• Nie Znaleziono Wyników

Funkcje społeczne wieczoru literackiego na przykładzie grupy Skamandra

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Funkcje społeczne wieczoru literackiego na przykładzie grupy Skamandra"

Copied!
39
0
0

Pełen tekst

(1)

Janusz Stradecki

Funkcje społeczne wieczoru

literackiego na przykładzie grupy

Skamandra

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 64/3, 83-120

(2)

S O R E L I B R Z O Z O W S K I 83

podkreśla tu kw estię przyrodniczego tra k to w a n ia św iata, uw agę skupia ty m razem n a czynnym ch arak terze, jak i zawsze filozofia m iała. Pow iada:

filozofia była najczęściej [...] sztuką nadawania swoim osobistym dążeniom, ideałom i wyrastającym z nich wierzeniom takich postaci, że w ydaw ały się one w ynikiem czy to religii, czy to przyrody, czy też — sztuka najwyższa — obydwóch razem. [KŻ 33]

Czyli w szędzie proces te n sam co w duszy Brzozowskiego: n a jp ie rw indyw idualn a in tu icja, p otem jej ideologiczne upraw nien ie. W yraźnie to stw ierdza pisarz, p ow iadając z kolei, iż

człowiekowi do działalności potrzeba przekonania, że działalność ta w łaśnie odpowiada istotnemu znaczeniu świata. Filozofia jest w łaśnie usiłowaniem konstrukcji takiego świata, którego zewnętrzną formą byłby św iat nauki, a w e­ wnętrzną i prawdziwą treścią to, co stanowi treść najgłębszą naszego ja. [KŻ 38; u Brzozowskiego cały fragm ent podkreślony]

W ty m m iejscu n a stę p u je najciekaw szy etap m yśli pisarza, k tó ry przy­ taczałem n a w skazanie, że te n k u lt czynu b y ł nierozum ow anym popędem w ew n ętrzn y m Brzozowskiego.

W yjaśnienie tego, w jaki sposób człowiek dochodzi do takiej konstrukcji, jest rzeczą bardzo zawiłą, i nie jestem w stanie wdaw ać się tu w jej rozbiór. [KŻ 38]

— oto zdanie, co bezpośrednio graniczy ze zdaniam i poprzednio cytow a­ nym i i świadczy, ja k dalece Brzozowski zdaw ał sobie spraw ę z in tu icy j­ nego pochodzenia ty c h poglądów i niem ożności w yw iedzenia ich z z aj­ m ow anego przez siebie stan o w isk a myślowego.

Ju ż jed n a k w tej sam ej Filozofii czyn u, n a p arę la t przed zapoznaniem się z p ragm atyzm em o raz Bergsonem i Sorelem , Brzozowski m a w y raźne przebłyski takiego stan o w isk a myślowego, jak ie pozw ala uzasadnić prze­ konanie o czynnym ch a ra k te rz e n au k i i filozofii.

Prawdą naukową staje się każda myśl, każde ustosunkowanie pojęć, na podstawie którego postępując dochodzimy do pożądanych dla nas celowych rezultatów. [KŻ 54—55]

P rag m aty zm zupełny. Jeśli ta k jest, poznanie z w ykluczeniem celu je s t kręceniem się w kółko, w szystkim jest ów cel, dążenie. „Rzeczyw i­ sty m [...] je st jed y n ie nasze dążenie, nasze czynne stanow isko w obec św ia ta ” (KŻ 56) — k o n k lu d u je Brzozowski. N a ty m zatrzy m am y się, rezy g n u jąc z ów czesnych relaty w isty czn y ch konsekw encji pisarza. E n er­ gicznie za to podkreślić w y p ad a to, o co słusznie Brzozow ski upom ina się w P a m ię tn ik u 13, że do teg o p ragm atyzm u doszedł bn całkiem sam.

(3)

W trak cie tego n a ra s ta n ia m yśli Brzozowski szuka n a lew o i praw o podpory pod gmach, jak i poczyna wznosić. N a polu ścisłej filozofii będzie nią K ant, ja k w pew nym okresie w lite ra tu rz e b ył Żerom ski. Pisząc w stu ­ lecie śm ierci K a n ta szkic o nim (luty 1904; KŻ), w ykryw a, iż te o ria poz­ n ania K a n ta to nic innego ja k w span iały w y raz tej sw obody ludzkości, która, w olna, sam a z siebie stw arza n a u k ę i filozofię. Że to b y ła ta sam a co w w y pad ku Żerom skiego (należy pam iętać, że dzieje się to p raw ie rów ­ nocześnie) gorączka szukania, radość z niespodziew anego odkrycia, św iad­ czy to, że w Filozofii c zyn u teo ria poznania K a n ta jest dla nieg o próbą usankcjonow ania średniow iecznych pojęć o praw dzie podw ójnej (IW 34), a n ie tym , czym ją przedstaw i w pochodzącym przecież z tego samego ro ku szkicu o K ancie.

Rzeczyw istość u jm u jem y w edług K an ta za pośrednictw em kategorii, które nie są w y tw o rem tej zew n ętrzn ej rzeczyw istości, ale są w łaściw o­ ściam i naszego um ysłu. Rzeczyw istości niezależnie od n ich poznać nie możemy. I teraz idzie o to, pow iada Brzozowski, jak ie oblicze tej filozofii będziem y chcieli ujrzeć, czy królew skie, czy niew olnicze? Czy to, że isto ta św iata je s t n am niedostępna, że skazani jesteśm y n a w ieczną w ty m względzie niew iedzę — oblicze niew olnicze — czy też to, że jeśli w iem y coś o świecie, to ty le tylko, ile objęliśm y go w łaściw ościam i naszego um ysłu, ile po p ro stu podbiliśm y go tym , co jest naszą niepodzielną w ła­ snością, potęgą, k tó rą w ładam y n ad św iatem — oblicze królew skie. Czy­ tam y tak :

K antowi chodziło przecież o odkrycie w człowieku samym podstaw pew ­ ności w nauce, moralności, sztuce. Filozofia Kanta miała być w ielkim aktem w yzw olenia ludzkości i próbą oparcia jej na samej sobie. W sobie samej zna­ leźć miała ludzkość zarówno podstawę ładu rządzącego gwieździstym niebem ponad jej głową, jak i nakazu moralnego, który określa kierunek jej czynu.

[KŻ 230]

I od n as sam ych, od naszej w artości, kończy Brzozowski, zależy, które oblicze filozofii K an ta uznam y za swoje.

Z twierdzenia, że byt, jego istota, poza tymi określeniami, które my sami w eń wnosimy, jest dla nas niedostępny, w ynikać może zarówno w ylękłe prze­ świadczenie, że nic naszych czynów nie poręcza, że jesteśm y w nieznanych rękach, jak zarówno poczucie, że sami sobie jesteśm y poręką, że my dlatego nie możemy znaleźć poza nami żadnych określeń bytu, iż sami mamy być tym określeniem, że w nas w łaśnie i przez nas określenia się dokonują: w ludz­ kości i poprzez ludzkość byt szuka w łaśnie swoich celów i stwarza sam siebie. [KŻ 231]

Znów u stam i m yśliciela m ówi m o ralista: czy będziesz w ielki i dum ny, czy słaby i w ylękły, zależy to ty lk o od tego, czy znajdziesz w sobie do­ stateczną siłę, aby wziąć na b ark i odpow iedzialność za obowiązki, jak ie tw a wielkość i sw oboda n a k ła d a ją ci.

(4)

S O R E L I B R Z O Z O W S K I 85

J a k dotąd Brzozowski nie kon k rety zuje, czym jest w łaściw ie czyn. J e s t to czyn w górnym , m etafizycznym znaczeniu, pod jakie tru d n o n a razie podłożyć określoną treść. Rychło jed n a k Brzozowskiem u, k tó ry w czasie ty c h stu d ió w nie ro zstaw ał się z M arksem , poczęło się narzucać skonkretyzow anie tego czynu. D aje m u je ten że M arks, w iążący poziom poznania z poziom em postępu technicznego.

N ajw cześniej odnajd u jem y to w studium Drogi i zadania now oczesnej filo zo fii (kw iecień 1904; KŻ). W ychodzi Brzozow ski od m aterializm u dzie­ jowego, pokazującego w każdym system acie filozoficznym podskórną grę. interesów ; lecz w dotychczasow ym stan ie je st to tylko n a u k a tro p ie n ia kłam stw , błędów i porażek m yśli — i od n as zależy, czy będzie te n m a­ terializm ciągłym pokazyw aniem , że okłam u jem y sam ych siebie w ia rą w bezw zględną w arto ść naszych ideologii, będących jed yn ie pokryw kam i u k ry ty c h dążeń, czy też przez to udow odnienie ścisłej zależności m iędzy ty m i dążeniam i a ich w yrazem ideologicznym m aterializm ta k pojm ow any w ykaże, że „droga do w yzw olenia filozoficznego prow adzi poprzez w yz­ w olenie rzeczyw iste, droga do m yśli poprzez czyn” (KŻ 380) u .

