• Nie Znaleziono Wyników

Polskie piekiełko

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Polskie piekiełko"

Copied!
9
0
0

Pełen tekst

(1)

Aleksander Fiut

Polskie piekiełko

Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 1/2 (7/8), 169-176

(2)

Polskie piekiełko

Literatura piękna nader często i z pewnym dość dwuznacznym upodobaniem zstępowała w piekielne czeluści dwudzies-tego wieku. Były to na ogół obozy koncentracyjne, łagry Gułagu, pola krwawych bitew czy powolna agonia milionowego miasta. Z tych wypraw pozostawały zapisy wstrząsające, czasem wybitne. Tadeusz Nowakowski dowodzi, że piekło może wyglądać całkiem inaczej, dość, na pozór, niewinnie; małe, dobrze urządzone, ale nie mniej dotkliwe. Wystarczy, po prostu, grupę Polaków odizolować, zapewnić im znośną egzystencję i skazać na samych siebie.

Obóz Wszystkich Świętych znajduje się, jak łatwo zauważyć, jakby na

skrzyżowaniu zasadniczych tematów i problemów, które od lat nurtują współczesną polską prozę. Niektóre z nich zapowiada, inne, modyfiku-jąc, interesująco kontynuuje i przekształca. Obok opowieści o losach dipisów — która, oczywiście, kojarzy się przede wszystkim z

Kamien-nym światem — temat „Polak wobec obcych" przywodzi na myśl Jezio-ro Bodeńskie, Monizę Clavier i Trans-Atlantyk, szukanie tożsamości

w utraconym na zawsze kraju lat dziecinnych skłania do kreślenia paralel z Doliną Issy czy Dziurą w niebie. Gdy dodać rozliczenia z dwudziestoleciem i trafne uchwycenie atmosfery pierwszych dni września 1939, uznać wypada, że to niemało jak na jedną powieść.

(3)

ALEKSANDER FIUT 170 Zwłaszcza że w repertuarze gotowych ujęć Nowakowski dokonuje znaczącego przesunięcia, dorzuca nowe elementy, zmienia rozłożenie akcentów. Wszechstronniej i głębiej niż Borowski, chwalebnie unikając schematyzmu, przedstawia sytuację byłych więźniów obozów hitlerow-skich w obozach przesiedleńców w Niemczech. Na zdominowanej przez obrazy kresów wschodnich, imaginowanej mapie Rzeczypospolitej umieszcza region i miasto dotychczas nieobecne: przedwojenną Byd-goszcz, której koloryt lokalny, obyczaj, język i krajobraz odtwarza z pieczołowitą wiernością. Obrachunki inteligenckie prowadzi bez-względniej niż Dygat czy Brandys, dzieciństwa zaś nie idealizuje. Wkracza nadto na teren mało spenetrowany lub zdany na łaskę schematów i jaskrawych uproszczeń, podejmując problem stosunków polsko-niemieckich (co rozwinie w innych utworach).

Obozowi Wszystkich Świętych niejedno, rzecz prosta, można zarzucić.

Amator prozy awangardowej będzie kręcił nosem na jego zbytni tradycjonalizm, przejawiający się choćby w chronologicznym przed-stawianiu wydarzeń, układzie przyczynowo-skutkowym i pewnej sche-matyczności postaci. Uzna pewnie za mało umotywowany i chybiony pomysł prezentowania wspomnień głównego bohatera, które notabene wypełniają całą niemal powieść, w formie zwartej narracji, bardziej adresowanej wprost do czytelnika niż, nawet w przybliżeniu, próbującej odtworzyć swobodny bieg skojarzeń. Bliżej stąd do Prusa niż do Prousta. Niemniej Obóz pozostaje jednym z najbardziej surowych, a przez to właśnie zmuszającym do namysłu, studiów psychosocjo-logicznych pewnych skrzywień w polskiej mentalności.

