• Nie Znaleziono Wyników

Istota rozwoju dziejowego ludzkości

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Istota rozwoju dziejowego ludzkości"

Copied!
13
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

Istota rozwoju dziejowego ludzkości.

Każdy w ypadek życiowy, każde zjawisko dziejowe ma swoją stronę indyw idualną i lokalną a zarazem swoje znaczenie zasadni­ cze,—że tak powiem: szatę zew nętrzną, obojętną i ■— treść ideową. Tlum gapi się na szatę: nauka pyta o treść. G azety opisują ob­ szernie tysiące szczegółów, zdarzeń i wypadków': do panteonu na­ uki dostaje się tylko ich treść ideowa, ich znaczenie zasadnicze. Tem się tłumaczy, że myśliciele oddaw na ju ż wobec niezliczonego m nóstw a w ypadków i zdarzeń dziejowych staw iają sobie pytanie: jak a ich treść ideowa, ja k a myśl tkwi w chaosie dziejów? W isto­

cie bowiem—bez myśli—dzieje są chaosem: dopiero myśl w chaos ten w prow adza ład, z chaosu tw orzy jakiś kosmos. D otąd jednak usiłowania myślicieli a specyalnie filozofów historyi—w now sz3^ch zaś czasach socyologów, dążących do w ykazania takiej treści dzie­ jów , takiej tkwiącej w nich myśli, były dbsyć bezowocne: ani po­ wszechnego nie m ogły uzyskać uznania, ani też, zyskaw szy chwi­ lowo uznanie, nie mogły się długo utrzymać. Poznaliśm y nieda­ wno na tem miejscu kilka takich koncepcyj, x) z których żadna nie zdołała zjednać sobie trw ałego ani pow szechnego uznania. Nie dziw więc, że problem at liistoryozoficzny nadal zajmuje uw agę my­ ślicieli, a w ostatnim czasie -— głównie socyologów. T o też jeden z najznakomitszych pomiędzy nimi, G ustaw Ratzenhofer, pośw ię­ ciwszy cały szereg dzieł kw estyom socyologicznym i filozoficznym, jako to: polityce, etyce, monizmowi, krytyce rozum u itp., w t osta­

tnim swoim dziele o „Socyologii“, którego śmierć przedw czesna (1901) wydać mu samemu już nie pozwoliła i które obecnie z teki pozgonnej w ydał syn jeg o ,—podjął na nowo starą kwestyę: co w ła­ ściwie stanowi istotną treść dziejów? Pod jaki w spólny mianownik

') P or. „ P rzeg lą d H isto r y c z n y “ T. I str. 1. „ H isto ry a a S o c y o lo g ia .“

(3)

2 ISTOTA ROZWOJU DZIEJOWEGO LUDZKOŚCI.

sprowadzić można te niezliczone wjrpadki i zdarzenia, których ogół nazywam y dziejami ludzkimi?

I przyznać trzeba, że sposób, w jaki R atzenhofer tę starą kw estyę rozwiązuje je s t—przynajmniej pod względem formalnym— wielce zadawalniający, P ow iadam —pod względem formalnym, bo, jak to zaraz zobaczymy, R atzenhofer trafnie zauważył i w odpo­ wiednią form ułkę ujął kontury zew nętrzne, w jakich nam się przed­ staw iają dzieje ludzkie. Form ułka ta brzmi: «Dziej,e ludzkości są wieczną w alką między indyw idualistyczną dążnością jednostek, to jest „indywidualizacyą“, a uspołeczniającym n aciskiem otoczenia, czyli „socyalizacyą.»

W istocie, jeżeli się zastanowim y głębiej nad tą formułką, przyznać musimy, że da się ona zastosow ać do w szystkich obja­ w ów dziejowych, do wszelkich zjawisk i w ydarzeń historycznych. Niech to objaśni przykład: A bsolutny m onarcha chce ludowi na­ rzucić wolę swoją; lud pow staje, robi rewTolucyę, żądając ograni­ czenia w ładzy monarszej. T reścią ideow ą tego zdarzenia je st walka między ind3'widualistyczńą dążnością jednostki („indyw idualizacyą“) a uspołeczniającym naciskiem otaczającego ją ludu („soc3^alizacyą“). Form ułka R atzenhofera znajduje tutaj zupełne zastosow anie. Albo, dajmy na to, w ybucha strejk, robotnicy staw iają różne żądania: wyższej płacy, łagodniejszego traktow ania itp. Jakaż je st treść ideow a tej walki? Nie inna jak tylko ścieranie się indyw iduali­ styczne jednostki, w danym w ypadku—pracodaw cy, z uspołecznia- jącem dążeniem robotników, a w ięc—„indiwidualizacyi" z „socya-

