.15 W 1963 roku R Stal był usilnie namawiany do wstąpienia w szeregi partii. Gdy to się nie udało, rozpoczęła się kolejna fala szykan i inwigi­

lacji. Już po przeniesieniu się do Raciborza, znalazł R Stal pracę w Urzędzie Skarbowym, jednak dzięki „opiece” UB został zwolniony. W czerwcu 1957 r. zatrudniono go na PKP w Rybniku, jed­

nak - jak przyznał jego zwierzchnik - miał z tego powodu niemałe problemy. Jednak problemy ze znalezieniem pracy nie dotyczyły tylko R Stała, jego syn Stanisław miał również kłopoty ze znalezieniem i utrzymaniem pracy, funkcjonariusze przeszkadzali mu także w zawarciu związku małżeńskiego, grożąc, że rodzice i teściowie stracą pracę.16 Dopiero w 1991 r. Sąd we Wrocławiu uchylił wyrok stalinowskich sądów. W 1993 r. w mieszkaniu F. Stała zjawia się prokurator Haru- pa, który proponuje mu wystąpienie w roli świadka i wskazanie oficerów UB z Mokotowa, ten jednak nie wskazuje i nie oskarża nikogo z nich.

Do końca swoich dni był wielkim społecznikiem, zajmował się głownie organizowaniem czasu dzieciom. Był jednym z założycieli Chóru Męskiego „Sygnał”, działającego przy ZZK na Stacji Racibórz. Był jednym z organizatorów życia kolejarskiego w mieście. Współtworzył po­

dwórko dla dzieci w Raciborzu tzw. ‘Ogródek Jordanowski” przy ul. Drzymały.17

Moim zdaniem życiorys Franciszka Stała jest najlepszym uzasadnieniem naszego wyboru.

Człowiek, który nie szczędził sił, aby ratować swoją ojczyznę. Z narażeniem życia walczył w kam­

panii wrześniowej, a potem przeszedł do konspiracji. Pomimo tego, że wiedział ile ryzykuje, szkodził okupantom, a potem w komunistycznych katowniach polskich nie wydał swoich kole­

gów. Był oddanym przyjacielem, który mimo tego, że wiele złego wycierpiał od ludzi do końca swoich dni wierzył w ludzi, pamiętał o tych, dzięki którym przeżył. Powierzył swoje życie Matce Boskiej Okulickiej i czuł, że to ona go wyprowadziła z „niewoli”. Myślę, że jest to jedna z niewie­

lu osób, które stając na wieczną wartę w jednym szeregu z innymi patriotami, mogą powiedzieć:

„zachowałem się jak trzeba”. Z patriotami zarówno znanymi, jak i tysiącami bezimiennych, któ­

rzy własnym życiem pokazali, że można poświęcić się dla ideałów i nie sprzedać reżimowi. Oni potrafili wyciągnąć pomocną dłoń i w każdym zobaczyć człowieka. Mam nadzieję, że moje po­

kolenie będzie brać przykład z postawy porucznika Franciszka Stała. Ja osobiście jestem bardzo zachwycona czytając biografię tego wspaniałego człowieka. Podziwiam pokolenie, które potrafiło

13 Wspomnienia F. Stała, „Almanach Prowincjonalny” nr 4 (2006), s. 16-26.

14 Wspomnienia F. Stała, „Almanach Prowincjonalny” nr 4 (2006), s. 16-26.

13 Wspomnienia F. Stała, „Almanach Prowincjonalny” nr 4 (2004), s. 16-26.

16 Wspomnienia F. Stała, „Almanach Prowincjonalny” nr 9-10 (2009), s. 9-12.

17 http://www.raciborz.pl/main/aktualnosci,news969.html

12 a

(15)

złożyć takie najwyższe ofiary z samych siebie i mam szczerą nadzieję, że gdyby moi rówieśnicy zostali wystawieni na tak wielką próbę nie zawiedliby. Pan Franciszek przypomina mi takiego kochanego dziadka, dlatego też takie postacie są bliskie mojemu sercu i tak ciepło modlę się o ich wieczny odpoczynek.

W OSTATNIM NUMERZE ZAKOŃCZYLIŚMY PUBLIKACJĘ AUTOBIOGRAFII FRANCISZKA

Stała, porucznika Armii Krajowej, dowódcy Ośrodka Dywersyjnegow Ignalinie, KAWALERA VlRTUTI MlLITARI. DZIŚ... ZNÓW CZYTAMY O NlM. POWYŻSZY ARTYKUŁ NIE WY­

SZEDŁ SPOD PIÓRA HISTORYKA, JEST DZIEŁEM LICEALISTKI Z II LO W RACIBORZA, PASJONATKI historii Polski. Tylkotakiejosobiemogłosięchciećwziąćudziałwkonkursie NA PREZENTACJĘ SYLWETKI LOKALNEGO BOHATERA; NOTABENE KONKURS ZORGANIZOWAŁ INNY RACIBORZANIN, EUROPOSEŁ PIS, MAREK MlGALSKI.

Trudnoowiększąradośćdlawydawcyiredakcji, kiedymateriałyzwłasne­

go PISMA INSPIRUJĄ MŁODZIEŻ DO ZAJĘCIA SIĘ RODZIMYMI DZIEJAMI. MAMY NADZIEJĘ, ŻE opowieść Karolinydajedobrąokazją Czytelnikomdoprzypomnieniasobiepo­

staci Dziadka Franka.

red.

a 13

(16)

Jfl в

L

uizjana

To wymagało błyskawicznej reakcji, bez względu na różnicę wzrostu i wagi.

Zanim ręce i nogi zaczynały na oślep pracować, już czuło się krew na suchym jak wióro języku,

taran pięści w okolicach żołądka, szum w uszach, jakby w nich wzbierała przedwiosenna powódź.

Usłyszeć przy świadkach, wypowiedziane z butą i pogardą: „Ty sraczu majowy”,

na pierwszy rzut oka obraźliwe w stopniu najwyższym, bo wymykające prostym wyjaśnieniom,

co w tym tak naprawdę dopieka do żywego, szczególnie tu, na zarośniętych zielskiem

kępach Luizjany, to jest rozkopanym pod fundamenty placu, nieustannie zalewanym podskórnymi wodami, mimo drenów i histerycznie terkoczących pomp.

Roboty ślimaczyły się, aż wreszcie ustały.

Młodsi mówili za starszymi, że „na pewno przerwą budowę i zaczną z nowym sprzętem dopiero w następnym roku”, a to by oznaczało triumf zaimków nieokreślonych.

Dla nas Luizjana mogłaby trwać bez końca, żyliśmy przecież w innym, jakkolwiek tym samym, co tamci, czasie, którego pilnie strzegły siostrzane zegarki „Ruhla” i „Pobieda”.

