• Nie Znaleziono Wyników

Biblioteka Warszawska, 1904, T. 4

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Biblioteka Warszawska, 1904, T. 4"

Copied!
632
0
0

Pełen tekst

(1)

BIBL10TKKA WAKSZAWSKA.

(2)

D R U K J Ö Z E E A S I K O R S K I E H O , W A R E C K A

(3)

OGÖLNEGO ZBIORU TOM 256.

<S'T ^

BIBLIOTEKA

W A R S Z A W S K A

PISMO MIESIIJCZNE,

po sw ipn e oance, literatnrze, sztnkom i sprawom spolecziijii

R o k 1 9 0 4 . — T o m I V .

■ip' «'O

WARSZAWA.

A D R ES H ED A KC VI 1 A D M IN IS T A C Y I: K R A K O W S K1E P R Z E D M1E S C1E ,Vi 5.

(4)

/WOU. H

,ä,03uojieiio H eiisyp oio.

Bapmaua 1(S CenTHÖpa 1004 roM .

-V-

/ f Q Z S ' l -

^£>■20/ J t

(5)

JEAN LAHOR.

(pr. J(ettry Cazalis).

i.

Consacrant tout ton etre ä l’Ideal supreme Combats sans nul espoir ni souci de toi meine, Vaincu garde toujours la fierte de tes yeux, Car tu fais oeuvre sainte et remplaces les Dieux.

((^uatrains d’Algliazali str. 72- 2).

11 faut par la pcnsee se resigner ä tont et dans l'action ne se resigner jam ais — lutter toujours corame si l'on devait vainere, yivre com me si l ’on ne pouvait mourir.

(Jean Lahor. L u f/loire du neunt“ str. (J.’i).

/

L a h o r e . Sni wielkie miasto rözanokamienne, tonfjce

\v äwietle. Snia si§ w ogrodach szälonych kwieciem — olbrzymie, ciche chramy b6stw, pagody wiekowe, zda si§ wieczyste, kadzidlem i myrrij, woune, ztocistymi pos<j,gi w cieniu tajemnic potyskujgce, nio- dlitw i marzen, ja k wiszjjcego aromatu, petne-, w swej ciemiiej toni zadumane.

&ni si§ w prastarej ziemi Pendzabu miasto rozlozyste — biogo- slawione.

Sionce pozera oguiem, zarzy si§ jasnoöc na rnurach, a sine cienie umkn§iy ja k Scigana ofiara i przytulily si§ w dziedzince swiijtyn.

Tarn, niernchomi, wrosli w mury siedzf} ludzie, ktörzy maj<j w dobyt- ku bialy turban i przepasanie bioder, kij s§katy i sakwy pielgrzymie, a majij. we wladaniu wielkogc i znikomosc wszeclirzeczy — ogl$dajq,cy w myäli swiaty, niosijcy w mygli krolewskij. pogard§ i litosc czlowie-

1

(6)

c/i} dla zycia. W duszy ich wygasjy zqdze a trw a cisza i sa oni ci, ktdrych nifjdroiSc kocha, poröwnie dol§ i niedol § — i o nicli perski piesniarz Hafis powiada:

- A je slis sw iata posiadi posiadanie, Nie ciesz sie — nicosc Ci^ ftosci;

A je slis stracil sw iat w raroku nastanie, Nie smuc sie nicosc zalosci;

Przem ina sw iaty — jak sloiica konanie, Przejdz mimo sw iata nicosci — !

Przew alczyli zar wyobrazui i zar pozsjdauia. W krainie tej zy- wspaniatej, gdzie kazdy kwiat, kazde stw orzenie swieci barw<}

chelpliwj*, pyszntj, rozkoszn^, pieszcz^c si§ i radujijc sob$, widzieli wzrokiem dalekim smier<5 ciemnoskrzydii*, k tö ra nad zywymi zawisla.

i wzrok ich odwröcit si§ od promiennej swietnosci i odszedl zaduma- uy, aby poglijdac w dusze. To ogromno zycie niosio smierd przyro- sl$, j a k jezdzca-upiora niesie köü w puszczy nocjj.

Smierc widniata \vsz§dzie — usciskiem ze zyciem zlijczona, j a k drzewa bliznie z jednego pnia bytu wyrosfe. Smierc dla rnotyla, ktöry kolysze si§ lekko modreni skrzydlem nad ziolanii i dla Maha- radzy, wracajqcego ze zwycitjskiej drogi na 5toniu zlocistg. krytym opou^, w kurzaw ie komiych zast^pövv, w Myskach zbroic sadzonych kamieniami, w biatych piör strusich w wielkich wachlarzy powiewie.

I smierd dla miasta wrogöw, pal^cego si<j gdzieS daleko zwyci§ski} lu-

11a, i dla radosnego miasta, k t6re wybieglo pana swego powitac, i dla ziemi co dnia rozbudzanej Switem i dla slonca, ktöre ro dnia \v ciem- nosci si§ nurza, i dla gwiazd wieczoru i dla szafiru przestworza i dla bogöw, ktörzy w ty ch äwiatlach rozpalili sobie chwat§ i ktrtrzy w tej chwale zyj<}.

Przem ina sw iaty — jak stoiica konanie, Przejdz mimo sw iata nicosci.

Kto w piesni zycia zaslyszal muzyk§ ämierci, temu nie staiuj za

«zcztjscie ani pi^knoäci, aui bogactwa zmyslami widziane — czary Maji — bogini uludy i cale widowisko rzeczy, ani wszelka rozkosz czynöw nie npoi. K to t§ muzyktj uslyszal, temu snem b^dzie 6w it i wieczör codzienny, a praw da ta k od jaw y zycia odbiezy.

(7)

Oyt to gra sm ierc....

Wstrzymajmy reko, wstrzym ajm y krok, C yt — to gra smierd przez blady zmrok —

Ply nie muzyka z dali, z daii....

W strzym ajm y oddeeh — wszelki ruch, A bysm y nie nie postradali

Z tej piesni, co nam koi sluch, - A bysm y nie nie uronili

Z tej piesni, co nam seree leczy, — A bysm y w jednej, krdtkiej cliwili W etchneli byt pozacztowieczy...

Nie Itedzie dlugo grac!

^ przelotne — wietrzne mgly si^ w eieli, Zniknie jak oblok — jako eien, — Pomnim y, zesm y mieli dzien, («dysmy grajaca sm ierc styszeli, Pomnim y taki d z ie n !.. J)

Poeta o sercu smutneni wsluchal si§ w t§tno zycia i zadumal.

P o e t a Slowianin. Ale przecie jest nadtojeszcze cziovviekiem pöhioc- nej ziemi i chrzescijanskicb dziejöw. Jem u smierc „nie b§dzie dlugo grac — dlatego boi si§ on,. by nie z tej pieSni nie uroni£, by w jednej, krötkiej clnvili byt äwiatöw wetchn^c dalekich. Hinduski „yoghi“

styszy t§ piesn nieustannym hymnem roz!?piewan§, wsjnchnje si§ i du- szq pogr^za.

W szystko niszczijcej przeniianie poddane a przeto nie warte, aby trw alo oczekuj^c nagrody swej wytrwaloäci. Niemasz nagrody nad uczucie, ktörem swiadczy sobie czlowiek o sercu czystem,ze czy- n il dobrze. Nie spodziewanie, ze odplaconem mu b§dzie jakienis za- powiedzianem szcz<ji5cieni, ale pewnoSc, ze w kazdej godzinie powie-

') Kazim. Tetmajer. Serya V-ta poezyj.

(8)

dziec sobie moze: nie pragn§ witjcej, bom ze wszystkiein i \ve w szyst- kiem wspölczujfjcy — i pewnosc, ze mu smutek nie rozpacz;* a rado£c nie szalenstwem, ze k rzyw dy nie czynil, niezyw i^c pozijdania, ze umi- lowal litos'ciij brater.sk;}. Stworzenie cale i za bliznie poczytal wspöl- uogci$ cierpienia i przeznaczen, ze moze si§ radognie uSmiecliaf- w kazdej doli — ta pewnoSc daje mu odwag§ pogodnQ na dni zywo- ta, pogodn^, ja k bt§kit niewyczerpany. Dusza jego zatopiona w za- swiaty, w znikome nie spieszy si§ zycie.

Tej ciszy szczesnej, zazdroSci nieszcz§sna, udr^czona iny*l n:>- szych czasöw, za/.droäci dusza nasza szamocaca si§ pasowaniem bo- lesnem wiary i niewiary. Gdyz nasza niewiara, wiary si<j wyzbyc nie^

zdola, za silnie nifj przepojona od wieköw — ani w iara nasza nie zdo- Ja kwitngc, j a k w czasach dzieci§cej ufnoSci. Zyjemy na rozdrozu czasöw — na rozdrozu mysli. D latego teskniijcy stucliamy — chlo- n§c slowa pelne poddania si§, zatopienia, zaglady — ktöra daje ciszi;

ducha, k tö ra j e s t zarazem ducha wniebowzi§ciem. Slowa starycl*

Ved indyjskich i m$droS6 wyrzeczenia si§ woli — msjdrosc Budyjsk^.

A sluchaj^c staw ac si§ przeto innyini nie potrafimy, bosmy nie z za- przeczenia woli wyroSli.

Zachowalismy w slowianskiej duszy pobratymczij. ze Wschodem zadum§. J e s t w nas leniwy, litosciwy, szeroki mysli}., nie zvval<;zony cierpieniem, lecz nie zdobywczy zyciem, nie przewiduj%cy wol$—

bramin zadumany. D latego mamy tak}} prawdziwq, i ta k wielk$ poe- zy$ uczucia — obok poezyi k sztaltöw i poezyi czynu.

Alesmy nie cali zrodzeni z tej macierzy.

