• Nie Znaleziono Wyników

Edukacja demokratyczna i arystokratyczny projekt

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Edukacja demokratyczna i arystokratyczny projekt"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Uniwersytet Jagielloński

Edukacja demokratyczna i arystokratyczny projekt

1. Edukacja demokratyczna i jej ofiary

Życie publiczne, w Polsce i poza Polską, wciąż determinuje problem: czy praktyka parlamentarno-demokratyczna pokrywa się już z demokratycznym ideałem, czyde­ mokracja jest ostatecznie demokracją. Podobnie jak kiedyś socjaliści próbowali li­ kwidować usterki socjalizmuprzez jego pomnażanie, tak i dzisiaj demokraci głoszą, żekryzysydemokracjibiorą się z jej niedostatku w kapitałowej bazie i/lub w nadbu­

dowie społecznejświadomości.Nauki polityczne nieidą pod prądtej hiperdemokra- tycznej ideologii, lecz - przeciwnie - wzmacniają jej wpływy.

Demokracja jest traktowana niejako historyczne fatum, które wymaga ucywi­

lizowaniaprzez podział władz,ale jako ideał społeczny, moralny, a nawet quasi-re- ligijny. Zajął on obecnie w umysłach wielu intelektualistów, zajmujących się teorią i praktyką polityki, pozycję „świetlanego ustroju” wieńczącego historyczny postęp ludzkości. Publicystyka światowa pławi się nadal w modnych tezach o szczęśliwym demokratycznym końcuhistorii po upadku ZSRR;celemnaukpolitycznych staje się zatem wychowywania ludzi do „kosmopolitycznej demokracji”.

Demokracjastałasię praktyczną wiarą świecką.

Jako moralna formułapolityczna1obowiązuje ona wewnątrz poszczególnych na­ rodowychciał politycznych istanowifundament europejskiej wspólnotykulturalnej.

Zgodnie z jej wymogami obowiązkiem państwa współczesnego jest dopilnowanie, ażeby kodeksudemokracji nauczano wszędzie i to nauczano wszechstronnie, grun­ townie, zdecydowanie,przekonywano do niej w szkłach iinstytucjach pedagogiczno- edukacyjnych,w krajui za granica, w Europieipoza Europą.

1 Przypomnę, że przez „formułę polityczną” we wszystkich krajach, które osiągnęły pewien poziom kulturalnego rozwoju, warstwa kierownicza usprawiedliwia swoją władzę, opierając ją na jakichś wierzeniach lub jakichś przekonaniach, które w danej epoce są powszechnie uznane.

Przekonaniem takim może być przypuszczalna wola narodu, wola Boga, świadomość narodowa, wierność tradycyjna jakiejś dynastii lub też zaufanie do jednostki obdarzonej rzeczywiście albo pozornie wyjątkowymi zaletami. (Na ten temat patrz. C. Mosca, Sulla Teorica dei governi e sull gouverno parlamentare, Torino 1884 r. ).

Nic dziwnego, że każdorazowi przeciwnicy polityczni licytują się w wyższości demokratycznej: demokratą oznajmił sięWałęsai Kwaśniewski, demokratąjest Putin i Bush.

(2)

Doktrynalni wyznawcy demokracji dążą do przekształcenia całego systemuedu­ kacji w zwykłaindoktrynację polityczną idesygnują swoichwrogów jakochwalców substancjalistycznej ideologii państwa; filozofia demokratyczna okazuje się jedynie prawdziwą filozofią polityczną. Brutalnie mówiąc, demokracja przeobraża się w ro­

dzaj oligarchii demagogicznej, ścigającej nieposłusznych jako rzekomych wrogów wolności. Jakże często, dawny lub współczesny, krytyk demokracji (a może to być równiedobrzekonserwatystajak i liberał) bywa okrzyknięty-zgodnie ze znanym argumentem przez zastraszenie-faszystą lubutopistą o totalitarnymodchyleniu.

Podajędwapierwsze z brzegu, nasuwającesięprzykłady.

Przestrzegający przed skutkami nieograniczonej demokracji, konsekwentny eli­ tarysta, Platon, nadal jest prezentowany w uniwersytetach-głównie za sprawą Karla Poppera - jako proto-totalitartysta,jako faszysta. Aktóż z wykładowców chce być dzisiaj faszystą2?

