• Nie Znaleziono Wyników

Mickiewicz Hanna

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Mickiewicz Hanna"

Copied!
156
0
0

Pełen tekst

(1)

1

(2)

r ' "•

SPIS ZAWARTOŚCI TECZKI — H.IC J^.l. & .. ł f O ^ l W ...

.. J. d , . & 2Z 2Z b . k . Q W 5 - k . ...

I. Materiały dokum entacyjne

k c . 1/1 - relacja w ła ś c iw a

I/2 - d o ku m e n ty (sensu stricto) dot. o soby relatora

I/3 - inne m a te ria ły d o ku m e n ta c y jn e dot. osoby relatora

II. Materiały uzupełnieniające relację V

2 Z i& Lis.?-

I. Inne materiały (zebrane przez „relato ra’’):

111/1 — dot. ro d zin y re la to ra \ /

III/2 - dot. o g ó ln ie o kre su sprzed 1939 r.

/ 5

III/3 - dot. o g ó ln ie o kre su o ku p a cji (1939 -1 9 4 5 ) v

III/4 - dot. o g ó ln ie okre su po 1945 r. - —

III/5 - in n e ...—

IV. Korespondencja /

V. Wypisy ze źródeł [tzw.: „nazw iskow e karty inform acyjne

VI. Fotografie

2

(3)

3

(4)

4

(5)

5

(6)

6

(7)

- U W

ul - I !

L t —

1.1. SZCZEPKOWSKA z 24/5-1915 z

Mickiewiczowa 25/9-1934 r. u

nłl&Ąl'

1.2. H A N N A - B A R B A R A - M A R I A

1 .a. Pseu. „H A N K A ” - „K O R A ” - „H E LEN A ” - „N E LA ”

„A N N A ” - „B A R B A R A ” 2. 2 4 /5 -1 9 1 5 r .- Kraków 3. Maria, Jan

4. Morozowicz

Ojciec - Rzeźbiarz - Profesor A kadem ii Sztuk Pięknych Krakowa i W arszawy, żołnierz I w ojny światowej.

Porucznik wojny dw udziestego roku „B olszew ickiej”

Kapitan.

Matka - aktorka i literatka.

Rodzeństwa nie posiadam.

5. M ilanówek 05-822

ILI. ‘

W yższe gim nazjum koedukacyjne w M ilanów ku do klasy czwartej.

N astępnie gim nazjum pryw atne Anieli H oene Przesm yckiej w W arszawie - ukończone w 1933r.

Miejska Szkoła Sztuk Zdobniczych i M alarstw a w W arszaw ie U kończona w 1937 r.

Własna pracownia ceram iczna w M ilanówku, zabrana i zniszczona przez władze kom unistyczne.

Jako żonie, aresztow anem u - „B andycie spod znaku A K ” w 1950 roku 30.X .1950roku.

7

(8)

8

(9)

2.3. Skończyłam kursy P.C.K. - sanitarne i dw a lata m edycyny na U niw ersytecie Poznańskim , będącym w W arszaw ie podczas okupacji u rektora W rzoska, skierow ana tam przez mojego m ęża - A dam a R ym w id M ickiew icza - szefa

W ywiadu Przem ysłow ego K om endy Głównej Arm ii Krajowej, którego byłam „łącznikiem do specjalnych poruczeń” od 9 - 1942 roku przydzielona mu przez

„W itolda” - „D zięcioła” - szefa w yw iadu Arm ii Krajowej - M ariana Drobika.

W Ken - K arcie - „W itolda Ł ukasiew icza” którego byłam

„łącznikiem do specjalnych poruczeń”, od stycznia 1940roku.

Pułkow nik M arian Drobik, aresztow any w 1943 roku, zam ordow any w nieznany dotąd sposób, był naszym

serdecznym przyjacielem .

Ojciec rzeźbił jeg o portret, niestety nie skończył.

Któregoś dnia po aresztow aniu - m im o starannej opieki w dziwny sposób, zupełnie nie zrozum iały portret w glinie spadł z rusztow ania i rozbił sobie głow ę - szram a długości 30cm.

Portret znajduje się w m uzeum Jana Szczepkow skiego w m oim dom u w M ilanówku.

III. 1. Byłam sanitariuszką szpitalika w ojskow ego na plebani w M ilanówku.

Po zabraniu nam rannych przez N iem ców - L otną

S anitariuszką - P.C.K. w obozach jenieckich - O brońców W arszaw y w cegielni Henryków, gdzie znalazłam m ęża i jeg o przyjaciela Porucznika K azim ierza R akow skiego.

W obozie znajdow ały się poza oficeram i konie z w ojskowej zarodowej stajni warszaw skiej.

Nie miały obroku, wyjadły całą traw ę i liście z nielicznych drzewek.

Żeby je ratow ać od śmierci, postanow iliśm y że będę je z każdą w izytą kradła szwaboin.

-

2

-

9

(10)

10

(11)

O bóz m ial dwie bramy : północną i południow ą. W eszłam północną, po zrobieniu opatrunków rannym, w yjechałam bryczką zaprzężoną w dw a piękne w ałachy angloaraby karo-gniade „FR A N K A ” i „B A R TK A ”

Bryczka i konie pracowały na potrzeby P.C.K. całą okupację i po wojnie. N astępnego dnia przyszłam w bryczesach, w w ysokich butach i w yjechałam na cudow nym ogierze - siwku jabłonko waty m „K A C P R Z E ’. Trzeciego dnia w yjechałam na anglo - arabce „K A SI” - partnerce

„K A C PR A ”.

O ba siwki jabłonkow ate były w ysłane do m ajątku K azika R akow skiego w poznańskie, ale niestety zabrane razem z m ajątkiem - przez szwabów.

Byłam we w rześniu 1939 roku sanitariuszką szpitalika na plebani w M ilanówku.

N astępnie lotną sanitariuszką do obozów przejściow ych w

„H EN RY K O W IE”, „B ŁO N IU ” , ŻY R A R D O W IE”

IV. 1. M ilanów ek w domu matki mojej M arii z M orozow iczów - Szczepkow skiej, gdzie m ieszkam do dzisiaj z m oją rodziną:

córką, zięciem i dw ojgiem wnucząt.

W okresie okupacji w naszym m ieszkaniu odbyw ały się tajne kom plety gim nazjalne, aż do pow stania, na których . uczyła się K rysia Swirtun - starsza siostrzenica męża,

m łodsza W anda u sióstr urszulanek.

Swirtunówny były u nas całą okupację.

K azim ierz - ich ojciec był dyrektorem jednej z kopalń na Śląsku - Sosnow iec - Katowice.

N iem cy zdegradow ali go do robotnika.

Żyli z M arysią siostrą m ęża w nędzy. W zięliśmy obie dziew czynki, starsza - Krysia była u nas do skończenia studiów. Poza nimi w ychow yw ała się K asia Traczyk - m oja chrześniaczka.

-

3

-

11

(12)

12

(13)

M

V .ł. Ojciec mój był kapitanem w I w ojnie św iatow ej w Zaborze Austriackim .

M ieszkał w K rakow ie, następnie w Legionach M arszałka Józefa Piłsudskiego. W alczył w dw udziestym roku.

M ąż mój był porucznikiem W ojska Polskiego - Artylerii Przeciw pancernej. Pozew do służby w e w rześniu

1939 roku.

Nie doszedł go.

Trzeciego zgłosił się do służby w W arszawie.

Stacjonow ał w Sejmie gdzie poznał M arię Strońską, która w prow adziła go w kręgi zawiązującej się konspiracji.

S.Z.P. został zaprzysiężony przez pułkow nika K arasiew icza - Tokarzeskiego.

r

Przybrał pseudonim „R O G ”.

W ychodząc do niewoli, Adam zostaw ił nasz adres M arii Strońskiej, która była ju ż szefem zaw iązującej się

„Służby kobiet” .

M aria przysłała do m nie łączniczkę w pierw szym tygodniu października z propozycją do służby. Zapytany A dam telefonicznie potw ierdził w iarygodność osoby M arii Strońskiej.

I tak znalazłam się w „Służbie zw ycięstw u P olski”

N astępnie w „Zw iązku Walki Z brojnej” i „A rm ii K rajow ej”.

W tym czasie w M ilanów ku m ieszkał z ro d zin ą - siostrą C zesław ą Iwanicką, siostrzenicą H aliną Iw anicką z czasem

,

r

zam ężną za W ackiem B ogackim - szefem „D R U C IK Ó W ” (Łączności - W .P.)

M arian D robik - M ajor - Pułkow nik „W itold” - „D zięcioł”

szef w yw iadu „SZP” - „ZW Z” - „A K ” - któregoś dnia w końcu listopada 1939 roku przyszła do m nie łączniczka

„P.M A R JI” z w iadom ością, że zgłosi się do m nie w ysoki, przystojny z w ąsikiem brunet i powie:

J e s te m od por. „M A R JI” do p. H A N K I”

Imię m oje „W itoid” a m oje „H anka”- odpow iedziałam . Spytał czy zna pani rodzaj służby, której jestem szefem ? Tak - odpow iedziałam .