Po ra z pierw szy w iąże się tu w m yśli Brzozowskiego k u lt czynu z m a­ terializm em dziejow ym , o p ierający m się n a w ierze, że myśl, stojąc n a pracy, od jej poziom u jest ściśle zależna. Pojęcie m aterializm u dziejow ego będzie przedm iotem osobnego rozdziału, tu ta j w ystarczy zaznaczyć, że nie m a on nic w spólnego u Brzozowskiego z determ inizm em ekonomicz­ nym . N aw iązując w dalszym ciągu do K a n ta i przypom inając, że św iat je s t ty lk o tym , co człow iek „uczynił [...] z niego i co zanied bał uczynić” (KŻ 382), pow iada, że granice w ładzy człow ieka n a d św iatem w y d a j‘ą m u się granicam i sam ego św iata. I tu poczynam y ze zdum ieniem czytać słowa, jak b y w y ję te z É volution créatrice, gdyby nie te n szkopuł, że É vo lution créatrice dopiero B ergson p i s a ł 15. Z astanaw iając się bow iem ,

14 W słowach Brzozowskiego wyraźnie brzmi druga teza Marksa z słynnych jego tez o Feuerbachu. Zob. Marks o Feuerbachu. W : F. E n g e l s , L u dw ik Feuer­

bach i zmierzch klasycznej filozofii niemieckiej. Z oryginału niem ieckiego prze­

łożyła [...] R. R a j c h m a n - E t t i n g e r o w a . W arszawa 1922, s. 67: „Kwestia, czy m yślenie ludzkie posiada zdolność osiągnięcia prawdy przedmiotowej, nie jest kw estią teorii, lecz praktyki. Prawdy, tj. rzeczywistości i potęgi, charakteru do­ czesnego m yślenia, człow iek musi dowieść w praktyce. Spór o rzeczywistość lub nierzeczywistość m yślenia, odosobniającego się od praktyki, jest kwestią na w skroś scholastyczną”.

15 Évolution créatrice wychodzi u Alcana dopiero w roku 1907. W Introduction

à métaphysique, drukowanej w „Revue de M étaphysique et de Morale” ze stycz­

nia 1903 (mógłby ją zatem Brzozowski znać), om awiany problem nie jest poruszany. Kilka razy w praw dzie Bergson zapowiada, że napomknięte tylko zagadnienia rozw inie szerzej w przygotowywanym dziele, a w ięc w Évolution créatrice, lecz w śród napomknień tych żadne nie dotyczy kw estii om awianej.

(5)

ja k dokładniej określić te granice w ładzy człow ieka n ad św iatem , Brzo­ zowski pisze:

W łaściwym organem człow ieka względem przyrody są jego narzędzia: co nie pozostaje w żadnym stosunku względem naszych narzędzi — to nie istnieje dla nas zgoła. [KŻ 382]

Idąc dalej, Brzozowski w p ro st w p ad a n a term in y , jak ie u tw o rzy sobie Bergson : n arzędzie pracy, czyli o r g a n s z t u c z n y . P o w iad a on ta k : poznanie przez n arzęd zia pracy jest „proste do oczyw istości” .

Wszelki postęp znajomości św iata polegać może albo na rozszerzeniu istn ie­ jących już pomiędzy nami a otoczeniem stosunków, lub na stw orzeniu nowych. Stosunki pomiędzy człow iekiem a św iatem zależą od jego w łasnych organów fizjologicznych i od tych organów sztucznych, tj. narzędzi, jakie wytworzył. Ponieważ w ciągu rozwoju dziejowego ludzkości człow iek nie pozyskał nowych organów, w szystkie jego postępy zam knięte byłyby w granicach przez fizjo­ logiczną organizację jego zakreślonych, gdyby nie nieustannie rew olucjonizu­ jący w pływ wynalazków i udoskonaleń technicznych. [KŻ 382—383]

Jesteśm y u celu zagadnienia. Czynem jest praca człow ieka dokonyw a­ n a za pośrednictw em jego w a rsz ta tu pracy. Poznanie św ia ta id ei w parze z doskonaleniem w arsztatu . Słow em : „P ojęcia człow ieka o św iecie w y p ły ­ w a ją z jego technicznej w ładzy n ad św iatem [...]” (KŻ 384), a ko ord y nacja urządzeń technicznych n arzu ca człow iekow i w łaściw y stopniow i jej roz­ w o ju pogląd n a rzeczyw istość.

D roga Brzozowskiego ku tem u celow i b y ła d ed u k cją od dosyć a b s tra k ­ cyjnego, nieuchw ytnego pojęcia czynu ku k o n k retn e m u o k reśleniu go jako poziom u technicznego pracy człow ieka. Skoro B rzozow ski za po­ średnictw em a u to ry te tu M arksa d o ok reślen ia teg o dojdzie, zaczyna się u niego od raz u proces odw rotny. M ając je dane, w sposób in d u k cy jn y dąży te ra z ku m etafizycznem u znaczeniu tej zdobyczy. W raca do tego sam ego poziomu, z którego rozpoczynał, ale już ty m razem u zbrojo ny przekonaniem , że w sw ych in tu icjach daw nych się n ie m ylił i słuszność ty ch in tu icji udow odnił. Od tej chw ili, gdy zdobył n iez b itą w ia rę w pracę, w ia ra ta rozszczepia się u niego n a dw a w ą tk i: pierw szy to ow a k o n k ret­ ność pracy, w cielana w klasę robotniczą, k tó rej apologię pocznie głosić, drugi to ogólnoludzka stro n a p ro b lem atu p rac y jako sw obodnego sam o­ stan ow ien ia człow ieka o sw ych losach. W ątki te bardzo w y raźn ie o d n a j­ du jem y w zakończeniu om aw ianego studium . W ątek ogólny:

Św iat jest wyrazem mojej swobody o tyle tylko, o ile jest dziełem rąk moich, i o tyle tylko swobodny w nim jestem , o ile ręce moje zapewniają mi nad św iatem władzę. Na tym polega znaczenie myśli, że siły w ytw órcze ludzkości są jedynym czynnikiem postępu. Przyroda nie zna żadnych naszych norm etycznych. Zna jedynie siłę naszą. To jest podstawa naszego bytu. [KŻ 397]

(6)

S O R E L I B R Z O Z O W S K I 87

W ątek drugi, zastosow anie tej w ia ry do życia współczesnego:

Postępowym staje się wszystko, co wzm aga siłę wytwórczą ludzkości. W stecznym wszystko, co ją więzi — krępuje. [KŻ 397]

w yzw olenie i wzm ożenie pracy jest istotnym celem, [...] każdy nowy postęp czyniony przez klasę robotniczą ma o w iele więcej doniosłości dla kultury niż przepojenie dziesiątków tysięcy sklepikarzy zasadami wolterianizmu. [KŻ 400]

D w a te w ątk i w latach 1905— 1907 w spółżyją w y raźn ie w um yśle Brzo­ zowskiego. Spojenie m etafizycznego zagadnienia pracy z k o n k retn ą przy­ szłością klasy robotniczej znajdzie on dopiero u Sorela. N a razie sam em u B rzozow skiem u się to n ie u d aje i stąd pochodzą bardzo znam ienne w ah a­ n ia jego m yśli w ty m okresie, jak ró w n ie znam ienne próby u c z u c i o ­ w e g o , a nie filozoficznego spojenia ty ch w ątków .

R az Brzozowski cały jest po konk retn ej, robotniczej stronie zagad­ n ie n ia : będziem y m ieć wów czas pew ne (zwłaszcza VII) rozdziały w stępne W spółczesnej k r y ty k i. W pisanych w r. 1907, a w ięc stosunkow o późno, Płom ieniach 16 zn ajd ziem y uczuciow ą próbę tego spojenia; patetyczną, ale n ieznośną d ok try n ersk im przekreśleniem całego św iata w im ię klasy robotniczej — fan tasty czn ej, istniejącej tylko w- egzaltow anej w yobraźni pisarza, porw anego zaparciem się rew olucjonistów rosyjskich.

T en sam Brzozow ski z ró w n ą gorączką i fan atyzm em rzu ca się w d ru ­ g ą ostateczność: zapom ina o te j stro n ie k o n k retn o -ro b o tn iczej, oszałam ia się m etafizy czn y m asp ektem p racy jak o sw obodnego stanow ienia ludzko­ ści o sw ych losach. Mieć będziem y w ted y jed n ą z n ajpięk niejszych ksią­ żek Brzozowskiego o F ry d e ry k u N ietzschem i przedziw ną Filozofię ro­ m a n ty z m u polskiego 17. Zw łaszcza ta d rug a broszura, zachow ana tylko jako streszczen ie sześciu w ykładów o rom anty zm ie polskim , jakie ,zimą 1906 w ygłosił Brzozowski w e Lw ow ie 18, jest w p ro st zdum iew ająca. Nie chce się w ierzyć, że pisał ją człowiek, k tó ry w d obry ro k później napisze Pło­ m ienie; w y daje się, że w yszła spod p ió ra jakiegoś m istyka, w yznaw cy To- w iańskiego, ale o żarze m yśli, napięciu uczuciowym i sile pióra o w iele w yższym od sam ego m istrz a 19. Żyw y p rąd ducha religijnego, jak i pod

ko-16 Do zrozum ienia atmosfery duchowej, w jakiej powstawały Płomienie, bardzo przyczynia się szkic o Aleksandrze Hercenie (w: Głosy wśród nocy. Studia nad

przesileniem rom an ty czn ym kultury europejskiej. Z teki pośmiertnej w ydał i przed­

m ową poprzedził O. O r t w i n . Lw ów 1912, szczególnie s. 160—164). 17 Filozofia rom an tyzm u polskiego. Lwów 1924.

18 Wiadomość tę należy uściślić na podstawie ustalonych przez M. S r o k ę W a ż­

niejs zych dat z życia i działalności Stanisława Brzozowskiego (w: S. B r z o z o w s k i , Listy. T. 2. Kraków 1970, s. 862—864). Filozofię romantyzmu polskiego po raz

pierw szy w ygłosił Brzozowski w K rakowie 11—12 X 1905, w drugiej połow ie tego m iesiąca w ykłady sw oje opracował pisemnie, w grudniu powtórzył w e Lwowie.

