• Nie Znaleziono Wyników

Sprawozdania Towarzystwa Naukowego we Lwowie 1928, R. 8, z. 3

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Sprawozdania Towarzystwa Naukowego we Lwowie 1928, R. 8, z. 3"

Copied!
84
0
0

Pełen tekst

(1)

SPRAWOZDANIA

TOWARZYSTWA NAUKOWEGO

WE LWOWIE

POD REDAKCYĄ

P R Z E M Y S Ł A WA D Ą B R O W S K I E G O

SEK R E T A R Z A G EN ER A LN EG O .

Rocznik

VIII

— 1928

%

Zeszyt 3

LWÓW

NAKŁADEM TOWARZYSTWA NAUKOWEGO

Z DRUKARNI ZA K ŁA D U N A R O D O W E G O IM. O SS O LIŃ SK IC H W E L W O W IE s ... P O D ZA R ZĄ D EM K AZIM IERZA FIG W E R A

1929

(2)

SPRAWOZDANIA

T O W A R Z Y S T W A N A U K O W E G O W E i W O ^

P O D R E D A K C Y Ą ---

PRZEMYSŁAWA DĄBROWSKIEGO

S E K R E T A R Z A G E N E R A L N E G O

Nr. 3. Rocznie trzy zeszyty 1928

Treść: I. Posiedzenia naukow e W ydziałów i sekcyj str. 150. — Odczyty, re­

feraty i kom unikaty: 396. Ł e m p i c k i S t., Uwagi o „Trenach” Jana Kochanowskiego str. 152; 397. G a e r t n e r H., Z przeszłości dzisiej­

szych cech gwarowych I. Formy narzędnika 1. mn. z końców ką -m a str. 159; 398. K l e i n e r J., Tragizm dwoistego oblicza w „Edy­

pie Królu", w „Klątwie" i w „Rosm ersholm ie" str. 163; 399. H a l- p e r n ó w n a H., Obrazowanie u Baudelaira str. 165; 400. K a w y n S., Ironia rom antyczna str. 166; 401. S u l i m i r s k i W., Bronzy Mało­

polski środkowej str. 174; 402. H a l b a n L., C harakterystyka ideałów społecznych chrześcijaństw a w pierw szych w iekach str. 176; 403.

Z u b y k R., Gospodarka finansow a m. Lwowa w latach 1624—1635 str. 179; 404. T u r s k a J., Przem ysł solny w wojew ództw ie ruskiem w XVI w. (1530—1580) str. 186; 405. W y s z y ń s k i M. ks., Stosunek ustaw odaw stw a państwowego za W ładysław a Ł okietka i Kazimie­

rza W. w spraw ie dziesięcin do kościelnego ustaw odaw stw a po­

wszechnego i partykularnego w Polsce str. 190; 406. K o r a n y i K . , Sprawozdanie z czynności Sekcyi h isto rj czno - praw nej VI między­

narodowego Kongresu historyków w Oslo 1928 r. str. 196; 407.

M a l e c z y ń s k a E., Książęce lenno mazowieckie 1351 — 1526 str.

200 ; 408. P o l a c z k ó w n a H., Roty przyw ileju H enryka Brodatego dla Trzebnicy z r. 1208 str. 03; 409. C z e k a n o w s k i J., Typy antropologiczne a praw a Mendla str. 204; 410. M a z u r S t., O sze­

regach w arunkow o-sum ow alnych str. 206; 411. K l i s i e c k i A , Szybkość krążenia w m ałych tętniących naczyniach krw ionośnych str. 207; 412. S z a j n a M., Wpływ jonów w apnia na środki na- czynioruchowe, ham ujące serce i oddechowe str. 208; 413. S z a j n a M. i H o ł u b u t W., O łączności między oddychaniem a stopniem ucukrzenia krwi str. 208; 414. T o k a r s k i J., O skale sanidynow ej z Berestowca na W ołyniu str. 209. 415. F u l i ń s k i B., Rozmieszczenie geograficzne wypławków krynicznych w paśm ie czarnoh.orskiem na obszarze źródlisk P rutu str. 210; 416. K r z e m i e n i e w s k i S., Cor- dyceps m yrm ecophila Ces. w Polsce str. 211; 417. P a r n a s J., J a w o r s k a J , L a w i ń s k i W. i M o z o ł o w s k i WŁ, O sprzężeniu dezaminacyj beztlenowych z tlenow em i i o przypuszczalnej funkcyi chemicznej zasad am inopurynow ych, zaw artych w kw asach nu k lei­

now ych str. 212; 418. H e r z i g ó w n a A., O jądrach ubocznych, filam entach basalnych, krystaloidach i t. p. utw orach w protoplaź- mie kom órek str. 215; 419. S e m b r a t K., Badania nad składnikam i plazm atycznym i żeńskich kom órek płciowych w ypław ka Dendro- coelium lactenum Miill. str. 217; 420. S a w c z y ń s k a J., W spraw ie budow y aparatu Golgiego str. 217. — W ydaw nictw a Tow arzystwa str. 218.

II. Fundusze Towarzystwa z końcem r. 1928 str. 219; Skład Towarzy­

stw a z końcem r. 1928 str. 220; Sprawy Tow arzystw a str. 223;

Członkowie zm arli str. 224.

(3)

Posiedzenia naukow e Wydziałów i Sekcyj

w III i IV kw artale 1928.

Wydział filologiczny. Posiedzenie z dnia 7 listopada 1928.

Czł. czyn. prof. S t a n i s ł a w Ł e m p i c k i przedstawił pracę:

Uwagi o „Trenach" Jana Kochanowskiego (396). W dyskusyi zabierali głos prof. W. Bruchnalski, prof. J. G. Pawlikowski, prof. Wł. Tarnawski, prof. E. Kucharski, prof. J. Janów i re­

ferent. Poczem czł. przybr. prof. H e n r y k G a e r t n e r p rzed­

stawił pracę: Z przeszłości dzisiejszych cech gwarowych, I. For­

my narzędnika 1. mn. z końcówką -ma (397). W dyskusyi za­

bierali głos prof. J. Janów i referent.

Posiedzenie z dnia 3 grudnia 1928. Czł. czyn. prof.

J u l i u s z K l e i n e r przedstawił p racę: Tragizm dwoistego oblicza w „Edypie Królu", w „Klątwie" i w „Kosmersholmie" (398).

W dyskusyi zabierali głos prof. St. Witkowski, prof. Wł. Tar­

nawski, prof. E. Kucharski, prof. Z. Czerny, prof. J. G. Pawli­

kowski, prof. W. Bruchnalski i referent.

Posiedzenie z dnia 10 grudnia 1928. Na wstępie Kierownik W ydziału prof. W i l h e l m B r u c h n a l s k i poświęcił gorące wspomnienie zasługom naukowym i narodowym zmarłego członka czynnego zamiejscowego Towarzystwa, prof. Jana Łosia.

Następnie czł. przybr. prof. Z. Czerny przedstawił pracę dr.

H e n r y k i H a l p e r n ó w n y : Obrazowanie u Baudelaira (399).

W dyskusyi zabierali głos E. Kucharski, prof. J. Kleiner, prof.

W. Bruchnalski i referent. Poczem czł. czyn. prof. W. Bruch­

nalski przedstaw ił pracę p. S t e f a n a K a w y n a : Ironia roman­

tyczna (400). W dyskusyi zabierali głos prof. Wł. Tarnawski, prof. J. G. Pawlikowski, prof. Z. Czerny, prof. J. Kleiner i re­

ferent.

Wydział historyczno-filozoficzny. Posiedzenie z dnia 6 lipca 1928. Czł. przybr. prof. L. Kozłowski przedstawił pracę dr. W i t a S u l i m i r s k i e g o : Bronzy Małopolski środkowej (401).

Poczem czł. przybr. dr. L e o n H a l b a n przedstawił pracę:

C harakterystyka ideałów społecznych Chrześcijaństwa w pierw­

szych wiekach (402). W dyskusyi zabierali głos prof. Wł. Abra­

ham i referent. Poczem na posiedzeniu administracyjnem wy­

brano członkiem przybranym dra K a r o l a M a l e c z y ń s k i e g o , asystenta Archiwum Ziemskiego we Lwowie.

Posiedzenie z dnia 30 października 1928. Czł. czyn. prof.

Fr. Bujak przedstawił pracę p. R o m a n a Z u b y k a : Gospo­

darka finansowa m. Lwowa w latach 1624—1635 (403). W dy­

skusyi zabierali głos prof. Wł. Abraham, prof. dr. Bujak i obecny na posiedzeniu autor. Poczem tenże prof. Fr. Bujak przedstawił pracę p. J a d w i g i T u r s k i e j : Przem ysł solny w województwie ruskiem w XVI w. (1530 — 1580) (404). W dyskusyi zabierali

(4)

głos prof. Wł. Abraham, prof. Fr. Bujak i obecna na posiedzeniu autorka.

Posiedzenie z dnia 13 listopada 1928. Czł. czyn. prof. Wł.

Abraham przedstawił pracę ks. dr. M i c h a ł a W y s z y ń s k i e g o : Stosunek ustawodawstwa państwowego za W ładysław a Łokietka i Kazimierza W. w sprawie dziesięcin do kościelnego ustaw o­

dawstwa powszechnego i partykularnego w Polsce (405). W dy- skusyi zabierali głos prof. St. Głąbiński. dr. L. Halban, prof.

Wł. Abraham i obecny na posiedzeniu autor. Poczem czł. czyn.

prof. P. Dąbkowski przedstawił rzecz dr. K a r o l a K o r a n y i ’e g o : Sprawozdanie z czynności Sekcyi historyczno - praw nej VI Mię­

dzynarodowego Kongresu Historyków w Oslo 1928 r. (406).

