• Nie Znaleziono Wyników

"Księga cytatów z polskiej literatury pięknej od XIV do XX wieku", ułożył Paweł Hertz i Władysław Kopaliński, Warszawa 1975, Państwowy Instytut Wydawniczy, ss. 912 : [recenzja]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Księga cytatów z polskiej literatury pięknej od XIV do XX wieku", ułożył Paweł Hertz i Władysław Kopaliński, Warszawa 1975, Państwowy Instytut Wydawniczy, ss. 912 : [recenzja]"

Copied!
9
0
0

Pełen tekst

(1)

Andrzej Biernacki

"Księga cytatów z polskiej literatury

pięknej od XIV do XX wieku", ułożył

Paweł Hertz i Władysław Kopaliński,

Warszawa 1975, Państwowy Instytut

Wydawniczy, ss. 912 : [recenzja]

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce

literatury polskiej 68/4, 383-390

(2)

IV.

R E C E N Z J E

I

P R Z E G L Ą D Y

Pam iętnik Literacki, LXVIII, 1977, z. 4

K SIĘG A CYTATÓW Z PO L SK IEJ LITER A TU R Y P IĘ K N E J OD X IV DO X X W IEKU . U łożon a p rzez P a w ł a H e r t z a i W ł a d y s ł a w a K o p a l i ń s k i e - g o. W arszaw a 1975. P a ń stw o w y In sty tu t W yd aw n iczy, ss. 912.

W roku 1971, gd y m ija ło 25 la t od p o w sta n ia P a ń stw o w eg o In stytu tu W y d a w ­ n iczego, o ficy n a ta w y d ru k o w a ła w b ib lio filsk im n ak ład zie próbną k siążeczk ę c y ta ­ tó w N ie k a ż d y w e ź m i e p o B e k w a r k u lu tn iej — jeszcze bez n azw isk a autora całej k sięg i, za to z n a la zły się tam err a ta poprzedzone ta k ład n ym w ierszo w a n y m k o n ­ cep tem an on im a z X V II w . na u sp ra w ied liw ien ie b łęd ów , że się m iało o ch otę p o ­ m yśleć, iż sp ecja ln ie w y k o n a n o om yłki, b yle je b yła sposobność p rostow ać. P rzy n a stęp n y m ju b ileu szu PIW — w r. 1976 — istn ia ła ju ż (i to od roku) K s i ę g a

c y t a t ó w z p o ls k ie j li t e r a t u r y p i ę k n e j od X I V d o X X w ie k u , u łożona p rzez P a w ła

H ertza i W ła d y sła w a K op aliń sk iego. W sp om n ian y „A nonim ” (jako an on im ow y autor) w K s i ę d z e się w p ra w d zie n ie m ógł b y ł znaleźć, jed n ak że przydatność sło w n ik a cy ta tó w zaraz po p o w ro cie z ju b ileu szu do dom u każdy m ógł spraw dzić. D yrek cja b o w iem z a sto so w a ła zagadkę, biorąc za m otto uroczystości oraz d ew izę sw y ch d o ­ k on ań sło w a N orw id a, u rw a n e w pół zdania:

B o p ięk n o na to jest, by zach w ycało Do pracy —

i ty lk o w gron ie gości o taczających profesora S u ch od olsk iego, który p ierw szy sp ostrzegł sy tu a cy jn y dow cip , w ie le było od razu śm iech u i radości. Sam o w ię c ży cie z m iejsca w y sta r a ło się o koronny argum ent na korzyść K s ię g i i k o n ieczn ie p am iętać o tym trzeba, co k o lw iek tutaj o dokonaniu autorów tego sło w n ik a w d a l­ szy m ciągu w y p a d n ie p ow ied zieć.

T ak się składa, że bodaj n a jw ięcej zastrzeżeń budzi się przy początku, gdyż n ie m ożna chyba in aczej zaczyn ać n iż od p rzypatrzenia się za ło żen io m i m etodom o g lą ­ danej roboty; n asi zaś autorzy teoretyk am i stali się z czystego przypadku: ich ż y w io łe m je st prak tyk a, zn aczn ie lep iej w ied zą, o co im chodzi i czego ch cielib y jako w y n ik u sw o ich trudów , a n iżeli potrafią to k o n sek w en tn ie w y ło ży ć alb o też — w y ło ż y w sz y coś, potem się do tego stosow ać.

U czon ym zw y cza jem n a jp ierw się w ię c p ow ołu ją na literaturę przedm iotu. Ju ż p ierw sza stronica W s t ę p u p rzem ien ia w p ew n o ść narzu cające się w ra żen ie z e w n ę tr z ­

ne: w zorem i p rzyk ład em stać się m iała dla au torów oksfordzka k sięga cytatów — fo rm a t polsk iego d zieła i układ zapisu są podobne; różnice w y stą p ią dopiero przy k ryteriach doboru h a seł i m etod zie dopuszczania c y ta tó w do literack iego florilegiu m . P a n o w ie H ertz i K op aliń sk i jako ło w c y rodzim ych c y ta tó w w n e t zdejm u ją i p recz od rzu cają m askę u czon ych : n ie na darm o za n a jm ilszy sobie p ierw ow zór sło w n ik a cy ta tó w u w a ża ją c trak tat m ed yczn y (w założeniu) o m ela n ch o lii, k tóry to traktat au torow i (był n im R obert B urton) ta k sp ęczn iał od różnych m argin aln ych zap isk ów i sen ten cy j, że sam sir P au l H arvey w sw ym O x f o r d C o m p a n io n to English L i t e ­

r a t u r e (s. v. „The A n a t o m y of M e l a n c h o ly”) dopuszcza u zn an ie go za m agazyn ra ­

czej m iscella n eó w a n iż e li za dzieło, które o b ie c y w a ł tytuł.

