• Nie Znaleziono Wyników

Wieś, 1947.06.22 nr 25

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Wieś, 1947.06.22 nr 25"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

O p h ta pecetowa niszczona rycza h e m .

Cena 10 zł

4 £

z n

'M 4 8

Z N O - L I T E R A C K I

Rak IV Łódź, 22 czerwca 1947 r.

Jan Aleksander Król

Nr 25 (104) T ^ W W

RODOWOD INTELIGENCJI CHŁOPSKIEJ

P ro fe s o r C h a ła s iń s k i w ią ż e „k s z ta łto w a ­ n ie się in te lig e n c ji p o ls k ie j z je d n e j s tro n y z h is to rią u p a d k u fo lw a r k u i d w o ru , a z d r u ­ g ie j s tro n y z h is to rią ro z w o ju m ia s t i p rz e ­ m y s łu , u rb a n iz a c ji i in d u s tria liz a c ji“ * ) .

O in te lig e n c ji p o ls k ie j — g e n e ra liz u ją c — da się w / g C hałasińskiego pow iedzieć, że:

1) „K s z ta łto w a ła się z p o ls k ie j szla chty w procesie je j degradacji ekonomicznej i poli­

tycznej“.

2) „K s z ta ło w a ła się ja k o uboczny p ro d u k t a nie jako pionierski element k a p ita lis ty c z ­ nego ro z w o ju .“

3 „S ta w a ła się rezydentem kapitalizmu w Polsce, ta k ja k p rz e d ty m b y ła rezyd en te m fo lw a r k u — d w o ru pańszczyźnianego“ .

4) W k a p ita lis ty c z n y m m ieście tw o rz y p e ry fe ry c z n e ge tto —- osobną w a rs tw ę społeczno — towarzyską.

5) „ K u ltu r a in te lig e n c k ie g o getta n ie ro z ­ w ija się na podłożu a s p ira c ji ob ję cia ducho­

wego k ie ro w n ic tw a nad m asam i lu d o w y m i (w c h a ra k te rz e ic h e lit y in te le k tu a ln e j), lecz n a podłożu dorównania arystokracji“.

6) D u cho w a solidarność in te lig e n c ji z a ry ­ s to k ra c ją w y ra ż a ła się w s ta n o w is k u je d n e ­ go w spólnego obozu polskich Europejczyków.

7) „E u ro p e jsko ść p o ls k ie j in te lig e n c ji to hedonistyczna k o n s u m p c ja w a rto ś c i k u ltu r a l­

n y c h E u ro p y bez a k ty w n e g o u d z ia łu w dziele tw o rz e n ia E u ro p y i bez poczucia e u ro p e j­

s k ie j w s p ó ło d p o w ie d z ia ln o ś c i“ .

8) „ W po czuciu in te lig e n c ji p o ls k ie j lo sy P o ls k i d e c y d u ją się w płaszczyźnie duchowej, nie materialnej rzeczywistości — in te lig e n c ja , c z y li wyższa sfera ducha i m asy lu d o w e — sfera m a te ria ln a , in te lig e n c ja — polscy E u ro ­ p e jczycy i lu d — p o lscy M u rz y n i, razem b e zna dzie jn y zlepek, a n ie org an iczna całość nowoczesnego n a ro d u “ .

Czy in te lig e n c ja po lska p o d e jm o w a ła p r ó ­ b y p rze zw ycię żen ia s tan ow o — szlacheckich tr a d y c ji k u ltu ra ln y c h ? C h a ła s iń s k i w s k a z u je n a tr z y ta k ie p ró b y : 1) w okresie ro m a n ty z ­ m u, 2) w dobie p o z y ty w iz m u , i 3) w ko ń cu w . X I X , k ie d y je d n i s z u k a li o p a rcia w c h ło ­ pach i „ w c h ło p s k ie j c y w iliz a c ji“ , d ru d z y —

„ w ru c h u ro b o tn ic z y m “ .

A le w ty m m ie js c u p ro f. C h a ła s iń s k i d o k o ­ n a ł niem ałego uproszczenia. S ug eru je nam , że samo zw ró cen ie się in te lig e n c ji do m as l u ­ dow ych, ja k o p ro b le m u s p o łe c z n o -k u ltu ra ln e ­ go, b y ło b y ju ż w y s ta rc z a ją c y m św iade ctw em w y jś c ia in te lig e c ji z je j r o li rezydenta naro­

du. I je ż e li c i p rz o d u ją c y o k a z a li się „lu d ź m i bezdom nym i*' t o d la t e g o ty lk o , że z w y c ię ż y ł duch k o m in k a szlacheckiego, k tó r y „ ja k o ognisko polskości i m y ś li n a ro d o w e j zawsze w y ż e j w y s trz e la , ponad k o m in y fa b ry c z n e “ ( ja k p is a ł L . G ó rs k i w 1880 r . ) , że duch „ T r y lo g ii“ (1884 r.) p rze sąd ził ostatecznie. o szla­

c h e ckim k ie r u n k u społeczno - id eo log iczn ym g e tta in te lig e n c ji.

P ro f. C h a ła s iń s k i z b y tn io po dd ał się u ro ­ k o w i w y s u n ię te j przez siebie s tr u k tu r y k u ltu ­ ra ln e j in te lig e n c ji p o ls k ie j i z b y t a u tom a­

ty c z n ie przedłuża ją w czysto szlacheckim wzorze. Z w r o t do ś w ia ta ' robotniczego m ia ł przecież ro z m a ite ź ró d ła i różne ko n se kw e n ­ c je społeczne. Dość w y m ie n ić po je d n e j s tro ­ n ie : W aryńskieg o, K rz y w ic k ie g o , a po d r u ­ g ie j choćby :A b ra m o w s k ie g o („D z ie d z in a su­

m ie nia , życia osobistego to je s t to co s ta n o w i p ra w d z iw e g o c z ło w ie k a “ ). Żerom skiego („o d s u te ry n ) i P iłsud skieg o (z rosnącą „szarą p yszką“ ).

A ju ż co do lu d o m a n ó w , go tów jestem tw ie rd z ić , że je ś li n ie w in te n c ja c h , to w s k u tk a c h zawsze i w e w s z y s tk im d z ia ła li na szkodę w s i, p rz e c iw je j is to tn y m potrzebom ro z w o jo w y m .

W y m ie n io n y przez C hałasińskiego L . P op­

ła w s k i d o k o n a ł pozornego schlastania szla- chetczyzny. N ie to b o w ie m trze b a przede w s z y s tk im w id zie ć, że o d rzu ca ł „ty s ią c le tn ią tra d y c ję i k u ltu r ę “ sw ej k la s y , ale ,że „ k a ja ­ ją c y się szlachcic za tę cenę u w a ln ia ł się od od po w ie d zia ln o ści za im p as c y w iliz a c y jn o - społeczny w ja k im n a ró d z n a jd o w a ł się w k o ń c u w ie k u X I X i czterdzieści la t potem jeszcze. Jego apologia lu d u , k tó r y m a w s z y ­ stko, od r e lig ii w ła s n e j do n a u k i w ła sn e j, s p rz y ja ła nien arusza ln ości fa ktyczn e g o u k ła ­ d u społecznego i k u ltu ra ln e g o . N a ró d m ia ł podp orząd kow ać się lu d o w i, k tó r y b y nadal

m u fo r m y „d o -ja k ic h dojść lu d może drogą przyrodzonego ro z w o ju z a d a tk ó w własnej k u lt u r y “ .

Z n ó w odrębność in te re s ó w i po trz e b w s i ten szlachcic — in te lig e n t w id z ia ł w e współ­

zawodnictwie historycznej k u ltu ry ludow ej z historyczną ku ltu rą szlachecką.

W m om encie, k ie d y w z o ro w i czystej szlą- chetczyzny z a g ro z iły rosnące na p ię cia spo­

łeczne w k la s ie ro b o tn ic z e j i w a rs tw ie c h ło p ­ s k ie j p o d s ta w ia P o p ła w s k i „p rz y ro d z o n e za­

d a tk i k u lt u r y lu d u “ . Z po zoru p rz e c iw s ta w ie ­ n ie : szlachcie — lu d u . N a p ra w d ę po dparcie tr a d y c ji szla che ckiej konserwatyzm em c h ło p ­ s kim . Zgoda, że w ó w czas ro b iło to w ra ż e ń ie w o jn y w „ro d z in ie “ . A le fa k te m jest, że ta w o jn a id e o lo g ii k u ltu r a ln y c h , w ciągn ąw szy w s w ó j k rą g zrazu in te lig e n tó w pochodzenia chłopskiego (B u ja k , P ig o ń ) a po tem chłopów , działa czy id e o w y c h (N iecko, Solarz, M iłk ó w - ski) w y s z ła na d o b ro „ r o d z in y “ . P rz e d łu ż y ła na n o w y c h 50 la t p a no w an ie „g e tta in te lig e n - ckiego** w r o li k u ltu ra ln e g o w y k ła d n ik a i urzę dowego usypiacza m as lu d o w y c h , co stano­

w iło cenę je j re z y d e n c tw a w na rod zie pań- s k o -k a p ita lis ty c z n y m

M ożna w y k re ś lić dw a d ia g ra m y . Jeden, ja k w in te lig e n c k ą w a lk ę o lu d w łą c z a ją się w sz y s tk ie k o m p le k s y in te lig e n c k ie g o getta, s cha rakteryzo w an eg o prze z C hałasińskiego.

D ru g i, ja k się fo r m u je s tr u k tu r a chłopskiego getta pól-intełigeckiego analogicznie do n a ro ­ dowego i z jego w ła ś n ie n a ś la d o w n ic tw a z am bicji dorównania mu.

D ia g ra m p ie rw s z y : Popław ski — to przede w s z y s tk im p o d s ta w ie n ie za m in io n e szlachec­

k ie tego, co m inione w lu dzie . Po d ru g ie za­

trz y m a n ie i u trw a le n ie (n a p rz y k ła d z ie w y ­ z w a la ją c e j się k la s y ) p rze ko n a n ia , że każd y system k u ltu r y m a m ożliw o ść nieskończo­

nego ro z w o ju , W z e s ta w ie n iu znaczyło to:

w ra m a c h tr a d y c y jn e j k u ltu ry , lu d o w e j ro z ­ w in ie się przyszłość na ro d u . N ic też d z iw n e ­ go, że w ty c h sam ych la ta c h „ T r y lo g ia p o w ­ szechniej p rz e k o n y w a ła in te lig e n c ję polską o ty m , że w ra m a c h tr a d y c ji szla che ckich ro ­ z w in ie się przyszłość n a rod u. C zy P o p ła w s k i,

„lu d o m a n “ , w y z w o lił się zate m z om roczeń ge tta in te lig en ckie go?

