• Nie Znaleziono Wyników

Wołanie z Wołynia : pismo religijno-społeczne Rzymskokatolickiej Diecezji Łuckiej (B). R. 12, nr 6 (67).

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Wołanie z Wołynia : pismo religijno-społeczne Rzymskokatolickiej Diecezji Łuckiej (B). R. 12, nr 6 (67)."

Copied!
48
0
0

Pełen tekst

(1)

ISSN 1429-4109

www.wolanie.kioskonline.pl

WoKxnie z WotyrnA

BojiauHR 3 BonuHi

Pismo religijno-społeczne Rzymskokatolickiej Diecezji Łuckiej

Nowopoświęcony kościół w Tomaszgrodzie

(2)

Jft. 2 J^i5tojQad-(yZud.y.eń 2005 j Wołynia 6 (67) - ■■

SPIS TREŚCI

Ks. Witold Józef KOWALÓW, Konsekracja Kościoła w Tomaszgrodzie.

Radosne i historyczne wydarzenie w życiu Kościoła na Polesiu... s. 3 Krótka historia parafii Sw. Tomasza Apostoła w Tomaszgrodzie...s. 5 List Metropolity Lwowskiego ks. kardynała Mariana Jaworskiego z okazji poświęcenia

kościoła w Tomaszgrodzie... s. 7 Św. Józef Bilczewski (1860-1923)... s. 8 (az), Z wizytą na Wołyniu... s. 10 wsm / wp, Ks. Zygmunt Gorazdowski świętym...s. 11 Adrian W. BRZÓZKA OFM, Znak przymierza... s. 20 Ks. Mieczysław MALIŃSKI, A może będziesz księdzem... s. 13 Beata PODOLSKA, Między Wołyniem a Wrocławiem... s. 15 Maria OSTERWA CZEKAJ, Miłosierdzie zobowiązuje... s. 19 Ks. Jarosław WIŚNIEWSKI, Chrzty na Wschodzie...s. 27 Urszula PERKOWSKA, Sz// święci... przez Uniwersytet Jagielloński (3)... s. 27 Maria SZCZEPAŃSKA, Apostoł trzeźwości. Wspomnienie o ks. prał. Michale Żukowskim .... s. 29 Krzysztof KOŁTUN, Ikona Bożego Narodzenia. Prawosławne obyczaje z Wólki Tarnowskiej s. 31 Jerzy STEMPOWSKI, Dom Strawińskiego w Uściługu (3)...s. 34 Mieczysław ŚWIDERSKI, Sagi i prawdy dawnych lat...s. 36 Ekumeniczne uroczystości ku czci Sw. Jozafata Kuncewicza we Włodzimierzu Wołyńskim... s. 38 Władysława KRYNICKA,Kościół OO. Kapucynów w Ostrogu czwarty raz poświęcono,

drugi raz na cerkiew... s. 39 Irena MOROZ, Praca o dziejach diecezji łuckiej... s. 41 Krótko... s. 43 Kronika Kościoła Farnego Ostrogskiego... s. 44 S. Sabina Irena GUMKOWSKA CST, Różaniec tv życiu Biskupa Adolfa Piotra Szelążka (2) . s. 48

Dwumiesięcznik Wotanie

z

- Bojicuihr 3 Bornitu

Pismo religijno-społeczne Rzymskokatolickiej Diecezji Łuckiej

Adresredakcji: E Byji. KapaameBima, 1, K&Fax+380 (3654)2-30-38 35800 m.OcTpir, PiBueitcbKao6ji., YKpaina E-mail: kovaliv@ostroh.uar.net Wydawcawersjipolskojęzycznej: El Ośrodek “WolaniezWołynia”, ISSN 1429-4109 skrytka pocztowa 9,34-520Poronin http://www.wolanie.regle.pl/ oraz http://www.wolanie.kioskonline.pl/

RedagujeZespól:ks.Władysław Czajka, Irena Dejneka, ks.MarekGmitrzuk, ks. Witold Józef Kowalów(redaktornaczelny),ks. JózefKozłowski, Władysława Krynicka, IrenaMoroz,ks. Waldemar Szlachta, Inna Szostak,ks. Andrzej Scisłowicz.

Redakcja publikuje materiały niezawszepodzielając poglądy ich autorów.

Zamieszczone w piśmie materiały mogąbyć publikowane z podaniem źródła.

Wszystkich,którzychcielibypomócwfinansowaniuczasopisma, prosimyowpłatynakonto: StowarzyszenieOśrodek “Wołaniez Wołynia”

PBS. ZAKOPANE O/BIAŁYDUNAJEC nr 77 88210009 00100100 18920001

(3)

U/oł&iie j Wołynia nt 6 (67) £i5topad-Cftudy.eri 2005 lit. 3

Z życia Kościoła na Wołyniu

KONSEKRACJA KOŚCIOŁA

W

TOMASZGRODZIE

Radosne i historyczne wydarzenie w życiu Kościoła

na Polesiu

W sobotę, 8 października 2005 roku, odbyła się uroczystość konsekracji koś­ cioła parafialnego pw. św. Tomasza Apostoła w Tomaszgrodzie w diecezji łuckiej. Jest to druga w tym roku nowa świątynia poświęcona w diecezji łuckiej (24 czerwca br. był konsekrowany nowy kościółwKamieniu Koszyrskim). Parafia w Tomaszgrodzie, po przerwie w swym działaniu od czasów II wojny światowej, została na nowo zarejestrowana w 1992 roku. Od końca tego roku parafią tą opiekują się księżapallotyni zSam, a od 1997 roku księżapallotyni zRokitna. Bu­ dowa nowego kościoła trwała w latach 1995-2005. Obecnym proboszczem para­

fii jest ks. WłodzimierzOsicaSAC.

Uroczystości przewodniczył i nowy kościół konsekrował ordynariusz diecezji łuckiej J E. ks. bp Marcjan Trofimiak.

Przybyli m.in.: ks. Czesław Parzyszek SAC - wiceprowincjał Prowincji Chrys­

tusa Króla Księży Pallotynów w Warsza­

wie, ks. Mieczysław Olech SAC - dele­

gatDelegaturyMatki Bożej Fatimskiej na Ukrainie, ks. Stanisław Firut - kustosz sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej w Dołbyszu (diecezja żytomierska), ks. Józef Kubicki TChr - dyrektor Ze­ społu Pomocy Kościelnej dla Katolików na Wschodzie przy Sekretariacie Konfe­ rencji Episkopatu Polski, ks. kan.

Władysław Czajka - dziekan rówieński.

Obecnibyli także księża pallotyni, którzy pracowali w tej parafii w minionych 10 latach: ks. Andrzej Walczuk SAC z Sarn, ks. Leonard Lasota SAC, pracu­

jący obecnie w Predajni na Słowacji, ks. Wiktor Cyran SAC z Biłohirji, ks. Władysław Lukasiewicz SAC, ks.

Wasyl - grekokatolickiproboszcz z Sam, księża i siostry pracującew diecezji łuc­ kiej. Nauroczystośćprzybyli także przed­

stawicielemiejscowychwładz i konsulatu RP wŁucku.

Przed rozpoczęciem uroczystości została przeczytanakrótka historiaparafii pw. św. Tomasza i Świętej Rodziny w Tomaszgrodzie i budowy świątyni para­ fialnej. Zebrani wysłuchali także listu Metropolity Lwowskiego kard. Mariana Jaworskiego, który był zaproszony na uroczystości,aleniemógłprzybyć.

Ks. Bp Marcjan Trofimiak na początku kazania zauważył, że trudno so­ bie wyobrazić krajobraz naszego kraju bez świątyń chrześcijańskich. Pasterz diecezji łuckiej wspomniał początki odrodzenia Kościoła na Ukrainie, począ­ wszy od 1988 roku, kiedy obchodzono 1000. lecie Chrztu Rusi Kijowskiej.

Biskup skonstatował: “Dlatego, żetyle lat brakowało nam kapłanów i świątyń, tak trudno wstajemy z kolan". Ks. Biskup mówił o znaczeniu Świątyni Jerozolim­ skiej dla narodu wybranego. Zastanawia­

jąc się nad fenomenem odrodzenia wiary

(4)

Tomaszgród, 8 października 2005 roku. Kazanie Biskupa Marcjana Trofintiaka Fot. Archiwum na Ukrainie. Biskup Marcjan podkreślił,

że “Bóg żyje w naszych sercach. (...) Świątynianaszej duszy, świątynia naszego serca, to najładniejsza i najlepsza i naj­

cenniejsza świątynia”. Pasterz Kościoła Łuckiego z mocą mówił: “Czytylko świą­

tynie byłyrujnowane? Czyuświadamiamy sobie, że każdy grzech rujnuje świątynię naszychserc. Tę ruinę widzi PanBóg. (...) Jakże trudno jest odbudować świątynię naszych ludzkich serc. (...) Jakże mało naszych bliskich szuka drogi do Boga”.

Okolicznościowe kazanieBiskupMarcjan zakończył wezwaniem: “Bądźmy godni tej nadziei, którą Pan Bóg obdarował każdego z nas”.

Następnie Bp Marcjan Troftmiak dokonał konsekracjikościoła. Gdybiskup

namaszczał świętym olejem marmurowy ołtarz chór śpiewał “Ve«z Sanctae Spiri­

tus". Po namaszczeniu ścian kościoła został w uroczysty sposób okadzony oł­

tarz.

Na zakończenie Mszy Świętej zabrał głos wiceprowincjał Księży Pallotynów ks. Czesław Parzyszek, który złożył po­

dziękowanie Pasterzowi Diecezji Łuckiej i oznajmił: “chcemy jeszcze bardziej służyć Kościołowi tu, na Ukrainie, i tym wszystkim, którzy trudzili się przy wzno­ szeniu tej świątyni”. Podziękował też Siostrom Dominikankom, które tu pra­

cowały w latach 1994-1998 i zwracając się do miejscowych wiernych wyraził pragnienie, “aby ta świątynia była miejscem, gdzie rozwijasięwasza wiara i

(5)

U/&/ez/ue j U/ołynltz nt 6 (67J JLiAłopad-ćftudyeń 2.005 ^5 1

wzrasta nadzieja”. Również parafianie TomaszgrodudziękowaliBiskupowiMar- cjanowi za to radosne i historyczne wydarzenie, za to, że spełniło się marze­ nie różnych pokoleń o własnej świątyni, miejscu wspólnej modlitwy do Boga.

