• Nie Znaleziono Wyników

O "Rozmowach" Witolda Gombrowicza

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "O "Rozmowach" Witolda Gombrowicza"

Copied!
33
0
0

Pełen tekst

(1)

Beth Holmgren, Dorota Gostyńska

O "Rozmowach" Witolda

Gombrowicza

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 81/1, 75-106

(2)

P a m i ę t n i k L i t e r a c k i L X X X I, 1990, z. 1 P L I S S N 0031-0514

BETH HOLMGREN

O „ROZM OW ACH” W ITOLDA GOMBROWICZA

R o zm o w y z G om brow iczem stanow ią ostatnie frag m en ty Dziennika,

pieczołowicie przygotow anego przez W itolda G om browicza do publikacji odcinkow ej w polskim periodyku em ig racyjn y m „ K u ltu ra ” w latach 1953— 1966. Rozpoczęty jako w yzw anie (zrealizował się w w yniku p u ­ blicznej d yskusji nad ułom nym p atrioty zm em i agresyw ną sztuką Gom­ brow icza w T ra n s-A tla n tyku ), obejm ujący szeroki zakres tem atów oraz form , w łaściw ych utw orom zarówno fikcjonalnym , jak i niefikcjonal- nym , jest D ziennik zdolnym w szystko przew idzieć rzecznikiem i obrońcą dzieła oraz w łasnego obrazu Gom browicza. W przeciw ieństw ie do tego obszernego tek stu m acierzystego R ozm o w y z G om brow iczem dają zwięz­ łą i sam oistną retro sp ek cję życia i sztuki pisarza — czy raczej: życia takiego, jakie n ajp ierw łączyłby ze swoją sztuką, a potem od niej u w al­ niał. Przedm ow a Gom browicza do odcinkow ej publikacji R ozm ów za­ m ieszczona w D zienniku określa je jako oddzielną całość:

Um ów iłem się z Dominikiem, że niektóre nasze rozmowy — w związku z książką R ozm ow y z Gombrowiczem, jaką przygotowuję do druku — ukażą się naprzód po polsku, w moim dzienniku w „Kulturze”. Odbywa się to w ten sposób, że ja m ówię po polsku do magnetofonu. Ten polski tekst podaję nieco wygładzony, pod tytułem Rozm ow y z Dominikiem de Roux 1.

R ozm ow y, obdarzone przez G om browicza niezw ykłym w yróżnieniem ,

zasługują na szczególną uw agę badaw czą — zwłaszcza wobec specyficz­ n ej ich s tru k tu ry i gatu n k u . Ju ż sam ty tu ł sygnalizuje nam pew ne ich problem y, właściwości i możliwe cele. W przytoczonej tu wypow iedzi Gom browicz nazyw a ten tek st dwojako: R ozm ow a z G om brow iczem i R ozm ow am i z D om inikiem de Roux. D rugi z ty tu łó w daw ałby w yraz w ydaw niczej kontroli Gom browicza nad tekstem , natom iast w ersja pierw sza (która w istocie służy za ty tu ł w ydaniom polskiem u i p ierw ­ szem u fra n c u s k ie m u 2) całkowicie zaciem nia kw estię autorstw a. Sądzić

1 W. G o m b r o w i c z , Fragmenty z dziennika. „Kultura” 1967, nr 10, s. 6. 2 Zob. D. d e R o u x : Rozm ow y z Gombrowiczem. Paryż 1969; Entretiens avec

Gombrowicz. Paris 1968. Trudno byłoby określić „oryginalny” język tego dzieła.

(3)

by m ożna, że R o zm o w y z G om brow iczem przed staw iają rzeczyw isty dialog z pisarzem , w yw iad prow adzony i stero w an y bez jego tw órczego udziału. Ja k się przekonam y, dialogow a s tru k tu ra i ty tu ł dzieła o dgry­ w ają zasadniczą rolę w ogólnej dynam ice i przeznaczeniu tekstu.

Tytułow e odw ołanie do „rozm ów ” sy tu u je z grubsza dzieło w g ra n i­ cach dw u w ażnych tra d y c ji literack ich. Je d n a z nich pozw alałaby tek st ten in te rp re to w a ć jako z arejestro w an e rozm ow y ze znanym auto rem lub osobą publiczną. N ajsły n n iejszy wzór owej tra d y c ji odnajdziem y za­ pew ne w G espräche m it G oethe (1836— 1848) Jo h a n n a E c k e rm a n n a 3. Te rozm owy, zapisane przez „pokornego sługę i p rotég é” 4 Goethego, b yły pom yślane jako a k t czci. O dpow iednio w y b ra n y m i opracow anym zestaw ieniem sform u ło w ań G oethego sta ra ł się E ckerm ann zbudow ać pisarzow i okazały tek sto w y pom nik. T rud Eckerm anna, zw ieńczony edycją cyklu rozm ów i w spom nień pośw ięconych w ielkiem u niem iec­ kiem u poecie, został nagrodzony n ieby w ały m i trw ały m sukcesem :

Trzeba przyznać, że te Rozmowy, które określano ironicznie jako najbar­ dziej poczytne dzieło poety, b yły w znacznym stopniu odpowiedzialne za po­ w stanie X IX -w iecznej legendy o „olim pijskim ” Goethem, cichym mędrcu spo­ glądającym na sprawy ludzkie z w yniosłej i niedosiężnej w ysokości...8

J e s t bardzo praw dopodobne, że ty tu ł R ozm ó w został w y b ran y tak, by w yw ołać pew ne p orów nania z G espräche E ckerm anna, zwłaszcza jeśli zważyć sto su nek G om brow icza do Goethego. M aurice N adeau m ów i o ty m sto sun k u w przedm ow ie do angielskiego p rzek ład u R o zm ó w :

Jego [tj. Gombrowicza] hipertroficzne ego m askowało „niższość”, jaką sil­ nie odczuwał w obec najw iększych pisarzy, w obec Goethego i Szekspira, jego jedynych i stałych punktów odniesienia. Jako niedorostek chciał zapewne być im podobny i doświadczył odległości między pragnieniem a sp ełn ien iem 6.

francuskim, a Gombrowicz z pewnością znał ten język na tyle, by posługiwać się nim w niektórych partiach rozmów, to jednak, w edług jego własnych słów, duże fragm enty tego po części monologu, po części pseudodialogu tworzył w języku polskim.

s Zob. J. P. E с k e r m a n n, Gespräche m it Goethe in den letzten Jahren seines

Leben, 1823—1832. T. 1—2. Leipzig 1836; t. 3. Magdeburg 1848. Oczywiście, pokorny

hołd Eckermanna poprzedzały inne dzieła — godnym przykładem jest Life of Sa­

muel Johnson J. В o s w e l l a. Boswell także zapisuje słowa sw ojego mistrza, jed­

nak stara się stw orzyć obszerniejszą biografię Johnsona i dlatego opatruje sw oje dzieło bardziej ogólnym tytułem . Interesujące porównanie The Life of Samuel

Johnson z London Journal B oswella przeprowadza E. B r u s s w pracy Autobio­ graphical Acts: The Changing Situation of a Literary Genre (Baltimore and Lon­

don 1976, s. 61—92). Zauważa tu ona dążenie Boswella, by uogólnić swoją pozycję wobec Johnsona w tej biografii — tj. autor lansuje obraz swojego obiektu kosztem charakterystyki w łasnej.

4 Goethe. Conversations and Encounters. Ed. and transi. D. L u k e and R. P i c k . London 1966, s. 16.

8 Ibidem, s. 20.

* M. N a d e a u , wstęp w: W. G o m b r o w i c z , A Kind of Testament. Ed. D. d e R o u x , transi. A. H a m i l t o n . London 1973, s. 12.

(4)

Można sądzić, że poprzez odwołanie do tego g atu n k u R ozm o w y u sta­ n aw iają dla siebie w a ru n k i Gespräche m it Goethe: sław ę obiektu oraz sam tek st jako hołd złożony m u przez wielbicieli. Jednakże w obu w y­ padkach R o zm o w y w sposób oczyw isty niweczą te oczekiwania. W zgo­ dzie z jego często w ykładaną teorią związków m iędzyludzkich — jego filozofią Form y, k tó ra zmusza nas do akceptacji obrazów nas sam ych, przypisyw an y ch nam przez inną świadomość — te k st Gom browicza zm ierza tu nie ty le do tego, by polegać n a sławie swojego podm iotu, ile do tego, by m u ją z a p e w n i ć . Co więcej, w przeciw ieństw ie do dzieła w rodzaju Gespräche Eckerm anna, k tó re okazuje się podobnym do dziennika spraw ozdaniem sum iennego se k retarza Goethego, postać ucznia, jak zobaczymy, w ogóle nie jest odpowiednio ukształtow ana. F ran cu sk i k ry ty k D om inique de Roux zostaje p rzedstaw iony raczej jako życzliw y rozm ów ca niż neofita k u ltu Gom browicza. W w ydaniach polskim i angielskim pojaw ia się w tekście tylko sporadycznie. Tak więc z pomocą tego gatunkow ego p u n k tu odniesienia G om browicz w yko­ rz y stu je celowo ideę sław y arty sty czn ej i „wielkiego człow ieka”. W y­ b iera form ę, k tó ra obiektyw nie potw ierdziłaby jego w łasną repu tację i p rzy stęp u je do polem iki z założeniam i tego g atu n k u i do m anipulacji nim i, m anipulując w ten sposób obrazem sw ojej w łasnej „w ielkości”.