(3)

co przed w ie k ie m z górą Jan R ad w ań sk i nad Czę śc ią m ą d r o ś c i ksią g p o ls k ic h (K ra­ k ó w 1857, zob. p rzedm ow ę). To porów n an ie d la n aszych au torów w y p a d a nader k orzystn ie: p rzeczytali i w y p isa li też ze stokroć w ię c e j. P rzed m iotem ich w yb oru je s t w y łą czn ie „literatura p ię k n a ”, przez co rozu m ieją „poezję, dram at i p rozę”. (M niejsza o w ielo zn a cz n o ść term in u „proza”.) W yjątki od ta k w yrażon ej reg u ły są trzy: „ D w o r za n in Ł ukasza G órnickiego, K a z a n i a P io tra Skargi oraz K s i ę g i N a ro d u i [!] K s i ę g i P i e l g r z y m s t w a P o ls k i e g o A dam a M ick iew icza ” (s. 6— 7) ; przy czym kierow an o się — czytam y — „szczególn ym zn aczen iem ty ch u tw o ró w oraz ich k ształtem artystyczn ym , p ozw alającym z a liczy ć je do litera tu ry p ięk n ej” (s. 7). P ed an teria (?) każe w trącić, iż przez K a z a n ia Skargi rozu m ieją autorzy jed y n ie

K a z a n ia s e j m o w e ; ścisło ść logiczn a p o z w o liła b y dodać, że d efin icja, m ająca rzekom o

u zasad n ić w y ją te k d la tych i tylk o tych u tw orów , bardzo w isto cie sp raw ę k o m p li­ kuje, gdyż tak jest szeroka, że bez trudu o b jęła b y w ie le tak że innych u tw o ró w p iśm ien n ictw a, które n ie są poem atem , o p o w ia d a n iem lub rzeczą p isan ą d la sc e n y — a jed n ak tw orzonych z zam iarem litera ck im i m ających zn a czen ie na k artach p o l­

skiej h istorii litera tu ry i n ie ty lk o literatury, bo całej k u ltu ry (w ie le ze S ta n isła w a O rzechow skiego, O s k u t e c z n y m r a d sposobie K onarskiego, L i s t y d o m a t k i S ło w a c k ie ­

go etc., etc.). Tak ted y b ezp ieczniej sobie od razu p o w ied zieć szczerze: p rzyjm u jem y do w iad om ości arb itraln ą d ecyzję au to ró w K s i ę g i — niż zb y tn io się przerażać ich fo rm u ło w a n iem uzasadnień.

Ze tak trak tow ać o św ia d czen ia au torów — jako w y ra z ich upodobań — jest

n ie tylko bezp ieczniej, le c z że to po prostu konieczność, w y n ik a z n astęp n ych zaraz p ow iad om ień . C zytam y m ia n o w icie, iż „w zasad zie” p om in ięto tłu m a czen ia z ję z y ­ k ó w obcych, „chyba że przekład pod piórem zn ak om itego p isarza polsk iego zd ołał nabyć p raw d zieła orygin aln ego i w sz e d ł d o skarbca litera tu ry p o ls k ie j” (s. 7). W y ­ m ien ion o tu p on ow n ie D w o r z a n in a , a także J e ro z o lim ę w y z w o l o n ą P iotra K o ch a n o w ­ skiego, liczn e psalm y, M ick iew iczo w eg o G ia ura — „itd.”, przy czym ow o „itd.” (w ilu ż pracach zap ow iad ające p la g ę nadm iaru) p ełn i tutaj fu n k cję raczej b e z ­

pieczn ik a (aby dało się sw o b o d n ie w y b iera ć z liry k ó w Jan a A n d rzeja M orsztyna, bez w zg lęd u na to, czy u tw ór to o ry g in a ln y czy tłum aczony, czy b ęd ący parafrazą, a b y m ożna przytaczać C za p lę La F o n ta in e’a pod n a zw isk iem K rasickiego), bo z n o ­ w u — w yb ór je s t arbitralny, gd y lek k ą ręką zostają z K s i ę g i w y łą c z o n e m. in. :

P is m o ś w i ę t e w n iezastąp ion ym p rzek ład zie k sięd za W ujka, O r la n d sz a lo n y P iotra

K och an ow sk iego, C y d Jan a A n d rzeja M orsztyna, Iliada F ran ciszk a K saw erego D m o ­ ch ow sk iego, O d y s e ja S iem ień sk iego, sły n n y ze w zg lęd u na M ick iew icza p oczątek Don

Carlosa Schillera...

N astęp n a zasada: że cy tatem b yć m ają ty lk o zw r o ty o a u to rstw ie u stalon ym ; zresztą n aty ch m ia st — słu szn ie — uch ylon a: „Siłą rzeczy [...] n ie m ogła o b o w ią z y ­ w a ć na obszarze w iek u X IV —'XVI” (s. 7). Z asadę tę w o g ó le b y m ożn a pom inąć. B o przecież w sło w n ik u cy ta tó w o b o w ią zu je k ryterium tek stu oraz m iejsca w k tó ­ rym jest po raz p ierw szy w ia ry g o d n ie p o św iad czon y — n ie kryteriu m au torstw a. C ała K s ię g a obraca się w tym w zg lęd zie p rzeciw k o w ła sn y m tw órcom (i r ó w n o ­ cześn ie g łosi ich ch w ałę) ukazując, ile ż to zw ro tó w z au torów zap om n ian ych w e sz ło w obieg, a tak że ile w sp an iałych zdań z pisarzy, którym i się szczy cim y — w c ią ż ic h czytu jąc za m ało — trzeba dopiero k r e o w a ć cytatam i : to je s t w ła ś n ie to, co tw ó r ­ cy K s ię g i lu b ią najbardziej! C ytatem (i to jakim ) b y w a n a w et z w r o t z p aszk w ilu , z d ow cipu, z satyry. H ertz i K op aliń sk i w ie d z ą to dobrze — i w ie d z ie ć n ie chcą. A co z au torstw em n iep ew n y m ? M am y p raw o — d la przykładu — w lic z y ć m ięd zy c y ta ty w p is M ick iew icza W a lb u m ie księcia G olicyna. B ah ! L ecz o to autograf się n ie zach ow ał, filo lo g iczn a form a listy k a d ru k ow ać u tw ó r k a że ja k o jed y n ie p rzy­ p isy w a n y poecie. Jed n ak że ci, co tek st p rzekazali, n a jlep szy stw o rzy li p recedens: oto czterow iersz id ą cy ze w zg lęd u na sw ą w y m o w ę od jed n ych do drugich, z u st

