L IP IE C 1982
Zalecono do b ib liotek nauczycielskich i licealn ych pism em M inistra O św iaty nr IV/Oc-2734/47
W ydano z pomocą finansową P o lsk iej A k ad em ii Nauk
T R E S C Z E S Z Y T U 4 (2220)
R u e b e n b a u e r T., Biomasa — nadzieja l u d z k o ś c i ... 61 S z a b u n i e w i c z B., W łasn y autom atyzm n e f r o n u ... 64 S e g d a S., A ku m u lacja rtęci w organizm ach ludzkich i zw ierzęcych . . . 66 B y c z k o w s k a - S m y k W., O skutkach w ybuchu wulkanu St. H elen . . 63 M o w s z o w i c z J., Bon-saj czyli sztuka h od ow li d rzew ek karłow atych . . 70 T r y j e f a c z k a Wanda, U w a g i o sferosyderytach karbońskich . . . . 72 S t ę ś l i c k a - M y d l a r s k a W., N ie z w y k łe kształty czaszki ludzkiej . . 74 S i c i ń s k i J. T., U p rzem ysłow ien ie roln ictw a a ochrona środowiska . . . 76
D robiazgi przyrodnicze
P racow ita m ałpa (A . L e ń k o w a ) ... . 77 L im fo k in y (B. S z a b u n i e w i c z ) ... 78 Podobieństw o kopu lacyjnego hormonu g rzy b ó w do czynnika w y z w a la jącego horm on lutein izu jący ssaków (B. S z a b u n ie w ic z )... 79 C zarn y bocian w Puszczy K o zie n ic k ie j (L. P o m a r n a c k i)... 79 Ochrona p rzy ro d y i zab ytk ów — k o n flik t czy współdziałanie? (J. S.
D ąbrow ski) ... 80 Gacek a k tyw n y w dzień (J. R o m a n o w s k i ) ... 81
R o z m a i t o ś c i ... 81
R ecen zje
J. C. R a n k i n, J. A. D a v e n p o r t : A n im a l Osm oregulation (H. Szar- ski) ... 82 V. V. P e t r o v : Vesna v żizn i lesa (M . Z. S z c z e p k a )... 82 A . L. H o d g k i n , A. F. H u x l e y , W. F e l d b e r g , W. A. R u s h t o n , R. A . G r e g o r y, R. A . M c C a n c e: T h e Pursuit of N aturę (W . K ila rsk i) 83 A . M. Z u k o v , L. S . M i l o v i d o v a : G rib y — druzja i v r a g i lesa M. Z. S z c z e p k a ) ...83 J. K o n d r a c k i : K a rp a ty (A . R ó s l e r ) ... . 83 A . N. K u r s k o v : R u k o k ry ły je Biełorussii (W . H arm ata) . . . . 84
S p i s p l a n s ź
I. JE S IO N W Y N IO S Ł Y , F ra xin u s ex ce ls io r L. Fot. W. S trojn y
II. G R Z E B IU S Z K A Z IE M N A Paleobates fuscus Laur. Fot. W. S trojn y I I I . A N T Y L O P A dik dik R h y nchotragus k irk ii. Fot. W. S trojn y
IV . T A T R Y . W id o k z Rusin ow ej Polany. Fot. J. V o g e l
O k ł a d k a : W IE L B Ł Ę D K A R aphidia (R a p h id illa ) xanthostigm a Schummel.
Fot. W. S tro jn y
P I S M O P R Z Y R O D N I C Z E
O R G A N P O L S K I E G O T O W A R Z Y S T W A P R Z Y R O D N I K Ó W IM. K O P E R N I K A
TOM 83
(ROK 101) LIPIEC 1982 ZESZYT 4
( 2220 )
T A D E U S Z R U E B E N B A U E R (K ra k ó w )
BIOMASA — NADZIEJA LUDZKOŚCI
W ciągu ostatnich stu kilkudziesięciu lat na
stąpiły w sposobie życia ludzkości większe zmiany od tych, które miały miejsce w uprzed
nich czasach historycznych. Przyspieszenie po
stępu w nauce i technice, towarzyszące wzro
stowi liczebności ludności, wzbudziło obawy i pytanie, do jakich granic możliwy będzie wzrost zużycia surowców, głównie energetycz
nych, niezbędnych do podtrzymania życia i cy
wilizacji na obecnym poziomie.
Wzrost zużycia surowców energetycznych związany jest zarówno ze wzrostem liczebności ludności świata, jak i ze wzrostem komfortu życia. Nie ulega wątpliwości, że dalszy dyna
miczny wzrost liczebności ludności świata do
prowadzi wcześniej lub później do katastrofy populacyjnej, a regulatorem tego zjawiska sta
nie się albo głód, albo wojny atomowe. Nie trzeba uzasadniać, że ten ostatni „regulator liczebności ludności” przekreśli dotychczasowe zdobycze kultury i cofnie rozwój cywilizacji tym głębiej w przeszłość, im obficiej zużyte będą zasoby energetyczne w celu zagłady.
Wstrzymanie przyrostu ludności świata na
trafia na poważne trudności. Propaganda re
gulacji urodzin na ogół nie odnosi skutku w społeczeństwach o niskim standardzie życia.
Stwierdzono, że powodem znacznego przyrostu ludności w tych społeczeństwach jest między innymi niedożywienie białkiem. Gdyby więc możliwe było dostarczenie tym krajom odpo
wiedniej ilości pokarmów białkowych, to ten sposób likwidacji głodu miałby również zna
czenie w regulacji urodzin.
Trudności związane z zahamowaniem przy
rostu ludności świata znalazły wyraz w pesy
mizmie większości prognoz lat siedemdziesią
tych naszego stulecia. Przewidują one, że już w początkach X X I stulecia liczebność ludności świata przekroczy możliwości jej wyżywienia.
Stąd płyną pod adresem naukowego rolnictwa postulaty dotyczące zwiększenia produkcji pod
stawowych środków spożywczych.
Zagadnienie wzrostu produkcji żywności wiąże się ze wzrostem zapotrzebowania na do
tychczas stosowane surowce energetyczne, któ
rych szybkie wyczerpanie zarysowuje się tak w wyniku postępującej mechanizacji, jak i wzrastającego komfortu życia. Najbardziej użyteczne kopalne surowce energetyczne, tj.
P o .
62
ropa naftowa i węgiel, należą do tak zwanych nieodnawialnych zasobów, które z tej racji gro
żą wyczerpaniem. Autorzy tak zwanego „Ra
portu Rzymskiego” snują pod tym względem pesymistyczne prognozy. Podstawę tych pesy
mistycznych prognoz stanowią wyliczenia prze
prowadzone na komputerach. Trzeba jednak pamiętać o tym, że komputer określa końcowy wynik na podstawie udzielanych mu informa
cji. W rzeczy samej nikt nie jest w stanie określić, jakie są zapasy węgla i ropy w sko
rupie ziemskiej. Jeślibyśmy przyjęli, że wolny tlen w ilości około 1/5 atmosfery pochodzi z rozszczepienia CO
2przez zielone rośliny, to nagromadzone tą drogą złoża węgla i ropy po
winny jeszcze starczyć na tysiące lat. Nieza
leżnie od tych przypuszczalnych zasobów kon
wencjonalnych paliw, można już obecnie przy
jąć, że ludzkość sięgnie do wszelkich możli
wych zasobów energetycznych, takich jak ener
gia jądrowa, energia słoneczna, energia wnę
trza ziemi itp. Również odradzająca się corocz
nie biomasa, głównie roślin, może stać się źró
dłem energii, pod warunkiem, że jej produk
cja będzie odpowiednio wielka, a nieproduk
cyjne straty małe.
Świat istot żywych, tworzących biomasę, składa się z roślin i zwierząt łącznie z czło
wiekiem, który w eksploatacji tych zasobów zajmuje stanowisko podmiotu, w stosunku do przedmiotu, jakim jest pozostały świat żywy.
Z uwagi na sposoby użytkowania biomasy i związaną z tym ingerencję człowieka, słusz
niej jest podzielić świat istot żywych na auto- trofy (istoty samożywne) i heterotrofy (istoty obcożywne). Autotrofami są rośliny zielone, które dzięki fotosyntezie zdolne są tworzyć własną biomasę z wody, soli mineralnych i w ę
gla pochodzącego z atmosferycznego CO
2. Gdy
by nie było autotrofów, nie mogłyby egzysto
wać heterotrofy, gdyż te ostatnie organizmy swą biomasę tworzą z biomasy autotrofów. Do świata heterotrofów należą rośliny pozbawio
ne chlorofilu (grzyby, bakterie) oraz zw ie
rzęta.