2 Tezę Poppera przekornie (i dla demokratów niewygodnie) skomentował Oswald Mosley, twórca brytyjskiego faszyzmu: „Kilka lat temu Dr Popper wniósł na uniwersytet londyński środ­

kowoeuropejską przedsiębiorczość i erudycję i w swojej książce Społeczeństwo otwarte i jego wrogowie zdemaskował właściwie wszystkich wybijających się myślicieli od Platona do Hegla jako faszystów. Z radością przyjąłem ten podarunek tudzież wyraziłem uznanie dla tej opinii.

Potwierdza, bowiem ona od dawna już żywione we mnie podejrzenia” (cyt. za: J. Zadencki, Lewiatan i jego wrogowie, Krakówa 1998, s. 57).

J C. Bacqvis, Szkice o kulturze staropolskiej, tłum. M. Daszkiewicz et al„ Warszawa 1957, s. 659.

Również Frycza Modrzewskiegokoncepcja „ekspertów”, którychpostawił on na straży spraw boskich i ludzkichwpaństwie,bo jest ważne dla rzeczpospolitej, „aby znalazła się tam odrębna kategoria ludzi niepoddanych ambicjom i trzymających się tam z dala od możnych, ludzi, którzy głosem i piórem ośmieliliby się sprzeci­

wiać chciwości tamtych i wydawać rozkazy ludziom wolnym"doczekała się miana

„utopijnej i totalitarnej” uskądinąd wielce zasłużonegodla sprawypolskiej Claudea Bacqvisea.A któż znas chce być utopistą3?

Może;sam mam na sumieniuniejedną taką uwagę.

Logiczne tedy, że skutkuje to wśród politologów filozofów i publicystów poli­

tycznychsilną tendencjądo egzorcyzmowania światahumanitarnejpolityki z pokusy autorytaryzmu i/lubtotalitaryzmu nacjonalistycznego, silnąidiosynkrazja na pojęcie elity i narodu, a nawetfilozofii elitarnej i narodowej.

Tymczasem historia udowodniła, że długotrwałe istnienie nieograniczonej de­

mokracji niesie zasobą poważneryzykoalbo oportunistycznej tyranii, albo ochlo- kracji demagogicznej i rządów sykofantów (których obecnośćwykrył we współcze­ snej Polsce prof. Bronisław Łagowski), i chociaż proces ten ma w znacznej mierze charakter uniwersalny,tohistoryczny genotypnarodowymoże go przyspieszać albo opóźniać, wzmacniać albo osłabiać.

Przypomnę, że w czasie rozkwitu demokracji ateńskiej obywatelami była 1/17 ludności, jej upadek poprzedzony został zniesieniem cenzusu majątkowegoprzez Peryklesa, zaś wupadającej demokracji szlacheckiej, w której wolności obywatel­

(3)

skieposiadała - niszcząca wolności cywilne - „aż” 10-procentowa oligarchia, (ale nie magnacka arystokracja), natomiast w Anglii, rozwijającej kapitalizm lesefe- rystyczny i wolności indywidualne - społeczeństwo obywatelskie liczyło w roku 1832 - „tylko” 3 procent4.

4 Na ten temat patrz: A. Walicki, Polskie zmagania z wolnością, Kraków 2000, s. 2.

5 A. Trzaska-Chrząszcze wski, Przypływy i odpływy demokracji, Warszawa 1939, s. 120.

Dane te potwierdzajątezę(np. Bobrzyńskiego), że republikapozbawionaarysto­ kracji grozi upadkiem narodu, zaś demokracjaszlacheckastała siętyranią oligarchii jednomyślnościparaliżującej państwo (królai sejm), ograniczającą stopniowozakres wolności indywidualnej i niszczącą prawo cywilne.

Przypomina sięteż ogólniejsza diagnoza„elitarystów” głoszących, żeim szersza kasta rządząca na koszt społeczeństwa, tym szybszy upadek elity broniącej takiego systemu politycznego; im liczniejsza warstwapasożytnicza korzystająca zdemokra­

tycznej wolności partycypacji we władzy,tym mniejsze szansena liberalną wolność cywilną.

Wydaje się zatem,żeapologetyczna twórczość nauk politycznych prowadzi do­ nikąd i jeżeli chcą one odegrać formującąrolę w naszych czasach, muszą zmienić paradygmat.

