Anonimy
Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 4-5 (28-29), 287-293
1976
Anonimy
Dobrze zn a n y schem at: ilekroć w państw ie lite ra tu ry dzieje się coś niedobrego — g łó w n y m w inow ajcą okazuje się k r y ty k a . M a się jej za złe, że nie inspirow ała tw órców , że nie staw iała w łaściw ych drogow skazów , że nie tro szczyła się o w y ty c z a nie p isa rstw u słu szn y c h celów, że była nie dość pryncypialna, że za mało (lub za w iele) w ym agała, że zaniedbała sw oje obow iązki peda gogiczne itd. itp. Trzeba ją w yrem o n to w a ć — a w ślad za ty m ro z k w itn ie n a m literatura w e w szy stk ic h pożądanych gatunkach i k ie runkach. T a k w ie lu m niem a. A lbo inaczej: ta k w ie lu sądzi, że się pow inno m niem ać. Z e jest to m niem a n ie głupie — nie trzeba nikogo rozsądnego p rzeko n yw a ć. Z a łó żm y jed n a k na chw ilę, że uzasadnione jest poszukiw a n ie w in n y c h w p r o c e s i e historycznoliterackim . C zy tropi się ich tam , gdzie należy? K to bow iem odpowiada za n ie zadow alający sta n k r y ty k i? Z czego p łyn ą je j słabości? O kazałoby się niechybnie, że w in o w a jczynią — głów ną — jest literatura! K r y ty k a ż y w i się w sza k tw órczością sw ojego czasu. G dy po karm m arny, to i ona m izerna. G d y po ka rm tru ją cy, to i ona zatruta. Za kiepską k r y ty k ę ponosi odpow iedzialność kiep ska literatura. Dlaczego na ta m tą demagogię m ało kto odpowiada t a k ą demagogią? Jedna przecież w arta drugiej.
A N O N IM Y 288
B yła przed la ty w k r y ty c e moda na sty lis ty k ę m ilitarno-batalistyczną. «Na przedpolu», « K ie ru n ek natarcia», «Na litera ckim froncie» — m ożna by w ym ien ić długi szereg książek, k tó ry ch ty tu ły o d w o ływ a ły się do pola (frazeologicznego) b itw y. Czy nie pow inna powstać dziś w Z w ią zk u L itera tó w sekcja tw órcza b yłych k ryty k ó w -k o m b a ta n tó w ?
* * *
Jed n i zarzucają d zisiejszej k ry ty c e , że jest zm a nierow ana na sposób sc je n ty fic zn y : że socjologizuje, stru k tu ra lizu je „ sem iologizuje, że zachwaszcza ję z y k p seu d o n a u ko w ym żargonem , że ugania się za m ajakam i ścisłości badawczej, zapoznając to, co w lite raturze jest apelem do w sp ó ln o ty p rostych ludzi. D ru d zy potępiają ją za to, że zaślepiona pychą i bezczelnością, śm ie uw ażać się za pełnopraw ną odm ianę s ztu k i słowa — na ró w n i z poezją, narracją c zy dram atem . I jedni, i d ru d zy za zło n a jw iększe uznają w ygóro w ane aspiracje k r y ty k i. Ich ideałem jest nieodm ien nie k r y ty k a skro m n ie odgrywająca rolę służebną: wobec pisarzy, w obec c zyte ln i ków , wobec p o lity k i ku ltu ra ln e j itp.; bezw olnie lub cynicznie zga dzająca się na sw oją zawisłość i drugorzędność. Iry tu ją ich w n a j w y ż s z y m stopniu je j p ró b y w yjścia poza sferę zadań usługow ych i zdobycia pozycji sam odzielnej (a w ięc — partnerskiej). U siłow aniom ta kim dają zd ecyd o w a n y «odpór». Godzą w dążenia w yrosłe z a m bicji, z w yrozum iałością natom iast odnoszą się do najbardziej do tk liw y c h grzechów d zisiejszej k r y ty k i, które nie w przerostach a m bicji m ają źródło, a w je j braku. Ja k g d y b y sobie powiadali: lepiej niech ju ż będzie byle jaka, n iż m iałaby być nieskrom na. A właśnie ta skrom na byw a dziś czym ś ża ło sn ym ponad w szelkie w yobrażenie. Ponure ględzenie, nadęte kom unały, s ty l oscylujący m ię d zy szko ln y m w ypracow aniem a n o ta tn ikie m prelegenta, w u ja szko w a te zaangażo wanie, ostrożne w yw a ża n ie sądów, chorobliwa troska o słuszność (tożsama w istocie z bezideowością), n i jakość ocen, prostactw o analiz i interpretacji, lęk przed zajęciem w yraźnego stanow iska («m am po gląd, ale się z n im nie zgadzam») — w szy stk o to sprawia, że k r y ty k a posłuszna sw oim rolom słu że b n y m staje się obecnie organem bez- p o żyteczn ym , zasługującym na szyd erstw o lub pogardę. Jest nie zdolna do żadnej sam odzielnej in ic ja ty w y ku ltu ro tw ó rczej; n ik t właściw ie nie m a z n iej p o ży tk u : ani c zyteln ik, ani pisarz, ani m e
cenas. Istn ieje ju ż ja k b y ty lk o z n a w y k u : była, a w ięc niech będzie nadal. A le po co? — n a leży pytać. I w t a k i e j form ie m iałaby być w zo rem p o z y ty w n y m dla o w ych p ysza łkó w , k tó r z y pragną odnaleźć m iejsce k r y ty k i w p orzą dku w ie d zy łub pisarstwa? Ś m ieszn e to złudzenia.