Przemówił także przedstawiciel władz miasteczka i dyrektor tomaszgrodzkiego liceum.

Również Ks. Biskup Marcjan Trofimiak podziękował od siebie wszys­ tkim, którzy się przyczynili do powstania świątyni i wyraził nadzieję, że nieraz będziemy się tu spotykali. Nie zabrakło takżesłówoniepodzielnymchrześcijańst­ wie, braterskiejmiłości iwzajemnym sza­ cunku dla różnych obrządków i zwycza­ jów, które są bogactwemKościoła.

Tuż po Mszy św. odbył się krótki koncert Chóru Katedry Łuckiej, który upiększał liturgię uroczystości. Ukazane zostało bogactwo muzyki kościelnej, zarówno zachodniej, jak i wschodniej tradycji.

Uroczystość w Tomaszgrodzie wielu jej uczestnikom uświadomiła, że należy

dziękować Bogu za owoce pracy wielu duszpasterzy i sióstr zakonnych w niełatwym dziele odrodzenia Kościoła na Wołyniu.

ks. Witold Józef Kowalów

KRÓTKA

HISTORIA PARAFII ŚW. TOMASZA

APOSTOŁA W

TOMASZGRODZIE

Pierwszy nieistniejący kościół w Tomaszgodzie-Sechy był wybudowany w 1919 roku staraniem Stanisława Szy- czewskiego, ówczesnego właściciela ziemskiego. Parafia była pw. św.

Stanisława BM. Do parafii należały także okoliczne wioski: Biesiadka, Jelno, Kręta Słoboda, Kruszyna, Kużolka fut., Lado, Łomsk, Młynek, Omelno, Perestaniec, Podborocze, Rudnia Sielicka, Sakłowo, Smolamia, Stołpcy, Syczewo, Tatynne, Tuchowo, Zakruże, Zienków. W 1938 roku parafia liczyła 1140 wiernych. W

1943 roku kościół został spalony przez partyzantów. Parafia, w której nie było swego kościoła, potajemnie była odwie­ dzana przez księży, dlatego że Kościół Katolicki był prześladowany. Parafię odwiedzaliks.Antoni Chomickii o. Sera­

fin Kaszuba, kapucyn. Do 1957 roku niektórzywierni jeździli do Sam, później do Pińska,naterenie obecnej Białorusi.

Po upadku Związku Radzieckiego, kapłani powrócili do parafii w Samach.

Od Jesieni 1992 roku zaczęli regularnie dojeżdżać do Tomaszgrodu. Parafiaprzy­ jęła wezwanie św. Tomasza. Pierwszymi jej duszpasterzami byli księża pallotyni

ks. Jarosław Olszewski i ks. Franciszek Gomułczak. Wlatach 1994-1998 księżom w katechizacji pomagały siostry domi-

(6)

iłt. 6 2005 Wołanie j Wołynia 6 (67)

nikanki. Początkowo księżą odprawiali Msze św. w domuprywatnymwŁomsku.

Potemprzeszli do wyremontowanego bu­ dynku dawnej rady wiejskiej. Dnia 15 sierpnia 1993 roku odbyło się poświęce­

nie kaplicy, którego dokonał ówczesny dziekan łucki ks. Ludwik Kamilewski. Z czasem powstała idea budowy nowej świątyni. Zaczęto szukaćnowego miejsca i zbierać materiały. Doprowadziło to do tego,że dnia 6 sierpnia 1995 roku zostało poświęcone miejsce pod budowę koś­ cioła. Uroczystości przewodniczyli metropolita ks. arcybiskup Marian Ja­ worski iordynariuszłódzkiks. arcybiskup Władysław Ziółek. Także był obecny ówczesny prowincjał księży pallotynów ks. Mieczysław Olech, obecny delegat na Ukrainie. Staraniem ówczesnego pro­ boszcza ks. Andrzeja Walczuka, jesienią 1995 roku, został wykonany fundament obecnego kościoła. Od 1997 roku przestali dojeżdżać księża zSam, dlatego że w Rokitnie na stale zaczęli mieszkać księża, którzywzięlipodopiekęparafięw Tomaszgrodzie. Pierwszymi księżmi byli wtedy; ks. Marek Książak i ks. Leonard Lasota. Ich staraniem postawiono mury i dach kościoła. Budową stale interesował się ordynariusz diecezji łuckiej Ks. Bp Marcjan Trofimiak. Następnymi księżmi, którzy pracowali w Tomaszgrodzie i bu­ dowali kościół byli: ks. Wiktor Cyran i ks. Walenty Matuszewski. Budowę koś­ cioła kończyli ks. Władysław Lukasie­ wiczi ks. Włodzimierz Osica.

Wielki trud i pomoc włożyli także parafianie, a szczególnie ze strony tech­

nicznej p. Mikołaj Feliński. Także poma­ gałaprezes Towarzystwa KulturyPolskiej p. Eugenia Jakymiec.

Szczególne podziękowanie składamy miejscowymwładzom,wszystkimorgani-

Tomaszgród, 8 października 2005 roku.

Pamiątkowa fotografia

Fot. Archiwum

zacjom i dobrodziejom, którzy pomogli ukończyć budowę kościoła. Budowa naszej świątyninie byłabyukończonabez pomocy organizacji katolickich z Europy Zachodniej oraz bez pomocy Sto­ warzyszenia Apostolstwa Katolickiego Księży Pallotynów. Jeszcze raz wszys­ tkimdziękujemy za pomoc.

Informacja udzielona przez księży pallotynów

(7)

Wołanie j Wołynia nt 6 (67J Jłi5topad.-(ytud.yeń 2005 itt. 7

List Metropolity Lwowskiego ks. kardynała Mariana Jaworskiego

z okazji poświęcenia kościoła w Tomaszgrodzie

Lwów, 2005-09-21

Przewielebny Księże proboszczu!

Dziękuję bardzo za zaproszenie na konsekrację kościoła parafialnego pw. św.

Tomasza Apostoła w Tomaszgodzie w dniu 8 października br. Niestety ze względu na liczne obowiązki pasterskie w Archidiecezji, zwłaszcza związane z przygotowaniami do zbliżającej się kanonizacji błogosławionych Arcybiskupa Józefa Bilczewskiego i Księdza Zygmunta Gorazdowskiego, nie będę mógł uczestniczyć w tych uroczystościach. Łączę się duchowo z wszystkimi uczest­ nikami uroczystości w radosnymdziękczynieniu Bogu zawszystkie łaski, które przez wstawiennictwo Świętego TomaszaApostoła stały się udziałem wiernych parafii wTomaszgrodzie.

Uroczystość konsekracji nowego kościoła jest szczególnym wydarzeniem w życiu wspólnoty parafialnejorazcałej diecezji. Miejsce bowiem, gdzie gromadzi się wspólnota chrześcijańska, aby słuchać Słowa Bożego, zanosić modlitwy błagalne, wielbić Boga, a przede wszystkim sprawować sakramenty i gdzie przechowuje się Najświętszy Sakrament Eucharystii, jest szczególnymobrazem Kościoła, Świątyni Boga zbudowanej z żywych kamieni.

Księdzu Proboszczowi, całej wspólnocie KsiężyPallotynów oraz wszystkim parafianom gratulujęnowowybudowanej świątyni i zserca błogosławię.

# Marian Kardynał Jaworski

Przewielebny

Ks. Włodzimierz Osica SAC Proboszcz parafii pw. Św. Tomasza i Św. Rodziny w Tomaszgrodzie

(8)

iłt. 8 Jłiltopad-^zud.yeń 2005 IMdcznia j Wołynia. 6 (67)

Z życia Kościoła

SW. JOZEF BILCZEWSKI

(1860-1923)

Dnia 23 października 2005 r. Oj­ ciec Święty Benedykt XVI kanoni­

zował bł. Józefa Bilczewskiego.

Józef Bilczewski urodził się 26 kwietnia 1860 r. w Wilamowicach koło Kęt, w obecnej diecezji bielsko- żywieckiej, dawnej krakowskiej. Po ukończeniu szkoły powszechnej w Wilamowicach i w Kętach, uczęszczał do gimnazjum w Wadowicach, gdzie uzyskał dyplom maturalny w roku

1880. W tym też roku wstępuje do seminarium duchownego archi­ diecezji krakowskiej, prowadzonego przez Księży Misjonarzy. 6 lipca

1884 r. został wyświęconyna kapłana w Krakowie przez Kard. Albina Dunajewskiego. W 1886 r. uzyskał doktorat z teologii na Uniwersytecie Wiedeńskim. W oparciu o dalsze stu­

dia w Rzymie i w Paryżu habilitował się w roku 1890 na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. W rok później został profesorem teologii dogmatycznej na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie, piastując przez pewien okres funkcję dziekana fakultetu teologicznego, a także Rek­ tora Uniwersytetu. Jako profesor był

bardzo ceniony przez studentów oraz cieszył się szacunkiem i przyjaźnią swoich kolegów - pracowników naukowych uniwersytetu. Dużo pra­

cował naukowo zyskując sobie, pomimo stosunkowo młodego wieku, sławę cenionego naukowca. Jego niepospolite zaletyumysłu i serca nie uszłyuwagi osób mających znaczenie w ówczesnym społeczeństwie, które zwróciły się z prośbą do ówczesnego cesarza Austrii Franciszka Józefa, by zechciał przedstawić i zaproponować Ojcu Świętemu Ks. prał Józefa Bil­ czewskiego na wakującą stolicę metropolitarną we Lwowie. Ojciec Święty Leon XIII ustosunkował się pozytywnie do propozycji cesarskiej,

(9)

U/okymct ■. 6 (67) JLiitopacŁ-CftMjGLyeń 2005 SpL. 9

mianując go 17 grudnia 1900Arcy­

biskupem lwowskim obrządku łaciń­ skiego.

23 lata bardzo pracowitego paste­ rzowania w archidiecezji, które przy- padlo na ciężkie czasy pierwszej woj­ ny światowej i wojny w 1920 r. pod­ cięły i tak już słabe zdrowie Abp.

