Ns 5 (1339)- W arszaw a, dnia 2 lutego 1908 r. T o m XXVII
T Y G O D N I K P O P U L A R N Y , P O Ś W I Ę C O N Y N A U K O M P R Z Y R O D N I C Z Y M
PRENUM ERATA „W SZECHŚW IATA*1.
W W arszawie; rocznie rb. 8, kw artalnie rb. 2. Z przesyłką pocztową rocznie rb. 10, półr. rb. 5.
PRENUMEROW AĆ MOŻNA:
W Redakcyi „W szechśw iata" i we w szystkich księ
garniach w kraju i za granicą.
Redaktor „W szechświata*1 przyjmuje ze spraw am i redakcyjnemi codziennie od godziny 6 do 8 wieczorem w lokalu redakcyi.
A d r e s R e d a k c y i : K R U C Z A JsTa. 3 2 . T e l e f o n u 8 3 -1 4 .
NOWE POGLĄDY NA UKSZTAŁ
TOWANIE SIĘ POWIERZCHNI ZIEMI W EUROPIE ŚRODKOWEJ.
Po śmierci genialnego F. Richthofena następcą jego na katedrze geografii w uni
wersytecie berlińskim został Albrecht Penck, jeden z wybitniejszj^ch geografów współczesnych. Rozstając się z W ied
niem, gdzie był przez długie lata profe
sorem uniwersytetu, Penck w ygło sił od
czyt pożegnalny, który wkrótce potem ogłosił drukiem 1). Na treść tego odczy
tu, syntezującego prace autora i jego uczniów, składa się w przeważnej czę
ści geomorfologia (ukształtowanie się po
wierzchni ziemi) w Europie środkowej.
Niżej podajemy ważniejsze w yw od y autora.
') Książka p. t. „Beobachtung ais Grundlage der Ge- ographie1*, Berlin, 1906, oprócz odczytu wiedeńskiego, zawiera również wykład wstępny, wygłoszony przez P. w Berlinie, a zawierający między innemi charakte
rystykę porów naw czą Richthofena i Rittera, znakomi
tych geografów wieku XlX-ego.
Cele nauki są wszędzie jednakowe;
ale rozporządzalne środki do osiągnięcia tych celów w rozmaitych miejscach są odmienne; tu w ysuwają one na pierw szy plan inne zadania, niż owdzie. Z a tem nauka, nie bacząc na swój charakter kosmopolityczny, nabiera znamion naro
dowych, a pod w p ływ em sprzyjających okoliczności miejscowych rozw ijają się szkoły o typie w ybitnie lokalnym; — odnosi się to przedewszystkiem do ge
ografii. Co prawda poznawać powierzch
nię ziemi można wszędzie, ale pewne miejscowości skierowują uwagę badacza na określone zagadnienia oraz podsuw a
ją mu specyalne idee, tak że rozpoczyna on sw e badania już z pewnego, zupełnie określonego stanowiska.
Pod tym względem W iedeń stanowi w Europie punkt w yjątkow y. Położone wśród obszaru niezwykle urozmaiconego pod względem geograficznym, miasto to, już w najbliższej swojej okolicy, dostar
cza geografowi wielkiej obfitości najróż
niejszych zagadnień, zachęcając go tym sposobem do badania przez spostrzega
nie, — podstaw y wszelkiej umiejętności konkretnej. Okoliczność ta ma znacze
nie niesłychane; zbyt długo bowiem w y
rządzano w ielką krzyw dę geografii przez
6 6
WSZECHSWIAT
w yłączne opracow yw anie literatury źród
łow ej, a w ięc przez pozbaw ianie tej na
uki ożyw czego w p ływ u , jaki na każdą umiejętność w y w ie ra obserw acya.
U czący geografii w zakresie w yższym w W iedniu znajduje, dla siebie teren nie
zrównany.
Z K ahlenberga, na północ od miasta, może on uczniom swoim w yjaśnić prze
ciwieństwo m iędzy góram i zalesionemi a równiną, posiadającą charakter stepo
w y, może im pokazać w yłom Dunaju oraz daleki głąb górski m asyw u Bojskie- go, którego pow ierzchnia praw ie płaska szczególny przedstaw ia kontrast z falis- temi kształtami pobliskiego lasu W ie
deńskiego. Tu również nauczyciel ma możność zadem onstrowania rzeki, napie
rającej w praw o, oraz zw rócenia uw agi na bramę, w której ta rzeka tuż koło w rót Karnuntum ') przerzyna Małe K a r paty. T u w reszcie obrazu dopełnia da
leki Schneeberg, ostatni w ysoki szczyt alpejski, a na dole, w yciągając ramiona w góry, legł w ielki W iedeń, położony na praw ym brzegu Dunaju jeszcze jako stare miasto rzymskie, — tw ierdza nie- mieckości, broniąca dostępu od połud- nio-wschodu z tyłam i zasłoniętem i od za
chodu. K iedy T u rcy go oblegali, Jan III pospieszył mu z odsieczą poprzez w zgó
rza Kahlenbergu. K ażde w ielkie zagad nienie geografii: czy to fizyogeograficzne, biogeograficzne lub antropogeograficzne daje się poglądow o w yłożyć tuż pod Wiedniem; uczeń rozumie tu odrazu, co ma być przedmiotem jego studyów, oraz jasno zdaje sobie spraw ę z te,go, że rozszerzenie zasobu wiadom ości w tej dziedzinie może i musi być osiągnięte przedewszystkiem przez obserw acyę.
A le obfitość dookoła zagadnień nęci również i gotowego już badacza. Na Kahlenbergu pod W iedniem ziemia, na której w y ro sły nowsze badania fizyo
geograficzne, sięga aż terytoryum samego miasta; stąd w przeciągu niew ielu go
dzin można znaleść się w środow isku
•) Nieistniejące obecnie stare miasto celtyckie w P a
nonii nad Dunajem, znane z czasów rzymskich, Szczątki budowli tego m iasta znaleziono między miej
scowościami Petronell a Hamburgiem na W ęgrzech.
wszystkich problematów z dziedziny g e omorfologii, klimatologii, glacyologii, w y suniętych przez naukę w czasach ostat
nich. Do Alp przylega z południowscho- du K ras, obfitujący w pieczary, znika
jące rzeki oraz czasowe jeziora, naw ie
dzany przez częste opady, a na po
w ierzchni suchy. O bszar ten, o tak niezwykłem ukształtowaniu powierzchni, uposażony jest z kolei w w ybrzeże morskie, jedyne w tym rodzaju w Euro
pie; graniczy ono z morzem, otoczoncm ze wszystkich stron prawie, które, roz
miarami niewielkie, odznacza się w od
dzielnych sw ych częściach najrozmaitszą zaw artością soli, niezwykłem i wahaniami tem peratury oraz przebogatem życiem roślinnem i zwierzęcem. Na wschód od A lp leg ły w ielkie rów niny w ęgierskie wraz z swemi odgałęzieniami, — zagłę
biami styryjskiem i wiedeńskiem. W ody zdążyły te ostatnie porzeźbić lub w y równać, środek zaś równin — w ypełnić swemi osadami, które następnie pokryte zostały piaskam i lotnemi; w okolicy je
ziora Błotnego (Balaton) napotykam y tutaj niesłychanie dziwne doliny. Rów ni- ny w ęgierskie to rozległy obszar stepo
w y; okolony wieńcem w yniosłości zale
sionych, — kotlina, w którą w pad ały ludy za ludami. — Z kolei na północ od A lp sadow ił się głąb Bojski, typow y przykład pasma górskiego zniesionego przez siły napowietrzne, ale powtórnie dźwigniętego i pokrajanego przez doliny o licznych zakrętach; południową kra
wędź tego m asyw u przerzyna Dunaj, który pozornie miałby dogodniejszą dro
gę tuż obok na przedmurzu ’ ) alpejskiem.
