• Nie Znaleziono Wyników

Wieś Polska : tygodnik Obozu Zjednoczenia Narodowego. 1938, nr 52

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Wieś Polska : tygodnik Obozu Zjednoczenia Narodowego. 1938, nr 52"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

W dzisiejszym numerze bezpłatna premia „PLON“ m iesifonik fachowe-rolniczy

O plata u iszczo n a r y c z a łte m Cena n um eru 15 g ro szy

t y g o d n i k o b o z u z i e d n o c z e n i a n a r o d o w e g o n

Nr 52 W a rsza w a , dn ia 25 gru dn ia 1938 ro k u R o k II |

iI

Z okazji Bożego Narodzenia składamy wszystkim Prenumeratorom, W spółpracownikom, Czytelnikom oraz Przyjaciołom ,,W si Polskiej“

serdeczne życzenia

(2)

2 -

W I E Ś P O L S K A

---

S r 52 M ichał Róg

S en a to r R z p lite j ,

Na Boże Nagodzenie

W so b o tę 24 grudnia, w d z ień w ig ilij­

ny, w ieczo rem , m ilion y lu d zi d z ie lić się b ęd ą opłatkiem i sk ład ać so b ie b ęd ą w zajem nie ż y c ze n ia . Potym w dom ach i k o śc io ła c h n a sz y c h p o w sia ch i m ia­

stach zabrzm i na „p a sterce” starodaw na pieśń polska:

„Bóg się rodzi, m oc truchleje...".

U rodził się w małej przydrożnej sta ­ jen ce, p o ło ż o n y z o sta ł na sia n ie w ż ło ­ bie, p rzy którym k lę c z a ł w ó ł i o sioł, a p otym p r z y szli p a sterze. P ieśń m ówi:

„W szedł m ię d z y lud ukochany, d z ie lić z nim trudy i znoje"...

„N ie m ało cierp iał, n ie mało"...

Św ięta B o żeg o N arod zen ia, m o że jak żad n e inne, są św ięta m i, w c z a sie k tó ­ rych p rzy ga sa ją w d u sza ch lu d zk ich uczu cia złe, a b u d zą s ię przytłum ion e p rzez sp r a w y i k ło p o ty dnia p o w s z e d ­ n ie g o u czu cia n ajszla ch etn iejsze. Lu­

d z ie stają s ię w te św ię ta jakby lep si, p o ­ g o d n iejsi, ż y c z ą n iety lk o so b ie i sw oim rodzinom d o b rze, ale i innym bliźnim : sąsiad om i znajom ym ; starają s ię nie m y śle ć o żalach, urazach i n iech ęcia ch do b liźn ich . (Szkoda, ż e to na o g ó ł tak b y w a ty lk o w św ięta , ale d ob re i to.

M iejm y n a d zieję, ż e coraz w ię c ej b ę d z ie ludzi, którzy te u czu cia ś w ią te c z n e p r z e ­ c h o w y w a ć b ęd ą w sw o ic h d u szach p r z e z cz a s dłuższy).

W te św ię ta w ie lu lu d zi n iety lk o m y śli o so b ie i sw o ic h rodzin ach , o sw o ic h sp raw ach o so b isty c h i rodzin nych. M yśl nasza w y b ie g a d a lek o z n a szy ch d om ów . M yślim y o sp raw a ch o g ó ln y c h . W m y ś­

lach n a sz y c h w id zim y całą P olskę. I pra­

gn iem y w s z y s c y , ab y w tej naszej k o ­ chanej P o lsce b y ło jak najmniej braków , n ied o sta tk ó w , b łę d ó w , w a d i niedom a- gań w e w sz y stk ic h d zied zin a ch życia.

(C opraw da, w ie lu ludzi n ie c h c e p a m ię­

tać o tym , ż e P olsk a p o p ółto ra w iek o w ej n ie w o li istn ieje jako p ań stw o n ie p o d le ­ g łe d op iero 20 lat i m iała d o o d rob ien ia tak w iele! A ile ż już d o k on aliśm y r z ec z y

p o ż y te c z n y c h i w ielk ich! Inne b o g a te narody, które n ie za zn ały n ie w o li, w a l­

czą z różn orod n ym i trudnościam i, a có ż d o p iero m ó w ić o nas!).

N ajw ażn iejszą sp ra w ą o g ó ln ą , o której n ie w ą tp liw ie w s z y s c y m y śle ć b ę d z ie m y w te św ięta , to sp raw a jed n o c ze n ia się narodu p o ls k ie g o w m yśl w sk a za ń Pana

M IC H A Ł O L B R Y S K I

W noc wigilijną*,.

Cichu noc — św ięta noc...

C zas na w ieczerzę. W y jd ę przed zagrodę, M oże ju ż w zeszła B etlejem ska G w ia zda ? — Pola pod śniegiem , rzek i ścięte lodem , A nad ty m czuw a W ie lki D obry Gazda...

Cicha i św ięta noc...

Milion zisk rzo n y c h gw iazd m ruga na niebie, K się ży c św ietliściej d ziś się m odli nad wsią—

Bo Panna Św ięta — D zieciątko kolebie.

Dla Nich d ziś piękniej śnieżne b ry la n ty Iskrzą...

U roczysta, św ięta noc...

T era z się w szęd zie w ieczerza za c zy n a , Ś w ia tełka b ły szc zą w e w s z y s tk ic h oknach

[chat — O jc zy zn o ! — d ziś m y , ja k jedna rodzina P r z y ty m opłatku — kto Polak — ten brat!

U roczysta, św ięta noc...

P łyn ie św iatem dziw na m o c !— M oc to boska, Co łą c z y serca i budzi do c z y n u ! —

I oto cicha i uboga w ioska

J u ż się nie s k a r ż y p rzed B ożą Dzieciną...

D ziw na i tw ó rcza noc...

R o d zi w ludziach w ielką m o c!—Z rozum ieli:

— L os nasz i szczęście w n a szyc h rękach ld rze m ie , A Jezus, w idząc, ż e ś m y dobra chcieli.

B łogosław ieństw o zleje na tę ziem ię!

D ziwna i tw órcza noc...

Jasność niebieska sp ływ a na zagrodę!

Jezu niu ! — Św ięć się Tw oja B oska

[gw ia zd a ! — W s z y s tk ie d ziś serca są ta k dziw nie m łode / tak szczęśliw e w s z y s tk ie polskie gniazda!

Ś w iętej W igilii noc...

W n aszej zagrodzie świeci ju ż choinka.

C zas na w ieczerzę. — Ś p iew a jm y kolędę! — G dy ucałuję córeczkę i sy n ka ,

Łam iąc opłatek, do stołu zasiędę...

Św ięta W igilii noc...

C ały kra j śpiew a: „Gdy się C h rystu s rodzi"

I zda się sły c h a ć gdzieś anielskie ch ó ry — W tę noc cudow ną tv głębiach serc

[naj słodzie j R od zi się C h rystu s i P o lska — ra z w tóry...

P rezyd en ta R zeczy p o sp o litej i N a c z e ln e ­ g o W odza M arszałka Ś m igłego-R ydza.

Z w ielk ą rad ością w y p a d a nam stw ie r ­ d zić, ż e spraw a ta w roku b ie żą c y m po- su n ęła się bardzo naprzód. O bóz Zjedno- czn ia N a r o d o w e g o rozw ija s ię i łączy, co ra z w ię k sz ą ilo ś ć ty ch P olaków , k tó­

r zy rozum ieją p o ło ż e n ie m ię d z y n a r o d o ­ w e , n akazujące n a ro d ow i n aszem u zw ar­

to ść , sp o isto ś ć i karność.

W ybory d o Izb U sta w o d a w c z y ch p o ­ kazały, ż e coraz w ię c e j jest P olaków , k tórzy d o ść już mają ja łow ych sp o ró w i kłótni partyjnych, d o ść w e z w a ń do b o j­

k otów , d o ść słu ch ania b e z siln y c h gró źb i n iesp ra w d za ją cy ch s ię z a p o w ie d z i i o bietnic. O lbrzym ia w ię k s z o ść s p o łe ­ c z eń stw a p o ls k ie g o n ie u słuchała w e z ­ w ań p r z y w ó d c ó w partyjnych do b o jk o ­ tu w y b o r ó w do Sejmu, i w z ię ła udział w w y b orach .

