• Nie Znaleziono Wyników

Teoria figury

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Teoria figury"

Copied!
29
0
0

Pełen tekst

(1)

Jean Cohen

Teoria figury

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 77/4, 207-234

(2)

O F I G U R A C H

P a m ię t n ik L ite r a c k i L X X V II, 1986, z. 4 P L I S S N 0031-0514

JEAN COHEN

TEORIA FIGURY

W pracy, k tóra w swoim czasie cieszyła się autorytetem , filozof Char­ les S errus tw ierdził: „Nie należy zakładać paralelizm u logiczno-grama- tycznego. Porządek języka nie jest porządkiem myśli i darem ne jest usta­ naw ianie między nim i jakiejkolw iek odpowiedniości” 1.

Jakże są niebezpieczne dogmatyczne twierdzenia! To ostatnie, odkąd zostało wypowiedziane, nie przestało być dementowane, tak jak nie prze­ stała się wypełniać, dzięki obustronnem u ruchowi, przepaść, którą wy­ żłobiło ono m iędzy logiką a językoznawstwem.

N ajpierw ze strony językoznawstwa uczyniono decydujący krok w dniu, w któ ry m odkryto głęboką intuicję z Port-Royal w yróżniającą dwa poziomy języka, z jednej strony poziom jaw ny albo powierzchnio­ wy, a z drugiej poziom głęboki, czyli ukryty. G ram atyka transform acyj­ na usiłowała najpierw zredukować pozornie różne form y syntaktyczne do tej samej s tru k tu ry głębokiej; potem analiza komponencyjna A m ery­ kanów i stru k tu raln a Francuzów mogła zastosować tę samą redukcję do semantyki. Otóż o ile zbliżenie systemów logicznych i powierzchniowych form dyskursu mogło się wydawać przedsięwzięciem beznadziejnym, po­ równanie w ydaje się bardziej obiecujące, jeśli się je odniesie do stru k ­ tu r głębokich, zwłaszcza gdy się weźmie pod uwagę obecną przemianę sa­ mej logiki.

Logika, jak wiemy, w swych kontaktach z językiem miała dwa wiel­ kie etapy rozwoju. Pierw szy to A n alityki A rystotelesa, gdzie paralelizm logiczno-gram atyczny był założony a priori i w pewnym sensie z defi­ nicji, ponieważ logika była jedynie analizą logos. Zerwanie paralelizm u

[Jean C o h e n , francuski teoretyk literatury specjalizujący się w problem ach języka literatury, autor znanej książki S tr u c tu r e du la ngage p o é tiq u e (1966) i w ie ­ lu studiów publikowanych w prasie naukowej.

Przekład według: J. C o h e n , T h éorie de la figure. W zbiorze: T. T o d o r o v , W. E m p s o n , J. C o h e n , G. H a r t m a n n , F. R i g o l o t, S é m a n t iq u e de la p o é ­

sie. Paris 1979, s. 84—127. Po raz pierwszy esej został opublikowany w „Communi­ cations” 16 (1970).]

(3)

nastąpiło w drugim etapie, gdy Eoole i Morgan ustanowili logikę pojętą jako język sztuczny, przeznaczony do złagodzenia niedostatków języka naturalnego: dwuznaczności, niespójności i redundancji. Lecz wskutek te­ go ta nowa logika czy językoznawstwo, stworzone całkowicie dla m atem a­ tyki i przez matem atyków , odw racały się tyłem do tego, co można by nazwać „logiką operacyjną n a tu ra ln ą ”. Poddana jedynie nakazom form a­ lizacji i aksjomatyzacji, logistyka straciła z oczu to, co było pierw otnym zadaniem logiki: stworzenie idealnego języka, k tó ry byłby normą dla każdego spójnego dyskursu. Tak więc im plikacja, która jest kluczem naszych operacji rozumowych, określana jest w systemie w eryfunkcjonal- nym [système véri-fonctionnel] (P v Q) w ten sposób, że fałsz im plikuje prawdę, co jest skandaliczną konsekwencją dla tych, dla których logika pozostaje „sztuką m yślenia”, przewodnikiem rozum u w jego poszukiwa­ niu prawdy. Jest więc naturalne, że zarysowuje się dziś, wraz z praca­ m i Piageta i jego szkoły, a ostatnio Roberta Blanchégo, swego rodzaju powrót do źródeł poprzez ustanow ienie „logiki refleksyw nej [logique reflexive]” k tó ra uw ypukla reguły myśli rzeczywistej. Otóż między tym i regułam i operacyjnym i z jednej strony a stru k tu ram i językowym i głębokimi z drugiej strony zaczyna się ukazywać pewien stopień izomor­ fizmu 2. I już z p unktu widzenia sem antyki, k tó ra nas tu jedynie interesu­ je, umacnia się znaczna zbieżność między badaniam i prowadzonymi n ie­ zależnie z jednej strony przez logika Blanchégo, a z drugiej strony przez językoznawcę Greimasa wokół tej samej organizacji sześciokątnej tego, co pierwszy nazywa „stru kturą intelektualną”, a drugi „elem entarną stru k tu rą znaczenia” 3. Spotkanie zrodzone z podwójnego procesu logiza- cji sem antyki i sem antyzacji logiki, zbliżającego obydwie nauki do ich w irtualnego punktu spotkania, w którym logika ujaw ni się jako forma treści, a sem antyka jako treść form y tej samej rzeczywistości, jaką jest inteligencja w działaniu, będąca z kolei końcową formą długiego pro­ cesu osiągania równowagi, opisanego przez Piageta, który to proces pro­ wadzi myśl ludzką od jej intelektualnego dzieciństwa do dojrzałości. Stąd też pojęcie językowej norm y, tak dziś kwestionowane, znajduje solidną podstawę. Norma nie opiera się już na użyciu, nieskończenie zmiennym w płaszczyźnie mówienia. Opiera się ona na ograniczonym i inw ariantnym zbiorze reguł operacyjnych. W konsekwencji pojęcie od­ chylenia [écart] jako systematycznego przekraczania normy, w którym proponowałem widzieć istotną cechę poetyckości, nabiera również znacze­ nia logicznego. Odchylenie językowe i odchylenie logiczne zm ierzają ku w zajemnem u pomieszaniu i staje się teoretycznie możliwe skonstruowa­ nie logicznego modelu figur mowy poetyckiej, algorytm u zdolnego być

2 D la d ośw iad czaln ego sp raw d zen ia ty ch k o rela cji zob. H. S i n c l a i r d e S w a a r t , A c q u is i ti o n de la p e n s é e e t d é v e l o p p e m e n t du langage. Dunod, P a ris 1967.

8 R. B l a n c h e , S t r u c t u r e s in t e ll e c tu e l le s . V rin, P a ris 1966. — A. J. G r e i m a s ,

(4)

może dzięki późniejszym rozwinięciom do stania się podstawą rachunku figur.

Obecna analiza próbuje przedstawić początek realizacji tej właśnie możliwości, oczywiście w sposób elem entarny i na tym etapie jeszcze upraszczający, ale domagający się sam przez się późniejszego udoskona­ lenia analizy. Niewątpliwie wszystkie badane tu figury należą do płasz­ czyzny semantycznej, ale ta właśnie płaszczyzna okazuje się poetycko najbardziej czynna. A jeśli chodzi o figury typu fonicznego czy syntak- tycznego, rym y, inw ersje itd., to nie jest niemożliwe, że kiedyś włączą się one do szerszego modelu logicznego, także refleksywnego, który od­ zwierciedliłby nie tylko powstawanie, lecz również komunikowanie myśli. Podstawową zasadą logiki, normą, która rządzi zarówno językiem, jak m etajęzykiem , jest zasada sprzeczności. Zabrania ona, jak wiadomo, łą­ czenia tw ierdzenia i jego zaprzeczenia: P.P 4.

Jeżeli nadam y tw ierdzeniu jego kanoniczną formę językową, podmiot, łącznik, orzecznik (S jest P), zasada zakazuje w tedy wypowiedzenia tw ierdzenia m olekularnego złożonego z dwu tw ierdzeń atomowych „ho­ monimicznych” współrzędnych, twierdzącego i przeczącego: „S jest P i S nie jest P ”.

Pam iętam y problem y postawione w związku z tą zasadą przez teorie Lévy-B ruhla dotyczące myśli „pierw otnej”, myśli „prelogicznej”, ponie­ waż podporządkowanej praw u uczestnictwa, które nie zna sprzeczności. W rzeczywistości Bororo, któ ry twierdzi, że „Bororo są aram i” (papuga­ mi), nie przyjąłby, że nie są oni arami. A zatem on także jest uw rażli­ wiony na sprzeczność. Ale, jak zauważa Piaget,

D la e fe k ty w n e j m y ś li rzeczy w isteg o podm iotu trudność rozpoczyna się, gd y pyta, czy m a p raw o tw ierd zić jed n o cześn ie A i B, gd yż n igd y lo g ik a b ezp o ­ śred n io n ie orzeka, czy В im p lik u je, czy n ie im p lik u je n ie -A . Czy m ożn a np. m ó w ić o górze, która m a ty lk o 100 m w y so k o ści, czy też to je s t sp rzeczn e? C zy m ożn a być jed n o cześn ie k o m u n istą i patriotą? 5

Efektywna sprzeczność istnieje zatem jedynie w zależności od defini­ cji term inów wchodzących w skład twierdzenia, definicji w szerokim zna­ czeniu, do której weszłyby kontekstowe implikacje tych terminów. Za­ sada działa więc praktycznie tylko w zastosowaniu do języka. Otóż obec­ na analiza postara się wykazać, że zbiór figur semantycznych reto ry k i jest zbiorem pogwałceń podstawowej zasady i że te figury różnią się od siebie, przy różnorodności swych form syntaktycznych i swych treści leksematycznych, jedynie siłą lub stopniem tego wykroczenia. Ta zmien­ ność zostanie wprowadzona poprzez w ysubtelnienie pojęcia sprzeczności, w ynikające z gry w alentnych opozycji: neutralność vs biegunowość, po­ zycja vs presupozycja, jakość vs ilość.