Jak sądzę podstawowe meta-pytanie nauk społecznych brzmi dzisiaj następująco:

czy obrać za swój cel kształcenie zawodowej kadry służącej do obsługi klasy poli­ tycznej i wykreowanie wewnątrz demokracjijakiejś „merytokracji polityków”, czy raczej powrócićdotradycyjnej analizyfenomenów politycznychw oparciu o metody wypracowane na gruncie klasycznej filozofii polityczneji historii idei,uczyćkrytycz­ nego dystansu doprzemijalnych i relatywnych form ustrojowych; bronić wolności indywidualnej, która, jak już wielokrotnie dowiedziono,może być zniszczona w każ­

dej formie rządu, łatwo bowiem pomylić władzę ludu zwolnością ludzi. Pomimo że supozycja możliwejdemokracji totalitarnej majuż ugruntowaną tradycję argumen- tacyjną, postawiono znakrówności między ideałem demokratycznym i liberalnym.

A są toprzecieżdwa różnesystemywartości: demokracja -to wolawiększości, libe­

ralizm- toprawa jednostki. Jakwielokrotnie udowodniono liberalizm może być zre­ alizowany pod rządami autorytarnymi, a zniszczonypod rządami demokratycznymi.

Tymczasemideałdemokratyczny całkowicie wchłonął liberalny system wartości. Na ten temat tak pisał jeden z najwybitniejszychpolskich myślicieli politycznych, o nie­

fortunnym, z punktu widzenia kariery międzynarodowej, nazwisku:„Tylkopowierz­ chowna,naiwna, płaska myśl nowoczesna, która demokracji nie zaznała, lecz dopie­

roteraz się z nią bliżej zapoznaje,może ją wiązać z ideą wolności i liberalizmem”5.

I rzeczywiście musimysobie uprzytomnić, że w czasach obecnych przeciwnikiem liberalizmu nie jestjuż autokratyczna monarchia, autorytaryzm, substancjalneteorie państwa, lecz hiperdemokratyczne niby-państwoa la Rousseau, dążące do rozpusz­ czeniawolności indywidualnejw kolektywnej woli wszystkich. Przypomnijmysław­ ną wypowiedź ideologa demokracji totalnej: „Ktokolwiek odmówi posłuszeństwa

(4)

woli powszechnej, będzie do tego zmuszony przez całe ciało polityczne, cooznacza, że zmusi się go do wolności”6.

6 J.-J. Rousseau, Umowa społeczna, tłum. B. Baczko et al., Warszawa 1966, s. 26.

2. Doradcy Księcia

Dzisiaj jest raczejtak, że naukipolityczne.nastawione są przede wszystkim na kształ­

cenie profesjonalnej kadrywspomagającej klasępolityczną, która, zeswojej strony, stwarza popytna absolwentówwydziałówtych nauk, w tym także prawa. Z pewną dozą ryzyka można powiedzieć, żemamy obecnie do czynienia ze ścisłą symbiozą polityków i politologów.

Załamuje się społecznypodział władz, kasta intelektualna staje siębowiemwasa­ lem kasty politycznej.

Jej członkowiesą kształceni na doradcówKsięcia, a nie nasamodzielnychaku- szerów poznania.Pełniąonipo zakończeniu studiów funkcjedoradców dyplomatów, pracowników biur poselskich, ankieterów wykonujących zlecenia takiej czy innej partii politycznej, a nawet stylistów przemówień politycznych. Dzięki temu klasa polityczna ulega stałej, coraz silniejszej profesjonalizacji. Być może jest to proces nieuchronny, prowadzący do wykształceniasię jakiejś merytokracji politycznej, nie­ mniejto zjawisko budzić możeniepokój.

Nasuwa się bowiem wątpliwość, czy traktowanie nauk politycznychw funkcjiich doraźnej użyteczności politycznej nie jest zaprzeczeniem klasycznej ideiuniwersyte­ tu, zgodnie z którą jest on miejscem nauczaniauniwersalnejwiedzy, szerzenia kultu­

ry umysłowej i politycznej, miejscem kształcenia - jak to ujmowałkardynał Newman (Idea Uniwersytetu) - dżentelmena,a nie technokraty.

