• Nie Znaleziono Wyników

O znaczeniu astronomii w wychowaniu i jej nauczaniu

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "O znaczeniu astronomii w wychowaniu i jej nauczaniu"

Copied!
70
0
0

Pełen tekst

(1)

s/A U L I Ń S K I ,

?'J**BCT*°?!

t

m i

»

IL,fif

j ~ l j h + l i C ^

O Z N A C Z E N I U

- ü " r:

A S T R O N O M I I

W WTCBOWAMI I JEJ iAÖCZAIÖ

(z jedną tablicą iitografow aną.)

. M l ;

$§4 ,

W E L W O W I E ,

N A K Ł A 1 H .H 't'O W A R Z X S T W A V ED A C O G IC A N K C O .

%

pill

(2)

I

(3)

j j Z N A C Z E N I U

A S T R O N O M I I

W W YCH OW AN IU I JEJ NAUCZANIU,

(4)
(5)

O Z N A C Z E N IU

A S T R O N O M I I

W WYCHOWANIU I JEJ NAUCZANIU

" x v v

PRZEZ

D r- J Ó Z E F A Ż U L I Ń S K 1 E G 0

jedną tablicą litografow aną.)

W E L W O W I E .

NAKŁADEM TOWARZYSTWA PEDAGOGICZNEGO.

1 8 7 4.

(6)

1 ) 2 5 ^ 6 6 ’^

1 4 ,4 '3 ^

% m ę &

1 d r u k a r n i E, W i n i a r z a ,

(7)

w

obec pow szech ny ch zabiegów i usiło w ań celem uczczenia 4001etniej rocznicy Ko p e r n i k a, — To w a r z y­

s t w u Pe d a g o g i c z n e m u p rzy p ad ła, ja k zaw sze, skrom n a lecz nie m niej przeto i w ażna cząstk a w udziale.

G odziw em je s t odpierać nieuzasadnioną chciw ość N iem ców co do narodow ego pochodzenia K opernika.

G odziw em uroczystem i obchody św ięcić pam ięć w ielkiego refo rm a to ra u k ła d u w szech św iata. — Czem że je d n ak bardziej potrafim y uczcić p olsk ie jego Im ię — jeżeli nie zam iłow aniem i rozpo w szechnianiem astronom icznej w iedzy w śró d m ass polskiego n a ro d u ?

Oto po bu d k i dla k tó ry c h To w a r z y s t w o Pe d a g o­

g i c z n e , w ro k u K opernikow ej rocznicy, postano w iło szereg, dorocznych sw ych odczytów rozpocząć od w y k ład u pośw ięconego „Znaczeniu astronom ii w w y cho w an iu i jej n auczaniu“ , a k tó rą obecnie d ru k iem ogłaszam y.

(8)
(9)

T r e ś ć r o z d z i a ł ó w .

I . P rz y c z y n y d o ty ch c za so w eg o zan ied b y w an ia a stro n o m ii w po- czą tk o w em n a u cz an iu .

I I . P ra k ty c z n e z n aczen ie a stro n o m ii.

I I I . N ie b o ja k o czy n n ik w ychow aw czy.

I Y . N a u cz a n ie a stro n o m ii.

Y . O g lą d n ie b a . N oc.

V I. D zien n e a stro n o m ic zn e zjaw iska.

V II. P u b lic z n e d o strz e g a ln ie — G nom ony.

V I I I . T łó m a ez en ie zjaw isk . I X . Z am k n ięc ie .

(10)

'

■ . ■ - ■ ■ r ‘ '"-r: L

. v : 1 ' : : '

(11)

«fjiföva M w

(©'?2ljio zdaje się niema bardziej sobie jjrzciwnego, nad te dwa słow a: astronom ia i wychowanie. Pozorne to jed n ak przeci­

wieństwo. U stąpi ono w chwili, gdy sobie przypom niem y, że celem wychowania nie je st wyłączne kształcenie um ysłu, ale i serca •—

słowem że tak powiemy stworzenie człowieka. Ż adna z nauk tem u p o d w ó j n e m u zadaniu ta k nie odpowiada, ja k astronom ia alepiej nauka o wszechświecie (kosm ografia), żadna jed n ak ta k po macoszemu nie była traktow aną. Dwie były i są tego przyczyny.

Uważano naprzód astronom ię jako naukę p rzystępną tylko dla umysłów wyżej oświeconych. D rugą zaś przyczyną, k tó ra d z i ś . mianowicie staje na drodze jej rozpowszechnieniu, je st p a n u j ą c y k i e r u n e k w początkowem nauczaniu.

P rzew ażającą dążnością dzisiejszego nauczania je s t rozwój samej i n t e l i g e n c y i i m a t e r y a l n e g o pożytku. Żeby się o tern przekonać, dość je s t porównać dzisiejsze, elem entarze z dawniej- szemi, np. z elem entarzem naszfej kom iśyi edukacyjnej. Tam o b y c z a j o w a strona była górującą, tu taj zepchnięto ją na plan d ru g i—pomimo że dzisiaj elem entarz sta ł się nieom al książką niem ow ląt, gdy dawniej, nie jeden co nad nim ślęczał, cieszyć się m ógł obiecującym już wiele zarostem ... A cóż mówić o szkołach?

wszędzie re a lia i realia...

Środki zdążają za celem —ja k ą nauka, ta k ą i jej m e t o d a . Trzy są zasadnicze podstaw y dzisiejszej m e t o d y naucza­

nia. Po p ierw sze: To tylko w ybierać z nauki i tego uczyć, co może mieć jakie z a s t o s o w a n i e w życiu p r a k t y c ż n e m ;

1

(12)

po w tó re: niczego nie uczyć, o niczem nie mówić, czego uczeń do­

kładnie p o j ą ć a my niczem ściśle dowieść lub wyrozumować niepotrafimy; trzecim wreszcie planem je s t ta k zw ana indukcya czyli zasada, by dotąd nie napom inać o ogóle, dopóki uczeń szczegółów niepozna.

Niemożemy przeczyć, że zasady pow yższe, stosowane szcze­

gólniej do nauk realnych, w p e w n y m względzie są zupełnie słu ­ szne. B e z w z g l ę d n i e jed n ak przeprow adzane, są błędne i zgubne.

Co do pierwszego naprzód, uczeń w początkowych szko­

łach mimo w szystkich stara ń naszych nigdy należycie niepojmie, czem je st życie p r a k t y c z n e i jego p o t r z e b y — niem yśli on naw et, że kiedyś sam zaspakajać je będzie zmuszony, ta k mu dobrze z opieką rodziców lub krewnych. Praktyczność więc sam a do nauki go nieprzyciągnie. On potrzebuje się p r z y w i ą z a ć , p o k o c h a ć naukę. Gdybyśmy zatem niem ieli naw et na uwadze, że wszędzie i zawsze o m o r a l n e podniesienie przedew szystkiem iść nam powinno— to z samych praktycznych względów musimy się starać, by dziecku naprzód to podawać, co do jego serca i im aginacyi przemówić potrafi.

Co cło drugiej zasady nauczania, takow a również się nie ostoi. Niewszystko odrazu p o j ą ć potrafim y, wiele je s t jednakże praw d, o których ja k najwcześniej w i e d z i e ć winniśmy.

Ł udzą się więc i b łądzą ci pedagodzy, którzy wszelkie od­

kryw anie praw d tru d n y ch do dokładnego zrozum ienia, uw ażają za n a r z u c z a n i e pojęć, przeciwne zdrowej dydaktyce. Trzym ając się ściśle tej zasady dojść m usim y nietylko do bezwyznaniowości, ale do zupełnej ciem noty i niem oralnośei. Co krok spotykam y rzeczy n i e p o j ę t e , co chwila z u st naszych wybiegają słowa, których wyjaśnienie i najbieglejszego pedagoga w kłopot w pra­

wić muszą. C z e m u ziarno w zrasta, gdy je rzucim w ziem ię? — a chcesz że tę praw dę zakryć przed prostaczkiem ? Co chwila wołam : to b a r w n e a to nie, tam to w o n n e a to cu chnące— a przyjdzież ci n a myśl t ł ó m a c z y ć , c o przez to rozumiesz, lub d l a c z e g o jed n o m iłe a drugie nieznośne?

Trzecia wreszcie zasada nauczania, a bezpośrednio z poprze­

dzającej w ynikająca, niem niej do bardzo błędnych prow adzić musi rezultatów , gdy ją bezwzględnie stosować zechcemy. Słusznem je s t nierpztaczać odrazu w szystkich szczegółów nauki — niemówić

(13)

3

jed n ak nic o z w i e r z ę t a c h lub r o ś l i n a c h dopókąd niepo-r znamy bliżej ważniejszych g a t u n k ó w tych tworów przyrody, je s t że dorzecznem ? A tego wymaga bezw zględna — indukeya...

W edle niej trudno naw et pomyśleć, by astronom ia, ta nauka o w s z e c h ś w i e c i e , m ogła być przedm iotem szkoły początkowej.

A właśnie, dotknąwszy już lekko ogólnych przyczyn, które rozpo­

wszechnieniu tej nauki staw ały n a przeszkodzie, chcemy w ykazać b liż e j: .

1. że pom ijanie astronom ii przez pedagogów m ających na względzie p r a k t y c z n y p o ż y t e k jest nieuzasadnione.

2. że podniesienie tej nauki nietyłko rozszerzy zakres p ra ­ ktycznych wiadomości ale i we względzie w y c h o w a w c z y m najzbaw ienniejsze wyda owoce; wreszcie

3. powiemy słów kilka k i e d y i j a k astronom ii nauczać się winno,1 wykazując zarazem, że wczesne z nią zapoznanie się nienależy do niedościgłych m arzeń lub tylko pobożnych pragnień.

