• Nie Znaleziono Wyników

Mickiewicz a tradycje stylistyczne

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Mickiewicz a tradycje stylistyczne"

Copied!
49
0
0

Pełen tekst

(1)

Maria Renata Mayenowa

Mickiewicz a tradycje stylistyczne

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 47/Zeszyt specjalny, 269-316

(2)

S tare, form alistyczne jeszcze prześw iadczenie każe podejm ując ch a ra k te ry sty k ę postaw y stylistycznej poety uw ażać za jej p rz e d ­ m iot te językow e sposoby stylizacji, k tó re w y stęp u ją tylko w jego tw órczości poetyckiej i pozw alają p rzeciw staw ić ją w sensie sty li­ stycznym jego sposobom posługiw ania się językiem poza poezją. Prześw iadczenie to w y d aje m i się niesłuszne z w ielu względów. N iektóre z n ich m uszę tu w yjaśnić, by uczynić zrozum iałym sens m oich dalszych rozw ażań.

To, co nazyw am y językiem ogólnoliterackim danego narodu w określonej chw ili jego historycznego rozw oju, nie stanow i w sen­ sie stylisty czny m jed n o litej stru k tu ry . W każdej epoce w obrębie języ ka ogólnoliterackiego w y stę p u ją m niej lub bardziej w yraźne

m odele stylistyczne, odpow iadające tradycjom , gustom św iado­

m ości określonych grup społecznych. W epokach przełom ów zjaw i­ ska te sta ją się o w iele bardziej w yraziste, dostrzegalne nieom al dla w szystkich. Cóż dopiero, jeśli przełom ow i tow arzyszy szczegól­ nie w yostrzona świadom ość językow a. Ale niew ątpliw ie zjaw isko to, choć m niej w yraziste, istn ieje zawsze.

Otóż c h a ra k te ry sty k a postaw y stylistycznej pisarza m usi się za­ cząć od c h a ra k te ry sty k i jego świadom ości i p ra k ty k i w zakresie znacznie szerszym niż sty le czysto poetyckie, tj. od c h a ra k te ry sty k i jego przynależności do określonego m odelu stylistycznego ogólno­ literackiego języ k a narodow ego. Ona to bow iem d ecyd uje w ielo­ k ro tn ie o odrębności sty listyczn ej jego tw órczości poetyckiej, n a ­ kreśla granice, k ieru n k i w y b o ru dla stylów poetyckich, granice, poza któ ry ch ram y w ychodzi się już bardzo rzadko i tylko dla ce­ lów g roteski lub persyflażu.

Każdy, kto próbow ał w sw ojej p rak ty c e badaw czej przy jrzeć się zagadnieniu, wie, że ta podstaw ow a spraw a je s t n a jtru d n ie jsz a do rozw iązania. Z n ajd u jem y się bow iem w m orzu zjaw isk, któ ry ch w a­ lo ru ju ż nie odczuw am y, najczęściej bez żadnej o rien tacji w tym,

(3)

k tó re z tych zjaw isk było w in te resu jąc e j nas epoce nacechow ane stylistycznie, k tó re więc należałoby w ziąć na w arsztat. A i w a rszta t ten dla każdego szczegółu trzeb a z niepraw dopodobnym w ysiłkiem konstruow ać sobie sam em u. Je d y n ą pom ocą i w skazów ką, bardzo zresztą niedoskonałą i niepełną, ale przecież taką, k tó ra w jakiś

sposób u łatw ia rozpoczęcie roboty, są m ate ria ły dotyczące tzw.

świadom ości językow ej okresu stanow iącego p rzedm io t zain tereso ­ w ania. Z dajem y sobie spraw ę z niedoskonałości tego m ateriału . Je st zawodny, ja k zaw odna w szczegółach, o p arta n a przypadkow ych, błędnych n aw y k ach byw a świadom ość w ypow iadających się. Mimo to je st kom pasem — w tru d n e j sy tu a c ji nie do pogardzenia. W ogól­ nych zaś sform ułow aniach pozw ala w niknąć w bardzo isto tn e za­ gadnienia rozum ienia i oceny języka, k tó re nie m ogą pozostaw ać bez w pływ u na k o n k retn e realizacje.

Je d n y m z najisto tn iejszy ch p rzejaw ó w kształtow ania się n a ­ rodu burżu azy jn ego w dziedzinie k u ltu ry jest w alka o języ k n aro ­ dowy. Jej d rugi w ielki etap w dziejach polszczyzny rozpoczęło O świecenie. Treść w alki zm ieniała się szybko. Ju ż nie o p ra w a e t­ nicznej polszczyzny w alczy się w pierw szych dziesięcioleciach X IX w. ani o nieuży w an ie słów lub końców ek g ram atycznych ła ­ cińskich — w alczy się o określone sty le literack ie polszczyzny, 0 drogi rozw oju, źródła jej bogacenia, o jej wzory, o całą n a jis to t­ niejszą dla rozw oju lite ra tu ry i szerzej: k u ltu ry — polity kę języ ­ kową.

P ra k ty k a i teo ria pozw alają w yróżnić ścierające się m odele sty ­ listyczne polszczyzny, jej św iadom e oceny. W dalszym ciągu będę usiłow ała je nakreślić, posługując się w znacznej m ierze w ypow ie­ dziam i ilu stru jąc y m i świadom ość w spółczesnych.

Może spraw ą najogólniejszą, ale i najistotniejszą, od k tó rej za­ cząć w ypada, będzie tu sam o rozum ien ie istoty język a narodow ego, jego stosunku do języków innych, popraw nego sposobu oceny n o r­

m y i dróg jego rozw oju, jego zm ienności lu b niezm ienności

1 w zw iązku z ty m oceny jego sto su n k u do tra d y c ji — to o statnie zagadnienie ta k w ażne w każdej dziedzinie k u ltu ry .

K ażdy uczeń szkoły podstaw ow ej wie, że M ickiewicz u p rogu swej k a rie ry p isarskiej był zw alczany — w raz z całą g ru p ą ludzi, k tó rą n ajw y b itn iej rep rezen to w ał — za zniekształcanie języka polskiego. K tokolw iek w ziąłby do rę k i ówczesne tom y czasopism, znalazłby n a krótkich, ale gęsto zadru kow any ch szpaltach ich re ­ cenzji długie litan ie p re te n sji o w ykroczenia przeciw praw idło m g

(4)

ra-m aty ki lub czystości języka. P re te n sje te w yczerpyw ały znaczną część typow ej ówczesnej recen zji i stanow iły głów ną treść licznych sporów językow o-stylistycznych. A gdy rzecz w ym agała odw ołania się do a u to ry tetu , na scenę najczęściej w ystępow ał w ielki cień O nu­ frego Kopczyńskiego, a u to ra G ra m a tyki dla szkół n a r o d o w y c h l. Gdy w rok u 1829 A dam M ickiew icz w o strej a św ietnej in w ek ty ­ w ie przeciw k ry ty k o m i recenzen to m w arszaw skim , poprzedzającej w ydanie p e te rsb u rsk ie jego poezyj, bronił k ształtu językow ego sw ojej twórczości, cytow ał m. in. słowa pierw szego nowoczesnego

g ram a ty k a polskiego, Józefa M rozińskiego, przeciw staw iając go

K opczyńskiem u :

M ieliśm y dobrych* żołn ierzy, zacnych o b y w a teli, ale, w ostatn ich szcze­ g ó ln iej czasach, w d ziera li się do sta n o w ien ia p raw i ad m in istrow an ia w o j­ ska lu d zie bez żadnej n au k i i dośw iad czen ia; w ró w n ie n ęd zn ym sta n ie było p ra w o d a w stw o i a d m in istracja literack a. Już M roziński g ru n tow n ie ocenił w y sła w io n y ch w W arszaw ie gram atyk ów ; reto ro w ie oczekują jeszcze tej

sm utnej p ogrzebow ej p o s łu g i2.

I dalej, cy tu jąc M rozińskiego:

N iem ałej trzeba od w agi — m ó w i uczony M roziński — ażeby się targ­ nąć na gram atyczn ą K o p czyń sk iego pow agę. N ie m n iej trzeba m ęstw a, choć m oże n ie ty le nauki, ażeb y F ranciszka D m och ow sk iego k rytyczn e u sp osob ien ie i d ziałan ie o c e n ić 3.

Przeciw staw ien ie dw óch sposobów rozum ienia języka, z pew noś­ cią także dwóch etap ó w jego rozum ienia, zostało uosobione w po­ staw ie tak zasłużonego przecież człowieka, jakim był Kopczyński, i w postaw ie g e n erała-am ato ra, k tó ry nieom al p rzyp adk iem stw o­ rzy ł P ierw sze zasady g ra m a ty k i ję z y k a polskiego 4, stw arzając za­

razem nowoczesne polskie językoznaw stw o. K opczyński pisał

w przypisach do G ra m a tyki na klasę I:

1 O. K o p c z y ń s k i , G r a m a t y k a dla s z k ó l n a r o d o w y c h na k la s ę I. W ar­ szaw a 1778. — T e n ż e , G r a m a t y k a dla sz k ó l n a r o d o w y c h n a k la s ę II. W ar­ szaw a 1780. — T e n ż e , G r a m a t y k a dla s z k ó ł n a r o d o w y c h n a klas ę III. W ar­ szawa- 1783.

2 A. M i c k i e w i c z , O k r y t y k a c h i r e c e n z e n ta c h w a r s z a w s k i c h . (D z ie ła . W yd an ie N arod ow e [ = D zieła], T. 5. W arszaw a 1950, s. 252).