Bilczewskicgo. Po świątobliwym ży­ ciu 20 marca 1923 r. zmarł - przygo­ towany na śmierć, którą przyjął spokojnie, jako wolę Bożą, którą uważał dla siebie zawsze za świętą.

Odszedł ztego świata w powszechnej opiniiświętości.

Stosownie do swego życzenia został pochowany na Cmentarzu Janowskim we Lwowie, na którym grzebano biednych pragnąc spoczy­

wać wśród ubogich, dla których był zawsze ojcemi opiekunem.

Abp. Józefa Bilczewskiego chara­ kteryzowała ogromna dobroć serca, wyrozumiałość, pokora, pobożność, pracowitość, przeogromna gorliwość duszpasterska, która wywodziła się z wielkiej miłości do Boga i bliźniego.

Słowa płynące z ust Abp. Bil­ czewskiegocechował Boży polot,na­

maszczenie przesiąknięteżarem wiary i miłości ku Bogu i człowiekowi.

Chwała Boża, chwała Kościoła i dobro duszopiece jego powierzonych stanowiły hasła arcypasterskiej dzia­ łalności Księdza Arcybiskupa na przestrzeni niemal całego pierwszego ćwierćwiecza XX wieku. Nic więc dziwnego, że taka postawa oraz oso­

biste,świątobliwe życieArcypasterza, wypełnione modlitwą, pracą i

dziełami miłosierdzia, spowodowały, że cieszył się wielkim szacunkiem ludzi bez względu na ich wyznanie, obrządek czy narodowość. Dnia 26 czerwca 2001 r. we Lwowie Ojciec Święty Jan Paweł II beatyfikował Ks. Abpa JózefaBilczewskiego.

oprać, na podstawie http://www.misjonarze.pl/

(10)

itr, to JLiitopad-Cfrudyen 2005 Wołanie j Wołynia 6 (67)

U nas na Wołyniu

Z WIZYTĄ NA WOŁYNIU

W dniach 5-9 października 2005 roku oficjalna delegacja Województwa Łódzkiego pod przewodnictwem czło­

nka Zarządu Województwa Łódzkiego Doroty Biskupskiej-Neidowskiej prze­ bywała na Ukrainie na Wołyniu. Dele­ gacja Województwa Łódzkiego wzięła udział w Konferencji “Edukacyjny Dia­

log”, której organizatorami było Starostwo w Kowlu oraz Starostwo w Zgierzu.

Władze Wołynia reprezentował na Konferencji wicegubernator Wołody- myr Karpiuk. Przy stole prezydialnym zasiedli także Konsul Generalny RP w Łucku Wojciech Gałązka, a także starosta zgierski Janusz Rajtar. Konfer­

encja podsumowała wieloletnią współpracę w zakresie wymiany doświadczeń w szkolnictwie i polityce społecznej pomiędzy powiatami Kow- elskim i Zgierskim. Współpraca za­ owocowaławymianąmłodzieży ikadry pedagogicznej, podpisaniem umów o współpracypomiędzy szkołamipodsta­ wowymi i gimnazjami.

Dyrektorom szkól oraz całemu gronu pedagogicznemu z obupowiatów gratulacje i życzenia dalszej wytr­

wałości w pracy z młodzieżą szkolną złożyławimieniu władz Województwa Łódzkiego Anna Mroczek - Dyrektor

Rejonowego Centrum Pomocy Społecznej.

Delegacja Województwa Łódzkiego uczestniczyła wrozmowachwspólnie z Hufcem Harcerskim ze Zgierza w sprawie otwarcia kolejnych cmentarzy polskichlegionistów na Wołyniu. Dzię­ ki wielkiemu osobistemu zaangażowa­ niu Doroty Biskupskiej-Neidowskiej władze administracyjne Wołynia zobo­ wiązały się do udzielenia zgierskim harcerzom pomocy wsprawach uzyska­ nia pozwoleń na kolejne ekshumacje.

Orędownikiem polskich cmentarzy okazał się po stronie ukraińskiej Wołodymyr Karpiuk - wicegubernator Wołynia. Delegacja Województwa odwiedziła cmentarz legionistów w Kowlu, na którym rozpoczęto prace renowacyjne.

(az) http://www.lodzkie.pl/

(11)

U/ołanie j Wołynia nt 6 (67) £iiłoj2acl-(ftujjyi<iń 2005 iłt. //

k

Z życiu Kościoła

KS. ZYGMUNT GORAZDOWSKI

ŚWIĘTYM

Franciszkański tercjarz i założyciel Zgromadzenia Sióstr św. Józefa, ks.

Zygmunt Gorazdowski został ogłoszo­

ny świętym przez papieża Benedykta XVI, 23 października 2005 roku.

Ks. Zygmunt Gorazdowski (1845- 1920) był kapłanem archidiecezji lwowskiej obrządku łacińskiego, pro­

boszczem parafii św. Mikołaja we Lwowie. Jako tercjarz franciszkański założył Zgromadzenie Sióstr św. Józefa (józefitki), których charyzmat oraz opieka nad chorymi i pomoc biednym, wywodzą się z duchowości św. Fran­

ciszkaz Asyżu.

Ks. Gorazdowski prowadził różne instytucje dobroczynne, napisał kate­

chizm ludowy, założył gazetę. Chociaż nie był zakonnikiem, jednak w całym swoim życiu odznaczał się fran­

ciszkańskim umiłowaniem ubóstwa.

Jego działalność często porównywana jest do dzieła św. Brata Alberta Chmielowskiego w Krakowie. Mówi się o nim, że był “Lwowskim Bratem Albertem".

Był założycielem lub współzałoży­

cielem m.in. Stowarzyszenia “Boni Pas- toris” dla duchownych, Związku To­ warzystw i Zakładów Dobroczynnych

w Galicji, Zakładu dla nieuleczalnie chorych i rekonwalescentów, internatu dla ubogich studentów, Domu pracy dobrowolnej dla żebraków. Powołał do istnienia pierwszy, a także przezdługie lata jedyny w Galicji Zakład Dzieciątka Jezus dla samotnych matek i porzu­

conych niemowląt. Działał w To­

warzystwie św. Salomei, wspomagają­ cym ubogie wdowyi ich dzieci,a także w Stowarzyszeniu dla ubogich szwa­

czek.

Z jego inicjatywy rozpoczęła dzia­ łalność we Lwowie tania Kuchnia Lu­

dowa. Żywili się w niej robotnicy, stu­

denci, młodzież szkolna i dzieci.

Wydawano w niej dziennie około 600 obiadów. Korzystał zniej także br. Al­

bert Chmielowski podczas swoich pobytów we Lwowie.

(12)

itl. Z2 Jhitop&d-tyiuJLyań 2005 Wołanie j Wołynia 6(67)

Jan Paweł II, którybeatyfikowałgo 26 czerwca 2001 r. we Lwowie, powiedział o nim: “Jego życie było ustawiczną służbą miłości. Całym sercem i z całych sił ukochał Boga i służył Mu ochoczo i z radością. Obce mu było przywiązaniedospraw ziems­ kich, dzielił się z potrzebującymi wszy­ stkim, co posiadał". Za życia nazywano go “Księdzem dziadów", “Ojcem ubogich",“drugimProboszczemz Ars", Dzisiaj mówi się o nim najczęściej

“Lwowski Apostoł Bożego Miłosier­ dzia”.

Św. Zygmunt Gorazdowski urodził się w Sanoku 1 listopada 1845r.,został ochrzczony we franciszkańskim koś­

ciele Podwyższenia Krzyża Świętego.

Po jego beatyfikacji sanoczanie dedy­ kowali mu kaplicę w kościele fran­

ciszkańskim, w której znajduje się oł­

tarz z jego relikwiami. Od 2001 r. fran­ ciszkanierazem z wiernymiwpierwszy czwartek każdego miesiąca odprawiają specjalne nabożeństwo ku czci bł. Z.

Gorazdowskiego, a jego kult cieszy się w Sanoku dużą popularnością.

Ks. Zygmunt Gorazdowski razem z s. Salomeą Adelą Danek (1843-1934) założyli w 1884 r. Zgromadzenie Sióstr Świętego Józefa (Congregatio Sororum a Sancto Joseph - CSSJ),zpoczątkową nazwą Siostry Miłosierdzia Świętego Józefa. Siostry używały również nazwy Zgromadzenie Sióstr Świętego Józefa Trzeciego Zakonu Świętego Franciszka zAsyżu. Popularnie nazywane są Sio­ strami Świętego Józefa lub siostrami józefitkami.

Pierwsza wspólnota sióstr józefitek zawiązała się we Lwowie, a pierwsze

cztery siostryotrzymały habityjako ter- cjarki franciszkańskie z rąkprowincjała kapucynów o. FlorianaJanochy. Wtym samym dniu, 17 lutego 1884 r. ks. Zyg­ munt Gorazdowski został uroczyście przyjęty do III Zakonu św. Franciszka.

Jak podaje ówczesna tercjarska gazeta

“Echo III Zakonu Franciszkańskiego". Ks. Zygmunt Gorazdowski zmarł 1 stycznia 1920 r. we Lwowie, w domu generalnym zgromadzenia.

Obecnie dom generalny józefitek znajduje się w Krakowie, a przełożoną generalną zgromadzenia jest m. Leticja Niemczura. W Polsce siostry należądo dwóch prowincji: wrocławskiej (179 sióstr)i tarnowskiej (206).

23 października 2005 roku, oprócz ks. Z. Gorazdowskiego, kanonizowani byli czterej inni błogosławieni: abp Józef Bilczewski ze Lwowa (1860- 1923), księża Gaetano Catanoso (1879- 1963) i Alberto Hurtado Cruchaga (1901-1952) oraz z Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów - Feliks z Nikozji (1715-1787).

wsm / wp tekst pochodzi ze strony http://www.franciszkanie.pl/

(13)

U/ołenle y Wołynia nt 6(67) JLlitop&d-ćfrudyeń 2005

. . .itr. 13

Wierzyć w Chrystusa

A MOŻE BĘDZIESZ KSIĘDZEM

Pamiętam, to był kwiecień, późne popołudnie. W kościele panował chłód.