(4)

do ust, sło w em — c y to w a n y . Z asięg tego z pozoru sztam b u ch ow ego w ierszy k a był w n iek tórych kręgach to w a rzy sk ich w c a le rozległy, część G o licyn ów spolon izow ała się d oszczętn ie i przez k o lig a cje w e sz ła do polsk ich rodzin sły n n ie patriotycznych. Cytat czy n ie cytat?

In n a d ecyzja krótko a d obitnie — d w u w ierszo w y m akapitem — określiła, kto m oże b yć do K s ię g i dop u szczon y jako tw órca cytatu: „uw zględniono tylko autorów urodzonych przed rok iem 1881” (s. 7). J a k w ie ść n iesie — szło o to, by n ie b yło p reten sji czy an im ozji: autorem do cy to w a n ia m oże być tylk o pisarz, który już n ie żył w ch w ili, gdy się nad K s ię g ą c y t a t ó w rozpoczynała praca. R ezu ltaty tej zasady są w ię c ta k ie: G ałczyń sk i zd ą ży ł u m rzeć przed Staffem . A le jest urodzony po roku 1881. W obec tego n ie m a w stę p u do K s i ę g i z tek stam i w ła sn y m i, w śród których c y ta tó w jest m row ie! Jed n a k że S ta ff — urodzony stosow n ie, gd yż w r. 1878 — n ap isał b ył (1953) w ie r sz y k o G ałczyń sk im . J est w ię c w K s i ę d z e w iersz S taffa, w iersz, który n ig d y cy tatem n ie był, m o że dopiero się n im stan ie. W szedł G a łczy ń ­ ski do K s i ę g i — z m yłk ą w in d ek sie (druga liczb a lok alizacji to 3, a n ie 13), żeb y trudniej doń trafić, a le się jed n ak p rzem ycił. T ak ie to fig le płata d iab ełek C hrono­ logii W ydum anej. M oże w ię c lep sza jest ta tradycyjna, ok lep an a, na ok resy d zielą ca litera tu r ę — n ie na b iografie litera tó w . G dyby przyjąć np., że się w K s i ę d z e p o ­ m ieszcza te k sty p o w sta łe przed r. 1939, k on sek w en cja byłab y ła tw iejsza , a i data n ie jest, n iestety , rezu ltatem sam ej ty lk o zachcianki.

I w r e sz c ie dobór a u to ró w — w e d le tego, co nam p ow iad ają tw órcy Księ gi, ja k u sta la li kanon: „ k iero w a liśm y się m iarą zn aczen ia i popularności pisarza n ie ty lk o w c h w ili obecnej ale ró w n ież w jego ep oce. Choć niektóre z tych n a zw isk dziś już m ó w ią n iew iele, d zieła ich w sp ó łtw o r z y ły w sw o im czasie kulturę narodow ą, której ob ecn y obraz b y łb y bez nich n iep ełn y. Trzon k sięgi sta n o w ią autorzy n a jw y b itn iejsi i w sz y stk ie zn a czn iejsze ich u tw o ry ” (s. 7). Otóż znow u — co innego założenia, co in n ego praktyka. W p ew n y ch ch w ila ch założen ia tak od stają od tego, co K s ię g a u k a ­ zuje, iż n ie w iem y , czy c a ły W s t ę p n ie je st jak ąś (z n ied ocieczon ych pow odów ) m i­ styfik acją. W eźm y przykład drobny — i m oże przez to tym w y m o w n iejszy :

N ie u lega chyba w ą tp liw o ści, że ty p o w y m autorem m i n o r u m gen tiu m , który sw eg o czasu zab aw iał, o d d zia ły w a ł, b y ł S oter R ozbicki. Jego p oczu cie hum oru je s t b lisk ie hu m orow i absurdu, toteż au tor to łu b ia n y przez u m y sły w y ra fin o w a n e i p rzez zb ieraczy k uriozów . Do dzisiaj — z żartob liw ą em fazą — d ek lam u je go p rofesor W ła d y sła w T atark iew icz; w iad om o, jaką cieszy ł się estym ą u T uw im a.

K s i ę g a o nim m ilczy. N a p rzeciw n ym krańcu popularności zn ajd u je się M iłosz K o ­

tarb iń sk i — zn an y jako m alarz, n ie jako poeta — który, ok azu je się, p isy w a ł w iersze, tak ja k jego syn, filo z o f T adeusz. A le w p rzeciw ień stw ie do sw ego syna — w ie r sz y drukiem n ie ogłaszał. A u torzy K s i ę g i za niezb ęd n ego u zn ali go tak d alece, iż u m ieścili jego utw ór, w z ię ty ze zb io ró w T adeusza K otarbińskiego, jak czytam y w S p is ie źródeł. Co praw da, chodzi o p ieśń — m oże w ię c w arto rzeczy w iście w y ­ dobyć ją z an o n im o w o ści? —

W cich y w ieczór, noc m ajow ą W d al po rosie p iosn k a drga, S erce sły sz y k ażde słow o, K ażdą n u tk ę dobrze zna... Z aw sze nam na n o w o

K oi d u szę cisza ta. [s. 187: 5]

T y le u w ag o W s tę p ie , który ch cia ł b yć n o rm a ty w n y i p ew n o dlatego jest częścią

K s ię g i bardzo a bardzo n iep rzek on yw ającą.

