• Nie Znaleziono Wyników

Strukturalizm, wypowiadanie i semantyka

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Strukturalizm, wypowiadanie i semantyka"

Copied!
23
0
0

Pełen tekst

(1)

Oswald Ducrot

Strukturalizm, wypowiadanie i

semantyka

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 71/2, 321-342

(2)

P a m ię tn ik L ite r a c k i L X X I, 3980, z. 2 P L IS S N 0031-0514

O SW A LD DUCROT

STRUKTURALIZM , W YPOW IADANIE I SEMANTYKA

W tra k c ie sprostow ań, tran sfo rm acji i rozwinięć, jakim ulegała teoria sem antyczna przedstaw iona w Dire et ne pas d i r e 1, stale pow racała pew na m yśl, k tó rą chciałbym tu na nowo sform ułow ać, zanim ją skon­ fro n tu ję z pew nym i spostrzeżeniam i i uw agam i dotyczącym i aktów m owy. Sem antyczny opis języka, pojętego jako zbiór zdań czy w ypo­ w iedzeń, nie tylko nie może być zakończony, ale nie może być naw et p o d jęty w sposób system atyczny, jeśli nie uw zględni się na w stępie pew nych aspektów działalności językowej realizow anej dzięki tem uż językow i.

Jeśli posłużym y się do postaw ienia tak iej tezy tra d y c y jn ą term in o ­ logią Saussurow ską, to będziem y m usieli założyć np., że nie jest możliwa ling w isty ka języka, jeśli nie jest zarazem lingw istyką m ów ienia [paroZe]. T rzeba jed n ak zastrzec, że to sform ułow anie — wygodne i pozornie zrozum iałe — opiera się na pew nym przesunięciu znaczenia. Opozycja język—m ów ienie m a bowiem u Saussure’a dw ie funkcje. Jedna, m eto­ dologiczna, odpowiada klasycznem u rozróżnieniu przedm iotu sk o n tru o - w anego przez badacza i danej, k tó rą ten przedm iot ma tłum aczyć. W ta ­ kim to w łaśnie znaczeniu ,,język” mógł być przedstaw iony na początku niniejszego a rty k u łu jako zbiór zdań czy wypow iedzeń, gdyż samo pojęcie zdania czy w ypow iedzenia jest konstru kcją (nie o bserw ujem y zdania, lecz przypadek zdania) i niek tó rzy językoznaw cy m ają nadzieję, że dzięki niej przyczynią się do w yjaśnienia faktów językow ych obser­ w ow anych w życiu codziennym . Saussure używ a tej sam ej p a ry słów do innego rozróżnienia, rzec b y można m aterialnego i tym razem w e­ w nętrznego w stosun k u do danej,, w obrębie k tó re j zostają p rzeciw sta­ w ione dw a obszary. (Przesunięcie znaczenia jest pozorne, gdy de

Saussu-[O sw ald D u c r o t — zob. notkę w: „P am iętn ik L itera c k i” 1975, z. 1, s. 269. Przekład w edług: O. D u c r o t , S tr u c tu ra lis m e , énoncia tio n et sém antique. „ P o étiq u e” 33 (1978), s. 107— 125.]

1 O. D u c r o t , D ire e t ne pa s dire. P aris 1972. S olid n ą k rytyk ę tej pracy zn ajd ziem y w M. E b e 1, P. F i a 1 a, P ré su p p o s itio n et th éor ie du discours. „Ca­ h iers V ilfred o P areto” 32 (1974), s. 115— 136.

(3)

re p o ró w n u je stosun k i m iędzy językiem a m ów ieniem do tych, k tó re istn ieją m iędzy p a rty tu rą a jej w ykonaniem przez m uzyka, gdyż p a rty ­ tu ra ta k jak i jej w ykonanie jest daną postrzegalną.) Języ k jest więc u k o n sty tu o w an y przez szereg re la c ji m iędzy elem entam i m ow y — po- strzegaln y ch bądź drogą intro sp ekcji, bądź p rzez p ew ien rodzaj b adania dy stryb u cyjn eg o . Je śli chodzi o fa k ty m ów ienia, są to inne dane po- strzegalne, a m ianow icie te zdarzenia historyczne, jakim i są rzeczyw iście dokonane rozm aite a k ty porozum iew ania się. W łaśnie w zw iązku z tą dru g ą opozycją uży w am y w naszym sloganie słow a „m ów ienie” . Chce­ m y powiedzieć, że teo re ty c z n y przedm iot „języ k ” nie może być skon­ stru o w a n y bez odniesienia do czynności m ów ienia. Tak więc, b y móc w yrazić się w term inologii Saussurowiskiej, m u sim y posłużyć się jed no­ cześnie dw iem a opozycjam i, w k tó ry c h pojaw ia się p a ra język—m ów ie­ nie w te n sposób, że zapożyczym y jeden term in z pierw szej opozycji, a drugi z drugiej.

Jeżeli nie m ożna trak to w ać tego przesunięcia znaczeniow ego jako zw y­ kłej g ry słów, to dlatego, że ani u S au ssu re’a, ani u żadnego języko­ znaw cy te dw ie opozycje nie są i nie m ogą był całkow icie niezależne. Opozycja m etodologiczna t w o r z y opozycję m aterialn ą, rzu tu jąc się na jeden ze sw ych członów, tzn. m ów ienie, i dokonując w nim rozdziału na dw ie k a teg o rie zjaw isk. Te, k tó re u jaw n ia ją bezpośrednio i w spo­ sób niejako „czy sty ” p rzed m io t teo rety czn y , nazw ane są w now ym zna­ czeniu te rm in u językiem , a inne, w y tłum aczaln e jed y n ie pośrednio i za pom ocą czynników obcych, m ówieniem . Sprow adza się to w końcu do stw ierdzenia, że ro zró żn ien ie m etodologiczne m usi rzutow ać na daną w edług innego przebiegu niż ten, k tó ry zaproponow ał Saussure.

M ożna b y w yrazić tę sam ą m yśl w in n y sposób — tzn. przez odw ró­ cenie in n y ch pojęć — żądając, b y w ypow iadanie zostało w prow adzone do w ypow iedzenia. Jeszcze jedna form uła, k tó ra w zięta dosłow nie jest sprzeczna i trzeba ją opatrzyć pew nym i uściśleniam i (naw et, a zw łasz­ cza, jeżeli ta k odpow iada a k tu a ln e j modzie, że jest pow szechnie i p rz y ­ chylnie p rzy ję ta ). K ażdy a k t w ypow iadania jest bow iem zdarzeniem jedynym , im p lik u jącym jedynego mówcę w jedynej sy tu a c ji, gdy ty m ­ czasem w ypow iedzenie ( = zdanie) pozostaje z d efinicji in w arian tem w nieskończoności aktów w ypow iadania, któ ry ch może być przedm iotem . S konstruow anie pojęcia w ypow iedzenia oznacza nieuch ro nn ie pom inię­ cie tej nieskończoności użyć i n ie jest w cale oczywiste, że form uła „ w p r o w a d z i ć w y p o w i a d a n i e w w y p o w i e d z e n i e ” nie jest po p ro stu czystym absurdem . Jeżeli w ostatecznym ro zrach unk u jest ona uzasadniona, to trzeb a zauważyć, że jej uzasadnienie w ym aga do­ konania pew nych w yborów .

N ajp ierw należy p rzy jąć odróżnienie szczególnych, za każdym razem now ych okoliczności w ypow iadania w ytw arzan eg o hic et nunc,, od ogól­ nego fa k tu w ypow iadania, identycznego w różnorodności aktów rze ­ czywiście realizow anych. Tylko dzięki tem u odróżnieniu, tzn. jeśli p rz y

(4)

j-S T R U K T U R A L I Z M , W Y P O W I A D A N I E I j-S E M A N T Y K A 323

mierny, że akt indyw idualnego m ówienia opiera się na ogólnym sche­ m acie działalności językow ej — konfrontacji mówiącego i odbiorcy j a k o t a k i c h — staje się m ożliwe scharakteryzow anie w ypow iedze­ nia wobec w ypow iadania. Oznacza to, że um ieszczam y je w ogólnym schem acie w ypow iadania: opisujem y je jako uściślające w pew nym sensie ro lę sw ych ew en tu alny ch nadaw ców i odbiorców oraz p rzy d z ie ­ lające im pew ne emplois w te a tra ln y m znaczeniu tego term inu.

Jeszcze jedna decyzja w yd aje mi się jed n a k konieczna, by m iało sens tw ierdzenie o obecności w ypow iadania w w ypow iedzeniu. N ależy za­ znaczyć, że to wypow iedzenie, którego sem antyczny opis w ym aga od­ w ołania się do w ypow iadania, jest elem entem języka (w m etodologicz­ nym znaczeniu tego term inu), tzn. jednostką skonstruow aną dla potrzeb eksplikacji, a nie daną positrzegalną. Załóżm y zresztą coś przeciw nego, p rzyjm ijm y , że w artość sem antyczna w ypow iedzenia by łaby przedm io­ tem obserw acji, k tó ry może być postrzegany, gdy „native speaker” zastanaw ia się, jakie pojęcia w yw ołuje w nim pew ien ciąg słów rozpa­ try w a n y poza wszelkim m ożliw ym użyciem. Ja sn e w tedy, że tak a obser­ w acja (którą gdzie indziej nazw ałem „sztuczną in tro sp ek cją”) nie może ujaw nić żadnej aluzji do w ypow iadania, gdyż staje się ona m ożliwa jedynie w oderw aniu od niego. Jeżeli więc przyjm iem y, że w ypow iedze­ nie może być obserw owane, p u n k t widzenia, jaki m usim y przyjąć, żeby je obserw ować, wylicza nieuchronnie w ypow iadanie. D latego zapew ne n iektórzy sądzą, że absurdem jest um ieszczanie w w ypow iedzeniu oznak aktów m ów ienia i m ów ienie np. o w ypow iedzeniach rozkazujących, p y ­ tających, proszących itd. W rzeczywistości, m ówią oni, to nie w ypow ie­ dzenie rozkazuje, pyta, prosi, lecz m ówiący. I w pew nym sensie ich stanow isko jest niepodw ażalne — o tyle, o ile nazyw ają oni „w ypow ie­ dzeniem ” te n elem ent, k tó ry można oderw ać drogą a b strak cji od a k tu w ypow iadania, w k tó ry m uczestniczy i który, ro zp atry w an y w izolacji, pozbaw iony jesit oczywiście jakiejkolw iek w ładzy p ragm atycznej. Ale w rzeczywistości ci językoznaw cy, którzy w prow adzają do w ypow iedzeń znaki aktów — a postaram się dalej wykazać, że trzeb a to robić — nie tra k tu ją w ypow iedzeń jako fragm entów w ypow iadania (tego, co pozo­ sta je po odjęciu sy tu acji wypowiedzi), ale jako jednostki operacyjne postulow ane dla potrzeb opisu sem antycznego i uzasadnione jedynie tym , że pozw alają zdać spraw ę z danej, tzn. z rzeczyw istego użycia ję ­ zyka 2. I jeżeli w prow adza się do w ypow iedzeń znaki pragm atyczne, to nie dlatego, że są one rezu ltatem obserw acji; ważne, aby to w pro­ w adzenie m iało rzeczyw iście w artość eksplikacyjną.