Myämy zywot nowy z lacinskiej mysli wzitjli i z prawdy chrzescijaüskiej, — a zyc nam przyszlo nie \v krainach gdzie zlotem topi si§ slonce nad Gangesem, ale w stygtych, w snie- gi przez dtugij zim§ oblöczonych ziemicach. ITmysl lacinski wy- röst na dziejach ludu, ktöry umiat nadewszystko c k c i « c i pragnijl sprowadzac mySl i wol§ ku j a s n e j g w i a d o m o g c i Böstwo graniczne dwugiowe, stawiane stupem na rozdrozach i mie- dzach posiadtoSci, znamiennem stalo symbolem rzymskiej woli i rzym- skiej prawdy d^z^cej, by ujjjc kazd.j rzeczywistosc w k sz ta lty i gra- uice w y raziste a niezmienne. To Böstwo znaczy K r e s i s c i- s l o s e G r a n i c e r z e c z o m k r e s l i c i z n a c —to ducha ta- cinskiego dijznose i sila wrodzona, dlatego wiedz§ prawa, ktöra jest wiedzi} zakresu ludzkicli wzajemnych obowiijzköw' i swobody, uäwi§cit liz y m naukij podstawow§—mistrzowskq, po wieki. Alew ola, by wido- mie przedstawiac mysli zrodzone w duchu — by je wcielac w k sz ta tty

(9)

a zarazem zdobywczo si§gac czynem ku rozwielmoznieniu zycia, — wola, by n a p o d o b i e n s t w o B o ze t w o r z y c , ta wyzsza moc iiad okreslanie, nad scislosc Jadu strzegijc^, nad karnosc i nad prawo, ta wola sifjga daiej niz rzymskiej ojczyzny i t,§ dala swiatu Grecya.

G recy a w poezyi i filozofii, w mytach i wierzeniach — wsz^dzie —

■chciala wywyzszyc czlowieka demiurga, buduj^cego zycie. Grecki duch — to m yt Deukaliona i m y t Prometeusza. Pioruny niebu wy- dzierac, aby tworzyc samemu i ludzkq, pi^knosc swojq, i moc uczynic niezapomniang,. To myt Herkulesowy, dzieje przepot§znych poztjdan, ale i prac przepot§znychi wiary w sily bohaterskie czlowieka.

„Dzieckiem w kolebce kto leb u rw a l hydrze —• mlodziencem zdusi centaury!“

Dlatego geniusz grecki — odj^l smierci nieskonczonoSc j u t r a — i wiecznosö czynom ludzkim dal, by stala na strazy slawie i na strazy zyciu.

ßogow ie Greccy nie s$ j a k niedoscigleaniszcz^ce Moce W scho- du, wobec ktörych proch-czlowiek korzy sifj lnb gubi w zacbwycie—

ale s$ jako st.arsi bracia ludzi, pot^zniejsi, krzepcy bardziej we wszystkiem a ta k podobni — tak blizcy. To tez gdv Achilles z A t e ­ ns], stoi na wozie a H e k to ra A frodyte broni, nie poznac, kto bög a kto bobater. Udy A res krzykiem strasznym napelnia pobojowisko, gdy H efajsto s mlotem kowa zbroj§—to s$ ludzie ogromni moc?, ogromni odwagij,, rozblysli w aureoli swych czynöw, ale nie Istoty wielkie nie- poj^cie, przed ktöremi rozum upada i wola. Spojrzmy 11a straszne B östw a AVscbodu wielor§kie, wielonogie — przygniatajijce ilosciij, ryutöw, Moce uczucia i nastroju, a obok nicli postawmy Jow isza pioran miotajijcego, Poseidona, kttiry dzierzy t r6jz<jb — germaiiskie- go Thora z mlotem w dloui — p 0 t § g i c z y n u, okreslone, w yra- ziste, ludzkie. W uczuciu G r e k a zyje c z l o w i e k z w y c i ^ z a - j jj c y a wszystkie swiata pi^kno^ci dzielem njk i umyslu ludzi-bo- göw i ludzi-bohaterow. IJlatego G rek tak kocha i ta k patrzec umie na rzeczy, gdyz m6wi§ mu one ci^gle 0 mocy i sile czlowieka.

Hzymiauin przejal to uczucie, odjijl mu wiele pi^kna, gdyz nie byl takim arty st$ , dodal wiele milosci wlasnej, gdyz byl twardszej i upartszej woli. Ale poröwnie obydwaj, G rek i Rzymianin, w gt§bi swej tluszy zywiq ch§6 0 p a 110 w a n i a z y c i a , gdyz wierz$ w sw?, ludzkij pot<jg§, z ktorej wszystko — swiat caly — nawet i bogöw swych wywiedli. Nie sq. to duchy poddajqce si§ t^sknocie, dalekich zapowiedzi wyczekujqce, odczuwaniem wrazliwe i szczere, ale dzie- dzice Prometnusza, zuchwalq myglij swietne. J e s t w nich wi§cej sztu- k i niz poezyi — , a w poezyi b§di} milowac widome, cieszyc si§ twör-

(10)

cza ksztaltujijci} sit^. raczej, niz wybiegac w dal nieznauq,, w krai- n<j ju tra.

Na tej cywilizacyi wyrosle i z tej przeszlosci pocz§te urnysly za- cliodnie maji} swiadouiosc zdobywczt} pracij wieköw wyostrzou$, wi- dz$ci} kazdej my£li k sz ta lt lepiej i pewniej od oaszej Slowianskiej wyobrazni. Mysl £cina i skupia si§ im krystalicznie, mowa i slowo nie- topliwe ani m§tne, ale przeirzyste s$ i odst§pami nie dowolnie zna- czone. Dla tego wszelki opis ksztattöw, wszelka akcya, navviijzana w stowach, b^dzie \v czynie mysli zachodniej wyrazistsze miala linie, niz w umyslovvoi5ci slowianskiej. D ra m a t i powiesö u narodöw lacin- skich b§di} nieportwnanie lepiej zbudowane i formie postuszne. A le b§dzie im nieraz niedostawato tego, czego wypowiedzie6 trudno, co- si§ uj^c, ucliwycic w Scisle slowa nie da, ani zadnym ukladem wyra- z6w owladn<}6, b^dzie im niedostawalo — duszy. Nie tej duszy, ktö- ra u j a r z m i a , lecz tej, k tö ra oddaje si§, porwac dozwala i poniesc uczuciu — tej, k tö ra zna z a c h w y c e n i e i n a t c h n i e n i e . Dlatego umysi lacinski uie l><jdzie twörczym w poezyi wielkiej w tej mierze, w jakim je s t twörczym w prozie.

Nie b^dzie, gdyz to, co moci} j e s t ludzki}, nieraz ma w sobie za- datek i kl$tw§ niemocy, a miara, spelna prawdy, najtrudnipjszi}. Tem samem prawem niedoskonalo^ci dzieje sig, ze mysl, zastanowiona lin igr barw§, cal$ widoczno^cig i uzmyslowieniem przedmiotu, zapatrzon a w postacie rzeczy, i d z i e \v n i e w o l g k s z t a t t ö w . T r a c t wöwczaspozijdanie rzeczy odleglych, owjj, wizy§ dali, wyczutej t§skno- t<j za czemS, co przyj&i musi, o czem si§ wie w nierozeznanej pl§bi uczu<5, Avie cali} moci) pragnieii, co j e s t poröwni} prawdq ja k oglq,dan»

d z i e j e , a wigkszij. nieraz pi^knoScii}, co je s t brzaskiem ju tr a , co si<j 4 a- rzy w sercu, co si$ w duszy rozpami§tywa, lub zvwi nadziejij. Niema w lacinskich j§zykach w yrazu na s lo w o — z a d u m a . J e s t rozm y-

s l a n i e i zamysl, jeduo oglijda i wazy przesztosc, dragie wazy p rzy - szlosc i gotuje, ale wyrazistfj., rozpoznan$. J e d n a zaduma wybiega kn uieskonczonoäci.

A bez tego wybiegania w dal bezmiern^ nie masz wielkosci prawdziwej, bo nam dana dusza wyczekujjjca i spragniona, ktöra wszystkiego nie wie o sobie. Wokoto nas wsz§dzie tajemnica bytu i dal bezmierna. I moze widnied w t^sknej piesni pastuszka, poröwnie j a k w pytaniu m^drca. To, co skonczoue w sobie, nie ma, nie moze miec nieskoticzonej pi§kno£ci, ktöra je s t zawsze za krahcami dnia, za- wsze ja k o ju tr o , witane jutrzenktj. Myöllaciftska odczuwac zd oln apra- wd§ chwili z nieslycbanij, subtelnoäciij, nieltibianium ie w y t^zacdlugo wzroku i tnv ac z oczami, w oddal zwröcouemi. Odwröci si§ i odwröcic si§ musi, gdyz jij uowe porywaji} chwile i nowe k sz ta lty wabiij, a ona

(11)

nadewszystko z^dna p a n o w a c p o z n a w a n i e m . Ta z^dza nie dopu^ci zadumy, onej r e ] i g i i m y s l i , onego u c z i i c S a k r a ­ m e n t u

.

Ale dlatego poröwnie lacinski umysl mniej cierpi. Umie oczy ku nowym kierowac widnokr§gom i w Swiecie bogini M aji cifjgle sobie stw arzac rozkosze. I smutek nie ogarnie duszy wszechwladnie, i nie pogrijzy woli. Dlatego wszelka rozpac.z mysli b§dzie dla lacinskiego ducha mniej truj^cq,. Nasze mysli stw arzaj§ rychlo z poznanych pojec wyznawanie, stwarzaj}} w i a r y , z czego umysl zachodni czerpie jeno ä w i a d o m o f i o i , i co, jako rozumowanie, rozssjd/.a. Nasze slo- wianskie my£li gotowe nieraz wianj czynic nieutwierdzonj},, zaledwie nieco rozjasnionq, mozliwoöd, cierpiij, tak cz§sto cierpieniem bezplo- dnem, nielitosnem, uczepionem do m arnych s<jdöw, ale szczerem. Nie nosimy w sobie tej ciszy blogiej, ktö ra ptynie z poddania si$ zupelne- go losom, z miloäciwej a cierpliwej oboj§tno£ci buddyjskiej, ani zywi- my zwyci^zajijcej mocy i hartownej stalogci w czynach mysli, mamy lilozofl^ ducha niezestrojon^, slabf}., ktöra btijka si§ wäröd mgiau ic uczucia, jestesmy z röznych piervviastköw niezespoleni w harmonij- nem zJ^czeniu. I j e s t w tem nasza slabosc, ale i nasza sila. Slabosc, psujijca lad slowa i zwi^zlij prostot§, slabosc, k t ö r a sprawia, ze tak malo nieraz przejrzystosci i stroju w naszych myslach, ze si§ uczucia, j a k zywioly chaosu pasujjj, a przytem sila i moznoäc rozumienia i od- ezucia tylu i ta k röznych poj§c, s i l a i n s t y n k t y w n a , ogromna.