A w ostatnich tv g o d n ia ch stała sie rzecz, która n ap raw d ę m usi u c ie s z y ć w sz y stk ic h lu d zi dobrej w o li, d o d a ć otu ­ c h y i w z m o c n ić w ia r ę w le p sz ą p r z y ­ s z ło ść . Oto p rzy w y b o ra c h rad g ro m ad z­

kich. k tóre o d b y ły się w w o je w ó d z tw a c h śr o d k o w y c h i w sch o d n ich Polski, w o l­

brzym iej - w ię k s z o ś c i grom ad (na k ażd e 100 grom ad w 80 i kilku grom adach) u ło­

żo n a została p r z e z m ieszk a ń có w grom ad w s z ę d z ie ty lk o jedna lista k an d yd atów na radnych, na której u m ie sz c ze n i zo- stali w s z y s c y w yb itniejsi d ziałacze, m ieszk a ją cy w grom ad zie, b e z w z g lę d u na p o g lą d y p o lity czn e. N ie b y ło żadnej w alki w y b o rczej i ż a d n e g o w archołstw a.

C zy to n ie jest w ie lk ie z w y c ię s tw o , w ie l­

ki triumf id e i zjed n o czen ia narodu, g ło ­ szo n ej p r z e z O bóz Z jednoczenia N aro d o­

w e g o ! Ta z g o d n o ść w grom ad ach jest n ajw ażn iejszym w y d arzen iem , z k tó reg o w s z y s c y m o żem y się c ie s z y ć . To lud, to instynk t ludu p rzem ów ił. D ość sp oró w , d o ś ć kłótni, d o ś ć w archołstw a!

N a n a d ch o d zą ce św ię ta B ożeg o N aro­

d zen ia lud w iejsk i dał ca łem u narodow i i P o lsce dar n ajd roższy i n ajcen niejszy, jaki m ó g ł dać.

(3)

Nabożeństwo żałobne w rocznicę śmierci Prezydenta Rzplitej

Gabriela Narutowicza

W ubiegłym tygodniu w ló -tą rocznicę śm ierci P ierw szeg o P re z y d e n ta Rzplitej, G abriela N arutow icza odbyło się w W a r­

szaw ie w k a te d rze św . Jan a u ro czy ste n a­

bo żeń stw o żałobne.

M szę św . w otoczeniu duchow ieństw a od p raw ił ks. arcyb isku p Gall.

Na nabożeństw ie obecni byli: M arszałek Polski E. Śm igły-R ydz, R ząd z prezesem R a d y M inistrów , gen. Sław oj Składkow skim na czele, M arszałek Senatu M iedziński, M ar­

sz ałe k Sejm u M akow ski, generałow ie, po­

słow ie i senatorow ie, przedstaw iciele w ładz adm inistracyjn y ch oraz liczne rzesze publi­

czności, reprezentujące w szy stk ie sfery sp o ­ łeczne.

P o nabożeństw ie M arszałek E. Sm igły- R y dz złoży ł w ieniec od P re z y d e n ta Rzpli- tej na sarkofagu ś. p. P re z y d e n ta G abriela N aru tow icza w podziem iach k ated ry .

N r S2 1 —— W I E Ś P O L S K A

r

TRUDNO ZEBRAĆ -

ŁA TW O STRACIĆ...

Wiecie jak łatiijo topnieją pieniądze i jak zawodne są domowe schowki.

Chrońcie swe mienie.

PEWNOŚĆ - ZAUFANIE P K O

KAŻDY URZĄD POCZTOW Y JEST ZBIORNICA PKO

J Zwycięstwo idei zjednoczenia

w wyborach samorządowych

W ubiegłą niedzielę, o d b yły się w y b o ry do ra d m iejskich w W arszaw ie, Łodzi, P o ­ znaniu, Toruniu, K rakow ie, B y d goszczy oraz w w ielu m niejszych m iastach. W y b o ry do r a d grom adzkich, ro zpoczęły się jsż p rze d dw om a tygodniam i na teren ie kilku w oje­

w ó d ztw i jeszcze nie są zakończone.

Dziś w a rto się zastan o w ić nad w ynikam i ty c h w y b o ró w , które już się odbyły. _

R ozpolitykow ani p rzy w ó d c y partyjn i, na łam ach sw oich pism głosili o swoim p rz y ­ szły m „zw ycięstw ie'*, o sw oich w p ły w a c h

i sile. _ . t

Ale w rzeczy w isto ści to jest inaczej. Juz w dniu 6 listopada r. b. w w yb o rach do Sej­

mu, szerokie rzesze Polaków , w b re w naw o ­ ływ aniom p arty jn ych p rzyw ód có w do boj­

kotu w y b o ró w grem ialnie poszły do u rn w y ­ b orczych, by zadokumentować swoją w olę pracy dła Państw a.

P o w y b o ra c h sejm ow ych z rz e d ły m iny p rzy w ó d c ó w p arty jn y ch . Z araz też cały sw ó j w y siłek skierow ali na w y b o ry sam o­

rząd ow e.

W ostatnich tygodniach ro zpętała się de­

m agogiczna agitacja na płaszczyźnie polity­

cznej, sam o rząd m iał być odzwierciedleniem w p ły w ó w i sil partyjn y ch .

P ow iadali politykierzy, że to m a być ple­

b isc y t w p ły w ó w i nastro jó w w społeczeń­

stw ie. . . . . ,

Ale życie znowu zadało kłam nierealnym nadziejom partyjników.

Oto pomimo nakazów orga-nizacyj p a rty j­

nych i szerokiej agitacji, zainteresowanie wyborm i było bardzo słabe,

G dy do Sejmu szli praw ie w szy scy , to p rz y w y b o rach sam orządow ych wielu w y ­ borców nie poszło.

B rak zaintereso w an ia w yboram i sam o rzą­

dow ym i, b y ł wynikiem demagogicznej agi­

tacji.

Ludzie już mają dosyć próżnych słów i haseł, dosyć m ają p o litykierstw a w p ra ­ cach sam orządow ych, a czekała na rzetelną pracę na płaszczyźnie gospodarczej.

Na drugi dzień po w yborach, znów pism a

opozycyjne p rz y p isy w a ły w inę słabej frek ­ w encji —• silnym m rozom . S ła b y to pow ód, w W a rsz a w ie, gdzie głosow ało ty lk o około 49 proc. upraw nionych, ruch n a ulicach by ł dosyć duży, ludzie w sklepach załatw iali sp raw unki św iąteczne, ale jakoś m ało poszło do u rn w yb o rczy ch .

Nie był to rów nież plebiscyt sił, gdyż ta ­ kim plebiscytem — b y ły w y b o ry do Sejmu, kiedy to P o la cy dowiedli, że w w ażnych sprawach są jednomyślni.

Na terenie w ym ienionych m iast, Obóz Zjednoczenia Narodowego zdobył wielką ilość mandatów.

Obóz Zjednoczenia N arodow ego na te re ­ nie m iast i w si nie rzucał haseł p o lity cz­

nych, nie p rzy ciąg ał w y b o rcó w obietnicam i, k tó re nie m ogą b y ć realizow ane — ale w y ­ sunął zasadę, że sam orząd m a służyć nie po- łitykierstw u, siwarom i kłótniom, ale rze tel­

nej p rac y dla dźw ignięcia ży cia Polski na w y ż s z y poziom.

To jedyne słuszne stanow isko O.Z.N. zna­

lazło oddźw ięk w śród szerokich rzesz P o la­

ków.

Dziś po w y b o rach sam orządow ych w m ia­

stach, z a ry so w a ły się dwie grupy, które p rzed staw iają siłę. P ie rw sz a grupa to radni członkowie O.Z.N. oraz rzetelni P olacy, k tó ­ rzy. na płaszczyźnie gospodarczej zespolili sw oje siły

D ruga grupa, któ ra dosyć pow ażne wyniki u z y sk ała w w yb o rach to socjaliści, na któ­

rych głosow ali gremialnie Żydzi.

P o w aż n ą porażkę za w yjątkiem Poznania, poniosło S tronnictw o N arodow e i inne ugru ­ pow ania polityczne.

Ten podział na grupy znów św iadczy o tym , że idea zjednoczenia narodowego od­

niosła zw ycięstw o. W czasach dzisiejszych nie jest rzeczą obojętną, pod jakimi sztanda­

rami odbyw a się zjednoczenie narodu. Dla­

tego też, w iększość Polaków , pragnących p raco w ać rzetelnie dla dobra Narodu i P a ń ­ s tw a w niedzielę dala w y ra z sw oim przeko­

naniom , że hasło zjednoczenia głoszone

p rzez O.Z.N. jest jedynie słuszne i że pod jego sztandaram i jednoczą się P olacy.

Dlatego też ten w a ż n y przełom w duszy N arodu, budzi otuchę i radość, bo to rękoj­

mia naszej potęgi i m ocy.

O w y b o rach do rad grom adzkich na wsi pisaliśm y już w poprzednim num erze, z k tó ­ ry ch w idzim y, że i tu w śró d n as chłopów, dokonały się wielkie przemiany. Ludziom sp rz y k rz y ły się już na w si próżne sło w a i hasła. W ieś już m a dość ty ch rozgryw ek politykierów, ona już zrozum iała, że p raca w sam orządzie, to dźwiganie wspólnym w y ­ siłkiem chłopów na w y ż sz y poziom kultu­

ralny i gospodarczy.

