Zenona Przesmyckiego i Stefana
Żeromskiego korespondencja
wzajemna w sprawie "Powieści o
Udałym Walgierzu"
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce
literatury polskiej 56/1, 239-261
ZENONA PRZESM YCKIEGO I ST E FA N A ŻEROMSKIEGO KO RESPO NDENC JA W ZAJEM NA
W SPRAW IE „POW IEŚCI O UDAŁYM W ALG IERZU”
Opracował STANISŁAW PIGOŃ
Zebrane poniżej i splecione w zajem nie listy znakomitych korespondentów pochodzą z dwóch różnych — szczęśliwie uratowanych — zespołów. Oba one po zagładzie W arszawy w ydobyte zostały z piwnic, spod ruin rozwalonych domów. L isty Żerom skiego zachow ały się w ocalonym archiwum „Chimery” pod zwaliskiem domu przy ul. M azowieckiej, po czym przeszły do zbiorów rękopiśm iennych B iblio teki Narodowej (sygn. 2868). L isty Przesm yckiego znajdują się w tej części ręko piśm iennego zespołu, którą z rozwalonej piwnicy na Starym M ieście uratowała przed zatraceniem p. Monika Żeromska. Rozesłane przed sześćdziesięciu laty w dwie różne strony, a przed laty dwudziestu w ydobyte spod dwu rozwalisk, spotykają się listy te dziwnym trafem na jednym stole filologa, który próbuje związać je w reszcie w spójną całość.
Podana tutaj część korespondencji wzajemnej dwóch pisarzów pochodzi z lat 1902—1906 i rozkłada się m niej w ięcej po równi m iędzy obu piszących: obejmuje 11 pozycji Żeromskiego i 10 Przesm yckiego. Razem 21 głosów z prowadzonego ongiś dość żw aw o dialogu. Czy zasób listów z wym ienionego okresu zachował się w komplecie? Bodajże nie, aczkolwiek luki nie są znaczne. Sam Przesm ycki stw ier dza, że jeden jego list, z końcem lutego 1904 w ysłany z Warszawy, nie doszedł do Zakopanego, przepadł zapew ne w granicznej komorze kontrolnej; rzeczyw iście, nie ma go w starannie ułożonym zbiorze Żeromskiego. Strata stąd niezbyt dotkliwa, bo piszący, zorientow awszy się w przypadku, powtarza z grubsza treść zatraconego listu. Wolno także przyjąć, że brak również jednego listu Żeromskiego; m usiał on przecież odpow iêdzieé na sprawy poruszone w obszernym liście Przesm yckiego z 23 sierpnia 1902, ale odpowiedź jego się nie dochowała. Poza tym jednak pięcio letn ia rozm owa listow a dochowana została troskliw ie do naszych czasów, cały jej przebieg m ożna sobie odtworzyć bez uszczerbku.
Osią głów ną rozm owy była współpraca Żeromskiego w „Chimerze”, w szczegól ności koleje pom ysłu i w ykonania utworu jedynego, jaki on w zeszytach tego czaso pism a um ieścił, m ianow icie Powieści o Udałym Walgierzu. Całe zewnętrzne dzieje form ow ania się tego dzieła, od pierwszej koncepcji aż do końca realizacji w y dawniczej, poznać stąd m ożemy krok po kroku. To w łaśnie stanow i szczególniejszą w artość zestawionego tutaj dwugłosu.
Możemy zeń w yw nioskow ać, że pomysł utworu, a przynajmniej wiadomość o nim, w iąże się jeszcze z rokiem 1900 i że zrodził się w łaśnie w jutrznianym
240 K O R E S P O N D E N C J A P R Z E S M Y C K IE G O I Ż E R O M SK IE G O
św ietle „Chim ery”, a zatem od początku w tonacji artystycznej do charakteru tego elitarnego czasopism a dostosow anej. Przesm ycki, w ybierając co najw ybitn iej szych i najstosow niejszych w spółpracow ników , zw rócił się z zaproszeniem m. in. także do autora Ludzi bezdomnych, i w jakiejś rozm owie z nim przyrzeczenie otrzymał. Stało się to najpew niej jeszcze w jesieni 1900, kiedy to obaj pisarze przebyw ali rów nocześnie w Zakopanem. N ie ulega w ątpliw ości, że m ow a była od razu w łaśn ie o Walgierzu. W prawdzie Przesm ycki w liście z 20 sierpnia 1902 przyw ołuje na pam ięć utw ór jeszcze nie zatytułow any, „ową niegdyś przyobiecaną m i bardzo piękną rzecz P ańską”, ale z listu Żeromskiego z 11 grudnia 1903 dowia dujem y się, że chodziło o ten w łaśn ie utwór. Pisarz przyznaje, że „od lat trzech” nosi się „z m yślą, z w idziadłem utworu dla »Chimery« pod tytułem : Powieść
0 Walgierzu W d a ł y m ”.
Jasne jest, że obietnicę realizacji tego pom ysłu odkładał Żeromski na dalszą przyszłość; na razie jego w yobraźnia twórcza w ciągnięta była w całości w trud form ow ania Popiołów. Przesm ycki zdaw ał sobie z tego spraw ę i nie nalegał. Ale kiedy druk Popiołów posunął się znacznie naprzód, zwłaszcza zaś gdy dobiegł do końca, pospieszył z przypom nieniem dawnej obietnicy i napierał coraz w yraźniej. N ie spotka go zawód. Już w grudniu 1903 w spom ina Żerom ski o zajęciu się Po
wieścią; donosi: „Żyję teraz w tym utw orze”.
Pisząc go będzie m iał autor do przełam ania trudności niem ało. N ie tylko pod niosą się zw yk łe skrupuły twórcze artysty, który m ocując się z zam ysłem , nigdy nie spuszczał z oka celu „w iecznie w ysok iego”, b y dosięgnąć harm onii, by „odpo w ied n ie dać rzeczy słow o”. Mając ponadto na uwadze niepospolicie w ysoki poziom artystyczny obow iązujący w „Chimerze”, cyzelow ał utwór swój szczególnie starannie 1 długo. Pierw szą jego w ersję skończył na w iosnę 1904, ale ostateczny kształt całości nadał dopiero w pierw szych tygodniach roku następnego. Przez czas jakiś w ahał się nawet, czy n ie zaproponować Przesm yckiem u alternatyw nie utworu innego, od m yśli tej w szelako w n et odstąpił.
Z napom knień w korespondencji i to jeszcze w nieść 'w olno, że autor ukoń czyw szy W alg ierza sam zadbał o ozdobę jego szaty w ydaw niczej. Przesm ycki stale zaznaczał, że chce go podać jak najstrojniej. L itery inicjalne każdego rozdziału w ziął w ięc z zasobu w ykonanego dla „Chimery” przez młodo zmarłego artystę grafika Franciszka W ojtalę, którego m iał w tej dziedzinie za m istrza „niedoścignio n ego”. A le poprzedzające całość dw a fron tispisy z w idokiem grodu tynieckiego dobrane zostały bodajże z w oli sam ego Żerom skiego. Przesm ycki m yślał tu po czątkowo o M ehofferze, ale autor przeniósł w idać nadeń Stanisław skiego, z któ rym się zżył w Zakopanem. Jem u też udostępnił świeżo ukończony czystopis utworu.
W yniknęła stąd sprawa, którą w arto opow iedzieć osobno. S tanisław ski otrzymał tekst dopiero w K rakowie, m ianow icie pod koniec stycznia 1905. Z achw ycił się nim i zapalił do podjętego zadania. P isał o tym do autora zaraz 2 lutego 1906 (autograf w zbiorach M. Żerom skiej):
„Szanowny i D rogi Panie! W algierz jest po prostu nadzwyczajny!! Przeczytałem go już dwa razy. Mam ogromną trem ę, żeby go m oim i rysunkam i nie obniżyć [...]. Chcę zrobić zgliszcza Tyńca dym iące na sw ojej skale, to będzie najw iększy rysunek. Zrobię jeden w idok z Tyńca na góry, lasy i W isłę, można go będzie dać w tym m iejscu, gdzie M ściw kusi W algierza; no i jeszcze parę m ałych rysunków : próg piaszczysty m orza itd. W ięcej nie potrafię. Miriam będzie w siódm ym niebie po przeczytaniu [...]. Czy godzi się Pan na taki rodzaj ilustrow ania Walgierza? Zabieram się do tego zaraz [...]”.
K O R E S P O N D E N C J A P R Z E SM Y C K IE G O I Ż E R O M SK IE G O 241
Jak widać, Stanisław ski podjął się zadania jakby ilustratora Powieści i w ykonał rysunków w ięcej. To Przesm ycki dopiero zredukował zakres i z rysunków tych w ybrał dwa, by je umieścić na czele utworu jako frontispisy.
D alsze koleje realizacji drukarskiej Walgierza rysują się w korespondencji zupełnie w yraźnie; losy korekt i sporządzonej odbitki odnotowane tam zostały szczegółowo. Cały proces narodzin dzieła, kolejne stadia zachodów koło niego, m ożem y prześledzić niem al krok po kroku. To jedna zdobycz w ynikająca z po danych tutaj listów . Zarazem przez nie to uwydatnia się dobrze stosunek osobisty obu pisarzy: zacieśniający się coraz bardziej, coraz szerzej i głębiej się gruntujący i przechodzący w trw ałą przyjazną zażyłość.