P aw liko w ski G w albert. Jego b re d n ie o n i­

szczeniu n a tu ry przez prze m ysł, (w bezprze- m y s ło w e j G a lic ji? !) jego hasło p o w ro tu do p rz y ro d y i sm ako w a nie estetyczne n a tu r y w w e g e ta c y jn y m ż y c iu w s i (s ła w n a nędza ga­

lic y js k a — 86% c h ło p ó w b e z ro ln y c h i n a k a r ­ ło w a ty c h gospodarstw ach) o d s ła n ia ją z a k ry te dno w id e o lo g ii „lu d o w o -n a ro d o w e j“ P op­

ła w skie go . W ieś to coś innego, n iż rz e c z y w i­

stość w y p ie ra ją c a i niszcząca szlachetczyznę ja k o kla sę i ja k o w z ó r k u lt u r y n a ro d o w e j.

K r ó tk o m ów iąc, w ieś to przyroda, zatem w ieś to — n ie in d u s tria liz a c ja ! N ie c h w ieś pozo­

stanie sobą! O jednego poważnego p rz e c iw n i­

k a m n ie j. T a k się zachow a w k r a ju d a w n y stan ró w n o w a g i w s to s u n k u do w ła s n y c h n a ­ ro d o w y c h do łó w społecznych. Bo w stosu nku do obcego k a p ita liz m u k u rc z y się stale i obniża po zycja „rezyd en ta ,, i w ła ś n ie przez to apostołow anie „p o w ro to w i do n a tu r y “ w ś ró d tu b y lc ó w k ra jo w y c h .

W itkiew icz. T u, żyw cem przeszczepiona p r o ­ b le m a ty k a in te lig e n c k ie g o getta. C z ło w ie k ! Człowiek je s t n ie ty lk o w ś ró d panów , je st ró w n ie ż w lu dzie . Z a m k n ijm y oczy na ró ż­

n ic e p o z y c ji i r o li społecznej, n a różn ice p o ­ zio m ów ekonom icznych. Co w ię c e j, z a w ró ć ­ m y z d ro g i na k tó re j „p o d n ie s ie n ie dochodu ró w n a się p o dn iesien iu lu d z k ie g o is tn ie n ia “

a cóz zobaczym y? W ró ż n y c h s tru k tu ra c h tego samego człowieka w drodze do s w o je j w ew nętrznej m oralnej godności i doskona­

łości. N a te j drodze m u pom óżm y. T rzeba być ślepym , a b y n ie w id z ie ć in te lig e n c k ie g o k o m ­ pleksu u W itk ie w ic z a , ja k go n ie p rz e z w y c ię ­ ża i um acnia. W itk ie w ic z m a w ła ś n ie poczu­

cie zdegradow anego szlachcica w św iecie k a ­ p ita lis ty c z n y m . D lateg o k o n s e k w e n tn ie , to co się z ty m ś w ia te m w iąże, (1 ) „zag ad nie nie d o ­ b ro b y tu m a te ria ln e g o “ i (2) w a lk i k la s o w e j, usu w a z p o la w id z e n ia , z własnego poła w i­

dzenia. B y łb y to stan k o m p le tn e j degra­

d a c ji, g d y b y n ie s z la che cko-in te lig en ckie ra ­ to w a n ie „w ie lk o p a ń s k ic h a s p ira c ji“ . W p o lu w id z e n ia osadzają one in te lig e n c k i k u lt

„ ja ź n i“ , d a ją c y poczucie w yższości społecz­

ne j, przez duchowo — m oralną wyższość.

Z n ó w re s z tk i k a te g o rii k u ltu r o w y c h s zla ch ty w je j procesie d e g ra d a c ji społecznej — d a w n ie j, d o sło w nie w y tw o rn o ś ć , d w o rska gładkość, k la so w e w y ró ż n ia n ie się, subtelność to w a rz y s k o —-in te le k tu a ln a — s k o n c e n tro w a ­ ne te ra z w p o ję c iu „p ię k n e j duszy“ , w „oso­

bow ości m o ra ln e j“ przenosi W itk ie w ic z na g ó ra li, ta k ż e przecież w k a p ita liz m ie i eko no­

m iczn ie i społecznie zdegradow anych.

I je m u , „w ysa dza nem u z siodła szlachcico­

w i“ i im „b ie d n y m , g ó ra lo m cóż pozostało, ja k n ie „d u c h o w e szlachectw o?’* „R o z s trz y ­ g a ją cym c z y n n ik ie m życia zbioro w eg o n ie są fo r m y urządzeń, in s ty tu c je , t y lk o stan dusz lu d z k ic h danego społeczeństwa'*.

R egionalne i etn olo giczn e p ię k n o góralsz­

czyzny p o d trz y m u je W itk ie w ic z , ja k łu p in ę orzecha, szczelnie chro niącą w e w n ą trz „ d u ­ m ę ro d o w ą i pych ę pochodzącą z bogactw a, k tó ra ro z p ie ra ta k samo p ie rś G ąsieniców ja k Z b o ro w s k ic h “ . W y c h y lić g ó ra li z ic h zam ­ k n ię te j k u lt u r y zna czyło by to przesunąć ic h w problem atykę kapitalistyczną ( w a lk i kla so­

w e j i o rg a n iz a c ji d o b ro b y tu now oczesnym i ś ro d k a m i i n a rzęd ziam i), zna czyło by to p rze sta w ić h ie ra rc h ię w a rto ś c i: z tow arzy- sko-prywatnych na społeczno-ekonomiczne.

G órale rze czyw iście m u się u d a li. S tara, za­

kon se rw o w a n a k u ltu r a lu d o w a o gro m ad z­

k ie j w ię z i społecznej, analogiczny do szla­

checkiego u k ła d ro d ó w , w y s o k i s to p ie ń życia to w a rz y s k ie g o ( k u ltu r a pasterska), p o lo t f i ­ lo zoficzn o - estetyczny, w s z y s tk o to razem p rz y zasadniczym od cię ciu od nowoczesnych procesów społeczno c y w iliz a c y jn y c h tw o rz y ło obraz życia, w k tó r y m n a t le u trw a lo n y c h n o rm spo łe czno-o bycza jow ych zmiennym i w y d a w a ły się w y łą c z n ie procesy zachodzące w osobach, jako duszach i charakterach.

W ięź zad zie rżgnięta m ię d z y W itk ie w ic z e m a g ó ra la m i w y ra ż a ła dlatego n ie przezw ycięże­

n ia k la s o w e j po staw y, ale sp o tk a n ie się

„d w ó c h b ra ta n k ó w ".

I t y lk o p o d w a ru n k ie m z a trz y m a n ia g ó ra li w „ k u ltu r z e lu d o w e j“ m ó g ł w id z ie ć i p ro p a ­ gować to brâterswo dusz jednakich. S kolei

„ k u ltu r a lu d o w a “ p o d trz y m y w a ła go w b łą ­ dzeniu po ślepej uliczce du ch o lo g ii. J a k K o r ­ d ia n o w i s ta ry sługa G rzegorz u p rz y ta m n ia , że je s t „p a n ic z e m “ ta k W itk ie w ic z o w i górale w ro la c h „be zpo średn ich o p ie k u n ó w “ jego osoby ja k o gościa w T a tra c h , w r o li fu r m a ­ nów , k u c h a rz y , tancerzy, p rz e w o d n ik ó w i to ­ w a rz y s z y w ę d ró w e k u p rz y ta m n ia li, że je st am basadorem „duchowych spraw“ szlachec­

kiego narodu. W szkicu o M a te jc e z ,,duszy“

roz s trz y g a ją c e j o ż y c iu je d n o s tk i w y p ro w a d z i po ję cie z b io ro w e „Ducha“, k tó r y ogarnia lu d z i i czasy a niera z w y łą c z o n y z mas „p o ­ zostaje w je d n e j duszy ja k Joanna D ‘A rc.

* ) J. C h a ła s iń s k i: Społeczna genealogia in te lig e n c ji p o ls k ie j. „C z y te ln ik “ 1946 r .

3 0 CZERWIEC - 6 UPIEC 1947

ZJAZD PISARZY »WSI« W RYTWIANACH

(p o w ia t S a n d o m ie rs k i) — dojazd 1) k o le jk ą w ą s k o to ro w ą z Sandom ierza i 2) sam ochodam i z ja z d o w y m i z K ie lc u l. S ie nkiew icza 51, (z W o je w ó d z k ie j R a d y N a ro d o w e j) Rozpoczęcie Zjazdu o godz. 10-tej 30 czerwca (poniedziałek) U c z e s tn ic y w in n i dojechać do R y t w i a n w w ig ilię zjazdu.

Szczegóły p ro g ra m u w zaproszeniach.

K o rd e c k i, K ościuszko“ ... O to sprężyna dzie­

jó w , k tó rą u k a z u je W itk ie w ic z w la ta ch, k ie ­ d y k a p ita liz m w c h o d z i w św iecie i E u ro p ie w p ie rw szą fazę im p e ria liz m u i k ie d y u nas w k r a ju n a ró d dosięga p o lity c z n ie i gospodar­

czo losu „ k o lo n ii“ *)

O rk a n zaczyna sw o je pis a rs tw o u tw o ra m i społecznym i ( „ K o m o r n ic y " „ W ro z to k a c h “ ).

Jeszcze w r. 19(K> s y g n a liz o w a ł G a lic ji w a lk ę lu d u roboczego W arszaw y, Ł o d z i i innych, m ia s t K ró le s tw a , s y g n a liz o w a ł po w stan ie ta m P olskiego Z w ią z k u Ludow ego. A le w p ły w m is trz a W itk ie w ic z a rośnie. W p ie rw a k c e n to w a ł ro z w a rs tw ie n ie społeczne na w s i.