2 Trudno jest n ie rzu tow ać rozróżnienia w y p o w ied zen ie—u życie na sam ą daną, tzn. na użycie. I w tym rzu tow an iu p oszu k iw an ie odpow iednika dla w y p o w ie­ d zen ia doprow adza do w y izo lo w a n ia em p irycznego przedm iotu w y p o w ied zen ie (podobnie jak język u de S a u ssu r e’a rzutuje się na m ów ien ie jako język). W a r ty ­ k u le J. C. A n s c o m b r e i O. D u c r o t , L ’A rg u m e n ta tio n d a n s la langue (opu­ b lik o w a n y m w czerw cu 1976 w n u m erze „L angages” p ośw ięcon ym argum entacji),

(5)

S ta ra jąc się sform ułow ać w in n ej a k tu a ln ej term inologii p rze d sta ­ w ioną tu ta j tezę, m ożna by powiedzieć, że sem iotyka (rozum iana w sen­ sie Benveniiste’a, tzn. jako n au k a o sy stem ach znaków) nie może istnieć, nie obejm ując także sem an ty k i (badania użycia znaków). Albo, posłu­ gując się neopozytyw istycznym rozróżnieniem m iędzy p rag m a ty k ą i se­ m an tyk ą, pow iem y, że n iek tó re a sp ek ty p rag m a ty k i m uszą być złączone z sem an tyk ą i że m iędzy ty m i dw om a badaniam i nie może istnieć po­ rząd ek lin earn eg o n a stę p stw a 3. Ale zam iast używ ać nadal pojęć w y p ra ­ cow anych do w y rażen ia a k u ra t odw rotności tego, co chcę powiedzieć, w olałbm y raczej zaproponow ać sform ułow anie b ardziej bezpośrednie, sk ładające się z dw u zdań. Z jednej s tro n y sem anty ka językoznaw cza m usi być s tru k tu ra ln a . A z d ru g ie j s tro n y tym , co stanow i o s tru k tu - ralizm ie w dziedzinie znaczenia, jest wzięcie pod uw agę w ypow iadania.

Być s tru k tu ra lis tą w bad aniu jak iejk olw iek dziedziny to znaczy de­ finiow ać p rzed m io ty te j dziedziny jedne wobec drugich, pom ijając um yśl­ nie to, co w ich in d y w id u alnej n a tu rz e określa się jedynie w stosunku do przedm iotów z in n ej dziedziny. P rz y jm u je m y więc, że niek tóre ich w zajem ne rela cje nie są konsekw encją ich n a tu ry , ale że ją k o n sty tu u ją. T aka postaw a spro w ad za się w łaściw ie do odpowiedniego i dokładnego zastosow ania pew nej m yśli, k tó ra w form ie ogólnej jest tak tru d n a do uchw ycenia, a jednocześnie ta k niezaprzeczalna, że m a się ochotę na jej przem ilczenie. J e s t to m yśl oczyw ista — gdy zechcem y wziąć ją pod uw agę — że p rzedm iot może być opisyw any jedynie w stosu nk u do innych i że nie ma sensu, jeśli to m am y rozum ieć dosłow nie, badać go „sam ego w sobie”. (Tak zw ykle m yślim y, gdy m ów im y, że coś było badane „sam o w sobie” , gdy np. fonolog zarzuca fonetykom definiow anie dźw ięków języka „sam ych w sobie”, tzn. że c h a ra k te ry z u je się rzecz w obec innych przedm iotów niż te, z k tó ry m i chciałoby się je zestawić.) T ę k o n s t y t u t y w n ą rolę inności, niejasno p rzy jm o w an ą przez w szystkich i dlatego w łaśnie zapom inaną, P la to n uznał za godną w yeks­ ponow ania, fo rm u łu ją c ją w sposób u m yśln ie paradoksalny. W Sofiście, gdzie do konuje p rzeg lądu „podstaw ow ych k ateg o rii” rzeczyw istości — Ruchu, Spoczynku, Tożsamości, B y tu i Inności — w ykazuje, że Inność m a szczególny status, gdyż sy tu u je się n ie obok poprzednich, ale w nich.

I p o w ie m y , że ona p rzen ik a je w sz y stk ie . Bo każda z nich jest czym ś różnym — n ie d zięk i sw ojej w ła sn ej natu rze, tylko dlatego, że bierze udział w id e i różn ości *.

to , co jest tu n azw an e „ w y p o w ied zen iem ”, utożsam ion e jest z „w yp ow ied zen iem ty p o w y m ”, term in em w z ię ty m z litera tu r y a n g lo sa sk iej, a „ w y p o w ied zen ie” z „przy­ p ad k iem w y p o w ie d z e n ia ”.

8 To sta n o w isk o w o b ec op ozycji sem a n ty czn o -p ra g m a ty czn ej p rzed staw ion e je s t na p ierw szy ch stron ach cytow an ego artyk u łu , w p rzy p isie 2.

4 P l a t o n , Sofista . — P o l i t y k . W p rzek ład zie (z g reck ieg o ) S. W i t w i c- k i e g o . P rzek ład p rzejrzała D. G r o m s к a. W arszaw a 1956, s. 78—79.

(6)

S T R U K T U R A L I Z M , W Y P O W I A D A N I E I S E M A N T Y K A 325

Co do stru k tu ra liz m u , to polega on na wierze, że ta ogólna teza m ożliw a jest do zastosow ania w obrębie poszczególnych dziedzin, na w ierze np. — k tó ra jest podstaw ą fonologii — że ele m en ta rn y dźw ięk języka może być określony w stosunku do innych dźwięków tego s a ­ mego języka, że jest zatem k o n s t y t u o w a n y przez sw oją pozycję w ew n ątrz języka.

Skądinąd, jeśli chcemy, by postaw a stru k tu ra listy c z n a p row adziła do czegoś innego niż szkolne ćwiczenia m ające co najw yżej w artość ilu­ stracji, trz e b a dodać, że do definicji p rzedm iotu w y biera się tylko nie­ k tó re stosun ki łączące go z przedm iotam i tej sam ej dziedziny. N ależy więc wykazać, że stosunki w y b ran e do definicji in dyw idualnych ele­ m entów pozw alają zrozum ieć, a naw et w yw nioskow ać, p rzy n ajm n iej część innych relacji zaobserw ow anych w obrębie danej dziedziny. W p rze­ ciw nym razie, gdyby w szystkie stosunki m iały w artość definiującą, lub gdyby na podstaw ie stosunków w ybranych do definicji nie m ożna było zdać s p ra w y z pozostałych stosunków, to postępow anie takie byłoby rów nie niein teresu jące co n iep o d w a ża ln e 5. W racając do fonologii, to jedyną rzeczą mogącą stanow ić jej podstaw ę jest fakt, że jej sposób charakteryzo w an ia dźwięków języka jako fonemów, tzn. na p odsta­ wie istniejących m iędzy nimi stosunków kom utacji, pozwala w yjaśnić inne relacje, np. sposób, w jaki są one asym ilow ane lub przeciw staw iane w percepcji, jak rów nież ich tran sfo rm acje w toku ew olucji histo ry cz­ nej. Ogólniej mówiąc, gdy izolujem y zespół zjaw isk, by poddać je b a­ daniu stru k tu ra ln e m u , postulujem y, że ich w ew nętrzne relacje m ogą p rzy n ajm n iej częściowo być w yprow adzone jed ne z drugich. P rzy p u sz­ czam y więc, że możliwe jest przyznanie badanej dziedzinie pew nej zro­ zum iałości bez konieczności opuszczania jej i odnoszenia się do innego obszaru doświadczenia. Pod tym względem typowo stru k tu ra ln e jest badanie percepcji zaproponow ane przez „psychologię postaci” — w tej m ierze, w jakiej odrzuca ona opis i w yjaśnianie percepcji na podstaw ie uprzedniej znajom ości św iata. Tę właśnie postaw ę M erleau-P o nty n a ­ zywał w iarą w „p ry m at p ercep cji”. Jeśli chcem y podjąć s tru k tu ra ln e badanie w językoznaw stw ie, trzeb a więc założyć w ty m sam ym sensie „p ry m a t języka” , tzn. niezależność, p rzynajm niej częściową, zjaw isk, które z n ajd u ją się w jego obrębie. U zasadnione będzie w ted y definio­ w anie „jedno stek”, z któ rym i m am y do czynienia, jednych za pom ocą drugich, i oczekiwanie, że to w ew nętrzn e definicje w yjaśnią inne zaob­ serw ow ane w tej dziedzinie relacje. Dlatego to m ożna umieścić u pod­ staw stru k tu ra liz m u w dziedzinie m ow y Saussurow ską zasadę a rb itra l­

5 D la zilu stro w a n ia tych dw u deform acji strukturalizm u w języ k o zn a w stw ie m ożna b y zacytow ać z jednej stron y in tegraln y d ystrybucjonalizm , który u siłu je zarejestrow ać w szy stk ie m ożliw e k o n tek sty jak iegoś elem en tu , a z drugiej strony glossem atyczn ą a lgeb rę, która ogranicza się do p ew n ych śc iśle ok reślon ych relacji, n ie próbując n aw et w yk azać ek sp lik a ty w n eg o charakteru tej redukcji.

