SPRAWOZDANIA
TOWARZYSTWA NAUKOWEGO
WE LWOWIE
POD REDAKCYĄ
PRZEMYSŁAWA DĄBKOW SKIEGO
S EK R ETA R ZA G EN ER A LN EG O .
Rocznik VI — 1926 Zeszyt 2
LWÓW
NAKŁADEM TOWARZYSTWA NAUKOWEGO
Z DRUKARNI ZA K ŁA DU N A R O D O W E G O IM. O S S O U Ń S K IC H W E L W O W IE pod zarządem Józefa Ziembińskiego
1926
SPRAWOZDANIA
TO W A R ZY STW A N A U K O W E G O
W ELW OW IE
P O D R E D A K C Y Ą
PRZEMYSŁAWA DĄBROWSKIEGO
S E K R E T A R Z A G E N E R A L N E G O
Nr. 2. Rocznie trzy zeszyty 1926
Treść: I. Posiedzenia naukow e Wydziałów i Sekcyj str. 49. — Odczyty, refe
raty i kom unikaty: 250. K u r y ł o w i c z J„ Miejsce akcentu w yra
zowego w języku starej Awesty str. 50; 251. B a r b a g S. E., Pieśni Fryderyka Chopina str. 54; 252. C h y b i ń s k i A., Bibliografia dzieł Jacka Różyckiego, kom pozytora z drugiej połowy XVII w. str. 55;
253. F e i ć h t H., ks., Wojciech Dębołę.cki, kom pozytor religijny z pierwszej połowy XVII w. str. 56; 254. K u r y ł o w i c z J., Nowy typ pierw iastków indo-europejskich str. 57; 255. L e h r - S p ł a w i ń- s k i T., Przyczynki do polskiej morfologii historycznej str. 60;
256. S o c h a n i e w i c z K., Godło m iasta Zamościa, przyczynek do kultu św. Tomasza w Polsce i genezy godeł m iejskich w ogóle str. 62; 257. H o r n u n g J., Nieznany obraz Ja n a Scholza Wołfo- wicza str. 63; 258. P r o c h a s k a A., Żółkiewski a szlachta str. 65:
259. H a r t l e b K„ Jan Zambocki. sekretarz króla Zygm unta I, przyczynki do dziejów i charakterystyki dw oru królewskiego w epoce Odrodzenia str. 69: 260. P e r s o w s k i F r., Kształty osad n a p ra w ie ruskiem , polskiem, niemieckiem i wołoskiem w ziemi lwowskiej str. 75; 261. L e m p e r t ó w n a G., Typy kraniologiczne Afryki str. 80; 262. U l b r i c h - K u d e l s k a Ł, Człowiek młodszego paleolitu str. 81; 263. R y l s k i J., Granit z Żółtej T urni i Mięguszowieckiego Szczytu w Tatrach str. 81; 264. H a m e r s k a - W i t k i e w i c z o w a M., Granit z Żłobistego i Miedzianego w Tatrach str. 82; 265. Z y c h Wł „ O ld-R ed podolski str. 82; 266. H a l p e r n ó w n a E., Czem jest kryształ m ieszany? str. 84; 267. O s t e r s e t z e r ó w n a D„ O addy
cyjnych własnościach kryształów m ieszanych str. 85; — Wyda
w nictwa Towarzystwa str. 86.
II. Sprawy Towarzystwa str. 86; Członkowie zmarli str. 87.
Posiedzenia naukow e W ydziałów i Sekcyj
w I kw artale 1926.
Wydział filologiczny. Posiedzenie z dnia 18 stycznia 1926.
Obecni: czł. czyn. W. Bruchnalski (przew.), T. Lehr-Spławiński, J. G. Pawlikowski, W. Podlacha, S. W itkowski; czł. przybr.
A. Bednarowski, W. Chodaczek, Z. Czerny, J. Janów, Fr. Smolka.
Czł. czyn. prof. T. Lehr-Spławiński przedstawił pracę dra J e- r z e g o K u r y ł o w i c z a : Miejsce akcentu wyrazowego w języku starszej Awesty (250). W dyskusyi zabierali głos prof. Z. Czerny, prof. S. Witkowski, prof. T. Lehr-Spławiński i referent.
Posiedzenie z dnia 1 marca 1926. Obecni: czł. czyn.
A. Chybiński, E. Kucharski, T. Lehr-Spławiński, J. G. Pawli
kowski (przew.), W. Podlacha, St. Witkowski i czł. przybr. prof.
Z. Czerny. Czł. czyn. A. Chybiński przedstawił pracę dra S e w e r y n a B a r b a g a : Pieśni Fryderyka Chopina (251). W dy- skusyi zabierali głos prof. St. Witkowski, prof. Z. Czerny, prof.
E. Kucharski i referent. Następnie tenże prof. A. C h y b i ń s k i przedstawił kom unikat: Bibbografia dzieł Jacka Różyckiego, kompozytora z drugiej połowy XVII w. (252). Poczem na po
siedzeniu administracyjnein wybrano członkami przybranymi prof. dra Henryka G aertnera, ks. dra Hieronima Feichta i dra Mie
czysława Gębarowicza, wszystkich we Lwowie.
Posiedzenie z dnia 15 marca 1926. Obecni czł. czyn.
W. Bruchnalski (przew.), A. Chybiński, W. Kotwicz, E. Ku
charski, T. Lehr-Spławiński, W. Podlacha, St. Witkowski; czł.
przybr. A. Bednarowski, W. Chodaczek, H. Gaertner, J. Janów, St. Łempicki i B. Wójcikówna. Czł. czyn. prof. A. Chybiński przedstawił pracę ks. dra H i e r o n i m a F e i c h t a : Wojciech Dębołęcki, kompozytor religijny z pierwszej połowy XVII w. (253).
Następnie czł. czyn. prof. T. Lehr Spławiński przedstawił pracę dra J e r z e g o K u r y ł o w i c z a : Nowy typ pierwiastków indo- europejskich (254). W dyskusyi zabierali głos prof. St. Wit
kowski, prof. T. Lehr-Spławiński, dr. J. Janów i referent.
Poczem czł. czyn. prof. W i l h e l m B r u c h n a l s k i przedstawił kom unikat: Mickiewicziana, problem oryginalności ballady Alpu- hara (Streszcz. nied >st.). W dyskusyi zabierali głos prof. E. Ku
charski, prof. St. Witkowski, prof. A. Chybiński, prof. St. Łem
picki. Wreszcie czł. czyn. prof. T. L e h r - S p ł a w i ń s k i przedstawił kom unikat: Przyczynek do polskiej morfologii historycznej (255). W dyskusyi zabierali głos prof. H. Gaertner, dr. J. Janów i referent. Następnie na posiedzeniu administra- cyjnem uchwalono wnioski co do członków czynnych, celem przedstawienia ich Walnemu Zgromadzeniu, oraz wybrano członkiem przybranym dra Kazimierza Jareckiego we Lwowie.
Sekcya historyi sztuki i kultury. Posiedzenie z dnia 18 marca 1926. Obecni członkowie sekcyi dr. M. Gębarowicz, W. Kozicki (przew.), T. Mańkowski i J. Piotrowski. Dr. K a z i m i e r z S o c h a n i e w i c z przedstawił pracę: Godło miasta Zamościa (256). W dyskusyi zabierali głos dr. M. Gębarowicz i referent. Następnie p. Z b i g n i e w 1 H o r n u n g przedstawił kom unikat: Nieznany obraz Jana Scholca Wolfowicza (257).
W dyskusyi zabierali głos dr. J. Piotrowski, dr. M. Gębarowicz, prof. W. Kozicki i referent.
Wydział historyczno-filozoficzny. Posiedzenie z dnia 12 stycznia 1926. Obecni czł. czyn. Wł. Abraham (przew.), O. Balzer, P. Dąbkowski, A. P rochaska; czł. przybr. dr. A. Czo- łowski, dr. K. Hartleb i dr. H. Polaczkówna. Czł. czyn. dr. A n t o n i
P r o c h a s k a przedstawia pracę: Żółkiewski a szlachta (258).
W dyskusyi zabierał głos dr. A. Czołowski. N astępnie na po
siedzeniu administracyjnem uchwalono wnioski co do członków czynnych celem przedstawienia ich W alnemu Zgromadzeniu, a członkiem przybranym w ybrano dra Stanisław a Zajączkow
skiego.
Posiedzenie z dnia 9 lutego 1926. Obecni czł. czyn.
Wł. Abraham (przew.), O. Balzer, P. Dąbkowski, St. Zakrzewski oraz czł. przybr. M. Gębarowicz, K. Hartleb i St. Zajączkowski.
Czł. przybr. dr. K a z i m i e r z H a r t l e b przedstawił pracę:
Jan Żambocki, sekretarz króla Zygmunta I, przyczynki do dziejów i charakterystyki dworu królewskiego w epoce Odro
dzenia (259). W dyskusyi zabierali głos prof. Wł. Abraham, prof. St. Zakrzewski, prof. P. Dąbkowski i referent.
Posiedzenie z dnia 9 marca 1926. Obecni czł. czyn.
Wł. Abraham (przew.), O. Balzer, F. Bostel, Fr. Bujak, P. Dąb
kowski, A. Prochaska, St. Zakrzewski oraz czł. przybr. K.*Har- tleb, H. Polaczkówna i St. Zajączkowski. Czł. czyn. prof.