1 1.

Nietyłko g w i a z d y w ogólnem tego słowa znaczeniu, ale i nauka o z i e m i jako ciele niebieskiem i zjaw iska ze stosunku ziem i do innych ciał niebieskich pochodzące są przedm iotem astro n o m ii... A jakież to zjaw iska? Gdyby tylko d z i e ń i n o c , r o k i jego p o r y . W cóżby się obińcił porządek naszych spraw społecznych, gdybyśmy nieznali dostatecznie znaczenia tych zja­

wisk? Bez nich dzieje i pam ięć nasza zginęły by w przepaści wieków. A księżyc i jego o d m i a n y niemówiąc już o z a ć m i e ­ n i a c h ? Jego potężny wpływ n a całą przyrodę, n a r u c h wńd m orskich; n a te w spaniałe codzienne ich w e z b r a n i a . . . Silimy sę, i słusznie dokładam y wszelkich starań, by już dziecku uczy­

nić przystępnem zrozum ienie zjawisk powietrznych, ja k burzy, piorunów i t. d. A czyż po nad te, od czasu do czasu objaw ia­

jące się zdarzenia nie są ważniejsze zjawiska, z którem i - ws z y s t ­ k i e sprawy nasze są związane, które k a ż d e j chwili przed oczami naszem i się spełniają?

Czyż poznanie samo tych zjawisk, w łaśnie dla ich p o sp o- l i t o ś c i , nie ma p r a k t y c z n e g o celu? Lecz idźmy dalej.

J a k zjawiska, o których dopiero była mowa, należą do n a j­

powszechniejszych i najzwyczajniejszych, ta k znowu n a j p o s p o ­ l i t s z ą książką, znajdującą się w rękach każdego co umie czytać,

1*

(14)

je st k a l e n d a r z . Z książką tak ą, jeźli rzeczywiście oświata ogółu leży nam na sercu, obliczać się winna każda szkoła, każdy pedagog. Mam zaś w tej chwili na myśli jedynie właściwy ka­

lendarz. Rzućmy nań okiem. R a każdej k artce spotykam y szereg naukowych wyrażeń. Tu czytam y: s ł o ń c e ws t ę p u j e w znak Ba rana, Byka, tam mowa o n a j w i ę k s z e m o d d a l e n i u lub zbli­

żeniu księżyca, ówdzie o ś w i c i e l ub z o r z y dalej znów L i c z b a z ł o t a i t . d. Co z tem i pojaśnieniam i czynić ma ogół, nie znający najprostszych, zasad astronom ii? Nie przedstaw iaż więc t a nauka p r a k t y c z n y c h dla każdego korzyści? Lecz nierzucajm y jeszcze kalendarza, w naszym k ra ju je s t on wielkim rzecznikiem w spra­

wie przez nas poruszonej. Komuż nie je st w iadom em , że jedną z przyczyn rozdzierających społeczeństwo je s t p o d w ó j n y k a l e n d a r z . Czują to wszyscy św iatli ludzie, czuje to i władza.

N ikt nie śmie jed n ak wziąć się do zaradzenia złemu, przez pro­

ste usunięcie rozdziału. I słusznie, bo ciemnoty, poza k tó rą stoją wieki i tradycya, prostym rozkazem niezniesie. Mamyż jednak czekać dalej z założonemi rękam i? Cóż je st źródłem pomienio- nego złego ? powiedzieliśmy już — ciemnota. Możnaż bowiem przypuszczać, że lud opierałby się reform ie, gdyby dokładnie po­

ją ł i zrozum iał, że nowa rachuba czasu opiera się na prawdzie a sta ra na błędzie? Ś w iatła więc — a złe zwalczbnem będzie.

I to ta k szczytne a p r a k t y c z n e powołanie jakiejże nauki udziałem ?

Idąc za popędem i wymogami czasu i w k ra ju naszym zo­

sta ją wprowadzone nowe m i a r y i w a g i . Skąd ich wyższość n ad dawnymi ? W trw ałej i niezmiennej zasadzie, wyciągniętej z przyrody samej. Zmierzono, ja k je s t w ielką ziem ia na około, a jedna czterdziestom ilionow a cząstka tej długości to m e t r czyli zasadnicza m iara całego systemu m iar nowych czyli m etrycznych Zmierzono ziemię naokoło! Łatwo to powiedzieć — lecz ja k ? Czyż ją sznurem opasali? Tak — sznurem, lecz sznurem złocistych gwiazd, rękę Bożą utwierdzonych n a niebieskim firmamencie.

Poznać ten sznur gw iaździsty — to poznać najpiękniejsze zaga­

dnienie o kształcie i wielkości ziemi, a stąd poznać i zrozumieć znaczenie i niezmienność naszych m iar i wag nowych. Cóż zaś może być p r a k t y c n i ej s z e go nad m i a r ę i w a g ę ?

Lecz gwiazdy nam nie tylko m iarą i wagą. Kto wiódł i prow adził królów i mędrców Wschodu ku B etlejem skiem u Dzie­

c iątk u ? Kto żeglarza broni od zbłąkania na m orskim bezmia­

(15)

rze ? Kto z puszczy stepowej lub z gęstwiny leśnej wywieść nas potrafi ? Gwiazdy—gwiazdy przewodniczki.

Lecz nieskończylibyśmy, gdybyśmy chcieli wyliczać w szyst­

kie p r a k t y c z n e pożytki, jak ie przedstaw ia nam astronom ia.

A jak z przytoczonych ustępów każdy się przekonał, m am y na względzie praktyczność w znaczeniu n a j p o s p o l i t s z em. Pom i­

jamy już pożytki, jak ie nauka t a przynosi przyczyniając się do rozwoju umysłowego człowieka—pom ijamy naw et jej wpływ na roz­

wój innych nauk, ja k fizyki, geologii — ta k że nauki te dziś bez ogólnej przynajm niej znajomości astronom ii ostać się niepotralią.

To co zostało podjęte, każdego nieuprzedzonego pedagoga prze­

konać może, że w imię praktyczności, za k tó rą wszędzie się oglą­

damy — ni etyl ko niem ożna usuwać astronom ii z sz e re g u 'n a u k objętych początkowem nauczaniem ale poczestne miejsce p rzy ­ znać jej należy.

III.

Roztwórzmy k s i ę g i ś w i ę t e — co znajdziemy n a począ­

tku? Genezę:., naukę o w s z e c h ś w i e c i e . W Genezie tej nie tylko ziemi ale i samej nauki zaw iera się rodowód. Tu już w ska­

zano jej naczelne stanow isko—oddaw na też astronom ię zwą kró­

lową nauk. Jej początek nierozerw alny z początkiem pojęć re li­

gijnych o Bogu.

Kogoż znów niezastanaw iał ten uroczy, wymowny a t a ­ jemniczy nasz związek z gwiaździstym w szechśw iatem , który przez wszystkie narody n i e b e m przezwany został? Czy smu­

tek nas przygniata, czy radość ożywia duszę, gdzież wzrok nas Zwracamy? tam w górę. Jak a ś tęsknota nas tam poryw a—

Czujemy t a m Boga. Bo i któżby te cuda stworzył...

Czują to naw et m ateryaliści i niedowiarkowie. Jeden z naj­

większych dyletantów w obec nauki a największych bluźnierców w obec moralności — Büchner, widząc w cudownej harm onii nie­

bieskiej ślady bóstwa, a chcąc samego siebie zagłuszyć w oła: „Ależ i n a c z e j być by niemogło, gdyż istnienie byłoby niem ożebnem .“

Biedny zapomniał, że właśnie to jego i n a c z e j najwymowniej­

szym je st dowodem m ądrości i obecności Bożej. Pojm ując też sam nicość swego sofizmatu woła n a innem m iejscu :

„Jeżeli je s t Bóg to czemuż z ł o c i s t e m i g ł o s k i niewypi- sał swego im ienia n a N iebie?“ *)

*) B u c h n e r : S i ł a i m a t e r y a w ro z d z ia le p. n. N iebo.

(16)

Tu już, 'bluzniex’stwo przeszło samo siebie. Ż ąd a słowa — gdzie m a c z y n , woła głoski... a jakież d z i e ł a po na d n i e ­ b i o s a m ądrość i im ię P ańskie potężniej sławić i głosić potrafię ?...

W idzim y więc, ja k p o g l ą d na niebo staje się źródłem uczuć religijnych,. I nic dziwnego. Cudów pełno... K ażdy kwia­

tek cu d em ; lecz nic na im aginacyę ta k niż działa, ja k wszech­

świat.... Kwiat rośnie, bośmy nasienie rzucili, .i wielu tern się zadowoli. Czemu jed n ak gwiazdy niepospadają? to dla każdego uderzającym cudem. Jeszcze n a łonie m atk i dziecina a już do gwiazdek rączęta wyciąga.... K orzystajm y z tej wskazówki nie­

winiątek.

Obok w iary p o g l ą d na niebo rozwija uczucia p i ę k n a , d o b r a i harm onii. Spytajm y wieszczów, skąd ich natchnienie rodem ? Spytajm y serc kochających, co ich uczucie św iętą po­

tęg ą zasila? Spytajm y i wygnańca, czem w jego tęsknocie i sa­

motności to gwiaździste niebo... Spytajm y go, kto mu s p o k ó j w duszę wlewa? A cóż innego odpowie nam m ędrzec i filozof?

