• Nie Znaleziono Wyników

RUCHÓW WIROWYCH. ^.dres I3ed.a,i£C37-I: ^Irsilso-^yslsiie-Frzed.mieście, IbTr M 21 .

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "RUCHÓW WIROWYCH. ^.dres I3ed.a,i£C37-I: ^Irsilso-^yslsiie-Frzed.mieście, IbTr M 21 ."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

M 21. Warszawa, d. 22 Maja 1887 r. T o m V I .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „W SZECHŚW IATA."

W W arszaw ie: rocznie rs. 8 k w artaln ie „ 2 Z przesyłka pocztową: rocznie „ 10 półrocznie „ 5

Prenum erow ać m ożna w R edakcyi W szechśw iata i we w szystkich k sięgarniach w k ra ju i zagranicą.

Komitet Redakcyjny stanowią: P. P. Dr. T. C hałubiński, J . A leksandrowicz b. dziekan Uniw., mag. K. Deike, mag. S. K ram sztyk, W ł. K wietniewski, J . N atanson,

D r J . Siem iradzki i mag. A. Ślósarski.

„W szechśw iat" przyjm uje Ogłoszenia, k tó ry ch treść m a jakikolw iek zw iązek z nauką, na następujących w arunkach: Z a 1 w iersz zwykłego druku w szpalcie albo jego m iejsce pobiera się za pierw szy ra z kop.

za sześć następnych razy kop. G, za dalsze kop. 5.__

^.dres I3ed.a,i£C37-I: ^Irsilso-^yslsiie-Frzed.mieście, IbTr

NOWE DOŚWIADCZENIA

TYCZĄCE SIĘ

RUCHÓW WIROWYCH.

I.

Z objaw am i ruchów wirowych spotyka­

my się często na licznych k arta ch nauki w spółczesnej, a w przyszłości praw dopodo­

bnie ro la tych ruchów wybitniejszą, jeszcze będzie. P rzedew szystkiem obchodzą, one żywo m eteorologiją, zarów no bowiem strasz­

ne trąby i orkany, ja k i olbrzym ie cyklony, od których rosk ład stanu pogody zależy, są to zawsze rozm aitój rozległości w iry po­

w ietrzne; jak k o lw iek je d n a k w y trw a ła i usilna obserw acyja dozw oliła je ująć i bieg ich oznaczyć, teoretyczne ich w yjaśnienie nie zdołało dotąd przezwyciężyć trudności, jak ie się tu nastręczają, a pytanie co do ich początku je st przedm iotem spornym . A n a- logija, ja k a zachodzić może między b u rz a ­ mi na ziemi i na słońcu, prow adzi do poglą­

du, że i w atm osferze słonecznej przebiega-

Fig. 1. ODraz tr ą b y m orskiej, w yw ołany przez obrot w entylatora.

(2)

ją podobnież burze wirowe, o k tó rych św iad­

czą plam y i inne na słońcu objaw y.

Jeżeli w ten sposób w fizyce ziemskićj i kosmicznój w iry daw nićj ju ż ważne zajęły stanowisko, to w ostatnich czasach i fizyka teoretyczna baczniejszą na nie zw racać za­

częła uw agę. Znakom ity m ianow icie fizyk angielski, W iliam Thom son, istotę m ateryi tłum aczy ruchem w irow ym substancyi, całą p rzestrzeń w ypełniającej: to co nazyw am y m atery ją, co jć j atom y stanow i — w edług tego poglądu — są to w iry, w ystępujące w eterze wszędzie rozlanym .

T ak ie tłum aczenie zw ykłćj m ateryi, po j­

mowanie atomów ważkich ja k o w irów za­

chodzących w pewnój, niedostępnój nam i nieznanej substancyi, w ydać się może za­

pew ne osobliwem i niejasnem ; polega ono wszakże na tem, że ruchy w irow e p rz ed sta­

w iają pew ne szczególne właściwości, k tóre w ybitnie bardzo odpow iadają n ajisto tn ie j­

szym własnościom atomów.

W łaściwości te ruchu w irow ego zbadał m atem atycznie dopiero H elm holtz, a T a it zdołał je u jaw nić dośw iadczalnie na o k rą ­ głych pierścieniach w irow ych dym u, roz- biegających się po pokoju. U życie dym u ma oczywiście na celu w yróżnienie su b stan ­ cyi w irującej od otaczającego pow ietrza.

Otóż, pierścień taki przebiega pow ietrze na pew nej przestrzeni, nieulegając żadnej zm ianie, ja k b y był ciałem stałem . A gdy­

by pow ietrze było płynem doskonałym , gdy ­ by w niem zgoła żadne tarcie m iędzy cząst­

kam i nie zachodziło, w irow y ten pierścień, ja k to w ykazują badania H elm holtza, sun ął­

by bez zm iany do nieskończoności; w pow ie­

trzu stan ten statecznie utrzym ać się oczy w i­

ście nie może, w skutek bowiem dyfuzyi czyli wznjemnój w ym iany cząstek n astępuje ta r ­ cie, które pow oduje zakłócenie ruchu; na przestrzeni wszakże dw udziestu stóp p ie r­

ścień m ający sześć do ośmiu cali • w śre d n i­

cy w yraźnem u przeobrażeniu nie ulega.

W sk u tek więc w irow ania swego cząstki ga­

zu pozostają w yodrębnione od pozostałych cząstek pow ietrza w pokoju. W cieczy do- skonałćj, w której cząstki przesuw ają się jed n e obok d rugich bez żadnego tarcia, nie m oglibyśm y pierścienia wirow ego w ytw o­

rzyć, a gdyby pierścień taki tani istniał, nie zdołalibyśm y go zniszczyć.

322

T rw ałość ta, stateczność ru ch u odpow ia­

da w łaśnie trw ałości atomów, których też utw orzyć ani zniszczyć nie możemy, a na podstaw ie tój analogii utożsam ia Thom son ruch w irow y z atomami m ateryi. Jeżeli przyjm iem y, że przestrzeń cała wypełniona je st pew ną substancyją, k tóra nie je st zgoła zw ykłą m ateryją i k tóra posiada własności pły n u doskonałego, to wszystkie cząstki te­

go p ły nu , które pozostają w ru chu w iro­

wym, ru c h u tego utracić nie mogą, chyba za udziałem obcej, nieznanój nam siły, a w ła­

sność ta ru ch u może być podstaw ą tego, co się zm ysłom naszym, jak o m ateryja p rz ed ­ staw ia. T ak i bowiem pierścień wirowy po­

zostaje niepodzielnym , nie może być p rz e­

ciętym . C okolw iekbyśm y przeciw niem u podejm ow ali, choćbyśmy ruchem ja k n a j- szybszym zbliżali k u niem u nóż najo strzej­

szy, przeciąć go nie zdołam y; usuw a się od noża, lub wije się dokoła niego. W y o b ra ­ ża to zatem drug ą zasadniczą własność ato ­ mów, ich niepodzielność.

Pojęcie to zatem atomów w irow ych daje nam możność w yjaśnienia wielu własności m ateryi, a ja k to poznam y następnie, w iry w yw oływ ać mogą i objaw y przyciągania, co rów nież do zasadniczych własności m a­

tery i należy. Zapewne, może się osobliwem w ydaw ać to sprow adzanie m ateryi i je j ato­

mów jed y n ie do wirów istniejących w roz­

lanym wszędzie eterze, o ile je d n a k hipote­

za ta zdaw ać może dobrze spraw ę z budowy i zachow ania się m ateryi, nietrudniój b ę­

dzie pogodzić się z nią, aniżeli z ja k ą k o l­

wiek inną, d otąd obm yśloną teoryją o kon- stytucyi m ateryi. Zadanie je d n a k ru ch u w irow ego cieczy stanowi n ad e r tru d n y dla badań m atem atycznych przedm iot, który długich jeszcze wym aga dochodzeń; pod ba­

dania dośw iadczalne także niełatw o powo­

łać bardzićj zw łaszcza zaw iłe objaw y ruchu wirowego, dlatego też tem bardziój zw raca­

ją na siebie uw agę wszelkie na tem polu nowe pom ysły. K ilk a właśnie ciekawych doświadczeń, odnoszących się do w irów po­

w ietrza i innych objawów ruchu wirowego, obm yślił świeżo p. Ch. W eyher, d y re k to r jed n eg o z zakładów konstrukcyj m echanicz­

nych we F ran cyi. Na jednem z ostatnich posiedzeń akadem ii nauk w Paryżu, do­

św iadczenia te, przedstaw ione przez zna­

N r 2 L _

W SZECHŚW IAT.

(3)

N r 21. W SZECHŚWIAT. 323 nych fizyków, M ascarta i A lfred a C ornu,

w yw ołały żywe zajęcie w tera zgrom adze­

niu uczonych; rysunki tych przyrządów w raz z ich opisem, podanym przez samego wynalascę, zamieściła „La N atu rę” i stam ­ tąd zaczerpnęliśm y je dla naszego pisma.

D oświadczenia, które w obecnym num erze przytaczam y, stanow ią istotne „doświadcze­

nia m eteorologiczne”.

1. T rą b a m orska w pow ietrzu otw artem (fig. 1). B ęben m ający 1 m etr średnicy umieszczony je st n a osi pionowej, dokoła której zapomocą pasa bez końca i bloka Avprawiony być może w obrót. Bęben ten otw arty u dołu, posiada osiem do dziesięciu

i opadających dokoła stożka dolnego w odle­

głości 1 do 3 m etrów. N ajdrobniejsze k ro ­ ple i pyły wodne sięgają aż do górnego bębna.