(7)

ności językow ej, zasadę ogólną, k tó re j jednym ze szczególnych zastoso­ w a ń jest a rb itraln o ść znaku. P rz y zn a jąc porządkow i językow em u cha­ ra k te r n iered u kow aln y , zab ran iając o pierania go na in nej płaszczyźnie rzeczyw istości, S au ssure zakłada jednocześnie praw om ocność i koniecz­ ność poszukiw ania w nim zasady jego racjonalności.

Ja k zastosow ać tak ą zasadę do sem anty ki językoznaw czej? Je st ja ­ sne, że n eg u jąc ją, będziem y na an ty p o dach stru k tu ra liz m u , bo p rz y j­ m iem y za se m a n ty cz n y opis w ypow iedzenia lub w ypow iadania jego przekład na u n iw e rsa ln y m etajęzy k sem antyczny, p rete n d u ją c y do roli tego „języka w ew n ętrzn eg o ” , jak im w edług św. A ugustyn a m yśl mówi sam a do siebie i k tó ry jest w spólny w szystkim ludziom. Gdyż chodziłoby w te d y o opisyw anie znaczeń k o n stru o w any ch i przekazyw anych przez języki n a tu ra ln e na podstaw ie innego poznania św iata, jakie im plikuje u ży w an y m etajęzy k , jak zresztą k ażda mowa. Tym, co tu ta j odrzucam y, n ie jest uciekanie się do rep re z en ta cji form alnej, k tó ra — przeciw nie — w y d aje mi się konieczna, lecz przekonanie, że ta form alna rep rezen tacja m ogłaby być w zw y k ły m znaczeniu tego słow a językiem , którego fo r­ m u ły m iałyb y w łasne znaczenie. Nie p rzy jm u je m y tego, że w ybór fo rm u ły F do opisu w ypow iedzenia lub w ypow iadania E zw iązany jest z tym , że F m a znaczenie analogiczne do E, ale jaśniejsze i w olne od w szelkiej ew e n tu aln e j dwuznaczności. W p ersp ekty w ie stru k tu ra listy c z - nej form alne re p re z e n ta c je w ypow iedzeń nie mogą być nazw ane „ ję ­ zykiem ” , chyba że w sensie, jaki ten term in p rzy b ra ł w m atem atyce, gdzie chodzi ty lk o o grę sym boli, dla k tó rych m ożna było określić re ­ gu ły bezpośredniego rach u n k u . Jeśli więc p rzek ład am y jakieś w yp o­ w iedzenie na jak ąś form ułę, to nie m a to nic w spólnego z przekładem zdania francuskiego na zdanie niem ieckie, przekładem opierającym się na założonej ekw iw alencji ich znaczeń. Nie m a sem an tyk i s tru k tu ra ln e j, jeśli nie porzuci się a priori poszukiw ania „ek w iw alentó w ” dla znaczeń językow ych.

A by .scharakteryzow ać teraz pozytyw nie badania s tru k tu ra ln e w se­ m an ty ce językoznaw czej, zasygnalizuję kilka m ożliw ych form , nie trosz­ cząc się o kom pletność ani o m otyw ację m ojego końcowego w yboru: chodzi jedy n ie o u w y p u k lenie przez k o n tra st tego, co w ty m wyborze specyficzne. W arian t d y s try b u c y jn y polegałby na przy jęciu jako dzie­ dziny badań i pola dośw iadczalnego zbioru w ypow iedzeń jakiegoś języka i na definiow aniu każdego z nich z sem antycznego p u n k tu w idzenia, biorąc za p u n k t w yjścia rela cje jego w spółw ystępow ania z innym i w re ­ alny ch w ypow iedziach tego języka. Znaczenie w ypow iedzenia z pu n k tu w idzenia językoznaw stw a polegałoby więc na swego ro dzaju skonden­ sow anej rep re z en ta cji skojarzeń, na jak ie jest po d atn e w użyciu (w ska­ zując, jakie jest jego otoczenie i jakie inne w ypow iedzenia m ają tak ie samo otoczenie). T eoretyczna tru d n o ść spow odow ana takim p ro g ra ­ m em — niezależna od problem ów technicznych, jakie staw ia jego re a li­

(8)

S T R U K T U R A L I Z M , W Y P O W I A D A N I E I S E M A N T Y K A ,327

zacja — dotyczy korpusu wypowiedzi, k tó ry m należy się posłużyć do sch arak tery zo w ania wypow iedzeń. Jeśli przy jm iem y jakąkolw iek w y­ powiedź, niezależnie od jej pochodzenia i nie ograniczając się do korpusu jednorodnego, nie wiadomo, czy otrzym ane re z u lta ty będą m iały jakiś związek, choćby bardzo daleki, z tym , co zw ykle nazyw am y znaczeniem , lu b czy będą m iały tę m inim alną w artość eksplikacyjną, bez k tó re j, jak pow iedzieliśm y w yżej, stru k tu ra liz m jest ty lk o grą. Gdyż sem antyczna c h a ra k te ry sty k a w ypow iedzenia pow inna p rzy n ajm n iej pomóc w w y ­ tłum aczen iu aktów w ypow iadania, k tórych jest ono przedm iotem . D la­ czego było ono u żyte przez mówiącego w takich okolicznościach? D la­ czego po jego w ypow iedzeniu nastąpiło inne? Dlaczego w yw ołało ono ta k ą odpowiedź...? Je st zapew ne praw dopodobne, że użycie w ypow ie­ dzenia E w sytuacji S m otyw uje się skojarzeniam i ustalonym i m iędzy E

i innym i w ypow iedzeniam i E', E " ... w pew nych uprzednich sytu acjach S ly S 2..., a także zupełnie praw dopodobne, że to użycie rozum iane jest poprzez odniesienie do takich skojarzeń. Ale w ydaje się bardzo a rb i­ tra ln e pow oływ anie się p rzy każdym użyciu £ na w s z y s t k i e sy­ tuacje, w k tó ry ch ono się pojaw ia, naw et na te, o k tó ry ch m ów iący i słu ­ chacz nie wiedzą i nie mogą ich sobie wyobrazić.

W ydaje mi się, że ten typ trudności skłonił P écheux i jego z e sp ó ł6 do ograniczenia badań d y stry b u cy jn y ch do korpusów jednorodnych, a ściślej, złożonych z tekstów w ytw orzonych w tych sam ych w arunkach. Nie chodzi już więc o dostarczenie opisu w ypow iedzenia E w ogóle, ale tego w łaśnie w ypow iedzenia jako należącego do tego w łaśnie korpusu. Chociaż więc em piryczną daną pozostaje nadal (jak w każdym badaniu d y stry b u cy jn y m ) wypow iedzenie, a nie indyw idualna czynność w ypo­ w iadania, jego opis — tzn. w skazanie jego funkcjonow ania w w ypow ie­ dzi — u trz y m u je się w ew n ątrz zbioru w yraźnie określonych i w ybranych tekstów , gdyż odpow iadają na to samo p y ta n ie i w obrębie tych sam ych ra m ideologicznych. Badanie sem antyczne m a więc na celu w skazanie, jak ie w ypow iedzenia m ają analogiczne k o n tek sty w określonym typ ie sy tu a c ji m ów ienia i z tego powodu zdają się pełnić tę sam ą fun kcję (w łączając do pojęcia sytuacji d e te rm in a n ty ideologiczne). Użyteczność, a naw et konieczność takiego postępow ania w ydaje m i się bezsporna, zw łaszcza gdy chodzi o zbadanie, poprzez relacje w spółw ystępow ania m iędzy w ypow iedzeniam i, skojarzeń ustalonych m iędzy pew nym i sło­ w am i, k tórych w artość nie może być oddzielona od ich im plikacji spo­ łeczno-politycznych (wolność, rew olucja, praca, kapitał...). Oczywiście jed n ak tru d n o sch araktery zo w ać ty m sposobem — tzn. poprzez w y ­ stępow anie w ypow iedzeń, do k tó ry ch należą — k o n stru k cje lub m

orfe-8 Na tem at tych prac zob. np. „L angages” 37, m arzec 1975, i d w ie prace P é c h e u x : A n a ly se a u to m a ti q u e du discours. P aris 1969, i Les V é r it é s de la Police. P aris 1975.