I pomnimy godziny, kiedy mysl wybiega w takie dale, ku ktörym nie nadazy, kto zwraca oczy na prawo i lewo, i przed kazdem zjawiskiem kroki odmierzaj^c przy staje—i godziny, w ktörych prosta w yryw a si»?

z duszy piesn, nie pytajijca o wyrazy, ujarzmiona uczuciem, ktö re w piersi w e z b r a l o .

Mimo, z e ta k c z ^ s to d a r e m n y m tru d ry ce rz a zlotej baSni— trzeba, by u ierz^c szedl anie ogl^dal si§za siebie, ani patrzal na dziwy, ktöre mu zastfjpujij drog§; trzeba. aby przejechal mimo cudownych oczu, mimo glosöw rozspiewauych w zaczarowanej dolinie i mimo przerazliwych potworöw—niepowstrzymany, by dotrzec do Swi§tego Gralu. Trzeba, by nas uczucie prawdsj sw§ opanoualo i möwilo za siebie, trzeba, by- smy porwani przez nie, niewolnikami mu byli clioö na chwilkg. Tak rodzi si§ i piosenka wieäniacza i najw yzsza pieSn ducha. A tego u 1 o z y 6 zaden kunszt. nie potrafi. Nie majij, dzieje mygli lacinskiej, ani improwizacyi Konrada, ani skargi biednej Gretchen, nie majij piesni, k töraby zawarla w sobie zakl^ti} t§sknot§ ducha.

J e s t t§sknot,a dusz slabych, a j e s t i t§sknota dusz silnych. Nie wolno kiizdi* melancholi^ nazywac slabo£ciij uczucia. Gdy Abel H e r - mant wstudyum swem o Maupassancie (w „Renaissance la tin e “ num er

(12)

z 15 marca 1904), bardzo z wieluwzgl^döwdobrem, powiada o uczuciu poetyckiem, ze jezeli prawdziwe, bezposrednie i szczere, dowodzi j e ­ ne mlodoSci rasy i czlowieka—niejest w prawdzie. „Poezya s zczera“ — möwi on — „musi by£ odezutfj, a teil przywilej odezuwania polega na teni, aby to, co innym martwem si§ zdaje, poeta jako zywe pojmowal.

P oe ta nie udaje, ale czuje to zycie, czuje, ja k wlasne swoje, gdyz ob- cuje z przyrodq j a k dziecko, dlugo po urodzeniu nierozlqczone zupel- nie od matki. Dlatego poezya szczera zyje u ludöw pierwotnych i u dzieci... Dzieci wszystkie sq, poetami uaw et jezeli u kryta w ich duszy poezya uie objawia si$ formq. literackq... i wszyscy poeci umie- rajij, mlodo, nawet jezeli sztuczmj. reto ry kq przedluzyc pragn;} swq moc poetyckq“ (str. 431). M e masz tu praw dy zupelnej, j e s t cz§äcio-

Ava. MIodoSc daje uczucie poezyi, gdyz zywi w iary i nadzieje nienasy-

cone. Nie z obeowania z n a tu ra jedynie, ale z g l o d u d u s z y , z glodu u czuci nie ginqcych spodzie«an si§ szcz^scia, rodzi si§ poe­

zya, dlatego p rzetrw a ona mlodosc, jezeli wiek rn§ski w iary nie wy- studzi. Wobec wielkiej przyszloäci, do ktorej modli si§ wierzqc dusza, jestesmy zawsze dzieemi, chocby doswiadezenia zycia przyniosly nam siwizn§. Poetq byl mlody Shelley i Byron, ale poetq i slepy Milton, Schiller mlody i mlody Goethe, ale i Goethe s^dziwy, i nasi wieley do koüca zycia. Czyz mniej poezyi w Mickiewiczu w pelni la t m§skich, gdy pisal „Pana Tadeu sza“, niz w Mickiewiczu wilenskim? Nie dzieci, ani mlodzieticy je d3rnie majjj to wolanie duszy, zakl§te w poezytj, ktö- ra nienauidzi „ lite r a tu r y “, bo nie szuka, ani poröwnuje, ale siebie glosi. Przepysznem je s t wezwanie do mlodosci w prologu Fausta, gdy poeta prosi si§, by mu wröcily czasy, w ktörych pieSn, jako woda zrö- dlana tryskala, w ktörych mgla swiat oprzedla daleki, a kazdy kwia- tu pqczek cuda obiecyu al:

Jam nie mial nie — a jed n ak ini xtarczylo:

Zadza ku prawdzie, jasna radosc zlud.

Xieujarzmione wroc serce, eo bilo, (■l^bokie szcz^scie, w ktörem hol i trud, Moc nicnawisci, wraz z milosci sila — 0 wroc mi mlodosc, wr<j • mi w iosny cud!

Goethe, gdy pisal te wiersze, nie byl juz liilodym, ale byl w n aj- wyzszym rozkwicie, w pelni swej poetyekit*j m»cy, i czul najsilniej i najprawdziwiej. Gdyz jezeli dauern je s t mlodoäci to uczucie bezpo-

(13)

srednie i silne, nie jest jej wyl$cznym przywilejem, i znowu slowami F a u s t a möwii}.c:

Wrodzone kazdy zyw i w ducha toni, Ze 11111 uezucie w ybiega ku dali, Gdy po nad liami na bJ^kitu fali

Skowronek piesri swa gtoszaca si^ dzwoni;

Gdy nad wyzyn% ostryeh swierköw pfynie Orze} i skrzydfy w azy sie wielkieini, A nad wodami, nad dolina ziemi, Ziiraw ku swojej powraea krainie...

Ale, by poezya lata mlodosci przetrw ala, nie gasid nam nadziei, ani wystudzac serca, ale mied serce, ogarniajijce smutki i nadzieje wielu, mied dusz§, wsluchang, w inne dusze, aby z nich sity brala.

P o e ta nie sob$ jedynie, lecz Swiatem calym zyd moze, gdy ma nie Avystygli} wrazliwosd i niezamarle pragnienia, gdy mu si§ rodz$ wi- zye szez§3cia wi§kszego, \vi§kszego pi§kna, promienniejszej przyszlo- J§ci, kiedy ma oczy w t e n s e n zatopione. Trzeba, ja k Ulysses na wyspie Kalypso, poglijdad w dal i t§sknid za czemg, czego zycie nie dalo. 1 nie szukac jedynie pi§kna, ktöre wzi^Sc mozna w dtonie i po- siij^d oczami, aby bylo chwil§ rozkoszy, a potem j a k kamyk cisuijc ua obojgtnsj, fal§. Nie byd j e d y n i e a r t y s t g , ale mied milo^d i po- zjjdanie, wi^ksze od artyzmu.

Nie liiow mi o srebrnj'ch wrzosaeh, ani o kwiatöw woni, Ni o strumieniu, Kalypso, co pjynie z clilodnych grot, Mnie dzis oczy w oddal w ybiegfy i m ysl chmurami goni, Jak raewa si§ pluszcze na fali i skrzydtem cliw yta lot...

Ü daj siij napatrzec do w oli, daj siij napatrzee jeszcze, Nie w iesz, czy nam jutro pozwoli nad sinem morzem stac, A gdy wröca oczy pijane — fala, co pila deszeze,

Bgdziesz z nich, Kalypso, ezerpala, bedziesz z nich morze brac!

Poezya ma w sobie zakl^ti} wiar§ i nadziej§ j u tr a , i kaze si$ po- nosid uczuciu. Gdy odtnjcid t§ mySl, wybiegajijci} w dal i t§skn^, gdy

(14)

si$ poezya ku ziemskim ksztaltom przywiijze jedynie, moze byc wiel- k<j, sztukij pojmow aniai patrzenia, ale duszy nie obejmie prawdziwie.

Ci, ktörzy za H oracym möwig: Ty si^ nie pytaj, jak ie mnie i tobie Bogowie wieczni przeznaczyli losy — i nawolujg: „Carpe diem quam minime credula p ostero“ — mog!} opowiadac pi§knosc przedziwnie, ale nie zryw a si§ im w myslach ptak niespokojny, bijijcy wielkiem skrzy- dlem, ktöre zapragn§lo przestworza. Wszystko im do ksztaltöw i do miary sie sciqga, wszystko stawa si§ kunsztem, tej mierze podleglym, wszystko rytmem drobuych wrazen zyje, coraz bardziej ujfjte w pra- wa formy, arty styczn e a gladyatorskie zarazem.

Zachöd lacinski umie przepysznie widziec rzeczy opanowane, wiedziec je i opowiadac. Wschöd mocen zapatrzec si§ w panujfjce i za- ton$6 dumaniem bezbrzeznem, w ktörem si§ gubi zycie. Nasze slo- wiahskie dusze blizsze Wschodowi s§, ale przez religi§ i dzielo dzie- jöw dobyte z panteistycznej zadumy, ku t^sknocie za Bozem ju trem chrzescijanskiej. Dlatego nasza poezya ta k pelna zapowiedzi, pelna wzlotöw nadziei, marzen, skarg, smutköw, pozijdan wielkich, pelna praguijcej modlitwy. I nie je s t jedynie mistrzynif} slöw, a bierze

„ w p i e r s m a g n e t y c z n i e " natchnienie.

*

* *

N iezwykle zlozony umysl — dusza w ktörej zda si§ tyle nie- lacihskiego pierwiastku, choc my£l lacinskiej bystrosci pelna — czlo- wiek, ktö ry sig przej^c potrafil zadunnj, wschodu a zachowal bujmj, si-

1§ czynu i wytrwalij, ktöry s tra c il wiele wierzeü, a przeciez wianj wypelnione ma serce — bramin i rycerz z ducha — oto J e a n Lahor, autor „Chwaly nicoäci“.

J e a n Lahor j e s t Francuzem, nazwisko jego dr. Henry (Jazalis.

