• Nie Znaleziono Wyników

1930 IM. M. KOPERNIK A WSZECHŚWIAT

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "1930 IM. M. KOPERNIK A WSZECHŚWIAT"

Copied!
37
0
0

Pełen tekst

(1)

O p ł a t a p o c z t o w a u i s z c z o n a r y c z a ł t e m

WSZECHŚWIAT

PISMO PRZYRODNICZE H f .

ORGAN

POLSKIEGO

t o w a r z y s t w a

PRZYRODNIKÓW

IM. M. KOPERNIK A

( ■ n n . i i . i .1 1 . 1. ■ i m |

T R E Ś Ć Z E S Z Y T U :

S e w e r y n K r z e m i e n i e w s k i . Ś. p. p r o f . d r . E m il G o d l e w s k i , s e n . J a n M o n i a k . ' W y b r z e ż a A l g e r j i .

E u g e n j u s z R y b k a . G r o m a d a k u l i s t a g w i a z d M e s s i e r 3 . K r o n i k a n a u k o w a . D r o b i a z g i l a b o r a t o r y j n e .

K o m u n i k a t y z l a b o r a t o r j ó w . O c h r o n a p r z y r o d y . K r y t y k a . M i s c e l l a n e a .

1930

(2)

„T E C H N I K ”

d w u t y g o d n i k

p o ś w i ę c o n y s p r a w o m g ó r n ic t w a , h u t n ic t w a , p r z e m y s ł u i b u d o w n i c t w a

R ed a k cja i A dm inistracja: K a to w ic e, L ig o n ia 30, II p. tel. 30-90.

P. K . O . Nr. 305.249.

Prenum erata roczna zł. 1 2.— Półroczn a zł 6.— K w artaln a zł. 3.—

N u m e r p o j e d y ń c z y 5 0 g r o s z y .

POLSKA SKŁADNICA POMOCY SZKOLNYCH

(O T U S)

W A R S Z A W A , N O W Y - Ś W I A T 33, II piętro front, T e l. 287-30, 28-73 i 128-43.

p o d a je d o w ia d o m o ś c i, ż e p r o w a d z i n a stę p u jąc e d z iały :

I. D Z IA Ł P O M O C Y S Z K O L N Y C H . II. D Z IA Ł M A T E R J A Ł Ó W P IŚ M IE N N Y C H i P R Z Y B O R Ó W B IU R O W Y C H . III. K S IĘ G A R N IĘ P E D A G O G I C Z N O - N A U K O W Ą . IV. D Z IA Ł W Y D A W N IC Z Y

I D R U K Ó W S Z K O L N Y C H .

Z A O PA T R U JEM Y PRACOWNIE SZKOLNE

w e w szystk ie pom oce i p rz y rz ą d y p od łu g P o rad n ik a w spraw ach nauczania i w y ch o w an ia (W y d a w n . M inisterstw a W . R. i O. P.).

S P I S Y , K A T A L O G I I C E N N I K I N A Ż Ą D A N I E . C e n y i w a r u n k i d o g o d n e .

D o pp. W s p ó łp r a c o w n ik ó w !

Wszystkie przyczynki do „Wszechświata” są honorowane w wysokości 10 gr. od wiersza.

P P . Autorzy mogą otrzymywać dowolną liczbą odbitek po cenie kosztu.

R e d a k c j a odpowiada za poprawny druk tylk0 iy°h przyczynków, które zostały je j nadesłane w postaci maszynopisów.

Z e względu na szczupłość miejsca, prosimy uprzejmie pp. Autorów komunikatów z laboratorjów o możliwą zwięzłość. Rozmiary ^omun/^o/u nie mogą przekraczać 1000 liter. Autorzy otrzymują bezpłatnie 100 odbitek komunikatu, ^omun/^a/y jednak me S(? honorowane.

(3)

Ś P. E M I L G O D L E W S K I , S E N .

(4)

P I S M O P R Z Y R O D N I C Z E

O R G A N P O L S K I E G O T - W A P R Z Y R O D N I K Ó W I M . K O P E R N I K A

N r . 9 (1683) Listopad 1930

Treść zeszytu: S e w e r y n K r z e m i e n i e w s k i. Prof. dr. Em il Godlewski, sen. J a n M o n i a k. W yb rzeża A lg e rji. E u g e n j u s z R y b k a Gromada kulista gwiazd M essier 3. K ronika naukowa. Drobiazgi labora­

toryjne. Kom unikaty z laboratorjów. Ochrona przyrody. K rytyka. Miscellanea.

S E W E R Y N K R Z E M IE N IE W S K I.

P R O F . D R . E M I L G O D L E W S K I , S E N .

Z A R Y S D Z IA Ł A L N O Ś C I N A U K O W E J .

Żałobna wieść w strząsnęła polskim świa­

tem naukowym. W K ra k ow ie 11 września r. b. E m i l G o d l e w s k i sen. zakoń­

czy ł życie. Zam knęła się chlubna nauki polskiej księga. Z eszedł ze świata ten, co niemal przez pięćdziesiąt lat niew oli naro­

du w ciąż daw ał św iadectw o jego żyw otn o­

ści duchowej.

E m i l G o d l e w s k i (ur, 1847), w ycho- waniec S zk oły G łów n ej, już z niej w yn iósł zainteresowanie w określonym kierunku i nabytą w ied zę postanowił zużytkow ać do badań życia rośliny. W arunki do pracy na tem polu zn alazł w słynnej pracow ni J.

S a c h s a w W urzburgu. W r. 1873 ha­

bilitow ał się w e w szechnicy Jagiellońskiej, później parę lat p rzeb yw a ł w e Lw ow ie, w yk ła d a jąc na Politechnice i w U n iw ersy­

tecie, skąd pow ołano go na katedrę bota­

niki do K ra j. W y ż s z e j S zk o ły R oln iczej w Dublanach. Tu pracow ał przez lat 13 i w r. 1891 w ró cił do K ra k ow a na katedrę p rz y nowoutworzonem Studjum R olniczem

Uniw. Jag. G d y E, G o d l e w s k i osią­

gnął 71 rok życia, ustawa p o ło ży ła kres jego pracy profesorskiej, lecz nie nauko­

w ej. C zując się na siłach, G o d l e w s k i obejm uje stanowisko kierownika W y d z ia ­ łu R oln ego w N au kow ym Instytucie Gosp.

W ie jsk . w Puławach, na którem w oln y już od obow iązków profesorskich, ro z w ija bar­

dzo ży w ą działalność do 81 roku życia.

Ostatnie lata sp ęd ził w K ra k ow ie w kole najbliższej rodziny, otoczony czcią świata naukowego, dawnych kolegów i uczniów.

Zm arł w 84 roku życia.

Trudno w krótkim zarysie w y lic zy ć w szystkie naukowe zasługi G o d l e w ­ s k i e g o , należycie uwydatnić jego po­

stać na tle w spółczesnego stanu w iedzy.