L isty z rzeczonego okresu podano tu w komplecie i w całości, nic z nich nie w ybrakow ując i w niczym nie skracając. Pisow nię tekstów znormalizowano. Realia starano się w yjaśniać bezpośrednio po każdym liście, nie używając już odsyłaczy. W n aw iasy kątow e ( ) ujęto wyrazy przekreślone.
1
[W arszawa, 11 sierpnia 1902] S zan ow n y Panie,
W ysyłam tę kartę na próbę, czy dojdzie bez bliższego adresu, którego d ow ied zieć się n ie m ogę. D la u pew n ienia proszę m i słów* k ilk a odpo w ied zieć.
Chcę P an u w y sła ć ostatn ie 6 num erów „C him ery”, ale paka to duża, w ięc ch ciałb ym m ieć ufność, że n ie w róci p rzejechaw szy się darem nie.
Jak zdrow ie Pańskie? Mam nadzieję, że dobrze.
Szczere słow a podziw u i adm iracji dla w sp aniałych obrazów w P o piołach. P rzypom in am „C him erę” dobrej pam ięci Pańskiej.
Ściskam dłoń Pańską — szczerze oddany
Z. P r z e s m y c k i [Adres na karcie pocztowej:] W ielm ożny S tefan Żerom ski w N ałęczo w ie, gub. lubelska.
[S tem pel pocztow y:] Варшава 29 VII 1902, 1. Экспедиция
Jest to kartka pocztowa, o której będzie m owa w liście 2 i 3. Zatracił ją po czątkowo synek Żeromskiego, najwyraźniej jednak niebawem się odnalazła. W spomniane „ostatnie” zeszyty „Chimery”, nry 7—12, pochodzą z drugiego półrocza 1901 i stanow ią t. 3 i 4. Wydane z opóźnieniem (t. 4 w yszedł z cenzury w k w ietniu 1902), od razu jako całość. Na stem plu pocztowym warszaw skim podano datę kartki oczyw iście w edług kalendarza juliańskiego (s. s.).
2
N ałęczów , d. 13 sierpnia 1902 W illa „O ktaw ia”
S zan ow n y P an ie Redaktorze!
O trzym ałem podobno od Pana kartę pocztow ą, ale jej... nie czytałem . N ie b yło m ię przez k ilk a dni w N ałęczow ie, gdyż w yjeżd żałem w
242 K O R E S P O N D E N C J A P R Z E S M Y C K IE G O I Ż E R O M SK IE G O
licę — w tym czasie m alec mój zd ążył ściągnąć kartę P ańską ze stolika, w y n ie ść ją i tak gd zieś ukryć, ze pom im o p iln y ch poszu kiw ań znaleźć jej n ie m ogłem . W iem tylk o od osoby, która od roznosiciela list otrzy m ała, że p och odził od Pana.
N ie znając treści, m ogę ty lk o podziękow ać za p am ięć i w yrazić przy tej okazji p raw d ziw y i szczery za ch w y t,'szc zer y p odziw dla trzech tom ów „C h im ery”, k tóre tu w id zieć m i się zdarzyło. U kazują one n ie ty lk o k w ia t w ielk iej tw órczości, k tórym od k ilk u dni zach w ycam y się tu w szy sc y , ale, n ie stety , dają (m nie osobiście) m ożność m ierzenia tą ogro m ną m iarą grubości w ła sn eg o k ołtu ń stw a...
W krótce ju ż ze w si w racam do W arszaw y, z żalem , bo czułem się tu bardzo dobrze i p rzep isałem na czy sto k a w a ł m ojej ram oty, którą w ła śn ie od staw iam w „T ygod n ik u ”. J e ż e li S zan ow n y P an zech ce p ow tórzyć treść zagin ionej kartk i *, będę bardzo w d zięczn y.
T ym czasem , ośw iad czając gotow ość do w szelk ich u sług, łączę w y ra zy p raw d ziw ego szacunku i szczere p ozdrow ienia
S. Ż e ro m sk i * Jestem zbieraczem autografów !
„Chimera” w ychodziła od stycznia 1901. W spomniane trzy tom y to plon trzech pierwszych k w artałów tego roku (nry 1—9).
3
W arszaw a (u l. K siążęca 7) N o w y Ś w ia t 22
23 VIII 1902
S zan ow n y i K och an y P anie,
P o w r ó ciw szy do dom u po k ilk od niow ej n ieobecn ości, znajduję m iły , serd eczn y lis t P ań sk i — i p iszę n iezw ło czn ie choć s łó w kilka, chcąc, aby — w raz z o sta tn im i n um eram i „C him ery” , o k tórych P an tak p rzy jaźnie się w yraża — od eszły dziś jeszcze i za sta ły Pana w N ałęczow ie. Z eszy ty ow e ch ciałem posłać P an u zaraz po ich u kazaniu się, ale n ie b y łem p ew n y, cz y samo: N ałęczó w , bez b liższych szczeg ó łó w adresow ych, w ysta rczy . K artka, którą m a ły fig la rz tak b ezp ow rotn ie zeskam otow ał, m iała w ła śn ie odegrać w y w ia d o w cz ą pod ty m w zg lęd em rolę, a nadto zaw ieraia w y r a zy szczerego, gorącego p odziw u dla w sp a n ia ły ch u stęp ów w P opiołach oraz prośbę do ich tw ó rcy , by zech ciał i o „C him erze” n ie zapom inać.
Jedno i d ru gie pow tarzam po prostu, w ufności, że n ie p otrzeb uję u p ew n iać P an a o tym , jak g łęb ok im je stem w ielb icielem o w y ch w ielk ich , p otężn ych ak cen tów w tw órczości P a ń sk iej i jak bardzo b y łb ym szczęśli
K O R E S P O N D E N C J A P R Z E S M Y C K IE G O I Ż E R O M SK IE G O 243
w y m , gd ybym m ógł ow ą n iegd yś przyobiecaną mi „bardzo p ięk n ą” rzecz P ańską w yd ru k ow ać jeszcze w „C him erze”.
Pow iadam : jeszcze, bo n ie w iem , czy dłu go w yd aw ać ją będę. Cze mu? — za dużo by o tym pisać. Dość, że n ie w yk lu czon e m ożebności zam knięcia pism a ze styczn iem roku przyszłego. Żal b y m i było bardzo, ale cóż na to poradzić?
Z listu P ań sk iego czuję, że P an zdrów i że pobyt na w si doskonale P an u robi — i cieszę się z tego serdecznie.
Ściskam dłoń Pańską i łączę w yrazy szczerego pow ażania i ży czliw ości Z. P r z e s m y c k i
W lew ym górnym rogu arkusika pomieszczona w inieta Edwarda Okunia, przed staw ia twarz kobiecą z wyrazem zdziwienia i przerażenia oraz tarczę z tytułem CHIMERA; nad tarczą płonąca antyczna lampa oliwna. Stanowi ona przerysowane pom niejszenie karty tytułow ej pierwszych zeszytów. Obok w in iety uzupełnienie tytułu po polsku i po francusku: CZASOPISMO POŚWIĘCONE LITERATURZE I SZTUCE /'/ REVUE MENSUELLE DE LITTÉRATURE ET D ’ART. W prawym rogu, w naw iasie, przekreślona nazwa ulicy, poprzedni adres redakcji. Na takim papierze firm ow ym pisane są rów nież listy 4 i 15. — Mowa tu o liście 2. — W rze czyw istości tak w net do zaw ieszenia nie doszło. Ostatni (10) tom „Chimery”, za r. 1906, w yszedł w 1907. — List niniejszy m usiał n iew ątpliw ie w yw ołać odpowiedź Żeromskiego, której atoli brak w archiwum „Chimery” w zbiorach Bibl. Narodowej.
4
W arszawa (u l. K siążęca 1) N ow y Ś w iat 22 9 XII 1903
S zan ow n y i D rogi Panie,
Z w ięk szy ch znacznie u stęp ów , w jakich „T ygodnik” daje teraz te p rzedziw ne, te olśn iew ają ce w p rost Popioły, w n iosku ję, że redakcja ma już całość rękop isu w ręku, czy li że Sz. Pan p ołożył ju ż słow o finis na tej sw ojej pracy, którą się dosyć nazachw ycać n ie m ogę. Z obu w zględ ów : i p ch an y przez to radosne u w ielb ien ie, i że dom yślam się, iż P an teraz nieco w o ln ie jszy — p ozw alam sobie przypom nieć Panu „C him erę” i zro bioną jej łask aw ie kiedyś, tak daw no już, obietnicę.
S kłan ia m ię do tego jedna okoliczność jeszcze: nie w iem , czy rok 1904 nie będzie ostatn im rokiem istn ien ia „C him ery” (tak ciężko zaw ażyła ona pod w zględ em m aterialn ym na barkach p ojed yn czego o stateczn ie człow ieka) — a uw ażałb ym , że n ie była ona tym , czym b y ć m ogła, gd y bym przez ca ły czas jej trw ania n iczym Pańskim na kartach jej pochlubić się n ie zdołał.