Dnem piekła jest pierwszy dzień wolności. Wypełniają go sceny zbiorowego, brutalnego gwałtu na nieletniej, pijaństwa, wybuchów ślepej nienawiści i aktów samosądu. W opisach podróży do granic człowieczeństwa Nowakowski nie ustępuje Borowskiemu:

Ochłapy ludzkie z izby chorych, które z t r u d e m posuwały się wzdłuż ścian. Rozdęte i nadgniłe od puchliny w o d n e j kadłuby i kikuty „ m u z u ł m a n ó w " i m a r u d e r ó w . Z gryma-sem bólu stawiali nogi. Krzyczeli j u ż z daleka. Wreszcie d o p a d a l i d o trupiej miazgi, bijąc w nią resztkami uchodzących sił. Pluli, charczeli, wczołgiwali się w kałużę krwi z m ó z g u . Darli i gryźli resztki znienawidzonego m u n d u r u . . .

Nie dziwi zatem, że wojska alianckie zmuszone były dopiero co uwolnionych więźniów zamknąć w miejscu odosobnienia i poddać reedukacji. Wszelako położony na bagnistych terenach niedaleko

(4)

granicy holendersko-niemieckiej polski obóz w Papenburgu skuteczniej od drutów i wartowników izoluje chorobliwa ksenofobia. Nienawiść do Niemców i przeświadczenie o ich zbiorowej odpowiedzialności z jednej strony rozgrzeszają z wszelkich dokonywanych na nich przestępstw, z drugiej — piętnują jakiekolwiek bliższe z nimi związki, co przybiera nieraz formy wręcz groteskowe: przesiedleńcy woleliby raczej spłonąć niż wpuścić na teren obozu niemiecką straż ogniową. Drugim niewi-docznym, acz równie szczelnym murem okazują się stosunki z Anglo-sasami. Wyzwoliciele najwyraźniej nie oczekują wdzięczności, a zamiast o „Sprawie Polskiej" wolą rozprawiać o nowych modelach samo-chodów. Zarządzający obozem Amerykanin, „mormon" z Salt Lake City, zupełnie nie rozumie polskich problemów, gestami pozornej życzliwości pokrywa niechęć i pogardę do ,,/... Poles". Jego rodacy zwiedzają obóz z obojętną ciekawością turystów, jak wioskę Zulusów. Sama zaś obozowa społeczność bytuje pomiędzy majakami i zmorami niedawnej wojennej przeszłości a marzeniem o raju czyli wyjeździe do Ameryki, który zresztą odsuwa się w nieokreśloną przyszłość. Szybko też przystosowuje się do nowych warunków, przyzwyczaja i wytwarza własną hierarchię. Na jej szczycie znajduje się major, który trzyma obóz twardą ręką, dobrze w nim zadomowiony i czerpiący ze swej uprzywile-jowanej pozycji nie zawsze legalne korzyści. „Terapii psychicznej"

szuka w ruinach Hamburga. „Nienawidząc Niemców, toleruje Niemki. Zwłaszcza młode." Jego najbliższe otoczenie, jakby dwór, stanowią: redaktor obozowej gazetki, zatytułowanej oczywiście „Razem", „mistrz banału" z ustami pełnymi frazesów, bibliotekarka, złośliwa i cyniczna ale, w razie potrzeby, przedzierzgająca się w Matkę-Polkę, „chorobliwy mitoman", dyrygent miejscowego chóru oraz — charakteryzowany z pewną sympatią — ksiądz, dbający o duchowe potrzeby swych owieczek. Obóz ma, a jakże, własną inteligencję, zwaną ironicznie „Izbą Lordów", która swoje dość jałowe debaty odbywa, wstyd powiedzieć, w latrynie, oraz doły społeczne, tzw. „ludek" papenburski, który wegetuje z dnia na dzień, kradnąc i nielegalnie handlując.