D la sp raw d zen ia, czy n ie w y d ziw ia m , przez lo ja ln o ść w stosu n k u do au torów — szu k am rady w O ksfordzie. Tom O x fo r d B o o k o f Q uota tions w w yd an iu 1, z r. 1941 (do tego w y d a n ia o d syła W s tę p ) , n ie o k a zu je się ła tw o dostęp n y; cóż począć, b yła

(5)

w ojn a. A le m oże w y sta rczy T h e O x f o r d D ic tio n a r y of Q uota tions, k tórego w y d a n ie 1 p o ja w iło się w r. 1947 i m iało 7 n ak ład ów , w y d a n ie 2 zaś, z r. 1953, tak że k ilka w zn o w ień . Z tego to p opraw ionego w y d a n ia 2 korzystając — douczam się, ja k p ra­ cow ać przy sło w n ik u cytatów . Ze w stę p u w ię c w y d a w c ó w d o w ia d u ję się od razu,

co to cytat: „Classical q u o ta tio n is th e »parole» of li te r a r y m e n all e v e r th e w o r l d ”. W d alszym zaś ciągu w y d a w c y nas u p ew n iają, że do ich sło w n ik a w s tę p m ają tylk o „potoczne c y ta ty ”, że w ię c n ie je st to an tologia „w szelk ich autorów , dobrych i z ły c h ”, b ilet w stęp u do tej k sięgi sta n o w i „popularność, a n ie z a słu g a ”. O ksfordzka k sięg a (z in d ek sam i) lic z y stronic 1003, z czego na tek sty przypada 587 (dla p o r ó w ­ n an ia: tom H ertza—K op aliń sk iego m a stronic podobnego form atu 911, z czego tek sty • z a jm u ją s. 9— 619, potem je s t indeks, n a zw a n y tutaj P r z e w o d n i k i e m h a s ł o w y m i t e ­

m a t y c z n y m , w y p ełn ia ją cy s. 621— 896, reszta przypada na b ib lio g ra fie itp.). P o n ie ­

w a ż ok sfo rd czy cy sporo m iejsca p o św ię c ili B ib lii (s. 43— 72), a w w y d a n iu 2 w łą c z y li fra g m en ty z niej w o g ó ln y ciąg cy ta tó w (w yd an ie 1 potraktow ało B ib lię osobno) ; po­

n iew a ż nadto u w zg lęd n ili g łó w n e cy ta ty z litera tu ry św ia to w ej, te m ia n o w icie, które są w p o w szech n ym u życiu w A n g lii (w ybór oszczęd n y, lecz dobrze p om yślan y) ; p o n iew a ż w resz c ie sam Szek sp ir zajął stron ic 65 (u H ertza—K o p a liń sk ieg o M ick ie­ w ic z je s t na 48 stronicach) — m oże k toś w c a le rozsąd n ie w y p ro w a d zić w n io se k , iż p olsk a literatura jest w cy ta ty zasob n iejsza od a n g ielsk iej.

W n iosek rozsądny b yłb y w sza k że tym razem w n io sk iem b łęd n ym . P o r ó w n y w a ­ ne tu sło w n ik i łą czy jed y n ie p od ob ień stw o p ow ierzch ow n e, a różni w szy stk o , co is to t­ ne. B o w W arszaw ie się cy ta ty k r e u j e , w O ksfordzie k ażdy cy ta t p rzechodzi w ie ­ lok rotn ą próbę ucha. A n g ielsk a k sięga w sw y m w y d a n iu 2 zaw iera, co p raw d a, aż 1300 n o w y ch cytatów , lecz n ie obyło się zarazem bez a k tu alizu jącej red u k cji: u su n ięto 250 p rzytoczeń, p rzestały b ow iem o d czu w a n e być jako „ fa m ilia r”.

M ów iąc najkrócej — n a w et m oże za krótko: w zo ro w a n ie się n a sło w n ik u o k s- ford zk im stw arza przy u k ładaniu k sięg i c y ta tó w w ie lk ą dogodność. Z w a ln ia od k o ­

m en tarzy h istorycznych. S am e tek sty — bez w a ria n tó w , b ez ukazania, jak się cy ta ty tw o rzy ły , p rzekształcały, ob rastały tradycją. T akie z esta w ia n ie tek stó w b ez k o m en ­ tarzy zu p ełn ie w y sta rcza w kraju o gru n tow n ej literack iej kultu rze, gd zie w s z e lk ie ­ go typ u sło w n ik ó w i en cyk lop ed ii jest pod dostatk iem , gdzie od stu leci k sz ta łtu je się tradycja. U nas — na p o czątek — w arto b y m oże pójść tropem G. F u m g a lleg o i dać sło w n ik -p rzew o d n ik po św ie c ie cytatów , w rodzaju za słu żen ie p opularnego C hi Vha

d e tto ?

