• Nie Znaleziono Wyników

Wieś, 1947.04.06-13 nr 14-15

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Wieś, 1947.04.06-13 nr 14-15"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

\

¡ M u m e r f i o d i c ' ó / n i i — 1 6 s t r o n

O pła ta pocztowa uiszczona ryczałte m .

C g DQ 20 zł

T Y G O D N I K S P O Ł E C Z N O - L I T E R A C K i

Rok IV Ł 6 d i, 6 - 1 3 kwietni. 1 9 4 7 r.

f f ^ ¡ ^

N r 14-15 ( 9 3 - 9 4 )

Władysław Błachut

f » o # w i e k i e m

Gdy dziś przerzuca się pożółkłe od sta­

rości ka rty czasopism ludowych z d ru ­ giej p ołow y XIX w., z okresu, kiedy w ięk­

szość chłopów tk w iła w analfabetyzmie i społecznym oraz gospodarczym zacofa­

niu, uderza w nich każdego świadomość sytuacji, odwaga i jasność sform ułowań poglądów na sprawy chłopskie, a przede wszystkim wyraźnie podkreślona walka o lepsze ju tro wsi i —- co ważniejsze — w al­

ka o Polskę ludową.

Z okazji 50‘lecia ruchu ludowego wzią­

łem m. in. w ręce w ielkanocny num er (7i

„W ieńca Polskiego" z kw ietnia 1897, ro k wydawnictwa X X III ( !), organu Stronni­

ctwa Chrześc.-Ludowego ks. Stojałowskie- go i oto w artykule wstępnym pt. „ A lle ­ lu ja " czytam co następuje:

„Kochan: i drodzy Bracia! Dzięki pomocy Boga. bez którego woli nawet włos cztowie- • kowi z słowy nie spadnie, dzięki pracy ; do­

brej wal: ludu, który zrozumiał swój własny interes, sprawa polska ludowa odniosła w iel­

ki tryumf, pierwsze walne zwycięstwo przy wyborach do Rady Państwa...

...Praca też była nlelada. ciężka wielka, ale „Bóg do pomógł i pomimo tysięcy wrog eh .'udowi żywiołów, pomimo stronniczych sta­

rostów. marszałków i ’'komisarzy, pomimo mnóstwa niechętnych ludowi księży, ponfmo żandarmów i szpiclów... zwyciężył lud i wola jego...

...Nie chcąc gwałcić woli waszej, nie wstą­

piliśmy do stańczykowskiego Koła polskiego, ale własne w parlamencie zawiązaliśmy Ko­

ło. prawdziwie polskie, chrześcijańskie, ludo-, we. Nie mogliśmy iść razem z tymi. co przy ostatnich wyborach ręce swoje krwią ludu zbroczyli; nie mogliśmy łączyć się z tymi, którzy jedynie swój interes mając na oku, zaprzepaszczali sprawy ludu. którzy nie po­

mni na straszną nędzę' ludu. jako lokaje każ­

dego rządu, rządowi tylko służyli i służą, nie mając nigdy odwagi temuż rządowi powie­

dzieć, że źle się dzieje w Galicji i na Śląsku, że lud niezadowolony, że nędza tak strasznie czasem doskwiera, iż kawałka powszedniego ohieba nie ma w chałupie, że niezmierna J niesprawiedliwie rozłożone podatki każą pła­

cić ludowi, a nikt nie zapyta, skąd .wziąć, ;żo pracy ludziom brak, że 2.000 gmin w Galicji nie ma dotąd szkoły... że lud prześladowany przez duchownych i świeckich urzędników_ i nastawników, którzy z pracy tego ludu żyją

— już ledwie dyszy-..“

A oto co na podobny temat drukuje w tymże 1897 r. bratnia „Pszczółka“ w n-rze w ielkanocnym (8) w liście otw artym posła dra Michała D anieluka:

„Do moich wyborców!

Powróciwszy z Wiednia do kraju, dowie­

działem sie od ludzi zupełnie na wiarę zasłu­

gujących, że niektóre władze nasze prześlado­

wać poczęły wyborców, a w szczególności swoich podwładnych i spisywać z nimi pro­

tokóły. podejrzewając ich, że nie głosowali na kandydatów miłych -rządowi, lecz.-że od­

dawali swe głosy kandydatom, do których mieli zaufanie, których im rozum i serce wskazywały. Niektórym .nawet karami grozić poczęli c. k. urzędnicy, rzekomo za to, że agitowali za kandydatami ludowymi. Jest to nadużycie i gwałt nie do darowania. Dopóki ja waszym będę posłem, takie występki i lo- trostwo z cała stanowczością będę piętnować, w należytym świetle przedstawiać i to w od­

powiednim miejscu, to jest w Wiedniu. przed oczyma centralnego rządu'1 i przed całym par­

lamentem. Urzędnik jest na to. aby tropił ło­

trów i złodzieji. a b ie by utrudniał i tak już nędzne życie biednego ludu...1.

Jakże wyraziście na kanw ie tych głosów rysuje się ówczesne życie chłopskie w Ga­

lic ji. O to wieś, ta wieś gnębiona przez

„starostów, m arszałków i komisarzy..., którzy jedynie swój interes mając na oku, zaprzepaszczali sprawy ludu“ , sama po ­ dejm uje walkę o prawa i sprawiedliwość dla ludu, o szkołę dla wsi, o pracę dla chłopa. Ta wieś już nie daje się zastra­

szyć rządow ym i m etodam i w alki, które

A I I I I U M

jakże przypom inają stosunki z okresu sa­

nacyjnego, lecz głośno woła, że „urzęd nik jest nie na to, aby ludziom dokuczał, aby ich prześladował, ale na to, aby tro p ił ło ­ tró w i złodziei, a nie by u tru d n ia ł i tak już nędzne życie biednego ludu w G a licji".

O tym, że w swej walce o lepsze futru chłop natrafia ł na poważne opory w swoim najbliższym, chłopskim otoczeniu, świadczy najlepiej „Echo z Galicji o w ó j­

tach", zamieszczone w cytowanym wyżej n-rze (7) „W ieńca Polskiego“ z 1597 r.

O to co pisze na ten temat anonim owy autor:

....Większa cześć wójtów i zwierzchności gminnej jest nieudolna z braku oświaty ■ świa­

domości praw swoich. Skarg’ te. dadzą się podzielić na- kilka rodzajów. W niektórych wsiach wójtowie... są bardzo sklonn1 do zbyt­

niego przyjaźnienia się z ..panami“ , bo też i siebie samych maja za coś lepszego -i wyż­

szego nad „gminne pospólstwo"...

W innych miejscowościach zwierzchno­

ści gminne składają się z samych t.zw.

„bogaczy“ — a często z członków poblisko z sobą spokrewnionych, tak że w gminie rządzi „fa m ilia "...

Trzeci rodzaj zwierzchności gminnych i w ó jtó w to ludzie tacy, co pisać, a czasem ani czytać nie umieją, a przy których

trzęsie i rządzi całą gminą pisarz... czasem trudniący się głównie wyzyskiem ludzkiej ciemnoty, Oprócz tego o wszystkich w ó j­

tach w G alicji to powiedzieć można, że nie bronią dostatecznie swojej godności i niezawisłości wobec starostów i marszał- ale poczytują sobie za podległych im urzędników. Stąd pochodzi to, iż gdy przychodzą sprawy ważniejsze, jak np. w y­

bory: poselskie, to niemal wszyscy wójto*

w ie nie bronią ludu, lecz owszem wysłu­

gują się starostom i stańczykom..."

Prasa ludow a stosunki te poddaje na swoich łamach ostrej i bezwzględnej k ry ­ tyce a działacze chłopscy z całą świadom o­

ścią, konsekwentnie i z chłopskim u po ' rem dążą do zmiany tych stósunków. Dla­

tego stają się przedm iotem zaciekłych ata­

ków stańczyków, nie przebierających w środkach i metodach w alki. Takiego np.

ks. Stojałowskiego pom awia się o wszel­

kie przestępstwa, nie szczędząc m u zarzu­

tu, że jest moskalofilem . Skąd ten ostatni zarzut?

O to ścigany przez los i zawiść ludzRą księżyna b ył już wówczas szermierzem zbliżenia wszystkich Słowian w obronie przed zalewem germanizmu i w swoich odważnych pisemkach dawał temu wyraz.

Ministerstwo Kultury i Sztuki

w wysokości c h ło p skim : przyznało subwencje

następujqcym pisarzom

Piotrowi Wyrobkowi Piotrowi Stopczykowi Maciejowi Czule

Józefowi Kapuścińskiemu Stefanowi Gębali

5 .0 0 0 , zł miesięcznie

D la w y m ie n io n y c h p is a rz y re g u la rn e w y ­ kształcenie skończyło się na k ilk u klasach szko ły lu d o w e j. Resztę osiąg ali ja k o somou- cy i działacze.

M łodość 7((-letniego dziś P. W y ro b k a prz y - pada n a okres s ła w n e j „n ę d z y g a lic y js k ie j“

i p o czątków R u chu Ludow ego. M łodość 70- le tn ie g o dziś P io tra S topczyka przyp a d a na p rz e ło m o w y okres r o z w o ju , p rz e m y s łu w

„K o n g re só w ce “ , k ie d y G a je ro w s k ie m aszy­

n y w y p ie ra ją z Ł o d z i tk a c z y — rę k o d z ie ln i­

kó w , k ie d y „Z a ra n ie “ w R uch L u d o w y w ciąga m ło de po kolenie.

