M l .
Warszawa, (i. 15 Lutego 1891 r. T o m X .TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA".
W W arszawie: r o c z n ie rs. 8 k w a r ta ln ie „ 2 Z przesyłką pocztow ą: r o c z n ie „ 10 p ó łr o c z n ie „ 6
P r e n u m e r o w a ć m o ż n a w R e d a k c y i 'W sz ech św ia ta i w e w s z y s t k ic h k się g a r n ia c h w k ra ju i za g ra n icy .
K om itet Redakcyjny W s zec h ś w iata stanowią panowie:
A leksandrow icz J ., D eika K „ D ickstein S., H oyer H., Jurkiew icz K., Kw ietniew ski Wł., K ram sztyk S.,
N a ta n s o n J ., P rau ss St. i W róblew ski W .
„ W s z e c h ś w ia t1* p rz y jm u je o g ło sz en ia, k tó r y c h tre ś ć m a ja k ik o lw ie k z w iąz ek z n a u k ą , n a n a stę p u ją c y c h w a ru n k a c h : Z a 1 w ie rsz z w y k łeg o d ru k u w szpalcie a lb o je g o m ie jsc e p o b ie ra się za p ie rw szy r a z k o p . 7 */«>
za sześć n a s tę p n y c h ra z y kop. 6, za d alsze k o p . 5.
-<£\.d.res IS©d.a,Łcc3ri: 3£Zra,łcowsłs:ie-:E:’rz;ed.:na.ieście, ISTr ©©.
Z PRACOWM! CBEMICZtiSj
POD RÓWNIKIEM.
P odbój całćj k u li ziemskiej przez rasę europejską w sposób bespośredni albo p o średni m ożna uważać za fakt dokonany.
C złow iek kolorow y mniej lub więcej św ia
domie i chętnie pochylił szyję w politycz- nem i handlow em jarzm ie europejczyka, a je d y n a rasa żółta, k tóra w dalekiej p rz y szłości może wystąpi do w spółzaw odnictw a, dziś jeszcze nie je st dostatecznie p rzygoto
w ana. Jakiekolw iek będą kiedyś sądy póź
nej historyi o tym podboju i jakakolw iek rasa zaw ładnie wreszcie światem po wielu w iekach, je d n a zasługa będzie bezwątpie- nia przyznana E uropie, zasługa naukow ego zbadania p rz y ro d y całego globu naszego.
W pochodzie cywilizacyi powszechnej my bierzem y u d ział bardzo m ały, więc i lista naszych badaczów na dalekich lądach i w o dach je s t szczupła, a kraj mało zna ich im iona i mało o nich pam ięta. Zawsze j e dnak kiedy potomność zapyta o nasze z a
sługi około fizyjografii globu ziemskiego, z dum ą potrafim y wyliczyć D ybowskich 1 Czekanow skich, Dom eyków , Jelskich, T a
czanowskich i Sztolcm anów, Strzeleckich i K ub ary ch i innych wielu, którzy po wszy
stkich zakątkach św iata szukali cegiełek do w ielkiego gm achu wiedzy. B ezbrzeżny ocean nauki zmieści na swych falach wszy
stkich żeglarzy, pragnących doświadczyć sił swoich i wytrwałości, a niema na nim dróg ani kierunków właściwszych albo m niej właściwych tej lub owej narodow o
ści. P rzeciw nie — w styd i biada n a ro d o wi, którego flaga nie powiała na tym ocea
nie. C ała różnica tkw i w tem tylko, że jednym nie w ystarcza praca w dom u w ła
snym a w arunki ekonom iczne każą rossze- rzać działalność we w szystkie strony, kiedy inni we w łasnych kątach m ają do czynienia bardzo jeszcze dużo. My należym y do tej ostatniej k ateg oryi i dlatego na długie jesz
cze lata najważniejszem naszem zadaniem naukow em pozostać musi praca około b a
dania przyrody krajow ej. A le nie zaszko
dzi i nam od czasu do czasu w y biedź w zro
kiem poza domową zagrodę, żeby p rz y j
rzeć się, co i ja k robią ludzie, któ rzy we w łasnym k ra ju spełnili ju ż w szystko, co
98 W SZECH ŚW IA T. N r 7.
uw ażają za potrzebne w celu poznania p rz y ro d y , albo też ci, k tó ry ch ojczyzna nie daje dość m ateryjałów , potrzebnych do rozw o ju w ybujałego przem ysłu i h andlu.
T em pożyteczniejszą zaś będzie w ycieczka taka, jeżeli za przedm iot zastanow ienia weźmiemy nie te badania, k tórych celem bespośrednim je s t korzyść m atery jaln a, ale te, których bodźcem je d y n y m je s t wiecznie nienasycony głód wiedzy.
P rz e d rokiem praw ie n a tem m iejscu d a
liśmy opis og rodu botanicznego w B uiten- zorg n a wyspie Ja w ie '). A rty k u ł by ł streszczony z opisu, dokonanego przez p.
T re u b a, d y re k to ra tego ogrodu i w żywy sposób przedstaw iał zarów no znaczenie ta kiej stacyi naukow ej w śród egzotycznej, obcćj nam p rzy ro d y , ja k rów nież zasługi rządu holenderskiego i pracow ników , zaję
tych badaniam i na m iejscu. B yła też tam w zm ianka i o tem , że z ogrodem łączą się pracow nie naukow e, urządzon e i zao p a
trzo n e w edług w spółczesnych wym agań, k tó ry ch liczba i zak res d ziałan ia w zrasta z roku na rok. Je d n y m z najm łodszych m iędzy tem i pracow niam i b y ł zakład che- m iczno-farm akologiczny, k tó ry teraz w ła
śnie n adesłał do pism europejskich pierw sze spraw ozdanie z ciekaw ych i w ażnych sw ych badań. S praw ozdaw ca, p. M. G re- shoff, nazyw a swój kom unikat tym czaso
wym i w rzeczy samej je s t to szkic raczój zam ierzonej pracy , w skazów ka n iep rz eb ra
nej obfitości m atery ja łó w i ważności ocze
kiw an ych rezu ltató w , aniżeli p ełn e sp ra
w ozdanie o dokonanych badaniach. Ta dziew icza p rzy roda, ta k b ujna w swoich okazach, ta k niew yczerpana w okazów tych rozmaitości, czeka jeszcze nie na jed n eg o badacza, ale n a dziesiątki, n a setk i uorga- nizow anych i złożonych m achin n au k o wych, stacyj, pracow ni, kom isyj i tow a
rz y stw uczonych. G reshoff też nie kończy sw ego tym czasowego spraw ozdania uświę
coną w podobnych razach form ułką „zama
w iam dla siebie w yłączną własność w ska
zanego pola b a d a ń ”, ale, przeciw nie, zape
wnia, że m ile p rz y w ita każdego w spółpra
cow nika. A dodać trzeba, że przedm iotem
W s z e c h ś w ia t t. IX , s tr. 227.