Fr. Bujak przedstawił pracę dra F r a n c i s z k a P e r s o w s k i e g o : Kształty osad na prawie ruskiem, polskiem, niemieckiem i wo- łoskiem w ziemi lwowskiej (260). W dyskusyi zabierali głos prof. O. Balzer, prof. Fr. Bujak, prof. Wł. Abraham, dr. W. Hej- nosz i obecny na posiedzeniu autor.
Wydział matematyczno-przyrodniczy. Posiedzenie z dnia 15 lutego 1926. Czł. czyn. prof. J. Czeka nowski przedstawił pracę p. G i z e l i L e m p e r t ó w n y : Typy kraniologiczne Afryki (261), oraz pracę p. I r e n y U l b r i c h - K u d e l s k i e j : Człowiek młodszego paleolitu (262). W dyskusyi zabierali głos prof. J. Łomnicki i prof. J. Czekanowski. Poczem na posiedzeniu adm inistracyjnem wybrano kierownikiem Wydziału m atem aty
czno-przyrodniczego na następne trzechlecie prof. Jana Hirsch- lera a sekretarzem prof. Benedykta Fulińskiego, oraz uchwa
lono wnioski co do członków czynnych celem przedstawienia ich Walnemu Zgromadzeniu. Członkami przybranym i w ybrano prof. Henryka Czopowskiego w W arszawie i prof. Czesława Witoszyńskiego w Warszawie.
Posiedzenie z dnia 22 marca 1926. Czł. czyn. prof. J. To
karski przedstawił pracę p. J a n a R y l s k i e g o : Granit z Żółtej Turni i Mięguszowieckiego Szczytu w Tatrach (263) oraz pracę dra M a r y i H a m e r s k i e j - W i t k i e w i c z o w e j : Granit z Żło- bistego i Miedzianego w Tatrach (264). W dyskusyi zabierali głos prof. Z. Weyberg, prof. J. Łomnicki, prof. W. Rogala i prof. J. Tokarski. Następnie czł. czyn. prof. W. Rogala przed
stawił pracę p. W ł a d y s ł a w a Z y c h a : Old Red podolski (265).
W dyskusyi zabierali głos prof. B. Fuliński, prof. J. Łomnicki, prof. K. Kwietniewski, prof. J. Tokarski, prof. J. Hirschler i prof. W. Rogala.
Dołączamy streszczenie prac p. E. H a l p e r n ó w n y : Czem jest kryształ m ieszany? (266) i p. D. O s t e r s e t z e - r ó w n y : O addycyjnych własnościach kryształów mieszanych (267), przedstawionych przez czł. czyn. prof. Z. W eyberga na posiedzeniu z d. 12 grudnia 1925.
Odczyty, referaty i komunikaty.
250. Kuryłowicz Jerzy: Miejsce akcentu wyrazowego w języku starszej Awesty.
Przy rekonstrukcyi miejsca akcentu w yrazow ego1 w indo- europejskiem budujemy na niezależnych od siebie świade
ctwach wedyjskiego, greki i germańskiego. Języki italo-celty- ckie i ormiański m ateryału żadnego dostarczyć nie mogą, ponieważ już w epoce najstarszych zabytków stabilizacya miejaca akcentu jest przeprowadzona: w ormiańskiem na przed
ostatniej (przyczem ostatnia zgłoska zanika), w łacinie na po
czątkowej, w celtyckiem bądź na przedostatniej, bądź na po
czątkowej. Pomyślnie rozwijająca się akcentologia słowiańska nie dojrzała jeszcze dostatecznie, by stać się punktem wyjścia dla rewizyi system u akcentologicznego indoeuropejskiego, zbu
dowanego na danych wedyjskich, greckich i germańskich. Nie
zawodnie w przyszłości system akcentowy b a ł t o - s ł o w i a ń s k i odegra ważną rolę w rekonstrukcyi. Narazie musimy się zado
wolić trzema wymienionemi świadectwami.
Wedyjskie i greka dają nam t e k s t y a k c e n t o w a n e , a germańskie pozwolą nam rekonstruow ać akcent z okresu l ej przesuwki na podstawie praw a V erner’a. Świadectwo ger
mańskie jest fragm entaryczne (odnosi się tylko do wyrazów', które w indoeuropejskiem zawierały wewnątrz zwartą bez
dźwięczną lub s), ale mimo to cenne. Pozwala nam ono przy pomocy wedyjskiego wykazać innowacye akcentowe greki, np.
prawo W heeler’a (yttapcdoę ale noixilo: _ u j).
Zasadniczym czynnikiem przy rekonstrukcyach akcento- logicznych jest więc świadectwo wedyjskiego. Wartość tego świadectwa dałaby się wzmocnić, gdybyśmy znali akcent staro- irański. Pozwoliłoby to nam cofnąć się aż do doby wspólności językowej indoirańskiej, t. j. do czasów około 1500 przed Chr.
Zachodzi pytanie, czy staroirańskie może nam dostarczyć informacyi o miejscu akcentu wyrazowego. Dwa najstarsze zbiory tekstów, napisy klinowe staroperskie i Awesta, nie są akcentowane. Część Awesty, t. zw. hymny czyli gath’y Zara
1 Pod akcentem rozum iem y w niniejszym artykule bądź to, co Fran
cuzi nazyw ają a c c e n t (o przewadze elem entu dynamicznego) bądź też to, co nazyw ają t o n (o przewadze elem entu muzycznego). Przewagę w poszczegól
nych w ypadkach określa gram atyka historyczna.
tu stry, jest o wiele więcej archaiczną pod względem języko
wym, niż reszta Awesty (t. zw. Awesta młodsza) i napisy klinowe. Pod względem morfologii i słownictwa hym ny są tak bliskie hymnów wedyjskich, że można zapomocą prostych for
m ułek fonetycznych transponować całe wiersze na wedyjskie.
Ta część* Awesty pow stała zapewne około 600 przed Chr.
Ciekawą jest m etryka tych hymnów. W wedyjskiem mamy rytm iloczasowy (jak w m etryce klasycznej) i stałą ilość sylab we wierszu. W gatyckiem (t. zn. w hymnach starszej Awesty) mamy t y l k o stałą ilość sylab. Spotykamy tam wiersze, które przy transpozycyi na dialekt wedyjski dają np. same długie, t. zn. nie mają wogóle żadnego rytm u iloczasowego.
Już w r. 1900 (Journal Asiatique) Meillet podkreślił, że stała ilość sylab nie w ystarcza do stworzenia rytmu, szczegól
niej jeśli się uwzględni, że mamy do czynienia z wierszami ll-o , 12-o, 14-o, 15-o, 16-o i 19-o zgłoskowymi. Wszystkie one posiadają jedną średniówkę, z wyjątkiem 19-o zgłoskowca, który ma ich dwie.
Meillet, opierając się na faktach średnioirańskich, a. raczej nowoperskich, przyjmował, że już w staroirańskiem dawna swoboda akcentu zanikła i że ustalił się on na przedostatniej i na trzeciej od końca według norm y łacińskiej (przedostatnia akcentowana, jeśli długa, trzecia od końca akcentowana, jeśli przedostatnia krótka). Przyjm ując taki system akcentuacyjny dla gath otrzym ał on mniej więcej 5 akcentów na jedynasto- zgłoskowiec. Akcenty te, swobodne zresztą co do miejsca we wierszu, miały być według Meilleta dostatecznym czynnikiem rytm u, jeśli się dodało do tego stałą ilość sylab. Jako paralelę przytoczył on aleksandryn francuski, oparty na stałej ilości sylab we wierszu i m n i e j w i ę c e j stałej ilości akcentów swo
bodnych co do miejsca we wierszu. Tutaj jednak Meilletowi racji przyznać nie możemy. Akcenty są wprawdzie we wierszu francuskim czynnikiem rytmicznym, ale czynnikiem podrzęd
nym, ustępującym co do znaczenia cezurze i rymowi, który Meillet przeoczył. W artość rytmiczna rym u leży nie tylko w bar
wie, ale także w tern, że przynajmniej jeden z akcentów po
siada s t a ł e miejsce we wierszu, ponieważ rym ują zgłoski akcentow ane. Natomiast mniej więcej stała ilość akcentów wy
pływa z n atury rzeczy: Ponieważ trudno wyobrazić sobie aleksandryny z 12 monosylabów akcentowanych lub n. p. z dwóch słów sześciozgłoskowych, więc ilość akcentów będzie się wachać gdzieś pośrodku. Zwykle jest ich 4—5. Zestawienie z wierszem współczesnym wskazuje więc raczej, że należy badać wiersze gatyckie z punktu widzenia klauzuli. Jeśli przy stałej ilości sylab istnieje stała klauzula, rytm jest zapewniony.
Badać zaś klauzule wierszy gatyckich możemy z trzech różnych punktów widzenia: 1) pod kątem iloczasu; 2) pod ką
tem akcentu śretjnioirańskiego, ograniczonego do 2-ej i 3-ej sy
laby według metody łacińskiej, oraz 3) pod kątem widzenia akcentu prairańskiego, swobodnego i ruchomego, który, jak należy przypuszczać, pozostawał w ścisłym związku z akcentem wedyckim. Punkt 1) (iloczas) odpada, jak to już zaznaczyliśmy powyżej. P unkt 2), który pozostaje z punktem 1) w. pewnym związku, ponieważ akcent średnioirański uwarunkowany jest, jak widzieliśmy, iloczasem przedostatniej sylaby, odpada rów
nież. Pozostaje więc zadanie zbadania klauzul hymnów ga- tyckich z punktu widzenia akcentuacji prairańskiej.