W dyskusyi zabierali głos dr. H. Polaczkówna, prof. P. Dąb­

kowski, dr. L. Halban i obecny na posiedzeniu autor.

Posiedzenie z dnia 11 grudnia 1928. Czł. czyn. prof. O.

Balzer przedstawił pracę dr. E w y M a l e c z y ń s k i e j : Książęce lenno mazowieckie 1351 — 1526 (407). W dyskusyi zabierali głos prof. P. Dąbkowski, prof. Wł. Abraham, dr. L. Halban i obecna na posiedzeniu autorka. Poczem czł. przybr. dr. H e ­ l e n a P o l a c z k ó w n a przedstawiła pracę: Roty przywileju Henryka Brodatego dla Trzebnicy z r. 1208 (408). W dyskusyi zabierali głos dr. K. Maleczyński, prof. Wł. Abraham, dr. L.

Halban i referentka.

W ydział m atem atyczno-przyrodniczy. Posiedzenie z dnia 22 października 1928. Czł. czyn. prof. J a n C z e k a n o w s k i przedstawił p racę: Typy antropologiczne a praw a Mendla (409).

W dyskusyi zabierali głos prof. H. Steinhaus, prof. K. Weigel, prof. J. Hirschler i referent. Poczem czł. czyn. prof. H. Stein­

haus przedstawił pracę p. S t a n i s ł a w a M a z u r a : O szeregach warunkowo sumowalnych (410). W dyskusyi zabierali głos prof. St. Banach i referent. Następnie czł. czyn. prof. A. Beck przedstawił pracę dr. A n d r z e j a K l i s i e c k i e g o : Szybkość krążenia w małych tętniących naczyniach krwionośnych (411).

Z kolei tenże przedstawił pracę p. M i e c z y s ł a w a S z a j n y : Wpływ jonów wapnia na ośrodki naczynioruchowe, ham ujące serce i oddechowe (412). Wreszcie tenże przedstaw ił pracę pp.

M i e c z y s ł a w a S z a j n y i W i e s ł a w a H o ł o b u t a : O łącz­

ności między oddychaniem a stopniem ucukrzenia krw i (413).

Zabierali głos prof. J. Parnas i referent.

Posiedzenie z dnia 26 listopada 1928. Czł. czyn. prof.

J u l i a n T o k a r s k i przedstawił pracę: O skale sanidynow ej z Berestowca na W ołyniu (414). W dyskusyi zabierali głos prof. Z. W eyberg i referent. Poczem czł. czyn. prof. B e n e d y k t F u l i ń s k i przedstawił pracę: Rozmieszczenie geograficzne wypławków krynicznych w paśmie czarnohorskiem na obszarze źródlisk P rutu (415). W dyskusyi zabierali głos prof. S. Krze- mieniewski i referent.

(5)

Posiedzenie z dnia 17 grudnia 1928. Czł. czyn. prof. S e ­ w e r y n K r z e m i e n i e w s k i przedstawił pracę: Cordyceps myrmecophila Ces. w Polsce (416). W dyskusyi zabierali głos prof. Hirschler i referent. Poczem czł. czyn. prof. J a k ó b P a r ­ n a s przedstaw ił pracę wykonaną wspólnie z p. J. J a w o r s k ą , W. L e w i ń s k i m i Wł . M o z o ł o w s k i m : O sprzężeniu deza- minacyj beztlenowych z tlenowemi i o przypuszczalnej funkcyi chemicznej zasad am inopurynowych, zawartych w kwasach nukleinowych (417). W dyskusyi zabierali głos prof. J. Suszko i referent. N astępnie czł. czyn. prof. R. Weigl przedstawił pracę p. A n n y H e r z i g ó w n y : O jądrach ubocznych, filamentach hasalnych, krystaloidach i t. p. utworach w protoplazmie ko­

mórek (418). W dyskusyi zabierali głos prof. B. Fuliński, prof.

J. Suszko, prof. J. Hirschler i referent. Z kolei czł. czyn. prof.

J. Hirschler przedstaw ił pracę dr. K a z i m i e r z a S e m b r a t a : Badania nad składnikami plazmatycznymi żeńskich komórek płciowych wypławka Dendrocoelium lacteum Miill (419). W dy­

skusyi zabierali głos prof. B. Fuliński i referent. Wreszcie tenże

C

rzedstawił pracę p. J a d w i g i S a w c z y ń s k i e j : W sprawie udowy aparatu Golgiego (420).

Odczyty, referaty i kom unikaty.

396. Łempicki Stanisław: Uwagi o „Trenach" Jana Ko­

chanowskiego.

O „Trenach" Kochanowskiego napisano już bardzo wiele.

W literaturze krytycznej o tym utworze można wyróżnić nawet kilka faz, z pewnymi dominującymi poglądami. W ostatnich czasach przyniosły znaczną ilość nowych i cennych spostrzeżeń prace prof. Sinki i obszerna rozprawa dra Miecz. Hartleba („N agrobek Urszulki"), której zasadniczą tezę uważa referent za mylną, podkreślając jednak równocześnie wielkie zalety tej książki, jako pracy analitycznej i porównawczej. Zdawałoby się napozór, że większość kwestyj ważnych, związanych z „Tre­

nami", jest już definitywnie załatwiona. Zrobiono tu istotnie dużo; atoli trzy pierwszorzędnej wagi zagadnienia, t. j. 1) kwe- sty a układu „Trenów", 2) kw estya ich powstawania i 3) kwe- stya idei głównej „Trenów", są, wedle zdania referenta, dalej kw estyam i otwartemi. Tym to właśnie trzem zagadnieniom poświęcona je st praca referenta.

1. K w e s t y a u k ł a d u „ T r e n ó w " . Ostateczny układ „Tre­

nów", t. j. taki, w jakim pojawiły się one w druku, i który mamy dzisiaj przed sobą, nasuw ał badaczom dotychczasowym wiele uwag krytycznych. Dopatrywano się w tym układzie

„cudownego nieładu", to znowu nieporządku, wielu niekonse- kwencyi, a naw et wielu wyraźnych i jaskraw ych dysonansów

(6)

psychologicznych i arty sty czn y ch ; starano się „poprawiać"

Kochanowskiego, snując różne koinbinacye na temat, w jakiej kolei m a j ą (?!) poszczególne „Treny" następow ać po sobie.

Ta krytyka dzisiejszego układu „Trenów" doprowadziła też ostatniego ich badacza do snucia sugestywnych hipotez o dwu­

krotnej aż przebudowie utworu przez poetę. Referent przepro­

wadza o b r o n ę psychologicznej i artystycznej racyi ustalonego przez poetę układu „Trenów". Kochanowski tworzył „Treny"

na fundamencie własnych przeżyć, Kochanowski był artystą świadomym, mającym jasne poczucie ładu i harmonii artystycz­

nej, wolno więc spodziewać się, że i w końcowej redakcyi cyklicznego „epicedyum" to poczucie go nie zawiodło.

Jakżeż wyglądają racye obecnego, ustalonego przez poetę, układu „Trenów"?

Tren I je st i n w o k a c y ą , trenem inwokacyjnym. Już tutaj rzucona jest przez poetę zasadnicza kw estya ideowa

„T renów ":

„Niewiem, co lżej, c z y w s m u t k u j a w n i e ż a ł o w a ć , Czyli się z p r z y r o d z e n i e m g w a ł t e m m o e o w a . ć “ ?

Tren II jest właściwym trenem w s t ę p n y m , o charak­

terze d e p r e k a c y j n y m . Poeta tłómaczy się z swego dzieła, podkreśla jego ludzką, a nie literacką genezę, jego narodziny z praw dy głębokiego ludzkiego przeżycia. Podaje racyę bytu utworu. Poza tym charakterem deprekacyjno - eksplikującym, tren II-g i zapowiada zarazem jakby tem at utw oru:

... w co mię nieszczęście moje dziś wprawiło, [I] P łakać nad głuchym grobem mej wdzięcznej dziewczyny, [II] I skarżyć się n a srogość ciężkiej Prozerpiny".

Zapowiada więc, że w „Trenach" będą d w a e l e m e n t y treściow e: żal za Orszulą i skarga na okrucieństwo śmierci.

Z tą podwójną zapowiedzią łączą się najściślej dwa treny następne, t. j. III i IV, otwierające dzieło właściwe. Tren HI („W zgardziłaś mną, dziedziczko moja ucieszona") — jest „pła­

kaniem nad grobem wdzięcznej dziewczyny"; tren IV („Zgwał­

ciłaś, niepobożna śmierci, oczy moje!") — jest „skarżeniem się na srogość ciężkiej Prozerpiny". Te dwa treny są jakby dwiema liniami, rozchodzącemi się z trenu II bardzo symetrycznie i racyonalnie. Treny od I — IV tworzą razem część wstępną, obramowanie wstępne, prowadzące do sedna poematu.

Końcowe słowa IV trenu o boleści Nioby „która patrząc na m artwe ciała swych namilszych dziatek — skam ieniała", — zapowiadają już samo o p o w i a d a n i e , które rozpoczyna się na­

stępnym trenem , V-tym. Związek jest widoczny. Stajemy bowiem nad „martwem ciałem Orszuli", która „upada przed nogami m atki ulubionej". Z dwóch wątków treściowych, zapowiedzianych w trenie II, podejmuje więc poeta najpierw „ w ą t e k O r s z u l i " .