Obok tego praw dopodobnego ko n tek stu R ozm ów istnieje trad y cja specyficznie polska: popu larna n a rra c y jn a form a g a w ę d y 7. Model gaw ędy, p rzy n ajm n iej po części, n adaje form ę pew nym pozom postaci w D zienniku, obdarzony jednakże w yróżniającym i cecham i gatu n k o w y ­ m i Rozm ów , jest n ajb ard ziej w y razisty w łaśnie w ty m o statnim fra g ­ m encie D ziennika Gombrowicza. W pływ gaw ędy na R ozm ow y widać w ich aluzjach do teraźniejszości, życzliwym (i często m ilczącym) roz­ mówcy, w obfitym w łączaniu osobistych anegdot, lekcew ażeniu, k tóre n iejednok rotn ie okazuje n a rra to r w ysokiej k u ltu rze i jej nakazom , w w y ­ raziście oralnej intonacji. Co n ajb ardziej może istotne, postać w R oz­

m ow ach otw arcie wiąże siebie z typow ym g a w ę d z i a r z e m , p rzed­

staw iając siebie jako z a ś c i a n k o w e g o s z l a c h c i c a w rodziale 8 (zatytułow anym D ziennik). O dw ołując się do tego m odelu i w prost p rz y j­ m ując tę rolę, G om browicz dąży nie tylko do uspraw iedliw ienia swo­ jego, niekiedy w yzyw ająco subiektyw nego p u n k tu w idzenia, ale do

7 Na tem at w łaściw ości gawędy zob. Z. S z m y d t o w a, Poetyka gawędy. W: Studia i portrety. Warszawa 1969. — J. B a c h ó r z , Na pograniczu z gawędą. W: Poszukiwanie realizmu. Studium o polskich obrazkach prozą w okresie m ię dzy -

p o w s ta n io w ym 1831—1863. Gdańsk 1972. R. N y c z (S y lw y współczesne. Wrocław

1984, s. 90) dostarcza przejrzystych dowodów na świadomy związek Gombrowicza z tą tradycją. W jednym z miejsc w Rozmowach przedstawia Gombrowicz swoje opowiadanie jako „groch z kapustą” — ten idiomatyzm figuruje w tytule jednej z gawęd K. Z e r y : Vorago rerum. Torba śmiechu. Groch z kapustą.

(5)

p rzedstaw ien ia sw ojej niższej (i przez to — wyższej) pozycji jako p ro ­ w incjonalnego P o lak a m iędzy n azb y t ukształconym i E u ro p e jc z y k a m i8. Rzecz jasna, obraz a u to ra R ozm ów nie o dtw arza i w istocie nie może odtw arzać tego m odelu w jego całości. S k ra jn a sam oświadom ość Gom ­ browicza, jego złożony stosunek do publiczności nie godzą się z zadow o­ leniem z siebie i bezp reten sjo n aln y m sposobem bycia gaw ędziarza. Mimo iż postać dzieli się w łasnym i anegdotam i z pola w alki z rów nym i sobie, nie może (nie chce?) zaw ierzyć ich zrozum ieniu; n ieu stan n ie arg u m e n ­ tu je i dowodzi czytelnikom swoich racji. Ponadto, m im o oralnej in to n a ­ cji i w aru n k ó w tek stu , G om brow icz nig d y nie n aślad u je p araliterackiego sty lu gaw ędziarza. D ecyduje się w yraźnie n a zachow anie tożsam ości pisarza, św iadom ie panującego n a d słow em .

W rezultacie, w zorując się po części na obu k o n tra stu ją cy c h m ode­ lach literackich, tw o rzy G om brow icz skuteczne napięcie m iędzy różnym i obrazam i sam ego siebie i swojego sto su n ku do czytelników . Łącząc w yw iad z tek sta m i ty p u G espräche m it G oethe, defensyw nie dom aga się uzn an ia sw ojej pozycji za pozycję sław nego pisarza i pow ażanej osoby publicznej. Jedn ak że, aczkolw iek zdecydow any stw orzyć dla siebie tego ro d zaju pu bliczny a u to ry te t, sprzeciw ia się jego krańcow o sp ętanem u fo rm ą obrazow i za pom ocą bezp reten sjo n aln ej, p o zain telek tualn ej roli, sygnalizując sw ój zw iązek z niepow ściągliw ym , w yzyw ająco zaścianko­ w y m gaw ędziarzem . W ynikłe stąd połączenie obu przysposobionych m o­ deli — defen sy w n ej eu ro p ejsk iej sław y i w ojow niczej narodow ej niż­ szości — zapew nia postaci isto tn ą nieokreśloność, bezpieczną pozycję nie ty le w e w n ątrz u stalon y ch form , ile m iędzy nim i.

Nasza analiza R o zm ó w zak ład ała dotąd tw órczą kontrolę G om brow i­ cza n a d tek stem , lecz p rob lem au to rstw a, odpow iednich ról „ ja ” i de Roux, w ym aga b ardziej szczegółow ych badań. Począw szy od zdania otw ierającego tek st, b o h ater p o d trz y m u je złudzenie sy tu acji rozm ow y, bycia p y tan y m i sk łan ian y m do m ów ienia przez nie ustalonego jeszcze słuchacza: „M am opowiedzieć p an u m oje życie w zw iązku z m oim dzie­ łem ?” (7 )9. To stw ierd zen ie celu fo rm u łu je on jako pytanie. Ale n aw et

8 Zob. J. B ł o ń s k i , G om brow icz a ethos szlachecki. „Teksty” 1974, nr 4. Problem ten został tam św ietn ie om ówiony. W swojej analizie dowodzi Błoński, że Gombrowicz zwraca się ku obrazowi szlachcica z uwagi na takie jego cechy, jak swoboda, prostota, towarzyskość, subiektywizm i poczucie w łasnej wartości.

9 R o z m o w y z Gom brow iczem cytuje się tu z wydania wym ienionego w przy­ pisie 2 (liczba w nawiasie w skazuje stronicę). Francuskie wydanie, mieszczące w prowadzenie krytyczne d e R o u x i zwracające w ten sposób uwagę czytelników na jego rolę w tekście, rozpoczyna się w rzeczyw istości pytaniem de Roux (Entre­

tiens avec Gombrowicz, s. 27): „Pouvez-vous m e raconter votre vie dans sa relation avec votre o e u v r e ?” Jednakże w ogólności w ydanie francuskie n iew iele różni się

od polskiego; przypisuje się tu de Roux cztery komentarze oraz pytania, które w edycji polskiej w łączone są do w ypow iedzi Gombrowicza, zapew ne po to, by dać w rażenie w iększej jego kontroli nad tekstem .

(6)

gdy u jaw nia k o n tek st swojego przekazu — sugerow ane tu zaintereso­ w anie innej osoby jego życiem i dziełem — stw ierdzenie zw raca naszą uw agę na możliwość jego au to ry tetu . W rzeczyw istości zaś w trakcie

R ozm ów b o hater w yraziście w skazuje na s w o j ą kontrolę rozw oju

i k ieru n k u ty ch „rozm ów ”. Np. na zakończenie rozdziału 1 oznajm ia to w łaśnie, jak będzie postępow ać tekst: „Jeszcze chwilę będę mówił, potem przejdziem y do dialogu” (13). Po dwu następnych ak apitach nieprze­ rw a n e j autoanalizy w końcu nakazuje de Roux uczestnictw o: „Dość. T eraz pan m a głos. Proszę, niech pan staw ia p y ta n ia ” (1 3 )10. (Co osobli­ we, nie n astęp u je żaden dialog i Gom browicz prow adzi swój monolog przez trz y dalsze rozdziały.) Tylko boh ater sygnalizuje zm iany tem atu w tekście. Zapowiada, kiedy mogą przejść do kolejnego zagadnienia (zw ykle następnego z dzieł pisarskich Gombrowicza) i kom en tu je p rze­ bieg ich dialogu:

G.: — Uff! Te entretiens zabrały jednak w ięcej czasu, niż przewidyw a­ liśm y. Zawsze tak bywa.

R.: — I jeszcze sporo roboty z przetłumaczeniem i korektą ustępów, które pan wolał po polsku dyktować. [143]

W skazując na czas, k tó ry poświęcili, i zużytą energię (swoim „Uff!” daje upu st w yczerpaniu), Gom browicz podkreśla fak t ich rzeczywistego (i mówionego) dialogu. Odpowiedź de Roux u jaw nia wszakże zakres kon­ tro li podm iotu w dziele. W yjaśnia on przezornie, że Gombrowicz jest całkow icie odpow iedzialny za „u stęp y ” ; choć nie definiuje tego term in u, m ożem y przyjąć, że odw ołuje się do w cześniejszych rozdziałów R o zm ó w , w k tó rych Gom browicz objaśniał swoje życie i dzieło w długich p artiach m onologow ych 11.

W ty m m iejscu bohater przyznaje więc (i dziękuje za to de Roux), że ro la k ry ty k a w tw orzeniu R ozm ów była m niejsza:

G.: — Rola pana nie była łatwa. Bo i moja francuszczyzna daleka jest od doskonałości, i niektóre moje utwory jeszcze nie przetłumaczone nie są panu znane. Bardzo jestem wdzięczny, że pan dał mi się wypowiedzieć swobodnie. Zamiast prowadzić m nie za rękę, tylko od czasu do czasu dawał mi pan lekkie­ go prztyczka, bym nie oddalał się zanadto od tematów, które należało omówić.

[143—144].