Jeżeli po powierzchni wody rossypano słomę, to wir pow ietrzny zbiera j ą i przesu­

wa do środka, gdzie tw orzy praw dziw y sznur, wznoszący się grajcarkow ato w gó­

rę, po osi wiru.

Jeżeli na wodzie umieścimy deseczkę zwilgoconą, w ir tw orzy tam ognisko o śre­

dnicy 1 do 2 cm, w ejrzenia białawego, a tój koncentracyi w iru tow arzyszy osobliwe sy­

czenie, jak g d y b y deseczka posiadała otwór, przez któ ry by przechodziła z dołu mięsza-

łopatek, osadzonych w nim prom ienisto;

obrót je st tak szybki, że p u n k t obwodu bę­

bna przebiega 30 do 40 m etrów n a sekundę.

P rzy rząd ten znajduje się ponad pow ierz­

chnią wody, zaw artej w wielkim zbiorniku, w odległości około trzech metrów.

Skoro tylko bęben w entylacyjny zaczyna się obracać, na pow ierzchni wody występu- j

ją linije spiralne, zbiegające się ku środko- j

wi, gdzie w ytw arzają stożek wody, m ający j około 20 centym etrów średnicy u podstawy, a wysoki na 10 do 12 cm.

Ponad tym pierw szym stożkiem wznosi się drugi, odwrócony i utw orzony z kropel, w zbijających się na 1 m etr do 1,5 m w górę

Fig. 3. Moneta pochwycona przez wir.

nina pow ietrza z wodą. Ściąganie się to i koncentracyja w iru na deseczce stanowi objaw szczególny, łopatki bowiem w entyla­

tora górnego pozostawiają w środku bębna koło wolne o średnicy 40 cm.

Sztuczny ten wir, wytw orzony przez bę­

ben w entylacyjny, przedstaw ia zupełnie też same cechy, co i podstawa w iru atmosfe­

rycznego, schodzącego ze znacznej wysoko­

ści na pow ierzchnię wody. Poniew aż do­

świadczenie to dokonywa się w pow ietrzu otw artem , ognisko w iru przesuw a się łatw o pod wpływem najsłabszego w iatru lub in ­ nych przeszkód, a wtedy tru d n o go badać.

M ożna więc doświadczenie przeprow adzić Fig. 2. W iry w naczyniu zam kniętem .

(4)

324 W SZECH ŚW IAT. N r 21.

n a mniejszą, skalę i w naczyniu zam knię- te m ,—- oś w iru u trw a la się w tedy w jednem miejscu.

2. W iry p o w ietrzne (fig. 2). W alec szkla­

ny, m ający okolę 4 dm średnicy i 7 dm w y­

sokości, zam knięty je s t pokryw ą, przez śro­

dek którój przechodzi oś m łynka, — m ły ­ nek ten utw orzony je st z jednój lub z dw u ło p atek tek tu ro w y ch , krzyżujących się na osi pionowej.

W a le c zaw iera tro cin y d rew n iane albo żw ir. Jeż eli żw ir ten usypie się w ta k i sposób, aby tw orzył stożek lub górkę, to p rz y obrocie m łynka na szczycie górki w y­

tw arza się m ała trąb a. Zw olna, masa żw i­

ru w yżłabia się w półkulę. S ubstancyja przebiega wciąż w postaci linij spiralny ch od obw odu ku środkow i; tam tw orzy n a j­

pierw stożek dolny, następnie stożek od ­ wrócony górny, w którym cząstki żw iru opisują drogi spiralne, idące od środka ku obwodowi.

Całość tego system u stanow i ja k b y ogól­

ną pow ierzchnię kulistą, innićj lub więcej przekształconą, k tó rćj ognisko czyli p u n k t zejścia się obu stożków je s t pod w pływ em przyciągania ziemskiego mniej lub więcej usunięte od środka. R ozglądając w ir ten z góry, dostrzegam y na osi lejek w ydrążo­

ny, — tam w łaśnie pow ietrze je s t najsilniej rozrzedzone i tam dobiegają cząsteczki n a j­

drobniejsze.

Jeżeli zam iast żw iru używ a się lekkich baloników , w ydętych pow ietrzem , łatw o je st śledzić ru c h ogólny: gd y baloniki zn a j­

d u ją się na obwodach zew nętrznych, scho­

dzą zw olna po drogach spiralnych; gdy d o ­ biegają p unktów bliższych osi obrotu, w zno­

szą się nagle po helisach o k ro k u daleko bardzićj w ydłużonym . W ogólności do­

świadczenie to uczy, że gdy dana m asa po­

w ietrza w praw ioną zostaje w r u c h o b r o to - j wy około osi pionowój, pow ietrze to scho- | dzi statecznie po obwodach zew nętrznych, i wznosi się zaś po drogach w ew nętrznych, a w szystka ta m asa przechodzi bezustannie j

przez ognisko w iru, pociągając swym r u ­ chem ciała i pyły, ja k ie zaw iera.

3. P ły ta szk lan a lub z innego m ateryjału umieszczona je st poniżej m łynka łopatko- j wego (fig. 3); gdy m łynek ten w praw iony | zostaje w ruch, kładziem y szybko na płytę

k rą ż e k albo monetę, której palcam i n a d a je ­ my ru ch obrotow y około którejkolw iek śre­

dnicy. Jeżeli w tedy żywo usuniem y rękę, w ir pow ietrzny obraca dalej monetę, k tó ra syę kręci ja k b y b ąk,—jest ona zupełnie po­

chw ycona przez obszar działalności w iru.

K rą żek ten, obracając się dokoła jedn ej ze sw ych średnic, Wytwarza pow ierzchnię kulistą, a inne doświadczenia uczą, że obra­

cająca się k u la stanowi środek atrakcyi czyli w yw ołuje objaw y przyciągania.

4. Zm iana tem peratu ry vv osi w iru daje się okazać zapomocą tegoż samego p rz y rzą­

du, k tó ry był użyty do doświadczenia d r u ­ giego; nie w prow adza się wszakże do n a­

czynia pyłu, a natom iast n a osi naczynia walcowego, um ieszcza się k ulkę term om e­

tru . G dy m łynkow i nadaje się szybkość około 1500 obrotów na m inutę, term om etr okazuje obniżenie się tem p eratu ry ,c o zależy w idocznie od rozrzedzenia pow ietrza, wy­

w ołanego przez ru ch wirowy. Jeżeli w szak­

że w ir działa dalćj, tem p eratu ra w zrasta i po upływ ie pół godziny je st wyższą o 3°

od pierw otnćj tem p eratury powietrza; ogrze­

w anie to tłum aczy się znów wzajem nem ta r­

ciem cząstek pow ietrza.

D oświadczenie to, okazujące obniżanie się tem p eratu ry w ew nątrz w iru, jest z tego w zględu bardzo ciekawe, że daje poparcie teoryi, k tó ra tw orzenie się g ra d u opiera na w znoszeniu się i oziębianiu wody w wirach atm osferycznych, ja k o tem będzie mowa w a rty k u le naszego pisma „O g rad zie”.

Niem nićj ciekawe, inne doświadczenia W ey liera, m ające na celu okazanie działań atra k cy jn y ch w irów , pozostaw iam y do j e ­ dnego z następnych num erów W szechświata.

S. K.

0 Z JA W IS K A C H CHEMICZNYCH

W ROMACH WŁOSKOWATYCH.

O d k ry ty przez L iebiga w ro k u 1832 wo- dan ch lo ralu został w r. 1869 w prow adzo­

ny przez L ieb reich a do m edycyny jak o śro­

dek leczniczy. Liebreich m ianowicie z góry

(5)

N r 21 WSZECHŚWIAT. 325 przypuścił, że (ła się w tym razie wyzyskać

własność chloralu rosszczepiania się pod w pływem alkalijów na chloroform i kw as m rów kow y '). R oskład tak i poza organiz­

mem zachodzi niezm iernie łatw o, a że cie­

cze organizm u posiadają, statecznie odczyn alkaliczny, zatem m niem anie L iebreicha by­

ło uzasadnionem.

W iadom o dobrze, że chloral rzeczywiście jak o środek nasenny zyskał sobie ogólne upow szechnienie i obecnie n ader często by­

wa stosowany zam iast chloroform u. Liczne są dowody, jakie Liebreich na potw ierdzenie swego zdania przytoczył; że zaś działanie chloralu na człow ieka i zw ierzęta zupełnie je st podobnem do działania chloroform u, więc ze stanow iska fizyjologicznego tw ier­

dzeniu L iebreicha nic zarzucić nie można.

C ała ilość chloru, w chloralu zaw arta, pod wpływem działania nań alkalij, ostate­

cznie przechodzi w kw as solny 2) i w tćj to właśnie postaci w znacznej części chloral w ydziela się po zażyciu. M ówię je d n a k — w znacznej części — gdyż pew ne, drobne copraw da, ilości chloralu ulegają, podczas swój w ędrów ki w organizm ie innym , dotąd niezbadanym zmianom i nareszcie p rzyjm u­

ją postać zw iązku dość zawiłój budow y che­

micznej, t. zw. kw asu urochloralow ego. Ta ostatnia okoliczność nie przem aw ia stanow ­ czo przeciw ko teoryi L iebreicha, w edług której chloral w organizm ie daje chloro­

form, lecz bądźcobądź godną je st zazna­

czenia.

B adania, przedsięw zięte w celu niezupeł­

nie ściśle związanym ze sp raw ą dopieroco przedstaw ioną, zdaje się, źó w znakom itym stopniu pi-zyczynić się mogą do jó j rosświe- tlenia.

