Wincenty Danek,Jan Nowakowski
Kraszewski i Lenartowicz : dzieje
przyjaźni
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 52/1, 39-75
KRASZEW SKI I LENARTOWICZ DZIEJE PRZYJAŹNI
D zieje przy jaźn i Józefa Ignacego K raszew skiego i Teofila L enarto w icza zapisały się przede w szystkim n a dochow anych k a rta ch 129 listów pow ieściopisarza i 224 listów poety. Listy K raszew skiego do L enarto w icza z n a jd u ją się dziś w zbiorach O ssolineum (rkps 3659/III; poza ty m 3660/11 oraz 5244/1 — po jedn y m liście); pochodzą one z la t 1858— 1874. Zbiór B iblioteki PA N w K rakow ie (rkps 2028/III) zaw iera koresponden cję pow ieściopisarza z lat 1872— 1887; ta k więc oba zbiory zachodzą w części n a siebie pod w zględem chronologii. Listy L enartow icza do a u to ra S ta re j baśni są przechow yw ane niem al w całości w Bibliotece Jagiellońskiej (rkps 6470/IV oraz 6515/IV); zn ajdu jem y tam korespon dencję poety z la t 1847— 1887. Jed en z listów poety posiada O ssolineum (rkps 3660/11) 1.
W ty m w ięc zestaw ie dotąd nie w ydanej korespondencji znalazły swój w idom y ślad dzieje stosunków , jakie łączyły obu pisarzy w ciągu la t bez m ała 40, od pierw szego listu Lenartow icza, z 23 listopada 1847, do o sta t nich — n a k ró tk o przed śm iercią K raszew skiego — listów przyjaciół z lutego 1887.
Dla u łatw ien ia czytelnikow i o rien tacji w gąszczu problem ów , sp raw i zdarzeń, jak ie się w y łan iają z treści korespondencji, zdaje się rzeczą słuszną już w ty m m iejscu przypom nieć n iek tó re fa k ty z życiorysu pi sarzy, a zwłaszcza m o m en ty bezpośredniego zejścia się dróg ich życia. Doszło zaś do osobistych k o n tak tó w zaledw ie pięć razy w ciągu ow ych dziesięcioleci znajom ości. Poznali się m ianow icie w r. 1846, podczas pobytu K raszew skiego w W arszaw ie. Po raz d ru g i m ieli możność spotkać się i spędzić razem kilka d n i w Rzym ie w r. 1858, kied y K raszew ski zna lazł się ta m w czasie sw ej pierw szej podróży po Europie. Lenartow icz przebyw ał od początku 1852 r. n a em igracji — kolejno: w Belgii, w e F ran cji i w e W łoszech. G dy K raszew skiego d o tk nął te n sam los uchodźcy, w r. 1863, ob rał sobie jako m iejsce zam ieszkania Drezno; Lenartow icz
1 W dalszym ciągu niniejszego studium pom inie się sygnatury rękopisów, od syłając czytelnika do wyżej podanych informacji.
40 W IN C E N T Y D A N E K I J A N N O W A K O W S K I
w ędrow ał zaś z m iejsca n a m iejsce, aż ostatecznie — z R zym u — prze niósł się w 1860 r. do F lo re n c ji2.
K orzystając z pobytu w pobliskiej Bolonii, K raszew ski odw iedził L enartow icza w ro k u 1871. Później przyjechał do niego jeszcze w roku 1878. W przeczuciu zgonu zdobył się w reszcie na a k t zaiste heroiczny: w stan ie zdrow ia kw alifik u jący m go do szpitala, na niespełna dw a m ie siące p rzed śm iercią, p rzybył 28 stycznia 1887 do Florencji, a b y po raz o sta tn i odw iedzić przyjaciela.
O ty ch fak tach będzie jeszcze m owa w dalszym ciągu pracy. Z eb ra ne tu ta j, niech posłużą tylko jak o konieczne p u n k ty o rien tacy jn e w śród spraw , któ re chcem y w ydobyć n a św iatło dzienne. Choć będzie ich nie m ało, niniejsze stu d iu m nie zdoła ogarnąć całości. Jeżeli podejm u jem y zam iar n ak reślen ia zasadniczego zarysu dziejów przyjaźni dw u w y b it ny ch pisarzy polskich ubiegłego stulecia i ukazania części m ate ria łu , jaki się odsłania p rzy w niknięciu w gąszcz ich n iezm iernie ciekaw ej kores pondencji, to czynim y ta k z n astęp u jący ch w zględów :
Sądzim y m ianow icie, że należy ostatecznie ustalić możliwie d o kład ną biografię tw órców , któ ry ch znaczenie i ro la — zwłaszcza ro la K raszew skiego — p rzekracza granice do niedaw na im zakreślane w d ziejach piś m iennictw a narodow ego. Po w tóre h isto ria ich stosunku rzuca in te re su jące św iatło n a tw órczość obu pisarzy, pozw alając w w yższym sto pn iu ogarnąć w zrokiem ich sylw etki, poza sam ą tw órczością ujrzeć tak że „lu dzi żyw y ch “, co nie jest bez znaczenia dla literackiej historiografii cza sów, w k tó ry ch w yp ad ło im żyć i każdem u n a swój sposób działać. Może podw aży to n iejed n ą fałszyw ą w ersję, do n iedaw na uporczyw ie u trw a la ną, zwłaszcza w odniesieniu do Lenartow icza. D zieje zaś p rzy jaźn i pi sarzy, a także h isto ria in n y ch stosunków , łączących ich z w ielu ludźm i, i ty m i, k tó ry c h m iejsce w historii społeczeństw a było znaczne, i takim i, k tó ry c h zaledw ie w yszukać dziś m ożna w anonim ow ej rzeszy ówczesnej społeczności — pom ogą może w naszkicow aniu jak iejś w stęp n ej n a razie, p róbnej i cząstkow ej siatk i pow inow actw i związków , o b ejm ujący ch całość ówczesnego życia n arodu, podzielonego n a „ k ra j“ i „em igrację“ , przeciętego granicam i zaborów , a przecież poprzez te w szystkie granice
i podziały żyjącego jed n y m życiem. Do czynników łączących należały
niew ątpliw ie owe żywe k o n ta k ty i przyjaźnie, ow e porozum ienia ko res pondencyjne, n ieraz św iadom ie u p a rc ie podtrzym yw ane i tw orzące jakąś s tru k tu rę w ięzi społecznej, często nie dostrzeganą przez dziejopisów . Je śli ta k a łączność była przy ty m np. d la L enartow icza koniecznością psychologiczną i conditio sine qua non twórczości, to np. d la K raszew
2 N aw et tam osiadłszy zm ieniał tak często m ieszkanie, że z listów można w y pisać aż 20 kolejnych jego adresów w samej tylko Florencji.
skiego była o na koncepcją i system atycznie realizow anym zam ierzeniem 0 zakroju publicznym .
K orespondencja ty c h dwóch pisarzy zaw iera w yjątkow o dużo m ate ria łu, objaśniającego życie całych środow isk, znacznej w artości dla h istoryka inform acje i oceny, dotyczące m ało dotąd zbadanych ośrodków , jak np. późnej (po 1848 r.) em igracji polskiej w P ary żu i kolonii polskiej w e W łoszech — w Rzym ie, Florencji, Bolonii. N iew ielką tylko ich część uda się tu ta j zaprezentow ać. Ich użyteczności i w artości dowieść o sta tecznie m oże ty lk o opublikow anie om aw ianych tu listów.
Na koniec, jeśli przedstaw ienie historii przyjaźni obu pisarzy podej m ujem y w te n sposób, że ro zp atru jem y ją z dwóch pun któ w w idzenia, od stro n y K raszew skiego i od stro n y Lenartow icza, i k o n stru u jem y n a r rację nieco odm iennie w jed ny m i w drugim w ypadku, czynim y ta k z uw agi na przedm iot, który, jak n am się w ydaje, narzu ca ta k ą w łaśnie form ę jako najsłuszniejszą.
D otyczy to zwłaszcza rozm iarów obu części stu d iu m : pisanej od stro n y K raszew skiego i Lenartow iczow skiej. L istów pow ieściopisarza jest o poło w ę m niej niż listów poety. G dyby jeszcze w ziąć pod uw agę ich długość, pro p o rcje ułożyłyby się bardziej n a korzyść sam otnika z Florencji. K ra szew ski w łaściw ym sobie sposobem człow ieka, 'który najm niej kilkanaście codzień załatw iał korespondencji, rzeczowo, skrótam i, kom unikuje fak ty 1 faktów oczekuje od swego p artn era. N iekiedy ty lk o znajdziem y kom en ta rz m yślow y lu b uczuciowy. Ten człow iek nigdy nie m iał czasu. S tosu nek jego do p rzy jaciela-p o ety oceniam y raczej w edług tego, co dla n ie go zrobił, aniżeli tego, co do niego pisał.
Lenartow icz je st w ylew ny, w listach pozostaje też lirykiem , a często i zjadliw ym saty ry k iem . Poza ty m poczuw a się niejako do obow iązku m ożliwie dokładnego inform ow ania sw ego opiekuna o spraw ach zarów no w łasnych, jak i o życiu polskiej kolonii w Rzym ie i w e Florencji. Nie za pom inajm y, że znaczna część stały ch korespondentów drezdeńskiego ob serw ato ra życia polskiego, w k ra ju i w diasporze em igracyjnej, to jego agenci-inform atorzy, k tó rzy zdaw ali m u sp raw ę ze w szystkiego, co się około „spraw y p o lsk iej“ w Europie, a tak że i w in ny ch częściach św iata działo. Oto ja k się rów nież tłum aczy preponderancj a Lenartow iczow skiej części stu dium .
