Marian Lesław Placzek
Przyczynek do twórczości i biografii
Al. Felińskiego
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce
literatury polskiej 12/1/4, 466-475
Powiedz że mi, żaczku uczony, co są ośm ? Ośm błogosław ieństw ;
Siedm itd. Powiedz że mi, żaczku uczony, co są dziewięć?
Dziewięć chórów angielskich;
Ośm itd. Powiedz że mi, żaczku uczony, co są dziesięć?
Dziesięć przykazań Pańskich;
Dziewięć itd. Powiedz że mi, żaczku uczony, co są jedynaście?
Jedynaście tysięcy dziewic;
Dziewięć itd. Powiedz że mi, żaczku uczony, co są dw anaście?
Dwanaście apostołów ;
Jedynaście itd.
Przyczynek do twórczości i biografii Al. Felińskiego.
W bibliotece XX. Czartoryskich w Krakowie znajdują się pod L. 2 177. dwa spore foliały R ę k o p i s m ó w Δ. Felińskiego, zawiera jące między innemi: 1) fragmenta przekładu tragedyi nieznanego an gielskiego dramaturga, które ogłaszam poniżej — uporządkowane prze-
zemnie *); 2) autobiografię A. Felińskiego, zajm ującą 8 rubryk arkusza, z których jedna niezapisana, druga zapisana ale przekreślona, inne za pisane. Pochodzi ona z r. 1819.
Nadto znajdują się w R ę k o p i s m a c h : 1) recenzye teatralne: Szkoły kobiet, Otella, Ludgardy ; 2) bruliony przemówień ; 3) artykuły dziennikarskie ; 4) Opisanie ekonomiczne części Polesia w powiecie Łuckim leżącej. Część pierwsza ; 5) Wstęp odmiany w okręgu ziemi (O znajomości duszy; o zwyczajach i mniemaniach wspólnych wszyst kim prawie narodom starożytnym ; o dzikoludach; o Ameryce). 6) dwu wierszowe fragm enta ; i w. i.
Szczególną uwagę zwracają bruliony B a r b a r y R a d z i w i ł ł ó w n y , której drugi „akt pisany prozą.
Wreszcie wspomnieć muszę o liście po franc, pisanym Zofii Litwiń skiej do G. Olizara2), niezawierającym nic szczególnego.
Maryan Lesław Płaczek.
9 Przekład ten pochodzi prawdopodobnie z r. 1791., gdyż w tym czasie Feliński zajm ował się literaturą ang., czego dowodzi ta oko liczność, że przekład z ang. S z c z ę ś l i w e g o m a ł ż e ń s t w a (urywka z P ó r r o k u ) Thom psona znajduje się na odwrotnej stronie karty, którą zajmuje E p i g r a m a n a p o w s t a n i e K r a k o w a i W a r s z a w y r. 1794. [Wspomniany urywek z Thom psona jest wydrukowany w Pismach Felińskiego z r. 1816 I. 369—871 i z r. 1840. I. 125—7. Przyp. Redakcyij.
Fragmenta tłómaczenia dramatu angielskiego.
[Akt I.]
[ H e n r y e t k a ] . . . wszystko — nie mogłam od ciebie większego odebrać daru.
L a d y B e l t o n (idzie siadać przy stoliku, do którego także Hen ryetka przystępuje nalewać herbatę). Nalewaj herbatę, ja muszę zaraz wyjeżdżać — moja siostra jest w Londynie.
H e n r y e t k a . Lady Belm ur? a to jakim pomyślnym zdarzeniem? L a d y B e l t o n . Powraca od wód i tędy do swoich dóbr prze jeżdża. Ty ją zapewne kochasz, bo jej przyjaźń dla ciebie na to zasłu guje; ale jak się dowiesz odemnie, co ona myśli uczynić dla naszego Georgea, jeszcze ją daleko bardziej kochać będziesz.
H e n r y e t k a (siadając pić herbatę). Cóż takiego?