') Ueakcyja następuje według rów nania:

CC13 COII + KOH = CHCI3 + HCOOK chloral wodan chloroform mrówczan

potasu potasu.

2) Utworzony bowiem w pierwszem stadyjum ro ś­

li ładu chloroform roskłada się dalej w ten sposób:

CI]C13 + 4R 0 II = IICOOK + 3KC1 - f 2H ,0 , chloroform wodan m rów czan chlorek woda

potasu potasu potasu

a więc całkow ity chlor w ystępuje w końcu w posta­

ci soli kwasu chlorow odornego (solnego).

(Przyp. autora).

P o d względem chemicznym chloralem od samego początku jego narodzin troskliw ie zajm owali się najlepsi ojcowie, że wym ienię tu tylko A ugusta W ilhelm a H ofm anna, W i­

ktora M eyera i A dolfa B aeyera. Obecnie ciało to poznane je st z całą dokładnością i przedstaw ia aldeliid octowy (CFL, C O II), w k tórym trzy atom y wodoru z rodnika w ęglow odorowego zostały zastąpione przez trzy atom y chloru. K ryształy jego rospusz- czają się dobrze w wodzie, a gdy na taki rostw ór działam y silnym rostw orem a lk a ­ licznym, np. wodanem potasu, reakcyja ros- k ładu natychm iastow o następuje. Z dwu pierw otnie przezroczystych płynów o trzy ­ m ujem y zm ętnienie, którego powodem je st wydzielenie chloroform u, nierospuszczalne- go ja k wiadomo w wodzie. C hloroform po pew nym czasie opada na spód epru w etk i w postaci ciężkich oleistych kropelek. Jeśli używam y słabego rostw oru alkali gryzącego lub węglanu alkalicznego, przebieg reakcyi zostaje zwolniony: opadanie chloroform u n a­

stępuje dopiero po dłuższym przeciągu czasu.

P rz y bliższem badaniu tój reakcyi spo­

strzegł L iebreich, że jeżeli w ykony watny j ą w podłużnej rurce, w takim razie w górnćj i części płynu, tam, gdzie p rzy pad a menisk, odczyn nie zachodzi. P ły n pozostaje tu i n a­

dal przezroczystym . W najwyższym sto­

pniu interesująco przedstaw ia się rzecz ta w rurce włoskowatćj. Jeżeli wprow adzim y do takićj cieniutkiej ru rk i nieco przezroczystego rostw oru wodanu chloralu i następnie ros- cieńczonego rów nież rostw oru węglanu po­

tasu lub sodu, wtedy po pewnym czasie po­

środku ru rk i wydziela się chloroform — ciecz je s t tu m ętną, u obu zaś końców nie-

| m a chloroform u — ciecz pozostaje przezro­

czystą. W yobraźm y sobie poziome położe­

nie takiej ru rk i, wówczas otrzym am y taki obraz:

Z m ę tn ie n ie .

Ciecz p rz e z ro c z y s ta .

Tę przestrzeń w rurce włoskowatćj, w k tó ­ rej reakcy ja nie zachodzi, nazyw a Liebreich udatnie „m artw ą p rzestrzenią”. Zjawisko takie występuje za każdym razem , ilekroć 1 przy powyższych w arunkach reakcyja pro -

(6)

32 fi WSZECHŚW IAT. N r 21.

wadzić będziemy. Że istnieją, w samćj rz e ­ czy pewne stosunki p rzestrzenne pom iędzy tą, częścią ru rk i, w którój re ak cy ja w zw y­

kły sposób się odbyw a, a przestrzenią m artw ą, przekonyw a o tem następujący fakt.

Jeż eli do ru r k i w łoskowatój tylko tyle cie­

czy wessiemy, że długość słu p k a cieczy bę­

dzie krótszą aniżeli długość sumy obudw u p rzestrzen i m artw ych, w takim razie r e a k ­ cyja wcale nie zajdzie — p ły n całkiem bę­

dzie przezroczysty. N a naszym schemacie da się to w ten sposób przedstaw ić:

t : 1 --- 1 3

Zjaw isko to je st niezm iernie zajm ujące.

D otąd, o ile się zdaje, podobnych prób ba­

daw czych nad zachow aniem się działają­

cych n a się wzajem nie substancyj chemicz­

nych w kapilarach, n ik t nie przedsiębrał.

O w yjaśnienju samego zjaw iska mowy jesz­

cze być nie może. T yle tylko p riori chy­

ba z pew ną słusznością powiedzieć można, że w spraw ie tćj czynną rolę odgryw a p rzy ­ ciąganie (kohezyja), w yw ierane przez ścian­

ki naczynia na ciecz albo na ciecze w niem się znajdujące. Szybkość pew nych chem i­

cznych reakcyj, możnaby powiedzieć, zosta­

je w skutek działania tego przyciągania zw olnioną lub też w pew nych razach re ak ­ cyja chemiczna zupełnie pod tym wpływem zostaje zniesioną.

Pewnem podobieństwem do powyższego zjaw iska odznaczają się objaw y badane rów nież przed niedaw nym czasem pi-zez Ger8tmanna. T en ostatni n alew ał do ru re k w łoskow atych płyny, stanow iące mięszani- ny alkoholu z wodą lub też rostw ory ro z ­ m aitych ciał w stężeniu różnego stopnia.

O k azyw ało się przytem , że ciecz w ypływ a­

ją c a z k ap ilaru posiadała zawsze inny skład aniżeli ciecz u góry nalana. P rz y użyciu np. 3 0% m ięszaniny alkoholu z wodą p ier­

wsze ilości w ypływ ającej cieczy silnićj są stężone, następnie w ypływ a alkohol bardzićj roscieńczony, a dopiero na samym końcu a l ­ kohol pierw otnej koncentracyi. M ożnaby sobie to w ten sposób w ytłum aczyć, że przy ściankach naczynia w łosko watego naprzód tw orzy się w arstw a z jednego składnika cieczy, następnie d ru g a w arstw a z drugiego

składnika, a w pozostającćj jeszcze wolnej przestrzeni k ap ilaru przepływ a ciecz nie­

zm ieniona. G erstm ann w yjaśnia takie za­

chow anie się w ten sposób, że przypuszcza, iż przyciąganie ścianki naczynia włoskowa- tego do jednój składowój części danćj m ię­

szaniny je st większe niż do d ru gićj, ale że w raz z oddaleniem od ścianki ku osi ru rk i przyciąganie to do jednój części składow ćj m aleje silnićj niż przyciąganie do drugićj, tak, że w pewnćj odległości od ścianki atrak - cyja do składnika poprzednio słabiój przy- ciąganego przew aża.

Jakk olw iek bąd ź jed n ak , niezależnie od sposobu, w ja k i zjaw iska podobne do zacho­

w ania się ch lo ralu i alkali w rurce włosko- watćj w przyszłości . wyjaśnione zostaną, sam fakt nie ulega zaprzeczeniu. Zostało dowiedzionem , że pewne pi-zem iany chem i­

czne, norm alnie przebiegające w zw ykłych naczyniach, zupełnie inaczój eię odbyw ają w kapilarach, a naw et w danym razie mogą zupełnie się nie odbywać.

Zbytecznem chyba je st położenie nacisku na to, ja k ważną i p łodną w następstw a być może ta zdobycz naukow a dla w ytłum acze­

nia tych zjaw isk fizyjologiczno - chem icz­

nych, które w ciele zarów no zw ierząt j a k roślin odbyw ają się w ru rk ach w łoskow a­

tych. Jeżeli wyobrazim y sobie kom órkę organiczną lub cząstkę kom órki, ja k o prze­

strzeń ograniczoną elastyczną błoną lub j a ­ ko masę ruchom ą bez błony, w takim razie p rzy niektórych m ięszaninach substancyj chem icznych w tćj drobnej przestrzeni mo­

że reakcy ja nie odbyć się wcale lub też ty l­

ko w samym je j centrze; w każdym zaś r a ­ zie w owój przestrzeni m artw ćj oczekiwać pow inniśm y reakcyj niezw ykłych, których przy obecnem postępowaniu chemików w pracow niach stanowczo z góry przew i­

dzieć nie można.

N iezm ierne też znaczenie zaobserwow anie powyższego fa k tu posiada dla otrzym yw a­

nia rozm aitych substancyj z tkanek orga­

nicznych. W yobraźm y sobie np. szklaną perełkę, napełnioną w ew nątrz mięszaniną ch lo ralu i rostw o ru w ęglanu sodu. P ó k i ta m ięszanina zaw artą je s t w perełce, re ak ­ cyja pom iędzy tem i dwiem a substancyjam i nie zachodzi. G d y chemikowi pow ierzo- nem zostanie zbadanie zaw artości tćj pereł­

(7)

N r 21. WSZECHŚWIAT. 327 ki, oczywiście postąpi on w ten sposób, że

perełkę rozłupie i płyn zanalizuje. O trzy ­ ma on chloroform i m rów czan sodu, gdy w rzeczy samej zaw artość p erełk i stanow ił chloral i węglan sodu. Zupełnie to samo zajść może, gdy badatny chemicznie zaw ar­

tości kom órek organicznych.

