WSZECHŚWIAT
TOM 91 NR 11 LISTOPAD 1990
Zalecono do bibliotek nauczycielskich i licealnych pism em M inistra Ośw iaty nr IV/Oc-2734/47
Wydano z pomocą finansową Komitetu Nauki i Postępu Technicznego
T R E S C Z E S Z Y T U 11 (2323)
G. L a b u d a , P ra k tyk a upowszechniania w ie d z y i n a u k i ...213 W . M i z e r s k i , A lfr e d W egen er — Z ycie i d z i e ł o ...217 L . K a r c z m a r s k i , N a jw ięk sze ry b y ś w i a t a ...2 2 0
A . J e n d r y c z k o , M. D r o ż d ż , Perok syd acja lip id ów : proces szkodliw y czy p o ż y t e c z n y ? ...2 2 2
W . K r z y ż a n o w s k i , A k tu a ln y obraz ep id em ii A I D S ...224 S. S t r a w i ń s k i , P rzyro d a a ro zw ó j tr a n s p o r tu ... 225 D robiazgi
A u k cja k w ia tó w w A alsm eer (D. K a s z c z y k -G r o d z ic k a )...227 Jak pow staje asym etria zw ierzęcia? (H. S z a r s k i ) ...228 Za niedźw iedziem przez C zerw one W ierch y (W . W iśn iew ski) . . . 229 W szechśw iat przed 100 la ty (opr. J G V ) ...230
Rozm aitości 231
R ecenzje
H. F. H e a t w o l e , J. T a y l o r : E cology of R eptiles (J. Błażuk) . . 233 D. W. H. W a l t o n (red.): A n tarctic Science (R. O chyra) . . . . 234 A. S k i r g i e ł ł o : B ib lio g ra fie botaniczne t. 2 (J. Łuszczyński) . . . 234 K ron ika
C hiropterologiczna in ic ja c ja studentów z Torunia (K . W ołk ) . . . . 235
S p i s p l a n s z
I. K A C Z K A K R Z Y Ż Ó W K A zimą. Fot. D. K a rp II. A K S O L O T L M E K S Y K A Ń S K I. Fot. P. Pierściński
I I I . S T R U K T U R Y C IE K Ł O K R Y S T A L IC Z N E . Fot. A. A dam czyk IV . R Z E K A S Z A B A S Ó W K A (w oj. radom skie). Fot. A . Tabor
O k ł a d k a : JE S IE Ń w K ob ielach koło Radom ska. Fot. J. H ereźniak
PISM O PO LSKIEG O T O W A R Z Y S T W A P R ZYR O D N IK Ó W IM. K O P E R N IK A
TOM 91 LISTOPAD 1990 ZESZYT 11
ROK (109) (2323)
GERARD L A B U D A (Poznań)
P R A K T Y K A UPOW SZECHNIANIA W IEDZY I N A U K I
Pytanie, jak upowszechniać wiedzę, dotyka dużo większego pola uprawy i stwarza o wiele wyższy próg trudności zarówno metodycznych, jak organizacyjnych. Najbardziej pojemnym la
boratorium skutecznego upowszechniania wie
dzy są szkoły wszelkiego rodzaju: podstawowe, zawodowe, licealne i wyższe. Czynnością upo
wszechniania wiedzy zajmują się tu legiony nauczycieli, poczynając od skromnych absol
wentów szkół pedagogicznych, a na uhono
rowanych tytułami profesorskimi magistrach, inżynierach i doktorach kończąc. Zaraz za nimi idą redaktorzy i rzecznicy upowszechniania wie
lu gałęzi wiedzy, w środkach masowego przeka
zu, tj. w prasie, radiu i telewizji, nieraz o w y bitnych kwalifikacjach zawodowych. Dalej — bibliotekarze, muzealnicy i kierownicy domów kultury. Wymienić też trzeba tych członków to
warzystw naukowych, którzy poczuwają się do upowszechniania wiedzy z poczucia obowiązku obywatelskiego lub z tytułu powierzonej im społecznej funkcji poprzez wybory.
Wielki próg trudności stanowi tu zróżnico
wanie, przyswojonej przez nadawców, wiedzy naukowej, a także nacisk ze strony odbiorców, którzy nieraz domagają się, pod hasłem upow
szechniania faktów, takiej wiedzy, która po
twierdza ich wyobrażenia o świecie.
Warto w tym miejscu odwołać się do do
świadczeń Maxa Schelera, który charakteryzu
jąc etapy narastania wiedzy w społeczeństwie, pokazuje stan rzeczy, z jakim ma do czynienia każdy, kto pragnie w chwili obecnej propago
wać „poglądy nauki” .
„T rzy najogólniejsze rodzaje wiedzy jawią się we wszystkich czasach w formach społecz
nych, dostosowanych istnościowo do ich naj
wyższego intencjonalnego celu i zróżnicowa
nych nieuchronnie zgodnie z uposażeniem jakoś
ciowym zakładanego przez nie przedmiotu. To samo dotyczy [...] wszystkich podstawowych ro
dzajów specyficznie duchowej działalności kul
turowej. Religijnej formie wiedzy zbawczej odr powiadają gminy, sekty, kościoły, słabo zorga
nizowane, przelotne związki mistyczne lub też kierunki myślenia ujednolicone jedynie pod względem teologicznym. Z drugiej strony ist
nieją szkoły mądrości i stowarzyszenia kształ
cące w sensie antycznym, które czynią z re
fleksji, działalności badawczej i praktyki życio
wej, często nawet ponadnarodową jedność i wspólnie uznają obejmujący całość świata »sy- stem« idei i wartości. Istnieją wreszcie opar
te na podziałach przedmiotowych i podziale pra
cy organizacje naukowe i badawcze nauki po
zytywnej, związane ściślej lub luźniej z orga
nizacjami techniki i przemysłu bądź z okreś
lonymi organizacjami zawodowymi, np. praw-
214 W s z e c h ś w ia t , t . 91, n r 11/1990
ników, lekarzy, urzędników: »korporacje nau- kowe«, jak moglibyśmy je określić. Podobnie i sztuki rozwijają swe »szkoły mistrzów«.
Wszystkie te form y — każda zgodnie ze swym charakterem — rozwijają dogmaty, zasady, teo
rie w sformułowaniach, które wznoszą się po
nad język naturalny do sfery » języka iudzi wykształconych«, resp. zostają wyrażone w
»sztucznych« systemach znaków, wedle kon
wencji pomiaru i »aksjomatyki«, które za każ
dym razem wspólnie akceptują. Wszystkie or
ganizacje wiedzy należy naturalnie wyraźnie oddzielić od form nauczania i »szkół«, gdzie dzieci różnego wieku zdobywają dopiero prze
ciętną wiedzę odpowiadającą poziomowi kul
tury większych wspólnot życiowych (rodów, ludów, państw, narodów, kręgów kulturowych) i w których przeciętny, społecznie konieczny stan wiedzy przekazywany jest jedynie z po
kolenia na pokolenie i to znów za każdym ra
zem odmiennie w poszczególnych kastach, sta
nach i klasach. W stosunku do tych organizacji nauczania i wychowania wymienione uprzed
nio korporacje stanowią nadbudowę, z której zdobywana tam nowa wiedza bardzo powoli przenika do ciał pedagogicznych owych in s t y tucji nauczania« gmin, miast, państw, kościo
łów itd.”