3 T a m że , s. 255.

4 J. M r o z i ń s k i , P i e r w s z e z a s a d y g r a m a t y k i j ę z y k a p ols kie go. W arszaw a 1822. — T e n ż e , O d p o w i e d ź n a u m i e s z c z o n ą w „G a zecie L i t e r a c k i e j “ r ecen z ję

d zie ła p o d t y t u ł e m „ P ie r w s z e z a s a d y g r a m a t y k i j ę z y k a p o ls k ie g o “. W arszaw a

(5)

N atura rzeczy, od najm ęd rszego S tw ó rcy raz na zaw sze u sta n o w io n a , a p rzeto jedna po w szy stk ie w ie k i i nieod m ien n a, n a jb liższy m i n a jczy stszy m jest źrzódłem p raw d y dla tych , k tórzy w o ln y m od w szelk ich p rzesąd ów okiem patrzą na nie. K to ted y ch ce p ra w d ziw ie poznać m o w ę lu d zk ą, sz u ­ kać jej p o w in ien n ie w n iezgod n ych m n iem an iach czy ic h k o lw iek , ale w s a ­ m ej n a tu rze człow iek a m a lu ją ceg o słow am i m y śli sw oje. T en je s t p ierw szy i p raw d ziw y fu n d am en t w szelk iej gram atyki, czy li u w a g nad m ow ą. D rugi fundam ent, na tam tym w sp iera ją cy się, je s t zw y cza j p o sp o lity w k ażd ym narodzie. K ażdy naród m a coś w m o w ie sw ojej osob liw szego i to n a zy w a się język iem narodow ym , k tó ry w ed łu g zach od zących ok o liczn o ści p o d leg ły jest od m ian ie czy na lepsze, czy na gorsze. W szy stk ie atoli języ k i, jak oż- k o lw iek od sieb ie są różne i odm ienne, są za w sze m ow ą ludzką, to jest w e ­ d łu g n atu ry czło w iek a m y śli sw o je w słow ach m alu jącego, tak jed n o sta jn e z a w sze i n igd y n ie odm ienne, jak o lu d zie sam i w narodach, ja k o żk o lw iek różni i odm ienni, rów no są za w sze i n ieo d m ien n ie ludźm i. [...] p y ta ją cem u się z a c o t a k , a n i e i n a c z e j , m ó w i s i ę c o l u b p i s z e ? od p ow ie gram atyk, ż e t a k i j e s t z w y c z a j n a r o d o w y . A le k ied y dw a są p rzeciw n e sobie zw y cza je w narodzie, które trzeba d o jed n o sta j- n ości przyprow adzić, albo g d y przyjd zie z sam ego zw yczaju , choć ju ż u s ta ­ now ion ego i p osp olitego, dać p raw d ziw ą i gru n tow n ą p rzyczyn ę, tam ów Pan i Sędzia narodow ego język a id zie pod w y ższą zw ierzch n ość, to jest pow szech n ą n atu rę m o w y lu d zk iej, która daje za przyczyn ę w szy stk ieg o , że t a k m a l u j e s i ę n a j l e p i e j w s ł o w a c h m y ś l l u d z k a 5.

Nie w dając się w analizę ograniczeń stanow iska tego naiw nego rep re z en ta n ta racjo n alizm u i uniw ersalizm u O św iecenia, k tó ry zresztą ty le pracy w łożył w u p raw ę polszczyzny i ta k na jej dzie­ jach rzeczyw iście zaważył, p odkreślm y to, co z jego postaw y stało się w spólną w łasnością tych, którzy w ćw ierćw iecze później z n a j­ większą energią usiłow ali kierow ać rozw ojem języka ojczystego. Ideał zasadniczej niezm ienności języka, p ro te st uporczyw y p rze ­ ciw w szystkiem u, co m iałoby zm ienić uznan y zwyczaj językow y, od pisow ni począwszy, a na leksyce i frazeologii kończąc, w iąże się z postaw ą, jak ą tu re p re z e n tu je nauczyciel g ram atyki. Ję zy k n a ro ­ dowy m oże przeżyw ać dobre i złe okresy. Rzeczą pisarza broniącego w łaściw ej drogi języka narodow ego jest n aw racanie go do ow ych okresów dobrych. T akim okresem w dziejach polszczyzny b ył w iek Z ygm untów . Polszczyzna tego okresu je s t też w św iadom ości- tych ludzi w łaściw ym k ry te riu m popraw ności. W teorii, w św iadom ości oczywiście — w p rak ty ce bow iem owe n a w ro ty do polszczyzny szesnasto wiecznej m ogły być już tylko pozorne. I co n a jc iek a w ­ sze — to w łaśnie nie sty le szesnastow iecznej polszczyzny stanow iły

3 K o p c z y ń s k i , G r a m a t y k a dla szkól n a r o d o w y c h na klasę I, s. 12— 13 (cyt. w g w yd an ia z roku 1780).

(6)

bezw zględny ideał w świadom ości zw olenników językow ej stab il­ ności. Pod ty m w zględem m ożliw y je st pew ien krytycyzm . Polsz­ czyznę tę przyw oływ ano jak o k ry te riu m dla sp ra w gram atycznych. S tan em zad okum entow anym w d ru k ac h XV I w. uzasadn iał K op­ czyński p rzede w szystkim m ożliwość i w artość w prow adzenia roz­ różnień m iędzy a pochylonym i jasn y m itp. J a n Śniadecki, jeden z n ajb ard ziej zapalonych prom otorów określonego stylistycznego ideału polszczyzny literack iej, o k tó ry m szczegółowo będzie m owa niżej, p isał m iędzy innym i w rozpraw ie O ję z y k u p olskim w obro­ nie tra d y c ji ortograficznej:

A le raz p ok on an a trudność i u stan ow ion a p isow n ia, od tylu zn ak om i­ tych pisarzy zach ow an a i p rzyjęta, k ie d y jest zgod n ie po w szy stk ich p row in ­ cjach rozum iana i czytana, przerab ian ą już w ięcej być n ie pow in n a; bo do­ brze p o w ied zia ł S w ift, iż lep iej jest m ieć język w czym troch ę n ied osk o­ n a ły , jak u sta w iczn ie się zm ieniający® .

Tam że, jak o o jed n ej z doskonałości polszczyzny, m ówi Śniadecki o jej stosunkow o dużej historycznej niezm ienności:

N ie zna m ow a p olsk a ty c h przem ian [tych, k tórym u le g ły języ k i takie, jak a n g ie lsk i i in n e — przyp. M. R. M.] zacierających jej zrozu m iałość [...]. S tare pism a p olsk ie, w e d le d zisiejszej p iso w n i w yrażon e, są dziś dla w sz y st­ k ich do zrozu m ien ia n ie t r u d n e 7.

D oskonałość języ k a o p arta na niezm ienności stanow i bardzo częsty te n o r w ypow iedzi w ow ym okresie. Przecież i Euzebiusz Słowacki, stając do k o n k u rsu n a stanow isko profesora w ym ow y w U niw ersy tecie W ileńskim , pisał:

J ed n a k pom im o te w sz y stk ie p rzeszk od y [obce p och od zen ie kleru, w w . X IV i X V bardziej osw o jo n eg o z język iem czesk im n iż z p olsk im — przyp. M. R. M.] m o w a p olsk a n o siła w so b ie zaród b ogactw a i doskonałości, który się ła tw o m ó g ł rozw in ąć. J e ż e li p ieśń B og a ro d zice D z ie w ic e m a tę d aw n ość, którą jej w ięk sza część p isarzów p o lsk ich przyznaje, z p o d ziw ie- n iem zn a jd u jem y w niej w ie le w y ra zó w i n a w e t sposobów m ów ien ia, które d ziś jeszcze zrozu m iale u ż y te b yć m o g ą 8.

A pozy tyw n ą ocenę Skargi, bardzo c h a ra k te ry sty c z n ą dla całej „szkoły“ stylisty czn ej, w y raża tak:

8 J. Ś n i a d e c k i , O j ę z y k u p o l s k i m (P is m a ro z m a ite . T. 3. W ilno 1818, s. 19).

7 T a m ż e , s. 26— 27.

8 E. S ł o w a c k i , O sz tu c e d o b r e g o p is a n ia w j ę z y k u p o l s k i m (D zieła z p o ­

z o s ta ły c h r ę k o p i s m ó w ogłoszone. T. 2. W ilno 1826, s. 189).

(7)

N ie m asz tu, i w e w szy stk ich p ra w ie p ism ach Skargi, jed n eg o w yrazu , k tórego b y teraz użyć n ie m ożna; jed n ego k sz ta łtu m ó w ien ia , k tó ry m by w zgard ził n a jlep szy z teraźn iejszych p is a r z ó w 9.