Zadanie to nader w dzięczne, lecz wym aga osobnego studjum.

D ziałalność sw oją G o d l e w s k i ro z ­ poczyn ał w czasie, kiedy fiz jo lo g ja roślin jeszcze w znacznej swej części opierała się na m aterjale obserw acyjnym nie popar­

(5)

266 W S Z E C H Ś W I A T Nr 9

tym badaniami ściślej szemi. G o d l e w ­ s k i , podobnie jak je g o współcześni, P f e f f e r , D e V r i e s , B a r a n i e c k i i inni ze szk o ły S a c h s a , od sam ego p o ­ czątku p o d ją ł ścisłe badania ob jaw ów ż y ­ cia roślin, odrazu zw ra ca ją c się ku podsta­

w ow ym zagadnieniom ich żyw ien ia się i przem iany m aterji. P o c ią g a ją go rów n ież z a w iłe p rob lem a ty krążenia soków w r o ­ ślinach i ich wzrostu.

D o każdej k w estji odnosi się z k ry ty c y ­ zm em posuniętym jak n a jd a lej, wszech­

stronnie ro zw a ża m etody badania, aby ści­

śle ocenić b łęd y doświadczeń, w istotę k a ż­

dego zagadnienia stara się sięgnąć jak n a j­

głęb iej, a zaw sze do tego u żyw a środków jak najprostszych.

P ro s to i jasno u jm u je też każde zaga d ­ nienie. W interpretow aniu w yn ik ów z a w ­ sze jest bardzo ostrożny. Jeśliby kiedy sposób tłum aczenia ja kiego zjaw iska, da­

n y przez G o d l e w s k i e g o , m iał ulec zmianom, to m aterja ł rzeczow y, zd ob yty p rzez niego, n igdy nic nie uroni ze swej wartości.

D orobek naukow y G o d l e w s k i e g o jest w ielki i niejeden szczegół ju ż w ysta r­

cza, aby im ię jego utrwalić.

W y n ik i prac swoich ogła sza ł przede- w szystkiem w w ydaw nictw ach A k a d em j i Um iejętności, czy te ln icy Kosm osu i daw ­ nego W szech św iata rów n ież n iejedn okrot­

nie sp otyk ali się z je g o artykułam i, poza- tem um ieszczał sw e prace w naukowych czasopism ach zagranicznych. W y d a w n ic ­ tw o P u ła w sk ie oraz R oczn ik i Nauk R o ln i­

czych także o tr z y m y w a ły od G o d l e w ­ s k i e g o do druku to, co bardziej w ią za ­ ło się z praktycznem i zagadnieniam i r o l­

nictwa.

W zarysie n in iejszym nie b ędziem y tr z y ­ m ali się chronologicznego porządku, w ja ­ kim u k a zy w a ły się prace G odlew skiego, lecz zgru pu jem y je w edług zagadnień, k tó­

rym b y ły poświęcone.

Z aczn iem y od zagadnienia krążenia so­

kó w w roślinach. x) .

1) P rz y c zy n e k do te o r ji k rążenia soków u r o ­ ślin. Pam . A k . Um. 1884.

W s zy stk ie podów czas ro zw ija n e m echa­

niczne te o rje krążenia soków nie zadaw a­

la ły G o d l e w s k i e g o , m ało bowiem u w zględ n iały w ym aganą prędkość i w y d a j­

ność ruchu w ody. G o d l e w s k i p ie rw ­ szy zw rócił uwagę na rolę żyw y ch kom ó­

rek w tym procesie, ro lę inną, niż rola p ro ­ stego siedliska zjaw isk osmotycznych.

Punktem w yjścia b yła obserw acja, że ż y ­ w e kom órki miękiszu drzew nego i prom ie­

ni rdzeniow ych stykają się z elem entam i martwem i, z których składają się p rzew o­

dzące w odę naczynia i cewki. G o d l e w ­ s k i nie poprzestał na podkreśleniu ich udziału w om awianym procesie, lecz ro z ­ w in ął teorję, tłum aczącą jeg o mechanizm.

W ed łu g niego, ż y w e kom órki drewna z a ­ chow ują się, jak pom pki ssąco-tłoczące, które czerp ią w odę z niżej położonych na­

czyń i cew ek i podnoszą ją do w y żej le ż ą ­ cych.

K o n ce p c ja ta odrazu zyskała zw olenni­

ków, mimo, ż e narazie brakow ało jej p od ­ staw dośw iadczalnych. D opiero zczasem nauka zysk a ła d o w o d y na to, że w yk lu cze­

nie udziału ż y w y ch kom órek ham uje krą­

żenie w ody, że m oże się zm ieniać przepu­

szczalność p la zm y pod w p ły w em czynni­

ków zew nętrznych; niedawno zaś fiz jo lo g hinduski B o s e stw ierd ził istnienie pul- sacyj elek tryczn ych w miękiszu, p rzy leg a ­ jącym do naczyń. W s zy stk o to argumenty na k orzyść te o r ji G o d l e w s k i e g o , która obu dziła ż y w e zainteresow anie się problem atem i p rzy czy n iła się do jego p o ­ znania.

W o ln e od hipotez, już tylk o na ścisłem dośw iadczeniu oparte, są prace G o d l e w ­ s k i e g o o tw orzeniu się m a terji organi­

cznej w roślinach. Tem u zagadnieniu p o ­ święcone są prace z r. 1873, a w r. 1889 G o d l e w s k i om awia je w e W szechśw ie- cie.

G o d l e w s k i z a ją ł się n a jp ie rw zb a ­ daniem w p ływ u ilości bezw odnika w ęg lo ­ w eg o na je g o p rzysw aja n ie i w yk azał, że zw iększona ilość tego gazu w otoczeniu zielonej rośliny, na św ietle, w p ły w a na p rzy sw a ja n ie w ęgla korzystnie, istnieje je ­ dnak pewna granica, dla różnych roślin ró ż­

(6)

Nr. 9 W S Z E C H Ś W I A T 267

na, której przekroczenie od bija się na ro­

ślinie szkodliwie. W s za k że jednoczesne wzm ożenie natężenia św iatła sprawia, że roślina w ydatniej przerabia bezwodnik w ęg lo w y dostarczony jej w nadm iarze, ja ­ ki p rzy słabem oświetleniu b y łb y nawet szkodliw y.

Jest bardzo prawdopodobne, — pisze G o d l e w s k i — że dla każdego natęże­

nia światła istnieje inne optimum zaw arto­

ści bezwodnika w ęglow ego w powietrzu.

Im światło jest silniejsze, tem optimum to w ypada w yższe i odw rotnie — podniesie­

nie natężenia św iatła będzie korzystne dla rośliny tylk o wówczas, gd y jednocześnie będą zwiększone zasoby bezw odnika w ę ­ glow ego w powietrzu. N ie m oże być więc m ow y o jakiejś prostej i bezpośredniej za­

leżności przysw ajan ia bezw odnika w ę g lo ­ w ego od natężenia światła.