Ach, mój Boże, gd yb ym to ja m iał środki G ebethnerów , w te d y śm ielej bym prosił — i nie o cok olw iek już, ale o nową, następną p ow ieść P ań
244 K O R E S P O N D E N C J A P R Z E S M Y C K IE G O I Ż E R O M SK IE G O
sk ą — bo z ca łeg o b iegu P opiołów , ze sposobu zu żytk ow yw a n ia w nich różnych m ateriałów , z d alekich od słan iających się co ch w ila p ersp ek tyw , przeczuw am , iż coś n ow ego, w ielk ieg o , już podczas tam tej pracy jęło za r ysow yw ać się P an u w w yob raźni.
A le cóż! ja m ógłb ym chyba taką zrobić propozycję, iż drukując rzecz P ań ską w „C him erze” , rob iłbym z n ie j jed n ocześn ie odbitkę książkow ą w d w óch do trzech ty sią cach egzem p larzy — i c a ł k o w i t y z tej od bitk i dochód b y łb y Pań ską w łasn ością. M oże by sum a w yp ad ła n aw et n ie m n iejsza od h onorariów G ebethnera.
N iech m i P an n ie b ierze za złe, że o ty m m ów ię. T a k b a r d z o pragnę m ieć rzecz jakąś Pań ską w „C him erze” , a jed n ocześn ie n ie ch ciał bym , sk u tk iem m n iejszy ch z k onieczn ości h onorariów w „C him erze”, p rzyczyn ić P an u n ajm n iejszeg o u szczerbku m aterialnego. G dybyż to, co p ow yżej ob m y śliłem , okazało się m ożebnym i dogodnym dla Pana!
Bardzo, bardzo gorąco p olecam p am ięci P ań sk iej „C him erę”. Jeżeli jej w y siłk i i n iezło m n e trzym an ie się na stan o w isk u zdołały pozyskać rz ecz y w iste u zn an ie P ań sk ie, ufam , że P an n ie odm ów i i zechce sw y m w sp ó łu d zia łem u św ięcić działaln ość naszej m ałej grom adki chociaż w tym , m oże już o statn im roku.
Jak zdrow ie K och anego Pana? M yślę, że p ow ietrze zakopiańskie do brze na n ie w p ły w a ć p ow inn o. R ozp y ty w a łem tu o Pana p rzyb y ły ch n ied aw n o M iciń sk iego i R eym onta — i obaj p o cieszają cym i o Panu ura d ow ali m ię w ieścia m i. C udow na podobno, do głęb i rzeźw iąca jest w zim ie ta cicha p odgiew oncka dolina.
Ż yczeń n a jlep szych , szczerych , gorących m a gn etyczn y m ow ijam Pana pasm em . M oże i on e p rzyczyn ić się zdołają do jak najprędszego zu p ełnego ozd row ienia P ań sk iego. Ś ciskam dłoń P ańską i proszę przyjąć w y ra zy szczerego u w ielb ie n ia i p ow ażania n ajgłęb szego. Rączki P an i całuję.
Z. P r z e s m y c k i
Druk P opiołów w „Tygodniku Ilu strow anym ”, dużymi rzeczyw iście partiami, dobiegał już końca. Przesm ycki pisząc list był pod bezpośrednim w rażeniem opisu b itw y pod Raszynem (w nrze 49 z 5 X II 1903). K oniec pow ieści dano W nrze 52 z 26 X II 1903. W ydanie książkow e ukazało się niebaw em nakładem księgarni G ebethnera i W olffa.
5
[Zakopane, 11 grudnia 1903] S zan ow n y i D rogi Panie!
S erd eczn ie je stem w d zięc zn y S zan ow n em u Panu za list ostatni, p odw ójnie dla m n ie drogocenn y, bo jako zaproszenie do „C h im ery” i ła sk aw e słow o o Popiołach. Już daw n o sk o ń czy łem b ył tę p ow ieść, ale n agłe
P odobizna pierw szej stro n icy lis tu P rzesm yckiego do Ż erom skiego z 9 X II 1903
K O R E S P O N D E N C J A P R Z E SM Y C K IE G O I Ż E R O M SK IE G O 245
pogorszenie stanu zdrow ia przerw ało m i p rzepisyw an ie do druku. D opiero w N a łęczo w ie sk ończyłem tę ram otę i oddałem w yd aw com . Teraz dopiero druk się kończy w „T ygodniku Il[u strow an ym ]”, ale praw dopodobnie w cześn iej w y jd zie tłom aczen ie n iem ieck ie niż k siążkow e w yd an ie w W ar szaw ie. Jest to system at m a szy n o w y panów w yd aw ców w arszaw skich... Od lat trzech „noszę s ię ” z m yślą, z w id ziad łem utw oru dla „C h im ery” pod tytułem : P o w ie ść o W alg ierzu W d a ły m . N a szczęście dla „C h im ery” nie je st to „p ow ieść” zb yt długa, n ajw yżej na dw a arkusze druku. Ilekroć jednak m am zrealizow ać p om ysł na piśm ie, zbliżam się do stołu i papieru, zjaw ia się sam ow iedzą, że to, co napiszę, ma pójść do „C him ery” — i odw aga u ciek a za G iew onty. Ż yję teraz w ty m utw orze. Skoro go ty lk o napiszę, p rześlę pod sąd S zan ow n ego Pana z prośbą o druk i odbitkę (w ed łu g rady w liście), je śli — rzecz prosta — „pow ieść” będzie zasłu g i w ała na m iejsce w piśm ie i w katalogu Pańskim .
N ie w ied ziałem , że p. M iciński je st w W arszaw ie. B y łem p ew ien , że on tu jest w łaśn ie, w Zakopanem , bo go tu dw ukrotnie w id ziałem . P rzy była tu na k urację pani O strow ska. B y ł rów nież rzeźbiarz, ale pom knął do L w ow a po dw u dniach [do] sw y ch prac i spraw.
Ja ob ecn ie skazany jestem na różne praktyki lecznicze i p rzeczekuję b ied y płucne, nerw ow e...
D zięku jąc serdeczn ie za pam ięć, łączę w yra zy głęb okiego uszanow ania i szczerej życzliw ości.
S łu ga p ow oln y
S. Ż ero m sk i Zakopane. Przecznica 5
d. 11 X I [!] 1903
(Jest to dom, gdzie S zan ow n y Pan m ieszkał w r. 1900.)
Pod tekstem listu postaw ił Żeromski datę niew ątpliw ie omyłkową: „d. 11 X I 1903”. Szczegóły treści świadczą najoczyw iściej, że to list z grudnia, że jest on odpowiedzią na list 4. Stam tąd przejm uje Żeromski projekt odbitki i nawiązuje do w zm ianki o M icińskim. — Wspomniane tłum aczenie niem ieckie P o p io łó w :
In Sch utt und Asche, pióra H. S c h a p i r e, to rezultat stosunków z J. M archlew
skim , kierow nikiem przedsiębiorstw a w ydaw niczego „Dr J. B. M archlewski & Co”. Ukazało się drukiem 1904 roku (zob. Stefan Żeromski. Kalen darz życia i t w ó r
czości. Opracowali S. K a s z t e l o w i c z i S. E i l e . Kraków 1961, s. 182, passim).
Wcześniej niż w ydanie Gebethnerowskie, bo już w grudniu 1903, w yszło nie tłu m aczenie, ale polskie, tzw. okładkowe, w ydanie powieści w Monachium staraniem J. M archlewskiego. — B r o n i s ł a w a O s t r o w s k a (pseud. Edma Mierz), poetka: mąż jej, Stanisław , był rzeźbiarzem. U tw ory Ostrowskiej ogłaszał Przesm ycki w „Chimerze”.
246 K O R E S P O N D E N C J A P R Z E S M Y C K IE G O I Ż E R O M SK IE G O
6
[W arszawa] 14 VI 1904 S zan ow n y i D rogi P an ie,
Zaczynani przypuszczać, że list m ój ostatn i n ie d oszedł Pana. P isałem §o — o ile sob ie p rzyp om in am — m niej w ięc ej w końcu lutego, zaraz po ponow nym p rzeczyta n iu jed n ym cią giem P o p io łó w oraz po odebraniu tej w sp an iałej ed y cji A r y mana.
D zięk o w a łem n ajserdeczn iej za dar oraz za drogi m i nad w yraz dowód pam ięci. W yp ow ied zia łem pod św ieży m , nieodp artym w rażen iem coraz głęb szy sw ój podziw , coraz gorętsze u w ielb ie n ie dla tego w ielk ieg o morza cu d ów i ta jem n ic d usznych, jak im są P opioły.
P rzesy ła ją c w reszcie raz jeszcze w y r a zy n ajszczerszej w dzięczności za p rzyob iecan ie „C h im erze” P o w ie śc i o W a lg ie rzu W d a ł y m , p ozw oliłem sobie (wraz z p rzep roszen iem za n atręctw o) przesłać prośbę o oznaczenie mi m n i e j w i ę c e j czasu, k ie d y na ręk op is P ań ski liczy ć m ogę, abym m ógł sobie od pow iedn io rozłożyć inn e m a teria ły „C h im ery” oraz p rzy gotow ać do zeszytu , w k tóry m b ym rzecz Pańską rozpoczynał, godne jej otoczen ie.