M łodość M a c ie ja C zu ły — to d ru g i okres g a lic y js k ie g o R u ch u Ludo w eg o ( w a lk i W ito ­ sa ze S ta p iń skim ). M łodość Józefa K a p u ś­

cińskiego to la ta w o jn y ś w ia to w e j. M ło ­ dość G ę b a li — to la ta w y z w a la n ia się m ło ­

dzieży w ie js k ie j od p a tro n a c tw a sanacyjno- ziem iańskiego.

W szyscy c i pisarze bądź na s k u te k w ie k u , bądź ch o ro b y z n a jd u ją się w cię ż k im p o ło ­ żeniu m a te ria ln y m .

R e da kcja tyg. „W ie ś “ w y s tę p u ją c do M i­

n is te rs tw a K u ltu r y i S z tu k i z w n io s k ie m o subwencje d la w y m ie n io n y c h p is a rz y p ra ­ gnęła ró w n ie ż przez udzielenie im pom ocy m a te ria ln e j uczcić tę drogę p is a rs tw a ch ło p ­ skiego, na k tó re do n ie d a w n a skazana b y ła cała p ra w ie wieś, a dziś jeszcze ta m wszę­

dzie, gdzie nędza, b ra k in s ty tu c ji społecz­

nych, zapóźnienie gospodarcze i k u ltu ra ln e nie p o z w a la ją u ta le n to w a n y m w yd o b yć się poza gra nice tw o rz e n ia — ja k się to m ó­

w i — „sam orodnego“ , „nieuczonego“ , „ lu ­ dowego“ .

I tak w cytowanym już wyżej n-rze wiel­

kanocnej „Pszczółki“ pisze na ten nie­

wdzięczny wówczas temat:

....Jeżeli my Polacy, dążymy do wolności ii wyzwolenia ludu... to jakżeby to być mógł o * abyśmy nie mieli tego samego dobra życzyd Braciom naszym Rusinom?... Jeżeli_• sprawę ruska uważać będziemy ze stanowiska naro­

dowego to tern bardziej musimy pragnąć, aby lud ruski przestał być niewolnikiem „polskie­

go szlachcica“ , a zajął to miejsce, jakie się mu należy wedle praw przyrodzonych, ód Bo*

ga danych, a także wedle praw hisiorycz nych. Nasze te d y stronnictwo chrześcijańsko*

ludowe stojąc na fundamencie sprawiedliwo­

ści, od dawna uznawało prawa narodowe Braci Rusinów i starało sie o zachowanie b ra te rskie j zgody w polityce... i obronę praw narodowych ludu ruskiego z obrona praw pol­

skiego ludu za cel swoich prac i dążności sta*

. te wia...

Ale _ rzecz charakterystyczna — nic tylko o swoje prawa zabiegał ówczesny uświadom iony działacz chłopski. Podniósł on rów nież głos protestu w sprawach ro ­ botniczych. o czym świadczy najlepiej za­

mieszczony w omawianym n-rze „Pszczół­

k i“ artykuł pt. „Ile zarabia na górniku ka­

pitalista?"

„Wedle kartki płatniczej jednego górnka z kopalni czeskie! dostawał tenże mieś. płacę w ilości 45 zł 89 ct. a to za następujące ro­

boty: za 100 wozów węgla dobrego-po 14 centnarów, od wozu po 27 ct. razem 27 zlr. za 92 wozów po 14 ctr. gorszego węgla po 17 ct.

czyni 15 zlr 54 ct.. za 4 metry kubiczne pod­

pór bocznych od metra po 75 ct czyni 3 złr 25 ct. razem tedy. jak wyżej 45 zlr. 89. ct. Tyle robotnik. — A co bierze zarząd kopalni.za ten węgiel? Wóz lepszego węgla płaci się 4 złr, a więc zaraz to czyn: 400 zlr —_ jeden woz Hcihiszego węglu płaci sie w kopalni 1 złr 50 ct to wynosi za 92 wozy 153 złr razem .553 zlr.

Odciągnąwszy płace robotnika .45 zlr 89 ct.

zostanie 500 złr 11 ct. Odtrąciwszy jeszcze koszta zarządu bp., które przeciętnie obliczo­

no na osobę miesięcznie 2 5-zlr 37 ct pozo­

staje dla kapitalisty zysk na Jednym 1 górni­

ku miesięcznie 481 zlr 74 ct.!“

Cyfry, ja k z tego w idzim y, już wówczas m ia ły swoją wym owę a walka o. sprawie­

d liw y rozdział dochodu społecznego ro z­

poczęła się.

M ija k ilk a lat. W alka chłopów o lepsze ju tro nie ustaje. W prost przeciwnie; poja­

w iają się nowe problem y a przede wszyst­

kim na łamach ludow ej prasy polskiej wyraźnie krystalizują się dążenia wyzwo­

leńcze Narodu, podnoszą się głosy o Pol­

skę, w olną i niepodległą.

I tak na łamach wielkanocnego n-ru (14)

„Przyjaciela Ludu" z 1904 r., Organu ,,Pol­

skiego Stronnictwa Ludowego“ w artykule wstępnym czytamy:

„Dożyliśmy dnia. w którym lud, idąc za. sło­

wami duchowego swego .Wodza, pragnie ^„po­

czuć swoją silę“ , by tym śmielej dobijać s:ę zwycięstwa. ...Musi sie zbliżać widać już ten czas, kiedy z pod grobowego kamienia'w on trzeci dzień powstanie z martwych Ojczyzna nasza umęczona, a z nią Prawda i Sprawie­

dliwość. .

...Z każdym rokiem, w każdem tern świę­

tem wiosennym zbliża sie do nas ta Wiosna

ludów, zwycięstwo- idei Prawdy : Sprawiedli­

wości..."

Czyż nie uderza w tym artykule pełnia świadomości politycznej polskiego chłopa, jego — w okresie stańczykowskich adre­

sów do Tronu — śmiałe wołanie o Polskę ludową, która „obłudne i przewrotne sy- ny swoje odrzuci od siebie precz; a chwałę wiekuistą zgotuje m aluczkim i zapomnia­

nym"...

Oczekuje tego dnia świadomy aktyw chłopski i na wszystkich odcinkach w ie j­

skiego życia czyni na to święto przygoto­

wania.

Ü (v V \ w \

(2)

»

Sir.

2

--- --- j—--- Oto w tymże n-rze organu Stapińskiego Wt. Wąsowicz w artykule pt. „M ło d y do m łodych'1 pisze:

„•.-My się uświadamiajmy politycznie, za"

pelniajmy te braki w wiedzy praktycznej, której nam szkolą nie dala. uczmy się o prawach, które nam przyszłym obywatelom, przysługiwać niedługo będą. alby nam kiedyś, jak teraz niejednemu z o jcó w ' naszych, nie był półbogiem lada jaki pachołek z urzędu...

A jeśli w tej robocie co do niedalekiego nas życia obywatelskiego przygotowywać będzie spotkamy się nawet we wsi własnej z uprze­

dzeniami i przedrwiwaniem nie dajmy się ni- czem zrazić,., Z głupich sobie nic nie róbmy.

1 jedni i drudzy przejrzą, jeśli ich oczy kiedyś ujrzą pełne życie w gminie, które sobie mło"

dzi już za tnładu przysposobili,,,"

Co za siła w iary w tej odezwie! Jakie wyczucie konieczności uświadamiania p o li­

tycznego m łodej wsi, tych przyszłych o b y wateli niedługo powstać mającej Ojczyzny;

Wieś ta już zaczyna myśleć kategoriam i ekonom icznym i. Oto w tym samym n-rze

„Przyjaciela Ludu", do dziś żyjący i pisują­

cy Jan Sobek z H andzlów ki pisze na te­

mat „Potrzeba Towarzystw" co następuje:

,,U nas w Państwie Konstytucyjnem wolno sie zgromadzać ii stowarzyszenia zakładać a tak obojętni na to jesteśmy, gdy w Króle­

stwie Polskiem brak braciom teij wolności, a oni mimo to na polu e kort onuc ztiem przewyż­

szała .nas... Jeżeli więc w polityce umiemy się bronić (przed panami, doip. mój) brońmy się i w ekonomii. Kiedy wyższe stany ręce' opuszczają, to na nas chłopów kolej brać się do dzieła1'...

Te słowa nie wymagają komentarzy, świadczą jedynie, że chłop polski sam, wbrew w o li „pa nó w " dźwigał się wyżej...

Ale k ró tk i przegląd w ielkanocnej prasy ludowej sprzed lat 50 byłby niekom pletny, gdybyśmy ne zapoznali się pokrótce z po­

glądami największego pisarza - publicysty p olityka z tych czasów tj. Jakuba B o jk i z Gręboszowa.

W dodatku (jakby literackim ) do n ru 14

„Przyjaciela Ludu'1 z dnia 4 kw ietnia 1004 roku pisze ten w n ik liw y , pełen tempera­

mentu autor w artykule pt. „D w ie dusze"

co następuje:

„Widząc, że mię tylko przed stu laty kiep­

sko panowie rządzili krajem, skorośmy teraz ___________________________________ „W I E S"

w niewoli, ale potomkowie tychże dziś sami swoim majątkiem liciho gospodarza i wielu z niclh żyje bez jutra, wiedząc, że Chcą jedy­

nie sami kierować nawa polityczna państwa, kraju 1 powiatów, cóż dziwnego, że ludowcy musza ich smagać czasami i brać krzesła po­

selski® i irine, które % się z prawa należą.., A gdybyśmy widzieli, że stan duchowny ma te cywilna odwagę powiedzieć im w oczy słowa prawdy! He! ihe! tobyśmy błagali tych że, aby nam i w polityce byli przewodnikami.