L a d y B e l t o n . Tyle łaski sam a nawet spodziewać się nigdybym nie mogła. To szczęście biednego Georga, że ma tak dobrą ciotkę. Wiesz, że on potym nic prawie nie weźmie. Cały majątek dostanie się Karolowi, jego starszemu bratu.
H e n r y e t k a . A gdyby dla cnotliwszego był przeznaczony, pe- wnieby nie minął Georgea.
L a d y B e l t o n . Nadgrodzi mu to majątek lady Belmur. H e n r y e t k a (czule i z radością). Ah! czyż on tego niewart? L a d y B e l t o n . Ona myśli przez to na niego ściągnąć tym większe korzyści.
H e n r y e t k a (której się radość powiększa). Tym lepiej — myśli zapew ne...
L a d y B e l t o n . . . myśli go bogato ożenić.
H e n r y e t k a (z wzdrygnieniem) ożenić... (zaczynała pić herbatę, ale w tym momencie stawia ze drżeniem filiżankę i zostaje w ponu rym milczeniu).
L a d y B e l t o n . Tak jest. Związek ten wkrótce ma być zawartym i właśnie o tym chcę pomówić z moją siostrą. Cóż ci to ? Nie pijesz?
H e n r y e t k a (chcąc pokryć swoje pomięszanie). Bardzom źle sp ała tej nocy i nic teraz pić nie mogę.
L a d y B e l t o n . Ah! ja widzę, że jakiś ciężki smutek serce twoje przyciska. Na cóż się z nim taić przedemną? Wynurz twoje troski na moje łono. Postrzegam już od miesiąca, żeś bardzo się odmieniła. Zro biłaś się zam yśloną i niespokojną; powiedz więc, co cię trapi. Z przy wiązania, które ku tobie czuję, radabym czytać w skrytościach serca tw ojego; otwórz je przedemną — możesz mi ufać, wszak wiesz, żem cię za córkę przyjęła.
H e n r y e t k a . Tak jest, tak jest, pani, niebo wróciło mi w tobie matkę, którą, niestety, wyszedłszy zaraz na świat, straciłam. Całe moje życie jest pasmem nieprzerwanym dobrodziejstw, które od ciebie od bieram. Moja wdzięczność równa się twojej dobroci i dlatego boleść moja tym się dotkliwszą dzisiaj staje. Oba synowie milorda, których mój ojciec wychował, nie potrzebują już dalej przewodnika. Ich wiek
inszych teraz wymaga starań. — Wszakżeś mi, pani, sam a dopiero powiedziała, że myślą już o ich ... (ciszej i głosem drżącym )... o ich postanow ieniu,... że m ają Georga żen ić... Tak tedy będąc już może blizką tego momentu, w którym będę m usiała, pani, rozstać się z to b ą ...
L a d y B e l t o n . Rozstać się ze m n ą? Ty m asz rozstać się ze m n ą? Ty moja córka? — a toż dlaczego? I cóż stąd, że George się żen i? Niech się sobie żeni, George czy Karol, ty zawsze zemną zosta niesz. Twój ojciec jestże to u nas jednym z tych nikczemnych służal ców, których rodzice nająwszy do zastępowania siebie samych dają za najpierwszych niewolników swoim dzieciom, a których całą wartość tro chę pieniędzmi zapłacić m ożna? Porzuć, porzuć, nie tym to sposobem wywdzięczyć się można nauczycielowi, co przez cnotę i przywiązanie przyjął na siebie ciężar tak szlachetnych i tak trudnych obowiązków, co tak jak D uling.... *
H e n r y e t k a . Starania, które mój ojciec podejmował około synów milorda są aż nadto zapłacone pieczołowitością, którą ty, pani, m asz około córki jego. Л ат odebrała za nie nagrodę.
L a d y B e l t o n . Nie, nie, nie wypuszczę ja ciebie, chyba wtenczas, kiedy będziesz miała iść za mąż.