W ten sposób G o d l e w s k i ju ż w r.

1873x) dał zupełnie w yra źn e określenie pojęcia „czyn n ik ów ogran iczają cych '1, któ­

re dopiero w trzydzieści lat później zosta­

ło rozw inięte p rzez B l a c k m a n a . W tym samym 1873 roku og ło sił G o- d 1 e w s k i wiadom ość tym czasow ą o b ez­

pośrednim zw iązku m ięd zy rozkładem bez­

wodnika w ęglow ego, a pojaw ian iem się skrobi w ciałkach zieleni. 2).

W pracy tej G o d l e w s k i po raz pier­

w szy dowiódł, że do powstawania skrobi w zielen i jest konieczna obecność w p o w ie­

trzu bezw odnika w ęglow ego, w yk a za ł na­

stępnie, że szybkość pojaw ian ia się skrobi w tych warunkach zm ienia się rów n olegle ze zmianą szybkości rozkładu bezw odnika w ęglow ego, wreszcie, że zanik nagrom a­

dzonej skrobi odbyw a się nietylko w ciem ­ ności, lecz i na świetle. N a świetle, jeśli brak w otoczeniu roślin y bezw odnika w ę ­ glow ego, skrobia w zielen i w ca le się nie pojaw ia, rośliny zaś, mimo powstrzym ania

1) A b h an gigkeit der Sauerstoffausscheidung der B latter von dem Kohlensauregehalt der Luft.

A rb eiten des bot. Institutes in W iirzburg. I. 1873.

2) A b hangigkeit der Starkebildung in den C hloroph yllkornern von dem Kohlensauregehalt der L u ft 1873. W dw a lata późn iej w y s zło szcze­

gółow e opracowanie po polsku.

przysw ajania węgla, pokrój p rzyb iera ją nor­

malny, nie w ykazu ją cech w ypłonienia, a zatem w ypłanianie ich jest następstwem nie wstrzym ania asym ilacji, lecz braku światła.

W szystkie te w yniki na ow e czasy b y ły nowe, niektóre z nich dopiero po 10 latach zn ala zły potw ierdzenie, inne zaś otw ierały drogę do badań w now ym kierunku. Fakt, że przez usunięcie z otoczenia zielonej ro­

śliny bezwodnika w ęglow ego można u zy­

skać na św ietle kiełk i normalne, zielone niewypłonione, chociaż nie asym ilujące bezwodnika w ęglow ego, sam G o d l e w s k i później zużytkow ał w swych badaniach nad tworzeniem się białka w roślinach.

W związku z kwest ją w pływ u ilości bez­

wodnika w ęglow ego na jego przysw ajanie, w yja śn ił G o d l e w s k i inną jeszcze, rów nież bardzo w ażną sprawę. W iadom o było, że niektóre roślin y zielone normalnie nie w yk azu ją skrobi, zaw iera ją natomiast inne zw iązk i bezazotowe. W ię c np, w li­

ściach roślin bananowatych spotykano za ­ miast skrobi tłuszcz i nawet przyjm ow ano, że jest to w tym przypadku p ierw szy w id o ­ czn y produkt asym ilacji węgla.

Zasługą G o d l e w s k i e g o b y ło stw ier­

dzenie, że i w tym przypadku rów nież będzie tw orzy ć się skrobia, jeśli tylk o spo­

tęgow ać asym ilację w ęgla, np, przez z w ię­

kszenie natężenia św iatła p rzy jednoczes- nem powiększeniu zasobów bezwodnika w ęglow ego. Jeśli zaś norm alnie u tych r o ­ ślin, zamiast skrobi, w id zi się tłuszcz, to jest on produktem przem ian następczych.1) G o d l e w s k i przytem nie sądzi, aby skrobia m iała być pierw szym produktem asym ilacji, lecz zgodnie z innymi p rzyjm u ­ je, że skrobię poprzedza g lu k o za .2).

W szystkie badania nad asym ilacją w ę­

gla prow adzi G o d l e w s k i z roślinami lądowem i, nie posługuje się w ięc znaną już wówczas i nieraz stosowaną m etodą licze­

nia pęcherzyków gazu, w ydzielan ego przy

-1) C zy produktem przysw ajania u roślin bana­

nowatych jest tłuszcz, czy skrobia, 1875,

2) W szechśw iat 1889: Co w liściach pierw ej się tw orzy, glukoza, czy m ączka?

(7)

268 W S Z E C H Ś W I A T Nr, 9

asym ilacji z p rzek roju gałązek roślin w o d ­ nych.

P ew n e za le ty tej m etody G o d l e w ­ s k i uznaje, lecz jednocześnie w bardzo głębokiem krytyczn em studjum, które w y ­ szło ty lk o po polsku, w skazu je c a ły szereg ostrożności, jakie n a leży zachow yw ać, aby w yn ik i uzyskane tą m etodą b y ły m iaro­

dajne.

P ra ca ta 1), jak to często byw a z praca­

mi, drukow anem i po polsku, mimo całej sw ej doniosłości, uszła uwagi i niejedno, na co w skazyw ała, podnoszono w k ilk a ­ dziesiąt lat po jej ogłoszeniu.

D o zagadnienia syntezy bezazotow ych c ia ł organicznych G o d l e w s k i p o w ra ­ ca jeszcze p o u p ły w ie 20 lat, lecz teraz przedm iotem jego badań są organ izm y nie- zielone,

W roku 1890 badacz rosyjski W i n o - g r a d s k y, k tóry obecnie pracu je na w ych od źtw ie w e Francji, w yosobnił z gleb y p ie rw s zy organizm, w y w o łu ją c y nitryfika- cję, m ianowicie ustrój, który utlenia z w ią z ­ ki am onowe na kwas azotawy. O prócz z w y ­ kłych składników mineralnych, dodaw ał W i n o g r a d s k y do p o ży w k i w ęglan m agnezow y, celem zobojętn ienia kwasów, w ytw arzan ych p rzez ten organizm. P o n ie ­ w a ż w p o ży w ce nie b y ło żadnych połączeń Organicznych, a jed yn ym zw iązk iem w ę ­ glow ym b y ł w ęglan m agnezowy, W i n o ­ g r a d s k y sądził, że on w łaśnie jest dla organizm u źró d łem w ęgla. G o d l e w s k i natomiast dow iódł, że źródłem w ęg la dla organizm u n itryfik u jącego nie jest ani w ę ­ glan m agnezow y, ani jakiek olw iek lotne cia ło organiczne, zn ajd u jące się w p o w ie­

trzu (bo i to p o d ejrzew a n o ), lecz jed yn ie bezw odnik w ę g lo w y pow ietrza. W p o w ie ­ trzu, pozbaw ionem tego gazu, organizm nie r o z w ija ł się i n itryfik a cja nie następow a­

ła. W ten sposób po raz p ie rw s zy zostało w yk ryte, że istnieją organ izm y niezielone, które nawet w ciemności mogą p rzy sw a ja ć

a) O m etodzie oznaczania Szybkości p rzys w a ­ jania zapóm ocą obliczania p ęch erzyk ów gazow ych, w yd ob yw a ją cych się z roślin y pod w odą. A k . Um .