*
Wszystkie te form y świadomości i wiedzy is
tnieją w społeczeństwie w różnych układach i powiązaniach, stawiając popularyzatora nauki przed prawdziwym gordyjskim węzłem zasto
sowania takiej metody „nauczania” , która by każdemu z osobna trafiła do przekonania.
Wszyscy więc nadawcy pracują w niezwykle trudnych warunkach, ze względu na rozrzut zainteresowań i osobistego zaangażowania słu
chaczy, uczniów, studentów itd. Stopień ak
tywności i przydatności do tej akcji jednych i drugich można wyrazić w następującym schemacie:
a ) b ie r n y n a d a w c a —=► b ie r n y o d b io r c a - > s z k o ła p o d s t a w o w a b ) p ó ła k t y w n y ; p ó łb ie r n y o d b i o r - - ^ s z k o ła ś re d n ia
w p e łn i a k t y w n y ca ; i w y ż s z a
w p e łn i a k t y w n y
c ) w p e łn i a k t y w n y _ > w p e łn i a k t y w n y a b s o lw e n c i s z k ó ł n a d a w c a o d b io r c a w y ż s z y c h , p r a
c o w n ic y n a u k i
W myśl wyrażonego wyżej podziału przed
miotem upowszechniania wiedzy jest z reguły aktualnie istniejący stan wiedzy, rutynowy, u- porządkowany według specjalności, nieraz prze
kazywany w sposób encyklopedyczny, z reguły
— w podręcznikach szkolnych, od najniższego do najwyższego, akademickiego stopnia i po
ziomu.
W szkołach podstawowych i średnich wiedzę przekazuje się w trybie lekcyjnym, dopiero w szkole wyższej stosuje się system bardziej zróż
nicowany: wykład, ćwiczenia, seminarium, la
boratorium techniczne itp. Niektóre z tych form
są już obecnie z pożytkiem stosowane także w wyższych klasach szkół średnich, byłoby zaś pożądane ogarnięcie nimi całej szkoły średniej.
Wykład, prelekcja, referat, komunikat domi
nują też w praktyce upowszechniania wiedzy w odbiorze masowym (Towarzystwo Wiedzy P o
wszechnej, kursy dokształcające i podyplomowe, szkoły letnie itp.). Tę samą metodę stosuje się również nagminnie w środkach masowego prze
kazu (radio, telewizja). Nowe natomiast możli
wości stwarza w tym zakresie technika wideo- kasetowa, najogólniej „film scientifiąue” , prze
kaz wizualny. Nie może ona jednak liczyć na rozpowszechnienie bez znacznego mecenatu ze strony państwa.
Bardziej elastyczne metody stosuje się w u- powszechnianiu nauki, zwłaszcza gdy odnoszą się one do węższego grona odbiorców. Dotyczy to zarówno zebrań otwartych (sympozja, kon
ferencje, zjazdy), jak zamkniętych (kursy, semi
naria, spotkania panelowe, konferencje okrąg
łego stołu, pokazy i ćwiczenia terenowe, labo
ratoryjne). Nowe techniki przekazu otwierają również i tutaj nowe, bardziej efektywne dro
gi upowszechniania wiedzy.
*
Jak upowszechniać naukę wśród tych, którzy zawodowo upowszechniają wiedzę? Zagadnienie to nie sprawia większych trudności na pozio
mie najwyższym, między aktywnymi pracowni
kami nauki. Trudności rodzą się natomiast w przypadku ludzi, których nieco tradycjonali- stycznie określa się mianem miłośników nauki lub wiedzy. Do tej pory była to przede wszy
stkim domena oddziaływania towarzystw nau
kowych, najogólniej społecznego ruchu nauko
wego. W środowisku tym bowiem istnieje prze
konanie i poczucie swoistej misji kulturalnej w popularyzowaniu osiągnięć nauki. Społeczny ruch naukowy wykształcił różne form y i me
tody pracy, mniej lub bardziej skuteczne, naj
częściej wytworzone drogą praktyki. Istnieje pilna potrzeba przedyskutowania metod najwła
ściwszych, dostosowanych nie tylko do trady
cyjnych zadań poszczególnych towarzystw, lecz także do metod dyktowanych potrzebami nad
chodzącego świata.
Sprawą otwartą jest promowanie nauki i wiedzy wśród najbardziej uzdolnionych ucz
niów szkół średnich. Są to z reguły przyszli twórcy nauki i kultury. Jak sądzę, jest to prze
de wszystkim zadanie dla organizatorów „U ni
wersytetów Otwartych” i dla organizacji mło
dzieżowych (młodzieżowe towarzystwa naukowe mają jeszcze ciągle charakter efemeryd), a w pionie rządowym dla Ministerstwa Edukacji Narodowej.
Potencjalnymi nadawcami upowszechniania wiedzy mogą być wszyscy pomocniczy i samo
dzielni pracownicy nauki. W praktyce jednak zaliczyć do tej kategorii można wszystkich ab
solwentów szkół wyższych, zrzeszonych w roz
maitych towarzystwach naukowych i w środ
W s z e c h ś w ia t , t. 91, n r 11/1990 215
kach masowego przekazu. W odniesieniu do tych ludzi trudno mówić o obowiązku upow
szechniania wiedzy, gdyż przeważnie jest to ich zawodowa funkcja nauczycielska. Jeżeli zaś za
jmują się upowszechnianiem wiedzy poza swoi
mi zajęciami zawodowymi, to z poczucia powin
ności obywatelskiej i społecznikowskiej. Jest to również dziedzina otwarta dla korporacyjnej działalności Polskiej Akademii Nauk, realizo
wana głównie poprzez jej komitety, komisje i rady.
Potencjalnych natomiast odbiorców upow
szechnianej wiedzy naukowej są miliony: wśród nich zorganizowani są tylko uczniowie szkół podstawowych, średnich i studenci.
Ze względu na wielość instytucji, które są po
wołane do upowszechniania wiedzy naukowej wynikającej z postępu nauki, trzeba przywołać na pomoc prawo społecznego podziału pracy.
Pracownicy nauki mogą bowiem zajmować się zarówno upowszechnianiem nauki, jak też i wiedzy, ale za każdym razem w innym ukła
dzie organizacyjnym. Mogą być więc badacza
mi i twórcami nauki, nauczycielami akademic
kimi, popularyzatorami działającymi w rozmai
tych społecznych organizacjach i towarzystwach naukowych. Natomiast zawodowo skupiają się oni w trzech sektorach życia naukowego: w in
stytutach i pracowniach szkół wyższych; w in
stytutach Polskiej Akademii Nauk; w instytu
tach i pracowniach resortowych. Niejako z mo
cy ustawy ich własne prace naukowe i badaw
cze są bezpośrednio związane z nauczaniem (nauka-nauczanie), z badaniami podstawowy
mi (nauka-nauka), lub z pracami wdrożeniowy
mi i ekonomiczno-technologicznymi (nauka-te- chnika), wreszcie z zastosowaniami społecznymi
(nauka-światopogląd, nauka-sztuka).
Odwołując się więc do zasady społecznego po
działu pracy, można wskazać, kto za co w sek
torze upowszechniania nauki powinien być od
powiedzialny.
