Wacław Forajter
Inwersje
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce
literatury polskiej 92/1, 179-201
PL IS SN 0 0 3 1 -0 5 1 4
W ACŁAW FORAJTER
INW ERSJE
Żałoba jako figura „inności” seksualnej
szliśm y za trumienką lubaczowską drogą i szliśm y na spotkanie śmierci przydrożnej śpiewając pieśni o kościach nieboszczyka w zielonej dolinie 0 kościach nieboszczyka śpiew aliśm y 1 o zielonej dolinie pełnej ptaków i rozkładu 0 ciele zm arłego śpiew aliśm y pieśni 1 przypomniały się nam ciała przodków
( c m y
W powyższym wierszu, pochodzącym z Peregrynarza Eugeniusza Tkaczyszy- na-Dyckiego, odbiorca zostaje „w rzucony” w procesję żałobną, z którą pójdzie ju ż do wiersza ostatniego, gdyż problem atyka śmierci oraz rytuałów wiążących się z nią w kulturze stanowi nadrzędną kategorię tematyczną, która scala niemal wszystkie utwory i nadaje tomikowi charakter poematowy. Leksyka związana z polem sem an tycznym śmierci pojawia się w najrozmaitszych konfiguracjach i nie oznacza w y łącznie ceremonii związanych z uroczystościami pogrzebowymi, które poświęca się zmarłemu, ale również czasowe wyłączenie żałobników z kręgu żywych.
Na cmentarzu lub w samej m yśli o śmierci bohater rozdwaja się i jest po części umarłym czy umarłymi, po części żyw ym . Ma podwójną tożsam ość, ale lojalność w iąże go o w iele bar dziej ze zmarłymi niż z ży w y m i2.
M iejscam i odw iedzanym i przez niego najczęściej są cm entarze i dom y „ża łobne” (wiersze: LXXXVII, CXXXIX. Stypa w domu p an i R(uszkow skiej)) - krajo brazy ew okujące brak; przestrzeń ow ładnięta ekonom ią zatraty, gdzie nieobec ność obiektu przyw ołuje kolejne fantazm aty (CLXII1. W drodze na cm entarz p o d
Lipkami).
Żałobnik - inny współczesności, w której zjawisko śmierci jest m arginalizow a ne, stanowi byt całkow icie nieum iejscowiony, spychany na antypody języka, w y gnany z „m iejsc publicznych” w zacisze „dom ów sm utku” i w towarzystwo innych
1 W:E. T k a c z y s z y n - D y c k i , Peregrynarz. Warszawa 1992. Z tego tomu pochodzą wszyst kie cytaty z utworów tego autora. Podkreślenia w cytatach - W. F.
2 B. U m i ń s k a, R óg Szym onow ica, sław n ego lwowianina, i Śmierci, p rzesła w n ej ziem ianki. „Res Publica N o w a ” 2000, nr 1/2, s. 64.
żałobników - równie „nieprzyzw oitych” dla świata ja k on sam. Pogrążeni w rozpa czy i trw odze, podążają oni wiejskimi drogami na „spotkanie / śmierci p rzyd ro ż nej”, która zajm uje m iejsce zwyczajowej figury świętego bądź innego znaku wiary. O dbiorca Peregrynarza tow arzyszy żałobnikowi w jego pielgrzym ce, percy- pując (o)pisaną czasoprzestrzeń sm utku, która zakreśla jednocześnie granicę stre fy pisania przeciw ko m elancholii, przeciw ko nieistnieniu (pism o jak o znak m ate rialny), i która posiada w alor leczniczy.
M iejsce zajm ow ane przez żałobnika jako osobę opłakującą śm ierć przyja- ciela-kochan ka w pisuje go w porządek języ ka, za którego pom o cą m ów i się 0 śm ierci innego, oraz „dyskursu m iłosnego” . Oba z a k ła d ająjak o w arunek sw o jeg o pow stania nieobecność i m ilczenie bezpow rotnie utraconego obiektu. Są
całkow icie „porzucone przez język i okoliczne” , „odcięte od w ładzy” , „w y p ę dzone poza w szelk ą stadność” 3, czyli skazane na literaturę, która - będąc w sp ó ł cześnie jed y n y m kanałem przekazu odm iennych (z punktu w idzenia języ k ó w rządzących rzeczyw istością) dyskursów pożądania (obecności innego) - p o zw a la im na zaistnienie.
Języki „w ygnania z obiektu”, artykułowane w sposób podobny do tego, któ rym posługuje się Dycki, pojaw iały się ju ż w historii literatury, stanow iąc dla P e
regrynarza potencjalne interpretanty.
W spółczesny poeta uczestniczy w ceremoniach żałobnych poświęconych zm ar łem u przyjacielow i - L eszkow i4. Jest osobą piszącą historię śm ierci „pryw atnej”, co przypom ina C erem onie pogrzebow e Jeana Geneta. Bohateram i obu utw orów - zarów no P eregrynarza, jak i powieści autora M atki Boskiej K w ietnej - są zm arli kochankow ie: Leszek i Jean D. Obaj pisarze zdecydowali się także na w ybór J ę zyków ” analogicznych w porządku historycznoliterackim : dla D yckiego będzie to dykcja staropolska, w szczególności barokowa, dla pisarza francuskiego zaś - język Plejady, który przyczynił się w znacznej mierze do ukształtow ania w XVI
1 XVII w ieku ogólnonarodow ej postaci języka francuskiego. A utor D ziennika zło
dzieja w ykorzystyw ał styl X V I-w iecznych klasycystów, w szczególności zaś j ę
zyk P ierre’a Ronsarda, od początku swojej twórczości: jego debiutanckim utw orem była napisana aleksandrynam i elegia Skazany na śmierć. Dalsza część G enetow - skiego „flirtu” z głów nym tw órcą początków francuskiego klasycyzm u ujaw nia się w tkance późniejszych powieści - w M atce Boskiej K w ietnej i w łaśnie w Ce
remoniach pogrzebow ych.
Powieściopisarz-krym inalista posługiwał się w tych utworach językiem „w yso kim ”, m ow ą w ładzy represyw nej i autorytetu. On sam - jako więzień i złodzieja szek - korzystał zapew ne na co dzień z żargonu niższych w arstw społecznych, w szystkich tych, którzy kontestują język nauczany w szkołach, bo jest narzędziem kary, dykcją publicznej anatemy, m ow ą paragrafów sądowych. Genet w p óźniej
1 8 0 WACŁAW FORAJTER
3 R. B a r t h e s, F ragm enty dyskursu miłosnego. Przełożył M. B i e ń c z y k . Warszawa 1999, s. 37.
4 Postać kochanka zostaje przywołana w w iększości tekstów P eregryn arza bądź za pom ocą imienia w łasnego (utwory: XXXVIII, LXXXVI. Awantura z pow odu listy obecn ości, A d benevolum
lectorem ), bądź - w pozostałych - formułą „przyjaciel” lub „chłopiec” (np. w w ierszach XXXIII, XLIV, CIV, XL, LXXVI). Leszek nie jest jedynym zmarłym, który pojawia się w zbiorze D yck ieg o (są
jeszcze Helenka i Stasinek), pozostaje jednakże najczęstszym bohaterem lirycznym lub adresatem w ypow iedzi.
szych w yw iadach m ówił, że zdecydow ał się na w ybór m odelu ronsardow skiego ze w zględu na „idealnego” odbiorcę powieści, którym miał być jego w róg - klasa dominująca, francuska elita intelektualna. Wytworna, klasycystyczna składnia miała mu pom óc w realizacji celu, jakim było opuszczenie zakładu penitencjarnego (ak tyw ność pow ieściopisarska G eneta zanika bowiem po uzyskaniu - dzięki petycji wystosow anej do prezydenta przez najbardziej wów czas cenionych przedstaw i cieli i n t e l i g e n c j i francuskiej - ułaskaw ienia).
Z egzystencjalną m otyw acją doboru stylu splata się przyczyna pragm atyczno- -językowa: język francuski został w zasadzie utrwalony mniej więcej w XVII wieku, żargon zaś w ciąż ew oluuje, jest „m obilny” 5, więc posłużenie się przez Geneta socjolektem m ogłoby wpłynąć na „czas trw ania” tekstów, ograniczyłoby ich recep cję do historycznego „teraz”, do okresu ich powstania. O statecznie jednak w szyst ko w iąże się z problem em niew yrażalności - „aw arią kom unikacyjną, odm ow ą sem iozy”, której sygnałem może być sytuacja pedantycznego, „despotycznego w ielosłow ia” (utw ory G eneta i G rzegorza M usiała, o którym niżej), lub z koniecz nością szczególnego w tajem niczania „odbiorcy w prywatne lub środowiskowe pro blem y autora” (przypadek Geneta, Dyckiego i M usiała)6.