Zasadniczo n a w si Obóz Zjednoczenia Na­

rodow ego nie w y su w ał sw oich odręb nych list, nie rzucał też obietnic i haseł politycz­

nych, ale dokładnie postaw i! sp raw ę na p ła ­ szczyźnie gospodarczej.

W ytknął jeden cel — rzetelną pracą dla dobra w si i państwa.

W y b o rc y na w si znają sw oich ludzi, toteż w śród nich szukali takich, k tó rz y potrafią praco w ać na gospodarce swojej, k tó rz y coś' dla wsi zrobili i robią, oraz m ają dobrą wolę służenia dobru w si i pań stw a. I tu na w si z w y cięży ła slusz.na idea Obozu Zjednocze­

nia N arodow ego i rzuconego przez Obóz h a ­ sła jednej, w spólnej listy.

Dlatego na terenie 5 w ojew ództw gdzie się odbyły w ybory, w 85 procentach gro­

mad, wysunięto tylko jedną listę.

Nie jest rzeczą najw ażniejsza dla nas, że najw ięcej m andatów zyskali członkow ie O.

Z. N. — ale najw ażniejszym jest to, że z w y ­ ciężyła idea zjednoczenia, jedności i zgody, i że w p rac y sam orządow ej, na płaszczyźnie gospodarczej, połączyli ludzie w si, dla w y ­ konyw ania w spólnych zadań i celów.

O statnie w y b o ry św iadczą w ym ow nie, że w duszy n arodu dokonał się wielki przełom, że P o lacy odnaleźli już drogę do Polski W ielkiej, P o tężn ej i S praw iedliw ej.

Bogdan M.

(4)

4 W I E Ś P O L S K A N r 52

Walka o ceny rolnicze

Mowa min. Poniatowskiego na Zje źd zie Gospodarczym G . T . 0 . i K . R .

W dniu 10 b. m. na Zjeździe Gospodarczym C.T.O. i K.R. p. min. Poniatowski wygłosił przemówienie,, w którym omówił główne za­

gadnienia gospodarcze rolnictwa polskiego. Na wstępie minister Rolnictwa omówił kształto­

wanie się cen zboża. Minister podkreślił, że dziś ceny zboża są najniższe, bo nawet w naj­

gorszym kryzysie w 1933 r. nie mieliśmy na świecie tak niskich cen, jak w roku 1938. W Ameryce obecnie ceny pszenicy wynoszą 11 zł.

40 gr., żyta 8 zł. 4 gr. — w Polsce zaś pszeni­

ca płaci 19 zł 24 gr, żyto 13 zł 50 gr. Dużych wysiłków musi Rząd używać, by istniała tak znaczna różnica w poziomie cen w Polsce i za­

granicą.

Jaka jest na to rada?

Należy więc także obecnie zboże przerabiać na inne produkty, więcej przeznaczyć na włas­

ne spożycie, na spaszenie inwentarza, który przecież teraz nie najgorzej płaci.

Przechodząc do opłat przemiałowych min.

Poniatowski podkreślił, że w terenie nie płaci się za zboże mniej rolnikowi z przyczyny wpro­

wadzenia opłat przemiałowych. Opłaty prze­

miałowe obciążyły natomiast młynarzy. Jeżeli chodzi o ceny innych oprócz zboża artykułów rolnych, to opłacalne ceny posiadają rośliny oleiste, buraki cukrowe, tytoń, ryby i niektóre przeroby mleczne. Nierogacizna, masło i jaja również stoją powyżej cen światowych i ceny są stosunkowo możliwe do wytrzymania.

Straty poniesione na zbożu — zdaniem mi­

nistra Rolnictwa, pokryte zostaną częściowo pewnymi nadwyżkami w stosunku do roku ze­

szłego w innych działach produkcji. Za zboże uzyskamy około 100 miln. złotych mniej niż w

Prenumerator „Wsi Polskiej" winien nie tyl­

ko sam opłacać gazetę, lecz zachęcić również i sąsiada do jej zaprenumerowania.

roku zeszłym, zarobimy natomiast około 40 miln. zł na trzodzie chlewnej, około 15 miln. zł na sprzedaży jaj, około 17 miln. na spirytusie, 10 miln. zł na burakach cukrowych. Zmniejszy to znacznie straty, jakie poniesie rolnictwo na zbożu.

Z kolei minister Poniatowski podkreślił, że żądania i skargi rolników są w dużej mierze słuszne, lecz zawsze należy w żądaniach wysu­

wanych zachować słuszny i ogólnym interesem Państw a mierzony umiar.

Na zakończenie minister Rolnictwa zazna­

czył, że sprzyja hasłom, które zostały rzuco­

ne na zjeździe, połączenia rolnictwa w jedną wielką organizację,- która by poprzez zwarcie sił dzielnicowych dawała rolnictwu moc wię­

kszą, niż dotychczas.

W stajence

B ó g s ie r o d z i, g w ia z d a b ły s k a , A m r ó z s r o g i z im n e m ś c is k a , N a r o d z o n y l e ż y w ż ło b ie B e z s u k m a n y , le c z w o zd o b ie !

A n io ło w ie M u śp ie w a ją , P a s tu s z k o w ie p r z y g r y w a ją , D a ją c d a r y ja k ie m o g ą , S ła w ią Te. D z ie c in ę D ro g ę.

T r z e j k r ó lo w ie b iją c z o łe m , P r z e d B o g ie m - J e z u s k ie m g o ły m .

I s k ła d a ją M u z o c h o ta M ire , k a d z id ło i z ło to .

P r o s im y C ie B o ż e W ie lk i, B y ś n a s d a r z y ł d o b r e m w s z e lk im , B y ś n a m r a c z y ł d a ć p o zn o ju . S z c z ę ś liw o ś ć T w e g o p o k o ju !

P ło ń sk i S ta n is ła w

osadnik z Orchowie

Powołanie Komis}! O Z N dla spraw m łodzieży

Dnia 13 grudnia b. r. odbyło się pod prze­

wodnictwem szefa Obozu Zjednoczenia Naro­

dowego, gen. St. Skwarczyńskiego posiedzenie prezydium rady naczelnej Obozu.

Przedmiotem obrad m. in. było ustalenie porządku dziennego plenarnego posiedzenia ra­

dy, które odbędzie się w końcu stycznia 1939 r.

oraz powołanie do życia komisji dla spraw młodzieży przy kierowniku oddziału spraw młodzieży sztabu Obozu Zjednoczenia Narodo­

wego. Komisja pracować będzie w składzie 35 osób, z czego 30 powołanych przez szefa Obo­

zu na wniosek kierownika oddziału spraw mło­

dzieży, a 5 wyznaczonych przez prezydium rady naczelnej OZN.

Powołano już następujące osoby: Antoniego Baczewskiego, inż. Witolda Bielskiego/ Maria­

na Cichego, mjr. Antoniego Dąbrowskiego, dyr.

Jana Dąbrowskiego, pos. prof. dr. Antoniego Derynga, Tadeusza Doberskiego, Tadeusza Frankowskiego, prof. dr. W ita Klonowieckiego, kpt. Jana Kryskę, Tadeusza Malinowskiego, An­

toniego Małeckiego, mgr. Janusza Makowskie­

go, red. Ryszarda Piestrzyńskiego, mgr. An­

drzeja Pleśniewicza, dr. Karola Polakiewicza, Henryka Puziewicza, inż. Jana Rączkę, mgr.

Tadeusza Rozdajczera, sędziego Stanisława Rudnickiego, prof. Wincentego Styrylskiego, Dyonizę Wierciochową, prof. dr. Zygmunta Wojciechowskiego, dr. Jana Zdzitowieckiego, pos. Benedykta Kieńcia.

Z ramienia prezydium rady naczelnej OZN wyznaczeni zostali: sen. Leopold Tomaszkie­

wicz, pos. dr. Zdzisław Stahl, sen. Tadeusz Ka- telbach, pos. Kudelski, ks. rektor Wójcicki.

Obniżka opłat radiowych dla szkół

Począwszy od stycznia 1939 r. radioabona- ment dla szkół i zakładów naukowych, lub w y­

chowawczych, państwowych, publicznych oraz prywatnych, istniejących na podstawie zezwo­

leń właściwych władz szkolnych, będzie wyno­

siła 1 zł. rocznie, bez względu na ilość i jakość posiadanych urządzeń radioodbiorczych.

Z d zisła w K a rr-J a w o rsh t

G A R B U S E K

(Opowiadanie wigilijne)

Stał przy rozstaju na pustym w ygonie s ta ry krzy ż, zm u rszały od spodu i podparty sęk aty m i drągam i.