H e n r y e t k a (wpatruje się w nią okiem zasmuconym). Ла za mąż... niestety!
L a d y B e l t o n . Rozumiem cię, Henryetko. Los to mój zapewne przeraża serce twoje bojaźnią; ale wierz m i: związek ten ma także po waby. Szukać będę dla ciebie męża, któregoby sposób myślenia szla chetny i dobre obyczaje zalecały i któregoby stan był zupełnie twojemu równy.
[Abt II.]
[SCENA III.]
[ D u l i n g ] . . . Otóż to są ostatnie słowa, które obumierające jego usta ze łkaniem wyrzekły. — Niestety! Bóg nie raczył jego modlitw wysłuchać. Serce tyrana codzień się bardziej zatwardza w zbrodniach. Oto teraz i córkę moją chcesz wciągnąć w przepaść, — w łasną moją córkę — i tymże to, niewdzięczniku, płacisz mi wszystkie trudy, którem około twoich synów podejm ow ał? Bogu dzięki, jeden z nich nie idzie wpana torem — cnoty jego czynią zaszczyt jego urodzeniu. ■— Ale drugi, drugi naśladuje wpana w jego nierządach i kto wie, może z cza sem ukarze w pana za nie. — (Odchodzi).
SCENA IV.
L o r d B e l t o n (sam , po chwili milczenia). Co tu krzyku? i to za c o ? Cała rzecz, żem chciał jego córce uczynić dobrze. — Wszakże by on przecie na tym zyskał. — Czyż ten zrzęda rozumie, że potrafi swoją córkę ochronić od niebezpieczeństw, na które wiek ją wystawia?
Ja k i trzpiot dostanie darmo i nic ani jemu ani je] nie uczyni, a jabym był ubogiego zbogacił. — Dalibóg, wściekłość mię porywa i nie mogę [wstrzymać się] od gniewu. — (rzuca się na krzesło).
SCENA V. Lord Belton, Jonathan.
B e l t o n . (Do Jonathana wchodzącego). I jakże? Widziałeś kiedy •co fatalniejszego? Wszak zapewne wiesz o wszystkiem?
J o n a t h a n . Wiem, Mylord panie.
B e l t o n . Muszę się pożegnać z moją Henryetką. Ojciec mi ją wydziera.
J o n a t h a n . Ju ż wynoszą ich rzeczy, a żeby zaś lepiej ukrył przed nami swój odjazd, Duling chce się zabrać na okręt.
B e l t o n . Na okręt? Z Henryetką? Ah! Niestety! Im bliżej jej stracenia — jeszcze bardziej serce moje ku niej [się] zapala.
J o n a t h a n (wyciągając z kieszeni bilet Dulinga, o którym był zapom niał i [okazuje] gestem zadziwienie). Ah! (Oddala się trochę i za
myślony ogląda bilet).
B e l t o n . Czuję teraz, że się szalenie kocham. I jakże — już jej więcej nie obaczę. O! okropne wspomnienie! O! dniu fatalny!
J o n a t h a n (przysuwając się do Beltona z twarzą mistyczną i schowawszy swój bilet). Przeszkodzić jego wyjazdowi może nie jest niepodobna.
B e l t o n (porywając się z żywością). Co? ty potrafiłbyś? ah! mów, mów — wszystko, co mam, mój majątek, moje życie....
J o n a t h a n . Ale zawczasu panu powiadam, że oszczędzając ojca, nie będzie można dostać córki.
[ B e l t o n ] . Ah! któżby go tam oszczędzał. — Jego, tego tak przykrego, tak surowego starca. — Tego człowieka, który tu dopiero — Ah! ty nie uwierzysz, jak on to mi groził, ile tu było hałasu, jak się dąsał, co mi wygadywał. — Przyznam ci się, że mię prawie zahukał na moment; nie umiałem mu odpowiedzieć. — Cierpieć go nie mogę.
