• Nie Znaleziono Wyników

PISMO PRZYRODNICZEORGANPOLSKIEGOTOWARZYSTWAPRZYRODNIKÓWIM. M. KOPERNIK A WSZECHŚWIAT

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "PISMO PRZYRODNICZEORGANPOLSKIEGOTOWARZYSTWAPRZYRODNIKÓWIM. M. KOPERNIK A WSZECHŚWIAT"

Copied!
35
0
0

Pełen tekst

(1)

O p ł a t a p o c z t o w a u i s z c z o n a r y c z a ł t e m

WSZECHŚWIAT

PISMO PRZYRODNICZE

ORGAN

POLSKIEGO TOWARZYSTWA PRZYRODNIKÓW IM. M. KOPERNIK A

i i

T R E Ś Ć Z E S Z Y T U :

W ł a d y s ł a w N a t a n s o n . M i c H e l l i C a v e n d i s H .

A d a m K o c h a ń s k i . Jak . p r z e w i d y w a ć o p a d i c z a s j e g o t r w a n i a . S t e f a n M a c k o . K r ó t k i p r z e g l ą d k i e r u n k ó w i m e t o d b a d a ń

a n a l i t y c z n o - p y ł k o w y c h .

K r o n i k a n a u k o w a . N o w e a p a r a t y l a b o r a t o r y j n e . K o m u n i k a t y z l a b o r a t o r j ó w . K r y t y k a . M i s c e l l a n e a .

(2)

W szystkie przy czy n k i do , , W szechśw iata” są honorowane W wysokości

/5 gr. od wiersza. /

P P . A u to rzy artykułów otrzym ują bezpłatnie 4 0 odbitek-

R e d a k c j a odpowiada za poprawny druk iy lk 0 (yc/i przyczynków, które zostały j e j nadesłane w postaci maszynopisów.

Z e wzglądu na szczupłość m iejsca, prosimy uprzejm ie pp. Autorów kom unikatów z laboratorjów o m ożliw ą zw ięzłość. R o z m ia ry kornunikatu nie mogą przekraczać 1000 liter. A u to rzy otrzym ują bezpłatnie 100 odbitek kom unikatu, k omunikaty jed n ak nie SQ honorowane.

POLSKA SKŁADNICA POMOCY SZKOLNYCH

(O T U S)

W A R S Z A W A , N O W Y - Ś W I A T 33, II piętro front, T e ł. 287-30, 28-73 i 128-43.

podaje do wiadomości, że prowadzi następujące działy:

I. D Z IA Ł P O M O C Y S Z K O L N Y C H . II. D Z IA Ł M A T E R J A Ł Ó W P IŚ M IE N N Y C H i P R Z Y B O R Ó W B IU R O W Y C H . III. K S IĘ G A R N IĘ P E D A G O G IC Z N O - N A U K O W Ą . IV . D Z IA Ł W Y D A W N IC Z Y

I D R U K Ó W S Z K O L N Y C H .

Z A O P A T R U JE M Y PR A C O W N IE S Z K O L N E

w e w s z y s tk ie p o m o c e i p r z y r z ą d y p o d łu g P o ra d n ik a w sp ra w a ch n a u czan ia i w y c h o w a n ia (W y d a w n . M in is te rstw a W . R. i O. P .).

S P I S Y , K A T A L O G I 1 C E N N I K I N A Ż Ą D A N I E . C e n y i w a r u n k i d o g o d n e .

(3)

KAMIENNEMIASTO,CIĘŻKOWICE.

(4)

O R G A N P O L S K I E G O T - W A P R Z Y R O D N I K Ó W I M. K O P E R N I K A

Nr. 4 (1688) Kwiecień 1931

Treść zeszytu: W ł a d y s ł a w N a t a n s o n . M ichell i Cavendish. A d a m K o c h a ń s k i . Jak przew idyw ać opad i czas jego trwania S t e f a n M a c k o . Krótki przegląd kierunków i metod badań analityczno- pyłkowych. Kronika naukowa. N ow e aparaty laboratoryjne. Komunikaty z laboratorjów K rytyka. Miscellanea.

W Ł A D Y S Ł A W N A T A N S O N

M I C H E L L I C A Y E N D I S H

I

A n d r e w D o k e t , rektor kościoła Św.

Botolfa, roku Pańskiego 1446-go, za ło ży ł w Cam bridge małe, ubogie K ollegjum . A le w dwa lata później, K ró lo w a M a ł g o ­ r z a t a , żona H e n r y k a V I-go, ustępu- j ąc prośbom D o k e t a, obdarzyła Insty- tucję sowicie. Jak m ów ił nieszczęsny L o r d S a y, broniąc się p rzed zgra ją oprawców,

ignorance is the curse of God,

K now ledge the wing wherewith w e fly to heaven.

C zy p o jęła tę praw dę młodziutka, po­

dówczas zaledw ie piętnastoletnia M a ł ­ g o r z a t a A n d e g a w e ń s k a ? C z y ro­

zumiała, że klątwą Bożą jest dla nas ciem ­ nota, że na skrzydłach W iedzy myśl ludzka w ybiega nad gw iazdy? M o że szła za p rzy ­ kładem królewskiego m ałżonka: w roku 1443-im H e n r y k ufundował był prze­

cież, tuż zaraz w pobliżu jej Szkoły, p rze­

piękne K in g ‘s C ollege, które czaruje nas

dzisiaj, jak senna baśń, jak skamieniałe marzenie.

Z w ielkiego rodu w yw od ziła się M a ł ­ g o r z a t a ; ojcem był jej R e n e , książę Prow ancji, według S z e k s p i r a : R e i g - n i e r, król Neapolu, O bojga S ycylij i Je­

rozolim y. M im o tak wielkich, tak grzm ią­

cych tytułów, R e n e (jak nie om ieszkał tego Y o r k jego córce przypom nieć) bied­

niejszy byl n iźli yeoman w A n g lji; jego large style, zdaniem Protektora O n u - f r eg o, książęcia na Gloucester, nie zga­

dzał się bynajmniej z leanness of his pur- se, z chudą postacią jego sakiewek. A le herb m iał wspaniały: sycylijskie, w ęgier­

skie, jerozolimskie, andegaweńskie i lota- ryńskie godła łączyły się i zga d za ły w nim harmonijnie. Tarcza rodzinna M a ł g o ­ r z a t y , pyszne arcydzieło heraldycznej sztuki, rozpościera się zuchwale w pierw ­ szym dziedzińcu K ollegju m D o k e t a i pociąga ku sobie wszystkie spojrzenia.