Ale widzimy u niob zachowanie się strusie i pańszczyźniane wobec nic!h„, widzimy, ża skakają koło panów na paluszkach i podka- dzaia im-. Panowie uśmiechała sie jeno za węgielkiem i mówią nam: „A dyć to przecież mi© szlachta, ale to Chłopscy synowie wam to robią. „Straszny to dla chłopskiego .serca policzek,..“

Ten chłopski Skarga porusza tu, jak w i­

dzim y, stare a kapitalne zagadnienia: o d ­ powiedzialność szlachty za upadek Polski, uległość księży, nawet tych co spod chłop­

skiej wyszli strzechy, wobec dw oru i chłop skie prawa do kierow ania nawą politycz­

ną Państwa. Czyni to w sposób spokojny, literacki, choć równocześnie w prozie je­

go przebija na każdym kroku nuta gry­

N r 14— 15 (9 3 -9 4 )

zącej iro n ii. On pierwszy wreszcie zwraca uwagę na powszechną prawie zdradę chłopskich interesów przez zapominają­

cych o swym chłopskim pochodzeniu księ­

ży...

Kończąc ten k ró tk i przegląd pracy chłop­

skiej sprzed la t 50 jeszcze raz pragnę pod­

kreślić zdecydowane i wyraźne stawianie sprawy polskiej w tej chłopskiej publicy­

styce w przeciwieństwie do lojalizm u szla­

checkiego wobec zaborców. Gdy chłop polski domagał się praw dla siebie i wie­

rzył, że tylko w olna Polska uczyni go p ra ­ w dziw ym obywatelem ....„w Warszawie magnaci polscy aby przypodchlebić się mo- skalom i dostać order od cara, poczęli zbierać o fiary na wojnę rosyjską (z Japo­

nią, m ój dopisek). Za to im lud warszaw­

ski p ow ybijał szyby w pałacach..." („P rzy­

jaciel Ludu", Nr 14 z 1904 r. Wiadomości polityczne).

Władysław Błachut

E C H A . . . E C H A . . .

„WŁOŚCIANIN11

Tego w ła ś n ie dnia, to je s t w W ie lk ą So­

botę b y ło p ię k n ie na św iecie; w ie tr z y k m a­

le ń k i p o w ie w a ł po p o lu i w io ska ch mazo­

w ie c k ie j k r a in y — bo trzeba n a m w iedzieć, że całe to zdarzenie o d b y w a ło się na M a ­ zowszu, w ie lk ie j p r o w in c ji p o ls k ie j, leżącej ponad rz e k a m i — W is łą i N a rw ią , co do W is ły w pada. Z ie m ia ta m je s t piaszczysta i n ieb ardzo uro d za jn a , ale je d n a k dobrze u p rą w ia n a przez d z ie ln y c h M azu rów . A że M a ­ z u ry są d z ie ln y m lu d e m n a jle p s z y m na to dow odem je s t p rz y s ło w ie : „ b itn y ja k ślepy M a z u r“ , k tó re poszło stąd, że ja k się z ja w ił k tó r y M a z u r w b itw ie , to szedł w ogień ja k ślepy, n ie zw ażając n a k u le i p o c is k i n ie ­ p rz y ja c ió ł. N a jw ię k s z y m m ia s te m n a M a ­ zow szu je s t W arszaw a, a k a ż d y M a z u r ta k kocha s w o ją stolicę i ziem ię, że się bez n ie j obejść n ie może. ale tę s k n i do n ie j ja k ry b a do w o d y. S zczęśliw i też są o w i M a z u rz y , że tr.k k ic h a ją sw o ją zie m ię — ie g o to w i ro b ić w szystko, b y le ty lk o na c hw ałę s w o je j zie m i.

Z a g rz m ia ły org an y w k o ś c ió łk u m odrze­

w io w y m B ogdanow a, tysiące ś w ia te ł zapalo­

n y c h w ś w ią ty n i do da w ało u ro k u i c h w a ły dla Z m a rtw y c h w s ta łe g o C h rystu sa Pana, podczas k ie d y proboszcz p a r a fii zaśpiew ał uroczyście u sto p n i o łta rza : A lle lu ja , A lle lu ja , A lle lu ja ! T ysiące p ie rs i p o w tó rz y ło jego sło w a -i z ty s ią c a p ie rs i, zacnego i w ie rn e g o lu d u p o p ły n ę ła pieśń do tro n u Boga. G dzie b y ło o k ie m rzucić, wszędzie b y ło w id a ć tw a - r,e wesołe i szczęśliwe, zdaw ało się c z ło w ie ­ k o w i, że w id z i prze d sobą nieb o śpiew ające na ch w a łę Bogu, N ie d łu g o , ozw ała się pleśń in n a :

„P rzez T w o je ś w ięte z m a rtw y c h w s ta n ie B oży S ynu odpuść nam nasze zgrzeszenie itd ."

k tó rą zno w u tysiące p ie rs i śpiew ało. Trzeba przyznać, że n ig d z ie nie usłyszycie ta k ic h p ię k n y c h pie śn i i że n ig d z ie n ie obchodzą uroczyściej ś w ią t w ie lk a n o c n y c h , ja k w na­

szej koch an ej Polsce. To też, g d y czło w ie k u jr z y się gdzieś na obcej zie m i, a n ie u s ły ­ szy ty c h cu d o w n ych pieśni, to aż m u się serce k r a je z żalu. I ja k tu n ie kochać ta k ie j zie m i, k tó ra sama na w e t ciągnie do siebie i ra d a b y c z ło w ie k o w i nieb a p rz y c h y lić ?

„W ło ś c ia n in “ L IV . 1872

czyć, ja k słońce tr z y ra z y w schodzi i zacho­

dzi, a co raz, g d y się pokaże, to ta ń c u je w koło, i ta k za k a żd ym razem , aż gd y trzeci raz zejdzie, to ju ż id zie w n iep rzebra ną sw o­

ją drogę“ .

C a ły ten dzień uroczyście, po w a żnie się obchodzi, a n ie k ie d y w ieczorem zagra m u ­ zyka, lecz rzadko. W . N iedziela to w ie lk ie św ięto — trz a „ je kcnecnle w dom u przepę­

dzić — grzech je s t na w e t w z a je m n ie się od­

w iedzać“ .

Przyszedłszy w W ie lk ą N iedzielę z koś­

c io ła do dom u, spożyw ają święcone, można sobie w y o b ra z ić , z ja k im sm akiem je spo­

ży w a ją . Pisze W a ls k i, ja k chłop w o ła w te d y na żonę:

„T e ra p rę d ko , m atko, k ła d ź na stół świecenie!

T y go na m przeżegnaj, Z m a rtw y c h w s ta ły Panie!

Juz Jezus przeżegnał, c h tó ry z m a rtw y c h ­ w staje, m a tk a po połów ce dzieciom ja jk a daje.

J a k ju ż ja jk o z je d li, co ju rne go trzeba : m asła, s tu k i, sera, k ie łb a s y j i chleba, na o s ta tk u baszcu, k rz a n w n ie m n a d ro b io n y , bo Jezus n a k rz y z u żółcom b y ł p o jo n y ; k rz a n i żółć jeden sm ak ró w n y sobie m ajo.

to na te p a m io tk e jeść go na m k a z a jo “ . W W ie lk i P onie dzia łe k odzyw a się znow u w p u ste j igraszce daw ne k a rn a w a ło w e uspo­

sobienie chłopa. T a k z w a n y dziad św. L e ja ( w N adbrzeżu dyngus) po zw a la m ło dzie ży na w esołe pso ty i w y b r y k i — d z ie w k i i m łode k o b ie ty le ją c h ło p cy w o dą s ik a w k a m i, g a rn ­ k a m i, n a w e t k o n e w k a m i, a ja k cie pło na p o lu , to i zan urza ją je w rzece razem z gło­

w ą. I w ty m je s t ra c ja , co dow cipnie podno­

si W a ls k i w w ie rs z y k u :

„B o n ie ra z w zapusty z n ie m i ta ń c o w a li, wtenczas z a k u rz y li, w L e je k o p łu k a li".

Z b ie g ie m czasu je d n a k ów L e je k w coraz ła g o d n ie jsze j, d e lik a tn ie js z e j o b ja w ia się fo rm ie .

Jest przesąd, że k tó r e j k o b ie ty lu b d z ie w ­ c zyn y w W . P on ie dzia łe k nie ob le ją, to ta n ie będzie m ia ła przez la to szczęścia do m le k a — będzie m ia ła je j k ro w a m a ło m le k a i to rz a d k ie , niedobre, co się je j psuć będzie.