4 N eg a cję b ęd ziem y oznoczać p rzez P lu b p rzez n ie-P .

6 J. P i a g e t , P s y c h o lo g i e de l’in te llig e n c e . C olin, P a ris 1956, s. 41. 14 — P a m ię t n ik L it e r a c k i 1986, z. 4

(5)

Tu wkracza nowe i paradoksalne pojęcie „stopnia logiczności”, zastę­ pujące uproszczoną alternatyw ę „wszystko albo nic” skalą stopni dewia­ cji w stosunku do zasady niesprzeczności. Pojęcie to, równorzędne do pojęcia „stopnia gramatyczności” zaproponowanego przez Chomsky’ego, pozwala na odróżnienie figur według rozm iaru ich „alogiczności”, cho­ ciaż — podkreślm y to — w tym pierwszym stadium nie można ich wszystkich uszeregować w edług jednej skali. Na najw yższym szczeblu znajdą się figury, których oczywisty charakter paralogiczny został uzna­ ny przez retorykę klasyczną; na najniższym szczeblu — figury, w k tó ­ rych sama słabość alogiczności ukryw a ich anorm alny ch arakter. Dlatego też T. Todorov mógł podzielić tropy na dwie klasy: „te, któ re ujaw niają anomalię językową, i te, które jej wcale nie u jaw n iają” e, i do tych ostatnich zaliczył figury takie jak porównanie, stopniow anie lub an ty ­

teza.

Błąd może być sprostow any jedynie wtedy, gdy się w ytłum aczy, w jaki sposób, mimo swego fałszu, mógł uchodzić za praw dę. W yróżnie­ nie stopni alogizmu pozwoli nam to uczynić, wykazując, że stopniowanie czy antyteza są rzeczywiście anormalne, lecz w stopniu dość słabym, co sprawia, że w ym ykają się niewystarczająco „subtelnej” analizie 7.

W języku istnieją dwa ty p y negacji: negacja gram atyczna, jedyna znana logice, i negacja leksykalna. Jeśli ograniczymy się do form po­ wierzchniowych, to „to jest nieprawdopodobne” jest zdaniem tw ierdzą­ cym tak samo, jak „to jest prawdopodobne”. Ale w tym przypadku sfe­ ra przedrostkowa jest ujawniona, co nie w ystępuje w opozycji praw ­ dziwy/fałszywy, choć między jej członami panuje ten sam stosunek sprzeczności, ponieważ „fałszywe” jest definiowane w słow niku jako „to, co nie jest praw dziw e”. Tak samo jest we w szystkich paradygm atach binarnych, których każdy człon może być traktow any jako prosta i czy­ sta negacja drugiego: „piękny/brzydki”, „dobry/zły” itd.

Ale ekwiwalencja między dwoma typam i negacji zanika, gdy chodzi o paradygm aty trójczłonowe takie jak „wcześniejszy/równoczesny/póź­ niejszy”, „czarny/szary/biały” lub „duży/średni/m ały”. W tym w ypadku gram atyczna negacja „X nie jest duży” odpowiada dysjunkcji „X jest mały lub średni”. Przypom nijm y, że już logika klasyczna wyróżniła dw a stopnie negacji zależnie od tego, czy poprzedza ona kw antyfikator, czy też następuje po nim: omnis non vs non omnis. Pierw sza jest rzeczywiście silniejsza niż druga, ponieważ zaprzecza całkowicie predykatow i, podczas gdy druga zaprzecza tylko jego uniwersalności. Są więc dwa stopnie negacji i odpowiednio dwa stopnie sprzeczności. W ten sposób „m ały” jest silnym zaprzeczeniem „dużego”, gdy tym czasem „średni” jest sła­ bym zaprzeczeniem dwu pozostałych. „M ały” i „duży” są dwoma czło­ nam i skrajnym i lub przeciwstawnym i, które nazw iem y „biegunowym i”,

* T. T o d o r o v , L i t t é r a t u r e e t sig nification. L arou sse, P a ris 1967, s. 108. 7 N a tem a t a n o m a lii p orów n ań w y p o w ied zia łem s ię ju ż w P o é t i q u e d e la c o m ­

(6)

gdy „średni” nazw iem y członem „neu traln y m ” (ne-uter)”. I trzeba pod­ kreślić, że o ile członu neutralnego brakuje często w naszych paradyg­ m atach leksykalnych, to podwójne przeczenie gram atyczne „ani... an i” daje zawsze możliwość w yrażenia go. Zaprzeczając z kolei tem u członowi, otrzym ujem y człon rozłączny (A v Z) zw any „złożonym”, co daje nam sześciobok Blanchégo (w którym A i Z są członami biegunowymi, N czło­ nem neutralnym , a T członem złożonym), k tóry można przedstawić tak:

Z tego modelu, w którym są przedstawione słabe i silne form y sprzeczności, możliwe jest, jak zobaczymy, wyprowadzenie i sformalizo­ w anie logicznej stru k tu ry kilku ważnych figur retorycznych. Wszystkie one rzeczywiście pow stają z połączenia dwu z tych członów, które z de­ finicji dopuszczają tylko rozłączność.

Zacznijmy od czystej i prostej sprzeczności: S jest A.Ä. W tej for­ mie figura nie została odnotowana przez retorykę, nie potwierdza jej istnienia, o ile mi wiadomo, poezja klasyczna. Można jednak zacytować jako przykład trady cy jn y początek opowieści z M ajorki „To było i nie było (Aioco era у no era)” — a niewątpliw ie nie będzie trudno znaleźć inne przykłady we współczesnej p o ezji8.

Sprzeczność (A .Ä ) jest w stosunku inkluzji do dwu negacji: silnej (A.Z), słabej (A .N ). Można więc a priori wyprowadzić istnienie dwu figur reprezentow anych przez te dwie formuły.

Pierwszą, o wysokim stopniu sprzeczności, która łączy człony biegu­ nowe A i Z, jest form uła logiczna figury dobrze znanej retorom i sze­ roko potw ierdzanej w poezji wszystkich czasów: oksymoronu, którego najsłynniejszym przykładem jest „ciemna jasność” Corneille’a. Morier określa ją jako „rodzaj antytezy, w której łączą się dwa sprzeczne sło­ wa; z nich jedno zdaje się logicznie wykluczać drugie” 9. Pod nazwą „paradoksyzm u [paradoxisme]” Fontanier daje jej podobną definicję: „sztuczka językowa, dzięki której pojęcia lub słowa zazwyczaj przeciw­ staw ne i sprzeczne między sobą zostają zbliżone i pokombinowane” 10. Ale lepiej jest zachować term in oksymoron, k tó ry jako utw orzony z dwu

8 Tak np. „ S łod ycz b y cia i n ie -b y c ia ” (V aléry).

9 H. M o r i e r , D ictio n n a ir e de p o é t i q u e e t de r h é to r iq u e . P U F , P a ris 1961. 10 P . F o n t a n i e r , L e s F ig u res d u dis cours. F lam m arion , P aris 1968, coll.

(7)

słów greckich, oxus i moros, oznaczających „ostry” i „stępiony”, stanowi sam w sobie pierwszą realizację figury i dostarcza przykładu m otywa­ cji znaku, którą należy powitać przy okazji, zanim znajdzie się dlań de­ finicja dokładniejsza od tych, jakie były cytowane.

Można zresztą najpierw zauważyć, że obaj autorzy używ ają term inu „sprzeczny”, gdy tymczasem chodzi o „przeciw ny”. Praw da, że przykład modelowy odwołuje się do paradygm atu binarnego (jasny/ciemny), w którym pojęcia sprzeczności i przeciwieństwa są pomieszane. Nie za­ chodzi to jednak w podwójnym oksymoronie Nervala: „Noc będzie czar­ na i biała”, w którym trójelementowość opozycji sprawia, że ważne jest jedynie przeciwieństwo. Ponadto term iny „łączony” czy „zbliżone i po­ kombinowane”, jakich tu użyto, są jednocześnie niejasne i nieadekw atne. Widzieliśmy, że połączenie tworzy oksymoron, podczas gdy zbliżenie, jak zobaczymy, daje antytezę.

Form uła S = A.Z stanowi logiczną stru k tu rę głęboką oksymoronu, stru k tu rę, której syntaktyczne i leksematyczne realizacje mogą być nie­ skończenie zróżnicowane. Jednakże możliwe tu jest powiązanie logiki ze składnią poprzez wyostrzenie analizy. Rzeczywiście, jeżeli porównam y dwa wyrażenia:

a) Ciemną rzucały jasność gwiazdy (Corneille),

b) Twe oczy są jaśniejsze niż dzień, ciemniejsze niż noc (Puszkin), okazuje się, że sprzeczność jest silniejsza w a), ponieważ w b) dotyczy ona jedynie orzekania, podczas gdy w a) dosięga samego podmiotu. A gdyby się chciało jeszcze wysubtelnić analizę, można by wyróżnić podgatunki figur według typu koordynacji. W ydaje się w istocie, że użycie spójników przeciwstawienia w: „Jestem jak król deszczowego k ra­ ju, bogaty lecz bezsilny, młody, a jednak bardzo stary ”, osłabia samą sprzeczność, w yrażając ją.