(5)

1 0 0 W S Z E C H S W I A T N r. 4

I I

W hich of you trem bles not that looks on m e? te straszne słowa, w słynnej scenie T ra g ed ji K ró la Ryszarda T rzeciego, ów że sam R y s z a r d , żona Edw arda IV -g o E 1- ż b i e t a i zgrom adzeni dokoła nich dw or­

scy panow ie słyszą z ust M a ł g o r z a t y . M o glib yśm y p r z y ją ć te słow a i zastoso­

w ać do siebie: kto nie zadrży, sp ojrza w ­ szy w rozw iniętą p rzez genjusz ciemną kolej żyw o ta M a ł g o r z a t y A n d e g a ­ w e ń s k i e j ? W w alce, którą toczym y od urodzenia do śmierci, kto d o praw dy jest pew n y nieprzerw anego zw ycięstw a ? M ło ­ da, ponętna, prześliczna, zalotna M a ł g o ­ r z a t a S z e k s p i r a , w pierw szym w y ­ stępie, w naw półżartobliw ej scenie części pierw szej H enryka V I-g o , pojm ana przez S u f f o l k a , i S u f f o l k a i nas bierze do niewoli, szybko i łatw o; jakim cudem jest dusza dziew częca, w kręgu tęsknot zamknięta, w m gle uczuć pełna w ołań ra­

dosnych, nadchodzącego szczęścia i p ew ­ na i trwożna. W części drugiej H enryka

V I-g o M a ł g o r z a t a jest ju ż K ró lo w ą : złow rogie losy muszą się spełnić. Zacny, m ądry, szlachetny, H e n r y k jest słabym człowiekiem , ustępliwym , łagodnym ; umysł to górny i czysty, charakter z wosku: ani k rzty postanowienia, ani śladu w oli. M a ­ rzyciel, otoczony p rzez w ilki, H e n r y k , w chaosie w alk rozszalałych śni o zgodzie, pokoju i serdecznej m iędzy ludźm i miłości.

M a ł g o r z a t a (nienawidzi/ H e n r y k a ; dla jeg o niedołężnej dobroci ma tylk o po­

gardę. N ie dostrzega, lub nie dba, że mąż ją p r z e jr z a ł na w ylo t; ona S u f f o l k a chce jaw nie, opanowyw a go n iep ok ryjo- mu, do nieszczęścia i zbrodni go w iedzie, na w ygnanie, na śmierć. Dumna i okrutna kobieta, mściwa, zaw zięta, nieubłaganie, bez tchu w a lc zy z każdym w rogiem , z ka ż­

dym nawet ryw alem w w yścigu o w ładzę;

w okropnym splocie zdrad i podstępów, kłamstw, m orderstw, tortur i kaźni, d y ­ szy w ciąż zemstą, w re złością i szałem.

T y g ry s ico ! rzuca jej w tw arz zw yciężony, u pokorzony i um ęczony przez nią R y ­ s z a r d P l a n t a g e n e t i w iersz ten

O tig e r ‘s heart w r a p p d in a w om an s hide!

choć zgorzkn iały R o b e r t G r e e n e drw ić zeń próbował, pozostawia nam p rze­

cie portret, którego nie pozw ala zapomnieć nieśm iertelny czar i moc tw órcza poezji.

M a ł g o r z a t a ma wstręt do H e n r y ­ k a ; al e i S u f f o l k a nie kochała praw ­ dziw ie; jak mnóstwo kobiet, kocha tylko syna, księcia W a lji, E d w a r d a ; lecz to niepohamowane, szalone m acierzyńskie uczucie będzie początkiem jej kary, stanie się narzędziem jej męki. Z grozą przejęci, d ążym y śladem tragicznej K r ó lo w e j; zda­

ła już czuć m roźny dech sunącego ku niej nieszczęścia. Oto z wszelkich pęt się w y ­ ryw a ; zbryzgana krwią, łamie prawa spo­

łeczeństw i Przykazania Przedw ieczne.

Jak huragan grzechu idzie przez życie;

idzie opasana rojem przewinień, wirem przew rotności i zbrodni; aż w reszcie z ła ­ mana, zdeptana, w yklęta, na łup poniżeń w ydana i w zgardy, jak z ły duch, jak po­

sępne w idm o rozp a czy i skargi, jak proro­

kini gniewu B ożego błąka się błędnie po dalszych kartach d ziejó w okropnych tych czasów.

I I I

W roku 1465-ym, niezm ęczony w zabie­

gach swych D o k e t uzyskał dla K o lle ­ gjum nowe p rz y w ile je i dary od (wspom ­ nianej już w y ż e j) K ró lo w e j E l ż b i e t y , żon y czw artego E d w a r d a ; na znak swej wdzięczności, Zgrom adzenie uczone zm ie­

niło wówczas nazw ę Zakładu; przesuw ając apostrophe, z singularis: Queen‘s College, u czyniło p lu ra lis: Queens‘ College, K o lle ­ gjum K rólow ych . P od taką nazwą, p rze­

śliczne K ollegjum , m alowniczo zespolone, nieom al zrośnięte z rzeczułką, niby to kla­

sztor, niby feudalny zameczek, aż do dni naszych w skupieniu i w ciszy pracuje. W tych starych murach E r a z m z R o t t e r ­ d a m u spędził lat blisko siedem. N ieza w - sze byw ał, co prawda, zadow olony z Queens‘ C ollege; sk arżył się niejednokrot­

nie na jedzenie niesmaczne i na bardzo złe piw o; niekiedy na brak uznania i hołdów narzekał, na chłodne obejście. Podob ał mu

(6)

się tylko m iły ogródek, który dziś jeszcze Erasm uś W a lk się nazywa. Lecz skoro Erazm Cam bridge opuścił, ów pobyt w sen- nem Queens' College, pod jego piórem lt-kkiem i zwinnem, p rzyb rał barw y żywe, promienne. Szczęście tylk o we wspomnie­

niu istnieje; lśni w duszy ludzkiej skąpa­

ne w tęsknocie.

Do Erasmus' W alk, przez rzeczułkę cz y ­ stą i bystrą, prow adzi most drewniany, w budowie dość dziwny, o szanowaniu dzie­

ła poprzednich pokoleń świadczący. W roku 1749-ym, gd y erygow ano ów most (w edług rysunku n iejakiego p. E t h e r i d - g e ) , do pocztu członków Queens‘ C ollege p rzy b y ł R e v . J o h n M i c h e l l . Z dzieł traktujących o historji N auki n iew iele do­

w iedzieć się można o uczonym tym fellow ; tem głębszy podziw w nas budzą jeg o ro z­

p raw y drukowane w P h ilosophical Trans- acłions K rólew skiego Tow a rzystw a w Lon­

dynie. R ozm yślając nad budową w id zia l­

nego wszechświata, M i c h e l l nieraz w y ­ przed zał wiekopom ne badania S i r W i l ­ l i a m a H e r s c h e l a . On pierw szy zro­

zumiał mechanizm gw iazd podw ójnych;

istotę m gławic tłum aczył praw dziw ie. U si­

łując obliczać odległości, które nas dzielą od gwiazd, stosował do tych zagadnień

nowoczesne statystyczne metody, m etody rachunku prawdopodobieństwa. Bogactwo świeżych i trafnych, astronomicznych i ko- smogonicznych pomysłów, które hojną dłonią rozsiewał, jest zdum iewające. Z a j­

m ował się również i fizyką. W O ptyce był zwolennikiem korpuskularnej teorji; idąc za jej wskazówkami, przypuszczał, że, pod w pływ em powszechnego ciążenia, światło m oże zbaczać od normalnych torów swego przebiegu; to samo przypuszczenie czyni­

m y i dzisiaj, poczytując je za całkiem no­

we, wcale nieznane w dziejach Nauki. P o ­ szukiwał sposobów,które pozw ala łyb y mie­

rzyć siły słabe, o natężeniu bardzo nie- znacznem; m yślał zapew ne o siłach w y ­ stępujących w polu magnetycznem staty- cznem, których prawa odgadyw ał przed odkryciam i C o u 1 o m b a; m yślał bezwąt- pienia o słabych siłach graw itacyjnych;

pow zięty przez M i c h e 11 a plan dośw iad­

czenia zasłu żył na pamięć i uznanie po­

koleń.