„W chwilach zgryzot i udręczeń,.powiada J a n Śniadecki, wolałem ziemię uważać jako bryłę należącą do słońca, niż jako pole ucie­

rających się nam iętności, albo jako plac przem ocy i ucisku...

W ten czas to doznałem, ja k n au k a ta je s t dobroczynną pocie­

chą w nieszczęściu, odwodząc nas od drobnostek ludzkich do okazałych dziwów stworzenia i w ich rozwadze kojąc zranione czucie“... *)

O, jeżeli tylko zastanowić się zechcemy n ad poruszonemi dopiero pytaniam i, ani chwili nie będzie dla nas wątpliwem, ja ­ kim czynnikiem w wychowaniu m usi być dla nas Niebo... Po­

znam y wtedy całą krzywdę, ja k ą nam w yrządzają wielkie miasta, których wysokie m ury zasłaniają i ograniczają nam widok nie­

bieskiego sklepienia...

Lecz słyszymy już głosy: że urok i potęga niebios dotąd wpływ swój m oralny na nas w yw ierają,, dopókąd wiedza nieod- słoni tajem nic, co niem i rządzą. I słyszę już o praw ach c i ą ż e ­ n i a , słyszę o sile r z u t u i o d ś r o d k o w e j . . . . słyszę imiona Newtona, K eplera i Laplaca...

Zatrzym ajm y się chwilkę.

Niedawno święciliśmy 300ną rocznicę urodzin Kopernika, mało kto jed n ak świadom je st tego, że sław ą jego nie je st jedy­

nie to, co sam dokonał i odkrył, ale cały rozwój i świetność

*) G e o g r a f i a . P rż e m : K. XV,

(17)

dzisiejszej astronom ii. Od czasu ja k Ptolomeusz rozrzucone po­

jęcia starożytnych filozofów i astronomów Ujął w pewien ła d i jako własny u kład przedstaw ił, c z t e r n a ś c i e m ija wieków, a żadna nowa myśl, żadne odkrycie nierozszerza wiedzy naszej o wszechświecie. Od chwili jed n ak , gdy Kopernik mocą gieniusza swego „pow strzym ał słońce a wzruszył ziem ię“ odtąd astronom ia w nowe wstępuje życie, a odkrycie za odkryciem coraz to potę­

żniejsze — wznosi tę naukę na szczyt najwyższy — niem atzony nigdy.

Dość przypatrzyć się tylko bliżej odkryciom trzech powyżej wymienionych mężów, pom ijając naw et sławę i zasługi Galileu- szów, Tycho-B rah’ych, Heweliuszów, Hughensów, Herszelów...

Odkrycie Kopernika, które ta k w ielki wpływ wywarło, a po wsze czasy przynosić będzie zaszczyt polskiem u gieniuszowi, w jednym szczególe niezgadzało się z rzeczywistością. Ziemia obraca się na około słońca, lecz drogą jej nie je s t koło ale elipsa czyli koło przypłaszczone, ja k niektórzy nazywają. Słońce nie- znajduje się w środku tego spłaszczonego koła ale w jednem z ognisk elipsy. Z tąd to raz je st bliżej, drugi raz dalej ziemi, co poznać możemy po jego tarczy, k tó ra w zimie je st większą niż w lecie. Kuch też ziemi nie je s t jednostajny, bo gdy bliżej słońca to bieży szybciej, gdy dalej, to ruch zwalnia. D okładne to oznaczenie dróg p lan et i praw a ich ruchu, które uzupełniając odkrycie Kopernika, niezm ierny -wpływ wywarło nä dalszy po­

stęp, należy się wielkiem u astronom owi, Janow i K e p l e r o w i ur.

w W irtem bergii 1571. Odkrycia te znane są w astronom ii poci nazwiskiem p r a w K e p 1 e r a.

Z nał więc już człow iek, co stoi a co bieży i wie­

dział dokładnie, g d z i e stoi a j a k i je s t rodzaj i d r o g a tego ruchu. Co je s t jed n ak przyczyną jego, zostawało Zupełną tajemnicą. Odsłonić tę tajem nicę, było przeznaczone jedne­

mu z największych gieniuszów a zarazem jednem u z najw ięk­

szych l u d z i : Izakowń N e w t o n o w i (ur. w 1642 — zm arł 1727). Rzuciwszy okiem n a spadające jabłko, a wzniósłszy po­

tem wzrok swój ku niebu, wygłosił on św iatu tę niezm ierną p r a ­ wdę, że t a s a m a siła co jabłko ku ziemi ciągnie, trzym a p la ­ nety przy słońcu i gwiazdom spaść niedozwala. S iłą tą — p o1- w s z e c h n e p r z y c i ą g a n i e . Gdyby jednak siła ta sam a d z ia ­ łała, to skutek byłby tak i, że księżyce spadłyby na swe planety;

planety z księżycam i n a słońce a to znów z całym swym orsza­

kiem zdążałoby ku innem u środkowi i i d. ta k że cały gwia-

(18)

zdzisty wszechświat w jed n ą zbiegłby się m asę. Co tem u prze­

szkadza? siła wprost przeciw na przyciąganiu, t. j. siła r z u t u — mocą której ciała niebieskie biegłyby w j e d n y m tylko prostym kierunku a więc biegły bezpowrotnie aż do nieskończoności...

S iła rzu tu i przyciągania działając współcześnie;—spraw iają ruch obrotowy, ta k ja k kam ień przyw iązany na sznurku dotąd będzie kołować, pokąd obracany sznurek dzierżyć będziemy. Puśćmy

sznurek— a kołujący kam ień pobiegnie w prostej linii...

Zbliżamy się ku końcowi. W alka r z u t u z p r z y c i ą g a ­ n i e m , rozwiązuje niepojętą zagadkę ruchów obrotowych ciał niebieskich. Przyciąganie ■— płynie z m ateryi, z której światy stworzone. Lecz siła r z u t u ?

W śród niezm ierzonych przestw orów nieba; uzbrojone w te­

leskop oko astronom a spostrzega pewne św ietlane mgławice. Nie są to gromady nieskończenie odległych gw iaździstych, światów, których już mnóstwo ludzka odsłoniła baczność. Masy te są w r u c h u — w epoce k s z t a ł t o w a n i a się, które śledzić już nam dozwolono. P rzeniknął je wzrokiem gieniuszu swego L a p l a c c i nowe światło rzucił w dzieje i życie wszechświata*).

Żeby go lepiej zrozumieć, przypatrzm y się doświadczeniu p.

P lateau. Weźmy szklankę, nalejm y do niej wody i mięszajmy ją dotąd ze spirytusem , pokąd m ięszanina nie nabędzie tej gęstości ja k ą posiada oliwa, co po tern łatw o poznamy, że wpuszczona wewnątrz oliwa za pomocą rurki, ani nie będzie spływać na wierzch ani opadać na dół. Jeżeli oliwę tę w niewielkiej ilości, ostrożnie wlewać będziemy, to takow a przybierze k sz ta łt kulisty.

Gdy następnie zaczniemy zlekka poruszać ru rk ę , to i kulka obra­

cać się będzie, przyczem w m iarę zwiększającej szybkości zacznie się w dwóch punktach czyli biegunach spłaszczać, w m iejscu zaś równo od nich odłegłem czyli w rów niku wydymać. Spostrze­

żemy w końcu, że w t e m wydętem m iejscu oderwie się cały pier­

ścień, k tó ry następnie rozpadnie się na kuleczki, odbywające swój ruch około pozostałej a większej kulki oliwnej.

W ydęcie kulki przy rów niku a następnie oderw anie się pierścienia ma za przyczynę siłę odśrodkową, k tó ra powstaje w skutek ruchu obrotowego kulki około osi. O powstawaniu takiej siły można się przekonać przy obrocie kam yczka przy­

*) L a p 1 a c e n r. 1747 f 1827. P o m y sły sw e ko sm o lo g iczn e w yłożył w gław nem „ E x p o s itio n d u Systeme de M o n d e.“

(19)

w iązanego n a sz n u rk a . Im szybciej o b racać będziem y, te m kam ień z w ięk szą s iłą rw ać się z r ą k będzie.

To cośm y w idzieli w szklance, n a w ielką sk alę odbyw ać się miało we wszechświecie'. Ś w ietlan e m gław ice, to n iejak o k ulki oliwne. Ic h o b ró t z ra d z a p ierścien ie, te, nowe n ieb iesk ie c ia ła , które w około p ierw otnego śro d k a swego, n astę p n ie słońca, ru c h dalej odbyw ają. T a s iła o d r z u c a j ą c a p ierścien ie od śro d k u czyli s iła odśrodkow a, to w łaśn ie n iezn an a d o tą d s i ł a , k tó ra z N ęw tonow skiem p rzy ciąg an iem , sp ra w ia ru c h p ow stałych z ty c h pierścieni ciał n ieb iesk ich . D obiegliśm y w ięc ju ż do koń ca a raczej do p o c z ą t k u tej zagadki, k tó rą u m y sł ludzki, z ta k ą chlubą p rzez ty le w ieków się zajm ow ał. I tu ta j ja k u każd eg o ' początku.... gdyśm y się spodziew ali p rzen ik n ąć dum nym w zrokiem ten bezm ierny w szechśw iat, którego o sta tn ie o d k ry liśm y tajem n ice czuć się m usim y m ali i upokorzeni 'w obec m ocy i wszechm ąclro- ści Stw órcy. T a k je s t, s iła rz u tu — to siła odśrodkow a w irujących a sk u p iający ch się ciągle m gław ic św ietlanych. K tóż je d n a k te m asy n ie ju ż stw o rzy ł ale w n ie u sta ją c y w ir w prow adził? K to oznaczył i u g ru n to w a ł ich śro d k i o b ro tu i ciężkości? T ak w ięc jak k a ż d a rz e te ln a n a u k a, ta k i astro n o m ia p o tę g ą sw ych zdo­

byczy w iedzie n as p ro s tą d ro g ą do u zn an ia n a j m ę d r s z e j p r z y c z y n y w szech rz e c z y — do Boga. P rz e z n ią ty lk o , .p rę d z e j jak pod w pływ em ja k iejk o lw iek um iejętn o ści sta je m y się skłon- niejsi do ży cia cnotliw ego. J e ż e li bowiem św ietność zdobyczy n a u ­ kowych m oże n a s b a rd z ie j niż gdziekolw iek w bijać w dum ę, to znowu t a nieskończoność św iatów , ja k a się p rz e d n am i odkryw a, duszę n a sz ą o g arn iać m usi p o k o r ą , bez k tó rej an i praw dziw ej wielkości a n i cnoty n iem a. Bo i czem że je ste śm y w tem . wszech świeci e ? P y ł k i e m tylko.