-

4

-

13

(14)

14

(15)

W yw iad$ani M aria poleciła mi p anią - uprzedzam służba to trudna, niebezpieczna, w ym agająca dużej odwagi,

opanow ania i posłuszeństwa.

Czy je st pani zdecydow ana j ą przyjąć?

Siedzieliśm y naprzeciw ko siebie, byłam zdziw iona, zaskoczona ale bardzo szczęśliwa. Przez parę chwil w patryw ałam się w jeg o czarne, spokojne oczy i odpowiedziałam :

„Jestem gotow a przyjąć tę służbę” - W itold pow iedział - będzie pani moim „łącznikiem do specjalnych poruczeń”

N ie łączniczką ażeby w razie inwigilacji szukali m ężczyzny.

Zaprzysięgniem y Panią jak Adam w yjdzie ze szpitala.

W m iędzyczasie obóz jeniecki przeniesiony został do Błonia.

W Błoniu obóz m ieścił się na terenie remizy strażackiej i przylegającym do niego dworku.

A dam a znalazłam w dw orku na pierw szym piętrze.

Było tam osiem nastu oficerów , w śród nich - Pułkow nik G enerał K lem ens Rudnicki, którem u pom ogliśm y wszyscy uciec konną dorożką z obozu.

Pułkow nik przed sw ą ucieczką pow ierzył mi swój w ojenny notatnik, srebrną papierośnicę i srebrny pierścionek, jednego ze swoich oficerów.

W 1957 roku byłam w Londynie z tym i przedm iotam i, niestety nie zastałam G enerała Rudnickiego- był

w Kanadzie.

W róciły z pow rotem do kraju. Zeszyt m usiałam spalić, spodziew ając się gestapo. Papierośnicę i pierścionek oddałam do m uzeum W ojska w W arszaw ie w A lejach Trzeciego M aja po wielu latach kiedy G enerał ju ż nie żył.

/

Dostałam rozkaz w yprow adzenia dwóch oficerów z obozu w Żyrardow ie.

-

5

-

15

(16)

16

(17)

Otrzym ałam fałszyw e papiery, cyw ilne ubrania i im ienne legitym acje zatrudnienia. W siadłam na męski row er, plecak z ubraniem dla kapitana, którego m iałam ulokow ać

w m elinie w Żyrardow ie - um ieściłam pod sobą na siodełku - drugi z zasobnikiem sanitarnym na ramię.

Przeżegnałam się. To uprow adzenie było o w iele trudniejsze niż koni!!!

N a szczęście w obozie spotkałam naszego przyjaciela i św iadka ślubu - Porucznika Jana Szczaw ińskiego, który w yszukał mi kapitana^w czasie kiedy zm ieniałam opatrunki rannych.

Kapitan był zaprzysiężony w W arszaw ie w W .Z.P.

Powiedziałam mu „Zabieram pana do dalszej służby”

Odpowiedział:

„Nie przypuszczałem , ze będę miał takiego w ybaw iciela”

W szalecie przebrał się w cyw ilne ubranie, w łożył na prawe ram ię opaskę P.C.K.

Pow iedziałam :

„Zm ienić na lew e”

Sanitarną furażerkę na głowę - uściskał kolegów - w zięliśm y row er i wolno, spokojnie rozm aw iając, przeszliśm y przez bramę strzeżoną przez szw abów . Nie zw rócili w ogóle na nas śmiejąc się i rozm aw iając uwagi. Do m eliny dojechaliśm y bez przygód, on na siodełku, ja na ramie, zapukaliśm y um ów ionym kodem.

K apitan w ziął obie moje ręce - ucałow ał i pow iedział:

„N iech Cię B óg prowadzi dziew czyno”

i „Ciebie w ojaku” - odpowiedziałam .

W siadłam na row er i wolno pedałując dró żk ą nad torami w róciłam do M ilanówka.

Na drugi dzień w ten sam sposób w yprow adziłam porucznika, tylko nie na teren Żyrardow a, a na stację do W arszawy.

U zgodniliśm y z Adamem, że za każdą cenę musi się ja k najprędzej wydostać z obozu .

I I « / *

-

6

-

17

(18)

18

(19)

M usiał się rozchorow ać i dostać do szpitala.

Zaczął się myć do pasa w lodowatej w odzie - pod studnią dostał zapalenia płuc.

Udało mi się go przew ieźć karetką P.C.K. do W arszaw y do szpitala „D zieciątka Jezus” będącego w gm achu Sądów grockich na Lesznie. W łaściwy gmach szpitala Niem cy zbom bardow ali, m ordując wielu rannych i personelu.

Rozejrzałam się w śród lekarzy i w estchnąw szy do B oga - powiedziałam im naszą tajem nicę.

A żeby uzyskać zaciem nienie gruźlicze na „R entgenie”

m usiał Adam wypalić papierosa nasm arow anego jodyną, biedak m ało się nie udusił, ale zdjęcie w ypadło w spaniale i zapalenie zaczęło się cofać.

Plwociny prątkującego gruźlika, podane z rentgenem jak o A dam a wywołały u lekarza niem ieckiego natychm iastow ą reakcję - uznał A dam a za inwalidę w ojennego i zw olnienie z obozu w ystaw ił natychm iast.

Niem cy panicznie bali się gruźlicy.

Szesnastego stycznia 1940 roku, m ąż w yszedł ze szpitala, przez pew ien czas m usiał się m eldow ać , co dw a tygodnie na odw achu w „Dom u bez kantów ” na Krakowskim

Przedm ieściu. Po pewnym czasie i to ustało.

„W itold” w pierw szą niedzielę lutego przyszedł do nas i pow iedział do mnie:

.„Dzisiaj Cię zaprzysięgnę”

Staliśmy w moim pokoju przed krucyfiksem mojej prababki - Róży z Bylew skich Kotowiczowej - pow stańca

z 1863 roku na Sybir zesłanej z mężem i córkami:

s z e śc io le tn ią -L e o n ią i czteroletnią W'alerią, zesłanym i na dziesięć lat.

Pradziad K saw ery m iał wyrok dożyw otniej katorgi, zm arł w parę lat po w yjeździe rodziny.

M oja prababka W aleria w 1905 roku połam ała parasolkę na plecach płazującego polskich m anifestantów.

19

(20)

20

(21)

*

(4

-

44

W 1905 roku na Placu Trzech Krzyży w W arszawie Położyłam rękę i przysięgłam w

„O bliczu Boga W szechm ogącego i N ajśw iętszej M aryi Panny, Królowej Korony Polskiej, kładę** sw e ręce na ten święty krzyż znak męki i zbaw ienia i przysięgam być w ierną ojczyźnie mej, R zeczypospolitej Polskiej, stać nieugięcie na straży jej honoru i o w yzw olenie jej w alczyć ze wszelkich sil - aż do ofiary niego życia.

Prezydentowi R zeczypospolitej Polskiej, rozkazom

naczelnego wodza oraz w yznaczonem u przezeń Dowódcy Arm ii K rajow ej, będę bezw zględnie posłuszna,

a tajem nicy niezłom nie dochow am , cokolw iek by mnie spotkać m iało”.

„W itold - odpowiedział:

„Przyjm uję Cię w szeregi żołnierzy Armii Polskiej

walczącej z wrogiem w konspiracji o w yzw olenie Ojczyzny.

Twym obow iązkiem będzie w alczyć z b ronią w ręku.

Zw ycięstw o będzie T w oją nagrodą.

Zdrada karana je st śm iercią”

W okresie w którym Adam był w szpitalu, w dom u naszym był punkt przerzutu oficerów drogą tatrzańska na zachód.

Przychodzili o zmroku przyprow adzani przez łączniczkę, byli różna ilość dni żegnani błogosław ieństw em i w ałów ką na drogę.

Przew inęło się ich dziew ięciu. Jak się nazyw ali, jak ie mieli imiona, w iek i szarże nie wiem.

W razie dekonspiracji u nas mieli mówić, że są bratankam i profesora Jana Szczepkow skiego, rzeźbiarza i synami K azim ierza Szczepkow skiego, który ju ż nie żył.

Papiery zostaw ały w skrytce dla drugich.

O dchodzili w ciem ność ja k przyszli zm ieniało się tylko papiery’ ze zdjęciami pozostałe zostaw ały w skrytce.

Żegnani jak bracia przez naszą całą rodzinę.

Adam został m ianow any przez „W itolda” szefa w yw iadu S.Z.P.- Z. W.Z. i A.K. zastępcą „Jacka” - szefa w yw iadu przem ysłow ego - Jerzego Chm ielew skiego.

-

8

-

21

(22)

22

(23)

-

9

-

„W itold” rozdzielił wywiad na dw a działy - czysto wojskowy.