Zasadniczą cechą biomasy jest jej odnawial- ność. Odnawialność ta, poprzez kolejne poko
lenia, pozwala na gromadzenie energii słonecz
nej w procesie fotosyntezy autotrofów roślin
nych. Energia zaś, uruchamiana w procesie spa
lania w organizmach żywych, pozwala na re
alizację złożonych procesów życiowych. Co
rocznie obumiera znaczna część biomasy i wra
ca do gleby, gdzie ulega rozkładowi. Uwolnio
ne tą drogą pierwiastki (C, O, H, N, S, P, i inne) wracają do obiegu i tworzą budulec odradzającej się biomasy. W ten sposób w układzie zamkniętym następuje stałe groma
dzenie energii słonecznej, niezbędnej do utrzy
mywania życia, a jej nadmiar stanowi źródło użytecznej energii.
Przyroda nie opracowała jednolitego syste
mu realizacji biomasy. Zarówno w obrębie autotrofów, jak i heterotrofów mamy do czy
nienia z ogromną liczbą różnych form przy
stosowanych do zróżnicowanych warunków by
towania. To zróżnicowanie organizmów żywych
pozwala na optymalne ich przystosowanie do określonych warunków bytowania zazwyczaj w zespołach. Tak więc wyzyskanie pokarmo
wych zasobów środowiska następuje w zespo
łach gatunków, a nie poprzez jeden najbar
dziej dostosowany. W sztucznych zespołach roślinnych, tworzonych przez człowieka, spraw
dza się wyższość polikultur od monokultur. Po- likultury zapewniają większą stabilność produ
kcji biomasy, niż to ma miejsce przy stoso
waniu monokultur. Jeśli w określonych wa
runkach środowiska zawiodą w danym roku jedne gatunki, pozostałe mogą, dzięki od
miennym wymaganiom, nadrobić te braki.
Monokultury nadto stwarzają znaczne ry
zyko dla produkcji biomasy na skutek nad
miernego rozmnażania się chorób i szkod
ników roślin. Ponieważ patogeny żerują na określonych gatunkach, a nawet odmianach roślin, skutkiem tego nadmierne rozprzestrze
nienie żywiciela powoduje również klęsko
we wystąpienie patogena. Zastanawiająca jest duża zmienność zespołów roślinnych pod wpły
wem niewielkich zmian w warunkach edafi- cznych. Można stwierdzić, że przyroda nie omija najmniejszej sposobności maksymalne
go wyzyskania zasobów środowiska dla opty
malizacji produkcji biomasy.
Jeśli chodzi o bilans biomasy, to można go przedstawić następująco:
Biom asa = żyw ność + utrzym anie żyzności gleb + en e
rg ia + s tra ty .
W równaniu tym interesujące są pozycje:
żywność, utrzymanie żyzności gleb i energia.
Natomiast straty winny być minimalne. Przez żywność rozumiemy nie tylko środki spożyw
cze, lecz również użytkowanie biomasy na ce
le przemysłowe.
Uznając fakt zbyt małej produkcji biomasy w stosunku do wzrastających potrzeb, trzeba będzie ustalać kolejność jej użytkowania w za
leżności od lokalnych warunków. W pierw
szym rzędzie winna ona pokrywać zapotrze
bowanie spożywcze, służąc jako pokarm bez
pośredni lub pośredni w postaci pasz oraz su
rowiec dla wszelkiego rodzaju przemysłów, zapewniających potrzeby zdrowia, kultury i komfortu. W ograniczaniu spożycia pokarmów pośrednich (pochodzenia zwierzęcego) na rzecz pokarmów bezpośrednich (głównie warzyw) tkwią znaczne rezerwy żywnościowe, co moż
na stwierdzić obecnie w Chinach. Część bio
masy, głównie w postaci odpadów, pozostaje na miejscu produkcji jako niezbędny waru
nek utrzymania gleb w ich wysokiej zdolności produkcyjnej. Wreszcie, pozostałą biomasę bę
dzie można przeznaczać na cele energetyczne.
W ydaje się, że fekalia, zwłaszcza większych skupisk ludności, można by w znacznej części zużytkować na produkcję biogazu, jak to ma miejsce obecnie w Chinach.
W świetle rosnącego zapotrzebowania na bio
masę, niepokojąco przedstawia się pozycja
strat obserwowana na dużych obszarach,
zwłaszcza w produkcji rolniczej. Straty te
związane są z występowaniem chorób i szkód-
ników roślinnych w okresie uprawy oraz z 'nie
odpowiednim zbiorem, przechowywaniem lub przerobem płodów rolnych. Ograniczenie do minimum tej pozycji strat, przy jednoczesnym podwyższeniu ogólnej produkcji światowej bio
masy, może w znacznym stopniu oddalić wid
mo głodu w wielu krajach trzeciego świata, a nawet stworzyć znaczne perspektywy dla produkcji energii z biomasy. Jednakże reali
zacja tego postulatu napotyka obecnie poważ
ne trudności, z jednej strony natury politycz
nej — ze strony importerów oraz natury eko
nomicznej — ze strony eksporterów żywności.
Ten stan konsumowania nadwyżek żywnościo
wych, pochodzących z kilku rejonów świata, w wyniku strat, możliwych do uniknięcia, bę
dzie utrzymywał się do czasu, gdy nieszczere hasła równego podziału żywności nabiorą re
alnych kształtów, pod naciskiem poszkodowa
nych. Ewolucja pojęć ekonomicznych oraz zmiany w systemach gospodarki okażą się ko
nieczne dla uniknięcia totalnej wojny, grożą
cej zagładą.
Dochodzimy więc do przekonania, że uzyski
wanie maksymalnej produkcji biomasy na obszarze całej kuli ziemskiej stanie się naka
zem ludzkości, pragnącej uniknąć katastrofy.
W tym stawie rzeczy należy postawić pytanie, jakie istnieją możliwości uzyskiwana stale w y
sokiej produkcji biomasy. Jak już wspomniano, rozliczne formy świata roślinnego i zwierzęce
go wywodzą swą biomasę od zasadniczego pro
cesu syntezy, jakim jest fotosynteza. Z w y
jątkiem C 0 2, który znajduje się w atmosferze w przybliżeniu w stałej koncentracji, pozosta
łe „budulce” niezbędne do tworzenia biomasy mogą w glebie występować w rozmaitych wza
jemnych stosunkach. Jest oczywiste, że pro
dukcja biomasy będzie zależała od budulca znajdującego się w najmniejszej ilości. Jest to tak zwane prawo minimum, podstawowe przy nawożeniu roślin uprawnych. Jeśli chodzi o so
le mineralne, to regulacja ich zawartości w gle
bie jest stosunkowo łatwa i następuje drogą właściwego nawożenia. Nieco trudniej doko
nuje się regulacji zawartości wody w glebie.
Do tego celu służą melioracje gleb, właściwa uprawa oraz nawożenie, zwłaszcza nawozami organicznymi. Popełniane błędy w tych waż
nych czynnościach rolniczych decydują w zna
cznym stopniu o urodzaju. Obfitość wody w środowisku ma bowiem decydujące znaczenie dla tworzenia biomasy. W posusznych okoli
cach pustynnych, nikłe zapasy wody starczą na niewielką produkcję biomasy roślin, spec
jalnie dostosowanych do tych warunków. Nie
co lepsze zaopatrzenie w wodę pozwala na obfitsze plony traw, na obszarach stepowych.
Wreszcie dalszy dostatek wody pozwala na tworzenie się obszarów leśnych. Jeśli do obfi
tości wody dołączy się wysoka temperatura klimatu tropikalnego, mamy do czynienia z dżunglą, obszarem obfitego przyrostu bioma
sy. Wydaje się, że dżungle drogą odpowiednie
go zagospodarowania mogą stać się w przy
szłości poważnym źródłem produkcji biomasy.
Jednakże stanowiąc naturalne zespoły roślin-
ne nie tylko wyzyskują, ale również tworzą odpowiednie środowisko. Po wykarczowaniu dżungli następuje naruszenie równowagi śro
dowiska, prowadzące często do pustynnienia.
Dlatego eksploatacja lasów tropikalnych w y
maga dokładnych studiów ekologicznych.