* * *
Poczet w y b itn y c h k r y ty k ó w okresu pow ojenn e go: M. K ierczyń ska , W . So ko rski, R. M atu szew ski, J. P u tra m e n t, G. Lasota, J. Z. J a ku b o w ski, Z. L ichniak, W . Maciąg, W . N aw rocki, B. D rozdowski...
* * *
D w udziestow ieczna k u ltu ra literacka zna pięć zasadniczych odm ian działania krytyczn eg o . Są to:
1) k r y ty k a — popularyzacja litera tu ry, 2) k r y ty k a — w iedza o literaturze, 3) k r y ty k a — literatura o litera tu rze,
4) k r y ty k a — rew izja św iadom ości litera ckiej (k r y ty k a ideologiczna), 5) k r y ty k a — aw a n tura (w yw o ływ a n ie ekscesów w obrębie życia literackiego).
* * *
B ło ń ski u p a tru je głów ną swoistość k r y ty k i
w ty m , że p rzyn o si ona opinie w artościujące. Trochę to za proste ja k na m y ś l w yra fin o w a neg o o kcyd en ta listy. Cóż to za swoistość, skoro w artościow anie je st nieodłączne od w szelkiego czytania? K ażdy ocenia to, co czyta: i pani Pelasia, i profesor F ilu tek, i obecny król Francji (k tó ry jest łysy). K r y ty k jako oceniacz b y łb y po prostu je d n y m z nich. A w łaściw ie w ogóle by go nie było, poniew aż nie b y ł by po trzeb n y. N ie to, że w artościuje, w yró żn ia go z pospólstw a czyta jących, lecz to, że c z y n i z w a r t o ś c i o w a n i a p r o b l e m , że w y m y śla i obala k ryte ria , że racjonalizuje i przebiegle sy ste m a ty z u je osobiste m o ty w y ocen, że k la s y fik u je i różnicuje wartości, że w y z n a w a n y m n o rm o m nadaje sankcję narzędzi analizy i in terp reta cji dzieła, że p o tra fi n a m uobecnić d ra m a tyczn y charakter samego
A N O N IM Y 290
a k tu wartościowania, któ re jest p rzecież zaw sze sp o tk a n ie m co n a j m n ie j dw óch ró żn ych ję z y k ó w wartości. I ta k dalej, i ta k dalej.
* * *
F. o Sandauerze: zachow uje się ja k jed yn a pra w ow ita w dow a po G om brow iczu.
* * *
A odbiorca pro sto d uszn y, o b śm iew an y po w iele- kroć za to, że p o szu ku je p ra w d y w świecie fik c ji, p ra w d y fa któ w , osób i zdarzeń, czy zn a jd u je u ze w n ę trzn ien ie sw y c h problem ów w ja kim ś — choćby i p e r y fe r y jn y m — nurcie k r y ty k i? N ie m a ta kiego n u rtu . N ik t nie napisał k ryty c zn o lite ra c k ic h «Donosów rze czyw istości» czy k ryty c zn o lite ra c k ie j «Konopielki». Inaczej niż lite ratura — k r y ty k a obyw a się bez fo lklo ru . A w istocie: fo lklo rem k r y ty k i lepszej okazuje się k r y ty k a gorsza. T a k w ięc esej ż y w i się felieton em , recenzja stanow i fo rm ę nobilitacji n o ta tk i prasow ej, autointerpretacja to u szla ch etn io n y w a ria n t p o lem iki pisarza z r e cenzentam i itp. Z a u w a żm y, że są to g a tu n ki, któ re w n a jm n ie jszy m stopniu nie w yra żają potrzeb odbiorcy prostodusznego: fik c ja i ty lk o fik c ja panuje w nich niepodzielnie.