Jak N e w t o n to p o ją ł i udowodnił, nie- tylko w przestw orzu Niebios ciążenie jest czynne. Ciążenie jest powszechne; naj­

m niejszy fragment m aterji podpada pod jego działanie. W szystkie ciała na ziemi ciążą ku ziemi i ziemia, ciążąc ku nim, im

(7)

1 0 2 W S Z E C H Ś W I A T Nr 4

odpow iada; w szystkie ciała na ziemi, cią­

żąc w zajem nie ku sobie, zw iązan e są z so­

bą. Natura jest spójna i niew ym ow nie splą­

tana; jest zw arta i zaw sze zgodna z sobą:

siki sem per consona pisze N e w t o n . Lecz przyciągania są prop orcjon alne do mas, masy zaś rze czy ziem skich są drobiazgiem znikom ym w zestawieniu z masami planet, słońca, gw iazd i innych konglom eratów przestrzeni. N e w t o n o w i w yd aw a ło się zatem, że nikt n igdy nie zdoła bezpośred­

nio w yk ryć i zm ierzyć zobopólnych sił gra ­ w itacji, czynnych pom iędzy pospolitem i przedm iotam i na ziemi. W traktacie D e M u n d i System ate (O p e ra , w ydanie H o r s - 1 e y a, tom I I I ) , N e w t o n oblicza siłę ciążenia, działającą pom iędzy dwiem a drob- r.emi kulkami lub pom iędzy górą a w a ­ hadłem; jakkolwiek w yn iki liczbowe, przez pomyłkę, podane są błędnie, przecież, rzecz godna uwagi, już w tym rachunku N e w ­ t o n jasno w skazuje dw ie następnie zasto­

sowane m etody w yznaczenia wartości t.

zw. stałej gra w ita cy jn ej, w spółczynnika proporcjonalności w form ule powszechne­

go ciążenia.

M i c h e l l postanowił zm ierzyć p r z y ­ ciąganie, które w yw iera spora kula o ło w ia ­ na A na inną, mniejszą, rów n ież ołowianą B ; w tym celu chciał umieścić kulkę B na lekkim drążku, który m iał być zaw ieszon y poziomo, na cieniutkim m etalow ym druci­

ku. Przyciąganie, sprawiane przez A na B, skręca drążek i drut o nieznaczny kąt, ten zaś (pośrednio) m oże być dostrzeżony;

stąd wyniknie szukana wartość ciążenia, czynnego pom iędzy ciałam i A i B. P o śmierci M i c h e 11 a, która nie p ozw oliła mu dokonać zamiarów, instrument, zgrub- sza już sporządzony, p rzeszedł do rąk W o l l a s t o n a ; lecz W o 11 a s t o n, nie mogąc rze czy doprow adzić do skutku, o d ­ dał pom ysł i przyrząd H e n r y k o w i C a v e n d i s h .

Tak d o jrzew a ły odkrycia w cichem Queens‘ C ollege. P rzy jm u ją c uczonych O ksfordzkich m istrzów, jakże m ądrze do nich przem ów ił król H e n r y k V I I I ; zie­

mia angielska pow ied ział nie m oże być le ­ p ie j użyta niż gdy jest ofiarow ana naszym

U n iw ersytetom ; dziąki nim, gdy m oje ko­

ści oddawna ju ż rozsypią się w próchno, w K rólestw ie tem bądzie ład, światło i dzielność.

IV

H e n r y k C a v e n d i s h był potom ­ kiem magnackiej rodziny, zapisanej już w dziejach N orm andzkiego Podboju. Jego przodek, W i 11 i a m, syn słynnej pani, dzielnej i m ądrej E l ż b i e t y H a r d - w i c k e, otrzym ał był godność E arla of Deuonshire od króla J a k ó b a I-go; król W i l l i a m I l l - c i czw artego Earla k reo­

w a ł książęciem ; H e n r y k zaś urodzony w N izzy, w roku 1731, był już prawnukiem pierw szego D u k e ‘a. O jciec H e n r y k a , L o r d C h a r l e s C a v e n d i s h, zajm o­

w ał się chętnie fizycznem i lub chemiczne- mi, zaw sze doświadczalnem i dociekaniami;

po w yjściu z Cambridge, w roku 1753, syn p ośw ięcił im się całkow icie. Ż ył naogół sa­

m otny: pow ściągliw y, m ilczący, zatopiony w swych myślach, o ludzi m ało się troszczył;

w ola ł o nich zapew ne jaknajrzadziej pa­

miętać. Z bratem F r y d e r y k i e m , z ku­

zynem J e r z y m , u trzym yw ał poprawne stosunki; lecz ograniczały się one do krót­

kich, zw yk le raz na rok przypadających odwiedzin. O bcow ał niekiedy z uczonymi, z m ężami nauki, do których przedmiot własnej pracy nieuchronnie go zbliżał. B y ­ w a ł na zebraniach R oyal Society, której członkiem b ył od roku 1760; w idyw ano go nawet na wspólnych obiadach T o w a rzy ­ stwa, w restauracji pod K oron ą i K otw icą ; lecz jadał w milczeniu, rzadko do sąsiada o d zy w a ją c się słowem, nigdy zaś nie p rze­

m aw iał głośno, publicznie. U kryto tam kie­

dyś znanego artystę wśród biesiadników i C a v e n d i s h nie zau w ażył podstępu;

tej niewinnej zasadzce zaw dzięczam y r y ­ sunek, który przekazał nam niezrównaną magnata, m yśliciela i odludka sylwetkę.

Zgrom adzeni innym razem uczeni m ężo­

wie, dostrzegłszy nadzw yczaj przystojną panienkę w oknie naprzeciw położonego budynku, poczęli powstawać od stołu, by podziw iać urocze zjaw isko; skoro zrozu-

(8)

miał, co d zieje się, C a v e n d i s h , oburzo­

ny, tow arzystw o natychmiast opuścił. W istocie rzeczy, C a v e n d i s h (jak zdarza się często ludziom wybitnym ) b ył bardzo nieśm iały; taki lęk go zdejm ow ał na w i­

dok tw arzy nieznanej, tak rozpaczliw ie nie umiał w yjś ć z w ew nętrznego swego oszań- cowania, że nawet szczery jego w ysiłek byw ał zazw yczaj daremny. G d y p o ja w ił się kiedyś, ku ogólnemu zdziwieniu, na przyjęciu w ieczornem u prezydenta R oy al Socieły, S i r J o s e p h B a n k s a, Dr.

I n g e n h o u s z pragnął przedstaw ić mu pewnego zagranicznego uczonego; C a- v e n d i s h słuchał przez chwilę, w m il­

czeniu, gładkich, uprzejm ie toczonych po­

witań gościa kontynentalnego, aż, do­

strzegłszy w śród tłumu przejście swo­

bodne, poskoczył tam tędy w niepow strzy­

manej ucieczce i, dopadłszy karety, kazał natychmiast powracać do domu. Skoro za­

prosił, w r. 1775-ym, H u n t e r a , P r i e s t - l e y a , N a i r n e ‘a i L a n e ‘a na śniada­

nie do siebie, fakt ten zapisano w kroni­

kach, jako w ydarzenie niezw ykłe. Dziesięć lat upłynęło, zanim zd ob ył się na inny czyn osobliw y: przedsięw ziął wycieczkę, ażeby J a m e s W a t t a w Soho od w ie­

dzić. Z biegiem lat odsuwał się coraz upor­

czyw iej od ludzi. Bronił się, jak tylko mógł, od rozm ów, zapytań, od ciekawych podglądań. Samotne dni spędzał w pracy;

wieczorną porą lub nocną udawał się na przechadzkę; tylko wówczas, gdy był nie­

obecny, wolno było służbie domowej p rze­

kraczać próg jego komnat. Po stryju, po ojcu, o d zied ziczył m ajątek ogrom ny; ale nie dbał o sw oje bogactwa, ż y ł jednostaj­

nie i skromnie, jak za czasu młodości, gdy często m iew ał raczej puste kieszenie.