19 Inna rzecz, że m iędzy Filozofią romantyzmu polskiego a tak rewolucyjno- -doktrynerskim i Płomieniami daje się zauważyć niew ątpliwy związek,

(7)

doprowa-niec życia zab arw i poglądy Brzozowskiego, w y try sk a tu ta j niesp od ziew a­ nie. T rzeba długiego zastanow ienia się, b y jed n a k dojrzeć, że i ten p rą d w y n ik n ął z ciągłego szukania odpow iedzi n a pytanie, czym je s t czyn i j a ­ ki być w inien, by zadowolić etyczne p ragnienie jego piew cy 20.

W ym ieniane w tej chw ili p race Brzozowskiego — F ry d e ry k N ietzsche, W spółczesna k r y ty k a literacka w Polsce, Filozojia ro m a n ty zm u polskiego —; m ają jed n ą w spólną cechę, zn am ionującą stosunek a u to ra do po d aw a­ ny ch przez niego rozw iązań. Jeszcze w o sta tn ic h studiach z tom u K u ltu ra i życie odnajd y w aliśm y w y raźn ie w alkę Brzozowskiego o jeg o poglądy, ja k np. usuw anie n a bok n a tu ra liz m u pozytyw istycznego. Obecnie, sk oro zostało to dokonane, Brzozowski n a b ie ra pew ności pióra i sądu. S tąd tą cechą jest pozorny dogm atyzm — m niej w y raźn y w książce o N ietz- schem, den erw u jący w Płom ieniach — jego obecnych poglądów . N a tle poprzedniej pracy pisarza dogm atyzm te n bardzo m aleje, ale dla kogoś nie obeznanego z m yślow ym i w alkam i, jakie doprow adziły Brzozow skiego do głębokiej w ia ry w słuszność jego filozofii, w ydaw ać się on może n ie ­ w ątpliw y. Stąd jednak, że w okresie om aw ianym zn ajd u jem y raczej po­ głębienie zdobyczy poprzednio już uzyskanych niż now e odkrycia m yślo­ we, w y n ik a w ażna k onsekw encja dla om ów ienia zagadn ienia czynu u Brzozowskiego, ta m ianow icie, iż obecnie om ów ienie to nie będzie t a k szczegółowe jak poprzednio, m ając bow iem dane już pew ne ten d en cje m y­ ślow e w skażę jedynie, jak one u jaw n iają się w obecnych latach. Tym b a r­ dziej że cel tego om ów ienia, w skazanie sam odzielności m yślow ej Brzo­ zowskiego w zdobyciu p o dstaw jego filozofii czynu, został już w yczer­ pany.

dzający do przekonania, iż dystans między nimi jest dużo mniejszy, niżby się w y ­ dawało. Nie darmo rzuciłem nazwisko Towiańskiego. Brak tutaj m iejsca na w sk a­ zanie tego związku, wypada jednak zanotować, że w Płomieniach (wyd. 2. T. 2. Lw ów 1921, s. 72—79) znajdujemy nieoczekiwanie głębokie i gorące uwagi o w ar­ tości m istyki Towiańskiego, jakich nie spodziewalibyśm y się w tedy u Brzo­ zowskiego.

20 Jak bardzo Filozofia rom an tyzm u polskiego odbiega od późniejszych sądów Brzozowskiego o romantyzmie i jak dalece zrozumiała jest tylko na tle rozwoju duchowego, jaki staram się naszkicować, świadczy ciekawe nieporozumienie, którego ofiarą padł S. A d a m c z e w s k i . Pisząc o Pojęciu rom anty zm u u Brzozowskiego („Przegląd W spółczesny” 1929, lipiec) na podstawie dalszych jego dzieł, atakuje on Ortwina za zaopatrzenie tej broszury wstępnym komentarzem i powiada, że Brzozowski „te dawniejsze swoje opinie sam oceniłby później z podobnie m oże dobrotliwym pobłażaniem, z jakim wyraża się o Feldmanie, albo nazwałby je z pasją polskim Oberammergau” (s. 35). Adamczewski stanowczo uprościł sprawę, ponieważ nawet w Płomieniach znajdujemy strony, jakie dałoby się do Filozofii

rom antyzm u polskiego w łączyć, a i sama książeczka nie jest tak „bałamutna”, jak

pochopnie ją zowie. Co innego, że uwzględnienie jej zmusiłoby do rozbicia zb yt prostej konstrukcji pojęcia romantyzmu, jaką u Brzozowskiego w y czy tu je.

(8)

S O R E L I B R Z O Z O W S K I

89-Tym m n iejszy nacisk kładę n a próbę zastą p ie n ia rozw iązań filozoficz­ nych rozw iązaniam i uczuciow ym i. J a k w iem y, je st n ią powieść P łom ienie. Znów jeśli idzie o czas pow stania, pró b a t a jest stosunkow o późna,, jeśli n a to m ia st ro zpatry w ać ją jak o szczebel ew olucji m yślow ej, to P ło­ m ienie są bardzo wczesne, są w p ro st cofnięciem się przed stanow isko z aj­ m ow ane w książce o N ietzschem i przed F ilozofię ro m a n ty zm u polskiego. Stąd n a jp ie rw p arę słów o Płom ieniach.

Pow ieściow a form a w p ły w a znacznie n a t o n poglądów Brzozowskiego, n a ich, żeby się ta k w yrazić, uczuciow e „rozdęcie” , zawsze jed n ak dadzą się one połączyć ze znanym i dotąd w ątkam i. O dnajd ujem y w Płom ieniach pogłębienie pojęcia sto su n ku m yśli do życia ludzkości jako odbicia w a­ runków p racy i jego życia, a n ie czegoś p on ad ży cio w eg o 21. Do spraw y tej p isarz szereg ra z y n a w ra ca w ciągu d y sk u sji sw ych bohaterów . R ó w nie uporczyw ie p otrąca o spraw ę odpow iedzialności dziejow ej, o to, że św iat je st zawsze naszym sw obodnym tw o rem 22, za którego w in y my, ludzie, a nie jakieś obce moce, jesteśm y odpow iedzialni. Lecz sam a sp raw a połą­ czenia ty ch przek o n ań z k o n k retn y m życiem robotniczym zupełnie w isi w pow ietrzu. B oh aterzy powieści są garstką, w alczącą w im ię swoich ide­ a łó w ,d a le k ą od tego życia, g a rstk ą rozgadaną, nieu stępliw ą, w łaściw ie ży­ jącą tylko w św iecie m yśli i w iar. Brzozowski m a dla n ich w yraźn y po­ dziw, co n ie przeszkadza w ra ż en iu czytelnika, że n a w e t tu ta j, kiedy usi­ łow ał w pow ieściow ej form ie zbliżyć się do rzeczyw istości, w ysiłki te nie udały się, sp raw a rozw iązana n ie została. B rzozow ski i tu ta j pozostał so­ b ą: człow iekiem m yślenia filozoficznego, szukającym po to w yłącznie ziem i, by ty m wyżej od niej się odbić.

W spółczesna k r y ty k a literacka w Polsce stoi n a pograniczu m iędzy fi­ lozoficzną stro n ą zag ad n ien ia czynu a kw estią w yzw olenia przedstaw icieli czynu, tj. pracy. Z n ajd ujem y już w niej n azw isko Sorela, raz jeden ty l­ ko 23, i stąd przy ocenie ow ego w yzw olenia, zw łaszcza sto sun ku sztuki do pracy, n ależy być ostrożnym . B ardzo bow iem możliwe, że przykazania, jak ie daje Brzozow ski k ry ty c e 24, p ow staw ały ju ż przy udziale m yśli So­ rela. P rz y k az a n ia te są zaś głów ną pró b ą w ejścia w rzeczyw isty św iat pracy. P rzeciw tem u przypuszczeniu przem aw ia fak t, że Brzozowski, b a r­ dzo lojalnie w pew nych częściach swej książki pow ołując się n a P rou d ho- n a czy M ichajłow skiego, n ie pow ołuje się w dany m m iejscu n a Sorela. Z n ając jego m etody pisarskie, tru d n o przypuścić, by rozm yślnie ukryw ał: źródło sw ych poglądów .

21 Płomienie, t. 1, s. 215—216. 22 Ibidem, zw łaszcza t. 2, s. 63.

23 Współczesna k ry tyk a literacka w Polsce, s. 18. 24 Ibidem, s. 73—76.

(9)

W każdym razie ów w ątek drugi, ko n k retny , w y stępu je w W spółcze­ sn e j k ryty ce jasno:

Działalność umysłowa, nie oddziałująca w żaden z tych sposobów [udo­ skonalenie narzędzi pracy, przetworzenie warunków społecznych] na pracę, nie ma żadnego znaczenia dla postępu lu d zk ości25.

O ile nie u znam y podobnego poglądu za w p ły w Sorela, rzucającego grom y n a o d erw anych od p racy in telektu alistów , m ieć będziem y jed n ą w ięcej an ty cy p ację jego m yśli. Tylko znajom ość dokładniejsza czasu pow ­

sta n ia poszczególnych rozdziałów W spółczesnej k r y ty k i oraz n ie w ydanej i nieznanej korespondencji Brzozow skiego m ogłaby rzucić n a to decydu­ jące światło.

W ątek pierw szy przeprow adza Brzozowski w zastosow aniu do k ry ty k i, b u du jąc rozległe jej podstaw y. Że jest to jego bezsporną, ale pogłębioną m yślow o w łasnością, nie ulega w ątpliw ości:

To, co ludzkość uważa za rzeczywistość, jest zawsze albo zadaniem po­ stawionym jej przez życie, albo usiłowaniem rozwiązania go i dopełnienia; albo w ezw aniem do twórczości, albo twórczością sam ą [...]. Nigdy i nigdzie m yśl ludzka nie styka się z niczym, co nie byłoby czynem jej, bądź rzeczy­ w istym i spełnionym, bądź możliwym. Nic nie przedstawia się nam w form ie nagiego, niezmiennego bytu. Wszędzie i zawsze mamy do czynienia z dzia­ łaniem własnym, pracą. Na tym opiera sama m ożliwość filozofii krytycznej. Krytyka jest sądem. Sądzić można tylko to, co jest w naszej mocy, co m oże być przez nas zmienione, pokierowane w ten lub inny sposób 26.