Jeżeli przyjm iem y za niew ątpliw ie istnie­

jący w pływ ścianek naczynia na skład che­

miczny p łynu w naczyniu się znajdującego, a przyjęcie to wobec powyższego je st ko- niecznem — w tak im razie p rzy uogólnia­

niu zjaw isk spostrzeganych w naczyniach, jakiem i x-osporządzamy w naszych praco­

wniach, zawsze jeszcze spotykać się będzie­

my z olbrzym iem i trudnościam i. Realccyje, ja k ie w włosko waty ch szklanych ru rk ach zachodzą, bezw ątpienia u legają pewnym zmianom, modyfikacyjom, jeżeli się one od­

byw ają w ru rk a c h w łoskow anych organiz­

mu zwierzęcego i roślinnego. Stan takich naczyń byw a zapew ne wielce rozm aitym przy rozm aitym stanie fizyjologicznym lub patologicznym danego organu. W idzim y z tego, ja k obszerne, ciekawe i prawie nie­

tknięte jeszcze pole do badań, w rezulta­

tach swych niezm iernie doniosłych, owo spostrzeżenie L iebreiclia naraz otwiera.

T w orzenie się „m artw ej przestrzen i” m o­

że być wykazanem nietylko na przykładzie z cliloralem . Liebreich stw ierdził to i na innych reakcyjach. P rz y działaniu kwasu siarkaw ego na kw as jodny, ten ostatni od­

daje swój tlen siarkaw em u, utleniając go na kwas siarczany, sam zaś odtleniony wydzie­

la jod. Z dwu pierw otnie klarow nych, bez­

barw nych płynów otrzym ujem y płyn b ru ­ natno zabarw iony w skutek wydzielenia jo ­ du, które to wydzielenie jaśniój się jeszcze przedstaw ia, jeżeli dodam y nieco krochm alu.

T en ostatni od jo d u zabarw ia się na ciemno­

niebiesko. I tutaj spostrzeżono tworzenie się m ar twój przestrzeni, gdy reakcyj ą wy­

konyw ano w ru rc e włoskow atej. P o obu stronach ru rk i, p rzy m eniskach, charakte­

rystyczne owo zabarw ienie nie w ystępo­

wało.

Pow iedziałem na samym początku, że osoby, które przyjęły chloral, wydzielają regu larn ie niew ielkie ilości kwasu urochlo- ralow ego, który — przypuścić musimy — że utw orzył się drogą niezw ykłą, jeżeli za

Liebreichem przyjm iem y, że z alkalicznem i sokami organizm u chloral rosszczepić się winien na chloroform i kwas mrówkowy.

Otóż właśnie możliwem jest bardzo, że ów kwas urochloralow y jest produktem tej d ro ­ bnej ilości chloralu, która z odnośnemi in- nemi substancyjam i w „m artwych przestrze­

n iach ” włoskowatych ru rek w organizm ie się znajduje. W ystępow anie kw asu uro- chloralow ego przem aw ia w silnym stopniu za zdaniem Liebreicha i innych fizyjologów, którzy właśnie bronią owćj teoryi rosszcze- piania się chloralu na chloroform w orga­

nizmie. Nie należy bowiem zapominać, że cały szereg innych uczonych staw ia pew ne zarzuty tej teoryi. Najczulszym naprzy- k ład odczynnikiem nie udało się dotąd do­

wieść obecności chloroform u w organizm ie zwierzęcia, któ rem u zadano chloral. O pie­

rając się na tym ostatnim fakcie, niektórzy fizyjologowie i farm akologowie, mając zresz­

tą za sobą i inne dowody, są zdania, że chlo­

ral posiada specyficzną władzę działania n a­

sennie i że w tym względzie działanie jeg o je s t analogiczne z działaniem chloroform u, lecz bynajm niój nie spowodowane tem, że

•rosszczepia się on w organizmie, dając chlo­

roform . Jakko lw iek więc spraw a ta obe­

cnie jeszcze nie je st rosstrzygniętą w nauce, je d n a k w tem miejscu nie powinno nas to

j dłużej zatrzym yw ać. Z arzuty czynione teo­

ryi L iebreicha ') o zachowywaniu się chlo­

ralu w organizm ie dla spraw y tutaj rospa- tryw anćj nie posiadają wielkiego znaczenia, j F ak tu modyfikacyi, jakiej reakcyje chemicz­

ne w ru rk ach włoskowatych ulegają, obalić one ani mogą ani się o to starają.

M aksym ilijan Flaum .

’) Mimochodem zauważymy np., że powyższy za­

rz u t przez przeciw ników L iebreicha czyniony, m ia­

now icie, że obecności chloroform u w organizm ie w ykryć nie podobna, łatwo daje się odeprzeć. N ie należy bowiem przedewszystkiem zapominać, że chloroform jest niezm iernie lotny, a zresztą roskła- da się on n atychm iast dalej na kwas solny i m rów ­ kowy (w łaściw ie na odpowiednie sole).

(Przyp. autora).

(8)

328 W SZECHŚW IAT. N r 21.

O GRADZIE.

(Ciąg dalszy).

G dy burza gradow a zbliża się do pew nćj miejscowości, sam w ygląd chm ur ciemnych, ciężkich, z brzegam i poszarpanem i, ju ż przed­

staw ia coś groźnego i niezw ykłego. G roza ta pow iększa się częstemi błyskawicami i grzm otam i, którym zawsze tow arzyszy jeszcze szczególny szelest w samćj chm urze, podobny do tego, ja k i w ydaje przesyp yw a­

ny żw ir. Szybko zaczyna się spadek gradu i w ciągu k ilk u m inut stojące zboże zostaje stratow ane, plon ogrodu zniszczony, tysiące szyb rozbitych, m nóstwo dachów uszkodzo­

nych, m ałych zw ierząt zabitych, a większych poranionych. N ieraz ziem ia zostaje p o k ry ­ tą w arstw ą lodu g ru b ą na pó ł stopy. W k il­

kanaście m inut później prom ień słońca, wy- dostający się spom iędzy porozryw anych chm ur, ośw ietla po n u ry obi-az zniszczenia, pow iększając przez to jeszcze wrażenie, j a ­ kie spraw ia cały ten w idok. T em p e ratu ra przytem nagle znacznie się zniża.

C hm ura szybko przesuw a się dalój: sze­

rokość pasa naw iedzonego g radem nie je s t zw ykle wielką, przytaczają naw et burze gradow e, w któ ry ch szerokość zniszczonego pasa w ynosiła zaledwie k ilk a łokci (K am tz.

M eteorol., t. II, str. 521).

N ajw iększa burza gradow a, o jakiój po ­ siadam y dokładne wiadomości, przytrafiła się dnia 13 L ipca 1788 roku. R ospoczęła się ona wcześnie zrana w południow ej F ra n c y i w bliskości P ireneów i w ciągu 11 godzin, przebiegłszy całą F ra n c y ją w kie­

ru n k u k u północo-wschodowi, skończyła się w H olandyi. B u rza ta i wszystkie okolicz­

ności jć j tow arzyszące były bardzo d o k ła­

dnie zbadane i opisane przez Tessiera. M iej­

sca dotknięte gradem leżały na dw u pasąch rów noległych, rosciągających się od połu- dnio-zachodu k u północo-w schodow i. J e ­ den pas był długi na 175 m il francuskich (lieues), drugi zaś około 200 m il; szerokość zachodniego wynosiła 4 m ile, w schodniego zaś 2 mile. P rzestrzeń pom iędzy tem i pa- i

sam i wynosiła średnio 5 mil; n a niój padał bardzo ulew ny deszcz, ale nie było gradu.

Na zew nątrz obu pasów deszcz również pa­

dał bardzo ulew ny. Z porów nania czasu, w którym burza zjaw iała się w różnych miejscowościach, okazało się, że szybkość, z ja k ą posuw ały się chm ury gradow e, wyno­

siła około 1 6 '/2 m il na godzinę. P o d łu g obliczenia D ufoura ilość lodu spadłego na ziemię w tćj pam iętnej burzy w ynosiła nie mniój nad 400000000 kilogramów! (Giin- ther. L eh rb u ch d er Geophysik, tom II, str.

227).

Szkody zrządzone tym spadkiem były ogrom ne: 1039 parafy we F ran cy i zostało spustoszonych, a wysokość poniesionych stra t oceniono n a 25000000 franków .

Ja k k o lw ie k w innych znanych burzach gradow ych ilość spadłego lodu nie dochodzi tój olbrzym ićj masy, z tem wgzystkiem są przyp adk i, w któ ry ch na niew ielkiej po­

w ierzchni spadły znaczne ilości lodowe. T ak np. w K antonie Y au d (W aad t) w Szw ajca- ry i w ciągu k ilk u m inut spadło około 100000 kilogram ów podczas burzy w d. 21 S ierp nia 1881 r.; w mieście M eksyku d. 17 S ierp nia 1830 r. spadła tak znaczna masa gradu , że konie brodziły w nim powyżćj kolan (de la Rive. T raitó de 1’E lectricitć, t. II I, str. 173).