1874.

w ęgiel z bezw odnika w ęg lo w eg o pow ietrza jed yn ie p rz y pom ocy energji, pochodzącej z utlenienia cia ł nieorganicznych. N a z a ­ w sze pozostanie to w ielk ą zasługą G o- d l e w s k i e g o . 1).

P ra ca o n itryfik a cji ma prócz tego duże znaczenie m etodyczne. O b licza ją c bilans w ym ian y gazów p r z y n itryfik a cji, G o- d 1 e w s k i zau w a żył w j ednem dośw iad­

czeniu w iększe straty tlenu, niżby należa­

ło się spodziew ać, sądząc z ilości u tlenio­

nego amon jaku, zarazem zn ala zł od p ow ie­

dnie p rzy b y tk i bezw odnika w ęglow ego.

G o d l e w s k i nie m ógł dopatrzeć się in­

nego powodu zakłócenia doświadczenia, jak tylk o w tem, że korek, którym n a czy­

nie b y ło zam knięte, u legał utlenieniu. B y ć może, iż gdzieś w szczelin y korka zakradła się pleśń i swem oddychaniem w p ły w a ła na zm ianę bilansu gazów , lecz o to m n iej­

sza — najw ażn iejsze, że m am y tu p r z y ­ kład, jaką n iezw y k łą ścisłością od zn a cza ły się badania naszego uczonego.

A b y uniknąć podobnych, a zgo ła nieocze­

kiw anych b łęd ów na przyszłość, w d a l­

szych badaniach stosował G o d l e w s k i aparaty, sporządzone w całości ze szkła i w nich odchylen ia w bilansie gazów ju ż się nie p o w tó rzy ły . A p a ra ty te n iejed n o­

krotnie z n a la z ły zastosow anie na innem polu badań poza pracow nią G o d l e w ­ s k i e g o , nawet zagranicą (P f e f f e r, R u h 1 a n d ).

W rok po ogłoszeniu p ra cy o n itryfik a cji ukazuje się w iadom ość tym czasowa, a w 6 lat później w yczerp u jące studjum G o- d l e w s k i e g o o tw orzeniu się m ateryj białkow ych w roślinach. 1).

Zagadnienie to, m oże najbardziej za w i­

łe, dzięki G o d l e w s k i e m u zyskało bardzo w iele. Zostało w yjaśn ione dużo w ątpliw ości, w iele poglą d ów w szczegółach uległo sprostowaniu, niektóre zys k a ły no­

w e ośw ietlenie, i co nie m niej w ażne —

O n itry fik a cji am onjaku i źród łach w ęg la podczas żyw ien ia się ferm entów n itryfika cyjn ych . A k . Um. 1896.

*) O powstawaniu m ateryj białkow atych w r o ­ ślinie. A k . Um. 1903.

(8)

Nr. 9 W S Z E C H Ś W I A T 269

stw ierdzony został bezpośredni w p ły w do­

datni światła na procesy syntezy białka w zielonych roślinach.

R oślin y na świetle, p rz y w ykluczeniu asym ilacji węgla, tak samo tra c iły na w a ­ dze, jak i rośliny trzym ane w ciemności.

Jednakże rośliny ośw ietlone w tych w arun­

kach żyw iej przera bia ły pobrane zze-

A p a ra t G o d l e w s k i e g o do badań w ym iany gazów u roślin.

w nątrz azotany na organiczne zw ią zk i nie- białkowe, jak i na ciała białkow e, rów nież i regen eracja cia ł białkow ych z ich produk­

tów rozkładu miała w nich przebieg żyw szy.

Przem ianom cia ł azotow ych w roślinach G o d l e w s k i zaw sze pośw ięcał w iele uwagi zw łaszcza w studjach nad oddycha­

niem roślin, które obok tw orzenia się m ate­

r ji organicznej w roślinach stanow iły g łó w ­ n y przedm iot jeg o badań.

P ra ce G o d l e w s k i e g o nad od d y ­ chaniem roślin, podobnie jak nad asym ila- c ją w ęgla, początkam i swem i sięgają lat siedem dziesiątych u biegłego stulecia.

Początkow o studjuje G o d l e w s k i oddychanie p o ro s tó w 1), lecz niebawem przechodzi do m aterjału fizjo lo g iczn ie bar-

-1) N iek tó re dośw iadczenia nad oddychaniem porostów. A k . Um. 1874.

dziej jednorodnego, a zasobnego w zapasy oddechowe x) . Chcąc bliżej określić zw ią ­ zek m iędzy zew nętrznem i przejaw am i od­

dychania, a rodzajem m aterjału oddecho­

wego, G o d l e w s k i jednocześnie ozna­

cza i ubytki tlenu i przybytki bezwodnika w ęglow ego w otoczeniu badanych roślin.

Stanowi to du ży postęp w technice podob­

nych doświadczeń, dotąd bowiem ograni­

czano się tylk o albo do m ierzenia pochła­

nianego tlenu, albo do oznaczania w yd zie­

lanego bezwodnika w ęglow ego, jeśli zaś w yją tk ow o oznaczano zm iany w ilościach obu gazów jednocześnie, to tylk o przez ich pom iary na początku i pod koniec do­

świadczenia, kiedy badany m aterjał spo­

w od ow a ł już znaczne zm iany w otaczają- cem go powietrzu, w yra ża ją ce się w na­

grom adzeniu bezw odnika w ęglow ego i w dużem zużyciu tlenu, co razem dla bada­

nej rośliny w ytw arzało warunki bardzo niekorzystne.

D o jednoczesnego oznaczania ubytków tlenu i przyb ytk ów bezwodnika w ęglow ego podczas oddychania roślin zbudow ał G o- d 1 e w s k i aparat, który stał się później prototypem w całości ze szkła sporządza­

nych aparatów do badania n itryfik a cji oraz oddychania beztlenowego. U zu p eł­

niony dodatkowem urządzeniem aparat ten pozw ala studjować oddychanie roślin nawet w atm osferze o stałej ilości tle n u 2).

P r z y pom ocy w ynalezionej przez siebie m etody bada G o d l e w s k i oddychanie roślin w okresie ich kiełkowania, a następ­

nie — oddychanie ro zw ija ją c yc h się pącz­

ków kw iatow ych i dojrzew ających ow o­

ców. Doświadczenia w ykazują, że stosu­

nek ob jętościow y w yd zielan ego p rzez ro­

śliny p rz y oddychaniu bezwodnika w ęg lo ­ w ego do pochłanianego przytem tlenu z a ­ le ż y w pierw szym rzęd zie od rodzaju ma­

terjału zapasow ego w nasionach. D la na­

sion oleistych stosunek ten spada poniżej jedności i dochodzi do 0.6, dla nasion skro­

biowych utrzym uje się stale na poziom ie J) Studja nad oddychaniem roślin. A k . Um.