J o n a t h a n . Nie miałbyś mi więc pan za złe, żebym pomięszał mu szyki i zatrzymał [g o ]...?
B e l t o n . Ale ty, co w tylu małych drobiazgach nieraz tak do- brześ mi się sprawiał, mów, czy doprawdy uczynisz mi tę ważną przy słu g ę? Tylko jak to u kata wstrzymać tego człowieka tak upartego? Nie, nie, nic z tego zapewne nie będzie. — Muszę się rozstać z moją naj droższą Henryetką — na zawsze już porzuci te smutne miejsca, któ rych widok najnieznośniejszym mi się odtąd stanie. (Odchodzi w za pale z twarzą gniewliwą, Jonathan chce iść za nim, Belton się obraca i daje mu znak ręką, żeby nie szedł).
SCENA VI.
J o n a t h a n (sam). Otóż tedy uciekł i nie dał nawet sobie po wiedzieć... (powraca zamyślony na przód teatru). Eh! tym lepiej. —
Zróbmy swoje, nic mu wprzódy nie mówiąc. — Panowie lubią pospo licie korzystać z występku, któregoby sam i nie popełnili. Na wstyd i nie bezpieczeństwo narażać lubią swoich służalców, a zbierają sam i owoc zbrodni. — Otóż i Joh n son — wszystko wykonać mogę pod jego imieniem.
SCENA VII. Jonathan, Joh n son.
J o h n s o n . No! i cóż tam ? Mówiłeś z panem ? Czyż chce ko niecznie?
[ J o n a t h a n . ] O co inszego teraz nam idzie. Trzeba tu mi cie bie. Milord zakochał się szalenie w fienryetce i boi się, żeby mu się nie wymknęła.
J o h n s o n . (Z podziwieniem). C o? w córce D ulinga?
J o n a t h a n (śm iejąc się). Jak to mu przyszło do głowy i trzeba mu to darować — dziewczyna niczego.
J o h n s o n . Prawdę mówiąc, pan twój wielki ladaco i tyś nie lepszy. Z obydwuch w as — widzę — wierutne łotry.
J o n a t h a n . Tak, ale wiesz c o ? wszyscy ludzie słuszni są teraz tacy, to jest wszyscy, którzy nami rządzą. — Ułożyli między sobą pe wne system a i dalibóg, te systemy [ich] przyjęto raz na zawsze, [a mia nowicie], że człowiek, któryby był shańbiony, zniesławiony i nawet cza sem powieszony za ukradzenie jednego szylinga, może bezpiecznie ukraść, komu chce, żonę albo córkę — i nikt mu za to nie powie i słowa. Czy to teraz tyle stoją o te drobiazgi? [Każdy się] bawi, jak chce, i wszyscy się z tego śm ieją. — Każda ładna kobieta w Londynie jest cackiem, które po całym świecie przechodzi z rąk do rąk, kto go(!) złapie, bawi się, pieści się [nim] i robi z nim i używa go tak, jak mu się podoba, aż póki znowu kto inszy [go nie] odkupi, albo nie odkradnie. J o h n s o n . Ale kiedy twój pan mógłby być szczęśliwym z wła sną żoną, dosyć ładną i jeszcze młodą, po có ż...
J o n a t h a n . Szczęśliwym z żoną! — Cha cha cha! — Co to — to rzecz nowa. Dawnoż to na świecie się dzieją takie cu d a? —■ Biada temu mężowi, którego słaba głowa wierzyła [by] staroświeckiej baśni. — Ale oto ktoś wchodzi, czas nam przystąpić do rzeczy. Idź za mną, wszystkiego [się] dowiesz. Potrzeba mi tylko twojego imienia. [Wy chodzą].
SCENA VIII. Lady Belton, George.