P rześlicznie to u w y d a tn ił w ielki m yśliciel i chrześcijan in O- G ratry *).

„Gdy poznasz m a t e r y a I n ą część u m iejętności, fa k tu i r z ą ­ dzące niem i p raw a, gdy w yobrażenie tw oje do pew nego sto p n ia uw ydatni ci całość k sz ta łtó w i poruszeń, gdy poznasz odległość planet od słońca, ich stosunkow ą w ielkość, ich gęstość, p ery o d y ich obrotów i przebiegów , gdy u jrzy sz c a łą tę flotę św iatów , zgo­

dnie p ły n ą c ą , i w je d n y m k ie ru n k u się posuw ającą, i n a sz ą m ia ­ nowicie ziem ię, ja k o k rę t żeglujący n a około tej w yspy św iatłości,

*) Ź ró d ła s tr . 74

(20)

10

słońcem zwanej, gdy ujrzysz dziwne z m n i e j s z a n i e si§ świa­

tła, ciepła i szybkości biegu, w m i a r ę o d l e g ł o ś c i światów od słońca, a niesłychana escentrycznośc i ów rodzaj szału właściwy kometom, usiłującym jakoby się wyrwać z pod praw a, ktoremi jednak niemniej, niż światy m ieszkalne ulegać są zmuszone, gdy ujrzysz zadziw iającą zmienność kształtów tychże kom et, ich sza­

lone przetraw ianie się, to w gorącu, to znowu w zimnie, gdy ujrzysz tę geom etryę w czynnem zastosowaniu, tę ożywioną fi­

zykę, ten uwielbienia godny m echanizm przyrody, ciągle obecno­

ścią Boga podtrzym ywany i oczywiście m ądrością jego urządzony za pośrednictw em praw , będących jego obrazem , gdy ujrzysz życie i śm ierć na niebie; św iat rozbity, którego ułam ki nie da­

leko nas krążą, niebo w swym biegu, poryw ające tru p y swoje z sobą, ja k ziem ia swoje poryw u; gdy ujrzysz gwiazdy znikające, podczas gdy inne rodzą się, rosną i pow iększają, gdy ujrzysz owre grupy obłoczków gw iaździstych — m niejsza o to, czy to są grupy słońc, czy grupy atomów, czy jedne z nich są słońcami, inne atomami, czy wreszcie są pyłem atomów, czy pyłem słońc, gdy ujrzysz grupy jednego rodzaju, lecz różnego wieku, doszłe w naszych czasach do różnego stopnia ukształtow ania i dozwala­

jące wddzieć postęp ich rozwoju, ta k ja k w lesie dębowym wi­

dzim y rozwój drzew różnego w ie k u ; następnie gdy ujrzysz na Wszystkich tych ciałach kolejne po sobie następstw a dnia i nocy, i zmiany pór, z życiem m yśli i .dusz naszych w zgodnej harmo­

nii będące, następstw o i kolejne zm iany wszędzie nieuniknione, prócz w owym świecie środkowym, gdzie pełne lato i pełne pa­

nuje południe, wówczas, jeżeli w astronom ii twojej nie będzie, ani poezyi, ani filozofii, ani relig ii, ani m oralności, ani nadziei, ani przypuszczalnych domysłów n ad życiem wiecznem, n ad nie­

zmiennym stanem życia przyszłego, jeżeli mówię, w obec tych wielkich wspaniałych głosek, w obec tych zasadniczych rysów widomego dzieła Bożego, patrzysz nie widząc i nierozumiejąc, nie domyślając się naw et możliwości ich znaczenia, wówczas, o ! wówczas żal mi cię ! “

Jed n ą jeszcze i nad er ważną korzyść przynosi nau k a astro­

nomii wychowaniu.

Nic nie je st bardziej zwodniczego ja k u łu d a zmysłów.... je ­ żeli też ważnem je st w wychowaniu nie dopuszczać rozwielmo- żnienia się próżnem u m arzycielstwu, a raczej m ędrkow aniu me opartem u naniczem , to ważniejszem je st jeszcze ostrzegać o zwo-

(21)

— 11

\

dnićzości zmysłów naszych i nie dopuszczać, by w ich jedynie świadectwie szukać kryteryum prawdy.

Nic tu nam hardziej i skuteczniej nie przychodzi w pomoc, jak astronom ia.

. W łaśnie to słońce, k tóre je st symbolem wiedzy, Bóg jak o ­ by umyślnie obrał, by każdóchwilowym swym postępem... napo­

minało nas i ostrzegało przed zwodnicżością świadectw, na których nasz wiek szczycący się oświatą, wszystko gruntować usiłuje.

IY.

Zastanowiwszy się bliżej nad znaczeniem astronom ii oraz nad przyczynami, dla których ona niezajęła należnego sobie sta ­ nowiska, przypatrzm y się obecnie, ja k i w jakim rozm iarze uczono jej tam, gdzie nauka ta była dopuszczalną.

Właściwej astronom ii uczono tylko na uniw ersytetach.

W szkołach ludowych nic praw ie. W średnich zaś, pod mianem kosmografii udzielać jej tylko miano dodatkowo przy' geografii i fizyce. Żeby mieć pojęcie, w jakim rozm iarze, dość przejrzeć wszystkie przeznaczone dla szkół książki *). Instrukcyi nadto nigdy żadnej nie było co do m etody jej nauczania. Najczęściej przy tern geografowie skład ali na fizyków , a ci na geografów.

Tego wszystkiego owocem była powszechna niewiedza. Obej­

rzyjmy się w koło siebie i sprawdźmy, wielu z nas potrafi rozja­

śnić tak w ażną w k ra ju naszym reform ę kalen d arza? A pory roku! Tu naw et spotkam y się z ozemś gorszeni ja k milczącą niewiedzą. Spytajm y o ich przyczynę, a usłyszymy śmiało wy­

głoszoną, ba nie ra z drukow aną naw et odpowiedź, że przyczyną pór roku je s t obrot. ziemi około słońca. A pozwólmy sobie za u ­ ważyć, że to je st fałszem , to już chyba między wybranym i znaj­

dzie się któ ry Ze śmielszych, có Sobie plzypom ni, że do przy­

czyn zmian pór roku należy także i pochyłość osi. Gdybyśmy Zaś W im ię praw dy spróbowali zaprzeczyć, by obrot ziemi i po­

chyłość osi, spraw ić mogły rozm aitość pór ro k u —to ju ż niewiem czy rychło spotkam y się z wzrokiem dowierzania, nie już pewno­

ści i świadomości pom iniętej jeszcze przyczyny. A przecież jeśli

*) Ż eby się n iero z sz erz ać p rzy to czy m y ty lk o n ajb a rd zie j renom ow aną, fi­

zykę d la szkół W yżśżycli śp. C hlebow skiego. W dziele te in c a ła a s tr o ­ n o m iczn a w ie d za z a w a rta je s t w §. 109 o b ejm ującym k a r te k c ztery , gd y c a łe d zieło lic z y 612 stro n ic.

(22)

12

kom u, to nam potom kom K o p e rn ik a godziło b y się wiedzie®

w ozem le ż y , głów ne jego o d krycie i sław a. Ju ż A ris ta rc h z Sa­

mos na 260 la t p rz e d C h ry stu sem p rz y p u sz c z ał o b ro t „ziem i po pochyłem k o le “, co n a jed n o w ychodzi co o b ró t z p o ch y łą osią... i m yśl ta o d tą d b łą k a ła się ciągle, a czem uż K o p ern ik otrzym ał sław ę o d k ry c ia ? bo n ap rz ó d dow iódł, co ta m c i p rzeczu w ali tylko, a p rz y te m w ykazał, że o b ró t sam i poch y ło ść osi n ig d y b y sp ra­

wić p ó r ro k u n iep o tra fiły , gdyby w obrocie ty m oś niezachow y- w a ła zaw sze jednakow ego k ie ru n k u , czyli n ie b y ła ró w n o leg łą cło pierw otnego swego położenia. On to pierw szy i on je d y n ie wy­

k a z a ł tę trw ało ść w arunków o d m ian p ó r ro k u i ru c h u ziem i.

L ecz i ta m naw et, gdzie n a w ła sn ą rę k ę z p o czu cia potrzeby lub zam iłow ania bliżej się zajm ow ano t ą n a u k ą , re z u lta ty były n iezb y t pom yślne. I to n ie ty lk o u nas. P o słu ch ajm y np. co w tej m ierze p rz y ta c z an y ju ż O. G r a tr y p isze *).