1882.

2) Ein neuer Atm ungsapparat. Botanische Zei- tung, 1882.

(9)

270 W S Z E C H Ś W I A T Nr. 9

bliskim jedności. In n y b y ł p rzeb ieg o d d y ­ chania d o jrzew a ją c yc h m akówek, k ied y kosztem w ęglow od a n ów t w o r z y ły się w na­

sionach tłuszcze. W ó w cza s stosunek b ez­

w odnika w ęg lo w eg o do tlenu b y ł znacznie w ięk szy od jedności. W id o c z n ie w tych przypadkach oddychanie od b y w a ło się n ietylk o kosztem w oln ego tlenu, lecz rów -

A p a r a t G o d l e w s k i e g o do dośw iadczeń z o d ­ dychaniem roślin p rz y stałym d o p ły w ie tlenu.

nież i kosztem tlenu zaw artego w w ę g lo ­ wodanach.

P r z y pom ocy swoich aparatów badał G o d l e w s k i tak że w p ły w zaw artości tlenu w pow ietrzu na p rzeb ieg oddycha­

nia. S tw ie rd ził przytem , że naw et p r z y znacznych wahaniach procentow ej za w a r­

tości tlenu w otoczeniu rośliny, stosunek bezw odnika w ęg lo w eg o do tlenu p o zosta je bez zm iany. D op iero p rz y bardzo znacz- nem obniżeniu się zaw artości tlenu nastę­

pu je podniesienie się stosunku wskutek rozp oczyn a jącego się w ów czas od dych a­

nia śróddrobinow ego. N a w ynikach tych badań nie m oże za w a ży ć błąd, stw ierd zo­

n y później p r z y o k a z ji dośw iadczeń z ni-

tryfik a cją , a pochodzący stąd, że aparaty zam ykano zw y cza jn y m korkiem , choćby dlatego, że dośw iadczenia te w przeciw ień ­ stwie do doświadczeń z n itryfik a cją trw a ­ ły bardzo krótko.

N iebaw em przechodzi G o d l e w s k i do bliższych badań oddychania śróddrobi­

nowego,

O śróddrobinowem oddychaniu roślin w yższy ch ustalał się w ów czas pogląd P f l i i g e r a , że nie jest to zjaw isk o szcze­

gólne, da ją ce się obserw ow ać dopiero w atm osferze beztlen ow ej, raczej, że jest ono niejako pierw szą fa zą oddychania norm al­

nego, tlenow ego, której przeb ieg m ożnaby porów nać z ferm en tacją alkoholową. P o d ­ stawą takiego pojm ow ania oddychania śróddrobinow ego b yło często obserw ow a­

ne p o jaw ian ie się alkoholu w tkankach ro­

ślin w yższych, pozostających w atm osferze beztlen ow ej,

G o d l e w s k i zrazu przed staw ił się energicznie takiem u pojm ow aniu oddycha­

nia, w y d a ło mu się ono przedw czesne i m ylne. D la uznania tego typu oddycha­

nia za identyczn e z ferm entacją alkoholo­

w ą nie dosyć jest — pisał słusznie G o- d 1 e w s k i — skonstatować tw orzen ie się alkoholu, ale n a leżałob y oznaczyć w tym procesie stosunek m ięd zy ilością w y ­ tw orzon ego w roślin ie alkoholu, a ilością w y d zie lo n e g o p rze z nią dwutlenku w ęgla.

T o w łaśnie zadanie p o d ją ł i ogłosił w y ­ niki w spólnie z ów czesnym swoim asysten­

tem F, P o l z e n i u s z e m , ’ ),

O kazało się, że istotnie, nasiona grochu, pogrążone w w odzie, u legają ferm entacji alkoholow ej, g d y ż ilości w ytw arzan ego p rzez nie w tych warunkach bezw odnika w ęg lo w eg o i alkoholu są p ra w ie jed n a­

kowe.

D opiero wobec takich rezu ltatów w ła ­ snych badań p rzec h y lił się G o d l e w s k i na stronę poglądów , które przedtem z w a l­

czał, lecz — i to podnieść n a leży — on do­

piero dał tym poglądom realne podstaw y

a) O śródcząsteczkow em oddychaniu nasion pogrążon ych w w o d z ie i o tw orzen iu się w nich alkoholu. A k . Um., 1901,

(10)

Nr. 9 W S Z E C H Ś W I A T 271

i do tego w czasie, k ied y P f e f f e r za­

czynał się chwiać co do słuszności swych zapatrywań.

Lecz G o d l e w s k i ze z w y k łą sobie ostrożnością nie chciał uogólniać zdob y­

tych faktów, sądząc, ,,że jest rze czą w yso­

ce prawdopodobną, iż w szęd zie tam, gdzie m aterjąłem oddechow ym jest glukoza lub w ęglow odan y na nią się hydrolizu jące, fe r ­ m entacja alkoholowa, jako oddychanie śródcząsteczkow e jest częścią składową oddychania normalnego, niejak o p ierw ­ szym jeg o etapem ".

Ostrożność bardzo b yła wskazana, gdyż niebawem dostarczono dowodów , ż e p rzy oddychaniu śróddrobinowem zd a rza się obserwować dużą p rzew agę bezwodnika w ęglow ego nad alkoholem, a nawet zano­

towano dla pewnych organ izm ów brak zu­

p ełn y alkoholu. W dalszym ciągu tych do­

niosłych badań G o d l e w s k i e g o oka­

zało się, że jeś li umieścić groch nie w w o ­ dzie, lecz w roztw orze glukozy, to prócz jego własnych m aterjałów , rów nież część tej glukozy ulegnie ferm entacji. J e ż e li zaś • użyć cukru trzcinowego, cia ło to zostanie przytem zinwertowane. U ży w a ją c do do­

świadczeń nasion łubinu, przekonał się G o d l e w s k i , ż e w podobnych warun­

kach nietylko zu ży w a ją one dostarczony im zzew nątrz cukier, lecz w jeg o obecności i w łasny m aterjał będą przerabiać w stop­

niu o w iele żyw szym , 1),

Podczas oddychania w kiełkujących na­

sionach u legają przem ianom rów nież cia­

ła białkowe, następuje ich rozpad i re g e ­ neracja. P o m ięd zy produktam i tych p rz e ­ mian p rz y oddychaniu tlenow em przew aża asparagina, która p rz y beztlenow em o d d y ­ chaniu schodzi na plan ostatni, p rzew a ża ­ natomiast aminokwasy. B iorąc pod uwagę pogląd ustalony, że asparagina nie jest jednem z ogniw łańcucha przemian, od byw ających się p r z y rozp a d zie białka, jest zaś raczej jednym z produktów tw o­

rzących się p rzy jego regeneracji, G o ­

d l e w s k i w yw nioskow ał, że p rz y o d d y ­ chaniu śróddrobinowem, kiedy asparaginy pojaw ia się bardzo mało, przedew szystkiem zachodzi rozpad substancyj białkowych.