(7)

Tren V, rozpoczynający opowiadanie o Orszuli, czy wylewy liryczne poety, związane z śmiercią Orszuli i pewnymi momen­

tam i tragedyi, ma typową formę i n a u g u r a c y j n ą , wprowa­

dzoną przez obszerne, spokojne porównanie, jak nieraz u Ko­

chanowskiego („Jako oliwka mała pod wysokim sadem i t. d.“).

Dalsze następstwo trenów zupełnie naturalne. Kto przeżył żal z powodu zgonu drogiej osoby, wie doskonale, że idzie on od wrażenia ogólnego, od uświadomienia sobie poprostu samego faktu nagłej śmierci, ku szczegółom. Posuwamy się w na­

szych rozpam iętywa niach i rozpaczach drogą analizy. Ta droga widoczna jest u poety w ostatecznym układzie „Trenów".

Tren V, to w rażenie ogólne, eoup de foudre. Od niego idzie Kochanowski do żalów i przypomnień szczegółowych. A więc:

tren VI jest wylewem żalu n a d s t r a t ą m a ł e j p o e t k i , a za­

razem przypomnieniem o s t a t n i c h j e j (poetyckich) s ł ó w p r z e d ś m i e r c i ą . Tren VII, niezrównana perła w liryce świa­

towej, to doskonale znany, rozdzierający wybuch żalu przy oglądaniu s u k n i z m a r ł e g o , tej jedynej m a t e r y a l n e j p o ­ z o s t a ł o ś c i zmarłej osoby, zachowującej jeszcze woń jej ży­

wego ciała. Istotnie najtrafniejszą formą wyrazu była tu forma i ton lamentacyi ludowej, rytualnego zawodzenia płaczek, po­

w tarzania, uderzania w tak t przeciągłych zawodzeń (płacze tu o j c i e c , a nie matka, jak chce M. Hartleb). Tematem trenu VIII jest obejrzenie się po domu i zauważenie p u s t k i . Ton zawodzenia i w tym trenie jeszcze jest utrzym any. Charakte­

rystyczną cechą wszystkich tych 4 Trenów (V — VIII) jest psychologicznie subtelnie uchwycone łączenie się poety w bólu z żoną, z matką, to jakieś przyrodnicze jednoczenie się rodzi­

ców w żalu nad trum ną dziecka.

Na końcu trenu VIII znajduje się już wzmianka o p o ­ c i e s z e . Nie może dziwić, że po trenach V — VIII., po rozpacz­

liwych wylewach żalu nad zm arłą Orszulą, idzie tren IX, do „mądrości". Je st to artystycznie zapowiedziane, a psycho­

logicznie uzasadnione. W ciężkim bólu żałobnym * pociechy szuka się bardzo szybko. Wiedzie do tego instynkt samoza­

chowawczy. Inna rzecz, że te pociechy zrazu nie pomagają, że następuje nawrót, silniejsza często reakcya żalu i rozpaczy.

R enesansista szuka pierwszej pociechy w m ą d r o ś c i s t o i c ­ kiej (Cicero i Seneka). Mądrość ta jednak wali się, następuje jej kom pletny krach, a ruiny tego gmachu zalewa nowy na­

pływ żalu. Ponieważ tren VIII mówił o pustkach w domu, więc w trenie X wypływa z tej pustki żądza jej zapełnienia, a więc s z u k a n i e O r s z u l i , wołanie jej zjawy do siebie.

Zjawa nie przychodzi. Następuje nowa refleksya i wali się druga zasada życiowa poety. To tren XI. Runęła w iara w sku­

teczność cnoty i pobożności, w Boską sprawiedliwość. Tren XII, to dalszy, naturalny ciąg żałosnych wylewów. Boleściwe roz­

(8)

patrywanie Orszuli, jako i d e a ł u d z i e c k a , niby żałobne wspo­

minki jej cnót, jej zwyczajów. Jakby liryczny skrót jakiegoś panegiryku czy mowy pogrzebowej. Zauważono już, że ostatnie słowa „Kłosie mój jedyny i t. d.“, są pewnego rodzaju mi- stycznem zastępstwem sceny pogrzebu, składania ciała w zie­

mię. Po pogrzebie przychodzi nowy wybuch żalu. W yrazem jego jest tren XIII, z wyrzutami w stronę Orszuli za to opu­

szczenie ojca, zakończony typowo wprowadzonym nagrobkiem :

„Orszula Kochanowska tu leży, kochanie i t. d.“.

Treny XIV i XV są dalszem szukaniem pociechy, już nie w filozofii stoickiej, ani w sprawiedliwości boskiej, ale w po- ezyi. Widoczne tu pewne przesilenie, bo mamy zwrot do życia osobistego, do twórczości własnej. Oba treny skierow ane do l u t n i , jako symbolu poezyi. Poeta - humanista szuka tej pociechy w analogiach z klasycznymi towarzyszam i niedoli.

Stąd tren XIV o Orfeuszu i jego nekyi, zejściu do podziemia, a tren XV o Niobie. Oba przykłady muszą dać jednak rezultat negatyw ny (strata Eurydyki, skamienienie Nioby). Pociecha nie następuje,, co w yraźnie zaznacza tren XVI.

„Nieszczęściu k ’woli a swojej żałości, Która m nie praw ie przejm uje do kości, Lutnią i wdzięczny rym porzucić muszę."

Ten tren XVI ma wyraźny charakter pewnego „przecknie- nia“, obudzenia się z jakiejś gorączkowej maligny, do której podobny jest zawsze okres intensywnej rozpaczy po stracie.

Psychologicznie biorąc, zaznaczył poeta to „przecknienie" do­

skonale:

,,Żyw em ? Czy mię sen obłudny frasuje ? “

Po takiem ocknieniu się z żalu, przychodzi zawsze dziwna jasność umysłu, ostrość widzenia rzeczy, w skutek wyczulenia nerwów. Zarazem jest to już stan pewnego uspokojenia. Stąd to w trenie XVI to ostateczne, ironiczne, zimne prawie, roz­

prawienie się poety z filozofią stoicką i Ciceronem. Zasady tej filozofii upadają w obliczu ogromnej prawdy życia, prawdy bolu ludzkiego. Jedynym lekarzem wydaje się jeszcze czas.

W trenie XVII, który ma formę r e l i g i j n e j l a m e n t a c y i (na­

wet typowy dla starej, średniowiecznej poezyi religijnej: 8-m io zgłoskowiec), poznajemy, że boleść poety trw a dalej, właściwie już nie boleść, tylko bezbrzeżny sm utek, zupełna beznadzieja.

„Bóg sam mocen to hamować", kończy poeta. Jest tu zatem w z m i a n k a o Bogu, ale niema jeszcze zwrotu do Boga, niema wewnętrznej ofiary i pokory. Wzmianka jest raczej tradycyjna, płynąca z nawyku. Ale artystycznie zapowiada ona już tren XVIII, t. j. owo wspaniałe, psalmistyczne „Confiteor" Kocha­

nowskiego, zakończone błaganiem o litość. O trenie XIX wiele mówić nie potrzeba. Uznano już, że jest on nie tylko rozwią­

(9)

zaniem wszystkich problemów i zawikłań psychologicznych

„Trenów", jest nie tylko ujściem dla wszystkich rozwidleń wątkowych, ale zarazem k o n s o l a c y ą , pocieszeniem, a więc niezbędną częścią klasycznego epicedyum.

W świetle kompleksu - tych uwag, z których niektóre pojedynczo były wypowiadanie już dawniej, okazuje się, że układ ostateczny „Trenów" przedstawia całość zwartą, za­

równo psychologicznie jak i artystycznie, że poeta w redakcyę ostateczną tego układu włożył dużo świadomych starań i pracy.

Poem at rozpoczęty inwokacyą i trenem wstępnym, jakby dys­

pozycyjnym, rozwidla się na 2 wątki treściowe (opiewanie Orszuli i jej zgonu, oraz narzekanie na śmierć, na stratę i ból, który wymaga ukojenia i pociechy). Drogowskazem tego roz­

widlenia są treny III i IV. W ciągu dalszym snuje poeta wątek pierwszy (Orszuli) w trenach: V, VI, VII i VIII; od trenu IX oba wątki się przeplatają (tren IX = wątek 2, tren X = w. 1, tren XI = w. 2, treny XII i XIII = w. 1); od trenu XIV snuje się wątek drugi, narzekanie na śmierć i szukanie pociechy (treny XIV — XVIII); w trenie XIX mamy znów oba wątki (ukazuje się znowu Orszula), które tu spływ ają się i wiążą kojąco. N aturalnie w przeprowadzeniu tern można wykryć drobne nierówności, ale zasadniczo rzecz biorąc, ani psycho­

logia, ani ład artystyczny nie został tu naruszony, ani po­

gwałcony.

2. P o w s t a w a n i e „ T r e n ó w " . Co do kolejności powsta­

wania poszczególnych „Trenów", to wygłaszano na ten tem at rozmaite hipotezy, nieraz kunsztowne, lecz nieprawdopodobne.

Referent nie godzi się również na ponętną hipotezę M. Hartleba, że pierwszą fazą było ciągłe epicedyum, które potem, w skutek przybyw ania nowych wątków i nowych trenów, przetworzyło się ostatecznie w „cykl ogólno-ludzki". Referent uważa takie

„przebieranie" w „Trenach" (jak to nieraz bywało) za mało uzasadnione i mało celowe. Ciekawe to jest dla charakterystyki umysłowości badacza, dla jego spostrzegawczości, subtelnej intuicyi czy zmysłu kombinacyjnego, ale w rzeczywistości za­

wodne.

