• Nie Znaleziono Wyników

Nowożytnośc, kontekst, pedokomparator, czyli o trzech sposobach na wyjście z getta (na marginesie artykułu Iwony Maciejewskiej)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Nowożytnośc, kontekst, pedokomparator, czyli o trzech sposobach na wyjście z getta (na marginesie artykułu Iwony Maciejewskiej)"

Copied!
22
0
0

Pełen tekst

(1)

Paweł Bohuszewicz

Nowożytnośc, kontekst,

pedokomparator, czyli o trzech

sposobach na wyjście z getta (na

marginesie artykułu Iwony

Maciejewskiej)

Prace Literaturoznawcze 3, 347-367

2015

(2)

2015 347-367

Pa w e ł Bo h u s z e w i c z

UMK w Toruniu

N o w o ż y tn o ść, k o n te k st, p ed ok om p arator,

c z y li o tr z e c h sp o so b a c h n a w y jśc ie z g e tta

(na m a r g in e sie a r ty k u łu Iw o n y M aciejew sk iej)

M odernity, C o n tex t a n d P ed ok om p arator.

T h ree Ways o f L e a v in g th e G hetto

(an A n sw er to Iw o n a M aciejew sk a's A rticle)

Słow a kluczow e: nowożytność, kontekst, pedocomparator, koncept, literatura sta­ ropolska, nowoczesna literatura

Key words: modernity, context, pedocomparator, concept, old polish litera­ ture, modern literature

P oniższy te k s t je s t odpow iedzią n a a rty k u ł Iw ony M aciejew skiej J a k

w yjść z g e tta ? O p o s z u k iw a n iu now ych dróg w b a d a n iu lite ra tu ry staropol­ skiej, k tó ry w pew nej m ierze stan o w i k o m e n ta rz do m oich w cześniejszych

te k stó w 1. P o w ta rz a m i w zm acn iam w n im p rz ek o n an ie, że z a m ia s t o „zderze­ n ia c h ” pow inniśm y m ówić o osm ozie m iędzy l ite r a tu r ą z w a n ą d a w n ą i s ta ro ­ p o lsk ą a w sp ółczesną h u m a n isty k ą , nie m a bow iem a n i m ożliwości, a n i s e n ­ su u ciek ać ta k p rz ed t ą h u m a n isty k ą , j a k i w ogóle w spółczesnym k o n ­ te k s te m ro z u m ie n ia 2. Z m ien iam je d n a k sposób arg u m e n tacji. Po pierw sze, p ro ponuję w prow adzenie pojęcia lite ra tu ry now ożytnej n a o k reślen ie polskiej

1 Zob. I. Maciejewska, Jak wyjść z getta? O poszukiwaniu nowych dróg w badaniu

literatury staropolskiej, „Prace Literaturoznawcze” 2013, nr 1 (Tytuł ten przywołuje - nie

wiem, czy w sposób zamierzony - inny ważny tekst, który również przy pomocy metafory konotującej zamknięcie i oddzielenie od świata opisywał współczesne literaturoznawstwo polskie. Mam na myśli Raport z oblężonego miasta Michała Pawła Markowskiego, opubli­ kowany w „Tygodniku Powszechnym” z 4 sierpnia 2009 r.). Moje teksty, do których odwołu­ je się Iwona Maciejewska, to: Po co literaturze dawnej współczesna teoria?, „Litteraria Co- pernicana”, red. K. Obremski, 2008, nr 2 oraz Związki niebezpieczne, związki konieczne.

O „alternatywnych” sposobach lektury tekstów staropolskich, „Roczniki Humanistyczne”

2011, nr 1.

2 „Zderzenia” to tytuł wspomnianego powyżej monograficznego numeru czasopisma „Litteraria Copernicana”, który został poświęcony literaturze dawnej i współczesnej huma­ nistyce.

(3)

lite ra tu ry p rzed ro m an ty czn ej od czasów re n e s a n s u do ośw iecenia w łącznie; pojęcie to n ie z a stę p o w ało b y tra d y c y jn y c h pojęć li te r a t u r y sta ro p o lsk ie j i daw nej, lecz z n im i w spó łistn iało, pok azu jąc in n e a s p e k ty tejże lite ratu ry . Po drugie, w ychodząc od op isan ej ju ż w Z w ią zk a c h niebezpiecznych, z w ią z ­

ka ch koniecznych opozycji m iędzy e k sp lik a c ją i in te rp re ta c ją oraz d en o tacją

i konotacją, s ta r a m się pokazać, że ilu z ją j e s t p rz ek o n an ie (k tó re m u sam rów nież ulegałem ), że in te rp re tu ją c lite ra tu rę d a w n ą p rzy pom ocy w spółcze­ sn ych języków teoretycznych, zam azu jem y ich sta ro p o lsk ą tożsam ość.

***

Swój zn ak o m ity te k s t Iw o n a M aciejew ska pośw ięciła sp raw ie d la nas, histo ry k ó w lite r a tu r y staro p o lsk iej, podstaw ow ej, a m ianow icie te m u , ja k odnajd u jem y sam y ch siebie we w spółczesnej a k a d e m ii oraz te m u , ja k po­ s trz e g a ją n a s histo ry cy późniejszych etap ó w rozw oju lite ra tu ry polskiej. Tego ro d z aju „k ry ty k a kon fesy jn a”3 w ciąż n ależy u n a s do rzad k o ści (podm ioto­ wość w n au c e raczej się u k ry w a w lęku, że u ja w n io n a zdeform uje lu b odw ie­ dzie od p rz e d m io tu b ad a ń ), ty m cenniejszy j e s t to a rty k u ł. O d ra z u trz e b a powiedzieć, że w edług Iw ony M aciejew skiej sam opoczucie to n ie je s t n a jle p ­ sze: dośw iadczam y (piszący te słow a rów nież do owej w spólnoty przynależy) le k c e w a ż e n ia ze s tro n y k o le ż a n e k i kolegów za jm u ją c y c h się l i t e r a t u r ą w spółczesną, k tó re m ów i n am , że n ie je s te śm y p otrzeb ni, pozostajem y bo­ w iem „d in o zau ram i lu b w łaśn ie m ieszk a ń cam i g e tta , sk az an y m i n a izolację, a w k onsekw encji n a n ieu ch ro n n e odejście”. K on sekw encją in s ty tu c jo n a ln ą tak ieg o p ercy p o w an ia „nas” p rzez „w spółcześników ” j e s t „znacząca m a rg in a ­ lizacja staropolszczyzny n a stu d ia c h polonistycznych” (s. 239), p o legająca n a o g ra n ic zan iu p rz ed m io tu „ lite ra tu r a sta ro p o lsk a ” n a rzecz ty ch zw iązan ych z l ite r a tu r ą w spółczesn ą4. P ociąga to za so b ą in n e niepokojące zjaw isko: coraz tru d n ie j m łodym b adaczom po doktoracie znaleźć p racę n a u czelniach (skoro zm n iejsza się liczba zajęć z lite r a tu r y staropolskiej).

A z a te m n asz y m podstaw ow ym prob lem em - ta k i w niosek w yciągam z le k tu ry te k s tu Iw ony M aciejew skiej - je s t to, ja k w ra m a c h ak adem ickiej po lo n isty k i je s te ś m y p o strz e g a n i. O g ra n ic z a n ie liczby godzin, sk u tk u ją c e b ra k ie m dopływ u m łodej k a d ry naukow ej, je s t efek tem leżącej u p o d staw

3 Termin ten pojawia się w książce Davida Simpsona The Academic Postmodern and

the Rule of Literature. A Report on Half-Knowledge (Chicago 1995). W języku polskim

można o niej przeczytać w książce-hybrydzie (ni to powieści, ni traktacie naukowym) Davi- da Damrosha Mityngi myśli (przeł. zespół, Kraków 2011; rozdz. Puerto Vallarta. Krytyczne

zwierzenia).

4 Na zjawisko to zwracano uwagę już wcześniej. Por.: K. Płachcińska, Skutki dla na­

uczania staropolszczyzny wynikające z wdrażania dwustopniowego programu studiów,

w: Literatura staropolska w dydaktyce uniwersyteckiej, red. J. Okoń, M. Kuran, Łódź 2007, s. 49; M. Wydrych-Gawrylak, Czas naszym wrogiem - refleksje nad praktyką nauczania

(4)

ty ch dwóch procesów k o n stru k c ji lite ra tu ry staro po lsk iej ja k o n ieatrak cy jn ej, ko n stru k cji, której a u to ra m i s ą bad acze m ocniejsi w u n iw ersy te ck ich bojach o ta k ie zasoby, ja k godziny i etaty. T ak ja k b y Iw o n a M aciejew ska chciała powiedzieć, że fa k ty c zn ie czy obiektyw nie nie zn ajd u jem y się w żad n y m g e t­ cie „staropolskości” czy „daw ności”. J e ś li to było jej in ten cją, to zg adzam się z n ią w zupełności.

W ogrom nej m ierze „ lite ra tu r a sta ro p o lsk a ” stan o w i s im u la c ru m w ytw o­ rzone przez jej b adaczy n a u ż y te k tych, k tó rzy z a jm u ją się li te r a t u r ą epok późniejszych (chcę przez to pow iedzieć, że w sam y m pojęciu lite ra tu ry s ta ro ­ polskiej z a w ie ra się, u św ia d a m ia n e lu b nie, o dn iesienie do jej „w łasnego inn ego”5, k tó ry m je s t to, co późniejsze). Pojęcie sy m u la k ru szeroko zn a n y m u czy n iła sły n n a k s ią ż k a J e a n a B a u d rilla rd a S y m u la k r y i sy m u la c ja , choć („ staro p o lan in ”- e ru d y ta będzie to w iedział) B a u d rilla rd n ie je s t pierw szym , k tó ry teg o sło w a u ży ł, o s im u la c r a c h m o żem y ju ż b o w iem p rz e c z y ta ć w Poliglocie a n tw e rp sk im , szesnastow ieczny m tłu m a c z e n iu B iblii n a języ k łaciński. S y m u la k r to „m apa, [która] pop rzed za te ry to riu m ”6; u d ając, że opi­ suje ja k iś fra g m e n t rzeczywistości, w istocie go w ytw arza. Pojęcia „litera tu ry staropolskiej” oraz „ lite ra tu ry daw nej” (któ re je s t pojęciem szerszym , w łączają­ cym w swój obręb ta k ż e lite ra tu rę ośw iecenia7) w y tw a rzają ta k i sy m u lak r tej lite ratu ry , któ ry ostro oddziela j ą od tego w szystkiego, co w lite ra tu rz e n a s tą ­ piło od ośw iecenia (w p rz y p ad k u „ lite ra tu ry staropolskiej”) lu b ro m an ty z m u (w p rz y p ad k u „lite ra tu ry daw nej”). S y m u la k r te n nie je s t czym ś koniecznym , m ożem y bow iem sobie w yobrazić pojęcie altern aty w n e, którego zastosow anie wytw orzy in n y obraz lite ra tu ry staropolskiej - tak i, w którym to o stre oddzie­ lenie zostanie zastąp io n e in n ą relacją. Pojęciem ty m je s t „nowożytność”.