Od czasu do czasu lekki wiatr przynosił falę ciepłego powietrza. Siedziałem w swoim konfesjonale przy drzwiach głównych. Zachodzące słońce rzucało coraz dłuższy prostokąt światła w mroczniejące wnętrze kościoła. Za­

powiadało się, że posiedzę do późnego wieczoru: do spowiadania po rekole­

kcjach było dużo ludzi, a ściśle biorąc małych ludzi. To były dzieci z okolicznych szkół. Znałem je dobrze z katechizacji. Mimo wielu zgromadzonych dzieci wkościele panowałacisza. Przery­ wał ją od czasu do czasu głośniejszy szept albo kroki wmaszerowującego ener­ gicznie dziecka. Następnym był Janusz.

Spostrzegłem przez kratki jego płową czuprynę. Gdybym nawet nie spojrzał, rozpoznałbym go po zacinaniu się. Jąkał się zawsze wtedy, gdy był choć trochę zdenerwowany. Kończył spowiedź, po­ tem ja mówiłem do niego. Skończyłem. Z kolei formuła rozgrzeszenia. Zastukałem.

Już zwracałem się w drugą stronę, gdy spostrzegłem, że Janusz nie odchodzi od konfesjonału, klęczy nadal. Czy za­ pomniał coś powiedzieć, czy czegoś nie dosłyszał - przebiegło mi przez myśl.

Zwróciłem się do niego z powrotem.

“Proszę księdza - powiedział, lekko się

zacinając -Cracovia przegrała z Wisłą 0 : 3”, i odszedł.W pierwszej chwilizbara- niałem, a potem myślałem, że się roześmieję wgłos. Teraz dopieroprzypo­ mniałem sobie, że na ostatniej katechiza­ cji ktoś wspomniał o tym meczu, a ja powiedziałem zżalem, że nie będę mógł słuchać transmisji, ponieważ jest spowiedź dzieci.

Pytasz się, co toznaczybyćksiędzem.

Msze św. odprawiać? Oczywiście, przede wszystkim. Ale być księdzem to znaczy służyć ludziom. Kapłaństwo zaczyna się od ludzi - grupychrześcijan - od parafii, za którąksiądzjest odpowiedzialny. Spy­ tasz, w jaki sposób dochodzi do tej odpowiedzialności. Jak wiesz, dawniej każda parafiawybierała sobiesama dusz­ pasterza, którego potem biskup za­

twierdzał: dawał mu święcenia. Teraz biskupwyznaczaparafię:miejsce pracy.

Przyjechałem do mojej nowej parafii, do której mnie biskup wyznaczył, i w pierwszych dniach było mi tam bardzo źle: obcy ludzie, obcy księża, obceprob­ lemy. Tego się zresztą najbardziej bałem - tobyła jedna z moich trudności wsemi­ narium duchownymjakbędzie wyglądało moje zetknięcie się z nowym, obcym mi środowiskiem? Seminaryjny ojciec du­ chowny na pożegnanie powiedział mi:

“Mietek,jeżeli ty potrafisz wytrzymać na tej parafii pół roku, to będzie dobrze". A tymczasempozostałem tam jedenaście lat iwcale niechciałemodchodzić. Ale teraz siedziałem w konfesjonale i w duchu

(14)

jft. /4 Jliitopad-tyudyeń 2005 Wołanie j Wołynia 6 (67)

śmiałem się z Janusza, który najpierw wysłuchał audycji, a potem przyszedł, żeby mi powiedzieć, ile Cracovia prze­

grałazWisłą.

Takich Januszów, z którymi przy­

jaźniłem sięiprzyjaźnięna śmierć i życie, jest bardzo dużo. W czasie roku szkol­

nego pracowaliśmy twardo, usiłując zrozumieć, jaka jest różnica między Łaską uczynkową a Łaską uświęcającą, ile jestwadgłównychi co toznaczy,że są Trzy Osoby Boskie, jak to było ze stworzeniem świata i po co Pan Jezus umarł na krzyżu. Ale w czasie wakacji zwiedzaliśmy Polskęwzdłuż i wszerz, na nogach, na rowerach, na motorach, na kajakach, samochodami, koleją - pod namiotem i w schroniskach. Co z tymi ludźmi jest teraz? Z wieloma utrzymuję do dzisiaj kontakt. Niektórzy przychodzą staledo spowiedzi.Niektórzyprzychodzą stale na Msze św. niedzielne, które odprawiam. Jestem obecny na weselach moich dawnych uczniów, chrzczę ich dzieci, martwię się ich kłopotami, cieszę się ich sukcesami — uczestniczę w ich życiu. Czasemzachodzę nakawę. Ito nie

tylko w kraju. Jedno z najdalszych, nieoczekiwanych spotkań miało miejsce w NowymJorku, gdziepracowałemprzez trzymiesiące jako wikary i pewnego dnia, gdy otworzyłem drzwi urzędu parafial­ nego, zobaczyłem, że stoi przede mną Hanka z dzieckiem na ręce. Gdy się spy­ tałem absolutnie zdumiony - ostatni raz byławgrupiezemną na Baraniej Górze -

“Co ty tu robisz?" - to ona wtedy powiedziała z kwadratowymi ze zdzi­ wienia oczami - “Przyszłam dziecko za­ pisać do chrztu, ale czy to ksiądz Maliń­ ski?" Z wieloma z nichstraciłem kontakt, ale rozpoznajemy się bezbłędnie, gdy się tylko spotkamy. Oczywiście, są tacy, którzy przychodzą, są tacy, którzy od­ chodzą,alewciąż za jednych i za drugich czuję się odpowiedzialny i oni w mniej­ szym lub większym stopniu czują się chyba ze mną związani. I tak idziemy razemprzezżycie.

Nie wiem, czy czytałeś taką książeczkę Salingera: “Buszujący w zbożu". Jest tam rozmowa bohatera tej książki - chłopca ze szkoły średniej - ze swojąsiostrą. - Nawiasem dodam:jedna z najpiękniejszych postaci dziecka, jakie spotkałem wliteraturze. -Ona stawia mu pytanie: “Powiedz mi, czym ty w końcu chceszbyć? Chłopiecjej odpowiada: “Byl czas, kiedychciałem byćadwokatem. Ale teraz już rtie. Najchętniej stałbym obok łanuzboża, który urywa sięprzepaścią, i pilnowałbym, aby buszujące w zbożu dzieci niewpadłydoniej".

Podobnie i ja sobie wyobrażamswoją funkcjękapłańską,ztymdodatkiem, że na to,abyniewpadły w przepaść, staram się, by uwierzyływChrystusa.

A środki do tego, co nazywamy dusz- pasterzowaniem, to przede wszystkim Msza św., poza tymspowiedź oraz wszy-

(15)

Wołania j Wołynia nt 6 (67) JLiitopad-ćftudyań 2005 itt. is i

stkie inne sakramenty, oparte -jeżeli to tylko możliwe - na kontaktach osobistych zkapłanem.

Teraz się chybaniedziwisz, skąd celi­ bat. Oczywiściemogąbyć księża żonaci i są tacy w Kościele katolickim. Np. w kościele greckokatolickim. Jeżeli jednak kościół rzymskokatolicki zachowuje celi­ bat, to właśnie z tych względów, ażeby ksiądz mógł się oddać całkowicie pracy duszpasterskiej.

Sakrament kapłaństwa jest wyrazem decyzji poświęcenia się na służbę spo­ łeczności chrześcijan. Jest on równo­ cześnie ze strony Kościoła przekazem:

przekazem Łaski i władzy - przekazem posłannictwa: wykonywania duszpaster­ stwa, sprawowania Mszy św. isakramen­ tóworaznauczania.

ks. Mieczysław Maliński

Tjistoria

MIĘDZY WOŁYNIEM

A

WROCŁAWIEM

Zakład Doświadczalny Uprawy Torfowisk pod Samami na Wołyniu

W Polsce- wokresie międzywojen­

nym - dużą wagę przywiązywano do rolniczego zagospodarowania torfo­

wisk, szacowanych na przeszło 4 min ha. Działania te związane były m.in. z przeludnieniem obszarów wiejskich i miały na celu wzbogacenie potencjału produkcyjnego kraju.

Z przychylnością ówczesnego min­ istra rolnictwa spotkała się inicjatywa Sarneńskiego Okręgowego Towarzy­ stwa Rolniczego założenia torfo­ wiskowej stacji doświadczalnej, noszą­ cej nazwę Zakładu Doświadczalnego Uprawy Torfowisk. Prezesem towa­ rzystwa, a także jego organizatorem, był Szczęsny Poniatowski, z pocho­

dzenia ziemianin, z wykształcenia pra­

wnik, działacz polityczny i społeczny.

Dzięki jego staraniom i zdolnościom organizacyjnym w 1923 roku, wyko­ rzystując teren i budynki byłej Stacji Błotnej, zakład rozpoczął swoją działal­

ność.

(16)

5łx. /6

ĆV-UK;-‘-y -'-4iSS<aSBlflł*»UkbS9-7f v Axx

Stacja Błotna była placówką do­

świadczalną, funkcjonującą przed pier­ wszą wojną światową (założona przez Wołyńskie “Ziemstwo Gubemialne”w 1912 roku), finansowaną przez rosyjskie ministerstwo rolnictwa i ut­ worzoną w związku z akcją osuszania bagien poleskich. Spuścizna naukowa stacji nie przetrwała do okresu między­ wojennego, majątek w znacznym stop­

niu uległ dewastacji.

Pierwszym dyrektorem zakładu zo­

stał inż. Bronisław Chamiec. Początki jego działalności to główniepraceorga­

nizacyjne, melioracyjne, remontowo- budowlane, podporządkowane główne­ mu celowi, tzn. zmeliorowaniu i upra­ wie nieużytecznych torfowisk. Organi­

zacyjnie zakład należał do Towarzy­

stwa Rolniczego. Początkowo organem naczelnym było Kuratorium, w skład którego wchodzili przedstawiciele Mi­

nisterstwa Rolnictwa, wydziałów woje­

wódzkich, instytutówi towarzystw nau­ kowych. Po przyłączeniu zakładu do Izby Rolniczej, Kuratorium stałosię or­

ganem opiniodawczo-doradczym, a władzę przejął zarząd mianowany przez izbę.