O bojętny b ył na tytuły, zaszczyty; nie in­

teresował się niczyjem stanowiskiem spo- łecznem. N ie zabiegał o rozgłos, o sławę, o uznanie w spółczesnych ani nawet o pa­

mięć potomnych. P ra cow a ł nieprzerwanie, usilnie; ale w yn iki swych badań ogłaszał późno, niechętnie i zazw yczaj niecałkow i­

cie. N ie zdaw ał się w ażyć p rzyjaźn i lub być w rażliw ym na niechęć. Odrzucał zda­

nia i sądy, pochwałę i przygai. zarówno

odtrącał: szedł mimo. Od spraw p olitycz­

nych trzym ał się zdała: obejm ow ał je nie­

w yczerpaną pogardą. N ie zajm ow ało go piśmiennictwo; sztuki pięknt ni? m iały dla niego powabu. Przeszedł przez życie pra­

wie bez wzruszeń, bez uczuć; nie wiedział, czem może być przywiązanie, tęsknota, na­

miętność; n iczyjego kochania nie pragnął, nikomu ofiarow ać go nie mógł. Anachore- ta i bogacz, magnat a w sercu kaleka, pan m ożny z panów i nieszczęśliwy, badacz i m ędrzec godny podziwu i godny naszej li­

tości, ż y ł bez słów, oniemal ż y ł w ciszy, pośród zagadnień N atu ry i dziwów, pośród swych odkryć i nieraz nikomu nieznanych zdobyczy. W cześniej niż B l a c k znał fakty, które B l a c k opisał p rzy pomocy pojęcia ciepła (lub w łaściw ie cie p lik a ) uta­

jon e go ; lecz C a v e n d i s h ideę cieplika stanowczo odrzucał; w rozmyślaniach nad istotą ciepła zbliżał się zadziw iająco do dzisiejszych poglądów, do naszej w iary w zasadę zachowania energji. W ie le lat przed C o u l o m b e m rozstrzygnął (pośrednią, lecz nad podziw p recyzyjn ą m etodą), ja ­ kie jest praw o elektrostatycznych przycią- gań oraz odpychań; rozum iał przytem po­

jęcie elektrycznego ładunku i odróżniał je starannie od różnicy potencjałów, którą nazyw ał stopniem naelektryzowania lub nie­

kiedy, wybornie, elektrycznem ciśnieniem.

Ustanowił pojęcie pojem ności przew odni­

ka; m ierzył w sw ojej pracowni pojemność praw ie każdego elektrycznego przyrządu.

B adając pojem ność kondensatorów, posłu­

ż y ł się, on pierwszy, pojęciem stałej die­

lektryczn ej, którem zajm u jem y się dziś tak usilnie; ale ten doniosły czyn, ten w ażny postęp przez lat przeszło sześćdziesiąt po­

został Elektrostatyce nieznany, m ianowi­

cie do r. 1837-go, kiedy F a r a d a y po­

nownie odkrycia dokonał, ucząc, że istnie­

je własność dielektrycznych ośrodków, przynajm niej przybliżenie stała, ich, jak w yra ża ł się, specific inductwe capacity.

O koło r. 1781-go, w iele wcześniej niż V o l t a , C a v e n d i s h już pojm ow ał prawa płynięcia elektrycznego, zjawiska, które nazyw am y dziś prądem ; u tw orzył też, lecz dla własnego tylko użytku, poję-

(9)

104 W S Z E C H S W I A T Nr. 4

cia elektrycznego przew odnictw a i ele k try ­ cznego oporu. N ie znając ogniw ani galw a- nometru (b y ł sobie sam w łasnym galw ano- m etrem ), od k rył praw o O h m a , blisko p ó ł wieku przed O h m e m ; m ierzy ł p rz e ­ w odnictw o metali, w o d y m orskiej oraz r ó ż ­ nych solnych roztw orów , z dokładnością, którą, o stulecie później, b y łb y m oże zad o­

w o lił się K o h l r a u s c h . C a v e n- d i s h chciał w szystko m ierzyć; nigdy nikt nie p rz e ją ł się bardziej od niego nakazem ilościow ej nauki. C okolw iek w św iecie dlań było uchwytne, zdaw ało mu się natych­

miast przedm iotem ile m ógł dokładnego pom iaru; czego nie zd ołał liczbą w yrazić, m iał za nic. B y ł zatem nowoczesnym bada­

czem ; usilnie szedł, skrajnie, drogą ilościo­

w ego myślenia, którą dzisiaj idziem y. Jest to kolej owocna, zw ycięska; jest trw ała i piękna; zabezpiecza od uprzedzeń, po­

m yłek; chroni od dowolności, od ukrytych tendencyj, nieuświadom ionych pobudek;

przecina spory bezpłodne, odbiera moc dia- lektyce, jej koła zam ykają się w sobie z nieludzką precyzją. A le w tych kręgach świat nie m ieści się cały: pozostają na- zew nątrz istotne, naszej m yśli niezbędne pierwiastki. Świat nie składa się tylk o z od­

czytań na skali: świat zaw iera jeszcze in­

ne, najcenniejsze dla nas pewności. P r a ­ w idłow ość liczbow a nie sięga głęboko pod powierzchnię świadom ości człow iek a ; jest ona praw idłow ością nie świata, lec z dróg poznawania, badania. P ra w id łow ość lic z ­ bowa nie otw iera istoty rzeczy, treści N a ­ tury; jest tylk o śladem, znakiem, sym bo­

lem, wyciskiem, pozostawianym przez m yśl naszą własną w chw iejnym i sypkim grun­

cie zm ysłow ych dostrzeżeń.

Poszukiwania elektryczn e H e n r y k a C a v e n d i s h a są zdu m iew ającym p o ­ mnikiem jego genjuszu. Opisane dokładnie lecz nigdzie nieogłoszone, pozostaw ały w ukryciu, aż wreszcie, w r. 1874-ym, ó w ­ czesny siódm y w rodzie książę D e v o n- s h i r e, tenże sam hojny mecenas, które­

mu Cavendish L a b ora łory w Cam bridge zaw dzięcza istnienie, z ło ż y ł rękopisy do rąk J a m e s C l e r k M a x w e 11 a. Sta­

raniem i niezm iernym trudem M a x w e 1-

1 a, w październiku r. 1879-go, kilka tyg o ­ dni przed jego nieszczęsnym zgonem, pra­

ce te po raz pierw szy ukazały się na w i­

dok publiczny. Inne, całkow ite w ydanie prac i pism C a v e n d i s h a , w dwóch w ielkich tomach, sporządzili w Cambridge, roku 1921-go, S i r J. L a r m o r i S i r E d w . T h o r p e p rzy pom ocy kilku in­

nych, w ybitnych angielskich uczonych.