R eferent dochodzi do następujących wyników:

I. Kochanowski nie myślał o żadnym poemacie epicedyal- nym zwartym, ale tworzył treny, zrazu j a k o o d r ę b n e l i r y k i ż a ł o s n e , a potem, w miarę ich narastania, zaczął myśleć o cyklu i pracował nad urządzeniem tego cyklu, nad jego po­

rządkiem, wypełnieniem luk, oprawą, początkiem i zakończe­

niem.

II. Miarą wytyczania kolejności, w jakiej powstawały treny, może być a) charakter ich liryzmu i b) niezależność od kon- cepcyi cyklicznej. Za najdawniejszą grupę uważa referent te treny, które w ykazują pewną niezawisłość od idei cyklu, a za­

(10)

razem pewną bezpośredniość, wybuchowość liryzmu, czysty, niemyślący o sobie, liryzm; będą to tren y : VI (Safona), VII (szatki), VIII (pustki), X (szukanie Orszuli), zapewne i XII (pochwała ideału). Są to treuy z części I-szej, płaczliwej. Mo- żnaby tutaj zaliczyć ew entualnie i treny III i IV (naturalnie przy redagowaniu ostatecznego układu cyklu, mogły one ulec pewnej adaptacyi). Drugą grupę stanowią treny refleksyjne, z okresu szukania pociechy, z części „consolatoria", a więc treny IX, XI, XVI, XVII i XVIII. Pierwsze cztery, to właściwie jeden ciąg tej samej dyskusyi z filozofią stoicką i przeciw sta­

wianie jej praw niewzruszonych natury ludzkiej. Tren XVIII, to pieśń psalmodyczna, która powstać mogła i poza „Trenami".

Trzecia grupa, to utwory, związane z pracą świadomą nad cyklem. Tu należą treny: I, II, XIII ( n a g r o b e k ) , V (inaugu- racya opowiadania), XIV i XV (robótki mitologiczne) i XIX (rozumowane rozwiązanie całości). Szczegółowego następstw a oznaczyć nie można. A i w powyżej oznaczonem niewykluczone są jakieś przesunięcia. Pewnem jest również, że poeta w re- dakcyi końcowej przeprowadzał zmiany w poszczególnych tre ­ nach (zmieniał i dodawał wiersze końcowe, nawiązywał utwory ze sobą i t. d.), aby cały cykl zespolić, zewrzeć, jak się przy­

stosowuje części mozaiki (zob. tren I, XI, może XIII i XVIII).

3. I d e a g e n e r a l n a „ T r e n ó w " . Hartleb ujm uje tę ideę zbyt ogólnikowo: „poemat o zadaniach życia i o śmierci". Naj­

bliższy uchwycenia istoty rzeczy był jednak Nehring; wyraził ją tylko ciężko i niejasno. Zasadniczą ideę „Trenów", którą dzieło to miało wypowiadać, ujął poeta w motto Homerowem, pomiesz- czonem nie bez powodu na czele poem atu: „umysły (uczucia) ludzkie uzależnione są w każdej chwili od losu, jaki Bóg zdarza człowiekowi". Myśl tę chciał poeta zaakcentować jak najsilniej, to też powtarza ją z naciskiem w ielokrotnie: tłómaczy ją do­

słownie w trenie II, umieszcza w trenie XVI, traw estuje w tre ­ nie I, XVII i XIX. Tchnie tą myślą cały cykl żałobny. Człowiek jest celem wszelkich przygód; jaki los nań przypadnie, dobry czy zły, „takich przygód nas nabawi", „taką myśl w nas sp ra­

wuje". Taki jest m u s dla człowieka, takie jest odwieczne prawo, w yrastające z samej jego natury. Jeśli przyjdzie radość, śmiejemy się i cieszymy, bo tak być musi, a jeśli przypadnie cios i smutek, to p ł a c z e m y , bolejemy i skarżym y się, bo to także być m u s i , bo to jest jedynie ludzkie, jedynie zgodne z przyrodą człowieka. Jest czemś szalonem, zadawać gwałt tej ludzkiej n a tu rz e ; tylko w aryat śmieje się w nieszczęściu. Czło­

wiek jest człowiekiem, a nie kamieniem, ani aniołem, m u s i więc stosować się tylko do swojej ludzkiej przyrody. Musi w nieszczęściu wypłakać się, wyrozpaczać, wyżalić. Teza ta, uwydatniona na wielu miejscach, broniona jest najwidoczniej w całej dyskusyi z filozofią stoicką. D yskusya ta jest odrzu­

(11)

ceniem n i e l u d z k i c h remedyów stoickich, a jest na całej linii obroną l u d z k i e g o p r a w a do p ł a c z u w n i e s z c z ę ­ ś c i u . Filozofia stoicka potraktow ana jest jako filozofia n ie ­ l u d z k a , która chce wykorzenić ludzkie żądze i frasunki, czło­

w ieka zmienić w anioła, nie czującego „wszytkich l u d z k i c h rzeczy"; opiera się na błędzie, na szalonych dumach rozumu, a tu trzeba mieć pokorę wobec postulatów i praw żywego życia i niezmiennej natury ludzkiej. Wobec wymowy życia, wobec odwiecznych praw natury ludzkiej, upada tak samo mądrość epikurejska, upada też ciche, egoistyczne zaufanie w swe skromne cnoty i liczenie na wyrozumiałość Boga. Zo­

staje m u s i p r a w o c z y s t e j n a t u r y l u d z k i e j :

„Bo m ając zranioną duszę, R a d i n i e r a d płakać m u s z ę 11

i mam p r a w o p ł a c z u .

Płacz to nie „lekka rzecz". Kochanowski pokazuje w „Tre­

nach", że boleść i cierpienie ludzkie musi przejść wszystkie naturalne, przyrodzone fazy, jak choroba ciała, a więc: pierwsze im pety, nasilenia i opady, aż do zenitu, poczem przychodzi krisis aż do rekonwalescencyi. W „Trenach" wyczuwa się do­

skonale te poszczególne stadya; jak dokładnie czuje się np.

rekonw alescencyę poety w końcowej partyi trenów! A czem leczy się ostatecznie to ludzkie cierpienie? Bunt cierpienia musi się przeistoczyć zwolna w p o k o r ę c i e r p i e n i a (stąd rola religii), a gdy już cierpienie przejdzie wszelkie okresy:

przebolenia, gojenia, bliźnienia, wydelikaconej rekonw alescen­

cyi, to leczy się ono c z a s e m i r o z u m e m . Rozum winien naw et uprzedzić leczenie czasem. Ale ten r o z u m , to nie stoicki rozum, m ędrkujący w c z a s i e c i e r p i e n i a , ale rozum ludzki, naturalny, który p o w y b o l e n i u r a n y d u c h o w e j dochodzi do głosu. Każe on (jak w trenie XIX) rozważyć wszystkie ludzkie okoliczności i względy, wszystkie musy i przyrodzone nieodzowności, wszystkie jeszcze pociechy i dobre nadzieje, i tak prowadzi do ostatecznego opamiętania.

„Tego się synu trzym aj, a l u d z k i e P r z y g o d y — l u d z k i e (po ludzku) znoś11.

— oto wydźwięk końcowy „Trenów", nawiązujący ściśle do motta początkowego.

W takiem ujęciu rzeczy leży najgłębsza istota humanizmu

„Trenów". Kochanowski jest tutaj h u m a n i s t ą w sensie wyż­

szym nad swój wiek, jest hum anistą w nowożytnem tego słowa znaczeniu, urobionem dopiero w wiekach następnych, w zna­

czeniu najistotniejszem, ponadwiekowem. Człowiek musi żyć po ludzku, cierpieć i radować się po ludzku, ulegać m u s o m n atu ry ludzkiej, a kiedy ta natura już pozwoli, szukać pomocy w świetle naturalnego rozumu. Pewnie, że idea ta tkwiła już

(12)

i w starożytności, renesans interpretow ał ją jednak jednostron­

nie, a podkreśliły dopiero czasy nowsze. Humanizm Kocha­

nowskiego przypomina też poniekąd humanizm mickiewiczowski z „D ziadów":

„Kto nie doznał goryczy ni razu, Ten nie dozna słodyczy i w niebie11.

„Bo kto nie był ni razu człowiekiem, Tem u człowiek nic nie pomoże".

Czy takie rozwiązanie problemu przez Kochanowskiego jest jednak zarazem rozwiązaniem chrzęścijańskiem ? Tak się bowiem zwykło dotąd interpretow ać tren XIX. Pew ne analogie humanizmu Kochanowskiego z światopoglądem chrześcijańskim dadzą się w ykazać; chrześcijanizm, ukazując człowiekowi szczęście pozaświatowe, każe mu także niedolę ludzką znosić i cierpieć po ludzku. Analogia ta jednak nie idzie w głąb, a tren XIX jest raczej wyrazem pewnego kompromisu z chrze­

ścijaństwem.

Broniąc swej tezy, bronił poeta zarazem swego utw oru przed zarzutem wspomnianej w trenie II-gim lekkości. Miarą ważkości utworu jest tu, wedle niego, nie rodzaj przedmiotu, dopuszczonego przez reguły poetyki, ale kwestya ustosunko­

wania się twórcy do przedmiotu opiewanego, t. j. prawda i siła uczuciowa przeżycia, z którego utw ór wyrósł. Wolno mu było opiewać tak długo i rzewnie m aleńką Orszulkę, bo w bolu naturalnym , wywołanym przez jej stratę, była prawda nie- mniejsza, niż w czyimś bolu po śmierci Juljusza Cezara. I w tem także (podobnie jak w rozumieniu „humanizmu") sprzeniewierzył się autor „Trenów" renesansowi.