Na lesistych wzgórzach um ieściły się w zdłuż w yciągnięte w si kolonistów nie
mieckich; w wnętrzu kraju — gęsto roz
rzucone osady czeskie. W reszcie na pół
noco-wschodzie ciągną się zygzakowate K arp aty, z równinami, wciskającem i się w nie z południa; na stronie północnej łań
cuch ten spada stromo ku równiejszemu przedmurzu, które w znacznej odległości
') „V orland“ — w yraz polski „przedm urze“ (jak rów nież „ty ły “ dla „H interland) został zaproponow a
ny przez p. M. Limanowskiego.
WSZECHŚWIAT 67
od podnóża posiada już budowę pasa ta
mującego. W e wnętrzu Karpat pełno za
głębi, łączących się z sobą zapomocą przełom ów rzecznych, oraz oddzielnych m asyw ó w górskich, z których żaden nie jest tak odosobniony i w yniosły, jak
T atry W ysokie.
Z pośród najrozmaitszego mnóstwa zagadnień, przesuw ających się na po
wyższych obszarach przed okiem geo- grafa-obserw atora, jedno jednakże wraca bezustannie, a brzmi ono: w jaki spo
sób pow stały te tak różne formjr po
wierzchni ziemi? Na czoło badań tedy w ysu w a się geom orfologia, tak ściśle odtąd związana z geologią, która w Au- stryi w ciągu ostatnich dziesięcioleci obrała sobie ten sam problemat za przed
miot szczególnej troskliwości.
W iadomo, do jakiego rozwoju doszła nowsza tektonika specyalnie na gruncie austryackim . Bodziec w tym kierunku stanow iły studya nad Alpami. W pierw szym szeregu stanął tu Richthofen, któ
ry zw rócił uw agę na różnicę w budo
wie A lp wapiennych północ^^ch i po
łudniowych; zasłużył się również przez to, że położył nacisk na występowanie skał w ybuchow ych na południowej kra
wędzi K arpat, na granicy [między góra
mi a równiną. S tu r objaśnił później, w jaki sposób granica południowa ma
syw u czeskiego odzwierciedla się w ew nątrz A lp w postaci linii zygzakowatej.
W reszcie Su ess potrafił powiązać te fakty pojedyncze w sposób genialny.
A lp y to potężny łańcuch górski, pow stały przez parcie w kierunku poziomym, skutkiem którego w arstw y tego łańcu
cha naciśnięte zostały na m asyw czeski.
M asy spiętrzone załam ały się później na południu i zapadły popod równinę rzeki Po; to samo zaszło na terenie za
głębia panońskiego. Na obszarach za
padniętych wszędzie z głębi podniosły się do góry płynńe masy, które się ze
staliły w sk ały wybuchowe. Załamanie nastąpiło również i na północy Alp; za
padł się tutaj jednak obszar, uważany zw ykle za przedmurze Alp, ale popęka
ły nadto na szereg skib, nakształt po
k ryw y lodowej opadającego stawu, są
siednie Niemcy południowo zachodnie;
niektóre z tych skib zostały na tym samym poziomie jako „horsty“ , inne utw orzyły zapadliny. Jestto przedmurze północne Alp w obszerniej szem tego słow a zna
czeniu.
W śród tego kompleksu ruchów po
ziomych i pionowych nie drgnął je d y nie m asyw czeski.
Poglądy powyższe, zrodzone na grun
cie austryackim, stanowią tło główne mistrzowskiego opisu budowy gór na globie ziemskim, dokonanego przez Ed-
; w arda Suessa w jego „Obliczu ziemi."
Szczególnie entuzyastycznie przyswoili je sobie między innymi geografowie; u wielu z nięh pierwotne pojęcie geogra
ficzne gór jako zbiorow iska nierówności
; ustąpiło miejsca pojęciu tektonicznemu, zgodnie z którem za góry uważa się czę-
; sto skraw ek silnie sfałdowanego obszaru;
: podobnie nauka o powstawaniu gór stała
; się obecnie dla wielu identyczną z dyscy
pliną, traktującą o fałdowaniu się warstw , i ich spiętrzaniu się przed przeszkodą.
| fdee tektoniczne S u essa stw orzyły rów nież podstawę, na której oprzeć się mo
gła morfologia ziemi austryackiej. Z ro
zumiano, dlaczego A lpy, sfałdowane tak
> niedawno, strzelają tak w ysoko w górę : swemi szczytami niebotycznemi; załama
nie znów na krańcach południowym i wschodnim rozw iązyw ało zagadnienie w ystępujących tu równin, a długotrw ały
! stan spoczynku m asywu czeskiego w yja
śniało tak głęboko sięgające jego znie
sienie.
T ak tedy zdaw ało się, że budowa i kształt powierzchni ziemi doskonale się z sobą zgadzają i że geomorfologia zdo
była trw ałą podstawę w tektonice. J e dnakże z czasem, na skutek drobiazgo
w ych badań morfologicznych, poczęło uzyskiw ać grunt przeświadczenie, że stosunek między tektoniką a geomorfo
logią nie jest tak ścisły, jak pierwotnie sądzono.
I tym razem, ja k zresztą często, no
w ych zdobyczy dostarczyły A lp y. B liż
sze wniknięcie w bogactwo kształtów
tego łańcucha — niemałe zasługi na tem
polu położył wybitny geograf Edw ard
68
W S Z E C H S W IA T N° 5
Richter (zm. w 1905 r.) — ujawniło, że formy, uważane w Alpach za w y so k o górskie, bynajmniej nie są wyrazem młodzieńczości sfałdow ania alpejskiego.
O strograniastym utworom górskim stale tow arzyszą „ k a ry “ (rodzaj cyrków). U tw o
ry te zaw dzięczają sw e pow stanie nisz- czącej działalności lodowców z okresu lodowego i dzisiejszych, które k a s k a m i swemi w żerały się we wnętrze gór.
Coraz bardziej mnożą się oznaki, że A lp y posiadały w łaściw ości gór średnich, zanim działalność lodu nie nadała im przebogatych kształtów w ysokogórskich.
Ostatnio w yk azał to Rom an Lucerna dla małej grupy górskiej w Karaw ankach (Steiner Alpen). A pasmo górskie o za
okrąglonych kształtach, którego najw ięk
sze w yniosłości składają się ze skał naj
odpowiedniejszych, z punktu widzenia morfologicznego nie może uchodzić za młode. Przeciwnie, ujawnia óno wyraźne ślady długotrw ałego znoszenia; uchodzić tedy może co najw3^żej za pasmo górskie dojrzałe. Tym sposobem dla morfologa słabnie przeciw ieństw o między Alpami a m asywem czeskim, jako przeciw ień
stw o między góram i staremi, całkow icie zniesionemi, a łańcuchem górskim młodym.