T w ó rcy K s i ę g i są prześw iad czen i, iż a b y w szy stk o było ja sn e, w y sta rczy dać bardzo szeroki k on tek st; potem już in d ek s resztę w in ie n w y c h w y c ić i p o zw o lić na od tw o rzen ie h istorii danego m otyw u. D o p ew n eg o stop n ia tak i rze c z y w iśc ie jest. P oprzez hasło „N arodow y” u jrzym y w m in iatu rze dzieje* całej naszej tzw . w a lk i k la sy k ó w z rom antykam i: od ironii K oźm iana, poprzez replikę M ick iew icza, po a lu ­ zję przekorną w B e n io w s k i m . Jed n ak że — czy sam przez się w y tłu m a c z y się cytat

z K oźm ian ow ego utw oru pt. List. O d p o w i e d ź F r a n c is z k o w i M o r a w s k i e m u na jego

list o k l a s y k a c h i r o m a n ty k a c h ? Proszę, oto on:

Co w P o lsce po H o r a c y m , g d y S ch y ller zostan ie, I na przekór p ierw szem u stargajm y przepisy, Ł ączm y w ęże z ptakam i, z ja g n ię ty tygrysy;

Do k oń sk iej szyi lu d zk ą przyp in ajm y głow ę, R ybę z p iękną k ob ietą sp ójm y na p ołow ę, A nad tym i cudam i n ap ełn ion ą kartą

N iechaj się gm in z a d ziw ia z gęb ą w p ółotw artą. [s. 188: 10] A lu z ji literack ich w tym arcyd ziele ró w n o cześn ie polem iki, parodii, p a stiszu — co n iem iara. W eźm yż jed n ą tylko. D la w sp ó łczesn y ch , na p am ięć zn ających H ora­

(6)

cego S z t u k ę r y m o t w ó r c z ą , było d osk on ale jasne, co K oźm ian w y szy d za od sieb ie, co zaś p arafrazu je albo zgoła cytuje, lis t sw ój p oetyck i budując na m o ty w ie „risu m

teneatis , a m i c i ” :

G dy z ludzką g ło w ą m alarz złączy kark rum aka, G dy różnych zw ierzą t człon k i u p strzy pierzem ptaka, G dy pod zarysem pędzla nadobnego lica

N a obrzydłej się ryb ie zakończy d ziew ica,

K tóż się zdoła od śm iech u w strzym ać, przyjaciele?

M ając to tłu m a czen ie b iskupa A dam a S ta n isła w a K rasiń sk iego — jakże go m o ż­ na b yło n ie w łą c z y ć do K s i ę g i ?

C ytat w cy ta cie — bez ob jaśn ień sp ecjaln ych — n iek ied y też sam w y p ły w a przez indeks. Tak jest z przytoczen iem z S o f i ó w k i w P a n u T a d e u szu — chodzi n a tu ­ ralnie o „Tyburu spadające w o d y ” oraz o „P auzylipu sk a liste w y d ro że”. N atom iast rotny k ap itan R yk ów (skądinąd trzyk rotn ie w K s i ę d z e w ystęp u ją cy , z czego in d ek s za n o to w a ł razy dw a) p o ja w ia się u H ertza—K op aliń sk iego w w y p isie, który (być m oże) sta n ie się cytatem dzięk i nim w ła śn ie:

D obrze m ó w ił S u w orów : „Pom nij, R yków kam rat,

Ż ebyś n igd y na L ach ów nie chodził bez arm at!” [s. 297: 10] — lecz n ie sp ostrzegli on i, iż co najm n iej rów n ież ciek a w y cytat do kw adratu w y ­ stęp u je w scen ie, gd y nóż W ojskiego

U d erza w dno gitary, na w y lo t ją w ierci, S ch y lił się na bok R yk ów i tak u szed ł śm iei’ci

— p on iew aż, ja k w iad om o, jest to a lu zja do I l ia d y w p rzekładzie D m och ow sk iego, do dzisiaj p o w szech n ie czytan ym ; k ied y m ia n o w icie M enelaj błaga Z eusa o n ależytą

n a P a ry sie zem stę (ks. III, w . 349—350) —

I z boku w e d le w n ętrza szatę m u p rzew ierci: S c h y lił się zręcznie P arys i w y d a ł się śm ierci.

(W szystkie w o g ó le p rzyjęte przez M ick iew icza w iersze z D m och ow sk iego p o ­ w in n y by się w K s i ę d z e poodnajdyw ać.)

N ie m n iej in teresu jąco m ogłob y być z O d yseją . G dyby u w zg lęd n ić jed en ch o cia ż­ by, sły n n y epizod d otyczący N au zyk ai (ks. VI, w . 149 n.) i sporządzić przegląd tego m o ty w u przy p om ocy w y p isó w — otrzy m a lib y śm y w sp a n ia ły rejestr poetyck ich p o ­ g ło só w w sk ro ś całej naszej literatury, M ick iew icz n ieo cze k iw a n ie sp otk ałb y się z (po m acoszem u w K s i ę d z e p otraktow anym ) Janem A n d rzejem M orsztynem ; sam i n a w e t n ie w ie m y , ile n iesp od zian ek m oże w y n ik n ą ć przy takim , coraz n iestety rza ­ dziej u nas u p raw ian ym , czytaniu.

U ło żo n y przez H ertza i K op aliń sk iego P r z e w o d n ik h a s ł o w y i t e m a ty c z n y , czyli po prostu in d ek s, je st K s i ę g i częścią — kto w ie , czy n ie n ajciek aw szą. N ie już p od su w a, ale w ręcz narzu ca tem aty historyczn oliterack ie. P oprzez sło w a -k lu c z e h a ­ seł dojść m ożn a do zu p ełn ie zad ziw iających skojarzeń lub zgoła kon statacyj. D a się o czy w iście za sto so w a ć in n y też rodzaj ek sp erym en tu d la sp raw d zen ia zaw artości