(Jastkow ice , P yszn ica ). W ie lk a Noc to p ra w ­ d z iw ie kojące, uszlachetniające serce chłopa św ięto. J a k on w o b lic z u tego ś w ięta czuje dobrze odradzającą się p rz y ro d ę i siebie sa­

mego! W a ls k i obdarzony duchem p o e ty c k im , odczuw a to p e w n ie le p ie j, 1 serdeczniej, głę­

b ie j, n iż ogół w ło ś c ia n tu te js z y c h , a ja k o

ta k i w s k a z u je na budzącą się u lu d u samo- w iedzę i p a trio ty z m - Jeden w ie rs z W alskiego przytaczam ty lk o dla c h a ra k te ry s ty k i uczuć i z a p a try w a ń przeciętnego w ie ś n ia k a ze S taló w , czy G rybow a, oraz d la k ilk u za w a r­

ty c h w n im przesądów — d ru g i w ie rs z to p ra w d z iw e cacko, k tó re w yszło spod p ió ra chłopa, k tó re balsam em p o w in n o b y ć dla każdego kochającego k r a j Polaka.

O to jeden:

W ie lk a Noc nadchodzi, k a ż d y się ra d u je bo ona d la lu d z i ju ż w iosnę zw iastuje ...

Oto d ru g i u tw ó r W alskiego:

Dziś dzień W ie lka n o cn y, C h rystu s

zm a tw y c h w sta j e, nam , b ra c ia P olaki, p rz y k ła d z siebie daje.

„ZARANIE”

Z pa lm ą w ie lk a n b c n ą — godłem odrodze­

n ia w szlachetności dusz, w dzielności u m y ­ słów , w sile i m ocy po trze bn ej n a ro d o w i n a ­ szemu id z ie m y dziś do Was, B ra c ia C z y te l­

n ic y i P rz y ja c ie le nasi. Ta polska nasza p a l­

m a, p ie rw s z y zw ia s tu n w io s n y , n a b rz m ia ła soka m i now ego życia, niech nam w skazuje, że n o w e m i ż y c io d a jn e m i zasadami i m y b ra ­ c ia —- lu dzie — m a m y spotęanleć! M o cy du.

cha, obudzenia się go i odrodzenia dla szczę­

ścia nas w s z y s tk ic h życzym y W am dziś — A lle lu ja !

„Z a ra n ie “ 4 .IV — 1912

Niech będzie nasze; alleluja!

W ciągu k ilk u la t p rz e d w o je n n y c h b u d z iła się w lu d z ie p o ls k im b y łe j K o n g re s ó w k i ja ­ kaś d z iw n a żyw a siła pragnąca w ła ś n ie n o ­ wego życia i rw ą c a się w ła ś n ie do tw o rz e n ia tego nowego lepszego ju t r a c zyn a m i w ła s n e - m i, dzielnością, m ądrością i pracą w „n o w y m dziele“ . W strząs d u c h o w y po zie m i naszej p rz e b ie g ł w te d y .

W „Z a r a n iu “ w y ra ż a ł i o b ja w ia ł wówczas lu d P o ls k i sw o je w ty m w zględzie odrodzenie i ja k g d y b y z m a rtw y c h w s ta n ie z w ie lo w ie ­ kow ego snu, znę ka n ia i przyg nę bie nia. N a dzień z m a rtw y c h w s ta n ia w r. 1913 p o ls k i w ieśniaczy d u c ii odrodzenia sw ojego w ła ś n ie po da je A lle lu ja !

W esoły nam dzień nastaje

P ra w d a jasne ś w ia tło daje, A lle lu ja Nędzarz dozna lepszej d o li

W y z u je się z pę t n ie w o li

W yzyskać się ń ię p o zw o li, A lle lu ja ! U stan ie na d n a m i zły c h d u chó w k ra k a n ie . P rz y jd z ie na m zbożne dusz

z m a rtw y c h w s ta n ie , G dy czyna m i i w o lą tw a rd ą dzieje

nowego ży c ia Sam i sobie w y k u w a ć poczniem y.

T a k prze d w o jn ą p is a li, ta k m ó w ili i ta k pieśn ią w y ra ż a li c h ło p i polscy sw o ją m y ś l odrodzenia i w y z w o le n ia .

„W y z w o le n ie " 17.IV 27.

M a k s y m ilia n M a lin o w s k i

„ W I C I “

Dzieci słońca i ziemi

R a d u jm y się! B o bto p ie rz c h ła zim a w ra z z serdecznym s w y m p rz y ja c ie le m — m rozem . Z ie m ia — M a tu la n a głaz z a k u ta i uśnieżona b ia ły m całunem p o k ry ta ju ż o d ta ja ła i ju ż życiem tę tn ić poczęła. Noc dłu g a i n ik ie j t a szata żałobna czarna p ie rz c h ła hen na k r a ń ­ ce św iata. Z aprze pa ścił Się ju ż i w ic h e r m o ­ c a rn y co to cięgiem ponad z a m a rłą zie m ią p o n u ro w y ł, uśpione b o ry z k o rz e n ia m i rw a ł,

•bielą śm ie rte lne go c ałun u p o w ie w a ł i pogrze­

bow e h y m n y ś p ie w a ł i zw y c ię s tw o ś m ie rc i nad życiem — zaprzepaścił się ka jś !

R a d u jm y , się! Bo oto zie m ia ju ż życiem dyszy j p rę ż y się i k u górze się d źw iga — n ik ie j te n zaczyn ciasta chlebnego rośn ie i p lo n o w a n ie zw ia stu je . K w ie c ie ń kaczyńców się uśm iecha, k le k o te m bo cia nie m cościć p o - gaduje. Ś piew em w y ś p ie w u je , p rze stw orzo m p o d n ie b n ym rozgłasza-. I p ra g n ie n ie m nowego życia dyszy. P rag nieniem w y z w o le n ia z łona sw ojego n a b rz m ia ły c h m ocy tw o rze n ia , w z ra stan ia i plon ow a nia.

R a d u jm y się! B o oto ,w pole trz a iść! Z ie ­ m ia — M a tu la nas zw ie. A słońce n ik ie j ten O jcie c n a jle p s z y jasnością sw ych p ro m ie n i

— nas błog osła w i. Gorącością sw o ją żar życia w nas ro z p ło m ie n ia . O gnie chcenia i p ra g ­ n ie n ia i tw o rz e n ia w g łę b i dusz naszych ro z ­ nieca.

W pole iść i no w e życie tw o rz y ć trz a ! R a­

d u jm y się, dzieci słońca i Z ie m i — c ó ry i s y n y m ło d e j w s i! W radości onej wiiośnlanej, n ie c h a j p ie rs i nasze m ocarne i tw ó rc z a tęsk­

no ta rozsadza. N ie c h a j cecham i przepotęż­

n y c h pieśn i w y b u c h a — w sz y s tk ie s tru n y duszy p o trą ca i z w y c ię s k i h y m n śpiew a i w y d z w a n ia , w p rz e s tw o rz a podniebne niesie i z w ycię stw o głosi. H y m n Z ie m i i Słońca, p ra c y i plon o w a n ia , p ra w d y i s p ra w ie d liw o ­ ści. R a d u jm y się, bo oto w pole iść i nowe życie tw o rz y ć trz a !

.Kładź na stół święcenie"

„ W ic i“ . 31.III.1929. Józef N iećkw

W ie lk i po st się ko ń c z y — w W ie lk i P ią ­

te k zam iast dzw on ów zaczynają oko ło koś- j Bn Marszałek cio ła dzieci k o ła ta ć, k le k o ta ć , tyrczeć d re w ­

nia n e k la k o tk t, ja re s tk i i ta ra p o ty . G dzie nie­

gdzie zaczyn ają k ra s ić ró ż n o ra k o piiski c z y li p is a n k i ( ja jk a ) . D użo b y ło b y o ty m sa­

m y m m ów ić.

W reszcie p rz y R e z u re k c ji z a b rzm ia ło w e ­ soło A lle lu ja !

Chłopski syn

To nic, że ojcowej ro li nie orzę, M ó j Boże! W ychudzony, w y m o rz o n y po­

stem, w y n ę d z n ia ły w ie ś n ia k — fiz y c z n ie w ię c e j u tra p io n y , n iż duchow o, up o ko rzo n y c z ło w ie k in te lig e n tn y czeka n a to Alleluja rzeczyw iście ta k , ja k on gi Ż y d n a m annę w puszczy. To A lle lu ja , k tó re k a to lic k i k a p ła n w y rz e k n ie p rz y o łta rz u , je s t d la niego ważną c h w ilą n ie dlatego, że skosztować po te m może w y ją tk o w y c h p rz y s m a k ó w , ja k ie go czekają w do m u — ja j, k ie łb a s y i sera, lecz, że czuje się b y ć nagle w o ln y m , po c h rz e ś c ija ń ­ sku w o ln y m , O n czuje tę w o lność dobrze, chociaż je j o k re ś lić n ie je s t w stanie, M o im zdaniem , to spokój u k o jo neg o z p o s p o lity c h w zruszeń sum ien ia. Z poczucia te j du cho w ej w olno ści, z tego pogodnego, słodkiego u k o je ­ n ia w y p ły n ę ła zapew ne w ia ra lu d u w p o ­ w iecie ta rn o b rz e s k im (G ry b ó w , Stale, J&gt- k o w ic e ), że , w W . N iedzielę „ g d y się p rz y ­ patrzeć na w schód słońca, to m ożna zoba-

że nie chodzę ja k ojciec za pługiem.

J a k em igrant w białych wspomnień smugach obraz wioski zielonej wiozę.

J rozdaję go moim przyjaciołom z bruku.

Tym , co chcą 1 tym , co nie chcą.