W całym obszarze nauk podstawowych upo
wszechnianie nauki powinno być domeną P ol
skiej Akademii Nauk, zarówno jako instytucji jak i korporacji. W dziedzinie nauki i nauczania powinny się tym zajmować instytuty i zakła
dy szkół wyższych (Ministerstwo Edukacji Na
rodowej, Ministerstwo Zdrowia i Opieki Spo
łecznej, Ministerstwo Kultury i Sztuki, dalej Komitet Młodzieży i Kultury Fizyczne i, Mini
sterstwo Obrony Narodowej itd.). W całym ob
szarze nauki i techniki — politechniki i insty
tuty resortowe (Ministerstwo Edukacji Narodo
wej, Komitet ds. Nauki i Postępu Technicznego wraz z Urzędem Postępu Naukowo-Techniczne
go i Wdrożeń). Z kolei na terenie stykania się nauki i światopoglądu, a także nauki i sztuki
— odpowiednie instytucje sektora rządowego i społecznego, w tym szczególnie Kościołów.
*
Z powyższej propozycji wynika, że każdy z wymienionych sektorów nauki powinien opra
cować własny program jej upowszechniania
oraz odmienną metodę upowszechniania. W ka
żdym z nich powinien być realizator, wcielają
cy ten program systematycznie w życie. Wyma
ga to odpowiedniej inicjatywy wymienionych wyżej ministerstw i urzędów. W odniesieniu do Polskiej Akademii Nauk program taki przygo
towuje i realizować będzie Centrum Upowsze
chniania Nauki.
Działalność własna P A N w dziedzinie upow
szechniania nauki jest różnorodna. Akademia, między innymi, powołała uchwałą Prezydium P A N nr 7/70 z dn. 30 czerwca 1970 r. instytu
cję „Wszechnicy Polskiej Akademii Nauk” , któ
rej głównym celem miało być organizowanie corocznego cyklu wykładów o szczególnie waż
kich kierunkach badań naukowych — w ukła
dzie dyscyplinarnym lub interdyscyplinarnym.
Najbardziej znaczące rezultaty osiągnęła
„Wszechnica” w Warszawie, a widomym re
zultatem tych wykładów było wydanie ponad stu tomów publikacji, które od 1976 r. ukazują się w dwóch seriach: „Problem y Naukowe Współczesności” i „Najnowsze Osiągnięcia Nau
ki” . Tutaj też należy wymienić serię: „Nauka dla wszystkich” , promowaną przez Krakowski Oddział P A N (dotąd kilkaset tomików).
Realizując program upowszechniania nauki i wiedzy naukowej w obrębie Polskiej Akade
mii Nauk trzeba wychodzić z założenia, że w działalności tej instytucji uczestniczą trzy czło
ny:
— korporacja członków, prowadzących własne prace badawcze, uczestniczących w kształceniu kadr naukowych w obrębie Akademii i poza nią oraz wpływających na kierunki rozwoju życia naukowego w kraju;
— instytuty naukowe, realizujące programy ba
dawcze w służbie gospodarki i kultury całego kraju;
— rozmaite towarzystwa naukowe, społeczne, samorządowe, regionalne i specjalistyczne rea
lizujące swoje własne cele statutowe, ale też współpracujące z Akademią w tworzeniu kul
tury naukowej społeczeństwa.
Każdej z tych grup należy zaproponować program działania dostosowany do ich możli
wości materialnych, organizacyjnych i personal
nych.
Polska Akademia Nauk ma przed sobą trzy możliwości upowszechniania nauki przez:
— uruchomienie instytutowych organów i a- gend, zajmujących się zawodowo uprawianiem nauki;
— włączenie do tej akcji własnych komitetów naukowych, komisji, oddziałów P A N i towa
rzystw naukowych;
— włączenie do nauczania swoich etatowych pracowników naukowych w obrębie szkół w yż
szych.
Upowszechnianie nauki w ramach wymienio
nych zespołów można uprawiać w sposób zor
ganizowany i zinstytucjonalizowany, zorganizo
wany, lecz oparty na zaciągu ochotniczym, wresz
cie w sposób doraźny i akcyjny. Dotychczas w Akademii dominowały dwa ostatnie sposoby działania. Czas jednak przejść do działalności zorganizowanej i zinstytucjonalizowanej.
216 W s z e c h ś w ia t , t. 91, n r 12/1990
Systematyczną akcję upowszechniania nauki w PA N , w rozumieniu sformułowanym na po
czątku naszego opracowania, mogą prowadzić tylko wielkie skupiska twórców nauki, to zna
czy instytuty. Świadczą o tym urządzane przez nie sympozja i sesje naukowe. Biorą w nich przeważnie udział specjaliści o tym samym kierunku zainteresowań. Upowszechnianie jed
nak nauki w ścisłym tego słowa znaczeniu po
winno być skierowane do twórców nauki w ca
łym obszarze nauki i nauczania. Postulować więc należy, aby każdy z instytutów P A N np.
co trzy lata organizował przynajmniej jedną se
sję naukową o charakterze interdyscyplinar
nym, mającą na celu zapoznanie pracowników dyscyplin pokrewnych z innowacjami i postę
pami osiągniętymi we własnym polu badań, z głównym naciskiem na technikę i metodę tych osiągnięć.
*
Za uprawianiem i propagowaniem nauki przemawiają cztery następujące względy: prak
tyczny, czyli techniczny; dydaktyczny; świato
poglądowy, czyli wychowawczy oraz kulturo
twórczy.
Te cztery motywacje, a zarazem siły napę
dowe rozwoju nauki mają swoje cztery odpo
wiedniki instytucjonalne, które nadają im histo
rycznie widoczną dynamikę. W promowaniu wiedzy i umiejętności technicznych jest zain
teresowana cała gospodarka wraz ze swoim og
romnym zapleczem robotniczo-inżynierskim, or
ganizacje związków zawodowych i stowarzy
szeń inżynierskich. Józef W erle w swoim eseju o kulturotwórczej roli nauki zwrócił uwagę, że, jakkolwiek przez całe tysiąclecia technika roz
wijała się niezależnie od nauki, w ostatnim 150-leciu nastąpiło wzajemne ich zbliżenie.
„Ewolucja ta — pisze on — polega na coraz pełniejszym oparciu techniki na w iedzy nauko
w ej i metodzie naukowej. Opierając się coraz silniej na osiągnięciach nauki, współczesna te
chnika została uzależniona od stanu nauki. Ta z kolei przyspieszyła tempo rozwoju do roz
miarów oszałamiających każdego, a niektórych już zatrważających. Mimo to udział człowieka, jego umiejętności i kwalifikacji, a przede wszy
stkim jego osobistej odpowiedzialności, wcale nie maleje, jak się to niektórym wydaje, ale rośnie wprost proporcjonalnie do technologicz
nych zadań i osiągnięć. Oczywiście, pod w a
runkiem, że razem z rozwojem techniki, prócz
kwalifikacji prakseologicznych, będzie się rów
nież rozwijało w nim kwalifikacje moralne” . Istnieje ścisły i stały związek między oświa
tą i zachowaniami ludzi w środowisku przyrod
niczym i społecznym. Toteż zadanie współczes
nej nauki polega nie tylko na przekonywaniu 0 znaczeniu oświaty w kulturze ludzkiej, ile raczej na szukaniu skutecznych i posiągających metod jej przyswajania przez różne grupy spo
łeczeństwa.