K s ię g i : p a m ięta ją c ch arak terystyczn e słow o, zobaczyć, na ile się ono u ja w n ia w n a ­

szym skarb czyk u cytatów . W iele, n ap raw d ę w ie le je s t haseł, przy których K s ię g a w y p a d a c h w a leb n ie — i to n ie tylko przy sło w a ch -k lu cza ch typu „D zieje”, „S ła w a ”, „W olność”, lecz i przy (zdaw ać by się m ogło) an typ oetyck ich : „P raw o” czy „W ła­

d za ”. P raca H ertza i K op aliń sk iego z w yraźn ym upodobaniem id zie w ła śn ie w k ie ­ runku h a seł raczej o w y m o w ie patriotycznej i sp ołeczn ej an iżeli po szlakach słó w o w ięk szej czy zw ła szcza ozd ob n iejszej sile poetyck iej — m im o że co najm n iej jeden, z au torów sa m jest p oetą bardzo n a form aln e p ięk n o w ra żliw y m . D la lep szego p o ­

(7)

kazania o co m i chodzi, o ja k ie n ie w y zy sk a n e w K s i ę d z e m o żliw o ści — zn ów jed en przykład ch arakterystyczny. W eźm iem y słow o na p ierw szą od razu lite r ę alfab etu : „A labastr”. W K s i ę d z e p o ja w ia się ono raz jeden, w p rześliczn y m fra g m en cie z III rapsodu K r ó la - D u c h a („Sen się n ie śm iercią zd a w a ł, lecz koch an k iem , / Tak p ięk n ie uśpił m łod ych d ziew ic cia ła .”), który autorzy z a m ieścili w całej ozd ob ie 76 w ersó w . O ktaw a z „alabastrem ” jest ta:

A n a jp ięk n iejsza (co się n a w et zdarzy K rólew n om ), cała zlęk n ion a i drżąca. W idać g ierm k o w i p ozw oliła tw arzy

N a ch w ilk ę tylko — ju ż uciekająca... G ierm ek też usta, gd zie ogień się żarzy,

Przybliża... koral już w a la b a str trąca, Już — w te m stw a rd n ieli w p ięk n ość m on u m en tu , U stom jednego zabrakło m om entu, [s. 475: 0]

J est to przecież (chyba) osta tn ie, bardzo w y su b teln io n e, p rzek szta łcen ie m o ty w u dobrze znanego, idącego bodaj od T assa, w każdym razie P io tr K o ch a n o w sk i tak to oddaje, gd y jedna z boh aterek „sw e ala b a stry m ięk k ie za sło n iła ”. C ałość o b razow an ia przejm uje S am uel ze Sk rzyp n y T w ardow ski, u którego N adobna P a sk w a lin a w p r a w ­ dzie jest zasłoniona, ale —

n ie tak, żeb y Oko n ie p rzeniknęło, z czego by i g d zie b y R ozkosz sw o ję od n iosło [...]

[

' . . . . ]

(Jeślib y się w szy stk im jej człon k om p rzyp atrow ać O kiem czystym godziło), jak o p ięk n a była,

Jako szyje, jako pierś na w ierzch s ię d obyła, Cóż dalsze alabastry!...

A znow u, jak w iadom o, S łow ack i z T assa—K o ch a n o w sk ieg o przejął fragm en t obrazow ania W S z w a j c a r i i :

I w szystk o oczom ciek a w y m ukradła, I jeszcze ręce sk rzyżow an e k ład ła N a ala b a stry w id n e, choć zakryte...

— a le później, w B a ll a d y n ie oraz w K ró lu - D u c h u , zn a czen io w y od cień „alab astru ” p oeta zm ien ia : ju ż n ie starop olsk o-erotyczn y charakter m a sło w o , raczej słu ż y na o k reślen ie w y łą c z n ie kolorytu karnacji.

T akie i tym podobne zab aw y w c a le naszych au torów n ie in teresu ją. C zyteln ik

K s ię g i odnosi w rażen ie, że w o g ó le n ie szukali p om ocy (m oże n a u m y śln ie, b y się

n ie sugerow ać?) u h istoryk ów literatury. C ałe p ok olen ia w y c h o w y w a ły się na C hrza­ now skim , um iało się na pam ięć to, co on u zn ał za sto so w n e cytow ać. N ie chodzi m i k on iecznie, ażeby H ertz i K op aliń sk i znow u o d g rzeb y w a li jak ąś K on arsk iego T r a ­

gedię E p a m in o n d y. Czy jed n ak nik t z redaktorów i k orektorów pracu jących przy K s i ę d z e n ie w ied zia ł, że jak żeż a k tu a ln e w cią ż słow a:

ok ręt n ie zatonie, M ajtki, zgodne z żeglarzem , gdy stan ą w ob ron ie; A choć bezpieczniej ok ręt op u ścić i płynąć,

P o czciw iej być w okręcie, o ca lić lub zginąć, [s. 195— 196]

— że w ię c sło w a te w żad en sposób n ie m ogą pochodzić z sa ty ry Do kró la; to już jest k w estia n a w et nie w iad om ości, a le p ew n ej n on szalan cji w stosu n k u do p racy poprzedników , k tórzy K rasickiego w y d a w a li i kom en tow ali.

(8)

M ożna się od za w o d o w y ch p o lo n istó w odżegnać, a jed n ak k ied y ich zabraknie lu b gdy on i czegoś na porę n ie w y k o n a ją — b ied a b y w a w sp óln a. B ardzo w ie le potk n ięć tw órców K s i ę g i przy ich w y b o rze cy ta tó w w y n ik a w ła śn ie z n ied ostatk ów polon istyczn ego ed ytorstw a. A le p rzecież jed en z autorów — sam jest w y d a w cą p oetów zapom nianych X I X w iek u . C zem u tutaj zapom ina o F elicja n ie F aleńskim , którego n ie m oże n ie cen ić? J eśli H ertz i K op aliń sk i p om in ęli A n drzeja M ak sy­ m ilia n a F redrę (dla jed n ej jeszcze sw ej zasady: n ieu w zg lęd n ia n ia przysłów ) — to chyba jed y n ie dlatego, iż od k ilk u d ziesięciu la t n ie w z n a w ia się P r z y s ł ó w m ó w