N ajw iększa burza grad ow a pod w zglę­

dem ilości spadłego lodu w W arszaw ie, o ile nasze wiadomości sięgają, m iała miejsce w d. 26 M aja 1857 r., w krótce po godzinie 12-ćj w p ołudnie. Z chm ur niezw ykle gę­

stych, k tóre nadciągnęły p rzy w ietrze pół­

nocno-zachodnim , zaczął padać k ró tki deszcz ulew ny, po którym zaraz nastąp ił g rad p a­

dający w yjątkow o długo, bo aż 20 m inut, i w takićj masie, że w niektórych miejscach wysokość spadłćj w arstw y dochodziła 3 cali;

skończyło się, j a k zw ykle po gradzie, u le ­ wnym deszczem. Zbyteczną praw ie rzeczą dodaw ać, że najw iększa część szyb, w ysta­

w ionych na ud erzen ia grad u uległa stłucze­

niu. N agły spadek wody zam ienił wiele u lic m iasta w rzeki, k tó re unosiły na sobie, ja k w zim ie, masy niestopniałego jeszcze lodu. Ulice: K rólew ska, D łu g a koło arse­

nału, K rakow skie-P rzedm ieście, ró w n ie ja k to i dziś m a m iejsce podczas ulewy, były tak zalane wodą, że dorożki zanurzały się

(9)

N r 21. WSZECHŚWIAT. 329 w niej do połowy kół. Nie wszystkie czę­

ści m iasta jednak ow o ucierpiały; południo­

wa część była od gradu wolną, głównie do­

tkniętą została północna i północno-zacho­

dnia. Środek burzy przeszedł około Zam­

ku i Starego miasta; biorąc kolum nę Z y­

gm unta za pu n k t środkow y, można przyjąć, że burza gradow a w mićście rosciągała się na pow ierzchni k o ła o prom ieniu równym dwu wiorstom . W stronie k u Nowemu- Św iatu odległość, do której g ra d sięgał, by­

ła cokolwiek m niejszą, zato w stronę cyta­

deli rosciągał się dalej. O trzy w iorsty od kolum ny Zygm unta, w ogrodzie B otanicz­

nym, ju ż p ad a ł tylko drobny i nieznaczny deszcz, tak, że w obserw atoryjum zebrano zaledw ie l ‘/ 2 m ilim etra wody spadłej (K a­

lendarz, w ydaw any przez warszaw skie ob­

serw atoryjum astronom iczne, na ro k 1859).

B rak dostatecznych danych nie pozw ala na bliższe obliczenie ilości spadłego lodu;—

w każdym jed n ak razie przyjm ując, że po­

w ierzchnia dotknięta gradem wynosiła okrą­

głe 12 kilom etrów kw adratow ych i że na tęż pow ierzchnią spadło tyle gradu , że wy­

sokość wody, powstałej z jego stopienia, wy­

nosiła tylko też same 1 '/2 m ilim etra, które b yły zebrane na obserw atoryjum , wypada, że w ciągu owych 20 m inut spadło na po­

w ierzchnią W arszaw y 18 m ilijonów kilo­

gram ów lodu! Ilość ta je st raczój zbyt ma­

łą niż zaw ielką. B u rza z dnia 4 M aja r. b.

była stosunkowo słabem echem burzy z ro ­ ku 1857.

W ielkość pojedynczych ziarn gradow ych je s t bardzo zm ienną. Zazwyczaj nie dosię­

gają one wielkości ziarn grochu okrągłego, przy wielkich je d n a k burzach znacznie te wym iary przechodzą. Niew spom inając o bajecznych podaniach brył lodowych nie­

zm iernej wielkości „spadłych z n ieb a” ja k np. o bryle, k tó ra m iała spaść za czasów K a ro la W ielkiego, 15 stóp długiej, 11 stóp grubej i 4 stopy szerokiej, lub o bryłach lo­

dowych wielkości słonia, które m iały spaść w Indyjach za panow ania Tippo-Saiba, m a­

my p rzykład y zupełnie w iarogodne ziarn gradow ych stosunkowo ogrom nych rozm ia­

rów. Że naw et niektóre urzędow e spraw o­

zdania należy pod tym względem przyjm o­

wać z w ielką ostrożnością, dowodzi te­

go przy kład przytoczony przez K am tza

w jego „M eteorologii”. Często w d a­

wniejszych dziełach można się spotkać z opisem gradu, któ ry miał miejsce w P ots- damie pod B erlinem 1767 ro k u , pod­

czas którego spadały ziarna wielkości dyni.

M ożna sobie wystawić m alowniczy opis, pe­

łen grozy, tego zniszczenia, ja k ie m usiały spraw ić zimne bryły tw arde ja k kamień, rozbijające wszystko w co uderzyły. O tym wszakże gradzie w ogłoszonym znacznie później zbiorze anegdot o F ry d e ry k u I I znajdujem y następną opowieść. Do P ots- damu, gdzie król w tedy przebyw ał, przy je­

chała z B erlina pew na osoba, k tóra, po przedstaw ieniu się królow i na zapytanie rzucone przez niego: „co słychać w B erli­

nie:'” odpowiedziała: „wszyscy mówią o bli­

skiej w ojnie”. „Ach kiedy ta k —rzek ł F r y ­ d e r y k —to musimy zwrócić ich uw agę na inny przedm iot”. W krótce potem jeden z jego zaufnych um ieścił w obu ówczesnych berlińskich gazetach opis owój strasznej b u ­ rzy gradow ćj. M ieszkańcy Potsdam u, k tó ­ rzy używ ali ciągle najpiękniejszej pogody, wystosowali do gazet mnóstwo listów pro­

testujących; uwagi ich je d n a k i reklam acy- je przyj ętemi nie zostały.

P ozostając w granicach rzeczywistości, spotykam y w wielu przypadkach ziarna gradow e, których wielkość była oznaczoną przez ludzi znanych w nauce, a które, j a k ­ kolwiek nie dochodzą bajecznych rozm ia­

rów, wyżój przytoczonych, są rzeczywiście ogromne. Przytoczym y kilka przykładów ziarn gradow ych znacznej wielkości:

H alley obserwował w d. 9 K w ietnia 1697 roku ziarna gradow e, ważące do 5 uncyj.

R o b ert T ay lor w tym samym roku 1697 w dniu 4 M aja m ierzył ziarna gradow e w H u dtfordshire dochodzące w obwodzie do 14 cali, t. j, mające średnicy 4 cale.

P a re n t widział w d. 15 M aja 1703 roku ziarna gradow e wielkości pięści.

M ontiguot zbierał w dniu 17 L ipca 1753 roku w T oul ziarna gradow e, mające trzy cale średnicy.

Y olta znajdow ał pomiędzy gradem spa­

dłym w nocy z d. 20 na 21 Sierpnia 1787 r.

w Como i okolicy ziarna gradow e, ważące do 9 uncyj.

Tessier wspomina, żc w tej strasznej bu­

rzy, która w roku 1788 w d. 13 L ip ca prze-

(10)

330 w s z e c h ś w i a t . N r 21.

• biegła F ran c y ja i Ilo la n d y ją , spadały z ia r­

na ważące po 8 uncyj.

Podczas burzy w W arszaw ie dnia 26 M a­

ja 1857 roku ziarna gradow e nie były zbyt j wielkie; najw iększe niew iele przechodziły j w ym iaram i swemi wielkość orzecha wło- j skiego. Zato burza z d. 4 M aja 1887 roku, jak k o lw iek wogóle nie d ała obfitego grad u i by ła k ró tk o trw ałą, przedstaw iała pojedyn­

cze okazy ziarn gradow ych dochodzące wielkości ja jk a kurzego, a naw et, podług opow iadań zupełnie w iarogodnyeb osób, wielkości pięści.

Z iarna gradow e mają, k ształt bardzo ro z­

m aity: do tej pory nie można było oznaczyć n a pewno, ja k a je st zasadnicza form a tych ziarn. T rudność b adania pochodzi stąd, że [ naprzód, podczas spadku przez w arstw y po- j

w ietrzą silnie ogrzane, wystające lub zao­

strzone części ziarn zostają stopione; n astę­

pnie i tak ju ż niezupełna b ry ła podczas ba- j

dania z trudnością, zachow uje swój kształt. ! G ra d spada nagle, praw ie niepodobna być j z góry przygotow anym i zaopatrzonym w to wszystko, co je s t niezbędnem dla p rz e p ro ­ wadzenia system atycznie badania nad k ształ­

tem gradu; przypadek tylk o może przyjść tu taj z pomocą. W każdym razie w ew nątrz ziarn a znajduje się najczęściej ją d ro biało, j nieprzezroczyste, ja k b y pow stałe ze zbitych ( kryształków śniegu, naokoło którego u k ła- I dają się w arstw y, nieraz bardzo n ie re g u la r­

ne lodu przezroczystego. P o d łu g w yrażę- nia A rago ją d ro i lodow ata pow łoka zupeł- | nie inaczej się tw orzą. Je d n a k nieraz moż- j

na spotkać formy, które zdają się odstępo- j wać od powyższego typu. Jedn ym z pierw - [ szych, któ ry dokładniej badał k ształt b ry - j

łek gradow ych był Delcros.

P o d łu g obserwacyj zebranych przez nie- [ go podczas burzy d. 4 L ipca 1819 r. zw y- | k ły m kształtem ziarn grad u je s t wycinek 1 kulisty o podstaw ie trójkątnej rów nobo­

cznej lub sześciokątnej. Często wycinek j ten ma postać taką, jak g d y b y pochodził 7.rozbicia kuli na tego rodzaju części. Od środka kuli, z którój pochodził wycinek ros- i

chodzą się prom ienisto części podobne do \ w łókien, tak, że całe ziarno gradow e wyglą­

da, jak g d y b y podzielone dw om a układam i powierzchni.

Podczas ostatniej b u rz y gradow ej w W a r- j

\ szawie w d. 4 M aja r. b., zdaje się, że to by­

ła przew ażająca forma: z opow iadań i ry ­ sunków zebranych przez różne osoby daje się to wyraźnie dostrzedz.

Niekiedy ziarn a gradow e odstępują od tego typu, w ykazując we środku ją d ro bia­

łe, otoczone tylko w arstw am i w spółśrodko- wemi, przezroczystem u Cieką w ój formy ziarn a gradow e, ze szczególnym roskładem części przezroczystych i nieprzezroczystych obserwował d r Jędrzejew icz w d. 9 M aja 1886 roku i opisał je w N rze 24 Wszech*

j św iata z r. 1886. P ow tarzając rysunek tych ziarn (fig. 1), nadm ieniam y, że cieniowane części rysunku przedstaw iają nieprzezro-

0

czyste części bryłek, białe zaś — przezro­

czyste w arstw y, odsyłając po więcej szcze­

gółów do wym ienionego num eru. Z daje się, że te bry łki można odnieść do typu, opi­

sanego przez Delcros.