„D ziw na je s t praw d ziw ie niew iadom ość ogółu w przedm io­

cie astro n o m ii. T a u m iejętn o ść p e łn a p ro sto ty , łatw o ści, praw i­

dłow ości, tc h n ą c a św iatłem , m a je s ta te m i re lig ijn o śc ią , t a um ie­

ję tn o ść w szczegółach sw ych najżyw sze b u d zące zajęcie, wzór innych um iejętn o ści, arcy d zieło u m y słu ludzkiego, n ie ty lk o żen ie je s t p o p u la rn ą , lecz n a w e t p o zo staje o na z u p ełn ie n ie z n a n ą wię­

kszej części lu d z i skończone h u m a n ita rn e p o sia d a ją c y c h nauki.

P ra w d a że ta k i sta n rzeczy w znacznej części sposobow i w jaki je s t w y k ład an ą p rz y p isać należy. N ap rzó d , n a u k a jej obarczona je s t in stru m e n ta m i, n ajeżo n a alg e b rą , ob sad zo n a w ielu odstrasza- ją c e m i term in a m i. Z aczy n ają od d ługiego i drobnostkow ego opisyw ania pozorów , o k tó ry c h niezgodności z p ra w d ą później się dopiero uczeń dow iaduje. Czemuż m u o d ra z u i w rę c z prawdy niepow iedzieć ?“

P rzystając całkowicie na to, co pisze franęuzki uczony, są­

dzimy iż po n ad wszystkiem i przyczynam i niepom yślnych usiło­

wań góruje ta, że ze zjawiskami i ciałam i niebieskiem i obznajo- miano tylko teoretycznie, a przytem niezachowano pewnego przy­

rodzonego stopniowania w ich nauczaniu.

N ieu leg a w ątpliw ości, że pierw sze najo g ó ln iejsze wiadomości o św iecie w inny być u d zielan e skoro dziecko n a te n św ia t spo­

g ląd ać się uczy; z ele m e n ta rze m też poczynać się w inno. T u ta j na­

leży w iadom ość o ziem i, jej k sz ta łc ie i r u c h u ; o g w iazd ach i

*) Ź ró d ła str. 71.

(23)

- 13 -

słońcu, ja k o ciałacli .świecących; o k siężycu ja k o ciele ośw ieconem , o dohie i roku, d n iu i nocy, słow em o tern w szystkiem , lecz i o tem jedynie, o czem ju ż dziecko słyszeć m oże, co m u że ta k rzec sam o w oko w pada, o czem n ie ra z m ówić a n aw et potrzebow ać m u się z d a rz y i t. d. P o uczanie to ro zu m ie się m usi być tylko k a te c h e ty cz n e , nie ju ż co do swej form y a le co do toku tw ierdzącego, dogm atycznego. N iew szystko w praw dzie b ę ­ dzie dla niego po jętem , lepszem je s t je d n a k to, że bez d o k ła ­ dnego zro zu m ien ia będ zie w iedziało i osw ajało się z p ra w d ą — niźli dopuszczać b y fałsz o p a rty n a u łu d zie zm ysłów, g ru n to w ał się w um yśle dziecięcia. N iew inne serce skłonne do w iary, a zresztą czyż n a k ażd e z u s t d zieck a w ychodzące „d la czego? od­

powiadam y, chociaż m ożem y n aw et. P óźniej dow iesz się d la czego, a dziś w iedz że ta k je s t ja k n ap isan o , ja k ci się mówi, a nie tak ja k ci się zdaw ać m oże. Oto za k re s i m eto d a u czen ia a s tr o ­ nomii w pierw szy m je j sto p n iu . N ie id zie za tem , żebyśm y m ieli przez to w yrugow yw ać w szelkie rozum ow ania i dowody, k tó re b y dla dziecka m ogły być p rz y stę p n e , ja k np. w yjaśnienia d n ia i nocy a naw et odm ian księżyca, k tó ry c h z p ro s tą k u lą i św iecą, z ła tw o ­ ścią dokonać m ożna. Szło n am ty lk o o ja sn e postaw ien ie m o­

żliwych g ra n ic i zasady. D obrej w oli i ta le n to m ta m y się niestaw ia.

N a d ru g im sto p n iu n a u k a m usi ju ż być rozum ow ą, wywo- dową, lecz o ty le ty lk o o ile p o p a rtą być m oże zjaw iskam i, k tó ­ rych śledzenie d la każdego je s t d o stęp n e. D la w ielu zdaw ać się to może przedw czesnem , in n i sądzić m ogą, że n am tu idzie o obsorw atorya lub co n ajm n iej o dalekow idze. N ie, n am tu idzie 0 siedzenie w łasn em okiem zjaw isk, d la każdego p o w tarzam y do- stępnych, bez k tó ry c h je d n a k najpierw szej nawret astronom icznej praw dy, t. j. o b ro tu ziem i n ig d y poznać nie b ylibyśm y w stanie.

Trzy ty lk o zjaw isk a astro n o m iczn e znane są w p o w szech n o ­ ści : ru ch d zienny sło ń ca i księżyca, ró ż n a wysokość słońca w ciągu roku, w reszcie o d m iany czyli lu n acy e księżyca.

. Otóż śm iało tw ierd zim y , że p o zn an ie sam ych ty c h zjaw isk, metyJko nie u ła tw ia zro zu m ien ia podw ójnego ru c h u ziem i ale n i­

gdy do o d k ry cia ru c h u teg o by n iedoprow adziło. J e ś li bow iem księżyc rzeczyw iście k rą ż y około ziem i, czemuż by słońce, p o zo r­

nie niew iększe, n ie m ogło tego czynić? Ż eby je d n a k św iat cały 1 to jeszcze w ciąg u jed n ej doby m ia ł o k rążać naszego p lan etę, to co najm niej d la w yższego u m y słu m u siało być u d e rz a ją ce m .

(24)

— 14 —

Nie obrót więc pozorny słońca ale obrót całej sfery gwiaździstej może ułatw ić zrozumienie, ja k i doprowadzić p o tra fił do odkrycia ruchu ziemi.

Pytam się jednak, wielu z m ieszkańców m iast uważało ruch sfery całej? w ielu widziało wschód i zachód gw iazd? Żeby módz poznać zmiany w ich położeniu, to trze b a je znać same, a dla ogółu to wszystkie gwiazdy jed n ak ie , jedno tylko bardziej a drugi mniej jasne. N ikt naw et poznać ich nie usiłuje, w takim dla niego przedstaw iają się chaosie.

Lecz nietylko dla dziennego obrotu ziemi potrzebujem y znać niebo. W ażniejsza jeszcze rzecz je s t z ruchem rocznym. Komu by na myśl przyjść mogło z tego, że słońce w ciągu roku raz wyżej drugi ra z 'n iż e j świeci, że to ziemia, ą choćby naw et słońce

około ziemi krąży? Tern trudniejszem byłoby to zrozum ienie na wsi, gdzie lud wie jeszcze o zjawisku, o któ rem w mieście na 1000 zaledwie wie jeden, t. j. że wschód nie je s t zawsze w tern samem miejscu, a tylko w lecie oddala się ciągle ku północy a w zimie ku południowi. P a trz ą c więc li tylko na słońce, nigdy innego wniosku nie możnaby wyprowadzić nad ten, że słońce czy też ziemia, chodzą raz ku północy, drugi ra z ku południowi, lecz nigdy jedno w około drugiego i to jeszcze ku wschodowi. Go zaś przekonywa nas o tej praw dzie, oto gwiazdy i tylko gwiazdy.

Jeżeli w noc pogodną rzucimy okiem, na sklepienie niebieskie i przypatrzym y się gwiazdom pokazującym się w m iejscu gdzie przed chwilą słońce zachodziło i je śli odtąd nieprzestaniem y śledzić tej części nieba, to przekonam y się że gwiazdy któreśmy niedawno pozn ali, każdego dnia pokazują się bliżej zachodzącego słońca, aż wreście zginą w jego prom ieniach czyli wraz ze słoń­

cem zachodzić, będą. Zobaczymy natom iast, że gwiazdy, które nieco napołudnie powyżej znajomych naszych się znajdowały, po­

kazywać się nam będą na ich miejscu przy poziomie, aż zbliżyw­

szy się znowu do słońca, nie zostaną olśnione jego blaskiem, i nie zginą ja k tam te. I to pow tarzać się będzie z każdą gromadą gwiazd które z południowej strony schylając się ku zachodowi, kolejno zajmować będą miejsce w którem pierw szą grom ad uj­

rzeliśmy; aż wreszcie po roku n a nowo spodkamy te, od których spostrzeżenia nasze poczęliśmy. Dodać nadto należy, że gwiazdy które znikały na zachodzie, w tej samej kolei, pokazują się po- pewnym czasie ze strony zupełnie przeciwnej, i to naprzód tuż

(25)

— 1 5 -

przed samym wschodem słońca, a następnie co raz wcześniej bo coraz w większej od słońca odległości. Zbliżanie się słońca do gwiazd, które tuż po zachodzie i praw ie w jego m iejscu się po­

kazują, jakoteż oddalanie się tych co tuż przed wschodem słońca nad poziom nasz w stępują, przekonywa nas, że słoń­

ce względnie do gwiazd coraz inne zajmuje stanowisko i to w kierunku od zachodu ku wschodowi. Oto główny i jedyny dowód rocznego ruchu ziemi, służący nam zarazem do wym ierzania czasu.