Powie ktoś, że podobnie, być może, zachowywałaby się każda grupa narodowa, pozostająca w analogicznych warunkach. Tak, gdyby nie to, że nad wszystkim — niby opar z pobliskich bagien — unosi się aura stężonej „polskości", co sprawia, że obóz bytuje w doskonałej, bo nie uświadamianej, schizofrenii. Na powierzchni odbywają się obrzędy religijne i patriotyczne, obchody ku czci kolejnych powstań i zrywów

(5)

ALEKSANDER FIUT 172 wolnościowych, sentymentalny kult narodowych symboli; a pod spo-dem trwa tzw. życie:

krwawe zamieszki z policją niemiecką i ż a n d a r m e r i ą brytyjską, nocne obławy wojsk o k u p a c y j n y c h na c z a r n o r y n k o w c ó w , d e m o n s t r a c y j n e głodówki przeciwko niektórym zarządzeniom U n r r y , walki wręcz z misją repatriacyjną czy też ideowo-bandyckie n a j a z d y patriotycznych rzezimieszków na b a u e r a .

Czym innym poglądy głoszone, czym innym praktykowane. To właśnie podczas wieczoru poezji religijnej dochodzi do moralnego samosądu nad kobietą, która z głodu, za kromkę chleba, oddała się Niemcowi. Swoiście pojęty patriotyzm stanowi kamuflaż dla własnych interesów (nawet martyrologia może być kartą przetargową w walce o — marne — przywileje: „każdy dzień za drutami liczył się w tej patriotycznej buchalterii"), staje się instrumentem manipulowania opinią publiczną, narzędziem nacisku czy wręcz moralnego szantażu, uzasadnieniem odruchowej niechęci do obcych i formą samoobrony we wrogim otoczeniu. Zagarnia język, który żywi się dętym frazesem i patetycznym banałem.

W tym świecie właściwie wszystko — od stosunku do własnej historii do smaku zupy w obozowym kotle — zyskuje sens li tylko w odniesieniu do uczuć narodowych. Kto bowiem sarka na złą kuchnię i głodowe racje — jak poucza major krnąbrnych podopiecznych — tworzy „nowy typ Polaka, nieczułego na wartości duchowe, pozbawionego wyobraźni historycznej". Mit munduru żołnierza polskiego nie pozwala odsłonić nadużyć tegoż majora, fałszywa duma skłania raczej do „pudrowania obozowej nędzy" niż przyznania się do prymitywnych warunków życia i cywilizacyjnego zacofania: dipisi wolą wylegiwać się na pryczach, pić bimber i grać w karty niż np. uczyć się angielskiego, przygotowując się do wyjazdu. Powstaje świat pozorów, bardziej lub mniej świadomie akceptowany przez zbiorowość, fikcji, która dominuje nad rzeczywis-tością uniemożliwiając trzeźwą ocenę faktów i fałszując moralny sens zachowań.

Rozdęty ponad miarę „patriotyzm" stanowi alibi dla społecznej apatii, skrywa pretensję do świata i zawód płynący ze zdrady aliantów. Jest poza tym zastępczym i kruchym spoiwem zbiorowości wykorzenionej, pozbawionej naturalnych więzów, zdemoralizowanej przez wojnę. Uderza to szczególnie w scenach zbiorowych, świetnie podpatrzonych i kreślonych z groteskowym zacięciem — akcji „Pietruszka", wizyty

(6)

w obozie dziennikarzy amerykańskich, imienin u polskich oficerów — gdzie autentyczną więź zastępują odruchy nieufności, chęć przypodo-bania się lub wylewy płaczliwego sentymentu.

W najgłębszej swej istocie hipertrofia uczuć narodowych służy stworze-niu — na użytek własny i cudzy — pochlebionego wizerunku narodu. Dowiedzenia wszystkim, że „Polacy, tacy sami Europejczycy jak inni, jeśli nie lepsi...". Wiele z tego, co autor lojalnie przyznaje, złożyć by można na karb urazów wojennych i nienormalnego położenia, co sprzyja społecznej patologii. Ale są w tym obrazie żółcią malowanym rysy przygnębiająco znajome i „wieczne".