badania są dotychczas tylko rośliny, uży
wane przez ludność m iejscową ja k o le k a r
stwa lub jak o trucizny. S kw arne słońce ró w n ik a w yrabia w tych roślinach taką rozm aitość różnych dzielnych substancyj, 0 jak iej w klim atach um iarkow anych nie m am y wyobrażenia. Niedość na tem: i te g atu n k i, które są wspólne florze tro p ik a l
nej z bardziej um iarkow anem i okolicam i 1 k tó re w tych ostatnich m ają ustaloną, uzasadnioną opiniją roślin obojętnych we względzie toksykologicznym i farm akolo
gicznym , tam nieraz p rzejęte są naw skroś jad am i lub lekam i o nieznanych nam dotąd a energicznych własnościach. W krótkiem streszczeniu, ja k ie nasze pismo podać może z re fera tu p. Greshoffa, m usimy z koniecz
ności ograniczyć się do niewielkiej liczby w ybitniejszych tylko przykładów . O bszer
niej rzecz je st przedstaw iona w o ry g in al
nych publikacyjach, w ydaw anych przez za
rz ąd og ro du w B uitenzorg, niniejsze zaś opow iadanie opiera się na referacie G re
shoffa w S praw ozdaniach Tow . chem iczne
go niem ieckiego (tom 23, zesz. 18).
Z n an a z zaw artości ferm entu nieorgani- zow anego, czyli enzym y, C arica P ap ay a je s t d la m alajczyków jed n y m z najw ażniej
szych leków . W łasności, ja k ie jej przypi
sują, nie mogą być objaśnione przez samę obecność enzymy i dlatego różne części ro śliny zostały poddane badaniu chem iczne
m u, przyczem okazało się, że, obok ferm en
tu, w całój roślinie, a najobficiej w m ło dych liściach, zn a jd u je się ciało ze wszel- kiemi własnościami alkaloidów czyli zasad organicznych trujących. Nowo wydzieloną m atery ją ochrzczono im ieniem karpainy.
M a ona postać ciała krystalicznego, w ła
sności w yraźnie zasadowe i z kw asam i tw o
rzy piękne krystaliczne sole. D ziała ja k o tru cizna na serce. Sm ak posiada tak gorz
ki, że rostw ó r w odny, zaw ierający jednę stotysiączna część k arp ain y , jest jeszcze bardzo gorzki.
S ilnie działające alkaloidy znajd u ją się w roślinach: S ophora tom entosa L ., E ry - th rin a B roteroi H assk., C ro to laria re tu sa L ., A cacia ten errim a Ju n g h . — pierw szy to g atu n ek akacyi, w k tórym znaleziono t r u jącą zasadę roślinną. Cała rodzina A pocy- neae, z którój 22 g atu n k i, w chodzące we
99 dług B entham a i H ookera w skład 13 ro
dzajów , należy do flory jaw ańskiój, okazują się także roślinam i, bogatemi w alkaloidy.
W spom nieć tu w ypada o zasadzie, pocho
dzącej z różnych gatunków rodzaju R au- wolfia. K orzenie tych roślin oddaw na sły
n ą u ludów tutejszych pod nazw ą P oeleh pandak, a i w E u ro p ie znana była ich sła
wa z opow iadań podróżników . Rzecz p ro sta, że m edycyna m alajska przypisuje im siłę leczniczą w tysiącznych cierpieniach,—
uczony holen d er znalazł w nich jed n ak sil
ne trucizny, podobnie, ja k trucizny wszyst
kich A pocynow atych, działające na serce i n a u k ład nerw ow y. Zw raca on uwagę chem ików europejskich na rodzaj Yinca, k tó ry uchodzi za pozbawiony wszelkich części składow ych działających na o rga
nizm , o ile znamy go w tym względzie z flo
ry klim atów um iarkow anych. Na Jaw ie w sratunku Y inca rosea L. została znalezio- na tru ją c a zasada roślinna, G reshoff przeto zw raca uw agę kolegów europejskich na ko*
nieczność pow tórzenia badań chemicznych n ad barw inkam i należącemi do tego rodza
ju , a rosnącem i w E uropie.
Niemniój ciekawy jest szereg trujących i leczniczych substancyj, k tó re w składzie chemicznym różn ią się od alkaloidów o ty le, że nie zaw ierają w sobie azotu, a po
m iędzy sobą okazują wiele podobieństwa, dając w produktach roskładu, obok ciał in nych, różnych, m ateryje cukrow e. Są to ta k zw ane glukozydy, ciała bardzo pospo
lite w świecie roślinnym i k tórych mnogość w ielka zn ana je s t i sław na w lecznictwie.
W ogóle je d n a k biorąc, glukozydy, wydo
byw ane z naszych roślin, ja k np. salicyna z w ierzby i topoli, eskulina z dzikiego kasz
tan a i t. p., są to ciała z charakterem um iarkow anym i łagodnym . Inne w łasno
ści mają, glukozydy z roślin jaw ańskich.
T a k np. z M illettia a tro p u rp u rea Benth.
G reshoff otrzym ał glukozyd, którego w ła
sności są bardzo silnie trujące. — Jeszcze silniejsze tru cizn y znalazł w zw iązkach, ró w nież bezazotowych, ale ju ż do glukozy- dów niepodobnych, zaw artych w roślinach D e rris czyli P ongam ia elliptica B enth., P a - ch y rrh izu s angulatus Rich. i C erbera Odol- lam H am ilt. D erryd , m atery ja zaw arta w D e rris i w P ach y rrh izu s, działa tak sil
nie, że np. rybka, ważąca 40 gramów (Cy- p rinus flavipinnis), przestaje żyć praw ie w okam gnieniu w rostw orze 1 części der- rydu w pięciu m ilijonach części wody.
Nakoniec, bardzo godne uw agi są w iado
mości, podane przez Greshoffa o roślinach jaw ańskich, zaw ierających w sobie kw as pruski czyli cyjanow odór. W iadom o, że liczne pestki owoców, należących do g rup Amygdalaceae, Pom aceae i innych, zaw ie
ra ją glukozyd, am igdalinę, która, p rzy ros- kładzie pod wpływem enzymy em ulsyny, wydziela, m iędzy innem i produktam i, pach nący ale i tru jąc y kw as pruski. Tenże kwas pruski tw orzy się i w liściach i in nych organach roślin W aw rzynow atych.