W brzęku ulic napęczniałych hukiem wsi oddaję słowa i serce,

I wiem: z słów tych, jak z pąków kiedyś tryśnie kwiatów biel i Mści zieleń — kiedy z chłopskiej tw arzy smutek biednych zetrze biała dłoń przyjaciela.

WYZWOLENIE

Na Zmartwychwstanie

...A oto i lu d p o ls k i b y ł ró w n ie ż zam ordo­

w a n y, w d e p ta n y w ziem ię, zab ity, m o ra ln ie , s p ro w a d z o n y , do r o li dom owego bydlęcia. A przecież w id z im y , że z tego g ro b u d źw iga się i p o w s ta je m im o w rz a s k u fary z e u s z ó w po­

m im o zdra d o b łu d n ik ó w , pom im o, że p rz y jego m o g ile straż, a i sto i jeszcze u z b ro jo n a w s iłę pieniądza a i w pow agę k a p ła ń s tw a i b ro n i w y jś c ia z m o g iły n a k ry te j k a m ie n n y m głazem g w a łtu , przem ocy, fa łszu fa ry z e j- skiego i ob łu dy.

I dlatego... trze b a na m w ie rz y ć , u fa ć i p ra ­ cować i w a lczyć z ciem nościam i grobu, do k tó re g o chcą nas zam knąć j po staw ić ’ p rz y n im straż, „żelazem o k ry tą “ , a w szelkiego człow ieka, k t ó r y nas b u d z i ze ś m ie rte ln e j śpiączki zw a lczają ja k o b u rz y c ie li w ia r y i bezw ładu, z k tó r y m im je s t dobrze.

P o w s ta ła z g ro b u Polaka, m usi też pow stać

* ro z b ic ia sw ej s iły lu d P olski. Tego w a m ż y c z y ' w ś w ię to Z m a rtw y c h w s ta n ia s ta ry p rz y ja c ie l,

1027 r. Tom asz N o c z n ic k i Z ebra ł H e n ry k Syska

(3)

\

N r 14—15 (93—94) „W I E $" Str. 3

1. Chata k o w a la (B rzu sto w ie c)

2. P rzybu dó w ka p rz y s ta re j chacie

4. D om w c w s i Zakościeie

5. Ozdoby p rz y szczytach

Andrzej Strumiłło

__ Notatki z Opoczyńskiego

Opoczyńskie — region na pograniczu Kieleckiego i Mazowsza, posiada stosun­

kow o wiele zabytków, pam iątek i obum ie­

rających częściowo przejawów ku ltu ry czaisów m inionych, przy jednoczesnym istnieniu rozw ijających się, żywych form k u ltu ry dzisiejszej. Opoczyńskie jest do ch w ili obecnej skarbnicą m ateriałów etno­

graficznych. W ro k u ubiegłym, przez k il­

ka miesięcy lata i jesieni, na terenie tym przebywała prowadząc badania i groma­

dząc m ateriały ekspedycja Muzeum Etno­

graficznego z Łodzi. B iorąc udział w p ra ­ cach tej ekspedycji m iałem możność za­

poznania się z ku lturą ludową w je j obu postaciach: duchowej i m aterialnej, oraz historią tego regionu.

Byłem świadkiem przemian poważnych.

Z m ieniło się tu wiele od czasów, kiedy Kolbej-g jeździł po Opoczyńskim opisując obrzędy, zwyczaje, spisując teksty pieśni.

Jego dzieła pożółkły już w bibliotekach.

Pieśni spisane przez niego przeszły w większości do h istorii. Nie śpiewa ich lud opoczyński. Podobnie jest z innym i prze­

jaw am i k u ltury. Zam ieranie jednych, a po ­ wstawanie drugich, daje się zauważyć na każdym kroku. Bezsprzecznie objaw ten, w yw ołany i uwarunkow any jest przem ia­

nam i ogólno-społecznymi i reform am i go­

spodarczej wsi. W m iarę oddalania się ustroju pańszczyźnianego znikała wieś K o l­

berga, mająca wiele wspólnych więzi z ku lturą szlachecką. Giną wzorowane na szlacheckich stroje ludowe, giną w ogóle stroje jako odznaka klasy społecznej. Za­

n ik pracy zbiorow ej pociągnął za sobą upadek pieśni, tańca grupowego, wielu obrzędów i zwyczajów, wiążących się z po­

wiązanym pracą zbiorow iskiem . N iew ątpli­

wie w owych przejawach kulturow ych tk w iły pewne wartości. Dziś, podlegając praw u ewolucji, nikną one bezpowrotnie.

Załamywać rą k nad n im i nie możemy.

Muzea Etnograficzne zaksięgowały już da­

wno te pozycje k u ltu ry ludowej.

Na ich miejsce zjawiają się nowe form y, przejmowane z ku ltu ry mieszczańskiej, a rzadziej wypracowane przez lud i w arun­

ki. W idzim y to wszędzie, w idzim y w yra­

źnie, jak wieś kroczy od sielankowej, śpie­

wającej i m alowniczej wsi Kolberga o k u l­

turze niskiej, w zorow anej na szlacheckiej, poprzez wzorce mieszczańskie do fu nkcjo ­ nalnej, czystej, zdrowej i światłej wsi nie­

dalekiej przyszłości, opartej o własną k u l­

turę ludową.

Dla zilustrow ania m oich uwag podaję zdjęcia i rysunki (O ryginały zdjęć znajdu­

ją się w M iejskim Muzeum Etnograficz­

nym w Łodzi). Weźmy jeden z najbardziej czułych wskaźników cyw ilizacji — dom człowieka, reprezentujący tu architekturę.

Najstarsze spotykane chaty (w iek X V III—

XIX) zbudowane z grubych bali sosno­

wych lub m odrzewiowych, obrabianych siekierą. Dachy czterospadkowe kryte sło­

mą. Chaty te zazwyczaj posiadają sień, ko- V _____ _________________________________ _

morę, izbę i budynki gospodarskie, oprócz stodoły, pod jednym dachem. Chata pod­

m urów ki nie posiada. Ozdób brak. (Fo­

tografia n r 1, 2, 3, 4). Typ chaty nowej budowany jest z drzewa sosnowego cien­

kiego, obrobionego przy pomocy narzędzi ciesielskich. Dach dwuspadkowy. Szczyty, ganki, okna, drzwi, w ia tró w ki, bogato rze­

źbione i wycinane. Podm urów ki z kam ie­

nia, ściany często m alowane (Fot. i rys.

n r 2, 3, 4, 5, 7), Typ najnowszy chaty bu­

dowany jest przeważnie z drzewa. Spot­

kać można budynki m urowane. Dach dwu­

spadkowy, podniesiony nad m urłatę i podszalowany (tzw. „na krem lu “ ), kryty- blachą, dachówką lub słomą. Ozdoby rzadsze i bardziej szablonowe. (Rys. n r 5, 7).

Ulega rów nie ż zm ianie wnętrze chaty.

Sprzęt dom owy staje się coraz bardziej prosty, szablonowo jarm arczny, odarty z ozdób, ale zarazem bardziej funkcjonalny i przystosowany do wymagań higieny.

(Fot. nr. 8, 9, 10, 11, 13).

Zm ienia się strój ludow y zamieszkują­

cych te chaty. Z n ikły szerokie pasy, długie na k ilka m etrów wzorowane na szlache­

ckich. Cały męski strój ludow y pow ędro­

w ał do kupionych na jarm arku w Opocz­

nie, Odrzywole, Studziannej lub Drzewicy skrzyń. Kobiety zachowały go jeszcze, ale pokolenie młodsze nosi go już tylko w święta. Jego miejsce zajm uje u b ió r uni- wersalno-mieszczański. W ielu z etnogra­

fó w gorliw ie b ro n i strojów regionalnych.

Strój ten posiada jednak obok m alow ni- czości i barwności i odrębności dzielnico­

wej i wady. Jest ciężki, niewygodny, k o ­ sztowny i nieodpowiadający wymaganiom higieny. Szerokie, długie spódnice i fa rtu ­ chy kojarzyły mi się zawsze z k ry n o lin a ­ m i, a ciasne staniki, płaszczące piersi ści­

skające klatkę piersiową, z gorsetem (Fot.

6, 12).

Zm ianie ulec musiała i psychika czło­

wieka, A le rozważania na ten temat, to sprawa niezwykle subtelna.' Stwierdzić jedynie mogę, iż zm ienił się jego stosunek do siebie i otoczenia.- (Zdjęcia nr. 14, 15).

Uwagi moje są tylko luźnym i spostrze­

żeniami, któ ry m i dzielę się z czytelnikiem.

Nie stawiam sobie za cel w ytknięcia wska­

zówek mających prowadzić ku stworzeniu ku ltu ry wsi polskiej. Problem ten jest zbyt skom plikowanym , by rozstrzygnąć go w pełni jednym cięciem.

Żyjemy w epoce doniosłej w dziejach ku ltu ry ludowej. Jesteśmy świadkam i kształ­

towania się jej nowych form . Nie możemy nie wziąć udziału w ich kształtowaniu. Od nas bowiem, w w ielkiej mierze zależy ich charakter i przyszły poziom . K ultura w ar­

stwy do niedawna upośledzonej, kultura 70 proc. części narodu, ku ltura mająca ty­

le jeszcze do osiągnięcia nie może być puszczona samopas, kształtować się przy­

padkowo, z dnia na dzień, jak Bóg da.