Z kolei próba odbudow y A lp z przed okresu lodowego ujaw niła na krawędzi gór istnienie dolin z przed tego okresu o spadku tak wielkim, że trudno było uw ierzyć, że toczyły w nich sw e w ody spokojne rzeki dojrzałego łańcucha gór
skiego. Pogląd, że ten znaczny spadek jest pochodzenia późniejszego, narzucał się tem łatw iej, że u stóp gór, tu i ow dzie, w arstw y żw irow isk z okresu lodo
w ego również zbyt w ielki mają kąt na
chylenia. Nieodzownem zaś stało się przyjęcie owego poglądu z chw ilą, kied}^
ujawniono, że utw ory brzeżne morza pliocenicznego rów nież są nachylone.
Późniejsze spostrzeżenia w reszcie nad w ysokością względem morza jezio r inter- glacyalnych nie pozostaw iają najmniej
szej w ątpliw ości, że A lp y w y p iętrzały się jeszcze w ciągu czw artorzędu, i to w głębi silniej niż na krawędziach. S ta je się obecnie jasnem , że część przynaj
mniej obecnego sw ego w yniesienia A lp y
zawdzięczają nie ciśnieniu bocznemu, lecz prostopadłym ruchom skorupy ziem
skiej. Zatem i genetycznie A lp y bliższe są m asyw u czeskiego, niż dotąd p rzy
puszczano.
Czw artorzędow e w ygięcie możemy za
obserw ow ać dość dokładnie dookoła Alp zachodnich. Stw ierdzam y je od Nicei wzdłuż podnóża A lp francuskich poprzez S zw ajcaryę aż do B aw ary i górnej z je
dnej strony, od Piemontu przez całą Lombardjrę— z drugiej. Na zachodzie ob
szar podniesiony zlew a się z obszarem górskim. Natomiast na wschodzie nie udało się dotychczas odkryć jakichkol
wiek śladów wj^gięcia, np. złoża trzecio
rzędowe na skraju wschodnim łańcucha alpejskiego nie ujaw niają żadnego pod
niesienia specyalnego. Co praw da na krawędzi kotliny wiedeńskiej linie brzeż
ne morza miocenicznego, opisane przez H assingera, okazują zakłócenia i poło
żone są wyżej koło zapadniętych A lp wapiennych, niż u pasa fliszowego, nie
mniej jednak dalej na południe miocen zatoki styryjskiej nie sięga o wiele w y żej od miocenu kotliny wiedeńskiej, a od
nogi tego morza trzeciorzędowego, się
gające w głąb A lp, nie posiadają zna
mion wyniesienia. Zatem w ygięcie po- plioceńskie A lp nie obejmuje całego łań
cucha górskiego, nie pokryw a się ono z obszarem pofałdowanym. I dlatego zbyt pośpiesznym byłby wniosek, głoszący, że owo w ygięcie, które na zachodzie odby
w ało się zgodnie z rozciągłością fałdo
wania, jest następstwem tego ostatniego.
Przypuszszenie takie traci zresztą w szel
ką podstawę, jeśli zwrócimy uwagę na to, co widzim y dalej na południo-wscho- dzie, w łańcuchach dynaryjskich. Ł ań cuchy te na całej swej długości aż do zatoki Skutari toną w A dryatyku; doli
ny tamtejsze zanurzają się pod wodę, podłużne grzbiety górskie zamieniają się w w yspy. S p ra w a zanurzania się odby
wa się z taką prędkością, że koło S a lo ny sarkofagi rzymskie, umieszczone na skale wapiennej, w miejscu się znajdu
jącej, pogrążyły się pod powierzchnię
morza. T o opadanie ciągnie się wzdłuż
w ybrzeża istryjskiego na północ; nato
Js° 5 W S Z E C H Ś W IA T 69
miast sam półw ysep, jak to w ykazał | Krebs, podnosi się. Z opadaniem spo
tykam y się następnie na równinie rzeki Po, gdzie nietylko istnieją na obszarze W enecyi i G rado oznaki tego uginania z czasów historycznych, ale gdzie rów nież aż do Medyolanu złoża lądowe czwartorzędu znajdują się pod pozio
mem morza. Na południo-wschód od te
go uginającego się terenu wznoszą się Apeniny; na stoku północno-wschodnim tego łańcucha pliocen morski, którego niema zupełnie na wybrzeżu adryatyc- kim i po stronie południowej A lp w e
neckich, je st podniesiony do wysokości 600 — 800 m nad poziomem morza.
Odnosimy tutaj wrażenie, że uginanie się adryatyckie posuw a się na południo- wschod, gdzie wciąż trw a jeszcze, zaś na południo-zachodzie ustępuje miejsca podnoszeniu się. B yć może, że te pod
noszące się i opadające fale dookoła A dryatyku są w związku z wykrytem przez Triulziego szczególnem rozmie
szczeniem ciężkości na tj^m samym ob
szarze, polegającem na tem, że w Emilii, gdzie A peniny się podnoszą, siła ciężko
ści je st mniejsza, zaś na opadającem w ybrzeżu dalmackiem jest większa od średniej. Podobnie przyczyn y anomalij w rozkładzie ciężkości po obu stronach A lp i Karpat, stwierdzonych przez Ster- necka, należałoby się chyba doszukiwać w tem, że u podnóża północnego obu łańcuchów masy jest zamało, zaś u połud
niowego— zadużo. Przekrój siły ciężkości przez Alpy, wzdłuż linii Brenneru, po
dany przez Sternecka, przebiega akurat w ten sposób, że zahacza na południu o adryatycki teren opadania, w kracza
ją cy w tem miejscu do podnóża górskie
go, a na północy o obszar podalpejski z ostatniemi śladami w ygięcia; podobny przekrój Sternecka przez Karpaty wzdłuż przełęczy Beskidzkiej przepoław ia tery- toryurn, na którem Stefan Rudnyckyj odkrył niedawno oznaki wyginania się gór: w edług tego ostatniego K arpaty na zachód od Oporu stanowią w ygiętą p ła
szczyznę — głąb (peneplenę, prawierów- ninę)— wieku miocenicznego.
(dok. nast.)
Streścił L. I I.
jR. LEGENDRE.
NEURONIŚCI I ANTINEURONIŚCI.
Zgodnie z teoryą neuronów system nerwowy składa się z wielkiej liczby od
dzielnych elementów, z których każdy dzieli się na ciało komórkowe, wyrostki protoplazmatyczne , czyli dendryty i w y
rostek osiowo-cylindryczny, inaczej zw a
ny nerwowym; wszystkie rozgałęzienia w yrostków kończą się zupełnie swobod
nie, nie łącząc się pomiędzy sobą, i im
puls nerw ow y udziela się od jednego drugiemu tylko wskutek ich blizkiego położenia a nie wskutek bezpośredniego związku ich pomiędzy sobą.
Taki pogląd na budowę systemu ner
wowego spotkał najżywsze uznanie wśród uczonych; w czasach dzisiejszych teorya neuronu jest objaśniana we wszystkich pracacli klasycznych na podstawie ana
tomii systemu nerwowego; niezw ykła jej prostota dala możność zbudowania kilku hypotez, dotyczących pewnych stron funk- cyonowania systemu nerwowego: snu, widzeń sennych, hypnotyzmu, pamięci, przyzwyczajeń, utraty czucia, niedow ła
dów i t. d.