W spółczesna k r y ty k a łiteracka w Polsce m a c h a ra k te r polem iczny, przeto też nie rozw odzi się w niej Brzozowski szerzej n a d ogólną w a rto ­ ścią zagadnienia swobodnej tw órczości człow ieka. Idąc za doskonałą fo r­ m u łą Irzykow skiego, określającego filozofię Brzozow skiego jako m onizm p racy — przy czym płaszczyzna zetknięcia się człow ieka z św iatem p rzed ­ sta w ia się jako sw oboda od jego strony, p raca od stro n y żyw iołu 27 — po­ w iedzieć możemy, iż w W spółczesnej k ry ty c e odn ajdu jem y głów nie stro ­ n ę drugą, stro n ę pracy, obow iązku i odpow iedzialności. Za to w książce o N ietzschem 28 głów ny ak cen t p ada n a stro n ę pierw szą, n a swobodę czło­ w ieka. Dodać należy, że jest to jeden z najw ym ow niejszych i n a jp ię k n ie j­ szych akcentów , n a jak ie kiedykolw iek zdobył się n aw et ta k w ielki s ty ­ lis ta ja k Brzozowski.

K onsekw encje, k tó re z filozofii N ietzschego w ysnuw a Brzozowski, są

25 Ibidem, s. 74. 26 Ibidem, s. 4—5.

27 K. I r z y k o w s k i , Czyn i słowo. Lwów 1913, s. 280.

28 Zagadnienie stosunku Brzozowskiego do Nietzschego opracowałem w na­ pisanym w r. 1935 studium Stanisława Brzozowskiego dyskusja o Fryderyku N ie t­

(10)

S O R E L I B R Z O Z O W S K I 91

niezm iernie dalekie od w ulgarnego uznania tej filozofii za upraw nienie m oralności siły, m oralności panów przeciw staw ianej m oralności niew ol­ ników. Brzozowski z w sp aniałą przenikliw ością w ykazuje, iż ta kw estia, to uw ielbienie siły, w yniosłe szyderstw o1 ze słabości, jest w yłącznie f o r ­ m ą , a nie i s t o t ą m yślenia Nietzschego.

Trzeba było je w yzw alać w sobie potężnym szyderstwem, m yślą krytyczną i przenikliwą niszczyć w ładzę złudzeń i tak w yzw alać jeden po drugim te okruchy, elem enty podeptanego człowieczeństwa, one zaś w yzw olone oddzielały się od reszty żywego, męczącego się człowieka, w znosiły się ponad niego pro­ m ieniejące, wyolbrzymione. I to był styl Nietzschego, jego d r o g a prowadząca go do obcowania z wyzw olonym życiem. Czy widzicie, jak śm iesznym i są ci, którzy z tej drogi, tej f o r m y , czynią treść, którzy czynią z Nietzschego tylko twórcę nowej m itologii o nadczłowieku, czciciela brutalnej siły, bezsilnego buntu 29.

Co było tre śc ią w yzw alaną? W olna, p ełnią isto ty ludzkiej dokonyw a­ n a twórczość, człowiek, z którego „źródło i kres, koniec i początek, p rzy ­ czyna i w ą te k n ie dokonanych, bezim iennych dzieł” 30.

Jesteśm y b ardzo daleko od konkretnego życia społecznego! Jak ąż w y­ m ow ę m ają te „nie dokonane, bezim ienne dzieła” , któ re w ystarczyły Brzozowskiem u, oszołom ionem u niezw ykłym i m ożliw ościam i sw ych m y­ śli, w ystarczyć jed n a k n ie m ogły n a długo. W danej chw ili Brzozowski jed n a k nie szuka in n ych rozw iązań. Te m u w y starczają, p o ry w ają go tak za sobą, że zn ajd u je n a ich w yrażenie słow a dopraw dy poryw ające:

Dotychczas człow iekow i stawiano zagadnienia; dzisiaj on sam je sobie stawia. Kto staw iał przedtem? Też człowiek — w ięc pewna część duszy innym:

anima rationalis tym innym, „pośledniejszym ”, ciemnym, współziemnym , w spół-

leśnym, ziem ią jeszcze, ale i morzem, w którym kąpią się gwiazdy, pachnącym dziedzinom duszy. Dzisiaj to w szystko rozbudziło się, królewskie, nieokiełznane: nie zna oka rządzącego nad sobą, samo jest okiem. Ocknęło się wszystko, co taneczne, gwieździste, wszystko, co ma w sobie mroczne głębie morskie i szum lasów. Wszystko to huczy i burzy się, zestraja w nowy akord: wolność czło­ wieka, królestwo człowieka, samowładza człow ieka 31.

N a podobny to n n a stro jo n a jest Filozofia ro m a n ty zm u polskiego. Z tą jed n a k różnicą, że stro n y jej p rzep aja m istyczny w p ro st duch pisarza, każący m u rzucać n a p a p ie r historiozoficzne sk ró ty dziejów G recji, R zy­ m u, Kościoła, Żydostw a, każący m u zarazem z podziw em pisać o Jak u b ie Böhm ern i Tow iańskim 32. Sam zaś problem czynu i sw obody m a tu ta j za­

29 Fryderyk Nietzsche, s. 77. 30 Ibidem, s. 19.

31 Ibidem, s. 38.

32 Filozofia rom an tyzm u polskiego, s. 31—35. Dalsze kolejne odwołania do tej pozycji — bezpośrednio w tekście.

(11)

barw ien ie bardziej m oralistyczne niż w książce o N ietzschem . Tam B rzo­ zowski u p ajał się głównie m ożliw ościam i sw ych poglądów, tera z zajm ie go k w estia stosunku człow ieka do ty ch nieograniczonych możliwości. W idzi w yraźnie, że sw oboda człowieka, o ile n ią m a być nap raw d ę, n a k ła d a obo­ w iązki w p ro st proporcjonalne do jej zakresu. K ażdy czyn, każde słow o m usi być w yrazem tej swobody — i stąd Brzozowskiego podziw dla T o- w iańskiego, k tó ry n ak azyw ał każdy uczynek „przepierać przez ciało” , czyli, jak in te rp re tu je to Brzozowski, działać w każdej chwili całą p e łn ią ducha i ciała.

Towiański m ówił [...], że wszystkie czyny i w ysiłki realizacji nie oparte na prawdzie są przeciw prawdzie, są w ięc błędami, są w najlepszym razie p isa­ niem na piasku. Uczył dalej, że tylko czystość wewnętrzna, tylko zrealizow a­ nie prawdy w sobie, może doprowadzić do poznania prawdy, [s. 33]

K w estię czynu ro zp a tru je Brzozowski zestaw iając jej ro zw iązan ia w rom antyzm ie polskim i w ielkiej filozofii niem ieckiej. Zdaniem jego, tu i tam „idzie w istocie rzeczy o jed n o i to sam o: o swobodę, o w yzw o lenie człow ieka” . O pokazanie, że całe dzieje, w szelkie religie, urządzen ia są jed n ak dziełem człowieka, a nie czymś ponadludzkim , w ażnym niezależnie od jego woli. „Filozofia niem iecka dąży do p o z n a n i a s w o b o d y ” (s. 55). Do zrozum ienia sam ow ładzy człowieka. Lecz czynu, sw obody poz­ nać nie m ożna: m ożna n ią tylko być. M ożna ty lk o w prow adzać ją w czyn, inaczej bow iem opow iadanie o n iesk ręp o w an iu i wolności człow ieka je s t p u stą reto ry k ą. Tego an i K ant, ani Hegel, ani M arks nie dokonali. Cof­ nęli się w ostatniej chwili. Tam gdzie należało rzec: człow iek je s t sam tw órcą wszystkiego, oni w ostatecznym w y n ik u op arli tę swobodę n a p rze­ słankach pozaludzkich. Pierw szy n a kategorycznym im peratyw ie, drugi n a „pow szechnym rozum ie”, trzeci n a rozw oju w aru n k ó w ekonom icznych (s. 56). Ani jed en z nich nie oparł jej n a sam ym człowieku, n a „pełn y m i całkow itym w yzw oleniu rzeczyw istego człow ieka” . N aw et F e u e rb a c h i M arks, którzy zrozum ieli, że idea swobody nie w ystarcza, że „niezbęd ną jest swoboda rzeczyw ista” (s. 60), w końcu ugrzęźli n a tym sam ym e ta ­ pie co ich w ielcy poprzednicy.

N iebezpieczeństw a te zdołał w ym inąć ro m an tyzm polski. Cieszkow ­ skiego przeciw staw ienie „m yśli-poznaniu — czynu-spełnienia” (s. 61) je st jed y n y m rozw iązaniem . M ickiewicza odw ołanie się do czynu, m isty k a T o- w iańskiego — oto droga rozw iązania. Lecz nie ślepe pójście ich torem , a le odnalezienie w śród w łasnych w aru n k ó w i zagadnień drogi, k tó ra b y łab y ty m sam ym w cieleniem swobody w życiu (s. 62), ale dokonyw anym w śród now ych, nam tylko dostępnych, jed y n ych i n iep ow tarzaln ych w ięcej w a ­ runków .