397. G aertner H enryk: Z przeszłości dzisiejszych cech gwarowych: I. Formy narzędnika 1. mn. z końcówką -m a.

Jedną z ciekawszych cech fleksyi niektórych gwar polskich są formy narzędnika 1. mn. z dualną końcówką -m a, w ystę­

pujące we wszystkich typach deklinacyjnych np. panuma, la- łuma, k iw u m a , gąśuma. Przykłady tych form podaje prof.

Nitsch w swych monografiach jako charakterystyczne dla dya- lektu sworzyńskiego w Prusach Zachodnich, dla Prus W schod­

nich oraz dla północnego Śląska p i linję Biedrzychowice - Cze­

chowice-Zielone. Z zasięgu geograficznego form tego typu wyłącza natom iast (w Dialektach języka polskiego, Gr. Ak. Um.) gw arę lasowską, która tych form używa w znaczeniu dualisu.

Poza obszarami, uwzględnionymi przez prof. Nitscha, zna­

lazły-się ślady tych form w Płockiem (gm. Rębów) w zwrocie guuńi zębuma oraz w Tarnobrzeskiem we wsi Pysznica. Zarówno jednak przykłady lasowskie, jak pysznickie podają autorowie monografii z wyjaśnieniem, że form tych używa starsze poko­

lenie tylko w znaczeniu dualnem, natom iast młodzi często wy­

(13)

rażają niemi liczbę mnogą. Zasadniczo więc z dzisiejszego, opisowego punktu widzenia do zasięgu tych form należą oko­

lice Tarnobrzega, ale z tem zastrzeżeniem, że są one tam świeżym neologizmem, zaobserwowanym w momencie powsta­

wania przez M atusiaka i Wierzchowskiego. W związku z tem pozostaje szereg zagadnień, których rozwiązanie jest celem streszczonej rozprawy.

Przedewszystkiem nasuwa się pytanie, czy formy typu latńma w gwarach pruskich i śląskich nie są podobnie jak w Tarnobrzeskiem neologizmami ostatnich czasów przed ba­

daniami prof. Nitscha. Pow tóre: jakie są przyczyny rozpo­

wszechnienia się tych form oraz zmiany ich znaczenia dualnego w pluralne.

Przy rozpatryw aniu pierwszego zagadnienia należy prze- dewszyskiem wykluczyć wpływy postronne. Zjawisko to znamy wprawdzie z języka serbsko - chorwackiego, gdzie forma celow­

n ik a-n arzęd n ik a 1. pod w. zastąpiła te same formy, a nadto miejscownik 1. mnogiej. Form y te istnieją także w języku stczeskim, w gwarach morawsko - śląskich (Gebauer, Bartos) oraz gwarach naddniestrzańskich, nadto w języku Hucułów, Bojków i Łemków dla narzędnika 1. mn. (Janów). Tereny te, odbite od dzisiejszego zasięgu tych form w gwarach polskich, nie mogą jednak wchodzić w rachubę. Z tego zatem wynika, że fakt pojawienia się form narzędnika typu latńma w gwarach polskich ma niewątpliwie źródło w ich samodzielnym rozwoju.

Przyczyn powstania tych form, ewentualnie zaniku ich dualnego znaczenia wyłącznie na m ateryale gwarowym w sposób zupełnie pewny ustalić się nie da. Są to albo izolowane przy­

kłady albo też zwroty, których podstawowe dualne znaczenie można ustalić, a naw et wytłómaczyć. Trudno jednak na pod­

stawie mniej lub więcej prawdopodobnych domysłów, opartych na znaczeniu poszczególnego zwrotu sformułować zasadę ogólną.

Natomiast wyraźnych wskazówek dostarczają przykłady staro­

polskie. Pewien ich zasób cytują już Łoś (Gram. j. poi t. III) i Kalina (Formy gramatyczne), nadto znaczniejszą liczbę tego rodzaju form znalazł autor w Rozmyślaniu Przemyskiem, u Biel­

skiego, Mączyńskiego, Knapskiego i Modlitewniku dla kobiet z 1530 — 40 r. Przykłady te, w ogóle nieliczne, układają się wyraźnie w dwie grupy. Pierwsza obejmuje formy narzędnika 1. mn, z końcówką -oma w połączeniu z liczebnikiem określa­

jącym trzema, czterema i raz tylko siedmioma, a więc n.

u Chwalczewskiego trzema zamkoma. Druga grupa form na -oma zawiera jedyny przykład celownika 1. m n .: „Krystus umy­

wał swem zwolenikom a nogi“ 1 oraz szereg zwrotów zawierają­

cych izolowany narzędnik zęboma np. zgrzytam zęboma u Mą­

czyńskiego.

1 W Rozmyślaniu Przemyskiem.

(14)

Pierwsza grupa przykładów nasuwa wniosek, że końcówka -ma pozostaje w związku z formą liczebnika. Związek ten staje się niewątpliwy, jeśli prześledzimy rozwój form narzędnika obu tych liczebników w języku staropolskim. Pierwszy na miejscu prasł. irami od najdawniejszych czasów ma formę trzem i z wo- kalizacyą e na wzór trze, trzech, trzem lub trzym i na wzór trzy.

W skutek bliskiej styczności w rachowaniu z liczebnikiem dwie­

ma pojawia się nowa postać trzema już w końcu XIV wieku, a zaczyna się częściej, ale jeszcze wyjątkowo, ukazywać w ciągu XVI wieku. Podobnie narzędnik liczebnika cztery w prasł.

c b ty n m i trwa w powszechnem użyciu w rozmaitych odmiankach fonetycznych z dawną końcówką -m i przez cały wiek XVI, a więc schematycznie: c z i/ s z - 1 - y / / e - r z [ / r- (e)-m i. Zgodnie z większą odległością od wzoru: dwiema postać nowa narzęd­

nika z końców ką-m a n. p. schematycznie cz Is z-t-y l/e -rz !jr -{ e )- - ma pojawia się później później, t. j. dopiero od połowy XVI wieku. Otóż formy rzeczownikowe typu zam kom a pojawiają się wyłącznie w połączeniu z nowemi postaciami liczebników : trzema lub czterema, a zatem widocznie pod ich bezpośrednim wpływem: schemat formalny zawierający końcówkę -ma prze­

nosił się w toku wyrażenia progresyw nie na bezpośrednio na­

stępujący narzędnik rzeczownika. Natomiast nigdy formy typu zamkoma nie łączą się z powszechnemi jeszcze w XVI wieku postaciam i: trzemi, cztyrm i.

Przyjmowanie się końcówki dualnej w liczebnikach trzy i cztery oraz w określanych przez nie rzeczownikach powin- noby jednak stwarzać kolizyę między dualną formą zwrotu, a pluralnem jego znaczeniem. Zagadnienie to wiąże się w ogól­

ności z kw estyą zaniku form liczby dualnej i zastępowania ich liczbą mnogą oraz z kw estyą zmiany znaczenia dualnego na pluralne takich archaizmów deklinacyjnych, jak ręce, oczy, uszy. Odkładając szczegółowe rozważenie przyczyn wymienio­

nych zjawisk do osobnej pracy, ogranicza się referent do tych momentów, które są w bezpośrodnim związku z tytułowem zagadnieniem.

Znaczenie dualne form 1. podw. podważała przedewszyst- kiem kolizya formy i treści w zwrotach, w których rzeczownik był określany przez liczebniki złożone, zawierające w członie jednostek liczebnik dwa, a więc 12, 22, 3 2 ,... 102 i t. p. Sy- tuacyę tę najlepiej ilustrują przykłady z liczebnikiem dwanaście występujące w trojakiej konstrukcyi: a) dwanaście chłopa b) dwanaście chłopowie; c) dwanaście chłopów. N ajstarsze przy­

kłady reprezentują podobnie jak w scs. typ a) oparty na kon- gruencyi z liczebnikiem dwa, który w podstawie treści całości liczebnika złożonego wysuwał się jako dwa „leżące® na dzie­

sięciu tego samego gatunku przedmiotach. Oczywiście była tu kolizya między pluralnem pojęciem '1 2 ’, a dualną formą liczeb-

(15)

nika i rzeczownika. Kolizya ta prowadziła z jednej strony do roz­

maitych deformacyi liczebnika dwanaście n. p. dwanaść, -i jak kość, -i, z drugiej zaś strony powodowała pluralne ujmowanie formy dualnej rzeczownika albo zastępowania jej formą plu- ralną. Przebieg ten możnaby zailustrować następującym sche­

matem :

[ujęcie dualne]

I--- 1

!--- 1 I

dwiem a naście chłopoma I_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ I i

[ujęcie pluralne form y dualnej]

!--- >- chłopam i [lu b : w prow adzenie formy pluralnej].

Drugim momentem, który podważał dualne znaczenie form T. podw. było tkwiące w nich pojęcie zbiorowości, zwłaszcza przy parzystości naturalnej lub konwencyonalnej. W znaczeniu form takich jak ręce, oczy, uszy wysuwał się w skutek tego na pierwszy plan moment ich p a r z y s t o ś c i , tkwiący w nich naw et wtedy, kiedy podmiot czy w ogóle wyraz określany był w liczbie mnogiej n. p. klaskają rękoma, ludzie z długiem i rę­

koma i t. p. W ten sposób formy te nabierały znaczenia, które mo­

żnaby nazwać liczbą p a r z y s t o w i e l o k r o t n ą l u b p. m n o g ą . O ile pojęcie parzystości słabło, o tyle formy dualne mogły być pojmowanie w prost jako znaczeniowo pluralne i mogły zanikać na rzecz form 1. mn.