lizacyą.“

Przypatrzm y się po kolei wszelkim typow ym epizodom ro z­ w oju społecznego i politycznego, a przekonam y się, że formułka R atzenhofera polega na trafnem spostrzeżeniu. W ięc zacznijmy od walki absolutyzmu z feudalizmem, toczącej się w parlam entach średniowiecznych i aż do czasów now ożytnych. A bsolutyzm d ą ż y do uniezależnienia się od parlam entów i sejmów: szlachta dąży do uspołecznienia rządu, to je st do narzucenia rządow i swojej woli społecznej. Szlachta żąda, aby król stosow ał się do woli sejmu, czy parlam entu, reprezentującego wolę jej społeczności. Mamy więc przed sobą w alkę dwóch zasad: indywidualizacyi z socyaji- zacyą. Chłopi dążą do uwłaszczenia i do w yzw olenia się z pod

M „D ie G esch ich te der M en sch h eit ist ein e w ig e r K am pf zw isch en dem in d ivid u alisiren d en S tr e b e n der e in z e ln e n und dem so zia lisiren d en Z w an g der U m g e b u n g “. R atzenhofer, S o z io lo g ie . 1У07, str. 224.

(4)

ISTO TA ROZWOJU DZIEJOWEGO LUDZKOŚCI. 3

wlaclzy właściciela ziemskiego i ,to znowu w alka tychże samych dwóch zasad.

Papież w yklina m odernistów , którzy żądają WOlności myśli, badań, sujnienia, w olnego w ypowiadania przekonań i uznać nie chcą nieomylności G łow y Kościoła: Czyż to nie te znow u dwie zasady ze sobą wTalczą — społeczność hierarchiczna z indyw idua­ lizmem papieskiem, i socyalizacya kleru z indyw idualizacyą pa­ pieża?

W idzimy tedy, że form ułka Ratzenhofera je st trafna; ale za­ chodzi pytanie, czy jest oná naukowę* wydajną, t. j., czy może nam posłużyć do poznania nietylko f o r m zew nętrznych, w jakich od­ gryw ają się Wypadki dziejowe, ale także—najtajniejszych sprężyn czynów ludzkich, składających się na te w ypadki i na zdarzenia dziejowe? Nie waham się na to pytanie odpowiedzieć twierdząco. Bo formułka R atzenhofera odsłanią nam najgłębszy m otyw wszel­ kich działań ludzkich, jakim jest: interes wrłasny. Z tego źródła w ypływ ają zarów no indywidualistyczne dążenia jednostki jak i so- cyalizacyjne dążenia grup, klas, czy stronnictw .

Znając zaś owo źródło działań ludzkich, możemy w każdym w ypadku, czy zdarzeniu, ja k po nitce do kłębka, dojść do wyja­ śnienia jego genezy, rozwoju i tendencyi; co więcej, możemy z wielkiem praw dopodobieństw em w ysnuć wnioski co do przy­ szłego rozwroju każdej akcyi dziejowej, albo ustroju społecznego.

I w istocie, Ratzenhofer, wychodząc z tego założenia, że każda istota żyjąca działa i postępuje zawsze w kierunku swego w rodzo­ nego interesu i, póki je st normalną, nigdy inaczej ani działać ani postępow ać nie może, skreślił nam obraz rozw oju społecznego, który nie ma w sobie nic sztucznego, a którego jasność i prostota dziwną mają moc przekonywującą.

Dzieli on cały rozwój społeczny od praw ieków do dzisiejszej doby na sześć okresów , do których dodaje dw a okresy przyszło­ ściowe, w yw nioskow ane z danych przesłanek. O to szereg tych okresów:

1) P i e r w o t n y s t a n s p o ł e c z n y . O dżyw ianie i rozm na­ żanie się ludzi odbyw a się bez znaczniejszych walk. Albowiem w alkę o b jrt prow adzą w7tedy ludzie tylko z natu rą i ze zwierzę­ tami; hordy ludzkie zaś, unikając walk ze sobą, w ędrują i rozcho­ dzą się po całej kuli ziemskiej, uciekając jedne przed drugimi. W tym okresie pow stały w różnych dalekich od siebie środow i­ skach geograficznych głów ne rasy ludzkie.

2) O k r e s p o c z ą t k ó w k u l t u r y p i e r w o t n e j . Szczepy, które w śród korzystnych w arunków stałe obrały sobie siedziby

(5)

zaczęły z sąsiednimi szczepami wchodzić w stosunki gospodarczo- handlowe, co dało początek pierw szym ustrojom społecznym, (szcze­ pom). W tym okresie w ytw orzyły się też obok szczepów osiadłych, rolniczych, szczepy koczujące, żyjące z chowu bydła; słow em — obok rolników pow stały szczepy łowieckie i koczownicze—pomię­ dzy nimi zaś zjawiły się pośredniczące szczepy handlujące.