Niezależnie od możliwości lepszego wyzyska
nia leśnictwa tropikalnego, wiele gleb położo
nych w klimatach tropikalnych może zwię
kszyć wyraźnie produkcję biomasy, zwłaszcza drogą uprawy roślin przeznaczonych na eksport, np. pastewnych. W wielu krajach tropikalnych nie uprawia się roślin pastewnych, gdyż za
potrzebowanie na pasze, z braku zwierząt do
mowych, jest minimalne. Jeśliby jednak impor
terzy pasz zawarli korzystne umowy handlo
we na ich zakup, można by stworzyć korzyst
ne warunki dla obu stron. Chodzi w danym przypadku o rośliny białkowe, motylkowe, o dużym potencjale produkcyjnym. Do roślin ta
kich między innymi należy Canavalia ensifor-
mis, mogąca dawać 2— 4 plony rocznie. Jejmasa roślinna po wysuszeniu daje cenną pa
szę białkową. Odpowiednie wysuszenie jest ko
nieczne z uwagi na dość znaczną zawartość kwasu pruskiego w zielonej masie.
Dalszym przykładem postępu w rolnictwie krajów tropikalnych i subtropikalnych jest tak zwana „Zielona rewolucja” , dokonana przez laureata Nagrody Nobla N. Borlauga. Polega
ła ona na wyhodowaniu odmian pszenicy, ryżu i kukurydzy wysoko plonujących, przy obfi
tym nawożeniu, na terenach nawadnianych.
Jednakże ta naukowa działalność, zmierzająca do likwidacji głodu w wielu krajach, nie do
prowadziła do pełnego sukcesu. Na przeszko
dzie stanęły względy polityczne, polegające na pogłębieniu społecznego rozwarstwienia wsi.
Bogatsi rolnicy, stosujący zdobycze „Zielonej rewolucji” , bogacili się jeszcze bardziej, pod
czas gdy biedniejsi, których ne stać było na zakup nasion i nawozów, pozostali nadal biedni.
Ten drobny szczegół, charakteryzujący je
dnak liczne trudności, napotykane na drodze realizacji starań o zwiększenie produkcji bio
masy, na skutek barier natury społeczno-orga- nizacyjnej, jest częścią ogólnego zagadnienia światopoglądowego, wymagającego właściwe
go rozwiązania. Rozwiązanie to powinno za
pewnić rolnikom możliwość pełnego zaangażo
wania w procesie produkcyjnym. W rękach bo
wiem poszczególnych rolników leżą znaczne możliwości stabilizacji i zwiększenia plonów, w pierwszym rzędzie poprzez właściwą uprawę i nawożenie, oraz poprzez dobre gospodarowa
nie uzyskaną biomasą. Podstawowym bowiem motorem działalności rolnika na własnym go
spodarstwie jest umiłowanie warsztatu pracy.
Czując się właścicielem gruntu i środków pro
dukcji dba o ich należyte funkcjonowanie, zda
je sobie sprawę, że służyć one będą również jego potomkom. Cieszą go wszelkie ulepszenia i innowacje, jakie może wprowadzić. Ciężka praca na roli staje się pracą umiłowaną, obo
wiązkiem wolnego człowieka spełnianym z za
dowoleniem. Źródłem zadowolenia są nie tylko
63
64
sukcesy ekonomiczne. Świadomość ciągłości po
siadania, zabezpieczenie warsztatu pracy dla swych dzieci, godność posiadacza, to źródło przywiązania rolnika do ziemi. Gdy te emo
cjonalne w znacznym stopniu bodźce przestają działać, rolnik decyduje się opuścić ojcowiznę i przenieść się do masta.
W ogólnych planach zagospodarowania nale
ży pozostawić swobodę dla decyzji indywidu
alnych. Uniwersalizm jest szkodliwy, nawet przy najlepszym opracowaniu ogólnych wska
zań, gdyż jako dane przeciętne nie będą się one stosowały do przypadków indywidualnych.
Stąd wynika postulat unikania monokultur na rzecz polikultur. Systemy płodozmianów, dobo
ru gatunków i odmian do uprawy, polegać winny na dużym zróżnicowaniu, uwzględniają
cym nawet niewielke rejony. Zarzadzanie rol
nictwem winno mieć charakter oddolny, gdyż centralizacja planów będzie sprzeczna z wyma
gana znajomością lokalnych warunków. Stąd wynika konieczność istnienia indywidualnych gospodarstw, stanowiących podstawę rolnictwa, o powierzchni od kilkunastu do kilkudziesięciu hektarów, zależnej od kierunku produkcji.
Rozproszona produkcja nie jest wadą, a zaletą rolnictwa. Zapobiega ona w znacznej mierze marnotrawstwu płodów rolnych obserwowane
mu w dużych gospodarstwach na skutek nie
opanowania wielu czynności, a w pierwszym rzędzie transportu.
Wspomniane postulaty pod adresem rolni
ctwa same przez się nie rozwiążą obecnych trudności w skali światowej. Rozszerzające się obszary głodu, obok istnienia obszarów nadwy
żek żywnościowych, wymagają gruntownej zmiany poglądów tak na sprawy światowego rolnictwa, jak i na zasady ekonomiki. Z jednej strony doktrynerskie poglądy na sposoby użyt
kowania ziemi, z drugiej strony wyzyskiwa
nie faktu rosnącego popytu na żywność dla celów osobistego wzbogacania się, stworzą na
pięcia mogące doprowadzić do katastrofy ludz
kości.
Głosząc obecnie słuszne hasła pacyfistyczne, w myśl niewłaściwej zasady „si vis pacem pa
ra bellum” , decydenci winni jednak pamiętać, że totalne wojny rodzą w rezultacie chęci opa
nowania surowców, chwilowo głównie energe
tycznych. W miarę jednak wyczerpywania się nieodnawialnych surowców energetycznych, co
raz bardziej będzie wzrastać znaczenie odna
wialnej biomasy. Wówczas zapanuje ogólne przekonanie, że marnotrawstwo biomasy jest grzechem głównym wobec ludzkości.
B O Ż Y D A R S Z A B U N IE W IC Z (Gdańsk)
W ŁASN Y A U TO M A T Y Z M NEFRONU
O rgan izacja ustroju w ym aga w spółdziałania jego elem entów . W spółdziałanie to jest uw arunkow ane ist
nien iem in form a cyjn ej sygnalizacji. N a jle p ie j znanym sposobem m iędzykom órkow ych w p ły w ó w jest p rze
k azyw an ie in form acyjn ych molekuł, w śród których często stosowane są glikoproteiny, a n iekiedy fr a g m enty tych białek o postaci oligopeptydów . Dość osob
liw y system chem icznej sygnalizacji tego rodzaju zn ajd u jem y w jednostkach w yd zieln iczych nerek zw a nych nefronam i.
U proszczony schemat nefronu znajdu jem y na ryc. 1.
Początk ow ym jeg o elem entem jest kłębuszek naczynio
w y. Drobna tętniczka doprow adzająca (a na ryc. 1) rozpada się w n im na pęczek pętlic kapilarów , z któ
rych k rew od p ływ a przez tętniczkę odprow adzającą (e). Pęczek k ap ilarów jest otoczony błoną tw orzącą rodzaj kielicha. Ciśnienie tętnicze przeciska doń ultra- przesącz z k rw i kapilarów . C iecz ta uchodzi przez kanalik k ręty I rzędu (2), p rzep ływ a przez pętlę H en- lego nefronu (3), przedostając się do części dystalnej kanalika (4). U ltraprzesącz kłębuszkow y zaw iera w s zy stkie drobnocząsteczkow e składniki osocza. Podczas przep ływ u przez kan aliki nefronu, woda i liczne skła
dniki cenne ustrojow o (np. chlorki, glukoza) są z w ro t
nie przenoszone do k rw i k a p ilarów sieci okołokana- lik o w e j, zaś składniki odpadkow e (np. mocznik, m o
czany) są zatrzym yw an e w cieczy kanalika lub na
w e t w yd alan e do jeg o światła.
K a n a lik I rzędu tw o rzy szereg skom plikowanych m eandrów w otoczeniu kłębuszka naczyniowego.
P ę tla H enlego, szczególnie n iektórych nefronów, od
dala się znacznie od m iejsca swego początku, po czym przew ód k an alik ow y pow raca do kłębuszka, od któ-
R yc. 1. Schem at bu dow y nefronu: a, e — tętniczki do- 1 odprow adzająca k rew do kapilarów kłębuszka (1), 2 — kanalik k ręty I rzędu, 3 — pętla H enlego, 4 —
kanalik k ręty I I rzędu, 5 — kanaliki zbiorcze
65
rego w zią ł początek, i blisko z nim kontaktuje. Od
dalenie się pętli Henlego, zaś utrzym anie kontaktu odcinka dystalnego z kłębuszkiem są tłumaczone em - briogenezą i późniejszym i w ym ogam i funkcjonalnym i.