Zauważmy jeszcze, że ta sama form uła logiczno-składniowa odnaj­ duje się w „ciemnej jasności” i w „dźwięcznej ciszy rzek (el silencio so- noroso de los rios)” św. Jana od Krzyża. Treści są różne, zapożyczone, jedna z dziedziny optyki, a druga z dziedziny akustyki, i naw et można je nazwać odwrotnymi, ponieważ człony pozytyw ny i negatyw ny są od­ w rotnie rozdzielone między rzeczownik i epitet. Ich identyczność stru k ­ turaln a jednak pozostaje i ta identyczność między form ułam i pochodzą­ cymi od dwu autorów z różnych epok i różnego języka dowodzi sama przez się istnienia figury jako „form y” w irtualnej unoszącej się ponad zjawiskami językowymi, formy, której nie trzeba mieszać z jej w łasny­ mi, potocznymi realizacjami albo „obiegowymi figuram i”, przekształcają­ cym i w stereotypy pewne realizacje leksematyczne stru k tu ry . A ntycy­

pując, można dać przykłady takich realizacji:

— oksymoron: kwaśno-słodki [‘aigre-doux’ znaczy ‘obłudnie słodki’ — przypis tłum.] — antyteza: pół figa, pół rodzynek [‘mi-figue, m i raisin* odpowiada polskiemu ‘ni pies, ni w y d ra’ — przypis tłum.]

(8)

— hiperbola: silny jak byk

— litota: nie jest gorąco [zamiast: ‘jest zimno’ — przypis tłum.]. To o takich obiegowych figurach Dumarsais mówi, że powstaje ich więcej „przez jeden targow y dzień w Halach niż przez kilka dni posie­ dzeń akadem ickich”. Co się zaś tyczy „figur inw encji [figures d’inven­ tion]”, to przeciwnie, o ile ich wzorce formalne są w pewnym sensie z góry określone w głębokiej stru k tu rze mowy, to ich realizacje języko­ we, z właściwą sobie szczególną treścią, pozostają tw orem poety, k tó ry z tego ty tu łu posiada wobec nich swego rodzaju copyright, będąc jedynie sam zdolny do ochrony ich jedyności, a w konsekwencji ich oddziały­ wania poetyckiego.

Przejdźm y teraz do sprzeczności słabej (A.N ). Chociaż pojęcie pół- -sprzeczności w ydaje się narazie paradoksalne, to jasne, że wiąże się ono z oczywistościami powszechnego rozumowania. Jeśli dwaj rozmówcy twierdzą: jeden, że S jest białe, a drugi, że jest szare, to jasne, że ich stanow iska wydadzą się mniej sprzeczne, niż gdyby tw ierdzili odpowied­ nio, że S jest białe i że jest czarne. Tak samo w dziedzinie polityki, jeśli przyjm iem y walentność dwubiegunowej osi lewica/prawica, w ywniosku­ jem y z tego, że centrum przeciwstawia się mniej każdemu z jej członów, niż oba te człony sobie nawzajem, chyba że przyjm iem y, iż łączą się one w „ekstrem izm ie”. O dnajdujem y w tedy etyczną koncepcję Arystotelesa, której cała oryginalność polega na tym odwróceniu perspektyw y, nada­ jącem u „środkowi” najsilniejszą odrębność w łonie paradygm atu; koncep­ cja głęboka i, jak zobaczymy, możliwa do przeniesienia na płaszczyznę estetyczną. Ale najpierw trzeba od polityki wrócić do poetyki, by zazna­ czyć, że o ile słaba form a sprzeczności jest o wiele rzadsza niż oksymo- ron, to jednak można zacytować jej przykłady: b i a ł e z m i e r z c h y Mallarmégo (w opozycji do b i a ł y c h n o c y ) ; albo b l a d a w e ś w i a ­ t ł o u B audelaire’a w opozycji do c z a r n e g o ś w i a t ł a , archetypu, którego w ariantam i są: „ciemna jasność”, „czarne słońce”, „blady jak noc” (Nerval), a któ ry odnajdujem y w całości w ostatnim wersie Ciem­ ności Baudelaire’a:

P a r i n s ta n t s brille, s ’a llonge e t s’étale U n s p e c t r e f a i t d e grâce e t d e s p le n d e u r . À sa r ê v e u s e a llu re orien tale,

Q u a n d il a t t e i n t sa to t a le g r a n d e u r , Je reco n n a is m a belle v is ite u se : C ’e s t elle! n o ir e e t p o u r t a n t lu m in eu s e.

[N iek ied y w sta je n a g le — zda się b ez p ow od u — W idm o św ie tln e , u tk a n e z p ow ab u i brzasku, P e łn e sen n eg o czaru — n ib y m iraż W schodu. G dy źren ice się w p atrzą, n a w y k n ą do b lask u , P o zn a ję m ego gościa: urocza n iezm ien n a — To Ona! — Z jaw a ciem na, a tak a p r o m ie n n a ...]11

(9)

Ale najczęstszą figurą we współczesnej poezji jest ta, k tó rą nazwałem „nietrafnością predykatyw ną” 12. Aby zdać z niej spraw ę, trzeba w pro­ wadzić tę drugą zmienną modelu logicznego, jaką stanow i różnica w spo­ sobie realizacji anomalii, zależnie od tego, czy tkw i ona w tym , co w y­ powiedź orzeka, czy w tym , co jest domniemane.

Rzeczywiście w Niebo umarło (Mallarmé) jest z pewnością anomalia, która jednak na pierwszy rzu t oka nie w ydaje się wcale sprzecznością. Śmierć jest negacją życia, a nie nieba. Dlatego też pow ierzyłem wyczu­ ciu językowemu zadanie odróżnienia odchylenia. Ale można rzeczywiście posłużyć się tu różnicą wprowadzoną przez Greimasa, m iędzy „semami nuklearnym i” i „semami kontekstow ym i”, czyli k lasem am i13. Każdy leksem może być rzeczywiście rozłożony na semy, które są przez niego orzekane ze względu na jego obecność w dyskursie. Ale jednocześnie wchodzi w grę system zgodności i niezgodności syntagm atycznej. Tak więc „śm ierć” wymaga podmiotu „ożywionego”, podczas gdy „niebo” ze swej strony zakłada cechę „nieożywiony”, przy czym opozycja ożywio­ ny/nieożywiony funkcjonuje jako pewnego rodzaju sem szerszy niż lek­ sem, ponieważ odnosi się do całej syntagm y. „Śm ierć” i „niebo” mogą więc być uznane za sprzeczne nie przez to, co orzekają, lecz przez to, co presuponują. Oznaczając presupozycję strzałką, figura zwana „n ietraf­ nością” może być zatem przedstawiona, przy redukcji zdania do form y kanonicznej, w następujący sposób:

S jest P

I I (albo prościej S >A. nie-A)

A Ä

W racam y zatem do pierwszej figury z tą różnicą, że niezgodność je st ty m razem w pew nym sensie pośrednia czy też m arginalna, co osłabia

anomalię i stawia ją na niższym szczeblu w skali logiczności.

Ale w ew nątrz tej figury sprzeczności pośredniej można wyróżnić dwa stopnie w edług n atu ry nietrafnego semu, jakościowej lub ilościowej. I tu trzeba posłużyć się nową stru k tu rą, którą można nazwać „stru k tu rą stopniową [structure graduelle]” w odróżnieniu od stru k tu ry opozycyj­ nej, jedynej, jaką posługiwaliśmy się dotąd w analizie.

F unkcją większości przymiotników i rzeczowników abstrakcyjnych, k tó re są z nim i związane, jest wyrażanie jakości. Dlatego też orzekanie i kwalifikowanie są często mieszane w gram atykach, albowiem istotnym jcelem każdego zdania jest przypisanie podmiotowi jakiejś cechy.

Otóż cechy jakościowe są na ogół zleksykalizowane jako opozycyjne p a ry złożone z krańcowych członów, będących przeciwieństwami w zna­ czeniu silnym. Wiemy, że słowniki wskazują zwykle dla każdego z tych •członów jego antonim, czyli człon przeciwny. Ale w ew nątrz tej opozycji m aksym alnej jest miejsce dla kw alifikacji zniuansowanej i wprowadzenie

12 J. C o h e n , S t r u c t u r e d u lan gage p o é tiq u e . F lam m arion , P aris 1966. 13 G r e i m a s, op. cit., s. 50.

(10)

członu neutralnego powoduje zróżnicowanie obszaru orzekania. Człon n eu tra ln y może być interpretow any jednak bądź jako kw alifikacja śred­ nia czy umiarkowana, bądź jako brak kwalifikacji. Dlatego też tak często go b rak u je i w tedy milczenie funkcjonuje jak człon n eu tralny, ponieważ powiedzieć o kimś, że nie jest ani zły, ani dobry, oznacza, że z etycznego p u n k tu widzenia nie powiedziało się o nim nic.