3) O k r e s b a r b a r z y ń s k i . W zrastająca liczba szczepów koczowniczych stała się pow odem coraz to częstszych zatargów ze szczepami osiadłymi i rolniczymi. T ak nastały czasy barba­ rzyńskie.

4) O k r e s w o j o w n i c z y . Z czasem rabunki i pustosze­ nia ustąpiły miejsca wojnom regularnym , które, kończąc się p od­ bojem i ujarzm ieniem szczepów rolniczych przez szczepy koczują­ ce, dały początek p a ń s t w o m .

3) O k r e s w s z e c h s t r o n n e g o w y n a j d y w a n i a n o ­ w y c h w a r u n k ó w ż y c i a . W now o pow stałych ustrojach pań­ stw owych klasy panujące pragną coraz to now ych uciech, zabaw i rozkoszy; przyw ykają do coraz to w ykw intniejszych potrzeb, któ­ rych zaspokojenie stanow i zaw ód i pow ołanie—klas średnich, kup­ ców i handlarzy. Tym sposobem zasoby klas panujących spływ ają pow oli do klas średnich, gdzie dają początek—kapitalizmowi, któ­ rego rozwój stanow i głów ną cechę następującego okresu; je st to dzisiejszy.

6) O k r e s k a p i t a l i z m u i h a n d l u ś w i a t o w e g o . Chci­ wość bogactw i coraz większych zdobyczy staje się w tym okre­ sie pow odem krw aw ych w ojen pomiędzy państw am i kulturalnym i; pieniądz zaś jedynie daje potęgę i w pływy. Kapitalizm stał się najpotężniejsz\rm czynnikiem rozwoju. W yrosła na gruncie kapi­ talizmu plutokracya, w( sojuszu z resztkam i daw nej arysto k racji, dzierży panow anie nad masami ludu.

A le Ratzenhofer nie wierzy, aby okres ten był d ługotrw ały— w ierzy on natomiast, że przyjść musi

7) O k r e s s t a ł y c h s i e d z i b i h a r m o n i j n e j p r o d u k - cyi . W tym przyszłym okresie rasy cywilizowane w ytępią tubyl­ czą ludność w koloniach, a każdy kraj zamknie granice swoje przed imigracyą obcych. H andel m iędzynarodow y ograniczony będzie do najpotrzebniejszych produktów z zagranicy — a kapitał straci daw ną moc i potęgę.

Ale i ten przyszły okres harmonii i pokoju nie p o trw a wie­ cznie, bo ta k samo, ja k wszelkie ustroje giną po przebyciu właści­ wego swego rozwoju, tak też i ustroje społeczne, po przebyciu 4 ISTO TA ROZWOJU DZIEJOWEGO LUDZKOŚCI.

(6)

ISTO TA ROZWOJU DZIEJOWEGO LUDZKOŚCI. 5

pew nego punktu kulm inacyjnego, chylą się do upadku i wreszcie zginąć muszą. Nastąpi więc niechybnie

8) O k r e s z a n i k a j ą c y c h w a r u n k ó w ż y c i a , który wszelkiemu rozw ojow i społecznemu koniec położy. Tę ostatnią

katastrofę sprow adzą na ludzkość przyczyny telluryczne: Ponow ny okres lodowy.

Czy po tej katastrofie kiedyś, w następnych okresach geo­ logicznych, w raz z pow rotem now ego życia na ziemi, rozpocznie się now y proces społeczny? T ę kw estyę R atzenhofer słusznie uważa dla nas za obojętną, bo r a s y , d z i s i a j ż y j ą c e , tego od­ rodzenia życia na ziemi nie doczekają. O ne bezpow rotnie i bez zm artw ychstania w ostatnim okresie rozw oju społecznego doszczętnie zginąć muszą. W ten sposób cały ów, przez osiem okresów cią­ gnący się proces społeczny, przedstaw iający nam rozrost i rozwój rodzaju ludzkiego, aż do jego upadku i zaniku ostatecznego, we­ dług R atzenhofera tw orzy tylko epizod w rozw oju kuli ziemskiej. Stała się ona bow iem na pewnym szczeblu swego rozwoju geolo­ gicznego życiodajną i w ydała świat ustrojów , z którego pow stał rodzaj ludzki; ten rodzaj przebiega całą skalę rozw oju społecznego, póki ziemia, k tó ra go w ydała, nie ostygnie, nie zlodowacieje i nie pozbawi go środków do życia. T rudno nie przyznać, że takie poj­ mowanie życia rodzaju ludzkiego na ziemi odpow iada najzupełniej dzisiejszemu stanow i wiedzy naszej o świecie i o ziemi.