Ilość i skład moczu zm ienia się w ydatnie zależnie od nawodnienia ustroju, ilości elek tro litó w wchłanianych w przew odzie traw iennym , m etabolizm u i innych czynników. N erka sama jest zdolna dopasowywać ilość ostatecznego moczu i stężenie jego składników do po
trzeb organizmu. Zniesienie w p ły w ó w nerw ow ych, na przykład w n erce pow rotnie im plantow anej po w y c ię ciu, zm ienia w ydzielan ie, ale nie znosi zdolności nerki do zagęszczania moczu.
Badanie całej n erk i daje rezultat tylk o globalny.
W doświadczeniach na zw ięrzętach wprow adzono sub
telną technikę m ikropunkcji kanalików nefronu i ich m ik rop erfu zji sztucznie przygotow an ym i płynami.
W ykazano, że istnieje zależność ilości k rw i przep ły
w ającej przez kłębuszek (m inutow ego przepływ u) i ciśnienia w kapilarach kłębuszka od składu cieczy p rzep ływ ającej przez dystalną część kanalika. Z ależ
ność ta dotyczy krążenia k rw i tylko w nefronie ba
danym eksperym entalnie. Określono to mianem sprzężenia zw rotn ego (feed back). C iecz zaw arta w kanaliku, w ram ach danego nefronu, w jakiś spo
sób działa na krążenie k rw i, co z kolei w p ływ a na przesączanie się moczu pierw otnego. Jak to określili L. G. N a va r i w spółpracow n icy z Zakładu F izjo lo g ii i B iofizyk i U niw ersytetu w A labam a (F e d e r. P roc. 40, 1981, 109), system sprzężenia zw rotnego „d ąży” do u trzym yw ania m ożliw ie m ałych odchyleń w składzie cieczy kanalikow ej.
Ilość ultraprzesączu kłębuszkowego zależy od dwóch czynników : ciśnienia k rw i w kapilarach k łę
buszka i od przepuszczalności błon otaczających kapi- lary. Przepuszczalność tych błon jest zmienna ale bardzo mało jeszcze poznana. M in u tow y p rzep ływ k rw i i ciśnienie w kapilarach zależą od ciśnienia k rw i w zbiorniku tętniczym i od oporów naczyń kłębuszka.
Jak w skazuje J. Scherm ann z Zakładu F iz jo lo g ii U n i
wersytetu w M onachium (Feder. P roc. 40, 1981, 109), w licznych starszych i n ow ych doświadczeniach w y kazano, że głów n ym czynnikiem w p ływ a ją cym na ciś
nienie w kapilarach kłębuszka jest opór tętniczki doprow adzającej. Jej ściana jest wyposażona w szcze
gólnie silny zw ieracz. N ap ięcie mięśnia tego zwieracza pozostaje pod działaniem licznych w p ły w ó w n erw o
w ych i humoralnych. Jednym z hum oralnych czyn
ników o w ydatn ym w p ły w ie jest angiotensyna II.
W szystko w skazyw ało, że w okolicy kłębuszka zn a j
dują się elem enty w ra ż liw e na jakieś cechy cieczy kan alikow ej i zm ieniające opór tętniczki doprowadza
jącej (F. S. W right, Feder. P roc. 40, 1981, 87). W y k o nano liczne badania celem w y k ry cia składnika treści kanalików w yzw a la ją cego zm iany w naczyniach krwionośnych. Szczególną uw agę budziły chlorki i os- molalność. Jednak w ieloletn ie te badania nie dopro
w ad ziły do znalezienia jednego takiego czynnika i n ależy sądzić, że w p ły w jest złożony i różnoraki.
W badaniu m echanizm ów nefronow ego sprzężenia zw rotnego rozpatryw ano stosunki anatom iczne oko
licy w n ęk i ciałka nerkowego. Zagadnieniom tym po
święcono znaczną część Sym pozjum A m erykańskiego Tow arzystw a F izjologiczn ego w Dallas w r. 1979. Do
kładniejsze poznanie tych stosunków zostało um ożli
wione dopiero niedawno, dzięki opracowaniu techniki w ykon yw an ia bardzo cienkich seryjnych skrawków.
R egionow i m iędzykom órkow ych oddziaływ ań w e w n ę
ce ciałka n erw ow ego nadawano różne nazw y. N a j
szerzej stosowany jest term in aparat przykłębuszko- w y (apparatus jiuctaglom erularis). Ostatnio używane byw a określenie „region m iędzytętniczkow y” (m esan- gial reg ion ). Brak zdecydow anej nazw y jest tłum aczo
n y trudnościami ziden tyfikow an ia elem entów, którym można by przypisać przenoszenie w p ły w ó w cieczy ka
n alikow ej na krążenie. W edług L. Barajasa z Zakładu Patologii U niw ersytetu w K a lifo rn ii (Feder. P roc. 40, 1981, 78), do składników aparatu przykłębuszkow ego należą: 1) ze strony narządu krążenia, niektóre ele
m enty ściany tętniczki odprow adzającej, a praw do
podobnie także tętniczki doprow adzającej, 2) ze stro
ny nefronu, niektóre elem enty ściany kanalika dys
talnego, przede w szystkim plam ka gęsta (m acula densa), a zapewne także elem enty grubego segmentu pętli Henlego, i 3) elem enty kom órkow e mezangium.
Techniką seryjnych cienkich skraw ków , ich bada
nia w m ikroskopie elek tron ow ym i rekonstrukcji przestrzennej struktury w ykazano (Braajas i wsp. l.c.), że ściana kanalika nefronu kontaktuje głów n ie nie z tętniczką odprowadzającą, lecz z tkanką mezangium.
Tętraiczka i kanalik uikładają się stycznie w zdłu ż sie
bie na pew nym odcinku, ale są praw ie całkow icie oddzielone przez kom órki mezangium. K om órk i ścia
ny kanalika m ają w odnośnym region ie blisko zgro
madzone jądra, co zw róciło uw agę już G olgiego i spowodowało nadanie n azw y plam ce gęstej. Elem en
ty plam ki gęstej nie kontaktują bezpośrednio z ele
mentami m ięśniów ki tętniczek, a tylko za pośrednict
w em kom órek tkanki m iędzytętniczej.
Elem enty kom órki regionu m iędzytętniczkow ego są oddzielone od nabłonka kanalika błoną podstawową. Ce
chują się one małą ilością cytoplazm y zaw ierającej ziarnistości. Różne dane histologiczne świadczą o b li
skim czynnościowym sprzężeniu zarówno kom órek tej tkanki m iędzy sobą, jak z nabłonkiem kanalika po
przez błonę podstawną. Ilość ziarnistości, w kom ór
kach tego regionu jest czynnościowo zmienna.
W ściianie tętniczek kłębuszkowych, obok w łókien m ięśniow ych gładkich, znajdują się kom órki z zdar- nistościami w cytoplazm ie. T e ostatnie n iew ątp liw ie w yw odzą się z tkanki m ięśniowej. Zachow ały one ce
chy w łók ien kurczyliw ych. W ich cytoplazm ie znajdują się m iofib ryle. Liczb a kom órek ziarnistych i stopień ich zróżnicowania w kierunku w yd zieln iczym są róż
ne w różnych stanach czynności w yd zieln iczej. W ziar-
Ryc. 2. Schemat elem entów okolicy ciałka n erkow ego uzyskany drogą rekonstrukcji z cienkich skraw ków w edług L. Barajasa. K ł — ciałko nerkowe, a,e — tętniczki do- i odprow adzająca, P — początek kanalika nefronu, K a — dystalna część kanalika p rzylegająca
do tętniczki e
66
nistościach w yk a za n o obecność enzym u renlny. Białko to, po dostaniu się do krążenia, działa na glikoprotei- nę osocza, angiotensynogen, produkow any w w ątrobie.
W tej rea k cji renina proteolityczn ie odszczepia deka- peptyd angiotensynę I od angiotensynogenu. P otem w krążeniu dekapeptyd jest przetw arzan y na okapep- tyd angiotensynę II. T a podnosi napięcie ścian naczy
n iow ych i ciśnienie tętniczne. N a angiotensynę I I szczególnie w ra żliw e są tętniczki ciałek nerkowych.
Z m niejsza ona p rzep ływ przez k a p ilary kłębuszkow e i obniża ilość ultraprzesączu.
Kon-o
Ryc. 3. Schem at ilu stru jący czynnościow e zm iany w ed łu g in terp retacji L . Barajasa. Zakropkow any r e gion plam ki gęstej. Prostokątam i ujęto m iejsca styku stałego (K on -p ) i okolicznościowego (K on -o). K d — dystalna część kanalika, M — okolica mezangiuan.