Większość cech jakościowych nie różnicuje się więc w edług praw a vszystko albo nic, lecz przyjm uje między skrajnościam i całą serię stop- r i pośrednich. Między g o r ą c y i z i m n y wchodzi zatem u m i a r k o ­ w a n y jako człon neutralny; ale operacja może się powtarzać: między u m i a r k o w a n y m i z i m n y m staje c h ł o d n y , m iędzy u m i a r k o ­ w a n y m a g o r ą c y m — c i e p ł y i może się to ciągnąć dalej aż do m atem atycznej skali tem peratur. Co więcej, same człony biegunowe mcgą być przekroczone przez skrajniejsze od siebie, jak np. p a l ą c y i l o d o w a t y , a w paradygm acie politycznym widzimy skrajną praw i­ cę i skrajną lewicę, w ykraczające poza term iny tradycyjne. Wiadomo skądinąd, że mowa codzienna skłonna jest nadużywać tych bardziej niż skrajnych term inów i niedawne badania wykazały, że w ybór tych term i­ nów jako przeciwstawnych odpowiedniemu term inow i biegunowem u jest charakterystyczny dla schizofrenii 14. Użycie tych term inów nazywa się niekiedy hiperbolą, niesłusznie jednak, jeśli term in odnosi się do podmio­ tu. Je st możliwe, że jakieś ciało jest palące lub lodowate, a hiperbola jako figura istnieje jedynie wtedy, gdy term in skrajny nie odpowiada przed­ miotowi, jaki określa. W przykładzie podanym przez D um arsais’go: „Idzie szybciej niż w iatr” jest hiperbola, ponieważ prędkość naturalnego ruchu człowieka jest znacznie mniejsza niż w iatru. Przeciwnie, nie byłoby jej wcale, gdyby chodziło np. o samolot. W cytowanym zdaniu podmiot re ­ alny „ruch człowieka” im plikuje pew ną prędkość, k tóra nie jest zgod­ na z prędkością w iatru, ale ta niezgodność działa między różnymi stop­ niami tej samej cechy jakościowej. Można to przedstawić następująco, jeżeli A jest prędkością człowieka, A + prędkością większą:

S jest P

I I (albo

A

A-\-Jeżeli teraz A — będzie oznaczało prędkość mniejszą od A, to sche­ m at A . A — będzie symbolizował figurę odwrotną, tzn. litotę.

Ta figura jest szczególnie interesująca, gdyż nie zawsze jest sym e­ tryczna wobec hiperboli. Przykłady, które podaje Dumarsais, nie ozna­ czają faktycznie zastąpienia plusa minusem, ale afirm acji leksykalnej ne­ gacją gram atyczną. Tak więc „Idź, wcale cię nie nienaw idzę”, gdzie ne­ gacja „nie nienawidzieć” zastępuje słowo „kochać”, jest tu trafny m przy­ kładem. Można to przedstawić tak:

14 Zob. L. I r i g a r a y , N ég a tio n e t tr a n s fo r m a ti o n n é g a ti v e d a n s le la ngage

(11)

S jest Z

I

I

A A v N

Niezgodność zjawia się w tedy między jedną z presupozycji A i połową drugiej, N. „Nie nienawidzieć” = kochać (A) lub być obojętnym (N ). Ponieważ kontekst wskazuje na „kochać”, sprzeczność istnieje tylko m ię­

dzy kontekstem (A) i jedną częścią tekstu (N ). Mamy tu więc słabszy stopień sprzeczności niż w hiperboli czy litocie stopniowej.

Wznosimy się natom iast w skali anomalii w w ypadku ironii lub anty- frazy, gdzie predykat utworzony jest z term inu biegunowego, przeciw­ stawionego temu, jakiego wymaga kontekst, np.:

S jest P

Φ

I

A Z

O dnajdujem y tu stru k tu rę oksymoronu z tą jedynie różnicą, że pre- supozycja zastępuje tu na ogół treść orzekaną, co osłabia anomalię 1S.

Na tem at ironii zauważymy, że Fontanier określa ją jako mówienie „czegoś przeciwnego do tego, co się m yśli”. Ta definicja wzięta dosłownie odesłałaby ironię do ru b ry ki „figur m yśli”, podczas gdy Fontanier odno­ tow uje ją jako figurę mowy. W rzeczywistości odniesienie do myśli mó­ wiącego jest zawsze językowo nieważne i trzeba definityw nie wyłączyć z dziedziny retoryki, tak jak tego życzy sobie Bally 16, klasę „figur myśli”. Tak więc ironia jako figura polega na mówieniu czegoś przeciwnego nie do tego, co się myśli, lecz do tego, co się mówi, bądź w kontekście, bądź w tekście „supra-segm entalnym ” (Martinet), W intonacji lub w mimice. Nie można wiedzieć, że wypowiedź „X jest geniuszem” jest ironiczna, 0 ile mówiący nie w yrazi gdzie indziej czegoś przeciwnego, np. w uśmie­ chu, którego funkcja semiotyczna polega tu na zapewnieniu negacji teks­ towego twierdzenia i w ten sposób odsyła do stru k tu ry : S jest A.nie-A. Teraz można zabrać się do „stopniowania” określonego jako „taki porządek, że to, co następuje, mówi zawsze nieco więcej lub nieco mniej niż to, co poprzedza” (Fontanier), np.: „Idź, pędź, fru ń i pomścij nas’" (Corneille), co odnajdujem y praw ie dosłownie w: „Idźcie, pędźcie, fru ń ­ cie tam, gdzie wzywa was honor” (Boileau), gdzie trzy czasowniki mogą być uważane za trzy nakładające się stopnie prędkości. Pozostaje do zin­ terpretow ania współrzędność. Są dwie możliwości: następstwo lub rów- noczesność. Pierwsze jest normalne. I d ź , potem p ę d ź , potem f r u ń , nie m a w tym nic nielogicznego. W równoczesności przeciwnie, i d ź 1 w t e j s a m e j c h w i l i p ę d ź i f r u ń są niezgodnością typu ilościowego. Pozostaje więc zaproponować każdemu w ybór między tymi dwiema interpretacjam i, a odpowiedź, moim zdaniem, jest niewątpliwa.

16 A le stru k tu ra m oże b yć id en tyczn a, np. „ sła w n y n ie z n a jo m y ”. ie C. B a l l y , T r a i t é d e s t y l i s t i q u e fran çaise. P aris 1909, t. 1, s. 186.

(12)

I tak jest we w szystkich przypadkach, których dostarczają teksty lite­ rackie. Normalne stopniowanie istnieje oczywiście wszędzie: krzyw a w zrostu ekonomicznego jest jednym z jej przykładów. Ale w tym w y­ padku chodzi o następujące po sobie czasy. Stopniowanie anorm alne znaj­ duje się tylko w poezji, ponieważ anomalia jest specyficzną cechą jego

zastosowań poetyckich.

Przejdźm y teraz do najbardziej złożonej, a zatem najbardziej intere­ sującej z figur, ze względu na wyrafinow anie analizy, jakiego wymaga, mianowicie do antytezy. Tej figurze poświęcimy szczególnie dużo m iej­ sca. Nie pozwolimy się jednak wciągnąć w dyskusje filozoficzno-metafi- zyczne, do których problem łączenia przeciwieństw zdaje się nieuchron­ nie prowadzić.

Dla czytelnika francuskiego antyteza wiąże się z nazwiskiem Hugo, w skutek niesłychanie częstego posługiwania się nią w twórczości, a także w życiu, jeśli wierzyć jego ostatniem u wierszowi: „Jest to zawsze w alka dnia z nocą”. Ale znajdujem y ją u wszystkich poetów, naw et u Racine’a, którego Laharpe chwali przecież za powściągliwość w tym względzie. Retoryka, a także słownik, określają ją jako „zbliżenie term inów prze­ ciwnych”, M orier daje natom iast jako przykład ten wers G autiera: „Niebo jest czarne, ziemia jest biała”. Nie ma tu żadnej sprzeczności, naw et najsłabszej, ponieważ dwa opozycyjne predykaty należą do dw u różnych przedmiotów, a zatem: SI jest A a S2 jest Z.

Ale już w przykładzie D um arsais’go zjawia się rodzaj niespodzianki czy skandalu, oznaka anomalii: „Przeklinają nas, a my błogosławimy; prześladują nas, a m y znosimy to cierpliwie; oczerniają nas, a my po­ cieszamy” (Paweł, I, do K oryntian 4.12). Jest to jeszcze wyraźniejsze w przykładzie Fontaniera: „Gdy ja cały płonę, skąd u ciebie ta lodowa- tość?” Chodzi tu w prawdzie o dwa różne podmioty, Hipolita i A rycję, ale są oni zakochani, więc wzajemność jest lub powinna być regułą. Psychologiczna sprzeczność ustanowiona tą opozycją wew nątrz zakocha­ nej pary jest tu zaznaczona przez samą wypowiedź.

Rzeczywiście z p unktu widzenia logiczno-semantycznego, jedynie tu ważnego, antyteza jest właściwie sprzecznością, ale słabego stopnia. Żeby ją wyjaśnić, trzeba zająć się nie predykatem , ale łącznikiem i zbadać go w świetle trój członowego modelu.

Logika zna tylko jeden łącznik: b y ć , dzięki którem u orzecznik wska­ zywany jest jako predykat całego przedm iotu. Można by powiedzieć, że łącznik „jest” nie chw yta szczegółu. U jm uje przedm iot ogólnie, całościo­ wo, jak niepodzielną całość. S jest P albo nie jest P, bez stopni pośred­ nich. „Być albo nie być” jest to rzeczywiście pytanie, przynajm niej w ło­ nie binarnej opozycji obejmującej czasownik „być”, a która stanowi tę antyczną parę: ten sam, inny, która podzieliła filozofię u jej zarania.