* * *
R ecen zen t w obec a rty sty: na w y siłe k w ię k szy — odpowiada niepom iernie m n ie jszy m , um iejętnościom rzad s z y m — przeciw staw ia bardziej pospolite. Jego rola je s t rolą d w u znaczną; m u si pouczać a rtystę, czując się k im ś «gorszym ». Szansę w yrów nania etycznego daje ję z y k , k tó r y naprzeciw w artości sp e cy ficzn ie a rty styc zn y ch b udow ałby w artości specyficznie k r y ty c z n o literackie. Z chw ilą jed n a k, g dy k r y t y k osiąga ten stan rów now agi, zdradza sam siebie. O puszcza k r y ty k ę , staje się badaczem, p rofeso rem .
* * *
Tom asz B u re k om aw ia w «Nurcie» ew olucje k r y ty k i litera ckiej X I X i po czątków X X w. ta k, ja k g d y b y nie istn ia ły ju ż dla nas różnice p o m ięd zy ów czesną k r y ty k ą litera tu ry a na uką o literaturze. Na p ierw szy r z u t oka p otw ierdza się tu znana teza
0 sta rzeniu się m etodologii badaw czych, któ re oglądane z oddalenia, stapiają się z po to kiem różnorodnych fen o m e n ó w św iadom ości lite ra ckiej danej epoki. C iekaw sze jest jed n a k odw rócenie zależności: oto k r y ty k a daw nych lat objawia się dziś jako pew na m ożliw ość m etodologii badawczej.
* * *
«K siążki najgorsze» są a u ten tyczn ą innow acją w kształtow a n iu się postaw k r y ty c z n y c h pokolenia 70. A u to rzy «K sią żek najgorszych» w idzą całość p rodukcji pisarskiej, je j górę 1 dół, dół przede w szy stk im , i pokazują, ja k żałosne re zu lta ty daje obniżka cen na a rty zm i u n iform izacje stylu . Ich (in fa n tyln e ja k b y ) w ykro czen ia poza tra d ycyjn ie prem iow ane w k r y ty c e te m a ty nie dają okazji do naśladowania p o przedników ; być m o że w łaśnie tu, w te j zabaw ow ej, skandalizującej rubryce czasopisma «Student» tw o r z y się sw o isty kanon m o w y k rytyczn o litera ckiej na najbliższą przyszłość?
* * *
Je rzy K w ia tk o w sk i i jego «N otatki o poezji i k r y ty c e ». Oto k r y ty k , k tó r y czuje się gospodarzem s z tu k i i uw aża za sw ą naturalną powinność tow a rzyszen ie N o w y m R uchom . Jakże m ógł nie uw zg lęd n ić fa k tu , iż N ow e R u ch y żyw ią dokładnie te same zam iary: chcą czuć się gospodarzam i sztu k i, i w zw ią zk u z ty m m u szą brutalnie odtrącić jego to w a rzystw o , zarów no tro skliw e przyga- n y , ja k i n a w et huczne aplauzy? K r y ty k w y d zied ziczo n y — nie ro zu m ie isto ty k o n flik tu . Z aczyna m a rtw ić się o złe m a n iery m ło dych p rzeciw nikó w , w yp o m in a im lu k i w w ycho w an iu, beszta za n ie ta k ty , słow em : pisze poradnik dobrego zachowania się dla p o czą tku ją cych w ichrzycieli... W ita j sm u tk u !
* * *
Ilekroć H am ilton, felietonista « K u ltu ry» , w y p o wiada się na te m a ty literackie, tylekro ć nie w ykra cza poza granice tru izm u . G d y b y zbadać w alory poznaw cze m y śli H am iltona in n y m obszarom życia pośw ięconych, ju ż to obyczajow ej, ju ż to e ty c zn ej
A N O N IM Y 292
n a tu ry , p ręd ko by w yszło na jaw , że i w in n yc h zakresach ta kże stać go przede w s z y s tk im na tru izm y . A przecież n a leży do fe lie to n istó w p o czytn ych ! Praw dopodobnie c zy te ln ic y H am ilto na nie od kryw czo ści poszukują, lecz k u n s ztu u k ry w a n ia b ra ku odkryw czości: pozwala na to ko n stru kcja w yp o w ied zi, w k tó re j tr u iz m y ta k się układają, że nagle «dziwią się» sobie.