O peracje w ojenne i przem ysłow y - produkcja wojenna, uzbrojenie, cały arsenał m ilitarnyf„Jacek” był

r

szefem tego działu a „RO G ” - mój Adam jeg o zastępcą.

We w rześniu 1942 roku aresztowano „Jacka” - Adam został szefem w yw iadu przem ysłow ego i był nim do pow stania pseudonim y „K O N R A D ” - „TELESFO R ”

A ja jeg o łącznikiem do „specjalnych poruczeń” pseu.

„N ELA ”

Moje pseudonim y u P.”M A RY JI” - „H A N K A ”

U „W ITO LD A ” „D ZIĘCIO ŁA „ K O R A ”- „H E L E N A ” U „K O N R A D A ” - „TELESFO R A ” - „N E L A ”

W pow staniu „A N N A ”, po pow staniu „B A R B A R A ” D ziałalność m oja obejm ow ała całą „G eneralną G ubem ię”a szczególnie woj. W arszaw skie, w ażniejsze sprawy który mi się zajm owałam do zaprzysiężenia.

Podałam w szelkie rozkazy, które otrzym ałam po zaprzysiężeniu są absolutną tajemnicą.

Dzisiaj też istnieje wywiad, pew ne sytuacje m ogą być zbieżne, nie w olno ich dekonspirować.

W 1945 roku na jesieni m ąż w ezw ał m nie do łazienki, jedynego m iejsca w domu gdzie m ożna było być

niesłyszalnym przez liczną rodzinę i pow iedział -

„C hodźm y do ogrodu, bo mam ci coś bardzo w ażnego do pow iedzenia” M am cały zestaw odbitek

„m ikrofilm ów ” z ponad 2,5 lat naszej pracy w „Biurze studiów ”.

S ą zakopane w piw nicy pod pracow nią ojca, chce ci je przekazać.

Ty jesteś mniej zagrożona niż ja - m usisz to przechow ać, ja nie chce w iedzieć ja k i gdzie.

Poza tymi odbitkam i były jeszcze zakopane na M okotow ie - niestety przepadły - w ybudow ano na nich dom.

Poza tym po wschodniej stronie W isfrró w n ie ż zginęły oraz jeszcze jeden kom plet został spalony.

23

(24)

24

(25)

-

1 0

-

Te odbitki sąjed y n y n ii, które istnieją w kraju.

Przechowywałam je w różny sposób.

W lecie w 1950 roku zauw ażyliśm y, że jesteśm y inwigilowani i w W arszaw ie i w M ilanówku.

Uszyłam sobie między stanikiem a podwiązkam i skrytki w ielkości pocztów ek m ikrofilm ow ych i um ieściłam tam cały pakiet „M ikro” . M iałam takie dw ie skrytki na zmianę.

N osiłam je we dnie i w nocy, ukryw ając je rów nież przed Adamem, co w pewnych okolicznościach było bardzo trudne, poniew aż wiedziałam, że mi zabroni takich eksperym entów.

Trwało to ponad trzy miesiące.

R odzina i znajomi m yśleli, że utyłam - tajem niczo się uśm iechając.

O czwartej rano 29 na 30 listopada 1950 roku w darło się do naszego domu dwunastu drabów , w ybebeszyło

w szystkie szafy, szuflady, kredensy, tapczany, strych, piwnice.

C óreczkę naszą półtoraroczną Ew unię ja k szczeniaka za piżam kę w yciągnęli z łóżeczka i rzucili na podłogę.

M ikrofilm y miałam na sobie .

Po przeszło czterech godzinach znęcania się nad naszym domem kazali mężowi ubierać się.

Podeszłam do niego, objęłam , ucałow ałam - szepnęłam:

„W porządku” a głośno powiedziałam:

„Niech Cię Bóg ma w swojej opiece - trzymaj się” .

Ewunia, k tó rą cały czas m iałam na rękach zaw ołała „T ata” . Po paru godzinach przyszedł do mnie m ilanow ski policjant i powiedział:

„przyszedłem , żeby pani pow iedzieć, że m ęża wywieźli na Pragę, na Skaryszewską.

Niech pani zrobi paczkę żyw nościow ą ju tro i zaw iezie m u” . Chciał mi dać obrączkę za tę w iadom ość, nie w zięłam - bardzo Wam w spółczuję. Jak by pani coś trzeba - pom ogę”.

25

(26)

26

(27)

V. O przebiegu mojej służby żołnierskiej w latach 1939 - 1945 pisać nie mogę od chwili zaprzysiężenia obow iązuje mnie ścisła tajemnica.

Obecnie też jest wywiad. M ogą być podobne sytuacje dekonspirujące ich pracę.

M ogę tylko pow iedzieć, że w ielokrotnie przez sześć lat i cztery m iesiące od 1 w rześnia 1939 roku - do 1 stycznia

1946 roku przem ierzałam w ielokrotnie naszą św iętą skrw aw ioną ziemię, od Bałtyku do Tatr i od w schodu na zachód, nosząc rozkazy i znosząc z terenu wieści, jak o dam a w wytw ornym futrze, w kapeluszu z w oalką lub jak o baba w iejska w kożuszku chłopskim , w ysokich butach, pod w iejską chustką i łowickiej spódnicy i warkoczu.

-T^Albo sanitariuszką w czepku i z opaska P.C.K. na ( ram ieniu m ów iącą gw arą

\ , o l a B oga ludzie nie pchajta się tak - jo jk a mam w kosu, p jn ie c ie ta je, ustać nie m o ż n a , kuzden chce je mieć - nie” .

Mijały dnie, tygodnie, m iesiące, żadnej m ożliw ości zdobycia w iadom ości o spraw ie Adama!

Prow adziła śledztwo mała, krępa żydów ka Helena Wolińska.

Ta co zam ordow ała ostatniego szefa A.K. - „N ILA ”, obecnie znajdująca się w Anglii, która nam jej wydać nie . chce!!!

Chodziłam co dw a tygodnie z zapytaniem

„kiedy zakończy się śledztw o?”

odpow iedź brzmiała:

„Spraw a w toku” i tak dw a i pól lat.

W m iędzyczasie w którejś z moich w izyt w prokuraturze pow iedziano mi, że W olińska je st na szkoleniu w M oskw ie i spraw ę przejął Ligęza - w eszłam - za biurkiem siedział, mały, łysy człowiek w okularach szalonego krótkowidza.

N a moje zapytanie „kiedy zakończy się śledztw o?

Odpowiedział:

-11

-

27

(28)

28

(29)

-

1 2

-

„Zw ykłych bandytów rozstrzeliw ujem y po sześciu tygodniach, ale nad pani mężem musimy się dłużej zastanow ić”

Zrobiło mi się ciem no w oczach, cud że nie w yrżnęłam go w ten bezczelny pysk!!!

O panow ałam się i powiedziałam:

„doczekam takiej chwili, że na tym m iejscu gdzie stoję, będzie stała pańska żona”

Odwróciłam się i wyszłam trzasnąw szy z całych sil drzwiami.

Siedzący na korytarzu petenci - oniem ieli z wrażenia.

Przyjaciele z konspiracji poradzili mi ażebym poszła do Zarakow skiego - „R osjanin” - m ówili, ale z nich

w szystkich najbardziej zbliżony do człow ieka.

W eszłam bez m eldow ania się w okienku. Podali mi koledzy7 piętro i num er pokoju. Zdziw ił się, ale m nie przyjął.

Pow iedziałam , że śledztw o prow adzi od dw óch i pół lat W olińska, że ja ju ż odchodzę od zm ysłów , że nie pozw ala mi na w idzenie z mężem.

Czy dlatego, że w iernie w alczył z Niem cami?

Zarakow ski podjął słuchaw kę telefoniczną i pow iedział:

„Przyślijcie mi tu zaraz W olińską”

W olińska po chwili w eszła - ja k m nie zobaczyła - zbladła.

Zarakow ski obsobaczył ją, że robi sobie kpiny z praw a ciągnąc spraw ę 2,5 lat.

W m aju 1953 roku leżałam w szpitalu w M ilanówku, zoperow ana na w yrostek - była u mnie m am a długo - w yszła po paru godzinach.

Pow róciła niedługo. Spytałam co się stało?

„N ic - złego - nie denerwuj się. Adam w róci!!!”

Jest tu za drzwiami.

Adam wszedł.

Chudy, blady - ale mój i spytał:

„Czy jestem jeszcze potrzebny?”

„B ardzo” - odpow iedziałam .

29

(30)

30

(31)

- 1 3 -

Resztę w iadom ości znajdą państw o w pozostałych moich ośw iadczeniach.

H anna Szczepkow ska M ickiew icz . 20.X I.02r.

Do „W IN U ” ani do „N IE” - nie należeliśm y.

Do 1 stycznia 1946 r. W ykańczaliśm y nasze obow iązki wobec służby

W „ARM II K R A JO W EJ”

Po tym term inie-dom nasz był bazą przejściow ą dla

pow racających z zagranicznej tułaczki - rodziny, przyjaciół, kolegów i znajom ych.