W id z ia ł zawsze re g u la to r społeczny w oso­

b is ty c h d ra m atach lu d z i z g ó r ( i w sąsiedz­

tw ie i w ro d z in ie n a w e t). Potem , z la ta m i, n ie ty lk o n ie k ro c z y k o n s e k w e n tn ie dro g ą p rz y w ó d c y „w e w n ę trz n e j r e w o lu c ji społecz­

n e j na w s i“ , ale za W itk ie w ic z e m klasę za­

stęp uje po ję cie m czło w ie ka, d e fin io w a n y m m ora lno -etnicznie . W c z ło w ie k u de cydu je n ie jego położenie społeczne, n ie zw iązane z n im tre ś c i h isto ryczn e ale „ k a lib e r duszy*1, „ m ia ­ ra w ro d z o n e j godności*1, „ra s a du ch o w a “ .

„ N ie bieda, n ie ciem nota je s t na jgorszą d la chłopa nied olą ! N a jw ię k s z e p ie k ło n a w s i ja k i w m ieście w y n ik a ze w sp ółżycia ró żn ych ras d u c h o w y c h “ .

Ta z pozoru psych ologiczno -m oralna m is ty ­ ka m a s w o ją ko n se kw e n tn ą w y m o w ę spo­

łeczną. O rka n odw raca da w n e oceny. T e ra z k o m o rn ik staje się gorszy w je go oczach od k m ie c ia . B o ,,k a lib e r duszy“ , bo „ra s a d u ­ cho w a“ u k m ie c ia — wyższe. Dlaczego?

„1 r z y p a trz y łe m się n ie ra z ty m i ta m ty m i ich stosunkom w z a je m siebie. N ie po w ie m , b y się m i o w i p ło ń s i le p ie j p rz e d s ta w ili. T ra ­ d y c ja i ducha p ro s tu je , w y ż e j nieść się mU każe'*. ( „ L is t y ze w s i“ — 1925 r.). N ik t le­

p ie j, ja k O rk a n n ie de m asku je społecznego ro d o w o d u W itk ie w ic z o w s k ie j k o n c e p c ji

„Człowieka*' i jego duszy. Zastosow uje k r y ­ te r ia W itk ie w ic z a do rzeczyw istości w ie j­

s k ie j. I co m u w ypada? Że „tr a d y c ja i du­

cha p ro s tu je “ . Z naczy to, że personalne w a r ­ tości n ie p rz e s ta ją b y ć społeczno-historycz- nym i. A dlaczego s y lw e tk a duchow a g ó ra la ja ś n ie je b a rd z ie j w k o s tiu m ie tra d y c y jn y c h cech społecznych a n ie n o w a to rs k ic h , prze­

ła m u ją c y c h dawne? B o W itk ie w ic z o w i szło w g ru n c ie rzeczy o w a lo ry p ry w a tn o -to w a - rzyskie , ja k ie poszlachecka in te lig e n c ja k u l­

ty w o w a ła w sobie. O rk a n szuka ją c w g . W it ­ k ie w ic z a du szy w góralach, t. zn. ic h cech pryw atno-tow arzyskich, m u s ia ł ko n s e k w e n t­

n ie dobić do te j k la s y g ó ra li, w k tó r e j tr a d y ­ c jo n a liz m społeczno-gospodarczy czyniąc oso­

bowość społeczną w g ó ra lu niew idoczną, w y ­ s u w a ł na p la n p ie rw s z y je go „charakter“,

„kalib er“, „duszę“.

A le się właśnie, pokazało, że te n z b y te k m ie­

l i km ie c ie „szlacheckiego swego więdnę po­

chodzenia k tó re cho w a ją w s k rz y n ia c h p e rg a ­ m in y z pieczęciam i k ró ló w , p rz y w ile je nada­

ne ongi ic h pradziadom , ponad inszych dum ą ro d o w ą się w y ź n ią “ . T en lu ksus ducha to po- p ro s tu fo r m y towarzysko-społecznego w y w y ż ­ szania się bo g a tych i „u szlach conych“ k m ie c i, to s ty l ic h ż y c ia „g d z ie zda w a łob y się: w szyscy ró w n i, bieda ic h z ró w n a ła ( w okolicach, ja k m o je ) — a ro d o w i w yzn a cza ją się choćby n a wesela, choćby różn icą od kło nu wobec k re w ­ nych a pośledniejszej b ie d o ty “ .

W itk ie w ic z o w s k a „du sza c z ło w ie k a " za­

m k n ę ła O rk a n a w e w si, ja k o w w y s ta rc z a ją ­ cym sobie śwłecle, o o k rz e p ły c h p ra w a ch ż y ­ cia zbiorow ego. W itk ie w ic z d o p ro w a d z ił tego in te lig e n ta -c h ło p a do je g o zdegradow ania po szlachecku, tz n . do uch yle n ia się od pro b le m a ­ ty k i, ja k ą s ta w ia ł k a p ita liz m przed w sią, w zakresie je j społecznej i m a te ria ln e j n ie w o li.

W itk ie w ic z o w s k a „du sza c z ło w ie k a " pchnę­

ła w k o n s e k w e n c ji O rk a n a w przeszłość h is to ­ ryczną w s i w p o s z u k iw a n iu cech te j duszy, n ie w ą tp liw ie bogatszych u k m ie c i, k tó r z y z z k ró la m i ga dali, niż u ic h p o tom ków . „N ie m a dw óch zdań — ja k p is a ł P ig oń w po słow iu do L is tó w ze W si — O rk a n a rty s ta lg n ą ł w m ia rę la t coraz serdeczniej do fo r m tr a d y c y j­

nych, do dawności, do ś w ia ta i lu dzi, co b y li d rz e w ie j. W y n io s ła honom ość gazdów ro d o ­ w y c h w id z ia ła m u się m iły m sercu z a b y tk ie m daw nych czasów, osłabłym , ale nie m n ie j jesz­

cze w y ra ź n y m odbiciem dusz wyższego od d z i­

siejszych w y m ła iu “ .

* ) P a trz J. A . K r ó l „W ie ś “ N r 17. 18, 19,

— „ M it P a rc e li“ „D ro g a do p ó łk o lo n ii“ „ B y le polska wieś spokojna".

(2)

Str. 2

W I E S " Nr 25 (104)

»>

/ W yższego w y m ia ru dusze, to dusze — ary- s iv .ir a c ji g ó ra ls k ie j, na jw yższe — a ry s to k ra c ji z przed w ieków . K ró tk o m ów iąc — „m a rtw e dusze“

Oto p ie rw s z y diag ram . P oka zuje on ja k na prze ło m ie w. X J X i X X in te lig e n c ja , wychodząc pozornie do lu d u z g e tta poszlacheckiego, na p ra w d ę grzęzła w n im na d a l w sposób ty lk o b a rd zie j w y ra fin o w a n y i obłudny. W szak po­

m ię dzy zach w ytem dla „ T r y lo g ii“ a z a c h w y ­ tem dla „ k u lt u r y lu d o w e j“ , dla gó rali, „bezpo­

średnich op ie kunó w “ ta te rn ik u ją c y c h in te li­

gentów , is tn ie ją ścisłe z w ią z k i. W „ T r y lo g ii1 zach w yca ł przecież c z y te ln ik ó w nie ty lk o świat, szlachecki, ró w n ie ż lu d na rubieżach B z -p iite j,

jego osobliwa, d z ik a „p o e ty c k a n a tu ra “ tz n je go odrębna „lu d o w a k u ltu r a “ . J e j to is tn ie ­ nie daw ało g w a ra n c ję stanow ego c h a ra k te ru P olski i w ty m sensie b y ła ona je d n y m z ele­

m en tó w „w s p a n ia łe j przeszłości“ .

C h w a lcy p rz y ro d y , c h w a lc y k u ltu r y ludowej, p iękn a duszy chłopa, b la skó w od le głe j h is to rii, ozłacającej jeszcze współczesne, s tra s z liw e społecznie i m a te ria ln ie dzieje k o lo n ia ln e j w s i p o ls k ie j — c h w a lc y c i po zo sta w a li d la te ­ go re z y d e n ta m i obcego k a p ita liz m u w Polsce, p e ry fe ry c z n y m g e tte m w now oczesnych dzie­

ja c h c y w iliz a c y jn y c h E u ro p y i Ś w iata, zam ­ k n ię ty m w k rę g u to w a rz y s k ie j p ro b le m a ty k i u d u c h a w ia ją c e j i m o rą liz u ją c e j w p ró ż n i społecznej.

G łosy ta k ie , ja k W a c ła w a N a łk o w s k ie g o n a ­ le ż a ły do odosobnionych P o tę p ia ł on „ch ło p o - n ia ń s tw o “ , „ k tó r e chę tnie u b ie ra się w s u k m a ­ nę i łapcie... p rz y p is u je lu d o w i n ieb yw ałe cno­

t y i idealność uczuć... T em u to p rą d o w i p rz y pisać należy że w dobie o sta tn ie j g łó w ­ n y m k ie ro w n ik ie m filo z o fic z n o - estetycz­

nej m y ś li p o ls k ie j je s t Sabała, dostawca żę­

ty c y d la c h o rych ż o łą d k ó w i m ąd rości dis cho rych lu b u w sie czn io n ych w ro z w o ju m óz­

gów*'. („F orpoczty** — L w ó w — 1895), B y ła to odpowiedź n a hasło, ja k ie W ltk ie w icz g ło s ił, c y tu ją c Sabałę: ja k to panie u c z y ­ nić, 0,by zostać człe kie m uczonym a chłopem nie przestać b y ć ?

W haśle ty m p rz y ów czesnym system ie to

te rp re ta c y jn y m lu d o m a n ó w t k w iło typow e:

c o n tra d ic tio in adieeto. Szło wszak w p ie r w j szym rzędzie o to, aby chłop nie p rz e s ta ł być chłopem . A n ie przestać — znaczyło tjrle , co n ie w y jś ć z h is to ry c z n ie zad aw nio ne j ^ k u ltu ­ r y lu d o w e j“ . O uczonóści zatem n ie m ogło być m o w y , co n a jw y ż e j o m is ty c z n e j m a g ii.

N ie trz e ź w y głos N a łk o w s k ie g o z a c ią ż y ł na przyszłości, prze ciw n ie , zaciążyło nad r o z w ija ­ ją c y m się .ruchem o św iato w o, m ło dzie żow ym na w s i w ła ta c h późniejszych, a w cześniej, nad ruchem p o lity c z n o - s am o rząd ow ym — in te li­

genckie g e tto ludom anów .