Możnaby powiedzieć, że takie pojm owanie życia rodzaju ludz­ kiego poniża wszelką naukę historyczną. Bo i na cóż się mozolić i głowę sobie łam ać nad ideową treścią dziejów ludzkich, skoro wiemy, że całe te dzieje są krótkim epizodem życia ustrojów ży­ wych na ziemi, ustrojów , z których w następnej fazie geologicznej śladu nie pozostanie? Cóż tu mówić o ideách, których istotą prze­ cież pow inna być wieczność, skoro te wszystkie, niby „idee histo­ ryczne“, w danej chwili ostatecznej katastrofy, wraz z całym ro ­ dzajem ludzkiem m arnie zginą?

Zarzuty takie przeciw filozofii historyi są atoli zupełnie chy­ bione. Boć ostatecznie jesteśm y ludźmi, a św iat ludzki słusznie uw ażany je st za przedm iot najgodniejszy naszych badań i naszych dociekań. Że ró d ludzki je st niejako w ykw item kory ziemskiej w pew nym okresie jej przeobrażeń i że w pew nym dalszym okre­ sie tych przeobrażeń zniknąć musi z jej powierzchni, to bynajmniej nie zmienia stanow iska naszego wobec istniejącego świata ludzkie­ go i jego społeczeństw , których jesteśm y cząstką integralną. Ja­ ko ludzie i cząstki społeczeństw, nie możemy mieć wyższego inte­ resu nad poznanie istoty społeczeństw i św iata ludzkiego. Jako

(7)

indyw idua, mamy interesy fizyologiczne i biologiczne, ale w zniósł­ szy się ponad poziom tych interesów indyw idualnych, jako ustroje myślące, nic nas bardziej obchodzić nie może nad poznanie nas sa­ mych jako składników społeczeństw , a przez nie — ludzkości. Że ta ludzkość, tak, jak raz pow stała, raz też zaginie, nie zmniejsza to bynajmniej naszego interesu idealnego: pragniem y wiedzieć, ja ­ keśm y pow stali i ja k zaginiemy. Pom iędzy początkiem naszym a końcem leżą dzieje nasze, przeto treść tych dziejów, i św iado­ mość ja k one się odbyw ały, jakie praw a nimi rządziły i rządzą, ja k ie idee w nich w yraz znajdują,—stanow ią i stanow ić muszą naj­

wznioślejszy przedm iot dociekań ludzkich.

X-•X · ·»

W idzieliśmy jak R atzenhofer przedstaw ia treść dziejów jako rozwój kultury, podniecany przez ciągłą walkę dwóch zasad: in- dywidualizacyi i socyalizacyi. A le R atzenhofer nie rozw inął teoryi swej do ostatecznej konsekw encyi. Zna on bowiem tylko walkę oso­ bistości z masą. W alka tak a odbyw a się jedynie w łonie poje­ dynczych grup społecznych, oraz klas. Tym czasem teorya jego ma daleko większą doniosłość, daje się ona bowiem zastosow ać także do w alk grup ŕ klas pomiędzy sobą. Jest to taż sam a w alka dwóch zasad — indyw idualizacyi i socyalizacyi, ale na wyższym szczeblu, gdyż tutaj walczy indywidualizm klasow y, czy grupow y, z socyali- zacyą państw ow ą, czy narodow ą. W tej formie w alka ta stanow i treść dziejów w szystkich ustrojów państw ow ych, a zatem dla dzie­ jó w ludzkości większe ma znaczenie, aniżeli w formie walki indy­ widualizacyi o s o b i s t e j z socyalizacyą g r u p y p o j e d y n c z e j . D la stw ierdzenia tej praw dy, dosyć jest uprzytom nić sobie dzieje pierw szego lepszego państw a europejskiego od początków jego średniow iecznych dodziśdnia. Treścią tych dziejów je st w alka indywidualizm u klasy panującej z tendencyam i socyalizacyi ogółu klas opanow anych. K lasa panująca wyzyskuje ogół narodu w ce­ lach egoistyczno-klasowych. W edług jej pojęcia, n aród jest tylko środkiem dla jej celów, a p ań stw o —narzędziem w jej ręku. „Bóg stw orzył chłopa, aby pracow ał dla szlachty; mieszczanina i żyda, żeby płacili podatki.“ J e s t to bezw zględny indyw idualizm kla­ sowy. Indywidualizm ten natrafia na opór, na razie głuchy, bez­ w iedny, z czasem na coraz bardziej świadom y i celowy. W klasach opanow anych budzi się tendencya socyalizacyi, t. j. dążenia do jak- największego w yzyskania instytucyi państw ow ych w interesie ogółu. Przeciw pojm owaniu państw a, jako instytucyi, istniejącej na

(8)