Z am iast określać i charakteryzow ać de Roux na u żytek czytelnika — G om browicz rozw aża, jak de Roux jako postać z drugiego planu, rodzaj k ry ty k a zaszyfrow anego, p rzy staje n a swój w łasny głos. Choć G om

bro-10 Tego fragmentu oraz poprzednio cytowanego brak w wydaniu francuskim. Znów, jak w olno sądzić, Gombrowicz włączył je do edycji polskiej i wszystkich następnych, by równocześnie potwierdzić pośrednio dialogowy porządek Rozmów i swoją kontrolę nad tym porządkiem.

11 Wydanie francuskie dostarcza drobnej informacji o opracowanych i w ygła­ szanych partiach tekstu. Zawiera po prostu taką uwagę wstępną (Entretiens avec

Gombrow icz, s. 6): „Les passages rédigés en polonais par Witold Gombrowicz ont été traduits par Kokou Chanska et François Marie”.

(7)

wicz p o w strzy m u je się od atak u czy n aw et spo ru z kry tykiem -ro zm ów - cą, zw iązek z de Roux m usi jed n ak rozw ijać się stosow nie do G om bro- w iczow skiej teo rii zw iązków m iędzyludzkich: dla niego „ ja ” może w y ­ razić i określić siebie tylk o w reak cji n a inne „ ja ” i często jego kosz­ tem 12. G dy G om brow icz okazuje de Roux wdzięczność za nie narzu ca­ jącą się obecność, za um ożliw ienie m u sw obodnych i pełnych w yn urzeń (zauw ażm y tu użycie czasow nika dokonanego „w ypow iedzieć się”), zdaje się dziękować k ry ty k o w i za to, że pozwolił m u d o m i n o w ać.

Jeżeli, biorąc pod uw agę te przesłanki, przyjm iem y, że Gom browicz jest głów nym au to rem tego tek stu , wówczas w naszej ocenie R ozm ów m usi w yłonić się now a kom plikacja. Z jed n ej strony, tw órcza kontrola n ad w łasnym w yw iadem przyw odzi na m yśl rodzaj autow yw iadu, k tó ry przeprow adził w o statn im tom ie D z ie n n ik a 13. P rzed staw iając w aru n k i rzeczyw istego dialogu, ciągle m an ip u lu je Gom browicz w łasnym o b ra­ zem — w ty m sta ra n n ie skom ponow anym i w ydanym tekście w yko­ rz y stu je obdarzony tw órczą mocą i ontologicznie n ieu chw ytny głos bo­ h a te ra w p ierw szej osobie. Z d ru g iej stro n y , inaczej niż jego odpow ied­ n ik w D zien niku , w zasadzie re je s tru ją c y now e inform acje, sytu acje i osoby i re a g u ją c y n a nie, b o h a te r R ozm ó w tw o rzy swój te k st z do­ godnego m iejsca określonego w czasie, p rzestrzen i i ogólnym k ieru n k u , przed staw iając sy stem aty czn y p rzegląd życia i dzieł Gom browicza. W i­ dziane w ty m św ietle, R o zm o w y zbliżają się n a jb ard ziej do form alnej autobiografii pisarza, form y, k tó ra dokonuje p rzeglądu przeszłości z jed­ nego w łaśnie p u n k tu w czasie i dąży do nad an ia jej spójnego k sz ta łtu 14. N aw et jeżeli założym y znaczną m odyfikację k sz ta łtu tej a u to ­ biografii — nacisk na form ę dialogow ą i nieu stającą pro jekcję siebie sam ego za p o śred nictw em podatnego głosu b o h a te ra — dlaczego rezy g ­ n u je G om brow icz z am orficznej s tr u k tu ry D ziennika ? Dlaczego p o d e j­ m uje się tego, co m ogłoby stanow ić niebezpiecznie d e f i n i t y w n ą ocenę jego życia i dzieła? O dpow iedź tkw i po części w osobistej sy tu acji pisarza. Ukończone n iespełna ro k przed śm iercią, R o zm o w y stanow ią ostatni, n a jb a rd zie j może p rzy stę p n y a k t au to re k la m y i sam oobrony:

N a d e a u (op. cit., s. 11) dostrzega działanie tej zasady w kontaktach oso­ bistych Gombrowicza: „Nadwrażliwy i pełen obaw, skrywał ciągłe niezadowolenie pod im perialistycznym ego, które przybierało w szelkie m ożliwe formy, od deter­ m inacji przez fascynację po otwartą agresję. Niezależnie od zastosowanych środ­ ków, czy to wdzięku, czy agresyw ności, cel był ten sam: owładnąć tym Innym, którego uważał przede w szystkim za adwersarza, a czasem wroga, tak, by rzucić go na kolana i zdać na swoją łask ę”.

18 W. G o m b r o w i с z, Dziennik. III. Paryż 1982, s. 185—189.

14 Zob. K. J. W e i n t r a u b, A utobiography and Historical Consciousness. „Critical Inquiry” 1975, t. 1, nr 4. — R. P a s c a l , Design and Truth in Auto bio ­

graphy. London 1960, s. 3, 5. Zob. też G. G u s d o r f , Warunki i ograniczenia auto­ biografii. Przełożył J. B a r c z y ń s k i . „Pamiętnik Literacki” 1979, z. 1, s. 267:

„Autobiografia [...] wymaga, aby człow iek zachował dystans wobec siebie samego, aby odtworzyć się w swojej jedności i identyczności na przestrzeni czasu”.

(8)

Witold Gombrowicz miał lat 50, gdy, wraz z przekładem Ferdydurke na francuski, zyskał międzynarodowy rozgłos. Jego geniusz uznano późno, mimo iż jego kariera literacka rozpoczęła się wcześnie. Ciągle nie usatysfakcjonowany (choć zdobył później Międzynarodową Nagrodę Literacką i jego sztuki cieszyły się pewnym powodzeniem) i poważnie chory, tym bardziej pragnął Gombro­ w icz zdobyć rozgłos i ujawnić „sekrety” dzieła, które uważał za nie zrozumiane w znacznym stopniu. Po napisaniu tego „rodzaju testam entu” zostało mu tylko kilka m iesięcy życia 15.

J a k w skazuje b oh ater w tekście, R o zm o w y są stw orzone ,,dla szer­ szej publiczności” (s. 114), tej może, k tó ra nie jest obeznana z jego

D ziennikiem czy szczegółami biografii. P rzystęp nie uporządkow ane i ozna­

czone (relacja o początkach twórczości Gom browicza i dalszym jej roz­ w oju zgodna jest z chronologią pojaw iania się kolejnych dzieł), w pew ­ nym sensie są R o zm o w y dla „szerszej publiczności” podręcznym i nie­ podw ażalnym (taką ro k u ją nadzieję) przew odnikiem po sztuce i biografii pisarza 16.

N aw et zw racając się do tej „szerszej publiczności” Gom browicz po­ zostaje św iadom usiłow ań czytelników , b y go „zdefiniow ać”, i żądny naw rócenia ich na swój w łasny sposób porozum iew ania się i bycia. Dlatego też w Rozm ow ach b o h ater zręcznie i konsekw entnie unika kreow ania jednoznacznego au to p o rtretu , pełnego u jaw nienia historii swego życia. Choć R o zm o w y k o n tra stu ją z D ziennikiem pod względem s tr u k tu ry i schem atu czasowego, stosuje w nich autor, w nieco odm ie­ nionej form ie, kilka strateg ii D ziennika, po to, by jednocześnie objaśnić i okryć tajem nicą siebie samego. W ten sposób R ozm ow y stanow ią o sta t­ ni zm asow any atak w walce z Form ą, w ypełniającej całe życie Gom ­ browicza.

Te strateg ie włącza się do g ry od samego początku. O dzw ierciedlają one, w now y sposób, schem at dom agania się uznania i cofania się/klęski, w idoczny we w szystkich dziełach G o m b ro w icza17. Ja k zauw ażyliśm y wcześniej, rozdział 1 R ozm ów , zaty tuło w an y odpowiednio: — Rodowód, zaczyna się próbnym niejako stw ierdzeniem celu, w ygłoszonym przez bohatera. Jed nak że Gom browicz nie tyle k o n ty n u u je sw oją autobiogra­

15 N a d e a u, op. cit., s. 9. Tytuły wydania angielskiego i drugiej edycji fran­ cuskiej jasno oddają ten sens ostatniej w oli pisarza za pomocą terminu „testament

A K ind of T estam ent i Testament. Entretiens avec Dominique de Roux (Paris 1977).

18 Recenzentka A Kind of Testament, J. M a u e r („Slavic R eview ” t. 42 (1983), s. 735), zauważa, że R ozm ow y pozwalają Gombrowiczowi „wyjaśniać siebie do woli i stać się swoim własnym pierwszym biografem i krytykiem ”.

17 Ten schemat stanowi podstawową zasadę tak autoprezentacji, jak i samego przedsięwzięcia Gombrowicza. Zob. wyjątkowo dobre analizy tego wzoru: J. J a- r z ę b s k i , Gra w Gombrowicza. Warszawa 1982, s. 23—87. — J. B ł o ń s k i , O Gom­

browiczu. „Miesięcznik Literacki” 1970, nr 8. Ten tekst, rozszerzony, wszedł do

książki zbiorowej: Gombrowicz i kry tyc y. Opracował Z. Ł a p i ń s k i . Kraków 1984. Zob. też monografię Ł a p i ń s k i e g o : „Ja Ferdydurke”. Gombrowicza św ia t inter­

akcji. Lublin 1985.