(9)

my, k tó ry c h w arto ść pozostaje id en ty czn a niezależnie od po sługujących się nim i ideologii. Tak jest ze w szystkim i elem entam i językow ym i sta ­ now iącym i w e w n ętrzn y szk ielet w ypow iedzenia, np. z elem entam i t r a ­ dy cy jnie o k reślan y m i jako g ram aty czne (rodzajnikam i, czasam i, p rzy im - kam i, spójnikam i...), w skaźnikam i m odalności (tw ierdzenia, rozkazu, p y ­ tania...), czy też p rzy słó w k am i o k reślającym i postaw ę podm iotu m ów ią­ cego wobec tego, co m ów i („n aw et” , „ a le ”, „zaledw ie” , „ró w nież”, „ p ra ­ w ie” ...). P rz y p u ść m y np. — sch em atyzu jąc — że w korpusie zw iązanym z ideologią A z n a jd u je m y tak ie w ypow iedzenia jak: Il est libéral, m ais révolu tio nn a ire, a w k o rp u sie zw iązanym z ideologią В: Il est libéral, et m êm e révo lu tio n n aire, gdy tym czasem żadna p a ra przym iotników nie jest nig d y w tym sam ym k o rp u sie pow iązana raz przez „ale [mais]” , a raz przez „naw et [même]”. N iew iele w y jaśn iło b y stw ierdzenie, że „ ale” i „ n a w e t” m ają różne w arto ści w k o rpu sach A i B, poniew aż m ają różne d y stry b u c je . B ard ziej in te re s u ją c y w y d aje się opis o dw ro tn y po­

legający na p rzy zn an iu , że ich znaczenie się nie zm ienia: „ ale” w iąże we w szystkich p rzy p ad k ach dw a o kreślenia przedstaw ione jako m ające p rzeciw staw n e k ie ru n k i arg u m e n ta c y jn e , a „ n a w e t” — dw a określenia idące w ty m sam ym k ie ru n k u , a drug ie dalej niż pierw sze 7. Zauw ażone różnice d y stry b u c y jn e p rz y zm ianie ko rpu su św iadczyłyby w te d y o sp e ­ cyficznych rela cja c h istn iejących w poszczególnych k orpusach m iędzy słow am i „ lib e ra ln y ” i „ re w o lu c y jn y ”. Stąd pierw sza konk lu zja (którą P éch eu x p rz y ją łb y z pew nością, p rzy p isu jąc to zjaw isko tem u, co n a ­ zyw a „w zględną niezależnością jęz y k a ”): sem anty zm słów „ale” lu b „ n a w e t” nie jest zw iązany z określoną ideologią — dlatego pozbaw iliś­ m y się p ew n y ch m ożliw ości w y jaśn iania, opisując je w odniesieniu do korp u su ideologicznie określonego. Ale dochodzi do tego d ru ga k on k lu ­ zja: znaczenie słów „ale” i „ n a w e t” nie może być rów nież uchw ycone badaniem d y stry b u c y jn y m całościow ym , m ieszającym k o rp u sy ideolo­ gicznie niejednorodne. W ted y znaleźlibyśm y bowiem dla większości przy m io tn ikó w zarów no łącznik „ ale” , jak i łącznik „ n a w e t”. M am y więc dw a w yrażenia, k tó re z jed n ej stro n y nie p oddają się d y s try b u ­ cy jn ej i całościow ej analizie sem antycznej, a z drug iej s tro n y m uszą być sem antycznie zdefiniow ane, jeśli chce się in te rp re to w a ć re z u lta ty analiz korpusów cząstkow ych. T rzeba w ięc je ro zp atrzy ć w św ietle sem an tyk i n ied y stry b u c y jn ej. Nie w iadom o jednak, czy ta k a sem anty ka może ucho­ dzić za stru k tu ra ln ą .

Ta odm iana istru k turalizm u , k tó rą posługuję się w sem antyce jęz y ­ koznaw czej, m ogłaby być nazw ana, w y b ie ra jąc ety k ie tk ę skazaną na n ie- podobanie się, „ stru k tu ra liz m e m idealnej w ypow iedzi”. S p ró b u ję go scha­ rak tery zo w ać, a potem pokazać, jak łączy się on z tym , co p rze d staw

i-7 N a tem at p o jęcia k ieru n k u a rg u m en ta cy jn eg o zob. O. D u с r o t, La P r e u v e et le Dire. P a ris 1973, rozdz. X III, i artyk u 7 A n scom b re i D ucrot, c y to w a n y w p rzy p isie 2.

(10)

S T R U K T U R A L I Z M , W Y P O W I A D A N I E I S E M A N T Y K A 329

łem na początku tego a rty k u łu za pomocą sloganów o c h arak terze re k la ­ m ow ym („w prow adzić m ów ienie [parole] do języka, w ypow iadanie do w ypow iedzenia”). Ta koncepcja różni się od raz u od badań d y s try b u ­ cy jn y ch tym , że tra k tu je jako d an ą em piryczną nie w ypow iedzenie (które zostanie w prow adzone potem jako przedm iot skonstruow any), ale in d y ­ w id u aln y a k t w ypow iadania. K oncepcja ta jest s tru k tu ra ln a o ty le tylko, o ile zakłada, że dziedzina w ypow iadania w ym aga, p rzy n ajm n iej na pew nym poziomie, autonom icznego opisu (arbitralnego w znaczeniu S au ssu re’a), k tó ry ujaw n ia jej w ew n ętrzn ą zrozum iałość.

A to przede w szystkim dlatego, że dla każdego a k tu w ypow iadania jest istotna, posługując się w yrażeniem B enveniste’a, jego „sam ozw rot- ność [sui-référentiel]”, tzn. że istn ieje co n ajm n iej jeden ak t w ypow ia­ dania, do którego koniecznie trzeb a się odwołać, skoro chce się go zrozum ieć, a ty m aktem jest on sam. Ł atw o to widać, jeśli po dejm iem y analizę o b ie tn ic y 8 zaproponow aną przez S e a rle ’a: cechą k o n s t y t u ­ t y w n ą obietnicy jest to, że zobow iązuje m ówiącego do zrobienia tego,, co obiecał. P ew ne uściślenia są tu jed n ak konieczne, gdyż ta form uła łatw o może się okazać zwodnicza. M ogłaby oznaczać, że gdy X obiecuje Y , sens jego w ypow iadania jest: „X jest zobow iązany do zrobienia Y” . Ale w ted y nie m ielibyśm y do czynienia z obietnicą: chodziłoby w tedy o tw ierdzenie (dokładniej o treść tw ierdzenia). W rzeczyw istości nie m a żadnego możliwego ekw iw alentu sem antycznego dla w ypow iadania X , gdyż zaw iera ono zasadniczą aluzję do siebie samego: p rzedstaw ia sam o siebie jako źródło zobowiązania. Z tego powodu inny a k t m ów ienia nigdy nie będzie rów now ażny wobec niego, ponieważ będzie zaw ierał aluzję — bądź do zobowiązania (i nie będzie już obietnicą, lecz kom entarzem do w cześniejszej obietnicy) — bądź do siebie samego (i w ted y będzie d ru g ą obietnicą, różną od pierw szej). Można by n aw et uogólnić te uwagi,, k tó re pozw alają określić ch arak tery sty czn ą cechę a k tu illokucyjnego. Jeżeli A w skazuje pew ien typ ak tu i jeżeli ten typ a k tu ma c h a ra k te r illoku cyjn y (obietnica, rozkaz, pytanie...), w ted y w ypow iadanie E może spełnić A jedynie robiąc aluzję do siebie samego: E odnosi się do E, o ile E jest A. D ostarcza to „pewnego ro d z a ju ” k ry te riu m do w y jaśn ie­ nia z p u n k tu w idzenia illokucyjnego w ypow iadania posługującego się w ypow iedzeniem illokucyjnie dwuznacznym . Czy m ówiąc: „ P rzy jd ę ” , X dokonuje asercji, czy obietnicy? N ikt oczywiście nie jest k o m p eten tn y odpowiedzieć na to py tan ie, n aw et X. Ale problem nie p rze staje być przez to sem antycznie w ażny, gdyż nie można tw ierdzić, że się rozum ie w y ­ pow iadanie zdania „ P rz y jd ę ”, nie w ybraw szy jednocześnie jednego z dw u znaczeń (czy ew en tu aln ie innego te j sam ej n a tu ry ) i nie można go tak że spełnić, nie uznaw szy, że się dokonało tego w yboru. Z d rugiej

8 J. R. S e a r l e , S p e e c h Acts. T łum . fr. w: L es A c te s d e langage. P aris 1972,. rozdz. III i VIII.

(11)

stro n y m ożna określić, co w ynika z każdej z w spółistniejących m ożli­ wości. Pow iedzieć np., że X obiecał, znaczy, że p rzed staw ił sw oje w y ­ pow iadanie jako źródło swego nowego zobowiązania. Oznacza to, że przed staw ił się jako p o d e jm u ją c y zobow iązanie z t y t u ł u niniejszego w ypow iadania. Stąd p ierw sz y w niosek: illo k u cy jn y c h a ra k te r m ówienia n a rz u c a m u konieczność zw rotu ku sobie sam em u 9 i pozw ala uznać jego oczyw iste „p ierw szeń stw o ” do stan ia się przedm iotem badań s tr u k tu ­ raln y ch .

Z głębiając tę relację u stanow ioną m iędzy stru k tu ra liz m e m a bada­ niem w ypow iadania, zauw ażam y pojaw ienie się d ru giej, k tó ra tłum aczy u ży te w yżej w y rażen ie „idealna w ypow iedź” . Pow iedziałem , k o n ty n u u jąc m yśl S e a rle ’a, że nie m ożna b y opisać w ypow iadania jako obietnicy, nie m ówiąc, że n arzuca ona m ów iącem u now y obowiązek, m ianow icie sp ełn ien ia swoich zobowiązań. Ale i tu ta j konieczne jest jeszcze jedno uściślenie, k tó re być m oże oddali m nie od S e a rle ’a (a w każdym razie zm usi do odrzucenia w niosków V III rozdziału Speech Acts), gdyż nic n ie upow ażnia nas do m oiralizowania i tw ierd zenia, że ten, kto obiecał, zobow iązany je st d o trzy m ać [obietnicy]. T w ierdzę jedynie, że p rze d sta ­ w ić sw e w ypow iadanie jako obietnicę, znaczy p r z e d s t a w i ć siebie sam ego jako zobow iązanego — z czego nie w ynika, że się nim jest. Moż­ na jedynie powiedzieć, że w m om encie, g d y obiecujem y, stw arzam y sy tu a c ję, w k tó re j sta je m y się podm iotem nie ulegających przedaw nieniu zobow iązań. N ie do języ koznaw cy jed n ak n ależy ocena, czy ta sytu acja stw orzon a przez a k t m ow y m a być id enty fiko w ana ze św iatem rzeczy­

w istym . In n y m i słowy, nie m a żadnej sprzeczności w u trzy m y w an iu jednocześnie, że X obiecał i że X nie jest zobowiązany. Nie m a rów nież sprzeczności ze stro n y X , jeśli powie: „O biecałem , ale w łaściw ie do ni­ czego to m nie nie zobow iązuje”. I nie sądzę, żeby m ożna m u zarzucić sprzeczność, jeśli w m om encie, gdy m ówi „O biecuję” , m yśli: „Ale to m nie do niczego nie zobow iązuje” . S przecznym byłoby natom iast po­ w iedzenie, w t y m s a m y m a k c i e m ó w i e n i a , dorzucając drugie zdanie, jako u zu p ełn ien ie pierw szego: „O biecuję, ale nie jestem zobo­

w iązan y” , gdyż jeśli chodzi o to samo Ja , tzn. nie tylko o tę sam ą istotę ludzką, ale o tego sam ego w ypow iadającego, odpow iedzialnego za te n sam a k t m ów ienia, to J a nie może jednocześnie przed staw iać się jak o obiecujące i niezobow iązane.