N ie od eb raw szy dotąd żadnej w ty m w zg lęd zie od D rogiego Pana w sk a zów k i i przyp u szczając, że — jak p ow iadam — chyba list m ój zaginął gd zieś na gran icy, o śm iela m się p ow tórzyć sw ą prośbę. C hciałbym , aby ten u tw ó r w y sz e d ł w „C h im erze” i w od bitce w godnej go, sk ończen ie p iękn ej szacie zew n ętrzn ej. Sądzę, że jed en ty lk o M eh offer od pow iedn ie do n iego ry su n k i stw o rzy ć by zdołał. J estem przekonany, że z radością p odejm ie się tej pracy — ale m u szę go w cześn iej zaw iadom ić, k ied y m n iej w ięc ej ręk op is m u p rzeszlę, a po p rzesłań iu m u szę m u zostaw ić czas d ostateczn y na o b m y sł i w y k on an ie. W iem , że w m iesiącach letn ich (sierpień, w rzesień ) b y łb y n ajw o ln iejszy , m ia łb y n ajsp okojn iejszą i n a j św ieższą duszę, tak że ca ły m ógłb y się oddać tej rzeczy.
Z d ru giej stro n y „C him era” ju ż ty lk o ten rok w ych o d zić będzie; nie dlatego, aby ju ż b y ła n iepotrzebn a, lecz dlatego, że w y d a w n ictw o takie je st zb y t ciężk im b rzem ien iem na barkach p ojed yn czego osobnika, o ile ten n ie je st o d p o w ied n io bogatym . Środki m oje zaczyn ają się w y czerpyw ać, a w y siłek , jak i zrobiłem , aby za b ezp ieczyć p ew n e i b ez kom prom isow e w y d a n ie ty c h ostatn ich d w u n astu zeszytów , m oże k ied yś przykro się odbić na skrom nej m ej n ieza leżn o ści osobistej. Z dobyłem się nań jednak u w ażając, że te cztery to m y są jeszcze z różn ych pow odów n ieodzow ne, k on ieczn e. C h ciałb ym atoli, żeby one b y ły w ielk iej, n ie w id zian ej p iękn ości — a m ięd zy in n y m i liczę pod ty m w zg lęd em n iesły ch a n ie w ie le na P o w ie ś ć o W a lg ierzu .
K O R E S P O N D E N C J A P R Z E SM Y C K IE G O I Ż E R O M SK IE G O 247
P an ie Drogi, żartuje P an chyba m ówiąc, iż na samo w ied zę, że ma to pójść do „C him ery”, odw aga pierzcha za G iew onty! P iszę w ła śn ie o P o piołach i A r y m a n ie do jedn ego z n ajb liższych n u m erów „C h im ery” (ura sta m i to zresztą w jakąś syn tety czn ą o Panu m onografię) — i dlatego w ż y w sz y się do głęb i w to, co św ietln y m i sm ugam i zarysow yw ało się już w P rom ien iu , a co taką n iew y sło w n ą w Popiołach rozbłysło jaśnią — m am n iezłom n e przeczucie, że W algierz, którego sam tem at ma poniekąd w n ętrzn y zw iązek z n a jw y ży n n iejszy m i w Popiołach apogeam i, jakąś arcydzielną, przepotężną będzie sym fonią. I po prostu doczekać go się nie m ogę.
Jak zdrow ie P ań skie teraz? S ły szę, że podobno dobre zupełnie. Jakież to b łogosław ion e w id ać to górskie pow ietrze! C hciałbym i ja w y rw a ć się na jak i m iesiąc lub dw a w ciszę jakiego śród gór zakąta, bo bardzo jestem znużony. A le n ie w iem , czy się to uda. Coś gadają o m ob ilizacji w W ar szaw ie, a ja — n ie stety — jeszcze bym jej podlegał. M iły b y łb y odpo czy n ek letni!
Czy odebrał Pan zeszy t 19. „C him ery”? M iciński ma tam w sp a n iały poem at, a N orw id cu d ow n y rozbiór B o g a -R o d z ic y .
Ś ciskam serdeczn ie dłoń Pańską i polecając się dobrej pam ięci łączę w y r a zy n ajgłęb szeg o szacunku i szczerego przyw iązania
Z. P r z e s m y c k i
L ist zaginiony m usiał być rzeczyw iście z końca lutego 1904. Trzy tom y Po
piołów, w ydane z początkiem stycznia t. r., można było ponownie „jednym ciągiem ”
przeczytać przez m iesiąc, a tom ik z A r ym a n em i Godziną w yszedł z druku w łaśnie w lutym t. r. — J ó z e f M e h o f f e r był stałym w spółpracow nikiem artystycznym „Chimery”, spod jego ręki w yszło 8 okładek i liczne w e w szystkich prawie tomach ozdoby, in icjały i przerywniki. — Studium M i r i a m a o twórczości Żeromskiego, rozrastające się w „syntetyczną m onografię”, która by traktow ała o ciągu utworów od Promienia przez A rym an a aż do Popiołów, nie ukazało się w „Chimerze” i za pew ne nie zostało ukończone. „Chimera” przyniosła tylko krytyczne oceny Popiołów i, osobno, A r y m a n a ; obie drukowane dopiero w r. 1905 (w t. 9, s. 323 n. i 501 n„ w zeszytach z listopada i grudnia), w rubrykach Powieść, podpisanych W łast — tzn. M. K o m o r n i c k a . Zaw arte w nich sądy w yraźnie odbiegają od zaznaczo nych tu ocen Miriama. D om niem anie G. K o r b u t a (t. 4, s. 292), że pseudonim W łast przynależy tutaj Przesm yckiemu, nie da się niczym uzasadnić. Rozprawa M iriam a o Żeromskim, jeśli istniała, zaginęła. — O m obilizacji w W arszawie „ga dano” w związku z toczącą się w łaśnie wojną rosyjsko-japońską. Przesm ycki m iał w tenczas 43 lata. — W z. 19 „Chimery” (z kw ietnia 1904) m ieści się poem at T. M i- c i ń s k i e g o Wieczni w ę d r o w c y i pierwsza część rozprawy Boga-Rodzica, pieśń
ze stan ow iska histo ryczno-literackiego odczytana przez C. N o r w i d a (przedruk w: W szy stk ie pism a po dziś w całości luh fragmentach odszukane. T. 6: Pisma o sztuce i literaturze. W arszawa 1938).
248 K O R E S P O N D E N C J A P R Z E S M Y C K IE G O I Ż E R O M SK IE G O 7
Zakopane [druga połow a czerw ca 1904] S zan ow n y i D rogi Panie!
S erd eczn ie d zięk u ję S zan ow n em u P an u za ostatni list. P oprzedniego, 0 k tórym P an w sp om in a, jako o w y sła n y m w zim ie roku bieżącego, nie otrzym ałem . O statn i list m iałem z jesien i roku zeszłego, po p rzyjeźd zie do Z akopanego.
Bardzo m i przykro, że S zan ow n y i D rogi P an zw raca się tylek roć z tak za szczytn ym dla m n ie w e zw a n iem do w sp ółp ra cow n ictw a w „C hi m erze”, a ja n ie sp ieszę z n a ty ch m ia sto w y m zad osyću czyn ien iem Jego żądaniu. Tak jed n ak n ie szcz ęśliw ie składają się w cią ż okoliczności — 1 m ogłob y się w yd aw ać, że u m y śln ie zw lek am . W gru n cie rzeczy n a j szczerszym m oim p ragn ien iem b yło b y napisać coś takiego, ażeby m ogło być u m ieszczon e w n iezrów n an y m p iśm ie Pańskim .
Od la t b lisk o p ięciu b y łem w cią ż z a jęty zb ieran iem m ateria łó w do p ow ieści P o p io ły . S iedząc w bib liotece, w ła z iłe m form aln ie w coraz to n ow e m ateriały, w coraz n o w e k w estie, i b y łb y m m oże w ca le n ie w yb rn ął z okręgu, k tó ry m się op asy w a łem , g d yb y n ie choroba zeszłoroczna, która w szy stk o u cięła od razu. U tw ó r m ój m u siałem k oń czyć p obieżnie, n ie tak, jak ch ciałem . K oń co w e u stęp y p isa łem po krw otoku, leżąc na w znak, bez m ożności ruchu. T oteż ow e m iejsca mają w artość p lw o cin y su ch otn iczej. A le m n iejsza o nie...
W zim ie tego roku, strzep n ąw szy ze sieb ie popioły i otrząsn ąw szy z n ich d ziuraw e san dały, zacząłem iść w kraj in n y. N ap isałem ted y ow eg o W algierza, ale go do druku n ie m am jeszcze gotow ego. M am b ru lion zaled w ie, z k tórego d opiero zaczn ę pracę. N adto — to, co napisałem , je st tak nędzne, że gdy p om yślę, że m am to oczom P ań sk im pokazać — opadają m i ręce.