Ponadto - co z punktu widzenia praktyki społecznej jest ważniejsze - powstaje asymetria poznawcza między konsumentempolityki a politykami. Rynkipolityczne bowiem przeobrażają się w wielkiemedialne demohappeningi a występujący w nich politycy wspomagani przez uniwersyteckie kadry socjologów i politologów, dysponu­

jąkolosalną przewagą wiedzy dotyczącej wyborców nadwiedzą wyborcy oaktorach i kreatorach polityki. Rynek polityczny staje sięzatem typowym rykiem producenta:

politycy wybierają sięmiędzy sobąza pomocą zdezorientowanych tłumów,ignoran­

tów z konieczności, „a samitak są zajęci utrzymaniem się w siodle, żenie są w stanie zadbać o prawidłowy kierunek jazdy”.

3. Parlamentarny podział łupów

Nie towarzyszytemu podnoszenie się poziomu moralnego (wsensie etyki odpowie­ dzialności) elit politycznych. Można wyłącznie mówić o coraz większej umiejętności

(5)

optymalizacji zysków politycznych przez grupy władcze potrafiąceskutecznie poro­ zumiewaćsięwsprawie podziałów łupów w ramachparlamentarnych rządów. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że umknęli gdzieś z areny politycznej ludzie wybitni, zdolni odróżniać prawdę od fałszu politycznego, prawo od ustawowego bezprawia.

Być może ich absencja polityczna tłumaczysię naturalnymwstrętem doobcowania z bezrozumnymi,wich mniemaniu, tłumami wyborców. Trafnie pisał niegdyś Alexis deTocqueville: „Podczas, gdy naturalne instynkty demokracji sprawiają, żelud nie dopuszcza ludzi wybitnych do władzy, równiesilny instynkt każę tym ostatnim za­ niechać karierypolitycznej, podczas której tak trudno jest im pozostać sobąi unik­

nąć spodlenia”.

Rozwijająctęmyśl - zabrzmito być może jak paradoks - bezwiększej przesady można powiedzieć, że demokracja,wynosząc dowładzy ludzi o mentalności demo­ kratycznej, staje się niejako mechanicznie zaprzeczeniem swojegoideału. Sprawdza się powoli cyniczna przepowiednia elitarystów, żedemokraci mogą zwyciężyć, ale demokracja nigdy.

Nie są tedybezzasadnepodejrzenia, żemamywspółcześniedo czynienia z prze­

obrażaniemsiędemokracji wrodzajprofesjonalnej oligarchii demokratycznychpo­

lityków. Co gorsza, wciągają oni w orbitę swoich wpływów coraz większe obszary gospodarki. Chcąc pozyskać wsparcie grup zawodowych, muszą im gwarantować konkretne zyski finansowe w zamian za poparcie, przy równoczesnym utajnianiu kosztów ponoszonych przez wszystkich obywateli. Coraz większa ilość grup inte­

resówpróbuje uzyskać wpływa na skutecznych polityków, kierujących dystrybucją przywilejówfinansowych. Logika współczesnego państwademokratycznego jest dzi­ siaj taka, żenawetwybitnymąż stanu chcąc realizować dobro ogólne, musi czynić corazczęstsze ustępstwa na rzecz konkretnych grup interesów. Polityk ciągle zdoby­

wa głosy, biorąc pieniądzeodwszystkichidając je niewielu,jednocześnie wmawiając społeczeństwu, że zostały zebrane odniewieluirozdanewszystkim.

Nie może być oczywiście inaczej, skoro dzisiejsze parlamenty tojedynie cia­ ła legalizujące interesy„większości”,a ściślej mówiąc kolektywówpartyjnych, które potrafiły skutecznie porozumieć się, co do podziału łupóww systemiedystrybucji przywilejów indywidualnych lub zwycięskich„socjalnych wspólnot rozbójniczych”

maskowanych ustawami, zaś rząd to tylko Komitet Większości Parlamentarnej.

Można mieć poważne wątpliwości, czy takityp demokracji może przetrwać na dłuż­

szą metę - właśnie ze względu na koszty,jakie społeczeństwa muszą ponosić na utrzymanie klasy politycznej i jej beneficjantów.