Moc tw orzen ia idealnego św iata i u stan aw ian ia jego praw , jak ą m a a k t m owy, łatw ie j m ożna zapew ne zrozum ieć na przy kład zie rozkazu, k tóreg o językow a relatyw dzacja może w ydać się m niej skandaliczna niż w w yp adku obietnicy. Poniew aż cechą k o n sty tu ty w n ą rozkazu jest także

9 M ożna b y n a w e t p o w ied zieć, że illo k u c y jn o ść jest p o d sta w ą sa m ozw rot- ności, co o d w ró ciło b y porząd ek u sta lo n y p rzez B e n v e n iste ’a, gd y tłu m a czy on p e r fo rm a ty w n o ść sa m o zw ro tn o ścią (P r o b l è m e s de l i ngui s t i que général e. P aris 1966. rozdz. X X I i X X II).

(12)

S T R U K T U R A L I Z M , W Y P O W I A D A N I E I S E M A N T Y K A .331

tw o rzen ie zobowiązania — z jed n ą tylko różnicą, że tu zobowiązanie d o tyczy odbiorcy: m ówienie, którego jest przedm iotem , obciąża go obo­ w iązkiem (jeśli nie czyni tego, co było rozkazane, jego postaw a staje się w edług logiki dokonanego w ypow iadania nieposłuszeństw em , a jeśli czy­ ni, posłuszeństw em ). A le n ik t nie zaprzeczy, że w ty m w ypadku obo­ w iązek pozostaje w ew n ątrz św iata kreow anego przez w ypow iadanie. Z tego, że X dał rozkaz Y-owi, nie w ynika, na szczęście, że Y m usi m u być posłuszny. A naw et nie w idzę żadnej sprzeczności w tym , b y X m y ślał i m ówił, że Y nie jest zobow iązany do posłuszeństw a. Po p ro stu Y, pozostając wolnym , nie jest odbiorcą j a k o t a k i m , tzn. p o s t a c i ą a k t u m o w y , ale osobą zew nętrzną wobec tego ak tu, którego była przedm iotem . Tu także w ypow iadanie m a isens m ożliw y do określenia w e w n ątrz św iata „idealnego”, k tó ry się zeń wywodzi, a nie w rzeczy­ w istości historycznej, w któ rą w ypow iadanie jest włączone (skutkiem czego pozostaje w m ocy konieczność d ania m u rów nież in te rp re ta c ji historycznej). W tym idealnym świecie odbiorca zn ajdu je się w now ej sy tu a c ji praw nej ch arak tery zu jącej się a lte rn a ty w ą posłuszeństw o— nie­ posłuszeństw o, albo, gdy chodzi o obietnicę, m ów iący jest podporządko­ w a n y a lte rn a ty w ie spełnienia sw ych zobowiązań lub stania się w iaro- łom cą. Tw orzenie tych a lte rn a ty w stanow i jedno z dokonanym i aktam i m ów ienia.

W tej s tru k tu ra ln e j ch arak tery sty ce w ypow iadania m ożliw y jest jeszcze trzeci stopień. Chciałem pokazać, że w ypow iadanie należy opi­ syw ać z jedn ej stro n y w odniesieniu do jego w łasnej realizacji, a z d r u ­ giej stro n y w odniesieniu do konsekw encji praw nych, k tó re sobie p rz y ­ p isu je w stw orzonej przez siebie zmyślonej przyszłości. T rzeba wziąć pod uwagę, że te konsekw encje zrodzone z m ów ienia sam e są często m ów ieniem . W śród fikcji w yłonionych z wypow iedzi i tw orzących jej se n s istn ieje rów nież w ypow iedź późniejsza, prezentow ana jako koniecz­ n a jej konty nu acja. Jakżeż opisać np. pytanie, nie m ówiąc, że zdaje się ono zobowiązywać odbiorcę do zabrania głosu i m ów ienia w o kreślony sposób (ponieważ na określone p ytanie odpowiedzią być może tylko pew ien określony ty p w ypow iedzenia)? Otóż tu rów nież pozostajem y w dziedzinie zam ierzeń i w ypow iedzi fikcyjnej. W iele bowdem p y tań pozostaje bez odpowiedzi — i ty m lepiej. Ale są one pytan iam i tylko dlatego, że ty c h odpowiedzi w ym agają. W ty m sam ym duch u próbow ałem opisać presupozycję jako ak t m ów ienia c h a ra k te ry z u ją c y się sposobem, w jaki u siłuje w płynąć na późniejszą wypow iedź, n arzucając jej ram y i w ykluczając pew ne zastrzeżenia. N iedaw ne badania nad arg u m e n ta c ją w języku (zob. przypis 7) doprow adziły do w łączenia w sem anty czny opis w ypow iedzeń (a tym bardziej w ypow iadania) w skazów ek dotyczą­ cych typu w niosków , jakie m ożna w ysnuć z przekazyw anych przez nie in form acji. N ajw y raźn iejsza różnica sem antyczna m iędzy w ypow iedze­

(13)

fra n k ó w ” , d otyczy ty p u m ożliw ych w niosków w y sn u ty ch przez m ów ią­ cego z k w a n ty ta ty w n e j inform acji. Załóżm y, że odpowiecie: „To skan­ d a l!” — i że w asza w ypow iedź jest k o n ty n u ac ją m ojej, tzn. podporząd­ kow uje się w y b ra n y m przeze m nie kieru nk om ; skandal, o k tó ry chodzi, będzie w obu w y p adk ach zupełnie różny: wasze oburzenie, gdy pow ie- dziiałem „ p ra w ie ”, znaczyło „zbyt dużo” , a gdy pow iedziałem „zaled­ w ie” — ,,zbyt m ało ” . Jeszcze ra z w idzim y, dlaczego p rzed staw ion y tu s tru k tu ra liz m odw ołuje się do „w ypow iedzi id ea ln ej” : nie chodzi o opi­ sanie m ów ienia X -a za pom ocą w niosków , jakie z niego rzeczyw iście w ysnuł Y, ale za pom ocą ty p u wniosków , k tó re pow inien w ysnuć jako odbiorca w y b ra n y p rzez X-a. W iele tru d n o ści sem an ty k i językoznaw czej pochodzi stąd , że n iedostatecznie odróżnia się odbiorcę — postać ko­ m edii illo k u cy jn ej — od realnego odbiorcy przekazu. B adania d y s try ­ b u cy jn e do ty czy ły b y tego drugiego i c h a ra k te ry z o w a ły b y w ypow iedź za pom ocą rea k c ji, jak ie w yw ołała. Ale w a ria n t s tru k tu ra ln y , o k tó ry m m ówię, do ty czy jed y n ie pierw szego — tego innego, w stosunku do k tó­ reg o w ypow iedź n a b ie ra sensu, ale k tó ry jest jednocześnie p ro jek cją zarazem k o n sty tu u ją c ą i k o n stytuo w an ą.

Pozostaje m i tera z pow iązanie świeżo zdefiniow anej fo rm y s tr u k tu - ralizm u z nieco h ałaśliw y m i fo rm u łam i p rzedstaw ion ym i n a początku. Dlaczego p o sta n a w ia ją c opisać działalność illo ku cy jną i biorąc tę d zia­ łalność za p u n k t w yjścia opisu, m ielibyśm y być zm uszeni do w łączenia m ów ienia w język, a w ypow iedzenia w w ypow iadanie? N ajp ierw jeden p u n k t m eto d y ro z w ija ją c y n iek tó re uw agi z początkow ej części n in ie j­ szego a rty k u łu . S tru k tu ra ln a koncepcja, k tó rą w łaśnie zaproponow ałem , dotyczy aktów w ypow iadania, tzn. m oim zdaniem dan ej językow ej, fa k ­ tów. Chociaż w y b ra n y sposób p rez e n ta c ji ty ch fak tów jest w dużym sto p n iu i św iadom ie p ro b lem aty czn y , hipotezy w eń w łączone należą, jak to gdzie indziej pow iedziałem , do „hipotez z e w n ę trz n y ch ” 10: im to pod­ porządkow ana je st o b serw acja i nie n ależy ich m ieszać z „hipotezam i w e w n ę trz n y m i” , k tó re językoznaw ca m usi tw orzyć, gdy chce zdać sp ra ­ wę z faktów , tzn. sk o n stru o w ać m achinę zdolną je naśladow ać. Za w e­ w n ę trz n ą uw ażam hipotezę przypasującą w y p o w i e d z e n i u sem an­ ty czn ą realność. W te n sposób zakładam y, z jednej stro n y , że ró żne w ypow iadania m ogą być w ypow iadaniem tego sam ego w ypow iedzenia, np. że istn ieje jed n a rzeczyw istość językow a w spólna w szystkim em i­ sjom głosow ym zap isyw an y m zw ykle szeregiem lite r „ Je st ładn a pogo­ d a ”. A z d ru g ie j s tro n y p rz y jm u je m y — co jest jeszcze m n iej oczy­ w iste — że olbrzym ia różnorodność sensów, zjaw iająca się w tych Licznych p rzyp ad k ach , może w yp ły w ać z jedynego znaczenia p rzy p isa ­ nego sam em u w ypow iedzeniu w sk u te k różnic sy tu acji (zauw ażm y, że

10 Zob. O. D u с r o t, L a D e s c r i p tio n s é m a n t i q u e en lin g u is tiq u e . „Journal d e P sy c h o lo g ie ”, sty c z e ń —czerw iec 1973, s. 120.