(13)

potocznym użyciu obecnie „mieć” oznacza stosunek własności, ale to znaczenie jest dery wo wane z głębszego znaczenia, w edług którego mieć znaczy częściowo być. „Rzecz posiadana, mówi A rystoteles w Polityce, je s t jak część w stosunku do całości.” Rzeczywiście „m ieć” narzuca ana­ lizę podmiotu na części, z których jednej tylko dotyczy predykat. Powie­ dzieć „Janina ma piękną głowę” znaczy, że Janina jest częściowo pięk­ na. Bez w ątpienia „mieć” nie funkcjonuje syntaktycznie według modelu .„być”, ale jako czasownik przechodni, w ym agający dopełnienia rzeczow­

nikowego. Zdanie więc rozkłada się na: „Janina ma głowę” „Ta głowa jest piękna”

„Mieć” zdaje się tu wskazywać jedynie stosunek całości do części. Ale za pośrednictwem tego chodzi tu o częściową predykację. Można więc uważać czasownik „mieć” za łącznik słaby, w opozycji do „być” będącego łącznikiem mocnym, i przedstawić to jako С i c:

S jest P = SCP S ma P = ScP

Ta właśnie pośrednia pozycja sprawia, że tak łatwo przechodzi się od jednego łącznika do drugiego. Francuz mówi równie dobrze „mieć ka­ ta r ” co „być zakatarzonym ”, a to, co wyraża jako „mieć głód” [avoir faim = być głodnym], Anglik tłumaczy przez to be hungry [być głod­ nym]. W ten sam sposób, przeskakując od jednego łącznika do drugiego,

poeta przechodzi bezpośrednio od antytezy do oksymoronu, jak np. Hugo w Kontemplacjach:

Oui, m o n m a l h e u r irnéparable C ’e s t d e p r e n d r e a u x d e u x é lé m e n ts , C ’e s t d ’a v o ir en m oi, m i s é r a b l e , De la ja n g e e t du f i r m a m e n t , (...)

D ’ê tr e u n ciel e t u n to m b e a u .

[Tak, mym nieszczęściem nieuleczalnym / Jest przynależność do dwu ży­ w iołów , / Jest to, że mam w sobie, ja nędzny, / Błoto i firmament, / (...) / Z e jestem niebem i grobem.]

W ten sposób potwierdza się pokrewieństwo dwu figur w yodrębnia­ jących się jedynie poprzez stopień łącznika, opozycja dobro/zło jest bo­ wiem odniesiona do podmiotu najpierw w formie mieć, a potem w for­ mie być.

W yodrębnienie dwu łączników może rozwiązać problem postawiony przez Chomsky’ego odnośnie do wypowiedzi takiej jak „ten sztandar jest biały i czarn y”, z czego nie można wywnioskować, że „ten sztandar jest biały”, podczas gdy z „ten człowiek jest wysoki i szczupły” m ożna w y­ wnioskować, że „ten człowiek jest wysoki” 11. Podejm ując problem , Du- cro t sugeruje trzy rozwiązania:

(14)

Czy chodzi o h o m o n im ię i czy w języ k u fra n cu sk im są d w a „ i” [et]? C z y te ż ob ie w y p o w ie d z i m ają in n e k o n stru k cje g ra m a ty czn e m o żliw e do op isan ia n a p ła szczy źn ie sy n ta k ty czn ej? A lbo czy trzeb a w zią ć pod u w a g ę fa k t, ż ę „ b ia ły ” i „ n ieb iesk i” są p rzy m io tn ik a m i k oloru i przyjąć, że języ k fra n cu sk i p osiad a k a teg o rię „p rzym iotn ik k o lo ru ”? 18

W rezultacie rozróżnienie łączników zdaje się bardziej nadawać do rozwiązania problemu. Jeśli nie można powiedzieć o sztandarze białym i czarnym, że jest biały, to dlatego, że form uła im plikuje białość całego sztandaru, gdy tym czasem jest on biały tylko częściowo. Użycie „jest” stanow i tu zatem figurę, rodzaj katachrezy zastępującej łącznik słaby, k tó ry nie istnieje we francuskim , a zastępowany jest przez „mieć” w konstrukcji typu: ten sztandar ma część białą. W yrażenie przybiera form ę oksymoronu, chociaż w rzeczywistości jest antytezą, przypisuje bowiem dwa opozycyjne predykaty dwom różnym częściom tego samego

podmiotu. A ntyteza w yraża się w tedy formułą: ScA.Z,

co czyni ją słabą form ą oksymoronu: SCA.Z

Czyż powiemy, że sztandar biały i czarny nie im plikuje żadnej sprzeczności, w jakimkolwiek stopniu? Kwestia ma szeroki zasięg. Aby na to odpowiedzieć, trzeba nam zejść na teren doświadczenia niejęzyko- wego i na tej płaszczyźnie wyróżnić dwa p un k ty widzenia: ontologiczny i fenomenologiczny.

N ajpierw z punktu widzenia ontologicznego trzeba przeciwstawić ca­ łości dodatkowe, czyli mechaniczne, będące pseudo jednostkami, całościom organicznym , które są praw dziw ym i jednostkami. Sztandar należy do pierwszej kategorii i dlatego jego kw alifikacja opozycyjna nie ma nic anormalnego. W ostateczności można powiedzieć, że sztandar jako taki nie istnieje, o ile, jak chce Leibniz, tym, co stanowi byt, jest bycie by­ tem. Ale przenieśm y się na drugi koniec łańcucha, na poziom praw dzi­ w ych całości organicznych, np. niech to będzie istota ludzka. Jak zane­ gować anorm alny aspekt ujaw niony poprzez charakter komiczny lub tra ­ giczny tych żywych sprzeczności, jakie stanowią np. kobieta o głowie bogini i ciele potwora lub istota o duszy anioła i ciele zwierzęcia, tak ja k „bestia” z baśni ludowej Piękna i Bestia, podjętej pod tym samym antytetycznym tytułem przez Cocteau i przemienionej przez Hugo w po­ stać Quasimodo? Ale przejdźm y na płaszczyznę fenomenologiczną, jedy­ nie ważną pod względem językowym, jeśli to praw da, co mówi A. M ar­ tinet, że „mówić to znaczy komunikować doświadczenia”. Rzeczywiście doświadczenie analizowane za pomocą języka i w yrażane w zw ykłym dyskursie jest tą siecią pozorów zarazem stałych i zbiorowych, którą

18 O. D u с r o t, La L in g u istiq u e . Éd. A . M a r t i n e t . D en oël, P a ris 1969, s 239.

(15)

nazyw am y „św iatem ”. I na tej płaszczyźnie opozycja jednostka praw dzi­ w a/jednostka fałszywa ustępuje miejsca dualności zjawiskowej [phéno­ ménale] forma silna/form a słaba, wyodrębnionej przez Gestalttheorie.

Form y silne, czyli „dobre form y”, pochodzą ze zbieżności różnych czynników organizujących pole postrzegania, z których dwoma najw aż­ niejszym i są bliskość i podobieństwo. Elementy pola postrzegania, które są względnie bliskie i podobne, organizują się w jednostki silne. O dw rot­ nie, jeżeli bliskość i podobieństwo zmniejszają się, form a rozpada się na

odrębne jednostki. Rozpatrzmy zatem przypadek największej bliskości i najmniejszego podobieństwa: otrzym ujem y ekw iw alent zjawiskowy an­

tytezy: formy zarazem jedynej i rozlicznej, półsprzecznej, w której czyn­ niki organizujące wchodzą w konflikt. Tak samo jest z antytetyczną parą „wielki grubas i m ały chudzielec”, której komiczne zasoby zostały sze­ roko wyeksploatowane przez początkujący film. Tak samo rzecz się ma z „czarnym niebem i białą ziemią” G autiera.

Praw dą jest, że jak zauważa Morier, jest w tym przesada. Niebo było z pewnością szare, a ten wiersz złożony jest z podwójnej hiperboli, której połączenie tworzy antytezę. Przesada, której sztuczność ujaw niał Pascal, gdyż natura, którą dyskurs opisuje, rzadko jest antytetyczna. Nie zna­ czy to, że nie zna przeciwieństw. Każda jakość, jak widzieliśmy, zorgani­ zowana jest w antynomiczną parę. Ale w tym tkw i istota zagadnienia, że przeciwieństwa te są przez naturę starannie oddzielane. Zapewnia ona przejścia w porządku przestrzennym i w porządku czasowym. Między młodością i starością jest wiek dojrzały, między strefam i zimnymi i go­ rącym i są strefy umiarkowane. Lepiej jeszcze, jeśli przyjrzym y się tym jednostkom, które pow stały z połączenia jednostek względnie jednolitych, jakim i są grupy społeczne, widać wtedy, że nie tylko między krańcam i pojawia się term in pośredni, ale że w większości przypadków jest on dominujący. Taki jest sens krzyw ej Gaussa. Oznacza ona, że w swych ogólnych tendencjach n atu ra jest „centrystyczna” lub „neutralistyczna”, tzn. prozaiczna. Bo poezja jest intensywnością, tym , co mowa tworzy, polaryzując signifié poprzez eliminację term inu neutralnego. Tu znajduje się korzeń antynomii, którą K ierkegaard wznosił między etyką i estety­ ką. Rozum unika wszelkiej skrajności, poezja jej poszukuje. Poezja jest poszukiwaniem intensywności, a różne figury, które analizowaliśmy, są takim i sposobami, którym i mowa umie się posłużyć, by ją wytworzyć.