I S T O T A R O Z W O JU D Z IE JO W EG O LUDZ KO ŚC I. 7

czną korzyść klasy panującej, wyrabia się powoli w klasach opa­ nowanych pojęcie państwa, jak o instytucyi, służącej dla dobra ogółu. W alka tych dwóch, przeciwnych sobie pojęć i zasad, stanowi istotę dziejów wszystkich państw europejskich w ostatnim tysiącoleciu a i dziś dalej się ona toczy. Czy kiedyś ustanie? Czy kiedyś jedna z tych zasad zwycięży i drugą na zawsze ze św iata ludzkiego wy­ ruguje? O takim końcu tej walki ani m yśleć, dopóki rodzaj lüdzki kulę ziemską zam ieszkuje. B o walka tych dwóch zasad stanowi ferm ent rozwoju społecznego; bez tej walki nie byłoby rozwoju, a ludzkość cofnęłaby się w stecz na poziom życia zwierzęcego.

Tylko walce tej zawdzięczam}' cały rozwój kulturalny, wszelki postęp umysłowTy, wszystkie zdobycze na polu wiedzy, techniki i sztuki.

Ale takie znaczenie dla rozwoju ludzkości ma w pierwszym rzędzie nie walka indywidualizmu osobistego ż socyalizacyą klasy czy grupy, jen o w alka indywidualizmu k l a s o w e g o z socyaliza­ cyą n a r o d o w ą czy p a ń s t w o w ą . Zapewne! ΐ pierwTsza z tych wralk, a raczej walka tych zasad na niższym szczeblu nie je s t bez wielkiego znaczenia dla bytu i rozwoju pojedynczej grupj^czy kla­ sy... A le taż sama walka na wyższym szczeblu—pomiędzy klasą a narodem, je s t wprost akcyą dziejową, stanowi o losach państw i kultury. T a walka je s t prawdziwą i najistotniejszą treścią dzie­ jów . Rzućm y tylko okiem w około siebie. Co się dziś dzieje w pań­ stwach kulturalnych? W A m eryce północnej· wre walka pomiędzy indywidualizmem kapitalistycznym , występującym w formie mono­ polów kartelow ych a socyalizacj^ą, żądającą ukrócenia swawoli kartelow ej i upaństwowienia czy unarodowienia (nacyonalizacyi) niètylko ziemi ale i różnych innych źródeł bogactw (np. górnictwa itp.). W państw ach europejskich socyalna dem okracya siłę sw oją czerpie z tej okoliczności, że płynie z prądem socyalizacyi przeciw indywidualizmowi klasy kapitalistycznej, w yzyskującej instytucye państwowe na sw oją wyłącznie korzyść. W niektórych państwach, np. w A ustryi, walka ta przybiera formy narodow ościow e, bo in­ dywidualizm klasow y w ystępuje tam głównie w formie przewagi Niemców, przeciw której powstają łącznie żądania socyalizacyi in­ nych narodowości. Słow em , gdzie tylko spojrzymy, wTszędzie na dnie walk politycznych w spółczesnych nam państw tkwi antago­ nizm dwóch zasad: indywidualizacyi i socyalizacyi.

W szak naw et u nas, w takiej np. G a lic ji, podnoszą głowę indywidualizacye szczepowe przeciw socyalizacyi narodowej. Bo czemżeż innem je s t syonizm, występujący przeciw idei asymilacyi narodowej, albo rusinizm, w ojujący z polonizmem?

(9)

8 I S T O T A R O Z W O J U D Z I E JO W E G O LU DZ KOŚCI.

W szędzie więc na dnie dziejów społeczno-politycznych widzi­ my te dwie sprężyny, ja k o najgłębsze przyczyny wszelkiego ruchu, życia i rozwoj.u. Czyż może podlegać wątpliwości, że wykrycie tych sprężyn ma dla filozofii historyi takie mniej w ięcej znaczenie, ja k w ykrycie pierwiastków dla chem ii? Najwyższym tryumfem chemii je s t wynalezienie jak ieg o ś nowego pierw iastku, albo odkrycie, że dotychczas ja k o pierw iastek uważana materya, daje się rozłożyć na prostsze jeszcze pierwiastki.

Czyż nie podobnym nabytkiem nauki je s t wykazanie, że wszelkie i wszystkie dzieje polityczne i socyalne dają się ostate­ cznie sprowadzić do jed n ej i wiecznie tej samej walki dwóch zasad: indyw idualizacji i socyalizacyi?