L ep iej znane są niespożyte zasługi, któ- remi C a v e n d i s h imię sw oje w d zie­

jach C hem ji zapisał. Pom iędzy r. 1777 a 1783 zbadał i w ytłu m aczył stały, ilościo­

w y skład atm osferycznego pow ietrza; opi­

sał p rzytem własności azotu; o sto lat w y ­ p rzed za ją c L o r d a R a y l e i g h i S i r W i l l i a m a R a m s a y a , odkrył w isto­

cie argon, chociaż nie w yja śn ił i nie po­

g łęb ił dostatecznie tego odkrycia. W roku 1784-ym, współcześnie z W a 11 e m, od­

k ry ł chemiczną naturę wody. G d y o pra­

cach C a v e n d i s h a dow iedział się L a- v o i s i e r, jasny ten i szeroki, syntetycz­

ny umysł, ujm ując w lot prawdę, w y ­ tłum aczył światu natychmiast ich niezm ier­

ną doniosłość. W e F ran cji L a v o i s i e r przekonał chem ików łatw o: d e M o r v e a u , F o u r c r o y , B e r t h o l l e t poszli za nim radośnie; ale sam C a v e n d i s h po­

został chłodny wobec błyskotliw ej, w spa­

niałej L a v o i s i e r a konstrukcji; rozw a ­ ż y w s z y w szystko starannie, wszechstron­

nie, uznał ją w końcu za rodzaj nowej no­

m enklatury, mniej w ięcej rów now ażnej flo- gistonowem u słownictwu, które, dla w y g o ­ dy, w swych pracach zachował. T o postą­

pienie nadzw yczaj jest charakterystyczne;

pozw ala nam zrozum ieć rodzaj C a v e n - d i s h a umysłu.

Tak ż y ł i tak trudził się C a v e n d i s h, m izantrop i genjusz. Ż y ł jak chciał żyć; bez przeszkód, utrudnień, udręczeń p rze ży ł ż y ­ wot w O jczy zn ie; szedł drogą własną, wśród zdumienia i uszanowania rodaków.

O sobliw y kraj, o w a A n g lja , gdzie, kto bliźnich nie krzyw dzi, jest w olny i m oże samym sobą pozostać. Społeczeństw o szcze­

gólne! nie krępuje, nie gniecie, nie w iąże;

nie usadawia się, jak zapora, pom iędzy m arzeniem człow ieka a życiem ; nie p rz y ­

(10)

pisuje sobie wszechwiedzy, wszechwładzy, wszechmocy; od tajem nych potęg N atury nie usiłuje być mędrsze.

V

W lecie 1797-go roku, w ogrodzie w ie j­

skiej rezyd en cji swej w Clapham, C a v e n- d i s h polecił wznieść niewielki, umyślny budynek, który jednę tylk o m iał izbę; w niej stanął drugi domek, w ew nętrzny, cał­

kowicie zam knięty i przeznaczony dla wa­

gi skręceń, dla przyrządu, którego pomysł dał M i c h e 11. Obserw ator znajdow ał się w ew nątrz pierw szej, lecz nazewnątrz drugiej konstrukcji. N a poziom ym drążku osadzone b y ły dw ie kule B, ołowiane, po 780 gr. masy m ające; pod w pływ em przy- ciągań, w yw ieranych p rzez dw ie duże ku­

le A , po 168,5 kg masy m ające, kule B w raz z drążkiem w yk ręca ły się i w p raw ia ły w drgania torsyjne cienki i długi drut, w yro ­ biony z m iedzi i posrebrzony. A ż e b y w a­

runki i w yniki doświadczenia prościej w y ­ razić, w yobraźm y sobie, że masy kuli A i kuli B w ynoszą resp. 150 kg i 20 kg i że środki tych kul zn ajd u ją się w odległości 30 cm od siebie. W a g a skręceń pozw ala do­

wieść, że kula A działa w ówczas na kulę B siłą, równą cięża row i (na ziem i) masy 0.2256 miligrama. K u la ziemska przyciąga zatem kulę B 88 653.000 ra z y mocniej ani­

żeli A ją przyciąga. Pon iew aż środek kuli ziemskiej jest o d leg ły od środka kuli B o 637.1 m iljonów centym etrów, środek zaś A tylko o 30 cm, przekonyw am y się zatem prostym rachunkiem, że masa naszej pla­

nety w ynosi około sześciu m iljonów m iljo ­ nów m iljon ów m iljonów kilogram ów. Tak C a v e n d i s h zważył ziemię, jak mówi się popularnie (lecz oczyw iście niepopraw ­

nie, nagannie); w dziejach ludzkich dow ie­

dział się po raz pierwszy, ile ma masy glob przypłaszczony, który, jak bąk zataczając się śmiesznie, niesie na sobie cy w iliza cje i w ojny, wszystkie nasze odkrycia, cierpie­

nia, radości i grzechy. N a le ża ł do rodziny śmiałków, o których czytam y u starego, naiwnego naszego przyj aciela-poety:

Fortune him hath enhaunced so in pryde That v e rra ily he wend he might atteygne Unto the sterris upon every syde;

A n d in a balance w eyen ech mounteyne.

Znając masę kuli ziem skiej i wiedząc, jaka jest jej objętość, m ożem y ob liczyć średnią gęstość tej bryły. W ostatecznym wyniku swych pom iarów C a v e n d i s h doszedł do wniosku, że średnia ta gęstość wynosi 5.48 gr/cm3; popełnił jednakże w rachunku błąd arytm etyczny, po którego sprostowaniu owa średnia gęstość w ypada z jego dostrzeżeń równa 5.45 gr/cm3.

Z mnóstwa późniejszych prac i poszukiwań wiem y dzisiaj, że średnia gęstość Ziem i różni się prawdopodobnie nieznacznie od 5.52 gr/cm:!.

P o d ziw ia jm y teraz przenikliwość genju- szu. N e w t o n , jak wiadomo, ukończył P rin cip ia na wiosnę r. 1686-go, sto jed e­

naście lat wcześniej aniżeli C a v e n d i s h potrafił zm ierzyć doświadczalnie średnią gęstość Ziemi. O dnalazłszy Propositionem X, Theorem a X w księdze trzeciej nieśmier­

telnych Zasad (w w ydaniu glasgowskiem z r. 1871-go p. 407) czytam y słowa nastę­

pujące:

uerisim ile est quod copia materiae tołius in terra quasi ąuinłuplo v e l sextup!o m aior sił quam si tota ex aqua constaret: masa ziem i jest prawdopodobnie ok oło pięciu do sześciu razy znaczniejsza niż gdyby ona cała składała się z wody.

A D A M K O C H A Ń S K I

J A K P R Z E W I D Y W A Ć O P A D I C Z A S J E G O T R W A N I A

N iejednokrotn ie nasuwa się nam prakty- Stan obecny wiadom ości z tej dzied zi­

czne pytanie, cz y nie m ożnaby przew idzieć, ny jest rzeczyw iście tego rodzaju, że na a nawet m oże i określić czasu trwania pytanie to można zupełnie pozytyw nie od- oraz natężenia opadu dla danego miejsca, powiedzieć. N aw et laik, p rzy pewnych

(11)

106 W S Z E C H Ś W I A T Nr. 4

zdolnościach obserwatorskich i kombina­

cyjnych, m oże śm iało p rzew id yw ać i ok re­

ślać opad. Znany dziś ogólnie w naukowym św iecie m eteorologicznym uczony norw eski

Rys. 1. W e k to ry prą dów wstępujących, a — teoretyczn y wstępujący, b — c yrk u lacji p o­

ziom ej, c — najczęstszy wstępujący.