Byli przyjm ow ani całym sercem, odziew ani - okarm iani, przebywali do chwili kiedy udało im się jak o ś urządzić.

Czasem było ich naraz kilkanaście osób.

Sala stołow a moich rodziców m a 70 m w ielkości.

K tóregoś dnia aktor Leon Szyler kolega m am y w szedłszy na śniadanie z całą grupą naszych przyjaciół i rodziny patetycznym głosem zawołał:

„Rezydenci powoli schodzą się”

Było gwarno i rojno w naszym domu, który chronił, bronił i odziew ał po klęsce W arszaw y w wiele lat potem.

Obecnie w naszym domu znajduje się M uzeum R zeźby Profesora Jana Szczepkow skiego mego ojca, z córką - Ewą, zięciem - M arkiem i wnukam i A gnieszką i Zbyszkiem założyliśm y Fundację im ienia Jana Szczepkow skiego.

7

31

(32)

32

(33)

33

(34)

-y.. J U 9K ____^ jA

P O L S K I E P A Ń S T W O P O D Z I E M N E

u i f ś i y y t

Sukcesy wywiadu AK

Z łącznikiem w yw iadu A rm ii K rajow ej H A N N Ą M IC K IE W IC Z rozm aw ia TA DEUSZ M. PŁ U ŻA Ń SK I --- ^

- Przez 50 lat w swoim domu w Mila­

nówku ukrywała pani materiały, o których nikt na świecie nie wiedział.

Teraz przekazała je pani do Archiwum Akt Nowych. Dlaczego tak długo pani nie ujawniała się?

- W cześniej nie m ogłam , bo rządziła kom una. Po 1989 roku też trzeba było poczekać, zobaczyć ja k sytuacja się rozwinie. A nglicy nie w iedzieli, że m ateriały w yw iadow cze są u m nie.

- Co jest w tych materiałach?

- Polski w yw iad dzielił się na dwa działy - w ojskow y i przem ysłow y.

Działając w ram ach w yw iadu przem y­

słow ego posiadaliśm y inform acje na tem at całego przem ysłu zbrojeniow e­

go Rzeszy, we w szystkich krajach eu­

ropejskich. Pracow ało u nas kilkuna­

stu fachow ców z różnych branż - był w ydział m orski, techniczny, lotniczy.

Ci ludzie p rzy g o to w y w ali raporty, które szły następnie do A nglii. To m y rozpracow aliśm y niem iecką tajn ą broń - zdalnie sterow ane rakiety V I i V2.

D zięki tem u A nglicy m ogli zbom bar­

dow ać zakłady w Peenem uende i dzię­

ki tem u został uratow any Londyn. To opóźniło m aso w ą p ro d u k cję rakiet przez N iem ców o przeszło pół roku.

W M ilanów ku przechow ałam 2.500 pocztów ek m ikrofilm ow ych, na każ­

dej z nich je s t ok. 30 dokum entów.

wrzesień 2001

H anna M ickiewiczowa

- Co się stało z oryginałami dokumen­

tów?

- Rząd polski m usiał je oddać po w oj­

nie A nglikom . Dziś A nglicy tw ierdzą, że ich nie m ają. K iedy prosiłam Intel- ligence Service, żeby zrobili odbitki, o d p o w ied zieli m i, że dokum enty...

spaliły się. O żadnym pożarze nie m o­

że być mowy, bo brytyjskie archiw a są św ietnie strzeżone, w szystko je s t p rze­

cho w y w an e w p rzeciw p o żaro w y ch skrytkach. Z resztą dziw nym trafem m iały się spalić tylko polskie doku­

34

(35)

P O L S K I

menty, gdyż w szystkie inne - angiel­

skie, francuskie, zachow ały się.

- Anglicy utajnili materiały polskiego wywiadu na kolejne 50 lat. Dlaczego nie chcą ich zwrócić?

- Z dobrego, am erykańskiego źródła wiem , że 70 proc. brytyjskich m ateria­

łów w yw iadow czych z okresu w ojny pochodziło od polskiego w yw iadu.

A nglicy m ieli św ietny w yw iad, dużo lepszy od niem ieckiego, ale Polacy byli im potrzebni, żeby pew ne rzeczy robić naszym i rękam i. Potem przyw ła­

szczyli sobie nasze dokum enty, aby p rzy p isać sobie w szy stk ie zasługi.

M uszą je jed n ak zw rócić, bo to jest w łasność Polski. Ponad rok tem u rząd polski i sejm ow a kom isja spraw zagra­

nicznych zw róciły się do rządu JKM , aby dokładniej przeszukał sw oje ar­

chiwa, potem pow stała polsko-brytyj- ska kom isja historyków, która m a od­

szukać nasze materiały. N aw et w y­

w iad am erykański popiera polskie sta­

rania, ceni sobie skuteczność w yw iadu A K . P ró cz d o k u m en tó w w yw iad u przem ysłow ego, który obejm uje kilka tysięcy akt, A nglicy m uszą m ieć infor­

m acje na tem at eksterm inacji Żydów, K atynia, zam achu na generała Sikor­

skiego w G ibraltarze i innych działań w yw iadow czych. Jeśli nie oddadzą naszych dokum entów, to m oje b ę d ą je - dyne w Polsce.

- W jaki sposób trafiła pani do wy­

wiadu?

- W październiku 1939 roku mój m ąż, A dam M ickiew icz, podał nasz adres w M ilanów ku pani M arii Strońskiej, z którą w alczył w obronie Warszawy.

M aria Strońska skierow ała m nie do M ariana D robika, ps. „D zięcioł”, sze­

fa w yw iadu AK. Zostałam je g o łączni­

> \

E P A Ń S T W O P O D Z I E M N E

kiem do specjalnych, tajnych po ru­

czeń.

- Pani mąż też pracował w wywiadzie...

- M ąż został zaprzysiężony przez gen.

M ichała K araszew icza-Tokarzew skie- go. N ajpierw był zastępcą Jerzego C hm ielew sk ieg o , k tó ry z ram ien ia

„D zięcioła” był szefem w yw iadu prze­

m y sło w eg o A K . Po areszto w an iu C hm ielew skiego „D zięcioł” przekazał tę funkcję m ojem u m ężow i. Przez n a­

stępne dw a lata i dziew ięć m iesięcy m ąż opracow yw ał m ateriały w yw ia­

dow cze, które przychodziły z terenu Polski, ja k i z całej Europy. Polski w y ­ w iad działał w N iem czech, w e Francji, w e W łoszech, na U krainie, a naw et w Grecji. W szędzie byli nasi ludzie, tysiące ludzi.

- Jak się pani czuła jako kobieta-wy- wiadowca?

- Jestem jedynym dzieckiem swoich rodziców, ojciec w ychow yw ał m nie tak, ja k b y m b yła p ó ł-m ężczyzn ą.

Strzelałam , jeźd ziłam konno, prow a­

dziłam sanie z rozhukanym i końm i.

G dy chciał, żebym m u załatw iła jak ąś m ęską spraw ę, pytał - gdzie je s t mój córosyn, a jeśli dam ską - gdzie je s t m oja syno-córka? Przez całe życie m usiałam w ystępow ać w tych dw óch rolach. A ja k się czułam ? N a początku każdy czuje się strasznie, bo nie zna sw oich m ożliw ości. P rzekonuje się kim jest, dopiero, kiedy działa. Praca była ciężka, nigdy nie m ożna się było zająknąć, ani zblednąć. M im o to ni­

czego nie żałuję.

- Gdzie trafiały materiały wywiadow­

cze, opracowywane przez pani męża?

- M ąż przesyłał klisze m ikrofilm ow e do rząd u p o lsk ie g o w L ond yn ie,

wrzesień 2001 4 1

35

(36)

I V L

P O L S K I E P A Ń S T W O P O D Z I E M N E

raporty m usiał składać co m iesiąc.

W kraju zostaw ały cztery kom plety m ateriałów , czyli zdjęć m ikrofilm o- - wych. N iestety trzy z nich zginęły - jed e n na w arszaw skim M okotow ie, drugi w drodze do K onstancina, trzeci na Pradze. Przetrw ał tylko ten kom ­ plet, który był schow any w naszym dom u w M ilanówku.

- W jaki sposób weszła pani w posiada­

nie tych mikrofilmów?

- Pew nego dnia, ju ż po tzw. w yzw ole­

niu, czyli zaanektow aniu Polski przez Sow ietów , m ąż po w ied ział m i: - O dbitki m ikrofilm ow e są zakopane w suterenie. W ykop je i przechow aj.

Ja nie chcę w iedzieć, gdzie i ja k bę­

dziesz to ukryw ała, poniew aż jestem bardziej narażo n y na aresztow anie przez w ładze sow ieckie, niż ty. Ja m ia­

łam p seu d o n im „Ł ą cz n ik ” , a nie

„Ł ączniczka” i w razie czego szukali­

by mężczyzny. M ateriały przechow y­

w ałam w różny sposób, co pew ien czas zm ieniałam m iejsce.