W tym razie m aterjał rośliny, oddychają­

cy śróddrobinowo, nadawałby się do b liż­

szego zbadania przem iany białka w czasie jego rozpadu, wówczas bowiem proces ten nie b y łb y zakłócony regen eracją białka.

N a zjaw isk a te m ia ły rzucić now e świa­

tło badania G o d l e w s k i e g o , p rzep ro­

wadzone z nasionami łubinu, 1),

Poprzestaniem y na zestawieniu ogólnych w yn ików tych bardzo ro zległych studjów.

Przedew szystkiem stw ierdzone zostało, że rozpad m aterji białkow ej w nasionach łubinu, pogrążonych w wodzie, w atm osfe­

rze beztlenow ej nie jest zależn y od natę­

żenia ich oddychania śróddrobinowego.

N a w et gd y oddychanie już ustało i nasio­

na zam arły, rozpad odbyw a się dalej. D o­

w od zi to, że podobnie jak ferm entacja al­

koholowa, jak przeróbka w ęglow odanów podczas oddychania (w nasionach znale­

ziono zym azę) tak samo i rozkład cia ł biał­

kow ych jest procesem enzym atycznym . Proces ten w szakże słabnie, jeś li nasiona zaczyn ają oddychać kosztem dostarczonego im zzew nątrz cukru.

Podczas anaerobiozy głębokie zmiany przechodzą rów nież organiczne połączenia fosforow e nasion. Od nich w ówczas od cze­

pia się kwas fosforow y. P o 19 miesiącach anaerobiozy nasion łubinu znaleziono w nich zamiast pierwotnych 37% , zaled w ie 18%

kwasu fosforow ego fityn ow ego i zamiast 56% , tylk o 9% kwasu fosforow ego białek.

Jednocześnie ilość m ineralnego kwasu fo ­ sforow ego z 6,6%, podnosi się do 73%.

W yn ik a z tych badań również, że w nasio­

nach łubinu obok innych enzym ów znajdu­

ją się i takie, które od czepiają kwas fo sfo­

ro w y od jego połączeń organicznych.

W szystko to ma doniosłe znaczenie dla te o rji i znajom ości procesów oddychania roślin.

’ ) Ein w eiterer B eitrag zur Kenntnis der in- ’ ) O anaerobicznyra rozk ład zie m ateryj biał- tram olekularen A tm un g der Pflanzen . A k . Um., kow ych w roślinach i oddychaniu śródcząsteczko-

1904. wem. A k , Um., 1911,

(11)

272 W S Z E C H S W I A T Nr. 9

W toku tych badań w yk a za ł G o d 1 e w - s k i jednocześnie, że nasiona łubinu, p o ­ grążone w ro ztw o rze cukru, w atm osferze zupełnie pozbaw ionej tlenu, zaczyn a ją k iełk ow ać i w yp u szcza ją korzonki do 6 mm długości. N a p o zó r szczegół to drobny, lecz w rzeczyw istości ja k żeż doniosły!

Św iad czy on, że en ergja zdobyw ana p od ­ czas oddychania śróddrobinow ego nietylko p o zw ala n apęczniałym nasionom p rzez p e ­ w ien czas pozostaw ać p rz y życiu, lecz w pew n ych przypadkach nawet w ystarcza do tego1, aby w nich obudzić rozw ój i wzrost.

Słusznie podnosi H. E u l e r , że stw ier­

dzen ie teg o jednego faktu wystarcza, aby zasłu gi G o d 1 e w s k i e g o, p ołożon e na polu poznania procesu oddychania, uznać na zaw sze.

L ec z dotąd to dopiero jedna strona nau­

kow ych zasług G o d l e w s k i e g o , R ó w ­ n oleg le z badaniami chem icznem i p roce­

sów syntetycznych i rozkładow ych w ro ś li­

nach, G o d l e w s k i p row a d ził studja nad wzrostem roślin, których w yn iki ogłosił w szeregu publikacyj w latach 1877— 1891, 1).

Pierw szem zadaniem G o d l e w s k i e g o b yło zbadać przeb ieg w zrostu roślin w pew nych warunkach stałych, a następ­

nie określić w p ły w i sposób działania k a ż­

dego z nich.

T u znowu n a leży podnieść, jak prostem i środkam i zm ierza G o d l e w s k i do z a ­ kreślonego celu. G d y id zie o zm iany tem ­ peratury, p a li się w piecu, zam yka się okna albo w staw ia się do pracow ni duże naczynia z lodem . Zm ianę oświetlania u zyskuje się tylk o p rzez zaciem nianie r o ­ śliny. P r z y ro s ty m ierzy się co n a jw y żej autom atycznie, znacząc je na okopconym papierze. D ziś podobne dośw iadczenia r o ­ biłoby się w pokoju o stałej tem peraturze,

*) W p ły w św iatła na w zrost roślin. Kosm os, 1877. U eber die tagliche P e rio d iz ita t des Lan - genwachstums. A k , Um., 1889.

U eber d ie Beeinflussung des W achstum s der P fla n zen durch aussere Faktoren, A k , Um,, 1890.

D ie A r t und W eis e der Wachstum retard ieren - den Lichtw irkun g und die W achstum stłieorien. A k . Um., 1890.

Studja nad w zrostem roślin. A k , Um,, 1891,

otacza łob y się roślin y p rzez czas dow oln y św iatłem określonego natężenia i t. d, A jednak, mimo prostych m etod i środków G o d l e w s k i w swoich studjach nad w zrostem roślin odsłania praw dy, które kiedyś po latach będzie się drugi raz o d ­ kryw ać, jako nowe.

' N ie w chodząc bliżej w e w szystkie szcze­

góły, zw rócim y uwagę na niektóre sprawy, M ie rzą c p rzez dłu ższy czas w krótkich o d ­ stępach p rzy ro sty nadliścieniowej części pędu fasoli, za u w a żył G o d l e w s k i , że uznawana w ów czas reguła dziennego ok re­

su w zrostu nie potw ierdza się. N iety lk o minima i m axim a w zrostu roślin mogą przyp a d a ć na inne p o ry dnia, lecz nawet istnieją przypadki, k ied y minimum nastę­

pu je w p o rze w łaściw ej dla maximum wzrostu. C o w ięcej, nietylko różne rośliny będą się zach ow yw ać pod tym w zględem niejednakow o, lecz zd a rzy ć się może, że nawet z nasion jednego gatunku otrzym a się roślin y o zachowaniu się odmiennem.