A le co za porów nanie rozmaitości roślin zaw ierających tę truciznę w klim atach um iarkow anych, a pod równikiem! T utaj zn ajd uje się ona i w A sclepiadeach i O braz- kow atych i w wielu innych jeszcze rodzi
nach. I przytem G reshoff znalazł, że po- jed y ń czy okaz takiego np. P an gium edule Reinw . z rodziny Bixineae zaw iera w sobie niem niej ja k 350 gram ów (blisko funt) czy
stego cyjanow odoru! A pomimo tego z ia r
na tej rośliny stanow ią jed en z ważnych pokarm ów m alajczyka. Suszy on je , p rze
mywa wodą, grzeje i czeka, aż b iała p ie r
wotnie ich barw a ściem nieje zupełnie, ale obejść się bez nich nie może.
Zn.
Tomasz Stanscki.
( W S P O M N I E N I E P O Ś M I E R T N E J .
Tomasz Stanecki, profesor fizyki doświad
czalnej w uniw ersytecie lwowskim zm arł d. 8 Stycznia r. b.
U rodzony d. 21 G rudnia 1826 r. w m ia
steczku W adow icach, niedaleko K rakow a, z rodziców niezam ożnych, ukończył szkoły średnie w Bochni, studyja uniwersyteckie we Lw ow ie. W rok u 1858 otrzym ał dy plom doktora filozofii. Od roku 1855 w y
k ład ał nauki m atem atyczne w gim nazyjach i następnie pow ołany został na stanowisko
100 w s z e c h ś w i a t . N r 7.
d y re k to ra lw ow skiej szkliły realnej. W ro k u 1872 h ab ilito w ał się na docenta fizyki w uniw ersytecie lw ow skim , a w ro k u n a stępnym w m iejsce ustępującego prof. H a n - dla objął k ated rę fizyki dośw iadczalnej.
W aru n k i, wśród któ ry ch ś. p. S tan eck i rospoczął w ykłady, były nadzw yczajnie niekorzystne. Z biór przyrządów fizycz
nych szczupły i niem al bez w artości, lokal, w którym urządzenie pracow ni było w prost niem ożliwem , ta k z pow odu b ra k u miejsca, ja k chw iejności ścian i podłóg, śmiesznie m ała dotacyja w kw ocie 300 (!) złr. w. a.
rocznie, a wreszcie b ra k wszelkiej pomocy podręcznćj — gdyż naw et asystenta nie m ia
ła ówczesna k ated ra fizyki, a laborantem b y ł starzec zdzieciniały — oto pobieżny obraz stanu, k tó ry zastał ś. p. profesor.
N a tu raln ie, że w śród tak ich w arunków nie
możliwem było pracow ać na polu fizyki do
św iadczalnej.
N ieustanne kołatanie do w ładz o p o m nożenie dotacyi, dodanie asystenta, u rzą
dzenie pracow ni, znacznego w ym agające nakładu , pozostaw ały bez sku tk u . D opiero w roku 1882 podniesiono uposażenie do 600 złr. i przyzw olono na utrzym anie asy
stenta.
N iezrażony takiem i przeciw nościam i, sta
ra ł się S tanecki w inny sposób odpow ie
dzieć godnie zadaniu swego stanow iska.
B ędąc pierw szym n a uniw ersytecie lw ow skim profesorem fizyki, w ykładającym ten przedm iot w ję z y k u polskim , niem ałe m iał z tego pow odu do zw alczenia trudności, to też z zapałem zw ró cił się do p rzestudyjo- w ania daw niejszej lite ra tu ry polskiej m ate
matycznej i fizycznej. S tąd w ykłady jego odznaczały się nietylko głęboką wiedzą fa
chową, gruntow nem i sum iennem o p ra co waniem , ale też i nadzw yczajną czystością i jędrnością języka. N iem ałe też zasługi położył zm arły profesor n a polu szkolni
ctw a naszego, przy sp arzając lite ra tu rz e szkolnej szereg podręczników fizyki i m a
tem atyki bądź w tłum aczeniu z niem ieckie
go, bądź ory g in aln ie napisanych wzorową polszczyzną, która, j a k słusznie pow iedział w mowie pogrzebow ej prof. R adziszew ski, z językiem Ś niadeckich może iść w p o ró wnanie.
M imo w arunków niekorzystnych usiło
wał ś. p. Stanecki pracow ać i n a polu fizyki dośw iadczalnej, a owocem tych usiłow ań je st piękn a rospraw a d rukow ana w V I t o mie R ospraw krakow skiej akadem ii um ie
jętno ści p. t. „M agnes p ły w ający ”, w której w sposób p ro sty i jasn y przedstaw ia w yniki badań nad poziomemi składow em i sił czyn
nych m iędzy m agnesem sw obodnie ru ch o mym w płaszczyźnie poziomej a prądem m ającym rozm aite k ieru n k i w przestrzeni.
N ajusilniej jed n ak pracow ał n a polu badań m eteorologicznych. S postrzeżenia, robione przez długi szereg la t z nadzw yczajną ści
słością i sum iennością we Lw ow ie, kom uni
kow ał wiedeńskiem u tow arzystw u m eteoro
logicznemu i „B ulletin of in tern a tio n al ob- servation s” w W aszyngtonie. W organie wiedeńskim „Zeitschrift der osterreichischen Gesellschaft fu r M eteorologie” spotykam y szereg jego kom unikatów okolicznościo
wych i drobniejszych rospraw . P ojm ując ważność badań m eteorologicznych w gęsto rossianych stacyjach dla gospodarstw a k r a jow ego, p rz y ją ł skw apliw ie w roku 1880 wezwanie W ydziału krajow ego do założenia sieci takich stacyj w dorzeczu D niestru.
Ju ż w ro k u następnym o bjechał cały teren, w y brał m iejsca najodpow iedniejsza, założył i u rząd ził szereg stacyj, a dobierając obser
w atorów przew ażnie spośród nauczycieli ludow ych, kontrolow ał później troskliw ie ich spostrzeżenia. Owoc tych trudów bę
dzie niew ątpliw ie cennym m ateryjałem do prac m elijoracyjnych w gospodarstw ie k ra - jowem .
W spom nieć w końcu w ypada o szeregu arty k u łó w p op ulary zu jący ch naukę, po
mieszczanych w Kosmosie, B artn ik u, C za
sopiśmie aptekarskiem i t. d , wreszcie o o d czytach publicznych po pularnych, z k tó rych niestety ty lk o „O dczyty p opularne z n a u k przyrodniczych dla rzem ieślników i przem ysłow ców ” (zeszyt X I I I i X IV ) w d ru k u pozostały.
Zacność ch arak teru , głębokie i silne p o czucie obow iązku wśród pracy w y trw ałej, a p rzy tem niezw ykła uprzejm ość i serdecz
ność w pożyciu tow arzyskiem jed n ały mu powszechną cześć i uznanie. To też dw u kro tn ie w r. 1881 i 1890 zaszczycony hono
row ym urzędem dziekana w ydziału filozo
ficznego, wreszcie w roku bieżącym obda
rzony został najwyższym zaszczytem, jak im uniw ersytet rosporządza, godnością re k to ra... niestety zbyt k rótko piastow ał berło rek to rsk ie w swćj dłoni.