Pow róćm yż te ra z do zapow iedzianej jak o p rzeciw staw na p o sta­ w y M rozińskiego. Z nakom ity g ram a ty k p isał słowa, k tó re przytoczę poniżej, polem izując z sensow nością w prow adzonego przez K op­ czyńskiego p raw id ła dotyczącego rozróżniania końców ek czw artego p rzy p ad k u liczby pojedynczej rzeczow ników i p rzym io tnik ów żeń­ skich n a ą i ę. K ońców ka ą w czw artym i szóstym p rzy p a d k u w y ­ razów ty p u к i e 1 n i a nie pozwala odróżnić czw artego przy p ad k u od szóstego:

Form , k tóre n ie odróżniają p rzypadków , n ie m ożna n a zw a ć a n i p i ę k ­ n o ś c i ą języka, ani r o z m a i t o ś c i ą . L ecz ta k ie jest p rzezn aczen ie n a ­ szego języka; ci, k tórzy w ied zą, ż e m ożna lep iej m ó w ić i pisać, n iż m ów ion o i p isan o za Z ygm u n tów , z a le d w ie śm ieją ob ja w ić sw o je m y śli, gd y ty m ­ czasem ci, k tórzy pow tarzać u m ieją ty lk o p o d rugich, b ez p rzerw y p o w ta ­ rzają: C ofn ijm y język do stanu, w jakim się zn a jd o w a ł w w ie k u szesn astym . B y ł istotn ie czas, k ied y n a leża ło m ów ić: P rzy w ró ćm y s ty l w ie k u szesn a ­ stego, w ró ćm y ta k że języ k o w i czystość, n ie m iesza jm y przez p ó ł język a p o lsk ieg o z łaciń sk im , a le n ig d y P olak, k tóry co k o lw iek u m ia ł się za­ stan aw iać nad b u d ow ą sw eg o języka, n ie m ó g ł p ow ied zieć: w ró ćm y ję z y ­ k o w i form y g ram atyczn e w ie k u szesn astego. J ęzy k a sty l, czystość język a a form y gram atyczn e są to rzeczy zu p ełn ie różne [...]. O skarża m ię p. K u ­ charski [rencenzent, k tórem u M roziński odpow iada — przyp. M.R.M] o o k a ­ l e c z e n i e języka, d la teg o że p iszę b o g i n i ę , g o s p o d y n i ę , w i e ż ę , t ę c z ę , p u s z c z ę , p u s t y n i ę itp., czego w żad n ym a u torze z w iek u Z ygm u n tów d oczytać się p. K ucharski n ie m ógł. W iem bardzo dobrze, że au torow ie w ie k u Z ygm u n tów rzeczow n ik i ze sp ó łg ło sk ą p rzyb ierającą m ięk k ą k oń czyli n a jczęściej na ą [...]; le c z ja n ie b rałem za w zór form gram atyczn ych w ie k u szesn astego. O to są fo rm y w ie k u Z ygm untów : n i e c h p ę d z i o n y , k t ó r z y m i ę s z u k a j ą , b r o ń d u s z e m o ­ j e j , w y w i ó d ł m i ę z t r z ę s a w i c e , z e d w u d z i e s t u c z t e - r z e c h , z a c n o ś ć G r e c j i j e j , j e s z c z e w i ę t s z y f...]. F orm y te są z d zieł K och an ow sk iego, S k argi, G órnickiego. Za n a szy ch czasów czło­ w iek o w i, który b y tak m ów ił, n ie p ozw olon o b y n a w e t u słu g iw a ć w pokoju. N asze g ram atyczn e form y już n ie są tym , czym b y ły za cza só w Z ygm u n ­ tów . K ażdy języ k z w iek a m i się zm ienia; m ogą różn e ok o liczn o ści opóźnić p ostęp języka, ale n ic n ie m oże u w ięzić go tak, ab y w n im żadna n ie n a stą p iła zm ian a [...]. Ci, k tórzy n a o d stą p ien ie o d d a w n y ch fo rm n a rze­ k ają, m y lą się n iezm iern ie. P o la k p o w in ien ża ło w a ć n ie form w iek u X V I, a le p rzeciw n ie, tego, że te form y n ie z m ie n iły się ty le, ile zm ien ić się b y ły m o g ły [...] trzeba b y ło p om ięd zy ty lu p rzeciw n o ścia m i, k tó re n ieb a zsy ła ły na język polski, aby m u tak że d ały p raw od aw ców , którzy p o sta n o w ili k

(8)

n ieczn ie cofn ąć języ k do stanu, w jakim b y ł w w iek u szesn astym . Język u d osk on aliłb y się n ieza w o d n ie d a lek o prędzej, gd yb y c i p raw od aw cy w y ­ p u ścili g o z e sw o jej o p ie k i10.

A na pierw szych k a rtk a c h O dpow iedzi pisze M roziński:

P ra w id ła dla języ k a m ogą b yć w y p ro w a d zo n e ty lk o z m ech an izm u t e ­ goż język a; języ k i b o w iem różn ią się zn aczn ie w sw ej budow ie, szczególniej zaś w b u d o w ie zew n ętrzn ej [...] u .

C zterdzieści k ilk a la t dzieli w ypow iedź K opczyńskiego od w y­ powiedzi M rozińskiego. A le p raw ie zupełnie sobie w spółczesne są w ypow iedzi Śniadeckiego, P o to c k ie g o 12, Słow ackiego i M roziń­ skiego. O czywiście w rę k u Śniadeckiego i Słowackiego, u końca pierw szego ćw ierćw iecza X IX w., K opczyński staw ał się już tylko narzędziem scholarskiego ham ow ania rozw oju. Z anikała jego, kie­ dyś przecież n iew ątp liw ie pozytyw na, rola. A i niew ątpliw ie pozy­ ty w n a u początku w ieku rola Śniadeckiego, k tó ry ta k gorąco w al­ czył o czystość polszczyzny i sam nią tak znakom icie w ładał, zani­ kała także. D w a rep rezen to w an e tu stanow iska rozum ienia języka, k ry te rió w jego doskonałości, p ra w jego rozw oju stanow ią tę bardzo ogólną płaszczyznę, n a k tó rej n astąp ił rzeczyw isty stylistyczno- językow y przełom rom antyzm u. N ie bez kozery w ym ienia M ickie­ wicz M rozińskiego jako nieom al sprzym ierzeńca w w alce z nie- p rze w ie trz a n ą ru ty n ą . Sam M ickiewicz rozum ie przecież, że język nie m oże osiągnąć sta n u bezw zględnej stabilności. Pisze do Lele­ w ela 16/28 stycznia 1829 o zam ierzonych p racach leksykograficz- nych W arszaw skiego T o w arzystw a P rzy jaciół Nauk: „Co n a jsm u t­ niejsza, widać, że ich idea dykcjo n arza je st to daw ne dada akade­ m ików fran cuskich : fix e r la langue“ 13. J e st w ty m stanow isku jed en z aspektów h isto ry zm u M ickiewicza.

C hciałabym tu n ak reślić nie ty lk o ów przełom w sam ym ro­ zum ieniu c h a ra k te ru języ k a i procesu językow ego. W praw dzie dla c h a ra k te ry sty k i przeło m u rom antycznego i św iadom ości teo re ­ tyczno językow ej M ickiew icza om ów ione wyżej przeciw ieństw o s ta ­ now isk n ie je s t bez znaczenia; ale chciałabym ponadto p rzed sta­ wić na ty le k o n k retn ie, n a ile szczupłość m iejsca na to pozwala, różne m odele literack iej polszczyzny ścierające się ze sobą u progu

“ M r o z i ń s k i , O d p o w ied ź..., s. 296—299. 11 T a m ż e , s. 9. 12 S. P o t o c k i , R o z p r a w y o j ę z y k u , w y m o w i e i li te r a tu r z e p o ls k ie j (P o ­ c h w a ly , m o w y i r o z p r a w y . Cz. 2. W arszaw a 1816, s. 325— 664). 18 D z ie ł a . t. 14, s. 409. 18*

(9)

w ystąpienia M ickiewicza i w m iarę m ożliw ości n ak reślić zw iązki postaw y w ielkiego narodow ego poety z zagadnieniam i językow o- stylistycznym i, k tó re zajm ow ały w epoce jego w ystąp ien ia b y n a j­ m niej nie o statn ie m iejsce w ów czesnym rozw oju k u ltu ry .

P ierw sze dw udziestolecie X IX w. je st szczególnie w rażliw e na spraw y literack iej polszczyzny. Z w ycięstw o polszczyzny jak o je d y ­ nej w yrazicielki w szystkich dziedzin życia k u ltu ra ln e g o już się w praw dzie dokonało, ale je s t jeszcze bardzo świeże. T rw a jeszcze w alka o języ k narodow y w ary sto k raty czn y m i p seu d o ary sto k raty cz- n y m salonie, ale dla rozw oju k u ltu ry narodow ej nie m a ona już bezpośredniego znaczenia. Polszczyzna zw yciężyła bezspornie. N a­ w et p ięk ne spadkobierczynie „żony m o d n ej“, członkinie „ S e n ty ­ m entaln eg o T ow arzy stw a“, m uszą uznać, że „nieszczęśliw a m oda pisania po polsku upow szechniać się z d aje“ 14. W alka ta je s t już tylko zabaw nym m arg in esem obyczajow ym . P ośred n io jed n a k m a ona pew ien sens d la rozw oju stylów literack ich jęz y k a narodo­ wego. Bardzo n a w e t pow ażne środow iska k u ltu ro tw ó rc z e zabiegają 0 pozyskanie czułej i w ykształconej dam y do czynnej, uszlach et­ n iającej p racy n ad ojczystym językiem . K om u na ty m zależy, nie łatw o się dom yślić: je s t to oczywiście w in te n c ji tych, za któ ry ch rep re z en ta n ta m ożna uznać Brodzińskiego. A le nie tylko. C h arak ­ tery sty czn a je st recen zja z pow ieści ks. W irtem berskiej podpisana przez S. S.:

W szędzie sytu acje, w yrazy, obroty w tłu m aczen iu się, ja k ie dłoń ty lk o czułej i grzecznej k o b iety sk reślić m oże [...] lecz n ie m ożem p rzew ieść na sobie, b y śm y szczerych d zięk ów n ie zło ży li autorce, że p ierw sza w kraju n aszym z p łci sw o jej d ała p rzyk ład zatru d n ian ia się litera tu r ą ojczystą. A k ie d y sam e w d zięk i zajm ow ać się n ią będą, jak p ię k n ie m o w a ojczysta zak w itn ie, jak się b u jn ie rozk rzew i, ile dobrego g u stu i n o w y c h w d zięk ó w n a b ę d z ie !15

W arto porów nać te sam e m arzen ia w rozpraw ie O klasyczności

1 rom antyczności Brodzińskiego.