Typy wierszy, wymienione powyżej, dzielone są przez średniówkę na hem istychy 4-o, 5-o, 7-o, 8-o i 9 o zgłoskowe.
Więc n. p. wiersz jedynastozgłoskowy równa się normalnie 4 + 7 sylabom, 19-o zgł. = 7 + 7 + 5 syl. i t. d. Najliczniej re
prezentow any jest hemistych 7-o zgłoskowy, bo w 895 wierszach 17-u.hym nów gatyckich spotykamy 7-o zgłoskowiec 979 razy (istnieją, jak w łaśnie widzieliśmy, wiersze, które zawierają po 2 siedmiozgłoskowce). Daleko w tyle pozostaje 9-o zgłoskowiec, którego mamy tylko 196 przykładów. Inne hem istychy repre
zentowane są jeszcze słabiej. Nadto 7-o zgłoskowiec ma tę za
letę, że jest dość długi, by wykazywać dążność do klauzuli, a dostatecznie krótki, by nie rozwinąć średniówki.
Jeżeli w trzech ostatnich sylabach 7-o zgłoskowca pod
staw im y zam iast form gatyckich formy wedyjskie, otrzymamy
, a
w 66°/0 w ypadków 1 klauzulę typu X X X (przyczem % oznacza
a
sylabę akcentowaną,
x
nieakcentowaną,x
sylabę „anceps“, to znaczy akcentow aną lub nie). Nie może to być dziełem przy-„ a a r , a
padku, bo formy X X X i X X X (nie mówiąc już o X X X, która jest zupełnie rzadką) miałyby a p r i o r i równe szanse, jak forma
r a
X X X i otrzym alibyśm y dla wszystkich trzech wypadków mniej
r 3
więcej po 33%. Tymczasem typ XXX jest dwa razy silniej re prezentow any, niż dwa inne typy razem. Przy dodatkowem za
łożeniu, że akcent jest wprawdzie swobodny, jak w wedyjskiem, ale już ograniczony do trzech ostatnich sylab, otrzymujemy dla klauzuli X X X , » 88-8% a dla dwóch innych razem tylko ll° /0.
Natomiast bez tej dodatkowej suppozycyi otrzymujemy, ogra-
a
niczając się tylko do dwóch ostatnich sylab, dla typu X X 92%,
r 3
a dla X X 8% . To znaczy: Jeśli przyjmiemy dla gath system
1 Nieuwzględnione są wiersze niepopraw ne oraz wypadki, w których o miejscu, jakieby akcent zajmował w odpow iedniku wedyjskim, rozstrzy
gnąć niepodobna.
akceatuacyjny wedyjski, otrzymujemy dla siedmiozgloskowca nieakcentowaną przedostatnią w 92°/0 wypadków. Rzecz jasna, że nie może to być przypadkowem. Należy więc przyjąć świa
domą wolę ludzką, a co zatem idzie, rytm oparty na akcencie i zasadę akcentuacyi wedyjskiej dla hymnów Awesty. Wyjątków nie należy przeceniać. Hymny pochodzą prawdopodobnie z końca 7-ego wieku p r z e d Chr.. a najstarsze nam znane m anuskrypty z 14-ego w. p o Chr. Mogło się w międzyczasie niejedno zmienić w szyku wyrazów, czego już dzisiaj naprawić nie można. Każda zmiana szyku psuła zaś rytm , którego od dawna nierozumiano.
Drugim faktem metrycznym, przemawiającym za istnieniem w gatyckiem swobodnego akcentu indoirańskiego, jest f a k u l t a t y w n a (jak dotychczas sądzono) wartość dwuzgłoskowa sa
mogłoski - a - conjunctiv’u (greckie -/;-/a>-). W dziewiętnastu wypadkach to -a - odpowiada wedyjskiemu - a - (akcentowa
nemu) i liczy się za dwie sylaby, w dwudziestu wypadkach wedyjskiemu -a - (nieakcentowanemu) i liczy się za jedną sy
labę. Raz tylko znajdujemy -a - (akcentowane w wedyjskiem) liczone za jedną sylabę. A więc u czasowników miejsce akcentu było to samo, co i w wedyjskiem. — Że brak akcentu sprzyja kontrakcyi, jest faktem znanym z fonetyki ogólnej. W greckiem według Schulzego i W ackernagla niema kontrakcyi w wyra
zach dwuzgłoskowych, ponieważ jedna z samogłosek jest akcen
towaną tyeós, ale ev&ovoidęu> z kontrakcyą). W starofrancuskiem dwie nieakcentowane samogłoski kontrahują się już w XII-ym wieku (recusare > reiiser > ruser), w XIV-ym dopiero, jeśli druga jest akcentowana (satullus > saoul > soul) i t. d.
Trzecim momentem świadczącym o zachowaniu starego swobodnego akcentu są fakty graficzne. Nie mogę tu roztrząsać szczegółowo, jak składający się z 22 znaków alfabet aram ejski przez kolejne modyfikacye i naw arstw ienia urósł do 52 znaków, które spotykamy w Aweście oraz jak świadectwo grafii awe- styjskiej jest dziś interpretow ane i kwestyonowane. Faktem jest, że pisownia hymnów jest bardziej skomplikowaną, niż pi
sownia młodszej Awesty. Pewnym faktom graficznym młodszej Awesty odpowiadają dwoistości w hymnach. W ybieram dwa najważniejsze wypadki. Końcowemu - e młodszej Awesty (po
chodzącemu z indoirańskiego - a i) odpowiada w starszej Awe
ście, t. j. w hymnach, bądź -e, bądź - d i1. Końcowemu - am młodszej Awesty (pochodzącemu z indoirańskiego - am) odpo
wiada w starszej Aweście bądź -am , bądź - a m '..J e ż e li te re- partycye starszej Awesty zbadamy pod kątem akcentu indo-
1 Są to transkrypcye współczesne, które nie muszą naturalnie odpo
wiadać rzeczywistej wymowie. Jedynym faktem , nas tutaj obchodzącym, jest d w o i s t o ś ć pisowni starszej Awesty.
irańskiego, to otrzym ujem y następującą statystykę. (Liczone są tylko wypadki r ó ż n e ) :
- e odpowiada indoir. - ai w 78 wypad., indor. - di w 17 wypad.
■ oi „ ,, di „ 23 „ „ - ai „ 4 „ - am „ „ am „ 6 6 „ „ - dm „ 20 „ - ani „ „ - dni „ 24 „ „ am „ 3 „
I tutaj odstępstwom zbyt wielkiej wagi przypisywać nie należy. Tłumaczą się one wpływem ortografii młodszej Awesty na starszą. Główna masa odstępstw (37 na 43) polega bowiem na wprowadzeniu młodej ortografii na miejsce starej (17 razy - e zam iast - oi, 20 razy - am zamiast - am).
Trzy kategorye faktów przytoczonych wyżej pozwalają twierdzić ze wszelkiem prawdopodobieństwem, że starsza Awe- sta kontynuuje swobodny akcent indoirańskf.
Nie można niestety wyciągnąć żadnych wniosków ze sta- roirańskich imion własnych, których transkrypcye posiadamy w grece. W grę wchodzą oczywiście tylko te imiona własne, które możemy etymologizować z punktu indoirańskiego, inaczej bowiem nicbyśmy o miejscu akcentu powiedzieć nie mogli.
Takich na 432 imion własnych, zaświadczonych w całej Awe- ście i napisach klinowych, mamy zaledwie kilkanaście. Ale i w tych wypadkach greka ma akcent z reguły na przedostatniej, ponieważ bez względu na wygłos tem atu irańskiego odpowiednik grecki kończy się na - >]s, z wyjątkiem Jaęelog (daraydh-uahus) i Msydfityis (bdgabuxsa ■).
O ile odstępstwa dadzą się ująć w niewielką liczbę więk
szych grup (fonetycznych) i badania nad m etryką młodszej Awesty przyniosą pożądane rezultaty, akcentologia irańska odegra rolę w porównawczej gram atyce języków indoeuropej- skich.
251. Barbag Seweryn Eugeniusz: Pieśni Fryderyka Chopina.
Analiza formy, architektoniki i stylu w pieśniach Chopina powoduje konieczność ich podziału na trzy różne g ru p y : pieśni w stylu ludowym, pieśni godzące z sobą pierw iastek ludowy z artystycznym i pieśni wyłącznie artystyczne.
Zasadnicze cechy stylu ludowego wykazują pieśni: „Hu
lanka", „Poseł", „W iosna", „Dwojaki koniec" i „Niema czego trzeba". Istotne znamioua czystego artyzm u posiadają pieśni:
„Życzenie", „Precz z moich oczu", „Moja pieszczotka", „Piosnka litewska" i „Melodya". Wszystkie inne natomiast są mieszaniną pierwiastków czysto ludowych i czysto artystycznych.
Pieśni w stylu ludowym obracają się przeważnie w rytmice polskich tańców ludowych (mazurków i kujawiaków). „Dwojaki
koniec® i „Niema czego trzeba" przypominają melodykę dumek małoruskich, których charakter odpowiada zupełnie tekstom Zaleskiego. Deklamacya i prozodya są niekiedy powierzchowne i błędne, natomiast przy tekstach o wyższej wartości literac
kiej dokładne, precyzyjne.