1. N o w o ży tn o ść

S ta ro p o lsz c z y z n a /d a w n o ść k o n tr a no w o czesn o ść... O d czasów Levi- S tr a u s s a w iadom o, że u m y sł lu d zk i lu b u je się w tego ty p u b in a rn y c h opozy­ cjach, co n ajm n iej je d n a k od czasów D e rrid y w iadom o rów nież, że zw iązek

5 Zob. przyp. 23 niniejszej publikacji.

6 J. Baudrillard, Precesja symulakrów, w: tegoż, Symulakry i symulacja, przeł. S. Kró­ lak, Warszawa 2005, s. 6.

7 Luigi Marinelli przypomniał, iż na Zjeździe Polonistów w 1995 r. „w sprawozdaniu z obrad Sekcji Historii Literatury Dawnej [...] Teresa Michałowska i Alina Jeżowa zaznaczy­ ły, że »zebrani z aprobatą odnieśli się do propozycji zastąpienia tradycyjnego określenia: »literatura staropolska« (sugerującego istnienie jakiegoś długiego okresu, jakby »superepoki« radykalnie oddzielonej od czasów Oświecenia) kategorią »literatury dawnej«, obejmującej cztery wyraziście wyodrębnione epoki (Średniowiecze, Renesans, Barok, Oświecenie), sugeru­ jącej zarazem »długie trwanie« wspólnych im fundamentalnych zjawisk kulturowych” (L. Marinelli, Polonocentryzm w historii literatury - jego racje i ograniczenia (w uniwersytec­

kiej syntezie historycznoliterackiej), „Postscriptum” 2005, nr 1, s. 50; cyt. za: P. Wilczek, System kursowy, kanon lektur i standardy kształcenia w nauczaniu literatury staropolskiej,

(5)

b in a rn y c h opozycji z rzeczyw istością j e s t zby t skom plikow any, aby u z n a ć go za p ro sty sto su n e k m iędzy opisem a p rzed m io tem opisu. I ta k j e s t w n aszym w ypadku. G dy cz y ta się kolejne p race pośw ięcone now oczesności, p rz e s u w a ­ jące m o m en t jej n a ro d z in od XX w ieku, p rzez XIX, do XVIII, m o żn a odnieść w rażen ie, że n a w e t ośw iecenie nie je s t jej p o czątkiem w p ełn y m tego słow a zn a cze n iu - jak ieg o ś m o m en tu , dającego się zlokalizow ać n a lin ii czasu. Tak ja k ponow oczesność j e s t k u lm in a c ją now oczesności (pozostając jej częścią)8, ta k sam o now oczesność j e s t k u lm in a cją, zgęszczeniem czy ra d y k a liz a c ją p ro ­ cesów, k tó re w k u ltu rz e europejskiej trw a ją od czasów re n e s a n s u (będącego, ja k w iadom o, p o cz ątk iem now ożytności) lu b n a w e t śre d n io w ie cza9. Dość w spom nieć dw a p rzy k ła d y ta k ic h procesów. W przełom ow ej p ra cy T he D isco­

very o f the In d iv id u a l 1 0 5 0-1200 (1972) C ollin M orris pokazuje, że „odkrycie

je d n o s tk i” to nie n ag ły przew ró t, k tó ry dokonał się w ed łu g B u rc k h a rd ta około 1500 roku, a w edług h isto ry k ó w k u ltu ry now oczesnej w X V III w ieku, „ale proces, k tó ry rozpoczął się w d rugiej połowie XI i trw a ł do połowy X II w iek u ”10. J a c q u e s Le Goff z kolei pisze o „średniow ieczu”, k tó re je s t „długie”, bo nie kończy się w ra z z n ad ejściem re n e sa n s u . O drodzenie to tylko pew ien m o m en t średniow iecza, k tó re m iało jeszcze k ilk a sw oich re n e sa n só w (k a ro liń sk i w IX w ieku, re n e s a n s X II oraz XV-XVI stu lecia) i trw a ło ... do ko ń ca X VIII w ieku, kied y to o statec zn ie zostało zakończone przez dw ie w iel­ kie rew olucje: fra n c u s k ą oraz rew olucją przem y sło w ą w A ng lii11.

8 Tak np. u Zygmunta Baumana, w jego książkach Modernity and Ambivalence(Cam- bridge 1991) i Intimations of Postmodernity (London 1992) oraz u Jeana Franęoisa Lyotar- da, który „wprowadza formułę le futur anterieur, to znaczy: zakłada, że od samego począt­ ku formacja nowoczesna miała w sobie wpisaną ponowoczesność, która od Montaigne’a aż po awangardę eksperymentującą - dawała o sobie znać” (S. Morawski, Niewdzięczne ryso­

wanie mapy.... O postmodernie(izmie) i kryzysie kultury, Toruń 1999, s. 58).

9 Wiele spraw zostało poruszonych w tym jednym zdaniu. Odnośnie do początku no­ woczesności, niestety nie czas i nie miejsce na szczegółowe przywoływanie stanowisk w tej kwestii. Na polskim gruncie dyskusję między Ryszardem Nyczem, który wyraźnie rozgra­ nicza to, co romantyczne, od tego, co nowoczesne, a Agatą Bielik-Robson, która początek ów lokuje w romantyzmie właśnie, przywołał Michał Kuziak (zob. tegoż, Romantyzm i no­

woczesność?, w: Romantyzm i nowoczesność, red. M. Kuziak, Kraków 2009, s. 5-6). Granicę

tę można jednak przesunąć i ulokować ją w oświeceniu, o czym upewnia już sam tytuł książki Teresy Kostkiewiczowej Oświecenie: próg naszej współczesności (Warszawa 1994).

Jeśli natomiast chodzi o poszczególne fazy nowoczesności i relację między nowoczesno­ ścią a nowożytnością, to kwestię tę szczegółowo wyjaśnia Stefan Morawski: „Nowoczesność [...] przeszła przez trzy fazy. Fazą wyjściową są stulecia, które otworzyły epokę nowożytną, począwszy od wysokiego renesansu aż do poł. XVIII w. Kolejną fazę wyznaczają Rewolucja Francuska i rewolucja przemysłowa oraz ich następstwa. Trzeciej początki datuje się na okres mniej więcej od roku 1890 po pierwszą wojnę światową i Rewolucję Październikową. Ma ona trwać - w tej sprawie mniemania nie są już jednolite - do połowy naszego stule­ cia, bądź do lat siedemdziesiątych” (S. Morawski, dz. cyt. s. 23-24). Mianem nowożytności określa się pierwszą fazę (tak przynajmniej u Webera, którego ustaleń trzyma się Moraw­ ski).

10 A. Guriewicz, Jednostka w dziejach Europy (średniowiecze) (Gdańsk - Warszawa 2002, s. 10).

(6)

W szystko to p rz y k ła d y odnoszące się do k u ltu ry E u ro p y Zachodniej. Co, z a p y ta C zytelnik, z in te re su ją c ą n a s t u n ajb ard ziej l ite r a tu r ą i k u ltu r ą d aw ­ nej P olski? O tym , że n a lite r a tu r ę z w a n ą „staro p o lsk ą” m o żn a spojrzeć odm iennie, w sp o m in a P io tr Wilczek:

J a chętniej mówiłbym o „polskiej literaturze dawnej”, czy - może lepiej - „pol­ skiej literaturze epok dawnych”, a nie o „literaturze staropolskiej”. Co więcej, choć w języku polskim byłoby trudno mówić - jak to czyni się w angielskiej literaturze przedmiotu - o literaturze „okresu wczesnonowożytnego”, to takie określenie, przyswajające term in z nauk historycznych, stosowany również w Polsce, a odnoszące się do okresu połowy XV wieku do rewolucji francuskiej, byłoby mi najbliższe12.

Tylko pozornie odbiegam od te m a tu , k tó ry m je s t k w e stia m arg in alizacji staropolszczyzny i jej b ad aczy n a w spółczesnych p olskich u n iw ersy te ta ch . C ały wywód n a te m a t niem ożliw ości u s ta le n ia g ra n ic y m iędzy daw nością (staropolszczyzną) a now oczesnością m iał bow iem n a celu po kazan ie, że za w sp o m n ia n ą p rzez Iw onę M aciejew ską getto izację „daw ności” o dpow iadają n ie tylko i nie przed e w szy stk im w łaściw ości sam ej lite ra tu ry „staro po lskiej” czy „daw nej”. G dybyśm y postan o w ili m ówić o niej jak o o now ożytnej, m ogli­ byśm y z n ią kojarzyć te cechy, k tó re s ą niew idoczne, gdy m ów im y o „ lite ra tu ­ rze staro p o lsk iej”, a k tó re łącz ą j ą z naszy m , now oczesnym św iatem . Skoro za zbudow anie „g e tta starop olszczyzn y” odpow iada, ja k się zdaje, przede w szy stk im poczucie n ie a k tu a ln o śc i lite ra tu ry daw nej, to ty m sam y m zrobili­ byśm y pierw szy k ro k w k ie ru n k u w yjścia z owego g e tta 13.