A le p rzy po m nijm y sobie, ile to razy J a n Ś niadecki p rzy b ie ra kobiece pseudonim y. W Liście P rze m y śla n k i o za n ie d b y w a n iu ję zy k a

narodowego p rzez P o lki p isał w r. 1815:

Z ostaw iam W aćPanu w y w ó d p o ży tk ó w i ch w a ły , k tó r e b y sp ły n ę ły na kraj i język, gd yb y P olk i, ta k b o g a te w d ow cip i p rzyjem n ość, choć m a łą cząstkę ch cia ły p o św ięcić m o w ie ojczystej tego czasu, k tó ry łożą na

14 W i a d o m o ś c i B r u k o w e , 1819, nr 115, s. 32. 15 P a m i ę t n i k W a r s z a w s k i , 1816, t. 4, s. 232.

(10)

d o sk o n a len ie się w zagranicznej. N ie odstręczaj ich W M Pan od język ów cu d zoziem sk ich , a le ich proś i błagaj, aby w z ię ły w sw oją opiekę język k ra jo w y ie.

W ty m sam ym p raw ie czasie n iew ątpliw ie tenże Śniadecki w y ­ stąpił w p rze b ra n iu B ogum iły Sm ieszunskiej 17.

Nie odg ry w a też ju ż isto tn ej roli w alka z pseudopolszczyzną epoki saskiej. W u lg arny m akaron izm łaciński, łaciński cytat, a lu ­ zyjna m eta fo ry k a i napuszona ty tu ło m a n ia są chyba całkow icie u su n ięte poza głów ny n u r t polszczyzny. Na resztki try b u n alsk iej reto ry k i rzu c a ją się zgodnie wszyscy. Je j zabaw nym sygnałem sta je się zaim ek w skazu jący „on “ i pew ien ty p ty tu la tu ry . S tan isław Potocki w Ś w is tk u k r y ty c z n y m P a m i ę t n i k a W a r s z a w ­ s k i e g o pośw ięca cały a rty k u ł ty m resztkom . P u b lik u je on tam cały rzekom y L ist P ani O N A do najukochańszego syna swego,

Jaśnie W ielm ożnego Barona ONEGO. L ist ten m ów i o nowej k a ­

rierze znienaw idzonego zaim ka, p rzy p isu jąc ją obcym w pływ om stylistycznym . Źródło tej k a rie ry ta k w y jaśn ia P an i Baronowa:

W ieszże, sy n u k och an y, sk ąd tak zn ak om ite nieb ios b ło g o sła w ień stw o na rod zin ę n aszą sp łyn ęło? C hcę ci, n im um rę. ten ta jn ik w y ja w ić; oto w in n iś m y przezorn ości śp. ojca tw ego, JW go P odsędka Ono. W idząc on, że n a w e t tak zn a k o m ity urząd n ie zd ołał zagład zić n iep rzyjem n ego w r a ­ żenia, k tó re sp ra w ia ło im ię jego, a n a w e t n ieja k iejś śm ieszn ości, którą n a d a w a ło m ądrym jego w yrok om , za m y ślił bądź co bądź zaw styd zić p u b licz­ ność i d o w ieść jej, ż e często to, czym gardzi dzisiaj, w ie lb i jutro. K u p ił ci w ięc, n aju k och ań szy synu! obce baronostw o, a co ła tw o b y ło z cu d zoziem ­ cam i, u legając na c h w ilę przesąd ow i, sła w n e im ię Ono zm ien ił dla cieb ie w n a zw isk o B aron a O n e g o 18.

Nie um iem odpowiedzieć, o jak ie tu w pływ y idzie. Może to w pływ k a n c ela ry jn y c h stylów rosyjskich? Dość, że skrom ny ten zaim ek w yw oływ ał istn ą b u rzę p rotestów . Gdy red ak cja W i a d o ­ m o ś c i B r u k o w y c h postanow iła w yśm iać pism o O byw atela G uberni W ołyńskiej, w y c h w y ta ła z niego ów zaim ek i op atrzy ła przypisem : „M usisz się już, czytelniku, rozpływ ać nad stylem ; osobliw ie n ad nieoszacow anym o n e g o“ 19.

Może bardziej jeszcze sym ptom atyczn ym epizodem tej w alki je st usuw anie sta re j ty tu la tu ry . Na liście baronow ej Ono fig u ru je adres:

16 Ś n i a d e c k i , O j ę z y k u p o l s k i m (P is m a ro z m a it e , t. 3, s. 56). 17 T y g o d n i k W i l e ń s k i , 1816, nr 8, s. 126— 131.

18 P a m i ę t n i k W a r s z a w s k i , 1818, t. 10, s. 403— 404. 19 W i a d o m o ś c i B r u k o w e , 1819, nr 111, s. 15.

(11)

„Jaśn ie W ielm ożnem u JM ość P a n u B aronow i Onego, Podsędkow i- czowi P arnask iem u , K aw alerow i Bożogrobskiego K rzyża i w ielu innych orderów JW W P an u i D obrodziejow i“ . Ale S tan isław P o ­ tocki dopisuje od siebie ciąg dalszy:

Ł atw o zgadłem , że ten n a p is n ie sam a J a śn ie W ielm ożna Ona, ale jej pisarz p ołożył, bo n ie w id zia łem na nim dodatku: n aju k och ań szem u s y n o w i20.

T y tu la tu ra ta w y d aje się śm iesznością „niegodną w ieku n a ­ szego“ . Konieczność unow ocześnienia ty tu la tu ry spraw iła, że do red ak cji pism w pły w ały propozycje w prow adzenia w yrazu „ w y “ na w zór francuskiego „vous“ czy niem ieckiego „Sie“ 21.

Tak w yglądały drobne, łatw o uch w y tn e epizody w alki z tym , co się w ydaw ało p rzestarzałe w literack iej polszczyźnie.

Te epizody w alki z resztk am i try b u n a lsk ie j reto ry k i także p rz e ­ cież wówczas są raczej św iadectw em czynnej i w rogiej w stosunku do saskiej tra d y c ji postaw y wobec języ k a niż w alki z istotnym , żyw ym niebezpieczeństw em , chociaż były chyba jeszcze żywe śro­ dowiska, k tó ry ch sty le litera c k ie stanow iły p ew n ą now oczesną k o n ­ ty n u ac ję ideałów podsędka Ono. Sądzim y, zgodnie pod ty m w zglę­ dem ze S tanisław em Potockim i Ja n em Śniadeckim , że tra d y c je saskie w zm odernizow anej w e rsji przesączały się w sty le gru p y zw anej w Ś w is tk u k r y ty c z n y m — g ru p ą gotycko-rom antyczną.

Nie od c h a ra k te ry sty k i tej g ru p y chciałabym jed n a k zacząć. Na czoło chciałabym w ysunąć style tw orzone i bronione przez g rupę ideologów, k tó rzy zawsze silnie podkreślali sw oją rolę obrońców do­ brej polszczyzny. Je st to g ru p a dość jed no rodna w sensie ideolo­ gicznym , sam a sobie nad ająca ty tu ł lib eraln ej, reprezen to w an a przez dw a ośrodki: w arszaw ski i w ileński.

U praszczając zagadnienie, będę za re p re z e n ta n ta ośrodka w a r­ szaw skiego uw ażać P a m i ę t n i k W a r s z a w s k i , ze S ta n isła ­ w em Potockim na czele, za re p re z en ta n tó w W ilna — W i a d o ­ m o ś c i B r u k o w e , z obu Śniadeckim i.

Mimo w zajem nego szacunku przedstaw icieli obu g ru p — istnieje w yraźn a różnica m iędzy sty listy czną w e rsją literack iej polszczyzny, k tó rą rep re z en tu je S tan isław Potocki, a w e rsją Śniadeckich, i to zarów no w ich prak ty ce językow ej, jak w św iadom ym stosunku do

20 P a m i ę t n i k W a r s z a w s k i , 1818, t. 10, s. 404. 21 T a m ż e , 1816, t. 4, s. 339— 340, przyp. red.

(12)

języka. Różnicę tę odczuw ają tak że współcześni. Nie sądzę, żeby m ożna ją było przypisać tylk o czysto ind yw idualnym skłonnościom i zam iłow aniom n ajw y b itn iejszy ch rep re z en ta n tó w obu grup. Z a­ m ienia się ona czasem w różnicę czołowych w k u ltu rz e panującej grup ry w alizu jący ch ze sobą ośrodków. C h a ra k te ry sty k a różnic n a tu ry ogólniejszej, gospodarczej i ideologicznej, na k tó rej w y­ rosły tak że różnice sty listy czne obu ośrodków, przek racza m oje zadanie i — możliwości. Że jed n a k polem ika stylistyczna, której in­ d yw idu alny m i b o h ateram i są Śniadecki i Potocki, p rzy b ie ra w ich św iadom ości tak że c h a ra k te r polem iki m iędzy W ilnem a W arszawą, tego dow odem są p ełn e oburzenia słow a Śniadeckiego:

żeb y w sto lic y przem aw ian o i p isa n o język iem , k tórego już szczery Polak zaczyna n ie rozum ieć! G n ęb ili n as N iem cy od d aw n a ty lą p o lity czn y m i u c i­ sk am i, p rzy w ła szczen ia m i i grabieżą; m aż im się jeszcze udać zaciem niać n a s i d u rzyć sw oją o so w ia łą m eta fizy k ą

Ogłoszone w W i a d o m o ś c i a c h B r u k o w y c h typow e dla tego czasu i pism a opow iadanie pt. D ziw ak, k tó re jeśli nie w y ­ szło spod p ióra sam ego Śniadeckiego, to w każdym razie kogoś m u bardzo bliskiego, uderza w sty le zarów no p rasy w ileńskiej, ja k w a r­ szaw skiej. Ale p re te n sje do sty lu p rasy w arszaw skiej są c h a ra k te ­ rystyczne:

T ym czasem zbliżała się obiadow a pora, a na n ieszczęście, dnia tego M elchior [bohater op ow iad an ia, w y stę p u ją c y z k ry ty k ą złej polszczyzny p rasy — przyp. M.R.M.] zaprosił na obiad m łod ego w ierszop isa, pana J e ­ rzego, k tóry ty lk o co p rzy b y ł z W arszaw y. L ed w o co m łod y sy n A pollina o tw o rzy ł drzw i, a już D esp eran d o krzyczał: „P ięk n ie to! p ięk n ie! M ości p an ie Jerzy alb o raczej Grzegorzu: bo u w a s te d w a n a zw isk a za w sze za jed n o się biorą [...]; sk ąd że w a m tak d ow cip n e przychodzą d efin icje: [...] P rzed ziw n ie, d osyć zrozu m iale u w a s tam piszą, n ib y o sm aku w sztuce, jeżeli w a si a u torow ie tak i m ają sm ak w sztuce m ięsa, na przykład, jak w sty lu , n ien a jlep sze ob iad y jeść m uszą! 23

Przez W arszaw ę zatem — w p rzek o nan iu Śniadeckiego — w sią­ k ały w polszczyznę elem en ty obce, przez W arszaw ę też szła re ­ cepcja niem ieckiej „osow iałej m etafizy k i“, ta k szkodliw a także dla sty lu litera c k ie j polszczyzny.

Słowem , uzasadniona w y daje się teza, że także w świadomości

ów czesnych istn iały dw ie w ersje sty listyczne literack iej

polsz-22 Ś n i a d e c k i , O języ k u p olsk im (P ism a rozm aite, t. 3, s. 9). 28 W i a d o m o ś c i B r u k o w e , 1819, nr 153, s. 184.

(13)

czyzny, propagow ane przez bliskie sobie ideow o gru p y „ lib e ra ln e “, działające n a dw óch różnych terenach.

Obie w ersje literack iej polszczyzny m a ją zresztą w iele p u n k - . tów stycznych, zw łaszcza tam , gdzie chodzi o w spólny fro n t w alki z w rogim i w ersjam i, ale i różnią się w u ch w y tn y ch naw iązaniach, trad y cjach , gustach. W spółcześni w idzieli tę różnicę. Św iadczy o ty m zam ieszczony w A s t r e i z r. 1822 L ist o litera tu rze p o l­

skiej H ieronim a K alińskiego. A u to r L istu w y jaśn ia adresatow i, d la ­

czego przenosi „obu Śniadeckich i H ugona K o łłąta ja pod w zględem czystości polszczyzny n ad S tan isław a H rab ię Potockiego“ 24.

K aliński nie je st w swoim m n iem aniu i w swoich szczegółow ych obserw acjach odosobniony. Id eał literack iej polszczyzny re p re z e n ­ tow any przez S tan isław a Potockiego je s t znacznie bardziej o der­ w any od rodzim ej tra d y c ji frazeologicznej i składniow ej, niż m ógł­ by to zaaprobow ać k tó ry ś ze Śniadeckich. J e s t p rzesiąk n ięty zw ro­ tam i i form am i, k tó ry ch fran cuskie pochodzenie dostrzegali n a j­ przy ch yln iejsi czytelnicy. Tenże K aliński, ju ż nie pierw szy zresztą, cy tu je w ypadki, gdy „książę m ów ców “

bądź to przez opieszałość, bądź przez n iew ia d o m o ść ła m ie n atu rą i z w y ­ czajem m o w y n aszej u św ięco n ą sk ład n ią i zw roty, zastęp u jąc je fra n cu ­ skim i, jak np. na stron ie X V II tom u I: „ N i e m n i e m a ł e m b o w i e m m ó c d a ć ć w i c z ą c y m s i ę w w y m o w i e l e p s z e g o i c i e ­ k a w s z e g o q n i e j w y o b r a ż e n i a , j a k j e j r o z u m o w a n ą h i s t o r i ą “. N a str. 25 t. I: „W s z k o ł a c h n a s z y c h m n i e m a m y m ó c n a u c z a ć n i e d o ś w i a d c z o n y m i l e d w i e z d z i e c i ń ­ s t w a w y s z ł y m u c z n i o m “. N a str. 2 t. II: „ P r z y s z ł e ż y c i e b ę d ą c z a w s z e p rzedm iotem kazań, n i e m n i e m a n o i c h z b y t c z ę s t o p o w t a r z a ć p r z e d l u d ź m i “. Na str. 136 t. I: „W n i m w i d z i e ć n i e b ę d ą j a k t y l k o ś w i a t o w e g o r e t o r a “ za m iast: w id zieć w n im b ęd ą ty lk o retora. — N a str. 91 t. I: „ N i e b y ł o i n n e j w A t e n a c h j a k l u d u p o t ę g i “ zam iast: N ie b y ło in n ej w A ten ach p r ó c z ludu p otęgi. — N a str. 130 t. I: „ C y c e r o p i o r u n o ­ w a ł W e r r e s a “ zam iast: p ioru n ow ał p r z e c i w W erresow i itp.

K ied y S ta n isła w P otock i n a p ełn ił d zieła sw oje m n ogim rojem u ch y ­ b ień p rzeciw gram atyczn em u rząd ow i i w ła śc iw e j zgod zie w y ra zó w , jak np. na str. 1 t. I: „Z darów , k t ó r e opatrzność u d zieliła c z ło w ie k o w i“ zam iast: z darów , k t ó r y c h opatrzność u d zieliła c z ło w ie k o w i. — Na stron ie 33 t. I: „Z aled w ie d o s t r z e g a m y ś l a d y w y m o w y “ zam iast: za led w ie d o s t r z e g a m y ś l a d ó w w y m o w y , gdyż m ó w ić n ie m ożna: d ostrzegam y ludzie, m ęże, lecz: dostrzegam y ludzi, m ężów . N a str. 4 t. II:

24 H. K [a l i ń s k i ] , L i s t y o li te r a tu r z e pols k iej. A s t r e a. P a m iętn ik N aro­ dow y P olski. T. 2, 1822, s. 37.

(14)

„T en rodzaj sty lu , k t ó r y d z i ś n i e m a m y “ zam iast: k t ó r e g o dziś n ie m am y. — N a str. 588: „ t e n j e j k o r z y ś ć i o w o c w i ­ d z i e ć n i e b ę d z i e w podłej o p ła cie“ zam iast: ten jej k o r z y ś c i i o w o c u w i d z i e ć n i e b ę d z i e w podłej opłacie. N a str. 378 t. I: „nie ok azałem , iż n i e i s t n i e j e p rzeciw n iew in n o ści jego a n i d o w o d ó w , a n i d o m n i e m y w a ń d o p r a w d y p o d o b n y c h “ zam iast: iż n i e i s t n i e j ą p rzeciw n ie w in n o śc i jego ani d o w o d y , a n i d o m n i e ­ m y w a n i a d o p r a w d y p o d o b n e . — N a str. 94 t. I: „Nic na k oniec n ie b rak u je ty m w szy stk im zaszczytom j a k t e n , k tórem u je oddają“ zam iast: tym w szy stk im zaszczytom b rak u je ty lk o m ęża, k tórem u je od­ d ają 25.

K aliński, jak pow iedziałam w yżej, nie je s t p ierw szym k ry ty ­ kiem fran cu sk ich k o n stru k c ji w noszonych przez Potockiego do ję ­ zyka polskiego. K ilka lat w cześniej S tan isław Potocki m usiał się z n ich gęsto tłum aczyć w P a m i ę t n i k u W a r s z a w s k i m przed kim ś u k ry ty m pod k ry p to n im em „E.E.“ 26. Do najb ardziej rażących należały chyba k o n stru k c je an akolutyczne ty p u „A ka­ dem ia będąc najw yższym w szystkich um iejętności szczeblem, z niej się w y ro iły teologiczne, filozoficzne [...] dzieła i p ism a“ . Ich fra n ­ cuskie pochodzenie dla nikogo n ie ulegało w ątpliw ości. I nie o to tu oczywiście idzie, że Potocki po p ro stu lepiej znał języ k fra n c u ­ ski niż ojczysty, choć go ta k gorąco i program ow o bronił. Idzie tu o p ew ien ty p k u ltu ry i w rażliw ości językow o-stylistycznej, k tó rą re ­ p rezen to w ał S tan isław Potocki, ty p różny od reprezentow anego przez Śniadeckich, z n a c z n i e dalszych w sw ojej polszczyźnie od kosm opolitycznego salonu, znacznie bardziej św iadom ie w iążących się z rd zen n ie polską tra d y c ją językow o-stylistyczną, tra d y c ją głę­ boką, szesnastow ieczną, a przede w szystkim oświeceniową, ale też znacznie bardziej k o n serw aty w ną.

S tan isław Potocki, broniąc swoich „niegram atyczności“, pisze m. in.:

Tu jed n ę ty lk o p o zw o lę so b ie u w agę, to jest, że język p olski, jak k o ś­ ciół g a llik a ń sk i m a sw o je w o ln o ści, lecz tych p ew n y m lu d ziom czuć n ie jest danym , m ia n o w icie zab itym , ja k m ój k rytyk , gram atykom . D odam i drugą w yw d zięcza ją c się za ty le w y śm ie n ity c h porad jego: to jest, że k ied y szk o ln e sw o je p rzysm aczk i p u b liczn o ści za sta w ia , b y ra czy ł d o gram atycz­ nego pieprzu dodać n ie c o a tty ck iej s o l i 27.