Melodyka — poza prymitywizmem stylu lpdowego, który odnośnie do pieśni Chopina może mieć obecnie znaczenie tylko historyczne — wyszczególnia się w połączeniu recytatyw u i aryoza w partyach ściśle deklamatorskich („Precz z moich oczu®, „Piosnka litewska" i „Lecą liście z drzewa") oraz w te
matach o szeroko rozwiniętej kantylenie, gdzie zatem istota twórcza Chopina przejawia się najwymowniej („Moja pieszczotka",
„Melodya" i „Śliczny chłopiec").
Harmonika, na ogół prymitywna, ogranicza się przeważnie do dominanty, subdominanty i ich paralel. Miejscami w ystępu
jąca chromatyka, jest rodzajem barwika, a tylko w pieśni
„Precz z moich oczu" i w „Melodyi" staje się istotną barwą harmoniczną. Ostatnia pieśń brzmi najwiębej nowocześnie z po
wodu częstej i wyrazistej modulacyi, która w innych pieśniach nie wychodzi poza ramy szablonu. Akompaniament czyni często wrażenie szkicowe lub wrażenie wynotowanego generałbasu.
Świadczyłoby to o sporadycznem i nawiasowem znaczeniu pieśni Chopina w stosunku do jego dzieł instrum entalnych.
Formy tych pieśni są elastyczne i nie ustępują w żadnej kombinacyi pomysłom Schuberta i Schumann’a. Ogólna kon- strukcya wykazuje różnorodność środków architektonicznych, które się łączą organicznie (z wyjątkiem partyj solowych) w jednolity całokształt.
Interpretacya poetyckich szczegółów zwłaszcza w pieśniach do tekstów Mickiewicza, Krasińskiego i Pola świadczy o głęb- szem wniknięciu w poetyczną treść, osiągającą w muzyce pieśni pełnowartościowe odzwierciedlenie.
Wpływ Schuberta tylko w jednej pieśni („Precz z moich oczu") jest bardzo prawdopodobny, lecz nie bezwzględnie pewny.
Zasadnicza nuta stylu Chopinowskiego przeważa zasadniczo.
Z 17 pieśni Chopina cztery tylko zachowały swą żywotność.
Wszystkie jednak posiadają wartość niezaprzeczoną, jako czysty i szczery refleks osobistych przeżyć artysty.
252. Chybiński A dolf: Bibliografia dzieł Jacka Różyc
kiego, kompozytora z drugiej połowy XVII w.
Na podstawie nowych poszukiwań w bibliotekach kra
kowskich, warszawskich, berlińskich i gdańskich uzupełnia autor liczbę dotychczas wymienianych dzieł J. Różyckiego (ka
pelmistrza dworu polskiego) w pracach swoich i w pracach innych autorów polskich. Obecnie liczba ta dochodzi do równo 30. Na utwory Różyckiego składają s ię : msza, litanie, motety,
koncerty i hymny. W porównaniu z ilością kompozycyj innych polskich mistrzów z drugiej połowy XVII wieku (zwłaszcza Stanisława Sylw estra Szarzyńskiego, O. Damiana Pijara, Jana Radomskiego) twórczość J. Różyckiego przedstawia się stosun
kowo dość obficie. Z napisów zaś na okładkach kopij dzieł Różyckiego wynika, że był to kompozytor popularny w Polsce i znany także poza Polską. Najwięcej kompozycyj jego posiada archiwum kapituły katedralnej w Krakowie. Pomiędzy dziełami Różyckiego nie brak kilku szczególnie ważnych, zachowanych jednak niestety fragmentarycznie (msza, litanie, hymny).
253. Feicht Hieronim k s .: Wojciech Dębołęcki, kompo
zytor religijny z pierwszej połowy XVII wieku.
Znany w dziejach literatury autor pamiętników o lisow- czykach, był również kompozytorem. Z całej jego twórczości muzycznej dochowały się wprawdzie tylko dwie kompozycye, t. j. „Benedictio m ensae“ (1616) i „Completoriuin Romanum“
(1618), jednakże z przedmowy do komplety i cyfry „opusowej“
III wnioskujemy, iż Dębołęcki musiał napisać więcej dzieł mu
zycznych, dziś już nie znanych. Treść i tytuły obu wymienio
nych dzieł świadczą, iż na kierunek jego twórczości wywarła decydujący wpływ przynależność do zakonu Franciszkanów.
Zakon ten otaczał istotnie znaczną opieką muzykę, zwłaszcza religijną, skoro równocześnie z Dębołęckim posiadał tak wy
bitnie wykształconego i wówczas sławnego według opinji Sta- rowolskiego muzyka, jakim był twórca kanonów z r. 1634, Andrzej Chyliński, czy też na równi z nim poważanego, choć nieznanego dotąd ani z dzieł, ani z nazwiska organistę Rafała (1621). Do kultu muzyki przyczyniały się również u polskich Franciszkanów ożywione stosunki łączące się z wymianą za- konników muzyków między Włochami a Polską (pobyt w Polsce Wincentego Scapitty i Augustyna Eutitiusa również jeszcze za życia Dębołęckiego).
Omawiane dzieła Dębołęckiego posiadają dziś przede- w szystkiem wartość historyczną. Completorium jest dotąd naj- wczęśniejszem znanem dziełem polskiem, posiadającem cyfro
wane b a s s o c o n t i n u o i również pierwszem polskiem dzie
łem religijnem stosującem w s z e r s z e j mierze nowożytny rodzaj tak tu „C“ z ćwiartką, jako jednostką miary czasu. W ar
tości artystycznej dzieł Dębołęckiego nie można ocenić w całej pełni z tego powodu, że completorium brak dwóch głosów. Z ana
lizy niekompletnego dzieła można jedynie wysnuć wnioski o zmięszaniu się cech stylu minionej epoki z pierwiastkami stylu nowego, a więc cech epoki stylu a capella z cechami epoki generałbasowej. Dość liczne błędy techniczne (kwinty równoległe) rzucają pewien cień na dzieło wykazujące szla
chetne linje melodyjne i niezaprzeczoną wprawę kompozytora
w technice imitacyjnej. Kompletnie dochowane i krótkie dziełko, Benedictio mensae, posługujące się najprostszą fakturą falso- bordonową, było jedynie okolicznościową kompozycyą Dębo- łęckiego, nie mogącą już z tego powodu być pełnym wyrazem twórczych kwalifikacyj Dębołęckiego w dziedzinie muzycznej.
254. Kuryłow icz J e r z y : Nowy typ pierwiastków indoeuro- pejskich.
Doktryna de Saussure’a, według której e otrzymywało w sze
regu apofonicznym tę samą rolę, co e + sonans, pociągnęła za sobą konsekwentnie interpretow anie t. zw. a indoeuropejskiego jako sonansu (Memoire 134 n.) lub nawet jako elem entu spi- rantycznego gardłowego (za Molierem Pedersen, ostatnio w Ver- gleichende Grammatik der keltischen Sprachen I, 177). I rzeczy
wiście e ma się do a jak er:r lub en:ą. Że a nie było samo
głoską, o tem dziś nikt nie wątpi. Że zaś uczeni duńscy interpretowali a specyalnie jako szczelinową gardłową, tłumaczy się zanikiem tego a po i przed samogłoską, co wskazuje na bardzo luz'ną artykulacyę. A jak wiadomo, spirans gardłowa dźwięczna we współczesnem duńskiem idzie w kierunku zu
pełnej wokalizacji oraz zaniku w pewnych pozycyach. Inter- pretacya ta, jako glotogoniczna, nie ma naturalnie znaczenia dla porównawczej gram atyki języków indoeuropejskich. Zna
czenie ma jedynie rola a w szeregach apofonicznych: stw ier
dzamy, że zachowuje się ono, jak sonans. Jeśli tak, to należy przedewszystkiem zwrócić uwagę na pewną niedokładność w dotychczasowej notacyi. Jak wiadomo, każdy z sześciu so
nantów indoeuropejskich pełnił rolę spółgłoski przed sam o
głoską i między samogłoską a spółgłoską (n. p. * treies, * penque), zaś rolę samogłoski między dwiema spółgłoskami (n. p. * tyto s);
odpowiednio do tego dla każdego z nich posiadamy w trans- krypcyi po dwa znaki (/, u, r, /, m, ? dla wartości samogłos
kowych, i, u, r, /, m , n dla wartości spółgłoskowych). Znak a zaś używany jest dla wartości samogłoskowej. Lecz w takim razie nie mamy prawa pisać e + a = e , ponieważ er nie równa się e + r lecz e + r. Proponuję więc używać, za Pedersenem , y dla dla wartości spółgłoskowej a. A więc n. p. tidrLui < dhi-dhey-mi, ale &stós < dhatós.