L a d y B e l t o n (trzymając list). Mój kochany G eorgeu! Miarkuj ten zbytni smutek — ty jeszcze bardziej, aniżeli ja, pod ciężarem jego upadasz — i niedziw mi temu — serce twoje pierwszy raz dopiero doznaje nieszczęścia, [do którego] okrutny mój los już mię przyzwy czaił. Wyznaję jednak, że nigdy mi twój ojciec sroższego nie zadał ciosu,
jak teraz. — Piszę do milady Belmour, ale nie wspominając jej naj mniejszej rzeczy o moim mężu, proszę jej (!) tylko, żeby raczyła na tychmiast wyliczyć na twoje ręce potrzebną kwotę, bez której Duling żadną miarą nie może puścić się w drogę; nie ma biedny ani grosza przy sobie, wszystko, co miał, oddał wczora na wykupienie twego brata, sobie nic nie zostawił.
G e o r g e (z twarzą ponurą). Czyż wpani myślisz, że mój ojciec mu się nie uiści? Za znoje posunąć [się] aż do tego stopnia.
L a d y B e l t o n . Nie, ja tak nie myślę, — pewna jestem, że mu zapłaci, ale wtenczas, kiedy się cośkolwiek uspokoi. Teraz, kiedy [jest] w pierwszym momencie złości i gniewu, nie można się niczego spo dziewać. Duling, który się boi jego zapalczywości i chciałby [w] jednej chwili jej uniknąć.
G e o r g e (z wielką nieśm iałością i pomięszaniem). Milady ! Chciał bym cię prosić o jedną łaskę, ale nie śmiem. — Daruj, jeśli ci się stanę naprzykrzonym, tyś sam a temu winna. Znam twój sposób myślenia szlachetny i serce pełne dobroci, pochlebiam nawet sobie, że jesteś łaskawą na mnie. Jeśli twojej dobroci na złe użyję, przykry stan, w któ rym się znajduję, będzie dla mnie wymówką. — Wiesz, Milady, że z majątku mojej matki i mnie się też jakaś cząstka należy, — za dwa lata najpóźniej spodziewam się, że mi ją do rąk oddadzą, czybym nie mógł na nią dostać teraz z tysiąc gwinei? Duling, kochany Duling, tyła sobie zadawał pracy, ile podejmował trudów około mego wycho wania, czyż wypada, żebym ja go teraz puścił od siebie z niczym ? Żebym mu nie dał najmniejszego dowodu mego przywiązania i mojej wdzięczności ? Żebym go wyprawił bez upominku nawet odemnie ? Nie stety! im gorzej się z nim obchodzi mój [ojciec], tym więcej dla niego czułości ja powinienem okazywać. — Wiem, że szczupła pensya od mego ojca całym jest twoim dochodem, ja też nie chcę, żebyś sobie co z niej ujmowała dla mnie. J a na czym innym wspieram moją nadzieję; widzę, że już oddawna nie nosisz swoje brylanty (!). — Daruj, Milady, przebacz mojej śmiałości, ale gdybyś mi mogła wyświadczyć tę łaskę, najrzetelniej....
L a d y B e l t o n (przyciskając go z najczulszym rozrzewnieniem). O ! mój synu! mój przyjacielu jedyny! Wtenczas, kiedy twój ojciec... kiedy mąż mój, kochany Georgu, zaprawia życie moje łzami, kiedy mi serce rozdziera, twoja cnota mię pociesza i wyciska z oczu słodkie łzy, których wspólne nasze nieszczęścia wycisnąć nie m ogły...
[ D u l i n g ] . . . Czyż ty rozumiesz, że jabym do ciebie [nie] był przywiązany —
G e o r g e (płacząc z radości). Mój ojcze, mój przyjacielu ! Spuść się na moje słowo. — Potrafię się umiarkować i będę ile możności mój zapał powściągał. — Niech mi tylko wolno będzie ją czcić i patrzeć na nią. Przestaję na tym, biegnę zaraz jej oznajm ić...
D u l i n g (wstrzymując go). J a muszę sam na sam z nią pomó wić! ona też sobie tego życzy. — Zostań się tu.