Przewodnikiem przez kolejne kręgi samoiluzji i złej wiary, niemożności i oportunizmu uczynił Nowakowski podporucznika Stefana Grzegor-czyka. To głównie w jego ironicznym spojrzeniu załamuje się otaczająca rzeczywistość, w jego wspomnieniach powraca czas dawny. Jego, „powstańca, kacetowca, jeńca, syna sokoła", małżeństwo z Niemką, notabene córką kochanki ojca, stanowi fabularną osnowę powieści oraz katalizator postaw współrodaków. Grzegorczyk, w czym niemały udział mają jego przeżycia wojenne, przeciwstawia abstrakcjom — konkret, patriotycznym obowiązkom — przywiązanie do życia, związkom społecznym — prawo do prywatności. W polskim obyczaju tropi skłonności martyrologiczne, „snobizm umierania", „estetykę patrio-tycznego grabarza". Szczególną odpowiedzialnością za nie obciąża międzywojenną szkołę — „pierwszy stopień wtajemniczenia w mroki narodowego masochizmu" i literaturę, zwłaszcza romantyczną, która sprawia, że to „naród karmiony zatrutą poezją, chory na elefantiasis patriotyzmu". Rodacy budzą w nim, na przemian, płynące ze wspólnoty przeżyć współczucie — ogarnia go „radość pochodzenia z tej samej ziemi i mówienia tym samym językiem", to znów niechęć, odrazę do przejawów zbiorowej nienawiści oraz patriotycznego terroru. Grzegor-czyk nie chce wracać do Polski nie z przyczyn politycznych, lecz w obawie, że to „taki sam Papenburg jak tutaj, jeno na większą skalę". Łamie w końcu największe tabu, żeni się z Niemką, skazując się na powszechne potępienie współrodaków i wygnanie z obozu. Ale jego miłość, która wydaje się bardziej grą wyobraźni i kompensacyjnym gestem wobec upokorzeń młodości niż prawdziwym uczuciem, wpada w pułapkę tym razem niemieckiego nacjonalizmu. Staje się ofiarą szykan otoczenia żony, za jej związek z Polakiem, oraz nowej lojalności, każącej np. witać hitlerowskiego generała jako bohatera narodowego.

(7)

ALEKSANDER F I U T 174 Próbę wyrwania się z narodowego piekła Grzegorczyk przegrywa. Godzi się na skrajne samoponiżenie i upokorzenie, byle wrócić do swoich. Od iluzorycznego ciepła domowego woli swoją pryczę w baraku i tępe wpatrywanie się w sufit. Mimo samoświadomości, która nie ocala, okazał się do rodaków podobny: pełen urazów wobec cudzoziemców, kierujący się odruchami patriotycznego sentymentu (pobił Niemca, by odebrać mu polski krzyż harcerski), zapatrzony w przeszłość własną i swojego kraju. Pozostał z podstawowym pytaniem bez odpowiedzi: „Można być bez ojczyzny, ale czy można przestać być Polakiem?". Na ile autor identyfikuje się z protagonistą powieści? Owszem, ironiczny dystans bohatera do otaczającego go świata znajduje swój odpowiednik w autoironicznych komentarzach Grzegorczyka oraz w zdystansowaniu się Nowakowskiego do „kieszonkowego, papenburskiego Hamleta". Z drugiej przecież strony, autor nie przypadkiem posługuje się mową pozornie zależną, a w sposobie patrzenia na cudzoziemców czy przywią-zywaniu do przeszłości (w końcu powieść wypełniają w dużym stopniu wspomnienia rodzinnej Bydgoszczy) upodabnia się do swej postaci. Ponadto powieść zamyka podwójnie tragiczne zakończenie — wzmoc-niona oznaka bezwyjściowości. Duchowemu samobójstwu Grzegor-czyka odpowiada rzeczywista śmierć chłopca, bezimiennego znajdy z płonącego Drezna, który za namową szaleńca powtarzającego, że „Belzebub ściska mu głowę", skacze z wysokiego piętra w przekonaniu, że uleci. Pragnienie pełnej wolności płynęłoby zatem z diabelskiego podszeptu? Musi przynieść upadek? Gdzie zatem wyjście z polskiego piekiełka?