Liczba zwolenników teoryi neuronu rosła do czasu, gdy w r. 1897 ukazały się prace Apathego, następnie Helda i Be- thego, jakoby stwierdzające istnienie sieci nerwowej i związku komórek nerwo
wych pomiędzy sobą. Od tego czasu neurologowie podzielili się na dwa obo
zy: zwolenników i przeciwników teoryi neuronu. I jedni i drudzy ogłosili cały szereg rozpraw, w których z dwu przeciw ległych punktów widzenia poruszane jest zagadnienie dotyczące anatomicznego, fizyologicznego i embryologicznego zna
czenia komórki nerwowej.
Punkt w id z e n ia a n a to m iczn y.
Zarzut czyniony metodom technicznym Glolgiego, używanym przez zwolenników teoryi neuronu, polegał na tem, że za
biegi te dają tylke pewne pojęcie o bu
dowie komórki nerwowej i jej w yrost
70 W S Z E C H Ś W IA T Xs 5
ków. W szak stosowanie metody G olgiego w yw ołu je wchłanianie barw nika w czę
ści składow e komórki nerw ow ej. Otóż nasuwa się tu pytanie, czy to zabarw ie
nie się komórki jest całkow ite, czy po
za przesiąkniętem przez barw nik ciałem protoplazmatycznem niema czegokolwiek takiego, co łączyło b y dwa neurony, lecz zarazem wskutek tych lub innych przy
czyn nie poddaw ało się barwieniu.
Zapom ocą specyalnej metody A pathy dowiódł, że u pijaw ek i dżdżownic w ko
mórce nerwowej i jej w yrostkach znaj
dują się fibryle (nici, w łókienka), które należy uw ażać za istotne drogi komuni
kacyjne. N erw y czuciowe zaw ierają kilka neurofibryl, które wychodzą ze splotów, umiejscowionych w obwodowych komór
kach czuciow ych lub pomiędzy komór
kami nabłonka; po w ejściu do zwoju nerw ow ego jedne z tych neurofibryl dzie
lą się na kilka rozgałęzień, które tworzą splot z nourofibrylami komórek, inne przedostają się do komórek zw ojow ych, gdzie, oddając sobie wzajem nie anasto- mozy, tworzą splot, z którego wychodzi nić motoryczna; ow a nić przechodzi przez włókno nerw ow e do mięśnia, gdzie roz
gałęzia się i tw orzy now y splot. W ten sposób neurofibryla jest to przewodnik, stanowiący jednę nieprzerw aną całość w system ie nerwow ym .
W r. 1897 Held, zajmując się badaniem systemu nerw ow ego kręgow ców , rów nież doszedł do wniosku o istnieniu sub- stancyi łączącej komórki nerw ow e po
między sobą. Skrzętne badania, prze
prowadzone przez niego, w yk azały na powierzchni ciała kom órkowego i w y rostków protoplazm atycznych mnóstwo drobniutkich ziarnek, które nazw ał neu- rozomami; wew nątrz samej komórki ner
wowej ziarnek tych je st mniej; szcze
gólniej liczne są te neurozom y w koń
cow ych osiow o-cylindrycznych rozgałę
zieniach, a skupienie ich na powierzchni elementu nerw ow ego tw orzy tę zgęsz- czoną w arstw ę, którą Held n azw ał oto
czką nerw ow ą. Sądzi on, że osiow o-cy- lindryczne rozgałęzienia otoczki i rozga
łęzienia protoplazmatyczne komórki tw o
rzą anastomozę, dając istotny splot oko-
łokom órkowy, i że punkty zwojowe tego splotu pow stały wskutek skupienia neu- rozomów. A zatem komórki nerwowe łą czą się pomiędzy sobą zapomocą splotu okołokom órkowego, który łączy rozgałę
zienia w yrostków osiowo-cylindrycznych i zapomocą punktów zwojowych, w któ
rych istnieniu ziszcza się nieprzerwana łączność substancyi pomiędzy splotem oko- łokom órkowym a protoplazmą komórki.
W r. 1897 Bethe, używ ając specyalnej metody barw ienia, znalazł w komórkach nerw ow ych kręgow ców niezależne neu- rofibryle, które krzyżują się pomiędzy sobą w ciele komórkowem; około komó
rek od krył sploty, nazwane przezeń splotami G olgiego. N a podstawie badania rozm aitych grup zoologicznych w yp ro
wadził on wniosek, że neurofibryłe są to elementy ze znaczeniem przewodników, spotykane w każdym organie nerwowym ; że te neurofibryłe łączą się pomiędzy sobą i tworzą cały splot; że budowa te
go splotu u rozmaitych zwierząt jest rozmaita. U zwierząt niższych (jamo- chłonnych) splot ten jest jedynie we*
wnątrz-komórkowym; u robaków również istnieje splot wewnątrz-kom órkowy, lecz równolegle z nim jest także pozakomór- kowy, który pod względem filogenetycz
nym przedstaw ia przeniesioną część splo
tu wewnątrz-kom órkowego; u raków i im podobnych splot pozakom órkowy sięga już znacznie większych rozmiarów; w resz
cie u kręgow ców splot staje się w yłącz
nie pozakomórkowym. W reszcie w roku 1903 Nessli w ypow iedział przypuszczenie o istnieniu niewiadomej budow y prze
gródki, w której odbyw a się łączenie komórek z włókienkam i i która winna mieć najw ażniejszy udział w przeprow a
dzaniu impulsu nerw ow ego.
W szystkie te obserw acye i teorye kła
dą nacisk na łączność elementów nerwo
w ych i pozostawiają tylko drugorzędną odżyw czą rolę komórce i jądru. Zresztą nie zostały one przyjęte bez protestów.
Zapom ocą nowej i bardzo prostej meto
dy Cajal badał w r. 1903 neurofibryłe kręgow ców i bezkręgowców i nigdzie nie znalazł splotów, które łączyłyb y od
dzielne neurony.
Ns 5 WSZECHŚWIAT 71
O bserw acye Apathego przeczą obserwa- cyom Bethego i Prenticea, którzy, bada
jąc jedne i te same zwierzęta, nie mogli znaleść u nich splotu elementarnego, za
równo ja k i obserw acye Cajala, który stw ierdził na tejże samej pijawce, że istnieje tylko splot wewnątrz-komórkowy, a tak zwany splot elementarny jest jedynie skrzyżowaniem się włókien.
Splot okołokom órkowy Helda również nie został jednom yślnie uznany. Auer- bach, który widział końcowe zgrubienia (punkty zwojowe splotu), sądzi, że one tylko przylegają do powierzchni komó
rek. Golgi również obserw ow ał istnienie splotu okołokomórkowego, który jednak przez Donagio i Cajala został uznany za część obwodową splotu wew nątrz
komórkowego. Vincenci kilka razy stw ier
dził związek jego z naczyniami włoso- watemi. Bethe, któremu udało się zapo- mocą swej w łasnej metody zabarwić ten splot, uważa go za nerw ow y, podczas gdy Cajal w brew swemu początkowe
mu mniemaniu sądzi, że splot ten jest sztucznym produktem ścinania się sub- stancyi białkow ej, a Donagio uważa go za utwór zrogow aciały. W reszcie Held dopuszcza możliwość istnienia dwu splo
tów, jednego z neuroglii, drugiego ner
wow ego. C ajalow i nie udało się zna
leść tego nowego splotu, podczas gdy w idział on zupełnie w yraźnie szyszki końcowe, które są tylko zgrubieniami cienkich w łókien nerwowyeh, znajdują
cych się w kontakcie z komórką.