Pojęcie lite ra tu ry nowożytnej oparte je s t n a innym m odelu poznawczym niż pojęcie lite ra tu ry staropolskiej czy dawnej: je s t to m odel na rastania pewnych z ja w is k (p ie r w s z y m s t a d i u m ow ego p r o c e s u b y ła b y n o w o ż y tn o ś ć , a ja k n a razie o statn im - „druga”, „zradykalizow ana” czy „płynna” nowocze­ sność), z kolei lite ra tu ra „staropolska” czy „daw na” to k o n stru k ty pow stałe w w yniku przyjęcia m odelu następ stw a. Wybór m od elu n a ra sta n ia n ie p o­ c ią g a za sob ą o d rzu cen ia m o d elu n a stęp stw a: naiw nością byłoby sądzić,

12 P. Wilczek, dz. cyt., s. 101. Piotr Wilczek pisze o literaturze „wczesnonowożytnej”. W niniejszym tekście będę jednak używał określenia „literatura nowożytna”, a to ze wzglę­ du na inny porządek terminologiczny. Wilczkowa „literatura wczesnonowożytna” jest za­ pewne etapem długiego ciągu, którego późniejszym etapem jest „nowożytność”. Na określe­ nie tego „nowożytnego” etapu - a będę tu szedł za Stefanem Morawskim i przyjętym w polskiej literaturze przedmiotu uzusem - będę jednak używał określenia „nowoczesno­ ści”, dlatego też to, co od nowoczesności wcześniejsze, będę nazywał „nowożytnością”.

13 Oczywiście, również w samej literaturze staropolskiej istnieją takie cechy, „które czynią ją »niedzisiejszą«”. Nie da się ukryć, że Mikołaj Rej mówił całkowicie innym języ­ kiem niż mówi współczesny Polak, nie da się też ukryć, że doświadczał świata na inny (choć nie całkiem inny) sposób niż my. I tak chyba jesteśmy w lepszej sytuacji niż Francu­ zi, którzy współczesne wydania dzieł średniowiecznych muszą opatrywać uwspółcześniają­ cą, dosłowną ich wersją, umieszczaną z reguły obok tekstu pierwotnego, co jest znakiem ich całkowitej nieczytelności.

(7)

że w szystkie zjaw isk a w k u ltu rz e nowoczesnej sta n o w ią jed y n ie ku lm in ację zjaw isk, k tó re w yłoniły się u p ro g u now ożytności. P ew n e w a rto ści estetyczne i k u ltu ro w e faktycznie p o jaw iają się dopiero w raz z re n e sa n s e m czy b a ro ­ kiem , p o w sta ją jak o efek t ze rw an ia , a nie n a r a s ta n ia , i to z n ich w łaśn ie zdaje sp ra w ę m odel n a stę p s tw a . W ynikałoby z tego, że k u ltu r a w raz z lite r a ­ t u r ą w d an y m m om encie ich rozw oju to całości w ielo nu rtow e czy też w ielopo­ ziomowe: poszczególne poziom y ro zw ijają się n a różne sposoby, czasem w cho­ d z ą c w d ia l o g z ty m , co n a s t ę p u j e p ó ź n ie j, a c z a s e m p o z o s t a j ą c w sprzeczności (p okazał to F e rn a n d B ra u d e l w k lasyczny m stu d iu m H istoria

i n a u k i społeczne: d ługie trw a n ie 14, p o d k re śla ła to ta k ż e k ry ty k a m a rk s is to w ­

s k a 15). D obrym p rz y k ła d em tego zjaw isk a j e s t k oeg zy stencja s a rm a ty z m u i ośw iecenia w XVIII stu leciu , o p isa n a p rzez M acieja P a rk itn e g o jak o in te r ­ ferencja:

Sygnalizowana tutaj interferencyjna n atu ra relacji sarm atyzm u i oświecenia polegałaby na ich częściowym nakładaniu się na siebie oraz wzajem nym od­ działywaniu - dynamicznym, skutkującym w odniesieniu do niektórych własno­ ści obu zjawisk występowaniem procesów tak wygaszania, jak i wzmacniania16.

Czym w p ra k ty c e p oskutkow ałoby u w zg lęd nienie m o delu n a ra s ta n ia ? N iech za p rz y k ła d posłuży in te rp re ta c ja tw órczości J a n a K ochanow skiego d o k o n an a przez J a ro sła w a P łu c ie n n ik a w tekście pod w ym ow nym ty tu łe m

A n a to m ia now oczesnej duszy. N o w o żytn e dośw iadczenie literatury. O d „Psał­ te rza D a w id o w e g o ” J a n a K o ch a n o w skieg o d o ... s tr u m ie n ia św ia d o m o śc i i p ro m ien i R oentgena. S tw ierd za się tu ta j, że zarów no Treny, ja k i Psałterz D aw idów pow inny być in te rp re to w a n e w kontekście szerszego zjaw iska k u ltu ­

rowego, ja k im było pojaw iające się w re n e sa n sie dow artościow anie „duszy” rozum ianej jak o „fenom enalne życie świadom ości, skupione n a p racy analizy ”.

Tego rodzaju anatomiczne przedstawienia duchowe były w owym czasie epide­ miologicznie mocne i znaleźć je można było w wielu modelach poezji, tej ściśle religijnej i takiej, która wykraczała poza czysto religijny wymiar. Modelu gene- ratywnego dostarczał empiryzm: poprzez akcent na podmiotowość oraz dzięki preferencji dla naukowej analizy. Empiryzm tworzył w kulturze wiązki repre­ zentacji, które zwielokrotniały się w różnych dziedzinach kultury. Empiryzm

14 Zob. F. Braudel, Historia i nauki społeczne: długie trwanie, w: tegoż, Historia

i trwanie, przeł. B. Geremek, Warszawa 1971, passim.

15 Zob. L. Althusser, E. Balibar, Czytanie „Kapitału”, przeł. W. Dłuski, Warszawa 1975, s. 149.

16 M. Parkitny, Oświecenie sarmackie - próg nowoczesności w Polsce?,w: Polonistyka

w przebudowie. Literaturoznawstwo - wiedza o języku - wiedza o kulturze - edukacja. Zjazd polonistów Kraków 22 - 25 września 2004, t. II, red. M. Czermińska i inni, Kraków

2005, s. 531; podkreślenia i kursywa pochodzą od autora. Innym przykładem owej interfe­ rencyjnej wielonurtowości byłoby występowanie w XVII w. klasycyzmu, manieryzmu i ba­ roku (a nie tylko baroku!), o czym pisał Krzysztof Mrowcewicz (zob. tegoż, Trivium poetów

(8)

może wyjaśniać powtarzalność kształtów nowożytnej literatury od czasów rene­ sansu aż po postmodernizm, choć najbardziej ewidentne przejawy takiego mode­ lu można znaleźć w szczytowym modernizmie wraz z rozwojem takich form, jak strum ień świadomości. Samo pojęcie jest znacząco związane z twórcą koncepcji radykalnego empiryzmu, Williamem Jam esem, który ukuł term in stream of

consciousness w Principles o f Psychology z roku 1890. Dlatego właśnie przy

próbach definiowania modernistycznego doświadczenia należy według mnie pa­ miętać o szerszych modelach doświadczenia nowożytnego, rozpoczynającego się w renesansie17.

P łu c ie n n ik now oczesności sz u k a w re n e s a n s ie , m ożliw a je s t an alog iczna o p eracja o dw rotna, ja k w p rz y p a d k u O m a ra C alabresego, który, op ierając swe u s ta le n ia nie n a m o delu ze rw an ia , ale n a s tę p s tw a , te rm in „postm oder­ n izm ” z a stą p ił „neobarokiem ”: i tu , i ta m d ostrzeg ł te n sam fetyszyzm w irtu ­ ozerii, sz a le ń stw o , n ie s ta b iln o ść , zm ian ę , d y n am icz n e s t r u k t u r y bez z a ­ m k n ięty ch i staty cz n y ch g ra n ic itd.:

Krytykując pojęciowe ograniczenia term inu „postmodernizm”, Calabrese propo­ nuje zastąpić go terminem, „neo-barok”. Twierdzi, że prefiks „neo” zakłada ideę repetycji, powrotu lub powtórnego wykorzystywania owego specyficznego okresu w dziejach, w przeciwieństwie do prefiksu „post” w słowie „postmodernizm”, zakładającego jedynie reakcję „po” fakcie i „przeciwko” idei modernizmu18.

G ra k a te g o ria ln a , k tó rą zaproponow ałem , nie j e s t z a b a w ą lek ko d u ch a - „postm o d ern isty ”, w ed łu g którego w szystko wolno i w szystko trz e b a 19. To raczej im p u ls etyczny (ale i p ra g m aty czn y ) leży u p o d staw mojego p o s tu la tu p arad y g m aty za cji20, czyli w p ro w ad zen ia do szerszego obiegu i um ocow ania

17 J. Płuciennik, Literatura, głupcze! Laboratoria nowoczesnej kultury literackiej, Kra­ ków 2009, s. 92.

18 Hyun JooYoo, The Neo-Baroque of Our Time: a Reading of Umberto Eco’s „The Name

of the Rose”, „International Journal of Arts and Sciences 2010, nr 3 (10), s. 266). Por.:

O. Calabrese, Neo-baroque. A Sign of the Times, transl. Ch. Lambert, Princeton, New Jer­ sey 1992. Przedrostek „post- w takich złożeniach jak „postmodernizm” czy „poststruktura- lizm” wcale nie musi oznaczać tego, co przypisuje mu Calabrese, czyli występowania po oraz przeciwstawiania się temu, wobec czego są one „post”. Podkreślali to zarówno Bau­ man, jak i Lyotard (zob. przyp. 8), nie czas jednak i nie miejsce, by zajmować się teraz tym zagadnieniem. HyunJoo Yoo cytuję tylko po to, by pokazać możliwość innej wizji roz­ woju kultury współczesnej, która może zostać potraktowana tyleż jako po-modernistyczna, ile po-barokowa.

19 Sens formuły anything goes (wszystko ujdzie), na którą się tu powołuję, a której autorem jest Paul Feyerabend, jest notorycznie wyrywany z kontekstu i traktowany jako synonim „postmodernizmu”. Oba te pojęcia są dla ich krytyków maską nierozsądnego i niepłodnego poznawczo woluntaryzmu, prowadzącego do pomieszania wszystkiego ze wszystkim, bo tak akurat się komuś zachciało (sam wciąż wysłuchuję, że moje pochwały nowych języków badawczych w badaniach literatury staropolskiej, to w gruncie rzeczy po­ chwały mnie samego). Tymczasem Feyerabendowi chodziło o coś zupełnie innego: o to, że wszystko, co jest skuteczne z punktu widzenia praktyk laboratoryjnych, jest dobre, nawet jeśli nie zgadza się z jakąś ogólną zasadą metodologiczną.