Samogłoski w indoeuropejskiem mają, jak i w języ
kach semickich, rolę morfologiczną. Pień jako taki charaktery
zowany jest przez szkielet spółgłoskowy. S truktura jego jest prosta: a) Nagłos + sonans lub b) Nagłos + spółgłoska lub c) Nagłos + sonans + spółgłoska; to są t. zw. pnie jedno- zgłoskowe. N. p. a) bher 'nieść’ ; b) tek ’ciec’ ; c) bhendh ’wią- zać’. Pnie dwuzgłoskowe zbudowane paralelnie: a) dera ’drzeć’;
b) peta 'rozkładać'; c) menta 'mącić'. W apofonii ilościowej pnie jednozgłoskowe mają teoretycznie dwa stopnie, pełny
(podany wyżej) i zanikowy, któryby brzmiał a) bhp, b) tk, c) bhpdh. Pnie dwuzgłoskowe mają teoretycznie trzy stopnie, pełny pierwszej i zanikowy drugiej sylaby (podany wyżej), za
nikowy pierwszej i pełny drugiej sylaby, co daje a) dra, b) pta, c) mpta, i wreszcie zanikowy obu sylab: a) dra, b) pta, c) mąta. (Istnieją pewne odmiany, których tu dla uprosz
czenia schematu nie wymieniam). Stopień pełny obu sylab naraz nie może istnieć, ponieważ związany jest z akcentem, który padać może tylko na jedną sylabę.
Sonans y(a) skonstatowano dotychczas w następujących w ypadkach: 1. jako elem ent wygłosowy pierwiastków jedno- i dwuzgłoskowych, n. p. dhey (st.-c.-sł. deti), mey (st.-c.-sł. me-ra);
gena (st. i. janita, gr. yrijaiog i t. d.); 2. jako element wewnętrzny pierwiastków jednozgłoskowych tylko: ureg, urąg w gr. ęiffw pi, eQQayriv i t. d. — Nie skonstatowano go dotychczas jako ele
m entu wewnętrznego pierwiastków dwuzgłoskowych, t. j. nie
znane są dotychczas bazy dwuzgłoskowe typu meyed, których trzy stopnie apofoniczne musiałyby brzmieć następująco: a) sto
pień pełny pierwszej sylaby, zanik drugiej sylaby: m eyd> med;
b) stopień pełny drugiej sylaby, zanik pierwszej sylaby m yed>
m ed (ponieważ y znika przed samogłoską); c) stopień zani
kowy obu s y la b : mad.
Otóż pnie takie istniały; mamy na to szereg argum entów : 1. Istnieją pnie, uważane dotychczas za jednozgłoskowe, które posiadają alternację e, e, a. Tłumaczono ją jako rezultat ana
logii: do stopnia wzdłużonego e samogłoski oryginalnej e do
robiono analogicznie a, jak gdyby to e hyło długością orygi
n aln ą; albo też do samogłoski oryginalnej e, alternującej z a, dorobiono e, jak gdyby e było stopniem wzdłużonym. Ale obo
czność e, e, a da się zrozumieć jako oboczność oryginalna, nie jako rezultat anologii, o ile właśnie przyjmiemy bazy typu meyed. N. p. łać. seco, st.-c.-sł. sekę, ł. sa x u m ; ł. ćapio, gr. kwttj?.
łot. liepju, Ićept.
2. Od pierwiastków jednozgłoskowych na samogłoskę długą, to znaczy na y (n. p. mey — me hnierzyć’ i t. d.) urabiane są bardzo często rozszerzenia zapomocą t. zw. spół
głoskowych determinatywów. N. p. me + d > med (w gr. pr\dopaC), ma + ed > m ed (w gr. peóopai lub gockiem mitan). Od pier
w iastka ve 'tkać’ urabia germ ańskie czasownik tuebana- ( < va + ebh), obok tego rzeczownik webon- ( < ve + bh). Widzimy więc, że apofonia działa równocześnie na pień i na determinatyw, czyli, że tworzyły one całość jeszcze przed działaniem praw apofonii ilościowej. Mamy więc prawo operować bazami meyed, ueyebh.
Podobnie rzecz się ma dla drugiej sylaby pierwiastków dwuzgłoskowych: n. p. dhue (stopień pełny drugiej sylaby
\jdheud) + s w germ. dwes- (śred. niem. getwas 'upiór), nato
miast dhua + es w lit. duesiii 'dyszę' i t. d. — W związku z tem wyjaśniają się formy greckie typu (peęs-ręor (st.-i. bhari- tram), gdzie zamiast oczekiwanego a w drugiej sylabie ( < a) znaj
dujemy e lub o. Rzeczownik peręor miara wyprowadzić bowiem należy < m a + etrom czyli myetrom. Dla (peqetqov należy więc przyjąć bazę bhereyetrom, co po działaniu praw apofonii ilościo
wej daje, z synkopą drugiej sylaby: bheryetrom, t. j. (pipetom.
Różnica względem indyjskiego bharitram ( < bheratrom) leży w różnej synkopie. W indyjskietn padają obie w ew nętrzne zgłoski ba/.y bhereyetrom ( > bheryłrom > bheratrom). Różnica synkopy może leżyć w warunkach akcentologicznych (n. p.
w naszym wypadku mamy różnicę miejsca akcentu).
3. W roku 1891 F. de Saussure zakomunikował w Societe de Linguistiąue przypuszczenie odnoszące się do powstania aspi- rat głuchych w indyjskiem. Twierdzi on, że część th indyjskich po
wstała z indoeuropejskich t, po których następowało a znika
jące przed samogłoską. N. p. prthńh wobec greckiego nlaxvs tłumaczy się jako pUa-ńs, ponieważ pierw iastek jest notory
cznie dwuzgłoskowy, tisthati < tt-sta -e ti. Hipoteza ta nie została przez nikogo później badaną, nie weszła do nauki, po
nieważ ugrzęzła w protokołach Societe de Linguistiąue (jeden Wackernagel wspomina ją dwukrotnie w uwadze w swej sta- roindyjskiej gramatyce I, str. 81 i 122). Ponieważ w naszych bazach typu meyed przy stopniu pełnym drugiej sylaby (myed) zachodzi zanik y między spółgłoską a samogłoską, nasuwa się pytanie, czy w wypadkach, gdzie spółgłoska ta jest zwartą
głuchą, nie zachodzi w indyjskiem aspiracja. W takim razie bowiem obie teorye, de Saussurowska o genezie aspirat głu
chych i nasza o nowym typie pierwiastków nawzajem by się uzupełniały i popierały. I rzeczywiście, o ile tylko dadzą się etymologizować, przykłady są pomyślne dla obu teoryi. \j(s)teg wykazuje oboczność e i e, n. p. łać. tego, lit. stegti', germ ań
skie ma thakjan, gdzie a może kontynuować stare o lub a.
Lit. stegti nasuwa myśl, że e jest długością oryginalną, alter- nujucą regularnie z a. Domysł ten potwierdza ind. sthagati ( < styegeti). \jstd 'stać' zawarty jest w greckiem orelho (< ste ljo ) i t. d. Mamy więc do czynienia ze steyel ( > stel, styel, sial).
Stopień styel, który mamy w greckiem, znajdujemy i w indyj
skiem st/mlam 'płaskowyż, rów nina’. — \jska, stopień pełny dru
giej sylaby pierwiastka dwuzgłoskowego se/ea, zawartego w se- care i t. d., rozszerzony przez ei-d, spotykam y w łać. scindo, gr. lit. skiedźiu i t. d. Aspiratę znajdujemy w ind.
(s)khidali.
Argumenty powyższe wykazują, że mamy prawo opero- rować bazami typu meyed. Odpowiednie pierwiastki nazywam
za przykładem gram atyki arabskiej w k l ę s ł y m i , co oznacza, że środkowa spółgłoska (w naszym wypadku y) łatwo zanika lub się wokalizuje. Jeśli zważymy, że w czasie działania praw apofonii ilościowej y było napewne jeszcze nie sonantem, lecz szczelinową, wtedy dla stopnia zanikowego obu zgłosek bazy typu meyed przyjmiemy nie mad, lecz m e y d > m e d , ponieważ przed spiransem samogłoska e zniknąć nie mogła. Stopień mad zaś przyjmiemy jako odpowiednik młodszy, datujący z czasu, gdy y, zdążając do zaniku lub wokalizacyi, przechodziło przez etap sonansu. W tym związku wyjaśnia nam się t. zw. per
fectum ze wzdłużeniem samogłoski piennej, które napotykamy w łacinie, celtyckiem, germańskiern, litewskiem i albańskiem.
Przyjm uje się, że czasowniki germ ańskie mocne IV-ej i V-ej klasy zachowały dawną apofonię 6 (liczba pojedyncza) — e (liczba mnoga), podczas gdy łacina ją utraciła, przeprowadza
jąc e liczby mnogiej w całym paradygmacie. Liczba mnoga jest więc punktem wyjścia dla badania. Na ogół tłumaczy się e liczby mnogiej 1. albo jako: e reduplikacii + dawna spół
głoska nagłosowa, która w pewnych warunkach mogła znik
nąć wzdłużając e (n. p. łać sedimus mogłoby się dać wytłu
maczyć < sezdimus < se-sd-imus). Takie e mogły się stać pun
ktem wyjścia dla analogii. Ale właśnie w germańskiern nie można sobie wyobrazić wypadku, gdzieby e powstało z e przed znikającą spółgłoską. 2. Jeszcze bardziej hipotetycznym jest domysł Hirta (I. F. 17, 284; Indogerm. Gramm. II, str. 222), który w e widzi ślad reduplikaeyi intenzywnej.