P rzy całym historiozoficznym i n a wpół mistj^cznym aparacie, jak i n a poparcie swej w ia ry w p raw ia Brzozowski w ruch, jedno dążenie pozostaje

(12)

S O R E L , I B R Z O Z O W S K I 93

niezm ienne, to samo, co obserw ow aliśm y w pierw szych już jego wypo­ wiedziach. J e st nim żywe n astaw ien ie etyczne pisarza, dla którego po­ jęcie sw obody ludzkiej, czynu jest stałą potrzebą m oralną, szczegółowe zaś uzasad n ien ia są m niej lub więcej u danym i przybudów kam i do głów­ nego gm achu w iary. D rugim dążeniem , k tó re rów nie w yraźnie m anife­ stu je się w dotychczasow ej działalności m yślow ej Brzozowskiego, je st to, iż czyn m a u niego stałe filozoficzne i m etafizyczne zabarw ienie, którego przeprow adzenie u d aje się pisarzow i dużo lepiej niż połączenie filozofii czynu z życiem rzeczyw istym .

N a ta k przygotow any g ru n t pada zaznajom ienie się z Sorelem . T en­ dencje duchow e Brzozowskiego są już określone całkiem w y raźnie; dąży on poza nim i do uzasad n ien ia p rzekonania o prym acie czynu, lecz w dą­ żeniu ty m zauw ażam y b rak łącznika m iędzy realn y m życiem a pogląda­ m i pisarza. B rak te n nie byłby ta k groźny, gdyby nie to, że w łaśnie jego poglądy każą stale odw oływ ać się do życia, jego k on kretny ch zadań, uznają to codzienne życie za w artość najw yższą, za jedynie dostępny nam te re n w cielan ia m arzonej swobody człowieka. Brzozowski, ta k w spaniale i przenik liw ie piszący o klątw ie „bezdziejow ości” , sam w pew nej m ierze w yd aje się być tą k lątw ą obciążony.

Zagadnienie pracownika w ujęciu Sorela

P rz y p atrzm y się z kolei ty m rozw iązaniom zagadnienia czynu i pracy, jakie u S orela o d najd u je Brzozowski. Sorel nie m a tego, co Brzozowski, pędu do filozofow ania, nig d y p raw ie nie dochodzi on do p atetycznych zdań o sam ow ładzy, swobodzie człow ieka itd. Próżno szukalibyśm y w pis­ m ach jego stro n podobnych tym , jakie cytow ać się m usiało z pism Brzo­ zowskiego. Sorel całym sposobem pisania tk w i w konkretnym , francuskim życiu. Z apoznanie się z M arksem doprow adziło go do przekonania, że chcąc rozum ow ać o rew olucji społecznej, o czynnej postaw ie w życiu zbio­ row ym , należy zawsze odw oływ ać się do w aru n k ó w rzeczyw istych okresu i narodu, któreg o przyszłość p ragniem y zbadać. W nioskowi tem u w całej, swej działalności pisarskiej pozostaje 'Sorel w ierny.

N ajlepiej fo rm u łu je go stu d ium Y -a -t-il de l’utopie dans le m a rx is­ m e? 33 W ygląda to sform ułow anie n astęp ująco :

Jako utopistów powinniśm y traktować tych wszystkich reformatorów, którzy nie potrafią wytłum aczyć swych projektów w zaczepieniu o obserwację m echanizm u społecznego. Marks sądził, że rewolucja wyniknie z rozwoju m e­ chanizm u [społecznego] na podstawie podwójnego ruchu: proletaryzacji pra­ 33 „Revue de M étaphysique et de Morale” 1899, s. 152—175. Odwołując się do publikowanych w tym roczniku pisma artykułów Sorela używać będziemy skró­ tu: RMM.

(13)

cowników i koncentracji bogactw oraz wzrastającego zjednoczenia sił rew olu­ cyjnych i nieuchronnej anarchii sił kapitalizmu. Obraz ten w cale dobrze zgadza się ze stanem, jaki Marks obserwował w Anglii; ogólnie biorąc, da się zauważyć, że schemat ten w tedy był dokładny. Wierząc zarazem w nie­ uchronność rewolucji, nie ostrzegł sw ych uczniów przez przypadkowością pod­ staw historycznych studiowanego przez siebie mechanizmu. Do rew olucji nie doszło, co świadczy, iż pomylił się on w ocenie sił [...J. Ten jednak błąd faktyczny nie wystarcza, by umieścić go między utopistami.

Jeśli jednak on pom ylił się tylko, jeśli idzie o fakty, to uczniow ie jego popełnili w ielki błąd w samej zasadzie i stali się utopistami; nie dostrzegli, że m e c h a n i z m s p o ł e c z n y j e s t z m i e n n y [podkreślenie Sorela], szcze­ gólnie w naszej epoce, a to z powodu szybkich zmian zachodzących w prze­ myśle, i że podstawy konstrukcji mechanizmów społecznych przyszłości ma się tylko w zbadaniu m echanizm ów współczesnych. [RMM 158]

Skoro tak, należy odw ołać się do w spółczesnego sta n u społecznego i stw ierdzić, jakie w nim tk w ią możliwości rozw ojow e. A n a w e t w tedy, kiedy uda się nam te możliwości stw ierdzić, n ależy być ostro żny m w ich ocenie, albow iem

nie ma danych naukowych, które by pozwalały twierdzić, że kolektywizm przyjść musi po kapitalizmie, by ustąpić miejsca komunizmowi. [RMM 173]

Nie m a danych, że rozw ój społeczny pójdzie w pożądanym przez nas k ierunk u. Tylko kiedy go działaniem tam sk ieru jem y , m ieć m ożem y n a ­ dzieję, że dojdziem y do upragn io n y ch rezultatów .

Tak postaw ionem u zad an iu pisarza, rozum ującego o czynnej p ostaw ie człow ieka wobec św iata, pozostaje Sorel w ie m y zaw sze i stąd pozorna wąskość płaszczyzny, n a jakiej ta postaw a się w yżyw a. U Brzozow skiego są nią m etafizyczne rz u ty m yśli, tu surow e zam knięcie się, w kręgu, k tó ry uznało się za decydujący o przyszłości. Skoro Sorel uzna, że przyszłość zależy od rozw oju klasy społecznej, k tó ra rep re z en tu je siłę p ro d u k cy jn ą ludzkości i k tó ra w łasnym czynem zdobędzie należne jej stan ow isk u zn a­ czenie, nie zn ajdziem y u niego żadnych innych rozw ażań n a te m a t czynu i swobody, poza stałym apelem skierow anym pod adresem p ro le ta ria tu francuskiego, odw ołującym się do właściwości duchow ych, jakie, zd a­ niem jego, te n w łaśnie p ro le ta ria t rep rezen tu je.

A pel ten czytam y po raz pierw szy 34 w ro zp atry w an y m stud iu m . Sko­ ro bowiem o d jęte zostaną socjalizm ow i u to p ijn e strony, z jak ich n ie z d a ją sobie spraw y jego w yznaw cy, socjalizm ow i pozostanie jed y n ie ,,ruch ro ­ botniczy, b u n t p ro letariack i przeciw ko patron ato w i, ekonom iczna i etycz­ n a organizacja w alki z b u rżu azyjn y m i trad y cjam i, ja k a w y tw a rz a się

34 Poprzednie studia Sorela, które mogłyby rzucić pew ne św iatło na rozpatry­ wany problem, są rozrzucone po niedostępnych mi czasopismach. O ile jednak zdo­ łałem na podstawie książek o Sorelu stwierdzić, zagadnienie to zostaje dopiero tutaj sform ułowane w ważny dla nas sposób.

(14)

S O R E L I B R Z O Z O W S K I 95

przed naszym i oczym a” (RMM 175). N ależy dodać, że uprzednio n icuje Sorel ta k ie utopie socjalizm u, ja k w ia ra w jasny podział n a dw ie zwal­ czające się klasy, w jednokierunkow ość rozw oju ekonom icznego św iata, prow adzącą do przyszłego kom unizm u, itd., pozostaw iając jak o jed y n ą n ie u to p ijn ą stro n ę socjalizm u to czynne dążenie p ro le ta ria tu do w yzw o­ len ia się.

Jeszcze dobitniej w y raża to Sorel w stu d ium L ’É thique du socialism e (RMM 280— 301). O ponując przeciw zacieśnianiu w ielkiego ru c h u społecz­ nego do jed n ej zasady, stw ierd za Sorel istn ien ie w socjalizm ie dwóch za­ sad, w im ię k tó ry ch spodziew a się socjalizm zwyciężyć. P ierw sza to idea p raw a natu raln eg o , p ra w a każdego człow ieka i klasy do wolności, ró w ­ ności i nieskrę,pow anego rozw oju. J e st to użycie daw nej b ro n i „stan u trzeciego” i przeciw tej fałszyw ej zasadzie Sorel p ro testu je. Zgadza się za to z zasad ą d rug ą: p raw a historycznego. Sens oporu wobec zasady pierw szej, a zgody z d ru g ą jest jasn y : praw o n a tu ra ln e to odw ołanie się do rzekom o przyrodzonych u p raw n ień człowieka, k tó rych w łaściw ie nie stw arza się, lecz k tó re są już dane, w y starczy je tylk o w yrw ać używ a­ jącym ich dotąd. P ra w o h istoryczne jest za to praw em , jakie silna klasa społeczna czy n aró d stw arza, to je st dopiero p raw o w łaściw e, bo w ynikłe z działania, z w alki, pozw alające n a zam anifestow anie czynnej postaw y człow ieka. To praw o do piero o kreśla p raw dziw y ru c h socjalistyczny, da­ jąc y się ta k ująć:

jest to jednocześnie bunt i organizacja; jest to dzieło w łasne stworzonego przez w ielki przem ysł proletariatu; proletariat ten powstaje przeciw hierarchii i własności, organizuje ugrupowania m ające na celu pomoc wzajemną, wspólny opór, współpracę robotników ; pragnie przyszłemu społeczeństwu narzucić za­ sady, jakie dla w łasnego życia społecznego wypracowuje w swym łonie; spo­ dziew a się w prowadzić rozum w porządek społeczny, niwecząc kierownicze w społeczeństw ie stanowisko kapitalistów. [RMM 281]