20 Zob. D. Lewiński, Strukturalistyczna wyobraźnia metateoretyczna. O procesach para­

(9)

w codziennych p ra k ty k a c h bad aw czych k ateg o rii „ lite ra tu ry now ożytnej”, nie tyle z a m ia st, ile obok „ lite ra tu ry staro p o lsk iej”. P isząc o im p u lsie etycznym , naw ią zu ję do „etycystycznego” zw ro tu w teo rii h isto rio g rafii, k tó ry rezygno­ w ał w m y ślen iu o przeszłości z fetyszyzo w an ia celów s tric te poznaw czych, ja k o p ierw szorzędne u zn a ją c „k o n k retn e z a g a d n ie n ia etyczne i etyczno-poli- tyczn e w ażne d la teraźn iejszo ści oraz przyszłości”21. W n asz y m w yp ad k u ta k im k o n k re tn y m za g ad n ien iem je s t z m ia n a s ta tu s u lite ra tu ry staro p o l­ skiej i jej bad aczy dzięki p a ra d y g m aty za cji k ateg o rii „ lite ra tu ry now ożytnej”. G dybyśm y sam ej lite ra tu rz e zw anej „staro p o lsk ą” oddali spraw iedliw ość jak o tej, k tó ra łączy się z n asz y m św iatem , m ogłaby o n a n a p ow rót sta ć się is to tn ą w a rto śc ią d la in n y ch niż tylko „staro p o la n ie” w spólnot in te rp re ta c y j­ nych, dzięki czem u podw yższylibyśm y rów nież s ta tu s jej badaczy.

I tu pojaw ia się problem . Z asugerow ałem powyżej, że n ie c a ła lite r a tu r a d a w n a d ałab y się w pisać w m odel n a r a s ta n ia . N ie w szystko j e s t w niej now ożytne (nie w sensie czasow ym oczywiście, ale jakościow ym ). C ały ogrom lite ra c k ic h faktów - n a p rz y k ła d tych, k tó re lo k u ją się w średniow ieczu - „zagaduje” n a s z ą w spółczesność, ja k by pow iedział G adam er, chce w ejść z n ią w dialog, n a zagad y w an ie to je d n a k nie p o trafim y odpow iedzieć ta k , ja k b y chcieli ich autorzy. N ie m a t u m ow y o żadnej „ tra n sa k c ji” (będącej, w ed łu g M ich ała Jan u sz k ie w icza , celem h erm e n eu ty cz n ej w y m ian y m iędzy te k s te m i czytelnikiem ): czy teln ik od m aw ia n a sy c e n ia so b ą te k s tu , a te k s t nie n a sy c a sobą cz y te ln ik a22. W ydaje m i się, że lekcew ażenie i pobłażliwość, z k tó ry m i b a d a c z y lite r a tu r y staro p o lsk iej t r a k t u j ą ich koledzy, w y n ik a z p rz e k o n a n ia , że n ie m oże być innej odpow iedzi n a lite ra tu rę sta ro p o lsk ą niż b ra k odpowiedzi. N a w e t gdyby je d n a k ta k było - choć (m am n adzieję, że u d an ie) s ta ra łe m się pokazać, że ta k n ie je s t - to czy n ie w y łan ia się tu , kto wie, czy nie jeszcze b ard ziej fascynująca, k w e stia k o n ta k tu z ty m , co inne? Czy n ie j e s t to je d e n z podstaw ow ych problem ów ta k ic h w spółczesnych n u r­ tów h u m a n isty k i, ja k h e rm e n e u ty k a i d ek o n stru k c ja ? To w łaśn ie G adam er, ch y b a jak o pierw szy, pok azał, że o tw iera n ie się n a trad y cję n ie m u si ozn a­ czać ro m antycznej z g ru n tu jej akceptacji, u to ż sa m ie n ia się z n ią. P isał, że „» zap o śred n iczam y się« z tr a d y c ją ja k o n ie u s ta n n ie w yobcow ującym się w s to s u n k u do niego [rozu m ien ia - P. B.] jego w łasn y m in n y m ”23. W h e rm e ­ neu ty ce G adam erow skiej sen se m s p o tk a n ia z „in n ą” przeszłością, z tym , co in n e w trad y cji, je s t pośw iadczenie dziejowości ro zu m ien ia. N ie zw racam y się k u k u ltu ro w y m św iadectw om przeszłości po to, by się z n im i utożsam ić,

21 D. LaCapra, Psychoanaliza, pamięć i zwrot etyczny, przeł. M. Zapędowska, w: Pa­

mięć, etyka i historia. Anglo-amerykańska teoria historiografii lat dziewięćdziesiątych (an­ tologia przekładów), red. E. Domańska, Poznań 2002, s. 127.

22 Zob. M. Januszkiewicz, Wczytywanie (się) w tekst. O interpretacji transakcyjnej, „Teksty Drugie” 2012, nr 1/2, passim.

23 P. Dybel, Granice rozumienia i interpretacji. O hermeneutyce Hansa-Georga Gada-

(10)

ale po to, by zobaczyć, że choć „rzecz” ro zu m ien ia, to, „co” rozum iem y, z a s a d ­ niczo je s t ta k ie sam o w tedy ja k i dziś, to je d n a k w p isy w an e było w zu pełnie in n y rodzaj „przesądów ”. D zięki te m u o d n iesien iu do „inności tra d y c ji” p o tra ­ fim y d o strzec dziejowość i „przesądow ość” rów nież n aszego w łasnego ro z u ­ m ien ia, k tó re - co pokaże przyszłość - ta k ż e okaże się re la ty w n e wobec k o n k re tn e g o m iejsca i czasu, z którego było dokonyw ane.

To w łaśn ie h e rm e n e u ty k a G a d am ero w sk a po zw ala dostrzec, że p u n k te m w yjścia orzeczeń zarów no o „now ożytności” p rz e d ro m a n ty c z n e j lite r a tu r y polskiej, ja k i jej „daw ności”, j e s t w spółczesne ro zu m ien ie tego, o czym m ó­ w ią te te k s ty 24. J a k za chw ilę zobaczymy, n ie ozn acza to zd rad y ich m acie­ rz y sty c h znaczeń, ale to, że zn a cze n ia te s ą zaw sze zn aczen iam i „dla n a s ”: w tym , co m ów ią o świecie, o dnoszą się do n asz y ch św iatopoglądów , a w tym , ja k m ów ią: do naszego ro z u m ie n ia tego, czym j e s t lite ra tu ra .

P isa łe m ju ż o ty m kiedyś, w a rty k u ła c h , k tó re obok o s ta tn ic h k siąże k K rzy sztofa O brem skiego Iw o n a M aciejew ska u z n a ła za n ajb ard ziej w y raziste sposoby w yjścia z „g e tta staropolszczyzny”25. Z gadzam się dzisiaj, że p ew n a część stw ie rd z e ń p o jaw iający ch się w a rty k u le Po co lite ra tu rze d a w n e j

w spółczesna teoria? b y ła zbyt kategoryczna:

Niepokoi w wypowiedzi Bohuszewicza owa kategoryczność stwierdzeń, wyziera­ jąca z poszczególnych zdań, w myśl której badacze hołdujący tradycyjnej meto­ dologii zanurzającej teksty dawne w ich macierzystym kontekście, nie wnoszą do naszej dyscypliny nic nowego, przyczyniając się tym samym pośrednio do jej uśmiercenia (s. 244)26.

24 Wiążąc literaturę staropolską z hermeneutyką, idę po śladach takich autorów, jak Antoni Czyż czy Kwiryna Ziemba. Hermeneutyczną część ich dorobku naukowego opisał Jacek Kowzan w artykule „Gadanie z duchami”. Kilka uwag o przydatności hermeneutyki

w badaniach nad literaturą dawną, w: Hermeneutyka i literatura - ku nowej koine, red.

K. Kuczyńska-Koschany, M. Januszkiewicz, Poznań 2006.

25 Swój projekt relektury tekstów staropolskich przez pryzmat języków teoretycznych właściwych współczesnej humanistyce zawarł Krzysztof Obremski w wymienionym już mo­ nograficznym numerze czasopisma „Litteraria Copernicana” pod jego redakcją, również przez niego zredagowanej książce Literatura dawna a współczesna humanistyka (Toruń 2010) oraz książce jego autorstwa Literatura staropolska czytana współczesną humanisty­

ką. Przymiarki metodologiczne (Toruń 2012). Pisząc o „toruńskiej szkole badania literatury

dawnej” pozwolę sobie wspomnieć o cyklu konferencji, które od dwóch lat organizuję pod szyldem „Literatura dawna a współczesne słowniki teoretyczne”. Pierwsze spotkanie, „Strukturalizm w badaniach literatury staropolskiej”, odbyło się w marcu 2014 r., nato­ miast w styczniu tego roku wspólnie ze znakomitymi gośćmi (m.in. Andrzejem Dąbrówką i Andrzejem Szahajem) obradowaliśmy nad możliwościami konstruktywistycznego podejścia do owej literatury.

26 Podobne zarzuty w stosunku do tamtego tekstu pojawiły się w artykule Tomasza Nastulczyka i Piotra Oczki „Tradycyjni” czy „nowocześni”? O metodologicznych dylematach

współczesnych badaczy staropolszczyzny. Część pierwsza: uwagi ogólne i przypadek krytyki,

(11)

D latego też po la ta c h p o w stał d ru g i te k s t, Z w ią z k i niebezpieczne, zw ią z k i

konieczne. O „a lte rn a ty w n y c h ” m etodach b a d a n ia lite ra tu ry staropolskiej. R e­

zygnuję w n im ze zbyt pro stej opozycji, n a któ rej o p arłe m p ierw szy arty k u ł: opozycji m iędzy filologią, n a któ rej w s p a r ta j e s t w ied za o lite ra tu rz e s ta ro ­ polskiej, i in te rp re ta c ją . R ezygnację tę po dtrzy m uję: gdyby nie d ziesią tk i godzin spędzonych przez „w as” w b ib lio tek ach i arch iw ach , godzin ow ocują­ cych w y danym i te k sta m i, „my” „ in te rp re ta to rz y ” nie m ielibyśm y czego in te r ­ p reto w ać27. (N a m arg in e sie w a rto zauw ażyć, że w spółczesn a h u m a n is ty k a dow artościow uje bard ziej pierw szy człon tej opozycji: dość w spom nieć o „no­ wej filologii”, „h u m an isty ce cyfrow ej”28 czy p ostu lo w an y m przez D a n u tę Ulic- k ą „zwrocie a rch iw aln y m ”29). W ciąż je d n a k tw ierd zę, że grozi n a m u w iąd dyscypliny (a pośrednio p o tw ierd z a to Iw on a M aciejew ska, pisząc o lek cew a­ ż e n iu i p o g ard zie, z j a k ą b ad a c z e lite r a tu r y staro p o lsk iej s p o ty k a ją się w śro d o w isk u lite ratu ro z n aw c zy m ), je ś li n ie zaczn iem y in te rp re to w a ć tej lite ra tu ry . In te rp re to w a ć , a nie eksplikow ać.