14

(17)
(18)

16 ВИ

(19)

Almanach

PROWINCJONALNY 17

(20)
(21)

Błażej

Baranowski

Każdy z nas poszukuje swojego miejsca na ziemi. Nadchodzi dzień gdy pewne zdarzenia czy przedmioty dają nam im­

puls do dalszego działania. W magiczny świat fotografii wprowadził mnie ojciec, gdy na starym powiększalniku dziadka wyczarował zamknięty obraz przemija­

nia. Dalszą przygodę z fotografią i trakto­

wanie jej z pasja zawdzięczam mojemu przyjacielowi, który tłumaczył i skutecznie zaraził tą formą rejestrowania życia. Świat widziany poprzez pryzmat obiektywu, którego migawka oddziela historię od teraźniejszości jest dla mnie istotą foto­

grafii, by zapamiętać chwile, które tak ła­

two nam umykają.

Obecnie jestem studentem PWSZ w Ra­

ciborzu, na specjalności obraz cyfrowy i fotografia, gdzie chciałbym pogłębić i podeprzeć swoją pasję niezbędnymi narzędziami. Dzięki różnorodności przed­

miotów wykładanych w naszej szkole, znalazłem równie istotny w moim życiu sposób na wyrażenie swych emocji. Mam tu na myśl rzeźbę -obróbkę drzewa, którą także,naraził" mnie mój ojciec. Do tworze­

nia w drzewie nie używam dłuta. W spo­

sób niekonwencjonalny, bo za pomocą szlifierki kątowej wydobywam z kawałka drzewa interesującą mnie formę. Zarów­

no w rzeźbie jak i fotografii do tworzenia inspirują mnie najbliższe osoby, bez któ­

rych nie mógłbym pogłębić swych zainte­

resowań i trwać w tym co robię!

(22)
(23)
(24)

PIĘKNO I PRAWDA

BENEDYKTA XVI ESTETYKA TEOLOGICZNA (CZ.I)

O

sztuce

. S

łuchającchóruz

Z

adola

w D

omu

K

sięży

E

merytów

grając dotykam zżółkłych kości i trumiennegohebanu malując używam sierści nieżyjących zwierzątrzeźbiącwstępujęjak w wąwózw śmiertelny chłód kamienia pisząc pokrywam czarnymi znakamicałun w którym szeleszczązabite drzewa

(ks.J.St. Pasierb, Sztuka)

Nigdy nie wiadomo, czy się pojawi.

Więc bywa - jeśli jest - niespodzianką;

i zawsze darem.

Z wysoka. Stamtąd.

Najpierw robi się niewielka rana.

To skalpel sonaty nacina skórę.

Potem plamy kolorów powodują zaburzenia wzroku a strużki ciemnej krwi wypływają spomiędzy słów zderzonych w gęstej linii wiersza.

Nie zawsze przynosi to katharsis.

Czasem źródło oczyszczenia wysycha z nieznanej przyczyny.

Musi wówczas wystarczyć dreszcz.

I szloch: że dzieje się to wszystko naprawdę.

I że nawet jeśli piękno nie jest możliwe teraz, to jest możliwe jego przeczucie.

I że sercu coraz trudniej znosić wygnanie.

1.

Opowiadając o swojej duchowej biografii, zwłaszcza o odkrywaniu powołania, Joseph Rat­

zinger nieraz uzasadniał swoje życiowe decyzje „odnalezieniem Boga w pięknie i tajemnicy sta­

rej liturgii rzymskokatolickiej”1. „Aspekt estetyczny - mówił w wywiadzie - miał tak przemożny wpływ, bo przeżywałem prawdziwe spotkanie z Bogiem”2. A tam, gdzie jest prawda i Bóg, tam zawsze występuje nadwyżka piękna - to elementarne pradoświadczenie estetyczne ludzkości...

Wyznania tego rodzaju są zgodne z augustyńskim znamieniem teologii (i całej postawy egzysten­

cjalno-religijnej) Ratzingera, choć jednocześnie przyznanie tak decydującej roli pięknu i estetyce

1 P. Seewald, Benedykt XVI. Portret z bliska, tłum. G. Popek, Kraków 2006., s. 278.

2 Tamże.

22 шва

(25)

budzi niemałe zdziwienie i konsternację u tych, dla których Benedykt XVI jest wyłącznie obrońcą pewnego typu konserwatywnej „dogmatycznej” racjonalności. Tymczasem zagadnienie wzajemnej relacji piękna, rozumu i wiary, czyli odniesienia estetyka-teologia - kwestia budząca współcześnie spore emocje w debatach na temat metodologii teologii, zwłaszcza w kręgach obrońców wąsko rozumianej naukowości scientiae fidei - jest tak ważna dla Ratzingera, że aż decydująca dla istoty jego metateologicznej refleksji.

Jakie jest miejsce sztuki w życiu Kościoła, a tym samym w teologii? Jak głęboko sięga związek rozumu i piękna we wnętrzu teologii, w epistemologii teologicznej, w fenomenie chrześcijańskie­

go myślenia i poznania? Czy są istotnie od siebie zależne, czy też mogą funkcjonować niezależnie od siebie i bez szkody dla własnej i teologii tożsamości? To znaczy czy niepiękna rozumność oraz nierozumne piękno są możliwe w teologii i neutralne (przynajmniej) dla efektów jej poznania?

Radykalizm ujęcia tej kwestii przez J. Ratzingera/Benedykta XVI jest - mimo wszystko, to zna­

czy głównie mimo znacznego augustyńskiego charakteru i temperamentu jego myślenia - za­

skakujący. Oto kiedy w Raporcie o stanie wia­

ry mówi Vittorio Messoriemu o sztuce jako o istotnym elemencie apologii chrześcijaństwa, sztuce „płynącej z wnętrza wspólnoty wierzą­

cych”, sztuce, dzięki której „Bóg staje się nam bliższy” (bliskość owa jest w sztuce, a nie ma jej częstokroć „w chytrych wybiegach apolo- getyki” - dodaje3) konkluduje:

„[...] teolog nie kochający sztuki, poe­

zji, muzyki, natury, może być niebez­

pieczny. Tu bowiem ślepota i głuchota na piękno nie jest sprawą drugorzędną, lecz może wycisnąć piętno także na jego teologii”4.

Teologia, która powstaje z takim pięt­

nem (ślepoty i głuchoty na piękno), jest - jak wynika z kontekstu wypowiedzi Kardynała -

„barbarzyńska”5 (w starożytnym sensie tego określenia).

2.