Tropiąc patriotyczną patologię, jej źródła i przejawy, Nowakowski nie podsunął rozwiązań, ale uwyraźnił i zaostrzył podstawowe dylematy: jak pozostać jednostką suwerenną, nie skazując się na ostracyzm, a zarazem nie popadając w konflikt ze swoim społeczeństwem? Jak być Polakiem pozostając po prostu człowiekiem? W jaki sposób zachować wierność historycznej przeszłości, nie ulegając jej mitologicznym i mis-tyfikacyjnym skłonnościom? Zauważył kiedyś Witold Wirpsza w

Pola-ku, kim jesteś?, że mity, które pętają polską świadomość historyczną,

„polegają na pewnych niebezpiecznych przesunięciach akcentów" spra-wiających, że odrębność staje się wyjątkowością, złe położenie geo-graficzne synonimem spisku niesprawiedliwych przeciw sprawiedliwe-mu, zadanie do wykonania w obrębie formacji kulturowej — posłanni-ctwem. Tak i tutaj: przynależność narodowa jest źródłem życiodajnej

(8)

siły, ale może stać się formą dotkliwego zniewolenia. Pamięć przecho-wuje ciągłość tradycji, utrwala zbiorową tożsamość, ale bywa też grą pozorów, która paraliżuje aktywność i odwraca od bieżących obowiąz-ków. Literatura buduje samoświadomość kulturową, lecz czasem utrwala negatywne lub anachroniczne wzory zachowań. Staje się tak wówczas, gdy zbiorowość — społeczeństwo, naród — wskutek his-torycznych okoliczności uzurpuje sobie nadmierne prawa wobec jed-nostki. Ta zaś, broniąc swojej suwerenności, nie potrafi dla niej znaleźć właściwej formuły. Przywiązanie do życia i ucieczka w prywatność, w zacisze domowego ogniska nie wystarczają, jak przekonuje historia Grzegorczyka. Człowieczeństwo — zdaje się sugerować Nowakowski — jest powinnością, ciągle ponawianym wysiłkiem samorealizacji i szacunkiem dla cudzej godności i odrębności. Liczą się małe gesty serdeczności i delikatność uczuć, jak wtedy, gdy Grzegorczyk stanął w obronie potępionej kobiety.

Można, oczywiście, wzorem Gombrowicza, Miłosza, Kota Jeleńskiego, wszystkie te dylematy uchylić i określać swój stosunek do przynależno-ści narodowej w zupełnie innym wymiarze. Na to się Nowakowski nie zdobywa. W zamian natomiast podsuwa model idealny. W przywoływa-nych pamięcią obrazach przedwojennej Bydgoszczy zawiera się naj-wyraźniej inne pojmowanie patriotyzmu — patriotyzm lokalny, który unieważnia dzielące różnice. W tym małym pruskim mieście — przeciw-nie niż w dużym, stąd idiosynkrazja Nowakowskiego do Warszawy — wszyscy się znają, wszystko o sobie wiedzą. Katolicy zgodnie współżyją z protestantami, obyczaj polski przeplata harmonijnie z nie-mieckim, nawet język, silnie nasycony germanizmami, nie przeszkadza w identyfikacji z polską kulturą. Trwa ona w przekazywanej z pokolenia na pokolenie tradycji domowej, zapisuje się w murach miasta śladami jego dawnej chwały. To z pewnością słaby odblask dziedzictwa

Rzeczy-pospolitej, jej ideałów wolności, pełnej tolerancji oraz szacunku dla ludzkiej godności. Taki sens ma w powieści scena apoteozy Piłsud-skiego, odwiedzającego Bydgoszcz.

Zatem raz jeszcze kresy, tym razem — co nowość — północne, miałyby być wzorem dobrze pojętego patriotyzmu? Jakąś miejską odmianą szlacheckiej swojskości? Pograniczność kultur, zdaje się sugerować Nowakowski, sprzyja w normalnych warunkach neutralizowaniu zło-wrogich skłonności, utajonych w nawykach i podświadomości. Trzeba pamiętać, że ten raj powszechnej zgody unicestwił dopiero gwałtowny

(9)

ALEKSANDER F I U T 176 wybuch szowinizmu. Ale naprawdę wojna tylko umocniła i uwidoczniła stale obecne, wywołane przez rozbiory i uwznioślone przez romantycz-ną literaturę, patologiczne skłonności polskiej samoidentyfikacji naro-dowej. Demony braku poszanowania dla odmienności, tępego szowini-zmu i samodurstwa jedynie drzemią pod powierzchnią, gotowe w sprzy-jających okolicznościach na nowo się obudzić. O czym warto może przypomnieć przy okazji celebrowania narodowego samouwielbienia.