p o to c z n y c h , które raczej an iżeli p rzy sło w ia m i są m a k s y m a m i ; ty tu ł zm y lił a u to­

rów — i ponadto jak oś n ie p a m ięta li typ ow ego cytatu, którym się ży w ił, który brał za d ew izę cały w ie k X IX : „Cudze w ied zieć r z e œ y — ciek aw ość jest; a sw oje p o ­ trzeb a”. Jeśli pośród cy ta tó w z K rasick iego, który w K s i ę d z e zajm u je cztery razy m niej m iejsca n iż K onopnicka (zaiste! gu st p ew n ego m ó w cy ze zjazdu literatów w L u b lin ie), brak sły n n eg o „Czy n ęs d la tabakiery...” — to zn ó w dlatego, iż autorzy n iech y b n ie sądzili, ż e to p rzy sło w ie. N ic podobnego! Jedno zajrzen ie do A d alb er- ga—K rzyżanow sk iego u p ew n ia, że p rzy sło w ie w z ię ło sw ój początek w cytacie. P r z e ­

czy ta n ie zaś k siążk i J. S. B y stro n ia P r z y s ł o w i a p o łs k ie (1933) rozdziału 13-stron i- co w eg o Ź ró d ła li te r a c k ie p r z y s ł o w i m ogło b yło zbieraczom c y ta tó w rozjaśnić pro­ blem , u ła tw ia ją c w y o d ręb n ien ie cy ta tó w typ ow ych . L ektura tegoż autora m oże by

też n ak łon iła do r ew izji za sa d y (już w y żej za k w estio n o w a n ej), że co z w . X V III i X I X an on im ow e, n ie je s t god n e w lic z e n ia m ięd zy cytaty. C zyż np. n ie w arto by przypom nieć starop olsk iego p olon eza, którego początek (słabo zrozum iały, jeśli n ie zna s ię całej strofy) ży je potąd w p rzysłow iu :

W szak że i cyp rysy M ają s w e kaprysy.

P rzed zefirem czoła n ie ugną, M ają jed n ak ch w ile,

Ż e się nagną m ile

I n a w za jem n a sieb ie m rugną.

P od aję te przyk ład y po jed n ym , w y ry w k o w o , starając się u n ik ać p ed an terii; ch o ­ d zi m i raczej o to, b y w sk a za ć p e w n e m ożliw ości, z m yślą o n astęp n ych w yd an iach

K się gi.

N a tych sam ych praw ach ch ciałb ym za p ew n ić autorów , iż n iep otrzeb n ie się o b aw iają urazić w ierzen ia r e lig ijn e ch rześcijan, k ied y cytaty —■ od czu w an e w id a ć przez sie b ie jak o b lu źn iercze — p rzycin ają tak, że ostrze w y p o w ied zi jest stęp ion e. N ie m a p ow od u u k ryw ać, że T etm ajer w K o ń c u w i e k u p ow ątp iew ał, czy kogok olw iek jeszcze m am i „oko w trójkąt w p ra w io n e i na św ia t p atrzące” ; ani też od L eśm ianow ej U r s z u l i K o c h a n o w s k i e j n ie m ożna od ryw ać p u en ty utw oru, gdyż to w ła śn ie ow a p u en ta jest cytatem ! N iechaj m i tu b ęd zie w o ln o przytoczyć zdanie z D z ie n n i k ó w J u lie n G reena: „W życiu św ięty ch za sta n a w ia m n ie m ocno n a d zw y ­ czajn a obfitość b lu źn ierstw alb o tego, co z niek tórych w zg lęd ó w m ogłob y się n im i w y d a w a ć ”.

P on oć n a w et H om erow i zd arzały się drzem ki — raz jed en w K s i ę d z e spotkałem d o w ó d niezbity, że b y w a ją m o m en ty p rzytęp ien ia słuchu. Pod h a słem „W uj”, które w ca ły m tom ie w y stę p u je d w u k rotn ie, o b yd w a o d syłacze w iod ą, rzecz prosta, do słyn n ej scen y w P oto pie. O k azu je się jednakże, iż cytatam i są zw roty: „M ów m i: w u ju !” (s. 434: 37) tu dzież „gdzie ojca n ie m a,*tam , P ism o m ó w i, w u ja słu ch ał b ę ­ d z ie sz ” (s. 435: 1). P ięk n ie. L ecz u p ieram się, że jak P o lsk a długa i szeroka — i dopokąd się ty lk o b ęd zie c z y ty w a ło S ien k iew icza , cy tatem w tej scen ie pozostanie n ad e w szystk o: „W uj to w u j!” T ym od k ryciem zacn y pan Roch K o w a lsk i w s ła w ił się o w ie le bardziej a n iżeli w sz y stk im i sw y m i p o w ied zen ia m i w rodzaju „Ja jestem K o w a lsk i, a to jest pani K o w a lsk a , in n ej n ie ch cę” (s. 434: 38).