Przeciw ko poglądom Bethego w ystąpił H avet, który twierdził, że komórki ner
w ow e aktynii nie zależą jedna od dru
giej i Cajal, który nie przyznaje istnie
nia pozakomórkowego splotu u robaków.
A zatem widzimy, że w tem ważnem zagadnieniu jeszcze nieprędko dojdzie do zgody i że rozbieżność poglądów doty
czę nie tylko teoryi, lecz i faktów zaob
serw ow anych. Je st to w znacznym stop
niu następstwem tych istotnych trudno
ści, które są nieodłączne od stosowa
nia większości metod technicznych bar
wienia, a również i okoliczności, że co do ich w yników nie można być zupełnie pewnym, gdyż przez używanie tych spo
sobów mogą tworzyć się produkty sztu
czne, nie dające ujawnić sw ego pocho
dzenia zapomocą kontrolujących je me
tod.
Punkt w id z e n ia fizy o lo g :czny.
Stosow nie do teoryi neuronu istnieje dynamiczna biegunowość komórki: im
puls nerw ow y w kracza do komórki przez wyrostek protoplazmatyczny i wychodzi z niej przez w yrostek nerw ow y; w ten sposób ciało komórkowe staje się miej
scem przechodzenia prądu nerw ow ego i nawet istotnem ogniskiem jego działania.
Przeciwko temu poglądowi w ypowiedział się Bethe, któremu udało się wyjaśnić, że znaczna ilość neurofibryl może przejść z jednego wyrostka do drugiego, omija- jając samo ciało komórkowe. Z tego w y
prowadza on wniosek, że w yrostki ob
darzone są przewodnictwem obojęt- nem i że neurofibryle mogą funkcyo- nować niezależnie od ciała komórkowe
go. Bethe przedstawił na korzyść swej teoryi również drugi znacznie ważniej
szy dowód fizyologiczny, który należa
łoby sprawdzić. Izolując u żyw ego zw ie
rzęcia komórki ruchowe nerwu od ich wyrostków , zauw ażył jeszcze na drugi dzień po operacyi, że nerw oddzielony od komórek ruchowych zachował swój ton i pobudliwość odruchową.
W roku 1865 W aller obwieścił światu prawo zwyrodnienia nerwów, oddzielo
nych od sw ych odżywczych centrów.
W teoryi neuronu prawo to spotkało zupełne wyjaśnienie. Jeżeli rozetniemy nerw, wówczas nici obwodowe, izolo
wane od komórki, ulegają zwyrodnieniu, włókna zaś centralne, złączone z komór
ką, pozostają nietknięte.
T eo rya fibrylarna nie potrafi obja
śnić tak łatwo tego objawu. W ostatnich czasach b y ły wykonane nowe badania w celu dokładnego wyjaśnienia, w jaki sposób włókna reagują na przecięcie.
Monckeberg i Bethe zauw ażyli, że objaw ten jest znacznie bardziej złożony, niż zda
wało się to wcześniej: obwód nerwu za
traca sw ą pobudliwość, jego neurofibryle
i otoczka myelinowa rozpadają się, a w o-
toczce Schw anna zwiększa się ilość ją
72 WSZECHSWIAT
der; proces ten w ystępuje różnie u roz
maitych zwierząt, zależnie od ich stanu fizyologicznego.
Zresztą zwyrodnienie w danym w y padku nie je st równoznaczne z zanikiem, gdyż rozmnożenie jąder otoczki Schw an- na można uważać za początek regenera- cyi, o ile oczyw iście elementy nerw ow e zachow ały swe w łasności ż3^ciowe i znaj
dują się w środow isku żywem . Lecz je dnocześnie z tym objawem centralna część nerwu, sprzecznie z teoryą W al- lera, nie pozostaje nieuszkodzoną. P rze
dewszystkiem było dowiedzione, że ulega ona zwyrodnieniu do pierw szego splotu (zwyrodnienie traumatyczne) lub nawet dalej. Następnie stwierdzono zmniejsze
nie objętości centrów i zanik komó
rek i w łókienek w związku z rozcięciem nerw u w skutek zaburzeń czynnościo
w ych. K lippel i Durant nazwali to z w y
rodnienie cellulipetalnem (dośrodkowem) lub wzrastającem . Jed n ak van Gechouch- ten dowiódł, że to mniemane zw yrodnie
nie cellulipetalne z rzeczyw istości jest cellulifugalnem (odśrodkowem), gdyż na- sam przód ulegają zwyrodnieniu komórki, a następnie proces ten posuwa się dalej do punktu rozcięcia nerwu. W szystkie te fakty zupełnie odpow iadałyby teoryi neuronu, lub przynajmniej d ałyby się w ytłum aczyć na jej podstawie, gd yb y Bethe nie zauw ażył, że zakończenia ob
w odow e rozciętego nerwu mogą ulegać regeneracyi, będąc nawet pozbaw ione wszelkiej łączności z komórką nerw ow ą:
niżej pomówimy jeszcze o tej autorege- neracyi.
Punkt w id z e n ia em b ryo lo g iczn y
Badania embryologiczne, jeszcze tru
dniejsze niż histologiczne, również daty w yniki bardzo różnorodne. Na ich pod
staw ie b y ły w ypow iedziane nadzwyczaj odmienne poglądy, poczynając od tego, który uw aża komórkę nerw ow ą za je d y ny organ tw orzący w łókna nerw ow e i kończąc tym, który sprow adza komórkę nerw ow ą do rzędu zw ykłych leu kocy
tów.
T eo rya neuronu pow stała praw ie cał
kow icie dzięki badaniom em bryologicz-
nym H issa. Badaczow i temu udało się stwierdzić, że neuroblasty w ypuszczają początkowo jeden wyrostek, cylinder osiow y, który powoli w yciąga się, aż wreszcie dobiega do sw ego ostatniego kresu; następnie powstają wyrostki pro- toplazmatyczne, które rosną również, stopniowo, poczem komórka przybiera sw ą ostateczną postać. W ten sposób komórka nerw ow a staje się genetycznem ogniskiem nici (włókienek) nerwow ych.
Później u kręgow ców zjaw iają się ko
mórki (Schwanna), podtrzymujące nerw.
C a ły szereg uczonych z Cajalem na czele potw ierdził badania H issa, jak k o l
wiek poglądy ich co do pochodzenia (ektodermalnego lub mezodermalnego) otoczki Schw anna były różnorodne. J e dnak rozrost cylindra osiowego pośród tkanek i kierunek jego ku swemu koń
cowemu punktowi pod w pływ em przy
czyny niewiadomej nie przez wszystkich był uznany. Przeciw ko teoryi monoge- netycznej H issa była w ystaw iona t. zw.
teorya ogniw. Otóż wielu autorów w y powiedziało pogląd, że nerw y obwodowe powstają wskutek połączenia wew nętrz
nego komórek nerw ow ych, rozmieszczo
nych na podobieństwo łańcucha. Inni autorowie poszli jeszcze dalej i nawet przypuścili, że sama komórka nerwowa przedstaw ia owoc połączenia kilku neu- roblastów. Podług Crontala komórka nerw ow a jest to tylko leukocyt umiesz
czony na drodze nici nerwowej. W o- statnich czasach Cajal, opierając się na sw ej nowej metodzie, twierdzi, że jego nowe badania stw ierdzają teoryę H issa, która staje się w taki sposób ostatniem słowem nauki.