J . Z.
WYCIECZKI
W DZIEDZINĘ ETNOLOGII,
Ś W IA T A Z Y JA T Y C K I.
(D o k o ń czen ie).
IV .
W idząc A jnów , osiadłych wśród obcych sobie ludów, w k ra ja ch tak dalece odo
sobnionych, a przytem , w skutek w arun
ków miejscowych, tak niew iele ponęt
nych, postawić należy pytanie, czy A j
now ie są daw niejszym i tych krajów miesz
kańcam i, niż ludność obecnie z nimi sąsia
dująca, a również, czy zawsze w tych sa
m ych, w ja k ic h obecnie zam ieszkują, p rz e byw ali granicach?
Stopień kultury, na którym stoją A jn o wie, nie pozwala im, ja k to wiemy, zazna
czać swych w ędrów ek pom nikam i sztuki i przem ysłu. Jed y n ie tylko mogli oni, osie
dlając się w k rajach, jeszcze przez inne lu dy niezajętych, nadaw ać nazw y rozm aitym miejscowościom, z których to nazw po
w stała następnie tak zw ana nom enklatu
ra gieograficzna okolicy danćj, lub całego k ra ju .
P rz e d laty trzem a profesor uniw ersytetu japońskiego, B. H . C ham berlain, podjął po
wyższą kw estyją i w cennój rospraw ie, mię
dzy innem i i tdj kwestyi poświęconej '), p o dając nazw y wysp, przylądków i wzgórzy,
') T h e L a n g u a g e , M y th o lo g y a n d g e o g ra p h ic a l N o m e n c la tu re o f J a p a n y iew ed in th e lig h t of A ino S tu d ies . R o sp ra w a ta w yszła w e w z m ia n k o w a n y c h ju ż : M em oirs o f th e U n ir e rs ity o f J a p a n .
jezio r, gó r i rzek, oraz wsi i miast, okolic i całych prowincyj w Japonii, rospatruje je i bada, czy noszą one na sobie jakikolw iek- bądź ślad języka ajnoskiego. W yspa Sa- chalin, jak o nienależąca obecnie do państwa japońskiego, nie wchodzi do zakresu jego badań. Również opuszcza, a to praw dopo
dobnie dla braku należytych m ateryjałów , wyspy K urylskie. Rospoczyna zaś od wy
spy Jesso, dzisiejszego głów nego siedliska Ajnów.
Przedsięw ziąć podobnego rodzaju b ad a
nia pozw ala ta okoliczność, że język ajnoski je st zupełnie różny od japońskiego. P rz y puszczać przeto łatw o, że każdy wyraz a j
noski, wyśledzony w nazwie gieograficznój potrafi się odosobnić w ybitnie na ogólDem tle japońszczyzny.
Lecz wyśledzenie samo niem ałe przedsta
wia trudności. A jnow ie, nadając nazwy miejscowościom, przypuściwszy ju ż raz sam fakt nadaw ania, nie utrw alali brzm ienia tych nazw w piśmie. D okonali tego Ja p o ń czycy. Lecz Japończycy w skutek odm ien
nego u stro ju organów mowy, niem ogąc w y mawiać dźwięków języ k a ajnoskiego, już je stosownie do swój wym owy zm ieniali, a nadto u trw alali nazw y nie we własnem piśmie, którego rów nież nie posiadają, lecz w piśmie chińskiem, złożonem z ideogra- mów i postaci zgłoskowych, wziętych n a
tu raln ie z języ k a chińskiego. T ak więc, brzm ienia ajnoskie zjapońszczone u trw a lo ne zostały w piśmie zapomocą ju żto ideo- gram ów chińskich, rzecz inaczćj brzm iącą po japońsku, niż po chińsku w yrażających, już to zapomocą postaci zgłoskow ych rów nież chińskich, oznaczających dźw ięki bez żadnego znaczenia w japońszczyźnie. P o w stały stąd rozm aite zaw ikłania. N aprzy- kład, ta sama nazw a miejscowości inne w języ ku japońskim , inne zaś w ajnoskim ma znaczenie.
A ino-m ura po japoń sku oznacza: wioska w zajem nych bagien, po ajnosku: wioska aj- noska. A tsum i— po japońsku: zwilgocenie pięknego, po ajnosku: wiąz drzewo. F u ju - be—po japońsku: zimowe pokolenie, po a j
nosku: rzeka z dołam i. Izumo — po jap o ń sku: wychodzące chm ury; po ajnosku: za
toka p rzy przylądku. Kij i — po japońsku:
102 W SZECHŚW IAT. N r 7.
drzew o współczucia, po aj nosku: traw iasty . M ennai— po jap ońsku: w ew nętrzne pozw o
lenie, po ajnosku: zły strum ień. O tobe—
po japońsku: następne pokolenie, po ajno sku: piaszczysta rzeka. S uku nam i— po j a pońsku: robiący w szeregu, po ajnosku: le tni strum yk .
W obec tego faktu w ynika samo z siebie pytanie, k tó ra nazwa, jap o ń sk a, czy ajno- ska, je st praw dziw ą, to jest, k tó ra została nadaną rzeczyw iście danój m iejscowości, a k tó ra p o w stała bądź z przypad kow o zb li
żonego w obu języ k ach brzm ienia w yrazów , bądź to z w adliw ego system atu piśm ien
nego.
B. C ham berlain do rozw iązania tój kw e- styi dochodzi dw ojaką drogą. P o 1) ze znacznćj ilości gieograficznych nom enkla- tu r ajnoskich w ysnuw a system at n a d a w ania nazw rozm aitym m iejscowościom przez A jnów . P o 2) obie nazw y, ja p o ń ską i ajnoską, zastosow uje do danćj m iej
scowości.
Co do kw estyi pierw szśj B . C ham berlain w yjaśnia, że A jnow ie p rz y nadaw an iu nazw określali ty lk o daną miejscowość, n iełą- cząc z nią w cale żadnych wspom nień osobi
stych, czy też h istorycznych i niezastoso- w ując nig d y do niój żadnych refleksyj, lub uw ag, co się zupełnie zgadza z tym sto
pniem rozw oju um ysłow ego, na k tórym sto
ją A jnow ie. O to są typow e n o m enklatury ajnoskie: czerw ona rzeka, stru m y k wycho
dzący z jezio ra, ujście jezio ra, m iejsce za- zarosłe trz c in ą , p aląc a się miejscowość (w skutek sąsiedztw a z w ulkanem ), stru m y k p rz y drodze piaszczystej, szczurzy p rz y lą
dek, toporkow y p rz y lą d ek , pagó rek sk ali
sty, m ieszkanie skaliste, wieś p rzy początku zatoki, w zgórze n ad źródłam i rzeki, g óra m ająca w klęsłość i t. d. Co zaś do drugiój, rozw iązuje ją , b ad ając daną nazw ę n a m iej
scu. W ted y o pierw otności, a więc i rz e
czywistości nazw y w y ro k u je jś j właściwość.