Głębi i zdrowej równowadze w relacji piękno-rozum/wiara grożą głównie dwa niebezpie­

czeństwa. Pierwsze polega na deprecjacji (apriorycznej bądź aposteriorycznej, czyli wynikającej z założeń teoriopoznawczych albo też z negatywnych doświadczeń „zachwianych proporcji” na niekorzyść ratio w naukowych procesach poznawczych) kategorii kalos. Postawa ta - nierzadka w kręgach „zawodowych” teologów - podyktowana jest lękiem (niestety uzasadnionym w niektó­

rych przypadkach) przed irracjonalizmem i estetyzmem kalocentrycznych ujęć teologicznych. Pro­

wadzi ona do jawnego bądź zawoalowanego lekceważenia roli piękna w teologicznych procesach poznawczych, w pastoralnym przełożeniu tychże i we wszelkiego rodzaju ich konsekwencjach.

Jak głęboko tkwi ona w świecie naukowej teologii pokazały kilka lat temu reakcje niektórych teo­

Raport o stanie wiary |rozm. V. Messori], tłum. Z. Oryszyn, Kraków-Warszawa Struga 1986, s. 111.

Tamże, s. 111-112.

Tamże, s. 111.

2ЕГ — 23

(26)

logów na sam fakt opublikowania przez Jana Pawła II Tryptyku rzymskiego - poematu, a nie ko­

lejnej encykliki. A propos encykliki. O swoim rozczarowaniu Caritas in veritate, trzecią encykliką Benedykta XVI, tak mówił tuż po publikacji dokumentu jeden z komentatorów:

„Spodziewałem się, że Benedykt XVI zabierze głos jako uniwersalny duszpasterz i wielki niemiecki profesor, a okazuje się, że jest tu sporo fraz poetyckich oraz postulatów, ale brakuje mi definicji i systematyki”b.

Czy zrobił to o. Maciej Zięba mniej czy bardziej świadomie, wypowiedź ta jest wyrazistą ilu­

stracją zjawiska: poetyckość jest przeciwstawiana duszpasterstwu, profesurze, definiowaniu i sy­

stematyce. „Fraza poetycka” jest tu epitetem, definicja i systematyka - pochwałą. Jakby w każdym wypadku (i niejako automatycznie, sama z siebie) konceptualna ścisłość pojęcia wnosiła do procesów poznawczych więcej światła i wiedzy niż głębia obrazu bądź metafory...’ W każdym razie niebez­

pieczeństwo tego typu teologii (nieufnej wobec kategorii piękna, niedoceniającej epistemologicznej potencji sztuki) polega m.in. na tym, że „po cichu” (nieświadomie?) wspiera ona tendencje tech­

nokratyczne w myśleniu i postrzeganiu rzeczywistości, przechodząc na „stronę racjonalistyczną”, dość odległą od kategorii Tajemnicy (Mysteriumf naturalnej i istotnej dla scientiaefidei.

Drugie niebezpieczeństwo polega na emancypacji piękna, na „wyłuskaniu” go z jakichkolwiek ontycznych, egzystencjalnych i etycznych zależności, na takiej jego autonomizacji, która prowadzi prostą drogą do idolatrii bożka kalos. Oto estetyka w znaczeniu „nowoczesnym” (postrenesan- sowym, nowożytnym): „ogląd piękna, które nie chce już wskazywać poza siebie, lecz będąc pięk­

nem tego, co się ujawnia, ostatecznie wystarcza samo sobie”8. To wyemancypowane (od rozumu, dobra, prawdy - ostatecznie od wiary i Boga) piękno jest tak podobne do „siebie prawdziwego”

jak Antychryst do Chrystusa: mieni się absolutem, spełnia rolę Ersatz religii, występuje z ofertą zbawienia, którego samo jest gwarancją, spełnieniem i kresem. „Piękno zbawi świat” - u Dosto­

jewskiego i w Liście do artystów Jana Pawła II - budząc zachwyt i skruchę, prowadząc - przez sie­

bie - poza siebie, w Boga. Tu, wyemancypowane, autonomiczne, oderwane od prawdy (głównie od prawdy o sobie) i w konsekwencji od aksjologii, staje się płaskie, proponuje siebie (sztukę) jako ostateczność - jak tragiczny drogowskaz wskazujący sam siebie. Owocuje to dwoma postawami, pozornie tylko skrajnymi: zakłamaniem piękna, jego krzykliwością i pewnym „zamknięciem dro­

gi” (porównywalnym do autoerotyzmu) oraz zwątpieniem w nie - kultem brzydoty wyrosłym na gruncie odkrycia oszustwa piękna, „nowej” (brutalnej i okrutnej) „prawdy” o świecie...

3-

Do wszystkich tych odmian zagrożeń estetyki teologicznej przyjdzie nam jeszcze wrócić szcze­

gółowiej i głębiej. Tu jedynie ich sygnalne przywołanie i opis. Dopiero bowiem na ich tle można lepiej i głębiej zrozumieć koncepcję estetyki teologicznej proponowanej przez Benedykta XVI, docenić trafność diagnozy i leku. Jest to estetyka wolna od niedoceniania, jak i od przeceniania ka­

tegorii kalos w ludzkim świecie, przyznająca pięknu oryginalną i nieredukowalną rolę w poznaniu teologicznym oraz - co najważniejsze - estetyka głęboko chrystocentryczna. Jest to więc refleksja typowa w swoim jednoczesnym wyważeniu i radykalizmie dla J. Ratzingera/Benedykta XVI, par excellence chrześcijańska, rzekłbym - świadomie paulińska w swoim radykalnym chrystocentry- zmie („aby wszystko na nowo zjednoczyć w Chrystusie jako Głowie” - a0vaK£(paXaiwoao0ai,

„ugłowić”, Ef 1,10). Wzorem dla Ratzingera - o czym świadczy kontekstualność jego chrystocen-

6 M. Zięba, Encyklika bardziej duszpasterska niż społeczna [rozm. T. Jaklewicz], „Gość Niedzielny” 86(2009) nr 29, s. 28.

„Nie sądźmy nigdy, że abstrakcja to prawda dosłowna, podczas gdy obraz antropomorficzny jest ustępstwem wobec naszej słabości.

Jedno i drugie to ustępstwo, każde z osobna wprowadza w błąd, ale wzięte razem wzajemnie się korygują” C.S. Lewis, List do Malcol­

ma (cyt. za: S. Tugwell, Modlitwa w bliskości Boga, tł. E. Życińska, Poznań 1988, s. 25).

8 J. Ratzinger, Duch liturgii, tłum. E. Pieciul, Poznań 2002, s. 117 [dalej: DL],

--- 24

(27)

" ...'... й.... " ■ S2 - ” - - - :

trycznych tez i liczne wzmianki implicite - są wybory młodego chrześcijaństwa, które dokony­

wało chrystologicznej transpozycji wielu warstw dorobku starotestamentalnej i antycznej kultury (np. psalmów9) oraz radykalnego wyboru Chrystusa w swoich świętych - ludzi kultury, uczonych i artystów. Z predylekcją cytuje podczas jednej ze środowych katechez linie wiersza Paulina z Noli (353/54-431): „Dla mnie jedyną sztuką jest wiara, a Chrystus moja poezją” (At nobis ars unafides, et musica Christum [Pieśń 20,32] )10, Paulina, który po nawróceniu nie porzucił talentu poetyckiego ani uprawiania poezji, ale swoją artystyczną wrażliwość podporządkował nowej estetyce, „ugłowił (por. Ef 1,10) swoją sztukę w Chrystusie, którego stał się piewcą11.