Dynamiczny rozkwit współczesnej nauki, za
kreślający jej coraz szersze horyzonty, coraz głębsza jej specjalizacja, zmusza nas do pod
porządkowania się zasadom społecznego podzia
łu pracy. Upowszechnianie zatem współczesnej nauki może być skutecznie uprawiane tylko przez znawców jej rozpoznań i ustaleń.
Odrębnym zagadnieniem są sprawy związa
ne z tworzeniem racjonalnego „światopoglądu naukowego” różnych grup społeczeństwa. D y
rektyw y metodologiczne w tej dziedzinie można ująć tak:
— krzewienie „światopoglądu naukowego” po
winno wyrastać z aktualnych osiągnięć nauki, a nie z apriorycznych, dedukcyjnych założeń 1 schematów;
— należne miejsce w akcji upowszechniania należy przyznać wzorcom i postawom, wypra
cowanym przez prakseologów (skuteczność, go
spodarność, racjonalność działań);
— tworzenie pozytywnych postaw obywatel
skich jest w decydującej mierze zależne od ty pu „odbiorcy” , a przekazywane zatem ich treści powinny ujmować twierdzenia nauki całościo
wo (elementy analizy postępowania badawczego z uogólnieniami natury syntetycznej).
Wszyscy — uczeni, jak i „nie-uczeni” , po
trzebujemy przeświadczenia, że konsekwencje płynące z rozwoju nauki i techniki, oraz powo
dowany nimi postęp, a także regres w dziedzinie kultury materialnej, społecznej i duchowej, zwłaszcza zaś zagrożenia ekologiczne, będą nie tylko przedmiotem troski wąskich zespołów eli
tarnych, gdyż opanowanie tych konsekwencji wymaga inicjatywy i współdziałania wszystkich społeczeństw. Abyśmy mogli wszyscy w różnej mierze i stosownie do swych możliwości po
dołać tym zadaniom, musimy dążyć do stwo
rzenia społeczeństwa oświeconego.
W płynęło 18.VI.1990
| P r o f . d r h a b . G e r a r d L a b u d a je s t s p e c ja lis tą w d zied zi- j n ie h is t o r ii p o w s z e c h n e j 1 ś r e d n io w ie c z n e j.
W s z e c h ś w ia t , t. 91, n r 11/1990 217
W Ł O D Z IM IE R Z M IZ E R S K I (W arszaw a)
ALFRED WEGENER — ŻYCIE I DZIEŁO
W E G E N E R A lfr e d L oth a r (1880-1930), g eofizyk niem.;
od 1919 prof. uniw. w Ham burgu, od 1924 uniw. w Grazu; 1906-30 brał udział w kilku ekspedycjach na Grenlandię, gdzie dokonał w ielu cennych obserw acji nauk., m.in. m eteorol. i glacjologiczn ych ; zginął tam podczas bu rzy śnieżnej. Prace W egen era dotyczą gł.
term odynam iki atm osfery, paleoklim atologii, tektoni
k i; rozw in ął i upowszechnił teorię epejroforezy, k tó
ra w klas. postaci znana jest jako teoria W .; gł. dzie
ła: Term od y n a m ik der A tm osphdre (1911), Dje Entste- hung der K o n tin e n te und Ozeane (1915), M ii M o to r- boot und S c h litte n in G rón la n d (1930).
N otkę o takiej treści można znaleźć w czterotom o
w e j E ncyklopedii Pow szechnej P W N . Suche, lakoni
czne in form acje encyklopedyczne nie dają żadnego w yob rażen ia o człowieku, k tó ry o w ie le lat w y p rze dził sw oje czasy tw orząc teorię d ryftu kontynentów.
Teorię, k tóra w drugiej połow ie naszego stulecia św ię
c i triu m fy w naukach o Ziem i.
A lfr e d W egen er urodził się 1 listopada 1880 r. w B erlin ie. Jego ojciec, R ichard W egen er, b y ł doktorem teologii. Od m łodych lat A lfr e d W egener, podobnie jak i jego starszy b rat Kurt, w y k a zy w a ł zaintereso
w anie naukam i przyrodniczym i. W w ieku trzynastu lat zainteresow ał się Grenlandią; w ów czas narodziła się decyzja pokonania G renlandii w najszerszym m ie j
scu.
A lfr e d w yróżn iająco ukończył gim nazjum , a następ
nie uniwersytet, uzyskując w 1905 r. dyplom z as
tronom ii. N ie zam ierzał jednak poświęcać się tej dzie
dzinie nauki. Za nam ową stąrszego brata rozpoczął pracę w obserw atorium m eteorologicznym w Lin den - bergu. P ra cow a ł w nim p rzez półtora roku. W tym czasie dogłębnie przestudiow ał podstaw ow e gałęzie m eteorologii, nauczył się obsługiw ania balon ów i la ta w c ó w m eteorologicznych. W te d y też w raz z K u r- tem , zupełnie przypadkow o pobił rek ord długości lo tu balonem — 52 godziny, p opraw iając poprzedni r e kord, należący do francuskiego hrabiego de la Veaux.
P rzerw a n ie pracy w obserw atorium m eteorologicz
n y m w Lin den bergu zostało spowodowane pierw szą w y p ra w ą A lfre d a W egen era na Grenlandię. W egener w z ią ł udział w ekspedycji k ierow an ej przez znanego duńskiego podróżnika M iliu sa Eriksena. Ekspedycja, p rzebiegająca w łatach 1906-1907, b yła bardzo w y czerpująca. W czasie polarnej zim y dysponowali t y l
ko jedn oizbow ym dom kiem . A że w ekspedycji b ra ło udział 28 osób, spać trzeba b yło na zmianę. P r a ce badaw cze prow adzone b y ły w kilk u oddziałach, poruszających się na psich zaprzęgach. Do b a zy nie pow rócił jednak dow ódca ekspedycji, M ilius Eriksen, w ra z z dw om a G renlandczykam i. C iała jego nie odna
leziono. Ekspedycja ratunkow a znalazła w lod ow ej p ie
czarze zw łok i G renlandczyka Bronlunda — przew od n ik a Eriksena. Ze znalezionej p rz y nim k artk i w y n i
kało, że Eriksen zginął o w ie le w cześniej.
T ragiczn ie zakończona ekspedycja nie zniechęciła W egen era do G renlandii. Chciał on dotrzeć do w n ę trza tarczy lo d o w e j i przez długie w ieczo ry spędzone w ciasnej izdebce, w ra z z jed n ym z uczestników eks-
W 110 rocznicą urod zin i 60 rocznicą śm ierci A lfre d a W egenera — tw ó r
cy te o rii d ry ftu kontynentów
pedycji — K ochem — rod ził się plan kolejn ej w y p ra w y na tę niegościnną wyspę.
P o pow rocie z G renlandii w 1908 r. rozpoczął się n iezw yk le ak tyw n y okres w życiu A lfr e d a W egenera.
W ciągu trzech i pół roku napisał ponad czterdzieści prac naukowych. N ajw ięk sze dzieło powstałe w tym okresie nosi tytu ł „T erm odyn am ika atm osfery” .