4. Starożytna cnota virtu

W obliczu tychwszystkich zagrożeń, całkiemrealnych także w Polsce, należyraczej dążyćdo zawężania klasy politycznej i rozluźnianiazwiązków międzypolitologami, filozofami politykia politykami zawodowymi. Tylko dzięki temu nauki humanistycz­

ne mogą patrzyć narzeczywistość polityczną z punktu widzenia długofalowych in-

(6)

teresów odbiorcy polityki, oferować mu informację zwrotną o mechanizmach gry politycznej, przedstawiać mu, co się dzieje, dlaczego tak się dzieje i co zrobić, aby mogło się dziać nieco lepiej. Zamiast jałowej apologetyki demokratycznej wspartej niekiedy mętną historiozofią, nauki politycznepowinny uprzytamniać nam nie tylko bezpośrednie, ale i odległeskutki danego działania czyprogramu politycznego; śle­

dzić nie tylko konsekwencjedanego programu tylkodla jednej grupy, ale dlawszyst­ kich. Biorąc stronę konsumenta,nauki polityczne mogłyby ponadto stanowić rodzaj duchowej iintelektualnej zaporyprzed coraz dalej idącąekspansjąpolityków w pry­

watne życie jednostki, chronić społeczeństwo cywilne przedspołeczeństwem poli- tyczno-obywatelskim. Uniwersytetynatomiast jakoinstytucje konserwatywnewob­ rębie demokracji stanowiłybyrodzaj ciała pośredniczącego między klasą polityczną a wolnymi obywatelami. Jako miejsce kształcenia swobodnej myśli, opierającej sięna wolności wyboru metody (a pokusa unifikacji i konstruktywizmu jest dzisiaj bardzo duża, jednak tradycyjnie bardziej w Niemczechniż w Anglii gdzie decyzjao kształcie programu należy do wolnej woli profesorów) oraz na klasycznej lekturze kształci­

łaby nie tyle doradców Księcia, co raczej ludziobdarzonych wyobraźnią społeczną i przede wszystkim krytycznym dystansem do historycznie przemijających ideałów ustrojowych, także do ideału demokratycznego. Ponadto celem kształcenia powinno być podtrzymanie w umysłach ludzkich niezmiennych wartości prawnychi politycz­

nej cnoty,zwanej przez starożytnychcnotą męskości(yirtus) pozwalającej oprzeć się pokusie wciążzmiennych wymogów politycznej poprawności. Politykapozbawiona tego, wydawałoby się ulotnego pierwiastka, sprowadzona do profesjonalnych technik sprawowania władzy niszczykoniec końców ducha obywatelskiego w jednostkach oraz - nieistniejącą w opinii wielu - cnotę polityczną, podstawę każdej cywilizacji prawnej. Sprawia to, że ludzie „wychowywanido demokracji” łatwo ulegają uroko­ wi politycznych szarlatanów, odwołujących się w swoichprogramach do tkwiącego w ludzkiej psychiceatawistycznego kultu wodzostwa, pseudopatosuwalki o wszystko i wkońcu przemocy. Naszym problemem nie jest, zatem „edukacja demokratycz­ na”,lecz pytanie,czymożnajeszcze„wychować” demokrację do cywilizacji prawnej, czy społeczeństwostać jeszcze namoralny wysiłek uznania naturalnej hierarchiiza­ sług i rozumnościpolitycznej oraz autorytetutakabstrakcyjnego, jakim jest prawo.

Oczywiście jest bardziej prawdopodobne, że jeszcze długo pozostaną one pogrążone w narkoziekulturówności,zaśtzw. wyłączna demokracja sterowana zazwyczaj przez wąską grupę, dryfując przezpogłębiający się chaosinteresów specjalnych, zostanie w końcuzmieciona z powierzchniżycia politycznego przez siły bezwzględneidemo­ niczne,dziś jeszcze uśpione...

Aby przetrwać i uchronić demokracje polityczną przed ochlokratycznymprze­

znaczeniem,demokracje współczesne (tak jak i dawne)potrzebują dopełnienia „ary­

stokratycznego”.