Elementy rozumienia nowej estetyki są rozproszone w wielu dziełach J. Ratzingera/Bene- dykta XVI, ale istnieje tekst (powstały w pierwszych latach XXI wieku), który zbiera i porządkuje najważniejsze intuicje w tej dziedzinie. Nosi tytuł: Verwundet vom Pfeil des Schdnen. Das Kreuz und die neue „Asthetik” des Glaubens - Zraniony strzałą piękna. Krzyż i nowa „estetyka” wiary'1.

I jego struktura - wzbogacona tezami z innych tekstów i poddana interpretacji niżej podpisanego - stanowi stelaż poniższego szkicu teologicznej estetyki.

Rozpoczyna ją Ratzinger od wydobycia przejmującego, obecnego w chrześcijańskiej liturgii godzin, paradoksu. Oto Psalm 45 (w brewiarzu są to nieszpory poniedziałku drugiego tygodnia), psalm będący opisem zaślubin króla, jego piękna, cnót, a w dalszej części także hymnem na cześć jego małżonki, w okresie zwykłym w ciągu roku, a także w Wielkim Poście zastaje opatrzony an- tyfoną, którą jest trzeci wers utworu: „Najpiękniejszy jesteś spośród synów ludzkich, wdzięk się rozlał na twoich wargach”. Natomiast w poniedziałek Wielkiego Tygodnia antyfonę stanowi wer­

set z Deutero-Izajasza (Iz 53,2): „Nie miał On wdzięku ani blasku, aby na Niego popatrzeć, ani wyglądu, by się nam podobał”13.

„Jak to rozumieć?” - pyta Ratzinger14. Najpiękniejszy z ludzi staje się odpychający... Chry­

stus (bo On jest w odczytaniu Kościoła bohaterem tego tekstu, a Jego małżonką - Kościół) ma wdzięk, czy nie ma wdzięku? Jest kimś pięknym (najpiękniejszym), czy też kimś pozbawionym blasku i wyglądu?

Ratzinger proponuje szukanie rozwiązania tego paradoksu (bo nie logiczna ani egzystencjal­

na sprzeczność, skoro od tego samego Ducha pochodzi biblijna treść obu antyfon) na - jakżeby inaczej - augustyńskiej drodze. „Grecka filozofia piękna została w tym miejscu [...] dramatycznie zakwestionowana. Trzeba [... ] na nowo zapytać o to, czym jest piękno, trzeba go [... ] doświadczyć w inny sposób”15 - pisze, powołując się na intuicje Autora Wyznań. W paradoksalnym zderzeniu dwóch antyfon w postaci Chrystusa - Najpiękniejszym a bez wyglądu i blasku, pełnym wdzięku i pozbawionym wdzięku zarazem, tkwi jakaś głębsza prawda o życiu i tajemnicy piękna, jakiś za­

rys nowego kształtu estetyki. Jaki?

Kto wierzy w Boga Jezusa Chrystusa, ten wie, że „piękno jest prawdą, a prawda - pięknem”16.

I właśnie Mysterium Christi poucza nas, że piękno prawdy i prawda piękna obejmują „okalecze­

nie, ból, a nawet mroczną tajemnicę śmierci, i że piękno to można odnaleźć tylko przez przyję­

cie bólu, a nie niezależnie od niego”17. Już Wcielenie jest ukryciem chwały Słowa, zasłonięciem piękna, rezygnacją z Boskiego wdzięku. Syn godzi się na uniżenie i ogołocenie (Flp 2,7-8), a czło-

9 J. Ratzinger, Nowa pieśń dla Pana. Wiara w Chrystusa a liturgia dzisiaj, tłum. J. Zychowicz, Kraków 1999, s. 161 [dalej skrót: NPdPj.

10 Benedykt XVI, Ojcowie Kościoła. Od Klemensa Rzymskiego do Augustyna, Poznań 2008, s. 207 [dalej: ОК].

II Tamże, s. 206-207.

12 Publikowany po włosku La corrispondenza sel cuore nell’incontro con la Bellezza, w: „30 Giorni” (9/2000), s. 84-89, również w nie­

mieckim, angielskim, francuskim, portugalskim i hiszpańskim wydaniu „30 Giorni, ponadto w: „Tracce - Litterare communionis - Speciale Meeting 2003” (settembre 2002) 34-36, również w niemieckim, angielskim, francuskim i hiszpańskim „Litterare com­

munionis”; po angielsku w: „L’Osservatore Romano”, 6.11.2002, s. 6-7; po hiszpańsku w: „Humanitas” 29(2003), s. 9-14. Po polsku w KUL-owskim kwartalniku „Ethos”. Tu korzystam z przekładu ks. J. Mereckiego - W drodze do Jezusa Chrystusa, Kraków 2004, s.

33-34 [dalej WdrdJC].

13 WdrdJC, s. 33-34.

14 Tamże, s. 34.

15 Tamże.

16 Tamże, s. 35. Por. J. Szymik, Błękit, Katowice 2003, s. 52.

17 WdrdJC, s. 35.

itea

25

(28)

■'•і

ШШ

ййвМ;

«№

ЙЛЙ-':

kJ'*

(29)

wieczeństwo Chrystusa jawi się jako „skrajny brak piękna” (Cyryl Aleksandryjski) w zestawieniu z niezrównanym pięknem Boga18. Ale dopiero męka i śmierć dotykają jądra kwestii: chodzi o mi­

łość, która jest istotą nowej estetyki i kluczem do jej zrozumienia, i jedyną przestrzenią, w której możliwe jest zobaczenie zachwycającej prawdy tego piękna. To miłość godzi się na oszpecenie, w którym to akcie mieści się cała synteza piękna i prawdy: wolność, absolutna bezinteresowność, niezgłębiona wielkość daru z siebie, zgoda na rezygnację z piękna, z jego autonomii, podporząd­

kowanie go dobru drugiego - miłości właśnie. Radykalizm proegzystencji. Dlatego Ukrzyżowany jest „obrazem Boga niewidzialnego” (Kol 1,15).

Zgoda na miłość jest zarazem zgodą na zranienie; druga jest immanentnie zawarta w pierwszej.

Komunikat kochającego, czyli najgłębszej prawdy na temat miłości brzmi w tej sprawie następu­

jąco: nic nie powstrzyma mojej woli miłości. Nic - nawet cierpienie, ani jego realna perspektywa, ani faktyczność. Ani jego nieuchronność - w doczesnym horyzoncie. Cokolwiek i jakkolwiek bę­

dzie - chcę i będę miłował. Ból nie powstrzyma miłości.