Spośród p rzytłaczającego ogrom u ludzi, z k tó ry m i K raszew ski u trz y m yw ał łączność korespondencyjną, m ożna przytoczyć kilk a zaledw ie n a zwisk jego p rzyjaciół. G łęboką była opiekuńcza przy jaźń K raszew skiego dla S y r o k o m l i , a zaznaczyła się ona zarów no w próbie m onografii tuż po śm ierci poety (1862), jak i w staran iach o pośm iertne w ydanie jego
42 W IN C E N T Y D A N E K I J A N N O W A K O W S K I
dzieł (1872), z którego dochód m iał pójść n a pomoc m a te ria ln ą d la w dow y i dzieci po zm arły m przyjacielu. P rzy jaźń tę tra k to w a ć m ożna jako najw ym ow niejszy przy kład n ie ty lk o głębokiego, bezinteresow nego uczu cia d la nieszczęśliw ego b ra ta po piórze, ale — n a in n y ch p raw ach — jak o w y raz obow iązkow ej solidarności w obec drugiego „ L itw in a “ , za takiego bow iem n a pierw szym m iejscu (na drugim — za W ołyniaka) K raszew ski się uw ażał. D opiero daleko za n im i znajdow ali się w h iera rc h ii ocen pisarza ludzie z W arszaw y, nigdy zaś nie przekonał się d o m iesz kańców G alicji i Poznania. Stosunki z hr. M ielżyńskim i z M iłosław ia w Poznańskiem nie m iały, m im o ich intensyw ności, przyjacielskiego ch arak teru . Jeśli chodzi o czasy w ołyńskie, to ty lk o znajom ość z K on sta n ty m P o d w y s o c k i m , o p a rta na w spólnych zain teresow an iach społecznych (Podwysocki był ku rato rem honorow ym gim n azjum w K a m ieńcu Podolskim , ja k K raszew ski w Żytom ierzu) i literack ich , sto su n k i pośw iadczone z górą se tk ą listów Pod Wysockiego, u ra s ta ją do m ian a przyjaźni. Jeśli dodam y do tego szczere, w zajem ne uczucie, n a k tó ry m się o p ierała zażyłość z żytom ierzaninem Ja n em P r u s i n o w s k i m , po e tą , litera te m i zbieraczem podań, a także najw cześniejszą ze w szystkich p rzy ja źń do H ipolita K l i m a s z e w s k i e g o , poznanego jeszcze w cza sach un iw ersyteckich w W ilnie nauczyciela, poety, w ydaw cy N o w o- r o c z n i k a L i t e w s k i e g o n a r. 1 8 3 1 , p rzy jaźń ciągnącą się aż do r. 1883, re je s tr przyjacielskich stosunków K raszew skiego zostanie w łaściw ie w yczerpany. Z byt wcześnie porósł a u to r Latarni czarnoksię
s k ie j w e w pływ y, za w iele m ógł i znaczył, zbytnio się angażow ał w o rga
nizow anie pom ocy dla początkujących autorów , ab y sto su n ki z n im m o g ły się układać n a podstaw ie bezinteresow ności, w a ru n k u praw dziw ej przyjaźni.
W znaczniejszej jeszcze m ierze odnosi się to do o kresu w arszaw sk ie go, a przede w szystkim do czasów drezdeńskich. Sum a w pływ ów , ja k ą re d a k to r G a z e t y P o l s k i e j , a potem a u to r R a chu n kó w dysponow ał w red ak cjach różnych czasopism i u w ydaw ców w całym k ra ju , ogrom ny, ogólnonarodow y a u to ry te t, k tó ry m się cieszył, u tru d n ia ły w znacznej m ie rze zadzierzgnięcie zw iązków w pełni bezinteresow nych, praw dziw ie szczerych, n a uczuciu sy m p a tii o partych. Do całej plejady m łodszych od siebie pracow ników pióra i pędzla, do dzienn ikarzy i publicystów , do w ie lu przedstaw icieli n au k i i polityki pisyw ał K raszew ski i o trz y m y w a ł od n ich listy, w k tó ry ch czytam y w iele zapew nień o p rzy jaźn i i w iecz n ej pam ięci, ale chodzi t u z jednej stro n y o stosunek m ecenasa i op ie k u n a , a z d ru g ie j o korne, często pełne próśb i czołobitnego w ręcz pod d an ia się (wraz z całow aniem rą k i padaniem do nóg) fo rm u ły grzeczno ściowe, k tó ry m i zainteresow ani chcieli pozyskać w zględy i choćby w zm iankę o sobie w licznych korespondencjach do k raju , p rzesy łan y ch
z drezdeńskiego p o steru n k u do K ł o s ó w , B i e s i a d y L i t e r a c k i e j czy D z i e n n i k a P o z n a ń s k i e g o . I tu ta j m am y do czynienia z pew nym stopniow aniem szczerości, ale pow yższa gen eraln a fo rm u ła stosuje się niew ątp liw ie do korespondencji W ładysław a B e ł z y , W alerego E l i a s z a , całej p lejad y m łodych literató w lwowskich, ja k W łady sław Z a w a d z k i , K arol C i e s z e w s k i , Ju liu sz S t a r k e l , potem do listów Franciszk a Tadeusza R a k o w i c z a z Torunia, n aw et F ra n ciszka D o b r o w o l s k i e g o , re d a k to ra D z i e n n i k a P o z n a ń s k i e g o , a także — p rzy w szystkich ak centach uczuciow ych — do listów znanego p u b licy sty S tefan a B u s z c z y ń s k i e g o , dalej A dam a M i ł a s z e w s k i e g o , d y rek to ra te a tru w Żytom ierzu, K rakow ie i Lw o w ie, H enry ka M e r z b a c h a , czy serdecznie przez K raszew skiego um i łowanego W ładysław a T a r n o w s k i e g o (Ernesta B u ł a w y ) .
W ym ienieni tu n a praw ach przykładu, znacznie m łodsi od pisarza ludzie, rep re z en tu ją c y kilkadziesiąt osób liczący zespół zw olenników i m iłośników p isarza ze sfer arty styczno-dziennikarskich, w ten czy inny sposób byli — m oże poza T arnow skim — od pisarza zależni, doznali od niego tak czy inaczej pom ocy i naw zajem ją wyśw iadczali, ale n u ta in te resu dom inuje w ich korespondencji, co, rzecz prosta, nie p rzekreśla całkow icie szczerości ich uczuć. W jakim ś n a pewno nieścisłym skrócie i uogólnieniu chodzi tu o grono ludzi, k tó rzy chronili się pod skrzy d ła a u to ry tetu pisarza, często przed atak am i sk ra jn ie konserw atyw nej p rasy i a ry sto k raty czn o -k lery k aln y ch przeciw ników ideow ych, form ując szere gi liberalno -d em o kraty cznej opozycji w k ra ju , jeśli, jak M erzbach, nie zam ieszkali za granicą.
G dy chodzi o ludzi m łodych, o generację, k tó ra zasiliła szeregi po w stania styczniow ego, istn ieje jed en ty lk o w y jątek praw dziw ie głębokiej i szczerej przy jaźn i, a raczej synow skiej m iłości do pisarza. M amy tu n a m yśli Tadeusza L a n g i e g o z K rakow a, sy na K arola, znanego póź niej działacza n a te re n ie rolnictw a w G alicji. Ten człow iek istotnie ko chał pisarza uczuciem pełn y m bezinteresow ności, k ształtow ał sw ą oso bowość na jego dziełach i w yznaw ał głoszone przez niego zasady ideo- w o-polityczne. Nie żąd ał w zam ian nic — oprócz listów i słów p rz y ja cielskiej rady.
Do ty tu łu p rzy jaźn i p reten d o w ać m ogą w okresie drezdeńskim w y łącznie uczucia, jak ie łączyły K raszew skiego z A dam em Lw em S o 11 a - n e m , synem A dam a, przyjaciela Z ygm unta K rasińskiego, z B ronisław em Z a l e s k i m , ry to w n ik iem i pisarzem , n a em igracji bibliotekarzem To w arzystw a H istorycznoliterackiego w P ary żu (choć jasność obrazu ich w zajem nych stosunków m ąci histo ria w spółpracy z w yw iadem francusk im n a tere n ie P ru s, k tó re j to w spółpracy Zaleski b ył inicjatorem i w n iej pośrednikiem ). N iem niej jed n ak b y ł Zaleski, ja k o ty m świadczą o dna
14 W IN C E N T Y D A N E K I J A N N O W A K O W S K I
lezione niedaw no przez A ntoniego T r e p i ń s k i e g o listy pisarza do paryskiego przyjaciela, jednym z niew ielu ko respo nd entó w K raszew skiego, przed k tó ry m się zw ierzał z tajem nic swego życia, z opinii o lu dziach i zdarzeniach; nie załatw iał z nim w yłącznie sam ych interesów .