N ajciekawsze je d n a k w ypadki badań nad kształein gradu zebrał i ogłosił Abich (U e- b er den k rystallinischen H agel, W ien,1879), k tó ry m iał sposobność często obserwować g ra d na K aukazie. P o d łu g niego n iejed n o ­ krotnie spadające bry ły gradow e są połą­

czeniam i kry ształó w lodu, ja k to przed sta­

w ia (fig. 2). W połączeniach tych wystę- p u ją graniastosłupy sześciokątne, forma, k tó ra, j a k wiemy, je s t właściwą kryształom lodu. Tęż samą formę opisywali Bischoff

Fig. 2.

(11)

N r 21. WSZECHŚWIAT. 331 i M erian, którzy nadto w ykazali zapomocą

polaryskopu niewątpliwą, budowę k ry stali­

czną tych b ry ł gradow ych. (G untber. Geo- physik, t. II, str. 227).

{dok. nast.)

W. K.

Dr R O M A N M A Y .

W spom nienie pośm iertne.

W dniu 4 K w ietnia, po k rótkiej chorobie, rosstał się z tym św iatem w Starołęce, pod Poznaniem , d r R om an May, jed en z m łod­

szych a bardzo gorliw ych pracow ników na polu publicznem w Poznańskiem .

S. p. Rom an M ay uro d ził się w r. 1845 w Szam otułach. U częszczał do gim nazy- ju m M aryi M agdaleny w P oznaniu , skąd dla różnych powodów w ro k u 1863 wydalo­

nym został, a nauki ukończył następnie w gim nazyjum w Głogowie. S tudyja uni­

w ersyteckie odbyw ał we W rocław iu, a po napisaniu rospraw y „U eber die kiinstliche D arstelun g von S ilicaten” u zy sk ał stopień doktora i był przez pew ien czas asystentem botanika w rocław skiego, profesora Cohna.

W roku szkolnym 1874—1875 odbywał tak nazw any „rok p ró b y ” w gim nazyjum real- nem w P oznaniu, poczem został przezna­

czony na nauczyciela do R aw icza. Zm arły z całem młodzieńczem poświęceniem oddał się zawodowi nauczycielskiem u, ale, ja k wielu innych, w idział się niebaw em znie­

wolonym do szukania dla siebie innego za­

jęcia. Ja k o chem ik udał się do jednej z fa­

b ry k chemicznych w Niemczech dla należy­

tego w ykształcenia się w technice. Zboga- cony znacznym zasobem wiedzy teoretycz­

nej i praktycznej, p rzybył do P oznania i tu w pobliżu m iasta w Starołęce założył fabry­

kę superfosfatów, k tó ra pod jeg o światłem kierow nictw em coraz pom yślniej się rozw i­

ja ła i m ogła ju ż pod niejednym względem w ytrzym ać ko nkurencyją podobnych fabi-yk zagranicznych.

Z m arły należał także do grona bardzo czynnych nauczycieli daw niejszej szkoły Żabikow skiej, by ł jed n y m z kierow ników

wydziału technicznego C entr. T ow arzystw a rolniczego, oraz sekretarzem w ydziału p rzy ­ rodniczego Tow arzystw a przyjaciół nauk.

Jak o przyrod nik z zamiłowania, a przem y­

słowiec z musu, zawsze p ra g n ął rozbudzić zajęcie do nauk przyrodniczych w obszer­

niejszych kołach publiczności; w tym celu m iew ał często publiczne w ykłady po pu lar­

ne w P oznaniu, z dziedziny przyrodoznaw ­ stwa. Jeszcze w roku bieżącym podczas postu zorganizow ał szereg bespłatnych w y­

kładów w P oznaniu, a własne jego odczyty były najliczniej uczęszczane. Na posiedze­

niach w ydziału przyrodniczego T ow arzy­

stw a przyjaciół n auk często zabierał głos, zdając spraw ę z postępu nauk, a poraź osta­

tni przem aw iał d. 23 M arca r. b.

P rze ję ty głęboką miłością rodzinnej zie­

mi i społeczeństwa, do którego należał, ś. p.

Rom an nie usuw ał się nigdy, gdy żądano od niego w spółudziału w pracach podejm owa­

nych dla dobra ogółu. N iezw ykła słodycz i prawość ch arak teru zjednała mu tak w P o ­ znaniu, ja k i daleko poza jeg o m uram i licz­

nych przyjaciół, któ rzy w nim n a p rzy ­ szłość wielkie pokładali nadzieje. — Śmierć nagła, a tak bolesna dla społeczeństwa w iel­

kopolskiego, nie pozw oliła zm arłem u ziścić tych pięknych rokowań; ale to, co zdziałał w ciągu krótkiego, bo zaledwie 42-letniego żywrota, zapewnia m u na zawsze miłą pa­

mięć w sercach tych, co go poznać bliżej mieli sposobność. Przem ysł wielkopolski ponosi przez śm ierć jego niepow etow aną stratę.

W ielkopolanie opłakują więc śmierć p rz ed ­ wczesną ś. p. R om ana M aya, jednego z dziel­

nych swych pracowników, k tó ry od dzie­

ciństwa wykolejony z drogi naukow ej, na której pragnął pracować, um iał przystoso­

wać się do w arunków , w jak ich znalazło się całe społeczeństwo nasze w Poznańskiem i w ynalazł sobie zajęcie, zapew niające jem u byrt osobisty, a dla k ra ju stwarzające nową gałęź przem ysłu. Niech nam, którzyśm y nie mieli sposobności znać osobiście ś. p. R o­

m ana Maya, wolno będzie przesłać: cześć jego pamięci!

E . D.

(12)

332 W SZECHŚW IAT. N r 21.

KH0MKA HAHKOWA,

M ETEOROLOGIJA.

— Stan pow ietrza w Europie środkow ej, w mie­

siącu Marcu 1887 r.

Miesiąc M arzec b y ł chłodny, po w iększej części niepogodny i w ietrzn y .

P rzez pierwsze dziesięć dni w E uropie środkowej i południow ej panow ało w ysokie ciśnienie barom e- try czn e, k tó re dochodziło zrazu do 775 mm a później do 770 mm (u nas 760 mrr.), gdy tym czasem głębokie d cpresyje przesuw ały się na północy i północo- w schodzie w yw ołując w Skandynaw ii i okolicznych k ra ja c h silne w iatry w połączeniu z niepogodą i opa­

dem. W E uropie centralnej zaś pow ietrze było spokojne, po większej części pogodne, m głą p rze­

pełnione bez znacznych opadów, p rzy te m p eratu rze p rzeciętn ie norm alnej.

U m iana dość znaczna n astąp iła w stan ie pnw ie- trz a z d n ia 11 na 12, gdy n ad m orzem północnem pojaw iła się nieznaczna depresyja, k tó ra pow iększa­

ją c się szybko co do głębokości swej i rosprzestrze- nienia z w ielką szybkością przesunęła się n ad b rz e ­ gam i N iemiec i b y ła powodem gw ałto w n y ch w ich ­ rów północno-wschodnich i pó łn o cn o -zach o d n ich k tó re w wielu m iejscach znaczne zrządziły szkody.

D nia 12 zrana m inim um baro m etry czn e panow ało nad w yspam i Duńskiem i, w ytw arzając zaw ieje ś n ie ż ­ ne n a m orzu Północnem i w' D anii, w skutek czego przez k ilk a dni p rzerw ana b y ła kom unikacyja lą d o ­ wa i wodna. O godzinie 2-ej po południu środek de- p resyi przeniósł się ponad ujście O dry, a zaw ieja d o tarła aż do wyspy R ugii. W nocy tegoż dnia m i.

nim um prze3zło n ad brzegam i P ru s w schodnich, przyczem od Rugii aż do g ran icy w schodniej tegoż k ra ju panow ały silne w iatry północne, a jak k o lw iek niedługo trw ały, zrządziły szkody dość znaczne;

szczególniej u cierp iały od w spom nianych w ichrów nadbrzeżne okolice m orza Bałtyckiego, w oda tu bo­

wiem w zniosła się do znacznej bardzo wysokości i spowodowała w wielu m iejscach wylewy rzek do m orza tego w chodzących, nie obyło się też bez s tra ­ ty w ludziach i okrętach, które w ty m czasie nad brzegiem B ałty k u się znajdow ały. W zatoce G d ań ­ skiej, gdzie wiele budowli zostało uszkodzonych, n a ­ g ro m ad ziły się takie m asy śniegu, że chw ilam i k o ­ m unikacyja kolejowa b y ła niemożliwą.

W tym że sam ym czasie (d. 12) obfite śniegi sp a ­ dły w Szw ajcaryi, A ustryi, południow ych N iem ­ czech, k tó re p rz e trw a ły aż do d. 16; T ry je st przez trz y d n i odcięty b y ł od św iata, a w okolicach jego śnieg w y w racał słu p y i po p rzery w ał d ru ty te le g ra ­ ficzne. Obfite o p ad y śnieżne m ia ły też m iejsce w po­

łudniowej i w schodniej F ra n c y i, w północnej Hisz­

panii i w Anglii. G odnem je s t zaznaczenia oziębie­

nie się pow ietrza w d. 13 M arca, ja k ie nastąpiło po­

za w spom nianą wyżej dep resy ją: w przeciągu 24 go­

dzin tem p eratu ra w N iem czech zeszła do —10° C.