Przeciąg czasu od ujrzenia pewnej grom ady gwiazd w miejscu zaszłego słońca, do ponownego w tern samem m iejscu ich ujrze­

nia, to rok. Czas znów potrzebny do zastąpienia jednej gromady gwiazd przez drugą, to miesiąc, grom ad tych bowiem dwanaście, które mniej więcej w równych od siebie odstępach znajdują się na niebie, tw orząc pochyły ku południowi pas gwiazd. P as ten zwie się zwierzyńcem gdyż starożytne ludy, stojące o wiele wy­

żej od nas pod względem znajomości zjaw isk na niebie, grom a­

dom tym nadały nazwy zw ierząt. One to dzisiaj takiem i są dla nas hieroglifami w kalendarzach. Lecz i nie natem koniec.

Wiemy, że prócz gwiazd stałych są gwiazdy błędne czyli planety, do których i ziem ia nasza należy. Poznać je potem, że pierwsze zm ieniają swe położenia tylko względnie do naszego po­

ziomu, względem zaś sam ych siebie zachowują zawsze jedno i toż samo stanowisko. P ła n ety prócz pozornego ruchu z całą gwiaź­

dzistą sferą, — zachowują coraz inne położenie i względnie do gydazd stałych. Żeby jed n ak poznać te zm iany czyli ruch trzeba znać stałe stanowisko gwiazd. P ytam się wszakże wielu n a tysiąc widziało świetne tow arzyszki ziemi, krążące ja k ona około słoń­

ca? Więcej powiemy wielu z nas wie że ospiewana urocza J u ­ trzenka to p lan eta W enus zw ana? Kto poznał te wijące się za­

wiłe ścieżki którem i W enus ja k i inne jej towarzyszki, zdaje się krążyć po niebie acz wiemy, co je s t dowiedzionem i obliczonem, że droga jej, ja k i ziem i naszej je s t elipsą nie zaś spiralnie k rę tą linią? — A przecież to wszystko golem okiem poznać można.

I śmiemyż jeszcze rozpraw iać o system ie słoneczym ? Czy więc ruch dzienny czy roczny ziemi, czy system słoneczny chcemy poznać, jedynym środkiem je s t: ogląd gwiaździstego nieba.

Y.

Ogląd, wiem ja k to słowo mile brzm i w uszach każdego pedagoga. Słowo to bowiem, obok indukcyi spoczywa na ustach

(26)

— 16 —

każdego, kto nie chce być posądzonym o zastój, lub b rak znajo­

mości dzisiejszych zasad dydaktyki. D la tego też słowo to podkre­

śliliśmy, chcę nim bowiem wyrzucić dzisiejszej pedagogii to za­

pomnienie, jakiego względem N ieba się dopuściła.

N ajelem entarniejszych praw d astronom icznych, związanych z tylom a sprawam i spolecznemi, o których dziecku naw et niewol- no nie wiedzieć, nie możemy, ja k widzieliśmy, poznać bez znajo­

m ości nieba, bez jego oglądu. A w którejże to szkole ogląd ten przeprow adzają? W ielu znajdziem y nauczycieli, nie już w szko­

łach ludowych lub średnich, którzyby oglądu tego nauczyć mogli.

A przecież znajomość ta nieba nie astronom om tylko potrzebna, ale wszystkim, co k o rzystają z dobrodziejstw k alendarza i nie chcą nosić m iana nieoświeconych lub poprostu nieuków., Pisząc to nie myślę uwłaczać tym, którzy dziś spojrzeć na niebo nie um ieją, ale chcę tym zaznaczyć, a w czem, sądzę^ będę miał w szystkich pragnących św iatła za sobą, że ogląd nieba, winien hyc przedm iotem najgorliwszych sta ra ń już naw et w szkole po czętkowej. *)

Ogląd ten stosownie do miejscowych warunków, wieku uczniów , jako też rozwoju samej nauki odpowiednio przeprowa-.

dzanym być może i powinien.

Na niebie świecą gwiazdy różnej wielkości i blasku, począt­

kowo więc dać musimy baczenie tylko na świetniejsze ; ktoby tego nie czynił, nigdy z chaosu wyjśćby niepotrafił. A gwiazd tych nie je st ta k wiele jakby się zdawać pierw otnie mogło. Pierw­

szej wielkości je s t tylko 18, drugiej 55, trzeciej zaś 197.

P rzypatrując się bliżej tym świetniejszym gwiazdom z ła­

twością spostrzeżem y, że jedne z nich są bliżej siebie, inne dalej, że nie pojedynczo a raczej całem i grom adam i są po niebie roz­

rzucone, grom ady te zwane wr astronom ii konstellacyjam i, przed­

staw iają różne k ształty ja k trójkąty, czworoboki, krzyże i t. d.

które zaś dostrzeżone, łatw o w pam ięci zostają. Poznanie zatem nieba musi się odbywać całemi grupami. Gwiazdobiory te noszą niekiedy bardzo dziwaczne i trudne do spam iętania nazwy, jak wszędzie jed n ak przy oględzie ta k i przy poznaniu konstellacyi nazwa je s t rzeczą ostatnią. W szakże i ci pasterze chaldejscy, którym przypisują nadanie pierw szych nazw gwiaździstym groma-

■) C hcielibyśm y zresztą, sta ć tu niżej o d p ro ste g o lu d u , k tó ry w znajo­

m ości g w iazd n ie ra z zaw stydzićby n as p o tra fił aoz n ieu czo n e, g re c k ie a swoj­

sk ie p o n a d aw a ł im m ia n a ?

(27)

—- 17 —

dom. zanim takowe przezw ali m usieli wpierw dostrzedz, że grupy te stanowią pew ną dla siebie całość.

Nauczmy się więc tylko odróżniać jedne od drugich, s ta ra j­

my się sami określić k ształt, ja k i te grupy przedstaw iają, a to co poznanie nieba przynieść nam miało, jużeśm y osiągnęli. Spam ię­

tawszy bowiem k s z ta łt i położenie najwybitniejszych gwiazdozbio­

rów, ze zmian ich stanow iska względnie do poziomu, poznamy ruchy ziemi, a przytem i planety, po ich ciągłych wędrówkach wśród -stałych gromad. Główny więc nacisk kłaść musimy na samodzielne dopatrzenie i odróżnienie gromad, a nazwy same stopniowo przysw ajać się będą. N aprzód nabędziem y te, które są w pośrednim lub bezpośrednim stosunku z kształtem konstellacyi jak Wóz, Krzyż północny, Kwoczka z kurczętam i (Plejady, grom ad­

ka skupionych gwiazd), B liźnięta (głównie dwie świetne obok sie­

bie gwiazdy zwane ztąd K astor i Pollux), Korona północna (zwój gwiazd w postaci wieńca. *) Dalej pójdą nazwy łatwiejsze jak Woźnica, K osiarze (Orion) i wszystkie od zw ierząt wzięte ja k Pies, Byk, B aran i t, d. W końcu dopiero nazwy trudniejsze wzięte po największej części z m itologii lub od im ion sławnych ludzi, które dla ogółu m ogą niebyć dosyć1 znane.

Jeżeli jed n ak nazwy będące w pewnym związku z kształtem konstellacyi kładziem y n a pierwszem m iejscu jako te, które bez utrudzenia pam ięci od razu m ogą być nabyte a są ułatwieniem w poznaniu gwiazd-— to znowu najsilniej oświadczyć się musimy przeciw metodzie usiłującej przem ocą niem al nawiązywać stosunek między konstellacyjam i a nazwam i, k tóre im dowolność ludzka nadała. Kto np. w trzech po sobie następujących świetnych gwiaz­

dach, stanowiących grom adę Andromedy, dopatrzeć potrafi choćby domyślnej jej postaci— a przecież przy pomocy m ałych gwiazdek, opisują dokładnie jej głowę, piersi, przepaskę, nogi i ręce, naw et najznakomitsi uczeni i popularni pisarze ja k u nas profesor J. K.

Steczkowski? — To samo robią z Woźnicą, choć każdy na niebie z łatwością go pozna pod postacią wielkiego uderzającego oczy pięcioboku i t. d. J e st to m etoda uświęcona wprawdzie wiekami,

*) T u ta j w liczylibyśm y ta k ż e dw ie P o lak ó w bliżej d o ty czące g ro m ad y , m ian o w icie C iołka P o n ia to w sk ie g o , n a zw a n ą ta k p rzez ks. P o c z o b u ta a stro n o m a W ile ń sk ie g o i T arczg S ob iesk ieg o , zaw d zięczającą sw ą nazw ę sław nem u a stro n o m o w i g d a ń sk ie m u H ew eliuszow i, k tó ry ją n a d a ł k u u w ieczn ien iu zw y cięstw a p o d W ied n iem . K o n ste lac y e te je d n a k ja k k o l­

w ie k dla nas d ro g ie, są zb y t m ało znane,-by p rz y p o c z ą tk o w e m p o z n a ­ w aniu n ie b a m o g ła b y ć o n ic h m ow a.

2

(28)

18

skąd pow stały i k arty nieba zapełnione rzeczy wistem! postaci tych wizerunkami, których kontury dopiero ozdobione są gwiaz­

dami. Mimo jed n ak tego wszystkiego, ośmielamy się ja k n a jb a r­

dziej stanowczo oświadczyć przeciw podobnej drodze postępowa­

nia ta k przy uczeniu się ja k i nauczaniu innych. Postępowanie takie, m ąci tylko rzeczywiste wizerunki, jakie przez p rosty ogląd same przez się w w yobraźni naszej pow stają. Spraw ia więc tylko bałam uctw a i nic więcej.