Byt zakładu zapewniały głównie dotacje Ministerstwa Rolnictwa, w późniejszym okresie Wołyńskiej Izby Rolniczej; budżet wspomagały także Sejmik Sameński, darczyńcy, niewiel­ kie dochody przynosiła sprzedaż plonów. Zakład prowadził działalność na terenach stanowiących własność Skarbu Państwa, początkowo obejmują­ cych 120 ha, w późniejszym okresie około 260 ha torfowisk i 15 ha gruntu mineralnego. Tereny te były położone

£i5topacl-(fXud.yQń 2005 U/ołanie j U/ołynia 6 f67j

w dorzeczu Słuczy, na skraju torfowego bagna “Czemerne”.

Zadaniem Zakładu Doświadczal­ nego Uprawy Torfowisk było dostar­ czenie meliorantom i rolnikom wyty­ cznych co do sposobu melioracji i wykorzystania torfowisk, uświadamia­ nie korzyści płynących z takich działań na przykładzie zmeliorowanych i upra­ wianych pól pokazowych. W praktyce oznaczało to prowadzenie prac doświadczalno-naukowych z zakresu melioracji, upraw rolnych i łąkowych oraz zootechniki.

Prace badawcze prowadzono w działach: hydrotechnicznym, rolniczym z pracownią chemiczno-fizjologiczną i działemogrodniczym, łąkarskimz dzia­

łem ochrony roślin, zootechnicznym.

Zakład miał takżestację meteorologicz­

ną i dział gospodarczo-administracyjny.

Dział Hydrotechniczny w latach 1929-1934 kierowany był przez dr. Stanisława Baca, późniejszego profesora Wyższej Szkoły Rolniczej we Wrocławiu i twórcę Wydziału Melio­ racji Wodnych.

Doświadczenia prowadzone w tym dziale miały na celu znalezienie najko-

(17)

Wołania J Wołynia, nt 6(67) JLiiłop&d-^^ujulyań 2005 itr. 17

--- ---——~ rzystniejszych sposobów normowania

stosunków wilgotnościowych w glebie torfowej, z uwzględnieniem warunków klimatycznych irodzaju upraw.Na osu­

szanych w różny sposób polach pro­ wadzono pomiary hydrotechniczne, ob­

serwacje hydrologiczne i meteorolo­ giczne, badano właściwości fizyczne gleb torfowych, stosunki wodne i zmia­

ny zachodzące w torfowisku natural­

nym i zmeliorowanym. Dr Bac godził to z pracą adiunktaPolitechniki Lwow­ skiej w Katedrze Uprawy Roli i Roślin w Dublanach i ze współpracą z Biurem ProjektuMelioracji Polesia. Liczne pu­

blikacje dr. Baca z dziedziny torfo- znawstwa wykazały odrębność struktu­ ralną i biologiczną gleb torfowych w porównaniu z glebami mineralnymi oraz konieczność prowadzenia osob­ nych metod melioracji i gospodarowa­

nia.

Kierownikiem Pracowni Chemicz- no-Fizjologicznej od 1930 roku, a póź­ niej kierownikiem całego Działu Rolni­ czego (do 1934 roku) był doc. dr Bo­ lesław Świętochowski, także profesor naszej uczelni. Doc. Świętochowskiza­ jmował się m.in. prowadzeniem badań

chemicznych i biochemicznych gleb torfowych. Zadaniem było wyjaśnienie niektórych aspektów charakterystyki torfu ijego przydatności rolniczej. Pod kierunkiem doc. Świętochowskiego prowadzono doświadczenia połowę, m.in. związane z mechaniczną uprawą gleby, doświadczenia odmianowe, up­

rawowe i nawozowe, a także poświę­

cone fizycznym właściwościom torfu.

W Dziale Rolniczym zatrudniony był dr Włodzimierz Tymrakiewicz,

botaniki torfoznawca, równieżprofesor wrocławskiej WSR. W łatach 1946-

1960 prof. Tymrakiewicz współpraco­

wał z prof. Stanisławem Tołpą wKate­

drze Botaniki uczestnicząc w wielkim programie ogólnopolskich badań tor­ fowych.

Prace w Dziale Łąkarskim, związane z zakładaniem kultur łąkowo-pastwi- skowych na zmeliorowanych torfowis­ kach, miały wymiar praktyczny. Poz­ woliły na wypracowanie optymalnych metod zagospodarowania torfowisk dzięki wprowadzeniu nasion własnej hodowli iokreśleniu norm wysiewudo­

stosowanych do lokalnych warunków.

Dział Zootechniczny zajmował się badaniem wartości gleb torfowychjako terenów hodowlanych. Prowadzono doświadczenia pastwiskowe, badano wartość użytkową miejscowych rasby­

dłapoleskiegoi trzody chlewnej.

Wojna 1939 roku przerwała nurt prac badawczo-naukowych w za­ kładzie. Władze okupacyjne główny nacisk położyły na działalność produk­

cyjną, związaną z potrzebami toczącej się wojny. Mimo wysiłków Polaków pracujących wzakładzie w okresie wo­ jennym, nie udało się uratować doku­ mentacji prac naukowych. Kolejne przejścia frontu, grabieże, ewakuacja cenniejszego dobytku przez okupantów przyczyniły się do znacznej dewastacji całego majątku. TradycjeStacjiBłotnej i Zakładu Doświadczalnego Uprawy Torfowisk kontynuuje Naukowo- Badawcza Stacja Zagospodarowania Bagienw Samach.

Zakład Doświadczalny Uprawy Tor­

fowisk byłw okresie międzywojennym

(18)

iłt, 18 fiiłopad-ćftudyeń 2005 Wcda/iic j U/tdynia 6 (67)

liczącą się placówką naukowąi ośrod­

kiem kultury rolnej. Rozwijał działal­

ność oświatowo-propagandową po­

przez prowadzenie kursów uprawy tor­ fowisk, zarówno na poziomie popu­ larnym -dla okolicznych włościan oraz na wyższym - dla personelu pracu­

jącego przy zagospodarowaniu tor­ fowisk.

Pod redakcją inż. Bronisława Chamca opracowano “Zarys uprawy torfowisk niskich", wydany w 1935 roku przez Ministerstwo Rolnictwa i Reform Rolnych. Współautorami tej pracy są m.in. doc. dr Bolesław Święto­

chowski i doc. dr Stanisław Bac.

Wyniki prac były publikowane w corocznych sprawozdaniach, a koń­ cowe wyniki badań - w prasie fa­

chowej. Przy udziale Stowarzyszenia Łąkarzy zakład wydawał kwartalnik

“Łąka i Torfowisko", z rocznym do­

datkiem naukowym “Rocznikiem Łąko­ wym i Torfowym" (w latach 1934- 1939). Na uwagę zasługuje współpraca zakładu z uczelniami rolniczymi i uniw­ ersytetami, a także z instytucjami dzi­ ałającymiwrolnictwie. W końcu lat 20.

zakład nawiązał współpracę z Biurem Projektu Melioracji Polesia. Na terenie zakładu prowadzono, pod kierunkiem prof. D. Szymkiewicza, terenowe bada­

nia ekologiczne. Zespół kierowany przez prof. Stanisława Kulczyńskiego, z ramienia biura, przeprowadził w 1929 roku na terenie zakładu badania botan­ iczne i analizy pyłkowe torfów.

Współpracownikiem prof. Kulczyń­

skiego był prof. Stanisław Tołpa, twórca polskiej szkoły torfoznawczej.

Praca badawcza pod kierunkiem prof.

Kulczyńskiego zaowocowała licznymi opracowaniami,w tymm.in. publikacją poświęconą torfom sameńskim: “Torfo­

wiska okolic Sam”, Brześć 1933 oraz wspomnieniami prof. Stanisława Tołpy

“Śladami łosia”, Lwów 1936. Częstym gościem zakładu był prof. Jan Tomaszewski, późniejszy wybitny twórca wrocławskiej szkoły glebozna­

wczej. Można przytoczyć długą listę osób mających na swoim koncie wybitne osiągnięcia naukowe w dziedzinie rolnictwa, późniejszych pro­ fesorów uczelni polskich i za­ granicznych. Prof. Witold Niewiadom­ ski (także pracownik zakładu, współtwórca polskiej szkoły uprawy roli i roślin) określił Zakład Doświad­ czalny Uprawy Torfowisk pod Samami jako “kuźnię profesorów” i w tym

stwierdzeniu nie było przesady.

BeataPodolska P.S. Składam podziękowanie Pani Kalinie Sroczyńskiej, córce kierownika Działu Zootechnicznego Zakładu, Ste­

fana Mataszewskiego za życzliwość i przekazane Bibliotece Głównej Akademii Rolniczej weWrocławiu ma­ teriały, w tym autorski egzemplarz opracowania “Czemerne. Wspomnienia znad Horyniai Słuczy”.