Twórczość G eneta i Dyckiego oscyluje wokół podobnych kręgów tem atycz nych. Jest w ariacją na tem at transgresji, ja k ą stanowi erotyczne spotkanie m ęż czyzn, oraz przestrzenią zaw ładniętą przez Śmierć. Obaj w ybierają analogiczne strategie pisarskie: zm ienność punktów widzenia, ciągłe utożsam ianie się z coraz to inną postacią. W Ceremoniach pogrzebow ych narrator identyfikuje się z m ło dym hitlerow cem Erykiem , paryskim złodziejaszkiem Ritonem, jest w reszcie toż sam y z „autorem w ew nętrznym ” powieści (to ktoś, o kim inni bohaterow ie m ó w ią „Jean G enet”). U roczystości żałobne ry tualizująnie tylko fakt śmierci osoby. Są rów nież zw iązane ze „zgonem ” hom oseksualisty za życia - z nieobecnością w św iecie innych, poza w łasnym środowiskiem . M iłośnik m ężczyzny jest wyjęty spod prawa. To cena, ja k ą płaci za w ykroczenie osoba o orientacji hom oseksual nej, dlatego też każdy z autorów piętrzy i wzmacnia pogrzebowe porównania i okre ślenia tożsam ości: ,ja k gdybym był trupem prześladow anym przez trupa, którym jestem ” 7. Sytuacja innego, hom oseksualisty, zostaje więc skojarzona z analogicz
nymi figurami odm ienności, ze śm iercią i żałobą.
W spółcześnie rozpacz „czasu żałoby” postrzegana jest jak choroba, płacz może zaś być uznany za sym ptom schorzenia nerwów. Osoba przybrana w czerń na znak sm utku odbyw a „kw arantannę” 8, gdyż m oże „zakazić” śm iercią innych.
Podm iot utw orów Dyckiego jest rów nież osobą św iadom ą represyw ności kul tury judeochrześcijańskiej wobec ciała i nagości. W kulturze tej „otw arcie się na pożądliw ość (»i poznali, że byli nadzy«) pociąga za sobą w yrok śm ierci (»jesteś gliną; do gliny pow rócisz«)”9. Przekonanie o zw iązku seksualności ze śm iercią jako karą obrazują następujące teksty:
5 Jestem p o obu stron ach . Z J. G e n e t e m rozm aw ia A. B o u r s e i l l e r . P rzełożyła W. B ł o ń s k a . „Literatura na Ś w iecie” 1986, nr 11.
6 E. B a l c e r z a n , N iew yrażaln e czy nie wyrażone. W zb: L iteratura w obec niew yrażalnego. Red. W. B olecki, E. Kużma. Warszawa 1998, s. 19-22.
7 Przekroczenie sta ło się faktem . (D yskusja). „Literatura na Ś w iecie” 1981, nr 3, s. 121. 8 P. A r i e s, C złow iek i śm ierć. Przełożyła E. B ą k o w s k a . Warszawa 1989, s. 569. 9 L.-V. T h o m a s , Trup. O d biologii do antropologii. Przełożył K. K o c j a n. Łódź. 1991, s. 66.
1 8 2 WACŁAW FORAJTER
chcesz pow iedzieć że jesteś sam że byłbyś sam jak wtedy
gdy c ię nie było ś m i e r ć c h ł o p c a
p r z y k t ó r y m n a u c z y ł e ś s i ę n a g o ś c i ( CIV) w ięc proszę zachowajcie spokój
kiedy pojawi się osiem dziesięcioletni i zapragnie ujrzeć przy sobie tyleż samo m łodzieńców by choć jednego z nich
zabrać do w ieczności i p i e ś c i ć s w o j e c z ł o n k i w j e g o c z ł o n k a c h j a k b y t o n i e b y ł a ś m i e r ć
( G enetliakon)
Jestem, powiada - m etaforycznie - bohater tych wierszy, synem bogini śmierci i p od zie mi, synem Hekate. Syn bogini śmierci to dw uznaczność i niem ożliw ość ulokowana w sam ym fakcie istnienia, poniew aż nie można być synem (co równa się istnieniu i życiu) Hekate (ozna czającej nieistnienie, umieranie i śm ierć)10.
Stąd kondycję jego seksualności musi w yrażać m etafora „Erosa cm entarne go” (określenie B ożeny Um ińskiej), która ma obrazować hom oerotyczne - a więc przechylone w stronę śm ierci ze w zględu na niem ożliwość płodzenia („daw ania życia”) - relacje m iędzy „m łodzieńcem ” („m łodzieńcam i”) a „lubieżnym i” star cami (G enetliakon, Waleta, Piosenka). W świecie poezji Dyckiego:
w olno oddawać się erosowi i seksusow i, tam gdzie go najmniej widać i gdzie nie jest opozycją, ale naw iązaniem do sfery w ładzy matki Hekate. [...] d o z w o 1 e n i s ą s t a r c y , p o n i e w a ż r e p r e z e n t u j ą p o s t a ć b y t u c h y l ą c ą s i ę d o n i e b y t u " .
Stary m ężczyzna to w yłącznie voyeur podglądający m łodzieńców, podobny do rozpustnych starców z K sięgi D aniela, którzy grzesznie kierowali swój w zrok w stronę kąpiącej się Zuzanny - m łodości (por. fragm ent Piosenki', „ p o ś p i e c h m ę ż c z y z n k t ó r z y p r z y p a t r u j ą s i ę / n a s z e j n a g o ś c i niepew nej jak daleki ląd”).
Inny przykład utworu, gdzie główny bohater (tożsamy z narratorem) jest ow ład nięty językiem hom oseksualnego „odm ieńca”, stanowi powieść M usiała W p ta -
szarni. W tekście w ystępują partie, gdzie funkcja poetycka przew aża nad referen
cyjną, gdzie „uporządkow anie naddane” dom inuje nad stylem powieści realistycz nej, nad językiem udającym styl potoczny12. Autor nawiązuje tym samym do tradycji powieści modernistycznej. I tutaj osoba mówiąca wybiera język ostentacyjnie „pięk ny” , choć nie tak odległy historycznie ja k te, które starali się reaktyw ow ać na sw oje potrzeby G enet i Dycki.
Utw ór M usiała zaczyna się od formuły „Na początku było - Słow o” (z Prolo
gu do Ew angelii św. Jana). Słowo, szczególnie w powieści, nigdy nie jest niew in
ne; jeg o rzekom a nieskalaność zawsze okazuje się nieprawdziwa.
Ż yw e słow a docierają do sw ego przedmiotu w niejednakowy sposób: pom iędzy słow em a przedmiotem, słow em a osobą m ówiącą, rozpościera się nieustępliwa, często prawie nieprze puszczalna sieć innych, cudzych słów o tym samym przedmiocie, na ten sam temat13.
10 U m i ń s k a, op. cit., s. 65. 11 Ibidem, s. 65. Podkreśl. W. F.
12 Zob. np. G. M u s i a ł, W ptaszarn i. Warszawa 1989, s. 18.
Nie m ożna więc zapominać - szczególnie w przypadku powieści M usiała, gdzie seksualność bohatera stanowi m otor w iększości jego działań - w jak i sposób bi blijny fragm ent został w polskim m odernizm ie sparafrazow any przez Stanisława Przybyszewskiego („Na początku była c h u ć”). Poza tym ju ż sam myślnik w pierw szym zdaniu utw oru podaje w wątpliw ość byt „Słow a”, opóźniając w ejście po wszechnie znanego - bo pochodzącego z Pisma świętego - cytatu na „scenę m owy”. Dalej pojaw iają się aluzje do zakończenia Próchna W acława Berenta: „Niby w Upaniszadach zaśpiew Om, od którego wszystko się zaczęło, ku którem u zm ie rzamy. [...] Bogow ie, w szyscy skłóceni bogowie świata spotykają się w tym Jed nym N iesłychanym Istnieniu” 14.
Innym i intertekstam i powieści M usiała są utwory G om brow icza (zw łaszcza w zakresie konstrukcji postaci głównego bohatera jak o bytu niedookreślonego, istoty, której m iejsce je st zaw sze „pom iędzy”) o r a z - w formie bezpośrednich alu zji - teksty Geneta. Sczególnie w ażny jest tu sym ptom atyczny dla francuskiego pisarza m otyw erotycznej konfrontacji katów z ofiaram i, w trakcie której znacze nie ról społecznych zostaje podw ażone, ostatecznym zaś kryterium wartości oka zuje się seksualna atrakcyjność ciała:
rozebrać ich, generałów - czym byliby w obec sw ych ofiar? - pięknych, m łodych Żydów o śniadej skórze, z podbrzuszem obsypanym kędzioram i15.
O podobieństw ie do utw orów francuskiego pisarza decyduje także m otyw śmierci C hłopca z P aczuszką - Alberta, rów nież byłego kochanka narratora. N ar rator pow ieści, podobnie ja k podm iot utw orów podopiecznego Jeana Paula Sar- tre ’a, je st rozgadany. Interteksty zawarte w tkance utworu M usiała oraz m etam or fozy osoby m ówiącej w Ceremoniach pogrzebow ych zdają się pełnić paralelne funkcje: przez nie ujaw nia się szukające obiektu pożądanie.
O w spólnych cechach utw orów Geneta, M usiała i Dyckiego decyduje nie tyl ko seksualna inność osób m ówiących, ale i fakt w yboru języka odległego, nie funkcjonującego ju ż wśród dyskursów współczesnych. W każdym z nich podm iot wyraża nieartykułow alne pożądanie wobec nieżyjącego ju ż „chłopca” . W ycofa nie obiektu, jeg o śm ierć skazuje zakochanego na procedurę w pisyw ania ciała ob lubieńca w tekst, sublim ację poprzez język i wspom nienie, uw znioślanie go po przez sztukę „w ysoką”, gdyż literatura i - szerzej - pism o zaczyna się tam, gdzie nieobecność: do obecnych w szakże mówimy, nie piszemy.