In n e oznaczenia ja k w poprzednich rycinach. A — p od
czas norm alnego p rzep ływ u cieczy w kanaliku, B — podczas zw iększonego p rzep ływ u
Z całości obrazu zdaje się wynikać, że jakieś cechy cieczy p rzep ływ a ją cej przez kanalik dystalny, działają na czynnościow y łańcuch elem entów, m ianowicie na kom órki plam ki gęstej, praw dopodobnie za ich pośre
dn ictw em na kom órki mezangium, a potem sukcesyw
nie na ziarniste kom órki m ięśniów ki tętniczek, których w y d zielin a w y zw a la w osoczu dalszy ciąg reakcji i p ow od u je zm iany w krążeniu kłębuszkowym . Sche
m at taki okazuje się znacznym uproszczeniem rze czyw istych stosunków. Renina działa na liczne elem en
ty ustroju. Podanie je j (także angiotensyn) do k rw i zw iększa napięcie nie tylk o ścian naczyniowych, ale w ie lu innych m ięśni gładkich, m.in. przewodu tra
w iennego, macicy, a oprócz tego w y zw a la w nadner
czach produ kcję aldosteronu, co pow oduje skompliko
w an e następstwa w goispodarce jonam i sodu i w ody.
L iczn e czynności regu lacyjn e są tu m iędzy sobą po
łączone w sposób bardzo skomplikowany.
B arajas i w spółpracow nicy przyjm u ją, że obszar p ow ierzch n i kontaktu kom órek plam ki gęstej z ele
m entam i mezangium, a częściowo z m ięśniowym i, jest zm ienny w różnych stanach czynnościowych (ryc. 3).
R ozróżn iają oni obszar kontaktu stałego (perm anent) i okolicznościow ego (reversib le).
W ustalaniu w p ły w ó w regulujących trzeba brać pod u w agę także tkankę nerw ow ą. N erk i są zaopatrzone p rzez n e rw o w y układ autonomiczny, którego a k ty w ność jest w tym narządzie blisko zw iązana z regu la cją naczynioruchową. U d ział układu autonomicznego w procesach sprzężenia zw rotnego n ie da się w y k lu czyć jako czynnik oboczny.
N e fro n stanowi w ięc rodzaj autonom icznej wydzde- Iniczej jednostki sprzężonej z liczn ym i w p ływ am i us
tro jo w y m i. C zyn n ikiem sterującym w sprzężeniu zw rotn ym jest charakter cieczy p rzep ływ a ją cej przez kanalik. O gn iw em końcow ym jest, być może m iędzy innym i, w y d ziela n ie ren in y przez ściany tętniczek.
P od k reślić trzeba, że renina pow staje w m ięśniówce obu tętniczek, i że zm ienia napięcie ścian naczyń krw ionośnych n ie bezpośrednio, lecz drogą udziału różnych pozanerkow ych czynników.
S T E F A N IA S E G D A (K ra k ó w )
AKU M U LAC JA RTĘCI W O RG ANIZM ACH LUD ZKIC H I ZWIERZĘCYCH
O rgan izm y ludzkie i zw ierzęce podobnie ja k r o śliny narażone są na pobieranie ze środowiska p rz y rodniczego n ajrozm aitszych szkodliw ych substancji, a wśród nich m etali. T oleran cja organizm ów na po
szczególne p ierw iastk i jest n iejednakow a, a adapta
cja do zw iększających się nieustannie p oziom ów za
w artości tych p ierw iastk ów w środowisku p rzy ro d n iczym jest różna. G łów n ym źródłem w n ikan ia r tę ci do organ izm ów jest pokarm , chociaż m oże ona dostawać się do ustroju rów n ież drogam i oddechow y
m i i przez skórę.
W zależności od poziiomu skażenia środowiska, w k tórym zn ajdu ją się ludzie i zw ierzęta oraz od w ie l
kości daw ek rtęci p rzyjm o w a n ej z pokarm em lub w chłanianej z p o w ietrza atm osferycznego, znalezione zaw artości rtęci w różnych narządach i tkankach
u ludzi i rozm aitych gatunków zw ierząt są nieraz dość znacznie zróżnicowane.
R tęć działa toksycznie i pow odu je zaburzenia p ro cesów biochem icznych zarów no w organizm ach ro ślinnych, ja k i ludzkich oraz zw ierzęcych. N a js iln ie j
sza toksyczność cechuje pochodne m ety lo w e i e ty lo w e. S zczególnie groźne okazały się zw iązk i a lk ilo- rtęciow e, a zw łaszcza m etylartęciow e odznaczające się zdolnością przenikania z gleb y do w o d y i odpa
ro w y w a n ia do p ow ietrza atm osferycznego, skąd prze
m ieszczane są w ra z z opadam i ponow nie do gleby.
Z w ią z k i te ła tw o w chłaniane są przez ustrój, mocno w nim w iązan e i znacznie w oln iej w ydalane, g łó w nie z kałem .
Już niskie d a w M m etylortęci w yk azu ją silne dzia
ła n ie neurotoksyczne, niszczące kom órki w korze
67
m ózgow ej. Zm iany patologiczne w organizmach, po
w stające pod w p ły w em toksycznego działania zw iąz
k ów alkilortęciow ych, są nieodwracalne. Organiczne zw iązki rtęci pow odują zatrucia ostre, podostre lub przew lekłe. M etylortęć p rzyczyn ia się do uszkodzeń genetycznych w roślinach, u m uchówek oraz w kul
turze tkan kow ej ludzi i m yszy. N ie zbadano jeszcze czy jest pow odem pow staw ania zmian genetycznych rów nież u ludzi. Przypuszcza się, że takie zagrożenie istn ieje (Rusiecki 1973).
Podobnie ja k w przypadku roślin oraz różnych elem entów środowiska przyrodniczego, niedługi jest staż badań kontrolnych nad zaw artościam i rtęci w organizm ach ludzkich i zw ierzęcych. Ś w iatow e ba
dania naukow e lat siedem dziesiątych z zakresu po
ziom ów akum ulacji rtęci w narządach, tkankach i płynach u strojow ych człow ieka w ykazu ją, że n aj
w yższe zaw artości rtęci odkładane są w organizmach ludzkich w nerkach, dużo niższe w paznokciach, zę
bach i włosach, pośrednie w w ątrobie, płucach i mo
czu, a najniższe w m leku i k rw i (ryc. 1). T ak ie roz
m ieszczenie pobranych przez ustrój ilości rtęci św iad
czy o istnieniu w organizm ach ludzkich jakichś me
chanizm ów obronnych, k tóre chronią je w pew ien sposób przed toksycznym działaniem tego metalu przez odkładanie go w narządach, z których stosun
kow o n a jła tw iej może być w yd alon y (nerkach, w ą trobie, płucach) i tkankach o najm n iejszej biologicz
nej aktyw ności (paznokciach, włosach, zębach).
Bardzo w ażną spraw ą dla przebiegu procesów f i zjologicznych w organizm ach jest skład płynu ustro
jow ego — k rw i docierającej do wszystkich kom órek i dostarczającej im składników pokarm ow ych i tle
nu. T a k i stan, w k tórym średni poziom rtęci jest n ajn iższy ze w szystkich średnich poziom ów w zba
danych tkankach i płynach utr oj owych, w p ły w a w jakiś korzystny sposób na ochronę organizmu przed zatruciem (ryc. 1). P rz y w yso k iej zaw artości rtęci k rew spełniałaby dla ustroju rolę zabójczą. R ów nie
„korzystne” zaw artości rtęci, nieznacznie tylk o w y ż-
a b c d e f g
Ryc. 1. Rtęć w narządach, tkankach i płynach ustro
jo w ych człow ieka: 1. zakres zaw artości Hg, 2. śred
nia zaw artość H g; a — Livin ston e 1971, b — U nder- w ood 1971, c — Chattopadhyay, Jervis 1974 i Gute- man i in. 1973, d — U nderw ood 1971, e — Chattopad
hyay, Jervis 1974, f — Juszkiew icz i in. 1975 g — U n derw ood 1971
sze od znalezionych w e krw i, w y k ry to w mleku (ryc. 1). Jest to bardzo istotne dla procesu reproduk
cji populacji ludzkiej, gdyż zm niejsza skutki w p ły w ó w skażenia środowiska przyrodniczego na orga
nizm y potomne.