W opozycji do antytezy za norm alną można uznać wypowiedź typu ScA.N, która zespala słabym łącznikiem term in biegunowy z term inem n eutralnym ; normalną, ponieważ wyrażającą jedność w różności, jedy- ПУ typ jedności, jaki zna doświadczenie, jako że każda jedność absolut­ na jest owocem abstrakcji. Mamy więc dwie norm alne formy wypowie­ dzi możliwe do zastosowania do dwu różnych pól wyrażalności: z jednej strony abstrakcyjność pojęciowa SCA, z drugiej empiryczny konkret ScA.N. Do tego ostatniego typu należą wypowiedzi — które wcale nie

(16)

są częste — takie jak „kobieta o pięknej głowie i przeciętnym ciele” albo „o pięknym wyglądzie i m iernej duszy”. Osłabione form y sprzecz­ ności, które w ostateczności graniczą, jeśli chce się stopniować różnice,

z czystą i prostą niesprzecznością. Przeciętność, z której Arystoteles czy­ n i cnotę, jest dla poezji antywartością. Oto dlaczego Hugo m iał rację, opierając dram at na antytezie, jeśli przez dram at trzeba rozumieć poe-

tyckość opowiadania.

P rzy tym antyteza tkw i tylko u źródeł dram atu, u początku opowia­ dania. Na końcu jest sam term in biegunowy w swojej absolutności. D ra­ m at nie jest łączeniem przeciwieństw, lecz zniesieniem przeciwności po­ przez transform ację lub zniszczenie jednego z członów antytetycznych. Tak to w Piąknej i Bestii antynom ia rozwiązuje się w happy end'zie po­ przez transform ację — magiczną — członu negatywnego: ponieważ pięk­ na pokochała ją mimo wszystko, bestia staje się z kolei piękna. W K ate­ drze Marii Panny w Paryżu jest na odwrót: człon pozytywny jest znisz­ czony, a końcowy obraz dwu splecionych szkieletów symbolizuje zreali­ zowaną jedność miłosnej p ary dzięki śmierci zarówno pięknego ciała jed­ nej postaci, jak i pięknej duszy drugiej.

Można teraz podsumować całość formalizacji rozpatryw anych tu fi­ g u r w następującej tabeli:

FORMUŁA TYP

SCA.nie-A. sprzeczność

SC A.Z oksymoron

ScA .Z antyteza

S —> A.nie-A nietrafność [impertinence]

S ->A.Z antyfraza

S -> A. A + hiperbola

S A .A — litota

Figury te stanowią jedynie bardzo ograniczony podzbiór retorycznego spisu klasycznego. Ale m am y prawo sądzić, że liczne inne zarejestrow a­ ne pod innym i nazwami są jedynie ich w ariantam i. Wykazano tu, że „gradacja” jest tylko form ą hiperboli. Wiele innych figur sprowadza się do nietrafności. I paradoksalnie jest to przypadek pewnej repliki, k tó rą Dumarsais cytuje właśnie jako przykład „myśli wyrażonej bez fig u ry ” (s. 12). Chodzi tu o „Niech by u m arł” starego Horacego. Fontanier sta­ wia zarzut, że jest tu elipsa zamiast „chciałbym, żeby u m arł”. Ale to nie dosyć. Wypowiedź ta jest w rzeczywistości odpowiedzią na pytanie: Cóż chcesz, żeby zrobił przeciw trzem? I tu taj zjawia się nietrafność, ponieważ „um ierać” nie znaczy „robić”. Obydwa człony pochodzą od dw u przeciwnych klasemów aktywność/pasywność i odnajdujem y sprzecz­ ność poprzez presupozycję, która wskazuje nietrafność, z tą jedynie róż­ nicą gramatyczną, że pojawia się tu między czasownikiem a jego

(17)

dopeł-nieniem. Formą znormalizowaną byłoby „Niech sprawi, by go zabito”,, wypowiedź, której substancja treści jest ta sama, ale form a różna. To na tej formalnej płaszczyźnie semantycznej, w tej „form ie znaczenia”, by się tu posłużyć w yrażeniem V aléry’ego, poetyckość odnajduje swą trafność.

Dumarsais daje jeszcze ten przykład w yrażenia bez figury:

W in n ej tra g ed ii C orn eille’a P ru sia s m ów i, że w sy tu a c ji, o którą chodzi,. ch ce postąp ić jak ojciec, jak m ąż. „N ie bądź a n i jed n ym , a n i d ru g im ”, m ó w i m u N icom èd e.

— P rusias: A k im m am być? — N icom ède: K rólem .

N ie m a tu fig u ry , jest n a to m ia st w ie le w z n io sło ści w ty m jed n y m s ło w ie

( i b i d e m ).

Wzniosłości, zgoda. Ale czy nie ma figury? Czy D um arsais jest ślepy? Czyż nie widzi, że odpowiedź Nicomède’a zakłada z góry niezgodność między leksemami „król” z jednej strony, „m ąż” i „ojciec” z drugiej, niezgodność, któ ra właśnie nie istnieje? Mamy tu rodzaj odwrotności sprzeczności, która nadal pozostaje sprzecznością. Zam iast łączyć człony rozdzielne ta figura rozdziela człony łączące. Jako taka stanow i figurę oryginalną, która zasługiwałaby na własną nazwę, ale k tó ra w swej strukturze głębokiej pozostaje w ierna zaproponowanemu tu modelowi alogiczności.

*

Wszystkie rozpatryw ane tu odchylenia w ypływ ają z relacji m iędzy członami dyskursu. Relacje te stanowią klasę figur wypowiedzi, klasę, która daleka jest od wyczerpania zbioru aktualnych czy możliwych figur. Mówiliśmy wyżej o logice komunikacji, którą trzeba będzie kiedyś stwo­ rzyć, ale której nie chcemy tutaj rozpoczynać. Chciałbym jedynie do­ starczyć kilku wskazówek ujaw niających bogactwo pola retorycznego je­ szcze nie zbadanego.

P rzyjrzyjm y się tej potocznej figurze, która polega na powiedzeniu „Piotr, by go nie nazwać”. Tutaj sprzeczność bije w oczy. M ówiący na­ zywa tego, o którym oświadcza, że go nie nazywa. Dotyczy ona jednak dwu różnych poziomów, z jednej strony języka przedmiotowego „P io tr”, z drugiej m etajęzyka „by go nie nazw ać”, k tó ry odnosi wypowiedź do wypowiadania. Otóż identyczny mechanizm, chociaż subtelniejszy, wy­ jaśnia chw yt na pozór niewinny: „korekcja” określana jako „figura, po­ przez którą wycofuje się to, co um yślnie się powiedziało” (Fontanier, s. 367). Tak też „Miej odwagę przyklasnąć, cóż mówię, miej śmiałość poprzeć błąd” (J. B. Rousseau). Otóż o ile korekcja nie jest anom alią w dyskursie mówionym, to jest nią w dyskursie pisanym. W pierw szym wypadku rzeczywiście term iny zastąpione włączają się w ciąg norm al­ nie jeden po drugim. W piśmie, przeciwnie, term in poprawiony je st nor­ malnie nieobecny lub skreślony. Jest tu jeszcze sprzeczność m iędzy wy­

(18)

powiadaniem, które tw ierdzi, że zastępuje jeden term in drugim, a wy­ powiedzią, która przedstaw ia je oba bez zastępowania.

U Fontaniera paradoks polega na tym , że raz sygnalizuje odchylenie, a raz je przemilcza. Nie mówi, że „korekcja” jest anormalna, ale ujaw ­ nia i podkreśla anomalię „pytania”. „Nie należy go mieszać — mówi nam — z właściwym pytaniem (...) za pomocą którego chcemy się cze­ goś dowiedzieć albo o czymś upewnić” (s. 368). Pierwsze jest figurą, po­ nieważ mówiący staw ia pytanie, na które w ydaje się znać odpowiedź, a pytając, w rzeczywistości ją potwierdza. Je st tu więc, jak mówi G. Ge- n ette we wstępie do Figures du discours, „fałszywe pytanie”. Ale czyż stąd nie można by było wyprowadzić i sformalizować tej norm y kom u­ nikacji, która rządzi dyskursem pytającym ? Nazwijm y wiedzę W, nie­ wiedzę nie-W, nadawcę N, odbiorcę O. Regułą pytania byłoby, że nadaw ­ ca nie wie, podczas gdy odbiorca wie. I przeciwnie, asercja zakłada, że nadaw ca wie, a odbiorca nie wie. Mielibyśmy więc:

Asercja: N(W) + O(nie-W) Pytanie: N(nie-W) + O(W)

Rachunek wskazuje więc, że są dwie możliwe figury pytajne: pier­ wsza, jeżeli zakładamy, że N wie, druga, jeśli zakładamy, że N nie wie. A sercja dałaby nam sym etrycznie dwie figury, z których druga, gdzie odbiorca z założenia wie, objęłaby zbiór figur redundancji: powtórzenie, pleonazm itd. Ale poprzestańm y na tych kilku sugestiach dotyczących kodu komunikacji, k tó ry pozostaje do zbudowania.

Sam taki model zakłada pewną funkcjonalność komunikacji, która po­ lega na zapewnieniu obiegu inform acji w sensie, jaki nadaje słowu „in­ form acja” teoria o tej samej nazwie. Właśnie w stosunku do tego modelu kom unikacja poetycka stanowi jakby odchylenie. Ponieważ nie ma tej sa­ mej funkcji, a każda funkcja im plikuje pewną stru k tu rę, poezja okazuje się destrukturalizacją jedynie z p u nk tu widzenia pewnej określonej stru k ­ tu ry związanej ze specyficzną funkcją. Z chwilą, gdy chodzi o zagw aran­ towanie funkcji poetyckiej, poezja nie przedstaw ia się już jako anorm al­ na. Ma ona swoje własne normy, swą w łasną logikę, jeśli tak m ożna powiedzieć, której reguły, jeśli istnieją, pozostają do odkrycia. Przedm io­ tem drugiej poetyki, tym razem pozytywnej, jest odnalezienie zrozumia­ łości, której anomalia pozbawiła dyskurs.