Istniejący w kulturze ideał kom unikacji ma jednak charakter logocentryczny, stawia wyżej m ow ę niż pism o i zakłada konieczność obecności odbiorcy, pisanie zaś alienuje, gdyż kom unikat odryw a się w ów czas od intencji nadaw cy i zaczyna funkcjonow ać w intertekstualnym uniwersum Już Napisanego. Zapis przestaje być reprezentacją „rzeczy” i „zjaw isk”, stając się w yłącznie fiszką w Borgesowskiej Bibliotece.
Obecność pozostaje więc w zw iązku z m ów ieniem i życiem , nieobecność zaś - ze śm iercią i pismem. Toteż każdy, kto zdecydował się na przezwyciężenie śmierci za pom ocą pism a, w kracza m im ow olnie na jej obszar, gdyż t e k s t ( p o d o b n i e zresztą j a k u m a r ł y - t r u p , do którego tożsam ości stara się dotrzeć żałob
14 M u s i a ł, op. cit., s. 7. 15 Ibidem , s. 108.
184 WACŁAW FORAJTER
nik) — praca signifiant — s t a n o w i „ f i g u r ę n e g a t y w n e j e p i f a n i i ” 16, niem ożności odsłonięcia sensu.
W tym kontekście fałszem okazują się m it Horacjański (E xegi m onum entum ) i m it m ów iący o terapeutycznych m ożliwościach sztuki, które to m ity w ydają się jednakże podzielać Genet i Dycki.
R efleksje w ew nątrztekstow e oraz pew ne cechy strukturalne analizow anych utw orów w ykazują bow iem duże podobieństw o do tego, co psychoanaliza nazy w a „pracą żałoby”, czyli „procesem w ew nętrznym pojaw iającym się po utracie obiektu przyw iązania, przez który podm iot stara się stopniowo oderw ać od tego obiektu” 17. Proces ów charakteryzuje się długim czasem trw ania i dynam icznym przebiegiem ; zakłada aktyw ny udział oderw anego od świata zew nętrznego żałob nika, którego działanie polega na powolnym , niespiesznym opłakiw aniu utraco nego obiektu, na przeżywaniu minionych obrazów, wspom nień i fantazm atów. Opór wobec konieczności „niepam ięci” może być jednak „tak intensywny, że zachodzi odw rócenie od rzeczyw istości i zatrzym anie obiektu poprzez h a l u c y n a c y j - n ą p s y c h o z ę ż y c z e n i o w ą ” 18.
Wyraz „trum na” paradoksalnie ew okuje w Peregrynarzu - zapew ne fantazm a ty c z n ą - obecność, stając się łożem miłości:
i oddycham y znow u jak wtedy gdy otwieraliśmy sw oje pragnienia nie w iedząc nic jeszcze o trumnach które przesuwaliśm y w e snach o trumnach w iedzieliśm y tyle co ziem ia w której m yślim y nabrać ochoty na w szystko co się o nas potyka CXXXIII)
Żałoba osób m ów iących w przyw oływ anych tekstach oscyluje pom iędzy m e la n c h o lią - identyfikacją z przedm iotem utraty (w ierszX L I V w zbiorze D yckiego) - a żalem „patologicznym ”, zw iązanym z „konfliktem am biw alencji” (np. narra tor Cerem onii pogrzebow ych pożąda Ritona, fantazm atycznego zabójcy je g o „ob lubieńca” - Jeana D.).
Pisząc, każda z tych osób musi stanąć w m iejscu, skąd będzie słyszana i rozu miana, czyli usytuow ać się w m iejscu Lacanowskiego Innego; w ybierając okre ślone tradycje, jest zobligow ana do poddania się różnorakim język om , gatunkom i konw encjom literackim.
Stylizacja, nastaw ienie na „cudze słow o”, podobnie ja k artystyczny ekspery m ent prozatorski - o czym św iadczą utw ory von Platena, G eorgego, G id e ’a oraz Iw a s z k ie w ic z a -je s t św iadom ą taktyką piszącego in neg o19. D otyczy to zarów no twórczości Geneta (paradygm at ronsardow ski), M usiała (aluzje do tekstów m o dernistycznych), ja k i autora Peregrynarza.
16 M. P. M a r k o w s k i, Ciało, które czyta, ciało, które p isze. W: R. B a r t h e s, S/Z. Przełożyli M. P. M a r k o w s k i , M. G o ł ę b i e w s k a . Warszawa 1999, s. 27. Podkreśl. W. F.
17 J. L a p 1 a n c h e, J.-B. P o n t a 1 i s, Słownik psychoanalizy. Pod kierunkiem D. L a g a c h e’a. Przełożyły E. M o d z e l e w s k a , E. W o j c i e c h o w s k a . Warszawa 1996, s. 241. Podkreśl. W. F.
18 Z. F r e u d, Ż ałoba i m elancholia. W: K. P o s p i s z y 1, Zygmunt F reud - c zło w iek i dzieło. Wrocław 1991, s. 296 (tłum. B. K o c o w s k a). Podkreśl. W. F.
19 Zob. G. R i t z, Gatunek literacki a gender. Zarys problem atyki. Tekst w y g ło szo n y na konfe rencji G enologia dzisia j (C ieszyn, w rzesień 1999).
K ażdy z autorów ignoruje „oficjalny” dyskurs w spółczesny decydując się n a zabiegi stylizacyjne: „inność” problem atyki dom aga się „innej” dykcji, nie obecność obiektu m iłosnego zaś - rejestru m owy odm iennego od języka obec nego.
T kaczyszyn-D ycki daje odbiorcy do zrozum ienia, że będzie się odw oływ ał do kodu m ów ienia o śm ierci charakterystycznego dla doby staropolskiej, tu rozum ia nej jak o p ew na zam knięta, historyczna całość, bez uw zględnienia odrębności oby czajowej oraz literackiej poszczególnych epok w jej obrębie.
Stylizacja w ydaje się - w tom iku Dyckiego - spraw ą konieczności wywołanej tym, że epoka w spółczesności „nie zapew nia języka, którym m ożna by mówić o danych spraw ach lub który zdolny byłby pełnić funkcje, na jakich w danej w ypo wiedzi tw órcy zależy” 20.
W now oczesności dokonał się proces „eksmitacji śm ierci” 21 poza naw ias spo łecznego dyskursu.
Śm ierć jest teraz całkow icie p r y w a t n y m końcem całkow icie p r y w a t n e j sprawy zwanej życiem . [...] nie ma zatem żadnego sensu, który można by wyrazić w jedynym nabytym i dostępnym nam słowniku; słowniku przygotowanym przede wszystkim do kolektywnego i pu b liczn ego zanegow ania czy zatajenia tej granicy naszych m ożliw ości22.
W sytuacji „braku języ k a” koniecznym do opisania śm ierci przez podm iot utw orów D yckiego „słow nikiem ” wydaje się literatura staropolska. „Zgiełk” daw nych, w ielorakich (literackich i ikonograficznych, średniow iecznych, renesanso w ych i barokow ych, katolickich i protestanckich, itp.) wypow iedzi dotyczących zjaw iska śm ierci m oże stać się m ożliw ością alternatyw ną wobec współczesnego m ilczenia.
A lienacja w iąże się nie tylko ze statusem żałobnika - podm iotu i bohatera lirycznego zarazem - we w spółczesnym świecie, ale rów nież z charakterem sa m ych zabiegów stylizacyjnych, każdy bowiem twórca (nadawca, „podm iot czyn ności tw órczych”) decydujący się na w ybór stylizacji postanaw ia odbyć kulturo wy lub historyczny exodus, którego celem jest język funkcjonalnie i historycznie „inny” . S tylizator w łasnow olnie skazuje się na w ygnanie, stając się w ędrow cem , pielgrzym em , em igrantem , o u ts id e re m . Pisarz na „terytorium sem iotycznym ” (określenie S. B albusa) literatury innej niż mu współczesna m a więc w yłącznie status cudzoziem ca, przybysza, obcego (sens łacińskiego peregrinus w praw ie rzym skim - przeciw staw iany obywatelow i).
O antypodyczności stylizatora wobec obu wzorców (historycznego i aktual nego) św iadczy tekstow a kreacja adresata. O dbiorcą istniejącym w Peregrynarzu jak o pew ien projekt zostaje ustanow iony czytelnik współczesny, który nie jest jednak o d biorcą idealnym (w etym ologicznym sensie słowa, czyli najlepszym , najdoskonalszym obrazem czytelnika)23. Takim m oże się stać jedynie sim plicissi-
mus, człow iek „najprostszy” :
20 M. G ł o w i ń s k i, O styliza cji. W: S tyle odbioru. Kraków 1977, s. 168.
21 Z. B a u m a n, Śm ierć i nieśm iertelność. O w ielości stra teg ii życia. Przełożył N. L e ś n i e w- s k i. W arszawa 1998, s. 155.
22 Ibidem , s. 156.
23 W ykorzystuję klasyfikację E. B a l c e r z a n a (P erspektyw y „ poetyki odbioru ”. W zb.: P ro
1 8 6 WACŁAW FORA JTER
nie dla ciebie mój P eregryn arz lecz dla ludzi co książek w ielu nie przeczytali bo ich nudzi wędrówka w którą w iedzie diabeł lub poeta a jest to jeszcze jedna wędrówka nadaremna
w iedz iż nie dla ciebie ta wędrówka lecz dla m i z e r n y c h co książek w ielu nie przeczytali [...]