Istnieje jed nak w ielka różnica pomiędzy naukami przyrodni- czemi wr ścisłem znaczeniu tego słowa, a tak zwanemi moralno- połitycznem i, do których należy i socyologia i filozofia historyk W łaściw ie nie powinnaby tu istnieć żadna różnica ale niestety— ist­ nieje. Socyologia bowiem nie je s t niczem in n em ,jak tylko historyą naturalną społeczeństw ludzkich; powinna więc badać byt i istotę tych społeczeństw , oraz wykazywać prawa naturalne, które ich roz­ w ojem rządzą — i nic w ięcej. Tym czasem je s t różnica. P ocho­ dzi ona stąd, że, jak o zoologow ie, badamy i opisujem y żywot— nie nasz; ja k o chem icy badamy i opisujem y byt i własności m ate­ n i martw7ej, która nam je st obcą, itd. Ja k o historycy i socyolo- gow ie, badamy społeczeństw o, którego jesteśm y cząstką! S tąd wiel­ ka różnica w zachowaniu się naszem w obec przedmiotu, przez nas

badanego.

Różnica ta ujawnia się w tem, że chemik nie stawia sobie pytania, czy kwasoród dobrze robi, nie łącząc się z wodorem i czy tlen słusznie sobie postąpił, łącząc się z rtęcią itp.? Ani astro­ nom nie stawia sobie pytania, czy księżyc, w stępując pomiędzy słońce a ziemię, zasługuje ňa pochw ały czy na naganę?

A le niema historyka, któryby nie czuł się kom petentnjTn do wydawania sądu o słusznem czy niesłusznein postępow aniu króla X , albo ministra Y ; któryby nie chwalił lub nie ganił przewódcy pow stania czy opozycyi parlam entarnej; — co w ięcej, niema histo­ ryka, któryby takiego rozdawania pochwał i nagan nie uważał za główne zadanie sw oje, któryby nie udzielał rad i nauk bohaterom swoim, ja k w łaściw ie powinni oni byli sobie postąpić...

Czy socyologia wyswobodzi się z tego dotychczasowego sub- jektyw izm u nauk m oralno-politycznych? Czy stanie ona na sta­ nowisku nauk przyrodniczych? Czy będzie nauką w ścislem słowa tego znaczeniu?

(10)

I S T O T A R O Z W O JU D Z I E JO W E G O LUDZ KO ŚC I. 9

Ja k dotąd, były ku temu skierowane usiłow ania najznakom it­ szych socyologów . Ju ż Comte określił socyologię, jak o naukę przyrodniczą o społeczeństw ie; ale, pisząc sw oją socyologię, nie utrzymał się na stanowisku przyrodnika. W socyologii jeg o wy­ stępuje raczej Francuz patryota, który wychw ala rolę, ja k ą Francya odegrała i odegrać ma w historyi, a na dzieje ludzkości zapatruje się pod kątem widzenia szowinisty francuskiego. H erbert S p en ­ cer napisał dwra tomy, aby ostrzedz badaczów przed niebezpieczeń­ stwem subjektywizmu w badaniach socyologicznych; wykazał grun­ townie wszystkie niedokładności, jak ie w socyologii są koniecznym następstwem różnych uprzedzeń i gorąco zalecał największą przed- miotowyość w traktow aniu zagadnień socyologicznych. Tym czasem wiadomo, że S p en cer w socyologii daje się unosić jednostronnym interesom szkoły M anchesterskiej i kapitalizmu; naciąga przedsta­ wienia rozwoju ekonomicznego i społecznego, aby wykazać zalety wolnego handlu i wolnego przemysłu (industryalizmu). Ja k o socyo- log, Sp en cer je s t wiernym przedstawicielem i obrońcą dążności ekonomicznych przem ysłu angielskiego.

Jeżeli tedy najw ięksi socyologow ie X I X wieku głoszą objek- tywizm a wpadają sami w najgrubszy subjektywizm, przypuścić trzeba, że nie je s t to ich wadą osobistą, lęcz, że subjektywizm w socyologii jest słabością ogólno-ludzką, z pod której żaden socyolog wyłamać się nie może. Nie trudnoby też było wykazać, że i socyologow ie u schyłku X IX w., ja k L ester W ard i Ratzen- hofer, a zwłaszcza ten ostatni, od tej słabości pomienionej nie są wolni.

W o b ec tego liczyć się trzeba z faktem, że w socyologii wpływ subjektywizmu zawsze pozostanie źródłem pewmych pomyłek i zbo­ czeń w poznaniu prawdy.

Pom yłki te i zboczenia znajdą zawsze wyraz wr subjektyw nej ocenie tycli dwóch zasad, których walka ja k widzieliśmy, stanowi najistotniejszą treść dziejów: indywidualizacyi i socyalizacyi.