D zieło to, które ukazało się w 1911 r., odegrało w a żną rolę w życiu W egenera. Jeszcze bow iem przed jej drukiem W egen er udał się do m ałego m iasteczka Grossborstel w pobliżu Ham burga, gdzie m ieszkał n a j
w ięk szy autorytet niem ieckiej m eteorologii tego okresu
—■ V lad im ir Kóppen. A lfr e d W egener z ja w ił się tam wiosną 1910 r., aby jeszcze przed drukiem swego dzieła uzyskać akceptację jednego z „lu m in arzy” nau
ki.
K óppen zgodził się przejrzeć rękopis książki, ale postaw ił warunek, że przez ten czas W egener będzie jego gościem. T a k też się stało. W ieczoram i W egener z K óppenem om aw iali kolejn e fra gm en ty „T e rm o dynam iki atm osfery” , ale w ciągu dnia W egen er prze
b yw a ł przede w szystkim w to w arzystw ie E lzy — m łodszej córki Kóppena. M ięd zy m łodym i ludźm i na
rodziło się uczucie. Jednak dopiero po dwóch latach
— wiosną 1912 r. —• nastąpiły ośw iadczyny W egen e
ra. Ich form a była podobno n iezw y k le oryginalna — W egener m iał się oświadczyć E lzie w balonie m eteo
rologicznym , w czasie prow adzenia obserw acji nau
kow ych. Slub W egenera z Elzą K óppen odbył się po u p ływ ie półtora roku od tego zdarzenia — jesienią
1913 r.
Jeszcze przed tym w a żn ym w ydarzen iem w p ry w atn ym życiu A lfre d a W egen era nastąpił p rzełom ow y m om ent w jeg o życiu naukowym . 6 stycznia 1912 r.
na zebraniu N iem ieckiego T o w a rzystw a G eologiczne
go w e Fran kfu rcie nad Menem, W egen er w ygłosił w ykład, w k tórym po raz p ierw szy przedstaw ił h i
potezę dryftu kontynentów.
N a w et ży c z liw i W egen erow i kronikarze nie zalicza
ją tego w ykładu do sukcesów tw órcy m obilizm u. W y daje się, iż W egener nie znał w te d y {nawet prac swoich poprzedników, choćby Franka T a ylo ra czy A n tonio Snidera. Przedstaw iając ogólną ideę ruchu po
ziom ego kontynentów W egen er oparł się ty lk o na pa
leontologicznych dowodach świadczących o łączności A fr y k i i A m e ry k i Południow ej. W sw ym w yk ła d zie W egener nie w niósł niczego now ego i spotkał się z druzgocącą krytyką.
Doznaną porażkę w zią ł sobie W egen er głęboko do serca. A le nie dane mu b yło na razie prow adzić prac nad udokum entowaniem sw ej idei. Jeszcze bow iem latem tego roku W egener znowu w yru sza na Grenlan
dię. Ekspedycja, kierow ana przez jeg o starego p rzy jaciela z pierw szej w y p ra w y , J. P. Kocha, zam ie
rzała przebyć G renlandię w najszerszym miejscu. W składzie ekspedycji zn aleźli się jeszcze duński m a ry -
218 W s z e c h ś w ia t , t. 91, n r 11/1990
n arz L ars L a r sen i Islandczyk V igfu s Sigurdson jak o przew odnik.
W y p ra w a zakończyła się pow odzeniem , choć z p ro w adzonego przez W egen era dziennika w iadom o, iż w ie le było w niej dram atycznych m om en tów i o m a ło n ie zakończyła się tragiczn ym fin ałem . Zebrano ogrom ną ilość in fo rm a cji o centralnej części G ren landii. M eteorolod zy czek ali n iecie rp liw ie na pu b li
k a cję naukowych rezu lta tów ekspedycji.
P o pow rocie do k raju jesien ią 1913 r. następuje ślub A lfr e d a W egen era z E lzą K oppen. N ied łu go jednak cieszył się on rodzinnym szczęściem. W lecie 1914 r.
w ybucha w ojn a i W egen er otrzym u je pow ołanie do w ojsk a i w randze kapitana udaje się na front. T a m zostaje ciężko ran n y i po leczeniu w szpitalu w 1915 r. o trzym u je kilku m iesięczn y urlop zdrow otny. T e k il
ka m iesięcy 1915 r. m ia ły mu przynieść w przyszłości m iano „o jc a m obilizm u” .
W czasie urlopu W egen er pracu je nieustannie nad koncepcją d ryftu kontynentów , przesiadując w sw ym gabinecie od rana do w ieczora. P rz e z k ilk a m iesięcy napisał książkę „P o w sta n ie kontynentów i oceanów ” , k tóra w yd an a w tym sam ym roku, przyniosła m u ś w ia to w y rozgłos.
W a rto przytoczyć w tym m iejscu w y p o w ie d ź W e genera, dotyczącą opracow ania id ei d ryftu : „ W 1910 r. po raz p ierw szy przyszła m i do g ło w y m yśl o p rze
m ieszczaniu kontynentów, k ied y studiując m apę ś w ia ta zdum iałem się podobieństw em w y b r z e ż y p o obu stronach A tlan tyk u . W ów czas nie p rzy w ią zy w a łem j e szcze do tego znaczenia, gd yż n ie uw ażałem takich przem ieszczeń za m ożliw e. Jesienią 1911 r. zapoznałem się (d zięk i szeregow i sprawozdań, k tó rym i zw y k le dysponow ałem ) z danym i paleontologicznym i o z w ią z
kach lądow ych m ięd zy B ra zylią i A fr y k ą w przesz
łości geologicznej, o czym do tej p o ry niczego nie w iedziałem . Pobudziło m nie to do przean alizow an ia rezu lta tó w badań geologicznych, k tóre w ią żą się z tym problem em . P rzestu d iow a w szy te dane, p rzek o
nałem się o absolutnej słuszności sw ej idei. P otem uczestnictwo w ek sp ed ycji gren lan d zk iej pod k ie ro w nictw em K och a w latach 1912-1913 a później służba w o jsk o w a utrudniały dalszą pracę nad teorią. D opie
ro w 1915 r. udało m i się w yk orzystać długoterm ino
w y u rlop po chorobie dla dokładnego opracow ania te o rii” (I. I. D uel: „W ęd ru ją ce kon tyn en ty — fa n ta zja
czy rzeczyw istość?” , Is k ry 1989).
K sią żk a W egen era bardzo szybko stała się znana w nau kow ym świecie. Jej autor m iał jednak o gra niczone m ożliw ości w zięcia udziału w dyskusji, która w y w ią za ła się na je j tem at. W k ró tce b o w ie m po je j napisaniu, jeszcze w 1915 r. kapitan A lfr e d W egen er otrzym u je przyd ział do p olow ego oddziału m eteoro
logicznego, stacjonującego w Estonii, w m ieście D orpat (obecnie Tartu ), gd zie służył aż do zakończenia w o j
n y w 1918 r. U ciążliw ości służby w o js k o w e j łagodził fakt, iż W egen er otrzym a ł zgodę w ła d z w o jsk o w ych na p row adzen ie w y k ła d ó w w U n iw ersytecie w D o r
pat.