Polityczny także c h arak ter m iała w ieloletnia, pośw iadczona aż 768 listam i przy jaźń z Adam em Lwem Sołtanem . N iestety, są to listy sam e go tylk o Sołtana, k tó ry , zam ieszany rów nież w akcję w y w iad u fra n c u s kiego, spalił, ja k się zdaje, korespondencję K raszew skiego w chw ili jego aresztow ania. „P olityczna“ była ta przyjaźń rów nież dlatego, że Sołtan, reliktow y niew ątpliw ie ty p ary stokraty-w olnom yślicielą, pełen lib e ral n ych i dem okratycznych idei, poza tym dość agresyw ny a n ty u ltra m o n - tan in , inspirow ał w iele poczynań politycznych pisarza n a tere n ie zaboru pruskiego, był głów nym inform atorem swego przyjaciela, jeśli chodzi o stosunki na teren ie Poznańskiego, Pom orza i W arm ii (m ieszkał u szw a gra, hr. Sierakow skiego, w W aplewie koło G runw aldu). K raszew ski daw ał posłuch sugestiom Sołtana. W pływ ich jest w idoczny w szeregu po ciągnięć publicystycznych i politycznych, zwłaszcza w okresie pisania
Rachunków i redagow ania T y g o d n i a .
Je st rzeczą niezm iernie tru d n ą w ybrać spośród kilkudziesięciu inny ch stały ch korespondentów au to ra S ta rej baśni dalsze osoby, k tó re by na m iano przyjaciół sam otnika drezdeńskiego zasługiw ały. U w aga nasza za trzy m u je się w reszcie n a postaci Teofila L enartow icza — z ty m zam ia rem , aby uzasadnić tezę, iż była to chyba jed y n a praw dziw a p rzyjaźń w życiu K raszew skiego. W łasne ich losy i losy naro d u spraw iły , że w i dzieli się, ja k ju ż w spom niano, w łaściw ie ty lk o pięć razy , i to nie na długo. Rozdzielały ich granice zaborów i em igrancka nędza Lenartow icza, w raz z przedziw ną niezaradnością „m azowieckiej d u d y “. S praw iła to za razem zadzierżysta „honorność“ szlacheckiego nędzarza, k tó ry nigdy nie przy jął bezpośredniej pom ocy m aterialnej.
Co K raszew skiego skłoniło do obdarzenia gorącym uczuciem m łodsze go od siebie o 10 lat poety, w krótce em ig ran ta politycznego, a rty sty ta k krańcow o odległego od siebie rodzajem zainteresow ań oraz uzdolnień tw órczych? Co kazało m u od 1858 r. objąć rolę m ecenasa i o p iekuna sp ra w w ydaw niczych „M azurzyny“, w najw yższym sto p n iu niezdolnego do p raktycznych kroków ?
Poza przeciw staw nością typów tw órczych dzieliła ich także p rze paść położenia społecznego i sy tu acji m aterialn ej. Był przecież K raszew ski n a początku bardziej zażyłych stosunków z Lenartow iczem n a jp o p u larniejszym już au to rem w k ra ju , o dzieła jego ko nkurow ały w te d y ze sobą firm y w ydaw nicze i redakcje gazet. Był w łaścicielem m a ją tk u ziem skiego, a w krótce potężnym , bez przesady, red ak to rem dziennika o po pularności w Polsce dotąd nie notow anej ( G a z e t a C o d z i e n n a ) .
W czasach w arszaw skich, a niew ątpliw ie i w późniejszych latach drez deńskich s ty l jego życia był ogrom nie pański. M aniery i przyzw yczaje nia w łaściciela d ó b r nie opuściły go do końca życia. Jak o pisarz nie po tra fił K raszew ski pracow ać bez swej napraw dę bogatej biblioteki, nie w yobrażał sobie życia bez ulubionych rozryw ek artystycznych, jak m alarstw o i m uzyka. W ystarczy w spom nieć, że naw et na rok przed śm ier cią zakupił za pow ażną sum ę do swej w illi w San Remo fortep ian Bech- steina w jednej z firm w arszaw skich. W D reźnie przenosił się w iele razy z m ieszkania do m ieszkania, a zawsze m otyw em głów nym była wygoda i reprezentacyjność. Sprzedał naw et w 1879 r. kilkunastopoko- jow ą w illę przy N ordstrasse 27 i n abył sąsiednią, w iększą (przy N ord- strasse 31), aby lepiej pomieścić sw e zbiory, w ygodniej mieszkać — zawsze w w aru n k ach przypom inających ziem iańską rezydencję. K iedy w ostatn ich latach życia zam ierzał się przenieść z San Rem o w głąb Włoch, działający z jego polecenia znajom i (np. W ładysław Kulczycki) nie mogli znaleźć odpow iedniej w illi w Rzym ie, gdyż żaden obiekt nie odpow iadał żądanym przez K raszew skiego w arunkom w ygody i rep re - zentacyjności.
Na ty m tle em igrancka dola Lenartow icza, stale zm ieniającego „ciu p y “, w któ ry ch m ieszkał, naprzód w Rzymie, a potem w e Florencji, nie w ątpliw ie głodującego, a w skutek tego ciągle schorzałego, dola człowieka, k tó ry wobec niestałości adresu jakże często prosił o przysyłanie listów na
poste restante, dola ta nosi znam iona krańcow ej przeciw staw ności w po
rów naniu z „pań ską“ sy tu acją popularnego powieściopisarza.
Cóż zatem łączyło ty ch dwóch ludzi? W pierw szym z dochowanych listów, z 12 lutego 1858, K raszew ski przechodzi od razu na „ ty “ i tak jest już w łaściw ie do końca życia i korespondencji, podczas gdy „kochany T eofil“ trw a niezm iennie p r z y . „P anu Jó zefie“ , którem u całuje ręce i zsyła n a ń w szystkie m ożliw e błogosław ieństw a. N iew ątpliw ie m om ent opiekuństw a, jak iejś ojcow skiej trochę tkliw ości zainicjow ał długoletnią przyjaźń.
D alszych przyczyn jej rozw oju i u trw alen ia się szukać by należało w poetyckiej au rze ludowości, k tó rą tak cenił K raszew ski w liryce Le nartow icza. Je st rzeczą w ątpliw ą, czy m ało raczej znający chłopa pol skiego au to r U lany m ógł bez reszty w nikać w uroki m azurskich śpie wów, ale d ziałają one przecież i na tych, co się nigdy nie zapoznali z pięknem i sm ętk iem m azow ieckich pól i pastw isk. Recenzje K raszew skiego z poszczególnych tom ów i zbiorów poezji Lenartow icza dowodzą jednak zdolności tego pisarza do przeniesienia się w krainę poety i w raż liw ego przejęcia się ty m , co w poezji a u to ra K a lin y najbardziej istotne i w artościow e.
46 W IN C E N T Y D A N E K I J A N N O W A K O W S K I
To chyba nie przypadek, że w spom niany pow yżej i pierw szy z do chow anych listów K raszew skiego p o trąca od raz u o p rob lem y społeczne i zaw iera w sobie jedno z najcenniejszych jego w yzn ań n a te m a t kw estii chłopskiej i toczącej się dyskusji uw łaszczeniow ej. L ist te n u kazu je isto t n e przyczyny zerw an ia K raszew skiego ze środow iskiem szlacheckim W o łynia, a potem przeniesienia się do W arszaw y, a co za ty m idzie — p rzy czyny w yraźnej zm iany ideologicznego fro n tu , k tó rą to zm ianę opinia szlachecka poczytała m u za sprzedanie się i dezercję.
12 lutego 1858 pisał K raszew ski m. in.:
Gdy przyszło u nas decydować o uwolnieniu włościan, byli tacy, co pro ponowali, żeby Rząd nam w o l n o ś ć 3 ludzi zapłacił, byli i są inni, co dając swobodę, ani kawałka ziemi, którą za sw oją uważają, dać n ie chcą, byli inni..., ale godziż się to powtarzać? Wiem, że zostałem z moim zdaniem sam jeden, opuszczony i w dodatku najohydniej spotwarzony. To była ostatnia próba moja udziału w życiu publicznym prowincji, o której przyszłości zu p ełnie zw ątp iłem 4.
W idać, że nie tylko ludowość poezji Lenartow icza zbliżyła K raszew skiego do piew cy M azowsza. Spraw iła to przede w szy stkim bliskość po glądów ideow ych n a spraw ę chłopską. D aw ny spiskow iec i e m ig ran t poli ty cz n y był dla sław nego pow ieściopisarza człow iekiem , przed k tó ry m m ógł się w yw nętrzać z praw dziw ym i sw ym i przekonaniam i. A ni przez chw ilę nie łudzim y się co do rady k alizm u ty c h przekonań, jak rów nież w iem y, iż nie skrystalizow ały się te przekonania nigdy. W ystarczyły je d nak, aby razić szlacheckie środow isko sw ą rzekom ą „czerw onością“ .
Otóż w łaśnie ta bliskość ideow a, ten bliżej nie o kreślony dem o kra- ty zm p rzekonań sta ły się fund am en tem trw ałości zw iązku uczuciowego obydw u twórców . Istotę ow ej w spólnoty poglądów najlep iej uk azu je je d nakow a u poety i pow ieściopisarza nienaw iść — tru d n o użyć innego o k re ślen ia — do „panów “, czyli do arystokratyczno-kościelnego fro n tu r e akcji, zwłaszcza w jej u ltram on tań sk iej odm ianie. Obaj szczerze w ierzący katolicy, obaj przekonani o n ierozerw alnym zw iązku katolicyzm u z pol skością, rów nocześnie nie w ahali się przed potępieniem h ierarch ii, polity - k ującej z zaborcam i kosztem interesów narodow ych.