To zadanie zostało podjęte przez retorykę klasyczną pod nazwą tro - pologii, ale oparte na wiekowym i fundam entalnym błędzie co do n atu ­ ry tropów. Nie dostrzegła ona przecież, że dychotomia, jaką ustanaw iała między tropam i i nie-tropam i, nie była jednorodna i opierała się faktycz­ nie na pionowej artykulacji dw u opozycyjnych osi mowy. Próbowałem w ostatnim rozdziale Structure du langage poétique sprostować ten błąd optyki, ale wiążąc to sprostowanie z dualistyczną teorią signifié, która w rzeczywistości jest odeń całkowicie niezależna. Trzeba więc podjąć ba­ danie tropologii dla niej samej, aby nadać całkowitą w ew nętrzną spój­

(19)

ność zaproponowanej tu teorii figury. To jest zadanie, którego podstawo­ we zasady spróbujem y teraz naszkicować.

Wielka retoryka francuska wieków klasycznych, ta, k tó rą wsławiły zwłaszcza nazwiska Dumarsais i Fontanier, dotyczyła w ym ow y [élocu­ tion]. Przez elocutio rozumieli oni to, co potem Saussure nazw ał „mó­ wieniem [parole]”, a co dziś ma się tendencję nazywać „dyskursem ”. Zresztą właśnie pod tytułem Figures du discours F ontanier życzył sobie widzieć kiedyś zebrane swe dwa wielkie dzieła, Manuel classique pour Vétude des tropes (1821) i Traité général des figures du discours autres que les tropes (1827) 19.

Otóż do tego właśnie podziału — równie podstawowego, jak tra d y ­ cyjnego — figur retorycznych na „tropy” i „nie-tropy” chciałbym po­ wrócić w niniejszej analizie. Nie dlatego, że retoryka niesłusznie je w y­ różniała, w prost przeciwnie, zarzucimy jej tutaj, iż nie zrozumiała, że chodziło w tym w ypadku o rozróżnienie naturalne; błąd perspektyw y, który ciągnął się od początków nauki o figurach aż do naszych dni, a k tó ­ r y być może jest odpowiedzialny za zmierzch, jaki przeżywa retoryka od prawie dw u wieków.

Wiele teoretycznych problemów, jakie sobie ludzie staw iają, bywa rozwiązywanych przez przemilczenie, tzn. po prostu przez zaprzestanie ich stawiania. Ale to wcale nie znaczy, że te problem y nie istniały. Wia­ domo, że trzeba było dwu tysiącleci, aby współcześni logicy odkryli głę­ bię i zasadność problemów logiki antycznej. Podobnie retoryka, usiłując wyodrębnić stru k tu ry dyskursu literackiego jako zbioru pustych form, wkroczyła na drogę formalizmu, k tóry dziś odkryw a nauka. I nie jest jej winą, jeżeli nagłe w targnięcie substancjalizm u i historycyzm u, tzn. podwójny przywilej przyznany treści i linearnej przyczynowości, zam knął n a dwa wieki królew ski szlak, jaki potrafiła ona otworzyć. Winą reto­ ry ki było jednak, że dokonawszy podziwu godnej pracy analitycznej i taksonomicznej, nie umiała uw ydatnić stru k tu ry — mianowicie w ew nę­ trznej organizacji — tego, co nazywała figurą. Praw da, że nie dyspono­ wała takim i narzędziami analizy językowej, które posiadamy dzisiaj. Było jej zwłaszcza nieznane wyróżnienie dwu osi mowy, syntagm atycznej i pa- radygm atycznej. To pewno dlatego, jak spróbujem y dalej dowieść, nie um iała rozpoznać miejsca i funkcji tropu w ew nątrz mechanizmu reto ­ rycznego.

Figura jest tradycyjnie określana przez retorykę jako odchylenie w stosunku do zwyczaju. Dumarsais przypomina o ty m od początku swe­ go słynnego trak tatu Des Tropes:

19 Do rea liza cji tego ży czen ia m ogłem się p rzy czy n ić w ra z z G. G e n e tte ’em ,

p u b lik u jąc pod ty m ty tu łe m d zieło F on ta n iera (F lam m arion, P aris 1968, coll. S c ie n c e ”).

(20)

U w a ża się p o w szech n ie, że fig u ry są sp osob am i m ó w ien ia odd alon ym i od ty ch , k tó r e są n a tu ra ln e i zw y k łe; że są to p ew n e zw ro ty i p ew n e sp osob y w y ra ża n ia , k tó re pod jak im ś w zg lęd em oddalają się od p ow szech n ego i p roste­ go sp osob u m ó w ie n ia (s . 2).

Wśród tych „sposobów mówienia” są takie, które dotyczą znaczenia i które są tropam i. W szystkie inne, nie dotyczące znaczenia, z braku innej cechy wspólnej poza negatyw ną nazwiemy „nie-tropam i”. Tropolo- gia jest więc częścią ściśle semantyczną teorii figur i dla D um arsais’go nie jest niczym innym , jak badaniem problemów wieloznaczności, tzn. typu stosunków istniejących między różnymi signifiés tego samego si­ gnifiant. W tym punkcie doktryna jest niemal stała i mało się zmienia u poszczególnych autorów. Inw entarz stosunków i odpowiadających im figur jest mniej więcej taki:

Ale nie to jest ważne. Ważne jest to, że między dwoma signifiés ist­ nieje opozycja hierarchiczna, którą w yraża tradycyjna nazwa „znaczenia właściwego” i „znaczenia przenośnego”. Praw da, że dla D um arsais’go ta opozycja ma tylko sens diachroniczny, znaczenie właściwe jest bowiem signifié „pierw otnym ” lub „etymologicznym”, tzn. takim, jakie nadali term inow i ci, którzy go stworzyli i pierwsi użyli. Dlatego „liść [feuille]” w „liście papieru [feuille de papier]” jest figurą, ponieważ pierw otnie oznaczał „liść drzew a”. Dumarsais odrzuca więc formalnie k ry teriu m użyteczności, jak widzimy na tym przykładzie, gdzie sens zwany figura­ tyw nym [figuré] jest używ any tak samo często, jak sens właściwy. Je d ­ nocześnie rozumiemy, że tropologia jego zdaniem nie należy już do re­ toryki, lecz do „gram atyki”, jak również dlaczego mógł napisać swe słyn­ ne zdanie: „Jestem przekonany, że powstaje więcej figur w jednym dniu...”. Pozostaje zapytać D um arsais’go, dlaczego w tych w arunkach przyznaje tropom szczególny efekt. Czynią one słowa, mówi nam, „albo żywszymi, albo szlachetniejszymi, albo milszymi” (s. 13). Czy jest przy­ padek ,,/euiZZe”? Z pewnością nie. Trzeba więc sądzić, że w tym w y­ padku nie chodzi rzeczywiście o trop i że definicja D um arsais’go nie jest właściwa. Tego nie omieszkał m u zarzucić Fontanier. „Jakże mogłyby się pogodzić z takim użyciem ta siła, to piękno, które je wyróżniają, ten szczęśliwy efekt, k tó ry po nich następuje?” (s. 65).

Dlatego też Fontanier przyjm uje k ry teriu m zdecydowanie synchro­ niczne. Wyprzedzając Saussure’a, wie on, że historyczny punkt

widze-FIGURA = STOSUNEK

m etafora = podobieństwo

m etonim ia = przyległość

synekdochą = część—całość

ironia = przeciwność

hiperbola = więcej zamiast mniej

litota = mniej zamiast więcej

(21)

nia nie jest językowo ważny i mało obchodzi użytkow nika, czy sens, jaki nadaje słowu, jest pierw otny, czy derywowany.

A lbo sło w a są u ż y w a n e w ich w ła ściw y m , ja k im k o lw iek , znaczeniu, tzn . w jed n y m z ich zn aczeń p otoczn ych i zw y k ły ch , p ierw o tn y ch lu b nie, albo są u ży w a n e w zn aczen iu p rzek ręcon ym , tzn. w zn aczen iu , ja k ie im się nadaje w d anej c h w ili i k tóre jest p rostym za p ożyczen iem (s. 66).

Tylko w drugim przypadku mamy do czynienia z tropem . Użycie, tzn. częstotliwość użycia w danym stanie języka, staje się więc kryterium . Skoro tylko jakieś znaczenie staje się często używane, trac i tym samym swój charakter figury. Fontanier jest tu formalistą. W swym kom enta­ rzu do Tropes D um arsais’go pisze: „Można by udowodnić na tysiącu przykładów, że najśmielsze w zasadzie figury przestają być traktow ane jako figury, gdy stają się powszechne i użytkow e” (s. 6).

G. G enette zaprotestował jednakże przeciw tem u k r y te r iu m 20. Fon­ tanier, niekonsekw entny wobec siebie samego, zastąpił niejako opozycję używ any/nie używ any inną, bardziej trafną, którą byłaby konieczność/ dowolność. Na poparcie tej in terp retacji można by zacytować zdaje się niektóre teksty, np.:

W yn ik a z n aszej d efin icji, że fig u ry p o s p o l i t e i p o t o c z n e n a t y l e , n a i l e u c z y n i ł j e t a k i m i z w y c z a j , m ogą za słu ży ć na te n ty tu ł i za ch o w a ć go, o ile ich u ży cie jest d ow oln e i o ile n ie są n ieja k o narzu con e p rzez język <s. 64).