G. M ło d a m ężatka w s tro ju 13. W nętrze chaty

„b ło g o s ła w ie ń s tw a “ (Radzice Duże) 12. Chłop w s tro ju od św ię tn ym

(4)

Str. 4 „W I E 5“ Nr 14— 15 (93—94)

Jóxef Andrzej Frasik

Łza matki

Kołysankę zawsze przyw ykła nucie nad dziecka kołyska — utrudzona pracą i nikła, sama słania się nisko.

N im zaśnie córeczka, już w okno struga przedrannego złota

przeWyskuje w szybach ja k wota, zorze w oknach już płoną.

Jeszcze liczy dziecka oddechy, jeszcze wsłuchuje się w tętno — i już je j lżej. już się uśmiecha — zorze w oknach już bledną.

Rano, drzewo znosi, ogień roznieca, nad balią się schyli, charo je długo — a gdy w ia tr bieli i trzepoce chusty

nad strugą — o daj jej złoto rog i woń polnego kw ie­

cia.

Córka jeszcze nic nie wie:

śmiechem lśni ja k pogoda — o moja dziecinna i młoda ja k pąki bzów. jak ptaków lot, jak obłoków lśnienie na niebie.

Józef Ozga-Michalski

Brzoza

Rosły w dolinie brzeziny zielone pnie m iały białe.

Pastuchy bydło tam przyganiały na trawę.

I był pastuch niekoślawy prosty -

Jak brzezica co rosła z kraja — Reszta brzezin i chłopaków

graślawa siała przez dzień nie przez noc,

bo w nocy chłopaki spały.

Pod tą brzezicą prostą białą chłopak ten prosty stawał i płakał razem z brzeziną, że mu zimno w nogi, bo był boso

— Nogi m i się obroszą I drżał razem z brzeziną, co drżała

Ale ona nie z zimna, przyczyna była inna;

Stal naprzeciw Jawor w niebo zesmuklony był młody zielony i żony

Jeszcze nie szukał.

To drżała brzezina

powiewem z onego drżenia gałązki mu odgina

jak ręce Jakby chciała co prędzej

w nie wpaść A Jawor korzenne siopy W parł w ziemię

i brzemie odginań miłosnych

wstrzymuje — Może

Ją tam gdzie dotknął pod ziemią pociemku Jak w komorze, - gdy parobek pannę dotyka nieśmiało więc Jawor ciało

brzozowe chyba korzeniem namacał jeno nie wiem czy zaczął

oplatać korzeniem Jej d ało — chyba nie,

bo brzezina nieśmiało listki puściła miłosne Na wiosnę •••

O W A S , K O B I E T Y

Dr Mieczysław Kafel i Amalia Zielewicz

1, U W A G I W S T Ę P N E

G dyb y k to ś ch cia ł szukać arg u m e n tó w na poparcie tw ie rd z e n ia , iż dorobek k o b ie ty w ie j­

s k ie j w ż y c iu i postępie społecznym w is i. b y ł i je s t prze z naszych h is to ry k ó w zapoznany, to a rg um e ntem n a js iln ie js z y m w y d a je się być nieu w zględ nia nie te j p o z y c ji (p ra c y społecz­

nej k o b ie t n a w s i) w opisach, w spom nieniach i p u b lic y s ty c e o s ta tn ic h d w u la t. A są to prze cięż la ta ju b ile u s z u 50 -le tn ie j c h ło p s k ie j p ra ­ c y społecznej j p o lity c z n e j.

To te ż słu sznym na m się w y d a je — zan im p rz e jd z ie m y do uo gólnień 1 podsum ow ania ca­

łości w y s iłk ó w społecznych k o b ie ty w ie js k ie j w Polsce — dać c z y te ln ik o m p rz y k ła d o w y prze gląd ty c h p ra c na teren ie je d n e j w si, jed nego oś ro d k a p ra c y gospodyń.

O środkiem ty m będzie znana przed w o jn ą a i dziś n ie pozostająca w ty le w ieś H a n ­ d zló w ka w pow iecie łańcuckim -

2. Z H IS T O R II H A N D Z L Ó W K I H a n d z ló w k a obok L is k o w a (d ru g ie j w si w z o ro w e j) b y ła często w spom inana przez działa czy i socjologów w si. Podnoszono p rz y różnych o k a z ja c h dzielność, zaradczość i w y ­ rob ie nie społeczne m ieszkańców ty c h osad.

S taw ian o — i słusznie —- ja k o w z ó r do naśla­

dow ania. P rz y o k a z ja c h ty c h n ie podnoszono je d n a k p ra c y i u d z ia łu k o b ie ty , k tó r a p r z y ­ n a jm n ie j ró w n y je ś li nie w ię k s z y w n iosła w k ła d w dorobek ty c h wsi. Dobrze w ięc bę dzie z w ró c ić obecnie uw agę n a to z ja w is k o .

W zorow ość H a n d z ló w k i w y ro s ła bow iem z ciężkiego, codziennego w y s iłk u w k tó ry m du­

żą ro lę odfegrała kobieta-gospodynl.

W ieś le ż y w p a g ó rk o w a te j i le s is te j o k o lic y na P o d ka rp a ciu . W ro k u 1921 lic z y ła 1572 osób, b u d y n k ó w m ie szka ln ych 316, w ro k u 1931 lic z b a m ieszkańców z w ię k s z y ła się do 1685, zaś b u d y n k ó w m ie szka ln ych do 342. .W rę k u 1931 p o w ie rz c h n ia g ru n tó w w y n o s iła 11,72 lcm 3, c z y li n a g ło w ę p rz y p a d a ło o k o ło 60 a ró w o rn y c h (52 a ró w — n ie c a ły m ó rg ).

W te j m a łe j stosu nkow o w si, w k tó r e j ro z ­ drobnienie g ru n tó w je s t bardzo w ie lk ie , is tn ia ­ ły ju ż p rze d w o jn ą ś w ia to w ą następujące in ­ s ty tu c je gospodarcze i społecze: K ó łk o R o l­

nicze, K asa Reliffeisena, Sklep K ó łk a R o ln icze ­ go, K o ło Gospodyń', S półdzielnia M leczarska, O chotnicza S tra ż Pożarna, C hór i T e a tr W ło śeiańiski, D ru ż y n a B arto szow a , C zytelnia .

3. P R A C A K O B IE T

N a m id zie o p ra c ę k o b ie t w ie js k ic h w ty c h o rg a n iza cja ch . O tóż w czasach prze dw oje n­

n y c h zro zu m ie n ie dlla s p ra w społecznych u k o ­ b ie t je s t bardzo m ałe. K o b ie ta nie dość, że sa­

m a nie u d z ie la się, ale często u tru d n ia spo­

łeczną pra cę m ężo w i nie p o z w a la ją c m u pójść n a zebranie z obaw y, że się „ro z w łó c z y ". N ie ­ k tó r z y spośród m ężczyzn c z y n n i i uśw iad o­

m ie n i, p ra c u ją c y w sw ych org anizacjach, p ra g n ą u silnie zorg an izow ać s ta łe zebrania k o b ie t. K o b ie ty po czątkow o „w a lc z ą “ z in i­

c ja ty w ą m ężczyzn. B o jk o tu ją k ilk a ra z y u m a ­ w ia n e zebrania, u w a ża ją to w s z y s tk o za n ie ­ p o trze bn ą s tra tę ta k cennego na w s i czasu.

D ziałacze m ie js c o w i je d n a k nie ustępują.

W reszcie udaje się zw o łać pierw sze zebranie k o b ie t w H andzlów ce. O dbyło się ono 25-go m a rc a 1809 ro k u . D o lic z n ie zeb ran ych k o b ie t p rz e m ó w ił F ra n c is z e k M a g ry ś , p ó źniejszy a u to r „Ż y w o ta C h łop a-D ziałacza“ ') , gdzie w y p o w ia d a się na te n te m a t w n a stę p u ją cy sposób: „P rz e z k ilk a la t o d b y w a ły siłę w n a ­ szej w s i ta k ie zeb ran ia k o b ie t. W reszcie w lu ty m w 1907 r o k u k o b ie ty same odczuły p o ­ trzebę z a w ią z a n ia k ó łk a rolnicze go ko b ie t.

Z a p ro s iły m ię n a zgrom adzenie, w ięc k o r z y ­ s ta ją c ze sposobności zachęciłem je do s tw o ­ rz e n ia sam odzielnego z w ią z k u , k t ó r y da im w ie le k o rz y ś c i. Od k o b ie t bo w iem w ie le w y ­ m ag a siię a m ało im da je się n a u k i, żądają, aby k o b ie ta b y ła pobożną, gospodarną, ochę- dożną, c n o tliw ą , m o ra ln ą , do b rą żoną, dobrą m a tk ą , i t. p „ do czego p o trz e b a w ie le n a u k i i o ś w ia ty . G ospodarstw a dro b n ie ją , m ężow ie w ychodzą do P rus, do W ęgier, do A m e ry k i, a gospodynie z o s ta ją same z dziećm i n a g ru n ­ cie, m a ją w p ra w d z ie całe gospodarstw o, ale na w y p a d e k t a k i g d y same zostaną w dom u po­

w in n y u czyć się sam odzielności w je g o p ro w a ­ dzeniu i nfie tylko w dom u, ale i poza domem.