Jeśli jako punkt wyjścia perfectum łać. i germ. przyj
miemy pierw iastki wklęsłe, otrzymamy regularnie metum<.meyd- mes, ze stopniem zanikowym drugiej sy la b y ; liczba poje
dyncza z zanikiem pierwszej sylaby myóda. Zmiana miejsca akcentu zagwarantowana jest przez prawo Vernera (por. n. p.
st. g.-n. was, warum).
Zbadanie czasowników, mających w pięciu wyżej wymie
nionych grupach językowych e w pniu praeteritum, prowadzi do wniosku, że znaczna część tych czasowników należy do pierwiastków wklęsłych. A więc uprawnioną jest hipoteza, że punktem wyjścia dla tego perfectum są pierwiastki wklęsłe, dla których perfectum to jest czysto fonetyczne.
255. L ehr-Spław iński Tadeusz: Przyczynki do polskiej morfologii historycznej.
1. Z a k o ń c z e n i e -och w lo c . p l u r . r z e c z o w n i k ó w . Już w Psałterzu Floryańskim prócz zakończeń - ’ech (pierwot
nego) i -ach (przenoszonego z odmiany rzeczowników żeńskich o dawnym temacie na -a) pojawia się u rzeczowników mę
skich głównie typu niepalatalnego zakończenie loc. plur. -och, (w przybytkach itp.), które zrzadka występuje też w typie pa-
latalnym (dnioch), a nawet i u rzeczowników żeńskich (posta- cioch). Końcówka - och spotyka się też w staroczeskim oraz wt wielu dzisiejszych narzeczach czeskich. Kalina (Histor. języka poi I., str. 94) oraz G ebauer (Histor. mluvnice III. 1, str. 61) wyprowadzają ją z prasłow. zakończenia-»/?> właściwego pier
wotnym tematom na -u. Objaśnienie to utrzym ać się nie da, bo prasłow. musiałoby było zarówno w polskim, jak w czeskim rozwinąć się normalnie w - ech (z poprzedzającą spółgłoską twardą), a takiej końcówki niema w żadnym z tych języków. W narzeczach czeskich można wprawdzie po części istnienie -och objaśniać wpływem słowackim, ale dla pol
szczyzny niema to znaczenia. Trzeba przyjąć, że w języku polskim końcówka - och powstała drogą analogii do tych za
kończeń przypadków liczby mnogiej, które zawierały samo
głoskę -o -. Takich zaś przypadków po zmieszaniu zakończeń dawnych tematów na - u- i - o co widać w najdawniejszych już zabytkach — było u wielu rzeczowników aż trzy : nom.
plur. -owie, gen. plur. -ó w , dat. plur. -om . Forma loc. plur.
miała z tymi przypadkami od początku tę wspólną cechę, że zawierała w zakończeniu spółgłoskę (gdy w acc. plur., instr. plur., u wielu rzeczowników także w nom. plur. spółgłoski w zakoń
czeniu nie było), a różniła się od nich jakością samogłoski w końcówce (- ’e, czasem -a-); nic dziwnego, że pole dla dzia
łania analogii było tu otwarte. Rzecz wymaga jeszcze gruntow- niejszego zbadania w zabytkach ze względu na konieczność ustalenia względnej chronologii pojawienia się poszczególnych końcówek, o jakie chodzi.
2. Z a k o ń c z e n i e - m w 1. os. s i n g . p r a e s . u słów 0 temacie kontrahowanym {mam, um iem ) zostało przeniesione od słów o pierwotnym temacie spółgłoskowym {dam, wiem) w następujących w arunkach: W dawnej odmianie praes. znaję, znajesz, znaje, znąjemg, znaje ie, znają, umieję, um iejesz i t. d., ściągnięcie zachodziło tylko w formach 2. i 3. os. sing. i 1. i 2. os.
plur. i zostało naogół przeprowadzone powszechnie do połowy w. XV (z wyjątkiem gwar wielkopolskich, które po części do dziś zachowały odmianę nieściągniętą) Formy 1. os. sing. znaję 1 3. plur. znają zapewne dzięki swej samogłosce nosowej kon
trakcji się oparły: Pierwsza z nich utrzym uje się w zabytkach mniej więcej do końca w. XV., druga trzym a się do dzisiaj.
(Taki sam stan możemy obecnie jeszcze obserwować w mowie Kaszubów, gdzie w wielu gwarach ta odmiana tak się przed
staw ia: gódają, gódós, gódó, gódómy, gódóce, gódaję). Skoro jednak w 2. i 3. sing. oraz w 1. i 2. os. plur. przeprowadzono ściągnięcie, formy te przez swe samogłoski tem atyczne długie, względnie ścieśnione (powstałe z kontrakcyi: a, e) upodobniły się do odpowiednich form czasowników o temacie spółgłosko
wym, które zawierały już dawniej takie same samogłoski:
{znaś, daś, umeś, veś). Upodobnienie to rozciągnięto także na 1. os. sing., zastępując formy znaję, umeję formami znam, umem utworzonemi na wzór dam , vem. W 3. os. plur. czaso
wniki o dawnym temacie spółgłoskowym mają formy z innemi, nieścieśnionemi samogłoskami tematycznemi {dadzą, wiedzą), toteż i słowa kontrahow ane zachowały w tych formach dawne postaci: znają, umieją, nie przekształcając ich w żaden sposób.
Że w całym tym procesie decydującym czynnikiem było ziden
tyfikowanie samogłoski tematycznej powstałej z kontrakcyi z samogłoską zaw artą w dawnych tem atach spółgłoskowych, wynika też ze stosunków czeskich. A mianowicie końcówka - m zapanowała w czeskim także u słów o pierwotnym temacie praes. na -i. Stało się to jednak dopiero wtedy, gdy dzięki t. zw. przegłosowi pojawiło się z w słowach jak vim, vis, um im , u m iś i t. p. Wówczas dopiero (w ciągu XV w.) na podstawie zgodności form vfs. v — prosis, prosi dorabiano na wzór 1. os.
sing. vim także prosim, wypierając dawniejsze formy na -u {nośu prosi)
256. Sochaniew icz K azim ierz: Godło miasta Zamościa, przyczynek do kultu św. Tomasza w Polsce i genezy godeł miejskich w ogóle.
Po krótkim wstępie, objaśniającym genezę samego zaga
dnienia i jego stanu, w świetle dotychczasowej literatury, omawia autor rysunek godła w świetle m ateryału dokumentalnego i za
chowanych odcisków względnie rysunków. Stwierdza zatem, że tem atem zasadniczym herbu jest wizerunek św. Tomasza apo
stoła z dzidą. Zachowane jednak waryanty, obok tego typu w czystej formie, wykazują typy z dodatkowemi akcesoryami, a mianowicie dodają temu świętemu albo trzy włócznie husar
skie w drugiej ręce, albo tarczę z herbem Jelita, albo księgę.
Użyta jako godło miasta postać św. Tomasza apostoła nie jest na terenie Zamościa i w odniesieniu do osoby hetmana Za
moyskiego wypadkiem sporadycznym kultu lub czci tego świę
tego. Towarzyszą bowiem temu kultowi, względnie się nań składają: wezwanie Kolegiaty, obraz i relikwie tego świętego w ołtarzu głównym, płaskorzeźby cyboryum, obrazy w prezbi- teryum , dzwony, jarm ark i odpust doroczny, rzeźby bramy lwowskiej, chrzestne imię syna kanclerza i założenie miasteczka Tomaszowa. W ybór i skoncentrowanie tych elementów kultu św. Tomasza jest następstwem charakterystycznego u hetmana psychologicznego rysu jego charakteru, tj. kultu przeszłości w praktycznem działaniu.
Rozpatrzywszy tradycye piśmienne tyczące się św. To
masza apostoła, tj. ewangeliczną i legendarną, widzi autor jako wytwór pierwszej realizacyę w sztuce koncepcyi „Niewiernego Tomasza", jako wytwór drugiej koncepcyę „św. Tomasza Bu
downiczego" i „św. Tomasza męczennika". Przedmioty kultu tego świętego na terenie Zamojszczyzny oparte na obu gru
pach tradycyi piśmiennej, o ile chodzi o p i e c z ę ć oparły się j e d y n i e n a t r a d y c y i l e g e n d a r n e j .
Do wzmożenia się tradycyi legendarnej w XVI wieku, po
mijając ewentualny renesans kultu św. Tomasza w XII wieku w skutek krucyat, przyczyniło się odkrycie zwłok św. Tomasza w Meljaporze przez św. Franciszka Ksawerego z zakonu Towa
rzystwa Jezusowego. Dzięki tej okoliczności propagatoram i kultu św. Tomasza stali się Jezuici, między innymi dzięki swym Żywotom Świętych i ks. Piotr Skarga, z którym i Zamoyski utrzym yw ał stosunki. Tradycya wznowiona przez św. Franciszka Ksawerego stała się też źródłem koncepcyi godła m iasta Zamościa, w k t o r e m w y s t ą p i ł a p o s t a ć ś w. a p o s t o ł a T o m a s z a m ę c z e n n i k a z j e d n ą d z i d ą w r ę k u . Artyści nie liczący się wiernie z tekstem przywileju dodali dodatkowe akcesorya ro
dowe (herb Jelita), oraz zaczerpnięty z legendy symbol ewan- gielisty (księgę).