Sorel doskonale uśw iadam ia sobie, czym je s t w łaściw ie ta form uła ru c h u socjalistycznego. P o szeregu niezw ykle ciekaw ych rozw ażań n a tem a t znaczenia kobiety i rodziny dla przyszłości socjalizm u — rzuca zdanie ta k dla tej św iadom ości znam ienne:

jesteśm y tu z dala od nauki ; stawiam y z a s a d ę e t y c z n ą o d o n i o s ł y m z n a c z e n i u [podkreśl. K. W.], która musi pozostać nienaruszoną, kierowni­ czą wobec całej naszej m yśli i wiodącą działalność naszą w duchu socja­ listycznym . [RMM 300]

Jeszcze w y raźn iej to w ezw anie do czynnego tw o rzen ia przyszłości so­ cjalistycznej w y b ija się w tak im np. zd an iu (tym razem głównie jak o za­ u fan ie do nierozum ow anych sił etycznych robotników ):

pisarze socjalistyczni oscylują między tendencjami burżuazyjnymi a proleta­ riackim i; lecz robotnicy i ludzie rzeczywiście współpracujący w ruchu ro­ botniczym pozostali w ierni zasadom Międzynarodówki. [RMM 300]

(15)

W ierni tw ierdzeniu: „U ém ancipation de la classe ouvrière doit être l’oeuvre des travailleurs e u x -m ê m e s” (RMM 300).

U Sorela bardziej niż u Brzozowskiego niezbędna je st pam ięć o ści­ słym zw iązku m iędzy jego pojęciem czynu a m aterializm em dziejow ym . O ile bow iem Brzozowskiego n astaw ien ie filozoficzne um y słu d oprow a­ dziło do zrozum ienia doniosłości czynu, o ty le Sorela do teg o sam ego zro­ zu m ie n ia doprow adza głównie w głębienie się w d o k try n ę m aterializm u

dziejowego. Stąd, n a w e t odkładając do osobnego rozdziału zagadnienie m aterializm u dziejowego, m usi się zaznaczyć, że rów noczesne z podaw a­ nym i tu zdaniam i pojęcie tegoż m aterializm u zgodne je st z n im i w pod­ k reśle n iu czynnego c h a ra k te ru m aterialistycznego tłu m aczen ia dziejów. W przedm ow ie do książki A ntonia L abrioli Essai sur la conception m a ­ térialiste de l’histoire Sorel c h a ra k te r te n u w y d atn ia:

Problem dziania się współczesnego, rozpatrywany z m aterialistycznego punktu widzenia, polega na trzech punktach: I. Czy proletariat zdobył jasną świadomość sw ego istnienia jako niepodzielnej klasy? II. Czy ma dość siły, by rozpocząć w alkę z innymi klasami? III. Czy jest w stanie w yw rócić, wraz / z organizacją kapitalistyczną, cały system tradycyjnej id eologii?35

S orela pojęcie czynu łączy się, ja k w idzim y, z k o n k retn y m zastosow a­ niem go do danych w aru n k ó w społecznych. Podobnie rzecz się m a z jego pojęciem pracy. Nie znajd u jem y u niego w ym ow nych w yw odów o m eta­ fizycznym znaczeniu pracy, jakie czytało się u Brzozowskiego. Do zro­ zu m ien ia doniosłości p racy i zależności życia ludzkości od poziom u pracy

doprow adza Sorela Proudhon, któ rem u też poświęca Sorel jedn o z p ierw ­ szych w iększych sw ych s tu d ió w 36. Zajęcie się B ergsonem doprow adza S orela do tego sam ego w niosku 37. To jed n ak p u n k t w yjścia. Z chw ilą bo­ w iem gdy Sorel przekona się o słuszności tego poglądu, n a ty c h m ia st w ej­ dzie w k on k retn e zadania klasy robotniczej, przedstaw icielki w ażniejszej nad m yśl pracy. M iał szczęście, ja k słusznie zaznacza Św ianiew icz, z n a ­ leźć w ówczesnym proletariacie francuskim w a ru n k i um ożliw iające w iarę w jego przyszłość — i skoro się to dokonało, cała m yśl S orela przy w ie­ ra do potrzeb i właściwości elity tego p ro le ta ria tu 38.

S ta n m yślowy, u Brzozowskiego praw ie w yłączny, teoretycznego do­ w odzenia o ważności p racy — u Sorela trw a bardzo krótko, a w d o jrza­ łych jego książkach jest już praw ie nieuch w y tny . P rzy czyn y tego zjaw i­ ska są całkiem zrozum iałe. P rzekonanie to tw orzyło ją d ro poglądów So­ rela, jak i zaś był jego stosunek do podobnych p a rtii m yśli, z n a jd u jem y

35 A. L a b r i o 1 a, Essais sur la conception matérialiste de l’histoire. Paris 1897, s. 83.

36 Essai sur la philosophie de Proudhon. „Revue Philosophique” 1892. 37 Ibidem, s. 10.

38 S. Ś w i a n i e w i c z , Psychologiczne podłoże produkcji w ujęciu Jerzego S o ­

(16)

S O R E L I B R Z O Z O W S K I 97

w ty m w zględzie cenne w y znanie pisarza w Introduction do R éflexio n s sur la violence 39. W ogóle Introd u ctio n do tej książki, w form ie listu do D aniela Halèvy, jest niezw ykle w ażna dla poznania m etod p isarskich So­ re la 40.

Przekazywanie m yśli [la communication de la pensée] jest zawsze bardzo trudne dla człowieka o silnych zainteresowaniach metafizycznych: sądzi on, że wykład zepsułby te najgłębsze, najbliższe motoru, części m yśli, które w ydają mu się tak dalece naturalne, że nie pragnie ich nawet wyrazić 41.

Stosując ow o w yznanie do obchodzącego n as w ypadku, łatw o dostrzec, że pew nik, jakim b y ł dla S orela p ry m a t pracy, był ty m w łaśnie m oto­

rem , którego n ie należy odsłaniać. P oniew aż zresztą szerzej tą stro n ą m yśli Sorela — przez niego, ja k widać, nie ro zw lekan ą — zajm ow ałem się w rozdziale pierw szym , obecnie w y starczy zaznaczyć jej istnienie, nie je s t ona bow iem dla działalności Sorela najznam ienniejsza, a Brzozow­ skiem u, jeśli idzie o jej w cielenia w stu d ia Sorela, b yła praw dopodobnie nie zn ana (zob. IW 264, przypis).

Z nany Brzozow skiem u był Sorel ten, co połączył ju ż w sobie przeko­ n a n ie o konieczności czynnego n asta w ie n ia klasy robotniczej z p rzeko­ nan iem o pry m acie p racy w szeregu w artości ludzkich. To dopiero połą­ czenie stanow i n a jo ry g in aln ie jszą część m yślow ego w y siłk u Sorela. Z n aj­ du jem y je w A v e n ir socialiste des syndicats 42. Z bija S o rel tu ta j złudzenie o wyższości p racy um ysłow ej n a d p racą fizyczną. Z daniem jego n ie m a żadnych dowodów, jakoby p raca in te le k tu a ln a była czymś jakościowo różnym od p rac y fizycznej 43. W prost przeciw nie: nie w ym aga ona czę­ stokroć ducha w alki i m ęskości, czego dowodem rosnąca fem inizacja w ol­ n y ch zawodów. In telek tu aliści b ro n ią się przeciw tem u zalewow i ze stro­ n y kobiet, o baw iając się, że „cała sz arlatan eria zdolności p ryśnie pew ne­ go pięknego d n ia ” 44. P rzekon an ie o wyższości p racy in telek tu aln ej jest dziś konw encjonalnym tradycjonalizm em , k tó ry należy zburzyć. O pow ia­

39 Prócz przytoczonego tu przebiegu m yślowego w studium Mes raisons du sy n ­

dicalisme (poprzednio po włosku pt. Confessioni. Come diveni sindicalista. Prze­

druk w: Matériaux d’une théorie du prolétariat. Wyd. 3. Paris 1927) znajdujemy rów nież w yznanie Sorela wskazujące, że na tej w łaśnie drodze doszedł on do odwo­ łania się do konkretnego życia proletariatu francuskiego.

40 Podaję nazw ę francuską: Introduction, wstęp, pochodzący z r. 1907, albowiem pochodząca z r. 1906 przedmowa, Avant-propos, do wydania 1, dotyczy całkiem innych kwestii.

41 Reflexions sur la violence. Wyd. 7. Paris 1930, s. 9.

42 Pierwszy raz drukowane w „Humanité N ouvelle” z marca i kwietnia 1898, broszura w 1900, przedruk wraz z przedmową z r. 1905 — w Matériaux d ’une th é ­

orie du prolétariat, s. 55—168.

43 Matériaux d ’une théorie du prolétariat, s. 90—91. 44 Ibidem, s. 91.

(17)

danie, że zdolności o rg anizacyjne i kierow nicze nie cechują pracow ników fizycznych, że zatem konieczni są p osiadający je intelektu aliści, jest rów ­ nież bajką. „W ielkie angielskie zw iązki zaw odow e bardzo łatw o znalazły w sw ym łonie ludzi zdolnych pokierow ać n im i” 45.