W formach dualnych tkwiła jeszcze druga możliwość: na pierwszy plan wysuwał się moment parzystości, a więc pojęcie czegoś złożonego z dwu jednakich części, ale z punktu widze­

nia funkcyi i celu jednolitego. Wówczas przy podmiocie w 1.

poj. forma dualna przybierała znaczenie singularne, równie jak przez synekdochę przy podmiocie pluralnym. Przebieg ten osta­

tecznie powodował zastąpienie formy 1. podwójnej formą liczby mnogiej. Zespół tych tendencyi rozwojowych można łącznie przedstawić w następującym schemacie:

[ujęcie sum arycznie — m nogie: — form a pluralna]

[ujęcie sum arycznie — m nogie: — form a dualna]

[ujęcie parzysto — (mnogie): — forma dualna]

' --- \ 7> w ręku (swoich)

T rzym a ją \ T rzym a — .---w ręku (swoju) w rękach (swoich}

L ^ w ręku (swoim)

t

w ręce (swojej) [ujęcie (mnogo) — parzyste: — forma dualna]

k

[ujęcie (gatunkowo) — pojedyncze: — form a dualna]

[ujęcie (gatunkowo) — pojedyncze: — forma singularna]

(16)

Trzecim czynnikiem, powodującym użycie form dualnych o znaczeniu pluralnem, było pojawianie się pod wpływem wzoru dwa chłopa zwrotów typu trzy chłopa. Na tem podłożu mogło się odbyć przeniesienie końcówki dualnej do form liczebnika 3, 4 a później następnych, a z form trzem a, czterema do okre ślanych rzeczowników. Bezpośredniego odwzorowania postaci liczebników przez izolowane od nich rzeczowniki przyjąć się nie da, ponieważ w okresie pojawiania się form typu zam kom a postaci trzem a, czterema są bardzo jeszcze rzadkie.

Przypuszczenie to byłoby jednak uzasadnione faktem istnienia form typu zam kom a bez określenia liczebnikowego, a stanowiącego drugą grupę przykładów staropolskich. Przykłady te jednak mają zupełnie inny charakter. Jedyna forma celow­

nika zwolenikoma opiera się na, tkwiącej w świadomości re ­ daktora Rozmyślania Przem., formie dwiemanaście (w ustępie chodzi o dwunastu apostołów), która może przez kopistę lub wydawcę została przeoczona. Forma zęborna w ystępująca w po­

łączeniu z czasownikami trzym ać, klaskać, popaść, skąsać, kła­

pać, zgrzytać (w Rębowie %uuńić) nie oznaczała nigdy 1. po­

dwójnej w sensie d w u zębów (dwoma zębami nikt nie zgrzyta), ale dualis istotny tkw ił tu w pojmowaniu zębów jako dwu rzędów. Z tego względu z zasięgu form dualnych w istotnem zna­

czeniu 1. mnogiej trzeba wyłączyć okolice Płocka i pozostać przy Prusach Wschodnich i Śląsku północnym oraz okolicach T ar­

nobrzega. W pierwszych dwu okręgach mamy prawdopodobnie do czynienia ze zjawiskiem, stanowiącem końcowe stadyum pro­

cesu rozpoczętego w XVI wieku. W skazuje na to fakt geogra­

ficznego rozłożenia przykładów staropolskich. Pochodzą one z tekstów lub od autorów z Mazowsza (Knapski), Łęczyckiego (Cygański), Sieradzkiego (Mączyński, Bielski) oraz z południo­

wej Wielkopolski (Chwalczewski), natom iast brak ich w Mało- polsce z wyjątkiem Oświęcimia (Górnicki). Nadto spotykam y je u Leopolity i Szarzyńskiego, który się wywodził z woj.

Płockiego. Najważniejszą byłaby wskazówka Mazowsza, którą możnaby uważać za dowodową dla archaiczności form typu zamkoma w Prusach W schodnich; nadto przykłady Kaliszanina Chwalczewskiego nasuwają przypuszczenie, że zasiąg staro­

polski obejmował graniczącą z Śląskiem północnym Wielko- polskę południową.

398. Kleiner Juliusz: Tragizm dwoistego oblicza czynu w „Edypie Królu", w „Klątwie" i w „Rosmersholmie".

Zasadniczy rys dramatu nowożytnego, często z dumą pod­

kreślany przez teoretyków, polega na koncepcyi człowieka autonomicznego, na wysnuciu losów bohatera z jego działania własnego i ze starcia z działaniem innych jednostek, na u su ­ nięciu roli przeznaczenia. Otóż tego rodzaju pojmowanie tragedyi

(17)

jest ze stanow iska estetycznego — obniżeniem, ze stanowiska filozoficznego — sfałszowaniem. Los nie je st wynikiem samego skrzyżow ania się działań i planów jednostkow ych; obok tego, co jest zależne od człowieka i od ludzi otaczających, zaznacza się potężnie splot stosunków i warunków, niezależnych od jakiejkolwiek jednostki aktualnej. Ów nacisk stosunków, pojęty jako jedność i podniesiony w sferę metafizyczną, daje ideę przeznaczenia.

Siła jego wtedy przejawia się najjaskrawiej i najboleśniej, gdy skrzyżuje się z wolą jednostki w jej czynie własnym, gdy czyn, dokonany świadomie i celowo, okaże się z winy prze­

znaczenia czemś zupełnie rożnem od zamierzonego i czemś w tej odmienności — straszliwem.

Takie właśnie skrajne objawienie się Mojry Sofokles uczynił ośrodkiem tragedyi. Czyny dzielnego i szlachetnego Edypa, według intencyj jego etycznie wolne od zarzutu, oka­

zują się w pewnym momencie, zbrodniami potwornemi.

I w chwili, gdy jasno staje przed bohaterem straszne drugie oblicze czynu, niema już rady, niema ratunku. Ale wtedy okazuje się jego wielkość: przyjm uje on na siebie pełną od­

powiedzialność i osiąga przez to wyżyny etyki, co stwierdza

„Edyp w Kolonie". Fatum uczyniło go zbrodniarzem, własna postawa duchowa wobec fatum czyni go świętym.

Tragizm dwoistego oblicza czynu, chociaż nie w tak wy­

razistej i pełnej formie, stanowi też podstawę dwu tragedyj nowoczesnych, z których jedna, „Klątwa" Wyspiańskiego, two­

rzona była z myślą o Edypie, druga, „Rosmersholm" Ibsena, niezależna jest zupełnie od wielkiej koncepcyi klasycznej. Czyn, 0 który idzie w tych utworach, był od samego początku winą, ale dopiero w pewnym momencie dochodzi do świadomości istotna jego groza, i wtedy rodzi się tragedya.

Mimo że u W yspiańskiego i u Ibsena mowy niema o Mojrze, czujemy wiew przeznaczenia. To każe poddać rewizyi rolę Mojry w „Edypie". Czy tragizm byłby słabszy, gdyby ojco- bójstwo i związek kazirodczy nie były spowodowane przez f at um? Nie — bo tragizm nie na tern polega, dlaczego Edyp bez winy popełnił zbrodnie, ale że je popełnił i że, uświado­

miwszy to sobie, żyć ma z ową świadomością. Tragizm tkwi w straszliwości tego, co naprawić się nie da, bo jest nieodwo­

łalne, bo jest przeszłością.

Cokolwiek kto sądzi o przeznaczeniu, czy ktoś wyznaje determinizm, czy go odrzuca, jedno stwierdzić należy bez­

względnie : przeszłość jest przeznaczeniem, jest siłą niezmienną 1 nieodwołalną, ciążącą nad człowiekiem. I najbardziej włada tragizm, jeżeli do walki z człowiekiem staje mściwa przeszłość.

Stąd potęga tragedyj, będących epilogami, jak „Edyp król“

i „Antygona", jak „Hamlet", jak „Upiory". Makbet i Wallen-

(18)

stein mają jeszcze los w swych ręku, ale jakże mógłby Hamlet zmienić fakt, że ojca jego zamordował stryj i że m or­

dercę poślubiła matka i że on, syn, żyć musi wśród tej atmo­

sfery zbrodni?

Przeszłość bywa w stopniu najwyższym potęgą niezwy­

ciężoną, Czasem ubezwładniającą, jak w „Upiorach". Ale wtedy jest tylko okropność, niema tragizmu. Tragizm w ystępuje tam, gdzie wobec nieodwołalnej przemocy faktów wolna pozostaje postawa bohatera. Nie uratuje on życia, nie u ratu je szczęścia, ale uratuje swą osobistość. Wzniesie ją na wyżyny wielkości i świętości, jak Edyp Sofoklesa.

399. H alpernów na H en ry k a: Obrazowanie u Baudelaira.

Obrazy Baudelaira rozpatryw ane z punktu widzenia ich walorów konkretnych, odsłaniają subtelną i skomplikowaną wrażliwość poety, rozwiniętą nie tylko w dziedzinie zmysłu n a j­

bardziej intelektualnego, t. j. wzroku, ale też w dziedzinie zmysłów związanych przedewszystkiem z uczuciowością, t. j.

słuchu, dotyku, węchu, wrażeń ustrojowych. Pomiędzy tym i poszczególnymi obszarami zmysłowymi istnieje ścisła łączność, która z jednej strony jest wynikiem synestezyi, z drugiej, ko­

jarzenia na mocy współczesnego doznawania wrażeń, lub ich następstwa w czasie. Częstsze jeszcze są assocyacye wyobrażeń, dotyczących tego samego zmysłu, oparte na podobieństwie zewnętrznem albo uczuciowem, które odzwierciedlają zarówno każdorazowe nastaw ienie psychiczne poety, jak i pewne stałe rysy jego wyobraźni, jak skłonność do antropomorfizmu, od­

najdywania w zjawiskach m ateryalnych własnych stanów duszy i t. d. Wspólną u Baudelaira cechą obrazów każdego obszaru zmysłowego jest dążność do syntetycznego ujmowania w raże­

nia jakie rzeczywistość na nim wywiera, oraz spirytualizacya elementów konkretnych, które bądź to dzięki swej intenzyw- ności w strząsają całą istotą poety i budzą w nim uczucie nie­

skończoności, bądź też przez swój charakter nieokreślony, nie­

jako zdemateryalizowany, rozwierają nieskończoność przed jego wyobraźnią.