(14)

S T R U K T U R A L I Z M , W Y P O W I A D A N I E I S E M A N T Y K A 3.33

w każdym przy p ad ku w ypow iadanie może mieć kilka znaczeń, zależnie od osoby — m ów iącej, odbierającej, słuchającej — k tóra je in te rp re tu je ; i że każda z ty ch osób może ew entualnie wziąć pod uw agę kilka różnych znaczeń, jeśli w yobrazi sobie kilka m ożliw ych obrazów sytuacji). W prze­ ciw ień stw ie do badań d y stry b u cy jn y ch uznających za fak t p ostrzegalny rek u re n c ję tego sam ego w ypow iedzenia w mnogości użyć sądzę, że w y­ pow iedzenie należy raczej do k o n stru kcji operacyjnych, tzn. do p rzed ­ m iotu: do w ytłum aczenia w ypow iadań em pirycznych w ydaje mi się po­ żyteczne postulow anie, ponad ich różnorodnością, sem antycznej jedności, k tó rą nazyw am „znaczeniem w ypow iedzenia” .

W tej m ierze, w jakiej znaczenie służy do tłum aczenia, językoznaw ca m a swobodę konstruow ania go, jak zechce, nie troszcząc się o bezpo­ śre d n ią dokładność obserw acyjną, byle m u się udało dzięki niem u w y ­ tłum aczyć daną. K orzystam w łaśnie z tej swobody, gdy do c h a ra k te ry ­ sty k i sem antycznej w ypow iedzenia w prow adzam w skazanie pewnego ty p u użycia w ypow iadania, k tó re w ydaje m i się isto tnie z nim zw iązane (naw et jeśli w przy p adk ach em pirycznych w ypow iedzenie jest często przedm iotem zupełnie innych użyć). Nie będzie tu m ow y o tym , co dotyczy w artości a rg u m en tacy jn ej (zob. p rzy p is 7), lecz jedynie o ozna­ kach „klasycznych” aktów illokucyjnych. Tak więc w ypow iedzenie „Czy P io tr przestał palić?” zaw ierałoby p rzy n ajm n iej jeden w skaźnik p y tan ia odniesiony do treści (P io tr nie pali) i jeden w skaźnik presup o- zycji odniesiony do treści (P io tr palił) (trzeba zauważyć, że chociaż n aw iasy obejm ują, z brak u lepszego w yjścia, w ypow iedzenia języka n aturaln eg o, to sygnalizują one jednostki skon struo w ane i że w po- p raw n iejszej p rezen tacji teorii byłyby zastąpione w zoram i rach u n k u sym bolicznego: tym , co trzeba zapam iętać z podanych tu ta j n iefo rm al­ n y ch uwag, to to, że treść przedm iotu a k tu p y tan ia w w ypow iedzeniu „C zy P io tr p rze stał p alić?” jest tą samą, k tóra stanow i przedm iot tw ie r­ dzenia w „ P io tr nie p a li”). P ro blem polega teraz na uzasadnieniu w p ro ­ w adzenia oznak aktów do sem antycznej ch a ra k te ry sty k i w ypow iedzenia i tym sam ym na uzasadnieniu w ynikającego z tego funkcjonalizm u, poniew aż te oznaki przypisane w ypow iedzeniu stanow ią w tra d y c y jn y m sensie słowa jego „fu n k cję”, zarazem różną od licznych ról, jakie w y ­ pow iedzenie może odegrać w rzeczyw istych przypadkach, a jednocześ­ nie tłum aczącą te przypadki.

T rzeba tu jeszcze trochę sam okrytyki, aby odrzucić n a jp ie rw typ u zasadnień m niej lub bardziej w yraźnie proponow any w Dire et ne pas dire. Było tam rzeczyw iście sugerow ane, że jeżeli w ypow iadanie E, posługując się w ypow iedzeniem e, dokonuje a k tu illokucyjnego A, to znaczy, że e jest przeznaczone dla A. To tw ierd zen ie doprow adzało do utożsam ienia dw u rozróżnień, które są w praw dzie skorelow ane, ale nie w tak i p ro sty sposób. U tożsam iałem A ustinow ską opozycję illokucyjność i perlokucyjność z opozycją m iędzy w artością p ragm aty czną zw iązaną

(15)

z w ypow iedzeniem (w artością, k tó rą w yw odzę ze „składnika języko­ w ego” działającego w obrębie sam ego w ypow iedzenia) a tą, k tó ra w y ­ pływ a z fak tu użycia go w dan ej sy tu a c ji (w artość określaną „składni­ kiem re to ry c z n y m ” ob ejm u jącym zarazem sytu ację i językow e znaczenie w ypow iedzenia). P rzy jm o w ałem więc dw ie (implikacje:

illo k u cy jn y -> w p isan y w w ypow iedzenie (określony „składnikiem ję ­ zykow ym ”);

p e rlo k u c y jn y -> zw iązany z sy tu a c ją (określony „składnikiem re to ry c z ­ n y m ”).

T aka decyzja d oprow adzała do stw ierdzenia, że np. jeżeli jak ieś w ypow iedzenie w skazane do p y tan ia („Czy zechce pan otw orzyć okno?”) używ ane jest jako rozkaz, to ten rozkaz, ro zpoznaw alny jedynie dzięki sy tu acji w ypow iedzi, m usi być p e rlo k u c y jn y (d przeciw nie, b y łb y illo­ k u cy jny , g d y b y był d a n y za pom ocą try b u rozkazującego „N iech p an otw orzy okno!”). T rzeba b y w te d y w yróżnić dla tego samego ty p u a k tu (rozkaz) dw ie m ożliw e realizacje, jed n ą illokucyjną, a d ru g ą p e rlo k u - cyjną. K o n sek w encja nie do p rzy jęcia. K ażd y rozkaz jest bow iem illo­ k u cy jn y . S tw ierdzić, że w ypow iadanie spełnia a k t illokucyjny, znaczy, że p rez e n tu je się ono jako m odyfikujące sam ym ,swym istnieniem sy ­ tu a c ję p raw n ą rozm ówców . A to w łaśnie w y n ik a z fa k tu in te rp re to w a n ia w ypow iedzenia — jak ieko lw iek b y ono b yło — jego rozkazu. W re z u lta ­ cie każde w ypow iadanie, jeżeli w zięte je st za rozkaz, na m ocy tego fa k tu obdarzone jest w artością illokucyjną. Z pew nością, gdy używ a się do rozkazu zdania p y tająceg o ty p u „Czy zechce ipan otw orzyć okno?”, nieporozum ienie zawsze jest m ożliw e: odbiorca m oże z in te rp re to w ać w ypow iadanie lub udaw ać, że je ta k in te rp re tu je , jak zw ykłe p y ta n ie i n aw et n a nie jako tak ie odpowiedzieć („Nie, nie jest m i za gorąco”) — odm aw iając m u w szelkiego p ra w a zobow iązyw ania kogokolw iek do otw arcia okna. A jednak, jeżeli jest ono tra k to w a n e jak rozkaz, to o trz y ­ m u je tę w arto ść z ty tu łu dllokucji: zakłada się, że w yp ow iadający uczy­ nił ;swe m ów ienie źródłem zobow iązania d la odbiorcy. Innym i słow y klasy fik acja illokucyjność vs perlo k u cyjn o ść dotyczy nie tylko szczegól­ nych przypadków aktów , lecz ogólnie i typów aktów . Nudzić, doprow a­ dzać do rozpaczy, u pokarzać są zawsze (p rzy n ajm n iej w naszej w spól­ nocie językow ej) zachow aniam i perlo k u cy jn y m i, gd y pozw alać, pytać, rozkazyw ać należą zawsze do illokucji. Otóż, jak w idzieliśm y, dośw iad­ czenie p otw ierdza, że w ielka rozm aitość aktów illo k ucyjn ych spełnia się za pom ocą tego sam ego w ypow iedzenia (w ypow iedzenia, k tó re p rze ­ cież nie może być w yznaczone jednocześnie do w szystkich tych aktów ). To, że dane w ypo w iadan ie sp ełn ia a k t illo k u cy jn y A, nie dow odzi w ięc, że u żyte w ypow iedzenie jest językow o przeznaczone do A (w tak im sen­ sie jak fo rm u ła m agiczna jest przeznaczona do pew nego zastosow ania). A jed n a k jeśli n a w e t zrezy g n u jem y z utożsam ienia pojęć a k tu illo­ kucyjnego i a k tu zaznaczonego w w ypow iedzeniu, nad al jest