Oto jak kom entow ał K raszew ski rozw ianie się nadziei k ato lik ó w -pa- trio tó w , że sp raw a polska m ogła się w jakiś sposób za pośrednictw em członków naszego episkopatu znaleźć na porządku obrad soboru w a ty kańskiego :
3 O ile nie zaznaczono inaczej, podkreślenia w cytatach — poza podkreślenia mi nazw isk — należą do autorów korespondencji.
Co do naszej sprawy, polskiej sprawy!! Dali jej za wygraną wszyscy i porozchodzili się, kochani, zbierać jagódki na urzędowych polach prusko- -austriacko-m oskiew skich. Co z Polską będzie? Bóg lepiej w ie niż m y ...5 Ten c h a ra k te ry sty c z n y zw iązek p atrio ty zm u z w iarą i z przyw iąza niem do Kościoła nie przeszkadzał im dopatryw ać się w ielkiego, o ile ftie najw iększego, niebezpieczeństw a dla dalszego rozw oju narodow ego w dzia łalności „czarnego“ sojuszu jezuicko-zm artw ychw stańskiego. Ileż to razy w y ry w a ły się K raszew skiem u takie sform ułow ania:
Książka dziś, która do Królestwa nie idzie, choć nią w piecu pal. W K sięstw ie jezuici, w Galicji jezuici, a gdzie oni królują, tam, co oni pozwolą, się czyta. Nas zaś nie pozwolą, to jest Ciebie jeszczeż, ale m nie — nie®. P rzesadzał oczyw iście, bo czytano go, i to bardzo uw ażnie, w łaśnie d la tego, że jezuici zakazyw ali, ale m iał rację narzekając n a niski sta n czy tel nictw a w P oznańskiem i w G alicji. Stąd znów m nogość sform ułow ań tego ty p u :
W K rólestw ie, jeśli tam pozwolą drukować Twój poemat, pójdzie on lepiej. Tam są ludzie, są czytelnicy, są Polacy, gdy w Galicji są osły, w Poznańskiem ultram ontanie i kupcy. I w szystko to ani czyta, ani chce w iedzieć o lite ra tu r ze7.
Tak więc, obciążając k lery k a ln ą reak cję odpow iedzialnością za niski sta n k u ltu ry i p ropagandę ciem noty, żaden z nich nie p rzestaw ał poczu w ać się do zw iązków z Kościołem, co zwięźle określił K raszew ski w sło w ach n astęp u jący ch :
M nie odpychają ortodoksi, to mi w szystko jedno, ale ja po swojem u Kościo łow i w iernym zo sta n ę8.
U w ażne prześledzenie korespondencji obu pisarzy dostarcza w iele m ate ria łu do ch a ra k te ry sty k i tych przedstaw icieli lite ra tu ry i sztuki w Polsce, któ rzy n a podobnych podstaw ach opierali swój dem okra- ty zm i liberalizm , sw oją opozycję w stosun k u do reak cji opanow ującej coraz now e d ziedziny życia politycznego i k u ltu raln ego w k ra ju . W szyscy oni pozostaw ali w kręg u bezpośrednich w pływ ów „pana Jó zefa“. T ak z pew nością m y ślał i tak ie m iał poglądy np. W ładysław Bełza, typow ym rep re z en ta n te m podobnej postaw y był W alery Eliasz, zbliżone w ypow ie dzi odczytać m ożna z listów tak ich przedstaw icieli lwowskiego środo w iska literackiego po r. 1863, jak w spom niany ju ż K arol Cieszewski czy W ładysław Zaw adzki. N iezależnie od sklasyfikow ania ich poglądów li
5 Do L, 24 VI 1870. « Do L, 3 1 1871. 7 Do L, 14 I I 1873. 8 Do L, 17 I I 1882.
4:8 W IN C E N T Y D A iN E K I J A N N O W A K O W S K I
terack ich — chyba najsłuszniej m ożna by ich nazw ać potom kam i ro m an ty zm u polskiego — uosabiają oni najlepiej przeciętn ą stanow isk id e ow ych liberalno-dem okratycznej in teligencji polskiej, k tó ra nie doszła nigdy do rady k alnej filozoficznie postaw y pozytyw istycznej, a w dziedzi n ie poglądów społecznych stan ęła na burżuazyjno -dem o kratyczny m e ta pie rozw ojow ym . W ydaje się, że ty pow ym i rep re z en ta n ta m i ty c h u g ru pow ań byli rów nież dwaj dziennikarze z zaboru pruskiego: w spom niany ju ż Franciszek Dobrowolski, b yły członek Rządu N arodow ego z kół p ra w icy czerw onych, potem , od r. 1870, długoletni re d a k to r D z i e n n i k a P o z n a ń s k i e g o , i Franciszek Tadeusz Rakowicz, księgarz i litera t to ru ń sk i, przez pew ien czas red ak to r G a z e t y T o r u ń s k i e j . W po bliżu um ieścić b y tu należało A gatona G i l l e r a z jego popow staniow ą działalnością dziennikarską na em igracji, potem w G alicji. Z korespon den tów K raszew skiego podobne pozycje z ajm u ją członkow ie krakow skiej rodziny Langie, ojciec K arol oraz synow ie Tadeusz i K azim ierz, u k tó ry ch pow staniow y p atrioty zm i galicyjskie tra d y c je spiskow e z lat czterdziesty ch w sposób ciekaw y m ieszają się ze specyficznym i dla G ali cji dążeniam i organicznikow skim i, o partym i n a solidnym w ykształceniu zaw odow ym z dziedziny ekonom ii i z ekonom iki rolnictw a.
W listach K raszew skiego do L enartow icza zn ajd u jem y fragm ent, k tó ry m ożna uznać za w ręcz sym boliczny dla tego ro dzaju postaw y — dzię k i specyficznej kom binacji elem entów relig ijn y ch z p atrioty cznym i na tle trad y cjon alistyczny ch zresztą w yobrażeń historycznych:
W spomniałeś o pieśni: „Jeszcze Polska nie zginęła“. Otóż mam jej b r u l i o n , poprawiany i mazany przez Wybickiego. Relikwia. Na ścianie w isi, tuż własnoręczne błogosław ieństw o ks. Marka ®.
G dyby do tego dodać jeszcze jed ną z częstych u K raszew skiego fili— pik przeciw „panom “ , stańczykom i u ltram o n tan o m oraz in n y m „gasi- cielom duch a“ , najistotn iejsze ry sy stanow isk ideow ych obu przyjaciół, a także reprezentow an y ch przez nich grup liberaln o-d em okratycznej in teligen cji oraz m ieszczaństw a, zostałyby w yczerpane.
W ydaje się, iż sam K raszew ski najw yraźniej p rzedstaw ił istotę tej sp raw y oraz niew ątp liw ą dram atyczność sy tuacji ludzi, którzy, dzięki splotow i różnych czynników , nie mogli się zdobyć na zdecydow any k ro k
„na lew o“ , kiedy pisał do „kochanego T eofila“ :
Słowo w słow o tak ze mną, kochany Teofilu, za czerwony dla białych, a za biały dla czerwonych. A le co na to począć, kiedy sum ienie się do krań ców posunąć nie dopuszcza. Stoi się w ięc pośrodku i, gdy z dwu stron do ciebie strzelają, z obu pociski odbiera — na chw ałę Bożą 10.
9 Przypisek w liście do L, 14 VIII 1875. 10 Do L, 24 V 1886.
Je śli dodam y do tego, że w in n y m m iejscu nazw ał „Pan Jó zef“ tak ie stanow isko i ludzi je podzielających „obozem zachow aw czo-postępow ym “ , dram at sprzeczności ideow ych liberalizm u polskiego stan ie się jeszcze w yraźniejszym .
W n iew ątpliw y m zw iązku z naszkicow anym powyżej problem em pozostaje ośw ietlenie sp raw y jubileuszu 50-lecia działalności tw órczej, obchodzonego w r. 1879 w P oznaniu (marzec) i w K rakow ie (paździer nik). K om entarz ju b ila ta do owego ta k ważnego w jego życiu zdarzenia, rozrzucony gęsto w dochowanej korespondencji, nie dopuszcza nig d y w ątpliw ości, że K raszew ski dobrze się orientow ał w politycznej pod szew ce uroczystości, k tó ra z jego św ięta zam ieniła się w okazję do ro z gryw ki p a rty jn e j m iędzy ugrupow aniam i liberalno-dem okratycznym i i k o n serw atyw n ym i oraz przeistoczyła się w pole popisu d la in try g m ocarstw zaborczych, dokuczających sobie naw zajem „spraw ą polską“ , reprezento w aną w danym m om encie przez osobę jubilata.
D latego nie są niespodzianką słow a, któ re zam ieścił K raszew ski w li ście do Lenartow icza:
Cóż ja Ci powiem ? Jubileusz!! Ah, to pręgierz, bracie mój, a ja rok stać muszę pod nim. Jedni niepotrzebnie kadzą, drudzy za to plują i smro dzą. Oboje trzeba z rezygnacją wytrzymać. Zbytnie rozczulanie się nad 50-letnią pracą w yw oła naturalnie jej sponiewieranie. Jest to w naturze rzeczy. Zatem ci, co chcieli m nie pogrzebać, dokażą sw e g o 11.