25 T a m ż e , s. 40— 41.

26 P a m i ę t n i k W a r s z a w s k i , 1816, t. 5, s. 77. T a m ż e (s. 207 i n.) od­ p ow ied ź S ta n isła w a P o t o c k i e g o oraz zn ów (s. 346 i n.) odpow iedź „E. E.“

(15)

Z arzu ty p u ry sty form ułow ane z g ram a ty k ą w ręk u są dla k ręg u Potockiego nieznośną ped an terią. P ew ne elem enty s tru k tu r f ra n ­ cuskich, francu sk iej skład ni nie rażą, są dopuszczalne, p rzen ik ają w raz z całokształtem k u ltu ry stylistycznej fran cu sk iej. Ideał lite ­ rackiej polszczyzny rep rezen to w an y przez te n k rąg k u ltu ra ln y nie dopuszcza nato m iast pew nej frazeologii zb yt rubasznej, rażącej dla uszu ary sto k raty czn ej dam y. G dy także na łam ach P a m i ę t n i k a W a r s z a w s k i e g o rozpętała się w alka o ortografię, w k tó rej stro n ą niew zruszenie ko n serw aty w n ą był w łaśnie J a n Śniadecki („Z ygm unt Szczeropolski“), p io ru n u jący w listach nadsy łanych znad Gopła, z głębi n iem al piastow skich tra d y c ji, p rzeciw propo­ now anem u użyciu znaku „ j“ 28, z kręgu tego pism a w yszła, pełna w praw dzie szacunku dla św iatłego obrońcy narodow ych trad y cji, ale i zdecydow ana odpowiedź w obronie nowości ortograficznych. Odpowiedź w y rażała m. in. i tak ie obawy:

N ie w iem n a w et, co tam p o w ied zia ły dam y, czytając w liśc ie z K ru ­ szw icy: o b r z y d ł y z u p o r u i n i e c h l u j s t w a l i t e r a c k i e g o p e d a n t y z m ; z a t a p i a ć s i ę g ł ę b o k o w s k i e l e c i e ; b l u ź - n i e r s t w o , n i e d o r z e c z n o ś ć , w y k r ę t a r s t w o g r a m a ­ t y c z n e ; t y c h k a r b o w a n y c h i o s p o w a t y c h p iso w n ik ó w , ten bękart gd ań sk i it d .29.

W racając do K alińskiego i jego k ry ty k i polszczyzny Stan isław a Potockiego, trzeb a powiedzieć, że a u to r listu sam widzi w niej za­ gadnienie istotniejsze niż ocena indy w idualnej znajom ości polsz­ czyzny Stan isław a Potockiego. F o rm ułu jąc bowiem sw oją k ryty kę, zastrzega się:

M ylnie m niem asz, jakobym żąd ał p o d zisiejszych pisarzach jędrnego, n ieco tw ardego, ok rągłego sposobu w yrażan ia się d aw n ych P o la k ó w 80.

G dy sam Śniadecki form ułow ał te zasady literack ie polszczyzny, których, jego zdaniem , przekraczać pisarzow i nie wolno, form uło­ w ał je tak, że u d erzały one w znacznym stopniu w p ra k ty k ę S ta ­ nisław a Potockiego, jak k o lw iek naczelna d y rek ty w a tej polsz­ czyzny, jasność, przy św iecała obu oponentom :

N a p r z ó d . R ozm aitość zak oń czeń d aje język ow i n aszem u tę sw o ­ bodę, że w y ra zy w ja k im k o lw iek m iejscu położon e czy n ią m o w ę zrozu­

28 T a m ż e , t. 6, s. 487 i ru — T a m ż e , 1817, t. 7, s. 106 i n. — W i a d o ­ m o ś c i B r u k o w e , 1818, n r 81, s. 97 i n.

29 P a m i ę t n i k W a r s z a w s k i , 1817, t. 7, s. 383— 384. 30 K [a l i ń s k i ] , op. cit., s. 42.

(16)

m iałą. To jed n ak p ra w id ło n ie jest p ow szech n e, jeżeli zw ażać b ęd ziem y na różn e sto p n ie zrozum iałości i je s t p ew ien szyk i porządek słów , k tó reg o się p rzestąp ić n ie godzi, jeżeli ch cem y w y sta w ić m y śl jaśn ie dla p ojęcia a p rzy jem n ie dla ucha.

P o w t ó r e . W idzę w w ie lu dobrych pism ach n ad to zagęszczon y przypadek, k tó ry n a zw ę u b o c z n y m (casus obliquus), k ie d y p rzy m io t­ nik n ie zgadza się z rzeczow n ik iem , a le się k a że d om yślić d rugiego: np. dlatego, ż e -m ów im y s ł o ń c e j e s t g w i a z d ą , m ó w im y także, za m ia st sło ń ce jest św ietn e: s ł o ń c e j e s t ś w i e t n y m , g d zie się d o rozu m ie- w a m y c i a ł e m alb o s ł o ń c e m . P o n iew a ż tu ani c i a ł o , ani drugi raz s ł o ń c e jest niep otrzeb n e, g rzeszy m y tu zb ytk iem słów , czyli p o p e ł­ n ia m y ple o n a s m e. G dy zaś p o w ied zia ł F e n e 1 o n, że dobrze p isa n a m ow a jest ta, w której n ic n ie m asz do u jęcia ani do przydania, a C i c e r o n a w e t osądził, że w m o w ie w ięcej szkodzi n a d t o j ak m a ł o (M agis

of f e n d i t n i m i u m q u a m p a r u m , B ru tu s 110), w ię c ten sposób p isan ia, lubo

n ie jest p rzeciw n y m o w ie p o lsk iej, często atoli i n ie w ła ś c iw ie u ż y ty z a ­ ciem n ia jej jasność. P iln a u w aga ostrzeże piszącego, że ile razy drugi d o - m y sło w y w y ra z jest m o w ie niepotrzeb n y, tego sposobu pisan ia u ży w a ć się

n ie g o d z i31. ,

P o t r z e c i e . N iem a ło m ow ę ćm i i szpeci c u d z o z i e m c z y z n a , to je s t tok i sposób w y ra żen ia m y ś li w z ię ty z obcych język ów , a n aszem u n iew ła ściw y . Żle, zdaje m i się, sądzą ci, k tórzy rozum ieją, że się język bogaci, k ied y do sw y ch u b io ró w p rzyjm u je obce. J e st to, ow szem , n a j­ krótsza i b ita droga do jego zguby, bo przydając m u fizjon om ie cudze za ­ ciera m y jego w łasn ą, z a n ied b u jem y i o s u s z a m y . źródło p ra w d ziw y ch jego bogactw ; i ja k b y lu d p ro sty p om ieszan y z o b c jm i n arodam i u k ła d a m y gad an in ę zam ętu, p o w ik ła n ą i do zrozum ienia trudną. W ciska się do n a ­ szej m o w y ta zaraza albo p rzez n ieb aczn ość i le n istw o p iszących , alb o przez u b ieg a n ie się, n ie tak za m y ślą , jak o raczej za polu b ion ym słow em obcym , k tóre nas w ciąga w c a ły sposób m ó w ien ia cudzoziem ski, jak nas już o to n ap om in ał Żm udzin w D z i e n n i k u W i l e ń s k i m 32.

31 Trzeba pod k reślić, że u ż y w a n ie orzecznika p rzym iotn ego w szóstym p rzy ­ padku je s t jednym z częstych zarzu tów fo rm u ło w a n y ch p rzeciw prozie P o to c­ kiego, choć w św iad om ości m ó w ią cy ch te n szczegół sk ład n i rządu n ie jest do­ sta teczn ie w yraźn y. C ytow an y ju ż „E.E.“ tak p isze w ty m że a rty k u le P a m i ę t ­ n i k a W a r s z a w s k i e g o (1816, fc 5, s. 79):.

,.Na k arcie 480 zam iast: s ą ż g a z e t y n a s z e d o b r z e p i s a n y m i ? podług m ego u cha p o w ied zia łb y m : s ą ż g a z e t y n a s z e d o b r z e p i s a n e ? P odobnież zam iast: T o z a p y t a n i e j e s t n i e c o d r a ż l i w y m , n a p i­ sałbym : T o z a p y t a n i e j e s t n i e c o d r a ż l i w e [...]. P o w ied zia łem , że p od łu g m ojego ucha, i dodaję, ż e p od łu g zdania k ilk u m oich p rzyjaciół. P ra ­ w id ła b o w iem d ostateczn ego na to w żadnej gra m a ty ce język a p o lsk ieg o n ie znajduję, lubo w arto by b y ło d o k ła d n ie rozróżnić: k ied y po sło w ie zw ła szcza jestem m a się k łaść p ierw szy, a k ie d y szósty p rzyp ad ek “.

(17)

Czy Śniadecki był świadom, że w ypow iedź jego uderza w Potoc­ kiego? T rzeba przypuszczać, że raczej tak, zwłaszcza że o k ilk a w ie r­ szy wyżej um ieścił nazw isko S tan isław a Potockiego.

N ajisto tn iejsza różnica świadom ości językow ej, różnica ideału polszczyzny m iędzy Śniadeckim a Potockim , tk w iła w czym innym jeszcze: Śniadecki rozum iał w pew ien określony sposób m ożliwości stylistyczne polszczyzny, jej swoistość. In tu ic je sw oje form ułow ał tak:

N ie b yłożb y to u siło w a n iem śm ieszn ym , gd yb y kto za m y śla ł su b te l­ n ości greckie, igraszk ę słó w fran cu sk ą albo za w iło ść sk ład n i n iem ieck iej p rzenieść do m o w y naszej, której zn am ien iem jest m ęsk ość i o tw a r to ś ć 33.