(16)

koniecz-S T R U K T U R A L I Z M , W Y P O W I A D A N I E I koniecz-S E M A N T Y K A

ne — jeśli w ierzy się ( h i p o t e z a z e w n ę t r z n a ) w istnienie dzia­ łania illokucyjnego w w ypow iadaniu — w prow adzenie do opisu w ypo­ w iedzeń pew nych oznak aktu (sprow adza się to do przyjęcia h i p o t e z y w e w n ę t r z n e j , że w ypow iedzenie zaw iera aluzje do pew nego ty p u aktówr realizow anych w jego w ypow iadaniu, albo też że język pow inien być ch arak tery zo w an y w stosunku do pew nych form działania doko­ nującego się na płaszczyźnie mówienia). Pom inę tu a rg u m e n ty języko­ znawcze w ykazujące, że duża ilość m orfem ów stanow iących części w y­ pow iedzenia pow inna być opisyw ana w stosunku do tego, co się robi, gdy używ a się wypow iedzeń (łączn/iki zdaniow e takie, ja k „bo” lu b „skoro”, mogą łączyć nie tylko treść zdań, ale tak że — i to w edług ściśle określonych reguł — a k ty dokonyw ane przy ich w ypow iadaniu: „Chodź, bo m am praw o w ydaw ać ci rozkazy” ; a niektóre p rz y s łó w k i11 określają fakt m ów ienia, a nie tylko to, co pow iedziane: ta k się rzecz m a z „d op raw dy ” lub „szczerze m ów iąc” w opozycji do „lo jaln ie” , co· widać, gdy się porów na „D opraw dy, to idiota!”, zdanie bardzo m ożliwe, oraz „Lojalnie, to id io ta!”, zdanie bardzo dziwaczne). W rzeczyw istości takie a rg u m e n ty dowodzą jedynie, że n iektóre człony w ypow iedzeń um ożliw iają, gdy się ich używa, odniesienie do uprzed nich lub p óźniej­ szych aktów w ypow iadania. Taki rez u lta t nie jest na pew no bez w a r­ tości, ani sam w sobie, ani dla zaproponow anej tu tezy. Zm usza on w istocie do przerzucenia na w ypow iedzenie tej właściwości, jak ą m a w y­ powiedź, do staw ania się przedm iotem i kom entow ania się w m iarę rozw oju — poniew aż niektóre m orfem y, któ re pow in ny być opisane na poziomie wypow iedzenia, mogą być opisane jedynie w tedy, gdy wskaże się szczególny ty p ich stosunku do w ypow iadania 12. Ale to jeszcze nie w y sta rc z y do upraw om ocnienia rozw ijanego przeze m nie p u n k tu w i­ dzenia. S tru k tu raliz m bowiem, o który m m ówiłem , nie polega ty lk o na stw ierdzeniu, że w ypow iadania są naw zajem w obec siebie aluzjam i, ale też że każde jest aluzją do siebie samego i do „idealnego św ia ta ”· wyw iedzionego z jego wła'snej egzystencji. C en traln y m pojęciem jest tu sam ozwrotność. Podobnie, jeżeli chcem y przerzuoić na sk o n stru ow a­ ne pojęcie „języ k a” stru k tu ra liz m odnoszący się do m ów ienia, trzeb a b y w pisać w w ypow iedzenie n ie tylk o aluzję do w ypow iadania innych w ypow iedzeń, ale dla każdego w ypow iedzenia aluzję do szczególnej w ła ­

11 D la przysłów k a istn ieją w ię c trzy m ożliw ości. M oże się on odnosić do jednego z elem en tó w treści w y p o w ied zen ia („P iotr m ó w ił szczerze”), do ca łej treści („Na szczęście P iotr zabrał g ło s”), albo do aktu w y p o w ia d a n ia („S zczerze m ów iąc, P iotr dobrze p rzem a w ia ł”).

12 Istotn e jest w n in iejszy m d ow odzeniu, że n ie d otyczy to w szy stk ich m orfe­ m ó w i że aluzja do w y p o w ia d a n ia realizu je się dla danego m orfem u w ed łu g ok reślon ych reguł. W tedy to m ożna w yk azać, że m ożliw ość zw iązk u z m ó w ien iem m usi być w p isan a w sem an tyczn ą strukturę m orfem u i n ie jest doń a u to m a ty czn ie dorzucana na m ocy em pirycznego fa k tu w yp ow iad an ia.

(17)

dzy, jak ą posiada jego w łasne w ypow iadanie. Inn ym i słow y trzeb a by w prow adzić w se m an ty czn y opis w ypow iedzeń w skaźnik określonych aktów m ów ienia (a m ianow icie A ustinow skich aktów illokucyjnych, roz­ kazu, p y tan ia , tw ierdzenia...). Ich w ypow iadanie bow iem jest sam o- zw rotne ty lk o o ty le, o ile spełnia tak ie akty.

Illo k u cy jn a c h a ra k te ry s ty k a w ypow iedzi b y łab y od raz u uzasadnio­ na, gdyby m ożna było w y b rać wypowiedzą o jedn ym zastosow aniu illo­ kucyjnym , g d y b y m ożna było np. zdefiniow ać „zdania p y ta ją c e ” , k tóry m odpo w iadały b y w p ra k ty c e jed y n ie a k ty pytania. W ty m w y padku rze ­ czyw iście nie w iadom o, jak m ożna b y inaczej w ytłum aczyć regu larn ość zaobserw ow aną na poziom ie użycia, niż p rzy p isu jąc ją jak ie jś um ow nej właściw ości w ypow iedzenia (ani m niej, an i bardziej um ow nej niż inne skład n ik i jego znaczenia). Ale s y tu a c ja jest zupełnie inna i często za jedno jed y n e w ypow iedzenie trz e b a uznać szereg m orfem ów służący do pytania, proszenia, przeczenia, tw ierdzenia, w ah an ia się itd. Moja a rg u m e n ta c ja m oże więc być ty lk o pośrednia. Polega ona na w yk aza­ niu, że w arto ści n ie p y ta jn e m ożna w yprow adzić z założonej h ip o tety cz­ nie w arto ści p y ta jn e j uznan ej za podstaw ow ą, gdy tym czasem nie m ożna an i postąpić odw rotnie, ani p rzy jąć za podstaw ow ą m odalności n ieprag - m atycznej — np. złagodzonej fo rm y n e g a c ji13 — i w yprow adzić z niej w szystkie w arto ści p rag m aty czn e (oczywiście w iadom o, że w yrażenia „m ożna” , „nie m ożna” należy rozum ieć re la ty w n ie — bo w tej dziedzinie w szystko jest m ożliw e: tw ierdzić, że jak aś dery w acja jest niem ożliwa, oznaczałoby tylko, że w y m ag ałab y ona postulo w ania reg uł stw orzonych ty lko dla niej i nie m ający ch n iezależnej w łasności eksplikacyjnej). Na tak ie dow odzenie nie tu jest m iejsce. C hciałbym tylk o w skazać ty tu łem p ró b y i żeby dać o ty m jakieś w yobrażenie, k ilk a elem entów , k tóre p o w in n y w ejść w jego skład.

Czy m ożna np. w ykazać, że jest m ożliw e p rzyjęcie za podstaw ow ą w artość zdania p ytającego A (w k tó ry m p y tan ie sygnalizow ane jest przez „czy” , in w ersję lub intonację) złagodzonej negacji, k tó ra m ogła­ by się w y razić rów nie dobrze w ypow iedzeniam i n iep y tajn y m i, jak „Być może, że n ie-A ” , albo „Nie jest pew ne, że A ”. A by to uczynić, zasygna­ lizu jem y w iele przypad k ó w , w k tó ry c h w ypow iedzenie p y ta jn e n ie może być zastąp io n e w ypow iedzeniam i aserty w n y m i w y rażający m i negację tego ty p u . S pró b u jcie ty lk o poprosić o gazetę, m ów iąc do sprzedaw cy zam iast „Czy m a p a n »Le M onde«?” , „Być może, że nie m a p an »Le M onde«” , albo „Nie je st pew ne, czy ma p a n »Le Monde«. Można się uciec zapew ne do „N ie m a p an »Le M onde«” , ale pod w aru n kiem , że dodam y do tego in to n ację p y ta ją c ą (która zresztą um ożliw iłaby rów nie dobrze użycie zdania tw ierdzącego „P an m a »Le M onde«”). W yw nio­

13 T ak iego w yb oru d ok on u je np. G. M o i g n e t (E squis se d ’un e th é o r ie p s y ­ c h o m é c a n i q u e d e la p h r a s e in t e r r o g a t iv e . „ L an gages” 3, w rzesień 1966, s. 49—66).

(18)

S T R U K T U R A L I Z M , W Y P O W I A D A N I E I S E M A N T Y K A 337

sk ow ałbym stąd, że o ile istnieje niezaprzeczalne pokrew ieństw o m iędzy negacją a pytaniem , ich cechy wspólne nie tłum aczą użycia p y ta n ia jako prośby.

S kryty kow aw szy za pom ocą tego ro d zaju argum entów p rzy p isy w a ­ nie p y ta n iu podstaw ow ej w artości n iepragm atycznej, trzeb a tera z w ybrać w a rto ść pragm atyczną. Dlaczegóż m am y przypuszczać np., że tą w a r­ tością jest raczej p y tan ie niż prośba? W ykażem y zatem , że gdy zdanie p y ta jn e służy jako prośba, podlega n iew ytłum aczalnym restry k cjo m , jeśli prośba była jego pierw szą funkcją. Byłoby zatem dość dziw aczne pow iedzieć do sprzedaw cy gazet „Czy m a p a n »Le M onde«” , jeśli gazeta je s t w ystaw iona na widocznym m iejscu. O ile łatw o jest w ytłum aczyć to zjaw isko, jeśli użyte zdanie, zanim posłużyło jako prośba, służyło jako p y ta n ie — i zachow uje pew ne w arunki użycia ch arak te ry sty c z n e dla p y ta n ia — o ty le w ytłum aczenie może stać się skom plikow ane, jeśli fo r­ m u ła uw ażana jest od początku za prośbę (w ty m w y padku w ym agałoby się od niej szczególnej naturalności, jeśli w iem y, że sprzedaw ca może spełnić prośbę).

O statni etap dowodzenia polegałby na rzeczyw istym w yprow adzeniu użycia fo rm u ły p y tajn e j jako prośby z jej podstaw ow ego użycia jako pytan ia. Nie nastręcza to w ielu trudności, p rzy n ajm n iej w analizow a­ nym tu przykładzie, jeśli przypom nim y sobie definicję a k tu pytania: m oim zdaniem isto tny jest d lań fakt, że narzuca odbiorcy, poprzez samo dokonanie się, obowiązek odpowiedzi. Załóżm y skądinąd, że istnieje w naszej zbiorowości to, co nazw ałem „praw em w ypow iedzi” 14 (am ery ­ kańska filozofia języka pow iedziałaby za G rice’em, „p raw em rozm ow y”) gw aran tu jący m , że a k t m ow y nie ma być celem sam w sobie, lecz ma być zawsze środkiem do celu zew nętrznego (stąd p y tan ia ty p u „Dlaczego to m ów isz?”). W ty m w y padk u jest nieuniknione, że sprzedaw ca z n a ­ szego przyk ładu , m ając do zin terp reto w an ia pytanie, będzie zastanaw iał się, dlaczego jego rozm ówca chce go skłonić do powiedzenia, czy o trz y ­ m ał „Le M onde” . I na tyle, na ile sytuacja czyni niepraw dopodobnym , a b y pow odem tego była czysta ciekawość, nie jest bez sensu zrozum ieć p y tan ie jako w stęp n y m an ew r poprzedzający późniejszą prośbę. To p rz e ­ w idyw an ie jest zresztą tym łatw iejsze, że prośba lub rozkaz nie są, jak pow iedzieliśm y, p rosty m opisem życzeń czy pragnień, lecz p re te n d u ją d o nakład an ia obowiązków. Otóż te obowiązki nie u kazują się jako w a ­ runk ow e: „Proszę m i dać »Le M onde«” nie jest synonim em „Proszę mi dać »Le Monde«, jeśli go pan m a”. Z atem w tej m ierze, w jak iej p re ­ z e n tu ją się one jako absolutne, i wobec b rak u filozoficzno-m agicznej zasady ty p u „Musisz, więc możesz” , łatw o sobie w yobrazić, że zanim

14 O dróżnim y te regu ły, które dotyczą d ok on yw ania ak tów m o w y i regulują j e od zew n ątrz, od „d eon tologii” w ew n ętrzn ej w obec ak tu i k on stytu u jącej jego sen s, o której m ów iłem na s. 331.