D r Cazalis urodzil si§ w r. 1840 w Carmeilles en Parisis, nale- zy wi§c do generacyi naszych ojcöw, do pokoleuia, dojrzalego juz przed wojn$ 1870 r. Mlodoäc wiijze mu si§ z ostatniemi latami romanty- zmu, wiek m§ski z czasami, w ktörych mysl pozytywistyczna opano- wala filozofitj i sztuk§. Nie wchodzil przeto w mySI t§, jak mlod-ze pokolenie, od lat dziecinstwa karmione zapewnieniem, ze wiedza wszystkiem je s t i wszystko dac moze a niczego nie stalo coby nie bylo jej dziedzictwem, nie mial tej wiosny szarej, wystudzonej, w ktörej jedynie entuzyazui lab o rato ryjn y rozumiano, a na inne pa-

(15)

trzano z politowaniem. To przestudzenie mlodzienczego zapalu w re- tortach wiedzy äcislej, zabilo pözniej wszelkq wiartj, nawet wiar§

w pot§g§, i moc zbawczij, wiedzy, gdyz wiara zyje w nieustannym po- rywie mysli, a pozytywizm suchy, okreslony, systemizujiicy kazde uczucie, przeczyl prawdzie tej röwnie bezlitoSnie, j a k falszywie.

J a k w mennicy pragnsjt wszystko wazyc i stemplowacznakiem - nie- przejednany wrög tego co z y w e , a przeciez inaczej ja k uczuciem prawdziwie niepochwytne. Mlody Cazalis nie mial pi§tna ro z c z a ro - wania od lat najmlodszycli, ale przeciwnie, byl z tych, kto rzy ze szcze- rej wiary i zapalu ku wiedzy tworzyli teory§ „naukowego zbawie- n ia “. Apostolowie wiedzy glosili ewangeli§ swq z calq mocq twörczego przekonania, i z calq wiarq, jakij. majij. rodzice mysli, a wlasnq mtodoS6, praguieniem bogatq, oddali w stuzb§ idei. W na- st§pnem pokoleniu idea ta niweczyla pragnienia.

J e s t w tem tra g e d y a mySli ludzkiej, ze w iary swoje przekuwa nieraz na niewiary dla drugich, ze to, cosmy zyciem jako przekona- nie zdobyli, gdy si§ staw a zrödtem, sksjd czerpac majq mlodzi, juz nie je s t dla nich tem samem. My nigdy calyeh siebie i wszystkich d a c n ie mozemy, i sily naszej mlodo^ci przekazac, a te pewniki, ktörym odda- lismy wiar§, niewytlömaczone, niepoj^te nigdy tak samo, j a k je na- sze zycie poj^Io. A tak pozytywisci, ktörzy wywiedli zasad§, i ci»

k t6rzy jq w spuScizuie przejtjli, rözni sq, bardzo i niepodobni do sie­

bie. IIuz bylo zpokolenia, ktöre dzis ust§puje z zycia, entuzyastöw po- zytywizmu, a ilez tej wiary posiedli synowie! Tamci z biciem serca szukali prawdy, zdafo im si§, ze odkrywajq drog§, ze znajdujq jedynq, bezpiecznsj. Nie waliali si§ zqdac prawdy, wyt§zajqc my^li, ani przeto nie porzucali niepewnosci. Ci mlodzi przyszli w godzin§, gdy si§ roz- budowa dziela konczyla i wysilki t^zaly w system, obumieraly w do- gmat. Nie dbali o dalszq dzielno&S duclia, przyj§li dogm at ten bez rozprawy. Nie mieli gorqcej wiary i otuchy ojcöw i starszej braci, ani rozp^du mysli zyciodajnego; przyj^li zas zwjjtpienia i pewno^c, xe si§

skonczylo lilozoficznemu zyciu, ze nie dorzucic si§ nie da, ze nie war- to, ze oboj^tnem i nie prowadzqcem do niczesro balast ten caly podej- mowac i wskrzeszaö zmudnem, bez zadnej korzyäci rozumowaniem.

Pessymizm, ktöry w starszych rösl z troski swiadomej, przejtjli mlo­

dzi bez rozpraw y duchowej—odziedziczonq, prawdq, niezdobytij. Nie chcieli juz przemierzac drogi wlasuem wioslem, rozpina6 z a g l i n a m o - rzu szerokiem. Zwingli zagle, zaprzeczyli wyt^zeniu mysli nie tyle z przekonania, ile z usposobienia. J u z si§ w nich nie budzity poryw y wola ostygla.

„Malo z y w ili“ — m6wi Abel H e rm a n t w sw em studyum — „po- j§c ogölno-ludzkich, malo ich spraw a spoleczna obchodzila... Obo-

(16)

jetno sc ich na filozoficzne zagaduienia dziwi nas i obrusza... N iew ie­

le zajmowali si§ poj§ciami ogölnemi, a zreszt$, nie wiele z tego rozu- mieli... Pozytywizm byl im pod tym wzglgdem bardzo wygodnq. filo- zot'ifl-, pytarn siq nawet, czy nie byl r.tczej wygodf* ducha, niz filozo- fi;j. Umyslowoäc naukowij, przej§li wplywem, ale si§ wcale do niej nie zapalali;nie widziato si§ ludzi niespecyalistöw w dziedzinie nauk, ktö- rzyby, ja k to w X V I I I wieku bylo, dorzucali cegielk^ do zasobu wie- dzy. Czysto teoretyczne konsekwencye odkryc wcale ich nie zajmo- waty, a jezeli jak$ mieli ciekawos'c, to dla dotykalnych, materyalnycli rezultat.ow“. „Möwilem“ — dodaje dalej - - „ze nie mieli poj§d ogöl- nych — myl§ si§. Kazdy je ma, chocby nie wiem j a k byl przeciwnym, lnb do uogölnienia niezdolnym. S$dz§ nawet, ze nie mozua zyc bez systemu, przynajmniej w ntajonej, nieSwiadomej mysli, bez filozofii zycia, choc nierozwini^tej. Ludzie tego pokolenia mieli przeciez jakijs filozoti^, ale w braku wspöldzialania rozumu, puddanq. i stwovzomi przez temperament, przez usposobienie. Blizsi niz my naturze, i je- zeli ta k powiedziec möge, w obcowaniu z nia bardziej cielesnem, od- czuli silniej od nas nieublagauy ucisk jej prawa. P o d d a lisie ncinkowi temu z rezygnacyq bezwladinj, i zgorzknialjj, ktöra nie j e s t stoicy- zmem, oswobadzaj^cym ducha. Nie mieli iv sobie dosyc swiadomosci sadzijcej, aby bez zawrotu poglijdac na ciijgly bieg rzeczy. Byli za- nadto wyl^cznie zaj§ci zyciem i uzywaniem, aby co chwila nie odczue posmaku smierci. I nie powiem, ze doszli do konkluzyi peäsymizmu, gdyz nie wnioskowali wcale, w ystarczyio im przecie isc za naturalnsj, sktonnoSeia i popijdem, by w tak$ popasc wiar§; a ten pessymizm, ktö ry nazw§ zmyslowym, j e s t moze ostatnim wyrazem prostego roz- Sijdku, poröwnie ja k transcendentalny pessymizm ostatnim wyrazem rozum u“ (La Renaissance latine, z 15 marca 1 !>04 r., str. 423 — 424, o Maupassancie).

Przytoczylem z umyslu dluzszy ust^p z pracy Abel H erm anta, uwazajijc Sfjd ten o ludziach z przed dwierc wieku za prawdziwy i ja- sny. Pokolenie, ktöre moze najlepiej wyrazil i wypowiedzial Maupas­

sant, bylo znamiennie rözuem od starszej generacyi, nawet od sta r- szycli braci, inne przedews?ystkiem brakiem wiary w siebie i zani- kiem filozoficznego myslenia. Nasze tiajmlodsze pokolenie wnosi znöw nowe, odmienne c.echy mysli.

J e a n Lahor nalezy jeszcze do tych, ktörzy o dogmat wiedzy wal- czyli, ktörzy pragntjli wiedziec o sobie i o zyciu, i si^gac myfilfj.

w otclilanie.

Pochodzi Cazalis po ojcu ze starej hugenockiej rodziny z L a n ­ guedoc, ktöra bojowalaprzez wieki za praw a swobody sumienia i wol- lio-^ci cztowieka. Musieli to l>yc ludzie wytrwali, niezrazajacej si§ od-

(17)

wagi, leistej, siluej mysli, gotowi na poswi§cenie i walk§. M a tk a b y l a katoliezkg.. I syn za matkij, wiare przejgi. Mlody, gorijcego s e r c a i po- stanowien (Smialych, rw a l si$ ku nauce lekarskiej. N a tu ra ojea, przed wysitkiem i trudem nieodbiegaj^ca, i usposobienie matki, wierzijce bardziej po katolicku, a u i§c nie szczerzej, ale serdeczniej I^czyly si§>

by (lad mtodziencowi pi^kuy zadatek w iary w zycie. Rozpocznl za wo­

li}, ojea, ktöry sam lekarzem by}, nauki prawne, ale mysli} nie byl z tym kierunkiem studyöw. Po smierci matki przerzucil si§ na medy- cyn§, i jako lekarz, juz brat udzial w wojnie z Prusami.

W iedza lekarska j e s t wielki} naukij. zycia. Möwi o smutkach by- tu, o n§dzy czlowieka przepastnej, i o zbawienin, o ratunku. W uiej czerpac mozna melancholi§ i zal, zesmy tak uiedol^zni, opuszczeni, slabi na drodze zycia, ale mozna poröwnie hartowad odwag§, bronifj- cif pi§dz za pi^dzi^ szcz^scia luclzkiego przed losem.

T dusza Cazalisa poddala si§ wpiywom obydwom, rozdwoila sie w sobie na smutek i na otuch§. Wiedza, najbardziej ratujijca, a prze­

ciez daj$ca tyle niepokoju serdecznego, odebrala mu wiare, na dogma- tacli budowani}, ale nie potratila odjijc religii duszy. I przeciwnie, zda- la si§ umacniac i pogl^biac. H e n r y k Cazalis je s t religijnym czlowie- kiem. Uczucie, z ktörem wchoxlzil w zycie, nie zgin§lo, innem j e s t po- zornie, ale si§ nie wyrzeklo nadziei. Rozdwojeuie to niestychauie je s t psychologicznie ciekawem.

Pozytywizm, w najszlaclietniejszem zuaczeniu, wierz^cy w lepszi}

przyszlosc, w szcz^scie ludzkie, zdobyte pracij, wywalczone na losie.