Przedewszystkiem , każdy socyolog, ja k o człowiek, ulegając wplyw'om swego środow iska społecznego, przejęty je s t pewnemi aspiracyami i dążnościami ' społecznemi, więc w obec różnych zja­ wisk społecznych czuje ciągle albo zadowolenie albo niesmak; wskutek tego pewne zjawiska muszą mu się wydawać jak o dobre, inne jak o złe. B ęd ą tedy skorzy socyologow ie, według sw ojego stanowiska osobistego, do obrony indywidualizacyi, inni— socyali­ zacyi, tak samo, ja k np. historycy, wedle subjektyw nego swego zapatrywania, byli i będą stronnikami absolutyzmu, a inni demo- kracyi. Tym czasem , biorąc rzeczy bezstronnie i naukowo, ocena

(11)

1 0 ISTOTA ROZWOJU DZIEJOWEGO LUDZKOŚCI.

zjawisk historycznych ze stanow iska etycznego (dobra, czy zła) niema najmniejszego upraw nienia — boć jeżeli w szystkie one mają ostateczne swe źródło w w alce dwóch zasad: indyw idualizacyi i so- cyalizacyi, to trzeba sfwierdzić, że te dwie zasady działają ja k ślepe siły przyrody, którym ludzie bezwzględnie podlegać muszą. Czy więc ktoś działa w myśl indyw idualizacyi, czy socyalizacyi, zależy to jedynie od tego, na jakiem miejscu w życiu się znalazł; w ja ­ kiem środow isku społecznem się urodził i wychował, jakie wpfy- w y społeczne umysł i charakter jego kształciły. Jednostka, będąc w ytw orem koniecznym tych wpływów, i działanie jej, są nieuniknio­ nymi następstw am i jej usposobienia. S ło w e m ,— jakim osobnik j e s t , tak działa'—a j e s t takim ,jakim go w ytw orzyło środowisko. W ogóle zaś może tylko działać w jednym z dwóch kierunków: albo w kierunku indywidualizacyi alboliteż — socyalizacyi, — boć wiemy, że wszelkie działanie publiczne ostatecznie do tych dwóch pierw iastków -zasad sprow adzić można. Czy więc osobnik działa w jednym , czy w drugim kieru n ku —tertium non d atu r—nie je st to ani jego zasługą ani jego winą. W przężony w nierozw ikłaną sieć interesów grupow ych i klasowych, osobnik płynie, chcąc niechcąe, z prądem tych interesów —świadomie czy nieświadom ie. Nie oso­ bnik też robi dzieje: tw orzą je grupy i klasy, wzajemnie na siebie oddziaływując w kierunku bądź indywidualizacyi, bądź też socyali­ zacyi i podtrzym ując ten proces dziejowy, którego następujące po sobie fazy tak trafnie przedstaw ia nam Ratzenhofer.

Jakkolw iek więc mamy przed sobą proces naturalny, nieubła­ gany w swej logice i żelaznej konsekw encyi, którego toku żadna jednostka, choćby nią był A leksander W ., N apoleon czy Bismark, zmienić nie może, nie mniej jednak —1 ludźmi jesteśm y i, według stanow iska naszego, czujemy sym patyę do jednego kierunku i lu­ dzi w tym kierunku działających, a antypatyę do przeciw nego kie­ runku, a conajmniej żal do ludzi, popierających ów kierunek. To je st rzecz naturalna i nigdy inaczej nie będzie. A le ze stanow iska naukow ego trzeba uznać, że każdy z tych dwóch kierunków —mia­ nowicie indy widualizacya i socyalizacya, je st na rów ni upraw niony i niema najmniejszej racyi aby ludziom jednego kierunku przy­ znawać więcej zasług, czy wartości, aniżeli ludziom innego kierun­ ku. Rzecz oczywista, że zdanie to, jakkolw iek naukow o uzasadnione, musi dla każdego polityka być w strętne, ba! n aw et w pewnych sytuacyach — wydawać mu się zbrodniczem. A le bo też nauka i polityka są to dziedziny od siebie nietylko odróżniające się, ale wyprosi naw et biegunowo sobie przeciwne. Polityk działa żyw io­ łowo i żywiołowo myśli: nauka, a w danym razie socyologia, nie

(12)

ISTOTA ROZWOJU DZIEJOWEGO LUDZKOŚCI 11

należy do żadnego obozu; nie je st ona stroną wojującą, lecz tylko jak b y stacyą, z nadziem skiego punktu obserw acyjnego badającą ruchy stron walczących. Jej celem nie je st zw ycięstwo, tylko po­ znanie; nie je st ona stronniczą lecz nadpartyjną.

G rubo się mylił Platon, twierdząc, że takie państw o najlepiej będzie rządzone, u którego steru stać będą filozofowie: rządzić pań­ stwem nie je st rzeczą filozofów. Bo rząd je st stron ą wojującą, tak samo ja k rządzeni. Filozofia, jak wszelka nauka, a w danym w y­ padku i socyologia, ma z bezstronnego stanow iska badać ruchy obu stron wojujących i poznawać praw a, rządzące tymi ruchami. Stanow isko takie może być obrane tylko zdala od jednej i od dru­ giej strony.