Mówiąc powyżej o samodzielnem przedew szystkiem d opatry­

w aniu się kształtów konstełacyi, nie chcemy przez to usuwać po­

mocy ; owszem pomoc ta je s t niezbędną, choćby dlatego ty lk o , by wzrok nasz zwwócić naprzód ku grupom najw ażniejszym i n ajp o ­ trzebniejszym . Idzie nam i tu ta j tylko o m etodę, przekonani bowiem jesteśm y, że najżywiej i najtrw alej zatrzym ujem y w p a ­ mięci to, co niejako sam i z siebie wydobyliśmy. W olę jed n ak pokazując n a niebo lub k a rtę zapytać np., wiele tu czy tam gwiadz widzisz i ja k i ci k sz ta łt przedstaw ia ta grom ada, niż nazywając naprzód takową, dawać odrębny jej rysunek i kazać dopiero wy­

szukiwać jej n a niebie. Tutaj całkowicie jesteśm y za indukcyją.

Rozpoznanie bliższe grom ad winno się poczynać od grom ady w nocnem podniebiu najważniejszej, t. j. od ta k zwanego wielkie­

go Niedźwiedzia a lepiej wielkiego Wozu. Św ietna ta konstellacya, nieschodząca nigdy z naszego północnego sklepienia, od najdaw ­ niejszych czasów służyła ludom za przewodniczkę, ta k n a m orzu ja k i na lądzie, i nią się kierow ały koczujące ludy północy. Od jej to siedm iu gwiazd rom ańskie narody północ nazwały Sep- temtrio. *) Poznanie tej konstylacyi je s t dla nas niezm iernej wagi już d la tego samego, że za jej pośrednictw em z łatw ością od­

szukujem y gwiazdę biegunową. Potrzeba tylko m yślą, przez ta k zwane tylne koła wielkiego wozu poprowadzić w górę linię p ro ­ stą, a pierw sza gwiazda,' ja k ą n a tej drodze rozpoznajemy, je st właśnie szukaną biegunow ą gwiazdą. Gwiazda ta je s t końcem dyszla zupełnie podobnej grom ady gwiazd, k tó rą też zwą m ałym Wozem lub m ałą niedźwiedzicą. Obie zwrócone są do siebie dy­

szlami, przyczem gwiazdy wozu małego są niektóre bardzo nikłe.

Nazwisko gwiazdy biegunowej stąd powstało, że ona znaj­

duje się n a niebie tuż po n ad biegunem ziemskim. A że przy obro­

cie kuli tylko dwa p u n k ta zwane biegunam i nie zataczają kół

*) O d S ep tem sie d m i T rio n e s w o ły ; w o ła m i b ow iem g w iazd y te j k o n e te - k c y i n a zw a n o .

(29)

19 —

i zawsze jedno miejsce zachowują, stąd i gwiazda, co nad nieru­

chomym biegunem się z n a jd u je , niezmierna swego położenia.

W szystkie inne gwiazdy, z powodu obrotu ziemi w ciągu 24 godzin zdają się zataczać koła, podobnie ja k słońce. S tąd odkrycie tej stałej i nieruchomej praw ie gwiazdy było nadzwyczaj ważnem dla żeglugi samej. Pierw si Fenicyjanie w podróżach swych m or­

skich używali gwiazdy tej za kiero w n iczk ę, a poznaw ania jej m iał ich jeszcze nauczyć grecki filozof Tales żyjący na siedm wieków przed Chrystusem . Nie tylko jednak dla żeglugi gwiazda ta je st ta k ważną. Z miejsca, gdzie się ona n a niebie znajduje, możemy oznaczyć odległość naszą od bieguna a w zględnie od rów nika czyli oznaczyć możemy szerokość geograficzną. Gwiazda ta bowiem znajduje się nad głowam i tylko nad biegunem , im bardziej zaś oddalam y się od bieguna, tym gwiazda bieguno­

wa bardziej oddala się od p u n k tu nadgłownego czyli od zenitu, a coraz bliższą będzie poziomu. Jeżeli od bieguna oddali­

my się n a całe ćwierć koło czyli zbliżymy do równika, to znowu gwiazda biegunowa oddalając się od p unktu n ad ­ głownego równie o całą ćw iartkę koła, schylić się m usi zupełnie do poziomu. Ezeczywiście w m iejscach przyrównikowych, gwiazdę biegunową przy ziemi samej widzieć można. U nas gwiazda ta odległą je s t od p u n k tu nadgłownego mniej więcej n a 400, bo też kraj nasz posiadając średnią szerokość geograficzną 500, odległy je st na 40° od bieguna'*). Nadmienić wreszcie wypada, że nazwanie bieguna północnego: arldycsnyin, wzięło początek od tych dwóch najważniejszych dla nas gromad. ArM os po grecku znaczy nie­

dźwiedź, skąd i biegun południowy, jako przeciwny północnemu nazywa się ant-arktyczny.

Co do odszukania grom ady wielkiego Niedźwiedzia na nie­

bie, to najodpowiedniejszą i najkorzystniejszą chwilą je st m iesiąc W rzesień i Październik, które właśnie przypadają na początku roku szkolnego. W m iesiącach tych u nas, wielki Niedźwiedź czyli Wóz, w krótce po zachodzie słońca zajmuje praw ie środkowe położenie w stronie północnej nieba, je st bardzo bliżkim poziomu a przytem względem niego zachowuje najbardziej; sym etryczne położenie, gdyż wóz te n spodem zwrócony je st n a dół i je s t do

*) N a m o rzu Ś ró d ziem n em g w ia zd a p o la rn a z n ajd u je &Ię p ra w ie n a w ysokości szczytów A lp , stą,d żeg larz e n a zy w a ją jij tram ontana, s k ą d znów p oszło fra n c u z k ie p rz y s ło w ie : il a p e r d u la tram ontane, z n aczące to sam o co- n a s z e : s tra c ił g ło w ę, zm ig szał się...

2*

(30)

— 20 —

poziomu równoległy. W pół roku wprawdzie po tem, również m a położenies: równoległe, lecz spodem zwrócony je st w górę, a przytem znajduje się już bardzo wysoko, ta k że wymaga cał­

kowitego podniesienia głowy, gdy w wymienionych i bliskich im m iesiącach widzimy go praw ie przed oczami. Zw racam y uwagę na ten czas dogodny, w tedy bowiem nie tylko nie znający gro­

m ady wozu, ‘ najłatw iej go poznają, ale i znającym go, najsnadniej z miesiącem wrześniem poczynać śledzenie ta k dziennego jak rocznego ruchu sfery niebieskiej a względnie ziemi. Wychodząc z poziomego stanow iska wozu, każda zm iana w jego piołożeniu staje się widoczną a przytem takiej m ożna tu nabyć wprawy, że z czasem ż położenia grom ady wozu względnie do poziomu, nie tylko m iesiąc ale i godzinę oznaczyć można. Spostrzeżem y także wtedy, że dyszel ja k i całe sklepienie obraca się w kierunku przeciwnym skazówce zegara. Jeżeli słońce i księżyc w pozornym dziennym ruchu zdają się odbywać ruch w prost przeciwny, to dla tego tylko, że ciała te niebieskie pokazują się nam na stro­

nie południowej t. j. w prost przeciwnej tej, w której się znajdu­

ją w o z y i gwiazda biegunowa, a ku którym w nocy zawsze się zwracamy.

Poznawszy oba wozy, przy pomocy m yślą przeprowadzonych linij, z łatw ością wszystkie dostrzeżone grom ady w pewien ład uszykować potrafimy. Do uszykowania tego nadzwyczaj pomoc­

ną je s t d r o g a m l e c z n a , t. j. wielki świecący pas przerzyna­

jący środkiem sklepienie niebieskie. Pas ten będący zbiorem bi­

lionów światów, najłatw iej widzieć można po nowiu, ja k w ogóle noce bezksiężycowe najodpowiedniejsze są do poznania nieba.

P rzy pomocy drogi mlecznej bardzo wiele grom ad, bez najm niej­

szego tru d u odszukać potrafim y. Na samym np. jej środku znaj- dziem zawsze grom adę przedstaw iającą lite rę W, a k tó rą zwą K assiopeą; jest to jed n a z tych gromad, k tó ra nigdy n ieb a na­

szego nie opuszcza. W m iejscu, gdzie się droga m leczna rozdziela w idzieć m ożna Krzyż północny i t. cl. Nie należy też opóźniać poznania tej drogi, k tó ra nadto od najdaw niejszych czasów, lu­

dzi najmniej naw et poetycznych w iodła w krainę szlachetnych i podniosłych marzeń.

Nie je s t zadaniem obecnej pracy opisywać szczegółowo nie­

bo, dla tego n a wymienionych grom adach gwiazd poprzestajemy, dodając kilka jednak jeszcze uwag,, k tó re mogą być pożyteczne.

Zbytecznem byłoby rozszerzać się n ad tem,. że najskuteczniej­

szym środkiem poznania się z gromadami,, są w y c i e c z k i pod gołe niebo. W szkołach wycieczki tak ie winny być zaprowadzone

(31)

— 21 —

wszędzie, gdzie tylko wiek uczniów na to już pozwala. Jeżeli bo­

wiem je st obowiązkiem szkoły urządzać wycieczki botaniczne, to niemniej ważnemi m uszą być proponowane przez nas wycieczki astronomiczne ; przyzna to każdy, co choć pobieżnie zastanowić się zechciał nad poruszonem i powyżej pytaniam i. Jesteśm y naw et przekonani, że wycieczki • podobne, nie dla samej nowości, ale dla uroku ja k i przedstaw iają, spotkają się z najlepszem powodzeniem.

Gwiazdziarstwo o ile dalekiem, o tyle zawsze pociągającem je st dla nas. Możemy być też pewni, że młodzieży i starsi najchętniej by towarzyszyli.