W iara, odwagi pelna i entuzyazmu, siln a i rzymska, ktöra po nad tru d si§ wzbija i po nad przeciwnoäc, i po nad niepewnosci. Contra sjum spes, wiara, möwifjca: „si fractus illab atu r mnndus impavidum ferient ru in a e “. Z niej w ytrw aly, nieustawaj^cy, zawsze mlody czyn. A na - przeciw tej energii pewnosc. przej§ta w mysli, ze wszystko znikome i niszczijcemu poddane przeznaczeniu. I jedno tylko poznawalne, pe- wne, uieuniknione, wszgdobecne: Smierc. L e k a rz blizej, niz ktokol- w ie k in n y ; widzi ji}zaczajonq,nieuMagani}. R o z k l a d i S m i e r c . Koniec, z ktörego rodzi si§ nowy poczijtek, i tak nieskonczenie, i tak ciijgle od z a ran ia Stworzenia. Po co trw a wszystko? Kimze je s t Stwör- ca? Co za mySI przewodniczyla tej Zgubie nieustawaj^cej? Czemuz ten korowöd powszechnej Smierci? Otu pytania, dr^czace dusze ludz- ki}. Nie chce przed nierni uchodzic umysl Cazalisa, kryc si§ w bezpieczne formulki niewiedzy i oboj^tnosci. On praguie wiedziec—dlatego cierpi.

()n oboj^tnym nie j e s t —dlatego pyta. I mysl, nad temi pylaniami pracu- jijca, zwröcita si§ ja k kucudownej krynicy, ku filozofii Wsehodu, i po- znala praw dy starych Ved, skarbnice odleglej tak, a tak blizkiej nau-

(18)

ki, i pessymizm szlacketny, pelen serdecznej miloäci ku blizniemu, pessymizm Buddy.

Rzadkq u francuskich umyslöw truskij filozoficznq wytrwaJy, nie odjql si§ H e n ryk Cazalis temu d<jzeniu, k t6re kaze rnyäl poznawa- liij sqdzic pytaniem o jutro, nie zadowolnil si§ wyznaniem tatwem a nieszczerem mysli, wygodnej na dzisiaj, formulq, z bystrych a czczycb slöw ulozon$. Szedl gl^biej i dalej. Odwazna sumiennosc zmuszala go do tego, a röwniez przymuszalo uczucie zywe, pragn;]oe.

Z b r a ta ly si§ w tym umy^le dwie rözne wizye, dwa odmienne poczucia zyciowe, czujny, czynom skory duch, i serdeczna, zamyslona dusza.

I 'ilozofia i energia, pierwiastek m§ski i zenski pozqdania. Stowianin bylby wazyl mysli, nie dzialal moze, a gdyby tylko lacinska mygl to pojuiowanie wychowata, nie mialoby ty le poezyi w sobie. Tak wi§c zyja tu, jako by dwaj ludzie zbrätani, z ktörych jeden z oczami, w przeatwör zwröconemi, chciaiby rytm swiata odgadnqc, i smutnym u zrokiem oglqda wieczyste wschody i zachody, dni, zgony i narodze- nia rzeczy. A drugi w dziel i prac wirze nieustaunie nat§za siJy ku pomocy bliznim i pocieszeniu.

Tak zlozona i bogata n a tu ra musiala si§ wypowiedzieö. Gdyby nie mogla, nie bylaby tak bogatq. I tu znöw rozdwojenie czlowieka.

.Test dr H e n ry k Cazalis, lekarz, filanfrop, pracownik niestrudzony, i je s t J e a n L a h o r — poeta, my^liciel, zadumany w Stworzeniu.

Rozpoczyna szereg prac swoich zbiorkiem panteistycznych wierszy, nazwanych: „Melancholia“. Wychodzj} te wiersze okolo 1873 r. Potem: „Piesni milosci z Wloch i Sz w a jc ary i“ utw ory mlo-

<lziencze, ktörych dzis nikt moze nie odnajdzie, ktörych sam autor nie posiada w zbiorze.

Z kolei nast^piija naj wazniejsze dziela Lahora: 1’ I l l u s i o n , wiersze, juz w nastroju indyjskiej nauki zycia, a ktörym takie polo- zyl nazwania: spiewy milosci i Smierci, gpiewy panteistyczne, chwala nicosci, ciemne godxiny, a wreszcie wiersze stoickie i wiersze zlocone.

Röwnolegle do tych poezyj, möwiqcych nam godziny myäli, wypowia- da wiar§ swq w ksi^dze, ktörej dal tytui: C h w a 1 a n i c o s c i (Ia (lloire du N£ant>, a ktörq podzielil na rozdzialy: pod pölnocnem nie- bem, na wschodzie, 1’ Illusion, i Kosmos.

Obok tej ksi§gi spowiedzi swojej duszy, pisze Historyt; lite ra tu ry indyjskiej, pragnqc dac w krötkim zarysie dzieje wyobrazni i teoryj wyhodowanych na starej ziemi A ryjsk iej, dzieje umyslowe i religijne p r a s ta ry c h czasöw, ta k pokrewue przecie pesymizmowi zycia, ktöry nas opanowywa i ogarnia. Ksiqzkfj t§ poSwi^ca Pawlowi Bourgetowi.

(19)

Za xiig. wydaje nowe wiersze: „Czar S iv y ", wreszcie zbiör k röt- kicli rymöw, naäladowanych formg, z czterowierszy Kheyama, a p r z y - ftisanycli Abu-Ham ed Mohamed ibn Achmet Al-Ghazalemu, filozo- fowi arabskiemu z roku -450 liegiry Cr. 1058). Zbiorek ten nosi tytut:

Les Quatrains d ’ A l-Gbazali. W reszcie dodac nalezy do tego wyli- czenia dziel L aho ra ttömaczenie: Piegni nad pieäniami.

Miody, spoglijdajfjcy na swiat z umilowaniem zycia, z umitowa- iiiem czynu, je s t Lahor poetij, ktöry zrazu upojonym wzrokiem objsjl czarown^ pi^knosö stworzenia i ksztattöw pi§knos6 rözuolit^, buj- iii} i strojns}. Slawi äwiatlo, spiewa niebo i rnorze. Cieszy si§, patrzijc na kolysanij fal§ i möwi o niej:

Danscusc bizarre dont l'Anie (.'hange d’humcur ;i tont moment, La Mediterranee est femme Kt je su is l’un de ses amants!

(L’Illusion, str. 65).

Ale utuda nie polozyla mu na oczach dtoni uwodzicielek. Je ze li niodra ton morza tancerka mu si§ byc zdaje, pyta: czemu dusza tan - cerki jest nielitoäciwa i klami§ca? Czemu sluzy, co w sobie zywi prze- st.wör morza i ziemi? I mysl d^zy mu ku dali niespokojna, nieukojona.

Nie starczy jej z a c h w y t p i § k n o ä c i , pragnie, pozada z a ­ c h w y t u p r a w d y. To je s t mysl silna, ktöra garnijc moze w sie- l>ie wiele smutku i wiele nadziei, i nie przy tu la si§ do niklego szcz§- scia, to je s t my£l szczera i skora, k tö ra nie czyni lenistwu obrony.

W i§c si§ i przerazen nie[l§ka i wchodzi w okrsjg straszliw y py- taj^c, czem Przeznaczenie, poznajfjc S m i e r c .

„Nieskonczono&S nad glow<j mojij, pod stopami znowu nieskon-

<‘zouo3c, a w posrodku tego rozgw ar ulic, m<jzczyzni, kobiety, cale to bloto... Jakiz to sen, i czyj sen? Czy möj, m egoskolatanego mözgu czy tez i mözgu Nieskoüczonosci, schorzalego poröwnie mojemu“

(('hw ata nicosci, str. 3).

Terni slovvy rozpoczyna ksi$zk§ o „Cbwale nicosci“. Czem zejest dusza? Tancerka uludy, i dla czegoz to, co trw a, trw a dalej, gdy

wszystko w rum si§ sypie niepowrotnie i zywi w sobie zaglad§.

(20)

\V sw ych wielkich, czarnych oczacli Peri Chowa kiam stwo kobieta czarownego ciata, Dia eliw ili, jak sen nieszezerej,

W m itosci, jak sen krdtkiej, tysiace jmjmala.

0 Allach, Allach, ty s niesyte,

Dal jej oczy, a inemu sercu zadzy bieie, I’auie, co wJadztwo dzierzysz skryte,

Czemuz sm ierc zyw isz w zrodle, kedy tryska zycie?

(L’Illusion. Chants de rAinour et de la Mort, s tr . 79)

Za to wszystko nieszcz^sne, uikczemne, za to wszystko zle, ktöresi§

pleninaoköl—napetniadusz§ poety,.smutek nieprzebrany. „Najnmiöjszy wyst§pek, najmniejsza brzydota, najmniejsze niezasluzone cierpienie (azbrodui, brzydoty i cierpien niezasluzonych, nie brakto od pocz^tku czasöw), przecz!} optymizmowi, k töry wzdryga si§ przyzna6 wiecznie chaotyczny stan swiata; bowiem kazda z tych zbrodni, kazda z tycli brzydot i z cierpien tycli ka/.de wynika z dalekiego powiqzania przy- czyn i skutköw, ktöre d o t y c h c z a s n i e b y j y w s t a n i e stwo- rzyc czegoä innego i wprowadzid w Swiat, czegoby si§ mialo prawo spodziewac, tadu, pi^knosci, sprawiedliwoSci. Ow öi te przyczyuy pod- legle czyz nie zdajij, si$ swiadczyd ujemnie o Przyczynie pierwszej W szechrzeczy?“ (ChwaJa nicoSci, str.4).

Dusza czysta i serdeezna Lahora, ktöra z rado^ciij, zycia mlo- dzienczij wybiegta ku poznawania, wzdrygn§ta si§, zdj<jta bölein rzeczywistosci. Tyle ztego, tyle okrutuego zfego! Po co to wszystko i dla kogo? Oburzylo si§ i zal^klo serce sprawiedliwe. Poröwnauiem pospolitem a brutalnie szczerem powiada: „ze starego papieru robi^, nowy, a ze zmarlych zywych, i tak do kotica czasöw wieczyäcie. J e - zeli wi§e tak jest, nicosd dla nicosci, czyz uie lepszij, bylnby nicosc ci-

cha? (tamze, str. 5).

I mysl poety stau§ia u progu N i r v a n y . Nicosccicha, nicosc ukojona, bloga, to niebyt, bezden ciszy, to nieistnienie. Czemu myäl goni za drogami gwiazd, czemu wybiega na niebo?