T o też pomiędzy polityką a socyologią niem a pojednania. Polityka „ r o b i “ historyę, a socyologia ją tłumaczy. Zw ykła historya polityczna traktuje zawsze dzieje ze stanow iska partyjne­ go i, na nim stojąc, sądy swoje w ydaje. Socyologia tłumaczy hi­ storyę, jako proces naturalny, t. j. w ykazuje jakie to przyczyny naturalne zdziałały, że bieg dziejów przyjął dany kierunek i dane w ydał rezultaty. T akie i jedyne zarazem je st zadanie socyologii wobec dziejów i dlatego to nie zajścia ani cz3rny jednostek, choć­ by największych i najsłynniejszych osób historycznych mają dla niej znaczenie — ale raczej treść dziejów, ich istota, t. j. działanie tych sił naturalnych, jak ie naprzem ian społeczeństw a ludzkie to podnoszą ku w yżynom kultury, to znow u w trącają je w przepaść upadku.

* *

*

Czy socyologia w ykryła te siły? Czy formułka Ratzenhofera zaw iera określenie i wyjaśnienie tych sił? Tw ierdząco na te py­ tania odpowiedzieć niemożna. Ale form ułka Ratzenhofera, w yka­ zując nam formy, w których działanie sił tych się przejaw ia (in- dywidualizacya, socyalizacya), bądźcobądź zbliża nas znacznie ku ostatecznem u rozw iązaniu kwestyi sił, w prow adzającjTch w ruch proces społeczny i rozwój dziejowy. Raz bow iem wiedząc, że naj­ pierwotniejszym objawem tych sił je st bądź to indywidualizacya, bądź też socyalizacya, pozostaje tylko rozbiór psychologiczny tych dążeń, aby na ich dnie wykryć najtajniejszą ich sprężynę i źródło psychiczne. A być może, że sprężyną tą i źródłem nie jè st znowu nic innego, ja k tylko ów „wrodzony· in teres“ („das inhärente Inte­ resse“) Ratzenhofera, którem u badacz ten przypisuje nieprzepartą moc kierow ania postępow aniem i działaniem wszelkich istot ż y ­ w ych. Być może, iż się okaże, że i indyw idualizacya i

(13)

socyaliza-1 2 ISTOTA ROZWOJU DZIEJOWEGO LUDZKOŚCI.

cya są tylko przejawami koniecznymi tego interesu wrodzonego, kierującego działaniem ludzkiem, a różnica pomiędzy temi dążno­ ściami zależy jedynie od różnego położenia i stanow iska jednostek w łonie grup a grup—w ustrojach społecznych. Być może, że się pokaże, iż dążności—indy widualizacyjna i socyalizacyjna, są tylko m a­ skami, pokrywającemi zawsze i wszędzie tęż samą, jed n ą siłę naturalną: interes w rodzony. G dyby to kiedyś zostało naukowO stwierdzone, m ogłoby mieć wielkie znaczenie cywilizacyjne. Boć wobec nauko­ wo stw ierdzonego faktu, że wszelkie działanie polityczne polega jedynie na popieraniu i bronieniu w rodzonego interesu własnego, łatw oby z życia publicznego i z areny politycznej znikły fałsz i o b ­ łuda, które dziś tam panują, a stronnictw a i grupy społeczne w al­ czyłyby z otw artem i przyłbicami. Byłby to, w każdym bądź razie, wielki postęp. A le zdaje się, że do tego jeszcze bardzo, bardzo daleko.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Około 18 roku życia osiąga człowiek najw iększą koordynację ruchów , to jest złożone, jednoczesne r u ­ chy w ykonuje dostatecznie szybko a jednocześnie p re

Baza danych państwowego rejestru granic i powierzchni jednostek podziałów terytorialnych kraju zawiera między innymi następujące informacje:c. dotyczące przebiegu granic

Został również opublikowany w tej sprawie list kilku osób, w którym zostało postawione zasadnicze pytanie czy to miejsce jest odpowiednie dla pomnika:

Staną się zbędne - tak jak raz już zdarzyło się artystom być wy­.. rzuconym ze świątyń, gdzie suto zarabiali, gdy protestanci orzekli, iż Bóg nie potrzebuje

When preparing the new teacher education program at our faculty, we made sure that our students were well prepared both in the eld of basic knowledge and also had the opportu- nity

Poczucie tożsamości, rozumiane jako poczucie indywidualnego istnienia, jest zjawiskiem złożonym, na które składają się poczucie odrębności od otoczenia, ciągłości w

O ile pierwsze stwierdzenie nie wymaga komentarza, to w drugim przypadku należy oczywiście zaznaczyć, iż chodzi tu przede wszystkim o czas biologiczny, historyczny a częściowo

W przypadku kredytu jest to wyłącznie bank, natomiast pożyczki - instytucja lub też osoba fizyczna.. Przeznaczenie otrzymanych pieniędzy musi zostać określone