M ig ra cje rtęci w środowisku p rzyrodn iczym i po
ziom skażenia tym pierw iastkiem zagraża światu zw ierzęcem u w analogicznym stopniu jak populacji ludzkiej. W badaniach na m ateriale zw ierzęcym n a j-
Hg ppm
M iginle
- i
1x1
o I !:Ii
>, N Ol O
1 1 1 - 3
Ryc. 2. Rtęć w nerkach i mięśniach zw ierząt: 1. za
kres zawartości Hg, 2. średnia zawartość H g ; a — Juszkiewicz 1978, b — S zprengier 1978, c — Juszkie
wicz, Szprengier 1973, S zprengier 1974, d — Kosta i in. 1974, e — Juszkiew icz 1978, f — Kosta i in.
1974
niższe zawartości rtęci znaleziono w m leku krow im , mięśniach zw ierząt dom ow ych (trzody, bydła, koni), n a jw yższe natomiast w nerkach. N a uw agę zasługu
je fakt, że wśród zw ierzą t hodowlanych czołow ą po
zycję w akum ulacji rtęci zarów no w mięśniach, jak i nerkach zajm ują konie (ryc. 2, 3).
Bardzo istotną sprawą dla zróżnicow anej w ielk oś
ci akum ulacji rtęci w narządach zw ierząt jest po
chodzenie badanych prób z określonego regionu. U tego samego bow iem gatunku zw ierząt w próbach pochodzących z terenu rolniczego czy przem ysłow ego w ystępu ją bardzo istotne różnice w poziom ach za-
Hg ppm
10
10"
10
10-2
10
Mleko
krowie kobiece
świeże w proszku
® -
£ E
® 2 a -
5 £ O J2 o *
Oł o
-O
— j i—
O O—
I1
X 2
ja ja kurze
a b c
R yc. 3. R tęć w m leku i jajach: 1. zakres zaw artości Hg, 2. średnia zaw artość H g; a — S zprengier 1978, b — Juszkiewicz 1978, c — N abrzyski, G ajew ska 1978, d — Szprengier 1978, e — Juszkiew icz 1978, f —
Szpren gier 1978
68
w artości rtęci w n erkach lub mięśniach (ryc. 2). R e gion y p rzem ysłow e stw arzają duże zagrożenie dla św iata zw ierzęcego i p rzyczyn iają się do znacznie w y ższej akum ulacji rtęci w organizm ach zw ierząt, n ie tylk o hodowlanych.
Hg ppm
Ryc. 4. R tęć w paszach i m ączkach paszow ych: 1. za
kres zaw artości H g, 2. średnia zaw artość H g ; a — Szpreingier 1978, b — S zpren gier 1978, Juszkiew icz
1978, c — S zpren gier 1978
w ych, .skarmianych przez zw ierzęta hodowlane, n a j
w yższą zaw artość rtęci stw ierdzono w mączkach ry b nych, następnie mięsnych, najniższą natom iast w m ie
szankach paszow ych zbożow ych. P oziom rtęci w tych m ieszankach zbliżony jest (nieco ty lk o w yższy) do zaw artości w zbożach (ryc. 4).
U zw ierzą t żyją cych na sw obodzie, zwłaszcza u płazów , zakres poziom ów akum ulacji rętci w m ię
śniach jest znaczmie w y żs zy niż u zw ierząt hodow la
nych, m niejsze różnice natom iast w ystępują w ner
kach (ryc. 2). N a niższym poziom ie n iż u płazów, ale w yższym n iż u zw ierzą t hodowlanych lądow ych p la sują się zaw artości rtęci w tkance m ięsnej ryb. W y stępują tu rów n ież pew ne różnice m iędzy rybam i słodkow odnym i a m orskim i, gdzie zaw artości te są nieco m niejsze niż u ry b słodkowodnych. Istotn iej
sze różnice w średnich zawartościach rtęci w ystępu
ją m ięd zy poszczególnym i gatunkami ryb . N a jw yższe średnie poziom y rtęci znaleziono u boleni, okoni, san
daczy, a w śród ry b m orskich u fląder, belonów i m a
k re li (ryc. 5). R y b y słodkowodne, w ykorzystan e do badań przez G ajew sk ą i N abrzyskiego (1978), zło w io n e zostały p rzy ujściu W isły, ry b y m orskie natomiast
H g ppm w p rz e lic z e n iu n a ś w ie ż ą tka n k ę
10
10"
10
10-2
10~3
R y b y
s ło d k o w o d n e m o r s k i e
::
■ A , 1
1 I I *
ł ł
J I 1 I I L J L J I L
I '
X 2
NO
•UO co (/)
aa.
No ON
m 'co
oO) o
CD ar
£ o£ o
CD
in
o(/) o
' C
o
CD O
CLcr Ea>
'Ocn O
u N 'N
O c
UL
O o
CD
o
~E c>*
NO
“O
r r
(/) O
-o0) t_CLN o
CD 15ar -*ł- o
■oL_
o
EL_
O
u_ O \ /) LO CO co
5
: </>Eo
-V
nO cn O Ryc. 5. R tęć w tkance m ięsnej ryb złow ion ych w latach 1974— 1977 (G ajew ska, N abrzyski 1978);
kres zaw artości H g, 2. średnia zaw artość H g
1, za-
N iższe zaw artości rtęci stw ierdzono w m leku k ro w im n iż w m leku kobiecym . D opiero na skutek p ro
cesów p rzetw órczych i zagęszczania do stanu sprosz
kow anego, zaw artość rtęci w isposób istotny w zrasta w stosunku do zaw artości w m leku św ieżym (ryc. 3).
N iekorzystną sytuację dla popu lacji drobiu (kur) stw arza dość wysokii poziom zaw artości rtęci w ja jach (ryc. 3). R zu tu je to praw dopodobnie na rozw ój m łodych organ izm ów tych p taków d być m oże p o w o duje zm ian y genetyczne.
N a akum ulację (rtęci w organizm ach zw ierzęcych m ają du ży w p ły w pasze. W śród m ieszanek paszo-
w Bałtyku, w sąsiedztw ie ujścia W isły do morza.
T a k ie pochodzenie m ateriału badanego ma zapewne istotny zw iązek z zaw artością trtęci w rybach, gdyż w o d y te należą do n ajb a rd ziej skażonych zanieczysz
czeniam i p rzem ysłow ym i i kom unalnym i.
P rzedstaw ion e w y n ik i badań k ra jow ych i zagra
nicznych n ie n ap a w a ją optym izm em . Z braku histo
ryczn ego m ateriału porów n aw czego nie można doko
n ać szacunku, w ja k im tem pie w zrasta skażenie r t ę cią środow iska przyrodn iczego oraz środków ż y w ności.
I. JE SIO N W Y N IO S Ł Y F ra xin u s excelsior L. Fot. W . Strojny
69
W A N D A B Y C Z K O W S K A -S M Y K (K raków )
O SKUTKACH WYBUCHU W ULKANU ST. HELEN
Osiemnastego m aja 1980 roku, o godzinie 8,30 ra
no w stanie W ashington (U S A ) nastąpił potężny w y buch wulkanu St. Helen. O sile wybuchu i ilości w y rzuconego pyłu p ew ne w yobrażen ie może dać in fo r
macja, że chmura popiołu zupełnie zasłoniła słońce pow odując całkow ite ciemności w m iejscowości Pu l- man, odległej od krateru St. H elen o 390 km. C iem ności trw a ły od godzin y 1500 osiemnastego m aja do rana dziew iętnastego m aja. N a skutek opadu popio
łu w ulkanicznego zniszczeniu uległ obszar o średnicy 20— 25 km. O blicza się, że zostało w yrzucone 1,5 do 2 km3 popiołu. W niektórych okolicach spadło do 300 ton popiołu na jeden hektar. W m iejscach n aj
bardziej zapylonych w arstw a popiołu dochodziła do 15 cm grubości. P op iół w u lkaniczny b ył b arw y sza
raw ej i konsystencji cementu, większość ziarn miała 1— 100 ,um średnicy. 60— 70% popiołu składało się z krzem ionki (S i0 2), 16— 18% z tlenku glinu (A120 3), reszta to tlenki Fe, Mn, Ca, M g, K , Na, P oraz nie
znaczne ilości zw iązk ów Cd, As, Cr, Co, Pb, Hg, Ni, Zn i Cu. G dy w k ilk a dni p óźn iej spadł deszcz — z po
piołu powstała papka o pH 5,3.
W ybuchy w u lkan ów na opisanym terenie m iały m iejsce kilka tysięcy lat temu. Ostatni, w 1980 noku jest p ierw szym w ybuchem od czasu w prow adzenia tu upraw y roli.