Zgrom adzenie o k tó r y m w y ż e j w sp om n iałem z ro z u m ia ło dobrze te s p ra w y , s k o ro do pro w a­

d z iło do zo rg a n iz o w a n ia k ó łk a rolnicze go k o ­ b ie t, do k tó re g o w p is a ło się 30 k o b ie t n a członków . P ie rw szą przew odniczącą b y ła M a ­ r ia R a jzeró w n a, zastępczynią J u lia O w yna- rów na , s e k re ta rk ą M ag da len a Zenarówma.

N a ze b ra n iu k ó łk a rolnicze go k o b ie t m ia łe m często o d c z y ty o w y c h o w a n iu dzieci, o po­

rz ą d k a c h w domu, o chow ie b yd ła , trz o d y , d ro b iu i o g ro d n ic tw ie “ .

T a k ie b y ły p o c z ą tk i. L a t te m u pięćdziesiąt...

* ) P rz y k ła d z teren u je d n e j w si. F ra g m e n t w ię k s z e j całości.

1) F ra n c is z e k M a g ry ś , ż y w o t C hłopa-D zia­

łacza — L w ó w .

(5 0 lat pracy kobiety w iejskiej *)

4. U D Z IA Ł K O B IE T W O R G A N IZ A C J A C H H A N D Z L Ó W K I

P rzełam a no w ię c pierw sze lo dy. K ó łk o r o l­

nicze k o b ie t je s t p o c z ą tk ie m ro z w ija ją c e j się później raźn ie , w sze chstron nej p ra c y społecz­

nej na te re n ie te j w si.

W n ie d łu g i czas k o b ie ty same w y s tę p u ją z in ic ja ty w ą założenia S z k o ły Gospodyń W ie j­

s k ic h w sąsiedniej w s i A lb ig o w e j.

O d d a jm y je d n a k głos M a g ry s io w i, k t ó r y p i­

sze:

„U rz ą d z a n o w Ła ńcu cie uroczystość n a ro ­ dową k u czci M ic k ie w ic z a , gdzie s p o tka łe m się z posłem Ż ardeckim , z k tó r y m to ro z m a ­ w ia liś m y w ie le o spra w a ch społecznych. M ię ­ d zy in n y m i po w ie działe m m u : „P a n ie pośle je s t ju ż n a w s i z m ia n a n a lepsze, m a m y k ó ł­

k o rolnicze , gdzie m y c h ło p i m oże m y się n a ­ uczyć w iele , ale nasze k o b ie ty są jeszcze b ie r­

ne, a im bodaj w ięcej p o trz e b a n a u k i ja k nam , bo ja k o m a tk i dobre dzieci w ych ow a ć w in n y i ró w n ie ż w in n y b y ć do b re m i gospody­

n ia m i. K o b ie ty nasze w in n y znać się n a h ig ie ­ nie, n a p rz y rz ą d z a n iu p o tra w , chow ie bydła, trz o d y i o g ro d n ic tw ie “ .

Ż arde cki p rz y z n a ł ra c ję i ja k o p rz y k ła d po­

da ł m ię d z y inm., że, k o b ie ty m a ło h a w s t u m ie ­ ją , k ie d y b o w ie m z o s ta ł zaproszony do n a jb o ­ gatszego gospodarza w M a rk o w e j, w id z ia ł n a j­

le p ie j ja k nie um ian o tego w esela urządzić, a n i gości p rz y ją ć , choć b y ło w szystkie g o pod d o s ta tk ie m “ .

N a s k u te k ty c h ró żn ych s ta ra ń z o rg a n iz o ­ w ano ty m czasow ą szkolę dla gospodyń. M y ­ ślano je d n a k ciągle o ,z a ło ż e n iu s ta łe j s z k o ły gospodarczej w ie js k ie j, k tó ra b y m ia ła gospo­

d a rstw o ro ln e , potrzebne do n a u k i p ra k ty c z ­ ne j i k tó r a m ia ła b y ró w n ie ż w ła sn e b u d y n k i.

W reszcie p o w s ta ła w A lb ig o w e j s z k o ła kosz­

te m k ra jo w y m , k tó r a do dziś je s t w a żn ym ośro dkiem k rz e w ie n ia k u ltu r y ro ln ic z e j na w s i".

P rz y to c z y m y jeszcze inne zdanie M a g ry s ia z H a n d z ló w k i o k ó łk u k o b ie t * 1 2).

„ A jeszcze i poza dom em p o w in n a każda k o b ie ta um ieć p ro w a d z ić gospodarstw o na w ła s n ą rękę b y p rz y m n o ż y ć dochodu z k a ż d e j g a łę z i gospodarstw a: p o w in n a um ieć p ro w a ­ dzić ra c h u n k i, znać się n a ogrodowiiznach i sa­

dzić m arch ew , cebulę, pietruszkę , o g ó rk i, ba­

n ie i in ne w a rz y w a , chociażby t y lk o do u ro z ­ m a ic e n ia i p rz y p ra w y p o tra w . Bo nasze go­

spodynie u m ie ją t y lk o ugotow ać barszcz, z ie iń n ia k i, kapustę, kaszę n a m le k u i k lu s k i gniecione i to c a ła parada, a nie ś n i im się .nawet, żeby to często odm ienić, z a p ra w ić czemś in acze j. K a żd a uw aża łab y to za ja k ie ś pa ńskie w y m y s ły , a przecież cię żko p ró b u ją ­ c y k a ż d y c h c ia łb y i zjeść i m ieszkać p o rz ą d ­ n ie i c zysto się ubierać, bo to p rz y c z y n ia i zd ro w ia , i s iły , i wesela. D la te g o gospodyni każd a p o w in n a znać dobór na sio n w a rz y w ­ n y c h ; wiedzieć, k tó re dorodniejsze, lepsze, gdzie się k tó re uda i ja k ie g o p o trz e b a m u n a ­ w ozu i ja k ie j u p ra w y , żeby się u d a ły . A le chociaż w ie k tó ra , co to je s t naw óz? A no —- pow iedzą — g n ó j do w as należy, n ie ch chłop dobrze g r u n t znaw ozi, zasieje, posadzi, to m y ju ż oko piem y i w s z y s tk o będzie dobrze. A tym czasem chłop n ie m a n a to czasu, bo co­

ra z częściej zara biać m u s i po za dom em i p ra ­ w ie n ig d y n ie m a go w domu, ta k , że ledw ie n a noc po w ró ci. D la te g o k o b ie ty p o w in n y dbać o nawóz, gdyż d o b ry na w ó z pom naża ją , wszędzie le ż y to bez ładu, n a ku p ie , woda zalew a 4 zm yw a , a gospodynie n a w e t n ie w ie ­ dzą, w ie le p rze z to m a rn u je się pieniędzy.

D la te g o te ż p o w in n y gospodynie g a rn ą ć się do o ś w ia ty , z a w ią z y w a ć k ó łk a kobiece p rz y n a j­

m n ie j ra z n a m iesiąc zbiera ć się i pouczać o sw o ich obow iązkach, a będą u m ia ły le p ie j g o ­ spodarować, u trz y m a ć po rząd ek w chacie, le­

p ie j chodzić k o ło b yd ła , u p ra w ia ć w a rz y w a i szanować naw óz, a w te d y pom noży się do­

b ro b y t i n ie będziecie n a rz e k a li n a biedę.

W naszej wiosce k o b ie ty prze d ro k ie m ju ż z a w ią z a ły k ó łk o 4 schodzą się d w a ra z y na m iesiąc, zawsze w niedzielę po nieszporach, oprócz teg o u rz ą d z a liś m y po godach dw a w a l­

ne z g ro m ad zenia w s z y s tk ic h k o b ie t z całej w si, n a k tó r y c h ro z p ra w ia ło się o różn ych w a żn ych s p ra w a c h ja k o w y c h o w a n iu dzieci, o chow ie bydła, trz o d y chlew n ej, drobiu, o szanow aniu na w ozu od dro biu, o ’ o rg a n iz a c ji k o b ie t, o s k le p ie k ó łk o w y m i t. p. K o b ie ty b y ­ ł y bardzo zadowolone, ośw iad czyły, że k ó łk o im potrzebne, i u c h w a liły żeby częściej ta k ie zeb ra n ia urządzać. I chociaż to dopiero po­

cząte k ,a ju ż dziś z m ie n iło się u nas n a lepsze ta k , że n a u c z y c ie l nasz, k t ó r y tego ro k u p r z y ­ szedł do nas z in n e j w s i m ó w i, że n ig d z ie dzie­

c i nie przych od zą do s z k o ły ta k czysto i po­

rząd nie ubrane, ja k u nas i d z iw ił się, że w H andzlów ce b ie d y nie w idać, choć to ju ż g ó r­

ska gleb a".

T a k ie b y ły p o c z ą tk i ż y c ia społecznego k o ­ b ie t w H andzlów ce. S tosunkow o w n ie d łu g im czasie k o b ie ty hand zlow skie doszły do p rz e ­ ko n a n ia , że o św ia ta , p ra c a społeczna, sam o­

kształce nie, to je dn a z g łó w n y c h d ró g do do­

b ro b y tu . W H andzlów ce jeszcze d łu g o przed p ie rw szą w o jn ą ś w ia to w ą o d po w ie działy k o ­ b ie ty czynem n a z a rz u t, że k o b ie ta społeczni­

ca nie będzie dobrą m a tk ą 'czy żoną. Z a rz u t, k t ó r y jeszcze dziś tu i ów dzie je s t w ysu w a n y.