(9)

fię, ile sprzeciw ia się n a jp ie rw założeniu tego stw ierdzenia: „Nie znam ani m ojego życia, ani dzieła” (7). Oświadcza, że nie wie tego, co jako a u to r swojego życia i dzieła we w łasnej osobie wiedzieć pow inien n a j­ lepiej. N astępne zdanie m o d y fik u je więc owo to taln e zaprzeczenie: „W lo­ kę za sobą przeszłość, jak m glisty ogon kom ety, a co do dzieła, też n ie­ w iele wiem , bardzo n iew iele”. G om brow icz w ypow iada tu jedną ze sw oich głów nych skarg na zw iązek a rty s ta — dzieło: oddzielenie bez­ radnego a rty s ty od ty c h w łaśnie dzieł, przez które s ta ra ł się w yrazić i narzucić in n y m siebie. P rzed staw ia rozłączenie ze sw oją przeszłością jako m glisty ogon kom ety, u k azu jąc siebie jako ciało u m i e s z c z o n e w u stalon ej orbicie i rozpraszające się wolno, bezwolnie.

P o ty ch uw agach b o h a te r p rzed k ład a jako osobny a k a p it in try g u ją c ą frazę: „Ciem ność i m agia”. Te dw a rzeczow niki tem atycznie sygnalizują pierw szą z dw u głów nych (i pozostających w konflikcie) strateg ii au to ­ p rez e n ta c ji G om brow icza w R o zm ow ach, tj. stylizację w łasnego dośw iad­ czenia luźno w sp a rtą n a cechach powieści gotyckiej, z jej obszarem m rocznego, u k ry teg o i często m o n strualnego św iata poza (czy pod) naszą konw encjon aln ą rzeczyw istością i z jej obrazem skrajnego, choć w dużej m ierze niejasnego psychologicznego l ę k u 18. B ohater dostosow uje tło, postacie, fab u łę i w izję św iata powieści gotyckiej do swojego życiorysu w R o zm o w a ch ; jak tw ierdzi M aria Janion, ten przysposobiony i p rze­ kształcony sty l pozw ala G om brow iczow i w yrazić jedną z jego zasadni­ czych obsesji — „pociąg do niższości” , psychologicznie i społecznie pod­ sy caną p otrzeb ę zan u rzen ia się w p ry w a tn e , erotyczne, k o n trk u ltu ro w e podziem ie 19.

Jednocześnie słowa te stylistycznie p rzed staw iają d rugą główną s tr a ­ tegię a u to p rezen tacji G om brow icza: jego często żartobliw ie p rz e ja sk ra ­ w ianą skłonność do p rzep ro w ad zan ia logicznej, n o rm a ty w n e j analizy w łasnego dośw iadczenia życiowego. Za pom ocą słów „ciem ność” i „m a­ g ia ” s ta ra się on określić i nazw ać n a jb a rd zie j nieuch w y tne właściwości

18 Zob. E. M a c A n d r e w , The Gothic Tradition in Fiction. N ew York 1979, s. 8— 9 (o sym boliczności opowieści gotyckich). Autorka dowodzi, że odkąd fikcja gotycka pojaw iła się pod koniec w. XVIII, pisarze sięgali do tej sensacyjnej formy, by przedstawić i zbadać głęboko zakorzenione psychologiczne lęki.

19 M. J a n i o n : Forma gotycka Gombrowicza. W: Gorączka romantyczna. War­ szawa 1975; „Ciemna” młodość Gombrow icza. W zbiorze: Gombrowicz i k ry tyc y, s. 495—496. Janion należy przyznać pierw szeństw o odkrycia nurtu gotyckiego w Rozmowach, jak i w pozostałych dziełach Gombrowicza. Jednakże sposób, w jaki posługujem y się tu term inem „gotycki”, w ym aga dodatkowych objaśnień. „Czyste” przykłady pow ieści gotyckiej są w literaturze polskiej rzadkie; w p ływ tej powieści na dzieła Gombrowicza dokonał się najprawdopodobniej za pośrednictwem jej hybrydycznego potom stwa i literackich kuzynów — popularnego romansu, po­ w ieści detektyw istycznej, opowieści o duchach i tajemnicach, itd. Szerzej na temat źródeł i w pływ ów gotyckich w ogólności pisze D. V a r m a (The Gothic Flame. London 1957, s. 23—41, 206—231).

(10)

sw ojego życia i dzieła. Broni logicznie zastosow ania w tekście tych „moc­ niejszych” słów obrazow ym przykładem :

Widzi pan, z góry muszę przeprosić, że w tych zwierzeniach, dość zresztą pobieżnych, nie będę mógł uniknąć takich słów mocniejszych, jak na przykład magia. Albo ciemność. Czytałem kiedyś wspomnienia pewnego alpinisty ze w spinaczki na trudną i wysoką górę. Otóż ten opis był zupełnie sfałszowany, gdyż autor poczuwając się do sportowej skromności pisał „lewa noga mi się osunęła i zawisłem przez dziesięć sekund nad przepaścią, póki prawą nogą n ie wym acałem wystającego kawałka skały”. Sportowa skromność nie pozwo­ liła mu uzupełnić tego zdania ogromem przepaści, ogromem wysiłku i ogromem lęku. [7]

Od samego początku tej staran n ie stylizow anej autobiografii b ohater obiecuje sw ojem u rozm ów cy (i, za tym w ażnym pośrednictw em , swoim czytelnikom ) zestroić doświadczenie i ekspresję. I odsłoniwszy tu potężny d ra m a t s w o i c h życiowych przygód, w następnym akapicie zgrabnie to w rażenie napraw ia:

Na pociechę dodam, że w moim życiu i dziele dramat i anty-dramat spla­ tają się nierozdzielnie, w ięc w ielkie słowa zostaną zrównoważone m ałym i sło­ wami. [7]

W ten sposób Gom browicz kształtu je sw oją relację za pomocą pod­ staw ow ej sprzeczności form : d ram a tu i an ty d ra m a tu , w ielkich i m ałych słów, tajem niczego lęku i racjo n aln ej analizy. Sprzeczność ta rozgryw a się i rozw ija w całości Rozmów, poniew aż tek st zm ierza do tego, by przedstaw ić doświadczenie tw órcy jako na przem ian przystępne i enig­ m atyczne, wojownicze i podatne n a ciosy — w yrazistym bądź w y m y k a­ jącym się kontroli stw ierdzeniem 20.

B ohater pró b uje najśm ielszego może zastosowania tego schem atu w rozdziale 1 — wysoce beznam iętnej stylizacji dziejów sw ojej rodziny. W yliczyw szy istotne fa k ty rodowodu, posiadłości i pozycję społeczną, G om brow icz obm yśla w łasną, sobie w łaściwą analizę odziedziczonej po­ zycji:

Tak w ięc w owej proustowskiej epoce, na początku stulecia, byliśm y ro­ dziną wykorzenioną, o sytuacji społecznej niezbyt jasnej, pomiędzy Litwą a Kongresówką, pomiędzy wsią a przemysłem, pomiędzy tzw. lepszą sferą a średnią. To tylko pierwsze z tych „pomiędzy”, które w dalszym ciągu roz­ mnożą się wokół mnie do tego stopnia, iż prawie staną się moim m iejscem zamieszkania, moją właściw ą ojczyzną. [8]

20 Ten schemat sprzeczności pojawia się nawet, w pewnym stopniu, w jego refleksji o funkcji tekstu. Np. w ostatnim rozdziale: stwierdziwszy, że Rozmowy

służą za „przewodnik” po jego dziełach (85), bohater ostrzega czytelnika, by nie

spodziewał się po tym przewodniku zbyt w iele, bo mówi on za mało o ciemnej, tajemniczej sferze istnienia bohatera — o jego „Niedojrzałości” (144—145). Co w ię­ cej, wątpi w samą m ożliwość ujęcia w schemat i objaśnienia swoich dzieł, gdyż zdają się one działać w jakimś tajemniczym, niedostępnym wymiarze (145).

(11)

W kontraście z ep ite te m „proustow ski”, sy tu u jący m jego dzieje w do­ brze znanym , nieco n a w e t w yśw iechtanym kontekście literackim i k u l­ turow ym , p rzy tacza b o h a te r w ielokrotnie w łasne określenie nie-definicji i nie-klasyfikacji: przysłów ek „pom iędzy” . Z każdym jego pow tórzeniem f o r m a l i z u j e (dość ironicznie) sw oją nieokreśloną pozycję geogra­ ficzną, zaw odow ą i społeczną. W rela cji G om brow icza zdobyw a ten przysłów ek s ta tu s ogólnej zasady, form uły, k tó ra zadziw iająco, n iew y ­ tłum aczalnie p o w tarza się w życiu pisarza.