(9)

K iedy P rus p o sta n o w ił napisać, co sądzi o O g n ie m i m i e c z e m , nad artyk u łem u m ieścił sobie p rościu tk ie zd an ie jako m otto: „Ł atw iej krytyk ow ać a n iż e li tw o rzy ć”. To ju ż tak że cytat (szkoda, że go w K s i ę d z e n ie ma). W takiej w ła śn ie sy tu a cji je st i b ędzie każdy recen zen t czyjegoś dużego dzieła. C h w alen ie H ertza i K op aliń sk iego za to, czego dokonali, je st o ty le jeszcze trudne, że rów n ałob y się sta w ia n iu kropek nad „i” : trzeba b y cy to w a ć cytaty, k om en tow ać w ła sn y m i słow am i to, co w ła śn ie p ow ied zian e zostało lep iej, w yrażać to, co zw y k le się czuje, a czego się p raw ie n igd y nie m ów i. Ta n ab ita tek stam i K s ię g a — drugie i trzecie razy ty le m a p odtekstów . Tutaj ucho au torów n ie zaw od zi nigdy. B rak u je nam dobrej literatu ry w sp ó łczesn ej, za m ało w y d a jem y an tologii z pisarzy d aw nych, pod żartow u jem y (jakże n iesłu szn ie) z p oczciw ej „Złotej P rzęd zy ”. W tym sam ym znaczeniu, w jakim zeszłeg o stu lecia używ ało się ep itetu „p oczciw y” — K s ię g a p an ów H ertza i K op aliń sk iego jest z a c n a . N ie w sty d zi się słów , pojęć i ob razow ania, które nam słu ży ły p rzez stu lecia historii. Z hum orem p rzestrzega rząd ców p a ń stw a sło w a m i R eja, że „słaby P o la k na traw ie, / G dy n ie m asz połcia w p o tra w ie” (s. 411: 22), tak jak (n ie licząc się z op in ią historyk ów literatury, którzy — a C hrzanow ski n a czele — S tefa n a C z a r ­

nieck iego K oźm iana u zn ali za nud ziarstw o bez ja k iejk o lw iek w artości) do sp o łeczeń ­

stw a kieru je słow a h etm ań sk ie:

N ieprzezorna p oryw czość jest P o la k ó w w adą,

N iew czesn y zap ał w skutkach rów n a się ze zdradą, [s. 191: 12]

K iedyś, z latam i — m o że i m y dorobim y się w ie lu sło w n ik ó w literack ich , n o ­ w y ch dykcjonarzy cytatów . Jedne zdania spośród w yb ran ych przez H ertza i K op a­ liń sk iego zadom ow ią się m ięd zy cytatam i, in n e — w rócą na sw o je m iejsce w a n to ­ logiach jako po prostu u tw o ry danych autorów . Z w y k ły to los prac p ion iersk ich — że z czasem zastępują je lepsze, doskonalsze. L iczy się jed n ak p ierw szeń stw o , w y ­ tyczen ie kierunku. A nadto — jeżeli godzi się b aw ić w p rzep ow ied n ie — K s ię g a

c y t a t ó w z p o ls k ie j li te r a tu r y p ię k n e j w uk ład zie H ertza i K op aliń sk iego m a w s z y s t­

k ie w id ok i przetrw ać jak o św ia d ectw o czasu, w którym została w y d a n a ; „H ic et

N u n c ” sp ołeczn ych tęsknot, odczuć, nadziei jest tej pracy n iep ożytą zasługą.

A kom u się m oje tu sp isan e uw agi n ie podobają, tem u odrzeknę — jak żeb y in a ­ czej! — cytatem , z sam ego M ick iew icza: „R isum teneatis! W szystk ie p o ch w a ły i k ry ­ tyki jedna w drugą g łu p ie ”.

A n d r z e j B iern a ck i

LITER A TURA B A R SK A . (ANTO LO GIA). W yd an ie ' drugie, zu p ełn ie zm ien ion e. O pracow ał J a n u s z M a c i e j e w s k i . W rocław —W arszaw a—K rak ów —G dańsk (1976). Z akład N arod ow y im ien ia O ssoliń sk ich — W yd aw n ictw o, ss. C, 400, „ B ib lio ­ tek a N arod ow a”. Seria I, nr 108. (R edakcja „B iblioteki N a ro d o w ej” : J a n H u l e ­ w i c z i M i e c z y s ł a w K l i m o w i c z ) .

K onfederacja barska i literatura w y tw o rzo n a na fa li tego ruchu n ie m a do dziś zb yt obszernej bibliografii. P race K azim ierza K olb u szew sk iego i W ła d y sła w a K o ­ n op czyń sk iego p o w sta łe w ok resie m ię d z y w o je n n y m 1 b y ły aż do p oczątk u lat s ie ­ 1 P o e z ja barska. Zebrał, w stęp em i o b jaśn ien iam i zaopatrzył K. K o l b u - s z e w s k i . K raków 1928. B N I 108. — K o n fe d e r a c j a barska. W y b ó r t e k s t ó w . W stępem i o b jaśn ien iam i zaopatrzył W. K o n o p c z y ń s k i . K raków 1928. B N I 102. — W. K o n o p c z y ń s k i , K o n f e d e r a c j a barska. T. 1—2. W arszaw a 1936— 1938.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Adwokackiej w dn.. w sali konferencyjnej Zarządu Głównego ZPP odbyło się plenarne posiedzenie Naczelnej Rady Adwo­ kackiej z udziałem: przedstawiciela Wydziału

Przez 30 lat Podstawowa Organizacja Partyjna PZPR przy Radzie Adwokackiej we Wrocławiu kierowała życiem adwokatury dolnośląskiej.. Jest to spory szmat czasu, i

Zdzisław P uniew

Jest to jedyne tego rodzaju wydaw­ nictwo prawnicze w Polsce, niezbędne dla znajdujących się w obcych krajach licznych instytutów i placówek nauko­ wych,

Nie podejmując tu zatem tego zadania, przypomnijmy jednak szereg nazwisk adwo­ kackich z Kalisza, którymi dzisiejsze pokolenie adwokackie tego miasta słusznie

Pogląd ten nasuwa pewne uwagi. Po pierwsze, trudno wymagać od stron, by w momencie zawierania umowy przedwstępnej znały już dokładnie wysokość odszkodowania,

[r]

Kazimierz Buchała wysunął projekt, aby ad­ wokatura polska wzorem adwokatu­ ry austriackiej i zachodnioniemiec- kiej podjęła się organizacji, np.. co 2 lata, sesji