L a d y B e l t o n (do Dulinga odchodzącego) Idź tedy przynieść już koniec jej strapieniom. (Do George’a, który podaje jej rękę i razem z nią wychodzi). Kochany Georgu, ty zawsze byłeś czułym na moje nieszczęścia. Ty w nich jedyną byłeś dla mnie pociechą, — pamiętam o :ym. — Teraz, kiedy koniec przychodzi moim strapieniom, gdybym łzy twoje płynące widziała, nie byłabym jeszcze zupełnie szczęśliwą.
Koniec Aktu II.
Akt III.
SCENA PIERWSZA. Karol, Patrycy.
[ K a r o l]. Cóż to ? Wszystko się odm ieniło? Duling zostanie u nas P a t r y c y . Ale córka jego wyjedzie jutro z Milady.
K a r o l . No! no! potrafimy może przeszkodzić tej podróży. P a t r y c y . Ej! M ospanie...
K a r o l . Jeszcze m orały? Milcz i rób, co każę. Dzisiejszej nocy potrzeba koniecznie wykraść Henryetkę. Przed wieczorem skryjesz mi się w jej pokoju i jak tylko wnijdzie, zaraz po cich u...
P a t r y c y . Ale po cóż naprzykład dobierać sobie do tego ko niecznie dziewczyny uczciwej, używać gwałtu, kiedy tyle innych dobro wolnie... Lecz oto widzę, M ilord...
K a r o l . Trzeba uciekać. Ty idź za m n ą... ułożymy się tam we wszystkim z mojemi przyjaciółmi.
SCENA II.
L o r d B e l t o n (sam). Czas też przecie odwiedzić moją miluchną dziewczynę. — W jakim to ona była pom ieszaniu! — obaczę też, czy dotąd w nim zostaje. Zresztą* najlepiej się wszystko skończy na wsi. — Tam człowiek jest najwolniejszy, żyje się razem, można się co moment widzieć sam na sam, potym przechadzki.... E j! najłatwiej mi będzie wkraść się do serduszka tak niewinnej, tak prostej i tak mało mającej doświadczenia, dziewczyny. Mój tryumf jest pewny i już moje serce....
SCENA III. Lord Belton, Duling.
D u l i n g (z twarzą ponurą, z papierem w ręku). Mospanie, przy szedłem wpana pożegnać.
B e l t o n . Dulingu, wpan mię żegn asz?
D u l i n g . Tak jest ■— żegnam wpana i żegnam na zawsze. Oto je st rachunek, ile mi się należy. (Rzuca na stół papier, który miał w ręku). Natychmiast jadę.
B e l t o n . Jak ie dziw actw o? Skądże ci się to wzięło? co za przy czyna?
D u 1 i n g (patrząc mu w oczv groźno). I wpan mi się o nią śm iesz py:ać? — W pan?
B e l t o n (udając minę śmiejącą). J a tego nie rozumiem i wpan mię prawdziwie zmieszałeś.
D u l i n g . Tak sądzę, żem powinien był wpana zmieszać. Żąda niom jego nie będzie już mógł odpowiedzieć pomyślny skutek. Przery wam wszystkie jego projekta i całą ich szkaradność uprzedzam. Wy wożę stąd moją córkę ani w wpana bezecne płomienie przez najsromo- tniejszą zniewagę [nie] pomieszczą ją (!) w liczbie tylu innych nieszczę śliwych kobiet, które wpana rozpusty padły ofiarą.
B e l t o n (udając minę śmiejącą się). I któż to, mój kochany Du- lingu, poplótł wpanu te b aśn ie? Śmiać mi się chce, widząc takie jego pomięszanie i trwogę. J a kocham się w wpana córce, o! co za głupstwo niezmierne! Dlatego, że dziewczyna trochę ładna, już ci rozmaicie zaraz... łJspokój się mój kochany, — wierz mi, że z tego wszystkiego nic nie ma. Wpan się mylisz, przysięgam na honor...