W yczytaw szy w ten sposób sch em at sform alizow anej nieform alności ze swojego rodow odu, b o h a te r zw raca się ku w czesnym , n ajb ard ziej znaczącym dośw iadczeniom stosunków m iędzyludzkich: z jednej stro n y , ku zw iązkow i z rodzicam i (zwłaszcza z m atką) i, z drugiej, ku sp o tk a­ niom z chłopcam i służącym i w rod zin n ej posiadłości. Rozw ija czysto schem atyczny opis ojca, m atk i i kom binacji z nich w y n ik łej w m ałym Witoldzie:

Mój ojciec? Piękny mężczyzna, rasowy, okazały, a też poprawny, punk­ tualny, obowiązkowy, system atyczny, o niezbyt rozległych horyzontach, n ie­ w ielkiej w rażliw ości w rzeczach sztuki, katolik, ale bez przesady. A moja matka była żywa, wrażliwa, obdarzona dużą wyobraźnią, leniwa, niezaradna, nerwowa (i bardzo), pełna urazów, fobii, iluzji. (W rodzinie Kotkowskich sporo było chorób um ysłowych; gdy przyjeżdżałem do mojej babki na wieś, bałem się okropnie: dom duży, parterowy, przedzielony był na dwie części, w jednej mieszkała m oja babka, a w drugiej jej syn, brat mojej matki, wariat n ie­ uleczalny, który chodząc w nocy po pustych pokojach usiłow ał zagłuszyć strach dziwnymi rozhoworami, przetaczającym i się w pienia jakieś przedziwne, które kończyły się nieludzkim wrzaskiem; całą noc to trwało; wdychałem szaleń­ stwo.) Ja jestem artystą po matce, a po ojcu jestem trzeźwy, spokojny, opano­ w any. A le moja matka m iała też jedną cechę w ysoce drażniącą, należała m ia­ nowicie do osób, które n ie umieją zobaczyć siebie takimi, jakim i są. Więcej: ona w idziała siebie akurat na opak — i to już m iało cechy prowokacji. [8—9]

P rzed staw iając ten szkic jak b y w odpow iedzi na prośbę de Roux, odsłania jeszcze jedną w ew n ętrzn ą sprzeczność w sw oim życiu, jedno jeszcze złączenie przeciw ieństw . W te j w założeniu autobiograficznej rela cji p o w tarza złożoną sy tu a c ję ro dzin n ą jednego z fik cy jn y ch b o h a­ teró w Gom browicza; w e w czesnym opow iadaniu P a m iętn ik Stefa n a

C zarnieckiego n a rra to r (w pierw szej osobie) łączy szlachetną, w yniosłą

n a tu rę ojca z niechlu jstw em , niskim pochodzeniem i histerią relig ijn ą m atk i 21. Musi pozostać tajem n icą, czy to podobieństw o dowodzi

fikcjo-21 Zob. W. G o m b r o w i c z , Pamiętn ik Stefana Czarnieckiego. W: Bakakaj. Kraków 1957, s. 19: „Widzę ojca mego, pięknego mężczyznę, w yniosłej postawy, o twarzy, w której wszystko, spojrzenie, rysy i szpakowaty włos, składało się na wyraz doskonałej, szlachetnej rasy. Widzę i ciebie, matko, w nieposzlakowanej czerni, jedynie z parą starożytnych butonów w uszach. Widzę i siebie, małe, po­ ważne, m yślące chłopię, i płakać mi się chce z powodu zburzonych nadziei”. Za­ uważmy, że Gombrowicz powtarza obraz urody ojca i czystości jego rasy tak w beletrystyce, jak i w „autobiografii”.

(12)

nalności reflek sji Rodowodu, czy jask raw ej fikcjonalizacji życia autora. Istotne dla naszej analizy jest jednakże zestaw ienie rozum nego ojca i lękliw ej, n aw et um ysłow o niezrów now ażonej m a tk i22, którego dokonuje b ohater. Dostosował on rodziców do własnego schem atu autoprezentacji; podstaw swego c h a ra k te ru u p a tru je w sprzecznym połączeniu cech oboj­ ga — tego, co system atyczne i racjonalne, z tym , co w yobraźniow e i fo- biczne.

B ardziej n aw et in try g u jące jest znaczenie, jakie przypisuje m atce — postaci przed staw ianej przez niego jako słaba, lękliw a i specyficznie „ a rty sty c z n a ” . To w łaśnie w związku z jej niejednoznacznym ch a ra k ­ tere m w łącza długą, u ję tą w naw ias dygresję. W skazując n a rodzinną skłonność m atk i do choroby um ysłowej, p rzedstaw ia „gotycką” scenę ze swojego dzieciństwa, przydzielając rolę u k ry w an em u na wsi obłąka­ nem u w u jo w i23, k tó ry nocą niepokoi b ra ta n k a dziw nym i krzykam i. Tło rodzinnej posiadłości, szalony krew ny, atm osfera nocnego stra c h u w y ­ wodzą się w całości z typow ych cech powieści g o ty c k ie j24. Gom browicz, jak b ohater „gotycki”, okazuje się podatny na tę przerażającą atm osferę:

jem u także m ogłoby grozić szaleństwo, k tó ry m oddycha 25.

Chociaż Gom browicz doszukuje się swojego artystycznego dziedzic­ tw a po m atce (i ty m sam ym — po jej niezrów now ażonej rodzinie), m roczne możliwości tej więzi zdają się wnosić do jego życiorysu nie ty le niebezpieczeństw o, co m elodram at. Skupiając się na charak terze m atki, oświadcza, że najb ard ziej niepokoi go jej bezw iedne zaprzeczanie w łasnej praw dziw ej n aturze, jej m askow anie tych słabych, n eu ro ty cz­ n ych i zm ysłow ych właściwości, które jej przypisuje. A by dowieść, że łudziła sam a siebie, przyw ołuje przykład ojca — opanowanego, sy stem a­ tycznego, oraz graficznie zestaw ia swoje praw dziw e i m atki fałszyw e oceny jej ch arak teru :

Widzi pan, Dominiku, ona

b y ł a z n a t u r y w y o b r a ż a ł a s o b i e , ż e j e s t im pulsywna, naiwna opanowana, krytyczna

chimeryczna zdyscyplinowana

22 Jego brat Jerzy także w yjaw ia tę tajemnicę rodzinną — zob. J. S z y m k o - w i c z - G o m b r o w i c z , Mój brat Witold i nasi przodkowie. „Miesięcznik L ite­ racki” 1972, nr 3, s. 57—58.

28 J a n i o n (Forma gotycka Gombrowicza, s. 176) zauważa, że Gombrowicz jedną z postaci Opętanych wzorował na tym obłąkanym krewnym.

24 J a n i o n (ib id em ) dostrzega, że z reguły terenem akcji „gotyckiej” jest m iejsce urodzenia bohatera lub jego siedziba rodowa. Na tem at ponurej atmosfery i powszechnych psychoz postaci w powieści gotyckiej zob. L. B a y e r - B e r e n - b a u m, The Gothic Imagination. Expansion in Gothic Literature and Art. London and Toronto 1982, s. 21, 25, 38—39.

25 O wzmożonej wrażliwości bohatera utworu gotyckiego zob. B a y e r - B e r e n - b a u m, op. cit., s. 21. — W. D a y , In the Circles of Fear and Desire. A S tudy

(13)

o kulturze raczej salonowej anarchiczna trwożliwa łakoma lubiąca wygody intelektualistka organizatorka odważna niełakom a ascetyczna, niezłomna. [9]

T ym oczyw istym k o n tra ste m w łasnej p ra w d y i jej fałszu dowodzi Gom brow icz sw ojej ścisłej p ercepcji rzeczyw istości. W n astęp n y ch fra g ­ m en tach ilu stru je też sw oją zdolność do m anipu lacji złudzeniam i m atki: opisuje, jak on i jego b ra t J e rz y nauczyli się baw ić jej naiw nością i p r a ­ wością, drażniąc ją w ym yślonym i sk an d alam i rodzinnym i. W istocie, ab surdaln a, m an ip u la c y jn a gra, k tó rą on i J e rz y stw orzyli w odpow ie­ dzi n a bezw iedną p row okację m atki, ich zam ierzone odw racanie fałszy­ w ych form , k tó ry m i żyła, w yłoni się znow u jak o isto tn y elem en t w p i­ sa rstw ie Gom brow icza:

W tej to szkole nauczyłem się heroicznego zapam iętania się w nonsensie, uroczystej zaw ziętości w głupstw ie, celebracji nabożnej kretyństwa... o, formo! Przerażające idiotyzm y m ojej sztuki, które nigdy nie przestaną mnie zachw y­ cać, ta jej zdolność splatania głupstw w łańcuch nieubłaganej logiki, stąd biorą w dużej m ierze swój impuls. [11]

W edług tej analizy dw ojaki b y ł jego sp adek arty sty c z n y po m atce: uk azan a została jako zarów no źródło biologiczne, jak też n e g aty w n y katalizato r. L ekcja, k tó rą odb iera od jej ułom nego odczucia siebie sam ej i rzeczyw istości, je st lekcją ironii i d ystansu, m isja arty styczna, k tó rą podejm uje, po części p rzy n a jm n ie j, w odpow iedzi na jej przykład, o gar­ nia zarów no w alk ę z Form ą, jak i pogoń za Rzeczyw istością poza w szel­ kim i pochlebnym i, krzep iący m i czy w ygodnym i złudzeniam i. Jego osta­ teczne podsum ow anie c h a ra k te ru m atk i jest pozbaw ione łagodzących ry só w uczucia czy przebaczenia. N aw et g dy stw ierdzi, że m atk a go ko­ chała, strzec będzie m an ip u lacy jn eg o d y sta n su i p o tra k tu je ją jako n e ­ gaty w ne (choć p ro d u k ty w n e) stad iu m rozw oju artystycznego: „Ona b y ła bodaj pierw szą chim erą, w k tó rą u d e rz y łem ” (11).