P o sta n o w iłem ted y napisać drugi m n iejszy utw ór, od d aw ien dawna ob m yślany. P r z y ślę S zan ow n em u P a n u obadw a. G dyby jed en z nich choć nadał się do pism a, b y łb y m szc zęśliw y . N ie będę m iał żadnego a żadnego żalu, gd yb y m i P an n a w et obadw a odrzucił.
P ostaram się obadw a te u tw o ry w y k o ń czy ć tego lata, ale n ie m ogę zaręczyć, k ied y m ian ow icie, na jak i term in je n adeślę. Co ch w ila "lekarz każe m i się k łaść do łóżka albo leżeć na w eran d zie i n ie zajm ow ać się niczym .
W takich w arun k ach praca sta je się czym ś w rodzaju kradzieży... K ażd y n um er „C h im ery” n ie ty lk o ja, ale liczn e tutaj grono w ie l b icieli S zan ow n ego Pana — w ita m y z p ra w d ziw ym en tu zjazm em . W ie rzyć się n ie chce, że m o głob y nam tego pism a zabraknąć. T oteż ani na c h w ilę p rzypuścić tego n ie ch cem y, żeby m iało być zam kn ięte. Tak źle n ie będzie!
K O R E S P O N D E N C J A P R Z E S M Y C K IE G O I Ż E R O M SK IE G O 249
D zięk u ję S zan ow n em u i D rogiem u Panu za Jego łaskaw y sąd o m oich pisaninach, k tórych braki sam znam n ajlep iej. N ie zaprzeczę, że te słow a w ob ec n iejed n ego kopnięcia, które m ię spotkało w ży ciu — stan ow ią jedną z n ajm ilszych pam iątek i najbardziej szczodrych w ynagrodzeń.
Serd eczn ie ściskam dłoń S zanow nego Pana i zasełam w y razy szczerej czci.
S. Ż ero m sk i
L ist nie datowany. Czas jego określam y ramowo na tej podstawie, że jest on odpowiedzią (rychłą zapewne) na list 6 z 16 VI. — W spomniany w liście „drugi m niejszy utw ór” — to n iew ątpliw ie now ela Echa leśne, ogłoszona pod koniec t. r. w „Kalendarzu Robotniczym ” PPS, a przedrukowana w styczniow ym zeszycie „K rytyki” z roku 1905. Pow stała ona zatem w pierwszej redakcji na w iosn ę 1904 i do „Chimery” nie została przesłana. — Na sądy krytyczne, „kopnięcia”, Żeromski był bardzo w rażliw y. Trudno określić ściśle, które m iał tu na m yśli: o św ieżo w ydanych Popiołach zgryźliw y sąd w yraził T. J e s k e - C h o i ń s k i w „Bluszczu” (1904, nr 11), krytycznie pisał o nich W. T o k a r z w „Przeglądzie W szechpolskim ” (1904, nr 2), kw estionując w ierność podłoża historycznego. Z dawniejszych recenzji najgłębiej dotknął autora ostry, napastliw y artykuł S. P i e ń k o w s k i e g o Z p o
w o d u „Ludzi bezdom nych ” w „Strum ieniu” (1900, nr 2). ,
8
[Zakopane, 27 listopada 1904] K och any Panie,
w sobotę 3 X II urządza p. Żerom ski w ieczór N orw ida. U praszam y serdeczn ie o p rzysłan ie nam paru u tw orów jeszcze n ie drukow anych, m oże S zo p en a , i ten osob isty, tj. gdzie N [or wid] pisze o sobie, a który Pan daje w „C him erze”. L ecz prośba ta m u siałab y b yć uw zględ n ion a, D rogi Panie, zaraz po otrzym aniu * tej kartki, gdyż inaczej nie o trzym a lib y śm y tak pożądanych u tw orów przed piątkiem , czyli o stateczn y m ter m inem . C h cielib yśm y u czcić N orw ida w m iarę m ożności, ilustrow ać jego u tw ory m uzyką Szopena itd. P rosim y tedy najpokorniej o pośpiech.
S. Ż e ro m s k i * [P rzyp isek ręką M icińskiego:] Do tego m iejsca pisał T. M iciński. [Adres na karcie p ocztow ej ręką T. M icińskiego:] W ielm ożny Pan Zenon P rzesm yck i, R edaktor „C him ery” w W arszaw ie, N o w y Ś w iat 22.
[S tem p el pocztow y:] W arszawa, 17 X I 04.
K artka pocztowa pisana w spólnie przez T. M i c i ń s k i e g o i S. Ż e r o m - s к i e g o. N ie datowana, ale ze stem pla widać, że nadeszła do W arszawy 17 XI s. s., tzn. 30 XI. W drodze m ogła być dwa — trzy dni. Przyjm ujem y datę niedzieli, 27. Przesm ycki odpowiedział odwrotnie, a przesyłka jego zdążyła jeszcze na 3 XII do Zakopanego. — Wieczór Norwida był jednym z cyklu zorganizowanego przez
250 K O R E S P O N D E N C J A P R Z E S M Y C K IE G O I Ż E R O M S K IE G O
Żerom skiego w sali zakopiańskiej Bibl. Publicznej. Relację o nim znajdujemy w „Przeglądzie Zakopiańskim ” (1904, nr 4 z 15 XII): „Bardzo interesujący był w ieczór C. N orw ida w sobotę 3 bm. P. Tadeusz M iciński poprzedził odczytanie poem atu N orwida Wanda krótką poetyczną charakterystyką autora. N astępnie św ie t n ie odczytane zostały przez panią L. p ełne głębokich m yśli Ostatn ie baśnie [!], w resz cie p. S. odczytał kilka nie drukowanych ustępów poetycznych. Część koncertową w ypełn iła gra p. W itkiew iczow ej na fisharm onii, dra Jankow skiego na skrzypcach i pp. Łuczyńskiego i Protaszew icza na fortep ianie”. Żeromski zdał spraw ę z obchodu M iriamowi w liście 10.
9
D rogi P an ie [W arszawa] 30 XI 1904
D ziś od eb rałem kartkę. T erm in króciutki. W ysy łam n atych m iast, co m am pod ręką w od bitk ach (z p rzyszłego num eru). U fam , że p ow inno dojść, w ed łu g życzen ia, przed p iątkiem . M yśl u czczen ia N orw ida — p rze śliczn a. Ż yczę jej z serca n a jw ięk szeg o i — o czym , w rękach Pańskich, n ie w ątp ię — n a j g ł ę b s z e g o pow odzenia.
S ta n isła w sk i, w p ow rocie z Z akopanego, k om u nik uje m i radosną w ia dom ość, że podobno W a lg ie rz już gotów ? W yczek u ję go z u tęsk n ien iem , gd yż czasu ju ż przed sobą m am n ie w iele, a p oniew aż chciałbym , aby ed ycja b yła bardzo piękna, w ię c i ry so w n ik o w i trzeba by dać z jaki m iesiąc, aby sw e k om p ozycje m ógł p rzem yśleć w sobie.
A le czy n ie dobrze by b y ło za p ow ied zieć w n ajb liższym num erze, iż „C him era” d ru kow ać b ęd zie ten utwór? M yślę, że tak — i d latego b yłb ym D rogiem u P a n u serd eczn ie w d zięczn y za p rzysłan ie m i jak najprędzej p ostan ow ionego ostateczn ie, d okład nego ty tu łu .
M arch lew sk i p rzysłał m i u p rzejm ie n iem ieck i przekład P opiołów . N ie je st on taki, jak iego b ym pragnął, zw łaszcza dla n iek tórych , n a j droższych m i w p ow ieści u stęp ó w — n ie p suje w szak że zb ytn io rzeczy, tak iż oczek u ję (z radością) w ielk ieg o dla n iej za granicą pow odzenia.
K om p let „C h im ery” d la B ib liotek i, w e d łu g danego przez D rogiego Pana adresu, k a za łem w yek sp ed iow ać. U fam , że go odebrano w porządku. D alsze num era w m iarę w y ch o d zen ia w y sy ła n e będą.
Jak zd row ie Pana? S p od ziew am się, że dobre. W yczółk ow sk i św ieżo m i op ow iadał cuda o zim ow ym p ow ietrzu w Z akopanem . I o w idokach też. Istotn ie, w zim ie m oże to b yć zu p ełn y kraj czaru i m arzenia. I ciszy, o którą tak trudno na n ik czem n ej targo w icy tu tejszej.
Ś cisk am serd eczn ie dłoń K och anego P ana i proszę przyjąć w yra zy szczerego zaw sze jednako u w ielb ien ia i oddania.