Rola, jaką w rażenia zmysłowe odgryw ają w życiu we- wnętrznem poety, wynika w znacznej mierze ze ścisłego związku, jaki istnieje pomiędzy jego wrażliwością a jego u c z u c i o w o ­ ś c i ą . Związek ten zaznacza się w zabarwieniu emocyonalnem obrazów, które Baudelaire podkreśla często silniej, niż ich zawąrtość zmysłową, w skojarzeniach, wypływających z po­

dobieństwa affektywnego obrazów, w końcu w analogii para- lelistycznej, dzięki której pojmujemy zjawiska psychiczne na wzór zjawisk fizycznych, a z której Baudelaire korzysta bardzo często, by uzmysłowić swe stany duchowe. Dzięki tem u związ­

kowi analiza obrazów pozwala nam poznać intenzywność życia

(19)

uczuciowego u naszego poety, intenzywność, której nie zdołała osłabić świadoma kontrola logiki i analiza rozumowa, oraz zainteresowanie, z jakiem śledził każde drgnienie swej duszy.

Trzeci czynnik psychiczny, który w ystępuje w obrazach Baudelaira, to m y ś l świadoma i logiczna. Odkrywanie stosunków abstrakcyjnych pomiędzy faktami świata zewnętrznego podsuwa poecie oparte na tych stosunkach skojarzenia obrazów; w dzie­

dzinie uczuciowości stwierdza związki przyczynowe, które Bau- delaire wyraża w symbolach oryginalnych i pełnych siły ; bardzo częste też są obrazy, w których krystalizują się ode­

rw ane koncepcye myślowe, łącząc się z elementami konkret­

nymi w sposób mniej lub więcej ścisły, począwszy od porów­

nania, a przechodzący poprzez identyfikacyę i fuzyę aż do symbolizacyi.

Jeśli jednak u Baudelaira myśl pobudza bardzo żywo wyobraźnię i często kieruje jej działalnością, nie współpracuje ona przy samem powstawaniu obrazów. Obraz jest u Baude­

laira zawsze środkiem ekspresyi bezpośrednim, wytworzonym spontanicznie bez pomocy refleksyi, choć musi przejść następnie przez kontrolę logiki. Zachowuje swą pierwotną wartość zmy­

słową, wzmocnioną często napięciem uczuciowem; odpowiada przytem ściśle treści, którą wyraża, pokrywa się z nią w zu­

pełności.

Poza tym sensem jawnym i oczywistym, obrazowanie Bau­

delaira odsłania też często podświadome życie duszy, dostarcza obfitego m ateryału badaniom psycho-analitycznym, w ten sposób pozwala stwierdzić u Baudelaira typowe przykłady „kompleksu Edypa".

400. Kawyn Stefan: Ironia romantyczna.

Ironia jest jedną z najistotniejszych cech epoki roman­

tycznej. Nigdy bowiem tak głęboko nie sięgnęła w życie i w sferę sztuki, jak właśnie w okresie rom antyzm u; co więcej nadała życiu rom antycznem u pewien styl a dla sztuki stała się pod­

staw ą i treścią. Albowiem w samej epoce romantycznej tkwiły już pewne d y s p o z y c y e i r o n i s t y c z n e ; ułatwiał przyjęcie się ironii szereg czynników, z których jeden, najważniejszy określić można jako f i l o z o f i ę r o m a n t y c z n e j j a ź ń i. Przed­

stawicielem jej przedewszystkiem Fichte.

Filozofia jego przyniosła wyzwolenie jednostkowego „ja“

z więzów krępującego je istnienia przedmiotowego, które w prze­

ciwieństwie do istnienia podmiotowego, „ja“ („Ich") Fichte nazw ał „nie — ja", („nicht — Ich"). Jedno bez drugiego istnieć nie może, gdyż „ja" objawia się przez „nie — ja". Duch twórczy, który na wszystkiem znamię swego prawa wyciska i który świat przedmiotowy z siebie wydobywa a wydobyty przed sobą ogląda, wytwarza zeń naturalny zmysłowy mate-

(20)

ry ał dla swego działania. W twórczości swej będąc samowład­

nym, jest alfą i omegą wszechbytu.

Jeśli tedy duch twórczy stanowi przez swą nieograniczoną władzę ośrodek wszechświata, to tem bardziej ośrodkiem i normą jest w sferze sztuki. A rtysta nie krępuje się żadną rzeczywi­

stością, a tem bardziej jej nie naśladuje. W artością dla niego najwyższą jest jego jaźń twórcza.

Fantazya w procesie tworzenia ma tedy przywileje naj­

większe. Fakt ten pociąga za sobą pewne następstwa. Twory sztuki będzie znamionowało lekceważenie i igranie z wszelkimi przepisami.

W system ie Fichtego ogniskują się pragnienia i dążenia człowieka ku rozwiązaniu problem atu jednostki i jej siły twór­

czej, przechodzącej niemal w boskość. Ale owo nagłe przeciw­

stawienie jednostki, kultywującej swoje „ja", pełnej rzeczy­

wistości musiało wnieść pewien ferment w pojęcia dotychcza­

sowe. Odczucie wielkiej wartości indywidualnej rodzi potrzebę natychm iastowego wyzwolenia. Znikają wszelkie granice nie­

możliwości; jednostka wszystko może: w piersiach swych nosi mały świat, który jest odbiciem wszechświata. Myśl zatem ludzka nie ogarnia, jak w epoce racyonalistycznej, cząstek, ale obejmuje wszelką c a ł o ś ć . W stosunku jednakże do uświa­

domionej potęgi człowieka istnieje dziwnie nieproporcyonalny brak sił do spełnienia zamierzonych czynów przy równoczes­

nym braku sił do panowania nad sobą. Między świadomością potęgi a wolą odkryła się wielka przepaść, której żaden system filozoficzny nie mógł wypełnić. Miejsce rozumu zajęła i n t u - i c y a, która pozwala człowiekowi odgadywać jakieś życie nowe, piękne w swej nieskończoności.

Dezoryentacya, poczucie braku prowadzi do ogólnego za­

smucenia się w Europie. Tendencya do zasklepienia się w mro­

kach pesymizmu, rozczarowanie, nie bez pewnego w wdzięku, estetyczna melancholia, oto znamiona choroby psychicznej u progu XIX wieku.

Szczególnie w ydatnie objawiła się ona w literaturze.

Szekspirowski „smutek hum orystyczny" i molierowska mizan­

tropia od dawna tworzyły odrębny styl literacki. Obecnie:

W erther, Rene, Obermann, Adolf, to galerya typów, cier­

piących w skutek konfliktu między jednostką i jej postulatami a wszelkimi w arunkam i zewnętrznymi.

Są to ludzie nowi i kontynent europejski jest dla nich za ciasny. Potrzeba rozszerzenia horyzontów świadczy wymownie o ich zacieśnieniu się pod każdym względem w Europie. Du­

sząca zresztą atmosfera, obracanie się w kole zagadnień nie­

rozstrzygniętych, w literaturze posługiwanie się zmartwiałą form ą dla w yrażenia powtarzającej się treści, stylizowanej na wzorach świata klasycznego, wszystko to złożyło się na ów

(21)

stan nieznośny. Jeżeli się jeszcze doda stan polityczny i spo­

łeczny, jeżeli się zważy, że jest to epoka wojen napoleońskich, epoka, w której kult „małego kaprala", jako jednostki genialnej, rozpowszechnia się coraz bardziej w Europie, jeżeli wkońcu weźmie się pod uwagę fakt, że Napoleon wyprawami swemi do Egiptu zaznajomił Europejczyka ze światem egzotycznym, wtedy dopiero zrozumie się przyczyny u c i e c z k i człowieka ze starego kontynentu Europy.

Trojakie są formy ucieczki:

1. Ucieczka do krain, niezaludnionych jeszcze, nietkniętych dotąd stopą cywilizacyi: na wyspy, odległe stepy, pustynie;

tam bowiem tylko człowiek może swobodnie obcować z przyrodą.

2. Drugą formą ucieczki, to samobójstwo, sposób wy­

rw ania się ze środowiska społecznego. Jest to paradoksalna forma zamanifestowania wyższości nad otoczeniem.

3. Trzecią formą wyrażenia swej wyższości nad społeczeń­

stwem jest i r o n i a .

Przedstawicielem pierwszej formy w literaturze jest „Atala"

i „Rene" Chateaubriand’a ; drugiej: „W erther" Goethego i trze­

ciej, chronologicznie najwcześniejszy (1819) „Don Juan" By­

rona. Teoretykam i ironii rom antycznej s ą : Fr. Schlegel, Tieck, F. Solger, Novalis.

Jeszcze Schiller, opierając się na nauce K anta o subjek- tywizmie, wypowiedział zasadę, która dla zagadnienia ironii romantycznej ma znaczenie podstawowe; wrodzony zmysł estetyczny nie jest niczem innem, jak wrodzonym popędem do igrania. A rtysta, posiadając treść duchową i materyę, w którą usiłuje ową treść duchową przyoblec, igra zarówno z treścią jak z m ateryą; gdy zaś igranie to doprowadzi do pojednania ducha z m ateryą, powstaje tedy piękno. A rtysta posiada zdol­

ność świadomego ogarniania dwu tak sprzecznych pojęć, jak duch i m aterya, i w ten sposób stawia go ponad człowieka przeciętnego, który ze znaczenia obu równocześnie pojęć nie zdaje sobie sprawy.