(A d benevolum lectorem )
Tak więc „najbardziej pożądany” czytelnik zbioru Dyckiego m iałby być po dobny do odbiorcy sarm ackich pieśni refleksyjno-żałobnych, który charakteryzo wał się „atrofią w ładz intelektualnych i jednocześnie hipertrofią pobudliw ości em ocjonalnej oraz wrażliw ości zm ysłow ej” 24.
Sytuacja, w jakiej odbiorca współczesny jest nieustannie odpychany przez pod miot, m a zw iązek ze stylizacją, dla której cechą charakterystyczną je st nastaw ie nie na historycznie określonego i, w tym sensie, „cudzego o dbiorcę” (term in E. Balcerzana).
Przykładem potencjalnego, rów nież z zabiegam i stylizacyjnym i zw iązanego, „nieporozum ienia” m iędzy nadaw cą a odbiorcą jest tytuł A d benevolum lectorem - w ypow iedziany w łacinie, w języku nieproduktyw nym ju ż jak o narzędzie poro zum iew ania się. Zostaje tu przełam ana zasada, w myśl której uczestnicy kom uni kacji literackiej m uszą dysponow ać podobnym i kom petencjam i, by tekst m ógł być w łaściw ie zdekodowany, chociażby tylko na płaszczyźnie znaczeń słow niko wych. Im plikuje to co najmniej wym óg w spólnego obu rozm ów com język a natu ralnego.
Tytuł utw oru pełni zaś wyłącznie funkcję deiktyczną. Sygnalizuje czytelniko wi rozległe terytorium , z jakiego m oże się wywodzić (bliżej nie sprecyzow any „adres” staropolski), a w rzeczyw istości zaciem nia sens kom unikatu, bo pozostaje nie zrozum iany, nie w skazuje na żadną strategię, według której chciałby być od czytany.
Korepetycje z łaciny, jakie nadaw ca usiłuje dać odbiorcy, stają się - w per spektyw ie kom unikacyjnej - jedynie „lekcją m a r t w e g o języ k a”, słowem w y rwanym z porządku historii literatury.
Z kolei w utw orze pt. X C IV Tańczę kilka kości odsłoniw szy oczyw iste w ydają się naw iązania do m otyw u danse m acabre:
od tamtego dnia słońce w schodzi i zachodzi bardzo nieporadnie
od tamtej nocy księżyc gaśnie nieporadnie jakby miał zasnąć z wszystkim na dniach
a gaśnie jak gdyby się m ocow ał całe życie z dniem
od tamtego czasu słońce nie pokazuje się w południe w ielki błazen któremu plunę pod nogi niech ma błazen w obec którego wszelka śm ieszność wydaje się bezradna
w ielki to błazen przed którym tańczę kilka kości odsłon iw szy gdy noc zapadnie 6 .
U tw ór Dyckiego je st naw iązaniem do poprzedzającego ikonograficzne w ize runki tańca Śm ierci w yobrażenia, gdzie trup „nie je st jeszcze w łaściw ie sam ą Śm iercią, lecz po prostu zmarłym. [...] Postać ta to nie szkielet, lecz niezupełnie jeszc ze pozbaw ione m ięśni ciało, z rozprutym i pustym brzuchem ” 25. Podm iot utw oru - poprzez „odsłanianie kości” - identyfikuje się z transi, czyli z ikonogra ficznym w yobrażeniem rozkładającego się trupa.
W analizow anym utw orze taniec (podm iotu - Śm ierci) m oże m ieć też zna czenie erotyczne, które jed n ak nie pozostaw ałoby w sprzeczności z pow yższą interpretacją, jeśli w ziąć pod uw agę seksualne konotacje zarów no tańca, ja k i śm ierci.
W w ierszu Tańczą kilka kości odsłoniwszy m ożna dowieść istnienia pierw iast ka erotycznego, posłużyw szy się typologią, która stara się opisać literacki dyskurs hom oerotyczny, do którego da się - bez w ątpienia - zaliczyć Peregrynarz. S ą to m.in. „tajne znaki” kodu gender, do których należą: enigm atyczność tekstu (tutaj: w iersz jako herm eneutyczna zagadka), „uaktyw nienie znanych tradycyjnych ob razów zdeterm inow anych przez gender” (tu ta j:, ję z y k ciała” - taniec - „odsłania nie kości”) oraz sugestia odsyłająca do prywatnej egzystencji autora, której nie sposób rozszyfrow ać26. W w ierszu Dyckiego słońce to „w ielki błazen”, u Platona zaś słońce je st naw et nie sym bolem , ale wręcz alegorią m ężczyzny27. Stąd utw ór m ożna rozpatryw ać jak o peryfrastyczny opis tańca m iłosnego, gdzie dośw iadcze nie ciała będzie antidotum na śmierć i „złe m oce” . M a służyć psychoterapii - tem u, by żyw y w ykonujący ten taniec otrząsnął się z przerażenia w yw ołanego spotka niem ze śm iercią28.
W om aw ianym utw orze podm iot utożsam ia się ze śm iercią, co znajduje uza sadnienie w specyfice obrzędów pogrzebow ych, gdzie żywi nie są ju ż „całkiem po stronie życia, aby nieboszczyk nie był całkow icie po stronie śm ierci” 29. „W y ciekanie” bytu dotyka rów nież osoby żałobników. Trup - którego status ontolo- giczny jest niepewny, naznacza w szystkich swoim „bezsensem ” .
Paradoksem jest, iż podm iot pragnący - w trakcie „pracy żałoby” - utożsa m ienia ze zm arłym (zm arłym i) w stadium tanatom orfozy potrzebuje medium kul tury (transi jak o m otyw m alarski), przez co zm arłem u (zm arłym ) zostaje przyda ny status obcości „zw ielokrotnionej” : ich obraz - pozbaw iony znaczeń za spraw ą śm ierci, zw iązany wcześniej ze sferą intymną, jednostkow ą - zostaje przekształ cony w jedno ze zw iązanych ze zgonem wyobrażeń s p o ł e c z n y c h . D ośw iad czenie śm ierci - ostatecznego wygnania ze Znaczenia - skazuje na niedookreśle- nie statusu bytow ego podm iotu i pozostałych sensów utworu. „N ieżywi zacierają się w w yobraźni, a ich ciała dekom ponują się w grobie [...]. Nie ma się czego zła pać” 30. O błaskaw ienie owej pozaznaczeniow ości śm ierci - sem iotyzacja rozkładu - j e s t w łaśnie najw ażniejszym c e le m p o m pesfu nebres.
25 J. H u i z i n g a, Jesień średniow iecza. Przełożył T. B r z o s t o w s k i . Warszawa 1992, s. 177. 26 Zob. G. R i t z, N iew ypow iadaln e po żą d a n ie a po etyk a narracji. Przełożył A. K o p a c k i. „Teksty Drugie” 1997, nr 3, s. 55.
27 P l a t o n , Uczta. Przełożył W. W i t w i c k i. Warszawa 1994, s. 60.
28 R. L a n g e, O istocie tańca i je g o przejaw ach. P erspektyw a antropologiczna. Kraków 1988, s. 109.
29 Zob. T h o m a s , op. cit., s. 7.
1 8 8 WACŁAW FO RA JTER
U w ażanie siebie za ,ju ż narodzonego” albo „w ciąż żyw ego” jest m ożliw e przede w szystkim dzięki byciu z innym i31, tak więc podm iot Peregrynarza do św iadcza w okresie żałoby zaw ieszenia egzystencji w następstw ie „procesu utra ty” (term in V.-L. Thom asa). Jego status jako osoby „w ciąż żyw ej” jest okresow o niepewny. D ezintegracji ulega naw et cielesność osoby mówiącej:
martwy jest mój przyjaciel
[ 1
i nie przygw ożdżone są ręce moje do rąk jeg o wysupłanych z trumien i nie przygw ożdżone będą fruwać
jak zapom nienie w okół m ojego osamotnienia będą kaleczyć moje ciało za każdym razem
(.XLIV)
P orów nanie rzeczow ników konkretnych („ręce”) do abstrakcyjnych („zapo m nienie” , „osam otnienie”) identyfikuje obie klasy w yrazów, nie przylegające do siebie w języ k u naturalnym . Efekt synonim iczności dodatkow o w zm acnia to, że zarów no „zapom nienie” i „osam otnienie” ja k „ręce” „fruw ają”, nie są przy tw ierdzone. Form a im iesłow u „przygw ożdżone” ('przybite g w oździam i’) kono- tuje m ękę C hrystusa na krzyżu, sakralizuje obecność oraz m iłosne zespolenie, teraz ju ż niem ożliw e („i n i e przygw ożdżone są ręce m oje / do rąk jeg o w y su płanych z trum ien”). Gra znaczeń odbyw a się m iędzy dw om a biegunam i. Z je d nej strony, ew okacja erotycznego zjednoczenia przez w prow adzenie m otyw u rąk „przygw ożdżonych ”, ukrzyżow anych na ciele „oblubieńca” , z drugiej zaś - ręce „fruw ające”, sem antycznie zrów nane z „osam otnieniem ” i „zapom nieniem ”, ręce chorego, który nie potrafi ju ż rozpoznać elem entów topografii swojej cieles ności.