Że nie ma niczego piękniejszego (tu wracamy do kategorii kalos) od gotowej cierpieć bez- warunkowości miłości - o tym mówi i tego dotyczy w swej istocie Wydarzenie Jezusa Chrystusa, jego Osoba i dzieło. On jest najdoskonalszą syntezą piękna, miłości i bólu. Jej znakiem jest rana miłości, rana Jego serca. To o niej mówił Pius XII w poświęconej kultowi Serca Jezusowego en­

cyklice Haurietis aquas z 1956 roku, cytując świetną frazę z Mistycznej winnicy (Vitis mystica) Bonawentury: „Rana ciała ukazuje więc duchowa ranę... Poprzez tę widzialną ranę oglądamy niewidzialną ranę miłości”19. Ona to, rana miłości, ma wewnętrzny, głęboki związek z pięknem - na nie wskazuje i przez nie bywa zadana. Piękno, raniąc, porywa w stronę miłości. Taki jest sens zadania, które płynnie przechodzi od „rany miłości” Serca Jezusowego do „rany miłości”

serca Jezusowego ucznia, cały czas wiążąc organicznie piękno, miłość i ból: „w Jezusie rozbłyska [... ] piękno prawdy, piękno samego Boga, które nas porywa, zadając nam niejako ranę miłości, budząc w nas święty eros popychający nas wraz z oblubienicą-Kościołem ku miłości, która nas wzywa”20 i ukazując nam - nie dodatkowo, obok tego procesu, ale w samym jego wnętrzu, tym samym - prawdę piękna.

4*

Rana miłości, rana zadana przez piękno, które nas w ten sposób „porywa” każę dostrzec au­

tentyczne korzenie tego modelu myślenia, odsyłając do tzw. teorii katartycznej, którą spotykamy w filozofii i poetyce helleńskiej już w V w. przed Chr. Znajdujemy ją m.in. u Gorgiasza, a pełniejsze jej rozwinięcie u Arystotelesa, Platona21. Najogólniej polega ona na oczyszczeniu wewnętrznym (katharsis) odbiorcy sztuki poprzez wstrząs psychiczno-uczuciowy, jakiego doznaje się obcując z pięknem. Sztuka może spełniać funkcję oczyszczającego podprowadzenia w stronę dobra - to pogląd Greków, będący już przedsionkiem chrześcijańskiej idei sztuki (literatury zwłaszcza) jako praeparatio evangelica, pojęcia związanego bezpośrednio z postacią Euzebiusza z Cezarei, ale cha­

rakterystycznego dla myślenia całej epoki Ojców22.

Ratzinger w konstrukcji „nowej estetyki” teologicznej wyraźnie nawiązuje do antycznej kat-

18 Por. NPdP, s. 42-43.

19 Tenże, Tajemnica Jezusa Chrystusa, tłum. J. Płoska, Kielce 20052, s. 53,66 [dalej skrót: TJCJ.

20 WdrdJC, s. 33.

21 J. Szymik, W poszukiwaniu teologicznej głębi literatury. Literatura piękna jako 'locus theologicus’, Katowice 20072, s. 86. „Wywodzi się ona prawdopodobnie od pitagorejczyków, dla których «oczyszczenie» (katharsis) stanowiło naczelne pojęcie filozoficzne. Poezja jest, wg tej teorii, ważnym czynnikiem oczyszczającym wewnętrznie człowieka poprzez stwarzanie sytuacji «wstrząsu uczuciowego».

Utwory poetyckie wprowadzają «do umysłów gwałtowne, a obce uczucia, wywołują wstrząs», doprowadzają odbiorcę do wyładowa­

nia i «zmniejszenia» uczuć, otwierają umysł ludzki na nowe treści. Do naczelnych właściwości poezji - utrzymywali Grecy - należy bowiem jej zdolność «psychagogiczna», czyli umiejętność kierowania duszami, a także - bliska tej ostatniej - funkcja moralno- wychowawcza. «Beltius poiein», «robić ludzi lepszymi przez poezję» - brzmiało hasło Arystofanesa, sofistów, Isokratesa, Ksenofonta, a nawet Platona, który nie czego innego spodziewał się po poezji, kiedy potępiał poetów za brak (pożyteczności moralnej)”. Tamże.

Por. W. Tatarkiewicz, Dzieje sześciu pojęć, Warszawa 19823, s. 97-110.

22 F. Drączkowski, Euzebiusz z Cezarei, w: Encyklopedia katolicka, t. 4, kol. 1352-1353; H. Wojtowicz, Euzebiusz z Cezarei - ojciec historii Kościoła, AK 71(1979) z. 423, s. 58-59.

27

(30)

nową godność i nową wartość”23.

harsis, najwyraźniej do Platona, a chrystianizację idei przedstawia następująco:

„Dla Platona decydująca była kategoria piękna: to, co piękne, i to, co dobre, czyli Bóg, są jednym. Do­

świadczając piękna, zostajemy do głębi zranieni, a to zranienie porywa nas w górę, ponad nas samych, budzi tęsknotę i w ten sposób prowadzi w kierun­

ku tego, co prawdziwie piękne, w kierunku samego dobra. W teologii ikony zachowało się coś z owej platońskiej zasady, nawet jeśli platońska idea pięk­

na została przemieniona przez światłość Taboru.

Koncepcja Platona została dogłębnie przekształcona także przez związek wizji stworzenia, chrystologii i eschatologii, co nadaje elementowi materialnemu

Spotkanie z pięknem jest ozdrowieńczym wstrząsem, który porywa człowieka i wyprowadza go poza niego samego - oto Platon (choćby w Fajdrosie czy Uczcie). Przekształcony przez Wcielenie platonizm - i właśnie taki bliski Ratzingerowi - kwintesencję piękna widzi w Chrystusie, a wy­

prowadzenie „poza siebie samego” wiedzie ku Bogu, w Jego stronę. Dodatkowych argumentów dostarcza tu św. Tomasz, kiedy w kontekście rozważań na temat liturgii pisze, że „przez oddawa­

nie Bogu chwały człowiek wznosi się ku Niemu” („... homo per divinam laudem affectu ascendit in Deum”, ST II-II, q. 91 al resp.)DL 24. Owo ascendit jest tożsame z „porwaniem w górę”, dokonuje się pod wpływem tego samego doświadczenia - wstrząsu/zachwytu w spotkaniu z pięknem. Na tym polega przemieniająca moc piękna - „wielkiej liturgii, wielkiej sztuki, wielkiej muzyki”25: porusza wnętrze odbiorcy, odrywa od tego, co przeciwne Najwyższemu pięknu, wznosi ku Bogu. Zadając ozdrowieńczy ból. Właśnie to było też doświadczeniem św. Augustyna, plączącego w Mediola­

nie pod wpływem śpiewającego Kościoła, plączącego z zachwytu, wstrząsu wewnętrznego, bólu nawrócenia, doświadczenia ukojenia („Twoja prawda ściekała kroplami do serca” - pisze w Con- fessiones IX, 6,14)26.