W samym pomyśle Jana Zamoyskiego, nadającego jako godło miasta św. Tomasza w r. 1580, a w początkach r. 1582 robiącego o relikwie tego świętego starania u Jezuitów przez Possewina, uwieńczone skutkiem pomyślnym, domyślać się można specyalnej dewocyi do tego świętego, mającej głębszy podkład w tradycyi: autor widzi uzasadnienie psychologiczne tego faktu w okolicznościach związanych z przybyciem Za
moyskich na Ruś Czerwoną, tj. w postaci pierwszego na Ruś przybysza Tomasza z Łaźnina. Ponadto tkwiła tu może sym
boliczna myśl ekspiacyi za błędy chwilowej niewiary, popeł
nionej szerzeniem herezyi przez przodków kanclerza w Starym Zamościu, do czego koncepcya ewangieliczna św. Tomasza do
starczała analogii myślowej. Dzięki tej okoliczności geneza herbu m. Zamościa wzrosła do genezy wzniosłego symbolu pracy misyjnej Jana Zamoyskiego.
257. Hornung Z bigniew : Nieznany obraz Jana Scholza Wolfowicza.
Na wstępie podnosi referent znaczenie każdego okazu lwowskiego malarstwa cechowego dla zrekonstruow ania fizyo- nomii artystycznej środowiska, którego obraz odtworzyć jesteśm y zdolni wyłącznie w świetle źródeł literackich.
Z powyższych względów w klasztorze 0 0 . Bernardynów we Lwowie odkryty obraz Świętej Trójcy z r. 1594 przedstaw ia niepowszednią wartość, umożliwiając wgląd w układ miejsco
wych stosunków artystycznych u schyłku XVI wieku.
Obraz powyższy, olejno na desce (1.90 X 1.35 m ) malo
wany, przedstawia na złotem jednolitem tle Trójcę Świętą, w postaci Boga Ojca i Chrystusa z gołębicą Ducha Św. u góry,
unoszących się w obłokach w otoczeniu aniołów. Na stronie odwrotnej tarcza trójdzielna z gmerkami, wśród których znany gmerk Scholz-Wolfowiczów i napis „JanScholcz Wolfowicz 1594“.
Stan konserwacyi obrazu przedstawia wiele bardzo do życzenia.
Po szczegółowej analizie znamion stylowych malowidła dochodzi autor do konkluzyi, iż sądzone miarą współczesnych tendencyj w sztuce, musi się wydać anachronizmem. Obce są mu niemal zupełnie zdobycze renesansu, przestrzeń, anatomja, światłocień oraz idealistyczne założenia Cinąuecenta.
Duch czasu odbił się zaledwie w miękkim modelunku ła
godnie zaokrąglonych form, w uspokojonym biegu linij i przy- tłómieniu akcentów dynamicznych i wyrazowych.
Surowy natom iast schemat kompozycyjny, złocone tło, oraz wyniesienie postaci centralnych pod wzgledem proporcyj nad otoczenie, tkw ią korzeniami jeszcze głęboko w średnio
wieczu. Jako typowy utw ór prowincjonalnej szkoły, cechuje go inechanizowana rutyna, której specyficzne znamiona, widoczne w typach twarzy i charakterze ufałdowania szat, zdradzają za
leżność koncepcji od wzorów niederlandzko-niemieckich.' Obraz wisiał dawniej w krużganku klasztornym, znaczne jednak jego rozmiary i charakterystyczne półkoliste zakończenie u góry każe przypuszczać, że był on pierwotnie umieszczony w ołtarzu.
Brak ołtarza pod wezwaniem Św. Trójcy w miejscowym kościele 0 0 . Bernardynów, jak niemniej wzmianki w najdaw
niejszych inwentarzach i tradycya nie pozwolą jednak obecnych praw własności brać za podstawę do łączenia historji obrazu z konwentem, każą natomiast liczyć się z możliwością, iż dostał się on w m ury klasztoru dopiero w latach późniejszych. Z po
między wszystkich objektów mogących wejść w rachubę przy ustaleniu pierwotnego miejsca przechowania obrazu, wysuwa się na pierwszy plan nieistniejący już alabastrow y ołtarz Świętej Trójcy w katedrze lwowskiej, o którym przekazał Pirawski wiadomość, iż był dziełem Jana Scholza Wolfowicza. Polemi
zując z poglądem dawniejszych badaczy, którzy błędnie inter
pretując zapisek Pirawskiego, ołtarz ten uznali za fundację znakomitego rajcy i kupca Jerzego Scholza Wolfowicza, pod
nosi referent, iż gdyby tak było istotnie, to z pewnością po
zostałby jakiś ślad w testamencie (z r. 1605) Wolfowicza, gdzie z drobiazgową skrupulatnością mamy zestawione wszelkie tego rodzaju szczegóły. Ponieważ wyraźne brzmienie notatki Pi
rawskiego nie dopuszcza dwuznaczności, nie mamy zaś żadnych wiadomości o artystycznych aspiracjach kupca Wolfowicza, po
zostaje przyjąć przypuszczenie, iż wykonawca ołtarza Świętej Trójcy, a fundator kaplicy Świętokrzyskiej w katedrze lwowskiej, to dwie różne osoby. Potwierdzenie powyższego przypuszczenia widzi referent w publikowanym przez Łozińskiego (Sztuka
lwowska, str. 115) zapisku aktów miejskich, stwierdzającym istnienie rzeźbiarza Hanusza Scholza, więc i referent mniema, że nie ma potrzeby uważać owego Scholza za pomocnika Pfi- stera, specjalnie z Wrocławia powołanego, skoro we Lwowie od 100 lat już Scholzowie byli osiadli. Wiadomość o w ykonaniu alabastrowego ołtarza w katedrze lwowskiej pozwala rozpoznać w jego autorze członka rodu Scholzów-Wolfowiczów.
Biorąc pod uwagę podpis na odwrocie obrazu w zesta
wieniu z informacjami Pirawskiego wyraża referent przypusz
czenie, że przedstawiony zabytek jest jedyną pozostałością po usuniętym w czasach Sierakowskiego ołtarzu Świętej Trójcy i stawia hipotezę, że twórcą obrazu jest ten sam rzeźbiarz Jan
Scholz Wolfowicz.
Wykonanie malowidła ręką rzeźbiarza na tle ówczesnych praktyk nie może stanowić przeszkody, tłómaczy natom iast brak jego nazwiska wśród zarejestrow anych malarzy XVI wieku.
Co się tyczy osoby właściwego fundatora ołtarza (którego erekcyę oznacza data na odwrociu obrazu), hojne uposażenie dokonane przez Annę Pstrokońską, na nią zdaje się wskazywać.
258. Prochaska Antoni : Żółkiewski a szlachta.
Jako uczeń należący także do stronnictw a Zamojskiego, był Żółkiewski najczynniejszym jego poplecznikiem w życiu politycznem szlachty. W epoce viritim i liberum veto Żółkiewski dobija się urzędów ziemskich, a tern samem i znaczenia na sej
miku w Wiszni. W r. 1572 broni tam zasady elekcyi viritim w myśl Zamojskiego i to na zasadzie nietrafnie tu zastosowanej konfederacyi z 1436 r., ta bowiem dla celu poparcia tronu kró
lewskiego była utworzoną. We dwa lata później jako deputat wysłany do województwa wołyńskiego popiera tam myśl utwo
rzenia sądów wojewódzkich. W rok później jako poseł na elekcyę króla jest też praw ą ręką kanclerza i hetm ana Zamoj
skiego, za którego staraniem ojciec jego uzyskał od króla Stefana nominacyę na wojewodę ruskiego. Sprawa tej nominacyi wy
wołała zamęt w województwie. Na sejmiku wiszyńskim 8 maja 1587 r. utworzyły się dwa koła, jedno prokonwokacyjne w Wiszni obradujące, drugie za Wisznią, które uchwał konwokacyi, między innemi owego nieuznawania nominacyi wojewody ruskiego nie przyjęło. Elekta swego Zygmunta III bronią Żółkiewscy przy Zamojskim życiem. Stanisław Żółkiewski jest najgorliwszym stronnikiem kanclerza „acerrimus cancellarianus“ i nie jest zwolennikiem polityki królewskiej ulegania Habsburgom. Ciężko ranny pod Byczyną, przez całe życie nosi świadectwo walki przeciwko stronnictwu tego domu zwróconej. Ale gdy po śmierci hetm ana opozycya przeciwko królowi i jego sprzyjającej H abs
burgom polityce urosła w rokosz, po zjeździe lubelskim, na którym król duże ustępstw a poczynił obozowi rokoszowemu,
w ystępuje Żółkiewski, hetman, jako pośrednik pomiędzy roko
szem a królem. On to zasadę sejmu jako najwyższej instancyi trzech stanów, której bezwarunkowo słuchać należy, całem ży
ciem broni. Gdy rokoszanie cudzoziemskie wojska zbierać po
częli, oparłszy się o szlachtę kresową zmusił ich Żółkiewski w październiku 1606 do odwołania rokoszu, a następnie przy
wiódł szlachtę kresową do zbrojnego poparcia walki i pod Guzowem 6 lipca 1607 r. przyczynił się do klęski rokoszan, a zarazem i do uspokojenia niebezpiecznego dla rzptej zamętu.