Bez oblubieńca, który nadałby ciału podm iotu integralność, który scaliłby je sw oim spojrzeniem , osoba m ów iąca przeżyw a zagrożenie utraty władzy nad w ła snym ciałem. Śmierć uniem ożliw iła bowiem n a r c y s t y c z n ą 32 identyfikację z utraconym obiektem .
Gatunki inwersji
Indywidualne fantazmaty realizują się w języku społecznym, a literatura, nawet „pisana sam ym sobą”, zm usza nadawcę do posłużenia się gatunkiem. Dycki wybiera tradycyjne, spetryfikow ane „rodzaje m ow y” (genetliakon, waleta, elegia pokutna, piosenka).
G enetliakon był tradycyjnie w ierszem pisanym na dzień urodzin, życzeniam i z okazji narodzin lub ich rocznicy. Posługiwano się w nim z reguły kunsztow nym stylem retorycznym , bo w ym agał tego wysoki status społeczny adresata liryczne
31 Zob. B a u m a n . o / ? . cit., s. 5.
32 Narcyzm - „m iłość do o b r a z u siebie” (L a p 1 a n c h e, P o n t a 1 i s, op. cit., s. 145. Pod kreśl. W. F.), gdzie wizerunek „Ja” tworzą inni poprzez dostarczenie modelu, określa się również jako „m iłosne zniew olenie podmiotu przez ten obraz”. Stanowi on jeden z elem entów etiologii „in
wersji” hom oseksualnej, której przedstawiciele biorą „samych siebie za obiekt seksualny”. K ocha jąc innych, odnajdują w nich siebie samych, tak jak m itologiczny Narcyz urzeczony w łasnym odbi
go - m ecenasa artysty lub innej osoby publicznej, stąd częste naw iązyw ania do niekw estionow anych w zorców klasycznych (Stacjusz, A uroniusz, W ergiliusz).
Dycki konw ersuje z gatunkiem w sposób następujący:
m ów iłem do dwudziestu czterech nie opuszczajcie mnie gdy przyjdzie dw udziesty piąty najpiękniejszy spośród was z którym ucieknę w ięc proszę zachowajcie spokój kiedy pojawi się osiem dziesięcioletni i zapragnie ujrzeć przy sobie tyleż sam o m łodzieńców by choć jednego z nich zabrać do w ieczności i pieścić sw oje członki w jeg o członkach jakby to nie była śmierć
(CXXXV1. G enetliakon)
Zw iązek z daw nym gatunkiem literackim przejaw ia się poprzez tytuł, jak i na płaszczyźnie ukształtowania wersyfikacyjnego, w przerzutniach, które nadają utwo rowi w alor kunsztow ności. Leksyka oraz tok składniow y ew okują barokow y prze kład Pism a św iętego autorstw a ks. Jakuba W ujka, zarysow ana sytuacja liryczna ma natom iast daleką analogię w relacji o oczekiw aniu apostołów na C hrystusa zm artw ychw stałego oraz w apokaliptycznym m otywie 24 starców, reprezentują cych praw dopodobnie osoby świętych i zasiadających w czasie Sądu O stateczne go obok N ajw yższego. Obie sceny, pom im o w yraźnych różnic, są do siebie po dobne, co przejaw ia się przede wszystkim w ogólnym „szkielecie” fabularnym (wątek oczekiw ania m ałej, wybranej spośród innych, zbiorow ości na dośw iadcze nie sacrum ).
M otyw chrystofanii, w trakcie których Jezus przybierał różne postaci - od starca po dziecko - je st znam ienny dla gnostyckich przekazów apokryficznych, szczególnie zaś dla D ziejów Jana, pism a popularnego najbardziej wśród m ani chejczyków i p ryscy lian33. Tytuł utworu Dyckiego oznaczałby więc 'oczekiw anie na pow tórne przyjście, na kolejne narodziny’.
W G enetliakonie m otyw przybycia starca splata się jednak ze śm iercią, a nie z Życiem W iecznym , choć w ieczność pojaw ia się w tekście, lecz tylko po to, by została zanegow ana („zabrać do wieczności i pieścić swoje członki / w jego człon kach j a k b y t o n i e b y ł a ś m i e r ć ”). Zam iast D ucha pojaw ia się ciało, a oczekiw anie na Z w iastow anie kolejnych narodzin przechodzi m etam orfozę w „w yglądanie” um ierania. W tym m iejscu splatają się znaczenia apokaliptyczne (śm ierć jak o konieczny w arunek nastania „niebiańskiego Jeruzalem ”) z genezyj- skimi (tw orzenie, narodziny, genetliakon w rozum ieniu tradycyjnym ).
Innym w ierszem posiadającym tytuł „daw ny” jest utw ór LI. Księga waszych
niepraw ości:
1.
zw róciłem się do was a w y nie pow iedzieliście nie będziesz miał niczego co by było twoje ani niczego co by m ogło cię otworzyć na nasze a potem naznaczyliście mi dzień
33 Informację podaję za: H. L a n g k a m m e r,A pokryfy „N ow ego Testam entu”. Katowice 1989, s. 54.
1 9 0 WACŁAW FORA JTER
nasienia i zarazem kres obfitowania Tytus pow iedział jeżeli nie jesteś ze mną to ze mną nie jest pępowina moja Tytus pow iedział gdy nie przychodzisz wtedy najbardziej potrzebuję w yzbyć się pępow iny którą trzymasz w sw oich zębach i tak naznaczyliście mi dzień obfitowania abym nie znalazł powrotu do siebie
W w ierszu pojaw iają się ślady językow ych struktur biblijnych. Już pierw szy człon tytułu przyw ołuje św ięte księgi Pisma, następny zaś stanowi rów nież w y raźną aluzję tekstualną do Biblii, a szczególnie do Starego Testamentu.
„N iepraw ość” odnosi się, po pierw sze, do ludzi spoza N arodu W ybranego, do pogan stojących poza ustanow ionym przez N ajw yższego prawem , w rogów Boga i Izraela (por.: „W yrwij m ię od tych, którzy broją niepraw ość” , Ps LVIII, 3; „Nie chodzili bow iem w drogach jego, którzy nieprawość czynią” , Ps CXVIII, 3). D ru gi z obszarów znaczeń, z którym i w iąże się w Starym Testamencie, a szczególnie w psalm ach pokutnych oraz w późnych księgach prorockich, pojęcie „niepraw o ści” , stanowi m istyczna Oblubienica, czyli - zgodnie z alegoryczną w ykładnią Pism a - naród żydow ski, który odchodząc od Prawa, zdradził Przym ierze. N azw a utw oru, podobnie jak tytuł G enetliakon sygnalizuje, że tekst będzie miał charakter stylizacyjny; daje znać, że będzie się odnosił do kom uś lub gdzieś przynależnego języka. A rchaizm y leksykalne („a wyście kolejno wchodzili i w ychodzili / r a d z i z chaosu”, „ d z i e ń n a s i e n i a”) i składniow e („on z waszych kości w ielkie / dziwy uczyni”, „a uczyniw szy nam / jak b y Panu Bogu gwałt spraw ił”) czynią ów stylizacyjny „adres” bardziej precyzyjnym , wskazując na Biblią w przekładzie Jakuba W ujka34 jak o na „pretekst” Księgi.
Styl w łaściw y kom uś innem u (w znaczeniu B achtinow skiego „cudzego sło w a”), podejm ow any na now o, przekształca się w „instancję inform acyjną d ru giego sto pn ia” . Zm uszony przez stylizatora do przekazu now ych treści i punk tów w idzenia, zachow uje pam ięć sw ych pierw otnych kom petencji znaczenio w ych, a zarazem s a m - j a k o styl, jak o „język” staje się „przedm iotem inform acji lingw isty czn ej” 35. Stylizacja nie „nazyw a” więc w prost, gdyż nad znaczeniam i tekstu n ad bu dow ują się sensy zw iązane z trady cją literacką, do której sięga. W w ersie 2 pierw szej strofy („n i e b ę d z i e s z m i a ł niczego co by było tw o j e ”) zostaje przyw ołany początek D ekalogu. Parafraza słów „nie będziesz m iał
bogów cudzych przede m ną” z D ziesięciu p rzyka zań przytoczona w trybie p rze czącym („w y n i e p ow iedzieliście”) stanowi jedynie potencjalny akt mowy, nie zaw ierający aspektu w ykonaw czego. A nonim ow i adresaci kom unikują nie m ó w iąc, w przeciw ieństw ie do m ów iącego bohatera Tytusa, który rów nież po słu
34 W szystkie cytaty biblijne z wyd.: Biblia, to j e s t K sięgi Starego i N ow ego Testamentu. Prze łożył J. W u j e k . Warszawa 1923. Podkreślenia w tych cytatach pochodzą ode mnie.