Z. P r z e s m y c k i P am ięci P an i raczy Pan p rzyp om n ieć m n ie i rączki ode m nie uca łow ać.
„Przyszłym num erem ” był t. 8 „Chimery”, w całości poświęcony Norwidowi. W yszedł on w styczniu 1905. (Data cenzury warszawskiej: „14 XII 1904” s. s., tzn. 27 XII.) — J a n S t a n i s ł a w s k i , malarz. Mógł w iedzieć o postępach pracy nad
Powieścią o Walgierzu, bo z nim Żeromski w Zakopanem om ówił sprawę rysunków,
które ozdobić m iały tekst utworu w „Chimerze”. — Istotnie na s. 4 okładki tomu 8 znalazła się zapowiedź: „W jednym z najbliższych zeszytów »Chimery« zaczniem y drukować nowy utwór Stefana Żeromskiego: Powieść o W d a ły m Walgierzu”. — „Niem iecki przekład” — m owa o nim w objaśnieniu do listu 5. — Nie ma listu Żeromskiego, w którym by on prosił o komplet „Chimery” dla Bibl. Publicznej w Zakopanem. Może go nie było. Może to W yczółkowski prośbę i adres przekazał Przesm yckiem u.
10
[Zakopane, 8 grudnia 1904] Szan ow n y i D rogi Panie!
N aju p rzejm iej d zięk uję za n adesłanie u tw orów N orw ida. C zytaliśm y je na ow ym w ieczorze. M iał o N orw idzie słow o w stęp n e prorok M [iciń]- ski, b y ł od czytany P r o m e ty d io n [!], druga część z Ostatnich b a jek [!] („A nioł leciał nad siołem ...”) i w iersze nadesłane. W szystko na tle B ee- th oven a, G riega i Bacha. W ieczór ten, jak i inne, na których w podobnie m u zyczn ym to w a rzy stw ie czytaliśm y M ickiew icza, S łow ackiego i K rasiń skiego, w y w iera duże w rażen ie i zapoznaje z poezją — „krajow ą” pu bliczność z rozm aitych zakątków R zeczypospolitej.
W nadchodzącą sobotę czytam y W yspiańskiego, a w następną K aspro w icza. Po N o w y m Roku co sobotę odbyw ać się będzie w ieczór tego typu, ale n ieco bardziej sw oiście p ojęty i w yk on any. Będzie w ię c rom antyka z trzem a w ieszczam i, znow u w ieczór N orw ida, B erw iń sk iego, L ibelta, T rentow skiego, C ieszkow skiego, hum orystów , jak S ztyrm er i John of D ycalp, oraz bardzo szeroko zagarnięta M łoda Polska.
P la n w ła śn ie w yp racow u jem y. Co za szkoda, że tu D rogiego Pana n ie ma! W szystk o to odbyw a się w C zytelni, czyli, jak obecnie, B ib liotece P u b liczn ej. Taż C zyteln ia składa Szanow nem u Panu n ajgłęb sze dzięki za k om p let „C h im ery”.
P rzech od ząc do spraw redak cyjnych, spieszę podać ty tu ł m ego utw oru, skoro S zan ow n y Pan tego żąda. B rzm i on: P o w ieść o W d a ł y m W algierzu.
J estem w trak cie przepisyw an ia i chciałbym konieczn ie przed N ow ym R okiem przesłać to na ręce Szan ow n ego Pana. Skoro Pan przeczyta, d o piero b ędzie m ożna w y sła ć odpis [do] p. S tan isław sk iego, gdyż ja w ciąż jeszcze w ątp ię o m ożliw ości druku tego potwora. A le już trudno.
Z asełając serd eczn e pozdrow ienia od sieb ie i grona przyjaciół tu te j szych, p ozostaję z głębokim szacunkiem
5?. Ż erom ski Zakopane, ul. Z am oyskiego 1. 11
d. 8 X II 1904
252 K O R E S P O N D E N C J A P R Z E S M Y C K IE G O I Ż E R O M SK IE G O
D okładny tytu ł utworu N o r w i d a brzmi: Ostatnia z bajek. Pierwodruk w „Chimerze” 1902 (t. 6, s. 313 n.)- — Sprawozdanie z trzech wieczorów , pośw ięco nych „trójcy” poetów, podano w „Przeglądzie Zakopiańskim ” (1904, nr 3, z 1 XII).
11
[Zakopane, 23 marca 1905] S zan ow n y i D rogi Panie!
Z apew n e p. Jan W itk iew icz d oręczył już S zan ow n em u Panu rękopis m ojego u tw oru oraz rysu n k i p. S ta n isław sk iego . Co też S zan ow n y Pan p ow ie o tym w szystk im , czy to będzie m ogło być w „C him erze”? Proszę u przejm ie o szczerą odpow iedź.
J eż elib y szc zęśliw y lo s zdarzył, że na druk zasłu ży, to prosiłbym bardzo o m ożliw ie n ajszyb sze u m ieszczen ie. G dyby zaś żadną miarą n ie n ad aw ało się do „C h im ery” albo gd yb y cenzura — to m ożna by w y d ać w K rakow ie. W razie p o m y śln y m gorąco b ym prosił o to, żebym sam m ógł zrobić k orek tę drugą czy trzecią.
P o ogłoszen iu w „C h im erze” n atych m iast w p ad ł do m n ie z p iorun u jącym listem i w y w o d am i lin g w isty c zn y m i p ew ien uczony. Jakoby pod żad n ym pozorem n ie W d a ł y , lecz U d a ł y . A rgu m en ty są tak p rze k on yw u ją ce [!], że gotów jestem zm ien ić ów ty tu ł, choć to się już tak u tarło i tak olbrzym ią m a tradycję. M oże S zan ow n y P an raczy w p ie rw szej korek cie pozm ieniać w szęd zie ow o W na U. O ddam y, co jest filo logicznego, filologom , bo i tak m ię będą bić ze w szech stron.
W p ołow ie m aja m am zam iar b yć w W arszaw ie. P ragn ąłb ym u ścisnąć dłoń K ochanego Pana.
Ł ączę w y r a zy głęb ok iego uszanow ania
S. Ż e r o m s k i Z akopane
d. 23 III 1905
Jeżeli Żeromski pisząc 23 III 1905 liczy, że rękopis Powieści m oże już być w W arszawie, przyjm ował, że odejść on tam m usiał około 20 III. W rzeczyw istości przebieg spraw y się zaw ikłał. Żerom ski zm ienił zdanie w yrażone w liście 10 z 8 XII i w ykończyw szy utwór, w ysła ł (nie „przed N ow ym R okiem ”, ale — jak już w ie my — dopiero z końcem stycznia 1905), nie do Przesm yckiego w szelako, ale naj pierw do Stanisław skiego. Miał go odeń odebrać i zaw ieźć do W arszawy M iciński. To się nie złożyło, o czym sam S tan isław sk i strapiony doniósł Żerom skiem u 19 III: „Szanowny i Drogi Panie! Jutro kończę rysunki do Walgierza. Zapow iedziany »pro rok M iciński« nie nadjeżdża, a Miriam gw ałtuje i bombarduje m nie telegram am i, żebym w ysłał pocztą [...]. W olałbym przez M icińskiego, ale skoro nie nadjeżdża, to co tu robić?? Proszę o słów ko odpow iedzi”. Z pomocą naw inął się Jan W itkie wicz; w yjeżdżał do W arszawy i podjął się przew ieźć przesyłkę. A le i on jakoś m arudził. Miriam, zaw iadom iony przez S tanisław skiego, zaniepokoił się zwłoką; najw yraźniej obaw iał się, czy W itkiew icz nie został w drodze przyaresztowany.
K O R E S P O N D E N C J A P R Z E S M Y C K IE G O I Ż ER O M SK IE G O 253
„Bom bardował” w ięc innych: prosił wyjeżdżającego do Krakowa L. W ellisza o po moc. Ten zaś w ystosow ał 30 III list do Żeromskiego: „Wielmożny Panie! Pan Zenon Przesm ycki polecił m nie — podczas m ego pobytu w Krakowie dowiedzieć się, co się stało z rękopisem Powieści o W dały m Walgierzu. Jak Panu wiadomo, tydzień tem u p. Stanisław ski w ręczył rękopis p. J. W itkiewiczow i, który do tej chw ili nie oddał go p. Przesm yckiem u. Poniew aż przypuszczamy, że p. W itkiewicz jeszcze bawi w K rakow ie [...], prosiłbym WPana o łaskaw e podanie mi [jego] adresu, bym mógł porozum ieć się z nim i rękopis niezwłocznie do W arszawy przesłać [...]”. (Obydwa cytow ane tutaj listy pochodzą ze zbiorów M. Żeromskiej.) Żeromski uspokoił W ellisza wiadom ością, że W itkiewicz po parodniowej zwłoce „w poniedzia łe k ”, tzn. 27 III, w yjech ał do W arszawy i rękopis m usi już być w redakcji. — U czonego lingwistę., kwestionującego trafność określenia „Wdały” zidentyfikow ać m ożna tylko z domysłu. Według w szelkiego prawdopodobieństwa był nim A. A. Kryński. Gościł on w Zakopanem, a w lecie tego roku brał udział w cyklu „uni w ersyteck ich ” w ykładów zakopiańskich, organizowanym m. in. przez Żeromskiego. — Epitet W algierza „W dały” przyjął był i upowszechnił K. S z a j n o c h a w szkicu
W algierz Wdały, hrabia na Tyńcu (w: Szkice historyczne. T. 2. Lw ów 1857, s. 3 n.).