Stał sam otny, ste rc zą c sw oją nagością nad polem, na któ ry m jak oko sięgało nie widać b yło ani jednego krza. P rz ek rz y w io n e ra ­

mię zw isało ku lew ej stronie. Z braku drzew u sła ły sobie na nim gniazdo szczy g ły , żyjąc w zgodzie — co się rzadko zd arza z rodziną jaskółek, które w spróchniałej dziuple ulepi­

ły sobie z błota schronienie.

Na k rzy żu w isiał C hrystus, nagi tak jak na Golgocie. Pow iadali ongiś ludziska, że po bokach Jego w isiały dw a ło try, które pa­

trz a ły na C h ry stu sa m iłosiernym w zrokiem n aw róconych. Zw aliła ich zaw ierucha w o­

jenna.

C hrystu s ostał sam . W lecie praży ło Go słońce, jesienią deszcz zlew ał i biczow ał Mu ręce i nogi, z których jedna pękła zw isając bezw ładnie ku dołowi. Śnieg p ró szy ł Mu w oczy szeroko o tw a rte na w iatr i m roźna zaw ieruchę. Nie w iadom o czy rzeźbiarz w y ry ł łzy na C h ry stu sa tw a rz y , czy długie jesienne deszcze je w y żłobiły, dość. że z oczu jasnych, szeroko o tw arty ch , dobrych, pełnych pobłażania i m iłosierdzia, płynęły ciągle w ąskim strum ieniem ginąc w p o k ry ­ ty ch rdzą kątach ust.

Rzadko błąk ał się na w ygon, na którym w idniały ślady sta ry c h okopów i dołów w y ­

rw an y ch przez pociski, by uchyleniem czap­

ki oddać hołd Um ęczonem u. Tu i tam bie­

lały niepogrzebane kości poległych, czaszki w rosłe w ziemię, tu i ów dzie ste rc za ł w w y ­ sokiej traw ie kołek ow inięty resztkam i kol­

czastego drutu.

K rzyż walił się... Co rok chylił się bardziej ku ziemi, a z nim chylił się C hrystus Pan, zaw ieszony sam otnie na zapom nianym po­

bojow isku. O ddaw na nikt Mu nie zaw iesił w ianka z polnych kw iatów . Na p rzeżarty m rdzą gw oździu, w m iejsce m aków , chabrów , czy choćby skrom nego rum ianku, olbrzym i pająk drw iąc z sąsied ztw a szczy głó w i ja s­

kółek, prządł sw oje sieci.

W reszcie i ptaki opuściły sw oje gniazda, jakb y w obaw ie, że za lada podm uchem w iatru ram ię k rzy ż a odleci, rozbije się o zie­

mię i w proch się zamieni.

Głusza i pustka pan ow ały dokoła, j e n o czasem w icher hulał po pustym zarosłym w ysok ą tra w ą dzikim p astw isku gw iżdżąc sw oje czarcie czy żałobne pieśni na ro zrz u ­ conych piszczelach um arłych, jakb y drw iąc ze słabości podpartego drągam i, pochylone­

go sym bolu w ia ry C hrystusow ej.

Aż pew nego dnia w szy stk o ożyło na w y ­ gonie. M ały p astuszek przy g n ał stado owiec. Sierota, garbus, w yśm iany, często b ity przez sw oich rów ieśników , przylgnął g orąco do stad a — do sw oich jedynych i naj­

lepszych przyjaciół.

P rzem aw iał do nich jak do ludzi, a one zd aw ały się go rozum ieć, odpow iadając mu cichym , radosnym pobekiw aniem .

G arbus unikał ludzi, unikał innych p astu ­ chów, k tó rz y często znęcali się okrutnie nad

jego ułom nością. Jak by przez haniebną iro­

nię losu, n atu ra go o b d arzy ła rudym i w łosa­

mi i brzydką, z z a d arty m i rozpłaszczonym nosem tw arzą. Z uszu ciekła mu cuchnąca ropa na o tw a rte , skrofuliczne rany, na k tó ­ ry ch polne m uchy osiadały gęstym rojem urząd zając sobie żerow isko na żyw ym , zżarty m chorobą organizm ie.

P astu ch bardziej b y ł podobny do rucho­

m ego gnijącego strz ę p a ciała, niż do istoty stw orzonej na obraz i podobieństw o Boga.

Ślepy na jedno oko zaszłe_ bielmem, dzio­

b aty , na sk rzyw ion y ch angielską chorobą nogach, dopełniał obrazu najstraszliw szej k rzy w d y , jaką g rzeszn a ludzkość m ogła w y ­ rządzić niew innej sierocie.

Biedny chłopczyna uciekał o w schodzie słońca z chaty sw ego gospodarza w racając dopiero późnym w ieczorem , by zaszyć się znow u w kącie ow czarni. P rz y tu lo n y do jednej z owiec, zasy p iał szczęśliw y, że nikt mu nie dokucza.

N ieraz popłakiw ał sobie zcicha, a m ałe jagnięta, łakom e na sól zlizy w ały z jego tw a rz y ciurkiem płynące łzy._ Nieraz głuche łkanie ro zry w a o ł mu piersi i m ęczyło b a r­

dziej jeszcze i tak już strudzonego sam ym życiem biedaka.

Tego dnia g arbus zbłąkał się ze stadem ria w ygon i stan ął pod krzyżem . Spojrzał na oblicze C hrystusa, na Jego utrąconą no­

gę, na poszarpane rd zą ciało, skalane przez ptaki.

P a trz a ł Mu długo w oczy i ulitow ał się nad dolą Zbaw iciela. G arbus znalazł p ierw ­ szego przyjaciela, któ reg o dola nie lepszą

(5)

N f 52 W I E Ś P O L S K A 5

A n to n i Z achem ski

Pokój ludziom dobrej woli

Pogwarka świąteczna z Czytelnikami

Zbliżają się Gody. W sobotę, gdy p ie rw ­ s z a gw iazda zajaśnieje, zasiądziem y do wi- łijnego stołu, by połam ać się opłatkiem w najbliższym kółku rodzinnym . B ędziem y so­

bie ży czyć w szy stk ieg o najlepszego ,będzie*

m y w m yśli robić obrachunki, jak ten rok p rzeży liśm y i jakim b y ł on dla nas.

Niechże w tym gronie najbliższych me brak n ie i „Wsi Polskiej", k tó ra przychodzi do W as, Kochani C zytelnicy, z serdecznym i życzeniam i: na szczęście, na zdrow ie, na to Boże N arodzenie, ż eb y się W am darzyło

w kom orze, w oborze, w szęd y dobrze.

1 A skoro dziś czas i na obrachunki, to p ra ­ gniem y tu kilka słów dorzucić. W ięc p rzede w szy stkim chcem y stw ierdzić, że „W ies Polska" zd ob yw a sobie w szerokich m asach Judu w iejskiego coraz w iększe zaufanie.

Szeregi n aszy ch C zytelników rosną z dnia n a dzień i tw o rzą dziś z w a rty zespół, słu żą­

c y dobrze najbliższem u otoczeniu i całej P o l­

sce. P o d sztan darem „Wsi Polskiej" stają ludzie, k tó rz y p rag n ą szczerze wielkości Polski o raz zgo dy i jedności w całym Naro­

dzie.

O trzym ujem y codziennie listy ze w s z y ­ stkich stro n kraju, z jego najdalszych z a k ąt­

ków . Te li-sty od C zytelników to z m iłych najm ilsze. Są one w iernym o dzw ierciedle­

niem p raw d ziw y ch dążeń i tęsknot ludzi

.wsi. ,

T ych C zytelników - korespondentów test już sp o ry zastęp. A rty ku ły ich i listy zam ie­

szczam y w m iarę m ożności w każdym nu­

m erze. C zęsto jednak, z pow odu n aw ału m a­

teriału , niektóre listy m usim y zachow ać w

tece, bo n a w ydrukow anie ich b rak już m iej­

sca. Mimo to sta ra m y się zaw sze listów ty ch zam ieścić m ożliwie najw ięcej, z w ła sz ­ cza, gdy tre ść ich m oże zainteresow ać szeirszy ogół. Je st po w siach szereg ludizi z sam orodnym talentem pisarskim , k tó ­ ry m w arunki nie pozw alają wyniśeść tego talentu na szersze hory zon ty. Dla tych u k ry ­ tych talentów „W ieś Polska" m iała i nadal mieć będzie lam y o tw arte. Bardzo wielu C zytelników nadsyłało nam sw oje w iersze, k tó rych w przew ażnej części nie m ogliśm y zam ieścić. P isanie w ierszy to sp ra w a tru d ­ na i nie każdy jej podoła. Lepiej jest sw oją m yśl w y razić zw y k łą m ow ą. B y ły w y p a d ­ ki, że o trzy m y w aliśm y całe z e sz y ty nowel, całe pow ieści, k tó ry c h w yjątki są n ieraz w zruszające. W szak pisane to w szystk o

JÓ ZEF K O S T ANI AR, R Y S Z K I

Z o p ł m t k i e m

G dy stanie ojciec w gronie sw y c h dziatek, B y z nimi łam ać biały opłatek,

T o w ów czas spłynie do ka żd ej chaty Radości B oskiej anioł s k rz y d la ty .