Piękno boleśnie (poprzez cierpienie) wyrywa człowieka z marazmu i wygody, z leniwego uśpienia; trąca ono bowiem wewnętrzną strunę tęsknoty, napiętą i czułą, strunę przeczucia jak mogłoby być - w tym znaczeniu wytrąca z kolein, w których gnuśnieje życie: „człowieka trafia strzała tęsknoty, rani go, ale jednocześnie uskrzydla, pociąga go w górę”27. Chyba nikt nie wyraził tej trudnej do wyrażenia prawdy celniej (i piękniej właśnie) niż XIV-wieczny prawosławny teolog Mikołaj Kabasilas w swojej Książce o życiu w Chrystusie. Pisał:

„Ludzie mający w sobie potężną tęsknotę, która przekracza ich naturę, tak że pragną oni więcej niż to przysługuje człowiekowi, zostali zranieni przez samego Oblubieńca; ich oczy zostały dotknięte promieniem Jego piękna. Wielkość tej rany zdradza strzała, a pragnienie wskazuje na tego, kto ją wystrzelił”28.

23 24 25 26 27 28

DL, s. 115.

Benedykt XVI, Święto wiary. O teologii mszy świętej, tłum. J. Merecki, Kraków 2006, s. 112 [dalej skrót: ŚW].

Tamże.

Tamże.

WdrdJC, s. 35.

Nikolas Kabasilas, Das Buch vom Leben in Christus, tł. G. Hoch, Einsiedeln 199 P, s. 79-80 (cyt. za: WdrdJC, s. 36).

28 mO9

(31)

■■ -

To wszystko, oczywiście, nie ma nic wspólnego ani z powierzchownym estetyzmem, ani z irracjonalizmem. Piękno jest poznaniem, a nie ucieczką od jasności i powagi rozumu czy jakąś formą „kontrkulturowego”, antyracjonalnego buntu (w teologii czy gdziekolwiek). Ratzinger do­

łącza w tej kwestii do chóru wielkich filozofów i teologów piękna (Platon, Kabasilas, Pieper, Urs von Balthasar), wyostrzając tezę o związku estetyki i epistemologii następująco:

„[piękno] jest najwyższą forma poznania, gdyż poprzez piękno człowiek zostaje dotknięty prawdą w całej jej wielkości”19.

Dlaczego? Ponieważ poznanie poprzez doświadczenie jest pełniejsze niż poprzez poucze­

nie (Kabasilas). Inaczej: spotkanie („zakosztowanie danej istoty”) jest głębszym rodzajem wejścia w prawdę „danej istoty” niż informacja o niej. Doświadczenie i spotkanie są dotknięciem pozna­

jącego poprzez poznawaną rzeczywistość - tym jest dotknięcie strzałą piękna raniącą wnętrze człowieka: wejściem w prawdę bramą egzystencjalnie szerszą

niż wąska, wyłącznie rozumowa furtka. Stąd teza, iż -

„[...] głębokie poruszenie pięknem Chrystusa jest po­

znaniem, które jest głębsze i bardziej rzeczywiste niż czysto racjonalna dedukcja”10.

Istnieją bowiem takie wymiary rzeczywistości, które jesteśmy w stanie rozumieć jedynie sercem; rozum penetru­

je je i pojmuje niejako „wtórnie”, jakby prowadzony za rękę przez serce, prowadzony w obszarze, który początkowo jest dlań „niejasny”. Rozum rozumie tę przestrzeń rzeczywistości w miarę jak otwiera się na to, co mówi doń w tej sprawie ser­

ce29 30 31. Wydaje się, że problematyka szeroko rozumianej religii podpada pod tę regułę - jeśli tylko nie rozumieć jej skraj­

nie. Tę zrównoważoną zasadę epistemologiczną zdaje się też

mieć na myśli wielki śląski teolog Alfons Nossol, kiedy interpretując brewiarz Andreasa Gryphiusa (Wach auf mein Herz und denke), powiada, iż „myślenie sercem” i „kochanie rozumem” stanowi ideał współpracy tego, co serdeczne, z tym, co rozumne32.

5-

I dlatego też - podkreślmy to bardzo wyraźnie - nie oznacza to negacji czy choćby pomniej­

szenia refleksji teologicznej, czyli dokładnego, naukowego, metodologicznie uporządkowanego ścisłego myślenia. Z racji, o której była mowa wyżej: piękno jest poznaniem i jego relacja z rozu­

mem jest relacją współpracy i kompatybilności, a nie kontry czy alternatywy. Rozumność refleksji teologicznej pozostaje tu (dla współpracy z estetyką) czymś absolutnie koniecznym. W tym wy­

miarze - w obszarze tej właśnie tezy - wkład J. Ratzingera/Benedykta XVI wydaje się szczególnie znaczący.

W Duchu liturgii i Nowej pieśni dla Pana poświęcił wiele uwagi uporządkowaniu i pogłębieniu refleksji na temat relacji Logos-nrs, widząc w niej nieredukowalny element (fundament wręcz) autentycznie chrześcijańskiej estetyki. Logos jako stwórczy Boski rozum, uosobiony w Chrystusie,

29 WdrdJC, s. 36.

30 Tamże.

31 Por. ŚW, s. 143-144.

32 A. Nossol, Harmonia serca i myśli, czyli ‘proprium silesiacum, w: J. Szymik, Joseph von Eichendorff- dwanaście wierszy, Katowice 2007, s. 7-9.

- 29

(32)

stanowi podstawę i punkt wyjścia, wzorzec i ceł wszelkich działań człowieka - jeśli mają prowa­

dzić ku spełnieniu, szczęściu człowieka. W szczególny sposób rzecz dotyczy sztuki - ontologiczny związek tego, co twórcze w człowieku, z rozumnością, ze stwórczym Boskim Rozumem (Logosem) jest związkiem ze Stwórcą; a jest to związek absolutnie konieczny dla powodzenia ludzkich dzieł (jakichkolwiek, w tym wypadku artystycznych). Kilka pojęć, które Ratzinger w tej refleksji eks­

ponuje, analizuje i interpretuje, weszło do klasyki estetyki teologicznej. Na szczególne wyróżnie­

nie i uwagę zasługują dwa - „muzyka z ducha Logosu”33 (tł. J. Zychowicz, oryg. eine logosgema/ie Musie34) oraz „trzeźwe upojenie”35 (E. Pieciul, oryg. die niichterne Trunkenheit36).