35 W wierszach D y ck ieg o j ę z y k P i s m a ś w i ę t e g o s t a j e s i ę w y k ł a d n i ą s e n s ó w „b 1 u ź n i e r c z y c h ”, s i g n i f i a n t a n o m a 1 i i. Stylizacja okazuje się zatem s t y 1 i z a- c j ą „ o k s y m o r o n i c z n ą”, w której „semantyczne paradygmaty” hipotekstu zyskują „w obrębie hipertekstu i system u tradycji aktualnej sensy nie pozwalające się uzgodnić z ich pierwotnym prze znaczeniem i zastosow aniem , na ogół sprzeczne z tymi, które dane formy posiadały w sw oim w łaś ciw ym , rdzennym kontekście” (S. B a 1 b u s, M iędzy stylam i. Kraków 1993, s. 29).
guje się języ k iem sacrum - kodem Biblii. Chodzi o w ariację na tem at słów w y pow iedzianych przez C hrystusa do tłum u, a odnotow anych przez Ew angelie św. Łukasza i św. M ateusza: „K toć nie je st ze m ną, przeciw m nie jest, a kto nie zgro m adza ze m ną, ro zprasza” (Łk 11, 23).
Tytus, operując fragm entem Chrystusowej sentencji, zajm uje w pew ien spo sób m iejsce należące do Jezusa jako nauczyciela i mistrza. O paraleli z C hrystu sem i apostołam i św iadczy rów nież obraz relacji zachodzących m iędzy bohatera mi lirycznym i, którym i są skupieni w okół Tytusa młodzieńcy.
„Ja” liryczne zostaje natomiast umieszczone względem niego w pozycji analo gicznej do tej, którą w Piśmie świętym zajmował Jan - „najukochańszy uczeń” Chry stusa („Tytus powiedział (zanim na rubieży / swoich chłopców ogłosił mnie począt kiem / z którego zapragnął)”). Sposób, w jaki bohater istnieje dla Tytusa, jest ozna czony jako „w spólnota pępow iny” - relacja zachodząca między m atką a dzieckiem. Podm iot liryczny mówi o sobie: „przyw ędrow ałem do was z bardzo daleka / i rozwinąłem nam iot mój m łodzieńczy” .
Ta część tekstu w ydaje się traw estacją fragm entu Proroctw Jerem iaszow ych, gdzie biblijny profeta mówi: „O puściłem dom mój, ostaw iłem dziedzictw o moje: dałem m iłą duszą sw oję w ręce nieprzyjaciół je j”, i dalej zw racając się do swoich prześladowców: „a wszedłszy splugawiliście ziem ię m oję i dziedzictwo moje uczy niliście obrzydłością” . Później pojaw ia się zm etaforyzow any opis w ystępków p o pełnionych przez w szetecznych „pasterzy”, za których spraw ą ziem ia Izraela zm ie niona zostaje w „ziem ię jałow ą”, poddaną „rozszarpaniu” i spustoszeniu (zob. Jr 12, 7-10).
Dycki zachow uje konstytutyw ne elem enty biblijnej przypow ieści: schem at fabularny pozostaje ten sam (porządek - ingerencja „ludzi niepraw ych” - rozpad); identyczne są w artości, z którym i utożsam ia się bohaterów (opozycja sam otnego, niew innego bohatera i zbiorow ości występnej, spełniającej rolę agresora).
Elem ent m odyfikacji w prow adzajądo utworu realia zm ienione, jednakże rów nież nasycone m etaforyką biblijną. Tak więc nam iot jest w Biblii dom em w ędru jącego N arodu W ybranego oraz m iejscem sakralnym , Dom em Z grom adzenia,
w którego centrum znajduje się Arka Przym ierza. Tym sam ym bohater ustanaw ia analogię m iędzy sobą a sytuacją Izraela, określając siebie jako nom adycznego w ędrow ca, pielgrzym a z dala od swojej ojczyzny.
R ównocześnie pow staje ciąg metaforyczny: „nam iot” jak o m etonimiczne „cia ło” podm iotu w iersza zostaje porów nane do nam iotu w tradycji hebrajskiej, gdzie oznaczał „dom A rki”, przestrzeń uśw ięconą obecnością sacrum.
Tak w ięc, poprzez przyw ołanie znaczeń Pisma św iętego, ciału m łodzieńca rów nież zostaje przydany w alor świętości. D odatkow o „dom ciała” zostaje uśw ię cony przetw orzoną form ułą „im ienia Boga” (, j a jestem , który jestem ”, Wj 3, 14), stanow iącą w kulturze żydow skiej - ze w zględu na m ocne nacechow anie sakral- nością - najsilniejsze tabu językow e. Ma to m iejsce we fragmencie: „najpierw zapom nieliście że j e s t e m / a potem że b y ł e m ” .
S łow u B oga „oznaczającem u w ydarzenie, istnienie zaw sze obecne i sk u teczne, adesse bardziej niż zw ykłe esse”36, zrów nującem u sig nifian t z sign ifie
36 Słow nik teo lo g ii biblijnej. Pod redakcją X. L e o n - D u f o u r a . Tłum aczenie i opracowanie K. R o m a n i u k . Poznań 1990, s. 331.
1 9 2 WACŁAW FORAJTER
(Słow o = On Sam ) przeciw staw ia się w tekście uw ikłany w czasow ość byt oso by m ów iącej - „niew innego m łodzieńca” .
Integralność ciała podm iotu zostaje jednak bluźnierczo naruszona przez w sze teczników. Przestrzeń sym boliczna przedstaw iona w K siędze Jerem iasza jest tu zastąpiona pejzażem ciała kaw ałkow anego, rozbijanego przez innych. D alszy ciąg tekstu staje się sceną uw odzenia („na ustach waszych pleniły się m oje / albo w y chylały się z bieli m oich przyjaciół / i krzyczały naprzeciw ko m nie w nocy”).
O pisyw ana peryfrastycznie sytuacja jest w artościow ana negatyw nie poprzez konotacje leksemów, z którym i czasow nik „plenić się” pozostaje w relacji łączli- wości (por. znaczenia słownikowe: pasożyty plenią się w sensie rozmnażania, chw a sty plenią się w znaczeniu bujnego rozrostu).
W yodrębnienie w strofie ostatniego w ersu niczym pointy podkreśla dram a tyzm sytuacji:
albo w ychylały się z bieli moich przyjaciół i krzyczały naprzeciwko mnie w nocy a w y ście kolejno w chodzili i w ychodzili radzi z chaosu
O żyw ione usta ludzi niepraw ych, będące w tekście synekdochą ciała, sąsk o n - trastow ane w tym sam ym wersie z m etaforą „biel przyjaciół”, której oba człony są w kulturze nacechow ane pozytywnie. Rozwiązłość grzeszników zostaje tutaj przeciw staw iona „niew inności” przyjaciół.
Ew identne przekroczenie w akcie wypow iedzi zakazów językow ych łam ie składnię; w śród pełnych - w sensie sem antycznym , a nie syntagm atycznym - je d nostek frazow ych pojaw ia się anakolut, w skład którego w chodzą w yrazy „ni skie”, potoczne, tw orzące kontrast z „dostojną” leksyką biblijną w pozostałych fragm entach utworu:
za którymi nieustająca s z p e r a n i n a pośród tych samych żołędzi
W ykolejenie toku m owy w iąże się z ekspansją nam iętności w m łodzieńczą czułość. Tytus, odtw arzający słowa i zajm ujący w pierwszej części utw oru pozy cję zbieżną z pozycją Zbaw iciela w otoczeniu uczniów, jest Jego zaprzeczeniem , C hrystusem heretyckim , Antychrystem ; dalsze wypowiedzi są związane ze śm ier cią i z cielesnością:
3.
Tytus pow iedział [...] [...] on z w aszych kości
piszczałki poczyni w które wlano i w które się w lew a słodycz [...]
[...] on z w aszych kości w ielkie dziw y uczyni a uczyniw szy nam jakby Panu Bogu gwałt sprawił
Tezę o przynajmniej częściowej zgodności „miejsca” Tytusa i Boga, w tej części utw oru - starotestam entow ego Jehowy, potw ierdza przyw ołanie w postaci cytatu oznaki boskości, ja k ą je st „czynienie dziw ów ” . Ten zw rot językow y w ystępuje w konwencjonalnej, niemal niezmiennej formie w kilkunastu psalmach. Archaiczny leksem „dziw y”, zastępow any w now szych przekładach Pism a św iętego wyrazem
„cuda”, po raz kolejny wskazuje na przekład autorstwa Wujka jako na intertekstualny prototyp wierszy („Błogosławiony Pan, Bóg Izraelski, który sam czyni d z i w y ”, Ps LXXI, 18; „Pam iętajcie na d z i w y jego, które uczynił”, Ps CIV, 5; „A który sam c z y n i w i e l k i e d z i w y ; bo na wieki miłosierdzie jeg o ”).
K olejną aluzją biblijną jest motyw kości, który pojaw ia się w Biblii w najróż niejszych konfiguracjach. Szkielet byw a utożsam iany z ciałem jako nierozłączną całością, której może zagrozić jedynie śm ierć lub zerwanie Przym ierza m iędzy Bogiem a N arodem W ybranym. Tylko wtedy „ciało” i „kości” zaczynają funkcjo now ać odrębnie. U personifikow ane kości - część - zastępują więc w biblijnym języku poetyckim „ciało” kom pletne (człowieka, rodziny, narodu), posiadające centrum . W tym kontekście wyraz „kości” m oże funkcjonow ać jako synonim „je stestw a”, gdyż stanowi synekdochę organizm u całościowego, fundującego w ła sne istnienie na Prawie. Fragm entacji w yrażenia odpow iada zaś rozdzielenie z Bo giem, „rozbiórka” cielesności i śmierć. Oddzielenie kości od wnętrzności, od „m ię sa”, wiąże się z karą za grzechy, z opuszczeniem przez Stwórcę, z pozbaw ieniem ciała scalającej sankcji B oskiego spojrzenia (por. np.: „albow iem B ó g r o z s y p a ł k o ś c i tych, którzy się ludziom podobają: pohańbieni są; b o j e Bóg w zgardził” , Ps LII; „Z w ysoka puścił ogień na kości moje i w yćw iczył m ię...”, Lm 1, 13).