2. K on tek st

R ozróżnienie to pojawiło się ju ż w a rty k u le Z w ią z k i niebezpieczne, z w ią z ­

k i konieczne, te ra z więc n ie będę szczegółowo go opisyw ał. R elacja m iędzy

e k sp lik a c ją a in te rp re ta c ją nie j e s t opozycją b in a rn ą , lecz raczej re la c ją za­ w ie r a n ia się je d n e j w d ru g ie j. E k s p lik a c ja n ie p o le g a n a w y c z y ta n iu z te k s tu jego w e w n ętrzn y ch zn aczeń (jak chciałaby k lasy cz n a filologia), ale n a o sad z en iu owego te k s tu w kon tekście, stano w ion ym p rzez praw dopodob­ n ą in ten cję a u to ra (a d a się to przecież zrobić - n ie p rz esad z ajm y z t ą n ied o stęp n o ścią in ten cji30). K rótko m ów iąc, ek sp lik ac ja je s t rod zajem in te r ­ p retacji. N a to m ia st s a m a in te rp re ta c ja to:

27 Podobnie pisał A. Czyż w tekście Wokół metod interpretacji liryki dawnej, w: tegoż,

Władza marzeń. Studia o wyobraźni i tekstach, Bydgoszcz 1997, s.461.

28 Poświęcone im zostały następujące monograficzne numery „Tekstów Drugich”: 2 z 2014 r. („Nowa (?) filologia”), 6 z 2012 r. („Kultur@ literacka”).

29 Zob. D. Ulicka, „Zwrot” archiwalny (jak ja go widzę), „Teksty Drugie” 2010, nr 1-2; na ten temat zob. P. Bohuszewicz, Teoria literatury doby „zwrotów”: o jubileuszowej ankie­

cie „Tekstów Drugich”, „Przestrzenie Teorii” 2012, nr 17, s. 7-10.

30 Problem intencji autora został niepotrzebnie zmitologizowany przez literaturo­ znawstwo współczesne. Zamiast powiedzieć, że wiem, co autor jakiegoś wiersza miał na myśli, powinienem spłonić się rumieńcem i uznać, że „oczywiście, intencja autora jest nie­ dostępna”. Jasne jest, że nie mogę mieć najmniejszego pojęcia, co danemu autorowi chodzi­ ło po głowie, kiedy pisał swój tekst. Nie o taką jednak intencję chodzi, ale o to, co ktoś

mógł chcieć powiedzieć w danym momencie historycznym. Nawet jeśli uznam, że Sęp Sza-

rzyński w swoim Sonecie II (Na one słowa Jopowe) przegania Boga ze świata i w efekcie zbliża się do manichejskiej herezji, oddalając od ortodoksyjnego chrześcijaństwa, to prze­ cież jasne jest, że taka interpretacja byłaby nie do przyjęcia przez samego Sępa Szarzyń- skiego.

(12)

[...] możliwość sformułowania dowolnej wypowiedzi, a także efekt tej operacji, czyli tekst, którego napisanie sprowokowało istnienie innego tekstu. Mogę też powiedzieć inaczej i to raczej ta druga „definicja” jest mi bliższa. Interpretacja, na co zresztą wskazuje etymologia tego słowa, o której zbyt często się zapomina, to przeniesienie sensu jakiejś wypowiedzi w inny kontekst (inter-) a jednocze­ śnie udostępnienie go (praestare, z którego wywodzi się francuskie prêter) kolej­ nym użytkownikom. Interpretacja niemożliwa jest więc bez najmniejszej choćby dekontekstualizacji, przeniesienia, które umożliwia wprawdzie dostęp do tekstu, ale i ów tekst przemieszcza, przekształca, przenosi w inną przestrzeń komunika­ cyjną31.

W edług Iw ony M aciejew skiej moje stan ow isk o w zb ud za obaw y o „ u tra tę czy też choćby za m a z a n ie tożsam ości staro polskiej to żsam ości”32, bo z a m ia st ko n tek stu alizo w a ć p re feru ję d ek o n tek stu alizacje.

Obawa o lekceważenie owej tożsamości towarzyszy tym badaczom, dla których priorytetem jest osadzenie tekstu w macierzystym, historycznym kontekście i dla których odtworzenie owego kontekstu jest warunkiem niezbywalnym dla prawidłowej interpretacji (s. 241).

O baw y Iw ony M aciejew skiej nie d a się u zasad nić.

Zwróćm y n a jp ie rw uw agę, że M arkow skiego definicja in te rp re ta c ji tylko pozornie j e s t ra d y k a ln a . N ie pisze on, że in te rp re ta c ja to defo rm acja m acie­ rzystego se n su poprzez całkow ite w chłonięcie go przez k o n te k s t u ży tk o w n i­ k a , a le że j e s t o n a p r z e n ie s ie n ie m s e n s u (choć w o lałb y m t u m ów ić o znaczeniu) w y p o w ie d z i w ja k iś in n y k o n te k s t, a jed no cześn ie u d o stę p ­ n ien iem go kolejnym użytkow nikom . F a k te m je s t, że t a op eracja p rz em iesz­ czen ia w iąże się z pew nym „p rzek ształcen iem ” te k s tu . Co je d n a k je s t p rz e ­ kształc an e? A ni D e rrid a , a n i Rorty, a n i F is h (w ym ien iam ich trzech , uch od zą bow iem za n ajw iększych ra d y k ałó w w k w e stii in te rp re ta c ji) n ie n a p isa li n i­ gdy, że in te rp re tu ją c , je ste śm y całkiem w olni, m ogąc n a p rz y k ła d dopisyw ać jak iek o lw iek zn a cze n ia do dostarczonych przez a u to ra słów. W ielu n a to m ia s t d ek o n stru k cjo n istó w i n e o p rag m aty stó w zgodziłoby się ze słow am i, że te k s t to b y t o tw a rty (każdy te k s t, nie tylko te n , k tó ry Eco n azw ałb y „dziełem o tw a rty m ”), k tó ry w łaśn ie dzięki te m u zdolny je s t, by rzec po d arw in ow sk u, ad a p to w ać się do wciąż zm ieniającego się śro do w iska kulturow ego.

31 M. P. Markowski, Pieczołowite egzegezy i demoniczne użycia, w: tegoż, Efekt inskryp­

cji. Jacques Derrida i literatura, wyd. II zmienione, Kraków 2003, s. 402. Tekst Markow­

skiego, z którego pochodzi ta definicja, wywołał spore reperkusje w środowisku literaturo- znawców. Uwagi krytyczne w odniesieniu do samej definicji sformułował Henryk Markiewicz, który słusznie zauważył, że nie można zaakceptować utożsamienia „możliwości” z „operacją”, a także zdania, według którego każda wypowiedź na temat innego tekstu jest interpretacją (zob. H. Markiewicz, O literaturze, interpretacji i teorii. W związku z tezami

Michała Pawła Markowskiego, w: tegoż, Utarczki i perswazje. 1947-2006, Kraków 2007,

s. 193). Będę jednak powoływał się na tę definicję z uwagi na słowo „dekontekstualizacja”, które pojawia się później, wobec którego nie sposób wysunąć tego rodzaju zastrzeżeń.

(13)

Aby opisać relację m iędzy te k s te m a k o n te k ste m , m ożem y użyć b ardziej tradycyjnego ję z y k a sem iologii H jelm slevow skiej i pow iedzieć po p ro stu , że czynność in te rp re to w a n ia ty m odró żn ia się od ek sp lik o w an ia, że je ś li ekspli- k a c ja polega n a u s ta le n iu denotacji, to in te rp re ta c ja - n a u s ta le n iu k o n o ta ­ cji. D en o tacja to znaczen ie te k s tu , n a to m ia s t k o n o tacja to znaczen ie tego znaczenia. P ojęcia te o m aw ia U m b erto Eco n a p rzy k ład zie zapory wodnej, k tó ra w y syła sygnał, będący jednocześnie in fo rm ac ją n a te m a t s ta n u wody i in s tru k c ją sk ie ro w a n ą do a d re s a ta . W d ru g im p rz y p a d k u „w ystępuje [...] sy g n ifik acja, k tó r a j e s t p rz e k a z y w a n a za pom ocą syg n ifik acji istn ie ją cej up rzed n io [...]. T akie n ach y len ie kodów je s t tym , co H jelm slev ok reślił m ia ­ n em sem iotyki konotacyjnej [...]”33. R o zp atrzm y to n a bliższym czytelnikow i p rzy k ład zie pierw szego słow a n a jsta rs z e j p ieśn i polskiej. K iedy stw ierd zę, że słowo „Bogurodzica” oznacza tę, k tó ra zro dziła Boga, je s t w ięc jego m a tk ą , wów czas u s ta lę denotację. K iedy n a to m ia s t n ap iszę , że w oznaczającym m a t­ kę B oga złożeniu „B ogurodzica” celowo użyto form y celownikowej „Bogu-” - po to, by zaznaczyć słu ż e b n ą rolę rodzicy i k ie ru n e k p rz y p o rzą d k o w an ia ś w ia ta ludzkiego do boskiego34 - w ów czas u s ta lę konotację.