W ie c g d y p r z y stole zasiądą w szyscy — Rodzice, dzieci, krew ni i bliscy,

Niech z serc odejdzie precz nastrój wrogi, Bo p rzy sze d ł C hrystus w te niskie progi.

Niechaj z kolędą „W śród nocnej c is z y "

P recz znikną ze w si zaw iść, biernota, Niech miłość, praca, dzieje w si piszą W ksipdze wolności piórem z e zło ta .

przez ludzi, k tó rz y bez w y k ształcen ia, bez żadnej pom ocy, ale ze sercem i rzeteln ą ochotą zabierali się do żm udnej p ra c y i t r a ­ wili na niej długie godziny. P ra w ie zaw sze C zytelnicy p ro szą w listach, b y ich pisania nie skreślać, b y zam ieścić w całości. Nie w iedzą oczyw iście, ile takich listów i opisów otrzym ujem y codziennie. G dyby to w s z y s t­

ko um ieszczać bez skreślań, to w gazecie na nic innego nie b y ło b y m iejsca.

Jak widzicie, z tym w szy stk im m a red ak­

tor kłapci. Ale kłopot serdeczny . Jeśli więc zawinił, że nie zam ieścił nadesłanego w ier­

sza czy opow ieści, że list czy a rty k u ł sk ró ­ cił, to mu dziś p rzy opłatku w ybaczcie.

P ragniem y, b y w gazecie znalazł C zytel­

nik to w szystko, co go ży w o in teresu je; p ra ­ gniem y, b y w gazecie w s z y s c y ludzie rze ­ telni mogli się w yp o w iadać śmiało, ale bez iątrzeń i zaw istnych po d ry w ek . Dla rzetel­

nej p ra w d y zaw sze w e „W si Polskiej" m iej­

sce jest i będzie. Z radością podkreślam , że w szeregi naszych P re n u m e rato ró w w s tą ­ pili ostatnio i tacy , k tó rz y organizacyjnie

tkw ią jeszcze w zaułkach partyjn ych . P isza oni, że idea zjednoczenia, k tórej służy „Wied Polska", jest dziś jedynym drogow skazem dla każdego rozum nego obyw atela.

W ięc, Kochani C zytelnicy, niechże i „W ieś Polska" będzie przedm iotem W aszy ch m y­

śli i obrachunków p rz y opłatku i przez całe Gody. To przecie W asz se rd eczn y i szcze>

ry Przyjaciel, k tó ry pragnie b y do wielkiej R odziny jego C zytelników m ożna było z a w ­ sze odnieść te głębokie i odw ieczną p raw d ą tchnące sło w a: Pokój ludziom dobrej woli!

była od jego w łasnej. Źrenice jego zaszły

łzami. .

C hrystus już nie b y ł sam. Na gw ozdziu w isiał odtąd stale w ianek ze św ieżych kw iató w uw ity, próchniejące drzazgi zosta­

ły zastąpione now ym i, a O derw aną nogę g a r­

bus złączy ł jak mógł z ciałem. W p a try w a ł się godzinam i w U m ęczonego za grzechy ludzkie i zdaw ało mu się, że P an uśm iecha się do niego i patrzy... patrzy... tak ciepło, tak jasno, tak miłosiernie...

G ry w ał mu na fujarce piosenki skoczne, b y się Jezusow i nie nudziło sam em u na po­

lu, a gdy zachodzące słońce rozlewało, k rw a ­ w ą łunę na w ygonach, żegnał Go skinieniem ręki, obiecując w rócić nazajutrz.

G arbus tęsknił do k rzy ż a i często w yb ie­

g ając z obory siady w ał w ciepłą letnią noc u podnóża, obejm ow ał spróchniałe drzew o i całow ał je długo i gorąco, p a trz ąc potem w jasne niebo usiane tysiącem złotych, m ru­

gających do niego przyjaźnie gw iazdek.

C zęsto płakał... P ła k ał cichutko, ze szczę­

śc ia i w iedział, że jego Jezusek zaw ieszony nad nim sły sz y go i zabierze w reszcie do siebie.

; T a k m inęła wiosna, lato, jesień. N adeszła Zjm a — jedna z tych straszn y ch zim. które Judzie pam iętają długie, długie lata, w spom i­

nając ze strach em i grozą.

C h ry stu s na w ygonie ostał sam, okrutnie sam , sm agany w ichrem i m rozem niby po­

w ro zam i podczas biczow ania. S tare d rze­

w o k rzy ż a skrzypiało żałośnie, pękając z su­

chym trzaskiem . Dokoła śnieg tań czył obłę­

dnie, zasypując wiecznie otw arte, łagodne oczy Um ęczonego.

G arbusek sk azany na ciągłe po zo staw ie­

nie w ow czarni cierpiał i tęsknił do „S w e­

go P rzyjaciela". Tęsknił i w spółczuł Jego cierpieniom na m rozie. P ła k ał już tera z nie nad sw oją, ale n ad Jego dolą. Jakże Mu m u­

si być zimno, jak strasznie zimno i źle.

P ew no Mu znow u p so tn y w ia tr oderw ał nogę, na której zw isły sople lodu, pewno Mu oczy zasypała śnieżyca, kłując jak szpilka­

mi w źrenice szeroko o tw a rte . I ten mróz...

i ta okrutna zaw ieja.

Aż nocy wigilijnej, gdy huragan śnieżny rozszalał się jak w ściekły, rudy garbusek pow stał z ciepłego w y grzaneg o przez owce legow iska i w yszedł na d w ó r udając sie w stronę wygonu.

Nikt go nie chciał w idzieć przy stole, nikt nie dzielił się z nim opłatkiem . Zapomniano 0 nim zupełnie. R esztki opłatka rzucone w m yśl tradycji owcom , s ta rc z y ły zaledw ie b y mógł podzielić się z najm niejszym jagnię­

ciem. Z dw oru d o laty w ały go weisołe tony kolędy...

I po raz pierw szy w życiu, garbusek po­

czuł się sam, okrutnie sam... W duszy jego zrodziło się nieprzeparte pragnienie u jrze­

nia sw ojego Jezusa, którem u gorzej było jeszcze na w ygonie, niż jemu w śró d owiec.

W yszedł na pole.

Zdała dochodziło w esołe szczekanie psów 1 cichnąca kolęda: „Lulajże Jezuniu, lulajże, lulaj".

Szedł uporczyw ie pod w iatr, padał w głę­

bokie zaspy śnieżne, podnosił się znow u i szedł nie czując m rozu, ani nie bojąc się czyhającej n a niego zew sząd białej śmierci.

Szedł ciągle naprzód i sz ep ta ł:

— U grzeję Cię... U grzeję Cię P an ie i nie będziesz już czuł zim na. Z abiorę Cię do s ta ­ jenki, m iędzy ow ieczki i znów będziem y r a ­ zem i znów będzie nam dobrze, tak jak d aw ­ niej.

W reszcie d otarł do w ygonu. P o oślizgłych drąg ach w spiął się do ram ion k rzy ża, nad ­ ludzkim w ysiłkiem o d erw ał p rzy m arzn ięte- go do d rzew a C h ry stu sa i zsunął się cicho na ziemię.

P rz y w a rł ustam i do piersi Jezusa, cało ­ w ał długo, tarł w sw oich rękach o d erw aną nogę, ro zp iąw szy sw ój baran i kubraczek, w łożył figurkę za pazuchę.

Będzie Ci aiepło Jezuniu teraz, ciepło—

I z tej szczęśliw ości zrobiło mu się dziwnie słodko i sennie i tak jakoś dobrze jak nigdy jeszcze na św iecie.

Usiadł pod krzyżem na drągu, a objąw szy Jezu sa mocno, mocno jak m atk a dziecko, tu ­

lił Go do sw ej piersi i czuł jak błogość i szczęście ro zp ierały mu serce.

Osunął się na ziemię.

Zdaw ało mu się, że znajduje się w m ięk­

kim puchow ym łożu... tak białym jak śnieg.

B yło mu ciepło i rad b ył z tego, bo czuł jak topniał na jego piersi lód, k tó ry zciął C h ry ­ stusa. Szczęśliw y spojrzał jeszcze raz na pusty krzyż, p rzy g arn ął mocniej i jeszcze do piersi Sw ego Jedynego P rzy jaciela, szep ­ nął: „Lulajże Jezuniu" i zasnął.