Je śli np. J a k a n a i je s t nazw ą strum yka, więc p ra w d ziw a nazw a jeg o będzie aj noska, k tó ra oznacza strum ień jelen i, a nie ja p o ń ska, oznaczająca: d ro g i rosstajne w ew nątrz.
Jeśli zbadanie okolicy, noszącej nazw ę K u - nijoszy w ykaże, że ro sną w n iś j,lu b też rosły I olchy, więc p ra w d ziw ą nazw ą będzie ajno- ska, k tó ra oznacza: p o k ry ty drzew am i ol- I
chowemi, a nie jap oń ska, oznaczająca: kraj szczęśliwy ’).
N a podstaw ie takiej m etody B. C h am b er
lain przy stąp ił do rzeczy. Z zebranych przez niego 225 nazw różnych m iejscowo
ści na Jesso, tylko 65 nie dało się w yjaśnić zastosow aną do przedm iotu i je g o ch arak te
ru nazwą ajnoską.
Z Jesso przechodzi au to r do N iponu. T am również znajduje n a całśj wyspie ślady b y tności A jnów . Stosunek wszelako nazw a j
noskich i japo ńsk ich do siebie znacznie się na N iponie zmienia. W północnój p refek tu rze A om oni n a sto nazw japońskich je st od pięciu do dziesięciu ajnoskich. O ile jednakże posuw am y się bardzićj na po łu
dnie wyspy, o tyle procent ten bardziej m a
leje. P ośro dk u w yspy nazw y ajnoskie sta
nowią jed en procent japońskich. Jeszcze niżćj — pół procentu. N akoniec na samem po łudniu nazw ajnoskich nie spotyka się ju ż p raw ie zupełnie.
W nioski z tych badań w yprow adzić moż
na następujące:
1) Na Jesso A jnow ie są wcześniejszym i m ieszkańcam i, niż japończycy, gdyż oni to nadaw ali nazw y rozm aitym miejscowościom a nie japończycy. Ci o statni od A jnów przejęli nazw y ju ż u ta rte i j e zatrzym ali.
2) A jnow ie przebyw ali rów nież i n a N i
ponie, wyspie, stanowiącej ognisko państw a japońskiego.
3) Na N iponie A jnow ie posuwali się, a właściwie ustępowali, usuw ani przez n o wo przyb yły ch japończyków , w k ieru n k u północnym.
W e d łu g k ronik japońskich, japończycy przybyli do N iponu we środku ostatniego tysiącolecia przed erą naszą. W ypieranie więc A jnów z N iponu rospoczęło się wraz z ich przybyciem n a ten archipelag.
G d y m etoda C ham berlaina będzie zasto
sowaną i do innych krajów przez A jnów zam ieszkałych i no m enk latu ra gieograficzna
ł) Z a trz y m a łe m się d łu że j n a tej k w e sty i, n iżb y to m oże n a le ża ło ze w zg lęd u n a m iejsce, lecz m ia- łem n a uw ad ze: 1) tra fn o ś ć m e to d y C h a m b e rlain a, d a ją c ą się zasto so w ać w w ielu w y p a d k a c h , 2) w aż
n o ść d ia e tn o lo g ii b a d a n ia n o m e n k la tu ry g ie o g ra - ficznej w k ażd y m k ra ju .
103 w k ra ja c h tych zostanie ze w zględu na A j
nów i ich stosunku do G ilaków , O roków i K am czadałów wyjaśnioną, nastąpi wtedy nieodzow ne uzupełnienie pracy C ham ber
laina. A w raz z tem kw estyja mniej odle
głej przeszłości A jnów otrzym a pożądaną podstaw ę w faktach niezbitych:
Y.
W ykrycie faktu historycznego, że A jn o wie zajm ow ali przed w iekam i całą Japoni- ją i piękny ten a bogaty kraj ustąpili jego obecnym mieszkańcom, nietylko ju ż na ich powierzchowność zw raca naszę pomimowol- ną uw agę. C hciałoby się niezw łocznie o d szukać przyczyn tego zjaw iska, zawsze za
ciekaw iającego choć nie nowego ani w yjąt
kowego w dziejach. W tedy zaś na przedni w ystępują plan ich charakter, ich uspo
sobienie m oralne, oraz uzdolnienie um y
słowe.
„G dyby A jnow ie byli narodem paster
skim i posiadali znaczne stada, ich to w ła
śnie należałoby w tedy przedstaw ić ja k o typ starożytnych p atryjarchów ”, tw ierdzi L a Pó- rouse, sentym entalnym swego w ieku u n ie siony idylizmem . K ru sen stern podaje za charak tery sty czn ą cechę usposobienia A j
nów ich serdeczną dobroć, w yrażającą się zarów no w rysach ich tw arzy, ja k o i w m o
wie i we wszelkich czynach. „W szyscy członkow ie rodziny, świadczy on, pozostają stale w zupełnej ze sobą zgodzie... W śród nich nie zdarzyło mi się nigdy usłyszeć ży wej rozmowy, lub głośnego śmiechu, a tem m niej dostrzedz ostrej sprzeczki, czy też uniesienia i bijatyki. Dla przybyszów są oni w wysokim stopniu usłużni i zawsze go
ścinni... nie przym aw iają się sami nigdy do żadnych upom inków , a naw et ofiarowywa
ne niechętnie przyjm ują...” I kończy uw a
gą następną: „wszystkie te tak rzadkie p rzy
m ioty A jnow ie zaw dzięczają jedynie p rz y rodzonem u swemu charakterow i, nie zaś, co należało przypuszczać, w ykw intow i cy- w ilizacyi. J a nie waham się nazw ać lud ten najlepszym ze wszystkich, z którem i tylko pozw ołił mi los zetknąć się kiedykolw iek- bądź w' życiu”.
„W charakterze tego ludu, utrzym uje H . Siebold, wogóle cichej n atu ry , leży rys po
ważny, m elancholiczny, a również niby ża
łoba po straconem nazawsze szczęściu...”
I dodaje: „był to dla mnie w zruszający wi
dok, ja k z wdzięcznością przyjm ow ali oni każde słowo przyjazne, ja k je w ielokrotnie pow tarzali, aby się jeg o nacieszyć znacze
niem ”.
Czy te atoli cechy c h a ra k te ru A jn ó w ,d o strzegane przez obcujących z nim i podróż
ników , są skutkiem przygnębienia, w y nik łe
go z ciągłego ustępow ania przed japo ńczy
kami; czy też stały się głów ną przyczyną tego ustępow ania? Czy stan obecny k u l
tu ry A jnów je st wynikiem ich upadku, a w nim dają się odszukać jeszcze ślady wyższego ich rozw oju w przeszłości; czy też odw rotnie, wobec ich przeszłości ten świadczy tylko, że A jnow ie nie byli nigdy i nie są obecnie zdolni do rozw ijania się stopniowego?