G ranica m rozu w d. 13 rosciągała się od H ebrydów n a południe do L oary, stąd zaś na w schód wzdłuż A lp do Pesztu.

Z d n ia 15 na 16 stan pow ietrza uległ znowu p o ­ w ażnej zmianie, gdy głębokie m inim um w ystąpiło n a m orzu Śródziem nem na zachód od W łoch, k tó re w pływ swój szybko ku północy w yw ierać zaczęło, a w połączeniu z Wysokiem ciśnieniem ja k ie pano­

w ało nad brzegam i m orza Północnego i B ałty k u w ytw arzało w E uropie środkowej w iatry w schodnie i północno-wschodnie. Tej okoliczności przypisać należy niezw ykle m roźne pow ietrze jakie ta k długo utrzym yw ało się w E uropie centralnej. W zm ian­

kow ane wyżej m inim um n ie przekroczyło Wpraw­

dzie Alp, ty lk o zwróciło się na wschód do A ustryi i W ęgier, m iało je d n a k te n wpływ na okolice pow y­

żej A lp położone, że w N iem czech południowych spadły dość obfite śniegi. F a k t te n dowodzi, że A l­

py n ie są w y b itn ą g ran icą pow ietrzną d la A ustryi i N iem iec.

Znaczniejsze ocieplenie się pow ietrza nastąpiło dopiero d n ia 20 i dni następnych, gdy depresyja w y­

chodząca z południo-zachodu przeniosła się w E u ro ­ pie zachodniej ku północy; ocieplenie to postępow a­

ło kolejno od zachodu ku wschodowi. W dniu 20 te m p e ra tu ra podniosła się znacznie we F ran cy i i po­

łudniow ych Niemczech; w dniu 21 toż samo zjaw i­

sko m iało m iejsce w N iem czech północno-zacho- d n ich , d n ia 22 i 2S zrobiło się już cieplej we w scho­

dnich prow incyjach N iem ieckich, w Polsce i w scho­

dniej Rosyi, ta k , że d n ia 24 g ran ica m ruzu odsunęła się do Rosyi, a w N iem czech te m p e ra tu ra wzniosła się naw et wyżej od norm alnej.

Od d. 25 do końca m iesiąca nie zaszło nic godne­

go uw agi; głęboka depresyja, k tó ra naprzód pojaw i­

ła się n a północo-zachodzie, posunęła się zw olna ku południo-w schodow i, gdy tym czasem w południowo- zachodniej E u ro p ie utrzym yw ało się m axim um b a ­ rom etryczne. D latego też stan pow ietrza był w ty m czasie dość jednostajny; p rzy norm alnej tem p eratu ­ rze p rzew ażały w iatry zachodnie i północno-zacho­

dnie, k tó re niejednokrotnie w w icher przechodziły;

opady częste a nieraz dość obfite.

W K rólestw ie Polskiem i w prow incyjach po łu ­ dniow o-zachodnich Cesarstw a stan pow ietrza wogó­

le odpow iadał przebiegow i tu nakreślonem u. W p ie r­

wszych dniach m iesiąca odwilż lub m ałe przym roz­

ki, p rzy rzad k ich opadach, około 13 n astąp ił mróz, k tó ry w zmagał się coraz b ardziej aż do d. 21 zrana, w którym to dniu w szystkie praw ie stacyje notują najniższą te m p e ra tu rę w miesiącu. Od południa tego d n ia mróz szybko się zm niejszał, a w dniu 24 w całem K rólestw ie, a następnego dnia na Podolu i n a W ołyniu n a stą p iła odwilż, k tó ra do końca m ie­

siąca dotrw ała. Od 17 do 19 w całem K rólestw ie padał dość obfity śnieg, który w m niejszej ilości pojaw iał się też w o statn ich dniach m iesiąca Na Podolu i W ołyniu śnieg obfity notow ano od 15 do 18.

W W arszaw ie m axim um barom etryczne średnie 763,3 mm p rzy p ad ło d. 20, m inim um zaś 740,0 mm

(13)

Ws z e c h ś w i a t. dnia 13; najw iększą tem p eratu rę 4-8° C zanotow a­

no dnia 9, najmniejszą, zaś —10° C d. 21 M arca.

FIZYKA.

— Widmo absorbcyjne tlenu. W iirządzającem się obecnie obserw atoryjum w Meudon pod Paryżem , które zostaje pod kierunkiem Janssena, znajuuje się pracow nia do badań gazów i p a r znacznej gęstości.

W pracow ni tej, m ającej sto m etrów długości znaj­

duje się szereg ru r, m ogących znosić znaczne ciśnie­

nia, ze wszystkiem i przy rząd am i optycznem i, po- trzebnem i do badań widm absorbcyjnych różnych gazów, jak tlenu, azotu, w odoru lub p ary wodnej.

B adania przeprow adzone dotąd przez Janssena nad tlenem w ykazały, że gaz ten daje dwa szeregi widm pow stających przez pochłanianie św iatła, a w szcze­

gólności szereg drugi polega n a sm ugach ciemnych, któ re się rozw ijają w stosunku do k w adratów z gę­

stości gaza.

Praw o to prow adzi do wniosku, że przez m gławi­

cę, o średnicy przechodzącej dziesięćkrotnie śre d n i­

cę drogi ziemskiej i zaw ierającej tle n bardzo małej gęstości, m ogłaby przejść wiązka św iatła, niezdra- dzając bynajm niej swem w idm em obecności tego gazu. W skazuje to, ja k należy być ostrożnym przy w nioskowaniu o obecności lub b rak u pewnego gazu na danej gwieździe, opierając się na wskazówkach jej widma. (Comptes rendus).

S . K .

FIZY JO LO G łJA .

— Powonienie u kobiet. D la rosstrzygnięcia kw e­

sty i, czy obie płci posiadają jednakow ą czułość czyli delikatność zmysłów, m ało dotąd prow adzono badań; co do dwu najw ażniejszych przynajm niej zmysłów, wzroku i słuchu, nic w tym względzie po­

wiedzieć nie m ożna, sm ak wszakże zdaje się lepiej u mężczyzn rozw iniętym . Je stto może powód, dla którego sztuka kucharska w w yższych stopniach swej doskonałości stanowi monopol m ężczyzn; rz a d ­ ko też spotykać można kobiety, któreby się znały na winie. N atom iast dotyk je st niew ątpliw ie u ko­

biet, mówiąc w ogólności, czulszy aniżeli u męż­

czyzn, co je uzdolnią do najdelikatniejszych robót igiełkowych.

Co się tyczy wreszcie pow onienia, ciekaw e do­

św iadczenia przeprow adzili niedaw no w Stanach Zjednoczonych pp. Michols i Bailey, o czem zdali Bprawę am erykańskiem u stow arzyszeniu postępu nauk.

Fizyjologowie ci w ybrali niektóre substancyje, za­

lecające się silną wonią, ja k olejek lewkonii, wy­

ciąg czosnku, kwas pruski, cyjanek potasu i t. d.

substancyje te roscieńczyli wodą w rozm aitym sto­

pniu i w ypełnili niem i fiaszki, tak, że gdy pietwszrt zaw ierała rostw ór jednego gram a danej substancyl na litr wody, w drugiej był rostwór dwa razy słab ­ szy, w trzeciej dwa razy słabszy aniżeli w drugiej i t. d. Flaszki te zostały ponumerowane pod spo­

dem i pomieszane, a osoba poddana badaniu m iała je ustaw iać w porządku naturalnym , k ieru jąc się j e ­ dynie pow onieniem . Metoda ta wykazała przeda- w szystkiem bardzo znaczne różnice pod względem czułości tego zmysłu u różnych indyw iduów .

T rzej mężczyźni zdołali np. rospoznać kw as p ru ­ ski rościeńczony w ilości wody, przechodzącej dwa m ilijony razy jego ciężar, — ilość zatem ta k d ro ­ bną, że uchodzi już analizie chemicznej; in n i nato­

m iast nie rospoznaw ali już kWasń pruskiego w trze-1

ciem lub czw artem roscieńczeniu. NajciekaWsZytrl jed n ak rezultatem doświadczeń, którym poddano 44 mężczyzn i 38 kobiet różnych stanów, było w ykaza­

nie znacznej różnicy m iędzy obu płciam i CO do czu­

łości pow onienia.

Kwas p ruski np. wszystkie bez w yjątku kobiety przestaw ały poznawać w roscieńczeniu 1 ; 20 000, gdy w iększa część mężczyzn dochodziła do roscień- czenia 1:100000. Olejek cytrynow y rospoznawali m ężczyźni do roscieńczenia 1:200000, gdy kobiety tylko do roscieńczenia poprzedzającego, to je s t dwa razy mniejszego. Toż samo co do inn y ch woni.

R ezultat te n sprzeczny je s t z rospowszechnionem pojęciem, któ re kobietom przypisuje w iększą czu­

łość pow onienia, z powodu upodobania ich w perfu­

m ach. U podobanie to praw dopodobniej pochodzi w łaśnie stąd, że słabiej czują zapachy aniżeli m ęż­

czyźni, a tem samem m niej są stąd narażone na przykrości. W ypływ a stąd, że dla nosa męskiego, dam y, które się w w onnościach lubują, w inny się perfum ow ać dwa razy słabiej, aniżeli dla sam ych siebie. (Revue scient ).

T . l i.

BOTANIKA.