V. B j e r k n e s (tw órca interesującej teo rji zniżek i t. zw. frontu polarnego) z d o ­ ła ł bowiem przep row adzić pewien p o d ział deszczów, odnoszący się ściśle w p raw d zie

wodna zaw arta w powietrzu skrapla się p rz y oziębianiu tw orząc w przypadku, gdy to skroplenie następuje p rzy ziemi, mgłę, na pewnej wysokości zaś obłoki. Jak w ia ­ domo bowiem obłoki w yższe nie są niczem innem tylko m głą właśnie. M ikroskopijne kulki wody, z jakich się składa taka mgła, łączą się następnie z przyczyn dokładnie dziś nieznanych, w duże krople opadające na ziemię. N ajczęstszą i n ajefektyw n iejszą przyczyn ą skraplania jest zaw sze oziębia­

nie podczas wznoszenia się dolnych mas pow ietrza w górę. Muszą zaistnieć więc prą d y pow ietrzne skierowane ku górze, c z y li t. zw. prą d y wstępujące. T e o rety cz­

nie m ielibyśm y w danem miejscu prądy pionow e z osią zbieżności (rys. l a ) ; w rze ­ czyw istości jednak prądy te, norm al­

nie poziom e (rys. Ib ), załam ują się dość nagle ku górze (rys. lc ) na pewnej granicy, zwanej powierzchnią nieciągłości.

Ł a tw o ją rozpoznać, bo w iatr zmienia tam nagle kierunek.

2 0 0 h m S O O k m

Rys. 2. Schemat przekroju pion ow ego frontu ciepłego. x — x : powierzchnia n ie­

ciągłości.

tylk o do północno-zachodniej Europy, da się jednak w bardzo w ielu przypadkach stosować wszędzie.

O pad w form ie deszczu cz y śniegu nie jest, ja kby się na p ierw szy rzut oka w y d a ­ w ało, pod w zględ em pochodzenia jed n oli­

ty. Fakt ten pozw ala na w yróżnienie szere­

gu typ ó w opadu, którym tow arzyszą zaw sze pew ne charakterystyczne dla każdego typu zjaw iska. Sam sposób powstawania opadu jest, jak wiadom o, bardzo prosty. Para

A l e podobną powierzchnię nieciągłości m am y i w innych przypadkach. Pow ietrze ciepłe i zimne nie miesza się nigdy zupeł­

nie ze sobą. D zieli je też powierzchnia bar­

dzo słabo do poziom u nachylona ( < 1°), odgraniczająca masy zimne od mas c ie­

płych. Różnice tem peratury nie muszą być przytem zbyt w ielkie, bo zazw yczaj nie przenoszą one kilku stopni C.

J eżeli na pow ietrze chłodne nasuwa się w zględ n ie lekkie pow ietrze ciepłe, m ów i­

(12)

m y o froncie ciepłym (rys. 2). Front taki przesuwa się najczęściej z zachodu na wschód. P o w ietrze ciep łe wznosząc się w zdłuż powierzchni nieciągłości daje kon­

densację i pewne charakterystyczne obło-

Rys. 3. N atężenie opadu frontu ciepłego. W dg.

Angstróm a.

ki. Obserwator w m iejscu A spostrzeże najpierw białe cienkie smugi najw yższych chmur zwanych Cirrus. N ie dają one cienia i m ają na długo przed wschodem i zacho­

dem słońca czerw oną lub różow o-żółtą bar-

lenie (rys. 3) potem słabnie, ale utrzym uje się jeszcze długo, bo czas trwania deszczu tego rodzaju wynosi zw yk le więcej niż 12 godzin. N iebaw em dość nagle w ypogadza się, Nietrudno przypom nieć sobie opisane następstwo zjawisk. W ystęp u je ono u nas bardzo charakterystycznie zwłaszcza latem.

Jeżeli pow ietrze zimne, a w ięc ciężkie, następuje po ciepłem, wsuwając się weń klinem, m ów im y o froncie zimnym (rys. 4).

Tu obserwator dostrzeże najpierw białe, kłębiaste obłoki rzadko po niebie rozrzu ­ cone, bądź m niejsze i w yższe czy li t. zw.

C irro-C um ulusy, zwane też popularnie ,,barankami“ , bądź w iększe rozrzucone po- jedyńczo czy grupami, t. zw. A lto -C u m u - lusy. W k rótce przybyw a A lto-C u m u lu sów coraz więcej i w reszcie nadchodzi zbita masa Nimbus. W 3 do 4 godzin od p o ja w ie­

nia się pierwszych A -C u , obserwujem y gw ałtow ny ulew ny deszcz. N ie trw a on

Ci Cu ,•>

P ro t o/u c/epte

rrfffr" ,,,J^TnTrrf^rTrrTTT‘])> r r n n illin w r ;> )T T > > > •rm -rm r rrrrr7 ,

?0fim Z O O h m

Rys. 4. Schemat przekroju pionowego frontu zimnego. x — x : pow ierzchnia nieciągłości.

wę. P o nich przechodzi już jednostajny, jednak cienki płaszcz obłoków o lekko mlecznej barw ie t. zw. C irro-Słrałus.

Płaszcz ten grubieje polem coraz bardziej i pokryw a niebo jednostajną, szarą, ciem ­ ną warstw ą t. zw. A lto -S łra tu s . Słońce i księżyc świecą z poza tej w arstw y jako blade tarcze o zupełnie zatartych kontu­

rach. T eraz przychodzą skłębione i ciemne chmury deszczow e zwane Nim bus i zaczy­

na się pierw szy deszcz. Od pojaw ienia się pierwszych Cirrusów do rozpoczęcia desz­

czu u pływ a zw y k le około 24 godzin.

Deszcz osiąga niebawem najw iększe nasi-

zw yk le dłużej niż jedną godzinę. Frontowi temu towarzyszą bardzo często grady, sil­

ne, nieraz huraganowe wichury i to z w y ­ kle falow o, t. zn. po jednej fa li naw ał­

nic następuje druga i t. d. P o przejściu frontu powoli się rozjaśnia i rozpogadza, ale jest jeszcze duża m ożliwość znacznych lokalnych ulew. I ten rodzaj opadu ma każdy z nas możność bardzo często obser­

wować. Na wiosnę i w jesieni są one u nas bardzo częste. N a le ży zaznaczyć, że oba wymienione w yżej rodzaje opadów są na niżu polskim bodaj że trzecią częścią wszystkich, ja k ie obserwujemy.

(13)

108 W S Z E C H Ś W I A T Nr. 4

Istn ieje w reszcie pewien typ opadu o p i­

sany przez B j e r k n e s a jako deszcze mgielne. T y p ten w ystępu je u nas na w y ­ brzeżu morskiem. C iep łe pow ietrze, p rz e ­ noszone m ianowicie nad w zględ n ie chłod-

charakterystyczne zjaw isko. O to w po­

godny dzień p o ja w ia ją się na niebie około 9 — 10 godziny rano, pojedyń cze białe, kłębiaste chmury, podobne do kłębów w ełny. Liczba i wielkość ich rośnie do

Rys. 5. Pow staw anie typow ych letnich obłoków [C u m u lu s ). S trzałki oznaczają kierunek prądów pow ietrza.

ne powierzchnie morskie, d a je niskie, m żą­

ce deszczem m gły, tak słynne np. w A n - glji. D eszcze te są słabe, ale długotrwałe.