Pierwsze z nich dotyczy tego wymiaru sztuki (wielkiej twórczości człowieka; w rozważaniach Ratzingera najczęstszym jej reprezentantem jest muzyka), który potwierdza obecność Logosu w ca­

łej rzeczywistości i w poszczególnych rzeczach37. Potwierdzać tę żywą i stałą obecność stwórczego Rozumu, istnieć i rozwijać się według miary Logosu i zgodnie z Logosem (logosgemafie) znaczy w sztuce (muzyce zwłaszcza - w konkrecie Ratzingerowego tekstu) pozytywnie: przyporządkować (zugeordnet isf38) wypowiedź sztuki „pewnemu orędziu rozległej duchowej i w najwyższym sensie rozumowej wypowiedzi”39; podporządkować strumień emocji Słowu, czyli w praktyce twórczej porządkującemu je (emocje) sensowi (o boskim Logosie mającym swe źródło i uzasadnienie) i rozumnej treści40. W sumie: tworzyć (śpiewać) w sposób zrozumiały, rozumnie (znaczy: aby to rozumieć, czyli aby to rozumiał wykonawca i aby to było zrozumiałe dla odbiorcy). Ta ostatnia teza pojawia się w pismach Ratzingera w kontekście jego rozważań o muzyce kościelnej i wiąże się ze znaczeniem psalmicznego polecenia z Ps 47,8b, tłumaczonego w Biblii Tysiąclecia jako „hymn zaśpiewajcie”. Ratzinger dowodzi, że użyte tu hebrajskie zamir, tłumaczone w Septuagincie jako psalate synetos, a w Wulgacie jako psallite sapienter oznacza konieczny związek mądrości życia ze sztuką; śpiewać rozumnie to integrować życie i jego artystyczny wyraz z Logosem, integrować niepowtarzalność, różnorodność ludzkiej istoty w oparciu o jej najwyższe siły moralne i ducho­

we41; podporządkować sztukę danej od Boga prapierwotnej rozumności świata, odkrywać ją i ar­

tystycznie wyrażać42.

Czym nie jest twórczość artystyczna „w duchu Logosu” (logosgema/ie). Jest zaprzeczeniem bełkotu, niejasności wynikającej z ograniczenia środków wyrazu do wyeksponowania samej zmy­

słowości, nie jest odurzaniem i paraliżowaniem tego, co rozumne w człowieku, nie jest „wyzwole­

niem” przez szaleństwo zmysłowych doznań, które odbiera człowiekowi rozum i wolę43. Głębszemu wyjaśnieniu tej kwestii służy drugie ze wspomnianych wyżej pojęć: „trzeźwe upojenie”. Jego biblijny rodowód sięga Listu do Efezjan, w którym Paweł rozróżnia „złe i dobre upojenie”, pisząc:

" NPdP, s. 163.

34 Benedykt XVI, Theologie der Liturgie. Die sakramentale Begriindung christlicher Existenz, Freiburg-Basel-Wien 2008, s. 597 [dalej:

TDL].

35 DL, s. 135.

36 TdL, s. 133.

37 Por. DL, s. 121.

38 TdL, s. 538.

39 NPdP.s. 190.

40 Por. tamże, s. 157. „Słowo w sensie biblijnym jest bowiem czymś więcej niż «tekstem», a rozumienie sięga dalej niż banalna zrozu­

miałość tego, co dla kogoś jest natychmiast jasne i co można wtłoczyć w najbardziej powierzchowną racjonalność [...] chodzi [...]

o Boga, który jest udzielającym siebie sensem i który udziela siebie, stając się sam człowiekiem”. Tamże, s. 190.

41 Tamże, s. 163.

42 Tamże, s. 156-157. „Matematyka wszechświata nie istnieje po prostu sama z siebie i nie może zostać wyjaśniona za pomocą hipotezy boskości ciał niebieskich. Posiada ona głębszą zasadę, stwórczego Ducha; wynika z Logosu, który zawiera w sobie niejako pierwo­

wzory porządku świata, który te pierwowzory przez Ducha włącza w materię. Stąd też z perspektywy jego stwórczej funkcji określano Logos mianem ars Dei, sztuki Boga (ars = techne\). Sam Logos jest wielkim Artystą, w którym pierwotnie zawarte są wszystkie dzieła sztuki - piękno wszechświata. Zgodnie z tym wspólny śpiew z całym wszechświatem oznacza pójście śladem Logosu i zbliżenie się do Niego. Każda prawdziwie ludzka sztuka jest zbliżaniem się do tego jednego «Artysty», do Chrystusa, do stwórczego Ducha.

Myśl o muzyce kosmicznej, wspólny śpiew z aniołami, ponownie sprowadza się do związku sztuki z Logosem, jakkolwiek jest ona pogłębiona i poszerzona o elementy kosmiczne, które ze swej strony nadają sztuce liturgicznej zarówno miarę, jak i rozmach. Czysto subiektywna «kreatywność» nigdy nie mogłaby osiągnąć owego napięcia, które istnieje pomiędzy kosmosem a jego posłaniem o pięk­

nie. Przyjęcie miary kosmosu oznacza zatem nie tyle ograniczenie wolności, ile poszerzenie jej horyzontu”. DL, s. 138.

43 NPsP, s. 158. Por. tamże, s. 190.

Almanach

PROWINCJONALNY

30

(33)

„[...] nie upijajcie się winem, bo to jest [przyczyną] rozwiązłości, ale napełniajcie się Du­

chem, przemawiając do siebie wzajemnie w psalmach i hymnach, i pieśniach pełnych ducha, śpiewając i wysławiając Pana w waszych sercach” (Ef 5,18-19).

W tym drugim przypadku, zalecanym przez Pawła możemy mówić o upojeniu (wiarą - osta­

tecznie), gdyż „napełnienie Duchem” jest przekroczeniem wszelkich możliwości czystej (wyłącznej) racjonalności. Ale upojenie owo pozostaje „trzeźwym”, gdyż -

„Chrystus i Duch przynależą do siebie, a ów język upojenia poddany jest całkowicie dyscy­

plinie Logosu, nowej racjonalności, która ponad wszelkimi słowami służy temu jedynemu, pierwotnemu Słowu, będącemu podstawą wszelkiego rozumu”44.

Właśnie w „trzeźwym upojeniu”, w psalmicznym wysławianiu Pana, obecna jest „trzeźwość najgłębszej racjonalności - mądrości” i „upojenie zachwytem z powodu Boga” - sapienterpsallite.

Rozum jest tu doprowadzony do zaślubin ze zmysłami - zmysły „wywyższone” przez jedność z ro­

zumem. Nie jest to w żadnym wypadku „sztuka dionizyjska”, której „wino” depcze racjonalność i odurza zmysły. Niezbędnym kryterium jest tu wierne przylgnięcie do Logosu.