N a w e t n ajb ard ziej e le m e n ta rn a czynność filologa, poleg ająca n a rozpo­ z n a n iu zn a cze n ia te k s tu , nie j e s t efek tem d z ia ła n ia sam ego te k s tu . Co do tego w szyscy pow inniśm y się zgodzić. N ie p łynie do n a s z jego stro n y ż a d n a in fo rm ac ja w ro d zaju : „jestem te k s te m ”. Tekstow ość t e k s tu j e s t efek tem w cześniejszej umowy, że cz arn e szlaczki n a b iały m tle p o tra k tu je m y jak o całość zn aczącą35. U sta la n ie zn a cze n ia rów nież stan o w i efek t n a w ią z a n ia relacji, by posłużyć się sły n n y m o k reślen iem J a n u s z a Sław ińskiego, m iędzy te k s te m a u k ła d e m w zględem niego ze w n ętrz n y m 36. I w p ierw szym (u s ta le ­ n ie tekstow ości te k s tu ), i w d ru g im p rz y p a d k u (u s ta le n ie jego znaczenia) p o d ą ż a m y z a a u to re m . Tylko pozo rn ie o p e ra c ja u s ta le n ia d e n o tac ji je s t czym ś p ro sty m - o czym doskonale w ied zą p racu jący w „denotacyjnej b az ie” a u to rz y słow ników daw nej polszczyzny i filolodzy37 - n a pew no je d n a k w olbrzym iej w iększości p rzypadków kończy się sukcesem , to znaczy u s ta le ­

33 U. Eco, Teoria semiotyki, przeł. M. Czerwiński, Kraków 2009, s. 58.

34 Z. Krążyńska, T. Mika, Architektura „Bogurodzicy” , „Slavia Occidentalis”, 1995, t. 52, s. 52.

35 Wielokrotnie na ten temat wypowiadał się Stanley Fish. Por. np. jego tekst Drogą

antyformalistyczną aż do końca, przeł. A. Szahaj, w: tegoż, Interpretacja, retoryka, polity­ ka, Kraków 2007, s. 143.

36 Ustalenie relacji między tekstem a układem względem niego zewnętrznym to tylko jeden z etapów interpretacji, drugi, według Sławińskiego, polega na ustalaniu znaczenia jednostkowego, nierelacyjnego, z czym już trudno się zgodzić. Krytykę koncepcji Sławiń­ skiego przedstawił ostatnio Andrzej Szahaj w, moim zdaniem, jego najlepszym tekście do­ tyczącym interpretacji (zob. tegoż, Sławiński o interpretacji. Analiza krytyczna, w: tegoż,

O interpretacji, Kraków 2014).

37 „Każdy, kto spędził wiele miesięcy czy lat nad rękopisami, starodrukami, siedząc przy czytniku mikrofilmów, kto próbował dociec znaczenia tego czy innego wyrazu lub symbolu, których sens zatarł czas, ma świadomość zdwojonego wysiłku związanego z po­ dejmowaną pracą badawczą [historyka literatury staropolskiej - P. B.]” (s. 239-240).

(14)

niem zn a czen ia (podstaw ow ego zn a czen ia słów, czyli ich denotacji!), k tó re tek sto w i m ógłby n a d a ć autor. Z upełnie inaczej sp ra w a się m a w p rz y p a d k u konotacji. W racając do p rz y k ła d u B ogurodzicy, nie je ste ś m y w s ta n ie podać żadnego dow odu n a rzecz tezy, że s łu ż e b n a ro la M atk i Boga, p o trak to w a n ie jej ja k o re p re z e n ta n tk i ś w ia ta ludzkiego, k tó ry w je d n y m słowie s p la ta się z boskim , s ą to sen sy (konotacje), k tó re znaczeniom słów chciał przy p isać anonim ow y autor. Istn ie je ta k a m ożliwość - m ożem y spraw dzić, że pojęcia służebności, św ia ta ludzkiego i św ia ta boskiego były pojęciam i, k tó re m ieści­ ły się w horyzoncie poznaw czym tw órcy żyjącego w cz asach B ogurodzicy - nigdy je d n a k nie będziem y m ieli pew ności, że faktycznie z ty m i sen sa m i k to ś chciał zw iązać zn a cze n ia swojego te k stu .

S p ra w a s ta je się jeszcze b ardziej ryzykow na, gdy p ostano w im y z te k ­ ste m zw iązać ta k ie sensy, co do k tó ry ch m am y pew ność, że a u to r nie mógł ich przew idzieć. G dy - by zm ienić ju ż p rz y k ła d - potw orność isto t, k tó re podczas swojej w ędrów ki n a koniec zn an eg o ś w ia ta sp o ty k a A le k s a n d e r W ielki M acedoński w H isto ry i... L e o n a rd a z Bończy, z in te rp re tu je m y przez p ry z m a t H e id e g g e ro w sk ie g o p o ję c ia św iato w o śc i alb o gd y d o s trz e ż e m y w ty m tek ście niekonsekw encje będące w ynik iem niem ożliw ości językow ego p o ra d z e n ia sobie z „człow iekiem -w ieprzem ”38.

M oim zd an iem w y sta w ia ją c te k s t s ta r o p o lsk i n a o d d z ia ły w a n ie teg o , co p r z y c h o d z i c a łk o w ic ie sp o za je g o m a c ie r z y ste g o k o n te k stu , w c a le n ie ryzy k u jem y u tr a ty je g o sta r o p o lsk iej to żsa m o ści, p o n ie ­ w a ż p r z e m iesz c z en io m i p r z e k sz ta łc e n io m n ie u le g a tu w a r stw a d e ­ n o ta cji, n ie u le g a ją r ó w n ie ż w y m a z a n iu sp o r z ą d z o n e w c z e śn ie j p o ­ w ią z a n ia te g o te k s tu z k o n te k sta m i m a c ie r z y sty m i. C złow iek n azw an y w te k śc ie A le k sa n d re m czy m iejsce n a z w a n e g ó rą A d a m a n tin u m n a w e t w n ajb ard ziej szalonej in te rp re ta c ji b ę d ą ty m , czym (n a mocy pierw otnego, au to rsk ieg o zw ią zan ia owych bytów z tłu m aczący m je kodem ) są: A le k sa n ­ d re m i g ó rą A d a m a n tin u m . N ie sposób tra k to w a ć in te rp re ta c ji uw spółcze­ śniający ch ja k o uw spółcześniających w szystko i zam azujących sta ro p o lsk ą tożsam ość staro p o lsk ich tekstów . In te rp re ta c ja nie je s t ja k ą ś m aszy n ą , k tó ra p o ch łan ia to, co a u to r n a p isa ł, i w yp lu w a to, co w ym yślił in te rp re ta to r. Co więcej, tego ro d z aju in te rp re ta c je d e k o n te k stu a liz u ją c e o p ie ra ją się n ie tylko n a denotacjach, lecz ta k ż e n a u stalo n y ch w cześniej k o n otacjach m acierzy ­ stych, n a w a rstw ia ją c się n a nich i w cale ich nie znosząc. U sta le n ie , że „czło- w iek-w ieprz” je s t potw orem , bo a n i n a rra to r, a n i postacie, a n i czy teln ik n ie p o tra fią w pisać go w ż a d en po H eideggero w sk u pojęty „k o n tek st o d n iesień ”, n ie będzie pociągało za so b ą w y m a z a n ia p ow iązań tej isto ty z szesn asto - w iecznym pojm ow aniem potw orności. J a ro sła w P łu cien n ik , w p isu jąc P sałterz K ochanow skiego w szersze m odele do św iad czen ia now ożytnego, rozpoczyna­

38 Por. P. Bohuszewicz, Zwierzę czy człowiek? Brak obrazu. Przyczynek do historii po­

(15)

jące się w re n e sa n sie , a k u lm in u jąc e w w ysokim , XX-wiecznym m o d ern i­ zm ie, b y n ajm n iej n ie w yp isuje go z re n e sa n so w e j specyfiki. P rzeciw nie: p u n k te m w yjścia w iększości in te rp re ta c ji „adap tacy jn y ch ” j e s t pieczołow ita re k o n stru k c ja k o n tek stó w m acierzystych.

J e s te m przekonany, że in te rp re tu ją c poprzez u w spółcześnienie, niczego nie tracim y. P o za ty m m ogę tylko pow tórzyć to, co w yraźn iej pow iedziałem w k o m en to w an y m przez Iw onę M aciejew ską a rty k u le : owe niebezpieczne zw iązki s ą ta k ż e zw iązkam i koniecznym i. I to podwójnie.

Po pierw sze, z re g u ły nie s ą efek tem w yboru in te rp re ta to ra , przeciw nie do powyższego p rz y k ła d u H eideggerow skiego pojm o w an ia potw orności w H i-

storyi A le k sa n d ra W ielkiego, w k tó ry m in te r p r e ta to r m ógł choć nie m u siał

przyw oływ ać owego k o n te k s tu . N asze w spółczesne pojęcia sam e się n am n a rz u c a ją jak o część o p rz y rzą d o w an ia poznaw czego, k tó re u zn a je m y za n a ­ tu ra ln e (choć w istocie ta k im i nie są). U ży w ają ich rów nież k ry ty cy „m etod a lte rn a ty w n y c h ” w h isto rii lite ra tu ry staro po lsk iej. Żeby się o ty m p rzek o ­ nać, m o żn a w ziąć do rę k i jak ik o lw iek te k s t n a p is a n y w spółcześnie, a pośw ię­ cony lite ra tu rz e staropolskiej. W cześniej czy później n a tk n ie m y się w n im n a ta k ie pojęcia ja k „ n a rra to r”, „podm iot liryczny”, „ p isa rsk a św iadom ość”, „m e­ tajęz y k ”, „aksjologia”, „ s tru k tu ra ” lu b in n e tego ro d z aju pojęcia prow eniencji bynajm n iej nie staropolskiej, a więc obce k o n tek sto w i m acierzy stem u . Ktoś m ógłby m i zarzucić, że, przykładow o, dzieje pojęcia s tr u k tu r y się g a ją odle­ głych czasów . N ie j e s t to pojęcie w sp ó łcz esn e, m o ż n a w ięc go u ży w ać w o d n iesien iu do lite ra tu ry daw nej. Dotyczy to przecież w iększości u ży w a­ ny ch przez n a s słów. C hodzi m i je d n a k o co innego: nie o to, że m u sim y używ ać pojęć w ym yślonych w spółcześnie, ale o to, że n a w e t je śli używ am y pojęć z niew spółczesnym rodow odem , to i ta k będziem y je odnosili do ich w spółczesnego ro z u m ie n ia ja k o pew nego in terp re tacy jn eg o tła . N a w e t jeśli „ s tru k tu ra ” m a swój p rz e d s tru k tu ra lis ty c z n y rodow ód (a m a), to używ ający go dzisiaj n a w e t u m ia rk o w a n ie k o m p e te n tn y h isto ry k lite ra tu ry n ie będzie się „w ypisyw ał” z p rz e s trz e n i w spółczesnych zn aczeń i „w pisyw ał” w p rz e ­ s trz e ń znaczeń daw nych. Z naczenie, ja k ie te m u pojęciu n a d a ł s tru k tu ra liz m w b a d a n ia c h lite rac k ic h , będzie m u się n arzu ca ło sam o z siebie, niezależn ie od jego woli, p rzy n ajm n iej ja k o konieczny p u n k t o dniesienia.