- Jak długo pracowała pani w wy­

wiadzie?

- Jako łąc z n ik p raco w ałam przez sześć lat i cztery m iesiące, jeszcze za czasów bolszew ickich - do 1 stycznia

1946 roku. O statni raz byłam w Anglii w 1957 roku.

- Wynika z tego, że długo po wojnie An­

glicy korzystali z polskich materiałów.

Na czyje polecenie jeździła pani do Londynu?

- Rozkazy w ydaw ał mi sz ef sztabu AK, gen. Tadeusz Pełczyński „G rze­

gorz” . Co do reszty spraw cały czas obow iązuje m nie tajem nica. M y prze­

cież przysięgaliśm y, a przysięga jest w ażna do śmierci.

4 2 wrzesień 2001

- Czy nigdy nie bała się pani wpadki?

- N a w iosnę 1950 roku zauw ażyliśm y z m ężem , że jesteśm y śledzeni. W la­

sku nieopodal naszego dom u siedziała taka parka i nas obserw ow ała. W tedy w yjęłam m ikrofilm y z ukrycia i w ło­

żyłam je na siebie - do uszytego spe­

cja ln ie p asa, k tóry łączy ł stan ik z podw iązkam i. Tak chodziłam z nim i przez trzy m iesiące. Po m ęża przyszli 30 listopada 1950 roku o czwartej nad ranem . Było ich dw unastu. Przeorali cały dom , pokoje, piw nice i strych, w ybebeszyli w szystkie szafy i szufla­

dy. N ic nie znaleźli, bo m ikrofilm y m iałam pod k oszulą nocną. M ęża za­

brali po kilku godzinach, około godz.

jedenastej. Ja zostałam z rodzicam i i 20 złotym i.

- Co się stało z pani mężem?

- D ow iedziałam się, że m ęża zaw ieźli do aresztu na Sierakow skiego na P ra­

dze, ale potem zniknął. Poszłam do prokuratury na K rakow skim P rzed­

m ieściu i stanęłam przed jak im ś m ło­

dym człow iekiem . Pow iedziałam mu, że nazyw am się M ickiew icz, że mój m ąż był trzeciego stopnia praw nukiem b rata ojca A dam a M ickiew icza, tu na przeciw ko stoi pom nik M ickiew icza, a mój ojciec Jan Szczepkow ski rekon­

struow ał ten pom nik. O ficer zdziw ił się, że jestem taka odw ażna, a ja mu na to, że m oja rodzina je s t odw ażna od czasów bitw y pod Cedynią. Poradził m i, żebym szukała m ęża na R ako­

w ieckiej. Jego spraw ę prow adziła H e­

lena W olińska. Trzym ała go w w ięzie­

niu przez dw a lata i dziew ięć m iesięcy, do 12 m aja 1953 roku.

- Jak pani zapamiętała Wolińską?

- Przyjm ow ała w N aczelnej Prokura­

36

(37)

P O L S K I E P A Ń S T W O , P O D Z I E M N E

turze W ojskowej na K oszykow ej. Sie­

działam cztery, pięć godzin na koryta­

rzu i czekałam , aż na pięć m inut raczy m nie przyjąć. O czekujących była m a­

sa. K iedy w chodziłam do jej gabinetu, nigdy nie w staw ała zza biura. W oliń­

ska nie w ykazyw ała zainteresow ania tym, co m ówię. C hodziłam do niej przez dw a i pół roku, co dw a tygodnie, a ona tylko pow tarzała: - w śledztwie.

W olińska je s t cztery lata m łodsza ode mnie. M am nadzieję, że sprow adzą j ą do Polski i będę m ogła pójść na jej proces.

- Kto jeszcze prowadził śledztwo?

- K iedy W olińska w yjechała na 6-ty- godniow e dokształcenie do M oskwy, śledztwo przejął chw ilow o pułkow nik Henryk Ligięza. Jego w łasny ojciec m usiał się przed nim ukrywać. Przed­

staw iłam m u spraw ę, a on na to:

- Zw ykłych bandytów rozstrzeliw uje- m y po sześciu tygodniach, a nad pani m ężem m usim y się dłużej zastanow ić.

Z A dam em nie m iałam żadnych w i­

dzeń, posyłałam tylko paczki. To mu urato w ało życie. N a R akow ieckiej w ięźniow ie m ieli bufet, w którym by­

ły zg n iłe pom idory, zg n iłe śliw ki i zgniłe jabłka. M ąż m iał bardzo cięż­

kie śledztw o, k tó re o db y w ało się w nocy. W ciągu dnia nie pozw alali m u spać. Przesłuchiw ało go trzech

„śledzi”, którzy zm ieniali się, kiedy byli zmęczeni.

- Czy bezpieka wiedziała, kim jest pani mąż?

- W iedzićli, kim jest, ale niczego m u nie udow odnili, żadnej akcji przeciw ­ ko Sow ietom . Po w ojnie nie działali­

śm y oficjalnie w żadnych strukturach,

nie w eszliśm y do „N IE ”, ani do żadnej konspiracji. W końcu zaprzyjaźniony adw okat poradził mi, żebym spróbo­

w ała dostać się do Z arakow skiego [Stanisław Zarakow ski, naczelny pro ­ kurator w ojskow y - red.], który u rzę­

dow ał na ul. N ow ow iejskiej. To był początek stycznia 1953 roku. Pow ie­

działam m u, że śledztw o trw a ju ż po ­ nad dwa lata i prow adzi je W olińska: - Jeżeli mój m ąż je s t przestępcą, jak tw ierdzicie, to skażcie go, a jeżeli nie, w ypuśćcie. Z arako w ski był w obec m nie grzeczny, ale kiedy w ezw ał W o­

lińską, zaczął krzyczeć: - Pani sobie kpiny urządza z praw a. Ile czasu m ar­

nuje pani na śledztw o? W olińska, ja k m nie zobaczyła, zrobiła się zielono- blada, w idocznie nie przypuszczała, że aż tak w ysoko dotrę. M ęża przeniesio­

no do prokuratury cyw ilnej, a potem zw olniono. N a UB zrujn ow ali m u zdrow ie, w rócił ciężko chory na serce.

N ikogo nie w ydał, jeśli m ów ił to tylko o zm arłych, albo o tych, którzy byli w Anglii. W ypuścili go z adnotacją:

areszto w an y om yłk ow o, w y p łacili pięć tysięcy zł odszkodow ania. Ale nie w szyscy m ieli takie szczęście - ubecy pow iesili w w ięzieniu zastępcę

„D zięcioła” - N ow aka.

Hanna Mickiewicz urodziła się w Kra­

kowie 24 maja 1915 roku. Z zawodu jest architektem wnętrz i ceramikiem.

Do Milanówka przeniosła się, gdy miała trzy lata. Po wojnie ta wytrawna kobieta-wywiadowca pracowała jako dekoratorka wnętrz w warszawskich Delikatesach na Nowym Świecie i Marszałkowskiej. Kiedy mąż siedział na Rakowieckiej, kilkakrotnie wyrzu­

cano ją z pracy, powtarzając, że jest żoną kryminalisty.

wrzesień 2001 4 3

37

(38)

f| i?

Gdzie są dokumenty polskiego wywiadu ZWZ-AK?

J UŻ od kilku m iesięcy „K om batant” publikuje informacje na tem at osiągnięć polskiego w y­

w iadu w czasie ostatniej w ojny (por. szczególnie num er 11 „K om batanta” z 1999 roku, zaw ierający obszerny artykuł Jana N ow aka-Jeziorańskiego).

Po konferencji „Żołnierze w yw iadu Armii K rajo­

wej m ów ią...”, która obradow ała w październiku, tem atykę kontynuow ali posłow ie i senatorowie.

21 grudnia ubiegłego roku (inform ow aliśm y o tym skrótow o w poprzednim num erze) w gm a­

chu Senatu odbyło się posiedzenie połączonych komisji spraw zagranicznych obu izb parlam entu.

Jego tem atem była spraw a zaginięcia m ateriałów

dokum entujących bardzo znaczny w kład polskie­

go w yw iadu w zw ycięstw o nad N iem cam i w II w ojnie światow ej. Posłow ie i senatorow ie - po dyskusji - zaapelow ali do parlam entarzystów bry­

tyjskich o utw orzenie w spółnej polsko-brytyjskiej kom isji historyków i archiw istów , która rozpoczę­

łaby poszukiw ania tych m ateriałów . Istnieje je d ­ nak niebezpieczeństw o, że zostały one przez A n­

glików zniszczone.

W posiedzeniu uczestniczyli m iędzy innymi Jan N ow ak-Jeziorański i prof. Jan C iechanow ­ ski. O becny był kierow nik U rzędu ds. K om batan­

tów i Osób R epresjonow anych Jacek Taylor.