(19)

Uóołanie j d/ołynia nt 6 (67) fiitopad-óftudyeń 2005 stt. 19

~~~tei25Z8Ki3EiiB235teS!H33SESBHKSBHBKJ*^£vS5£<E3!53HES33&S

Świadectwo

MIŁOSIERDZIE ZOBOWIĄZUJE

Wspomnienie o Januszu Starczewskim

“Bądźcie świadkami miłosierdzia!”, wezwał Ojciec Święty na zakończenie swojej homilii - zawierzenia świata Bożemu Miłosierdziu, w krakowskich Łagiewnikach A.D. 2002.

Takim “świadkiem miłosierdzia” był dla mnie Janusz Starczewski. Poznałam go w 1984 roku, na jednym ze spotkań (zakonspirowanych, oczywiście!) formu­ jącego się wówczas w Krakowie - z in­

spiracjiAnnyiStanisławaPruszyńskich - Ruchu “ku CywilizacjiMiłości”.

Spotykali się tam ludzie, którzy bez względu na polityczne okoliczności nie chcieli bezczynnie patrzeć na pogrążanie się społeczeństwa w apatii i chaosie, szukali sposobów,by pomagać. Podstawą działania miało być apostolstwo świec­ kich. Pomysły (chodziło o to, żeby coś robić, a nie tylko konspirować) były różne; Janusz Starczewski wyróżniał się zdecydowanymi sądami, praktycznościąi pewną nawet namolnością w forsowaniu swoichpomysłów,mówiło się,nawet cza­

sem z niecierpliwością: “Ach, ten Janusz i jegomiłosierdzie zobowiązane!”.

Janusz chciał bowiem, aby w czasie licznie i różnymi drogami napływających do Polski “darów” wyczulić ludzi na potrzebyinnych.

B@G

“Korzystający z darów ludzi świata (...) niech rozważąwe własnymsumieniu, w jaki sposób mogą spłacić ten dług moralny potrzebującym wparafii...

Oprócz modlitwy za ofiarodawców proponujemy następujące formy spłaty długu moralnego: pielęgnowanie niedo­ łężnych, odwiedzanie samotnych, (...) ko­ repetycje, (...) porady administracyjno- prawne,(...) naprawianie instalacji...” itp.

- to fragment z napisanej, wydrukowanej i rozdawanej przez Janusza ulotki z charakterystycznym sercem i napisanym

“solidarycą” słowem: DAR.

Rozdawał te ulotki wszędzie i wszys­ tkim, jeździł na przykład do Często­ chowy, gdzie stale odbywały się spotka­ nia takich czyinnych gruppielgrzymów i prosił organizatorów o 5 minut przy mikrofonie,chodził po parafiach, objechał wszystkie kurie biskupie w Polsce

(20)

20 2005 U/ołeznie j Wołynia 6 (67J ł*

(oczywiście wszystko ze swojej kieszeni rencisty).Niebyło łatwo: apostolatświec­ kich nie był ani dobrze rozumiany, ani mile widziany przez większość pro­ boszczów, a tu jakiś inżynier z Krakowa chce, żebycośrobićwparafii...

Nie wiedziało się wtedy wiele o nowych znajomych. O Januszu wiedzia­ łam tylko, że był wykładowcą AGH, pasjonowałsię- pragmatyk! -surowcami wtórnymi; wiedziałam też, żeprzezkilka tygodni leżał na kardiologii i tam uświadomił sobie, że ma różne

‘'zadłużeniamoralne”, być może dane mu było dotknąć tajemnicy Bożego Miłosierdzia. Jak wyszedł,przyjaciele za­ prowadzili go do Pruszyńskich.

Pochodził z Wołynia (ostatni raz widziałam go w 1997 r., opowiadając sto­ warzyszeniuWołyniaków o swoim poby­ cie wŁucku), w latach90. aktywnie dzia­

łał we Wspólnocie Polskiej, założył też stowarzyszeniekardiologiczne(nazwy nie pamiętam, na szczęście nie należałam.

Słyszałam,żeJanusz, spotykając na ulicy nieznajomego, nadmiernie tęgiego prze­

chodnia, mówił: “niech się Pan zapisze, na pewno kiedyś zachoruje Pan na serce!”).

Nie znajdując odpowiedniego wspar­

cia dla swojej akcji wśród polskich pro­ boszczów, pojechał z ulotkami iplakatami doWatykanu. Opowiadałpotem:“Gadam igadam, Ojciec Świętysłucha cierpliwie, wreszcie pyta:no a cóż tojesttomiłosier­ dziezobowiązane, czym sięróżni od tego zwykłego miłosierdzia? - Wyobraźnią, OjczeŚwięty, WYOBRAŹNIĄ!”

Januszaniema już między nami. A ja myślę sobie, jak bardzo by się ucieszył, gdybyprzeczytał papieski list «Novo mil- lennio ineunte»: “Potrzebna jest dziś nowa «wyobraźnia miłosierdzia», której

przejawem będzie nie tyle i nie tylko skuteczność pomocy, ale zdolność bycia bliźnim dla cierpiącego człowieka, soli­

daryzowania się z nim, tak abygest po­ mocynie byłodczuwany jako poniżająca jałmużna, ale jakoświadectwobraterskiej

wspólnotydóbr”.

Maria OsterwaCzekaj [“Znak” (Kraków) nr 3 (574) zmarca 2003 roku,s. 151-152.]

(21)

iłt. 2!

Wołanie j Wołynia nt 6(67} Jłiitopad-ćftudyeń 2005

Duszpasterska

teka n

CHRZTY NA WSCHODZIE

Wiadomo czym jest chrzest jako Sakrament dlawierzącegoczłowieka.

Jakomisjonarz musiałem sięprzyzwy­ czaić, przezwyciężyć lub bagatelizować pewne skrzywione wyobrażenia o tym i innych Sakramentach. Skrzywione pop­ rzez brak katechizacji czy zwykłej obec­

ności kleru w kolektywnej świadomości narodu. Kościół w czasach sowieckich jeśli się gdzieś zachował był zawsze na marginesiewydarzeńi ci, którzy zaglądali do środka byli albo bardzo starzy albo musieli, bo taka była u niektórych praca:

“sprawdzać, czynie ma tam dzieci”, albo

“członkówpartii”.

Ludzie na Wschodziechcą dziś ochrz­ cić dziecko “żeby nie chorowało”, wybierają chrzestnych, żeby robili po­

darunki i żeby można było się w przyszłości spotykać za kielichem i wspominaćkto komujest kumemi co kto komu z tegopowodujestwinien.

Wiele osób chrzci się, bo taka teraz moda. Słyszałem też,że w pewnej firmie, aby wyglądało oryginalnie pracownicy zaprosili księdza “na urodziny” szefa, który kiedyś się przyznał że nie jest ochrzczony i trzeba by to kiedyś zrobić (sic!).

W warunkach polskich większość parafian, którzy do mnie zgłaszali się z

prośba o chrzest musiałbym odprawić z kwitkiem, bo albo nie mieli należnej wiedzy, dostatecznej motywacji, nie po­ trafili znaleźć sobie odpowiedzialnych ludzi, którzy mogliby w sposób odpowiedzialny stać się chrzestnymi etc.

Wszystko co opisuje to z jednej strony lekkomyślność młodego kapłana, który trafił na misje bez koniecznej misyjnej formacji, a z drugiej strony misyjna dy­ plomacja splot okoliczności i BożąOpa­ trzność. Wielokroć zfrustracją musiałem przyznać, ze mądrzejsi ode mnie i bardziej zahartowani w kapłaństwie po­ zostaliw kraju, a ja jako “czarna misyjna owca”, czy też koziołek matołek, błąkam się dalej po manowcach wiary. Zrobiłem wiele pomyłek w moim misyjnymżyciu.

Pocieszam się jednak, że błędów nie popełnia tylko ten co nic nie robi. Errare humanumest.

Czy moja praca miała sens najlepiej sądzićpoowocach.

(22)

itt. 22 2005 Usłania j Wołynia 6 (67)

wwwiriłWiwlihMiWMTrTinitrrTrmrwwriimw m—f --- --- —-f

I. PÓŁNOCNY KAUKAZ

1. Czarne Chrzciny.

Pierwszy niezapomniany chrzest na Wschodzie miał miejsce w Rostowie nad Donem. Dwaj chłopcy z dalekiej Afryki, którzyprzybylinastudiawyższewZSRR napotkawszy katolickiegp kapłana użyli wszelkich argumentów, by mnie prze­ konać, że tam w Afryce uczestniczyli w katechizacji, lecz nie zdążyli dopełnić obrzędu ze względu na niespodzianą i nagłą propozycjęwyjazdu zagranicę.Nie spodziewali się że okazji dopełnićobrzęd sakramentalny takim sposobem odkłada się na wiele lat. Niemoglisię spodziewać jak bardzo europejska Rosja lekceważy

religię, awręcz zwalcza.

Pierwszy młodzieniec z Gwinea Bis­ sau miał na imię Carlos drugi z Mozam­ biku Ernesto. Rodzice Ernesto byli muzułmanami ajednak odesłali go uczyć się do katolickiej szkołyi gdyimwyjawił pragnienieprzyjęciachrztunieczynilimu przykrości.

Trzecia osoba, którą chrzciłem jed­ nocześnie to jednoroczna Monika, córka polskiego marynarza z Zielonej Góry i Andżeliki kozaczki z Batajska. Ciekawe to było zdarzenie. Andżelika z Robertem robili zakupy na naszym osiedlu w Bata- jskui rozmawiali między sobąpo polsku.

Kiedy zapragnęli kupić karpia to sprzedawczyni zapytała, czy przyjechali w gościnę do monaszek z Polski. Zadzi­ wieni postanowili wypytać się o szczegóły i trafili do nasnawigilię.

Od razu poprosili o chrzest dziecka.

Na nowyrokodbył sięrównieżślub koś­

cielny tej pary. Chrzest odbywał się w dawnej Cerkwi Greckiej diaspory Ros­ towa,którązamieniono naTeatr Lalkowy.

Jedyną dekoracją była płyta pilśniowana, której namalowałem św. Rodzinę, żłóbek i gwiazdę Betlejemską i podwiesiliśmy na metalowych linach, których w teatrze dla takich wydarzeń było pod dostatkiem.

Podwieszony też był na stale mikrofon i słyszalność pomimo braków dykcji mia­

łem zapewnioną. Kolędy naprędce i po amatorsku przetłumaczone z polskiego śpiewali kolorowi chórzyści: Afrykań- czycy, Azjaci i Latynosi, którzy przez cały adwent spotykali się na próby z wielkim entuzjazmem szykując świą­ teczny repertuar. Dopingowało ich i ce­ mentowało to że ich koledzy przyjmą chrzest.Wypadłobardzo solidnie.