(19)

w y razim y prośbę lu b rozkaz, zastan aw iam y się, czy ich spełnienie jest możliwe. Streszczam . O dbiorca staje wobec w ypow iedzenia p y tajneg o, którego celem nie w y d aje się po p ro stu o trzym an ie odpowiedzi. S kąd­ inąd wie, że prośba zdolna jest m otyw ow ać w stępne pytanie. Może w ięc z pew n ym p raw dopodobieństw em zrozum ieć p y tan ie jako p ierw szą fazę procesu proszenia i a n ty cy p u jąc, zin te rp re to w ać je, jak b y było tym , co p rzy g o to w u je (a m ów iący, ze sw ej stro n y , przew idując, jak ą w artością obdarzone będzie jego p y tan ie przez odbiorcę, może chcieć m u ją rze ­ czywiście nadać).

U zasadnienie ta k ie j d e ry w a cji polegałoby p rzede w szystkim na w y­ kazaniu, że uży w an e m echanizm y in te rp re ta c y jn e są w każdym razie konieczne w teorii k o m u n ikacji językow ej. Założyliśm y:

1) istn ien ie w naszym społeczeństw ie u ty lita ry sty c z n e j koncepcji a k ­ tu m owy, uw ażanego zawsze za środek do celu:

2) ten d e n c ję zw iązaną z zastan aw ian iem się, dlaczego m ów iący po­ w iedział to, co pow iedział;

3) m ożliw ość, że odbiorca dokona n astępującego rozum ow ania: celem p y tan ia nie może być A (wiedzieć); więc gd yby jego celem było В (pro­ sić), p o sta w iłb y p y tan ie; zatem jego celem było В (nie chodzi oczywiście 0 d edu k cję logicznie konieczną, ale o rozum ow anie „N iektóre rzeczy dzieją się jak g d y b y p, więc p ” , k tó re jest podstaw ą w szystkich indukcji życia codziennego i n iek tó ry ch innych);

4) ten d en cję do in te rp re to w a n ia a k tu m ow y przez an ty cy p ację, jako znaku tego, k tó ry m a go kon ty nu o w ać (tu też chodzi o bardzo ogólny m echanizm sem iologiczny, k tó ry każe in te rp re to w a ć to, co poprzedza, jako znak tego, co następ uje).

Czy w iele w ypow iedzi m ożna zrozum ieć, jeśli nie zastosuje się ty ch zasad ?

Zauw ażm y, że zary so w an y tu schem at eksp lik acy jn y opiera się ciąg­ le, zarôw’no gd y chodzi o a k t d e ry w o w a n y (prośba), jak o ak t p ierw o tn y (pytanie), na p rzed staw io n ej w yżej p raw niczej koncepcji illokucyjności (ponieważ w ypow iadanie p re z e n tu je się jako źródło m odyfikacji u p ra w ­ nień i obowiązków rozm ówców). G dyby tak nie było, dana przykładow o ek splikacja nie m ogłaby spełnić sw ojej funkcji w niniejszym a rty k u le , tzn. u stalić zw iązku m iędzy tym , co nazw ałem s tru k tu ra ln ą koncepcją w ypow iadania (inspirow aną być może zbyt dow olnie przez A ustina 1 S e a rle ’a), a tech n iczn ą decyzją w łączenia do sem antycznego opisu w y­ pow iedzenia oznak zw iązanych z jego w ypow iadaniem . D latego raz jeszcze położę n acisk na ten p u n k t, usiłu jąc w yjaśnić jeszcze inne użycie w yprow adzone z p y tan ia, tzw. p y tan ie „ re to ry c z n e ” .

B a tte u x 15 zalicza je do „fig u r w zru szający ch ” i zauw aża, że używ a się go w „sty lu g w ałto w n y m ” : m a na celu „ u trzy m y w an ie w napięciu” słuchacza, „zm uszając go do słuchania i odczuw ania” (por. „K tóż oię

(20)

S T R U K T U R A L I Z M , W Y P O W I A D A N I E I S E M A N T Y K A 339

urodził, kto w y karm ił, kto w ypielęgnow ał?”). Otóż ten zniew alający efekt p y tan ia użytego do tw ierdzenia lub, dokładniej mówiąc, do p rz y ­ pom nienia, tłum aczy się łatw o, jeśli w eźm iem y za p u n k t w yjścia opis illokucyjny, w edług którego alkt p y tan ia zaw iera zam iar zobowiązania' odbiorcy do odpowiedzi. Je st więc do przew idzenia, że p y tan ie będzie jak b y „zm uszało” rozmówcę, a w m iarę jak odpowiedź na p y ta n ie będzie* oczywista, będzie go zmuszało do pójścia w k ieru n k u w skazanym przez mówiącego i uczestniczenia w jego system ie arg u m entacy jny m . Badając' reto ry cz n e użycie py tan ia tak, jak b adając jego użycie jako prośby,, zauw ażam y związek m iędzy dwom a w yboram i, k tó rych dokonaliśm y, pierw szym na płaszczyźnie obserw acji, drugim na płaszczyźnie ekspli- kacji:

1) p otraktow an ie sam ozw rotności jako ch a ra k te ry sty c z n e j dla czyn­ ności m ów ienia (co jest w edług m nie podstaw ą pojęcia illokucyjności i jednocześnie stru k tu ra liz m u w dziedzinie sem antyki);

2) w yprow adzanie aktów m ow y rzeczyw iście dokonanych z aiktów. m ow y przew idzianych w wypow iedzeniu.

Że te dw a w ybory są logicznie nierozłączne, nie mogę oczywiście udowodnić. Mam jed n ak nadzieję, że w ykazałem , iż jeden może opierać się na drugim .

Na zakończenie tego stu d iu m chciałbym zasygnalizować dw ie kon ­ sekw encje sam o kry ty k i zarysow anej na s. 332, sam o kryty ki m ającej na celu w prow adzenie pojęcia aiktu illokucyjnego deryw ow anego, a tym sam ym um ożliw ienia analizy użyć pytania.

Pierw sza konsekw encja dotyczy związków m iędzy teorią illo ku cy j­ ności a w iarą w moc słów. Jeśli się sądzi, że illolkucyjny jest tylko ak t w pisany w w ypow iedzenie (koncepcja założona im plicite w Dire et ne pas dire), trzeb a w ypow iedzeniom trak to w an y m jako form uły, nieza­ leżnie od ich w ypow iadania, przypisać szczególną skuteczność. S tąd pew nego rodzaju m agiczna koncepcja języka: sam a m aterialn ość tego, co się mówi, m iałab y w sobie św iętą moc 16. Chociaż tak ą sy tu ację po­ tw ierd za praw dopodobnie historia, w społeczeństw ach zw anych now o­ czesnym i istn ieje ona m arg in aln ie i pośrednio. Skoro się tak ą m yśl w yraziło, należy zatem od razu zgrom adzić restry k c je, w skazując ko­ nieczność dodatkow ych w aru n k ów społecznych um ożliw iających fak ty cz­ ne spełnienie aktów (por. np. jak B enveniste zastanaw ia się, w jakich w aru n k ach form uła „Uw ażam posiedzenie za o tw a rte ” rzeczyw iście otw iera posiedzenie 17). Polega to w istocie na an ulow aniu tego, co zo­

18 To w ła śn ie zarzuca P. B o u r d i e u A u stin o w i (Le langage au to risé. „A ctes de la rech erch e en scien ces so cia les”, listopad 1975, s. 183— 190).

17 C hociaż k ry ty k o w a n a tu dosłow n a kon cep cja illo k u cy jn o ści n ie jest kon­ cep cją A u stin a (p rzeciw n ie), A u stin o w sk ie badania na tem at „w aru n k ów fortu n - n o ści” ak tó w m o w y w y d a ją m i się w rzeczy w isto ści zw iązan e z taką koncepcją i gubi ona isto tę sw ego przedm iotu, je ś li się od niej u w olni.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Wykazać, że kula jednostkowa w dowolnej normie jest zbiorem wypukłym..

dwie dziewczyny, koszykówki, witają się, jest, siadają, trzech

Za najbardziej reprezentatywnego autora owej Galicji oraz przykład bezpośrednich kontaktów polsko-austriackich może uchodzić związany z obu krajami Joseph Roth, nie tylko

Nie wiemy jak pozytywne emocje nimi targały, gdy się dowiedziały o męskim przedsięwzięciu, ale faktem jest, iż 10 lipca 2012 roku znalazły się na szlaku Camino de Santiago.. I

Dalsze wszystkie centrosomy tworzą się przez podział tego niejako zre- gerowanego centrosomu jajka.. Na podstawie tych obserwacyj

Udowodni¢, »e produkt tensorowy snopów bardzo szerokich jest snopem bardzo

[r]

To jest ogólnie znany fakt, ze dowolna kombinacja zmiennych normalnych ma równiez