W skutek wielkich trudności, połączo
nych z badaniem embryologicznem, b y ły robione próby opracowania genezy nici nerw ow ych w procesie regeneracyi nerwu. I w tym wypadku badania do
prow adziły do bardzo różnorodnych w y ników'. Podczas gdy jedni dopuszczają samoistną regeneracyę nerwów, inni są
dzą, że cylinder osiow y regeneruje, ma
ją c za punkt w yjścia nić części central
nej w łączności z komórką nerwow ą.
Podług badań Bethego, który oddzielił
N° 5 W S Z E C H Ś W IA T 73
część obwodową nerwu kulszowego u szczenięcia od części centralnej, pier
wsza, zupełnie izolowana od centrów, uległa całkowitej regeneracyi zarówno pod względem anatomicznym jak i pod funkcyonalnym. Brau s doszedł do zbli
żonych w yników , przeprowadzając do
świadczenia nad kijankami. Natomiast Cajal w r. 1905 zapomocą swej nowej metody barwienia znalazł, że fibryle czę
ści centralnej, kończące się zgrubieniem na podobieństwo kłębka, w ydłużają się w kierunku zw yrodniałej części obwo
dowej w celu połączenia się z nią.
A zatem na podstawie naszego krót
kiego zarysu możemy wyprow adzić wnio
sek, że w poglądach na w szystkie wspom
niane zagadnienia istnieje rozdżwięk pomiędzy badaczami. Wszędzie spoty
kamy dwie biegunowo przeciwne teorye.
Pierwsza, nacechowana prostotą i harmo
nijną budową, przypisuje istotną rolę tej części komórki, w której znajduje się ją dro; na nieszczęście, zdaje się, nie w y starcza ona do objaśnienia wszystkich faktów, zaobserwowanych w ostatnich czasach; druga, mniej ścisła, bardziej hy- potetyczna, odznacza się tą wadą, że nie uznaje ważnej roli, jaką w każdej ko
mórce odgryw a jądro i otaczająca je za- ródź.
Tłum.
K . S .
P R Ó B A F ILO G E N E T Y C Z N E G O O B JA Ś N IE N IA IS T O T Y W O R E C Z K A Z A L Ą Ż K O W E G O I PO D W Ó JN EG O Z A P Ł O D N IE N IA U R O Ś L IN O K R Y -
T O Z A L Ą Ż K O W Y C H .
(Ciąg dalszy).
Komórka jajow a podobnie, ja k u roś
lin nagonasiennych, zostaje zapłodniona przez plemnik i wydaje zalążek.
Już w zapatrywaniu Strasburgera na synergidy, jako na komórki pomocnicze, tkwi zarodek poglądu na udział ich w procesie zapłodnienia. Udział ten jest zupełnie identyczny z rolą, jaką peł
nią komórki szyjkow e u nagonasiennych,
gdzie prowadzą one jądro męskie ku ja j
ku, prawdopodobnie pod wpływem ciał chemotaktycznie czynnych. W zupełnej zgodności z pow3^ższym poglądem znaj
dują się szeregi spostrzeżeń stw ierdza
jących, że rurka p yłkow a zw ykle ku jednej zbacza synergidzie, czasami zaś między obie wbija się klinem, jakgdy- bj? pomiędzy komórki szyjki, które jak wiemy, podobnie jak synergidy żyją naj
częściej stosunkowo krótko bardzo, na
brzmiewają i kończą sw e istnienie, prze
prowadziw szy pyłkorurkę do miejsca przeznaczenia. Niezmiernie też rzeczą ważną jest to, że synergidy, jak to stw ier
dził Strasburger na zasadzie licznych ba
dań nad przedstawicielami najrozmait
szych rodzin, nie zabierają jądra zapładnia- jącego jajkom. Zachowują się przeto, jak istotne komórki szyjowe, a nie jak jaja—
w yjątkow e zaś wypadki „zapłodnienia synergid“ również mało mówią przeciw takiemu pojmowaniu ich roli, jak i „za
płodnienie antypodów'1. Możliwość zaś wystąpienia podziałów, dających począ
tek utworom o charakterze embryonal- nym w śród najrozmaitszych tkanek, spo
czyw ających w obrębie zarodka, już z te
go samego w ypływ a, że nietylko ośro
dek lecz nawet i okryw y zdolne są do anormalnej wydajności zarodka;— a okryw przecież nikt nigdy nie uważał za zw y
rodniałe jaja.
W reszcie grupa antypodalna trójkomór- kowa wraz z należącem do niej jądrem biegunowem zdaniem Porscha stanowi drugą rodnię, która w biegu historycz
nego sw ego rozwoju straciła w łaściw y sobie pierwotny charakter płciow y i stała się utworem rostowym. Jednym z g łó w nych czynników współdziałających w tym właśnie kierunku było nadmierne odżywia
nie rodni, która w bezpośredniej znaj
dowała się styczności z wiązką sitkowo- naczyniową. Tęż samę m yśl w yraził niedawno H uss jeszcze dobitniej, u w a
żając jednak antypody za szczątkowe przedrośle. Na zasadzie cytologicznych i mikrocbemicznych badań doszedł on do przekonania, że antypody stano
wią przerosty komórkowe w yw ołane
położeniem swem nad wiązką. Huss
74 WSZECHŚWIAT N° 5 popiera w yw od y sw e całkow itą zgod
nością zachowania się jąder antypo- dalnych i jąd er komórek hypertroficznych zbadanych bliżej przez Kiistera. Jeśli naw et pogląd H ussa ma w iele danych za sobą, to jednak niema nic niemożeb- nego w tem, że druga rodnia w rozw oju filogenetycznym w pew nych razach prze
ję ła czynność odżywczą, którą jej przy
pisuje w ielu autorów a przedewszyst- kiem W esterm ayer i jego szkoła.
W końcu wspom nieć należy, że środko
w a komórka antjrpodalna najczęściej znacznie przenosi w ielkością obie pozo
stałe, czyli spraw a się tak przedstaw ia, jak u górnej rodni — pomiędzy jajkam i a synergidam i. T aki w łaśnie stosunek dał pohop Cham berlainowi do m ianowa
nia grupy antypodalnej: „antipodal oo- sphere“ .
Co do jąd er biegunowych, to dostar
czają nam one jeszcze jednego dowodu więcej na korzyść teoryi archegonialnej swem zachowaniem się podczas t. zw.
zapłodnienia podw ójnego.
Ja k już widzieliśm y, jądro brzuszne u niektórych przedstaw icieli z pośród na- gonasiennych (Cycas, Cephalotaxus, T su- ga, Podocarpus, Thuja) po zapłodnieniu w ydaje szereg jąder, które w spółdziałają z przedroślem w spraw ie odżyw iania zarodka i tworzą rodzaj drobnego w tór
nego bielma, u tui nawet, zgodnie z obserwacyam i Landa, pow staje w ie
lokom órkowa bardzo do zarodka zbliżo
na tkanka.