Z rosstrzygnięciem tego pytania należy się chyba zwrócić do religii A jnów , gdyż bezw ątpienia, żadna strona ich bytu obec
nego, przy takim stanie k u ltu ry wogóle, do
kładniej uzdolnienia um ysłowego nie p rzed stawia.
A jnow ie znajd ują się na tym stopniu roz- zwoju um ysłowego, n a którym w ierzenia stanow ią wiedzę.
A jnow ie w ierzą w istnienie niezliczonej ilości duchów *). D uchy te przebywają, w edług nich, zarów no w istotach obdarzo
nych życiem, jak o to człow ieku i zw ierzę
tach, j a k rów nież w każdem miejscu oraz w przedm iotach wszelakich. Z najdują się one po m ieszkaniach W każdym kącie i w ognisku. Z najdują się w najbliższem otoczeniu m ieszkania: w polu, lasach i gó
rach; w wodach i morzu; nad ziemią — w gw iazdach, słońcu i księżycu; pod zie
mią — w przepaściach, norach i ukrytych dla oka ludzkiego głębokościach.
D achy te istnieją niezależnie od siebie.
P o tęg a ich wszelako byw a różna. Duch wielkiój góry je st potężniejszym naturalnie od duch a nikłego wzgórza; duch lasów — od ducha danego drzew a, lub jakiejkol-
■) F a k tó w do te g o szkicu d o s ta rc z a ją m i m a te - ry ja fy , z eb ra n e n a S a c h alin ie p rz ez M. D o b ro tw o r- skiego i p o m ieszczo n e ja k o u zu p e łn ie n ie je g o S ło w n ik a a jn o ro s sy ja k ie g o .
104 W SZECHŚW IAT, N r 7.
w iekbądź miejscowości w lesie; duch mo
rz a — od ducha wpadającego do m orza stru m y k a, lub rzeczki; duch przebyw ający w niedźw iedziu — od ducha przebyw ające
go w nędznćj myszy, lub w kom arze. W ie rzenia te atoli prow adzą dopiero do upo
rządkow ania hierarchicznego duchów i pod
dania jed n y ch pod w ładzę drugich; lecz sam e w pojęciach A jnów h ierarch ii duchów jeszcze nie stanow ią.
D uchy te nazw osobnych nie noszą, tylko do nazw y m iejscowości, lub przedm iotu, dla oznaczenia ducha ich dodają nazw ę ro d z a
jow ą ducha (kam uj); w tak i sposób duch m orza będzie się zw ał atuj kam uj (atuj *=
morze); duch słońca: czup kam uj (czup = słońce).
D u ch y te są przyczyną wszelkiego ruchu n a świecie i w szelkich zjaw isk; więc byw a
ją złe i dobre, podobnież j a k same zjaw i
ska, byw ając pożyteczne i szkodliw e dla człow ieka, są przyjem ne dla niego, lub go przerażające.
W ia ra w istnienie duchów osobnych na każdem miejscu uw alnia A jnów od w zno
szenia specyjalnych budynków d la nich przeznaczonych. Ż adnych św iątyń A jno- w ie nie mają.
D uchy te są niedostępne i niew idzialne.
A jn o w ie ich tylko czują po pew nym szm e
rze, poznają po pew nych odgłosach i do
strzeżonych ruch ach. W bespośrednie p rz e
to stosunki z ducham i sami nie wchodzą.
S tosunki te p o d trzy m u ją w różbiarze. T ym w yłącznie ty lk o duchy zjaw ia ją się osobi
ście; z nim i rozm aw iają, im je d y n ie wolę swoję objaw iają. Istn ie n ie w szelako oso
bnych pośredników do w ytw orzenia specy
ja ln y c h obrzędów relig ijn y ch nie doprow a
dziło. T ak zw any Szam an je s t tylko p o ra dnikiem , zaklinaczem , a w razie potrzeby i lekarzem . K ap łan em zaś jeszcze nie zo
stał.
W sk u te k stałego otoczenia każdego A jn a ducham i, należałoby, by każdy m iał nieod
stępnego od siebie szam ana. Co, będąc w szelako niem ożebnem , doprow adziło do w ynalezienia p ew nych środków na duchy dostępnych każdem u w danym razie. Ś rod
kam i temi są zapobiegające czary, przygo
dne zaklęcia, ofiary w n atu rze i inaw y.
Znanym wśród A jnów je s t O nkikam uj (duch kaszlu), wy w oływ ujący choroby p ie r
siowe i gard lane, a przez nie sprow adzający śmierć. Dość duchow i tem u okrążyć dom, lub wieś, by wszyscy m ieszkańcy podlegli chorobie. Na szczęście jed n ak że chód d u cha kaszlu spraw ia ch arak tery styczn y ło skot. Ł oskotem tym A jn u ostrzeżony rz u ca zaraz kam ień na płonące ognisko. D o
konane czary zm uszają ducha do odw rotu i uchylają grożące niebespieczeństwo.
D uchy pól stara ją się często, zwłaszcza w nocy, zw rócić A jnu z prostój drogi, by się błąkał. W tym celu z różnych stron w ołają n a niego po im ieniu. W tedy A jn u ra tu je się, pow tarzając zaklęcie: chanka ke- ma, teech k un i nuki (p rzestań straszyć mię nocą). Słow a te oddalają ducha.
P ew n y zły duch (W en kam uj) sprow adza obłąkanie. P osiada on na to dwa sposoby.
R ospala po polach ogniska, na które pa
trzen ie szkodzi człowiekowi, lub podążając za u p atrzon ą ofiarą, dotyka jś j z tyłu. A j
nowie i przeciw tem u niebespieczeństw u radzą sobie. G dy k tó ry z nich spostrzeże ogień, wnet ro zrzy n a ucho psa, zaczem sk rapia siebie i obm azuje k rw ią gorącą.
K rew ta oddala w pływ czarodziejskiego ognia. G dy zaś posłyszy za sobą szelest kroków dopędzającego go ducha, dobyw a wnet noża, któ ry zawsze nosi przy sobie, obnaża ty ln ą część ciała, ręce zakłada, trzy m ając nóż, za siebie, nagina się i uciek a.
P om im o swśj przew agi n ad człowiekiem zły duch widokiem obnażonego ciała i w y
stawionego noża daje się odstraszyć.
P am ięci swój ciągłej o duchach dowodzi A jnu, sk ład ając im wciąż ofiary. W drodze, w celu uczczenia duchów miejscowych, sypie im szczyptę ty tuniu. U siebie duchom do
m owym przy każdym posiłku rzuca o k ru chy ja d ła , lub pijąc saki (w ódka z ryżu), m acza w napoju pręcik, k tó ry mu służy zw ykle do podnoszenia wąsów p r z y ja d le i piciu i strąca z niego kroplę na ziemię.