„Na placu, ktjdy swiecit ksi^zyc, biedny, obdarty czlowiek poka- zywal gwiazdy za kilka susöw, i w kropli wody pokazywal gwiat dzi- wny infuzoryöw. Widzialo si<j gwiazdy, przechodz^ce ja k krölowe, a ja k pospölstwo, zw ierz§ta w kropli wody, ktöre si§ wzajem tri}caly.

Od nieskonczenie wielkich, do nieskonczenie drobnych, biegta, zdzi- wiona temi dwiema przepasciami, mysl, przerazona tij ciszij, dwöch

(21)

äwiatöw, gdy ucho lowilo g w a r uliczny i krzyki brudnego, obdartego czlowieka. Je m u nieskonczonosci dawaly par§ sus6w zarobku... A ta- kim je s t poeta, ktöremu widok rzeczy daje chwilami zdobycz kilku mygli, lub marzen k ilk u “ (tamze).

A to wszystko, co si§ roztacza przed wzrokiem naszym niezro- zumiale w pi§knosci swej i w potwornoSci niepoj§te? Podobnismy mröwkom, patrzqcym na zachöd slonca purpurowy.

Zacbodzilo w czerwieni olbrzymie, wspaniafe Slorice — u nc5g mych w traw ie szly owady male, I przy tym liidku, ktory u mego podnoza

Dazyt do lasu w ielkich ktosöw zboza, Dusza moja pragn<;ta widziee zam yslona,

Jaki ksztalt w drobnych mozgach ina ogrom, co kona, I przestrach, i zdziwienie zwierzatek brac w siebie, P atrzacych, jak w krwi plawi si$ potwör na niebie.

(L’Illusion, str. 270, l ’äme des betes).

„ Wi§c pocöz cieszyö si§ zyciem? D la kogoz ten swiat? dla nas?

Alez ledwiesmy weszli w zycie, myglimy tylko, j a k si§ r o z e r w a c , j a k si§ wyrwac ci§zkiej nudzie zywota, przygn§bieniu godzin monoton- nych. Dla Boga? Ale jakiegoz B o g a te n widok uwesela?“ (Chwala ni- coäci, str. 7).

I poeta wola z g!§bi serca:

„Dieu du Ciel ne souffres tu pas de voir toujours l ’homme tra- verser ton r£ve!“

Zdalo si§ duszy cierpiqcej, ze poznala kres swojej drogi i p ra -

\vd§ rzeczy w straszliwem prawie N a tu ry , ktöre wszystko podleglem zniszczeniu uczynilo; äwiadomo^c, zesmy ja k n^dzne, älepe robaki ziemi, losom, poröwnie Slepym wydane, ze nie na przestworzach Nie- ba nie swita, ale wszystko wieczystym je s t chaosem. Przerazajqca mysl uietrwaloäci, wobec ktörej wszystko je s t zludq i omamieniem zmyslöw, ogarn^la umysl L ah o ra i przej§la pessymizmem, nie z uczu- cia jedynie, ale z najgl§bszego przekonania zrodzonym. A tu zderzy- ly si§ walkq dwie ^ity tej duszy, dwa tego umyslu dqzeuia, aby zwy- ci§stwo zostalo przy nadziei. W przedmowie do ksijjzki swojej tak möwi Cazalis o sobie:

„ftwiat ten zdal mi si§ prawie röwnym Dico^ci, a na tej gl§bi ni- coäci uluda stw arzata wyobrazenia jestestw . A wöwezas przerazilem

2

(22)

si§. Ludzkosc nie doszla jeszcze do tego stopnia swiadomosci, ale dojs'c moze, a gpieszyc si§ trzeba tym, ktörzy jej tej strasznej obawy oszcz<j- dzic pragusj. i ocalic w niej zycie i sittj moral 11$ czlow ieka“.

Tu, naprzeciw zamyslonego filozofa, staje szlachetny, dzielny czlowiek. Stawia sobie pytanie, na ktöre dwie odpowiedzi: rozpacz i bohaterstwo.

„ Jak ze z moze pessym ista“ — pyta — „zacliowac radosci serca, zachowac i mnozyc energi§, nie trac$c konsekwencyi przekonania“.

Odpowiedz wybrat dawno, nie mögl dad innej, gdyä ta b y la m u przy- nidzoni} dzieluosci$, i powiada: „ze ludzkosd z tej pessymistycznej wiedzy, ja k z dogmatu i zalozenia mysli wychodzijc, winna d$zyd ku odbudowie moralnoSci swej i wiary, w i a r y w s i e b i e , jezeli nie w B o g a “ (Przedmowa do Chwaly nicosci, str. III).

Dla L ahora switjtem je s t przekonanie, ze moce zbawcze ludzko- sci zyjij i dzialajfj w niej na przekör wszelkiej przeciwnoSci. Moce te., to p o z j j d a u i e s z c z ^ s c i a i t w ö r c z o s d . Nie spuczywa ducb ludzki ani w sm utku, ani w szcz§41iwoäci, ale ma w sobie wieczne zrödlo poz$dania, a z pozqdania rodzi si§ i roänie dijzenie. Mimo zle, mimo n$dze istnienia, mimo zniszczenie, czyhajijce na kazde dzielo zycia, nie ustawa czlowiek w zijdzy bytu, ani ustawa w d$zeniu, na­

wet m i m o z e w i e o bezlitosnym kresie wszystkiego.

„ J a k kochanek“ — möwi L ah or — „chociaz nie wierzy, kocha i kocha, chociaz wijtpi, chociaz czasem pogardza, tak mysmy, zako- chani w pitjknogci, otaczajijcej nas i zludnej, i zakochani w czynie rnyäli naszej, a przeto winniömy, w tej chwili zycia, ktöra nam dana, obj^c i uchwycic, jezeli to mozliwem, nieskonczonogc milosci, snöw, myäli, uchwycic, ja k swiatlo skupia si§ w dyamencie, jak blask nieba, w kropli wody zakl§ty* (tamze, str. I V — V).

Nie z optymizmu tedy, ktöry glosi zadowoleuie, ale z bezgra- nicznej pewnoiäci pessymizmu winnigmy czerpad sily do walki z ni- kczemnem, upadlajijcem ztem zycia. Widzimy wokolo marnosd i brzy- dot§ — rwijm y si§ ku wyzszym, pi§kniejszym celom. Kochajmy pi<j- kno w naturze, a jezeli wszelkiej pi§kno6ci nie da nam n a tu ra skjjpa, stw arzajm y jij. w oköl, stwarzajmy jtj z e s i e b i e . Czyz to, co czci- my jako dobre, szlachetne, szczytne, czyz to nam danem bylo, a nie raczej wywalczonem przez ludzkosd wdlugich dziejach wysilköw i pra- cv uieustawaj^cej, czyz te zdobycze stuleci, te zapewnienia bohater- skie, te zwyci§stwa na ltpsze dni, na to, by si^ ich wyzbyd, porzucid i rozproszyc na marne? Nie — po stokrod nie! To moc, dajijca now e moce, to skarb sily na szez§6cie lepszego ju tra . My zdobywamy swiat

(23)

m y zdobywamy zycie. Przeobrazaniy ziemitj i przeobrazamy siebie.

Budowuiczymi jestesmy, wynoszgc prawa moralue i dziela, panujg.ce j a k gmachy wspaniale, j a k tryumfalue luki. pod ktörymi przechodzg przyszle pokolenia. Z czynöw naszych przyszloäc, w iara i Böstwo dla swiata. Nie wyrzekac si§ wi§c trudu, ale wyttjzac. My iskry wyrwali- smy Niebu, aby ogien ziemski roznieci<M

Widzimy jak mysl poety wyrywa si§ z kregu zw^tpienia, opusz-

•cza szlak smetuej zadumy a dsjzy prometejskg drogg. Ozwaio si§

uczucie, ktöre si§ zarzy w piersi odwaznej — uczucie woli uieujarz- mionej wyzywnj^ce los do walki. Mamyz zdobycze ducha zatracic?

„P rze z wieki w tej n§dznej i upodlonej ludzkoäci“ möwi L ahor „wy- tw arzala si§ arystokracya ducha i trzeb a nam kazdemu byc z ni^albo nie byd razem. Zaiste ideal n a r z u c a s i e n a m o b o w i j j z - k i e m i obowi^zkiem przywifjzuje — ja k obowi^zkiem j e s t odk^d pow stala röznica mi^dzy besty$ a czlowiekiem — czlowiekiem byc, a nie zwierz^ciem“ (str. VII).

Obowiijzkiem ducha! N o b l e s s e o b l i g e — oto haslo i wska- zaiiia, ktöre w uczuciu poety z pessymizmu wyroslo — oto rdzen, pod- staw a moralnosci i religii spolecznej. Skoro bowiem czlowiek wie—

i poznajijc swiat przenikliwem spojrzeniem rozrözuia zle, przeto sie­

bie ode zlego oddziela i tworzy wlasny äwiat dobra. Z rozeznania, ze sila b rutalna nikrzemng jest, stw arza poj§cie prawa - - z wspölczu-

■cia cierpieniu stw arza religi§ litosci i milosierdzia. I w slowach pel- nych wiary w czyn liulzkosci swi§ci L a h o r powolanie szlachetnego pessymizmu, k töry ludziom w y k a z a l n i e d o l § — a wzywa do wywalczenia zycia lepszego i wyzszego. Mysli tej sluzy lekarz i uczo- nv zwyci§zajg,c ulomnoSci flzyczne — „zmuszaj^c N a tu r §, tworzfjc ja k ona tworzy, by przezwyci§zyc niebawem Smierc, a przynaj- mniej ukröcid to, co by mozna nazwac m o r d e r s t w a m i s m i e r -

•c i, jej poröwnie artygci i poeci oddani strojem w rostroju wsröd ksztaltöw nieladu i pospolitoäci b§d$cy — ona to budzi i przyzywa bohateröw i gwi§lych zycie swe za blizniego oddawaj^cych, wznoszg,- cycli si§ nad poziomy, wierz^cych, ze jednostka wöwczas jedynie jest silng i trwanie ma w sobie, jezeli zywot swöj pol^czy z ojczyzng lub ludzkoscig, a wöwczas udzial ma w szerszym bycie, w dluzszem trw aniu ludzkogci i ojczyzny“ (tamze str. X).