Tytus okazuje się tylko demiurgiem posiadającym władzę nad pozbawioną trans cendencji m aterią - kośćmi oderwanymi i rozsypanymi, kreatorem nowych jakości („on z waszych kości / piszczałki uczyni”), które jednak nieuchronnie w iążą się z zatraceniem: w ikonograficznych przedstawieniach tańców Śmierci piszczałka jest instrumentem, na którym gra kościotrup - alegoria konieczności rozpadu.
G wałt na stworzeniu, wiążący się z desakralizacją ciała poprzez naruszenie jeg o integralności i kreację form groteskowych, wynaturzonych, jest gwałtem prze
ciw Bogu, czyli bluźnierstw em . „D ziw y”, jakich dokonać ma Tytus, są oddalone od pola sem antycznego cudowności; w iążą się raczej z obszarem obłędu i inwersji.
Kontrast m iędzy konserw atyw nym językiem Biblii a transgresyw nością te matu tworzy szereg opozycji (ja-w y, czystość-niepraw ość, B óg-Tytus (Antychryst, dem iurg), życie-śm ierć, porząd ek -ch ao s)37.
Na podstaw ie języka biblijnego została zbudow ana więc relacja apokryficzna ew okująca znaczenia, które m uszą pozostać w ukryciu, bo są niezgodne nie tylko z kanonem Pism a św iętego, ale i z ogólnymi normami kulturowym i. W K siędze niepraw ość obejm uje wszystkie płaszczyzny utworu: od konfliktu języka służące go przekazyw aniu treści „B oskich” z sugerowanym i przez tekst znaczeniam i „he retyckim i” 38, poprzez kreację skażonych złem bohaterów - po ogólny zarys sytu acji lirycznej (m otyw uw iedzenia oraz profanacji ciała).
37 B a 1 b u s, op. cit., s. 3 4 1 -3 4 2 .
38 Pojęcie hom oseksualizm u zostało w ynalezione przez judaizm. Przed B iblią rozróżniano se ksualność „czynną” i „bierną”. Obcowanie osób tej samej płci zostało w P iśm ie św iętym nazwane „obrzydliw ością” i jednoznacznie objęte zakazem (zob. np. Kpł 18,22; 2 0 ,1 3 ; Rz 1 , 26n; 1 Kor 6, 9; 1 Tm 1, 10). ,J3iblia dodaje szczególn ą groźbę dla Żydów, jeżeli zaczną oni uprawiać hom oseksu alizm i inne przestępstwa Kananejczyków: »B ędziecie zw ym iotow ani z tej ziem i, tak jak nie-Żydzi, którzy praktykowali te czynności, byli zw ym iotow ani (wyrzuceni) z tej ziem i«” (D. P r a g e r, R ew o
lucja seksualna ju daizm u . „bruLion” 1999, nr 1, s. 13). Tak w ięc Dycki, posługując się językiem
1 9 4 WACŁAW FORAJTER
Utw ór II, otw ierający K sięgę pierw szą tomu, zdaje się natom iast odw oływ ać do konw encji naw iązujących do K sięgi Psalm ów i barokow ych elegii pokutnych. W w ieku XVII i pierwszej połowie XVIII tego rodzaju utwory pisali m.in. K asper M iaskow ski (.Pokuty w kw artanie), Stanisław Herakliusz Lubom irski (Poezje p o
stu św iętego) oraz Udalryk K rzysztof Radziwiłł (Elegie pokutne). W ykorzystyw a
ły one niektóre z elem entów stylizacji psalm icznej, a przede w szystkim „w dzie w ały” na siebie „kostium postaw y pokutnej D aw ida” (określenie B. Prejsa). Psalm był w ów czas - ja k i później, w dobie klasycy stycznych poetyk - traktow any jak o jed en z gatunków nie tyle sakralnych, co lirycznych, jak o „oda pow stająca z n a tchnienia B ożego” 39. Dycki ponaw ia i m odyfikuje ten wzorzec:
schizofrenia jest domem bożym odkąd zachorowałem raz drugi i przebudziłem się w gorączce m iłości
zaiste niewiara jest jak okowa i obręcz płomienista
w której w stydziłem się siebie choć to nie wstyd przymierzać się do istnienia a światła duszy
nie zmarnowałem i wykrzyknąłem Panie niewiara jest cudow nym m iejscem które opuszczam codziennie
W tekst zostały w pisane elem enty psalm iczne: apostroficzność, retoryka „w o łania”, prezentacja osoby mówiącej jak o skruszonego grzesznika (,j a k p i e s s i ę w r ó c i ł e m / do Ciebie do rzeczy intymnych / i bezgranicznych”). Tekst jest w yznaniem wiary, credo osoby mówiącej, albowiem tylko „nawrócenie, wpływ Łaski um ożliw ia pisanie, gdzie »ja« je st zarazem podm iotem i przedm iotem ” 40. „Cytaty struktur” (określenie D. Danek) psalm ów konstytuują sferę porządku, gdzie w szystko zdaje się być przewidywalne. W tekście zachowana jest typowa dla psal mu etapow ość ew olucji podm iotu, który odbywa drogę od niew iary ku w ierze, do „dom u B ożego” - świątyni.
C horoba podm iotu elegii pokutnej również należała do konstant gatunkowych. Ś w iadczą o tym (niemal identyczne) tytuły utworów Jana A ndrzeja M orsztyna i K aspra M iaskow skiego (.Pokuta w kwartanie, Pokuty w kwartanie), gdzie „kw ar- tana” oznacza m alarię, atakującą zarażonego co czwarty dzień. N igdy jednak cho roba nie była obłąkaniem - „schorzeniem duszy” .
U tw ór m odlitewny, nasycony podniosłą retoryką, zam ienia się w akt m ow y schizoidalnej, którem u nie m ożna ufać. Wartość konwersji podm iotu zostaje za negow ana. Stojące w tym sam ym wersie „schizofrenia” i „dom B oży” zyskują w artość synonim ów, choć przerzutnia („schizofrenia jest dom em / bożym ”) o póź
dokonuje transgresji podwójnej: językow ej i obyczajowej. Język „opresywny” służy opisow i prze kraczania Prawa przezeń ustanowionego.
39 B a 1 b u s, op. cit., s. 201.
40 „Gdyby zmiana nie dotknęła życia narratora, wystarczyłoby mu dać obraz siebie raz na za w sze, a zm ienna materia, która jedynie m oże być przedmiotem opowiadania, zostałaby zredukowa na do szeregu zewnętrznych wydarzeń” (J. S t a r o b i n s k i, Styl autobiografii. Przełożył W. K w i a t- k o w s k i . „Pamiętnik Literacki” 1979, z. l , s . 312). U D yckiego ow ą zmianą jest śmierć przyjaciela.
nia, retarduje ich identyczność. W tym kontekście stereotypowa m etafora „gorączka m iłości” podw aja sensy, odsyłając nie tylko do pola sem antycznego uczuć, afe któw, ale rów nież do obszaru znaczeń w iążących się z chorobą, co zostaje dodat kow o rozszerzone w strofie ostatniej poprzez sugestię, że podm iot rozm aw iający z B ogiem znajduje się w sytuacji przym usow ego zam knięcia, praw dopodobnie w szpitalu:
jak pies się w róciłem
do Ciebie do rzeczy intymnych i bezgranicznych których nigdy nie miałem w ięc pewnie dlatego t r z y m a n o mnie t u t a j tak długo
O dbiorca zatem zam iast wierszy pobożnych otrzym uje teksty o śm ierci i sa m otności, których „m uzą” je st choroba psychiczna. Łasce (charis) zostaje prze ciw staw iona łaska (charism a) - „olśnienie schizofreniczne” (term in A. K ępiń skiego), pozostające dla innych tylko urojeniem chorego, w czasie gdy on sam odkryw a cel życia i sw oją praw dziw ą tożsam ość.
Podm iot utw oru nie okazuje się więc „boskim szaleńcem ” , osobą przeżyw ają cą num inotyczne dośw iadczenie ingerencji bóstw a we w łasną jaźń. Jego atrybut stanow i insania, obłęd prawdziwy, szaleństw o m ieszczące się w sferzeprofanum , sytuujące obiekt mu poddany nie na Parnasie, ale w lecznicy41.
K onw encje w ykorzystanych w Peregrynarzu gatunków „daw nych” m ogą - z racji niskiej frekw encyjności w literaturze w spółczesnej oraz stopnia „zam ące nia” ich postaci historycznej - pozostać nie zidentyfikow ane, przestając być w a runkiem porozum ienia m iędzy nadaw cą a odbiorcą.