R zeczyw istym atoli symbolem relig ii, a zarazem i religijności A jnów , je s t inaw a.
J estto kloc, lub też d rą g drew niany różnej długości (od p aru cali do kilku łokci) ozdo
biony wióram i i nacinaniam i. Chociaż te ozdoby są fantastyczne, zawsze jednakże daje się w nich dostrzedz wzorow anie n a
105 "1 postaci ludzkićj. Nacięcia przypom inają
rysy tw arzy i figurę ludzką, przysztukow y- w ane kaw ałki — członki ludzkie. W ióry na w ierzchu — uwłosienie głow y i tw arzy (obacz fig. 8 i 9 ‘).
U życie inawów je s t bardzo rozm aite i da się porów nać do użycia krzyża u chrześci
ja n . W każdój chacie stoi inaw na głów - nem m iejscu, na cześć ducha domowego.
R odzi się człowiek — strużą i staw iają inaw, choruje — znow u inaw nowy przy łożu,
F ig . 8.
u m ie r a — jeszcze inny staw iają przy tru pie. In a w y w bijają w ziemię naokoło chat swoich, po drogach, w każdem m iejscu waż
niej szem w okolicy. Znaleziony inaw świad
*) P o c h o d z e n ie n a sz y ch iln s tra c y j. F ig . 6 i 7 (c za sz k i), pom ieszuzone w n -rz e 5 W sz ec h św ia ta z r. b ., w zig te są z ta b lic , p rz y łą c z o n y c h do ros- p ra w y T o ro k a (ta b l. II, fig. 19 i 21). F ig . 8 i 9 (d w a in a w y ) z R evue d ’E th n o g ra p h ie , 1882 ro k u , s tr . 306.
czy zawsze o bytności A jna, jest on nieo
m ylnym jego śladem.
W czasie burzy na m orzu, A jnow ie dla uspokojenia ducha mórz rzucają inawy do wody. T a właśnie okoliczność i wzorowa
ne n a postaci ludzkiej ozdoby na inawie naprow adzają na wniosek, że symbole te początkowo mogły zastępować ofiarę ludzką składaną duchom.
W ia ra w istnienie w każdem zwierzęciu ducha odrębnego uczy czci zw ierząt. A j
nowie niewznosząc świątyń, nieznając ka
płanów , nieposiadając zwłaszcza żadnego
F ig . 9.
przez przepisy utrw alonego k u ltu , nie m ają właściw ie św iąt zw iązanych z kultem , ani też uroczystych wogóle obchodów. J e s t jednakże jed n a u nich uroczystość, którą nazw ać możemy religijno - narodow ą. Ze w szystkich zw ierząt w najwyższój czci po
zostaje u A jnów niedźwiedź. U znają go naw et za syna ducha gór, zwłaszcza, jeślt się im u da pojm ać małego i wychować.
K arm iące m atki nie żałują swźj piersi dla małego; dorastającego otaczają niezw ykłą pieczołowitością: mieszczą go w osobno dla niego zbudow anej klatce; karm ią go i poją
106 W SZECHŚW IAT. i \ r 7.
starann ie, dbałością o w ygody jego dowo
dzą swćj czci dla m niem anego ojca. P ie lę gnow any niedźw iadek szybko przeistacza się w niedźw iedzia. J u ż zaczyna się w nim p rzebijać dzika n atu ra : poryw a za szczeble k latk i, chce je zgruchotać, wydostać się z niej, rzucić się z właściw ą sobie swobodą na opiekunów. I oto, głuchy ry k , tow arzy szący usiłowaniom zb urzenia k latk i, staje się hasłem do chw ili uroczystej d la całej osady i zaproszonych z sąsiedniej gości.
O dziw y logiki ludzkiej! Z aopatrzeni w lin y , uzbrojeni drągam i i nożam i rzucają się A jnow ie z dziką, a podnieconą uczuciem relig ijn em zaciętością na syna ducha gór, w k tó ry m dotychczas potęgę czcili ojca, wiążą go, o balają i duszą położonym na g ard le drągiem . K a ż d y podąża, by choć dotknięciem się do p rz y rz ą d u uw ydatnić swój zapał. G dy zw ierzę żyć przestało, rospoczyna się d ru g i a k t uroczystości. D o
tychczasow i m ordercy i całe ich otoczenie zaczynają uczuw ać żałość; podnoszą się ze
wsząd w estchnienia i szlochy; płaczą i jęczą zarów no m ężczyźni ja k i ko b iety i dzieci, a przyczyną tego je s t fakt, że syn ducha gór istnieć przestał.
L ec z w szystko m a swój koniec. Żałość zostaje ukojoną k ilk u n astu szklankam i w y
p itej k rw i gorącej; żałoba z a ta rtą po
żarciem w ątro b y surow ej i kaw ałam i mię
sa upieczonej ofiary. O bfita ilość p rz y gotow anego na tę uroczystość saki uspokaja um ysły, rozw esela serca, podnieca w yo
braźnię. T ańce i śpiew y za stę p u ją objaw y poprzedniej żałości. H u la n k a i uczta trw a do dnia następnego i nieraz przeciąga się i do trzeciego. Czaszkę niedźw iedzia prze
chow uje rodzina, k tó ra go w ypielęgno
wała.
N astępnie cała osada poluje n a now ą ofia
rę. Szczęśliwą się czuje ta rodzina, którój przedstaw icielom los pozw ala pojm ać, by pielęgnow ać m ogła, syna ducha gór. P rz y szła uroczystość jój staraniem będzie ju ż zapew nioną, a przechow yw ana czaszka św iadczyć dług o o zaszczycie dośw iadczo
nym ').
*) B. S c h e u b e o p is a ł, ja k o n a o c z n y św ia d e k , u r o czystość n ie d ź w ie d z ia w r o s p r a w ie p . t. D e r Ba- r e n c u ltu s n n d d ie B a ren fe ste d e r A inos..., p o m ie-
W ia ra w istnienie duchów rów nież p ro w adzi do w ierzenia w istnienie człow ieka po śm ierci, w postaci ducha. W szak duchy istn ieją, choć są niew idzialne. Człowiek, jak o duch, staje się również niew idzialnym . Lecz poniew aż pozostali przy życiu nieza- wsze byliby rad zi z ożycia zm arłego, wy
strzeg ają się przeto wszyscy w ym aw iania chociażby przypadkow ego jeg o im ienia.
M ógłby zmai-ły, słysząc wym ówione swe imię, wziąć to za wezwanie do pow rotu i zjaw ić się nagle. D uchy ludzkie przeb y w ają po śm ierci na oddalonych wyspach.
D uchy niedźw iedzie w gąszczach lasu. D u chy w ielkich ryb na dnie m orza. O losy pośm iertne m arniejszych zw ierząt i ry b A jnow ie nie troszczą się wcale.