K iedy p rzyk ro doświadczył, jak p rasa u ltram o n tań sk a w y k o rzystała dla celów politycznych jego poznańskie ośw iadczenie jubileuszow e o po czuw aniu się do zw iązku z Kościołem , postanow ił się zabezpieczyć przed dalszym i nadużyciam i, d ru k u jąc wcześniej sw oje przem ów ienie n a u ro czystość krakow ską. D latego pisał do przyjaciela:
Jużem ci napisał to przemówienie, wydumał, wypocił je, w yśnił, w yślę- czał, ale sam nie w iem , czy i jaki skutek ono uczyni. Ano przeczytasz je, bo Ci przyślę drukowane, bowiem dla uniknięcia fałszyw ych interpretacji i sprawozdań dam drukować wprzódy i z sobą powiozę, ale żyw a dusza czytać go nie będzie, aż p o s t f e s t u m. Że będą interpretacje, że będą sarkania — to i owo — jużci nieuniknione, ale to chw ila uroczysta, wielka, w której od serca, jak m ówią Łużyczanie — Serby, od wątroby przem ówić trzeba 12.
Gdy zaś, w m iarę zbliżania się uroczystości krakow skich, nasilały się intrygi i rósł nacisk n a przerażonego rozm iaram i całej im prezy ju b ilata , skarżył się on ta k przyjacielow i:
Pożałujże mnie, kochany, sercem pożałuj, bom zbolały na tym w ozie tryumfalnym i poraniony i — biedny. W idziałem z góry, co m nie czeka, 11 Do L, 17 III 1879.
12 Do L, 7 VII 1879.
50 W IN C E N T Y D A N E K I J A N N O W A K O W S K I
m ais on n’échappe pas à son sort. Robiłem, com mógł, aby uniknąć w szel kich demonstracji, stało się przeciwnie. [...] N ie mogę Ci w ypisyw ać drobnych różnych dodatków do mojego pręgierza.
Dnia 19 marca zeznałem, żem był i chcę pozostać przy w ierze ojców i Kościele katolickim. A le tego nie dosyć. Żądają ode m nie zaparcia się przeszłości i jeszcze większego upokorzenia, które przechodzi siły. U ltra — u ltra będą ciskać pioruny. Cóż robić? Pioruny te z różnych stron godzą, w końcu któryś dobije. Fiat voluntas Tua. [...] Są laury, co jak cierń k o lą 1S. O jakież to upokorzenie chodziło? G dybyśm y skąd inąd nie w iedzieli, że przedstaw iciele Kościoła żądali od pisarza publicznego kom uniko w a n ia się w czasie uroczystości krakow skich, pośw iadczyłby nam to n ajlep iej w y ją te k z listu ks. Bonifacego Jastrzębskiego, człow ieka z n a j
bliższego otoczenia pisarza w D reźnie:
Z w ielu stron jestem pytany, czy będzie ze strony Pańskiej jakie zadość uczynienie po owym ogłoszeniu w D z i e n n i k u P o z n a ń s k i m 14, które tak mocno ostudziło serca rozgrzane ku Tobie jako katolicko-polskie. Na to n ie umiem odpowiedzieć. Proszę więc, jak o łaskę, choć o jedno słowo. W spomniałeś, Szanowny Panie, w ostatniej ze mną rozmowie, że okażesz sw e przekonania i uczucie religijne, ale w jaki sposób, nie oznajm iłeś, Łaska w y Panie. Jeżeli domysł mój był prawdziwy, że zamyślasz, Szanowny Panie, przy owej Mszy Sw., o której wspom niałeś, że się nią rozpocznie uroczy stość jubileuszow a i będziesz [się] na niej komunikować sakramentalnie, proszę, poleć mi, Panie, co tylko w tym względzie pragniesz, czy to zam ów ienie spowiednika jakiego, gdzie, zapewne w w igilię tejże Mszy Sw., a z naj wyższą rozkoszą chcem y wszystko d op ełn ić15.
Z atem w spólność postaw y ideow ej była jed n y m z najsilniejszych w ię zów przyjaźni m iędzy europejskiej sław y pow ieściopisarzem i przez szereg lat najbardziej w pływ ow ym człow iekiem pióra w Polsce — k tó ry zdobył sobie znaczną zamożność, choć m iał zaw sze kłopoty finansow e — a „biednym M azurzyną“, w egetującym w lichych izdebkach Florencji, zan im się osiedlił na via M ontebello 24.
B iedny poeta przedstaw iał sobie życie p rzy jaciela jako pasm o try u m fów i opływ anie w dostatki, oczywiście oceniając sy tu a c ję z p u n k tu w i dzenia sw ojego chronicznego głodow ania i długów . K iedy się zdradził
13 Do L, 12 IX 1879.
14 K r a s z e w s k i zaprotestował w D z i e n n i k u P o z n a ń s k i m (1879, nr 71) przeciw jakiejkolw iek klikowo-politycznej interpretacji jego oświadczenia w spraw ie związku z wiarą i Kościołem.
15 List ks. B. J a s t r z ę b s k i e g o do Kraszewskiego, z 23 IX 1879 (B J 6508/IV). Zawiera on tylko ostateczne rezultaty dłuższej presji moralnej na pisarza, którą m ożem y odczytać z trzech poprzednich listów Jastrzębskiego. Zaniedbania styli styczne pochodzą od ich autora.
Wprowadzono skróty: BJ = Bibl. Jagiellońska; BPAN = Bibl. PA N w Kra kowie. Liczby są sygnaturami rękopisów.
z ty m drezdeńskiem u „poten tato w i“, o trzy m ał w yjaśnienie, k tó re po tw ierd za bezstron n e k o nstatacje badaczy życia pisarza:
Kochany mój! O poeto! Jakże złocisto Ci się w ydaje mój los, moje do statki, m oje zw iędłe laury etc. O, gdybyś był w mej skórze, jakże inaczej by Ci się to stawiło. Jakbyś Ty, nieboraku, piszczał! Niestety, z dala to tak wygląda, bo nie widać ani nerek i kamieni, które wychodzą i w yjść nie mogą, ani starych i nowych długów, ani nieprzyjaciół, co gryzą, ani oszczer ców, co czernią, ani nocy bezsennych, ani dni męczeńskich. I wszystko to, co piszesz, niby jest, a z tego wszystkiego w istocie — figa. Dodaj, że oto syn mój starszy, drugi raz w życiu dorobiwszy się już, zaplątał się w fa ł szyw e spekulacje i — pada 16.
Kochany mój, nie ma na św iecie innej doli, tylko jedna; im niby więcej na jednej stronie szali, tym na drugiej też ciężar się pomnaża. A le oto kończę 68 lat, zatem niedługo przyjdzie ów sen nieprzespany i pokój nie- zamącony. Naówczas, naówczas dajcie mi dobre słowo, bo drudzy na m ogiłę kakać będą i pluć 17.
Szczerości w y zn ań w obec przyjaciela zaw dzięczam y rów nież k ilk a raz y pow tórzoną su ro w ą ocenę w łasnej produkcji powieściowej, k tó rą to ocenę podajem y tu w w ersji najbard ziej dosadnej, a n aw et rubasznej:
Wy, co sobie robicie karmelki i przysmaki, m ożecie czasem spoczywać, ja, m ówiłem to i powtarzam, chleb razowy, ościsty piekę, w ięc dzień i noc przy piecu stać muszę. W dodatku o przysmakach długo ludzie pam iętają i historia o nich w ie, a o chlebie razowym, gdy się strawi i, za pozwoleniem, wysra, nie ma pamięci. A le co komu Bóg przykazał. I t y l e 18.
Tylko wobec L enartow icza zdobyć się m ógł K raszew ski na w y zn a nie, którego w agę tru d n o przecenić. J e st to w yznanie na tem a t p rze ciw nika osobistego, człow ieka, k tó ry zaciążył n ad kolejam i życiow ym i pisarza w sposób ro zstrzygający, polecając m u w y jazd z k ra ju w stycz n iu 1863. Chodzi o W ielopolskiego. A kceptacja dla niek tó ry ch organiczni- kow skich elem en tó w jego program u politycznego i gospodarczego, n a w e t ogólnikow e w y razy nadziei zw iązane z osobą m argrabiego, a zamieszczo ne w G a z e c i e P o l s k i e j , przeistoczyły się w krótce w o tw a rtą n ie ufność. Chociaż K raszew ski nie pisał w G a z e c i e w 1862 r. nic o W ie lopolskim , bo cen zu ra nie pozw oliłaby n a jakąkolw iek k ry ty k ę , naczel n ik rząd u cyw ilnego orien to w ał się dobrze w zasadniczej dezaprobacie sw ych posunięć politycznych, k tó rej nieostrożny pisarz m usiał daw ać w y raz w in n y sposób. W idział W ielopolski w e w pływ ow ym au to rze n ie
16 K olejne bankructwa syna Jana, typowego spekulanta przem ysłowo-handlo wego, były przyczyną zm artwień ojca, który uważał się za zobowiązanego do pomagania mu i płacenia jego długów. W ten sposób m arnowały się ogromne dochody pisarskie Kraszewskiego.
17 Do L, 23 III 1880. 18 Do L, 29 X I I 1880.
52 W IN C E N T Y D A N E K I J A N N O W A K O W S K I
bezpiecznego k o n k u ren ta w panow aniu n ad opinią krajow ą, spow odow ał w ięc jego w ydalenie z K rólestw a.