Parafianie zaprosili na uroczystość dwu kamerzystów, by zapisać na video przebieg wydarzeń i choć byli to ludzie postronnitozauważyłem,żenawetoni się wzruszylii mieliłzy w oczach.

Cały kraj w tym okresie był bardzo rozentuzjazmowany religijnie. Nie da się opisać tego niezwykłego głodu religii jaki wyczuwało sięwszędzie wokół.

Dorośli ludzie cieszyli się jak małe dzieci, gdy zaproponowałem by zapalili przygotowane przeze mnie na tę okazję bengalskie ognie.

2. Niemieckie chrzciny w kozackiej stanicy

Inny chrzest miałmiejsce nawsiStepnoje na 1-go maja 1993 roku. Otym że są w tej wiosce katolicy wiedziałem od kolegi kapłana z sąsiedniego krasnodarskiego kraju. Nawet zawiózł mnie do pewnej rodziny spokrewnionej z jego parafia­ nami, ale nie zapisałem adresu i wśród

(23)

U/o/anie y Wołynia nt 6 (67) Jłiitopad-ćytudyeń 2005 itt. 23

wielu trosk długo nie potrafiłem znaleźć czasu, by tam zawitać. Moi parafianie z Batajska obiecali pomoc, bo i oni mieli krewnych w Stiepnoje. Na Wielkanoc odwiedzali tę wieś i umówili mnie ze swoimi znajomymi Niemcami właśnie na 1 maja. Tamci byli zdziwieni a nawet skonsternowanialeprosili, bym gdy przy- jadę ochrzciłimdziecko.

Pogoda była piękna. Do nowych parafian dojechaliśmy “elektryczką”.

Trzeba było jechać 7 km i choć mnie zapewniono, ze wszyscy miejscowi Niemcy mieszkają w tym właśnie odległym rejonie od razu poznałem, że idziemy inną drogą jak mawiają Rosjanie NIE W TU STIEP’ (nie na ten step co trzeba - nomen omen wieś Stiepnoje).

Miałem ze sobąniemieckieksiążki zczy­

taniami i tekstem Mszy świętej. Był to pierwszy kontakt z diasporą więc nie byłem świadom na ile znają oni swój ojczysty język i czy potrzebna będzie inkulturacja pośród ludzi znających rosyjski.

Dwoje staruszków, ich dzieci, wnucz­ ka i sąsiedzi już się zebrali, brakowało tylko jednej pani.

Gospodarz odezwał się na przepię­

knym rosyjsko-niemieckim dialekcie do kogoś z obecnych: “Gelojfcie do Frau Maria i gerufcie na molitwu". Co miało znaczyć, pobiegnij i zawołaj panią Marię namodlitwę!!!

Jeszcze raz powtórzyła się historia, z którą nigdy w takich ekstremalnych warunkach nie umiałem sobie poradzić.

Aby chrzcić rodzice powinni żyć w ka­ tolickim małżeństwie, a chrzestni mają być ludźmi wierzącymi i przykładnymi.

Zawszestarałemsię to sprawdzić, zbadać i najczęściej musiałem wierzyć nasłowo, że wszystko będzie jak trzeba. Że ci ludzie latami oderwani od wiary teraz

postarają się nadrobić zaległości. Nie obeszło się najpierw bez ślubu kościel­ nego, potemdopierobyłchrzestalena ten razwszystkow jeden dzień.

3. Ósmy

X

Marca

Przez cale lato byłem mocno zajęty.

Pielgrzymka do Polski, wizyta gości z Włoch i Hiszpanii, niekończące się re­ montykaplicyi przeprowadzki najpierw z Teatru Lalek do Galerii Sztuki Współczesnej, potem na plac Kościelny na którym trwała jesienią budowa małej kapliczki...

Kiedy zdawałosiężeze wszystkim się uporałem i nadjechałkolegaSalezjanin na stale do Rostowa, wtedy postanowiłem znów odwiedzićtęwioskę.

Wiele z moich pierwszych stepnians- kich parafian wyjechało w międzyczasie do Niemiec. Tylko rok 1993 ponad 40 osób ze znanej mi “ulicy niemieckiej”.

Ledwie jednak ktoś wyjechał, meldowali sięu nasinni, by prosić o jakiś sakrament czy też na pogrzeb. Udało się również odszukać babcie Goeringijej synów. Je­ denznichmiał nazwiskoEichwald.

Babcia Goering nigdy nie była za­

mężna toteż synowie mieli rożne nazwiska.

Eichwald to popularna nazwa osiedla pod Taganrogiem pewnie stamtąd byli przodkowie nie znanego mi Ojca. Drugi syn zachował nazwisko matki i choć śmiali sięz niego wszkole a nawetnazy­ wali faszystąi bili z powodu nazwiska to w armiipewienoficer zabrałgodo siebie na kierowcę i dobrze traktował bo był dumny, że “sam Goering go do pracy wozi"...

Chłopcy mieli po40 lat i nadal niebyli ochrzczeni. Umówiliśmy się na 8 marca kolejnego roku. Ta data była zawsze dla

(24)

it*. 24 Jłiitopad-tyud-yeń 2005 Wołanie J Wołynia 6 (67)

mnie dogodna, bo mogłem się nie trapić, czywszyscybędąwdomu, a niew pracy.

Weekend miałem zawsze zajęty wyjaz­

dami do większych parafii... podobnie 1 czy 9maja, 7 listopad i inne święta państ­

wowe i ferie dla dzieci starałem się maksymalnie eksploatować dlawyjazdów w teren.

Wielkim zaskoczeniem byłodla mnie, że 8 marca jest czczony tak jak na przykład Wielkanoc, tzn. najpierw “no­ wenna przygotowań” (tzn. zakupy), a potem “świąteczna oktawa” (tzn. pi­

jaństwa). Jeszcze bardziej zdziwiłem się, gdyzauważyłemżewkażdymmiasteczku jestrównieżulicapodnazwą 8 marca!

Ciekawi to byliludzie ta rodzinaEich- wald, dokońca nie wierzyli że udasięim skutecznie zebrać wszystkie potrzebne dokumenty na wyjazd i choć byli mało wykształceni to jednak uporali się ze wszystkim. Trafili do miasteczka Goerliz na polskiej granicy i z lekkością udałomi się ich odszukać w 1998 roku w trakcie podróży do Niemiec. Miejscowy dziekan chwalił ich, że są solidnąrodziną, że ich zna i że nie opuszczają Mszy świętej. Ile to mnie kosztowało by usłyszeć taką pochwałę, jeden Pan Bóg wie. W dzień gdy oni z Rostowaodlatywali samolotem na zawsze9zdajesięczerwca 1997, jateż leciałem do góry nogami na swoim terenowym samochodzie, ledwie nie pożegnałem się z życiem, a jednak...

nastąpiłciągdalszy.

4. Szukając stanicy Leningradzkiej

W 1993 odwiedzałemGruzje, podroż była niezwykła. Trzeba siębyłoprzedrzeć przez pogrążoną w ogniu Osetię, a także ryzykować kłopoty na przejściu granicznym nie mając ani wizy, ani ofic­ jalnego zaproszenia. Jakoś z Bożą po­ mocąudało się dotrzeć dopołożonych na gruzińsko-tureckiej granicy ormiańskich katolickichosiedli.Miałemsiętamzapoz­ nać z kulturą i liturgią licznych w Ros­ towie Ormian i miałem błogosławieństwo Biskupa, któremu zależało bym w Ros­ towie skutecznie w tym środowisku pra­ cował.

Pobyt był niezwykle ciekawy choć ryzykowny. W drodze powrotnej w mieś­

cie Cchinwali nasz autobus znalazł się pod obstrzałem. Zajechaliśmy w jakąś poboczną uliczkęikilkagodzin czekali do momentu kiedy bój ustanie. Prócz licznych wrażeń wiozłem z Gruzji cenne informacje o dawnych kościołachobwodu Rostowskiego, którą znalazłem w bib­

liotece mego kolegi kapłana z osiedla Cchalbpila, a także adresy katolików Ormian w stanicy Leningradzkiej.

Stanica znajdowała się o 60 km dalej napołudnieodstanicy Stepnoje.

Jak wspomniałem dotarłem do tej stanicy dopiero na kolędę 1995 roku i choć przyjęto mnie bez entuzjazmu (pan domu był nieobecny, a małżonka jak większość Ormianek obawiała się ob­ cować z nieznanymi ludźmi), poproszono bym przyjechał troszkę później gdy mieszkanie będzie wyremontowane i go­ towe do poświęcenia. Okazało się, że młodaparamiała nieochrzczonedziecko i tobyło dla nich ważniejsze niż poświęce­ nie domu. Za rok byłem na urlopie w

(25)

Wołanie j Wołynia nt 6 (67) JLiiłopad-^zudyeń 2005 iłt. 25 uumo&i* ta(Wawał

Polsce i zastępował mnie franciszkanin o. Janusz. Z opowieści sióstr dowiedzi­ ałem się że Ormianie odnaleźli naszą kaplice i odbył się chrzest na tyle uroczysty że jeszczedługo wspominano o nim w Leningradzkiej.

Kiedyś spytałem miejscowych skąd taka nazwa stanicyidowiedziałemsię,że prawdziwa nazwa Uman, bo z Ukraińskiego Umania (Humania) przy­

wędrowali tu kozacy, lecz po blokadzie Leningradu, sporo ludzi ewakuowano do tej stanicy, postanowiono zmienić jej nazwę.

Miasteczko wyglądało sympatycznie, czyste uliczki, kwitnące zadbane ogrody, a jednak raziło mnie, że na wjeździe do Stanicy w pysznej pozie stał pan Su- worow jako bohater, pogromca mieszkańcówWarszawy.

Jesienią 1996 znów odwiedziłem sta­

nicę Leningradzką. To się stało za sprawą Matki Bożej Fatimskiej, której cudowną figurę starałem się zawieźć do wszystkich miejscowościw jakich sąkatolicy.

Okazało się że w stanicy mieszka też sporo Polaków. Na Boże Narodzenie przyjechałem tu jeszcze raz i poproszono mnie o chrzest dla 4 letniego chłopczyka Wacka Skakowskiego.

Jego tato i starszy brat byli na tyle rozentuzjazmowani, żezczasemtato zbu­

dowałkapliczkęizarejestrowałwspólnotę w stanicy pod wezwaniem siostry Faustyny Kowalskiej, a starszy syn wstąpił do Seminarium w Petersburgu.

Zdawałoby się, że najskuteczniej pracuje się w wielkich miastach a tymczasem

“takie dziwy” w niewielkich kozackich stanicach!!!