12
[Warszawa] 2 IV 1904 [! zam.: 1905] Szan ow n y i D rogi Panie,
N areszcie przedw czoraj odebrałem rękopis i rysu n ki S tan isław sk iego. B y łem już w niepokoju, zw łaszcza po odebraniu listu Pań skiego, co się z ty m stało i czy w iozącego co n ie spotkało w drodze.
W a lg ierza p rzeczytałem z rozkoszą i d ziękuję D rogiem u Panu naj serd eczn iej. J est w nim ty le przedziw nych rzeczy, że czy liż P an m ógł w ątp ić, czy w y d ru k u ję to w „C him erze”? J eż eli w oln o b y m i coś dora dzić, to sąd ziłb ym jedyn ie, że m oże s a m k o n i e c p ow ieści w in ie n by w m ocn iejszy i w y ra zistszy zbiegać się akord — nie fab u larny, broń Boże, lecz w n ętrzn y, u czu ciow y.
K azałem od razu złożyć w szystk o, aby w cześn ie przesłać Panu, sto so w n ie do życzen ia, k orek tę oraz aby dać Panu m o żliw ie n ajw ięcej czasu na w yp ad ek , gd yb y P an uznał za stosow n e w prow adzić w tym końcu po w ieści p ew n e zm iany. O jak n ajszy b szy zw rot p ierw szej p ołow y k orek ty p rosiłb ym bardzo, gdyż — zgodnie z w olą Pana — ch cę druk zacząć n iezw łoczn ie w num erze 25, którego składanie je st na sch yłku .
R ozd zielen ie na parę n um erów na dobre w yjd zie tej rzeczy, której cz y teln ik n ie p ow in ien łyk ać z pośpiechem , lecz rozkoszując się każdą stroną, k ażd ym szczegółem .
Co do U d ałego zam iast W dałego — zrobię, jak K och any P an posta now i, a le osob iście w p ierw otn ym W daleko w ięcej czuję sm aku — i ow e w y w o d y lin g w isty c zn e m ogą być nader uczone i eru d ycyjn e, ale w y d a je m i się, że szw an k ują na punkcie artystyczn ego, tw órczego w с z u w
a-254 K O R E S P O N D E N C J A P R Z E S M Y C K IE G O I Ż E R O M SK IE G O
n i a s i ę w ducha m ow y. P ow tarzam atoli, że będę p osłu szn y P ań skiem u p ostan ow ien iu , k tóre zech ce D rogi P an zaznaczyć sam na korekcie.
S tan isław sk i zrobił d w a T yńce, k tóre dam jako fro n tisp isy w „C hi m erze” i w odbitce. Jed en zw łaszcza je st bardzo p ięk n y. T ek st sam p rzy ozdobię in icjałam i W ojtali, który w tym — in icja ło w y m rodzaju — jest w p rost niedoścignion y.
Co do od bitk i — p rzekon ałem się na k ilk u rzeczach m n iejszej o b ję tości (jak K o m u r a sa k i, B i e s y , K r ó l K o f e t u a itd.), iż form at papieru ch i- m erow y czyn i k siążkę o m ałej liczb ie ark u szy zb y t w iotk ą. D la czego zacząłem szukać in n ego form atu, m ającego sw ój s ty l i sw oją odrębność. D ołączam jako próbkę, pod opaską, arkusz D y t y r a m b ó w D io n izy jskich i proszę o jak n ajszyb szą odpow iedź, czy ten ty p podobał się D rogiem u Panu. W a lg ie rz będzie m ia ł w od bitce (z ty tu łam i) około czterech arkuszy druku, w ięc m y ślę, że w tym form acie krzepszą b ęd zie stan ow ił k sią żeczkę. Próbę ok ład k i p rzed staw ię Pan u później. Część korekt sp odzie w a m się w y sła ć p ojutrze.
Ś ciskam serd eczn ie dłoń D rogiego Pana i łączę w yrazy szczerego sza cu n ku i przyw iązania. R ączki Pani cału ję.
Z. P r z e s m y c k i
Z braku autografu utw oru nie da się stw ierdzić, czy sugestia M iriama została przez autora uwzględniona. W dzisiejszym ujęciu sam końcowy w ygłos m oże się rzeczyw iście w ydać nieco za słab y w w yrazie. Pow ieść daje obraz przełam ania się hardego sobiepaństw a polskiego. „Koniądz” zbuntowany, a potem przetrącony niedolą, w przęgnie się sfornie w rotę królewską. Ten jego przełom w ew nętrzny m ógłby być w końcowych słow ach w yraźniej uwydatniony. O to może M iriam owi chodziło. — W ym ienione utwory: W. S. R e y m o n t a Kom urasaki, M. K o m o r n i c k i e j Biesy, J. Z e y e r a Król K o j e tu a w przekładzie M i r i a m a , także N i e t z s c h e g o D y ty r a m b y D ionizyjskie w przekładzie S. W y r z y k o w s k i e g o , zostały ogłoszone w poprzednich tomach i jako odbitki b yły do nabycia w adm ini stracji „Chimery”.
13
[W arszawa, 4 m aja 1905] Całości na o d czy t niepodobna, b y łb y m za tym , aby dać ze złożonej już części u ryw ek: rozdział p ierw szy, albo lep iej drugi. Czy zgoda?
P r z e s m y c k i [Adres:] N ałęczów . S tefan Ż erom ski
O dpow iedź zapłacona 10 [Data:] Принята 21 IV 1905. Варшава
K O R E S P O N D E N C J A P R Z E S M Y C K IE G O I Ż E R O M SK IE G O 255
14
N ałęczów , 4 m aja 1905 Zgoda; u ryw ek , który Pan w yznaczy.
Ż ero m sk i [Adres:] Z enon P rzesm ycki, W arszawa N ow y Ś w iat 22
[Data:] 21 IV 1905. N ałęczów
Depesze, obie z tego samego dnia, m ają daty w ypisane urzędowo na blankietach, a w ięc starego stylu; pochodzą z 4 V 1905. Dotyczą im prezy artystycznej zamierzonej w W arszawie, a m ającej objąć m. in. lekturę Powieśc i o U dalym Walgierzu. Impreza się bodajże nie odbyła. O organizatorce, wspom nianej w liście 15 p. N iem ojowskiej, nie da się nic w ięcej powiedzieć. Ani listu jej do Żeromskiego, ani listu Żerom skiego do Przesm yckiego w tej sprawie nie ma w zachowanych zbiorach.
15
W arszawa (u l. K siążęca 7) N o w y Ś w ia t 22 17 VII 1905
D rogi Panie,
W ysyłam jed n ocześn ie korektę drugiej i trzeciej części W algierza. O zw rot drugiej prosiłbym co n ajrych lej, na trzecią za to jest jeszcze nieco czasu.
D aw n o w yb iera łem się pisać do Pana — ale i sm ętn a w y nastrój d usz- n o -cielesn y , i n a w et roboty dotąd mi przeszkadzały. W ostatnich dniach — n ie pom nę już, k to — p rzestraszył m ię w ieścią, że P an chory. N a szczęście, w czoraj sp otk ałem u brata p. W itkiew icza, który św ieżo p rzyb yw ając z N ałęczow a, a w ięc o p tim e inform atu s, uspokoił m nie zu p ełnie.
Co się stało z ow ą spraw ą od czytu p. N iem ojow sk iej? O debraw szy P ańską odpow iedź, zaw iad om iłem ją — w u m ów ion ym sen sie — że m ogę słu żyć jed n y m rozdziałem — and th e r e st w a s silence. W idocznie się obrażono. J eż eli na m n ie tylk o , to m i w szystk o jedno, a le przykro by mi było, gd yb y i do K och[anego] Pana b y ły o to pretensje.
P om ijając w szakże, iż od czytanie całości starłob y do p ew n ego stopnia puszek św ieżości (de l’in é d it) z rzeczy m ającej w trzech num erach być d rukow aną w „C him erze” — n ie m ogłem się na ow ą całość zgodzić, gdyż część druga i trzecia n ie b y ły jeszcze ocenzurow ane, a gd yb y cenzura od czytow a — zw y k le ostrzejsza — czegoś n ie puściła, m ój A rgus gotów b yłb y te sam e re stryk cje zastosow ać mi w „C him erze”. O to eksplikacja „n iep od ob ień stw a”, o k tórym K ochfanem u] Panu telegra fo w a łem . W każ
256 K O R E S P O N D E N C J A P R Z E S M Y C K IE G O I Ż E R O M SK IE G O
d y m razie, je ż e li Panu ty m przykrość jaką zrobiłem , proszę przyjaźn ie m i w yb aczyć.
S łyszę, że W itk iew icz cudną P an u „izb ę” na w sp a n ia łym buduje w zgórzu . M yśl doskonała, bo do pracy k on ieczn ie ciszy trzeba i w y osob nien ia p ew n ego. M oże w e w rześn iu uda m i się od w ied zić Pana w N a łęczow ie, to zobaczę to opus, z którego W itk iew icz bardzo je st d um ny. Ś ciskam serd eczn ie dłoń K och anego Pana. Rączki Pani proszę ode m n ie ucałow ać.