Może i w arto będzie kiedyś ustalić, czy i w jakiej m ierze działały tu w zględy n a tu ry osobistej, a n aw et sek retn ej, w zw iązku ze stosunkiem , k tó ry łączył, a raczej dzielił W ielopolskiego i pisarza przez osobę Egerii W ielopolskiego, hr. K ellerow ej, zarzucającej sieci sw ych uroków n a K ra szew skiego. N iew ątpliw ie ukaże się w ted y praw dziw a rola tej a w a n tu r n icy w stosunku do osoby pisarza.
P o tych koniecznych przypom nieniach p rzy patrzm y się w ypow iedzi K raszew skiego z r. 1879, k tó ry od 1863 r. m ieszkał w D reźnie, jak i jego antag o n ista, zm arły w ro k u 1877:
Chcesz mojego zdania o Wielopolskim! Znałem go osobiście i z początku byłem z nim w dobrych stosunkach. N ie można zaprzeczyć, że kraj kochał, ale jego przyszłość po swojem u pojmował. Że pragnął dobra, temu wierzę, ale najniezręczniej się brał do wykonania. Ludzie najbliżsi, co go otaczali, gorsi i głupsi od niego, do reszty popsuli rzecz poczciw ie pomyślaną, ale niegodziw ie ujętą. Człowiek był niepospolity, ale dumny, zarozumiały i oto czenie go psuło. W każdym razie postać w ielka i ruina godna poszanowania. N ie masz pojęcia, jak go Moskale nie cierpieli i nie cierpią. N ie byłem za W ielopolskim, on m nie w ygnał z kraju i liczył za nieprzyjaciela, ale spra w iedliw ość mu należy. Chory poszedłem na jego pogrzeb. Padł ofiarą prze konań. I to coś zn aczy19.
W ydaje m i się, iż stanow isku tem u nie m ożna odm ówić w ielkodusz ności i sam odzielności w sto su n k u do obow iązującej, obiegowej opinii patrioty czn ej, piętn u jącej zdradziecki w sto su nk u do n aro d u c h a ra k te r rządó w in icjato ra osław ionej „ b ra n k i“.
L isty K raszew skiego do Lenartow icza dostarczają poza tym cennego m a te ria łu autobiograficznego, stanow iąc podstaw ow e źródła do poznania życia pisarza od stro n y codziennych tro sk i zm artw ień, a głównie jeśli chodzi o jego zdrow ie. N iektóre p a rtie korespondencji w y gląd ają jak szp italn a h isto ria choroby lub urzędow a diagnoza lekarska. Odnosi się to zw łaszcza do listów z o statn ich la t życia. Z nana z in ny ch zespołów listów w rażliw ość p isarza na zim no, ciągła tęsk n o ta za ciepłem i łagodnością k lim a tu znalazły tam najd o b itn iejszy w yraz. Opisy stanó w fizycznych i duchow ych steranego chorobam i i klęskam i życiow ym i starca, zw ła szcza kiedy przedstaw ia sw oje życie w m iesiącach m iędzy w ięzieniem śledczym i procesem (1883— 1884) albo w prosty ch a w zruszających sło w ach daje poznać przyjacielow i d ram at swej sam otności w w ieczór w ig ilijn y r. 1886 w San Remo, w yw ołują w czy telnik u najgłębsze w spół czucie dla cierpiącego człow ieka. Choćby d la ty ch niezapom nianych k a rt
w arto odczytać, jak to „Pan Jó zef“ pisyw ał do „kochanego Teofila“ i jakie od „M azura“ o trzy m y w ał wiadomości.
In n y jest obraz dziejów przy jaźn i Lenartow icza. Ta bow iem nie ty lko stanow iła o w iele istotniejszy składnik biografii poety, ale była też d lań nieporów nanie w ażniejszą potrzebą psychiczną. W brew u ta rty m m niem a niom o m izantropii liry k a, którego zwano „sam otnikiem znad A rno “, w ią zały go liczne, często bardzo ścisłe, zwłaszcza em ocjonalne, pow inow actw a z inn ym i. Sam otność zaś była dlań fatalnością, na k tó rą nigdy nie dość m iał skarg. T ym snad n iej w sw ym życiu tułacza — także w tw órczości — z liryczn y m w zruszeniem zw racał się do młodości w łasnej i do k ra ju , k tó ry um iłow ał nie ty lk o jako k rain ę zielonych sm ugów , w ierzb i w iatrem pochylonych sosen, lecz także jako utraconą dziedzinę n ajsilniejszych zw iązków z ludźm i — tych zwłaszcza związków, k tó re stanow iły o w spól nocie uczuć, dążeń i działań.
Zw racał się przede w szystkim w iern ą pam ięcią do w szystkich, k tórzy m u kiedykolw iek okazali życzliwość, a zwłaszcza zachęcili do twórczości. W zachow anej w rękopisie notatce autobiograficznej w spom inał te d y w dzięcznym sercem „poetę Z m o r s k i e g o , B ohdana D z i e k o ń s k i e - g o i S ew ery n a S i e r p i ń s k i e g o “ 20. W innej — drukow anej w P r z e g l ą d z i e L i t e r a c k i m — w yliczał sk ru p u la tn ie w szystkich, co „w sam ych [...] początkach [...] zaw odu literackiego przychylnie już [o nim] — w spom inali, do dalszej nad sobą pracy usilnie [...] zachęcając“ ; m ieli to być:
Lucjan S i e m i e ń s k i , Kaz. Wład. W ó j c i c k i , nieodżałowany K r a s z e w s k i , Fryd. Hen. L e w e s t a m , Julian K l a c z k o , P o l W incenty i Józef S z u j s k i .
D odaw ał :
Nadto zaś — zachęcali i utwierdzali m nie na raz obranej drodze: Ad. M i c k i e w i c z , J. Bohd. Z a l e s k i , Sew. G o s z c z y ń s k i , Ant. P i e t k i e w i c z (Adam P ł u g ) , Leon. S o w i ń s k i i w ielu in n y c h 21.
Przytoczone n o tatk i pom ijają wszakże, poza w zm ianką o Z mors к im, związki w m łodości poety najw ażniejsze. Ich zapis znajdzie się przecież gdzie indziej. Do tak ich należy p rzy jaźń z „domem N orw idów “. Zbliże nie, zapoczątkow ane w e wczesnej młodości, kiedy to Lenartow icz byw ał częstym gościem w G łuchach, znalazło k on ty n u ację w późniejszym sto su n k u „tru d n ej p rzy ja źn i“ z C yprianem , w spotkaniach i rozstaniach po
20 BPAN 2084.
21 A utobiografia poety. P r z e g l ą d L i t e r a c k i , Dodatek do K r a j u , (Pe tersburg) 1888, t. 13, nr 48.
54 W IN C E N T Y D A N E K I J A N N O W A K O W S K I
etów , w ich u jęty ch w k ształt poetycki polem ikach i liry czn ych posła niach. J a k najpiękniejsze potw ierdzenie tej „przyjaźn i różniących się “ pozostały słow a paryskiego w iersza N o r w i d a z m arca 1856:
W idziałem dobrze, bo wzrokiem nad-łzawym , Że Tyś m ię jeden nie opuścił w św iecie — Niechże Cię m iłość — Boża za to czeka, Nie, żeś pam iętał mnie, lecz że c z ło w ie k a 22.
P oprzestając tu n a w zm iance o tym przedm iocie jako zasługującym n a oddzielne rozpatrzenie, w rócim y do nazw iska Zm orskiego. P rz y ja ź ń okazana przez „b rata R om ana“ nie tylko sp rz y ja ła um ocnieniu się L en ar tow icza w pow ołaniu pisarskim i otw orzyła jego poezjom drogę do d ru ku, ale praw dopodobnie w p ły n ęła stanow czo na jego zbliżenie do ówczes n ej lew icy dem okratycznej i n a udział w odpow iednich ak cjach poli tycznych. W spólne przedsięw zięcia dw u poetów -agitatorów znalazły, jak w iadom o, w spólny fin ał w ro k u 1843. G dy znów w tru d n e j chw ili się zeszli, w 1849 r. odnaw iając n a Łużycach tra d y c ję w spólnych w ędrów ek, jeszcze raz zabrali się obaj — Lenartow icz za przykładem i nam ow ą Zm orskiego — do pom ocy przy w ydaw aniu S t a d ł a , poświęconego sło w iańskiem u b raterstw u . Stosunek przyjaźni z m łodym Zm orskim należał zapew ne do ściślejszych, um ocniony tru d n ą przygodą, w spólnotą działań, podobieństw em , choć nie identycznością przekonań.
N iejedno w spólne przeżycie złączyło też L enartow icza z K arolem B r z o z o w s k i m ; jem u to zawdzięczał zapew ne w niknięcie w tajn ik i puszczy k urpiow skiej, być może przy okazji w spólnych kon taktów spis kow ych. Nie darm o m łody Brzozowski ta k sp raw n ie przeprow adził p rze r z u t — swój w łasny i dwóch zagrożonych aresztow aniem poetów — z W yszkow a za p ru sk ą granicę. P rzy jaźń ta nie m iała jed n ak cech tak iej intensyw ności, jak sto su n ki łączące L enartow icza z auto rem P ieśni i po
dań ludu na M a zo w szu : bardziej okazjonalna, rw a ła się potem , co nie
dziw ne zresztą, gdy zważyć dalsze, niecodzienne koleje życia późniejsze go w ieekonsula hiszpańskiego w Syrii. Po lata ch był Brzozowski posta cią tchriącą już obcością egzotyzm u, a jeżeli jeszcze czym bliską, to w spólną pam ięcią i sy tu a c ją w ygnańca z ziem i ojczystej, k tó rem u „lir- n ik m azow iecki“ p rzypisyw ał tę sam ą co w łasna nostalgię.