P rzed staw iając swój zw iązek z rodzicam i, G om brow icz zapew nia więc sobie w y jątk o w ą k o n tro lę jako k ry ty k i an ality k , k o n tra stu ją c zestaw y cech, w skazując rozbieżności, dochodząc linii dziedzictw a, rozw oju i p ro ­ w okacji. Mimo iż p rzed k ład a i zaczyna badać gotycki e lem en t sw ojej przeszłości, ten ton pozostaje in try g u ją c ą możliwością. A kcent (tak s ty ­ listyczny, jak tem atyczny) G om brow icza zm ienia się całkow icie, gdy b o h a te r przypom ina inne w ażne zw iązki dzieciństw a: osobliw y pociąg do słu żby dom ow ej i folw arcznej. Tu także w prow adza sw oją relację za pom ocą podstaw ow ego k o n tra stu . J a k u ja w n ił w rodzicach sprzecz­ ności rozum u i em ocji, ociężałego zdrow ia psychicznego i ożyw ionej neurozy, ta k tu przeciw staw ia k ateg o rie w yższej klasy p an u ją c e j i niż­ szej klasy słu żebn ej. Jed nak że w ty m w y p ad k u su g eruje w znacznym

(14)

stopniu odm ienny rodzaj oceny, poniew aż przedstaw ia tę drugą, bardziej tajem niczą gru p ę jako przedm iot m rocznego k u ltu :

Zachował m i się w pamięci i często m i powracał taki obraz: parobek w kurtce, bez czapki, rozmawiający na deszczu z moim bratem, Januszem, który był w palcie i pod parasolem. Świetna surowość oczu, policzków, ust tego parobka pod deszczem ostro zacinającym. Piękność. [12]

G om browicz tajem nicę rodzinną zilustrow ał tuzinkow ą opowieścią grozy; tu w ynosi enigm atyczną w artość parobków przedstaw ieniam i ich p iękna i siły. W ty m obrazie parobek, inaczej niż b ra t Janusz, stoi w ydany na k a p ry sy i realności św iata fizycznego. G om browicz tw orzy istn ą ikonę p o rtre tu ją c tw a rz parobka: dostrzega jej „św ietną surow ość” oraz wylicza jej elem en ty sym etryczne (i erotycznie sugestyw ne) — oczy, policzki, w argi. P ieczętuje i określa ten liryczn y fra g m en t jedny m ze swoich term inów -form uł: „Piękność”.

E ksponuje dalej obsesyjne otchłanie swojego uw ielbienia, przyw o­ łu jąc podświadom e św iadectw o snu „z owych czasów”. Chociaż sekw en­ cje senne nie są w łaściw e tylko powieści gotyckiej, w ty m w łaśnie ga­ tu n k u stosuje się je, by „intensyfikow ać norm alną m yśl czy postrzeże­ n ie ” i w prow adzić czytelnika w osobliwość gotyckiego ś w ia ta 26. Daje nam tu G om browicz niesam ow itą m igaw kę ze swojego p ry w atnego „pod­ ziem ia” :

Proszę, taki sen z owych czasów: Małoszyce, oni na trawniku przed do­ mem oczekują m ojego pojawienia się, a ja błąkam się po domu, podchodzę do okien, po kryjomu spoglądam na nich, cofam się za firankę, przechodzę z pokoju do pokoju, zbliżam się do okien, patrzę... ale wyjść do nich nie mogę! [12]

Tu „ ja ” w ciela się w rolę v o y eu r’a, obserw ującego u k rad k iem p a ­ robków , k tó ry m i dowodzi w zabaw ie w „g w ard ię”, niezdolny zbliżyć się do nich. P rzed staw ia tę w izję bez kom entarza. Je st zadaniem czytelnika rozszyfrow ać ją — może jako stłum iony w yraz hom oseksualizm u G om ­ brow icza lub jego św iadom ej klasowo winy. B ohater pokazuje siebie po p ro stu w pozycji bezradnego gotyckiego protag onisty — zniewolonego i opanow anego w izją sw oich lęków i żądz, skazanego na rolę obser­ w a to ra 27.

W Rodow odzie zatem rozpoczyna Gom browicz k ry ty czn ą in te rp re ta ­ cję i a rty sty czn ą p rezen tację swojego życia. Przysposabia (czasem do przesady) term in y i fig u raln y dogodny p u n k t w idzenia analizy k ry ty c z ­ nej, b y w ygłaszać uw agi o w łasnych dośw iadczeniach lub w ydobyć nie­ dw uznaczny związek m iędzy swoim życiem a sztuką, biorąc na siebie zadania a u to k ry ty k a i biografa. Ale ten a u to r-n a rra to r daje także do zrozum ienia, że ani nie wie, ani nie może powiedzieć o sobie w szyst­

2β Zob. B a y e r - B e r n b a u m , op. cit., s. 25. 27 Zob. D a y , op. cit., s. 23—24.

(15)

kiego. N adaje sw ojej re la c ji cechy powieści gotyckiej, by zaznaczyć niepoznaw alną tajem n icę „ ja ” i jego pragnień. M ogłoby się w ydaw ać, że obie te stra te g ie w połączeniu zapew niają bohaterow i kontrolę n ad in te rp re ta c ją i jednocześnie m isty fik acją w łasnego życiorysu.

W trakcie R o zm ó w b o h a te r będzie rozm aicie akcentow ał i łączył te stra te g ie — z nad zieją n a spełnienie obietnicy dostosow ania dośw iad­ czenia i ekspresji, „ ja ” i tek stu. Do celów naszej analizy zbadam y trz y rozdziały, k tó re kolejno p rze d staw ia ją różne sta d ia tego dążenia: „F erd y­

d u r k e ” (rozdz. 4), w k tó ry m b o h a te r an alitycznie eksploruje swój stosu­

nek do w łasnej sztuki; A rg e n ty n ą (rozdz. 6), opow iadanie o przygodach w znacznej m ierze osobistych u ję te w m odelow aną k o n stru k cję gotycką; oraz „ D zienn ik” (rozdz. 8), p rzejaw tego, co w y daje się n a jb ard ziej ud aną próbą au to ek sp resji G om brow icza. W brew pozornem u zaspokojeniu tego dążenia w końcow ym rozdziale — m usim y pow strzym ać się z ostatecz­ nym w nioskiem , dopóki nie rozw ażym y k o n klu zji w łasnej Gom browicza; jak m ożna było oczekiwać, jego podsum ow ujące uw agi okazują się za­ sadnicze dla n i e z d e c y d o w a n i a jego obrazu samego siebie.

„» F e rd y d u rk e « ”

Po w stęp ny m R odow odzie G om brow icz rozpoczyna to, co jest w d u ­ żym stopniu p rzeglądem jego dzieł, rela cją łączącą analizę k ry ty czn ą z osobistym i w yznaniam i i niezm iennie niem al p rzed staw iającą a u to ra jako broniącego się, nie zrozum ianego czy, co najgorsze, nie czytanego. Zw łaszcza rozdział pośw ięcony F erd ld u ke o tw iera w yakcentow anie jego niepew nej sy tu acji. G om brow icz opisuje ją c y ta tem ze swojego w łas­ nego u tw o ru : „A »sytu acja m oja n a k o n tyn encie euro p ejsk im staw ała się z każdym d niem p rzy k rzejsza i bardziej niew yraźna« ” (s. 3 1 )28. W przytoczonym opow iadaniu b o h ater w pierw szej osobie uchodzi tego niejasnego niebezpieczeństw a tylko po to, by spotkać jeszcze groźniejsze w yd arzen ia podczas m orskiej podróży. W p rzy p ad k u G om browicza tak im groźnym niebezpieczeństw em jest niepow odzenie artystyczne; jed y n a m ożliwość ucieczki to podjęcie now ej (choć rów nie strasznej) przygody t w ó r c z e j .

B o h ater p ro p o n u je tu w łaśnie opow iadanie o te j przygodzie, „bliższe sp o jrzen ie” („P rz y jrz y jm y się [...] b liż e j”) n a powieść F erdydu rke, k tó ra zaznaczyła jego rzeczyw isty d eb iu t jako a rty sty , filozofa i osoby publicz­ nej. Jed n ak że rozdział, daleki od tego, by święcić triu m f bohatera, opi­ suje niekończącą się w alkę z w łasnym tw o rem — rozm aite w ysiłki, by jego tajem n icę okiełznać i w yjaw ić. W ty m celu przechodzi b o h ater

28 W. G o m b r o w i c z , Zdarzenia na brygu Banbury (czyli aura u m ysłu

(16)

raz po raz od analizy i teoretyzow ania do w yrażania zrozum ienia i objaś­ n ień tego, co tajem nicze, badając złudzenia i ograniczenia kontroli tw órczej.

Na początku rozdziału wzm acnia Gom browicz arty lerię analityczną kluczow ym i słow am i i frazam i, w yróżnionym i kursyw ą. Z em fazą kreśli p lan bitw y:

Obrona osobowości. Wiedziałem, co mam napisać. Bronić siebie samego!

Narzucić siebie ludziom! Walczyć o siebie! Ten nowy utwór m nie miał służyć, m nie osobiście. I to m iało być gwarancją jego osadzenia w rzeczywistości. [31]

Jego język jest wojowniczy, gw ałtow ny, pełen persw azyjn ych po­ w tórzeń. Jego zadanie specjalne stanow i sam oobronny a ta k na czytel­ ników, atak sprow okow any, jak dalej w yjaśnia, negatyw n ą rea k c ją k ry ­ tyczną na P a m iętn ik z okresu dojrzewania. Co może najw ażniejsze, zdecydow anie stw ierdza tu (w czasie przeszłym wpraw dzie), że dzieło m usi m u służyć — jako narzędzie lub broń. To stw ierdzenie w yraża jego pierw sze żądanie kontroli nad w łasnym dziełem.

Jednakże, rów nie stanowczo, bohater oznajm ia w krótce upadek p ier­ w otnego planu: „»FERDYDURKE« nie chce m n ie b r o n ić” (32). Gdy w ybrzm i już fan fa ra jego w łasnej bitw y, okrzyki, k tórym i w yraża swój zam iar — opisuje Gom browicz zdradliw y proces tw orzenia powieści:

Przypominam sobie doskonale, że na tych pierwszych stronach Ferdydurke m oje ambicje nie sięgały poza dowcipną satyrę, która by mnie w ywyższyła ponad wrogów.