Tak poj<jty- taki pessymizm—pelnym stoickiej c n o t y j e s t i wzy­

wa do boh aterstw a nie do omdlewania woli... Wiesci zorzq przyszlo- sci promiennej. Poeta mysliciel wierzy: ze „jezeli przyszla nauka nie odnajdzie Boga, ktöry winien byc w swiecie zywij sprawiedliwo- sciij — my bez Boga stworzymy co B o s k i e i z chaotycznej nocy

^vzbudzimy äwiatlo: e r i m u s s i c u t D e u s (tamze str. X I).

(24)

„I zalozymy r e 1 i g i §, zwifjzek dnsz 'ludzkich, ktöra bt^dzie miala moc niecenia zapalu, religi§ zrozpaczonych moze, ale zrozpa- czonych bohatersko, religig ktöra zblizalaby si§ troch§ do Stoicy- zmu — a zwlaszcza do nauki pierwszych Buddystöw.

„Tak, — sadzimy z prawdziwq buddyjskq naukq., ze wola i czyn przeszlosci stw orzyly terazniejszo£d, ze przyszle zycie ojczyzny lub rodzaju dzis i w kazdej dobie budujemy z bl§döw ja k i z cnöt, ze sla- bo^ c ija k i z energii uaszej. A taka walka mi^dzy uikczemnie ma- lij, wolq czlowieka a konieczuosciami losu, ktöre co chwila g r o z q je j i przytlaczajq — taka walka cliocby j a k ci§zk$ byla, ma w sobie ]>i§kuosc, ktöra nas kusi — z walki tej bowiem m§ska si^ rodzi du- m a “ (tamze str. X I I ) .

I poeta temi stowy konczy przedmow§ swojq: „Moze teraz lepiej!

zrozumiauq b§dzie ta ksiqzka, pelna wzruszen, niepewnosci, radoäci i smutköw, entuzyazmu i rozpaczy, a na koncu jej akt wiary, final po- wazny i religijny — historia animae meae'* (tamze, str. X I I ) .

Odwracamy k a rty ksiqzki, czytamy jq z mysli}, uj^tq szczeroäciij, poröwnie j a k szlachetnoscia duszy, ktöra szuka, za prawdq duszy,.

mimo niewiary religijnej, odczuwajijcej tak silnie böl i smutek zycia, tak wspölczesnej, i tak pokrewnej uaszemu slowianskiemu, naszemu polskiemu nczuciu, a odwaznpj, mimo zaloby. J e a n Lahor pojrzaloczy- ma wyt^zouemi w przepaäci zycia, nie zwqtpil przecie, ale w o 1 § p r z e c i w s t a w i l n i e d o l i .

Nie ta k 6wietny slowy, nie ta k geuialny rozumowaniem, ani t;ik konsekwentuy, je s t on przeciez poczuciem prawdy wyzszym od dwöchs arcymistrzöw pessymizmu, Nietzschego i Schopenhauera, nie wspo- mn§ juz o Hartmanie. Wyzszym, edyz zachowal ufnoSc w moc dobre- go, chrzeScijanskij. godnoSd .<§wi§tego czynu. Zachowal wiare d o - b r e j w o 1 i .

Zwycifjzyta w nim logika szlachetnoäci, ktöra rodowöd swöj czer- pie z wiekowej kultury chrzeäcijanskiego ducha, Lahora filozofa zwy- cifjzyt czlowiek Cazalis, wyzszy tem utajouem poczuciem, o ktörein P a n we FauScie möwi do szatana: „Ein gu ter Mensch in seinem d un ­ keln D range ist sich des rechten W eges wohl b ew usst“!

Scisle rozumowanie na inne wiedzie szlaki. Jezeli przyznamy za prawde zasadnicza, ze w stworzeuiu niemasz Böstwa to je s t görujqcej, swiadomej siebie i celowej Mocy, musimy przyjqc dwie alternatywy:

albo uböstwiö nieokreslonq si}§ wszechbytu, co röwnem j e s t zapra- wdij uböstwieniu Nicosci, gdyz ta sila niema ani Istoty, ani celu swiadomego, uböstwid zatem 6 1 e p $ P r z e m o c , albo uböstwid

(25)

«zlowieka. N a tym krancu widuieje k ult wlasnej sily, wlasüego praw a i pi§kua, zatem kult samowoli i najwyzszego egoizmu. To N a d c z l o - vv i e c z e n s t wo, Nietzsoheanizm. Na tamtym kult bezmyslny Pot§gi, ktörej igraszki} zywoty jestestw ginjj.ee i r o d z ^ e si§ bez liku. Wszel- kie wi§c Äycie bl§daym jest. ognikiem na moczarach, a swiadomo^d tego nieszcz§sciem duszy, ktörej jedynem )irawdziwem szcz^sciem niewiedza, splyni§cie si£ z Wszechsihj, — N i r v a u a .

K u tym dwom krancom d^zy wszelkie rozumowanie pessymizmu oilmawiajace Swiatu Swiatla Boiego. Albo trzeba rozniecid plomien ludzkiej prawdy, albo uznad paiiowanie ciemnosci. A le ludzka prawda, uczyniona prawem wyl^cznem, prowadzi 11a bezdroza. Gdziez je s t granica, k tö ra jasno i sprawiedliwie oddziela l u d z k a p r a w d § od m 0 j e j p r a w d y ? Zrozumial to doskonale Nietzsche i — po- t^pil moralnosd chrzegcijanskfj.. Nie ostoi si§ ona bowiem, skoro z niej C hrystusa wygnamy, gdyz mimo, z e1 jarzm o K rzyza lekkie, je s t 0110

liarzuconem nam jarzmem. Narzucic je zaS dozwolilismy sobiejedynie przez w i a r § , nie przez z g o d § . I t u j e s t b l ^ d filozofiiLaliora, ktöra jeszcze wierzy, ze czlowiek bez przymusu duclia mögi dobyd ze siebie tyle szlachetnosci i zechcial rozdawad si§ blizuim. Gdyby ta k byio, roslaby moralnosd Swiata sama ze siebie w pi§kno coraz to wy- nioSlejsze. Nie widzimy tego, ale widzimy przeciwnie, ze wszystkie wielkie nauki moralne krzew ity si§ z wiary, a wiara ta n a r z u c a n 4

byla ludziom. I czy ducli wladca nazywal si§ Mojzeszem czy Budd^, Mahometem, czy ja k swiat chrzescijanski wierzy, Chrystusem, Synem Bozym, wsz^dzie tak samo opanowywal wol§ i sumienie z ^ d a n i e m w i a r y . Przekreslid to uczucie, a mied ufnosdjedynie, ze co£ byc m o z e , to poröwne rozbiciu woli. Stoicyzm w’y r a tu je nieliczne jedno- stki uszlachetnione rassi, tradycy^, wycbowaniem—rzesza w pessymi- zmie znajdzie zaglad^. Z a l o g i s t a t k ö w 111 u s z i j w i e r z y d, z e p o d r n g i e j s t r 0 n i e m o r z a - l i j d c z e k a. Przeszacowa- nie wrartosci w uczuciu wiary, to zabicie tego uznania.

Ale — powiada L a h o r —je s t utajoua my£l zycia, j e s t r y t m u k ry ty wsz^dzie — zywy, drgaj^cy — jakies pulsujijce t§tno wszech- swiata, ktöre äwriadczy 0 sobie i w instynkcie najnizszych zwierzat i w myäli ludzkiej naj wyzszej.

„Rytm jest wsz^dzie i we wszystkiem — rytm, ktöry juz zyciem j e s t w sobie, wsz^dzie czy w plynuej komörce w sfer§ doskouahj. ja k gwiazda zakltjtej, czy w krysztatach gradu, Sniegu, lodu, ktöre n a s z y - bach naszych w magiczne rozrastajij si§ paprocie. I rytm je s t w che- miczuym zwisjzku ciat-metali czy metaloidöw, i^cz^cych si$ wedlug liczby i wlasciwego stosuuku — i j e s t w tych wirach, w ktörych kr<j- i q ziemie, ksi^zyce i slonca i w tem, ze morze wznosi si§ ku gwiaz-

(26)

dom i w falowaniu, w prgdach tego morza i \v koliskii, ktörem p rzele- w aja si§ wiecznie wody z morza w powietrze, z powietrza w plasz- czyzoy i göry, z gör i plaszczyzn powrotnie do morza. Ale przede- wszystkiem w najwyzszym stopniu je s t rytm w tym cudownym swie- cie roälinnym, gdzie wszystko muzyki} j e s t — czarem dla oczu i w gwiecie zwierz§cym, w przepysznej jego anatomii. „I mozna po- j ^ c “ möwi z przekonaniem silnem „ze starozytni uböstwili ludzi, ktö- rzy nosili w sobie pot<jg§ — c z a r r y t ra u, stwarzali sztuk§, pi§knor prawo moralne — (prawo moralne — rytm w sferze czynöw ludzkich) i uböstwili ich jako maj^cych ten dar prawdziwie boski wyczucia i wypowiedzenia rytm u widomego czy utajonego zakl^tego w istuie- nia, tworz<j,cego w nich zycie, lad — pi§kno bez skazy. (Cliwala Ni- coäci str. *249).

Czemze wi§c je s t 6w ry tm -in s ty n k t zyciodajny? Lahor na koü- cu swojej ksi^zki, a zarazem swojej spowiedzi — pyta si§ sam siebie.

niepewny a szczery, i przyznaje, ze instynkt najnizszych istot Stwo- rzenia — w p o d z i w w p r a w i a i m sj c i r o z u m o w a n i e a zmusza prawie by uznac i s t n i e n i e k i e r o w n i c z e j M y ä 1 i — chodby me^wiadomq, siebie byla — istnienie mysli tej we wszystkich jestestw ach, we wszystkich czgäciach substancyi (tamze str. 248).

Tem wyznaniem przenosi rodzicielstwo i najgl§bsz$ przyczyn^

prawdy z woli czlowieka na Moc tajemniczij, ktörg czlowiek odgad- n$c i wyrozumied si§ stara. Zatem ludzie, ktörzy pi^kno na ziemi stwarzajjj, nie ze siebie, nie z wlasnej mocy je wywiedli. Oni je wy- czuli — oni je wyczytali w Stworzeniu. A jezeli wyczytali to ze na- pisanem bylo — utajonem moze ale nie dla wszystkich ani na wieki,—

ale o b j a w i a j ^ c e m sifj i o b j a w i o n em. I tu j e s t prze- ciwstawienie z Nietzschem — röznica mysli zasadnicza, gl^boka.