N a kontynencie, jak wiadom o, maximum op ad ów przypada na miesiące letnie. In-

3 — 4 godziny popołudniu, pod noc zaś nikną zupełnie. Są to zupełnie „n ieszkod li­

w e " pod w zględ em opadu t. zw. Cumulusy, powstałe wskutek m iejscowego, silnego na­

grzania ziem i i w yn ikających stąd silniej -

Rys. 6. Cum ulusy nad łachą piaszczystą.

teresujące jest pytanie, jaki typ gene­

tyczn y przedstaw ia ten opad. D la zrozum ie­

nia sposobu powstawania tego rodzaju deszczów, nie od rzeczy jest przypom nieć sobie pewien charakterystyczny, dość czę­

sty przytem , stan letniej pogody. K a ż d y z nas zau w a żył niew ątpliw ie latem pewne

szych, lokalnych prądów wstępujących.

Podstaw ę m ają zaw sze poziomą, bo kon­

densacja zaczyna się zw y k le na pewnej określonej wysokości. Pow stają łatw o nad jakąś łachą piaszczystą, okolicą kamieni­

stą, p raw ie nigdy zaś nad lasami, stawami i t. d. (rys. 5). Często np. można łatwo

(14)

zauważyć regularne szeregi Cumulusów powstałych w zdłuż jakiejś silniej ogrzanej lin ji (rys. 6).

G d y m am y jednak w yją tk ow o silne na­

grzanie, prądy wstępujące są tak silne, że sięgają niejednokrotnie wysokości 8 — 9 km, w yp iętrza jąc ku górze olbrzym ie masy obłoków (rys. 7 i 8). J eżeli obserwator

Rys. 7. T y p o w y obłok burzy letniej.

( C u m u lo-N im b u s ).

znajd u je się m iędzy niemi a słońcem, w y ­ dają mu się śnieżno białe, jeżeli zaś owe obłoki zn ajd u ją się m ięd zy słońcem a ob­

serwatorem, to m ają ponury, ciemny, nie­

jednokrotnie ,,ołow ia n y " wprost w ygląd.

O błoki takie zw iem y C um ulo-Nim busam i.

Sprow adzają one praw ie zaw sze gwałtowne u lew y i bardzo często połączone są z w y ­ ładowaniam i elektrycznem i. Często p rzy ­ noszą też grad. Godne uwagi są przypusz­

czenia w sprawie budowy ziarn gradu czy ­ li t. zw. gradzinek. T w o rzą się one w w y ż ­ szej części obłoku, a następnie opadają.

N im jednak osiągną ziemię, mogą się do­

stać w pionow y w ir w iatrów o olbrzym iej wprost sile (rys. 7,x), który zmusza je na­

w et do kilkakrotnego okrążenia tego koła.

D zieje się to już w niższej części obłoku, gdzie m am y opad w form ie deszczu. Otóż gradzinki przechodząc przez taką strefę obm arzają współśrodkow em i warstwam i o różnej konsystencji, barw ie i t. d. W arstw tych można naliczyć nieraz kilka.

G rad y i C u -N b obserw ujem y w porze letniej a także późną wiosną i wczesną je- sienią, typow e są jednak dla burz letnich.

Opad który dają takie burze jest bardzo gw ałtow ny i obfity, ale krótki. Rzadko trwa dłużej niż kilka godzin, a zazw yczaj jest o w iele krótszy. C u -N b zaczynają się bo­

wiem tw orzyć około południa, rosną w go­

dzinach największego nagrzania, nikną zaś ku w ieczorow i. W w yjątkow ych przypad­

kach, gdy masy C u -N b są bardzo znaczne, albo przy posuwaniu się silnych zw yk le burz górskich na niziny, m ożem y obserwo­

wać piękne burze nocne.

T e znane wszystkim letnie kontynental­

ne u lew y są zjawiskiem czysto lokalnem.

B ardzo często różnica 1 km decydu je o tem, czy w danej m iejscowości będziem y mieli opad, czy nie. P rzew id yw an ie jednak na oko kierunku burzy jest bardzo r y z y ­ kowne, poniew aż zjaw iska ruchu takiego układu są dość skomplikowane. U le w y te dają u nas znaczne ilości opadu, p rz y c z y ­ niając się w wysokim stopniu do osiągnięcia ogólnej sumy opadu rocznego.

Rys. 8. C um ulo-N im bus.

Drugi typ ulew zwanych przez B j e r k- n e s a ulewami niestałości m orskiego po­

chodzenia, m ożem y obserwować też u nas latem. K ie d y chłodne pow ietrze oceaniczne w kroczy na silnie rozgrzany kontynent, dolne jego masy wznoszą się w górę, dając bardzo obfite skraplanie się pary wodnej w nich zaw artej. M asy takiego powietrza

(15)

1 1 0 W S Z E C H Ś W I A T Nr. 4

ustalają się nad kontynentem, dając długo­

trw ały, znaczny opad. N asze letnie ,,trzy- dn iów k i" są w łaśnie tern spowodowane.

J eżeli nie obserw ujem y silnych w iatrów i w ysokich system ów obłocznych, a jed n o­

cześnie znacznie ch łod n ieje i rozpoczyna się deszcz, można z pewnością p rze w id y ­ w ać „trzy d n ió w k ę".

P r z y tego rod za ju długim opadzie, n ależy w przew idyw an iu co do jeg o czasu trwania

przytem , że okres 5 dni jest zw y k le okre­

sem zmiany.

Istnieje w reszcie jeszcze jeden rodzaj deszczu t. zw, deszcze orograficzne, istnie­

jące w terenach górskich. Poru szające się masy powietrza, zmuszone p rz y napotkaniu gór do wznoszenia, oziębiają się i dają opad. Często zachodzi w górach zjaw isko ustalania się mas w ilgotnych przybyłych z nad oceanu. P o w ietrze to ustala się naj-

O cean

Rys. 9. a — nadejście okresu ulew, b — ustalenie się ich w górach.

trzym ać się rachunku prawdopodobieństwa.

M ianow icie im dłużej trw a opad, tem w iększe prawdopodobieństwo, że trw ać bę­

dzie jeszcze. I. R o u c h p o d a je np. na podstaw ie danych statystycznych, że w środkow ej Europie, zw łaszcza latem i je- sienią, je ż e li mam y:

1 dzień pogodny, to istnieje 70% p e w ­ ności, że i następny będzie pogodny; 2 dni pogodne — 75 % ; 3 dni pogodne — 80 % ; 5 dni pogodnych — 90%.

T o samo istnieje dla dni pochmurnych i deszczowych. Pam iętać jednak trzeba

częściej w dolinach i kotlinach, dając dłu­

gotrw ały, tygodniam i nieraz trw a ją cy opad, a potem t. zw. ,,mrakę“ górską (rys. 9).

A le kwest ja opadu w górach nie jest już tak prosta jak na nizinach. Z jaw iska zna­

cznie się tam komplikują.