Z a ry s u je tę tra g ic z n ą p ra w d # d ia g ra m dru g i.

Jan Aleksander K ról.

(C. d. n.)

Leonard Sobierajski

D zisia j, g d y jesteśm y w sta d iu m ciągłego do pa sow yw an ia i odrzucania w ie lu elem en­

tó w k u ltu ro w y c h przekazanych n a m przez dzień w czorajszy, w ty m m om encie nieza- k rz e p ły c h jeszcze fo rm , szczególną o d p o w ie ­ dzialność h is to ry c z n ą ponoszą rep reze ntan ci aw an sują cych w a rs tw — in te lig e n c ja chłop ska i robotnicza.

W czasach, w k tó ry c h s ta ra m y się o d b u ­ dow ać w ia rę w czło w ie ka, w rozum , w jego zdolność do sensownego ułoże nia stosunków' lu d z k ic h , g d y rz u c a m y hasło in te ie k tu a łiz a c ji życia, w czasach ty c h staje się rzeczą k o ­ nieczną. b y elem e nt in te lig e n c k i, w y ło n io n y przez g ru p y aw ansujące, całą sw o ją zdolność m y ś le n ia in te le k tu a ln e g o od d a ł w służbę ty m g ru p o m społecznym , d la k tó ry c h przede w s z y s tk im n o w y porządek został pom yślany.

B y on m ó g ł się w p e in i u rz e c z y w is tn ić , m usi m ie ć zag w a ra n to w a n y ś w ia d o m y w s p ó łu d z ia ł mas lu d o w y c h . Ten ś w ia d o m y w sp ó łu d zia ł,

■ w ypływ ający z pełnego zro zu m ie n ia zadań, n o rm i r a c ji d z is ia j ob ow iązu ją cych, m usi byc org a n izo w a n y w ła ś n ie przez in te lig e n c ję chłopską i rob otniczą.

R O L A S P O ŁE C ZN A P IS A R Z Y C H Ł O P S K IC H M o w a je s t t u n a tu ra ln ie o ty m p is a rs tw ie lu d o w y m , k tó re g o p o d n ie tą zasadniczą b y ło rozb ud zanie św iadom ości społecznej i k u lt u ­ r a ln e j w w a rs tw ie c h ło p s k ie j. P u b lic y s ty k a chłopska z d ru g ie j p o ło w y X I X w ie k u i p ie r ­ w szych d ziesią tek X X m u s ia ła dokonać ko lo s a ln e j p ra c y , b y zatrzeć w św iado m ości w s i w y r y te głęb oko b ru z d y przez system feu dalno-pańszczyzm any. R o zpra w a z c h ło p ­ ską „du szą pańszczyźnianą“ , rozbudzenie w c z ło w ie k u w s i poczucia godności lu d z k ie j — oto b y ły p ie rw sze zadania tego sam orodnego chłop skieg o pisarstw a .

Następne e ta p y to p ró b a w y d o b y c ia chłop a z „ u g n io tu “ pa ń skich w z o ró w k u ltu ra ln y c h , pańskiego s ty lu . N a s ile n ie tego eta pu n a j­

w iększe przyp a d a na okres m ię d z y w o je n n y . O dsunięcie w s i od u d z ia łu w tw o rz e n iu rze­

czyw isto ści gospodarczej i k u ltu r a ln e j s k a - zało ją w ów czas na szukanie w ła s n y c h , p r y ­ w a tn y c h ja k b y rozw iąza ń w d z ie d z in ie go­

s p o d a rk i i k u ltu r y . „A g r a r y z m “ ja k o k o n ­ cepcja gospodarcza, czy schodzenie w p ra s ło - wiaóskość, d la od nalezienia ta m p ra w z o ró w k u lt u r y c h ło p s k ie j, to b y ła w ła ś n ie legenda chłopska p rz e d w o je n n y c h la t, legenda po­

w s ta ła przede w s z y s tk im na da l ze w z g lę d ó w re ko m p e n sa ty za b ra k pola d la Is to tn e j, k o n ­ k r e tn e j a k ty w n o ś c i c h ło p s k ie j, k tó ra n ie m o ­ g ła znaleźć u jś c ia w system ie społecznym i p o lity c z n y m czasów m ię d z y w o je n n y c h .

D z is ia j w a rs tw a chłopska je s t g ru p ą aw ansu.ącą. S to ją przed n ią o tw o re m w s z y ­ s tk ie d z ie d z in y życia. W espó ł z kla s ą ro b o t­

niczą o rg a n iz u je ona rzeczyw istość eko no­

m iczn ą k r a ju , m a w p ły w na ośw iatę, w y c h o . w a nie , k u ltu rę . M a do d y s p o z y c ji in s ty tu c je o ch a ra kte rze za w o d o w ym (Z . S. C h .), spo­

łeczno - k u ltu r a ln y m (C h. T. O. K „ L . I K ., L . I.M ., Ch. T . P. D „ T. U. L., T. T . L . itp.).

W ciągnąć masę chłopską w pracę ty c h in s ty ­ tu c ji, pokazać ic h d z ia ła n ie , przekonać o ic h p rz y d a tn o ś c i to pierw sze zadania, ja k ie s to ją prze d in te lig e n c ją chłopską. In te lig e n c ja ta m u s i m ie ć ja k ie ś o ś ro d k i skup ia jące , m u s i m ie ć b o g a ty in s tru m e n t o d d z ia ły w a n ia . W p a ń s tw ie now oczesnym t y m in s tru m e n te m je s t przede w s z y s tk im prasa, szerzej m ó w ią c działalność w yd a w n icza . D la postępow ych p is a rz y lu d o w y c h ty g . „W ieś*' staje się w ła ­ śnie ty m ośrodkiem .

E K O N O M IA PRACY IN T E L E K T U A L N E J Z ła m „W s i“ z w ra c a m y się do w s z y s tk ic h w s p ó łp ra c o w n ik ó w z apeflem o po djęcie sko­

o rd y n o w a n e j, s k u p ia ją c e j p ra c y in te le k tu a l­

ne j, Potrzeba stw orze nia „.W ielkiego Zespołu R e da kcyjne go“ staje się dziś spra w ą d o jrz a łą P u b lic y s to m chłop skim , w y ro s ły m na trą d y-' cja c h ra d y k a ln e g o ru c h u lu do w eg o, pisarzo m o u w ra ż liw io n y m s u m ie n iu społecznym nie w o ln o dziś k ro c z y ć ś la d a m i sw o ich p o prze d­

n ik ó w sprzed p ó ł w ie k u , k tó r z y b y li skazani na to, żeby chodzić samopas, żeby b y ć ty lk o p a rty z a n ta m i c h ło p s k ie j s p ra w y . P isarz lu ­ d o w y d zisia j m u s i poczuć się c z ło n k ie m g ru ­ p y, pe łn ią ce j o kre ślo ną fu n k c ję ; je go w y s iłe k in te le k tu a ln y n ie może b y ć d o ry w c z y i p r z y ­ p a d k o w y , w ła ś n ie ja k o czło ne k g ru p y p o d e j­

m ie przyp ad ają ce m u zadanie.

Ż y je m y dziś w okre sie ścisłych p la n o w a ń gospodarczych i k u ltu r a ln y c h , w te n k o n te k s t zadań i o b o w ią z k ó w i m y m u s im y b y ć w p i­

sani. Przez w y ty c z e n ie sobie kierunku pracy u n ik n ie m y m a rn o tra w s tw a energii intelektu­

a ln e j. G d y w s p ó ln ie ro z p ra c u je m y c a ły sze.

re g zagadnień, k tó ry c h „p o s ta w ie n ia “ i roz­

w ią z a n ia dom aga się rzeczyw istość dzisiejsza,

r z e d Z j a z d e m

wówczas zaoszczędzimy całą sumę w y s iłk ó w , k tó re w pracach ro b io n y c h na „ślepo**, n ie je ­ d n o k ro tn ie . „d u b lo w a n y c h “ w y c z e rp y w a ły m ożliw o ść ja k ie jś s y n te ty z u ją c e j się w s p ó ł­

pra cy.

A przecież przed p u b lic y s ty k ą lu d o w ą sto­

ją ogrom ne zadania! W y p e łn ić swą ro lę w o ­ bec g ru p y , z k tó r e j się w yszło, po w iązać tę gru pę z c a ły m społeczeństwem i ja k o pisarz lu d o w y stać się p rz y d a tn y m i aw an sują cej w a rs tw ie c h ło p s k ie j, i całem u k r a jo w i w jego no w e j s tru k tu rz e społecznej. T rz e b a się na m w s p ó ln ie zastanow ić ja k n a jle p ie j te n w iąś- n ie p o s tu la t zrealizow ać.

Pisarze chłopscy sta n o w ią dziś ja k b y in te ­ le k tu a ln e u n e rw ie n ie te re n u całego k ra ju . R e je s tru ją o n i s k rz ę tn ie te w sz y s tk ie bodźce, ja k ie o trz y m u ją z w ła s n y c h ś ro d o w is k , p rz e ­ k a z u ją c je ty m centrom , ja k im i są re d a k c je pism . Ż yw ość i tra fn o ś ć ty c h p rz e k a z ó w p o ­ zw a la k re ś lić ja k b y d ia g ra m y życia na rod u.

N ie tru d n o z n ic h odczytać ja k ie są je g o p o ­ trz e b y i osiągnięcia. T o w ła ś n ie je s t te n r e a l­

n y w k ła d p is a rs tw a ludow ego, dopom agający do usta le n ia s y tu a c ji gospodarczej i k u ltu r a l­

ne j k r a ju . T o n ie je s t spra w a trz y m a n ia się w ie js k ic h o p ło tk ó w , ja k m y ś lą sobie n ie k tó re re d a k c je p is m m ie js k ic h ; w ieś je s t dostatecz­

n ie d u ż y m i w a ż n y m o d c in k ie m życia n a ro ­ dowego, konieczność re je s tro w a n ia tego w szystkiego, co n a ty m o d c in k u się dzieje je s t chyb a k w e s tią bezsporną d la lu d z i n ie - uprzedzonych, d la lu d z i, k tó rz y chcą m ieć pełną w id z ia ln o ś ć s p ra w ogólno na rod ow ych . Pisarze chłopscy, g ru p u ją c y się w o k ó ł „ W s i“

s ta w ia ją sobie za zadanie n ie t y lk o prze dsta­

w ia n ie w łasnego ś ro d o w iska w e w s z y s tk ic h jego aspektach, u s iłu ją o n i na te re n tego środ ow iska przeszczepić te w a rto ś c i, k tó re m a ją ważność i w y s o k ą cenę na r y n k u n a ro ­ d o w ym . D z ię k i w ła ś n ie ty m pisarzo m obo­

w ią z u ją c e tre ś c i k u ltu ro w e m a ją możność p rz e n ik a n ia do śro d o w iska w ie js k ie g o . U in ­ te n s y w n ić te n proces będzie zadaniem te j g ru p y , k tó rą n a z w a liś m y „ W ie lk ą R edakcją'*.