— Nowe poszukiwania nad porostami. Liczne b a ­ dania, przedsięw zięte w ostatnich czasach w celu w yjaśnienia n atu ry 'porostów, wykazały, że rośliny te przedstaw iają syntezę dwu organizmów: wodoro­

stu, zwanego tu gonidyjam i i grzyba (Por. W szech­

świat t. V, N r 50, str. 798). Myśl ta, wygłoszona i dowiedziona poraź pierwszy przez Schw endenera, znajduje nowe poparcie w pracy Borziego: Sporidi sorediali di A m philom a m urorum Koerb. (Malpi- ghia, Vol. I, 1886, str. 20—24). AmpLiloma m uro­

rum przedstaw ia porost, pospolicie rosnący na m a ­ rach i rozm nażający się zapomocą t. zw. soredyjów t. j. m ałych kłaczków, złożonych z nielicznych strzę­

pek, wśród których znajduje się kilka komórek go- nidyjalnych. .K łaczki tw orzą się w porze suchej, zaczynają zaś rosnąć przy nastaniu ■wilgoci, przy*

(14)

334 W SZECH ŚW IAT. N r 21.

czem w zrost polega na rozm nażaniu sig gonidyjów i wydłużaniu się strzępek. B orzi obserw ow ał ro z­

m nażanie sig soredyjów w m iejscach, gdzie porost te n napotyka się jednocześnie z w odorostem Hormi- dium varium , k tó ry w łaśnie tw orzy gonidyje tego porostu. AV porze w ilgotnej zauw ażył a u to r o d ­ dzielanie się od strzępek kłaczka m ałych je d n o k o ­ m órkow ych zarodników (spor), tw orzących się z p o ­ jed y n czy ch kom órek strzępek. Uwolnione z aro d n i­

k i k .ełk u ją bardzo łatw o i p rędko w wodzie i jeżeli n ie znajdują w bliskości odpow iednich wodorostów, natenczas utw orzony w oreczek zarodkow y ginie.

Je ż e li zaś woreczek zarodkow y n apotyka pojedyn­

cze kom órki H orm idium (kokki), w tedy woreczek te n otacza je i rozgałęzia sig. Jednocześnie uw ię­

ziony w oreczek dzieli sig w ielokrotnie, tak , że po up ły w ie bardzo krótkiego czasu z tego skojarzenia pow staje nowe soredyjum , które p rzy sp rzy jają cy ch okolicznościach daje początek porostow i. Jeżeli w oreczek zarodkow y zarodnika n ap o ty k a całą n ić H orm idium , to ona zostaje otoczona w pew nem m iejscu i rospada się na pojedyńcze kom órki (kok­

ki), z których tw orzą się gonidyje now opow stające­

go kłaczka.

S . G r.

— D zia ła n ie w łosków parzących pokrzyw y. W ia ­ domo, że w łoski parzące, np. u naszej pokrzyw y pospolitej, na w ierzchołku zakończone są główko- w ątem rosszerzeniem , ukośnie osadzonem , któ re p rz y dotknięciu łatw o o d łam u je sig, a włosek sam przenika w ciało i do ran y w ylew a część swej za­

w artości. O becnie H a b e rla n d t dowodzi, że odła- m yw anie główki, pom im o kruchości ścianki, zależy rów nież i od więksżej cienkości ścianki włoska w odpow iedniem m iejscu i dlatego m iejsce to n a ­ przó d m ożna oznaczyć. Przystosow anie to ato li m a na celu niety lk o ułatw ienie odłam ania, ale jed n o ­ cześnie nadaje odpow iedni k ształt przenikającem u w ciało końcowi włoska. M ianowicie m iejsce cień ­ sze ścianki m a tak ie położenie, że odłam anie n a ­ stępuje nie w poprzek, ale zawsze ukośnie ku do­

łowi. W skutek tego tw orzy sig. nadzw yczaj ostry w ierzchołek, a otw orzony wiosek p arzący zdaje sig być podobny do jadow itego zęba żmii. Z pew ne- m i zm ianam i podobny sch em at budow y włosków p arzący ch daje się zastosować do w szystkich zb a­

d a n y c h gatunków z rodzin U rticaceae, Loasaceae i J a tro p h a . Kruchość błonki u pokrzyw ow atych zależy od znajdującej sig w niej krzem ionki, u L o a­

saceae — od znacznej zaw artości w ęglanu w apnia, u J a tro p h a — od silnego zdrzew ienia. Jeżeli z b a ­ dam y większą liczbg gatunków i rodzajów, to zgo­

d n ie z n auką rozw oju znajdziem y rozm aite sta n y przejściow e, poczynając od prostego w łoska p a rz ą ­ cego bez głów ki i kończąc n a opisanej odpowie­

dniej celowi formie.

D otychczas powszechnie przyjm ow ano, że kw as m rówkow y je st w łaśnie tą substanoyją parzących włosków (pokrzyw y), k tó ra działa tru jąco . G. H a­

b e rla n d t zw raca uwagg, że pogląd te n a p rio ri zdaje sig być niepraw dopodobnym , ponieważ przy ukłuciu włoskiem pokrzyw y do ran y może sig d o ­ stać najw yżej 0,0006 mg kwasu mrówkow ego; d la ­ tego więc nadzwyczaj silne działanie włosków n ie ­ k tó ry ch pokrzyw podzw rotnikow ych pozostaje nie- w yjaśnionem . Jeżeli kilka św ieżych włosków p a ­ rzący ch rozm iażdżym y igiełką, tak , że czgść zaw ar­

tości pozostanie n a końcu tej ostatniej, poczekamy, póki koniec nie w yschnie i przypuszczalny kwas m rów kow y nie ulotni sig i w tedy ukłujem y się, to już po kilku sekundach w ystępuje ch arak tery sty czn e swędzenie, w połączeniu z poczerw ienieniem skó­

ry i tw orzeniem się pęcherzyka. S tąd wynika: 1) że tru ją c a m atery ja włosków p arzący ch nie je st kw asem m rów kow ym i 2) że m a te ry ja ta może być ty lk o substancyją nieulatniającą się. Reak- cyje m ikrochem iczne wskazują obecność w so­

ku kom órkow ym rospuszczonego ciała białkow ate­

go, które ścina sig przy zanurzaniu włosków p a ­ rzący ch do w rzącej wody. W ten sposób p o tra k ­ tow ane włoski tr a c ą zdolność parzenia. Dalej z do­

św iadczeń tych w ypływ a, że sam ego przez się cia ła białkow atego nie m ożna p rzy jąć za poszukiwa­

n ą truciznę i że ta ostatnia je st substancyją, k tó ­ r a podobnie ja k ferm ent nieorganizow any (enzym ) m oże b y ć z soku komórkowego w yciągniętą a lk o ­ holem i nanowo rospuszczoną w wodzie. Przy śc i­

n an iu b iałk a ferm ent ten zostaje zniszczony i t r a ­ ci swe działanie. T akie je s t najnow sze zap atry ­ w anie G. H ab erlan d ta na om aw iany przedm iot.

M ożnaby zapytać teraz, czy substancyja d ziałają­

ca parzący ch włosków i organów tru jący ch roz­

m aitych owadów je s t w samej rzeczy kwasem m rów kow ym , ja k to się wogóle przyj moje.

St. D.

R OZMAI T OŚCI .

— Indyjanie w Stanach Zjednoczonych. R aport kom isarzy do spraw indyjskich za r. 1885, ogłoszo­

n y z polecenia kongresu, zaw iera ciekawe dane sta ­ ty sty czn e. Ogólna liczba In d y jan , rosproszonych po różnych stan ach i te ry to ry ja c h wynosi około 300000; w o statnich 50 latach, ja k się zdaje, w brew pow szechnem u m uiem aniu, liczba ich nieco się zw iększyła. W ro k u 1884 zapisano w biurze indyj- skiem 4069 urodzeń, a tylko 3 087 zgonów. W y­

jąw szy Apaszów, inne plem iona są przyjaźnie w zglę­

dem rządu usposobione. U zdolnienie indyjan do życia osiadłego szybko się rozw ija; posiadają obe­

cnie około 30000 domów, z których 2000 w ystaw io­

no w r. 1882. U praw iają 230000 akrów g ru n ta, a zw łaszcza celują w hodowli bydła; posiadają oko­

ło 235000 koni lub mułów, 103000 wołów, jeden mi- lijon owiec i 68000 św iń. W reszcie 12000 dzieci

Cytaty

Powiązane dokumenty

9.1.4 Zamawiający uznaje, że podpisem jest: złożony własnoręcznie znak, z którego można odczytać imię i nazwisko podpisującego, a jeżeli własnoręczny znak jest

b Sposoby zaspokajania potrzeb poznawczych przez nauczycieli Badani nauczyciele zaspokajają swoje potrzeby poznawcze na wiele sposobów, głównie przez samokształcenie, udział w

Budując dobrą komunikację, warto przyjrzeć się bliżej tworzeniu dobrych relacji z innymi, ponieważ dobra komunikacja opiera się na

oferty Wykonawca Cz,I Łączna ilość pkt..

ków partji i porównał z ilością członków społeczeństwa, to okazałoby się, że partie to tylko nikła część społeczeństwa. Nie chcemy także Polski

Oceny te winny być dokonywane przez Wójta Gminy Wiśniowa, co najmniej raz w czasie kadencji Rady Gminy (nie rzadziej niż raz na 4 lata). Wyniki tych ocen winny być

Zgodnie z obowiązującymi przepisami ustawy Prawo ochrony środowiska, monitoring (w tym metody monitoringu) jakości powietrza, wód, gleb i ziemi oraz poziomu hałasu

a) Przewodniczący Komisji przetargowej sporządza protokół przeprowadzonego przetargu, który zawiera odpowiednie informacje określone w § 10 Rozporządzenia z dnia 14