Nie padło t u jeszcze najw ażniejsze d la dziejów m łodych p rzyjaźni tw ó rcy K a lin y nazw isko Ignacego K o m o r o w s k i e g o . N ierozerw al n ie złączone potem w tra d y c ji, im iona obu a rty stó w już w dw udziestych lata ch ich życia w ym aw iano jed n y m tchem . O ile przyjaźnie Teofila Le nartow icza z w ym ienionym i przed chw ilą przedstaw icielam i m łodej gene 22 C. N o r w i d , Do Teofila Lenartow icza. W: W szy stk ie pism a po dziś w ca łości lub fragm entach odszukane. T. 8: L isty. Cz. I. W arszawa 1937, s. 194.
racji ro m an ty kó w m niej rzu cały się w oczy, tak że osób ty c h raczej za najbliższych Lenartow iczow i nie uw ażano, co mogło m ieć sw oje rzeczo we uzasadnienie w ówczesnej sy tu acji ogólnej, o ty le ta p rzy jaźń n a d a w ała d w u m łodym arty sto m w „salonach“ W arszaw y c h a ra k te r nieroz łącznych D ioskurów . O stentacyjna w sensie życiow ym , podkreślona b y ła b rate rstw e m twórczości. M ieszkali przez pew ien czas razem „na A leksan d rii“ , razem byw ali w salonach literackich, gdzie odbyw ali sw oje „w ie czory a u to rsk ie “ . Z kom pozycji Kom orowskiego najbardziej zasłynęły te, k tó re dotw orzy ł do słów poety. Nie d arm o potem nagrobek w ystaw iony „śpiew akow i K a lin y “ o trzy m ał elem en ty plastyczne stanow iące w rów nej m ierze odnośniki do tek stów Lenartow icza, jak do utw orów kom pozytora.
G dy ta m te p rzy jaźnie w iązały się raczej z napięciem aktyw ności bez pośredniej, w ędrów ek, agitacji, przedsięw ziętych z m usu ucieczek, ta, o k tórej teraz m ow a, angażow ała raczej twórczość, sam a stw arzając d la niej k lim at em ocjonalny. G dyby tam te w olno było m ianow ać epickim i, tę by w ypadło nazw ać liryczną. Jej to w łaśnie a u to r L irenki pośw ięcił jeden z n ajpiękniejszych, a przy ty m najbardziej in ty m n y ch sw ych utw o rów, pełen ta k w tw órczości L enartow icza w yjątkow ych akcentów oso bistych, w iersz Pam ięci Ignacego Kom orowskiego.
W iersz te n nazw aliśm y kiedyś rep lik ą na Godzinę m y ś l i 23. Jeśli n a w e t nie jest nią w ty m sensie, jakoby Lenartow icz przeciw staw iał św iadom ie sw oje w yznanie poem atow i Słowackiego, to jest nią na pewno o ty le, że u kształtow ały owo ep ita fiu m — zarów no odm ienna postaw a osobista, jak odm ienne dośw iadczenie dziejowe. P rzy jaźń , o k tórej ta k pisał:
Przyjaźń czy miłość szlachetna — to jedno, I ludzie tylko dają miana inne
Na jedno św ięte, w ielkie i n iew in n e24.
— nie b y ła form ą intro w ersy jn ego zam knięcia się w wyłączności szcze gólnych, in n y m niedostępnych przeżyć dwóch ty lk o „w yb rany ch “, zato pionych w sobie i w m arzeniach, lecz przeciw nie, w łaściw ą drogą do „m i łości lud zi“ , działania, realizow ania siebie w kształtow an iu św iata. W w iersz L enartow icza w pisały się więc poprzez w spom nienie najw iększej w m łodości p rzy jaźn i dośw iadczenia program ów i działań rom antycznej „młodej W arszaw y“ ; w pisało się rów nież gorzkie z kolei dośw iadczenie historyczne — zawodu; niepow rotne rozstanie z przyjacielem stało się
23 Por. J. N o w a k o w s k i , Z L en artow iczow skich przem ilczeń. W tomie zbio rowym: D ziesięciolecie W y ższej S zkoły Pedagogicznej w K rakow ie. Kraków 1957. 24 T. L e n a r t o w i c z , Pam ięci Ignacego Kom orow skiego. W: Poezje. T. 1. Poznań 1863. Cyt. za: T. L e n a r t o w i c z , W ybór poezyj. Opracował J. N o w a k o w s k i . W rocław—Kraków 1956; s. 123. B i b l i o t e k a N a r o d o w a . Seria I, nr 5.
W IN C E N T Y D A N E K I J A N N O W A K O W S K I
w w ierszu poety rów ne rozłące z miłością, z ziem ią ojczystą, z nadzieją i w iarą m łodości:
Patrząc, jak blade miesiące przechodzą, Myślę o grobach, co nas żywych grodzą Od was umarłych, i czekam godziny, W której mi podasz rękę, mój jedyny -5.
Tak więc gdy inne przyjaźnie znalazły swój zapis w działaniach, k tó ry c h w łaściw y sens pozostaw ał w ukryciu, h isto ria p rzy jaźn i z K om orow skim , poprzez ten w iersz-w spom nienie, pozwala w niknąć w atm osferę, w jakiej się owe przedsięw zięcia poczynały, odczytać te m p e ra tu rę prze żyć. Przede w szystkim zaś pozwala dostrzec, że — po pierw sze — p rzy jaź ń w życiu Lenartow icza nie była pretek stem do zam knięcia się przed „działaniem w społeczności“ , lecz przeciw nie, jed n ą z jego dźw igni, a po w tó re, że podobna była w jego odczuciu fu nk cja sztuki. I tu bow iem w y znaw ał p ry m a t „życia“ .
Jakby na wzgardę za tę łzę wylaną Z liści lauru w ieńce nam rozdano I on muzykiem został, ja p o etą ;26 — stw ierd zał w ięc z goryczą zaw odu po latach.
Z jaw iająca się później p rzy jaźń n astępna — już po „w arszaw skich“ , „spiskow ych“ jego latach — rozw inie się w inn ych okolicznościach: w sy tu acji dziejowej — po dram acie W iosny Ludów, w życiu osobistym Lenartow icza — już na tułaczce, choć jeszcze zrazu n a ziem i polskiej. S tosunek łączący poetę' z E w arystem E s t k o w s k i m m a też c h a ra k te r nieco odm ienny od w cześniejszych. N iezbyt w iele w iadom o o tym , ja k kształto w ały się bezpośrednie k o n tak ty osobiste przyjació ł w W ielko- polsce, kiedy L enartow icz tam jeszcze przebyw ał na ciągłej w ędrów ce od d w oru do dw oru, w poszukiw aniu bezpiecznego dachu nad głową. M usieli się spotykać naprzód przy pracach nad w ydaw aniem K r z y ż a i M i e c z a , pew nie w ted y n astąpiło zbliżenie; w iadom o, że poeta byw ał częstym gościem w dom u Estkow skich, w iadom o o w spólnym pobycie przyjaciół we dw orze K am ieńskich w P rz y s ta n k a c h 27 w lipcu 1851, o sta tn im zresztą, w edług św iadectw a poety, zetknięciu na ziem i pol skiej. W iem y rów nież, że był Lenartow icz E stkow skiem u serdecznym i pełnym in icjaty w y przew odnikiem , gdy ów sta n ą ł w P a ry żu w r. 1853; doprow adził w ted y do p rezentacji pedagoga M ickiewiczowi, zetk n ął go z S ew erynem G a ł ę z o w s k i m , oprow adzał po P ary żu , W ersalu, zwie d zał z nim in sty tu cje naukow e i zakłady w ychow aw cze.
25 Tamże, s. 126. 26 Tamże, s. 121.
27 Por. T. L e n a r t o w i c z , E w aryst Estkow ski. T y g o d n i k I l u s t r o w a n y , 1860, t. 2, nr 52.
N ajw ażniejsze przecie św iadectw a ich stosunku, poza frag m en tam i w spom nień w Listach o A dam ie M ickiew iczu, to łam y S z k ó ł k i d l a D z i e c i i korespondencja. W spółpraca przyjaciół w S z k ó ł c e d l a D z i e c i w y n ik ała z podobnych przekonań o potrzebie podjęcia po k lę sce rew olucji system atycznych działań w ychow aw czych, zw róconych k u m asom ludow ym i ku najm łodszem u pokoleniu. Była jednocześnie zn a m iennym dowodem w iernej przyjaźni, w zajem nie użyczanego w sparcia. Gdy poeta nie m iał szerszych możliwości naw iązania łączności z czytel nikiem w k ra ju , Estkow ski o tw ierał szpalty swego pism a n a przyjęcie w alnej części twórczości Lenartow icza, pow stającej naprzód w W ielko- polsce, później — i dłużej — n a w ygnaniu; przede w szystkim dzięki S z k ó ł c e sta ły się w iersze a u to ra Złotego ku b ka przedm iotem z ain tere sow ania pow ażnej k ry ty k i w ielkopolskiej ( P r z e g l ą d P o z n a ń s k i ) . Paradoks, że czasopismo dla dzieci dorastało do funkcji pośrednika dla najpow ażniejszych nieraz i najgłębszych w ypow iedzi poetyckich, s p ra wiał, że roczniki S z k ó ł k i były n a czas dłuższy, bo aż do w ydania
L irenki w r. 1855, jedynym , zresztą dość obfitym , w yborem porew olu-
cyjnej poezji Lenartow icza. Z drugiej stro n y — Lenartow icz w spierał w te n sposób przedsięw zięcie Estkowskiego, dodaw ał m u potrzebnego blasku poezji. K orespondencja przyjaciół ukazuje, z jakim przejęciem śledził poeta losy w ydaw nictw a, jak zabiegał w pom ysłach o ra tu n e k , gdy Estkow ski borykał się z rosnącym i trudnościam i.