A le wkrótce utwór tak gwałtownie mi się roztańczył, tak zaczął ponosić w stronę najbardziej zwariowanej groteski, że musiałem przerobić cały po­ czątek nadając mu to samo groteskowe nasilenie. I poczułem, że Ferdydurke wym yka mi się, nie chce mi służyć, zaczyna żyć własnym życiem, rządzić się w łasnym i prawami, i, zamiast godzić w moich wrogów, wiedzie mnie ku czemuś innemu. [33]

W edług jego relacji dokonuje się osobliwe odw rócenie sił. Jego św ia­ dom a wola („m oje am bicje”) tw orzy niew ielką w artość artystyczną; to raczej dzieło samo — fantastycznie ożywione, stanow cze i niezależne — w iedzie swojego a u to ra ku tw orzeniu praw dziw ej sztuki. J a k przyznaje tu Gom browicz, nie tylk o czuje b u n t w łasnego tw oru, ale ten tw ór go prow adzi („ja” zajm u je upokarzającą pozycję dopełnienia bliższego) w jakim ś n ieznanym kierunku.

P ierw szy zapis klęski w ydaje się niem al n ied bały — pobieżne sp ra ­ w ozdanie z tego, jak am bitny, analizujący sam ego siebie tw órca zostaje pokonany przez dzieło tajem nie obdarzone mocą. Ale p rz y k ry wniosek raczej um acnia, niż zniechęca Gom browicza w jego pragnieniu objaśnienia

F erdydurke. O dm aw iając w yrzeczenia się p ry w atnego zw iązku z w łasną

sztuką, w yjaw ia, że jeśli dzieło zaw ładnęło jego drobnym i am bicjam i, to m usi ono odzw ierciedlać głębsze o s o b i s t e doświadczenie i praw dę.

(17)

A by zatem odnaleźć głębsze źródła i znaczenie F erd ydurke, p rzy stę ­ puje bo h ater do b ad an ia w łasnej n a tu ry :

Ba, już wiadomo, Dominiku, byłem zlepkiem rozmaitych światów, ni pies, ni wydra. Nieokreślony. A le tylko ktoś idący za mną krok w krok i podgląda­ jący m nie w e w szystkich zetknięciach z ludźm i mógłby zdać sobie sprawę, z jakim ma do czynienia kameleonem . Zależnie od miejsca, osób, okoliczności, byłem mądry, głupi, prostak, w yrafinowany, milczek, causeur, niższy, wyższy, płytki lub głębold, byłem lotny, ociężały, ważny, żaden, w styliw y, bezwstydny, śm iały lub nieśm iały, cyniczny albo szlachetny... czymże nie byłem? Byłem wszystkim ! [33—34]

Nie z n ajd u je ją d ra sw ojej tożsamości. W to m iejsce, p rzy pom ocy przy tłaczającej listy cech, objaw ia sw oją n a tu rę jako n ieu stan n ie zm ien­ ną, nieu stan n ie przy stosow u jącą się, n aw et sprzeczną w swoich licznych przejaw ach. I gdy p rzed staw ia de R oux i czytelnikom w yznanie w łasnej nieuchw ytności i sztuczności, w yczarow uje cień, k tó ry p oparłby go w ty m osobliw ym tw ierdzeniu, rodzaj sobow tóra, k tó ry tow arzyszyłby m u we w szystkich m rocznych poszukiw aniach:

Gdyby ten szpieg, idący za m ną krok w krok, zapuścił się w ślad za mną w ciem ne zaułki u w ylotu ulic dalekich, zdumiałby się jeszcze bardziej... i może zarumienił... [34]

Postać, n azw ana tu n a w e t „szpiegiem ”, pełni jedną z głów nych fu n k ­ cji sobow tóra, m ech an izm u mocno osadzonego w tra d y c ji g o ty c k ie j29, k tó ry m G om brow icz często posługuje się w sw oich utw orach. Sobow tór może służyć za odbicie, sposób reifik acji istn ien ia i dośw iadczenia bo­ h a te ra; G om brow icz p rzed staw ia sobow tóra jako sposób nadania a u te n ­ tyczności han ieb nem u brak ow i fo rm y i n ie n a tu ra ln y m przygodom ero­ tyczn ym 30. W sw ojej a u to c h a ra k te ry sty ce trz y razy czyni aluzję do tego milczącego tow arzysza. W ydaje się, że p rzy w o łuje a k t św iadectw a sobow tóra, b y potw ierdzić realność m rocznej, bardziej m glistej sfery doświadczenia.

29 Zob. M a c A n d r e w , op. cit., s. 151: „Przede wszystkim — św iat powieści gotyckiej jawi się jako sen z artefaktam i fizycznym i i żywym i istotami, które są odzwierciedleniem jaźni”. A utorka poświęca osobny fragm ent (s. 209—213) temu m echanizm owi sobowtóra.

80 Zob. ibidem, s. 213: „Postacie sobowtórów są środkami, za pomocą których albo bohater, albo czytelnik, albo obaj mogą ujrzeć jakąś stronę osobowości bo­ hatera. Są m echanizm am i zwierciadlanym i, tak jak połączeni w pary bohaterowie i bohaterki oraz przedmioty w powieści gotyck iej”. J a n i o n (Forma gotycka G om ­

browicza) om awia szczegółowo tę funkcję m echanizm u gotyckiego w dziele Gombro­

wicza, zauważając, że autor wprowadza sobowtóra jako rodzaj kamuflażu, erotycz­ nego zaspokojenia i jako wiecznego świadka: „tylko ci inni, nasze sobowtóry, za­ pewniają sens naszemu b ytow i” (s. 181). Gombrowicz uprzedza nas o ponurych głębiach swojego doświadczenia erotycznego, głębiach, które potwierdziłby jego „szpieg”: „Z przyczyn mi nie znanych nie chciałem m iłości i naw et jej n ien aw i­ dziłem, erotyzm mój był tragiczny, fizyczny, zawsze szukający na oślep czegoś bezcennego, o czym w iedziałem , że tylko w najniższych rejonach życia może się znajdować, popęd erotyczny był zawsze w e m nie siłą ściągającą w dół” (34—35).

(18)

Toteż w ponow nym poszukiw aniu znaczenia F erd ydurke bohater, z jednej strony, wyw odzi jej początek z własnego, głęboko osobistego, pozbawionego w sposób istotny form y i tajem niczego au to p o rtre tu , p o r­ tre tu , jaki pragnie zakorzenić i ukryć w świadomości kogoś innego. Z drugiej strony, zm ieniając strateg ie p rzy stęp u je Gom browicz, nieco paradoksalnie, do ekstrapolacji pew nych narodow ych i — ostatecznie — un iw ersaln y ch zasad b y tu i porozum iew ania się z tego kam eleonow ego obrazu, dowodząc dalej, że zostały one w yrażone w F erdydurke. Co stąd w ynika, to przede w szystkim rozszerzona d y skusja o cechach, któ re zde­ finiow ał w różnych m iejscach D ziennika: o polskiej niższości i b rak u form y. Stosując logiczną argum entację i term inologię, określa i objaśnia te osobiste i narodow e właściwości oraz odrzuca możliwe m odele — religię, politykę, narodow y i k u ltu ro w y m esjanizm — k tó re m ogłyby nadać fałszyw ie stosow ny kształt żenującem u bezkształtow i polskiego a rty sty . Ale nie zadow ala go tu ta j na nowo zdefiniow ane posłannictw o narodow e. W przedstaw ionym dialogu z sobą sam ym opow iada się za całkow itym oczyszczeniem z form alnej tożsam ości — czy to narodow ej, czy indyw idualnej:

— Nie chcę od tej chw ili być Polakiem; będę zupełnie sam!

— Sam? A leż samotność wyda cię na pastw ę własnym twoim prywatnym nędzom!

— W takim razie daj mi nóż! Muszę dokonać cięcia bardziej radykalnego! Muszę odciąć się od siebie samego!

Nietzsche, przypuszczam, tymi mniej więcej słowami określiłby mój dyle­ mat. Przystąpiłem do operacji. Nożem odrzynającym była następująca myśl: uznaj, pojmij, nie jesteś sobą, nigdy nie jest się sobą, nigdy, z nikim, w żad­ nej sytuacji; być człow iekiem to znaczy być sztucznym. [40]

Dzierżąc poznawczy nóż, nie tylko odcina Gom browicz zw arte w a r­ stw y Form y, ale żłobi ogólniejszy program o p a rty na sw ojej w łasnej, n ieu ch w y tnej, ry w alizu jącej naturze. W triu m fu ją c ą filozofię p rzek ształ­ cił to, co zbudow ał jako osobistą i narodow ą anorm alność. P rz e d sta ­ w iw szy w ybuch d rugiej w ojny św iatow ej jako dowód sw ojej hipotezy o Form ie, sztuczności i naturze ludzkiej, zam yka b oh ater w yw ód zesta­ w em m aksym określających jego pozycję i, w rezultacie, zw iązane z nią znaczenie Ferdydurke·.

Skojarzyłem ową ogólnoludzką panoramę z moim osobistym doświadcze­ niem i dostąpiłem pewnego uspokojenia: to nie ja tylko byłem kameleonem, a w szyscy. To była nowa kondycja ludzka, którą na gwałt trzeba było sobie uświadomić.

Odtąd stałem się „poetą form y”. Odciąłem się od siebie samego.

Rzeczywistość odkryłem w nierzeczywistości, na jaką skazany jest czło­ wiek.