Opad olbrzym ich ilości popiołu może mieć po
w ażn y w p ły w na glebę, rośliny, zw ierzęta, wodę, przedm ioty m artw e i klim at. Około 99% w yrzuconego popiołu opadło na ziem ię. P op iół ten częściowo zm ie
szał się z glebą, reszta została usunięta przez w iatr, opady atm osferyczne, a przede w szyskim mechanicz
nie.
P on iew aż pokryta popiołem gleba jest barw y sza- robiałej — odbija się od n ie j część prom ieniowania słonecznego, przez co gleba ma niższą temperaturę, m niej się nagrzewa. Dalszym tego skutkiem jest słab
sze parowane w od y z gleby. Z jednej strony w arstw a pyłu chroni glebę przed utratą w od y na skutek pa
rowania, ale z drugiej pozbaw ia ją dopływ u w ody z opadów atm osferycznych, z topniejącego śniegu, z iryga cji.
N ie w iadom o jeszcze ja k obecność popiołu w u lk a
nicznego odbije się na m ikrostrukturze gleby.
W iadom o, że popiół w u lkaniczny nie zaw iera zw ią z
k ów organicznych, a zatem zm ieszanie go z glebą ob
niża w niej procentow y udział m aterii organicznej.
I tak np. obliczono, że opad 225 ton popiołu na hektar gleby obniży w niej zawartość m aterii organicznej o 10%, co nie tylk o zm niejszy żyzność gleby, ale tak
że podniesie toksyczność stosowanych herbicydów.
A zatem n ależy od nowa ustalić norm y stosowania różnych preparatów chemicznych.
O ptym iści przypuszczali, że obecność m ikroelem en
tó w w p y le w u lkanicznym m oże podnieść żyzność gleb y — nadzieje te okazały się bezpodstawne; po prostu zawartość m ikroelem en tów była zbyt niska, aby m ogła się w w idocznym , korzystnym stopniu od
bić na uprawach.
Teren, dotknięty obecnie klęską wybuchu, dostar
czył w 1979 roku ziem iopłodów o w artości 1,4 m ilia r
da dolarów oraz mięsa i produ któw zw ierzęcych w a r
tości 270 m ilionów dolarów. Na skutek erupcji po
piołu stosunkowo nieznacznie ucierpiały upraw y ziem n iaków i zbóż, natom iast bardzo duże szkody zanoto
wano na łąkach, z których siano nie nadawało się do użycia. Straty z tego tytułu szaouje się na 35 m ilio
nów dolarów, nie licząc kosztów transportu siana, któ
re musi być p rzyw iezion e z innych Stanów.
W najbardziej dotkniętych klęską okolicach do 75%
ow oców opadło z d rzew (straty w yn iosły 15 m ilionów dolarów ). Pozostałe na drzew ach owoce w y ro sły do
rodniejsze niż zazw yczaj. Natom iast bardzo ucierpia
ły upraw y brzoskwiń, m oreli, truskawek i m alin, któ
rych nie można było oczyścić z popiołu i całkow icie n ie nadaw ały się do spożycia. W uprawach grochu i soczewicy stwierdzono w yraźn e zaham owanie w zros
tu.
Pod w p ływ em ciężaru popiołu wulkanicznego, który pok rył liście roślin, następowało obryw anie się tych liści. Stw ierdzono znaczne lub naw et całkow ite w strzy manie fotosyntezy, poniew aż w a rstw a pyłu nie do
puszczała energii prom ieniow ania słonecznego do miękiszu asym ilacyjnego liści. Na Skutek zatkania aparatów szparkowych w liściach zaburzeniu uległo parowanie, a przez to rów nież i krążenie w ody w roślinach.
Po opadzie deszczu, gdy pył zam ienił się w papkę 0 kwaśnym odczynie — uszkodzeniu uległy -niektóre tkanki liści i ow oców . N iek tóre drzew a całkow icie straciły liście.
Rośliny o liściach gładkich w cześniej u w oln iły się od pyłu, głów nie w w yn ik u działania w iatru i deszczu;
rośliny, których epiderm a pokryta jest w łoskam i — uwolnią się od w arstw pyłu dopiero, gdy zrzucą liście.
D robiny pyłu wulkanicznego okazały się szczególnie szkodliwe dla owadów, głów nie poprzez mechaniczne uszkadzanie cieniutkiej w arstew k i wosku, która chro
ni ow ady przed wyschnięciem . W arstew ka ta ma nie w ięcej jak 0,25 (im grubości, ale skutecznie chroni ciało owada przed utratą wody. M uchów ki i błonków - ki traciły do 66% zaw artości w o d y i w czasie 4— 8 godzin po zetknięciu się z pyłem zginęło ich 50—100%, natomiast la rw y m ola w oskow ego (G aleria m elon ella ) czy m ącznika m łynarskiego (T e n e b rio m o lito r) tylko nieznacznie ucierpiały. W ie le ow adów było tak ob
ciążonych pyłem , że n ie m ogły latać. N a leży w spom nieć, że ucierpiały rów n ież ow ady szkodliwe, np. po 24 godzinach zalegania pyłu w ygin ęła stonka ziem niacza
na i pasikoniki. P rzed wybuchem St. H elen w ba
danych okolicach w ystępow ało 10— 12 pasikoników/m2 1 w 1979 roku konieczne było spryskanie insektycyda
mi ponad 130 000 hektarów. Po w ybuchu wulkanu za
niechano stosowania chem icznych środków, poniew aż pasikoniki w ygin ęły.
P ra w d ziw ą klęskę p rzeżyli pszczelarze. Z 15 000 pni pszczół zginęło 12 000. T e straty ocenia się na m ilion dolarów.
Na szczęście d rob in y krzem ionki, zaw arte w p yle w ulkanicznym są tego typu, że nie pow odują p ylicy krzem ow ej ani u zw ierzą t ani u człowieka.
P ow a żn y problem to szybkie znoszenie dużych iloś
ci popiołu w ulkanicznego do w szelkiego rodzaju zbiór-
70
n ik ó w w odnych. P ow od u je to szybkie zam ulanie zb ior
n ik ó w iry g a cy jn y ch i zaporow ych. Zanotowano rów n ież szybsze spływ anie wód opadowych, co z jedn ej strony grozi powodzią, z drugiej przyspiesza erozję p o w ie rz
chniow ej, u rodzajnej w a rstw y gleby.
P r z y dużym stopniu m echanizacji roln ictw a p ow aż
n ym problem em jest unieruchom ienie w ie lu maszyn rolniczych, k tóre muszą być starannie w yczyszczone i n aoliw ion e i to nie tylk o jednorazow o, po bezpo
średnim zapyleniu przez opadający popiół, ale i p óź
n iej — po pracy w zapylonym terenie.
I w reszcie w ybuch wulkanu może m ieć w p ły w na klim at. T a część pyłu wulkanicznego, k tóra dostanie się d o atm osfery — w stosunkowo krótkim czasie opada na ziem ię (sam oczynnie i z opadam i atm osfe
ryczn ym i), natom iast część pyłu unosi się aż do stra- tosfery i m oże spowodować ochłodzenie klim atu, u trzy
m ujące się naw et przez w ie le lat. P o niektórych eru p
cjach w u lk a n ów notowano ochłodzenie, obejm ujące
sw ym zasięgiem cały glob. Obecnie w iem y, że decy
dujące znaczenie dla zmian klim atycznych ma nie ilość pyłu, jaka dostanie się do stratosfery, lecz jego skład chem iczny, a przed e w szystkim ilość zaw artego w n im dwutlenku siarki (S 0 2). D w utlenek siarki w stratosferze przekształca się w m ikroskopijne k rop elk i kw asu siarkow ego i w łaśnie ten aerozol blokuje p rze
nikanie prom ieniow ania słonecznego ku pow ierzchni ziem i. E fektem tego jest ochładzanie dolnych w arstw atm osfery, które może się u trzym yw ać naw et przez w ie le lat. W przypadku ostatniego wybuchu St. H elen stwierdzono, że p rzy stosunkowo dużej ilości w y rzu canego popiołu m iał on niską zawartość dwutlenku siarki, a w ię c ochłodzenie atm osfery pow inno w ynieść n ie w ię c e j niż kilka setnych części stopnia Celsjusza.
A zatem dłu goterm in ow y w p ły w na klim at przypusz
czalnie będzie znikom y.
(N a p od staw ie a rty k u łó w w S cien ce, 1981).