P o w o jn ie W egen er zam ieszkał w Grossborstel, k o rzystając z gościnności sw ego teścia V. K oppena. T u też podjął pracę jako k iero w n ik służby m e te o ro lo g i
cznej w N iem ieck im O bserw atorium M orskim . Został też zatrudniony w uniw ersytecie w H am burgu na stanowisku profesora kontraktow ego. W ra z z V . K o p - penem W egen er zorgan izow ał p rzy uniw ersytecie se
m inarium geofizyczne, na k tórym dyskutowano r ó żnorakie aspekty d ryftu kontynentów.
„D ie Entstehung der K ontinente und Ozeane”
(„P ow sta n ie kontynentów i oceanów” ) to książka, k tó
ra spow odow ała rew olu cję w naukach o Ziem i. O teo
r i i W egen era m ó w i się dziś w każdej książce, doty
czącej form ow an ia się oblicza Ziem i.
W egen er przedstaw ił swą ideę p rzy pom ocy trzech m ap świata, ilustrujących rozkład ląd ów i oceanów w trzech różnych epokach geologicznych. W egen er uważał, że pod koniec karbonu kon tyn en ty na k u li ziem skiej stan ow iły jeden monolit, k tó ry nazw ał P a n - geą. P ierw sza z m ap przedstaw ia ten w łaśnie super- kontynent. D ruga m apa ilu stru je położenie lą d ów oko
ło 50 m in lat temu. Do tego czasu kontynenty ro z je chały się na znaczną odległość, w w yn ik u czego za
czął otw ierać się A tla n ty k i Ocean In dyjski. W reszcie trzecia m apa p rzedstaw ia położenie kontynentów na początku czw artorzędu — położenie kontynentów na
n iej jest już takie samo jak obecnie.
W edłu g W egen era bloki kontynentalne, zbudowane ze skał lżejszych (skał osadowych, granitoidów , g n e j
sów), zanurzone są w głębszym podłożu, złożonym z baza ltów lub gabr. Podłoże, w k tórym zanurzone są b lok i kontynentalne m iało być plastyczne, dzięki cze
mu blok kontynentalny m ógł przem ieszczać się po
ziom o, pokonując tarcie.
Jakim i argum entam i posłużył się W egener, aby u- dowodnić słuszność sw ej teorii? Przed e w szystkim po
tw ie rd z ił zauw ażone w cześniej przez innych podobień
stw o zarysów w yb rzeży, zarów no po obu stronach A tlan tyk u , ja k i Oceanu In d yjsk iego; dopasowując k on tyn en ty W egen er czyn ił to jednak nie w zdłu ż li
n ii brzegow ych, lecz w zdłu ż gran icy szelfu. P rz y to c zył ró w n ież w ie le podobieństw w bu dow ie g eolo
giczn ej obszarów położonych po obu stronach A tla n tyku. Podobieństw a te dotyczą na przykład tarczy b ałtyck iej i tarczy kanadyjskiej, tarczy gw in ejsk iej i gujańskiej, czy też europejskich gór w iek u kaledoń- skiego i struktur kaledońskich A m e ry k i Północnej i Grenlandii.
W ie le argu m en tów polegało na w ykorzystan iu po
k rew ień stw i podobieństw a p rzed staw icieli fau n y i fla r y na różnych kontynentach w m inionych epokach geologicznych. P ok rew ień stw o to b yło do tej p o ry tłum aczone istnieniem tzw . pom ostów lądow ych m ię
dzy kontynentam i, k tóre p o ja w ia ły się i zn ikały w różn ym czasie. W reszcie bardzo znaczące d ow ody po
le g a ły na porównaniu k lim a tó w na różnych kontynen
tach w dawnych epokach, szczególnie w okresie k a r- bońskim. W egen er u żył ró w n ież jako argum entu w y n ik ó w p om iarów geodezyjn ych świadczących o w sp ó ł
czesnym zw iększaniu się odległości m ięd zy Europą a Grenlandią (co później okazało się jednak niesłuszne).
A b y w yjaśn ić m echanizm przesuwania się k on ty
nentów , W egen er p rzyjął, że ruch ten w y w o ła n y jest działaniem siły odśrodkow ej, w yn ik a ją cej z ruchu w i ro w ego Ziem i, oraz sił p ływ ow ych , będących skut
kiem w zajem n ego oddziaływ ania graw itacyjn ego m ię
d zy Z iem ią a Słońcem i K siężycem . S iły te, których ob ja w em są p ły w y oceaniczne, zaznaczające się r ó w n ież w skorupie ziem skiej, p o w od ow ałyb y przesuw a
nie się k on tyn en tów w kierunku zachodnim (W est- d r ift — d r y ft zachodni), dzięki czemu nastąpiło odsu
n ięcie się A m e ry k i od Europy i A fr y k i i powstanie Oceanu A tla n tyck iego. W w yn ik u ruchu w iro w e g o Z iem i tw o rz y się natom iast tzw . siła odbiegunowa
W s z e c h ś w ia t , t. 91, n r 11/1990
(stw ierdzona przez w ęgiersk iego geofizyk a Eótvosa), która przesuwa kontynenty w kierunku rów nika (tzw.
P o lflu c h t — ucieczka od biegunów).
D r y ft kontynentów p ow odow ał pow staw anie łańcu
ch ów górskich. D r y ft zachodni p rzyczyn ił się do sfał- dowania K o rd y lie ró w i A n d ó w na przedpolu przesu
w a ją cego się ku zachodow i bloku A m ery k i; ucieczka od biegunów doprow adziła do zderzenia Europy i A f ryki, w skutek czego p ow stały europejskie A lp id y . P o dobnie powstanie H im a la jó w było w yn ik iem zderze
nia Dekanu z A zją .
C zytając dzieło W egen era odnosi się jednak w rażenie, iż w rozdziale pośw ięconym m echanizm ow i dryftu kontynentów brak jest ju ż te j siły przekonywania, co w rozdziałach poprzednich. Sam autor nie jest przekonany, co do zaproponowanego przez siebie m e
chanizmu dryftu, kończąc książkę słowam i: „pow sta
je w ięc zaw ikłana sytuacja, k tórej ogólnego znacze
nia nie daje się jeszcze zbadać” .
T eo ria W egen era z m iejsca zyskała sobie w ielu zw olenników . N a leżeli do nich m.in. w yb itn i geolo
dzy V an Bem m elen, E. A rgand, R. Staub, A . B ory- siak, P. K ropotkin , A . Holmes, Du Toit, a także zna
n y norw eski badacz polarny F r id tjo f Nansen. O czy
w iście, nie brak b yło i zdecydow anych p rzeciw n ik ów id ei dryftu. W iedząc o tym W egen er nieustannie w y stępuje z w yk ła d a m i i odczytam i o problem ach d ry f
tu kontynentów, szuka now ych argum entów na popar
cie sw ej koncepcji.
N a okres pobytu A lfr e d a W egen era w Grossborstel p rzypada też jeg o zainteresow anie się genezą k rate
r ó w księżycow ych. W egen er p row ad ził liczne ekspe
rym enty. Znosił do gabinetu cem ent i rozsypaw szy go do skrzynek w rzu cał w nie k a m yk i różnego kształ
tu i w ielkości. W ten sposób usiłow ał dowieść, że k ra tery na K siężycu p ow stały w w yn ik u bom bardo
w an ia jeg o pow ierzch n i m eteorytam i. N ie w ie r z y ł bo
w iem , by k ra te ry m ia ły m ieć genezę wulkaniczną.