W św ietle tych dośw iadczeń dotychczaso­

w e tłum aczenie dziennej okresow ości w z r o ­ stu roślin ham ującym w p ły w em św iatła dziennego dłużej utrzym ać się nie dało.

N ie mniej doniosłe w yn iki d a ły dośw iad­

czenia nad w p ły w em zm iany oświetlenia na szybkość wzrostu. N a g łe w ystaw ienie fasoli na św iatło stale sprow adza stopnio­

w e zw oln ien ie wzrostu, lecz po pewnym czasie w zrost staje się znów szybszy i po kilku godzinach w raca do swej szybkości pierw otn ej. T a k ie zachow anie się rośliny, g d y się ją w ystaw i na światło, przecież nie jest niczem innem, jak tylk o św ietlną reak­

c ją w zrostow ą (Photowachstum sreaktion) od krytą w 25 lat później p rzez B 1 a a u w a.

D ośw iadczenia G o d l e w s k i e g o uszły uwagi późniejszych badaczy. N ie zw róco­

no rów n ież uwagi na inne bardzo w ażne je ­ go spostrzeżenie, że jeśli roślinę kilkakro­

tnie na pew ien czas zaciem niać, to każde następne ośw ietlanie jej będzie w y w o ły w a ć rea k cję coraz słabszą. R zec z jasna, że jest to ob ja w przytępien ia w rażliw ości, ogólnie poznany dopiero w ostatnich czasach.

N ie m ożna w reszcie pominąć tu poglądów G o d l e w s k i e g o na zjaw isk o w yp ła -

(12)

N r. 9 W S Z E C H S W I A T 273

niania roślm, które w yp o w ied zia ł w szere­

gu innych publikacyj. 1).

Już dawniej, p rz y innej sposobności, za­

u w a żył G o d l e w s k i , że pokrój ogólny roślin hodowanych na świetle, lecz w at­

m osferze pozbaw ionej bezw odnika w ęg lo­

w ego, jest zupełnie normalny. Stąd prosty wniosek, że nie z a le ży on od zahamowania asym ilacji, lecz od światła.

Jak odbija się to na w ew nętrznej konsty­

tucji roślin? G o d l e w s k i w ykazał, że roślin y w ypłon ione mniej zu ży w a ją mate- rjału plastycznego i w o d y na w yk szta łce­

nie liści, w ięcej zaś na budowę swych pę­

dów, niż roślin y normalne. B iorąc to pod uwagę, ro z w ija G o d l e w s k i n ow y zu­

pełnie pogląd na zjaw isk o w ypłonienia.

N ie znajduje w niem nic chorobliwego, przeciwnie, uważa, iż w yp łon ien ie jest do­

wodem zdrow ia i żyw otności rośliny, zn a j­

dującej się w ciemności, św iadczy ono o jej zdolności dostosow ywania się do zm ie­

nionych warunków. Roślina, pozostająca w ciemności, podobnie jak kiełkująca pod ziemią, przedew szystkiem w yd łu ża swój pęd, aby prędzej w ydostać się na światło.

N a liście — m owa o dwuliściennych — w tych warunkach zapasów swych nie zu ży­

wa, byłoby to daremne, a nawet szkodliw e.

Liście w ciemności w łaściw ego im zadania spełniać nie m ogą i obecnością swą utrud­

n iają roślinie w yd ob ycie się na światło.

Podobnież i tkanki mechaniczne w rośli­

nach w ypłonionych nie w yk szta łc a ją się należycie, a m aterjał, k tó ry norm alnie b y ł­

by na nie zużyty, id zie na w ydłu żanie p ę­

dów. O bserw uje się to tak samo u roślin kiełkujących pod ziemią, znajdujących tam dostateczną ochronę od uszkodzeń. N ieco odmienne są stosunki u roślin jednoliścien- nych, lecz i tu rów nież rozw ój w ciemności

*) O przyczynach w ypłanian ia roślin w ciem ­ ności, 1875. W p ły w św iatła na w zrost roślin, K o ­ smos, 1877. Zur Kenntnis der Ursachen der F or- manderung e tiolierter Pflanzen . Botanische Zeitung 1879. U eber die biologische Bedeutung der Etio- lierungserscheinungen. B iolog. C entralblatt, 1889.

W yp łan ian ie roślin w ciemności i jego b io lo g icz­

ne znaczenie. W szechświat, 1888.

skierowany jest do tego, aby roślinę prę­

dzej w yprow adzić na światło.

Praw da, że zachowanie się niektórych roślin w ciemności nie odpow iada tym za ­ sadom, lecz w yją tk i potw ierdzają tylko regułę, która oparta na faktach i pom yśla­

na głęboko, jest przecież tak piękna. W y ­ tłumaczenie zjaw iska wypłonienia, dane przez G o d l e w s k i e g o , jest do pewne­

go stopnia teleologiczne, lecz zdaniem je ­ go, takie właśnie oświetlanie zjaw isk życia, obok ich tłumaczenia, zaw sze jest pożą­

dane.

Pobieżnie tylk o zestaw iliśm y to, co nau­

ka G o d l e w s k i e m u zaw dzięcza. Ile ż z tych jego zdob yczy traktuje się dziś, jako ustalone fa k ty! C zyta się o nich w podrę­

cznikach i często nie z d a je się sobie spra­

w y, cz y ją są one zasługą. Idąc za p rzyk ła ­ dem innych, w polskim podręczniku fiz jo ­ log j i roślin powinno się zaw sze dorobek polski podkreślać. W e wszystkich działach tej nauki w ypadnie w ym ienić imię G o- d l e w s k i e g o .

Z w iązany z głów nem i ogniskami nauki rolnictwa, G o d l e w s k i nie uchyla się od zadań, które m ają na celu jeg o podnie­

sienie. W Dublanach stwarza stację Bota- niczno-Rolniczą, później bardzo w ydatnie w spółdziała w organizowaniu studjum R o l­

niczego w K rakow ie, a p rzy niem — N au­

kow ego Zakładu Doświadczalnego. Z a­

nim zakład ten powstanie, zgadza się G o- d 1 e w s k i, przez w zgląd na dobro prak­

tyk i rolniczej, aby w m iarę potrzeby w je ­ go pracow ni prow adzono kontrolę nasion i nawozów. Pozatem na drodze żmudnych analiz zbiorów z pola dośw iadczalnego ba­

da w zajem ne ustosunkowanie w nich skła­

dników popiołu i szuka jego zależności od zasobów gleby, usiłując na tej podstawie określać braki naw ozow e gleby. K ie d y w i­

d zi duże straty rolnika z powodu zanied­

bania kontroli nawozów, pisze dla kalen­

darza ludow ego popularną pogadankę o pokarmach roślinnych i. o nawozach sztucz­

nych, (1906). R zecz tak napisana, jak t y l­

ko G o d l e w s k i zrobić to potrafił. To też nakładca kalendarza nie poprzestaje na jednem wydaniu tej pogadanki.