5. Górnicze miasto Szachty

Latem 1996dziękikatolikom ze stani­ cy Leningradzkiej odnalazłem dużą kolonię Ormian w mieście górniczym Szachty. Tam rozegrała się kolejna przy­ goda misyjna. I jeszcze raz wszystko się odbyło na tle chrztumałego dziecka.

Parafianin, który prosił o Sakrament okazał się bogatym biznesmenem i w przyszłości wspierał tę wspólnotę czym tylko mógł. Rodziny ormiańskie są wielodzietne i bardzo przyjacielskie. Nie pamiętam szczegółów uroczystego chrztu w Szachtach ale do dziś pamiętam z jakimi przygodami tam jechałem.

Było lato, mój kolega z Rostowa na urlopie i prócz wielu parafii w obwodzie miałem zamiar obsługiwać Rostow nad Donem. Pojechać w teren mogłem jak zwykle tylko w dzień powszedni. Samo­ chodu jeszcze nie miałem więc po­ dróżowałem autobusem z przesiadkami.

Szachty leżą obok trasy więc niektóre autobusywysadzają pasażerów na drodze i do centrumtrzebajuż wędrować pieszo lub miejskimiautobusami.

Zdecydowałemsięiśćpieszo i okazało się że toznów7 km.

Troszkę potu mnie kosztował ten sukces.A jednakbyłowarto.

6. Katolik Paweł

Ciekaweprzygodymiałem teżw Kał- mucj i.

“Pierwszy kałmuk-katolik” - tak wszędzie nazywano brata Pawła. Ex- franciszkanin konwentualny, miejscowej staromongolskiej rasy, dokonał rzeczy niezwykłej. Jako przyjaciel młodego Prezydenta Kirsana Iljumżinowa zachęcił go, bytenw swej kampanii informacyjnej

(26)

nt. 26 ^.liłopad-^tudyeń 2005 U/ołanie y Wołynia 6 (67)

,V.• • •..' -■--- di*-.-.- -•

i dla podniesienia prestiżu Republiki Kał- mucja po udanymspotkaniuz DalajLamą udał się do Watykanu. Sambrat Paweł w przeszłości “człowiek showbiznesu” zain­

teresował się katolicyzmem i przyjął chrzest z rąkbiskupaRafałaKiernickiego weLwowie.

Potemjakiś czas studiowałjęzyk pol­ ski na KULjako postulant franciszkański.

Kolejnym krokiem miał być nowicjat we Włoszech. Piany uniemożliwiły kłopoty rodzinne brata Pawła.

Zaplątał się on w aferęzbieraniaofiar na leczenie siostry w USA, której miał przekazać własne płuco etc. Ciekawa i kontrowersyjna postać. Dla fran­

ciszkanów to po prostu szachraj, a dla mnie “opatrznościowy” pomocnik. Teraz gdy trochę zmądrzałem i z niejednego pieca chleb jadłem skłonny jestem potwierdzić opinie franciszkanów, a jed­ nak nie bez sympatii wspominam tamte czasy. Właśnie brat Paweł wedle relacji miejscowych parafian ochrzcił dwie dziewczynki polskiego pochodzenia z rodziny Edwarda Morozowicza. Jego przodkówwysłanozUkrainydo Kazach­ stanu, a on i jego siostra “powrócili” do niedalekiej od Ukrainy Kałmucji.

7. Wesoła wioska

Taknaprawdę wieśWiesołoje niktnie nazywał po imieniu. Był tam duży Koł­

choz im. 22 Zjazdu Partii.Takwszyscy te wieś zwali. “Dokądjedziesz?” Na 22 Zjazd Partii” odpowiadałem nie myśląc jak to śmiesznie brzmi w ustach bezpar­ tyjnego kapłana z Polski.

We wsi Wiesioloje wkrótce odna­ lazłem siostrę Edwarda i okazało się że i tutaj docierał i miał spotkania z miejs­ cowymi ludźmi brat Paweł. Czy ochrzcił tukogośnie wiem.Ja w tej wiosce ochrz­

ciłem rekordowa ilość osób. Kilkaset mieszkańców wioski miało pochodzenie polskie.

Były turównież rodziny niemieckie i przyjezdni z Zakarpacia.

Najbardziej pamiętnychrzestto histo­ ria 12 letniejdziewczynki,którazmamą i ciocią dotarła zodległego o 7 km osiedla Winogradnoje. Dziecko byłowystraszone jak zwierzątko, nie bardzo rozumiała po co tu przyszła tak daleko. Podczas Mszy św. chowała rączkę za plecami. Ponieważ unikałem chrztów dzieci szkolnych bez katechizacji początkowo nie chciałem nawetrozmawiać na tentemat.

Potem jednak i siostra zakonna szep­ nęłami, że dzieckojest chore na paraliż.

Gdy usłyszałem o chorobie, “coś się ze mną stało”. Nagle zmiękłem, poprosiłem ludzi by się nie rozchodzili, zaraz po Mszy świętej ochrzciłem to dziecko nie mając potrzebnychksiągliturgicznych ani oleju.

Owszem byłem nastawiony by modlić sięi pomazaćwten dzień ludzichorych.

Choćchrzciłem “ex promptum”tojed­ nak z dużym wzruszeniem. Jeszcze bardziej wzruszyłem się gdy za tydzień dziecko przybyło na Mszę świętą i po­

darowało mi własnoręcznie na drutach zrobiony szalik!

(cdn)

ks. Jarosław Wiśniewski

(27)

Uhła/ue j IV&tynia nt 6 (67) £i5topad-ćftu<dyeń 2005 Stt. 27

^^~^^———~"^£*fiS2>S!£224£33&Si2^be£±>2ZS&£2&£!u£25£S&S£&x73^3S&^to!k£fc&ZSS35S&S£SS5E3SS5BSS5SS3SS&BSS33B&

Świętymi bądźcie

SZLI ŚWIĘCI...

PRZEZ

UNIWERSYTET JAGIELLOŃSKI

Święci, błogosławieni, kandydaci na ołtarze z grona

wychowanków

i pracowników Wszechnicy Krakowskiej (3)

Z Wszechnicą Jagiellońską w różny sposób związani byli dwaj równo- latkowie: błogosławiony Bronisław Markiewicz i świętyJózefSebastian Pel­

czar. Związki Bronisława Markiewicza (1842-1912) z Uniwersytetem były krótkotrwale, ograniczone do jednego roku studiów. Pochodzący z Prudnika k.

Jarosławia Markiewicz, był synem Jana i Marianny, trudniących się rolnictwem i kupiectwem. Ukończył gimnazjum oraz Seminarium Duchowne w Przemyślu w 1867 r. Kształcił się później na Uniwer­ sytecie Lwowskim, a następnie w roku akad. 1874/75 wpisałsięnaWydział Filo­

zoficzny Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Uczęszczałwówczas nawykłady filologi­ czne takich profesorów jak Stanisław Tarnowski, Maksymilian Iskrzycki, Al­

fred Brandowski. Wstąpił następnie do zgromadzenia salezjanów. Zajmując się wychowaniem zaniedbanych dzieci, uz­

nał, że należy zreformować zasady sale­ zjańskie. Opuścił to zgromadzenie i zor­ ganizowałzakładdlaosieroconych dzieci wMiejscu Piastowym,prowadzonyprzez wspólnotę ludzi świeckich. Utworzeniu nowego zgromadzenia zakonnego, któ­ regoregułyopracowałMarkiewicz, sprze­ ciwił się biskup przemyski Józef Pelczar.

Zakon Michalitów i Michalitekzostał za­

twierdzony przez krakowskiego biskupa Adama Stefana Sapiehę już po śmierci Markiewicza. Bronisław Markiewicz, au­ tor wielu opracowań dotyczących spraw wychowawczych i religijnych, odznaczał się szczególną wrażliwością na niedolę osieroconych czy pozbawionych opieki dzieci. Beatyfikowany 19 czerwca 2005 roku w Warszawie.

Półrokustarszy od MarkiewiczaJózef Sebastian Pelczar(1842-1924)pochodził z ziemi krośnieńskiej. Syn rolników Woj­ ciecha i Marianny, urodził się w mia­

steczkuKorczyna.Maturęuzyskałwgim­ nazjum rzeszowskim, natomiast studia teologiczne odbył w Przemyślui Rzymie, tamteż zdobyłdwadoktoratyzteologii i prawakanonicznego. Pracował późniejw seminarium duchownym w Przemyślu jako prefekt i wykładowca. W 1877 r.

otrzymał nominacjęnaprofesora zwycza­ jnego historii kościelnej i prawa kanon­ icznego na Wydziale Teologicznym Uni­ wersytetu Jagiellońskiego. W 1881 r.

wybranynadziekanaWydziałuprowadził starania o zreformowaniu tego fakultetu.

Dowodem uznaniawśródprofesorówjego zdolności i talentów organizacyjnych był wybór na rektora na rok akademicki 1882/83. Podczas swej ponad 20-letniej pracy pedagogicznej w Krakowie poza owocną działalnością naukową i dydakty­ czną zajmował sięrównież gorliwie pracą charytatywną. Założył wówczas nowego

Cytaty

Powiązane dokumenty

Skupianie się historii ukraińskiej wy ­ łącznie na chłopstwie może mieć bez liku negatywnych następstw dla tych, którzy z takim historycznym bagażem chcą wy ­

Kiedy biskup Szem- bek, prekonizowany 9 listopada 1903 me ­ tropolitą mohylewskim, przeniósł się z Płocka do Sankt Petersburga, do stolicy Cesarstwa wyruszył w ślad za nim

A kiedy ten rozprawi się już sam ze sobą, z dobrem i złem tego świata, kiedy pogodzi się ze swoją samot ­ nością z wyboru, najlepiej poczuje się w towarzystwie

Król polski Zygmunt I Stary, pod wpływem świetnego zwycięstwa odnie ­ sionego przez Konstantego Iwanowicza Ostrogskiego nad Tatarami nad rzeczką Olszanicą w styczniu 1527 roku,

niem dziennikarzy cieszą się nasze akcje leczenia starych drzew - stało się już tra­.. dycją to, że wiele kanałów telewizyjnych pokazuje bezpośrednie relacje

się literaturą tworzoną na emigracji. Hordyńskiego) oraz antyko ­ munistycznych felietonów, nadawanych do kraju od stycznia 1949 r. na falach „Radia Madryt ”, był

Jeżeli jednak Ty, Ojcze, wybrałeś go, by teraz w szczególny sposób kapłan ten stał się dla nas wzorem i przykładem, i by nadal przyczyniał się do wzrostu

Z tego też powodu jest ona postawą wlaną przez Ducha Świętego w umysły i serca tych, którzy potrafią otworzyć się na cierpienia braci i dostrzec w nich ob-.. raz