Słowa, które podkreśliliśmy, zdają się faktycznie dowodzić, że figura może pozostać sobą naw et, jeśli jest — według własnych słów autora — „powszechna i potoczna”. Z drugiej strony Fontanier przyjm uje rozróż­ nienie ustanowione przez księdza de Radonvilliers między „figuram i po­ tocznymi, czyli językowym i” i „figuram i wymyślnymi, czyli pisarskim i”. Jakże można określać figurę jako coś nie używanego, a jednocześnie przyjm ować istnienie „figur użytkowych”? Czyż nie ma tu sprzeczności w term inach?

Rzeczywiście Fontanier jako dobry językoznawca wie, że istnieją stop­ nie w użyciu. Częstość zastosowań jest zmienną, która może być plusem lub minusem. Wśród synonimów są term iny mniej używ ane niż inne i są one używane tylko przez podgrupy albo w niektórych sytuacjach. Taki­ mi są „żargony” czy argots. To samo dotyczy signifiants związanych z signifiés, które są mniej używane od innych. Takie są tropy użytkowe. „Lis” znaczy zwierzę w ogromnej większości wypowiedzi. Jest to jego sens właściwy. „C hytrusek” jest mniej używany, ale zdarza się. Jest to zatem figura używana, zarejestrow ana z tego ty tu łu w słowniku jako „sens przenośny”. Przeciwnie, tropy wymyślne

pozostają zaw sze sw eg o rodzaju w ła śc iw o śc ią szczególn ą, szczególn ą w ła sn o ścią autora: n ie m ożna się w ię c n im i p o słu g iw a ć jak w ła sn y m dob rem czy dobrem w sp ó ln y m dla w szy stk ich , ale n ie w tą p liw ie jed y n ie ty tu łe m za p o ży czen ia czy

cy ta tu (s. 188).

(22)

Co do opozycji między tym, co jest dowolne, a tym, co jest koniecz­ ne, autor stosuje ją tylko do „katachrezy”, tzn. do terminów, których znaczenie przenośne jest jedynym znaczeniem możliwym w danym kon­ tekście, np. „skrzydła w iatrak a”. Użytkownik ma oczywiście świadomość odwrócenia znaczenia, któ re jest tu jednak nie tylko używane, ale jedy­ ne możliwe do użycia. Tym samym figura zanika. Jesteśm y na zerowym stopniu odchylenia (są to „m artw e obrazy”, o których mówi Bally). Fi­ gury użytkowe natom iast stanowią odchylenie pierwszego stopnia. Two­ rzą one rodzaj podjęzyka w ew nątrz języka i to z tego p unktu widzenia mówiący ma wybór, dla w yrażenia tego samego signifié, między dwo­ ma signifiants, z których jedno, nie mając tego signifié jako znaczenie właściwe, jaw i się zatem jako odchylenie. Dla badania tego subkodu ustanowionego przez figury użytkowe proponujem y nazwę „stylistyki”, rezerw ując nazwę „poetyki” dla figur w ym yślnych [figures d’invention], m ających m aksym alny stopień odchylenia, ponieważ z definicji używane są one tylko raz, natom iast retoryka ze swej strony obejmuje wszystkie figury.

Wreszcie F ontanier wprowadza w obrębie figur w ym yślnych rozróż­ nienie, które ty m razem nie jest już odchyleniem od użycia, ale odchyle­ niem w stosunku do tego, co nazywa „pewnym i regułam i koniecznie za­ lecanym i przez rozum ”. Już B arry przeciw stawiał m etafory „bliskie” m etaforom „dalekim ”, według k ry teriu m odległości między dwoma zna­ czeniami, z którego do dziś można korzystać. Tak to stosunek podobień­ stw a między dwoma signifiés może się zmieniać według kilku kryteriów : w edług ilości wspólnych semów lub według pozycji — dominującej lub nie, zewnętrznej lub w ew nętrznej — semu różnicującego. Na podstawie takich kryteriów można by ustanowić całą typologię tropów. Ale nie to jest naszym celem. Zauważmy tylko, że ukazuje się trzeci stopień od­ chylenia, według odległości dzielącej zamienne signifiés. I jeżeli Fonta­ nier jako dobry klasyk potępia tropy „dalekie” , to współczesna poezja, przeciwnie, przyjęła je za swoją normę. R everdy mówił: „Właściwością mocnego obrazu jest to, że w ynika on ze spontanicznego zbliżenia dw u bardzo odległych rzeczywistości”, a Breton, dochodząc ostatecznie do k re­ su: „Dla mnie najm ocniejszym obrazem jest ten, k tó ry prezentuje n aj­

wyższy stopień arbitralności”.

Ale pozostaje po Fontanierze ta myśl — fundam entalna — o stopniu odchylenia, porządkująca odmiany samej figuralności: myśl, k tóra za­ w iera się całkowicie w jego wstępnej definicji figur jako forma, dzięki którym „dyskurs oddala się wi ę c e j l u b m n i e j od tego, co byłoby

jego prostym i pospolitym w yrazem ” (s. 64).

Można zatem przyznać rangę każdemu typow i figury, stopień w skali odchylenia i całość tropologii Fontaniera może być streszczona w nastę­ pującej tabeli:

(23)

Figura

Trop N ie-trop

użytkowy w ym yślny

konieczny (0) dowolny (1) bliski (2) daleki (3)

w której cyfry ostatniego rzędu oddają stopień odchylenia każdej figu­ ry, począwszy od stopnia zerowego, gdzie figura zanika, aż do stopnia 3, gdzie wpisują się w irtualnie figury poetyckie nowoczesności.

Widać, do jakiego stopnia ta tropologia jest bardziej złożona niż tro - pologia Dumarsais’go, który zadowala się prostą dychotomią między sen­ sem właściwym a przenośnym, opartą na k ry teriu m etymologicznym, którego ważności nie można by dzisiaj uznać. Mimo jej niedoskonałości i braków tabela ta jest jeszcze dzisiaj użyteczna, z pew nym jednakże zastrzeżeniem, poważnym, ponieważ dotyczącym podstawowej arty k u la­ cji, tzn. opozycji między tropam i i nie-tropami.

Między dwoma typam i figur Fontanier, zgodnie z ogółem retorów starożytnych i nowożytnych, wprowadza rozróżnienie horyzontalne. Wszystkie figury są według niego odchyleniami, z któ rych jedne doty­ czą znaczenia, inne składni, jeszcze inne form y dźwiękowej. Inw ersja umieszczająca p redykat przed podmiotem gwałci regułę składni tak, jak trop dający słowu signifié, które doń nie należy, gwałci regułę sem an­ tyczną. Wszystkie figury są więc izomorficzne, a różnica pojawia się do­ piero w odniesieniu do płaszczyzny semantycznej, syntaktycznej lub fo­ nicznej, w której zaznacza się odchylenie. Czyniąc to, Fontanier nie widzi, że popada w sprzeczność.

Rozpatrzmy te dwa tropy, które Fontanier odnotow uje pod nazwą „paradoksyzm u” i „m etafory”.

Paradoksyzm definiuje jako „sztuczkę językową, dzięki której pojęcia lub słowa zazwyczaj przeciwstawne lub sprzeczne zostają zbliżone i po­ wiązane ze sobą”, a za przykład daje ten wers z A th a lii: „By lat nap ra­ wić nienapraw ialną zniewagę”. M etafora polega tu na „przedstaw ieniu pojęcia pod znakiem innego pojęcia (...) które wiąże się z pierwszym je­ dynie węzłem pewnej zgodności lub analogii”. Np.: „Poskram iać bez wy­ tchnienia leniwą ziemię”, gdzie „poskram iać” nie znaczy już /k a rc ić /, lecz /upraw iać/. W obydwu w ypadkach jest więc odchylenie, ale czemu Fon­ tanier nie widzi, że te dwa odchylenia takie, jak je definiuje, są rady ­ kalnie różne? Nie sytuują się one przecież na tej samej osi językowej. Paradoksyzm jest sprzecznością. Gwałci on regułę niezgodności kom- binatorycznej, która istnieje tylko na płaszczyźnie syntagm atycznej mię­ dzy danymi członami wypowiedzi: „napraw ić” i „nienapraw ialn ”. Od­ chylenie istnieje in praesentia, by posłużyć się terminologią

Cytaty

Powiązane dokumenty

Inni, którzy twierdząc oficjalnie, że produkują szmirę tylko dla pieniędzy, nie przyznają się, że właściwie ten rodzaj sztuki im się podoba.. Wreszcie ci, którzy są na

Poniżej pokażemy, że powyższa opinia jest nieuzasadniona, a logicy modalni nie mają się tu w gruncie rzeczy czym niepokoić (być może ogólne krytyczne

Ciśnienie jest wielkością fizyczną skalarną, którego miarą jest iloraz wartości siły działającej na powierzchnię przez wielkość tej powierzchni. p

Zapis w punkcie 12 miał przede wszystkim na celu poinformowanie Wykonawcy, że Zamawiający wymaga, aby ewentualne zamówienia dotyczące dostępu do obiektów dla

Sprawdza się na całym świecie, więc my też po- winniśmy do tego dążyć?. jest wpisany algorytm przekształceń

Natomiast z mecenatu nad zespołami artystycznymi KUL i Studium Nauczycielskiego i Rada Okręgowa będzie musiała zrezygnować, ponieważ zespoły te od dłuższego czasu

Podstawą procesu edukacyjnego jest komunikacja w relacji nauczyciel – – student i to ona będzie przedmiotem dalszych rozważań, uporządkowa- nych za pomocą metafory

Mówiąc najprościej, Gellner stara się wyjaśnić dwa zdumiewające zjawiska współczesności: błyskawiczny i pokojowy zanik komunistycznego imperium wraz z ideologią