W egen er udał się n a w et na estońską w yspę Saare- maa, gdzie zn ajdu je się jezioro w yp ełn iające krater m eteorytow y. A le n aw et w tym okresie nie przestał pracow ać nad ro zw ija n iem teo rii d ryftu i nad je j popularyzacją.
A ż do 1924 r. W egen er pracuje w stacji m eteoro
logicznej. M im o starań nie m oże uzyskać m iejsca na żadnym u niw ersytecie w Niem czech. U zyskuje nato
m iast propozycję objęcia stanowiska profesora geo
fiz y k i w G razu w A u strii. W egen er w yra ża zgodę i w 1924 r. w ra z z żoną i trzem a córkam i przenosi się do Grazu, gdzie szybko skupia w ok ół siebie gru pę p rzyja ciół i stronników sw ej teorii.
W Grazu czuł się bardzo dobrze. G d y zapropono
w ano mu potem objęcie k a ted ry w U niw ersytecie B erlińskim zdecydow an ie odm ów ił. W idać spokojna m iejscowość w A u strii była mu bliższa n iż stolica Niem iec.
Spokojne życie w Grazu zostało zmącone w izytą profesora M einardusa w iosną 1928 r., k tó ry przyb ył z m isją T o w a rzy stw a Pop ieran ia N iem ieck iej Nauki;
je j celem było przekonanie A lfr e d a W egenera, aby objął kierow n ictw o niem ieckiej ekspedycji na G ren
landię w 1929 r. P rop ozycja została p rzyjęta przez W egen era z pełnym entuzjazm em . Od tej p o ry W e gener całk ow icie pośw ięcił się p rzygotow yw a n iu eks
pedycji. N ależało pokonać w ie le trudności, w śród nich i finansowych.
219
Wiosną 1929 r. W egener w ra z z dwom a m eteoro
logam i Johannesem B eorgi i Ernstem Sorge oraz glacjologiem F ritzem L o e v e przeprow adzili rekonesans w rejon ie przyszłych prac. Ich zadaniem było zn ale
zienie najlepszego m iejsca, do którego p rzyb ije sta
tek z w yposażeniem ekspedycji. Postanowiono, że głów na baza ekspedycji rozb ije się na lodowcu K a - m arujuk w pobliżu nunataka Scheideck. W centrum tarczy lod ow ej zostanie natom iast zbudowana stacja Eismitte. W niej m ieli pracować G eorgi i Sorge w trakcie długiej grenlandzkiej zim y. N iezbędny e k w i
punek do bu dow y i konieczny dla funkcjonow ania stacji m iał być dostarczony saniami żaglow ym i.
Ekspedycja rozpoczęła się 1 k w ietn ia 1930 r. Od razu napotkała ogrom ne trudności spowodowane w y jątk ow o n iekorzystnym i w arunkam i lodow ym i. P ie r wsza grupa sań odjechała do stacji Eism itte dopiero 15 lipca. Z nią w yru szył Johannes Sorgi i osiągnął ceł po 15 dniach. 18 sierpnia dociera do stacji druga grupa sań a 13 w rześnia — trzecia, z którą p rzy b y ł Ernst Sorge. N ależało jeszcze dostarczyć ekwipunek niezbędny dla przezim ow ania polarników. Sanie ża
glow e o d m ów iły jednak posłuszeństwa. W tej sytua
cji 22 w rześnia W egen er skom pletow ał oddział zło
żony z piętnastu psich zaprzęgów i poprow adził go do Eismitte. P o kilku ciężkich dniach dziew ięciu G ren- landczyków odm ów iło dalszego marszu, a od 151 k ilo m etra W egen erow i tow arzyszył już ty lk o glacjolog F ritz L o eve i jeden G renlandczyk — dw udziestodw u
letni Rasmus Villim sen. Pozostałe 250 km pokonali w trz y tygodnie. 1 listopada w lodow ej pieczarze p ię
ciu polarników św iętow ało 50 urodziny W egenera.
Jeszcze tego samego dnia W egen er z Rasmusem w y ruszyli w drogę powrotną. N ie dotarli do bazy. L o dowa tarcza Grenlandii stała się ich mogiłą.
G d y wiosną 1931 r. ekipa ratunkow a odnalazła m o
giłę W egenera na 189 km trasy Scheideck — Eism itte okazało się, że zm arł na serce. Poch ow ał go Rasmus i zgodnie z obyczajem G renlandczyków nad jeg o g ro bem zatknął n a rty i złam any kijek. Ciała Rasmusa nie udało się n igd y odnaleźć.
Tak zginął W egener. Ukochana G renlandia stała się jego grobem.
W egener zginął, ale nie zginęła idea dryftu kon ty
nentów, choć p rzeżyw ała ona i ch w ile upadku.
Upadek koncepcji d ryftu rozpoczyna się jeszcze za życia W egenera. W 1928 r. w N o w y m Jorku odbyło się sym pozjum poświęcone id ei dryftu . P rz y b y ły na nie najw iększe au torytety naukowe ow ych czasów. N a czternastu geologów ty lk o pięciu popierało ideę W e g e nera bez zastrzeżeń. Siedm iu zaś odrzuciło ją całko
w icie. Po śm ierci A . W egen era n asiliły się ataki na hipotezę dryftu , a do końca la t trzydziestych została ona niem al całkow icie odrzucona. P raktyczn ie nie wspomniano o niej n aw et na w ykładach u n iw ersy
teckich. T riu m fo w a li zw olennicy perm anencji k on ty
nentów i oceanów. A jednak naw et w ów czas stronnicy idei W egen era szukali kolejn ych argum entów na je j prawdziwość, now ego „m otoru ” , m ogącego w p ra w ić w ruch b lok i kontynentalne.
N ajb ard ziej zaciekłym i w roga m i w egen erow skiej koncepcji b y li geofizycy. A jednak w łaśn ie oni p rzy czyn ili się w pierw szym rzędzie do trium falnego po
w rotu idei d ryftu kontynentów do nauki św iatow ej.
W latach pięćdziesiątych ro zw ija ją się badania pa
leomagnetyczne, kierow ane przez dwóch konkurują
cych ze sobą uczonych — Patrick a Blacketta i K eith a
220 W s z e c h ś w ia t , t. 91, n r 11/1990
Runcorna. Ich w y n ik i b y ły jednoznaczne — nie spo
sób w yja śn ić położenia biegu n ów w przeszłości geo
logicznej, jeśli nie uzna się poziom ych ru chów k on tyn en tów na dużą skalę.
K o le jn e argum enty na korzyść h ip otezy d ryftu za
częły n apływ ać law in ow o z ch w ilą rozpoczęcia badań dna oceanicznego. O kazało się, że W egener, n ie dys
ponując p raktyczn ie żadnym i danym i o g e o lo g ii dna oceanicznego słusznie przew id ział, że jest ono zbudo
w ane z zupełnie innych skał niż kontynenty.