I d o tego w stępn eg o ogniw a m yśli d a się zastosow ać cytow ane n ie ­ daw no zdanie o tym , co Irzykow ski zw ie „chow aniem re z e rw ” 46, zdanie o sk ry w a n iu sam ego d na poglądów m yśliciela. Ogniwo bow iem to ledw o je s t zaznaczone w A v e n ir socialiste des syndicats, głów na za to część w y­ w odów pisarza dotyczy w y n ik ający ch z niego konsekw encji. Bo jeśli rów ­ now ażność, o ile n ie wyższość, p racy fizycznej n ad p rac ą um ysłow ą nie ulega w ątpliw ości, jeśli sy n d y k aty robotnicze w p ro w adzają to przekona­ nie w p rak ty k ę organizacyjną, w tak im razie zadaniem p isarza zajm ujące­ go się ty m zagadnieniem nie będzie uzasadnienie słuszności sam ych pod­ staw zjaw iska, jakie w ysoko w artościuje, ale w skazyw anie m u drogi wio­ dącej do w ygranej. Stąd Sorel m im ochodem tylko w skaże n a doniosłość pracy fizycznej, a cały nacisk położy n a m o raln ą stro nę rozw oju syndy- kalizm u, w ierząc, że od jakości tej stro ny zależy przyszłość ru c h u robot­ niczego.

Rów nocześnie żyw y zm ysł polem iczny każe m u atakow ać in te le k tu a li­ stów p rzy b ierający ch socjalistyczne m aski i pragn ących n a niezadow ole­ n iu i bun cie rob otn ik ów w ygrać kierow nicze stan ow iska i przyszłe k a­ rie ry 47. P odstaw ę kąśliw ości Sorela stanow i świadom ość b ra k u zw iązku m iędzy ty m i pseudoproletariuszam i a p raw dziw ą p rac ą fizyczną. Lęka się, b y kiero w nictw o ty c h ludzi nie sprow adziło ru c h u sy n d yk alistycz- nego n a m anow ce.

Syndykaliści buntują się [przeciw ternu] nie bez kozery: czują dobrze, że jeśli robotnik podda się kierownictwu l u d z i o b c y c h s t o w a r z y s z e n i u w y t w ó r c z e m u [corporation productive], nie zdoła nigdy zapanować nad sobą, zostanie na stałe poddany d y s c y p l i n i e z e w n ę t r z n e j . Nazwa m oże się zmienić, ale istota zm ianie nie ulegnie: eksploatacja pracownika trwać będzie. Marks w doskonałych słowach opisał ten stan niedostatecznego roz­ w oju proletariatu: „łącznik między ich indyw idualnym i czynnościam i a jed­ nością jako masy wytwarzającej znajduje się p o z a n i m i [...]. Wzajemna łączność prac ukazuje się w m yśli jako plan kapitalisty, a jedność masy w y ­ twórczej w ydaje się w praktyce jego autorytetem, potęgą obcej woli, pod swój cel podciągającą ich czyny” 48.

A idzie przecież, by zaczepianie się w ysiłków poszczególnych ukazy­ w ało się robotnikom jako w y n ik ich w ysiłku, b y jedność klasy w y tw ó

r-45 Ibidem, s. 93.

46 K. I r z y k o w s k i , Walka o treść. Studia z literackiej teorii poznania. War­ szaw a 1929, s. 8.

47 Matériaux d ’une théorie du prolétariat, s. 95—99. 48 Ibidem, s. 98.

(18)

S O R E L I B R Z O Z O W S K I 99

czej była w y n ik iem jej św iadom ej woli. D latego badan ie „przyszłości so­ cjalistycznej sy n d y k ató w ” je s t w łaściw ie jed n y m apelem do niezależności klasy robotniczej, do o trząśnięcia się z tych w szystkich naleciałości, ja ­ kie w noszą intelek tualiści.

Proletariat m usi pracować odtąd nad w yzw oleniem się spod wszelkiego kierownictwa nie będącego jego kierownictw em wewnętrznym . Ruchem i czy­ nem zdobyć m usi prawne i polityczne uprawnienia. Pierwszą regułą jego po­ stępowania być w inno : p o z o s t a ć w y ł ą c z n i e r o b o t n i c z y m , to znaczy wykluczyć intelektualistów, których kierownictw o doprowadziłoby do utrw ale­ nia hierarchii i rozbicia jedności pracowników [...]. N ie mają oni żadnych uzdolnień kierowniczych dziś, kiedy proletariat poczyna uświadam iać sobie swą r z e c z y w i s t o ś ć i tworzyć w łasną organizację49.

W idzim y, jak b ardzo k o n k retn ą drogą idzie m yśl Sorela. Skoro praca, to praca fizyczna. Skoro p raca fizyczna, to robotnik. Jeśli robo tn ik , to niezależny od obcych w pływ ów , św iadom y swej roli. K onkretność m yśle­ n ia Sorela n ie m oże p rzerw ać się w ty m m iejscu. Jeśli ro b o tn ik św iado­ m y swej roli, w tak im razie jak ie dane praktyczne, zawodowe m a on z sobą w nosić? Ja k i je s t id eał pracow nika, w k tórego ręk u praca fizycz­ n a nie będzie m echanicznie o d rab ian ą pańszczyzną? Czy tak i pracow nik- -w y tw órca istn ieje dzisiaj w rzeczyw istości, jak a je st jego ro la w syste- m acie pracy, n a k tó ry m o p iera się cała cyw ilizacja? J a k a ro la w ekonom ii? A n ad e w szy stk o — kim je st w łaściw ie te n pracow nik, do którego św iado­ m ości i w artości m oralnych trz e b a się ciągle odw oływ ać?

O dpow iedzią n a te i podobne im py tan ia, jeszcze głębszym w ejściem w rzeczyw iste stosunki społeczne, je s t dalszy w ysiłek S orela n ad zgłę­ bieniem p ro b lem u pracy. (P rzynajm niej Sorelow i zdaw ało się, że w sto­ sunki rzeczyw iste w chodzi i w ynosi dane od jego ideału niezależne, sa­ m o rzu tn ie w ytw orzone przez życie robotnicze.) Od tej chw ili m ożem y p rzestać posługiw ać się term in e m „zagadnienie p rac y ” . Sorel bow iem w jeszcze w iększym sto p n iu niż Brzozowski rozum ie, że je st to z a g a d ­ n i e n i e p r a c o w n i k a , że poza człow iekiem i tym , co on w sw ym ży­ ciu z p racy tej uczyni, sp raw a ta nie istnieje. Z atem zagadnienie praco w ­ nika.

Ten pracow nik-w y tw órca, jego m oralność, przyszłość, jego doniosłość dla uch ro n ien ia cyw ilizacji naszej przed bezładem — to w łaściw y boha­ te r dwóch podstaw ow ych dzieł S orela: Introduction à l’économie m oderne (wyd. 1: 1903) i R é fle x io n s sur la violence (wyd. 1: 1908).

O bserw ując rozw ój stosunku rob o tnik a do jego pracy, dostrzega So­ re l przem ianę, k tó ra doprow adzi z czasem do obecnego pracow nika, ob­

(19)

darzonego ty m i w łaściw ościam i, jak ie w idzi w nim n asz pisarz. Rzecz m a się ta k 50 : początkowo, w chw ilach tw o rzen ia się w ielkiego przem ysłu m aszynow ego, stosunek ro b o tn ik a do w a rsz ta tu p rac y b y ł w łaściw ie w ro ­ gi. T echnika ów czesna w ym agała od ro b o tn ik a jed y n ie m echanicznego do­ stosow ania się do p racy m aszyny, w ytw órczość przed staw iała się jak o „su­ m a w ysiłków ” (addition de tâches)51, nie pow iązanych w świadom ości robotnika. Jed y n y m łącznikiem b y ł przym us ze stro n y p racodaw cy: ro­ b o tn ik b ro n ił się przeciw n ak ład an ej pracy, n ie m iał do n iej żadnego w ew n ętrzn ego sto su nku poza uczuciem o p o ru i niechęci. Z rozw ojem przem ysłu w ciągu X IX w. przyszła zm iana zasadnicza, k tó rą S w ianie- w icz określa słow am i:

technika drugiej połowy XVIII oraz pierwszej części X IX w ieku w ym agała robotnika tego typu psychicznego, który by posiadał jak najsilniej rozwinięty instynkt wykonywania pewnej czynności, zaś technika współczesna coraz bar­ dziej zaczyna w ym agać od robotnika u m y słu 52.

I n ie tylko um ysłu. Sorel jako pierw szy p u n k t rzetelnego stosunku pracow nika staw ia m o m en t uczuciowy, bez którego praca fizyczna n ie n ab ierze c h a ra k te ru wzniosłości, jak i p rag n ie n ad ać jej pisarz. Do zrozu ­ m ienia tego m om entu doprow adza go ob serw acja sto su nk u ro ln ik a do jego pracy.

Najistotniejszym w ydaje mi się określenie tego wszystkiego, ęo się w iąże z p u n k t e m h o n o r u p r a c o w n i k a , to znaczy: uwaga, z jaką oddaje się zajęciu, m iłość dla dobrze wykonanej pracy, pragnienie stania się siłą n i e ­ z a l e ż n ą , tworzącą godne siebie ogn isk o53.

W łaściwości te są n ajsilniejsze, w p ro st ch arak tery sty czn e, dla życia w iejskiego. Sorel ocenia je w ysoko i stw ierdza, że w p rzem yśle now o ­ czesnym n a b ie ra ją one doniosłości, dobrze w różącej o przyszłości, jak a n a ich podstaw ie rozkw itnie.