(7)

5. Arystokracja naszych czasów

Na ten temat,w książcepod tytułem: Oizbiewyższej iarystokracji naszychczasów pisał najwybitniejszymyśliciel polskich XIXwieku - August Cieszkowski: „Społeczeństwo demokratyczne niezdołażyć ani rozwijać się bez analogicznejarystokracji, od­ powiadającej stopniowi jego rozwoju, ale dodajmy zarazem, że arystokracja ta nie może być dziedziczna, ponieważ w takim razie byłaby w niezgodzie z potrzebami dzisiejszego społeczeństwa”7. Jak lekarstwona „demokratyczną gorączkę za miejsca­

mi” proponował powołanie dożycia „arystokracji zasługi”.

7 A. Cieszkowski, O izbie wyższej i arystokracji w naszych czasach, Poznań 1908, s. 13.

Szerzej na ten temat: P. Bartula, August Cieszkowski redivivus, Kraków 2006. Za tym projektem kryje się też odpowiedź na stawiane już od czasów starożytnych pytanie: od kogo powinni się uczyć politycy: od ludu czy od narodu. Np. Bronisław Trentowski wypowiadał się na ten temat jednoznacznie: „Stąd wynika, iż od żadnego ludu nie można uczyć się filozofii. Od niego na­

uczysz się li magii, teurgii, która słynęła już w starożytności jako należycie wyrobiona umiejęt­

ność. Przy największym jeniuszu zrobiłbyś tu z otrzymanego materiału albo coś na kształt kabały polskiej albo gnostykę narodową” (B. Trentowski, Stosunek filozofii do cybernetyki. Warszawa 1974, s. 582). Innymi słowy mówiąc, gwarant wolności tkwi w podziale władz, a nie w referen- dalnych demohepeningach wyłaniających tzw. wolę powszechną. Przez podział władz rozumieć należy oczywiście coś więcej niż tylko sklepienie pałacu państwowego przez napierające na sie­

bie władze: sądową, ustawową i wykonawczą. „Rząd jest trojaki: polityczny (urzędnicy), religijny (duchowni) i moralny (patrioci)” {ibidem, s. 584). Dzisiaj mamy jeszcze „rząd plutokratyczny”

i „rząd medialny”. Że te „rządy” wzajemnie się nienawidzą, to jest zjawisko nie tylko oczywiste, ale i - z punktu widzenia wolności indywidualnej - pożądane. Dopóki intelektualiści pogardzają plutokratami za ich brak kultury, ci zaś intelektualistami jako dziećmi nieznającymi prawdziwego życia - wolność gospodarcza jest zachowana; dopóki kapłan nie wchodzi w kompetencje pięk­

noducha, a błazen nie chce być kapłanem - wolność myśli jest zapewniona; dopóki polityką nie rządzi bohema, a bohemą polityk - wolność ekspresji i porządek prawny pozostają w zgodzie.

Kiedy jedna z tych kast wchłania jednak pozostałe - a z tym właśnie mamy do czynienia - spra­

wa wolności jednostki w państwie jest zagrożona.

Miało to być w opinii autora tych słówrównoznaczne ze stworzeniem „władzy substancjalnej w państwie” jako skutecznego remedium na ułomności demokracji

„wyłącznej”. Zinstytucjonalizowana elita narodowa miałaby dbać o to, ażeby treść konstruowanych przez sejmustaw pozostawała w zgodzie zregułami racjonalnego prawodawstwa. Miejscem działania i pracy nowej arystokracji politycznejpowinien byćsenat niezależny zarównood władzy wykonawczej (a więcniemianowany), jak też od władzyludu (a więc nie wybieralny). Tę niezależnośćgwarantowaćmiałaregu­ ła kooptacjiczłonków, podobniejak tosiędzieje w akademiach naukowych, spośród najbardziej światłych i zasłużonych wywodzących się oczywiście z różnych warstw społecznych. Dzięki temu demokratyczny duch czasu nie cierpiałby katuszy zawiści wobec uprzywilejowanych z urodzenia. Przeciwnie, doznałby wzbogacenia: wszak dwie, tak odmienne zasadyselekcji - wybieralność posłów ikooptacja senatorów - dają w efekcie podwójne przedstawicielstwo narodu, obejmujące możliwie najszersze

(8)

spektrum grup społecznych. Czyżmożna marzyć o bardziej skutecznym urzeczywist­

nieniu ideałów demokratycznych? Zgodnie z tym projektem parlamentzajmowałby się wyłącznie dyskutowaniem bieżących spraw i problemów życia poszczególnych grup interesów i regionów kraju, natomiast prace dotyczącedobra publicznego, ob­ liczone na długą metę, byłyby domeną senatu. Wypełniająclukępoarystokracji ro­

dowej (cobardzo ważnedla stworzenia warstwy ochronnej dlaindywidualistycznego kapitalizmu), tak zorganizowany senatopróczfunkcji czysto formalnej w systemie podziału i równowagi władzspełniałby takżeważną rolękulturalną, przechowywa­

nia w prawietradycji narodowych, nadającymustawom - wramach ustroju demar- chii - autorytet „długiego trwania”; przede wszystkim zaś nastąpiłobyoddzielenie działalnościprawodawczej odbieżącej polityki.