Na dw orze w ichura ucichła. Z nieba p a­

dał teraz wielkimi płatam i p u sz y sty śnieg, otulając troskliw ie śpiącego garbuska, k tó­

rego dusza w espół z aniołam i śpiew ała w niebio-sach M aleńkiem u:

— „Lulajże Jezuniu, lulajże lulaj"...

(6)

6

■■■■■ W I E Ś P O L S K A

Z prac Sejmu i Sen

sen. Tomaszkiewicz, komunikacyjnej — sen.

dr Dobaczewski, spraw zagranicznych — sen.

dr W ysocki, wojskowej — sen. Koc, regulami­

nowej — wicemarszałek Dąbkowski; przewod­

niczącym Komitetu techniki ustawodawczej w ybrany został sen. Prystor.

Komisja budżetowa dokonała następnie w y­

boru sprawozdawców poszczególnych części preliminarza budżetowego.

O brady zesp o łu rolnego O. Z. N.

W Sejmie odbyło się posiedzenie zespołu rolnego Koła Parlamentarnego O.Z.N. pod prze­

wodnictwem wicemarszałka Jedynaka, na któ­

rym zasadniczy referat o sytuacji w rolnictwie wygłosił b. wiceminister pos. Lechnicki. Zgod­

nie z wnioskami prezydium powołano do życia następujące sekcje zespołu rolnego: sekcja pro­

dukcji rolnej i przemysłu — przew. sen. Kamiń­

ski, sekcja ekonomiczna — przew. pos. Lech­

nicki, sekcja agrarna — przew. pos. Szczyt-Nie- mirowicz, sekcja organizacji — pos. Sobczyk, sekcja kredytowo- oddłużeniowa — sen. Bis- ping, sekcja redakcyjno-prezydialna — przew.

wicemarszałek Jedynak. Ponadto powołano do życia kilkanaście podsekcji.

Interpelacja sen. ks. Machaya w sprawie Spiszą i Orawy

Na posiedzeniu S enatu w dn. 12 b. m. sen.

ks. M achay zło ży ł interpelację do m inistra s p ra w zag raniczn y ch w sp raw ie Spiszą, O ra w y i Ziemi Czadeckiej.

W e w stęp ie do interpelacji ks. M achaj przypom ina, że ludność polska przed w ie k a ­ mi przesiedliła się na Spisz w dolinie P o ­ p radu i na sąsiadującym z tą doliną Zam a- górzu. W 14-ym w ieku p rzyb y li P o lacy na O raw ę, w 15-ym w ieku do pow . czadeckie­

go. Ludność ta w y n a ra d a w ia n a przez dłu­

gie la ta nie tylko p rz e trz y m a ła długi okres obcego panow ania, lecz znacznie ro zsz e rz y ­ ła granice języ k a polskiego, szczególnie na Spiszu.

P od k reślając polskość ty ch ziem, ks. M a­

chay pow ołuje się na liczne p race uczonych polskich i zagranicznych.

W zakończeniu ks. M achay zapytuje p.

m inistra: 1) Ja k a jest tre ść noty, w y sto so ­ w anej do rządu czesko-słow ackiego w sp ra ­

w ie now ej granicy polsko - słow ackiej na odcinku Spiszą, O raw y i C zacy. 2) D lacze­

go p rzy now ym rozgraniczeniu nie z o sta ły w zięte pod uw ag ę granice etnograficzne.

3) C zy p ra w a n arodow e dla tam tejszy ch P o lak ó w z o sta ły zabezpieczone, liczba ich bow iem sięga do 80 ty s.?

Zm iana na stanowisku wiceministra rolnictwa

W najbliższych dniach w icem inistrem rolnictw a m ianow any zostanie L eonard K ra- w ulski, d y re k to r departam en tu urząd zeń

rolnych w m inisterstw ie R olnictw a.

D o ty chczaso w y w icem inister M aurycy Ja ro sz y ń sk i opuszcza stanow isko p o d sek re­

ta rz a stanu w m inisterstw ie R olnictw a i m ia­

n o w an y zostanie prezesem P ań stw o w e g o B anku Rolnego.

Dnia 13 b. m. odbyło się pełne posiedzenie Senatu, na którym dokonano \vvboru komisji.

Marszałek Senatu Miedziński na wstępie powiadomił Izbę o złożeniu hołdu w dn. 7 bm.

pamięci Józefa Piłsudskiego przez prezydia Sejmu i Senatu. Słów M arszalka senatorowie wysłuchali stojąc, po czym dłuższą chwilą mil­

czenia uczczono pamięć Pierwszego M arszał­

ka Rzeczypospolitej.

Następnie premier gen. Sławoj-Składkowski złożył imieniem Rządu oświadczenie o lojalnej i szczerej współpracy Rządu z Senatem. Na oświadczenie to odpowiedział M arszałek Mie­

dziński.

W y b ó r k o m isji

Senat dokonał z kolei wyboru komisji, Sądu marszałkowskiego i komitetu techniki Ustawo­

dawczej.

W ybrane na plenum Senatu komisje tego samego dnia dokonały wyboru swych władz:

przewodniczącymi komisji zostali wybrani: bu­

dżetowej — sen. dr Zarzycki, administracyjno- samorządowej — sen. Michał Róg, gospodarczej

— sen. dr Miklaszewski, skarbowej — wice­

marszałek dr Pawelec, prawniczej — sen. dr Fichna, rolnej — wicemarszałek Stolarski, oświatowej — sen. dr Kolankowski, społecznej

T adeusz T w a r d o w s k i 1)

Z GWIAZDĄ

Zapadł cichy, w igilijny w ieczór a na nie­

bie zapłonęła p ierw sza gw iazda.

W e wsi gotow ało się jak w garnku. W śród g orączk o w y ch p rzy g o to w ać całe rodziny grom adziły się w izbach p rzy pachnącym sianem , zasnutym , wigilijnym stole. W k ą­

cie kłosist ysnop żyta, zapalona choinka, niew yszukane p o tra w y w prostych, chłop­

skich misach, b iały jak ten śnieg opłatek.

S erca przepojone zgodą, b rate rstw e m , mi­

łością. P rzebaczo no sobie w zajem nie k r z y ­ w d y i u razy , niejedna chłopska łza sp ad ła na grubą, zgrzeb n ą płachtę o k ry w a ją c ą pro sty stół.

W ilię spożyto w u ro czy sty m nastroju a potem gw arzono z cicha o roku ubiegłym i o now ym , k tó ry za dni kilka przyjdzie, ż y ­ czono sobie wspólnie, szczerze, z se rc a le­

pszej, jaśniejszej, chłopskiej doli, W śró d mi­

łej pogaw ędki oczekiw ano teraz p rzy b y cia kolędow ych gości, co w edług stareg o z w y ­ czaju odbyw ali w w igilijny w ieczór, sw ą doroczna w ędró w k ę z gw aizda po chatach.

Gosposie i dziew częta nie sk ąp iły im nig­

dzie obfitego poczęstunku. D aw ały jabłka,

orzechy, słodkie placki, a gospodarze w ysu- p ływ ali z w ęzełków drobne datki pienię­

żne — bły szczące dw udziesto grosźów ki, a Czasem i półzłociaki. C aał wieś lubiła b a r­

dzo tę strojną, rozśpiew aną i huczną g rom a­

dę, co pod przyw alone śniegie m słom iane strz e ch y w nosiła radość i beztro sk ą w eso ­ łość. O czekiw ano też ich z niecierpliw ością w ielką, bo co roku w wigliię przyjd ą z jakąś sta rą , zapom nianą, z daw nych w spom nień w y d o b y tą kolędą, k tó ra sta ry c h przeniesie w daw ne, minione czasy, a m łodym ro z ra ­ duje serca gorące i zapałem je natchnie okru­

tnym .

Józik S y rko w ej siedział p rz y oknie i w y ­ glądając pilnie na drogę w słuchiw ał się w ciszę zim ow ego w ieczoru. Idą już, czy nie idą. P o wilii przecież. Pow inni już nadejść.

C zekał okazale przystrojo ny , jako na anio­

ła p rzystało , w m atczynej długiej koszuli, pięknie fałdow anej, p rzep asan y posem sze­

rokim , błękitny, suto gw iazdkam i zdobnym ; sk rz y d ła z papieru i bibułki klejone, przez czoło opaska niebieska jak niebo w pogodę.

Na drążku — gw iazda sześcioram ienna, zło­

ta, b ły szcząca, a długim ogonie, k tó rą przez pociąganie za sznurek w p ra w ia się w cią- gły ruch obrotow y.