T rzeba i to podkreślić, że Śniadecki je s t nie tylko w sw ojej p ra k ­ tyce p isarskiej, w sposobie budow ania okresów i zew n ętrzn y ch n a ­ w iązań m iędzy nim i znacznie bliższy niż Potocki tra d y c ji O św iece­ nia. J e s t on znacznie bliższy tra d y c ji szesnasto- i siedem nastow iecznej polszczyzny tak że w sw ojej świadomości. Św iadczy o ty m częstość odw oływ ania się do „S kargow i G órnickich jęz y k a “ .

Inaczej zupełnie Potocki. B ył on tym , k tó ry n ajw y ra ź n ie j może sform ułow ał k ry ty k ę polszczyzny szesnastow iecznej, k ry ty k ę w łaś­ nie stylistyczną:

N im d alej p ostąp im y, u sta n ó w m y rzeczy w istą m iarę w zrostu język a polsk iego w roku ty sią c sześćsetn ym , którą n a jlep iej d zieła S k argi d ow o­ dzą. C zystość, pow aga i prostota sta ły się jego znam ionam i; zw y k le one poprzedzają to w y p racow an ie, k tó re m o w ie osta teczn y tok, k sz ta łt i b lask nadaje. W sztukach n adobnych s ty l ta k o w y p ięk n y m i w ie lk im nazw ano; jest on p rzed ostatn im stop n iem u d osk on alen ia, czy li szczy tn eg o lub w y ­ bornego stylu. W p ew n y ch zdarzen iach w ię c e j on m oże prostotą sw oją uderza n iż n a jw y ższy w yb orn ością. L ecz sp osob y jego bardziej są ogran i­ czone i m n iej p ow szech n e, m n iej u k oń czon e szczegóły, w d zięk i m n iej żyw e, m niej rozm aita i surow sza p o s t a ć 34.

In n a w istotnych szczegółach była ocena w ieku XV I (choć obaj oponenci najw yżej cenią Skargę), inna też ocena roli fran cu sz­ czyzny:

Od św ietn ej dla n auk ep ok i L u d w ik a X IV m ia ł fran cu sk i języ k w p ły w w ie lk i na literatu rę w szy stk ich p ra w ie eu rop ejsk ich narodów , n iezm iern ą zaś nad n aszym ję zy k iem za S ta n isła w a A u g u sta p rzew agę, ta k dalece, że m ożna p ow ied zieć, iż się sta ł dla n as n ie ty lk o tym , czym b y w a ł w ło sk i, to jest w sp ołeczn ości u lu b ion ym , ale n a w e t tym , czym b y ł d la przodków

33 T a m że , s. 22.

(18)

n aszych w tysiączn ym sześćsetn y m język łaciń sk i, to jest w zorow ym n a ­ szego 3i.

Potocki, k tó ry też m oże z w iększym p rzekonaniem niż in n i w y ­ pow iada tezę o tożsam ości s tru k tu ra ln e j polszczyzny i łaciny, dzięki któ rej łacin a m ogła „dźw ignąć z b a rb a rz y ń stw a “ polszczyznę i „do siebie p rz y tu lić “, zdaje sobie spraw ę, że ta s tru k tu ra ln a bliskość nie istn ieje m iędzy polszczyzną a języ kiem francuskim . Toteż ostrzega przed „ to k iem “ fran cu sk im w języ k u polskim . Ale ostrzeżenie to rychło zostaje zaprzeczone:

N ie m asz p ra w id ła b ez w y łą czen ia , a często się zgodność w pozornej p rzeciw n o ści znajd u je. P o w sta łem n ieraz w ciągu tej rozp raw y p rzeciw n a śla d o w n ictw u fra n cu sk ieg o i n iem ieck ieg o język a; przecież w y zn a ć tu w in ien em , że w o statn iej ep oce n iem a ło się n im i w zm ogła m ow a nasza, n a b y w a ją c n ie r ó w n ie w ię k sz e j rozm aitości i w ła śc iw o śc i przez dobór w y ­ sło w ie ń i zw rotów przodkom n aszym n ie zn an ych i w ty m przeszła w iek ty s ią c se tn y *°.

I dalej :

G d yb y w y m o w a p olsk a p rzyłączyć m ogła do toku łaciń sk iego, co jej jest p rzyrodzonym , jasn ość języ k a fra n cu sk ieg o [...], p osiad ałb y język p o l­ sk i korzyści, jak ich ty lk o żądać m oże. W ięc p o łą czen ie ich p ow in n o być sta ra n iem dobrych pisarzy [...]S7.

I jeszcze dalej:

sty l, o k tó ry m eśm y d opiero m ó w ili, p od łu g m n ie n ajp ożąd ań szy dla języ ­ ka naszego, obcym m u się w oczach w ie lu zdaje. Z najdując b o w iem w nim , m ia n o w icie co do w y m o w y , zw roty n o w e z w ie lk ic h fran cu sk ich w zorów zasiągn ion e, g a llicy zm em je b y ć m n iem ają, k ie d y one są p rzeciw n ie, zbo- g a cen iem język a n aszego n ow ym i, a p rzyzw oitym i ku tem u środkam i; bo g a llicy zm n ie p o leg a w m yślach , w szy stk im narodom w sp óln ych , lecz w w y sło w ie n iu , czy li w g ram atyczn ym sk ład zie, w ła śc iw y m języ k o w i fra n ­ cu sk iem u , a n aszem u obcym , jako też w sp osob ach m ó w ien ia , których n ie dozw ala p o ls z c z y z n a 38.

J a k w y n ik a z dalszego ciągu, p rzed e w szystkim frazeologia fra n ­ cuska jest, zdaniem Potockiego, źródłem u rzek ającej jasności ję ­ zyka, k tó rą należy zapożyczyć z francuszczyzny.

A te ra z popatrzm y, ja k n a to sam o zagadnienie reag u je J a n Śnia­ decki.

35 T a m ż e , s. 446. 83 T a m ż e , s. 452. 87 T a m ż e , s. 490— 491. 88 T a m ż e , s. 493.

(19)

O bronę czystości polszczyzny rozum iał on zupełnie inaczej. N ie­ zm iernie ch arak tery sty czn y , a brzm iący dla dzisiejszego czytelnika niem al ja k niepraw dopodobna anegdota, je s t list Do redaktora

„D ziennika W ileń skiego “ n ap isany w 1815 r. przez J a n a Ś niadec­

kiego, tym razem pod pseudonim em Z achariasza K ry ty k iłły :

N um er 10 W acpana d zień n ik a narobił tu [na Żm udzi — M.R.M.] n ie ­ m ało w rzaw y, zatru d n ien ia i kłopotu. N a k a rcie 383 n a p isa łeś W acpan: kościół ten zb u d ow an y na opoce i s t n ą ł i za w sze i s t n ą ć b ęd zie itd. Z iom k ow ie m oi, p rzeczy ta w szy to, n ie m ogli zrozum ieć, co to znaczy: su ­ szy li sobie g ło w y różnym i d om ysłam i i w resz c ie u d ali się po w y tłu m a c z e ­ n ie do X. kazn od ziei do Telsz, jako do czło w ie k a w rzeczach k o ścieln y ch biegłego. T en n ie n a tra fiw szy n ig d y n a w yraz i s t n ą ć, ani w Skardze, ani w L achow skim , ani w P s a łt e r z u K och an ow sk iego, rozu m iał naprzód, że to jest błąd drukarski, że w y tło czo n o i s t n ą ć za m ia st i s к a ć, to jest, w znaczeniu p rzenośnym , oczyszczać n au k ę od błęd ów , zarazy k acersk iej itd.; ale p o m y śla ł sobie, że za p ew n e w W iln ie lu d zie tak są o b yczajn i jak w T elszach i R osieniach, a zatem autor pisząc dla p u b liczn ości n ie śm ia łb y użyć tak b rudnego w yrazu [...]. W yrozu m iaw szy, o co idzie, p o w ied zia łem

X. kaznodziei i w szy stk im , że to, co n ap isan o w d zieńniku, w yraża się w do­ brej p olszczyźnie: k ościół zb u d ow an y na opoce s t a ł i za w sze s t a ć będzie, że i s t n ą ć i i s t n i e ć je s t w y ra z fa b ry k i m azow ieck iej i że R edaktor, m oże Mazur, ch ciał nas tym n ow ym p łod em sw ojej ziem i ob­ darzyć 39.

Z analizy niew łaściw ych użyć niepotrzebnego obcego słow a w y­ n ik ają uogólnienia:

P i e r w s z a , że w m o w ie potocznej tłu m a czen ie jed n eg o p o jed y n ­ czego z m o w y cu d zoziem sk iej w yrazu sposób cią g n ie za sob ą ca łą f r a z ę cudzoziem ską, a zatem sposób m ó w ien ia obcy, języ k o w i p olsk iem u n ie ­ w ła śc iw y , ow szem , p su jący go i zaciem n iający.

D r u g a , że k ied y tr a fia m y w m o w ie cudzoziem sk iej na pojed yn czy w yraz n ie m ający p o lsk ieg o sobie odpow iadającego, m y śl ta tak im sp oso­ b em n ie w yraża się po polsku; ale że jest in n y języ k o w i w ła śc iw y sposób w y ra żen ia tej sam ej m y śli i trzeba sob ie zadać pracę w w y szu k a n iu tego sposobu, k ied y się zaraz n ie nastręcza u w ad ze p iszącego, m oże w ten czas m y ślą ceg o w cu d zoziem sk im języku.

G dyby pisarze n a si p a m ięta li na te p raw idła, n ie m ielib y śm y ty le k siążek p olsk ich , których P olak n ie u m ieją cy po fran cu sk u ca le n ie rozu­ m ie... 40

89 D z i e n n i k W i l e ń s k i , 1815, t. 2, nr 12, s. 576— 577. O w a „fabryka m a zo w ieck a “ jest o czy w iście zn ó w ud erzen iem w W arszaw ę i jej o b licze ję z y - k o w o -sty listy czn e. M oże b yć zresztą bezpośrednim atakiem na L elew ela , który ju ż raz jak o M azur został za a ta k o w a n y (zob. s. 300 n in iejszeg o artykułu).