T a korespondencja, w ydan a przez Bolesława E r z e p k i e g o 28, jest pierw szym w chronologicznej kolei pow staw ania zachow anym blokiem korespondencji ciągłej Lenartow icza. Stanow iąc nieocenione źródło nie tylko dla biografii poety, jest zarazem sygnałem now ej sytuacji, n a tle której rozw iną się dzieje przyjaźni dalszych, w łaśnie, że je tak nazw ie my, „k orespondencyjnych“.
Rzadko zresztą będą to teraz przyjaźnie całkiem nowe, genezą sw oją związane z w ejściem w środowisko em igracyjne. P raw da, n a obczyźnie zetknie się Lenartow icz z M ickiewiczem i jego rodziną, otw orzy się przed nim dom B ohdana Zaleskiego w F ontainebleau, ale nie może być przy tym , oczywiście, m ow y o przy jaźni n a rów nej stopie. Można by w ym ienić historię dziw nej przy jaźn i z H ipolitem T e r l e c k i m , ale jej zaw iłe m eandry w y stę p u ją n a planach zgoła innych niż stosunek jednoznacznej przyjaźni. Z resztą i ta histo ria początkiem sw ym sięga lat daw niejszych, bo czasu drezdeńskiej rew olucji ro k u 1849.
28 Por. L isty Teofila Lenartow icza do E w arysta Estkowskiego. 1850—1856. Wydał B. E r z e p k i . Poznań 1922. Por. również szczegółową rozprawę: I. L e w a ń s к a, „Szkółka dla D zieci“ E w arysta Estkowskiego. W tom ie zbiorowym: E ozpraw y z historii literatu ry dla dzieci i m łodzieży. Wrocław 1958.
58 W IN C E N T Y D A N E K I J A N N O W A K O W S K I
Poza tym p rzy jaźń w em igracyjnych dziesięcioleciach Lenartow icza, gdy chodzi o ludzi, z k tó ry m i żyje w zględnie blisko, jest pozbaw iona pierw iastk a em ocjonalnego, będąc raczej tylko w spółżyciem tow arzyskim albo form ą w sparcia m oralnego w niedoli w ychodźstw a. Ż adna też z „em i g rac y jn y ch “ nie dorów na poprzednim , chy b a że poczęła się w orbicie ja kichś szczególniejszych zw iązków z przeszłością lub ak tu a ln y m życiem k ra ju . Albo — że rozw inęła się na pożywce wdzięczności za uznanie i za pomoc, z jak ą ktoś tam , w k raju , przyszedł dziełom Lenartow icza, ich rozpow szechnieniu i objaśnieniu.
O ryginalne dzieje jednej spośród przyjaźni w ydobył z korespondencji W iktor P r z e c ł a w s k i . Słusznie nazw ał ją „dziw ną p rzy jaźn ią“ 29, jako że Lenartow icz z Felicjanem F a l e ń s k i m — o niego tu bow iem chodzi — nigdy się nie w idzieli, a planow ane w listach pierw sze ich spotkanie uniem ożliw iła śm ierć poety. T rw ający w ty ch okolicznościach niem al 30 lat stosunek przyjaźni w yraz swój znalazł więc w korespondencji. L isty L enartow icza do Felicjana objaśniają, jak ta „korespondencyjna“ p rzy jaźń w zrosła n a tle w y najd y w any ch przez au to ra L iren k i w tw órczo ści Faleńskiego pokrew ieństw z w łasną postaw ą w obec życia i ludzi („Ty jed en m iędzy w ielu z sercem ...“). Teraz już nie pogoda i ak ty w n y optym izm , lecz sm u tek i rozgoryczenie zbliżają dalekich sobie pisarzy: w ygnaniec w śród obcych o dkryw a w Felicjanie sam otnika w śród swoich, tw órcę nie docenionego; dostrzega w ty m nie ty lko podobieństw o, ale rów nież rodzaj szerszego w ytłum aczenia d la sy tu acji w łasnej poezji w kon fro n tacji z „opinią k r a ju “. Mówiąc o w łasnych niedolach, ak cen tu ją c swój los, chce przy ty m uzm ysłowić adresatow i, o ile ów jednak m niej nieszczęśliw y od niego. N ajbardziej przejm u jące stro n y listów pow stały w r. 1871, po zgonie Zofii L enartow iczow ej, w raz z ty m i w ie r szam i :
Bieda m nie była przez całe życie, Tam lepiej będzie...
Łzy m oje ciekły, ciekły obficie Zawsze i w szędzie...30 A także w r. 1877, kiedy zapytyw ał:
Pow iedz mi, czy jesteś samotny tak, że kiedy obrócisz się po świecie, nie wiesz, do kogo w yciągnąć rękę, bo wszystko albo pomarło, albo gorzej: upadło. Pow iedz mi, czy nie masz komu przeczytać to, co pod sercem w ysnujesz — czy żadna ręka nie w yciągnie się ku tobie i żadne zw ilżone oko w tw oje oczy nie spojrzy. [...]
29 W. P r z e c ł a w s k i , D ziw na przyjaźń . Lenartowicz — Faleński. Szkic na podstaw ie źródeł rękopiśmiennych. R u c h L i t e r a c k i , 1933, nr 9/10.
Powiedz, czy rozpacz doszła w tobie do punktu, na którym już się nic nie słyszy, żadnych głosów... chaos tylko, bunt i n icość...31
Tyle n a planie osobistym . Równolegle — na planie literackim — trw ała w y m ian a sądów o utw orach, były dedykacje (jak Odgłosów z gór Faleńskiego z r. 1871 — Lenartowiczow i), w iersze dołączane do k ores pondencji, tro ch ę przysług literack ich ze stro n y F elicjana (jak przekazanie do d ru k u w iersza Och, ta k m y razem , m ó j Felicjanie...).
Z dziejam i p rzy jaźn i z Faleńskim , której początek w listach z r. 1856, w eszliśm y więc ostatecznie w k rąg stosunków uw ierzytelnionych niem al w yłącznie o b fitą korespondencją.
N iejed n a tu in te resu jąc a spraw a, w ow ych ciągnących się latam i w y trw ały c h korespondencjach, zastępujących Lenartow iczow i, zwłaszcza w okresie florenckim , w spółżycie z krajem . W iele z tych listów, jak ie zachow ały zbio ry rękopisów , to rodzaj posłań z ziem i w ygnania, kiero w any ch do ty ch , z k tó ry m i kiedyś zetknął się gdzieś na Mazowszu, w W arszaw ie, w K rakow ie, w W ielkopolsce.
N iektóre korespondencje poczynają się z nagła, na jakąś wieść o trz y m aną z k ra ju , n a znak życia czy pam ięci (tak np. jest z listam i do P a u li- ny z N orw idów S u s k i e j , do A dolfa M a l c z e w s k i e g o ) , a d o ty czą głów nie w spom nień lub jakichś info rm acji o losach ludzi niegdyś p rzyjaznych. Podobne m iejsce zajm u ją w zespołach listów takie, jak np. listy do K o rnelii S z t e m b a r t h i do Teodory z N arbu ttów M o n - c z u ń s k i e j . Z astanaw iające jest przy tym , ile up o ru w kładał poeta w u trz y m an ie ty c h korespondencji: ow e listy, pisane z R zym u i z F lo re n cji, staw ały się niem al diariuszem jego życia i twórczości, zaw ierały w ażne, bardzo istotne w ypow iedzi, nieraz — zdaw ałoby się — ponad poziom odbiorczym
Nie m oże być, z b rak u „dokum entacji“ , naszą sp raw ą orzekanie o sile an i o ch a ra k te rz e niejednego jeszcze, n iew ątpliw ie przyjaznego, sto sun ku L enartow icza czy to do ludzi spotkanych na śladach tułaczych (a byli w śród nich tacy , ja k g enerał H a u k e - B o s a k ) , czy do pozostałych w k raju ; n ależałoby przecież w ym ienić m iędzy in ny m i — nazw anego w szakże przez sam ego poetę dość nieoczekiw anie (w drukow anej d edy k a c ji edycji k rakow skiej z r. 1876) „przyjacielem la t dziecinnych“ — M ieczysław a P a w l i k o w s k i e g o , w yróżnić w iernego w przyjaźni M ieczysław a D a r o w s k i e g o , w spom nieć życzliwego Adam a P ł u g a , ze w spółw ygnańców zaś B ronisław a Z a l e s k i e g o .
B yły jed n a k i przyjaźnie, co w zaw iłej sw ej h istorii gorycz zasiały w duszy „ lirn ik a “ . T ak się stało z p rzyjaźn ią K l a c z k i , poznanego w m iesiącach W iosny Ludów, spotykanego potem w Poznaniu e n tu z ja sty