B E Z P IE C Z E Ń S T W O K U L T U R A L N E

Ż y je m y w czasach n ie w ą tp liw ie w ym a ga­

ją c y c h od cz ło w ie k a dużej dzieln ości in te le k ­ tu a ln e j. K a ż d y n o w y dzień s ta w ia nas przed n ie ro z s trz y g n ię ty m i p ro b le m a m i, cią gle jesz­

cze s ta je m y prze d a lte rn a ty w ą w y b o ru , p ły n ­ na i^ e czyw isto ść zmusza nas do opow iedzenia się za lu b p rz e c iw w dzie sią tka ch spraw . Je­

dnostka często, gd y sama bez op arcia o g ru ­

pę, o in s ty tu c ję , p ra g n ie w y m a n e w ro w a ć te n c a ły s p lo t zagadnień, koń czy załam aniem , nie z n a jd u je w y jś c ia . T u w ła ś n ie w y s u w a się p ro b le m bezpieczeństwa k u ltu ra ln e g o . S p ro ­ wadza się ono do tego, że c z ło w ie k ła tw ie j z n a jd u je rozeznanie w rzeczyw istości, gdy d zia ła w g ru p ie , k tó r a ro z k ła d a na sw oich czło n kó w ro b o le poznawczą. Jednostka u zy­

s k u je w ty m w y p a d k u poczucie pewności, gdyż w ie, że w ie lk ie zadanie in te le k tu a ln e g o opanow a nia rzeczyw istości rozłożone je s t na całą grom adę. Łą czy się z ty m zaśada spec­

ja liz a c ji. a to znaczy i p o głębian ia p ro b le m u . P isa rz c h ło p s k i z y s k u je pewność, gd y drążąc się w ja k im ś je d n y m zag ad nie niu w ie , że na d ru g im k ra ń c u k r a ju u z u p e łn ia ją c y p ro b le m p rz e p ra c o w y w u je jego tow a rzysz po m y ś li i piórze. To je s t idea naszej „ W ie lk ie j Re.

d a k c ji“ z k tó rą id z ie m y do sta ry c h d z ie ln y c h p is a rz y c h ło p s k ic h : Czułów , S topczyków , W y ro b k ó w , K a p u ś c iń s k ic h ,z k tó rą id z ie m y do piszących, działa czy ru c h u ludow ego, do w ie js k ic h p rz o d o w n ik ó w życia gospodarczego w Z. S. Ch., w reszcie do in te lig e n c k ie j m ło ­ dzieży w ie js k ie j,, k tó ra dziś na w yższych ucze ln iach zdo byw a zaw ody i u m ieję tności, k tó re zna kom icie pom ogą je j do na da nia w s i nowego, odpow iadającego potrzebom k -s oJiu k u ltu ra in o .m a te ria ln e g o .

Jan Marcinek (Bieńkowice) r

G Ó R N I C Y

(Fragm ent Podania o staw ie w kopalni soli w W ie lic zc e )

Górnik odetchnął z ulgą i na bryle siada,

» ta rł pot i swojemu koledze powiada;

„Prawda, że ciężkie? W worku są same talary.

Mnie porządnie boiały od niesienia bary.

Żeś też, bracie, nie wyszedł na m oje spotkanie.

Teraz siadaj i rachuj, boś ty robił na nie.

W eźm ij co tw a ochota, boś ty zapracował, ja siedział i tylko tw ej pracy się dziwował.

Mnie odlicz co tw a łaska i szczera ochota.

Więcej nie chcę, niż m oja w artała robota“ . N a to pomocnik mówi: „M ój kochany brpcie!

tyle czasy robimy, jeszcze mnie nie znacie.

Ja jestem młodszy wiekiem i mam wiele siły, nic dziwnego, żem robił, kolego m ój m iły więcej ja k ty . Lecz moje potrzeby są skromne Ja do ciebie o żonie i dzieciach nie wspomnę, bo nie miałem i nie mam, tak dzieci, ja k żony.

Nasz rachunek inaczej będzie ustalony.

M ianowicie: ile się żywi osób z pracy,

każda będzie korzystać w równej mierze z płacy, którąśm y otrzym ali z zarobku przy soli.

Myślę, że na ten podział kolega przyzwoli.

Lecz chodźmy stąd, może gdzie przy stole siędzienty obiecałem poczęsne, to się napijem y,

ja k to nasi koledzy- we zwyczaju m ają, tylko szkoda, że czasem się poopijają.

Dzień zapłaty za pracę, to też jest dzień wesela.

Ja cię chcę poczęstować, jako przyjaciela.

N apijem y się trunku dobrego po trosze, a siedząc przy szklaneczce, rozliczym y grosze“ . Szli szybko, dosyć długo, przez puste pieczary.

N ie słychać stuku pracy ani ludzkiej gwary.

Doszli do w ielkiej bram y, naraz się otwiera Jasno tu. Biedny górnik wkoło się obziera.

Oślepiają go słońca rzęsiste promienie.

Jakieś cudne ogrody, drzew, krzewów zielenie.

Sadzawka z czystą wodą, wkoło wodotryski, obok olbrzymie sfinksy otw ierają pyski.

Cudna woń balsamiczna podnieca* rozkosznie, w gaju liczne ptaszęta śpiewają radośnie.

A słońce coraz bardziej, zda się, prażyć z góry.

Tak idąc wśród bogactwa, przepychu natury, doszli m ałej altany, zdobnej w kw iaty róży.

Towarzysz rzekł; „Jesteśmy u kresu podróży“ . Weszli do środka, siedli przy wspaniałym stole.

Górnik popatrzył oknem altany na pole.

Wydało się mu, że coś narzeka i jęczy.

¡Tęcz nic, to strum yk płynie, po kamykach brzęczy.

Żadnego nigdzie jęku, wszędzie radość błoga.

Jednak serce górnika obejmuje trwoga.

Czego się tu obawiać? — w m yśli siebie pyta.

Spojrzał na towarzysza, w oczach jego czyta

przyjacielską życzliwość. Jednak mu nie wierzy, chociaż ten jest w te j samej co przed tym odzieży — i tak samo łagodny i w sobie zam knięty.

Co to jest? — myśli górnik — westchnął; „Boże św ięty!“

Towarzysz, jakb y tego nie słyszał westchnienia, nie podniósł na górnika swojego wejrzenia.

Tylko rzekł obojętnie: „Rozliczmy swe mienie.

A le tak, byśmy m ieli spokojne sumienie.

Ja jest sam, was jest wszystkich razem dziewięcioro.

M am y wprawdzie pieniędzy zarobionych sporo.

Lecz gdy to rozłożymy na tak wiele, osób, to z tego wyżyć miesiąc, zdaje się nie sposób.

Górnik spojrzał mu w oczy i mówi powoli:

„O to cię, towarzyszu, niech głowa nie boli.

Co m i dasz, to przyjm uję, jakoś się wyżyje, Spory temu grosz bywa, co wódki nie p ije“.

Pom yślał kró tką chwilę i dodał nieśmiało :

„Tobie by się, kolego, wszystko należało:

tyś robił, a ja siedział, więc za co brać pracę?

Co m i z tego, że cudzą pracą się zbogacę.

Z tego m i nic nie przyjdzie, bo krzywda nie tuczy.

Tak m i mówi sumienie, tak mnie w iara uczy.

Ja się na to nie zgodzę, nie ma o tym mowy“.

Mówiąc te słowa stał się jego wzrok surowy i stanowczy. Co widząc towarzysz powiada:

„Trudno, nam się w ten sposób rozdzielić wypada.

Taka jest m oja wola i postanowienie“ . Górnik na to: „A moje jest takie sumienie:

że co nie zarobiłem, to się brać nie godzi.

Biada, ja k starszych ludzi nie chcą słuchać młodzi.

T y m i udziel cząsteczkę, podług m ej roboty.

Do kłótni nie mam z tobą najm niejszej ochoty“, Gdy wymówił te słowa, nagle pociemniało, zniknął wspaniały ogród, ptactwo nie śpiewało.

Błyska tylko kaganek, słabe światło daje.

Towarzysz w ziął pieniądze, przed górnikiem staje

A mówi: „Bierz pieniądze, mnie nic nie potrzeba;

nie pożądam napoju, odzieży i chleba.

Teraz patrz na czem siedzisz. Tu nie są ogrody.

Pod tobą staw głęboki, pełen słonej wody.

Gdybyś się na m ój podział, nieboraku, zgodził, Wziąłbyś pieniądze, lecz już po świecie nie chodził“.

Górnik patrzy, a oni siedzą na źdbła traw ie, które pływa po pełnym słonej wody stawie.

Zadrżał z trw ogi, lecz jego towarzysz go cieszy, a gdy tonie, natychm iast z pomocą mu śpieszy Wyprowadził go na brzeg i wskazał mu drogę Czy to prawda, ja na to przysięgać nie mogę.

„Lecz fa k ty są faktam i“ — tak babka mówiła Ta kobieta, choć nigdy w kopalni nie była, jednak tw ierdziła, że tam jest staw bardzo dn i że ten staw za dowód prawdy ludziom służy.

W tym stawie ma być zawsze pełno słonej woi

(3)

Nr 25 (104) „ W I E $"

Sfr. 9

P io tr S topcayk P io tr W y ro b e k M a o ie j Czuła Józe f K a p u ś c iń s k i S ta n is ła w G ębala

Tadeusz Papier

Ż Y C I O P I S A R Z Y

W 1920 ro k u p is a ł sie de m dzie sięcioletni m a­

la r z i p isa rz c h ło p s k i A n to n i S topa do rz ą ­ d u o pom oc:

„J a n iż e j podpisany, przeszło od la t 40-tu p is y w a łe m p ra w ie do w s z y s tk ic h p is m lu d o ­ w y c h i u s tn ie p ra c o w a łe m n a d u ś w ia d o m ie ­ n ie m lu d u , co m i ciężko szkod ziło w m a la r­

s tw ie ko ście ln ym , gdyż m n ie n ie k tó rz y księża b o jk o to w a li, ja k o s to ja ło w c z y k a i lu do w ca.