Tenprojekt demarchii jest antidotum na oligarchiędemagogiczną sterującą de- mohappeningiem dla mas, którego koniec wieścił poeta: „demokracji spadkobiercą tyran”.

W nawiasie dodam, dedykując to chronicznympogromcompolskiej myśli spo­ łecznej,że identyczny w zasadzie projekt zgłosił w naszych czasach FriedrichA. Von Hayekw fundamentalnym dziele Prawo, prawodawstwo, wolność, co prawdaw me­

lancholijnym przeświadczeniu o przegranej tego projektu8. Niezależnie jednak od uzasadnionejmelancholii noblisty winniśmy przemyślećna nowote„anachronicz­

ne” i „utopijne” koncepcje. Ogrom bowiem talentów i energii obraca sięwwąskim kręgu idei politycznych i zupełnie jest im obce ponadustrojowe powołanie państwa.

Wistocie rzeczychodzi bowiem o dowartościowanieinstytucji państwa. Trzeba być może przypisać mu nawet (a jest to temat do pogłębienia przy innej okazji) cechy

„sakralne”, by stało sięwsensiemoralnym czymś więcej niż tylko procedurą wyłaniania wciąż zmiennej tzw.woli ludu. Właśnie na strażyponaddemokratycz- nych instytucjii wartościpowinnystać uprawianenauniwersytetach i poza uniwer­

sytetaminauki społeczne.

8 „Czego nam trzeba, to zgromadzenia stanowiącego prawo, które będzie wyrażane ciałem reprezentującym opinię powszechną, nie zaś partykularne interesy; musi być, więc złożone z jed­

nostek, które - gdy już powierzy się im to zadanie - będą niezależne od wsparcia jakiejkolwiek konkretnej grupy. Winno się także składać z mężczyzn i kobiet, którzy zechcą obrać długą per­

spektywę i nie będą się poddawali chwilowym uczuciom i modom płochej większości, której nie musieliby już zadowalać. Dlatego wyobrażam sobie zgromadzenie kobiet i mężczyzn, którzy uzy­

skawszy reputację i zaufanie w zwykłych dążeniach życiowych, byliby wybierani na jedną kaden­

cję o długości mniej więcej 15 lat” (F. A. von Hayek, W hit her Democracy?, London 1978, s. 160).

Cytaty

Powiązane dokumenty

[r]

 szkoła wyższa z dominującą liczbą studentów zaocznych szkoła wyższa z dominującą liczbą studentów zaocznych (duże grupy wykładowe, mało zajęć

programem lepiej przygotowują do pracy w bardzo różnych sektorach gospodarki i życia społecznego oraz publicznego niż i życia społecznego oraz publicznego niż

Najkorzystniej – w porównaniu do innych szkół – sytua- cja przedstawiała się w Wyższej Szkole Oficerskiej Wojsk Inżynieryjnych, gdzie wśród oficerskiej kadry dydaktycznej

Żeby sprawdzić, czy słowo jest postaci ww R w można policzyć jego długość (musi to być liczba postaci 3k) a następnie użyć 3 liczników zmieniających się odpowiednio od 1 do

Wartości skuteczne RMS (Root Mean Square) przyspieszeń drgań w kierunku X, Y i Z dla różnych prędkości obrotowych silnika Comparing such results with the peak and peak-to-

This work aims to evaluate the effect of salt water on the adhesion of Carbon Fibre Reinforced Polymer (CFRP)-to-carbon steel bonded joints using peel tests and

Na ogół należy wtedy uczniowi wyjaśnić, że górna okładka będzie przecież oscylować wokół pewnego położenia równowagi, a bilans energii, który zastosowaliśmy jest