Z podanych opisów można, jak widzimy, łatw o określić czas trwania i nasilenie opa­

du. A i sama kwest ja p rzyczyn y opadu oraz mnóstwa kom plikacyj w jego po­

wstawaniu i istnieniu, zachodzących wsku­

tek zróżnicow ania regjonalnego, zasługuje niew ątp liw ie na uwagę.

S T E F A N M A C K O

K R Ó T K I P R Z E G L Ą D K I E R U N K Ó W I M E T O D B A D A Ń A N A L I T Y C Z N O

Badania torfow isk m etodą analizy p y ł­

kow ej, których celem jest zobrazow anie zmian florystycznych, zw łaszcza szaty leśnej, a w następstwie i klim atycznych, ja ­ kim ulegała ziem ia w ciągu epoki polo- dow cow ej, są ju ż posunięte dość daleko.

- P Y Ł K O W Y C H

Badania te zostały zapoczątkowane przez szw edzkiego uczonego L e n n a r t a v o n P o s t a stosunkowo niedawno, bo w roku 1916. W p ra w d zie p y łk i w ystępujące w sta­

nie subfosylnym w torfie znane są oddaw- na, bo już w r. 1893 W e b e r m ikrosko­

(16)

powo stw ierdził po raz pierw szy obecność w torfie p y łk ów sosny i świerka, jednakże ówczesne badania analityczno-pyłkow e by­

ły nader ograniczone z tej prostej p rzy czy ­ ny, że znajomość kopalnych pyłków ró ż ­ nych gatunków drzew była bardzo nikła.

D opiero w r. 1916 L. v o n P o s t opra­

cował określoną metodę, zresztą ugrunto­

waną na dziełach C. A . W e b e r a i L a- g e r h e i m a.

W związku z nową metodą, w yłon ił się poważny problem at w ym agający skrupu­

latnych, a żmudnych i długich badań. In i­

cjatyw a, w yszła ze strony tw órcy m etody L. v o n P o s t a, pociągnęła nowością za­

gadnień przedew szystkiem szwedzkich ba­

daczy, a potem zaczęła zataczać coraz szer­

sze kręgi i absorbować um ysły uczonych wielu państw Europy. W o jn a światowa sparaliżow ała badania wskutek braku cią­

głego kontaktu m iędzy badaczami poszcze­

gólnych państw, który jest nieodzow ny do osiągnięcia syntetycznych rezultatów. P o w ojnie światowej badania, zakrojone odra- zu na szeroką skalę, posunęły w ażny i cie­

kaw y problem at o olb rzym i skok naprzód.

Badania, prow adzone od r. 1916 w Szwecji, o b ję ły bezpośrednio potem całą Skandy- naw ję; w dwa lata później (1918) zaczęte w Szw aj car j i, p o d jęte zostały w A n g lji i N iem czech (1923), a następnie w Polsce

(1925) i innych krajach Europy.

Dziś literatura dotycząca badań anali- tyczn o-pyłkow ych jest ju ż bardzo obfita, bo licząca setki prac ogólniejszych, krót­

szych rozpraw, artykułów i t. d.

O rozmiarach nagromadzonej dotych­

czas literatury m oże św iadczyć fakt, że najnow szy skorowidz zestawiony przez G.

E r d t m a n a wym ienia za okres 1927 — 1929 ogółem 276 prac, w tem z Polski 21.

A wiadom o wszakże, że liczba ta jest tylko skromną częścią tych wszystkich publika- cyj w Polsce, jakie w y s zły dotychczas z druku.

M im o tak intensywnych prac w tym kie­

runku, o żyw ia jącym się coraz bardziej, trzeba stwierdzić, że doniosły problemat w praw dzie kształtuje się powoli, ale dale­

ki jest jeszcze od całkow itego rozw iąza­

nia.

N ie mniej jednak uzyskane wyniki anali­

z y pyłkow ej pozw alają na przedstawienie w najogólniejszych zarysach obrazu rozw o­

ju lasów oraz następujących po sobie zmian klim atycznych w ciągu okresu polodowco- wego.

U jęcie ow ych zmian klim atycznych w ra­

m y określonego schematu jest zasługą dwóch badaczy szwedzkich B 1 y 11 a i S e r n a n d e r a (1910).

W edłu g zestawienia w pracy G a m s a i N o r d h a g e n a (1923), ustalono podział okresu polodow cow ego na 6 faz klim atycz­

nych: preborealna, infraborealna, borealna, atlantycka, subborealna, subatlantycka.

Odtąd term inologja B l y t t a i S e r ­ n a n d e r a uzyskała praw o obyw atelstwa w badaniach pyłkow ych i stała się podsta­

w ą rozw ażań analitycznych.

A le w miarę postępu prac, w yła n ia ły się coraz to now e szczegóły, które nie zawsze m ogły się już pomieścić w ramach klasycz­

nej term inologji B l y t t a i S e r n a n d e ­ r a i siłą rze czy w trakcie dalszych ba­

dań zachodziła konieczność, poza udogod­

nieniami i pomysłami natury technicznej, szukania nowych metod, któreby m ogły szczegółow iej w yśw ietlić naturę tych zmian klimatycznych. I oto na kongresie botanicz­

nym w Cam bridge w sierpniu 1930 roku, L e n n a r t v o n P o s t w ystąpił z refera ­ tem, w którym, poza krótkiem, syntetycz- nem ujęciem dotychczasowych w yników prac, omawia zadania i cele przyszłych ba­

dań w dziedzinie historji postarktycznych lasów Europy. Poniew aż spraw y te są bez­

sprzecznie bardzo w ażne dla tych, którzy u nas w P o lsce pośw ięcają się badaniom analityczno - pyłkow ym , przeto rozw ażym y szczegółow o referat L. v o n P o s t a, zw ła ­ szcza że wysuwane w nim p rojek ty nada­

dzą niew ątpliw ie inny kierunek dalszym badaniom.

„Statystyczno - p yłk ow e badania ew o­

lucji lasów Europy od ostatniego zlodow a­

cenia osiągnęły obecnie taki stopień kom­

pletności, że w ogólnym zarysie rozw ój la­

sów jasno się wyłonił. Obecnie jest rzeczą

Cytaty

Powiązane dokumenty

(znak: DOS-II.7222.1.4.2019) – pozwolenie zintegrowane na eksploatację instalacji do składowania odpadów o zdolności przyjmowania ponad 10 ton odpadów na dobę i

ketchup, tomato paste, cured meats etc.) may contain trace levels of allergens: gluten, milk (including lactose), eggs, soy, nuts, celeriac and

Główne dane techniczne ekspresów BCC01 – BCC02.

(produkty mleczne), soja (produkty sojowe i pochodne), sezam (i pochodne), jaja (i pochodne), orzechy (orzechy ziemne migdały) seler gorczyca łubin lub zawierające siarczany,

Ale w pensjonacie dowiedziała się pan; Ropską, że Klara w yprow adziła się stam tąd jeszcze przed czterem a tygodniami do mieszkania, które jej urzą­. dził

pcje ko a licji rządowej. Najistotniej szą kwestią jest zapewnienie praw dziwej samodzielności państwa. Dziś nie trudno małemu państewku stać się obiektem a

Maksymalne masy poszczególnych rodzajów odpadów i maksymalne łączne masy wszystkich rodzajów odpadów, które w tym samym czasie mogą być magazynowane oraz które

manie się przepisów, z zupełnem pominięciem tych ogólnych przewodnich zasad, których celem jest ułatwić interesantowi możliwie w największym stopniu załatwienie