2) P rz e w o d n ik K ó łe k R o ln ic z y c h 1908 r „ s tr. 241,

G ospodarstw a ty c h k o b ie t, k tó r y m nie obca b y ła książka, czy d o b ry odczyt, b y ły s ć h iu d - niejsze, d zie ci le p ie j i ra c jo n a ln ie j odżywione i t.d . Od ty c h p o czą tkó w m in ę ło w ie le la t.

5. O S T A T N IE L A T A P R Z E D W O J E N N E 2) Z c h w ilą z o rg a n iz o w a n ia dziecińeów s p ra ­ w a w y c h o w a n ia dzieci w H andzlów ce posunę­

ła się o w ie le naprzód. P rze cię tn ie z na jd ow a ło się w dziecińcu co ro k u 30 dzieci. K o s z ty m ie ­ sięczne w y n o s iły 85 z ł c z y li 3 z ł o p ła ty od je d nego dziecka.

K obiecie w ie js k ie j należącej do o rg a n iz a c ji nie w y s ta rc z a ła ju ż um iejętność szycia, g o to ­ w a nia , gospodarow ania. Z daje sobie ona n a ­ leżycie spraw ę z je j żądań i p ra w życio w ych, z je j ró w n o u p ra w n ie n ia z m ężczyzną. W zw iązku, z tern z a u w a ż y liś m y c ie k a w y o b ja w : ze w zm ożeniem a k c ji p o lity c z n e j n a w s i spa­

da procent, c z ło n k iń w o rg a n iz a c ja c h fa c h o ­ w ych , gospodarczych, ośw iato w ych. U tw ie r ­ dza ją nas w t y m prze św iadczeniu sto s u n k i obserw owane n a te re n ie H a n d z ló w k i. W ie le k o b ie t należących do K o ła Gospodyń W ie j­

s k ic h przechodzi w o s ta tn ic h la ta c h przedw o­

je n n y c h do K o ła K o b ie t p r z y S tro n n ic tw ie L u ­ dow ym . O b se rw u je m y to n ie ty lk o w sam ej Handzlów ce, ale na te re n ie całego p o w ia tu ła ńcu ckieg o. N a te re n ie te g o p o w ia tu b y ło bo­

w ie m K ó ł Goąpodyń W ie js k ic h * ) : W ro k u 1925 . ^ . • 34

„ „ 1937 . . . . 2S

„ „ 1938 . . . . 18

A b y , zapobiec w y p is y w a n iu się c z ło n k iń i, zapew nić możność e g zyste n cji i ro z w o ju K o ­ la Gospodyń W ie js k ic h w Handzlów ce, dano możność k o b ie to m za p is y w a n ia się rów nocze­

śnie do dw óch o rg a n iz a c ji, przez uchw alenie odpow iednich p o p ra w e k w s ta tu ta c h m ie js c o ­ w y c h o rg a n iz a c y j.

B ard zo ż y w ą o rg a n iz a c ją kobiecą d z ia ła ją ­ cą n a te re n ie H a n d z ló w k i (1938— 1939) b y ła S ekcja K o b ie t p r z y S tro n n ic tw ie L u d o w y m . M ia ła on c h a ra k te r w y b itn ie p o lity c z n y , ale i tu n ie b ra k diążeń gospodarczych, ośw iato w ych i in n y c h p ra c n a d w sze chstron nym w y k s z ta ł­

ceniem k o b ie ty w ie js k ie j ja k o m a tk i, gospo­

d yn i, o b y w a te lk i. D o S e k c ji S. L . należało w 1938 r. — 55 c z ło n k iń .

N a zebrania uczęszcza p rze cię tn ie 40 do 50 osób. W H andzlów ce m ieszkało w te d y około 600 d o ro s ły c h k o b ie t, a w ięc do o rg a n iz a c ji p o lity c z n e j na le żało o ko ło 10»/„ k o b ie t. W w ię k s z e j części należą t u t a j k o b ie ty , k tó re ju ż p rze szły szkołę p ra c y społecznej w Z w ią z ­ k u W ie js k ie j M ło d zie ży „ W IC I" . P osiad ają ju ż one pe w ie n zasób w iado m ości i w y ro b ie ­ n ia org an izacyjne go. W e d łu g p rz e p ro w a d z a n y c h przez nas obliczeń (p rz e c ię tn ie ) należą do te j o rg a n iz a c ji k o b ie ty w w ie k u od 23— 60 ro k u życia. B a rd z o często u rz ą d z a ją zebrania m ężczyzn. U w ażają, że ta k ja k w chacie w ie j­

s k ie j p o w in n a panować, zasada w s p ó łp ra c y z m ężczyzną; ta k też p o w in no być w ży c iu spo­

łe czn ym i p o lity c z n y m .

D ow ód tego dała H a n d z ló w k a i mne oko­

liczne wsie w czasie s tr a jk u rolne go w p rz e ­ w o rs k im w 1937 r „ gdzie k o b ie ty o k a z a ły w ie lk ą w y trw a ło ś ć i ofia rno ść w służbie spo­

łecznej do starczając chłopom żyw n ości i od­

dając im w ie lk ie u s łu g i o rg an izacyjne . Is tn ia ło ró w n ie ż na teren ie H a n d z ló w k i — K a to lic k ie S tow arzyszenie M łodzieży. Do k o ­ ła teg o należało 25 dziew cząt. U rz ą d z a ły one ra z w m ie siącu zebrania, na k tó ry c h w y g ła ­ szane b y ły r e fe r a ty n a te m a t k w e s ty j spo­

łecznych i p ra w n y c h , poruszanych w e n c y k li­

k a c h pa pieskich. O rg a n iz a c ja ta z a jm o w a ła się ró w n ie ż k o n k u rs a m i ro ln ic z y m i.

W e d łu g S ta tu tu do K a to łio k ie g p S to w a rz y ­ szenia M ło d z ie ż y m ogą należeć dziew częta od 18 ro k u życia . D la m ło dzie ży w ie k u od 12 do 17 la t tw o rzo n e są t. zw. k o ła p rz y g o to w a w ­ cze. W H a nd zlów ce w k o le ta k im b y ło zapi­

sanych 20 dziew cząt. P oza m ie js c o w y m k s ię ­ dzem, o p ie ko w a ła się niim i sta rs z a m łodzież, u rzą dza jąc im w spólne g ry , zab aw y i poga­

da nki.

N a te re n ie p a r a fii h a n d z lo w s k ie j is tn ia ło rów nie ż stosunkow o b. liczne to w a rz y s tw o B ra c tw a Kościelnego.

O rg a n iz a c ja ta m a c h a ra k te r czysto r e li­

g ijn y . P ro g ra m je j o p a rty je s t je d y n ie na p ra k ty k a c h k o ś c ie ln y c h np. p rzystę p o w a n ie do N a jś w . S akra m en tu , o d m a w ia n ia różańca.' D zie lą się m ię dzy sobą na B ra c tw a R óżańco­

we liczące po 15 k o b ie t k tó re tw o rz ą tz w . ż y ­ w y różaniec. N a le ż a ły ’t u prze w a żnie starsze k o b ie ty .

(O. d. n .)

2) P o d a je m y na podstaw ie p rze pro w ad zo­

nej przez nas na m ie jscu a n k ie ty i u z y s k a ­ nych d a t od m ie js c o w y c h o rg a n iz a c y j. A n k ie ­ ta została przeprow adzona w 1939 roku -

*) o. c. an k ie ta .

S P R O S T O W A N IE

I n s ty tu t W y d a w n ic z y „N a s z a K s ię g a rn ia “ W arszaw a, u l S m u lik o w s k ie g o 4, zaw iad am ia, że te rm in n a d s y ła n ia pra c k o n k u rs o w y c h n a powieść dla m ło d zie ży u p ły w a z dniem 1-go czerw ca 1947 r., a nie 1 k w ie tn ia , ja k m y ln ie po da ła część p ra s y .

r

(

Cytaty

Powiązane dokumenty

Władze skarbowe, wychodząc z założenia, że pod określeniem ,,elektrownia“ należy rozumieć tylko takie zakłady przemysłowe, które we własnych urządzeniach ten

P oniew aż jednak spraw a dzisiaj ulega dalszem u jeszcze zaostrzeniu, zadaniem zebrania będzie zająć się szczególnie kw estją bezrobocia. Jeżeli rok temu

Obowiązki, w yn ik ające dla zw iązków kom unalnych z zakresu czynności jemu przez państw o zleconych do roku 1914 b yły stosunko­.. wo nie

Bernoulli wykorzystał nieliniowe równania różniczkowe ze współczynnikami charakteryzującymi właściwości choroby zakaźnej i opisał wpływ szczepienia krowianką (wirusem

Gdy on ju˝ si´ skoƒczy∏ lub jeszcze nie zaczà∏, to u˝ywam Êwiat∏a..

Tolerancja jest logicznym następstwem przyjętego stanowiska normatywnego, jeśli to stanowisko obejmuje jedno z poniższych przekonań: (1) co najmniej dwa systemy wartości

Namiêtnoœæ osi¹ga swe apogeum wówczas, gdy wola przekonuje siê, ¿e jednost- ki bardzo dobrze siê dobra³y i potrafi¹ razem sp³odziæ now¹ jednostkê, odpowia- daj¹c¹

Marta Żbikowska i Ewa Adruszkiewicz piszą w „Głosie Wielkopolskim”: „Jeśli planowane przez Ministerstwo Zdrowia zmiany wejdą w życie, leków nie kupimy już ani na