W myśl zasady Fichtego, że jaźń jest jedynem twórczem źródłem wszechrzeczy, Fr. Schlegel wyprowadza pojęcie ironii romantycznej, którą określa jako postawę artysty lub krytyka artystycznego, przeświadczonego o wyższym typie swej jaźni.

To w łaśnie poczucie wyższości upoważnia go do nieuznawania w świecie żadnych praw, norm etycznych i t. p.

Taki jest stosunek jaźni do rzeczywistości p o z a j a ź n i ą . Ale jaźń artysty może się wznieść również ponad własny świat duchow y; w ironiście romantycznym następuje r o z s z c z e p i e n i e p s y c h i c z n e . Powstaje wówczas „ironia wobec samego siebie"

(„Selbstironie"). Sztuka, wedle Scblegla, nie jest niczem innem.

jak tylko ustawicznem wznoszeniem się artysty ponad swe

(22)

dzieło, które stworzył, ale które w każdej chwili mocą swej genialnej jaźni może zniszczyć, jako twór niedoskonały.

T i e c k natom iast określa ironię jako s i ł ę , która dozwala poecie opanować m ateryę, kształtowaniu podległą. W sferze życia pozapsychicznego ironia służy do wypowiedzenia spostrze­

żeń o życiu. Ironista wznosi się ponad to życie, bo mu nie odpowiada, bo nie harmonizuje z jego postulatam i.

Inny znowu typ teoretyka ironii reprezentuje Novalis.

Wychodzi on z założenia, że prawdziwą treścią sztuki są nie tylko stany duszy świadome, lecz także cały jej świat tajemnic, półmroków, snu. Wydobywanie stanów podświadomych i n a ­ dawanie im kształtu, oto zadanie artysty. W yobraźnia rozma­

rzona i sen twórczej fantazyi stworzyły świat i wycisnęły na nim swe piętno; rzeczywistość jest snem, a sen rzeczywistością.

Ironia więc dla Novalisa, to r ó w n i e ż j a k a ś s i ł a , „ma­

giczny idealizm", który posiada władzę urzeczywistniania na­

szych snów i marzeń.

W sferze sztuki Solger uważa ironię jako przeciwieństwo zapału, swobodne unoszenie się wyobraźni ponad przedmiotem.

Za Fichtem idąc, uznaje byt nieskończony i skończony, jego rozwój i zdolność przechodzenia z jednego stanu w końcowy stan drugi; świadome „ja“ zniża się niekiedy do „nie — ja®

bytu skończonego po to, aby z większem pojęciem swej w ar­

tości wrócić w swój stan poprzedni. Ironia zaś, według Solgera, to w z r o k d u c h a , który się unosi nad przechodzeniem z jednego stanu w drugi: jest ona usposobieniem umysłu, które dozwala we wszystkich rzeczach wudzieć objawienie ducha, świadomego swej wartości najwyższej, ale które spostrzega też m arnienie wielkiej idei w zmysłowej powłoce i opłakuje jej nędzę.

Ze wszystkich przytoczonych enuncyacyi różnych teore­

tyków ironii romantycznej wypływa jedna wspólna cecha główna ironii rom antycznej; cechą tą jest w y ż s z o ś ć jednostki ironi­

zującej nad przedmiotem ironii, którym może być cały kom­

pleks zjawisk życia psychicznego i pozapsychicznego.

Z poczuciem wyższości łączy się u ironisty romantycznego i d e a . Celem bowiem ironisty - rom antyka jest doskonalenie świata zewnętrznego na miarę swej własnej doskonałości we­

wnętrznej.

Dalszą cechą ironii romantycznej i ironisty jest p r z e ­ c i w i e ń s t w o , lubowanie się w s p r z e c z n o ś c i a c h . P rzy j­

mując jako podstawę ironii romantycznej system Fichtego, należy tern samem stwierdzić istnienie przeciwieństwa w ironii romantycznej. Albowiem zarówno Fichte, operując w systemie swym pojęciami takiemi, jak „ja“ i „nie - ja®, byt podmiotowy i przedmiotowy, a także Schelling, który wprowadza dwa prze­

ciwne elementy, składające się na absolut: duch i przyroda, nie tylko obracali się w sferze przeciwieństw, ale przeciwień­

(23)

stw a te stanowiły p o d s t a w ę ich systemu. Nie występują one jednak dualistycznie obok siebie, ale dziwnie z sobą się wiążą.

Duch w pojęciu Schellinga jest równocześnie wytwórcą i wy­

tworem przyrody, podobnie jak „nie —j aźń“ jest wytworem jaźni u Fichtego, podobnie wreszcie jak świat jest tworem wy­

obraźni sennej u Novalisa.

Ironia rom antyczna zawiera zatem w swem pojęciu prze­

ciwieństwo; stara się sprzeczności pogodzić, powiązać, w y s z u ­ k a ć p o d ł o ż e w s p ó l n e . Jeżeli tedy wyższość iron isty -ro ­ m antyka opiera się na kulcie jaźni, a idea na chęci podnoszenia wszystkiego, co przyziemne do wysokości owej jaźni, to p r z e ­ c i w i e ń s t w o m a p o d s t a w ę w o w e j c h a r a k t e r y s t y c z ­ n e j w r o m a n t y z m i e t e n d e n c y i p r z e c i w s t a w i a n i a ż y w i o ł ó w b i e g u n o w o s p r z e c z n y c h i u s i ł o w a n i a , z m i e r z a j ą c e g o d o p o g o d z e n i a t y c h s p r z e c z n o ś c i .

W przeciwieństwie do jednolitości epoki oświeconej ro­

mantyzm był epoką, w której cały wysiłek ducha zużywał się na w ykrywanie dyam etralnych sprzeczności w życiu i szukaniu dróg, wiodących do zharmonizowania różnic stwierdzonych.

Nie dziw tedy, że ironia w pochodzie dziejowym znalazła w tej specyalnie epoce grunt tak podatny, że tworzyła rodzaj od­

ręb n y : i r o n i ę r o m a n t y c z n ą .

Ironia rom antyczna jest więc pojęciem, oznaczającem pe­

wien e t a p h i s t o r y c z n y w rozwoju ironii. Próba konstrukcyi tego pojęcia obraca się w obrębie dwu zagadnień; ironii jako elem entu psychologicznego, tudzież jako elem entu literackiego.

Ironia jest elementem psychologicznym w rozważaniu zagadnienia żywiołu osobistego artysty, jego dyspozycyi psy­

chicznych, z których poczucie w y ż s z o ś c i ponad zjawiskami i poczucie jasno okreśtonego c e l u ma nad innerni dyspozy- i-yami stanowisko górujące. Można więc powiedzieć, że ironia rom antyczna, jako elem ent psychologiczny, jest to dyspozycya psychiczna do ujmowania zjawisk ze stanowiska górującego w pewnym ściśle określonym celu.

Gdy cechy iro n ii: wyższość i celowość wchodziły w zakres pojęcia ironii romantycznej jako elementu psychologicznego, s p r z e c z n o ś ć je st cechą główną e l e m e n t u w y r a z o w e g o ironii. Przedstaw ienie ironiczne spełnia tutaj rolę z a s t ę p s t w a l i t e r a c k i e g o . Jako element literacki, ironia jest to przed­

stawienie przeciwne, występujące w roli zastępczej, celem sil­

niejszego przez kontrast uwydatnienia istotnej prawdy realnej, zaw artej w treści przedstawienia naczelnego. •

Trzecią odnogą zagadnienia ironii romantycznej jest obok problem atu ironisty, dzieła ironicznego, doniosły problem at re - c e p c y i d z i e ł a i receptora. Nie paradoksem wymyślnym jest powiedzenie, że, aby być ironistą, ażeby odczuć w sobie wyższą

Cytaty

Powiązane dokumenty

stwa, koncentrujące działalność naukową.. Dziewulski walczył o Jego właściwą rangą Jako towarzystwa naukowego, o rozwój akcji wydawniczej, w której był bezpośrednio

wego, s.. Po zakońozeniu wojny pozostawał w wojsku jako dyrektor Archiwum Wojskowego aż do r. P rofesor Pawłowski był najw ybitniejszym żyjącym historykiem

nia naukowe oraz opiniowaniem umów-zleceń na wykonanie prac naukowych. Skład Komisji był następujący: przewodniczący — Sekretarz Generalny, Antoni Swinarski,

liwe było tylko dziąki pomocy PWN, które zobowiązało sią do zakupu pewnych ilości naszych wydawnictw i z tego tytułu wpła­.. ciło Towarzystwu 65

Dokończenie tych monumentalnych prac nie stało się udziałem Zmarłego: za Jego życia prasę drukarską opuściła tylko część wstępna oraz cz.. Doceniał też

Rekonstrukcja zaginionego pomnika bisk.Piotra Wolskiego w katedrze płockiej (zdejm.. ter stylowy zabytku oraz dwa sepulkralne napisy,odnoszące się do osoby Buczackiego, które

Całość układu rozplanowuje książki, zdaje się, dość przejrzyście i jednocześnie skupia wokoło nie tylko każdej dyscypliny czy dziedziny życia, ale też

(Wyznaczenie toru podwójnej gwiazdy spektroskopowej z dwu pozycji), s. DZIEWULSKI WŁ.: Visual observations of the variable star SZ