(20)

P ra k ty k a p isarsk a ty ch dw óch przedstaw icieli dwóch różnych środow isk i dw óch różnych stan o w isk teoretycznych w ocenie ideal­ nego m odelu literack iej polszczyzny i św iadom ej po lityk i języko­ wej w p e łn i p o tw ierd za teorety czn ą różnicę gustów językow ych.

W eźm y za p rzy k ła d pobieżnej, n iestety, analizy fra g m en t z jed ­ nego z w czesnych Ś w is tk ó w k r y ty c z n y c h , o c h arak terze bardzo bli­ skim , w łaściw ie tożsam ym z n a rra c ją pow ieściow ą 41, i porów najm y go z opubliko w an ym w n a stę p n y m tom ie P a m i ę t n i k a W a r ­ s z a w s k i e g o felieto nem J a n a Śniadeckiego („Z ygm unta Szcze- ropolskiego“), m ający m c h a ra k te r listu do R ed akto ra P a m i ę t ­ n i k a 42. R zuca się w oczy k a lk a fran cu sk a i fran cu sk a k o n stru k ­ cja frazeologiczna w ypow iedzi Potockiego, a z drugiej strony, p rzy ­ n ajm n iej ty le trz e b a stw ierdzić: nie dostrzega się jej w w ypow ie­ dzi J a n a Śniadeckiego. W yliczam to tylko, co dostrzegłam na 15 stro n icach te k stu Potockiego:

„Co do m nie, u w a ża łem , iż sień jak salk a zarów no g i p s o w a n a “ (s. 129); „p rosiłem p rzy ja ciela m ego, b y m n i e n a u c z y ł , czy rod a­ kiem , czy cu d zoziem cem b y ł k u ch en n y artysta jego“ (s. 126); „zgodny i p rzy jem n y s p r a w i a ł a sk u te k “ (s. 129); „górą p a n o w a ły n isk orzeźb y“ (s. 130); „ład n y m a r m u r y z o w a n y jad aln y sa lo n ik “ (s. 131); „pokoje g osp od yn i z a m y k a j ą w ie lk ą ilo ść ry su n k ó w “ (s. 131); „Na jed n ok olo­ row ym d n i e ścian w is ia ły a n g ielsk ie k o p erszty ch y “ (s. 134) ; „w e d n i e ogrodu“ (s. 136); „piątro w oborę za m ien io n e z a m y k a ł o sto k ró w “ (s. 136); „taras, k tó ry w s t ę p d a w a ł do czy steg o i w eso łeg o bardzo sa lo n ik u “ (s. 136); „ k r ą ż ą c jezioro d o staliśm y się do w io sk i“ (s. 137); „w d n i e tegoż d rzw i do k red en su “ (s. 131); „gdyby to ty lk o o d e m nie z a w i s ł o [...] (s. 127).

To o statn ie zresztą jest, jeśli sądzić ze zbioru Lindego, raczej ob­ ficiej dokum entow ane, niż z a l e ż a ł o ; ale i tu Śniadecki używ a w łaśnie tej drugiej postaci. N ie zauw ażyłam też w wypow iedzi Ś niadeckiego p rze jęty c h z języ k a francuskiego k o n stru k c ji skład­ niow ych, p o jaw ia ją się one n ato m iast w w ypow iedzi Potockiego:

„Lecz p rzy b y w szy o m ilę od m iejsca, do k tórego dążyłem , zm ien iła się w c a le p ostać rzeczy“ (s. 124); „opow iadał m i uprzejm e p rzy jęcie“ (s. 133).

11 I •' ! . < . i I ■

Nie n ależy sądzić, że w szystko, co tu cytuję, to po p ro stu błędy człow ieka, k tó ry źle w ład a języ k iem ojczystym . Przeczy tem u nie ty lko ogólna ocena Potockiego przez w spółczesnych jak o jednego

41 P a m i ę t n i k W a r s z a w s k i , 1816, t. 6, s. 122 i n. (Ś w i s t e k k r y t y c z n y ) . 42 Z. S z c z e r o p o l s k i , L i s t o z a c h o w a n iu c z y s to ś c i i p o p r a w n o ś c i j ę z y k a . P a m i ę t n i k W a r s z a w s k i , 1817, t. 7, s. 106 i n.

(21)

z najlepszych stylistó w sw oich czasów, ale i c h a ra k te ry sty c z n y fra g ­ m en t z recen zji Śniadeckiego pośw ięconej pow ieści księżny W irtem - berskiej, M alw ina.

Po w ym ienieniu błędów i skaz sty listy czn y ch zauw ażonych w powieści Ś niadecki cy tu je ustęp y pełne „piękności ję z y k a “ . P onie­ waż cała recen zja je s t n ap isan a tak, jak b y była listem s try ja do sy­ nowicy, Śniadecki pisze:

C zytaj z u w agą, zatrzym aj w tw ej p a m ięci i sercu tk liw ą m o d litw ę M alw in y w to m ie I na k. 67, po k tórej to znajdziesz:

„R anek n a jp ięk n iejszy , n ajp ogod n iejszy d zień o b iecy w a ł P o w ietrze b y ło u w on ion e k w ia te m pom arańcz, do k tórych le k k i zap ach m irtu się m iesza ł“

Tego użycia su p erlaty w ó w i im iesłow u biernego nie znaleźli­ byśm y z pew nością u Śniadeckiego. Ale były one w idocznie możliwe, skoro nie w y tk n ą ł on ich autorce.

W ypowiedź Potockiego c h a ra k te ry z u je znacznie m n iejsza dyscy­ p lin a w zakresie fleksji. P o ja w iają się w niej sporadycznie (o czym ju ż w iem y z poprzednich polem ik) fo rm y przez K opczyńskiego za­ kazane. W cytow anym Ś w is tk u znajdziem y ty lk o raz jed en form ę b u r d ó w (s. 125). N igdy nie dostrzegłam tego b rak u dyscypliny szkolnej w w ypow iedzi Śniadeckiego.

Nie bez znaczenia m oże je s t ocena ty ch zjaw isk flek sy jn y ch przez w spółczesnych. Z acy tu ję głos człow ieka bliskiego Śniadec­ kiem u: E. Słow acki na o statn ich k a rta c h cytow anego ju ż dzieła o S ztu c e dobrego pisania w ję z y k u p o lskim pisał m. in. o form ach ty p u burdów :

B ardziej jeszcze zagęszczon y jest zw yczaj k oń czen ia d ru giego przy­ padku liczb y m n ogiej na ów , np. o k o l i c z n o ś c i ó w , u c z u c i ó w itd., p rzeciw k o p ow szech n ym p raw id łom język a, k tóre w im ion ach ż eń ­ sk ieg o i n ija k ieg o rodzaju n ie d ozw alają koń czyć drugi p rzyp ad ek liczby m n. na ów , ch yb ab y p ierw szy b y ł zak oń czon y na o w y lu b огиа, np. m o- w y , s ł o w a , m ó w , s ł ó w [...]. N a u czy ciele starać się będą od zw yczajać u czn iów od tych i ty m p od ob n ych p r o w in c jo n a liz m ó w 44.

C zytelnicy P rzy d a tk u do pism a „O filo zo fii“ wiedzą, ja k daleko posuw ał stopień d yscypliny flek sy jn ej Śniadecki, gdy żądał resp ek ­

43 Ś n i a d e c k i , M a lw in a . L ist stryja do sy n o w icy (P is m a r o z m a it e , t. 3,

s. 179).

44 E. S ł o w a c k i , P r z e s tr o g i w z g l ę d e m w p r a w i a n i a u c z n i ó w d o p o r z ą d ­ nego i p o p r a w n e g o w m o w i e o j c z y s t e j pisan ia (D zieła z p o z o s ta ły c h r ę k o p i s m ó w ogłoszone, t. 2, s. 288— 290).

Cytaty

Powiązane dokumenty

silaczem, który częściowo blokuje otwory wentylacyjne służące do wydmuchiwania ciepłego powietrza na zewnątrz (rys. Ib) oraz z dodatkowym elementem (płytką) znajdującą

Zarazem uwzględnia się również w takim podejściu silne nastawienie unifikacyjne. Tym samym chodzi o wywołanie paradygmatu metodologicznego w naukach prawnych opartego

1) w stosunku do którego otwarto likwidację, w zatwierdzonym przez sąd układzie w postępowaniu restrukturyzacyjnym jest przewidziane zaspokojenie wierzycieli przez likwidację

o utworzeniu Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości (Dz. Wadium wnoszone w pieniądzu wpłaca się przelewem na rachunek bankowy:.. sprawy: DFA.26.ZP.D.14.2019 zadanie

Zasadniczo powiela ona rozwiązania wcześniejszej ustawy z 1 r., ale uwzględnia także rozwiązania ustawodawstwa krajowego (w tym jeden z typów pozwoleń wodnoprawnych,

W konsekwencji człowiek nie może (i nie powinien próbować) uwolnić się od swojej fizyczno- ści. Jest przede wszystkim bytem somatycznym, który zaspokoić musi konkret- ne

9.1.4 Zamawiający uznaje, że podpisem jest: złożony własnoręcznie znak, z którego można odczytać imię i nazwisko podpisującego, a jeżeli własnoręczny znak jest

Jednostka planistyczna D.Z.08 powierzchnia 36,33 ha Uwarunkowania Stan zainwestowania: zabudowa mieszkaniowa jednorodzinna i wielorodzinna, usługi, w tym usługi