* * *
W n a jb liższy m czasie b ę d ziem y św ia dka m i po w ro tu k r y t y k i do źródeł: bezpośredniego k o n ta k tu z tw órcą i c z y te l n ikie m , n a tych m ia sto w ej rea kcji na dzieło. A o dziw o — stanie się to dzięki radiu i telew izji, dzieciom cyw ilizacji elektronicznej. M yślę 0 ta kich fo rm a ch w y p o w ied zi k r y ty c z n y c h , ja k m ów iona recenzja, gawęda k ryty czn o lite ra ck a , d ysku sja, w y w ia d , au d ycje oparte na dia logu ze słuch a czem -w id zem . Rodzą się na naszych oczach now e role kry ty k a -k a zn o d zie i, k ry ty k a -a k to ra , k ry ty k a -k o n fe ra n sje ra . T a k bę dzie, choć trudno nam w to u w ierzyć, oglądając te le w izję i słuchając radia w sezonie 1975/76.
* * *
Zagadka żyw otności arcydzieła polega nie ty lk o na procesie o d kryw a n ia w n im coraz to n o w ych znaczeń, lecz ta kże na ciągłych zm ianach ocen tyc h znaczeń. K o m en ta to rzy w y d o b y w a ją now e jakości (A, B, C, D...), a rów nolegle — rozpoznane jakości um ieszczają na ciągle zm ieniających się skalach w artości (A + , A —,
A + H — , A-i , P rzypatrując się d ziejom recepcji w y b itn e g o
dzieła, za u w a ża m y, ja k w m iarę u p ły w u czasu ta k samo rozpoznane zja w iska o trzy m u ją zup ełn ie przeciw ne oceny.
O d czytyw a n ie «W esela» niech posłuży za p rzykład . N ie c h ę tn y W y sp ia ń skiem u recenzent «Przeglądu P olitycznego, Społecznego, L ite rackiego» pisał z n a jw y ż sz y m niesm akiem : «jest to tea tr m a rio n etek. A k to r z y param i w chodzą p rzez jedn e d rzw i na scenę, m ów ią z sobą pięć lub dziesięć m in u t i d rugim i drzw iam i w ychodzą (...) i ta k od p o czą tku aż do końca sztuki». I oto siedem dziesiąt lat p ó źn iej ten ciągły, k o łu ją cy ruch postaci i ich odrealnienie (psychologiczne) sta ły się dla inscenizatorów d ram atu g łó w n y m i ch w y ta m i re ży se rsk im i 1 k lu c ze m otw iera ją cym znaczenie utw oru. Z kolei, dla jed n e j g r u p y
k r y ty k ó w połączenie w a rstw y rea listyczn ej z fa n ta styczn ą było osiąg nięciem a r ty s ty c z n y m w ie lk ie j m ia ry, dla d rugiej g ru p y zabiegiem n ieszczęśliw ym . N ieszczęśliw ym , zn ó w , z d w u powodów : a) sy m b o lika (n ie zb y t udana) tłu m i w ą te k rea listyczn y, b) sym b olika (w arto ściowsza) zostaje roztopiona w h isto ry czn y c h szczegółach. I podobnie z w s z y s tk im i p ierw ia stka m i tw o rzą cy m i dzieło...
Spostrzeżenie p rzytoczone nie im p liko w a ło b y żad n ych pow inności badaw czych jed y n ie p rzy założeniu, iż czas czyta n ia będzie trw a ł ad in fin itu m , g d y ż w n iesko ń czo n ym okresie czasu k a żd em u dziełu przytra fią się w szy stk ie zdarzenia. A le skoro tera z d y sp o n u je m y ograniczonym odcin kiem czasu, m u s im y odpow iedzieć na tr z y p y ta nia: dlaczego ty lk o n iek tó re dzieła zostają doczytane do końca, dla czego ty lk o n iektó re w y w o łu ją nam iętności i są różnie oceniane oraz co oznacza określona, d e sk ry p c y jn a i aksjologiczna, działalność k r y ty k ó w .