Nie dla każdego jed n ak wieku a naw et płci, zbiorowe takie wycieczki na pole, pod gołe niebo, mogą być odpowiednie a n a­

w et możebne. Gzem je zastąpić?

Dziś trudno o tern i m arzyć, z czasem jednak, gdy poczucie potrzeby nauki nieba stanie się powszechnem, urządzenie przy szkołach prostych oszklonych a wzniesionych miejsc, któreby za dostrzegalnią służyły, niebędzie wybrykiem fantazyi. Za nim ju ­ nak to n astąpi, radzim y postępować w sposób następujący.

Nauczyciel, udzielający astronomii, winien dokładnie za­

poznać się z położeniem m iejsca, w którem znajduje się szkoła, a mianowicie z wszystkiemi ważniejszemi budynkami, wzniesieniami, odosobnionemi drzewami i t. p. Następnie niech opatrzy się, ja k w danym czasie, o danej godzinie, a z pewnego oznaczonego miejsca, przedstawia się widok gwiazd na niebie. —•

Z łatwością wtedy dostrzeże , że jedne wznoszą się tuż po nad wybitnemiv a wspomnianemi dopiero stanowiskami, inne względem nich zachowują łatwo oznaczające się położenie. — Poznawszy to dobrze, niech zawsze ostrzega swych uczniów, by uważali gromadę gwiazd nad tern lub owem m iejscem , niech im poleci by starali się zachować w pamięci k ształt tej gromadki, a wreście niech sam im na karcie lub na tablicy rysunek ten przedstawi. — Tym spo­

sobem powoli z wszystkiemi gromadami zapoznać się łatwo.

Metody tej radzim y naw et używać tym, którzy nikogo prócz książki a przewodnika nie mają. Koniecznem jest ty lk o wtedy opa trzenie się je sz c z e , w jakiem położeniu dostrzeżona a nieznana gromada znajduje się względnie do znanych już gromad — inaczej odszukanie jej na karcie byłoby trudnem .

Jeden jest jeszcze bardzo dogodny a pewny przewodnik w podróży naszej po niebie. Przewodnikiem tym księżyc.

Wiadomo jest powszechnie, że ta k księżyc jak płanety poka- zują się na niebie tylko w przestrzeni pasu zwanego zwierzyńcem,

(32)

— 22 —

czyli w okolicy gromad, około których słońce swój roczny pozorny ruch odbywa. Ponieważ zaś księżyc w ciągu miesiąca całkowicie ziemię okrąża, zatem w tym czasie pokaże się około wszystkich z kolei gromad zwierzyńca. Ten postęp księżyca nader je s t wido- czny i trzeba zbyt mało bacznego o k a , ażeby nie dostrzegło, że co dzień księżyc około innych gwiazd się znajduje. We wszystkich lepszych kalendarzach obok godziny wschodu księżyca, znajduje się i znak grom ady gwiazd, przy której w dniu tym wschodzi.*) Przy pomocy zatem k arty nieba z łatwością poznamy najważniejsze stanowiska na niebie t. j. gromady zwierzyńcowe.

Te znów bez tru d u do innych poprowadzić nas potrafią. Należy tylko pamiętać, że w jednem półroczu możemy poznać tylko tak zwane letnie gromady — w drugiem zimowe. Jakkolwiek bowiem księżyc w ciągu miesiąca cały przebiega zwierzyniec — połowa tylko z jego grom ad wschodzi nad nasz poziom w nocy — druga połowa w dzień. Stąd też nieraz widzimy księżyc na niebie obok słońca, acz gwiazdy, przy których się znajduje, przyćmione są blaskiem słonecznych promieni.

Podnosząc znaczenie księżyca jako przewodnika po niebie, nie możemy się powstrzymać, ażeby nie odeprzeć od niego miana

„kłam cy“, którem go starożytni przezwali.

Znane są każdemu odmiany księżyca — nie wszyscy jednak z jednorazowego widoku jego potrafią ocenić tak zwany jego wiek, albo inaczej poznać, czy księżyc je st rosnący czy ubywający, czy idzie do pełni czy do nowiu. Jedynym środkiem poznania jest jego okrągłość. Całkowicie okrągłym jest tylko na pełni — przy innych odmianach z jednej tylko strony posiada okrągłość koła—

z drugiej zaś już to jest wklęsły, już wypukły, ale mniej lub

■więcej przypłaszczony. Gdy idzie od nowiu do pełni, okrągłość jego jest zw'rocona ku zachodowi czyli jest po prawej ręce, patrząc wprost na księżyc. Skoro zaś księżyc je st ubywającym— okrągłość jego je st z strony przeciwnej. W pierwszym razie okrągłość idzie w kierunku wypukłości lite ry D ^— w drugim wedle wypukłości litery C. Litery D i C przypom inają słowa decrescit i crescit, a że właśnie przy wypukłości odpowiadającej C, księżyc nie jest przybywającym, ale ubywającym — przy wypukłości zaś D przeci­

wnie, stąd starożytni nazwali go kłamcą.

Uznając całkowicie korzyści tych wszystkich sztucznych środ­

ków, które służą do utrzym ania w pam ięci oderwanych faktów —

*) W k a le n d a rz u pow szechnym g a lic y js k im z n a k i te z n a jd u ją się w ru b ry ce ozn aczo n ej n a p is em „b ie g k sięży ca“ .

(33)

— 2;i —^

pozwolimy sobie , wobec rodaków, oczyścić księżyc z zarzutu mu uczynionego, słowem go zrehabilitować.

Skoro księżyc rośnie, światło swoje dw oi, gdy zaś idzie do nowiu to światło swe cofa —• i zgodnie z fern polskiem orzecze­

niem na niebie wypukłość jego pokazuje literę D lub C.

Widzimy więc że w polskiej mowie i księżyc nawet kłamać nie śmie.

Lecz zostawmy już noc gw iaździstą, a przejdźm y teraz do zjawisk dziennych.

V I .

Pierwszem dziennem zjawiskiem, które jak najrychlej poznać każdemu należy: jest wschód i zachód słońca — a raczej miejsca ich wschodu i zachodu. Eaz, że m ając pojęcie o ruchu sfery i kie­

runku k ó ł, które gwiazdy zakreślają — można już samemu ze wschodu wyprowadzić wysokość słońca czyli południowe wzniesienie si§ jego nad poziom. Powtóre, że bez dokładnej znajomości zjawisk wschodu, pojęcie o stronach św iata pozostanie zawsze błędnem.

Weźmy nawet książki przeznaczone do szkół, to i tam przy każdej sposobności powiedzą nam , że wschód (strona świata) jest tam gdzie słońce wschodzi, a zachód gdzie zachodzi. Jak jest błędnem takie uważanie, dość powiedzieć, że gdybyśmy -wedle miejsca let­

niego wschodu oznaczyli strony świata, to miejsce wschodu zimo­

wego znalazłoby się prawie na samem południu t. j. w stronie południowej ku wschodowi Pd. k. W. — Oznaczając znów strony wedle wschodu zimowego — wschód letni znajdowałby się prawie na północy t. j. w miejscu północnem ku wschodowi Pn. k. W.

Chcąc zaś dokładnie oznaczyć odległość miejsca wschodu letniego od zimowego, potrzeba tylko zakreślić na poziomie koło i w środku jego wstawić pionową tykę. Wielkość łuku zaw arta między cieniem rzucanym przez tykę przy wschodzie letnim i zimowym, oznaczy szukaną odległość. A gdy tak rzeczy stoją, każdy więc pojmie, dla czego nie należy opóźniać poznania zjawisk wschodu i zachodu — a stąd i potrzebę czterech co najmniej wycieczek, a mianowicie dwóch w okolicach dnia przesilenia, a dwóch w dniach porówna­

nia. Ponieważ w dniu przesilenia letn ieg o , słońce zbyt rano wschodzi—przeto wycieczkę ranną, acz dla każdego zawsze uroczą, można zastąpić wieczorną. Miejsce zachodu bowiem tak jest zawsze oddalone od prawdziwego Zachodu , ja k miejsce wschodu słońca, od prawdziwego Wschodu. — Wycieczki podobne o tyle bardziej

Cytaty

Powiązane dokumenty

W tym samym roku 1980, dnia 27 czerwca, ukończyła Studium Podyplomowe Edytorsko-Tekstolologiczne, zorganizowane przez Uniwersytet Warszawski i Instytut Badań Literackich

Analizowane raporty są wartościowymi materiałami dokumentują- cymi stan środowisk polsko-polonijnych w wybranych państwach świata oraz działalność prowadzoną w Polsce

This paper presents an improved formulation for a ship cheduling model with a single loading port, first developed by Ronen (1986) as a nonlinear mixed integer program.. This model

A grid side current controller with notch filter and harmon- ics resonator is proposed in this paper to implement stable power control in hybrid AC-DC distribution links under

Te okoliczności tłum aczą w p ew n ym sensie nieprzejrzysty charakter koncepcji oraz ich złożony rodow ód ideologiczny, w którym figu ru ją np.. Oto różnica

Odpowiadając odwołać należałoby się do orzeczenia w sprawie Nikaragui z 1968 roku, w którym to Międzyna- rodowy Trybunał Sprawiedliwości (MTS) stwierdził między innymi, że

także przed bramą, po prawej stronie, na domach pojawiły się na wysokości piętra szyldy.. Stan zwień- czenia drugiej kondygnacji i szczytu bramy zdają się wyglądać na

Dmitrij Leonidowicz Pochilewicz. Rocznik Lubelski