W wyprawie na Smoleńsk towarzyszy królowi, a gdy wodzowie ociągają się z odparciem zbliżającej się odsieczy, on z niedużą arm ią dziesięciotysięczną pobiją Szujskich na głowę pod Kłu- szynem i wraz z pobitymi ciągnie pod Moskwę, pozyskawszy ich dla swej potężnej myśli zgodnego załatwienia sporów rzptej z Moskwą. Ale na plan jego co do elekcyi Władysława naj
starszego syna Zygmunta III na tron carski z odstąpieniem Smoleńska, nie zgodził się król i Żółkiewski opuścił króla, aby bronić kresów zagrożonych przez Turcję i wojewodę siedmio
grodzkiego Gabryela Batorego. Ten ostatni w porozumieniu z resztkam i rokoszu godził na tron króla Zygmunta III, za
trudnionego wojną moskiewską. Przyjaciele hetm ana na kre
sach, pomni jego zasad opierania się na szlachcie kresowej, zawiązali konfederacyę przeciwko Sabatom i kupom niepoko
jącym kresowe ziemie, a grożącym tronowi. Kresy nadto były już poważnie zagrożone przez Turcyę, której wpływ, objąwszy większą część Węgier, objawiał się już wzmożonym naciskiem na Mołdawię i Wołoszczyznę (skąd usuwali wojewodów Mo- hyłów, popieranych przez magnatów polskich), tudzież obsa
dzeniem tronu siedmiogrodzkiego, na którym po śmierci Batorego utwierdzono oddanego Porcie Betleą Gabora. Porta odzyskiwała w ten sposób wpływ, utracony poniekąd przez traktat 1598 r.
zrzpltą, w którym było zawarowane przedstawianie wojewodów wołoskich przez Polskę, których Porta tylko potwierdzić miała.
Dla tych powodów, niemniej jak i dla utrzym ania powagi het
mańskiej na kresach, na których i tak przez powracającego z Moskwy skonfederowanego żołnierza urastały niebezpie
czeństwa, nie mógł hetm an popierać wypraw magnatów, które też tak 1612, jak i 1615 r. zakończyły się klęskami.
Owszem hetm an usiłuje zatrzeć zgubne skutki, jakie tak samowola magnatów, niemniej jak i zamęt spowodowany przez konfederatów wojskowych wnosił na kresy i do ojczyzny, jak też starał się zahamować swawolne w yprawy Kozaków na tu reckie wybrzeża czarnomorskie. Uporządkowanie to kresowych ziemi dzieje się nie tylko mieczem, jak np. owem rozbiciem kup Karwackiego, ale nadto dalszem zawiązywaniem konfederacyi przez zwolenników hetmańskich, jak owej halickiej w grudniu 1615 r., która na chwilę odwróciła niebezpieczeństwa tureckie
grożące już granicom rzptej. Zwiększa się to niebezpieczeństwo, gdy królewicz 1617 r. wybierał się na wyprawę moskiewską przeciwko Michałowi Romanowi, albowiem Porta korzysta
jąc z wojny tej, zamierzała zająć i swymi urzędnikami obsa
dzić obie Wołoszczyzny, a wystawieniem zamków na spornych terenach rzptej powstrzymać na zawsze napady kozackie. Tylko zebraniem dużego wojska, przyczem i część wojsk królewicza ściągnął do swego obozu, zdołał hetman odwrócić ciągnącego na rzptę Skinderbaszę, z którym zawarł traktat pod Buszą, pod dawniejszymi warunkami. Zasłonił nim wprawdzie hetm an i umożliwił królewiczowi wyprawę na Moskwę, ale nie osłonił kresów od strasznego najazdu Tatarów, który powtórzył się i następnego roku 1618 z tem, że i Skinderbasza w obec nie- zatwierdzonego jeszcze przez Portę układu pod Buszą, próbo
wał wykonać swój plan zawojowania kresów polskich, tak że i w tym roku Żółkiewski zmuszony był ściągnąć wojska na zasłonięcie rzptej. Wprawdzie dokonywując warunków traktatu pod Buszą zawartego Żółkiewski dwiema komisyami pod Ol
szanką i pod Rastawicą z Kozakami zawartemi, nie tylko, że odciągnął ich od najazdów krajów Porty, ale nadto zwrócił ich siły do posiłkowania wyprawy królewicza i tem samem ułatwił zawarcie dywlińskiego traktatu z Moskwą, kresy jednakowoż były i dalej narażone na niszczące najazdy tatarskie. Całe odium za to straszne zniszczenie kresów, zwróciła szlachta na sejmiku wiszeńskim w grudniu 1618 r. przeciwko hetmanowi, występując z żądaniem odjęcia mu buławy i nadania jej ja
kiemu z kresowych magnatów. Król nie tylko, że nie przychylił się do tego życzenia na sejmie styczniowym 1619 przedłożo
nego, ale nadto ku tem większej niechęci przeciwników hetm ana nadał mu pieczęć kanclerską, czyli, że aprobował w zupełności jego politykę obrony kresów.
Oczywiście krokiem tym podsycił król opozycyę przeciwko hetmanowi i jeżeli żądano przedtem już odjęcia mu buławy i oddania jej w ręce tych, którzy samowolnie wojnę przeciwko Turcyi wszczynali, teraz w drugą ostateczność wpadnięto i nie nie chciano zupełnie wojny z Turcyą, lubo na nią zewsząd się za
nosiło. Oto protestanci wszcząwszy trzydziestoletnią wojnę akcyą w Czechach, gdzie wysunęli przeciwko Ferdynandowi II. Fryde
ryka króla zimowego, podczas gdy w Węgrzech Betlen Gabor za- jąwszy północne W ęgry cesarskie pokusił się o zdobycie Wiednia, próbowali wciągnąć Turcyę do akcyi antihabsburskiej. W ten spo
sób Porta oparłszy się o Dniestr i o ujścia Dniepru, poczęła zagrażać zajętej także od strony Karpat, i to od stolicy Krakowa Polsce.
Żółkiewski wraz z królem starają się odciągnąć Betlen Gabora od sojuszu z Turcyą, podczas gdy jego sprzymierzeniec Fryderyk, król czeski, wysyła poselstwo do Stambułu z ofiarowaniem hołdownictwa. Sojusz świata prostestanckiego z Turcyą zawisł
groźną chmurą tak nad Wiedniem, jak i nad Krakowem. Wtedy to pchnięto Lisowczyków, zwerbowanych przez cesarskiego gene
rała Altana, a obozujących nad granicą węgierską na Homonę węgierską, pod którą, w chwili oblężenia Wiednia przez Gabora Betlena, pobili ci w oluntaryusze tak dotkliwie wodza węgier
skiego Rakoczego, że Betlen Gabor odstąpić musiał od oblężo
nego W iednia i wrócić na ratunek Węgrom. I oto przychodzi mu w pomoc szlachta polska z Krakowskiego. Bo kiedy Betlen Gabor używa wszelkich środków, by skłonić Portę do wypo
wiedzenia wojny Polsce, jako najazdem na W ęgry łamiącej pakta z Portą, tymczasem szlachta krakow ska na zjeździe styczniowym w Krakowie 1620 r. zmusza króla i hetm ana jako zezwalających na zrywanie pokoju z sąsiadami, zezwoleniem na atak Lisowczyków, do wojny ze straszliwą potęgą Turcji.
Magnat, krajczy koronny ks. Zbaraski zestawił 70 powodów, dla których nie należało w spierać' Habsburgów, wogóle po
rzucić myśl wmięszania się do wojny trzydziestoletniej, co otwierało jednak, jak król dowodził, pewne widoki korzyści dla rzptej, a mianowicie odzyskania Szląska. Ponieważ jednak nie
bezpieczeństwo tureckie zawisło groźną chm urą nad Polską i do wojny z Portą przyjść musiało, ponieważ Betlen Gabor zagrażał Krakowu, a oparty był o sięgających już Karpat Turków, przeto hetm an musiał wystąpić ofenzywnie, aby ata
kiem w kierunku Cecory obudzić społeczeństwo z kwietyzmu i przygotować je do wielkiej obrony Chocimskiej, chociażby chwilową klęską, chociażby ofiarą straconej swej batalii.
Dwie głównie fazy ewolucyjne przeżył hetman w swym do szlachty stosunku; pierwszą, w której pozostawał pod wpływem i w stronnictw ie Zam ojskiego; drugą, w której zwolna jednakże stale przychylał się do idei monarchiczuej, zawsze jednak aż do ostatniej chwili uważając sejm za najwyższą zwierzchność trzech stanów w polskiej rzpltej. W tem przeko
naniu w zrastał i walny wpływ wywierał na społeczność szla
checką. To urabianie społeczeństwa, wobec silnego wpływu magnatów, który to musiał łamać za pośrednictwem związków szlachty konfederacyami zwanych, nie udało się w sposób, by można było liczyć na poparcie przez szlachtę reakcyjnego kie
runku polityki królewskiej. Polityczna sytuacya jednak wyma
gała próby dotychczasowych usiłowań, tem bardziej, o ile że ona w rok później mogłaby przyjść za późno. Szlachta konfe
deracyami wojennemi, -wyprawami magnatów, samowolą Koza- czyzny i najazdami tatarskim i była zdemoralizowaną i niezdolną do odparcia olbrzymiago naporu Turcyi, już już się zbliżającego, przeto należało ją wystawić na próbę, przez podjęcie ofenzywy bez względu na rezultat, gdyż i w najgorszym razie, rzpta zyskiwała czas do przygotowania wszystkich sił na odparcie najgroźniejszego nieprzyjaciela cywilizacyi chrześcijańskiej, który