N u m e r 1 biblioteki tekstów

Janusz Sławiński

Teksty i teksty

Teksty i teksty c z y t a ć m o ż n a w t a k i e j p e r s p e k t y w i e , k t ó r ą z j e d n e j s t r o n y w y z n a c z a dzieło B i a ł o s z e w s k i e g o , z d r u g i e j z a ś — d z i e n n i k G o m b r o w i c z a . Z d u c h a B i a ł o s z e w s k i e g o bierze się n i e z w y k ł a i n w e n c j a j ę z y k o w a S ł a w i ń s k i e g o , szczególnie w i d o c z n a w n i e k t ó r y c h w y m y ś l a n y c h ad hoc t e r m i n a c h i k a t e g o r i a c h , a także: s k u p i a n i e się n a „ d o o k o l n y m ś r o d o w i s -k o w y m g a d a n i u " ( c h o d z i , rzecz j a s n a , o ś r o d o w i s -k o t e o r e t y -k ó w litera-t u r y . . . ) , z m i e n i a j ą c a k o l e j n e eseje w szczególnie p o j m o w a n y d z i e n n i k i n t e l e k t u a l n y c h „ z a c i e k a w i e ń " , „ p o m y ś l e ń " i „ f a s c y n a c j i " — w ł a s n y c h i c u d z y c h . Z d u c h a G o m b r o w i c z a n a t o m i a s t w y w o d z i się d e m o n d y s t a n s u i ironii, d y k t u j ą c y o s t r e , nie s t r o n i ą c e o d złośliwości i p r z e r y -s o w a ń , a n a l i z y p r o b l e m ó w i p o r t r e t y ludzi...

Marian Stała, „ T y g o d n i k P o w s z e c h n y "

Z a m ó w i e n i a p r o s i m y s k ł a d a ć n a z a ł ą c z o n y m n a k o ń c u n u m e r u b l a n k i e c i e — p r z e z n a c z o n y m d o o p ł a c e n i a s u b s k r y p c j i

Cytaty

Powiązane dokumenty

Pacjent skarżył się, iż odczuwa obawę, że może mu się zmieniać twarz i ciągle sprawdzał to w napotkanych lu- strach i witrynach sklepowych.. Klozapina to neuroleptyk, który

ustanawiające wspólne przepisy dotyczące Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego, Europejskiego Funduszu Społecznego, Funduszu Spójności, Europejskiego Funduszu

Potem w milczeniu pili tę herbatę, grzejąc ręce, i Ignaś, z początku silnie zakłopotany, ośmielił się stopniowo.. Potem ona sobie przypomniała, że ma w plecaku paczkę

niemiecką artylerię. 24 kwietnia dowództwo Żydowskiej Organizacji Bojowej zmuszone zostało do wycofania oddziałów do „getta podziemnego” – był to system umocnionych schronów

Produkt biopodobny jest wytwarzany z wy- korzystaniem budowy lub funkcji leku referencyjnego, jednak różnice pomiędzy biologicznym produktem re- ferencyjnym a biopodobnym są

Co ważne, już w warstwie tytułów dokum entów wskazuje się jednocześnie na działania na rzecz osób starszych, ale zupełnie pomija się interwencje wobec wizerunku i

Pismem z dnia 25 stycznia 2021r. organ poinformował stronę o zebraniu pełnego materiału dowodowego. Xxxxx działa na podstawie zezwolenia znak: xxxxxxxxxx z dnia

cina, lecz owszem powiększa się ją i pomaga jej do w korzenienia tak, iż ona zdaje się po jakimś czasie jakoby piastunką się stała i kołysała pohańbienia