W 1961 R ob ert D ietz i w 1962 r. H a r r y Hess n ieza
leżnie od siebie opu blikow ali koncepcję pow staw ania oceanów w w yn iku ekspansji dna oceanicznego. K o n cepcja ta zyskała bardzo szybko p otw ierd zen ie w tra kcie badań paleom agnetycznych skał dna oceanu, p ro
w adzonych przez F. V in e i D. M atth ew sa i znalazła uznanie u w ielu w yb itn ych g eo lo g ó w i geo fizyk ó w . Ekspansja dna oceanicznego i w y w o łu ją c e ją p rądy kon w ek cyjn e w płaszczu stać się m ia ły „m o to rem ” d ryftu kontynentów .
Późn iejsze prace D. P. M cK enzie, R. L . Park era, W . J. M organa i X . L e Pichona d op row a d ziły do p o
w stania teo rii tek ton ik i płyt, która na w yższym p o
ziom ie usytuowała teorię d ryftu kontynentów, w iążąc ją z rucham i poziom ym i całej skorupy ziem skiej. Z początkiem lat siedem dziesiątych teoria tektoniki p łyt zapanow ała n iepodzielnie w naukach o Ziem i.
W w y p ra w ie A P O L L O -1 7 (7-19 X I I 1972 r.) b ra ł udział am erykański geolog-astronauta H arrison Schm idt. W y ra z ił się on w ów czas: „K ażd y, kto u jrz y z Kosm osu b rzegi A m e ry k i i A fr y k i, nie będzie m ia ł w ątpliw ości, iż w odległych epokach geologicznych kontynenty te stan ow iły całość” (J. T w arogow sk i:
P o cz e t w ielk ich geologów , N K 1974).
Id ea w egen erow ska o d ry fc ie kontynentów za jęła należne sobie m iejsce w naukach geologicznych. S w ą śm iałością i sposobem argum entacji o pół w iek u w y przedziła czasy, w których się narodziła. P óźn iej za pom niana i w zgardzona, lecz po latach wskrzeszona, by zająć czołow e m iejsce w śród teorii dotyczących kształtow ania się oblicza naszej planety.
W płynęło 7.11.1990
D r W ł o d z im ie r z M iz e r s k i p r a c u je w In s t y t u c ie G e o lo g ii P o d s t a w o w e j U n iw e r s y t e t u W a r s z a w s k ie g o .
L E S Z E K K A R C Z M A R S K I (T czew )
NAJW IĘKSZE R Y B Y Ś W IA TA
Od niepam iętnych czasów re k in y uchodzą za sym bol okrutnych i krw iożerczych bestii. M rożące k r e w w żyłach opow ieści o tragicznych w skutkach spotka
niach z ty m i rzeczyw iście n iebezpieczn ym i ryb a m i są rów n ie stare, ja k i samo żeglarstw o. W ie lc e popular
n y przed parom a la ty film pt. „S zczęk i” przedstaw iał
— w sposób n ie w ie le m a ją cy w spólnego ze zd ro w ym rozsądkiem — historię zaw ziętego rekina, k tó ry z iście m istrzow ską strategią, k tó rej nie p o w styd ziłb y się n iejeden absolw ent A k a d em ii W ojen n om orskiej, roznosi w strzępy sporą łódź m otorow ą i pożera (w całości!) jednego z członków załogi. D op ra w d y trudno u w ierzyć, b y w prostym ry b im m ózgu m ogło zrodzić się ty le przebiegłości. Co jednak n ie um niejsza faktu, ż e niebezpieczeństw o, ja k ie niesie za sobą zetknięcie
„oko w oko” z rekinem , jest ogrom ne. Odnotowano w ie le p rzyp ad k ów śm ierci bądź trw a łe g o k alectw a b ę
dących skutkiem ataku rekin ów . A nic nie w skazuje, b y ilość ow ych tra ged ii m iała maleć.
W śród re k in ó w w ie le gatu n ków jest n iebezpiecz
n ym i dla organ izm ów m orskich drapieżnikam i. N ie w szystk ie jednak stanow ią zagrożenie dla człow ieka.
N atom iast d w a gatunki rekin ów , m im o sw ych pokaź
nych rozm iarów , są całk ow icie niegroźne, alb ow iem planktonożerne. A są to jednocześnie n ajw ięk sze z obecnie żyją cych rekin ów . Im to w łaśn ie chciałbym pośw ięcić trochę u w agi.
■ R ek in w ie lo ry b i R h in co d o n typus u w ażany jest za najw iększą z żyjących obecnie ryb. O siąga on dłu gość 17 m, aczk olw iek znane są doniesienia m ó w ią ce o 20-m etrowych okazach. N a jm n ie js zy zaobserw o
w a n y do te j pory p rzed staw iciel tego gatunku m ie
rz y ł 1,8 m. P rz y długości ok. 12 m re k in ten osiąga ciężar 12-14 ton.
R y b y te w ystęp u ją w pasie tropikaln ym w szystkich oceanów. Jednakże w w iększych ilościach spotykane są jed yn ie w okolicach F ilipin , południow ego cypla K a lifo r n ii i w w odach w ok ół K u by. P rze b y w a ją w p ow ierzch n iow ych w arstw ach w ody.
P rze z dłu gi okres gatunek ten nie b y ł zna
ny nauce. P ierw szeg o naukow ego opisu dokonano w 1828 roku, a egzem p larz pochodził z w ód południo
w oafrykań skich . D o ch w ili obecnej w ręce naukow ców dostało się jed yn ie ok. 1 0 0 osobników te j ryb y, co jest zrozum iałe, zw a ży w szy na je j rozm iary utrud
n ia ją ce dostarczenie upolow anego zw ierzęcia d o oś
ro d k ó w naukowych.
W stosunku do olb rzym iego ciała, gło w a rekina w ie lo ry b ie g o jest m ała, silnie spłaszczona o szerokim otw orze gębow ym . Duża płetw a ogonowa ustawiona
— ja k u w szystkich rek in ó w — pionowo. W zd łu ż ciała, od g ło w y do ogona, biegną — po tr z y z k aż
dej strony — listw o w a te zgrubienia zw ane k ilam i lub stępkam i.
W ed łu g w szelk iego praw dopodobieństw a są to z w ie rzęta jajorodn e. J aja m ają postać kapsuły osłoniętej ro go w ą otoczką. Do te j p o ry znaleziono ty lk o jedno ja jo tego gatunku. Pochodziło ono z Z atoki M ek sy
kańskiej i m ierzyło 67 cm długości oraz 40 cm śred
nicy. Z a w iera ło na w p ół ukształtow any embrion.
Pok a rm tych o lb rzym ów stanowią drobne organ izm y planktonow e. R ek in y w ie lo ry b ie poruszają się z szeroko otw a rtą paszczą i w ten sposób, podobnie jak w a len ie fiszbin ow e, m ogą zagarnąć ogrom ną ilość plank
tonu. W oda dostająca się do otw oru gębow ego jest usuwana na zew n ątrz poprzez szczeliny skrzelow e.
N atom iast m ałe zw ie rzę ta planktonow e za trzy m y w a ne są p rzez sw oiste sito utw orzone z liczn ych w y -
. , m
. ■ ' i : V
M Ł v ii ?4
ą f M
r
I
ł : .I-;'-
. KACZKAKRZYŻÓWKAAnasplatyrhynchoszimą. Fot. D. Karp