J A K U B M O W S Z O W IC Z (Łódź)
BON — SAJ C Z Y L I SZTUKA HODOWLI DRZEWEK KARŁO W ATYCH
Do w spółczesnej estetyki upiększania w n ętrz po
mieszczeń, tak społecznych ja k i pryw atnych, szcze
góln y k oloryt wnoszą takie zbliżone do siebie gatunki sztuki japońskiej ja k bon-saj, czyli hodowla drzeweik karłow atych, sztuka bon-seki — czy li układania ka
m ieni na tacy oraz bon-kaj tj. urządzania k ra jo b ra zó w m iniaturow ych.
W szystk ie te gatunki sztuiki japońskiej sięgają da
leko w głąb w ie k ó w historii.
F o rm ow an ie d rzew ek karłow atych — to cała sztu
ka, opanow anie k tórej w ym aga szeregu lat pracy i specjalnych doświadczeń, prow adzonych pod kieru n
kiem zn aw ców tych zabiegów . P rz y tym delikatne te m anipulacje są technicznie bardzo złożone i skom pliko
w ane oraz w y m a ga ją dokładnego p rzygotow an ia i u- m iejętn ych studiów jak: odpow iedniego przesadzania, podcinania korzeni i pędów, specjalnego zw ija n ia k o
rzeni i pędów, o w ija n ia p ęd ów drutem m iedzianym , w ysku byw ania pąków, w ydłu żan ia i przycinania pę
dów, m isternego w ygin an ia p ęd ów oraz całego sze
regu innych zabiegów.
O góln y efek t karłow atości osiąga się dzięki ciasnej objętości pojem nika, ham ującego w zrost korzeni oraz w yk orzystan ie grubych fr a k c ji glebow ych, o o gra n i
czonej zaw artości substancji odżyw czych, p rzy jedno
czesnym bardzo u m iarkow an ym i dokładnym n a w oże
niu, a także dzięki skąpemu podlew aniu. Zabiegom tym ma sprzyjać dobre ośw ietlenie. D rzew ka k arło
w a te są od najm łodszego okresu periodyczn ie harto
w ane na działanie w iartu, deszczu, słonecznej spie
k oty i chłodu. W takich warunkach ro zw ija ją się one bardzo pow olnie. Na przykład p rzy jm u je się, że w podobnych warunkach śliw a m oże zakw itnąć dopie
ro w 15 roku życia.
D la różnych typ ó w d rzew ek dobierane są odpo
w ied n ie naczynia, które mogą mieć kształt: okrągły, ow a ln y lub w ielościenny, mogą być głębokie lub płas
kie, um ieszczone na nóżkach lub pozbaw ione nóżek.
Jeśli zasadniczy e fe k t d ekoracyjn y pozostaje w zależ
ności od kształtu korzeni i gałązek, to w yk orzysty
w a n y jest pojem n ik niegłęboki. G ru py d rzew ek u- m ieszczane są w szerokim naczyniu, aby lep iej do
strzec m asyw n e i w y k rzy w ia n e pędy, natom iast w przypadku zw isających gałązek nadaje się w ysoki w y k w in tn y garnek.
P o je m n ik i zazw ycza j przyrządzane są z glin y w y prażonej, rza d zie j z porcelany. Do trad ycyjn ych k olo
rów , w które są m alow ane pojem n iki należą: biały, czerw on y, czarny, niebieskaw ozielon y i żółty. Dla zi- m otrw ałych odm iany d rzew ek nadają się pojem niki:
szaro-zielone, szaro-niebieskie, ciem nozielone i bru
natne. Do kw itnących drzew ek dobierane są kolory naczyń kontrastujących z zabarw ieniem k w iatów . W ten sposób do ś liw y biało kw itnącej, dobierany jest pojem n ik czarny, zaś do czerw ono kw itn ącej śliw y — n aczynie białe. D la drzew o pstrym jesiennym zabar
w ien iu liści nadają się zielone i niefoieskozielone n a
czynia.
G leb ę dookoła d rzew k a p rzy k ry w a się b iałym pias
k iem gruboziarnistym , n iek ied y część lub całą po
w ierzch n ię g le b y p rzy k ry w a ją mchem zielonym . Z b io rn ik i w szystkie m ają otw orki typow e, na do
le p rzy k ry te skorupką. D no pojem nika zaw sze p o k ry
te jest cienką w arstw ą żw iru, celem zabezpieczenia drenażu, następnie usypuje się w arstw ę gleb y uro
d zajn ej zm ieszaną z piaskiem . P o posadzeniu d rzew ko um ieszcza się w cieniu i codziennie opryskiw ane jest ciepłą w odą pokojow ą. D rzew ka zakorzenione są p eriod yczn ie i dokładnie zm ywane.
Standardow e, ściślej m ów iąc, tra d ycyjn e d rzew ko k arłow ate n ie może przekroczyć 30 cm wys., naw et po osiągnięciu w iek u 100-letn iego lub starszego.
Is tn ieje 10 ty p ó w d rzew ek karłow atych: 1. zim o- trw a łe, zachow ujące dekoracyjność w ciągu 4 pór roku, 2. n ajb ard ziej d ek oracyjn e w okresie kw itnienia w iosennego, 3. kw itn ące w okresie letnim , 4. rozk w i-
71
Ryc. 1. Dąb kam ienisty Q uercus ile x L. w naczyniu brunatnym glazurow anym
tające jesienią, 5. połyskujące i budzące natchnienie w porze zim ow ej, 6. zasługujące na pierwszeństwo, ze w zględu na subtelne, ro zw ija ją c e się wiosenne listo
w ie, 7. zachw ycające w okresie letnim sw oim gęstym listow iem , 8. w yróżn ian e za przepych jesiennego za
barw ienia, 9. drzew ka ow ocujące na wiosnę, w lecie i jesienią. 10. korzystnie w yróżn ia ją ce się swoistym i kształtam i gałązek i pnia, szczególnie w okresie zi
m ow ym po opadaniu listowia.
D rzew a karłow ate, w yh odow an e z nasion sadzo
nek, są szczepione na podkładkach karłow atych drze
w e k lub pochodzą z dzikorosnących drzew ek, przeby
w ających w szczególnie ciężkich surowych warunkach, zawieszonych na p ra w ie pion ow ych skałach, narażo
nych na działanie w ia tró w , m rozów i posuchę.
Istn ieje 6 sposobów rozm ieszczenia, ulokow ania w po
jem nikach d rzew ek: 1. pojedyncze, pionow o rosnące lub pochylone drzew ka (śliw a, wiśnia, sosna, świerk, jałow iec, klon, n iekiedy brzoskw inia, pom arańcza) 2. dwa drzew ka ulokow ane w ten sposób, że pochodzą jakby z jednego pnia (dąb, w iąz, sosna, w iśnia i śli
w a), 3. grupa złożona z kilku drzew ek, im itujących jakby m ały zagajn ik (w ią z, brzoza), 4. drzew ka u trzy
m yw ane na w ysokopiennych korzeniach (sosna Tunber- ga), 5. drzew ka o korzeniach oplatających kam ienie
Ryc. 2. Fikus pełzający Ficus repens L. w naczyniu zw yk łym
(sosna, klon, różanecznik), 6. drzew ka gw ałtow n ie w yk rzyw io n e ku dołow i, jakby zw isające ze skały
* (iglaste, klon, różanecznik).
Bon-saj zakłada, że sztuka kształtowania drzew ek skarłowaciałych może nie tylk o naśladować przyrodę, lecz rów n ież przew yższać ją pod w zględ em efektu estetycznego, a w yglą d em swoim także oddziaływ ać na psychikę człow ieka.
Gatunek i kształt dobieranego drzew ka pozostają w zależności od zaprojektow anego oddziaływ ania psy
chologicznego, jak ie mogą w y w rzeć na człowieka, od efektu dekoracyjnego, pow odującego nastrój podnios
ły, to odczucie spokoju i ciszy, czy męstwa i w y tr wałości, czy odporności w w alce z udrękam i niedoli.
K ażdy gatunek drzew ka ma sw oją w ym ow ę. Sosna jest sym bolem życia długiego, śliw a — hartu życio
wego, w iśnia — natom iast młodości i piękności.
O panowanie sztuki bon-saj n iew ą tp liw ie zasługuje na naszą uwagę. Pełn e w dzięku drzew ka karłow ate można w yhodow ać w pom ieszczeniach zam kniętych, jak rów nież na balkonach lub w ogródkach działko
wych. W ym aga to być może zachodu i trudu, ale od
płaci się w d zięk iem i pięknością przyrody, która do
starcza nam, zjadaczom Chleba, tylu wzruszeń oso
bistych i przeżyć niepow tarzalnych.