D u 1 i n g. Do jakiego stopnia, niestety, występek nas poniża. I jakże wpan, uciekając się do kłamstwa najpodlejszego, chcesz się przedemną wywinąć tak niegodnym obrotem ? — Nie, nie, tym tylko wierzyć można, których się szanuje. A wpan-że mi powiedz, ile ja sobie powinienem w ażyć...
B e l t o n (zmieszany, pokazuje się gniewem zdjęty). Mospanie ! cóż to znaczy ? Ju ż też dalej nie zniosę tej zuchwałości. Zapominasz to w p an ....
D u 1 i n g (popędliwie i gwałtownie). Nie, nie, pamiętam dobrze, czym ja jestem, a czym wpan, wiem, [że] przez dostojność i urodzenie pierwszym jesteś, ale przez osobiste występki i swoją podłość jesteś ostatnim z ludzi. Nie przybieraj na siebie tę twarz dumną (!) i nie dawaj sobie tych wysokich tonów. Ze mną na nic by się to nie przydało. J a mam tę śm iałość i tę pychę, która człowiekowi poczciwemu daje czy ste sumienie — a której wpan mieć nie możesz, oto i teraz nawet sumienie wpana każe mu sromotnie spuszczać oczy przedemną. Tak zawsze zbrodni jest wstyd udziałem. Ale co mówię! Drżysz, prawda, wpan, ale to z w ściekłości? Wyrzucaż mu sumienie czarność jego za m ysłu? Nie, nie, gdyby się wpanu był udał, nie żałowałbyś zapewne. Zdaje się, że niebo zagniewane zesłało wpana na ukaranie nas wszyst kich. Wpędziłeś w grób swoją matkę, pierwszą żonę i ojca. Pamiętam, kiedy leżącemu na śmiertelnej pościeli przyniosłem na ręku dzieci w pa na, oblał je staruszek łzami i omlewającą już ręką pobłogosławił oby- dwuch. Potym głosem omdlewającym rzekł do mnie: „Weź ich pod swoją opiekę i staraj się nadewszystko, żeby ojcu swojemu podobnemi nie byli, niechaj nie biorą z niego pomsty za mnie. Gdyby się wyleli (?) na występki tak, jak ojciec, możeby mu podobną, jak on mnie, śmierć zadali. O! Wielki Boże! odwróć skutek tej wróżby straszliwej. — Wyprowadź nieszczęśliwego z jego zaślepienia. Niech żyje, niechaj się poprawi, niechaj żyje i żałuje swoich [występków], [niech] ma czas żałować za swoje występki“ . O tóż....
[Akt V.]
H e n r y e t k a (w staje na ten widok i cofa się kilka kroków z przestrachem równie jak i jej ojciec. Oboje ściskają się po lewej stro nie teatru, kiedy tymczasem Karol oparty o mur daje nowe coraz znaki swojej rozpaczy).
(Lady Belton i Robert stoją obok Beltona, a Nelli i Roger w tyle). L a d y B e l t o n (rzucając się na swego męża). Kochany Beltonie! Ah! pobieżcie wszyscy go ratować, życiebym moje dała, byleby tylko jego zachować.
R o g e r i N e l l i (wychodzą z porywczością).
B e l t o n (do swojej żony, która rzewnie płacze). Co! Ty się litu jesz nadem ną? Ty w tym razie nawet okazujesz jeszcze czułość i przy wiązanie dla męża, skalanego zbrodnią, dla męża, który był zawsze niesprawiedliwym i okrutnym dla ciebie? Tak jest, niebo mię karze,— pom sta jego jest sprawiedliwa, przez najczarniejszy występek miałem już dopełnić moich niegodziwości. Bóg tego nie dopuścił. Gniew jego rękę własnego mojego syna uzbroił na mnie.
K a r o l (odchodzi od siebie, chce uciekać, a sam nie wie, dokąd biegnie). O ! nieba! dokądże ucieknę.