K to będzie p is a ł o p iś m ie n n ic tw ie lu d o w y m w G a lic ji, te n d la m n ie m u s i k a rtę przezna­

czyć...

M a m c i w p ra w d z ie m a łe gospodarstw o c h ło p s k ie i ż y ję ja k chłop, ale w ty m ro k u w y p a d n ie chyb a zm a rn ie ć z b ra k u odzienia i p o ż y w ie n ia — i ta k u to p ić się na brzegu w o ln e j P o ls k i, o k tó r e j ty le się m a rz y ło 1/ (z rę k o p is u „W ie ś “ n r. 30 (5 8 ).

W c z te ry la ta pó źniej A n to n i Stopa u m a rł n ie doczekawszy się pom ocy z W arszaw y. Cze­

k a ć b y ło jeszcze ć w ie rć w ie k u , z a n im ta po­

moc, ta k im ja k Stopa pisarzo m c h ło p s k im została fo rm a ln ie przez rz ą d ud zie lon a. N ie m a l w sto la t o d n a ro d z in chłopskiego, społeczne­

go p isa rstw a .

Dlaczego na le ży im się nagroda? P i­

s a ł S te fa n L ic h a ń s k i o P io trz e S top czyku — c h ło p s k im „w ie rs z o k le c ie , m u z y k u i m y ś li­

c ie lu “ („W ie ś “ 22— 23 (50— 51), iż te n m im o , że o s ta tn io „ u k ła d a “ n a w e t w iersze o dem o­

k r a c ji, „ t k w i m ocno w na ło gach ś w ia to p o g lą ­ do w y c h d a w n e j w s i (m a obecnie przeszło 70 la t) i różn ice m ię d z y w s ią i d w ore m , po m ię ­ dzy k u ltu r ą mas i „p a ń s tw a “ odczuw a ja k o coś stw orzo ne go przez O patrzność, is tn ie ją c e ­ go z w o li Bażej... S to p czyk t k w i n a jz u p e łn ie j w św iecie po ję ć i w y o b ra ż e ń u trw a lo n y c h .p rze z stule cia pańszczyźniane, w um y s ło w o ś c i

c h ło p s k ie j“ .

C zy to słuszna ocena? A le w ta k im ra z ie Uczczenie p ię c iu p is a rz y c h ło p s k ic h przez u - dżiele nie im po m ocy m a te ria ln e j b y ło b y n i­

czym in n y m , ja k p ie lę g n o w a n ie m cennych ja ­ ko z a b y tk i m uzealne w a rto ś c i, ale gro źnych ja k o w z o ry współczesności. B y łb y to ju ż w s te ­ czny k rą g spra w , obce w y m ia ry . A przecież pięć la t prze d „W eselem “ p is a ł A n to n i S to- pa:

„ I w y m y ś lic ie , że do końca św iata, T a k będzie c z ło w ie k po żera ł człow ieka?

D o łe m głód będzie — a w y z y s k u góry?

Z a jr z y jm y do ż y c io ry s ó w naszych p ię c iu p i­

sarzy: P io tra W y ro b k a z Osielca, P io tra S top- czyka z K ę b lin pod Ło dzią, M a c ie ja C zu ły z Grataia, Józefa K ap u ściń skie g o z L ip n ik , pow . M ościska i S ta n is ła w a G ęb a li z Ż abn a n a d Sanem. N a c ie rn is tą drogę p is a rs tw a lu d o w e ­ go n ie pch nę ła ic h sama „ is k r a Boża“ . B ieg ic h życia w yzn a czo n y zosta ł przez w a r u n k i gospodarcze, społeczne i k u ltu r a ln e p o ls k ie j w s i ko ń ca X I X w ie k u . J a k ie ż to b y ły w a ru n ­ k i? I ja k ie tra d y c je ?

PIOTR STOPCZYK

Pisze w s w o ic h p a m ię tn ik a c h S top czyk:

„o jc ie c b y ł gospodarzem (wieś S zczaw in pod Ło dzią) na czterech m orgach, je d n a k ro w a , dzieci czworo. Ja n a jsta rszy, do s z k o ły n ie chodziłem , bo je j w p o b liż u n ie b y ło a o j­

ciec i m a tk a pien iąd ze ro z p o z n a w a li t y lk o „p o k o lo rz e “ .

Są to la ta osiem dziesiąte X I X w ie k u . K r ó le ­ s tw o p rze cho dzi okres w ie lk ie g o u p rz e m y s ło ­ w ie n ia i ró w n o le g le okres re fo rm a g ra rn ych . C h ło p i z y s k u ją z uw łaszczenia i p a rc e la c ji co­

ra z w ię c e j zie m i, zm niejsza się c y fra gospo­

d a rs tw k a rło w a ty c h . P ozornie m a się na le ­ psze. W r . 1872 (S topczyk u ro d z ił się w 1873) gospodarstw a po niżej 3 m ó rg s ta n o w iły 21,9 p ro c ogólnego obszaru, gdy w 1904 13 proc.;

od 3 do 15 m ó rg — 40,5 proc., w r. 1904 — 63 9 proc. Z m nie jszen ie się lic z b y gospodarstw k a rło w a ty c h po w ię k s z y ło jednocześnie liczbę be zrobotnych. E m ig ra c ja za ro b ko w a (w 1890 ponad 17.000 osób, 1912 — 285,829) w ska zu je na tę sam ą, w adę u s tro ju rolnego. ,

W łaściw ością s tosu nków w ie js k ic h w K r ó ­ le s tw ie P o ls k im — pisze W . G ra b s k i (Społe­

czne gospodarstw o ag rarn e w Polsce — W -w a 1923) __ b y ło is tn ie n ie ju ż prze d uw łaszcze­

n ie m og ro m n e j lic z b y lu d n o ś c i b e zro ln e j. Sta­

n o w ili on i 33 proc. ogółu lu d n o ści w ie js k ie j.

U ka z 1864 r. na d a ł znacznej ic h lic z b ie g ru n ta A le po uka zie lic z b a ic h zaczęła z n ó w ze zna­

czną szybkością się wzm agać. Lu dność w ło ś ­ ciańska b ro n iła się od tego. b y .n ie spadać do rzędu m a ło ro ln y c h , s p ła ty rodzeństw a się u- po w szechniały, ale ka żd y spłacony, gd y nie d o k u p ił się g ru n tu na p a rc e la c ji, n ie poszedł do fa b r y k i lu b do A m e r y k i p o w ię k s z a ł lic z ­ bę b e z ro ln y c h i z s p fia ro w y w a ł s w o ją pracę rz a d z ie j ja k o służący d w o rs k i, częściej ja k o w y r o b n ik w e w s i m ieszkający. Służba d w o r­

ska, ja k k o lw ie k w 1864 ro k u dostała, częścio­

w o z m ocy u k a z u g ru n ta , szybko się napo- w r ó t z re k ru to w a ła z ro d z in p a ro b k ó w , k tó rz y g ru n tu żadnego p rz y uw łaszcze niu n ie o trz y ­ m a li. Po fo lw a rk a c h zatem n ie b ra k o w a ło s łu ż b y s ta łe j, k tó ra daw n o s tra c iła zw iązek z g ru n te m , a w s ie się r o iły od n o w y c h b e z ro l­

n y c h w y ro b n ik ó w z gro na w s i sam ej p o w s ta ­ ły c h “ .

Ilo ś ć b e z ro ln y c h po da je G ra b s k i d la K r ó ­ le s tw a z 1891 r. (dane urzędow e) na 13 proc., 1901 — 17,2 proc., dla 1907 — 31 proc. (nie­

w ie le m n ie j n iż w 1859 r.).

D o ką d m ia ł się udać m ło d y S top czyk po skończeniu 14 la t, a w ię c w w ie k u , k t ó r y na w s i je s t ju ż d o jrz a ły do w s p ó łu d z ia łu w p ra ­ cy ro d z in y ? „ G d y skoń czyłe m 14 la t, posze­

d łe m do fa b ry k i, na przędzalnię, do Zgierza.

T a m się n a uczyłem czytać“ .

M ia s to d a je S to p c z y k o w i to, czegoby na w s i n ie zd o b y ł. U m ie ję tn o ś ć c z y ta n ia opano­

w a n a d o p ie ro w fa b ry c e je s t w y ła m a n ie m się z zachow aw czego k rę g u środ ow iska w ie js k ie ­ go. S top czyk w y b ija o k n o n a ś w ia t. P raca po fa b ry k a c h , k o n ta k ty z r o b o tn ik a m i (następują p ie rw s z e are szto w a nia s o c ja lis tó w , p ie rw sze udane s tr a jk i, p ie rw sze s ta rc ia z p o lic ją , k o n ­ gresy, ta jn e bro szu ry) i p o ró w n a n ie z środo­

w is k ie m w ie js k im ro d z i now ego czło w ie ka.

B u d z i się w S to p czyku — ja k o n sam się w y ­ raża „ m y ś lic ie l“ , „W ie rs z o k le ta “ p rz y jd z ie do głosu p ó ź n ie j, a b y ująć. ju ż w s ło w a .pisane to, co m y ś lic ie l zaobserw uje.

Jakąż to tra d y c ję p rz e ła m a ł Stopczyk? Z a m ło d u słysza ł ja k k s ią d z m ó w i n a k a z a n iu :

„ K t o się zna n a piśm ie, te n się do p ie k ła , c i­

śnie“ . M a tk a S topczyką m o d liła się, „a b y Bóg d ą ł m u tę łaskę, aby ksią żek n ie c z y ta ł“ . „ P y ­ ta łe m się b ra ta , ja k ta m na tw o je j w s i, czy­

ta ją gazety, albo ja k ie k s ią ż k i. A b r a t m ó w i, że... bez tego m ożna żyć. N a m e try c e uro dze­

n ia S topczyką napisano: „ a k t te n s ta w a lą ce - m u i ś w ia d k o m prze czyta ny, a że pisać nie u m ie ją przez nas t y lk o po dp isan y zo sta ł“ .