S tanow isko, w edług którego w iersz barokow y m o żn a przeczy tać przez p ry z m a t D errid iań sk ieg o ro z u m ie n ia P lato ń sk ieg o pojęcia „farm ak o n u ”, spo­ ty k a się z re g u ły ze zdecydow anym sprzeciw em . Czym je d n a k ró żn i się D e rrid ia ń sk i „farm ak o n ” od „podm iotu lirycznego”, „ n a rra to r a ” i in n y ch tego ro d z aju pojęć? I jed n e, i dru g ie pochodzą przecież spoza k o n te k s tu m acierzy ­ stego a u to r a te k s tu staropolskiego. O dpow ie k to ś, że „podm iot liry czn y ” i „ n a rra to r” to „porządne n arz ę d z ie służące do b a d a n ia te k stó w ”, a n ie „wy­ m ysł filozoficzny i przejściow a m oda”39. To je d n a k , że p ierw sze pojęcia ja w ią

39 T. Sz. Markiewka, O kontekście macierzystym, „Przegląd Humanistyczny” 2013, nr 3, s. 9.

(16)

się w łaśn ie ja k o ta k ie , n ie w y n ik a stą d , że b ardziej niż przy kład ow y farm a- k on „p rzy stają” do tekstow ej rzeczyw istości, lecz stą d , że pochodzą one ze stru k tu ra listy c z n e g o ję z y k a teoretycznego, k tó ry s ta ł się języ k iem potocz­ n ym naszej dyscypliny (rów nież n a s, h istory kó w lite r a tu r y staropolskiej). D zięki jego osw ojeniu zapom nieliśm y, iż j e s t on po p ro s tu m odelem lite r a tu ­ ry, ta k sam o ja k m odelem ty m je s t języ k dek o n stru k cji. R óżnica polega tylko n a tym , że ze w zględu n a b ra k osw ojenia ję z y k a d ek o n stru k c ji je ste śm y w s ta n ie d o strzec jego językow ość (konw encjonalność, m odelowość), a ze w zględu n a całkow ite osw ojenie ję z y k a s tru k tu ra liz m u ja w i n a m się on nie jak o a r b itra ln y języ k teoretyczny, tylko przezroczyste okno, z którego m oże­

m y oglądać to, ja k się te k s ty m a ją 40.

A więc zw iązków m iędzy te k s ta m i d aw ny m i a w spółczesnym a p a ra te m pojęciowym po p ro stu nie m ożem y u n ik n ą ć - i to n ie tylko w tra k c ie czynno­ ści in te rp re ta c y jn y c h , ale i w tra k c ie d z ia ła ń filologicznych, ta k ic h ja k u s t a ­ la n ie życiorysu a u to ra czy kanonicznej w ersji te k s tu , k tó re zaw sze jaw iły n a m się ja k o n ie in te rp re ta c y jn e 41. N a w e t gdyby je d n a k było to możliwe, u w ażam , że owego zw iązku u n ik a ć nie p o w in niśm y (i to je s t d ru g a przyczy­ n a konieczności u z n a n ia zw iązków m iędzy l ite r a tu r ą d a w n ą a k o n te k ste m w spółczesnym ). Co bow iem byśm y zyskali, gdybyśm y (to sce n ariu sz czysto hipotetyczny) oczyścili n a sz języ k ze w szelkich dziejow ych naleciałości i opi­ syw ali lite ra tu rę d a w n ą tylko p rzy pomocy pojęć m ieszczących się w h o ry ­ zoncie ich autorów ? Z apom nijm y o „ n a rra to rz e ”, „polifoniczności”, „jednogło- sow ości”, „podm iocie liry c z n y m ” (i „podm iotow ości” w ogóle), „procesie cyw ilizacji”, „społeczeństw ie”. W yczyśćmy n asz e te k s ty z tego w szystkiego, co „nasze”. Czy zbliżam y się bardziej do tego, czym owe te k s ty są? N ie, p on ie­ w aż nieporo zu m ien iem je s t p rz ek o n an ie (jak s ta ra łe m się wyżej pokazać, o p isu jąc opozycję d enotacji i konotacji), że w spółczesne pojęcia defo rm u ją d a w n ą rzeczyw istość. Co z a te m z n ią robią?

40 Podobnie sądzi T. Sz. Markiewka: „Wielu badaczy - pisze, komentując mój tekst

Związki niebezpieczne, związki konieczne - szczególnie tych przychylnych strukturalizmo-

wi, odpowie, że Derridiańskie pojęcie farmakonu jest wymysłem filozoficznym i przejścio­ wą modą, natomiast podmiot liryczny jest porządnym narzędziem naukowym służącym do badania tekstów. Jednakże odróżnienie „porządnych naukowych narzędzi” od „wymy­ słów filozoficznych” jest uzależnione od przyjętych założeń natury światopoglądowo-filozo- ficznej. Dla psychoanalityka to kategorie typu: podmiot liryczny i autor modelowy mogą być modnym wymysłem strukturalizmu, dążącym do unaukowienia literatury za pośrednic­ twem narzędzi językoznawczych kosztem zatracenia jej wymiaru psychoanalitycznego” (tamże).

41 Tę interpretacyjność filologii pokazują poświęcone badaniom nad życiem i twórczo­ ścią Mikołaja Sępa Szarzyńskiego studia Radosława Grześkowiaka, które pomieścił w książce Barokowy tekst i jego twórcy: studia o edycji i atrybucji poezji „wieku rękopisów” (Gdańsk 2003).

(17)

3. P ed o k o m p a ra to r

K iedy fra n c u sk i filozof n a u k i, B ru n o L atou r, chciał odpow iedzieć n a py­ ta n ie , ja k n a u k a „pakuje rzeczyw istość w słow a” (ok reślenie K rzy szto fa Abri- szew skiego42), pojechał w ra z z g ru p ą naukow ców do lasów A m azonii po to, b y sw o ją o dpow iedź w y p ro w ad zić z o b serw acji tego , czym j e s t „ n a u k a w d z ia ła n iu ”43. P rze d e w szy stk im u zn a ł, że d ro g a do te k s tu je s t bard zo d ług a i sk ła d a się z w ielu etapów . N a jed n y m z n ich spo ty k am y m aszy n ę zw an ą p ed o k o m p arato rem , w alizkę, sk ła d a ją c ą się z rzędów i p rzegród ek, w k tó ­ ry ch um ieszcza się zgrom adzone w cześniej p ró bk i gleby. P e d o k o m p a ra to r to:

pusta forma, [która] zostaje ustawiona poza zjawiskami, zanim się one poja­ wią, po to , aby mogły w ogóle się pojawić. Zjawiska niewyraźne w lesie, z powodu samej ich wielości, będą w końcu zdolne ukazać się, to znaczy odzna­ czyć na nowym tle, które zmyślnie za nimi umieściliśmy44.

J a k to k o m en tu je K rzy szto f A briszew ski:

[...] wypełniając puste przegródki, odnajdujemy wzorzec skrywający się za poje­ dynczymi obiektami i zjawiskami i otrzymujemy wskazania, dzięki wolnym miejscom, czego szukać dalej. Puste miejsca organizują pracę badacza, a pedo­ komparator pozwala zobaczyć wszystko naraz; obie te cechy przywodzą na myśl tablicę Mendelejewa45.

P e d o k o m p a ra to r n ie je s t odpow iednikiem „ k o n s tru k tu ” z socjologii w ie­ dzy, w której k o n s tru k t n a rz u c a się n a b e z k s z ta łtn ą rzeczyw istość, w w y n ik u czego nie ty le n a w e t się j ą deform uje, ile form uje n a nowo bez żadnego u d z ia łu z jej strony. P e d o k o m p a ra to r nie tw orzy gleby, n ie j e s t też ja k ą ś całkow icie n e u tr a ln ą „ra m ą ”, w której po p ro stu j ą um ieszczam y, dzięki cze­ m u s a m a z siebie zaczyna się n a m o n a jaw ić ta k ą , ja k a je s t. To u rząd zen ie, k tó re ocalając m a te ria ln o ść gleby, in g eru je w n ią w ta k i sposób, że w ydoby­ w a n a jaw , a rty k u łu je to, co byłoby niem ożliw e bez jego u działu.

Istn ie je b ard zo w y ra ź n a a n a lo g ia m iędzy b a d a n ia m i gleby w la sa c h A m azonii a b a d a n ia m i lite ra tu ry staropolsk iej. N ie p ra cu jem y z pedokom pa- ra to ra m i, p ra cu jem y je d n a k z ich odpow iednikam i, czyli pojęciam i. W eźm y ja k o p rz y k ła d pojęcie sc h e m a tu fa b u la rn eg o zasto so w an e w b a d a n ia c h ro­

m a n s u barokow ego. T ak sam o ja k pedolog przychodzi do la s u am azońskiego całkow icie z ze w n ątrz , z p y ta n ia m i, h ip o teza m i i u rz ą d z e n ia m i, k tó re nie s ą

42 K. Abriszewski, Poznanie, zbiorowość, polityka. Analiza teorii aktora-sieci Bruno La-

toura, Kraków 2008, s. 26.

43 Science in action to tytuł książki B. Latoura (zob. tegoż, Science in action.How to

follow scientists and engineers through society, Cambridge 2007).

44 B. Latour, Nadzieja Pandory. Eseje o rzeczywistości w studiach nad nauką, red. K. Abriszewski, tłum. różni, Toruń 2013, s. 81; podkr. B. L.