W spółprzew odniczyli szefow ie obu kom isji - W ładysław B artoszew ski i C zesław Bielecki.

Po w ypow iedziach Jana N ow aka- Jeziorańskie­

go i Jana C iechanow skiego, przew odniczący po­

siedzenia odczytał projekt apelu. N astępnie odbyła się krótka dyskusja. W ypow iadający się w niej po­

słow ie i senatorow ie zw racali uw agę na koniecz­

ność załatw ienia tej sprawy, ważnej nie tylko dla w ojennych dziejów Polski. Po w prow adzeniu po ­ praw ek zebrani przyjęli publikow any obok tekst apelu.

W drugiej części posiedzenia m iała m iejsce niecodzienna uroczystość. W śród osób, które bra­

ły bezpośredni udział w opracow yw aniu i przeka­

zyw aniu do L ondynu m ateriałów polskiego w y­

w iadu były H anna Szczepkow ska-M ickiew iczo- w a i D anuta Stępniew ska. O bie położyły w tej spraw ie ogrom ne zasługi. O bie też po zakończeniu obrad kom isji zostały uhonorow ane K rzyżam i O rderu O drodzenia Polski. H anna M ickiew iczo­

wa, która w najtrudniejszym okresie pow ojennym zdołała ustrzec i przechow ać m ikrofilm y zaw iera­

jąc e kopie dokum entów w yw iadow czych, otrzy­

m ała K rzyż K aw alerski OOP, zaś D anuta Stęp­

niew ska, od końca 1942 roku kierująca sekretaria­

tem Biurze Studiów Przem ysłow o-G ospodarczych O ddziału II K om endy Głównej A K - K rzyż O fi­

cerski OOP. O bie kom batantki aktyw nie uczestni­

czyły w pow oływ aniu Św iatow ego Zw iązku Żoł­

nierzy Arm ii K rajow ej i do dziś są jeg o czynnym i członkam i.

W uroczystości w zięło udział liczne grono po­

słów i senatorów. O dznaczenia w ręczał kierow nik naszego U rzędu Jacek Taylor w tow arzystw ie przew odniczących obu kom isji parlam entarnych.

B ożena M ATERSKA

Hanna Szczepkowska-Mickiewiczowa i Danuta Stępniewska podczas uroczystości. U dołu - w towarzystwie

kierownika Urzędu Jacka Taylora

Fot. Bożena Materska

6 Kombatant 2000 nr 1-2

38

(39)

Nasza praca,kontakty,przyjaźnie i znajomości podczas okupacji oraz sowieckiej dyktatury

Jedyne w tej chwili przechowywane meldunki prawie z trzech lat 1941-1944r.Lat pracy Wywiadu Przemysłowego Komendy Głównej Armii K r a ­ jowej zachowały się dzięki mojemu mężowi Adamowi Rymwid Mickiewiczowi herbu Poraj.

W roku 1939 we wrześniu nie doszło męża mńjego,który był podpo­

rucznikiem artylerii p r z e c i w p a n c e r n e j ,powołanie do służby wojskowej.

Zgłosił się sam na ochotnika,stacjonował w Sejmie,prov;adził konwoje z Palmir z bronią i amunicją,został odznaczony K r z y ż e m Walecznych.

W tym czasie poznał Marię Strońską - która pod koniec września wprowadziła go do powstałej konspiracji,zaprzysięgał go płk.Karasie- wicz Tokarzewski.

Po upadku Warszawy mąż znalazł się w obozie p r zejściowym w cegiel­

ni Henryków.Ja w tym czasie od 1 września byłam sanitariuszką w milanow­

skim szpitalu wojskowym.Po zabraniu przez Niemców rannych z naszego szpi­

tala ,zostałam lotną sanitariuszką pracującą w obozach przejściowych w Żyrardowie i Henrykowie,W Henrykowie znalazłam męża.Z Henrykowa prze­

niesiono część jeńców do Błonia,do szpitala będącego w remizie stra­

żackiej i sąsiadującym z nią dworku.Tam poznaliśmy p u ł k o w n i k a :/a później generała Klemensa Rudnickiego,który uciekając z dworku konną dorożką przy naszej pomocy - przekazał mi zeszyt z notatkami z wojny,oraz swoją srebrną p a p iero£nicę i pierścień z pocisku pamiątkowy - jednego z ofi­

cerów.Zeszyt m u s i a ł a m spalić z pow o d u .'wizyty gestapo w naszym domuś Papierośnicę i pierścień po wielu usiłowaniach skontaktowania się z generałem,/Byłam w Londynie w 1957r./ z temi przedmiotami.Generał był w tym czasie w kanadzie.Przedmioty te byłam zmuszona oddać po 50 latach do M u z e u m Wojska w Warszawie przy al.3 Maja.

Mąż mój w obozie w Bło n i u celowo mył się codziennie pod studnią w lodowatej wodzie,co spowodowało zapalenie płuc i umożliwiło przewiezie- nie go do Warszawy do szpitala św,Ducha - który zgsezdował się w Sąda c h

Grodzkich na Lesznie po zbombardowaniu właściwego gmachu.Z pomocą pol­

skich lekarzy i uzyskaniu p l w ocin od prątkującego gruźlika,danych do analizy jako męża,oraz papierosa nasyconego jodyną,którym dławił się paląc,udało się uzyskać na prześwietleniu płuc wyraźne zaciemnienia gruźlicze,na które szwabski lekarz nabrał się i przyznał mężowi 87 %

inwalidztwa wojennego i zwolnienie z obozu.Niemcy panicznie bali się gruźlicy .Pusze zona fama po dalszej rodzinie i zna jdimych,że Adam ma ot­

wartą gruźlicę,umożliwiła n a m spokojną pracę w konspiracji - bez niepo­

trzebnej dekonspiracji.

39

(40)

40

(41)

2

Pani Maria Strońska "Pani Maria",znając od mojego męża nasz adres w Milanówku,skontaktowała się ze mną i nadała mnie majorowi - p u ł k o w n i - r r kowi Marianowi Drobikowi /w kennkarcie Witold Łukasiewicz/,pseudonimy

"Witold","Dzięcioł" od wiosny 1941 r o k u szefowi Wywiadu Komendy Głównej Z.W.Z. i AK,który przez p e w i e n czas mieszkał w Mi l a n ó w k u z siostrą

Cz e s ł a w ą Iwanicką oraz siostrzenicą Haliną i jej m ę ż e m Wacławem Bogac- kiemi /Kwiatkowskiemi/w kennkarcie/.Wacek był szefem "Drucików".

Zostałam zaprzysiężona przez"Witolda" jako jego łączniczka do spec­

jalnych poruczeń.

W czasie kiedy Adam był w szpitalu /do 16 stycznia 1940r./w domu n a s z y m przewinęło się ki l k u konspiratorów,którzy udawali się drogą tat­

r z a ń s k ą na Zachód.Kim byli,jakie były ich szarże - nie wiem.Przyprowa­

dzani przez łączniczkę w n o c y - o zmierzchu -odchodzili w ciemność n o c y po p a r u dnia ch pobytu z b łogosławieństwem i wałówką na drogę*

A d a m po powrocie ze szpitala musiał się przez pewien czas meldować n a odwachu w Warszawie n a p r z e ć iwko"domu bez kantów" na K r a kowskim grzedm.

Sz e f e m Studiów Przemysłowych był ^erzy Chmielewski'— "Jacek".

"Witold" mianował Adama jego następcą.W 1941 r. A d a m przybrał p s e u ­ do n i m "Róg",następnie "Konrad".

Po aresztowaniu "Jacka" A d a m został mianowany szefem,pseudonim "Tele­

sfor" i pełnił tę funkcję do Powstania.Mnie "Dzięcioł" przekazał Adamowi, u którego-pełniłam również funkcję łącznika do specjalnych poruczeń.

Zapisałam się na medycynę do doktora Wrzoska /uniwersytet poznański w ^arszawie/ ażeby pogłębić moje umiejętności sanitarne,i do Powstania zali c z y ł a m dwa lata,co mi się bardzdł przydało w Powstaniu,gdzie b y ł a m dowódcą plutonu sanitarnego w Batalionie "Zaremba-Piorun".

C a ł y czas w naszym d o m u działały kursy gimnazjalne,uczyło się u n a s 7 dziewcząt.Codziennie dwa przedmioty po 2 godziny,aż do Powstania.

Któregoś dnia byłam w domu i obierałam w kuchni grzybki na maryiatę.