R eligija A jnów , j a k widzim y, nie prze
kroczyła gran ic p ierw otnego animizmu.
Nie przedstaw ia przeto resztek jakiegokol- w iekbądź system atu bardziej złożonego, lecz raczej sam a je st dopiero zawiązkiem system atu. W obecnej swej postaci, ja k każda re lig ija pierw otna, stanow i p u n k t w yjścia dla w szelkich w ierzeń wogóle.
Z anim izm u bowiem pow stały wszystkie znane religije.
B ardziej pierw otnem i nie m ogły być w ie
rzenia A jn ów naw et przed dwom a tysiąca
mi lat, gd y jeszcze zajm ow ali cały N ipon.
Z atrzym anie się na jed n y m sto pn iu w wie
rzeniach świadczy o niskiem uzdolnieniu umysłowem. N iskie zaś uzdolnienie wy
jaśnia przyczyny obecnego ich stanu.
I. R adliński.
(D o k o ń c ze n ie ).
W y p ad a na zakończenie niniejszego a r ty k ułu zaznajom ić nieco czytelników W szech-
szczonej w M itth . d. D en ts. Gesells. fiir N a tu r u n d Y ó ik e rk u n d e O stasiens, 1880.
św iata z teoryjam i naukow em i objaśniają- cemi działanie enzym. Mieszczą się one w teoryjach o ferm entacyi wogóle. L ekarz angielski W illis jeszcze na początku X V I II w ieku w ypow iedział pogląd, że ferm enta- cyja byw a w yw oływ aną przez ferm enty, któ rych ruch w ew nętrzny, udzielając się okolicy, spraw ia roskład. T ę samę ideę odnajdujem y w teoryi S tahla, tw órcy n au ki o flogistonie, w teoryi katalizy B erzeliju- sza, lub działania przez zetknięcie (kon
takt) M itscherlicha, m echanicznej teoryi ferm entacyi L iebiga, lub nareszcie moleku- larn o -fizycznój teoryi E. von N&geliego.
N iew ykazując szczegółowych różnic m ię
dzy wym ienionem i teoryjam i, przytoczym y ostatnią, co do czasu pow stania, teoryją ferm entacyi von Nageliego. B rzm i ona:
„F erm en tacy ja jestto przenoszenie drgań cząstek, g ru p atomów, lub atom ów poje- dyńczych zw iązków chemicznych, tw orzą
cych żyjącą zaródź (protoplazm ę), które zm ianom przez to nie ulegają, na m ateryjał ferm entacy jny , w skutek czego jego cząstki zostają ze swój rów now agi w yprow adzone i rospadają się”.
T eo ry ją von Nageliego tyczy się ferm en
tów organizow anych, obdarzonych żyjącą zarodzią, stosuje się jednakow oż rów nież dobrze do enzym i wszystkich wogóle reak- cyj katalitycznych, to je s t przem ian che
micznych jakiegokolw iek ciała (m ateryjału ferm entacyjnego i wogóle katalizow anego), w yw ołanych przez zetknięcie (k o n tak t), z drugiem ciałem (ferm entem organizow a
nym , enzymą, lu b wogóle ciałem, działają- cem katalitycznie, przez zetknięcie, czyli k o n tak t). W ed ług tśj teoryi w szelka fer- m entacyja je s t w ynikiem zetknięcia m ate
ry ja łu ferm entacyjnego z żywą zarodzią ferm entu, np. zaródź kom órek drożdżowych ma ch arakterystyczną własność rosszczepia- nia cu k ru gronow ego na alkohol i dw utle
nek węgla, a przy tem sama pozostaje bez zm iany, zaródź b akteryj gnilnych ma cha
raktery sty czn ą własność rosszczepiania czą
stk i białka, w praw iania go w stan gnicia, a sama przez to żadnym zmianom nie ule
ga i t. d., zupełnie tak samo, ja k dijastaza scukrza mączkę, sama się niezm ieniając.
W e d łu g więc tćj teoryi wszelka ferm enta- cyja je s t skutkiem oddziaływ ania zarodzi
na m atery ja ł ferm entacyjny, oddziaływania tego rodzaju, jak iem charakteryzu ją się en
zymy. U znać więc należy protoplazm ę ży
jącą za enzymę, a wszystkie zjaw iska fer
m entacyjne za zjaw iska enzymatyczne, t. j.
wywoływane przez enzymy.
T eo ryją von Nageliego w ypływ a z n a j
ogólniejszych obecnych pojęć naukow ych o budowie m ateryi z cząstek, złożonych z atomów, będących w nieustannym ruchu około swoich punktów rów now agi i om a
wia wniosek, że p rzy zetknięciu (lub zb li
żenia się odpowiedniem ) dw u różnorodnych ciał, ruch cząstek i atomów jedn ego z nich w pływ ać musi na ruch cząstek i atomów drugiego. W szczególnym w ypadku wpływ ten w yrazi się w ferm entacyi.
P rzy toczym y niektóre przy k ład y oddzia
ływ ania wzajemnego ciał, będących w zet
knięciu, przypom inające działania ferm en
tów. Jeżeli jo d ek azotu umieścić na szybie szklanćj i szybie tój nadać ru ch drgający przez pociągnięcje smyczkiem jój brzegu, to jo d e k azotu w ybucha, czyli roskłada się przy wyższych tonach, w ydaw anych przez drgającą szybę, gdy przy niższych tonach wybuch nie następuje. W tym w ypadku zetknięcie się jo d k u azotu z szybą, drgającą w odpow iednim stopniu, je st przyczyną je go w ybuchu, czyli szyba d rg ająca roskłada jodek azotu przez zetknięcie się z nim;
0 chemicznej reakcy i m iędzy szybą, a jo d kiem azotu mowy być nie może. P roszek węgla ro składa kwas azotny na tlen, wodę 1 tlenek azotu p rzy 0°; sam węgiel w re ak cyi ud ziału nie przyjm uje, nie w ytw arza i się ani śladu dw utlenku węgla. Proszek
p laty n y , srebra, lu b w ęgla ro sk ład a wodę utlenioną, w ydzielając z niój tlen. Dalój nadtlenek k ob altu wydziela tlen z chlorku wapna, a m ała ilość kw asu siarczanego je st w stanie zam ienić duże ilości alkoholu na eter i t. p. Tego rodzaju fakty obejm ow a
ne są nazw ą reakcyj katalitycznych, reak- cyj przez zetknięcie, podobnych do w pływ u enzym na ich m ateryjały ferm entacyjne.
Cechą ich w spólną je st to, że rzeczone przem iany są wywoływane przez wpływ [ ciała drugiego, które w ostatnich p ro d u k -
| tach przem iany występuje w tym stanie,
| w jak im było n a początku i że w pływ ten
| je st do pewnego stopnia nieograniczonym ,