(18)

przecież w ykon ane z gleby, ta k sam o h isto ry k lite ra tu ry daw nej przychodzi do ro m a n su ze sw oim i p y ta n ia m i i pojęciam i, ta k im i ja k sc h e m a t fabu larny , k tó re nie p o sia d a ją „rom ansow ej” n atu ry . I ta k ja k byłby a b s u rd a ln y z a rz u t w obec pedologii, że nie o p iera się n a żadnej „ su b stan c ja ln ej” odpow iedniości m iędzy g leb ą (porządkiem „ n a tu ra ln y m ”) a p ed o k o m p arato rem (po rząd kiem „kultu ro w y m ”), ta k tego ro d z aju sy m etrii nie po w inn iśm y w ym agać od b a d a ­ cza ro m an su . „S chem at fa b u la rn y ” nie w y stęp u je w ro m an sie (ta k sam o ja k w rzeczyw istości nie w y stęp u je „ re n e sa n s”, „barok” czy „powieść p o stm o d er­ n isty c z n a ”) - je s t n arzęd z ie m do jego b a d a n ia . Co b adacz robi p rzy jego pomocy? Czy in g eru je w b a d a n ą rzeczyw istość? Tak! In g e re n c ja t a je d n a k n ie oznacza „n a rzu c en ia u p rzed n io u stan o w io n y ch k ateg o rii n a b e z k s z ta łtn y h o ry zo n t”46, nie je s t ja k ą ś p rzem o cą pojęć, k tó re całkow icie n a nowo fo rm u ją tożsam ość staropolskiego ro m an su . O w szem , ta k ja k pedolog p o b iera próbkę gleby i przen o si j ą w n o w ą p rz e strz e ń , ta k i „rom ansolog” p o b iera próbkę te k s tu (jakiś jego fra g m e n t przez siebie streszczony) i przen o si j ą w całkow i­ cie n o w ą p rz e strz e ń , u sta n o w io n ą przez pojęcie sc h e m a tu fabu larn eg o , nie do prow adza je d n a k do u tr a ty staropolskiej tożsam ości p rzez te k s t (n a w et przez p ry z m a t pojęcia sc h e m a tu fab u la rn eg o p o trafim y rozpoznać n a s z te k st, jego zn a cze n ia n a d a n e m u przez a u to ra , jego h isto ry czn o -k u ltu ro w ą specyfi­ kę, i konotacje, k tó re praw dopodobnie chciałby u s ta lić au to r). Z a m ia s t tego b adacz w budow uje ow ą tożsam ość w now y k o n te k st, w k tó ry m zaczy n a się o n a jaw ić n a sposób, n a k tó ry nie m ogłaby się jaw ić, gdyby nie owo pojęcie. Pojęcie sc h e m a tu fa b u la rn eg o - i jak iek o lw iek in n e - d ziała d okładn ie ta k ja k p ed o k o m p arato r: w tożsam ości przed m io tu , do której się odnosi i k tó rą zachow uje, pozw ala zobaczyć połączenia, k tó re byłyby niem ożliw e do u s ta le ­ n ia bez niego. I ta k sam o j a k ped o k o m p arato r, pojęcie d ziała n a przedm iocie p od d an y m tran sfo rm acji: s c h e m a tu fa b u la rn eg o nie d ostrzeżem y po p ro s tu w tek ście, ale w zespole z d a ń n arrac y jn y c h , stano w iących streszczen ie tego te k stu .

Z w ażm y n a koniec jeszcze je d n ą sp raw ę. U żyw anie w spółczesnych pojęć w o d n iesien iu do staro p o lsk ich te k stó w byłoby m oże i czym ś niew łaściw ym , gdyby m iędzy ow ą w spółczesnością i daw n o ścią is tn ia ła ja k a ś p rzepaść, czy­ n ią c a z n ich ja k ie ś d w a odręb n e św iaty. A ta k przecież nie je s t. P o k aza ł to Tom asz Szym on M a rk ie w k a w sw oim tekście pośw ięconym k ateg o rii a u to ra w u jęciu n eopreagm atystó w . T w ierdzi on w n im , że m ożem y dotrzeć do in te n ­ cji a u to ra , je s t bow iem m ożliw e, że pozostajem y członkam i ta k ic h sam ych w spólnot in te rp re ta c y jn y c h ja k on:

Ktoś mógłby powiedzieć, że o ile mogę utrzymywać, że istnieją takie wspólnoty interpretacyjne, do których należę zarówno ja, jak i Smith [chodzi o Zadie Smith, współczesną powieściopisarkę angielską - P. B.], to w odniesieniu do

(19)

choćby Williama Szekspira takie twierdzenie nie jest już możliwe, ponieważ żył on w zupełnie innej, odległej epoce. Nie ulega wątpliwości, że rzeczywistość elżbietańskiej Anglii bardzo różniła się od czasów nam współczesnych. Czy jed­ nak zasadne jest mówienie, że różniła się całkowicie? Czy zastanawiając się nad kulturą współczesną autorowi Hamleta, jesteśmy w sytuacji przybyszów z obcej planety, którzy muszą wejść w kontakt z kulturą zupełnie, w każdym najmniej­ szym aspekcie, im obcą? Byłaby to chyba zbyt daleko posunięta hipoteza. Szahaj we wspomnianej polemice z Januszkiewiczem słusznie zauważa, że konstrukty kulturowe wcale nie tak łatwo rozmontować. Trudno zatem przypuszczać, że zdołaliśm y zastąpić w szystkie przekonania, k tóre obow iązyw ały w XVI i XVII w ieku, zu p ełnie now ym i przekonaniam i (nowym i konstruktam i), niem ającym i z tam tym i n ic w sp óln ego. Mówiąc inaczej, nie m a żadnych podstaw, by twierdzić, że nauczyliśmy się interpretować świat i teksty pod każdym względem inaczej, niż to robili nasi przodkowie. Kiedy na przykład twierdzę, że jednym z bohaterów dram atu pod tytułem Hamlet jest postać 0 imieniu Hamlet, to czy nie mam prawa sądzić, że jest to interpretacja (pamię­ tajmy, że według Fisha wszystko jest interpretacją, nawet tak banalne stwier­ dzenia), która pokrywa się z interpretacją samego Szekspira?47

1 ta k sam o, wolno sądzić, że zasadniczo rzecz biorąc, sc h e m a t fa b u la rn y odpow iada te m u , co przednow oczesny te o re ty k lite r a tu r y n azw ałb y „ogólnym za ry sem fab u ły ”, a n a r r a to r - te m u , kto m ów i w ro m an sie itd. Oczywiście, nie m o żn a zapom inać o D e rrid iań sk iej lekcji, w edłu g której now e pojęcie u s ta n a w ia n o w ą rzeczyw istość. J a s n e j e s t przecież, że k ied y zdecydujem y się używ ać pojęcia n a r ra to ra , to ty m sam y m zu pełn ie inaczej rozw iążem y p ro ­ blem tego, kto m ów i w tekście, niż a u to r ro m a n su z XVII w ieku, w edług którego w ty m tek ście m ów i po p ro stu on sam . Co je d n a k po w in niśm y zrobić, p o staw ien i p rz ed t a k ą a lte rn a ty w ą ? Podążyć za a u to re m czy za w spółcze­ snym s ta n e m wiedzy? D ru g a odpow iedź je s t ch y b a oczyw ista i u z n a j ą każd y z nas.

In te rp re tu jm y więc teksty, do pisujm y im konotacje, w prow adzajm y poję­ cia, k tó ry ch n ie zn a li a u to rz y ta m ty c h tekstów ! Nic nie u tra c im y - wciąż bow iem będziem y w s ta n ie odkryć, j a k owi a u to rz y opisyw ali swoje te k s ty - a zy sk am y wiele: to, co czasowo i k u ltu ro w o odległe, w piszem y w św iat współczesnej w iedzy o człow ieku i jego w ytw orach.

B ib lio g ra fia

Abriszewski Krzysztof, Poznanie, zbiorowość, polityka. Analiza teorii aktora-sieci

Bruno Latoura, Kraków 2008.

Althusser Louis, Balibar Etienne, Czytanie „Kapitału”, przeł. Wiktor Dłuski, W arsza­ wa 1975.

47 T. Sz. Markiewka, Neopragmatyści wobec kategorii autora. O konsekwencjach kon­

struktywizmu, „Teksty Drugie” 2013, nr 5, s. 284-285; podkr. moje - P. B. Markiewka nie

neguje tego oczywistego dla historyka literatury dawnej faktu, że niektóre ze wspólnot interpretacyjnych, do których należał Szekspir, są dla współczesnego czytelnika całkowicie obce, twierdzi tylko, że naiwnością było sądzić, iż Szekspir należał tylko do takich obcych nam wspólnot.

Cytaty

Powiązane dokumenty

7.1 wyjaśnia, czym jest zdrowie; wymienia czynniki, które wpływają pozytywnie i negatywnie na zdrowie i samopoczucie oraz wskazuje te, na które może mieć wpływ.. Adresat:

telewizora, mieszkania, komputera itd.). Uczniowie odgrywają w parach sceny, zaś nauczyciel krąży po klasie i kontroluje wykonanie ćwiczenia. Nauczyciel podaje zadanie domowe...

Ł atw o jednak dostrzec, że autor przestał już tutaj pano w ać nad litera turą prze dm io tu; rzecz gorsza, nieraz jej po prostu nie zn a jąc opierał się na

Jeśli zatem w historii istnieje podmiot uprzywilejowany – czyli ten, dla którego historię się opo- wiada – to nie jest nim już Europejczyk (biały mężczyzna), ale inny – słaby

America with its enthusiasm to develop, to change, with its confidence in mankind and its abilities, and Europe with its respect for pivotal concepts of human dignity, human life,

Уже в самом начале нужно оговориться: не всякое употребление библей­ ской по происхождению фраземы - свидетельство сакрализации языка

Zabawa jest jedną z podstawowych form aktywności człowieka w każdym wieku. Przyczyniając się do rozwoju, sama także temu rozwojowi podlega. Jednak najpełniej rozwija

Podobnie dzieje się w przypadku odbieranych przez człowie- ka brzmień – zazwyczaj nie jest on w stanie uchwycić ich w formie idealnej (bez jakichkolwiek przeszkód czy