W 7G ro k u życia S top czyk pisze: „m a m za w ie le żalu do ty c h , co u tr u d n ia li dostęp do n a u k i“ .

W 1890 r. (a w ię c k ie d y S top czyk m ia ł sie­

dem naście la t) u m ie ra cicho k s ią d z Ś ciegien­

n y. A le pozostaje jego te s ta m e n t: „n a le ż y a- byście się z m ó w ili i razem u d e rz y li na ty c h , k tó rz y się z w a m i ja k z b y d łe m obchodzą“ .

S topczyk n ie w sze dł w zo rg a n iz o w a n y ru c h re w o lu c y jn y ro b o tn ic z y a n i c h ło p s k i. A je d ­ n a k te n „w ie rs z o k le ta “ i „ m y ś lic ie l“ n ie t k w i

„ w św iecie p o ję ć i w y o b ra ż e ń u trw a lo n y c h przez stule cia pańszczyźniane w um y s ło w o ś c i c h ło p s k ie j“ . T e n starzec zw ie d z a ją c y łó d z k ie re d a k c je w p o s z u k iw a n iu pism a „po stę po w e­

go“ , dogaduje się z m ło d y m i, z n a jd u je zrozu­

m ie n ie d la czasów k tó r e idą. D z ie ciń stw e m t k w i w w iosce pa ńszczyźnianej, b y na sta ­ rość doczekać się pe łn ego w y z w o le n ia w si, w s i po re fo rm ie ro ln e j, zo rg a n izo w a n e j gos­

podarczo, w ż y c iu k tó r e j bie rze u d z ia ł, o rg a ­ n iz u ją c c h ó ry , czy te ln ie , b ib lio te k i.

PIOTR WYROBEK

„U ro d z iłe m się w O sielcu w p o w ie c ie m y ­ ś le n ic k im , d n ia 26 czerw ca 1871 ro k u z o jc a Józefa i m a tk i K a ta rz y n y z H a je s tó w P o ­ czą tk o w e j n a u k i c z y ta n ia i p is a n ia u d z ie la ł m i ju ż w 5 -ty m r o k u życia m ó j ojciec m a ją c y w y k s z ta łc e n ie d w u z im o w e j s z k o ły n a w ie j­

s k ie j organistów ce, lecz do piero w 8 -m y m r o k u życia zacząłem uczęszczać do m ie js c o ­ w e j szkoły lu d o w e j podówczas je d n o k la s o w ę j w 6 o d d z ia ła c h . o 1 na uczycielu . P rzyczyn ą ta k późnego z ja w ia n ia się w szkole t k w iła w ty m , że m ie s z k a liś m y za w s ią w zagrodzie zw anej P ieskow a, a od cię te j od w s i przez rzekę Skawę, e n k la w ą , k tó r a n ie m ia ła przez rzekę zbudow anego m ostu, a urządzone na n ie j k ła d k i do prze cho du b y ły przez la to i zim ę często z ry w a n e .“

.W eszliśm y w śro d o w isko w s i g a lic y js k ie j, o n a jlic z n ie js z e j ze w s z y s tk ic h ziem p o lskich w a rs tw ie p ro le ta ria tu rolne go, k o m o rn i­

kó w , p a ro b k ó w , be zro ln ych , w a rs tw ie ,, spo­

łecznie w y d z ie d z ic z o n y c h '1 bez „ż a d n y c h per - s p e k ty w na p o p ra w ę swego b y tu " . B r a k prze­

m ysłu , p rz e lu d n ie n ie , b ra k o św ia ty, pano­

szenie się lic h w y (od 1873 — 1874 r.) B a n k w ło ś c ia ń s k i ł p ra w a tn i k a p ita liś c i w y s ta w ili

na lic y ta c ję w G a lic ji o k o ło 20.000 gospo­

d a rs tw ch ło p skich ) p o w o d o w a ły ow ą słyn n ą nędzę g a lic y js k ą , z k tó r e j je d y n y m w y jś c ie m m ogła być e m ig ra c ja zaro bko w a.

J a k w ta k ic h w a ru n k a c h m a rz y ć m ia ł o w yższej szkole P io tr W y ro b e k , syn m a ło ro l­

nego chłopa? „ B y ły to czasy — pisze o sw o im d z ie c iń s tw ie W y ro b e k — w k tó ry c h c h ło p i w a lc z y li z o św iatą n ie c h c ie li w ięc szkoły, a je ś li ju ż b yła , to taka , b y im odpo­

w ia d a ła , b y dzieci do n ie j n ie c h o d ziły w te ­

dy, „ k ie ro b o ta w p o lu i pasienie b y d ła je s t.“

Szkoła n ie d a w a ła p ra k ty c z n y c h k o rz y ś c i, w w a ru n k a c h prze strza łe go u s tro ju ag rarn ego i b ra k u o ś w ia ty n ie m o g ła k o n k u ro w a ć w y ­ d a tn ie z d ru g ą i starszą in s ty tu c ją w y c h o w a ­ n ia na w s i, ja k ą b y ła ro d z in a i dom ro d z in n y . C h łop u w a ż a ł szkołę za lu k s u s n ie p rz y d a tn y dla niego w o be c in n y c h , b a rd z ie j w a ż n y c h życio w o o b o w ią z k ó w w gospodarstw ie, do m u zagrodzie. O jcie c W y ro b k a w o la ł w id z ie ć sy­

na p rz y p ra c y w go spo da rstw ie n iż posyłać go do s z k o ły w yższej, lu b po zw a lać n a „ t r a ­ cenie czasu" p r z y c z y ta n iu książek. „G d y m się d o rw a ł do k s ią ż k i tr a k tu ją c e j o nędzy w G a lic ji, a na pisane j przez znanego S ta n is ła ­ w a Szezepanowskiego i zaczytałem się w n ie j ta k , że m n ie tru d n o b y ło od n ie j o d e r­

wać, o jc ie c w p rz y s tę p ie zło ści w y r w a ł m i tę ksią żkę z r ę k i i r z u c ił do ognia płonącego w k u c h n i n a t.zw . nalepie. B y w a ły ta k ie z a ta rg i z ojce m i p rze d ty m gdyż p a lił m i w y rw a n e z r ę k i gazety, k tó re pożyczałem o d o rg a n is ty , od jego b ra ta , znanego pisarza ludow ego, m a ­ la rz a A n to n ie g o S top y.“

O jc ie c — to ś w ia t s ta re j w s i świeżo po pań- szczyźnianej, te j w ła ś n ie n ie c h ę tn e j w sze l­

k im zm ianom , n ie z d o ln e j do ty c h zm ian, za­

m y k a ją c e j się w cia snym k rę g u spra w , k tó re d y k to w a ła z p o k o le n ia na .p o k o le n ie „ c a ł­

k o w ita zależność od p ra w n a tu ra ln y c h ", ś w ia t z a m y k a ją c y się w g ra n ic a c h dom u, p o d w ó rk a , pola, d w o ru , k o ś c io ła .1 k a rc z m y , któ re g o h o ry z o n t n a jsze rszy sięgał s p ra w i p ro b le m ó w r y n k u m ałego m ia ste czka na k tó ­ r y m o d b y w a ł się ja rm a rk .

J a k ie b y ły m o ż liw o ś c i aw ansu społecznego m łodego szesnastoletniego W y ro b k a po szko­

le . p o w sze chne jj? Pozostać w gospodarstw ie ojca i w s ta łe j od niego zależności, czy pchać, się w y .e j? M ło d e m u W y ro b k o w i ojc ie c n ie da je się uczyć, zm usza syna w y ry w a ją c e g o się k u d a le k ie m u niezn ane m u ś w ia tu do po­

zostania w sta re j w s i. Pozostaje w ię c sąmo- dokształcem e, droga, k tó r ą . prz e s z li p ra w ie w szyscy n a jw y b itn ie js i p is a rz e i p o lity c y chłopscy. K o rz y s ta z ksią ż e k o rg a n is ty , k s ię ­ dza, nauczyciela, z n a jo m y c h i n ie tr a c i n a ­ dziei* że ud a m u się w k o ń c u dostać do szko­

ły ś re d n ie j. Dlaczego?

„H o d o w a n o n a w s i — pisze W y b ó r e k __

ciem notę duchow ą, k tó ra n ie m o g ła s tw a ­ rzać d la je j m ie szkań ców d o b ro b y tu , bo s tw a rz a ła nędzę. P rze sta rza ła u p ra w a ro li...

b ra k na w o zów sztucznych, n ie u m ie ję tn a h o ­ d o w la b yd ła ., że ch o w a ło się czasem pięć k r ó w a n ie ra z przez k ilk a m ie się cy w ro k u n ie b y ło k a p k i m le k a . Gzy to t y lk o u nas?

B y ło ta k p ra w ie u każdego gospodarza. D la ­ tego też u p ie ra łe m się, aby m n ie dano do szkół, (szkół ro ln ic z y c h n ie b y ło w p o b liżu . S łyszało się ty lk o o śre d n ie j szkole ro ln ic z e j w C ze rn ich o w ie i w yższej w D u b la n a ch k /L w o w a ).

D o szkół! A b y w y rw a ć w ieś z zaczarow a­

nego k o ła u s y p ia ją c e j m u z y k i Chochoła, z rz ą d u p r a w n a tu ra ln y c h o d d a ją cych chłop a w n ie w o lę n ie t y lk o p rz y ro d y , słońca, desz­

czu, m rozu , ale w n ie w o lę k a p ita łu . W y ro b e k ja k i S topczyk s to ją na uboczu p o lity c z n y c h ru c h ó w ro b o tn ic z y c h i c h ło p skich . Z d a ją so­

bie o n i je d n a k spraw ę z . konieczności pozna­

n ia p r a w rządzących życiem społecznym , z konieczności o p an ow a nia ty c h p r a w i zasto­

sow ania ic h do po trz e b środow iska. W y ro ­ be k u k o ń c z y ł w 21 ro k u życia z a le d w ie dw a k u rs y s e m in a riu m nauczycielskiego, p o te m przyszło w o js k o , pew n e m o ż liw o ś c i d o k s z ta ł­

cania w c h a ra k te rz e ra c h m is trz a i w o jn a .