(13)

274 W S Z E C H Ś W I A T Nr. 9

U n ik a jący w szelkich publicznych w ystą ­ pień, na Zgrom adzeniu T o w a rzy stw a R o l­

n iczego m ów i G o d l e w s k i o nauko­

w ych potrzebach naszego roln ictw a (1906).

W sk a za n ia w tym od czycie zaw arte w ca­

łej osnow ie są aktualne naw et i dziś.

D la uczniów b y ł G o d l e w s k i w zorem obow iązkow ości. K a ż d y w y k ła d opraco­

w y w a ł sumiennie i w p racow n i śledził tok w szystkich badań. W y k ła d y jeg o b y ły w o l­

ne od w szelk iej błyskotliw ości i daw ały u czniow i w ięcej niż jakiek olw iek p o d ręcz­

niki. W w yk ładach każde w ażn iejsze z a ­ gadnienie nie otrzy m y w a ło oświetlenia t y l­

k o w edłu g panujących poglądów , lecz było ro zp a tryw a n e historycznie, aby słuchacze p rz e ż y w a li n iejak o myśli, które d oprow a­

d z iły naukę do dzisiejszych pojęć. D la ­ tego też w y k ła d y G o d l e w s k i e g o b y­

ły szkołą wszechstronnej obserw acji, k ry ­ tyczn ego rozw ażania i logicznego wniosko­

wania.

G d y z powodu późnego wieku porzucił za w ód nauczycielski i o b ją ł kierow n ictw o w yd zia łu w Puławach, w o ln y już od cię­

żaru w yk ła d ów i ćwiczeń, spisuje G o- d 1 e w s k i przew odn ie m yśli swoich w y ­ kładów . W y s z e d ł ju ż p ie rw s zy tom tego dzieła, tom drugi zn ajd u je się w druku.

Pozn ać je jest obow iązkiem każdego m ło­

dego badacza, lec z i w rękach badacza do­

św iadczonego oddaw ać będzie ono usługi niemałe. W d ziele tem, tak samo, jak na w ykładach, G o d l e w s k i p ra w ie nic nie m ów i o sobie, ani o w łasnych zdobyczach, lec z cy tu je i p o w o łu je się na prace swoich uczniów, k tó rzy o p ra co w y w a li tem aty bądź w iążące się z je g o w łasnem i badaniami, bądź od nich niezależne.

Z pracow ni G o d l e w s k i e g o w ys ze d ł dłu gi szereg prac, a nauka św iatow a dawno ju ż w id zia ła w nim tw órcę polskiej szk o ły fiz jo lo g ji roślin, nawet wówczas, k ied y w z g lę d y p o lityczn e nie dopu szczały na kongresach m iędzynarodow ych do tw o rz e ­ nia sekcyj polskich.

P ra ce G o d l e w s k i e g o do niedawna b y ły bardzo rozproszone i n ieraz w prost niedostępne, a p rzecież w szystk ie bez w y ­ jątku zarów no ze strony m etodycznej jak

i ze w zględ u na za w a rty w nich m aterja ł d ośw iadczalny m ają taką wartość, że ka ż­

d y badacz na polu fiz jo lo g ji roślin, a tem- bardziej polak, winien je poznać w o r y g i­

nale.

D la tego też na z je ź d z ie P o lsk iego T o w a ­ rzystw a B otanicznego w e L w o w ie w r.

1927, w ośm dziesiątą rocznicę urodzin G o- d l e w s k i e g o , postanowiono przystąp ić do zbiorow ego w ydania w szystkich je g o prac. R e a liz a c ję tej m yśli p rz e ję ła P olska A k a d e m ja U m iejętności, W roku b ieżą ­ cym zdołano sędziwem u profesorow i w rę ­ czyć p ierw szy tom jego pism. W kilka m ie­

sięcy potem G o d l e w s k i zam knął o c zy na zawsze.

Ci, co g o znali, żegn ali z żalem tem w ię ­ kszym , że w ich wspomnieniach zaw sze b y ­ ła ży w a postać zm arłego M istrza Nauki, rów n ież jako człow ieka. G o d l e w s k i na sw e otoczenie o d d zia ły w a ł bezpośred­

nio. Jego rozm iłow an ie w pracy, jego w y ­ sokie poczucie obowiązku, a stąd i sumien­

ność w czynności musiało budzić cześć dla jeg o osoby. C ałe dni od rana do nocy spę­

d za ł w pracow ni, za led w o p rzez parę dni św iąt u roczystych jej nie naw iedzał. N a w yp oczy n ek pośw ięcał z w y k le jeden letni miesiąc, zresztą fe r je w olne o d w yk ładów , b y ł to z a zw y c za j czas w ytężon ej pracy do­

św iadczalnej. P r z y p ra cy naw et n ajprost­

sze czynności z w y k le w y k o n y w a ł sam, nie­

raz całem i godzinam i p rzeb yw a ją c w at­

m osferze duszących gazów.

Z natury w ra żliw y , zaw sze panow ał nad sobą. N ik t nie słyszał jeg o głosu podnie­

sionego. Jeśli musiał coś skarcić, to tylk o persw adow ał.

L ecz p rzed w yk ładem m ożna b yło do­

strzec u niego pewien niepokój, jakby tre­

mę, jeśli za u w a żył w sali w yk ła d ow ej oso­

bę obcą, m ógł nawet p rzerw ać w ykład.

N ie b ył w sobie zam knięty. Z n a jb liż- szem otoczeniem w pracow ni d z ielił się w rażeniam i z czytanych d zieł literackich, z w yd arzeń życia społecznego.

O d uczniów w ym a g a ł ciągłości pracy ba­

da w czej, niechętnie w id z ia ł czynny ich u d ział w p ra cy sp ołecznej, g d y ż nie uwa­

ż a ł za m ożliw e łączenie ich obu.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Tam oni przecież też system mieli trochę inny, bo to zbrojenie, a tutaj były hale montażowe, ale to była produkcja, do nas szły przecież wielkie, ogromne ilości tych zegarków.

Egzamin z Mechaniki

Ponad- to wydaje się, że dla autora sprawa odpowiedzialności jest kluczowa dla życia współczesnego człowieka.. Mieszczą się tu takie problemy, jak życie poważ- ne, oparte na

Profesor Krzysztof Simon, kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu, przyznaje, że młodzi ludzie w stolicy województwa

Pewnym dramatem Schaffa okazało się to, że on postawił na budowę czegoś pozytywnego, ale budowę w ramach systemu, który miał w sobie, niestety, zako ­ dowane

[r]

Les résultats de la coopération des réfugiés pen- dant la Seconde Guerre mondiale (s. 22–43), Arkadiusza Indraszczyka L’«In- ternationale verte» et ses visionnaires polonais

[r]