Trzeba w tym miejscu dodać, ze względu na uczciwość intelektualną, rzetelność prezentacji tez J. Ratzingera/Benedykta XVI, że zdecydowana większość powyższych myśli na temat „sztuki według miary Logosu” i „trzeźwego upojenia” wiąże się bezpośrednio z problematyką teologii liturgii i z takiego też wyjęta jest kontekstu. Niemniej - jak zawsze u Autora Bóg i świat - reflek­

sja ta wylewa się poza ścisłą tematykę liturgiczną i staje się diagnozą współczesnego stanu ducha, przyczynkiem filozofii naszej cywilizacji i teologii naszej kultury. Rozejście się dróg piękna i ro­

zumu postrzega J. Ratzinger/Benedykt XVI jako jeden z największych dramatów nowożytności, a ponowne scalenie ars i Logosu - jako jedno z najpilniejszych zadań epoki.

CDN.

DL, s. 127.

31

(34)
(35)

PRAGA JEST...

Pragajestunikalna. Ten truizm potwierdzi każdy, kto zetknie się z nią po raz pierwszy i taki, co wiedziony tęsknotą zjawi się tu po raz dwudziesty. Łatwo zostać nałogowcem Pragi, uza­

leżnionym od tego miejsca, bo Praga jest niewyczerpana. Tu się można zgubić w tłoku i wydeptać swoje intymne ścieżki w największej ludzkiej gęstwinie. Praga się nie znudzi i nie zawiedzie tych, którzy łakną nastroju i tych, którzy lubią wczytywać się w mowę kamieni. Praga dziś, co może dziwić zwłaszcza przybyszów z dawnych „demoludów”, nie nosi śladów radosnej twórczości soc­

realizmu; ktoś musiał czuwać nad tym, by żaden pseudonowoczesny wtręt nie zakłócił harmonii (albo może cudownego bezładu) starych dzielnic. I po powodzi z roku 2000 nie ma śladu. Są tylko kilometry ulic, zaułków, tajemnych przejść i pokazujących się nagle małych placyków.

*

Pragajestbezludna. Jak to możliwe? Na co dzień - niemożliwe, ale w weekendy i świę­

ta mieszkańcy miasta znikają, by powrócić w niedzielę wieczorem. Jadą na swoje dacze, gęsto rozsiane po okolicy. Trudno to zrozumieć chwilowym przybyszom, dla których właśnie nagrza­

ne słońcem pastelowe mury są najlepszy tłem ich trzydniowego święta. Tak więc w dzielnicach mieszkalnych jak Żiżkov, czy Vinohrady panuje cisza, okna i zdobione fasady przeciwległych se­

cesyjnych kamienic rozmawiają ze sobą bezgłośnie. Czasem spotka się emeryta z pieskiem lub grupę kloszardów, dla których czas, a więc i dni tygodnia nie istnieją... Nie dotyczy to, rzecz prosta, głównych szlaków turystycznych, ale i tam, jak w Wenecji, jeśli zdobędziesz się na odwagę „zbo­

czenia z kursu” przyjętego przez wszystkie wycieczki, spotka cię niechybna nagroda, ciche sam na sam z prawdziwym miastem...

33

(36)

*

Pragajestzłota. Czesi spoza stolicy i większość na stałe mieszkających obcokrajowców przewróci znacząco oczami, co będzie znaczyło: nie złota, tylko pyszna. Ale kiedy turysta, idąc po raz nie wiem który od Rynku Starego Miasta, przejdzie Most Karola i zaułkami Malej Strany, dalej Nerudovą i na przykład Radnickimi Schodkami dotrze na hradczańskie mury, w pobliże katedry św. Wita, potem w kamienicy na tyłach ulicy Loretańskiej zje dobry obiad i spojrzy na południowy wschód, skąd właśnie przyszedł, przyzna, że mają prażanie powody, by wynosić się nad okoliczny naród! W jednym okamgnieniu urodzony tu człowiek widzi całe piękno swojego miasta i przeplatające się zawile dowody tożsamości i zakorzenienia. Nota bebe Praga oglądana od strony Hradczan jest ruda, a nie złota, a to za sprawą kunsztownie dobranej dachówki, na do­

słownie wszystkim, co widzi oko.

*

Pragajestwielojęzyczna. Od dawna wiemy o chyba 40-tysięcznej kolonii Amerykanów osiadłych tu na stałe. Ale angielski tu nie dominuje. W uliczkach pulsuje nieustannie ruchoma wieża Babel. Praga jest na początku drogi, którą już dawno przebyły Paryż, Londyn, czy Rzym.

Oprócz rozkrzyczanych wycieczek (prym wiodą Hiszpanie, Włosi i pewnie Japończycy) widzi się Wietnamczyków, Murzynów, Turków oraz innych wyznawców religii Allacha, najwyraźniej zako­

twiczonych tu na stałe. Łagodny klimat, możliwości, jakie daje rozwijająca się stolica i urok tego miejsca zatrzymują tu pewnie niejednego, który myślał, że osiądzie na prawdziwym Zachodzie.

Jestem tu po raz siódmy chyba i dawno już powiedziałem, że to miasto będzie kiedyś stolicą Europy, z racji swojego położenia, ale także ze względu na swe ewidentne przymioty, a także wady.

Almanach

PROWINCJONALNY

34

Cytaty

Powiązane dokumenty

Dzięki sprawnemu zbieraniu danych dotyczących wyników zdrowotnych, możemy budować zrównoważony sys- tem ochrony zdrowia, opierając się na poprawie jako- ści opieki, a

Katalońska Agencja Oceny Technologii Me- dycznych i Badań (The Catalan Agency for Health Technology Assessment and Research, CAHTA) zo- stała utworzona w 1994 r. CAHTA jest

Systemy Unit-Dose działają zazwyczaj w szpitalach mających powyżej 400 łóżek, w tej grupie liczba zautomatyzowa- nych systemów indywidualnej dystrybucji leków wzrasta już do

Na wolontariacie w SZLACHETNEJ PACZCE Damian nauczył się jak zarządzać projektem – zrekrutował zespół kilkunastu wolontariuszy, którzy odwiedzali rodziny

Widać już, że coś się zmieniło i zmienia się z dnia na dzień.. Co znaczy, gdy przyjdzie odpowiedni człowiek na odpowiednie

Podziwiałem Wałęsę i nadal uważam że jego wielką zasługą było to, żeby się nie zapędzić w taki sposób, że jak będzie interwencja i po tej interwencji zaczną się procesy,

 Fizyka, 7.3: wyjaśnia powstawanie obrazu pozornego w zwierciadle płaskim, wykorzystując prawa odbicia; opisuje zjawisko rozproszenia światła przy odbiciu

W mojej pierwszej pracy trafiłem na towarzystwo kolegów, którzy po robocie robili „ściepkę” na butelkę i przed rozejściem się do domów wypijali po kilka