D otychczas jednak jeszcze nie w yjaśnio
no, czy taka jądro- lub komórko- w y tw ó r
czość, w ykazana tylko w w ypadkach p o w stawania zarodka, a zatem w zapłodnionej rodni, byw a poprzedzana przez zesp ole
nie się jąd ra łagiew ki z jądrem brzusz- nem? Badania Landa nad tują prze
mawiają, bądź co bądź, raczej za niż przeciw . Zdaniem Porscha przyszłość nam stanow czo w ykaże, że ta tak bardzo ważna nietyle fizyologicznie ile filoge
netycznie sp raw a je st zjawiskiem po- wszechnem dla całej gru p y roślin nago- nasiennych.
Jedno zdaje się być zupełnie pewnem a m ianowicie, że jądro brzuszne tej
gru py roślin zdolne jest do w ydania utw orów bardzo do zarodka zbliżonych, a fakt ten stanowi wskaźnik niezmiernie cenny do zrozumienia sp raw y tworzenia bielma u roślin pokrytonasiennych.
Jeżeli bowiem jądra biegunowe są tylko jądrami brzusznemi obu rodni, co w pow yższych sw ych rozumowaniach dr. Porsch starał się uzasadnić, to mu
szą one nietylko podczas zapłodnienia podwójnego zachow ywać się jedn ako
wo, lecz też w pew nych w ypadkach je d no z tych jąder musi w ystarczać zupeł
nie do w ydania bielma.
Przyjrzyjm y się spraw ie bliżej. W e
dług powszechnie przyjętej modły pod
ręcznikowej, opartej na badaniach Stras- burgera i innych — oba jąd ra mają się zlewać ze sobą, by stworzyć wtórne ją dro w oreczka. Z niem to dopiero łączy się jądro łagiew kow e i z produktu ko- pulacyi powstaje wtórne bielmo.
Skrupulatne dociekania w ykazują jed
nak, że schemat ten nie obejmuje w szyst
kich poszczególnych w ypadków, lecz jest w łaśnie jedną z kombinacyj, które mogą w ystępow ać nawet u jednego i te
go sam ego gatunku.
Ja k dalece różne mogą być tu w y padki, wskazuje tablica poniższa, w któ
rej litery sp — oznaczają jądro łag iew kowe, litera p l — jądro biegunowe górne, zaś p2 — takież samo dolne.
1) (px + p j + sp — T ricyrtis (Ikeda), Datura (Guignard), Silphiurn (Merrel) i Erigeron (Land).
2) (pi+p-i+sp) — Z ea (Guignard), Ni- cotiana (Guignard) —
3) (p^Ą-sp) lub (p2-\-sp) — Nicotiana (Guignard), Iuglans (Karsten).
4) (sp + p ^ + p 2 — Lilium (Guignard), Monotropa (Schibata).
5 ) (sp+p.2) + p , — Lilium (Guignard).
6) (sp -\-p.j) — A sclepias (Frye).
Zestaw ienie to, dowodzi, że wszystkie teoretycznie przypuszczalne i za normal
ne zupełnie uważane kombinacye obser
wowano istotnie; sposób zaś i rodzaj kopulacyi zależy od tego, ja k i kiedy bierne, przez plazmę uniesione, jąd ra na
reszcie się ze sobą spotkają. Ż e zaś
■N° 5 WSZECHSWIAT 75
w łaśnie prąd zarodzi unosi jądra, o tem świadczą z całą pewnością nowe spo
strzeżenia Strasb urgera poczynione na materyale żywym. P rzykłady przyto
czone w ykazują nietylko, że porządek kopulacyi jąder nie od gryw a tutaj żad
nej poważniejszej roli, lecz także, że po
łączenie jąd ra plemnikowego z jednem tylko jądrem biegunowem w ystarcza, żeby w yw ołać tworzenie się bielma;
innemi słow y, połączenie się obu jąder biegunowych w jedno jądro wtórne w o
reczka niezawsze stanowi nieodzowną konieczność do powstania bielma. Z ja
w isko zaś łączenia się obu jąder biegu
nowych w jedno jąd ro wtórne, zdaniem Porscha, należy uważać za historycznie spraw ę nową, za nabytek sprzęgoro- śla żeńskiego, bardzo rozpowszechniony w śród roślin nagonasiennych, lecz by
najmniej jeszcze na dobre wśród nich nieutrwalony. Dla roślin z rozwiniętem silnie przedroślem nabytek ten bądź co bądź jest bardzo praktycznym sposobem zwiększenia sw ych jąder, stanowiących punkt w yjścia dla bielma. A fakt, że jedno jądro biegunowe w ystarcza, by to ostatnie w ytw orzyć, przemawia tylko na korzyść hypotezy Porscha, którą zna
komicie popierają w ypadki partenogene- tycznego bielmorodztwa z jednego tylko jąd ra biegunowego, w ykryte przez Clio- data i Bernarda u Helosis guyanensis (rys. 11).
Nietylko jednak rodzaj kopulacyi ją der biegunowych bardzo różnym b y
wa, lecz i czas a także miejsce jego mogą znacznym ule
gać wahaniom. Ł ą czenie się jąder od-
, Rys. 11.
byw ać się może:
Woreczek zalążkowy uprzed zapyleniem,
Helosis guyanensis (wed.podczas niego,przed
Chodata i Bernarda),zapłodnieniem, pod- 2
synergidy i górne ją-czas niego i po dro biesunowe-
2. Jaje i pierwszy Dodzial
mem. Pierw szy
J Jw y- . .
jądra biegunowego, Kto-‘ padek np. w ystę-
re dostarcza bielma,puje w Eichhornia
(Smith), trzeci i czw arty według Gui-
gnarda w Nyctagineae, w edług Mur- becka u Alchemilla, u Iuglans nigra w edług Karstena i t. d.
Dla ścisłości wreszcie wspomnieć na
leży, że eksperymenty Schibata przema
w iają za wielkim wpływem temperatu
ry na bieg procesu kopulacyi.
Jak różnym jest czas, tak też różnemi byw ają i miejsca łączenia się jąder bie
gunowych. Często następuje ono w po
bliżu jaja, jak np. u Eriobothrya, Cuphea, Nicotiana (Guignard) lub u T ricyrtis (Ikeda), czasami obok antypodów jak np. u Sagittaria (Schaffner) lub Potamo- geton (Holferty).
W yliczenie faktów powyższych zdaje się popierać w wysokim stopniu teo
retycznie wym aganą równowartościo- wość obu jąder biegunowych.
Jednakże teorya rodniowa prowadzi nas jeszcze dalej, — żąda ona, by w w y padkach dzieworództwa, kiedy zarodek musi koniecznie do odżywiania posiadać bielmo, to ostatnie mogło powstać w y łącznie z jąd ra biegunowego, do czego zdolne je st np. jądro brzuszne kanałowe roślin nagonasiennych.
I temu wym aganiu zadość czynią ob- serw acye Treuba, Chodata i Bernarda nad Balanophora elongata i Helosis guyanen
sis. W obu wypadkach bielmo pow
staje w yłącznie z jądra biegunowego bez udziału jądra plemnikowego.
T akie zachowanie się jąder bieguno
w ych homologizuje je z jądram i brzusz- nemi roślin nagonasiennych.