S zczerze oddany
Z. P r z e s m y c k i
P owie ść o U d a ly m W alg ierzu ukazała się w trzech zeszytach „Chimery”: 25—27,
za m iesiące X —X II 1905. — Budowa jednoizbowej „Chaty” Żerom skiego na Arm at niej Górze w N ałęczow ie, w ed łu g projektu Jana W itkiew icza, zaczęła się na w iosnę 1905.
16
[N ałęczów , 20 lipca 1905] D rogi P an ie Zenonie!
D zięk u ję u p rzejm ie za n ad esła n ie korekt. Już je zw róciłem .
Bardzo, ale to bardzo u cieszy ła m ię ob ietn ica od w ied zen ia N ałęczow a na jesien i. W łaśn ie w jesien i je st tu bardzo ładn ie, zw łaszcza — n ie ma letn ik ów .
Ja teraz, p rzeszed łszy jedno z n a jcięższych n ieszczęść w życiu , jestem zaw a lo n y interesam i, osa czon y przez Ż ydów , lokatorów 1, interesantów . G dyb y n ie Jan W itk iew icz, k tórego n a zw a łem dla cnót: divu s, już bym b y ł d aw n o zm arn iał pod ciężarem belek, krokw i, łat, p ło tó w i gontów .
O becnie je stem tak od tłu szczo n y z p ien ięd zy, że p o sta n o w iłem szukać ich n a w et u P ana, co już je st z p ew n ością sk u tk iem zb yt częstotliw ego ob cow an ia z Ż ydam i. J e ż e li to D rogiem u Pan u n ie sp raw i uszczerbku, to m oże b y m i P a n b y ł ła sk a w p rzysłać jakąś sum ę, jeśli n atu raln ie drukow i ow eg o W a lg ie rz a n ie sta n ie co na przeszkodzie. P rzepraszam n aju p rzej m iej za m e n atręctw o, ale cóż począć? Długów- dużo, a na w szy stk ie stron y w ołają o pieniądze.
Ś ciskam serd eczn ie dłoń P ań ską i gorąco proszę o p rzy b ycie do N a łęczow a w je sien i. Z aw iadom ion y karteczką, w y ś lę na stację kałam aszkę, za której w a d y z góry przepraszam .
S. Ż e ro m sk i N ałęczó w
W zmianka o „jednym z najcięższych nieszczęść” odnosi się do choroby żony. O ktawia w tenczas to po raz pierwszy przeszła okres zamącenia rów now agi um y słow ej. Później takie napady będą sporadycznie powracać. — Kłopoty finansow e zw iązane były z budową domku.
17
[Warszawa] sobota [14 października 1905] Szan ow n y i D rogi P anie,
W racam w tej ch w ili od dra R adziw iłłow icza, który — ku w ielk iem u żalow i m em u — ośw iad czył mi, że P an wczoraj już od jech ał do N a łę czow a. Z pow odu p iek ieln eg o zam ętu u m nie w m ieszkaniu (ciągłe p rze rzucanie rzeczy, k siążek i papierów z jednego pokoju do drugiego) oraz z p ow odu m u sow ego w yjazd u na w ie ś na dni parę — dziś dopiero zdoła łem p rzy ch w ycić w oln ą ch w ilę i poszedłem Pana p ow itać — n iestety , za późno.
W obec tego p ostan ow iłem sobie odw iedzić Pana w p rzyszłym ty go d n iu w N ałęczow ie, i b y łb y m bardzo w d zięczn y za słó w parę, czy przyjazd ten n ie stan ąłby Panu na przeszkodzie w pracach lu b projektach m ożeb - nych.
L ist D rogiego Pana (tak d aw n y już) znalazłem w W arszaw ie dopiero po p ow rocie z letn iej w ycieczk i. P on iew aż atoli jedn ocześn ie papiernia p rzyparła m n ie — obok zw y k ły ch n ależn ości — rachunkiem na k ilk aset rubli za papier na odbitkę W algierza, w ięc na razie nie m ogłem u słu ży ć Pan u i zw lek a łem z odpow iedzią, czekając na jaki taki p rzy p ły w go tów ki. W szystk o to m iałem op ow ied zieć za w id zen iem się, które sk u t kiem sp óźn ienia sp ełzło na niczym .
P on iew aż z listu n ie w iem , o jaką m niej w ięcej sum ę chodzi, w ięc niech mi P an łask aw ie przy ow ych k ilk u słow ach zechce ją określić, a jeżeli ty lk o będę w m ożności, p rzyw iozę ją z sobą do N ałęczow a.
Ś ciskam serdeczn ie dłoń Pańską i przepraszam gorąco za te w szelk ie opóźnienia i zw łok i. W ieści w yczek iw a ć będę z upragnieniem .
S zczerze oddany
Z. P r z e s m y c k i
Brulion tego listu zachował się w papierach Przesm yckiego w Bibl. Narodowej (sygn. 2868, k. 28); jest nie datowany, pisany niew yraźnie i mocno kreślony, ale ma objętość i treść zasadniczo identyczną. List ma za datę tylko dzień tygodnia; dokładniej da się ona jednak oznaczyć w związku z listem 18, datowanym , który jest bezpośrednią odpowiedzią. Sobota przypadała na 14 X 1905. — W spomniany list „tak daw ny” — to list 16 z lipca t. r. Ponieważ była w nim dość alarmująca m owa o zaliczce, zaniepokoił w ięc Przesm yckiego i skłonił do ekskuzy i do po śpiechu.
K O R E S P O N D E N C J A P R Z E S M Y C K IE G O I Ż E R O M SK IE G O 257
258 K O R E S P O N D E N C J A P R Z E S M Y C K IE G O I Ż E R O M S K IE G O 18
[N ałęczów , 15 października 1905] S zan ow n y i K och an y P a n ie Z enonie!
S erd eczn ie się cieszę, że raczycie d otrzym ać słow a i p rzyb yć do N a łę czow a. J est to dla m n ie i m ojej rod zin y p raw d ziw y zaszczyt i szczera radość, J eż eli to jedn ak n ie zrobi K och anem u Panu ja k iejk o lw iek róż n icy , to śm ia łb y m prosić o p rzyb y cie n ie w tym , lecz pod koniec p rzy szłego tygod n ia, a to z n astęp u ją cy ch pow odów :
Z różnych p rzy czy n op óźn iliśm y się z p rzy go to w a n iem zim ow ego m ieszkania. T eraz dopiero zaczęto p rzestaw iać p iece i znosić rzeczy. T rafilib y ście z deszczu pod ryn n ę, bo od w arszaw sk ich uciekając p rze róbek — na n a łęczow sk ie. Ja sam , żeby u nik nąć przyjem n ości, jakich dostarcza w id ok rozeb ran ych p ieców , na jaki tyd zień w y ja d ę do zna jom ych na P od ole.
P o p ow rocie czekać W as będę, D rogi P an ie, z dnia na dzień. U praszam n a jn atarczyw iej o ozn aczen ie dnia przyjazdu, żeb y m m ógł posłać konie, bo po tu te jszy ch ro zk isłych drogach trzeba jeźd zić u m iejętn ie. R aczcie ted y, P a n ie Z enonie, napisać, jakim p ociągiem i którego dnia przyb ęd ziecie, a k on ie czekać będą na stacji.
N ie c ie r p liw ie czek am y w szy sc y na n ow e n u m ery W aszego pism a. Ja z podw ójną n iecierp liw ością. M ów ił m i L oren tow icz, że ju ż w k rótce m ają się ukazać. D a łb y to Bóg!
Co do sp raw p ien iężn ych , to m u szę K ochanego Pana z góry p rze prosić za poprzedni list. B y łe m w ów cza s w bardzo ciężkich opałach i n ie m ogłem sobie form aln ie dać rady z dłu gam i. O becn ie n ie je st m i lep iej, ale p rzyn ajm n iej n ie m am na karku w y p ła t ty g o d n io w y ch . J eżeli n ie zrobi to P an u jak iego kłopotu, to p rosiłb ym o część czy całość honora rium , jak ie przyp aść m oże z „C h im ery” za W algierza. B y ła b y to dla m n ie ulga, bo sp łaciłb ym rozm aitych w ier zy cieli. R ozum ie się, że proszę o te p ieniąd ze w tak im razie, je ż e li P an u n ie będzie sta n ow ić różn icy w d anym m om en cie.
Raz jeszcze proszę p am iętać o nas i zaw iadom ić, k ie d y m am y się sp odziew ać K och an ego P ana. W n adziei, że prośba m oja b ęd zie u w zg lęd niona, p rzesyłam od całej m ojej rod zin y w y r a zy prośby o łask a w e p rzy bycie. Od sieb ie zaś serd eczn y u ścisk dłoni.
N a łęczó w S. Ż e ro m sk i
d. 15 X 1905
»W yjadę na P od ole” — w edług przypuszczenia wyrażonego w Kalendarzu (s. 211), chodziło o w yjazd do S. Stem pow skiego, przebyw ającego w W innikach na Podolu. — Z „ciężkich opałów ” finansow ych w ydob ył się Żerom ski częściowo już w lip cu dzięki otrzym anej od G ebethnera i W olffa reszcie honorarium za Popioły.