A d a m pojechał do Warszawy,gdzie pracował w fabryce wyrobów aluminiowych i blaszanych,jako dyrektor handlowo-produkcyjny.Nagle drzwi się otwiera­

ją i wchodai A d a m z Haliną B o g acką i młodym człowiekiem i b i d e t e m - tak, b i d e t e m i mówi:/nawalił im lokal,muszą nadać pi l n ą depeszę do Londynu, a m y musimy zastąpić o b stawę.Adam od szosy pilnował "gonię",ja od torów do domu.Kiedy zdyszany A d a m dał mi "cynk",że już jedzie - w b i egłam do d o m u - Halina kończyła obierać moje grzybki.,a mł o d y człowiek opalał się n a tarasie.Na szczęście Ogonia" bardzo wolno się porusza i po p r z e r w a n i u na d a w a n i a traci kontakt*Parę razy jeszcze nadawali u nas.Po p e w n y m czasie kiedy b y ł a m u n i c h w Leśnej Podkowie,gdzie się przenieśli,Halina p o w i e ­ działa mi "wiesz,ten chłopak co nagrywał u was,już nie żyje,byłam chora, on nagrywał sam,obstawa nawaliła,naszli ich,zginęli wszyscy,nie dali się

utó ć !.

41

(42)

42

(43)

Franciszek ^erman "Nowak" szef Biura Studiów Wojskowych,Bohdan Zie­

liński "Tytus” ,zastępca H e r m a n a ,którego nazywaliśmy "Kaktus",boto Tayło jego przysłowie,i Mar i a n Drobik "Witold"- "Dzięcioł",szef wywiadu,byli częstymi gośćmi w naszym domu.Któregoś dnia,jak "Witold" był u nas,ojciec mój zwrócił się do niego z prośbą,o przyjęcie go do konspiracji,Ja struch­

lałam,tak bardzo chciałam ustrzec m o i c h rodziców od niechybnej zagłady.

Na szczęście "Witold" odpowiedział odmownie - panie p r o f e s o r z e ,p a n czło­

wiek o w i e l k i m talencie musi zachować życie i zdrowie,aby pan mógł,jak się skończy ten kataklizm - tworzyć dla wolnej Polski swoje dzieła,a n a m l udziom,których Bóg nie obdarzył wiel k i m talentem,niech pan zostawi walkę z tą hitlerowską zarazą,

M o i oboje rodzice byli artystami.Matka z domu Morozowiczówna,córka wielkiego aktora operetki i komedii Rufina Morozowicza i Walerii,również aktorki,sama aktorka i literatka,w szczególności d r a m a t u r g . O j c i e c ,słynny r z e ź b i a r z ,Jan Szczepkowski,dyrektor Miejskiej Szkoły Sztuk Zdobniczych i Malarstwa,oraz profesor rzeźby tamże,jeden z założycieli Akademii Sztuk P i ę k n y c h w Warszawie i jej p r o f e s o r ,mimo wielu propozycji ze strdmy oku­

panta - nie rzeźbił w okresie okupacji nic - poza portretami przyjaciół i rodziny,natomiast zajmował się o g r o d e m . S a dził,pielił,podlewał jarzyny, p ielęgnował drzewka owocowe i w ten sposób przyczyniał się walnie do utrzy­

mania naszej "lO^cio osobowej rodziny.Mama pisała dużo do"szuflady".Za sztukę "Wrzesień Warszawy" dostała od"P6dziemnej Kultury" nagrodę,co moc­

no podbudowało nasz budżet.W domu n a s z y m wychowywały się i .uczyły trzy dziewczynki,dwie siostrzenice męża,Krystyna i Wanda Swirtunówny i moja chrześniaczka Katarzyna Traczyk.Poza tym było dwoje teściów,dwoje mo i c h rodziców,gosposia i nas dwoje - r a z e m 10 osób.

W okresie letnim gościli u nas, k o l e d z y z konspiracji na parodniowym, lub tygodniowym wypoczynku.

Ojciec między innymi portretami,rzeźbił portret "Witolda",praca szła wolno od czasu,jak "Witold" przeniósł się do Leśniej Podkowy,przyjeżdżał do nas rządziej.Któregoś ranka A d a m wyjechał wcześniej do Warszawy,ja o parę godzin później.Jeździliśmy kole j k ą r,E.K.D. z przesiadką w Żleśnej Podkowie.Kiedy wysiadłam,aby się przesiąść na kolejkę grodziską,złapała mnie Halina Orłowska Spirydowiczowa od saperów.Nazywaliśmy ją "Czarna Halka" w odróżnieniu od "Białej Halki" Bogackiej.

Gościliśmy w tym caasie szefa sztabu Tadeusza Pełczyńskiego "Grzegorza"

na twutygodniowym wypoćzynku.Halina s z e p n ę ł a :wracaj do domu,zawiadomił mnie Adam,aresztowali w Podkowie "Witolda" z całą rodziną /9.XII.19

z awiadom"Gr z e g o r z a " •

43

(44)

44

(45)

Wróciłam,"Grzegorzewyjec hał,po p a r u godzinach wrócił Adam.Spakowaliśmy najpotrzebniejsze rzeczy i opus ciliśniy dom.Na szczęście nasze mieszka­

nie i rodziców miały osobne wejścia,mimo,że były na tym samym piętrze, i różność nazwisk nie stwarzała zagrożenia mojej rodzinie.Udaliśmy się do Warszawy do naszych p r zyjaciółek - trzech sióstr Wiśni e w s k i c h j K a l i n y , Dzidy i Zosi.Dzida była w łączności u Wacka Bogackiego "Kwiatkowskiego".

W parę dni po n a s z y m zamieszkaniu u Wiśniewskich,Kalina poszła na przy­

jęcie do Izy i Zbyszka Zbyszyńskich,pracowników konsulatu szwedzkiego, Herschlova.Konsulat szwedzki był jedną z dróg n a s z y c h wysyłania raportów do Anglii.Tego dnia % e m c y zrobili skok na konsulat i wszystkich aresz­

towali.Konsul Herschlov był c i o tecznym bratem króla szwedzkiego i został przezeń w y r e k l a m o w a n y ,pozostali przebywali do końca wojny w obozach.

Od W i śniewskich przenieśliśmy się do Ireny i Jerzego Dewitzów.Jurek był u "Kanarków".Stamtąd wyjechaliśmy do Radości do rodziców i naszej przy­

jaciółki Kazimiery Muszałówny,gdzie mieszkaliśmy parę miesięcy.

W między czasie przyszedł gryps od Haliny Bogackiej - "Mama nie wie nic,mnie pytali,nie znają n a z wisk ani pseudonimów,tylko funkcje.Podałam kylne rysopisy (bez szczegółów i nazwisk".

Po wyciszeniu sprawy aresztowania w leśnej Podkowie,po wielu mie­

siącach tułaczki,wróciliśmy do domu.Którejś niedzieli siedzieliśmy u ro­

dziców,© jciec zszedł jak codzień skrapiać rzeźby glinianych portretów, które rzeźbił w tym czasie,m.in. portret niedokonczony "Witolda",po chwi­

li wrócił wzburzony i powiedział-.zamordowali "Witolda". Jezus k aria,krzyk­

nęł a m - skąd wieszIChoćcie do pracowni - zeszliśmy.Na ziemi leżała nie­

dokończona głowa "Witolda" z szeroką szramą od policzka w tył głowy.

Cokół na którym była umieszczona był m o c n y ,z a b e z p i e c z o n y ,glina niewysch- nięta.Staliśmy oniemiali z przerażenia i rozpaczy.W muzeum ojca,które znajduje się w rodziców mieszkaniu,leży w gablocie,nie odlaliśmy jej w gipsie,jest jak spadła nietknięta,tylko mniejsza,bo wyschła.

Okupant szalał,wywoził do obozów,rozstrzeliwał na ulicach Warszawy, w Gecie i na Palmirach.Z r ó ż o w y c h plakatów patrzyły na nas k o l u m n y po­

mordowanych Polaków.Niemcy myśleli,że tymi obwieszczeniami osłabią w nas wolę walki.Efekt był odwrotny.Z kimkolwiek z n a s z y c h kolegów czy przyja­

ciół rozmawiałam,każdy mówił - na litość Boga n i e c h się już zacznie — pragnienie walki jawnej z bro n i ą w E ę k u było we wszystkich tak potężne, tak dławiące,że trudno to opisać.

W sobotę po odwołaniu pierwszej mobilizacji,Adam wrócił z Warszawy, wywołał mnie do łazienki,jedynego miejsca gdzie można było rozmawiać ± nie być słyszanym przez resztę rodziny "jutro o szóstej rano jedziemy.

Nic nie mów r o d zinie.M

45

(46)

46

(47)

Wieczorem,jak codzień,byliśmy u moich rodziców.Ojciec chciał mnie zatrudnić nazajutrz w pieleniu truskawek.Spojrzałam na Męża i powiedzia- łam"jutro o szóstej jedziemy do Warszawy".Ojciec wstał i wyszedł,po chwi­

li wrócił trzymając w ręce omszałą butelkę starego węgrzyna i powiedział, to ostatnia z piwniczki dziadka Rufina,chowałem na godzinę zwycięstwa, dziś wypijemy n i ą strzemiennego i n i e c h was Bóg prowadzi*

Rano przed szóstą,idąc na dworzec EKD wstąpiliśmy do kościoła.Było pusto,ranne słonce zaglądało przez witraże-,tworząc mozaikę na scianach i pośadzce i drżąc w powietrzu.Cisza zupełna,klęczeliśmy przed głównym ołtarzem,modliłam się w pełnym uniesieniu gorącej prośby o opiekę bożą nad rodziną,przyjaciółmi i kolegami.Za tymh,co zginą i za tych co prze­

żyją, za siły i wytrwanie w tej tak nierówne j-., ale koniecznej walce,którą z peł n y m przekonaniem podejmowaliśmy.