Jeszcze na jedno pytanie, pozostające w związku z zapłodnieniem podwojnem, odpowiedzieć należy, a mianowicie jakie znaczenie morfologiczne posiada owo bielmo? Odpowiedź tem łatwiejsza, że jak już powyżej wspomniano, dali ją L e Monnier, Nawaschin i Gaston Bon
nier, nie tłumacząc jednak znaczenia ją der biegunowych i nie w glądając w od
powiednie stosunki u nagonasiennych.
A utorow ie przytoczeni poraź pierw szy wyraźnie się wypowiedzieli za tem, że bielmo okrytonasiennych jest to tylko dru
gi zarodek, służący za pożywienie w ła ściwemu, który go pożera. Myśl ta w teo
ryi rodniowej całkowite znajduje poparcie.
76 W S Z E C H Ś W IA T J
vj5
Jąd ro biegunowe kanałowe brzuszne, będące siostrzanem jądrem jajka, a za
tem potencyalnem jądrem żeńskiem — wydaje po zapłodnieniu przez jądro plem nikowe tkankę em bryonalną, tylko dla tego nie tw orzącą żadnego zdolnego do życia zarodka, że jądro biegunowe zbyt zw yrodniało fizyologicznie.
Znaczenie zaś elementu męskiego w pro
cesie, który obecnie najlepiej może wraz z Guignardem i Strasburgerem określić jako „pseudofecondation“ lub też ^za
płodnienie rostow e“ , polega na tem, że daje on impuls do w ytw arzan ia się ko
mórek i służy do przenoszenia cech dziedzicznych, ja k to wiem y z dośw iad
czeń nad t. zw. kseniami.
Jeśli w akcie kopulacyi biorą udział oba jądra biegunowe czyli kanałow e, to niemniej produkt now opow stały zdolny być może do wydania normalnego zarod
ka, gdyż ilość m ateryalnego podłoża t.
zw. chromozomów, stanowiąc3^ch o dzie
dziczeniu cech — zbyt w ielką się staje, o czem św iadczą też i odpowiednie do
świadczenia w dziedzinie zoologii.
Górna przeto rodnia, t. zw. aparat ja jo w y, dostarcza roślinie normalnego zdolne
go do życia zarodka, dolna zaś albo ina
czej aparat antypodalny, w rozwoju filo
genetycznym przekształcony i płciow o zw yrodniały, ma udział — i to tylko w części, w w ydaniu odżyw czego bielma.
Sp raw a uzależnienia pow stania tego ostatniego od w ytw arzania się zarodka, któremu służy za pożyw ienie, z biolo
gicznego punktu widzenia je st rzeczą niezmiernej w agi — stanowi ona bowiem n ajw yższy w yraz oszczędności, do jakiej roślina dąży, by tylko w tym w ypadku, stw orzyć m ateryał odżyw czy, kiedy, ja k z naciskiem zaznaczają Strasb u rg er i Goebel, zarodek napraw dę już rozwijać się zacznie.
Podw aliny pod ten szczyt dążności rozw ojow ej przygotow ały rośliny na- gonasienne — w których w ich histo
rycznym rozwoju w ystępow ało znacz
ne zróżnicow anie ilościowe pomiędzy przedroślem z jednej strony, a m asą ją drow ą resp. komórkową, pochodzącą z jądra brzusznego, z drugiej. K ied y
pierw sze ciągle, stale zmniejszało sw e w ym iary, druga stopniowo je zwiększała, aż w reszcie maximum pożądane znala
zło swój w yraz u nagonasiennych.
W słynnym sporze o znaczenie w tó r
nego bielma, zdaniem Porscha, mają w równej mierze racyę przedstawiciele obu obozów: — Guignard, Strasburger i Goebel ze w zględów fizyologiczno-bio- logicznych i z uwagi na stan obecny spraw y, Le Monnier, Nawaschin i Ga- ston Bonnier z założeń filogenetycznych.
Jeżeli bowiem naw et bielmo wtórne hi
storycznie rozwinęło się z drugiego za
rodka, to jednak w chwili obecnej nie jest nim ono, lecz stanowi utw ór zupeł
nie sw oisty, który m ianowaćby można
„tkanką zarodkożyw ną“ .
Dążenie do odnalezienia obecnie w biel
mie cech zarodka jest filogenetycznie rzeczą zupełnie próżną, jak chęć doszu
kania się np. w płatkach kw iatów roślin okrytozalążkowych ogonka i blaszki liścia, od których z wszelką pew no
ścią one pochodzą. Oba te ostatnie utw ory filogenetycznie jednakie mają po
chodzenie, jednak w szczegółach w da
nej chwili porównać się nie dają.
W reszcie przytoczyć należy jeszcze jednę, ostatnią konsekw encyę, jaką w y snuć można z teoryi archegonialnej, a tą jest nadzieja znalezienia ilości rodni zre
dukowanej w yłącznie do jednej tylko u tycli roślin, które albo nie mają wcale bielma lub też mają je bardzo mierne.
I oto w yniki badań Chodata i B e r
narda w ykazały, że u H elosis guyanen- sis, jednego z przedstaw icieli Balano- phoraceae, jądro, z którego biorą począ
tek antypody i dolne jądro biegunowe, wcześnie bardzo marnieje i całe bielmo powstaje tylko z jąd ra biegunowego gór
nego, t. j. z jąd ra kanałow ego jednej jedynej pozostałej tutaj rodni (rys. 11).
O dkrycie to tembardziej dla nas jest cenne, że Chodat i Bernard w yraźnie za
znaczają, że liczne ich preparaty pomimo bardzo skrupulatnych poszukiwań n aj
mniejszego nie wzbudzają podejrzenia, by przed aktem bielmotwórczości miała miejsce kopulacyi jąder.
T aki sam w ypadek przytacza Hall
Jfc 5 WSZECHŚWIAT 77
dla Limnocharis emarginata. W reszcie | niedawno Chamberlain zamieścił krótkie | sprawozdanie tem, że u Cypripedium znalazł woreczek zalążków}^ z apara
tem jajow ym i czwartem jądrem. W ycho
dząc z bronionego przez Porscha zało
żenia, w ypadki te stanow iłyby owe krań
cowe punkty redukcyi woreczka zaląż
kowego, w którym tylko jedna istnieje rodnia i fizyologicznie nieczynne, zby
teczne, lecz dziedzicznie przekazane, jąd ro kanałowe. — F akty powyższe tem są ciekawsze, że chodzi tutaj o typ od
rębny zarówno morfologicznie (w bu
dowie kwiatu), jako też i fizyologicznie (dla braku bielma).— Porsch jest przeko
nany, że przyszłe badania nad istotami, których zalążki w cale nie tworzą bielma, takie w łaśnie świeżego pochodzenia te
oretycznie w ym agane fazy rozwoju w o
reczka zalążkowego odkryją dla znacznej ilości w ypadków .
według dr. Ottona Porscha podał w zarysie
Z. Wóycicki.
(dok. nast.).
AKADEMIA UMIEJĘTNOŚCI.
Posiedzenie wydziału matematyczno = przyro=
dniczego dnia 2 grudnia 1907 r.
Przewodniczący: dyrektor K . Olszewski.
Członek S. Zaremba przedstawia pracę p. W. Sierpińskiego p. t.: „O rozwinięciu wyrażenia P^T na iloczyn nieskończony." m Autor uzasadnia twierdzenie następu
jące:
W razie jakiegokolw iek całkowitego, wię- szkego od jedności, a oraz jakiegokolwiek x <C 1 mamy rozwinięcie:
0 0 , \