„P o w o js k u — pisze — pra c o w a łe m w k a n ­ c e la rii a d w o k a tó w w s ta ro s tw ie m y ś le n i­

c k im , słu żyłe m też w g a lic y js k im k o rp u s ;e s tra ży s k a rb o w e j, po czym w s tą p iłe m do p ra c y sądow ej, b y b yć b liż e j sw o ich i nieść im pom oc w ra z ie po trze by. W ty m czasie o b ja w ia łe m n a jin te n s y w n ie js z ą działalność ja k o p is a rz n ie ty lk o sądowy, ale lu do w y, w s k a z u ją c y d ro g i chłopom do d o b ro b y tu i do Chleba, zaś w zakre sie e tn o g ra fii, poznaniem z w y c z a jó w i s tro jó w lu d u w ie js k ie g o .“

A u to r lic z n y c h a r ty k u łó w o treści spo­

łeczno-gospodarczej w „P ia ś c ie " k a le n d a rz u P iasta (1916— 19191 ..N ow ej R e fo rm ie " „P r z y ­ ja c ie lu L u d u ". ..W ło ś c ia n in ie ", a u to r „ K a te ­ chizm u O b y w a te ls k ie g o “ (ręko pis z r. 1924)“ ,

„B a b io g ó rc ó w K lim c z a k ó w i Z agórzan i ich s tro jó w w przeszłości i obecn ych“ , w s p ó łp ra ­ c o w n ik P olskiego T o w a rz y s tw a L u d o z n a w ­ czego i P aństw . M uzeum E tno graficzn eg o — absolw en t k u rs ó w p rzyg o to w a w czych do za­

w o d ó w p ra k ty c z n y c h , z k u rs ó w społecznych, z a lk o h o lo g ii — ó w ja k się sam nazywa

„w ie c z n y sam ouk“ m a ją c la t 74 — je s t s łu ­ chaczem U n iw . Powsz. T.U .R . w K ra k o w ie

w r. 1945/6. To ju ż nie dalszy ciąg sam ouctw a

— to s p ra w d za n ie czy rzeczyw istość, w k tó ­ r e j się ż y je je s t ta sama, k tó r e j się szukało na pró żno w s ta re j chacie w O sielcu. W y ro ­ be k n ie ż a łu je ja k niegdyś K o lb e rg , że jego w ieś została w y rw a n a „ z dotychczasowego ży w o ta skupionego p o d z a m k ie m lu b d w o r­

k ie m “ . P rz e c iw n ie w p e rs p e k ty w ie sw oich d łu g ic h la t, re je s tru ją c da w n o zaszłe fa k ty , do szuku je się ic h przyczyn , z w ią z k ó w i zależ­

ności i w te j re a lis ty c z n e j ocenie rz e c z y w i­

stości h is to ry c z n e j — ó w dziadek — je s t nam w n u k o m — b lis k i.

MACIEJ CZUŁA

M a c ie j Czuła u ro d z ił się w 1889 ro k u 24. 2. w e w s i B ronioach, p rz y c z ó łk u C h a łu p k i (pow. k ra k o w s k i), ja k o syn gospodarza na dw ó ch m o rg a ch z ie m i i jednocześnie prze­

w o ź n ik a w słu żbie u h r. Badeniego.

G ospodarstw a, ja k ie p o sia d a ł o jcie c C zu ły s ta n o w iły w G a lic ji większość. W e d łu g G rabskieg o pospo da rstw a 2 h e k ta ro w e w r.

1859 s ta n o w iły 35, 60 proc. a w 1902 42, 27 proc. Jednocześnie w ie lk a ilo ś ć lu d n o ś c i bez­

r o ln e j (25 p r o c ) p o g łę b ia ła nędzę, n a k tó r ą n ie b y ło ra d y .

Najgorsze, b y ła . z im a pisze C zuła — ł prze dn ów e k. G d y b ra k ło zboża, p ie k ło się chleb, g o to w a ło k lin ik i i p ie k ło p la c k i z ję c z m ie n ie m i z ie m n ia k a m i, k tó ry c h b y ło w ię c e j i b y ły tan ie. Czasem z ie m n ia k i n ie - dość p rz e d m ro z a m i zabezpieczone prze­

m a rz ły , s ta w a ły się sło dka w e, co ro d z ic ó w m a r tw iło a m n ie cieszyło, bo sobie m ogłem bo da j s ło d k ie g o z ie m n ia k a zjeść, gdyż się c u ­ k ie r w d o m u rzad ko, czasem ty lk o w n ie d z ie ­ lę z n a jd o w a ł na stole.

D o m y b y ły d re w n ia n e , n is k ie k r y t e słom ą, po części bez k o m in ó w i bez podłóg, o m a ły c h o k ie n k a c h i pojedyńczyoh, na s k u te k czego w ta k ie j iz b ie b y ł stale p ó łm ro k , a w w iększe m ro z y m a rz ła woda. Jeże li ch a łu p a b y ła k u rn a , t. zn. bez k o m in a , k tó re jeszcze p a m ię ­ ta m , lu d z ie ż y li w n ie j ja k po tępień cy. D y m z pieca w ych od zący na izb ę s m o lił ścia ny i w s z y s tk ie g ra ty w n ie j się z n a jd u ją c e , prze­

n ik a ł wszędzie, a przede w s z y s tk im a ta k o w a ł oczy m ieszkańców , k tó rz y w ta k ie j c h w ili c h o d z ili ze łz a m i s p ły w a ją c y m i im po p o lic z ­ kach.

J a k w ta k ic h w a ru n k a c h m o g li lu d z ie w te d y żyć i pracow ać — b y ło d la m n ie z a w ­ sze zagadką.

N ajw cześniejsze d z ie c iń s tw o C z u ły — u p ły ­ w a ło na p a s tw is k u i w do m u ro d z in n y m

„d re w n ia n y m , k r y t y m słom ą o m a ły c h o k ie n k a c h “ . W idzieć z niego m ożna b y ło m a ły k rą ż e k św iata, n ie w ię k s z y ja k p o d w ó r­

k o A n d rz e ja R a dka w P ajęczyn ie z a n im n ie z ja w ił się na n im n a u c z y c ie l „ K a w k a “ . D o szko ły zaczął Czuła chodzić w r . 1895, u k o ń ­ c z y ł ją w 1901 . „ N ie w y n io s łe m z n ie j w ie le w iadom ości, bo stała n a n is k im poziom ie, ale po niew aż na u c z y c ie l L e itn e r pożyczał m i sto ­ sowne d la m n ie k s ią żki... p rze czyta łe m ic h dość dużo i w y n io s łe m ze szko ły tro c h ę w ię ­ cej w ia d o m o ści od in n y c h k o le g ó w .“

„P o n ie w a ż uczyłem się dobrze n a u c z y c ie l n a m a w ia ł rodziców , aby m n ie p o s y ła li do w yższych szkół... Rodzice b y li lu d ź m i ro z u m ­ n y m i, ale s ta re j d a ty, op orn i, na w s z e lk ie n o - w ę p rą d y społeczne... z p o w o du u b óstw a ro ­ b ić tego n ie m o g li, p rz e c iw n ie u w a ż a li żem p o w in ie n zarabiać. P o s y ła li m n ie te d y od 13 ro k u życia na „p a ń s k ie “ i do in n y c h rob ót, a g d y p ra c y n ie b y ło , pasałem je d y n ą k ro w ę , ja k ą p o sia daliśm y. Pasenie to w y k o rz y s ty w a ­ łe m ta kże do cz y ta n ia książek lu b gazet —

„W ie ń c a — P szczółki“ , k tó re w te d y w y d a ­ w a ł i ro z s y ła ł m ię d z y lu d p ie rw s z y b u d z ic ie l lu d u pod zaborem a u s tria c k im ks. S ta n is ła w S to ja ło w s k i.“

D la C zu ły dw ie d ro g i p ro w a d z iły na sze­

r o k i ś w iat. Z je d n ą z e tk n ą ł się p rz y paseniu k ró w , c z y ta ją c „W ie ń c a — P szczółkę“ , na dru g ą pch nę ła go bieda. „P o n ie w a ż d o rasta­

łem c h w y c iłe m się ju ż cięższych ro b ó t p rz y re g u la c ji rz e k i o b w a ło w a n iu W isły..', ale n ie ­ długo ro b o ty się skoń czyły, w dom u zaciąży­

ła bieda, a poniew aż w G a lic ji za p a n o w a ł s il­

n y ru c h e m ig ra c y jn y do obcych k r a jó w za Chlebem, opuściłem i ja dom ..."

„P rzeszło 3 la ta p ra c o w a łe m w N iem czech p rz y rob otach ziem nych, w h u tach, cegiel­

n ia c h ,fa b ry k a c h , poznałem w iększe m iasta...

Z N iem ie c też zacząłem pis y w a ć kore spo n­

dencję o życiu p o ls k ic h ro b o tn ik ó w w N ie m ­ czech do „W ie ń c a — P szczółki", b ra łe m ży­

w y u d z ia ł w ży c iu n a ro d o w y m i k u ltu r a ln y m tam tejszych P olakó w . B y ło to w r. 1907, m ia ­ łem w te d y la t 18“ .

W ro k u 1910 po w ra ca C zuła do k r a ju . K sią dz S to ja ło w s k i da je m u pracę w re d a k c ji

Cytaty

Powiązane dokumenty

Wydaje się, że w odniesieniu do tej grupy sprawców uzasadnione byłoby nałożenie dozoru kuratora, bowiem w przypadku jego braku (oraz braku obowiązku informowania sądu lub

[r]

Rozdział drugi, Charakterystyczne cechy wojny hybrydowej, zajmuje się celami i narzędziami oraz kierunkami wojny hybrydowej Rosji przeciwko Ukrainie, elementami wojny hybry-

Następnie złóż kartkę wzdłuż linii przerywanej tak, aby strona z rysunkami i pustymi miejscami do wpisania była na zewnątrz.. Wpisz odpowienie wyrazy w okienka

[r]

Słowa kluczowe Bystrzyca Stara, PRL, praca w szkole, edukacja, szkoła, warunki mieszkaniowe w PRL, projekt historia zamknięta w mieszkaniu.. On miał wtedy takie mieszkanie z

mieckim czy rosyjskim stać się więc może bardziej instrumentem utwici dzającym naszą tożsamość niż rozezna­.. niem umożliwiającym poruszanie się na różnych

” Narodowy płatnik tak nisko wycenia procedurę leczenia odwykowego osób uzależnionych od nikotyny, że zamykane są kolejne poradnie antynikotynowe