' "... i Nr 52 W ezw anie Ojca Ś w . do ludności

Małopolski Wschodniej

W ub. ty g. b aw ił w e L w ow ie nuncjusz apostolski Cortesi, celem w izy tacji tam tej­

szych placów ek religijnych. P o zapoznaniu się ze stosunkam i m iejscow ym i nuncjusz C ortesi przesłał gazetom dłuższe ośw iadcze­

nie, w k tó ry m m. in. stw ierd ził że:

„Papież, m iłując w szy stk ich — jednost­

ki i n aro d y bez różnicy — m iłością C h ry stu ­ sa, z w ra c a się z pełną tro sk ą do tego ludu i usilnie go upom ina, ab y zło ży ł na o łta rz u dobra w spólnego nienaw iść i gniew i ab y znalazł d ob ry sposób w zajem nego porozu­

m ienia się.

Ojciec św . liczy b ard zo na upragnione uspokojenie um ysłó w p rzez p racę kleru św ieckiego i zakonnego — pracę, k tó ra w sw ojej istocie jest p rac ą dla pokoju i m iłości.

Kapłani religii katolickiej bow iem w id zą w każdym człow ieku jakiejkolw iek n arodo w o­

ści, klasy i partii dusze odkupione n ajd ro ż­

szą k rw ią Jezu sa C h ry stu sa — dusze, k tó re winni u św ięcać i zbaw ić. Na m ocy sw ego w y ższeg o pow ołania winni oni ro zw inąć b ezin tereso w n ą akcję dobroci i pojednania, ta k b ard zo w a rto śc io w ą dla kościoła i dla w łasn ej ojczyzny .14

Posłowie zapoznają się

z bieżącą polityką rolną

W ubiegłym tygodniu w M inisterstw ie R olnictw a i R eform R olnych odbyło się d ru ­ gie z kolei zebranie posłów i sen ato ró w -ro l- ników , na k tó ry m w yg ło szo n o szereg refe­

ra tó w o b ieżący ch p racach M in isterstw a R olnictw a o raz o inw estycjach w rolnictw ie.

M inister Juliusz P o n iato w ski om ów ił n ad ­ k ład y scaleniow e o raz organizację środków , p rzeznaczonych na akcję in w esty cy jn ą w rolnictw ie. P o z a tym w ygłosili refe ra ty : w icem inister M au ry cy Ja ro sz y ń sk i na tem at inw estycji b udow lanych na w si, d y re k to r dep artam entu ekonom icznego, C zesław Bo­

bro w sk i na tem at n akładów , u sp raw n iają­

cych obró t oraz p o w iększających p rz e tw ó r­

stw o płodów rolnych, głó w n y inspektor m elioracji inż. Z akaszew ski na tem at inw e­

stycji m elioracyjnych.

Józik w iedział, że w każdej izbie co chw i­

la ktoś podchodził do okna lub na uw rocie w ybiegał, by na drogę śniegiem usłaną w yj­

rzeć, czy nie idą ow i — kolędnicy. A na czele z jaśniejącą gw iazdą w dłoni on — anioł...

T ak było w zeszłym roku i przed dw om a la ty i tak jest dzisiaj. Napewno.

I chociaż tam łońskiego roku Józik sp ra ­ w ę trochę pokpił. bo głos_ m iał tego dnia ja­

koś piskliw y bardzo i podśm iew ali się potem długo ludzie w e wsi, że niby to anioł, a pieje jak kogut plebański, ale w tym roku obie­

cał sobie, że się popraw i. Na^wet trz y zdro- w aśki na tę intencję nabożnie odm ówił.

I w ierzy ł mocno, że w szy stk o będzie do­

brze. Jak dw a lata temu.

idą jużć! Jlą! — pokrzykiw ali chłopaki, u jrz a w sz y zdaleka, jak z m gły grubej, co p adła z nieba na ziemię, w y ła m a ły się b a rw ­ ne postacie, niby niesam ow ite zjaw y.

O! O! Kolędnicy! Z kw iazdą! P atrzcie, patrzcie! Już są pod kow alem !

G w ar poszedł przez wieś, grom kie o k rz y ­ ki i piski dzieci napełniły cichą zapadłą w ieś, k tó ra nagle jak za dotknięciem czarodziej­

skiej różd żk i ożyła.

(Dokończenie za tydzień).

(7)

N r 52 W I E Ś P O L S K A 7

Najmilszym podarkiem na Gwiazdkę w chłopskiej rodzinie

„Ilustrowany Kalendarz W si P o ls k ie f na r. 1939

Zbliża się u ro czy sty w ie c z ó r w ig ilij­

n y . K ażdy o czek u je p o d choinką daru dla sieb ie. D zieci pragną zabaw ek, ła­

koci... Dla starszych m arzeniem jest „Ilu­

stro w a n y K alendarz Wsi Polskiej" na rok 1939-

O ta k w s p a n ia ły m p o d a r k u p o m y śla ło ju ż w ie le ty s ię c y n a s z y c h C z y teln ik ó w .

A zatem w rodzin ach ich b ę d z ie w trad ycyjn y w ie c z ó r w ig ilijn y rad ości co niem iara.

M iło i p o ż y te c z n ie jest p rzeczy ta ć „Ilu­

strow an y K alendarz Wsi Polskiej . Toż to p r a w d ziw e d zieło, zaw iera b o w iem b lisk o 400 stron druku. Starczy w ię c do czytan ia na w ie le d łu gich zim o w y ch w ie c z o r ó w .

n e d ziały — poradniki: g o sp o d a rczy , h i­

g ien ic z n y , h od ow la n y , p ra w n iczy i w ie ­ le, w ie le innych.

O trzym ujem y setki listó w z e słow am i uznania dla Kalendarza od C zytelników . Bo każdy, kto zam ów ił i otrzym ał „Ilu­

strow an y K alendarz Wsi Polskiej", p o p rzeczy tan iu tej grubej książk i — infor­

m atora jest zad ow o lon y .

A zatem Ci z n aszych C zytelników , którzy K alendarza je sz c z e u sie b ie w dom u n ie mają, w inni się sp ie s z y ć z je ­ g o zam ów ieniem , b y jak to n a d m ien iliś­

m y na w stę p ie , spraw ić sw ej rodzin ie i so b ie p raw d ziw ą, a co n ajw ażn iejsze p o ż y tec z n ą przyjem ność. „Ilustrow any

w ie c z o r ó w .

Wiadomości w Kalendarzu moc ■ ■ ■ j<m że ia zo w s u i

K alendarz op ra cow a n y jest ciek a w ie,

;zyta się g o jednym tchem .

K ażd ego zainteresuje. I m ło d e g o i sta­

rego. Są w nim b o w iem w ia d o m o ści la jróżn iejsze. Któż z nas nie c h ce w ie ­ dzieć jak najw ięcej o Polsce? O jej b o g a ­ ctwach, kulturze jej lu d n ości, zw ycza- a c h 2 O ustroju Państwa, szk oln ictw ie, norzu, u n iw ersytetach ludow ych? Kaz-

iy\ m i *1

W K a le n d a rz u z n a jd z ie C z y te ln ik w szystko. Tak, w szy stk o ! D ow ie się z n ie g o o rodakach n a sz y c h za granicą, którzy czują tak sam o jak i m y, o b o h a ­ terskiej naszej armii, dum ie nasze] g o s ­ podarności G dyni i Centralnym O kręgu

P rzem y sło w y m . , .

A w r e sz c ie , co k a ż d e g o ch łop a - rolni­

ka bodaj sz c z e g ó ln ie ob ch od zi, zam ie­

ściliśm y w naszym Kalendarzu, dobrze, przez w y b itn y ch fa ch o w c ó w o p r a c o w a ­

Kolęda

W ś r ó d n o c n e j c is z y g ło s s ię r o z c h o d z i, o o w sta ń c ie b ra c ia , c z a s j u ż n a d c h o d z i, a b y ś m y s ię z j e d n o c z y l i i p a r tie p o rz u c ili, d la d o b ra s w e g o .

D la d o b ra s w e g o , d la P o ls k i c a łe j, b y w s z e lk ie k łó tn ie w k r a ju u s ta ły ,

a b y ś m y s ię nie z w a lc z a li,

w s z y s c y w s p ó ln ie p r a c o w a li — w w o ln e j O jc z y ź n ie . I d ź m y ś la d a m i W o d z a n a s z e g o ,

M a r s z a lk a P o ls k i, u n a s p ie r w s z e g o , k tó r y d la P o ls k i p ra c o w a ł,

d r o g ę lu d o w i w s k a z y w a ł : w p r a c y , w o b ro n ie.

O J e z u C h r y s te , d z i ś N a r o d z o n y : b ło g o s ła w ■ P o ls c e K o c h a n ej, p o b ło g o s ła w ż e n a m , w s z y s tk i m n a m w z g o d n y m z je d n o c z e n ia

sk u p ie n iu . W w o ln e j O jc z y ź n ie !