L [o r d B e l t o n ] . Ucieknij na moje łono. Pójdź, pójdź, nieszczę śliwy, przybliż się do mnie, nie bój się, nie będę ci czynił żadnych wyrzutów.
K a r o l (rzuca się do nóg ojca).
[ L o r d B e i t o n ] . Nie mam do tego prawa. J a sam , sam ciebie zgubiłem. Twoje serce przykład mój skaził. Ten raz nieszczęsny, ten raz, któryś zapewne niechcąc mi zadał, wraca mię do siebie, każe mi się upamiętać, oświeca mię i poprawia i choćby o śmierć mię był przy prawił, gdyby tylko otworzył ci oczy, gdyby poprawił ciebie. N iebabym ....
[Koniec].
Autobiografia A. Felińskiego.
Aloizy, Tomasza syn, Feliński, Towarzystwa Król. Warszaw. Przy jaciół nauk i Imperat. Uniwersytetu Wileńskiego honorowy członek, ma lat od urodzenia 48.
Z rodu szlacheckiego [zapisany przez komisję szlachecką Gucer. Wołyń, w księgę szó stą.]*).
W powiecie żytomirskim, we wsi Wołosowie, ma dusz męskich 38. W powiecie Łuckim wieś Osowę, gdzie dusz męskich 87.
Po ukończonych naukach klasycznych wprzód w konwikcie Dą- browickim a potym Włodzimirskim wzięty był przez Tadeusza Czackiego starostę Nowogrodzkiego — roku 1789. i zostawał przy boku jego w War szawie przez Sejm Konstytucyjny. Wtenczas ułożył S e n a t u s - C o n - s u l t a za panowania Ja n a III. i innych i wyciągnął z nich treści, któ rych księgę oddał do Metryk koronnych kanclerzowi Małachowskiemu.
Podczas tego sejmu wydawał bezimiennie pisma polityczne: M y ś l i d o p r o j e k t u f o r m y r z ą d ó w i inne. Także wiersz do Stan. Trębecko^ do Tad. Kościuszki i inne poezje ulotne bądź własne, bądź naślado wane. Wkrótce przydany był przez Czackiego za towarzysza nauk jego siostrzeńcowi, Janow i Tarnowskiemu, dziś Senator. Kasz kr. Pol., od r. 1791. przez lat trzy brał z nim lekcje prywatne od Dyrektora Kor pusu Kadetów Warsz. Hubego, l’Albè Ju è i innych. Zostawał w obozie przy Tad. Kościuszku r. 1794. sekretarzem do ekspedycyj francuskich. Wrócił do wsi dziedzicznej Osowy w P. Łuckim r. 1796., gdzie napisał wiersz do Franciszka Wiśniowskiego, do Tad. Czackiego i innych. Później zwiedził Niemcy północne i południowe i bawił czas niejaki w Wiedniu. Został członkiem Towarzystwa Warszawskiego Przyjaciół nauk r. 1809. Wydał pierwszy tom pism swoich r. 1816. w Warszawie: o o r t o g r a - f j i p o l s k i e j i Z i e m i a n i n D e l i l a p r z e k ł a d a n y w i e r s z e m . W drugim tomie ma być podług prospektu tragedja oryginalna B a r b a r a — i drugie naśladow ane: R a d a m i s t i Z e n o b j a z Kre- billona i W i r g i n i a z Alfierego. Został członkiem honorowym Impe- ratorskiego Uniwersytetu Wileńskiego r. 1818.
[Pod sądem i w sztrofach nigdy nie był.j [nie był (?)]
[Nie był.] Pierwej w urzędzie żadnym nie był.
Ma żonę Józefę z Omiecińskich i z niej dwoje dzieci: Helenę, zamężną za Edmundem Michałowskim z gubernii Kijowskiej — i To m asza szesnastoletniego w Konwikcie Lubarskim.