Jakie sto lat tem u w rodzącym się w ielkim przem yśle punkt honoru pra­ w ie nie istniał; fabryczny podział pracy prżetworzył człowieka w automat; postęp m echaniki zm ienił to wszystko, tak że now e m aszyny dają pełną w y ­ dajność tylko w tych krajach, gdzie pracownik nie ustaje w w ysiłk u nad w ydobyciem z nich najbardziej udoskonalonych warsztatów, opiera się dzisiaj na aktywnej i inteligentnej współpracy robotnika, nie uważającego się odtąd za m anekin, wykonujący z góry ustalone ruchy, lecz za w y t w ó r c ę , z a i n ­ t e r e s o w a n e g o w j a k n a j l e p s z y m p o w o d z e n i u f a b r y k a c j i 54.

50 Introduction à l’économie moderne, s. 204—210. 51 Ibidem, s. 225.

52 S w i a n i e w i c z , op. cit., s. 178.

53 Introduction d l’économie moderne, s. 63—64. 54 Ibidem, s. 64. Podkreśl. K. W..

(20)

S O R E L I B R Z O Z O W S K I 101

Ten id ealn y w a rsz ta t Sorela przypom ina w ielkie laboratorium , w któ­ rym kierow nicy fab ry k w raz z robotnikam i w spółpracują n ad udosko­ nalen iem m aszyn o ddanych im w ręce, gdzie

sposoby postępowania są zaw sze prowizoryczne, a rzeczą istotną jest, by w szyscy m ieli skierowaną uwagę na najdrobniejsze szczególiki pracy. Idealnym typem postępowego przemysłu jest doskonała kombinacja nauki i produkcji, laboratorium i warsztatu, w łaściw ości wynalazcy i w ykonawcy [des qualités

de l’inventeur et de l’exécutant] 55.

Nie ty lk o ze w zględu n a obecną w artość p ro le ta ria tu te n stan uczu­ ciow y jest n iezm iern ie cenny. Ma on znaczenie etyczne dla tw o rzen ia się świadom ości robotniczej, a zarazem spraw ia, że

pracownik, uważając siebie jak gdyby za p e ł n o m o c n i k a [m andataire], z narzędzi pracy czyni taki użytek, jakby był ich w łaścicielem , i zajęty jest ulepszeniem ich zastosowania, jakby przyszłość należała do n ie g o 56.

Tej idei brakow ało w d aw nym przem yśle, dziś każde bezpośrednie ulepszenie sta je się podbudow ą przyszłości o p anow anych przez klasę ro ­ botniczą sił produkcyjnych.

To zap atrzen ie się w przyszłość, co jak b y zaw isła tylko n a m oralnym w ysiłku rob otników -w ytw órców , n ad aje szczególnie n am iętn y, w p rost bo­ h a te rsk i to n ty m rozw ażaniom Sorela o zagad nien iu pracow nika, jak ie z n ajd u jem y w R é fle x io n s sur la violence. R o botnik-w ytw órca m a mieć, jak dotąd, coś z w ynalazcy czujnie zapatrzonego, czy n ie da się, ulepszyć pow ierzone m u narzędzie pracy. Jeg o praca, dokładność w ykonania, w in ­ n a m u być p u n k tem honoru. Nie przym us ze stro n y pracodaw cy, ale a u to - dyscyplina je s t stróżem jego obowiązkowości. Instancją, do której Sorel apeluje, je st „in d y w id u alisty czna siła w w zburzonych m asach” 57.

P oniew aż dzieło S orela sta ra się podjąć ry tm społecznego dziania się, przeto w iększość jego znaczna dzieje się po stro n ie „w zburzonych m as”, m itów ożyw iających je, g w ałtu oczyszczającego pole z przeżytków . Do­ piero w rozdziale ostatn im , ja k gdyby prag n ąc zaznaczyć, że przem aw ia do kon k retn eg o człowieka, jego am bicji, poczucia ważności życiowej, pi­ sarz poczyna bezpośrednio określać właściwości ty ch robotników , w im ię k tó ry ch przem aw ia 58. O kreślać, a zarazem pogłębiać tak, że okazuje się, iż obraz praco w n ika n ak reślo n y przez niego opiera się raczej n a sile w ia ­ ry tw órcy niż n a rzeczyw istych danych społecznych. Sorel, tak uporczy­ w ie dążący do konkretności, w ty m m om encie przechodzi poza nią, w y­ daje się, jak b y przekroczył w ąski pas życia społecznego, przed i poza

55 Ibidem, s. 208. 56 Ibidem, s. 208—209.

57 Réflexions sur la violence, s. 376.

(21)

k tó ry m rozciąga się szerokie pole in d y w id u aln y ch dążeń i potrzeb. Je śli p raco w n ik w jego postępow ym w arsztacie żadnego m odelu w y ko n y w a­ nej p rac y nie u znaje za skończony 59, jeśli p rag nie coraz dalszego postępu, p rzekroczenia w szystkiego, co dotąd m iało m iejsce, w tak im razie w ty m uporczyw ym dążeniu u podabnia się do a rty s ty :

Ilekroć dotyka się kwestii postępu przemysłowego, jest się zmuszonym do uważania sztuki za antycypację najwyższej wytwórczości, choć artysta z jego kaprysami w ydaje się stać na antypodach nowoczesnego pracownika. Analogię tę usprawiedliwia fakt, iż artysta nie lubi reprodukować stworzone już typy; nieskończoność jego pragnienia odróżnia go od pospolitego rzemieślnika, któ­ rem u najlepiej udaje się ciągła reprodukcja obcych mu typów. W ynalazca jest artystą, wyczerpującym się w dążeniu do urzeczywistnienia celów, przez ludzi praktycznych uważanych najczęściej za absurdalne, uchodzi on nieraz za sza­ leńca nawet wtedy, kiedy udało mu się poważne odkrycie; ludzie praktyczni podobni są do rzem ieśln ików 80.

Sorel zestaw ien ia: p raco w n ik -arty sta, p raca-sztu ka, dokonyw ał ju ż dużo w cześniej i jed y n ie p otrzeba pew nego u porządkow ania m yśli, k tó re by n ajm n iej nie rodziły się, w porządku, w jak im je przedstaw iam , każe te ra z dopiero o ty m w spom nieć. W pochodzącym z 1901 r. stud ium La V aleu r sociale de l’a r t 61 n ap isał słow a jak b y w y jęte z om aw ianego ro z­ działu R é fle x io n s :

Nigdy nie zdołamy wym knąć się konieczności znoszenia trudów przy w y ­ twarzaniu, nigdy wytwórczość nie stanie się sportem, jak to sądzili utopiści na początku tego stulecia, nigdy zatrudnienie nie zmniejszy się, jak to m yśli dziś jeszcze w ielu socjalistów. Proudhon w idział dobrze zasadnicze prawo naszej natury, utrzymując, że praca nigdy nie przestanie wzrastać. Na cóz w ięc zda nam się bunt przeciw tak nieodzownej konieczności?

Lecz mamy coś lepszego do czynienia, niż odpowiadać zw ykłą rezygnacją. Sztuka dostarcza nam środka uszlachetnienia tego, co starożytni uważali za niew olnicze: doznawania dumnej rozkoszy w pokonywaniu trudności i po­ czucia wolności przy -spełnianiu swej roboty. A równocześnie praca w ykon y­ w ana z uczuciem artystycznym jest nie tylko doskonalsza, ale i ilościowTo bogatsza 62.

W te n sposób „człowiek p rzestaje [...] uw ażać praw o pracy za praw o niew oli i upodlenia” , a sztuka zapew nia m u „postęp m aterialn y, bez k tó ­ rego n iew ątp liw ie nie byłoby dziś zgoła dającego się urzeczyw istnić, trw a ­ łego postęp u m oralnego” 63.

59 Ibidem, s. 377. 60 Ibidem, s. 378.

61 La Valeur sociale de l’art. „Revue de M étaphysique et de Morale” 1901. Przekład polski w tomie S o r e l a O sztuce, religii i filozofii (Lwów 1913). Tom ten zawiera ponadto przekłady dwóch następujących studiów Sorela: La Religion

d ’aujourd’hui i Vues sur les problèmes de la philosophie (tłumacz — M. R u d n i c k i ) .

62 O sztuce, religii i filozofii, s. 46. 63 Ibidem, s. 46—47.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Każde zagadni enie w rchowawcze stawia i rozwi ąn:j e zasad niczo inciczej, niż to czyni ono w petlago gicc burżu azyj nej.. „Tracąc ce- chy kolektywu

+48 61 62 33 840, e-mail: biuro@euralis.pl www.euralis.pl • www.facebook.com/euralisnasiona • www.youtube.com/user/euralistv Prezentowane w ulotce wyróżniki jakości,

Dla realizacji Umowy Zespół zobowiązuje się do dołożenia wszelkich starań by zapewnić Przyjmującemu zamówienie pełny i nieodpłatny dostęp do środków i aparatury

Dostrzega związek pomiędzy posiadaną wiedzą a możliwościami rozwiązywania problemów, potrafi podać kilkanaście przykładów.. Bejgier W., Ochrona osób i mienia,

Rozumie potrzebę uczenia się przez całe życie oraz konieczność ciągłego rozwoju osobistego i zawodowego z zakresu stosowania systemów informatycznych w

W dwóch rzędach nad Ukrzyżowaniem znajdują się: Wjazd do Jerozolimy, Umy- wanie nóg, Ostatnia Wieczerza, Modlitwa w Ogrójcu, Przestraszenie straży oraz Poj- manie Chrystusa,

P2 Cele i zakres prowadzonej działalności, zasady funkcjonowania, tryb pracy, metody i formy pracy poszczególnych wydziałów czy też wyodrębnionych komórek

1.1 zmiany szacowanej wartości całości zamówienia zgodnie z § 5 pkt 2.1 niniejszej Umowy, wynikającej ze zmiany ilości zamawianych wodomierzy przewidzianej w § 2 pkt