Religia, nazwijmy jq tak, b^dzie u L a h o ra arystokratyczng — u Nietzschego despotyczmj. Pierw szy powiqze spolecznie czlowieka z ludzkoSciij, lndzko£6 z calem stworzeniem — drugi ni6 braterstw a zerwie, a da czlowiekowi wi§zy, aby kr^powal zycie bliznie ku swojej chwale. U L aho ra czlowiek budovvniczym bijdzie dla spoleczenstwa.

u Nietzschego sam sobie stawi oltarze. L ah or nie tylko uzna sumie- nie, t§ dohrg wiedztji dobrg wol§ skierowanfj ku bliznim, ale uczyni j e prawem - Nietzsche wywyzszy jedynie wol§, ktöra sluzy sobie sa- molubnie „poza krancami dobrego i z l e g o “. L ahor b^dzie chrzeScija- ninem w duchu — Nietzsche chrzeöcijaüstwo odepchnie.

Ale skoro raz przyjmiemy dogmat zupelnego pessymizmu — wydaje nam si§ konsekwentniejszem m o r a l n e stanowisko Nie- tzschego — ktöremu przeciwstawic mozna logicznie, nie wycho- dzijc po za wytycznj} zasadt;—pogard§ zycia Hinduski}, zaprzeczenie

(27)

woli bytu. Schopenhauer lub Nietzsche — negacya mojej woli wo- bac przemagajqcej, bezwiednej, älepej woli Universum — p a s s y w- na konsekwencya pessymizmu, lub przeciwnie, woli mojej aff'irmacya najwyzsza i bezwzgl^dna, wyniesiona prawem wobec bezwiednego zycia — non d a tu r tertium. Posrednie i zbiezne ku chrzegcijanstwu pragnienie, aby ratowad dla gwiata jakqs Opatrznosc — chociazby ludzkq, z ludzkich prac i wyt§zen zrodzonq, O p a t r z n o s d p r o - m e t e j s k uczuciem jedynie mozna obronid, jesli si§ wierzy w pes­

symizm. Gdyz Prometeusz nie möglby byc pomyslanym bez Zeusa.

D latego pessymizm absolutny — j e s t religiq. straoencöw. I Budda Gautama, boski Sakliya Mouni, jezeli glosil c z y n m i l o s i e r d z i a a nie jedynie u c z u c i e 1 i t o £ c i, czynem tym wybiegal po za swej nauki pessymizm, — utw ierdzat prawo i nadzieje zycia. Wolno nam przeto twierdzid, ze w iara Laliora wi§ksz$ j e s t od gloszonej nauki i ze ma w sobie niezamarle sily chrzeScijanskiej nadziei, k tö ra mi­

mo zapewnien pessymizmu - e p p u r ’ s i m u o v e — w cziowieku.

I w tem poczuciu rozumiemy rozdzwi^k mi§dzy filozoficznfj t.ezq.—

a pytaniem dr^czqcem, kto Twörcq, i kto Panem rytm u w przyrodzie.

A tak patrzqc na czlowieka tego i mysl jego oc.eniajqc, nie dziwne, ze uznajemy szlachetnoäd i szczeroäc tej duszy — nie uznajemy rozu- mowej teoryi. W yznanie jej brzmi:

„Wierz§ w czlowieka wszeclipot§znego, ktöry stw orzyl Niebo i stworzy na nowo ziemi§, k tö ry cierpiat j a k J e z u s i j a k On ukrzyzo- wanym jest, zyl w otchlaniach, a ktöry dziS zmartw ychpowstal isw ie- cic b^dzie w chwale swojej i sprowadzi panowanie Sprawiedliwosci i niebawem sqdzic btjdzie zywych i umarlych. Wierzy w Ducha — w Wiedzy i mezadlugo sil tycli panowanie. Wierz§ w jeden 6wi§ty Kosciöl powszechny, w obcowanie bohateröw i £wi§tych w dziele za- doäduczynienia — odnowienie milosci, k töra tr w a z wieköw na wieki.

Wierzy i w odpuszczenie wielu grzechöw, w pogodzenie Ducha i Ciala, w zycie idealne, wzniosle i w nieämiertelnosd mojij w zywocie wiecz-

nym mego liodzaju i &wiata„ (Chwala Nicosci str. 250).

W yznauiem tem nie zakonczyl swej ksiqzki — nie mögl — byl za szczerym ze sobq. To co w nim zylo i b y l o w i § c e j nad u<io- woduione sobie poj§cia, wyrywalo si§ z glt^bi ducha i musialo si§ wy- powied zied. Napisal wi§c J e a n L ahor jeszcze:

„A ostatniem slowem jest: Cöz wiem — cöz wiem? — jezeli nie to, ze cnoty i pi§knoäci, ktöre kocliad, bolesci, ktörym ulge niesd trzeba, zle ktöre trzeba leczyd, illuzye, ktörym czeäc oddawad za- wsze — i ze s$ promienne widoki nieba i ziemi, cudowne jutrzenk i, zachody stonca pelne czaru, rajsk ie noce letnie i slodkie usta, ktöre sie lijczj} i milosci okrutne i rozkoszne lub milo^c szalona, ktörej imi§

(28)

samo kaze drzec sercu uiemu, istoty dobre i swi§te istoty, i chwilami boskie radosci zmieszane z t$ ludzkij niedolq... A \v niedoSciglej gl§- binie — daleko, o! tak, bolesnie daleko w tej chwili od oczu moich i od Diej duszy, nieznany Stwörca rytmu, rytniu nierozlacznego z zyciem—

zdawajqcego si$ tresciq zycia samego — Bög — Bög, ktörego odnaj- dziemy moäe!?— “ (str. 251 tamze).

Ze to powiedziai — a z gi§bi serca powiedziai, dal äwiadectwo nietylko rozumnej ale pokornej duszy, k tö ra wiedzieö pragnie, ale si§

walia przesqdzac. I dlatego piekniejszym j e s t od filozoföw uiemiec- kicli, choc im nie sprosial mysli rozprawq.

L aho r szczerym je s t wobec siebie do konca. Ksiijzka jego ma wartosc prawdziwej spowiedzi i przywiazuje do .siebie. J e s t w niej mnöstwo spostrzezen gt^bokich, powiedzen pi^kuych, mysli b y s tr j c h i uczucia przejmujijcego. Nie b^dziemy möwid o nich, ani oceniac wartosci, sama ksiqzka niech przemawia za siebie. Czytac j$ warto i zaprawd§ wiecej mieSci w sobie dobrego od wielu giogniejszych sla- W3, i plon z niej lepszy niz ze stöw Z arathu stry . Ludzkie gtosi bolia- terstw o a nie nadludzkie ani nieludzkie. W czasach tak niew ier.

nych, j a k nasze, dobrze czytac slowa niewierzqcego, ktöry ja k L aho r nie odlgczyi si§ od dziedzictwa milosci blizniego i tak möwi o czlo- wieku: „Czyz nie ten bohaterem, kto zycie swoje ciasne o krötkiem dnia trw aniu, zycie miloäci wlasnej — zamieni 11a zycie Ojczyzny swej lub rasy, ktöry zamiera vv sobie, aby odzyc \ve wszystkicli — od- daje zycie, aby je pomnozyc. I czegoz poröwnie pragnie a rty s ta i prawdziwy poeta, jezeli nie wcielic si§ chwilami w olbrzymiij, N a tu ­ re — Iqczyc sitj duszq. z duszij jej znikomq, marzeniem swem z jej si<j zröwnaö marzeniami, a moze je czasem przewyzszyc. Zaprawd§, naj- silniejszym fundamentem moralnoSci bedzie przeswiadczenie, ze zycie jednostki wielkiem i silnem byc moze jedynie jako czqstka calogci i ze ciasny, egoistyczny zywot nie je s t wedlug slow Buddy — j a k tylko staneui ciemnoty i niewiedzy“. (Chwala Nicosci str. 151 - 52).

Panteizm iudyjski wyznawcöw Buddy r y c h lo je d n a k t§ prawd§

zapoznal, a nie odwag§ zyciowq, ale pogardtj przejql po mistrzu obja- wicielu, ktöry z g l^ lil cierpieuie zywota. D latego zywota nie pra- gnie, rdzennej woli istnienia zaprzecza. Ale L ahor nie clice byc „ri- sehim“ hinduskim zapatrzonym nieruchomosciq oczu — i chocby chciat, nim nie bedzie. Wszystkie twörcze moce zywotne, caly Hellenizm, cale Chrzesrijanstw o wolajij, w nim: zvcia i swiatla! „W ie 011" — mö­

wi w krytyce swej ksiqzki Laliora Gaston Üechamps (arty k u l w Tempsi roczuik 181)3) „wie z IMatonem, ze dqzyc trzeba do prawdy c a 1 3

Cytaty

Powiązane dokumenty

Kolejny program Family Minds (FM) [15] wprowadza elementy psychoedukacji. Rodzice spotykają się w grupie trzy razy po 3 godziny. Prowadzący grupę przekazuje informacje na

Gdy później zapytywano go, dlaczego nie myśli już o po ­ wrocie do Francyi, zwykł był odpowiadać: _,,Próbowałem dwa razy to uczynić i zachorowawszy, o mało

gając go korzyściami, staje mń się wyłącznością. Pośpiech zbyt mało zostawia czasu do obejrzenia się, do zstąpienia w siebie. Przy podobnych warunkach bytu,

piając też z umysłu siły polskie w oceanie Wielkiej Armii. Skrupiły się wrychle na ks. Józefie opłakane stąd skutki, a zarazem spadły na niego tern

w ości p rzeciw staw ia się działanie w ed łu g praw m echanicznych, gd zie sk utek następuje po przyczynie sam przez się, bezpośrednio, bez do­.. te dwa p

B ędzie to przedłużeniem tej w ielkiej tradycyi naszego piśm iennictwa, która zaczyna się pierw szym zabytkiem naszym „B ogu rod zicą“, przesnuwa się jak

wzięto, grozi niebezpieczeństwem. Wola naczelnego wodza jest przez radę osłabioną; samo słowo „Rada wojenna11 stanowi złą wróżbę i każe przewidywać albo

szać jego czarne myśli. W yobraźnię miał jeszcze pełną jej obecności, blasku jej spojrzenia, jej głosu. Nie mógł już pragnąć nieistnieć, bo umarli nie widzą,