Wyszliśmy z kościoła,powoli uciszyła się we mnie gorąca modlitwa i cicha skarga.Jak wsiedliśmy do kolejki byłam już zupełnie spokojna i go­

towa na wszystko. " .

W Warszawie zatrzymaliśmy się u Zosi Lachowskiej,siostry szwagra Adama,Kazika Swirtuna.We wtorek rano wyszliśmy na miasto robić zakupy żywności.Szliśmy ulicą Wilczą od strony Emilii Plater do Marszałkowskiej.

Naprzeciwko bardzo szybko podążał młody człowiek,dźwigając w obu rękach ciężkie teczki.Z teczki z prawej ręki zauważyłam lufę chyba Visa,wyglą­

dała filuternie na świat boży.Podbiegłam do niego i powiedziałam:prawa teczka z prz o d u - zatkać chustką,widać lufę.Chłopak w biegu zatkał chust­

ką i poleciał dale^,Za chwilę,też od Marszałkowskiej,pedaługe na rowerze młoda dziewczyna w spodniach z plecakiem i koszykiem na kierownicy.

Wspaniała była Warszawa,spięta,groźna,pełna skupienia i nadziei!

My,ludzie wywiadu,nie mieliśmy żadnego przydziału.Czekaliśmy na pra­

wo wstąpienia do akcji.Wreszcie pozwolono n a m brać czynny udział w wałce z zastrzeżeniem nieujawniania przydziału konspiracyjnego ani stopnia.

Drugiego sierpnia o szóstej rano A d a m zgłosił się do lotników i z Lottem, bra t e m doktora nastawiali światła w n o c y dla alianckich zrzutów,oraz do saperów gdzie zbierał z utworzoną przez siebie ekipą i dostarczał sape­

r o m liiewypały do produkcji granatów.Ja zameldowałam się do szpitala na ul.Wilczej i dostałam przydział jako sanitariuszka do pierwszego plutonu, pierwszej kompanii Bataliofcu^Zaremba-Piorun.Zostałam patrolową,następnie

sekcyjną,oraz pod koniec sierpnia,kiedy pluton zmienił d o w ó d c ę ,ciężko rannego Zarembę'na Pioruna - zostałam mianowana przez doktora Dorożyń-

u D *

skiego dowódcą plutonu sanitarnego i p e ł niłam tę funkcję do końca Pows­

tania.

Po upadku powstania,my ludzie wywiadu nie mieliśmy prawa iść do niewoli,zostaliśmy,aby pełnić nasze obowiązki dalej.

47

(48)

48

(49)

6

Z Warszawy w y s z l i ś m y ,jako delegacja Czerwonego Krzyża Oddziału War­

szawskiego,z celem założenia siedziby PCK w Milanówku.Było nas 8 osób -

Adam,Witek Sudra,ojciec Stefana Waciurskiego,który był nas z y m k ol e g ą i zginął na M o k o t o w i e ,skonał na r ę k a c h Danusi Stępniewskiej " M u s i " Vel

" N u s i ” ,kierowniczki sekretariatu Biura Studiów Przemysłowych,cztery sa­

nitariuszki,których nie znałam p r z e d t e m oraz ja.Po drodze,szliśmy pieszo, p o d Włochami udało nam się wynająć furę chłopską,na której jechał p a n Wa«*

c i u r s * £ D r a z ^ n a s z e klamoty.Adam,Witek i ja szliśmy pieszo.We W ł o c h a c h ude ło n a m się wydostać przepustkę od niemieckiego kapitana.A było to tak:

Wi t e k świetnie znał n i e m i e c k i , 06 referował sprawę Szwabowi^a my reszta staliśmy za nim,trzymając prawe ręce w kieszeniach ze sztywno wyprostowa­

n y m i palcami drugim i trzecim.Niemiec był sam,podczas wykładu Witka cały czas patrzył na nas i wreszcie wystawił 8 przepustek dla nas i dla woź­

n i c y z koniem.Udało się,a mógł kosztować nas.ten występ ż y c i e 7albo obóz.

Pod Pruszkowem zatrzymała nas wacha n i e m i e c k a d znów Witek referował, a my z furmanką staliśmy niedaleko.Nagle nadjechało trzech żołnierzy nie­

m i e c k i c h i chcieli nam zabrać konia.^asz chłopina aż zbladłoJa nie znam n i e m i e c k i e g o ,ale ryknęłam”raus.,das ist PferdiP^^Lnische K o tkreutz,ich ha- be k r a n k , ” łapiąc za rękę odprzęgającego konia szwaba,i k r zyknęłam do chłopców,"wracajcie,kradną n a m k o n i a ” .Adam z W i t kiem wrócili,szwaby z n o s e m na kwintę odjechali,a my koło drugiej w nocy dojechaliśmy do Leśnej Podkowy,gdzie mieszkał Witek z rodziną.Panie zobaczywszy nasze wychudzone twarze wynosiły wszystko,co nadawało się do zjedzenia,popłakując solidnie Po zjedzeniu poukładaliśmy się na oszklonej werandzie pokotem.Znowu kon­

sternacja - że nie ma łóżek ani p o scieli - m y na t o :o czym panie mówią, p arsknęliśmy śmiechem.

Rano wsiedliśmy w kolejkę EKD,kursującą normalnie do Milanówka.A tu normalne życie - pomyślałam.I cisza?

W domu zastaliśmy poza najbliższą rodziną,ciocię Anielę Oyrzanowską, ciocię Marię M i c k i e w i c z ó w n ę ,wujka Leopolda Morozowicza,panie Annę i M o ­ nikę Ż e r o m s k i e ,Monika ciężko chora na odrę,Jadwigę Krawczyńską,ranną, Myszkę Stpiczyńską z rannym synem,Halinę Cygańską,żonę ”E r z e g o r z a ” fWandę Pełczyńską z córką Marysią i siostrą Izą /syn P e ł czyńskich zginął w Pow­

staniu/. Oraz masę warszawiaków,których nie znaliśmy.W sumie 36 osób pozę rodziną w nasz y c h m i e s z k a n i a c h , 8 pokojach,szklonej w e r a n d z i e ,dwó c h kuch­

n i a c h i dwóch łazienkach,oraz nas dziesięć osób,czyli razem 46.Nazajutrz Nie m c y wyrzucili wszystkich,poza najbliższą rodziną,zajmując cały dom.

N a m pozwolono przenieść się do p r a cowni ojca,znajdującej się na parterze d o m u z osobnym wejściem„Było nas tam czworo rodziców,dwie c i o t k i , w u j ,dwie p.Żeromskie,które ojciec podał N i e m c o m jako.siostrę i s i o s t r z e n i c ę ,3 dzie wczynki:Krysia i Wanda Swirtun,Kasia '^raczyk,gosposia,nas dwoje , r a z e m 15 o s ó b na 70 m e t r a c h k w .,pełnych rzeźb.

49

(50)

50

Cytaty

Powiązane dokumenty

Na zbiory Archiwum WSK składają się materiały dotyczące wojennej działalności kobiet, przekazane nam przez Kombatantki lub ich rodziny.. W naszych zbiorach nie

N a zbiory A rchiw um WSK składają się materiały dotyczące wojennej działalności kobiet, przekazane nam przez Kom batantki lub ich rodziny.. W naszych zbiorach nie

na spośród Was,pra,<tnę poznać historię Waszego życia,która pomoże mi zbadać wpływ służby wojskowej kobiet na ich późniejszą pozycję w społeczeństwie i

Dreżepolską i Zofią Przybytkowską (przebywającą tu pod nazwiskiem Elżbieta Kwiatkowska), spuszczając się po sznurze z pierwszego piętra na ul.. Jej relację

N a zbiory Archiwum WSK składają się materiały dotyczące wojennej działalności kobiet, przekazane nam przez Kombatantki lub ich rodziny. Za pośrednictwem Pani

ul.. N a zbiory A rchiw um W SK składają się materiały dotyczące wojennej działalności kobiet, przekazane nam przez Kom batantki lub ich rodziny.7. W naszych

Na zbiory Archiwum WSK składają się materiały dotyczące wojennej działalności kobiet, przekazane nam przez Kombatantki lub ich rodziny. W naszych zbiorach nie

Fiołkowa 1a , Bydgoszcz .( ogłoszenie ilustruje mniejsza figura z napisem pojazd czterokołowy nakładająca się na koło poprzednie ) OGŁOSZENIE 3.. W okolicy supermarketu