A Ferdydurke stała się (zamiast mnie tylko służyć) groteskowym poematem o mękach człowieczych — słowa Schulza — na prokrustowym łożu formy. [41]

(19)

Zaczynając od jed n ej jeszcze badaw czej w izji osobistych, p ogm atw a­ nych zaśw iatów , b o h a te r posługuje się w łaściw ie tym i m rocznym i ob ja­ w ieniam i jako kam ieniem w ęgielnym w łasnej p latfo rm y arty sty czn ej i filozoficznej, n ad którą, jak u trz y m u je , nadbudow ał niechętnie, bojaź- liw ie, n aw et bezw olnie, sw oją powieść F erdydu rke. W poddanym k o rek ­ cie w ysiłku o bjaśnienia dzieła powieść zostaje rzeczyw iście ściślej zw ią­ zana, n aw et (zdaw ałoby się) podśw iadom ie, z dośw iadczeniem tw órcy. U d atn ie w ciela jego rozum ienie kondycji ludzkiej, z k tó rą z kolei m usi on walczyć, b y arg u m en to w ać tu i dowodzić. Istotnie, oznaki tej w alki są ciągle w y raźne w zam y k ający m w yw ód zdaniu. Z am iast ryzykow ać w łasną w ypow iedź o dziele, c y tu je określenie B runona Schulza, z n a j­ du jąc schronienie (po sw ojej rażąco b łęd n ej ocenie z początku rozdziału) we w rażliw ej, o b iek ty w n ej analizie cudzej.

Mimo to, jak m ożna było łatw o przew idzieć, G om brow icz odrzuca tę d rug ą próbę in te rp re ta c ji, gdy ty lk o zostanie zakończona. P ełn ym fru s tra c ji „Ba! S y m p lifik u ję!” obw inia ty m razem sam ą m etodę sw ojej analizy. Jego sta ra n n a a rg u m e n ta c ja nie oddaje praw dziw ej n a tu ry ge­ nezy F erd yd u rke — jej w spółtw o rzen ia się z tym i m yślam i i ideam i. Toteż b o h ater m usi pow rócić do w alki; w d rug iej połow ie rozdziału dokonuje trzech bardzo od m iennych prób w y jaw ien ia sensu sw ej n ie ­ u c h w y tn e j powieści.

Te trz y p ró b y in te rp re ta c ji raz e m w zięte p rzed staw iają w istocie ew olucję zw iązku a u to r— dzieło. Ogólnie, św iadczą one o przew adze dzieła. P ierw sza z nich w ym aga, b y G om brow icz cytow ał F erdydurke. P rzy taczając te k s t (a sięg a tu do jednego z n a jb a rd zie j eseistycznych jego fragm entów ), zm ierza do tego, b y zapew nić najlepsze z m ożliw ych objaśnienie powieści, bo, inaczej niż jego w łasna a b stra k cy jn a analiza, te k st ujaw n ia m yśl w sam ym akcie k reacji, w żyw ej m ate rii sztuki. Tym sposobem Gom brow icz p o ddaje czytelnikó w n ad rzęd n ej ekspresji swoich idei w tekście, ek sp resji o p a rte j w znacznym stopniu na p rez e n ta c ji (i persw azji) n iek tó ry ch z ty ch stra te g ii co p rzedstaw ian e w R o zm ow a ch:

„Odwrót. Przeczuwam (ale n ie wiem , czy już mogą to wyznać me wargi), że wkrótce nastąpi czas Generalnego odwrotu. Zrozumie syn ziemi, że nie w yraża się w zgodzie ze sw oją najgłębszą istotą, lecz tylko i zawsze w form ie sztucznej i boleśnie z zewnątrz narzuconej, bądź przez ludzi, bądź też przez okoliczności. Poczniem y przeto lękać się tej form y swojej i wstydzić się jej, jak dotąd czciliśm y ją i n ią się pyszniliśm y. Wkrótce poczniemy obawiać się naszych osób i osobowości, stanie się nam jasne bowiem , że one bynajmniej n ie są w pełni nasze”. [42]

Tak jak w pierw szej części rozdziału „ F erd yd u rke”, n a rra to r w p ie rw ­ szej osobie p rzy w o łu je tu pojedyncze słowo, b y zapowiedzieć tem at. W n a stę p n y m zdaniu ro zw ija zaszyfrow any sy gnał i za pom ocą czasow­ nika „przeczuw ać” i sk ry w a n ej tu niezdolności do tego, by „w yznać” strach, objaw ia atm o sferę lęku i niepokoju. Od początku do końca n a rra

(20)

-to r p rzy b ie ra w ładczy -ton, ośm iela się pełnić wobec czytelników rolę sw e­ go rodzaju wieszcza, p rzynaglając ich form am i dokonanym i w pierw szej osobie liczby m nogiej i, w innym m iejscu, rozkaźnikam i w dru giej oso­ bie. Tak więc, choć jego powieść (przynajm niej ów frag m en t podobniej- szy esejowi) w ykazuje kilk a takich sam ych cech, jak te widoczne w R oz­

m ow ach — posłużenie się persw azyjnym n a rra to re m w pierw szej osobie,

napom knienie o rodzącym się niebezpieczeństw ie, apodyktyczne stw ie r­ dzenia filozoficzne — Gom browicz form alnie uznaje w yższy a u to ry te t sw ojej powieści. Tym cy tatem zdaje się przeczyć możliwości ścisłej analizy kry ty czn ej. Jego fikcjonalny tek st jest już w yjątkow o dobrze wyposażony, by mógł objaśnić się sam.

G dy przem ów iła już sam a F erdydurke, b o hater p rzy stęp u je do b a­ dania jej w pływ u na przykładzie osobistego doświadczenia. W kolejnej próbie in te rp re ta c ji, zaty tu ło w an ej Podróż do R zy m u , opisuje swoje przygody w ty m mieście po opublikow aniu powieści. Raz jeszcze stw ie r­ dzając niepew ność w łasnej sytuacji (spodziewa się, że za F erd yd urke zo­ stan ie p o b ity przez faszystow skie bandy), ch ro ni się za granicą i tam , pod w pływ em powieści, udaje m u się przedstaw ić jej idee w drobnym incydencie, o bejm ującym w izytę w bazylice Św. P io tra i przypadkow e spotkanie z rodakiem .

D rugi Polak, jak zjadliw ie zauważa Gom browicz, to rodzaj takiego a rty sty , k tó ry jedzie do Rzym u na studia (po to, aby stać się E uropej­ czykiem), a pochodzi z L itw y (jest więc podw ójnym prow incjuszem ) — dlatego też służy za m iernik konw encjonalnie narodow ego zachow ania. Podczas gdy gawędzą o zwiedzaniu k atedry, pisarz dostrzega ich u k ry ty pojedynek z Form ą. A rty sta chce ocenić postaw ę Gom browicza, in te r­ pretow ać jego pozorne lekceważenie wielkości k a te d ry jako głupią pozę, w y ra sta jąc ą z poczucia niższości. Bohater, przyuczony do tej gry przez lekcje F erd ydu rke, stw ierdza nagle sw oją odporność n a jej sku tki. Od­ kryw a, że jego nonszalancja w stosunku do cudów Rzym u jest nie tylko n a tu ra ln a i szczera, ale i bardziej pro d u k ty w n a twórczo:

Po Ferdydurke, widzi pan, miałem naprawdę prawo wejść w kapeluszu do kościoła i nie byłoby to głupstwem, ale aktem świadomym, nie mającym nic wspólnego z komunizmem ani z hitleryzmem, ani z jakim kolwiek dadaizmem czy surrealizmem; miałem po temu własną rację. [...] Kołatało się w e mnie przeświadczenie, że rewizja formy europejskiej może być przedsięwzięta tylko z pozycji pozaeuropejskich, stamtąd gdzie ona staje się luźniejsza i mniej doskonała. Sekretna pewność, że niedoskonałość jest wyższa (gdyż bardziej twórcza) od doskonałości, była jedną z zasadniczych intuicji Ferdydurke. [45]

Inaczej niż w poprzedniej próbie zbadania początków swojego dzie­ ła — tu przedstaw ia siebie jako tw órcę „po F e rd y d u rc e ”, pew ne zasady in te ra k c ji wynosząc z „in tu ic ji” istniejącego tekstu. Jednakże dalszy przebieg jego analizy jest znany. Na podstaw ie tego jednego zastosow a­ nia zasad F erd ydu rke obm yśla cały plan podboju, plan, k tó ry m ógłby przedstaw ić sw oim rodakom , g d yby nie w kraczające szaleństw o w ojny.

Cytaty

Powiązane dokumenty

The obtained results have been compared with the results of NLFEA carried out with DIANA code in order to focus on the main differences detected in the structural response of

The vague initial problem statement was studied further. Taking stock of the need for a performance metric in the area of maintenance revealed four distinct reasons fuelling the

Jest nią praw da o Jezusie Chrystusie: Bogu i człow ieku w jedności Osoby Syna Bożego.. Nie mniejsza potrzeba tych przełom ow ych i trudnych czasów przem awia za

Autor na podstawie powyżej przyjętych założeń wygłasza pięć tez badawczych (s. 19–20), w brzmieniu: (1) moż- na wyodrębnić podstawowe standardy dobrej

Lokale praktijk: lessen uit de crisis en nieuwe uitdagingen (2). • Faciliteren bestaande

Het aantal nieuw afgesloten hypotheken blijkt, na de daling in het eerste kwartaal, weer flink te zijn toegenomen in het tweede en derde kwartaal van 2015.. Dit is een stijging

Nowoczesność jest przyczyną gwałtownego zerwania ciągłości między przeszłością a współczesnością powodując, że jeszcze nie tak dawno, bo 30–40 lat temu