K alendarz Wsi Polskiej", jak nam p iszą sz c z ę ś liw i jeg o p o sia d a c ze , w in ien się zn a leźć niie tylko w każdej rodzin ie chłopskiej, le c z i w b ib lio te c z c e Kółka R oln iczeg o , Koła G osp od yń , Koła M ło­

d zieży , w ś w ie tlic y Domu L u d ow ego itp., b ib liotek a ch organizacji ch łop sk ich , k tó ­ rych ce le m jest p o d n o sz e n ie na w s i c z y ­ teln ictw a i kultury.

„Ilustrow any K alendarz Wsi Polskiej"

p rzy sw ojej o b jęto ści, p ięk n y ch i c ie k a ­ w y c h ilustracjach, u rozm aicających jeg o d ob rze opracow an ą i różnorodną treść, jest bardzo tani i k ażd y ma m o żn o ść p o ­ siad ania g o w sw oim zbiorku książek.

J a k zamawiać Kalendarz

By je s z c z e bardziej ułatw ić n a b y cie pięknej książk i - inform atora, z a m iesz­

czam y na str. 17-ej przek a z rozrachun­

k o w y , za p o m o cą k tó reg o m ożna o p łacić Kalendarz.

P ow tarzam y je sz c z e raz, ż e Prenum e­

ratorzy „Wsi Polskiej" płacą za K alen­

darz 65 g r o s z y z p rzesyłk ą , zaś w s z y s c y inni 1-go z ło te g o .

O ile C zytelnik opłaca ró w n o c z e śn ie i p renum eratę „Wsi Polskiej", to takiem u p rzy słu g u je już praw o o p ła cić za Kalen­

darz tylko 65 gro szy .

K ażdy n o w y C zytelnik, który opłaci do k ońca grudnia br., ch o c ia ż b y już pa- w e t i kw artalną prenum eratę „Wsi P ol­

skiej", ma p raw o n ab yć K alendarz już za 65 g ro szy.

Prenum erator „Wsi Polskiej" n ie m oże zam aw iać w ięcej K alendarzy w cenie 65 g roszy , aniżeli tyle, ile prenum eruje e g zem p la rzy „Wsi Polskiej".

J ó ze f M orton 3)

Maryna Pauliniakówna

(Fragment z nowej powieści autora

„Spowiedzi")

P otem przyjech ał W aw rzek. O dy ujrzał Marynę płaczącą, jakiś żal ścisnął mu s e ^ e nie dużo b rak ow ało, a b y łb y się sarn r . ułakał. Już n aw et czul gorycz w oczach, wnet potrafił się opanow ać Za to nie mog.

już opanow ać w sobie, a w łaściw ie s tt™ . ,

;ej troskliw ości ojcow skiej, jaka pow torm c zalała mu serce do niej, a za któ rą tego sa- u e g o jeszcze w ieczoru odpłaciła się mu M a­

ryna jeszcze nigdy niedostrzeganą przez niego gorącością uczucia dużego dziecka co przybranego ojca.

Na widoku innych ludzi ucałow ał ją p rz e ­ to we w łosy, w prow adził do drugiej m niej­

szej izby i łagodnie, jak w ted y ^ gdy b y ia ieszcze w ciąży, przem ów ił, pocieszając ją

głównie: .

' _ Moja M aryś, to juz drugi tw ój k rzy zy k , tak. tak! Ale nie lam entuj z tego powodu. Na to one są, ażeb y spadać na ludzi. Lecz my nie pow inniśm y przez to podupadać na si­

łach. oj, nie, M aryś. moja cójko, bośm y me z ciasta. Tak. tak. moja córuś.

W stał znów ucało w ał ją we w ło sy i po­

szedł szykow ać bry czkę do pow rotu. Kiedy zaś po chwili oznajm ił je, że już czas w r a ­ cać, nie sprzeciw iła mu się ani słów kiem . U siadła na siedzeniu p rzy nim i p rzy tu liw ­

sz y się do jego rękaw a, całą drogę zdaw ała się drzem ać.

W tym sam ym czasie m atka jej b y ła jak u rzeczona. S k urczy ła się jeszcze wiecej, jakby zapadła w sobie, naw et oczy w su nęły się w głąb pod czaszkę, że z daleka w idzia­

ło się tylko m aleńkie, czarne punkciki, sła ­ bo św iecące. Ręce jej, suchutkie, krótkie, to podnosiły coś, to znów kład ły — i tak w kółko, choć m ogły b y ły nic nie robić.

W reszcie, nie m ając z kim rozm aw iać, bo druga, sta rsz a córka, jeszcze nie p rzy jech a­

ła, przy w o łała parobka W alka i k azała mu jeszcze raz opow iadać o śm ierci gospodrza, p rze g ra d za jąc niem al każde jego słow o to pytaniem , to cichym chlipnięciem. Potem jak w cisnęła się w kącik pom iędzy sk rz y n ­ ką a piecem, tak zasnęła, zapom inając z tego w szystkiego o św ietle, które długo się jesz­

cze paliło na nalepce. Ale i ono poczęło p rze ­ cież kaputnieć, blednąc, aż zgasło. C ała iz­

ba zatonęła w nocy.

Nad sam ym ranem zerw ał się skądś le- ciuchny w ietrzyk , przew ionąl filuternie m ię­

dzy Pauliniakow ym i georginiam i i jak rap ­ tow nie pow stał, tak też i znikł; z ciężkich, row lekłych chm urzysk jęło rosić. P otem o- zw ał się gdzieś cichy grzm ot, ale deszcz nie u staw ał ani na chwilę. I długo jeszcze miał nie ustać. To też ludziska, przebudzeni z bia­

łym ranem , sp o jrzaw szy na niebo, jak kto m ógł, z pow rotem zasnęli, odczuw ając do­

piero teraz potrzebe odpoczynku, chociaż na dobrą sp ra w ę w oleliby kończyć żniwa.

N astępnego dnia M aryna b y ła już spokoj­

na i cicha. T w arz m iała tylko jeszcze k redo- w o-bladą, a pod oczym a sine spuchnięcia, jak od podbicia.

C ały ten dzień ledw o zm ełła garniec ży ta na żur, i na osypkę, a tak przew ażnie sie­

działa z M artą na kraw ęd zi łóżka i w spom i­

nała półszeptem ojca. P o tem jej to przeszło, lecz p rzez kilka w ieczorów z rzędu od dnia śm ierci cjca nie postąpiła nigdzie ani k ro ­ kiem. Jeżeli zaś nie m iała nic do roboty, a spać się jej jeszcze nie chciało, prosiła W aw rzk a, b y p rze c z y ta ł jej coś z gazety, jako że sam a słab aw o czy tała, a i to jeszcze tylko na książce do nabożeństw a.

Z w ielką ochotą d o ryw ał się w ted y Wu- w rz e k do ostatnich gazetow y ch w iadom o­

ści. Nie przepuszczał niczego. W szystko, by najdrobniejsze słów ko, o d c z y ty w ał głośno, dobitnie, aż M arynie zam knęły się oczy...

U snęła. Gasił w te d y co prędzej św iatło i kład ł się rów nież spać.

P iątego dnia przestało nareszcie padać.

Niebo zw olna poczęło się przecierać, a na południe w yjrzało już słońce. C ała w ieś odetchnęła z ulgą i nie ględząc po próżnicy ani przez jedną sekundę dłużej, kto b y ł ty l­

ko żyw i zdrów , rzucił się do roboty.

Znów rozdzw oniły się sierpy i kosy, pola znów zatętniły zdrow ym m łodym śm ie­

chem, a tu i ów dzie ozw ała się piosenka.

Sw obodna, dziarska, dziew częca... S ta re ku­

mosie znów p rz y stą p iły podczas ro b o ty do odw iecznego p ytlow ania jęzoram i i obma- w iania sw oich najbliższych sąsiadów , zaś

(Dokończenie na str. 8-mej).

Cytaty

Powiązane dokumenty

Świat Pracy zawsze rozumiał konieczność ponoszenia jak największych wysiłków dla dobra Państwa i Narodu i w nie­. przerwanym łańcuchu faktów historycznych dowiódł,

Jedno wydaje się pewne: jest ona godna akceptacji w swej wersji umiarkowanej, w której domaga się szacunku dla obcych kultur, odmienności, inności i różnicy, nie stara

Monomania pojawi áa siĊ po raz pierwszy w polskiej literaturze naukowej w ksiąĪce Andrzeja Janikowskiego (1799–1864) Zasady dochodze Ĕ są- dowo-lekarskich co do

zapewniających przetrwanie, potrzeby psychospołeczne stają się mniej istotne, – realizacja większości potrzeb podlega kontroli jednostki, – potrzeby są uniwersalne dla

The research carried out referring to the selected regional route proved that the level of customers’ satisfaction with services provided by carriers is high. It is very

Bardzo dobrze czyści się nóż przez wbijanie go do surowego

Gdy nadejdą pierwsze m rozy i śniegi, roboty w polu ustają, jednakże zdarza się często, że i większej obniżki temperatury jeszcze nie ma i można orać