Stosunek m iędzy artystą a „konsum entem ” ulega podważeniu, albowiem Dycki eksplorując funkcję estetycznąjęzy ka nie realizuje podstaw ow ego celu, jakim jest „spow odow anie estetycznego zadow olenia” . Jego teksty określają się wobec „uni- w ersum w artości” (term in J. M ukarovskiego) w yznaw anych przez adresata, lecz czynią to w yłącznie przez negację. Każdy historycznie uw arunkow any dyskurs je st określany poprzez zbiór zakazów i nakazów, który niekoniecznie musi być skodyfikowany, gdyż m oże go określać jedynie „encyklopedia” (term in U. Eco) - w spólny w szystkim członkom jakiejś społeczności zespół sądów, klisz i stereoty pów dotyczących rzeczyw istości kulturowej.
„ N i e p r z y z w o i t o ś ć ” D y c k i e g o o b j a w i a ł a b y s i ę w p o d e j m o w a n i u m o t y w ó w t e m a t y c z n y c h h o m o s e k s u a l i z m u , ś m i e r c i i c h o r o b y p s y c h i c z n e j , a w i ę c k w e s t i i s p y c h a n y c h p r z e z „ r z ą d z ą c y ” d y s k u r s n a m a r g i n e s , o czym świadczy chociażby fakt lokalizacji cmentarzy, a niekiedy szpitali na obrzeżach m iast, poza przestrzenią „publiczną”, co je st jednak praktyką nadarem ną: „N aw iedzane dom y i naw iedzane życie [vide: Genet, Dycki - W. F.] dają św iadectw o nieszczelności cm entarnych m urów ” 42.
41 R ów nież i forma wierszow a, jaką posługuje się D ycki, charakteryzująca się podziałem na strofy łam iące szyk zdania, częstym stosowaniem inwersji, brakiem znaków przestankowych - „ se m aforów logik i”, częstym i paralelizmami i refrenicznością, przypomina écriture osób chorych psy chicznie. Zob. A. K ę p i ń s k i, Schizofrenia. Warszawa 1981, s. 71.
1 9 6 WACŁAW FORA JTER
W iersz XXXVI. P oczątek piosenki i następująca po nim XXXVII. Piosenka tak że przyw ołują pew ną konw encję gatunkową, która jednak różni się od pozosta łych. Nie je st bow iem charakteryzow ana poprzez dawność, gdyż nadal żyje, okre ślając często bardzo odm ienne zjaw iska z zakresu kultury. Od pozostałych odróż nia się także poprzez m nogość kontekstów społecznych, w których w spółcześnie funkcjonuje, w ielość definicji i zastosow ań (piosenka zw iązana z folklorem , za równo „ludow ym ”, ja k i „m iejskim ” ; piosenka jako gatunek słowno-m uzyczny, popularny we w spółczesnej kulturze m asowej; piosenka jak o gatunek liryczny itd.) oraz „antyretoryczność” .
W Początku p io sen ki zostaje przyw ołana sytuacja z przeszłości, skontrasto- w ana poprzez w skazanie na czas przeszły („to było w zeszłym roku” ) z teraź n iejszością „czasu żałoby” (pozostałe utw ory). Tutaj po raz pierw szy podm iot pojaw ia się w otoczeniu ludzi, z którym i nie w iążą się bezpośrednio „sytuacje pogrzebow e” :
to było w zeszłym roku i lęk gdzieś aż stamtąd skąd się przyjechało tutaj jest pustka i tam kilka
nic nie znaczących krajobrazów nagich to było w zeszłym roku N .N . Leszek i ja Wolph św ieżo ucharakteryzowany na w yczekującego chłopca nawet nie ucharakteryzowany lecz zw yczajnie spartaczony z tą kreską szminki na ustach i lęk gdzieś stamtąd skąd się przyjechało z pikiety jednego miasta na pikietę jakby z nogi na nogę bez kołatki
na trwogę ale już drżąc o siebie
K olektyw ność dośw iadczenia decyduje o przesunięciu głosu „in dy w idual n ego” na plan dalszy, co pow oduje - na płaszczyźnie tekstu - w ycofanie o sob o wych form czasow nika na rzecz form pełniących funkcję bezosobow ych („to b y ł o”, „skąd się p r z y j e c h a ł o”). Tym sam ym daje się odbiorcy do zrozu m ienia, że podm iot utw oru je st zbiorow y, podobnie jak w piosence popularnej, szczególnie zaś w odm ianie gatunkow ej w yw odzącej się z folkloru (w iejskiego lub m iejskiego).
Połączenie za pom ocą spójnika łączności - zawartych w tym sam ym w ersie - zaim ków przysłow nych ( „ t u t a j jest pustka i t a m kilka / nic nie znaczących krajobrazów nagich”) ew okuje sens podróży, odbywanej w przestrzeni przez pe- regrynusa (podm iot utworu) wraz z innymi, jako dynam iki pozornej, charaktery zowanej poprzez ruch po okręgu koła i pow rót do tego sam ego miejsca.
S y tu a cję e g z y ste n c ja ln ą b o h ateró w o k re śla ją figury lęku i trw o g i, sta now iące atrybut ich w ędrów ki, którym rów nież przydano w a lo r p rz e strz e n ności („i lęk gdzieś / aż stam tąd skąd się p rz y je ch ało ” ), dzięki czem u w ydaje się, że p rz estrzeń p rzerażen ia ro zciąga się m iędzy dw om a krańcam i w ektora ich podróży.
Stopień w yalienow ania bohaterów szczególnie silnie zaznaczony jest w ostat nich w ersach trzeciej strofy:
z pikiety jednego miasta na pikietę jakby z nogi na nogę bez kołatki
Leksem „pikieta” oznacza wtórnie demonstrację z udziałem niewielu osób, bę d ącą sprzeciwem wobec jakiegoś zjawiska. Wiąże się więc z negacją zastanego po rządku rzeczy. M ożna jednak mniemać, iż Dycki wykorzystał tutaj środowiskowe znaczenie tego wyrazu: „stałe miejsca schadzek” hom oseksualistów 43.
W utw orze term in „pikieta” łączy się z niepełną form ą zw rotu frazeologiczne go „przestępow ać z nogi na nogę”, którego użycie jest pragm atycznie zdeterm i now ane psychicznym stanem zakłopotania lub wstydu. Dwa ostatnie w ersy pre cyzu ją stosunek podm iotu do własnego położenia poprzez przyw ołanie m otyw u „kołatki” , z którym w kulturze w iążą się ściśle określone sensy (, ja k b y z nogi na nogę bez k o ł a t k i / n a t r w o g ę ale ju ż drżąc o siebie”).
W średniow ieczu grzechotka stanow iła atrybut trędow atych, należących do jednej z grup pariasów ów czesnego społeczeństwa. Przem ykający leśnym i droga
mi i om ijający ubite trakty chorzy za pom ocą przypominającego klekot kości dźw ię ku kołatek ostrzegali zdrow ych o sw oim nadejściu (ten odgłos w łaśnie tak bardzo przeraził Izoldę, kiedy król M arek postanow ił j ą oddać grupie chorych pod przy w ództw em Iw ona). Tym sam ym z o s t a j e u s t a n o w i o n a w s p ó l n o t a d o ś w i a d c z e n i a m i ę d z y b o h a t e r a m i l i r y c z n y m i P o c z ą t k u p i o s e n k i a ś r e d n i o w i e c z n y m i c h o r y m i , w y k l u c z o n y m i p r z e z s p o ł e - c z e ń s t w o . Ł ą c z y i c h p r z e d e w s z y s t k i m „ i n n o ś ć ” , c z y l i p e r y f e r y c z n o ś ć w o b e c k u l t u r y r e p r e s y j n e j , k t ó r a o d r z u c a i c h j a k o c h o r y c h f i z y c z n i e ( t r ą d ) l u b j a k o u p o ś l e d z o n y c h p s y c h o f i z y c z n i e ( h o m o s e k s u a l i z m ) . N a l e ż ą d o i n n e g o p a r a d y g m a t u n i ż p r z e d s t a w i c i e l e „ z d r o w e j ” k u l t u r y o s i a d ł e j . S ą z a w s z e w d r o d z e ; i c h p o d r ó ż s t a n o w i w i e c z n e w y g n a n i e i t u ł a c z k ę . W porządku ich wędrówki zarów no dom , jak i św iat łączy się z brakiem sensów pryw atnych („t u t a j jest pustka i t a m kilka / nic nie znaczących krajobrazów nagich”), a więc z niem ożnością nadania odw ie dzanym m iejscom jakiejkolw iek kw alifikacji aksjologicznej, co naw iązuje do „ar chetyp u Żyda W iecznego Tułacza i chrześcijańskiej koncepcji ludzkości jak o »w ygnańców E w y«” 44.
Przestrzeń uśw ięcona, która m ogłaby stanowić koniec ich pielgrzym ki, nie istnieje. O w o w ędrow anie ma charakter „św iecki” , toteż m usi dokonyw ać się w przestrzeni w zględnej i hom ogenicznej.
Prawdziwa orientacja nie jest tu m ożliw a, albowiem „punkt stały” nie został jednoznacz nie ontologicznie ustanowiony; ju ż się to pokazuje, już to znika, w zależności od bieżących warunków. A w ięc tak naprawdę nie ma tu już żadnego „świata”, lecz tylko fragmenty rozbite go uniwersum, am orficzna masa złożona z nieskończenie w ielu mniej lub bardziej neutralnych „m iejsc” 45.
P oczątek p io sen ki stanowi temat, który rozw ija - ale i poddaje m odyfikacjom
- następująca po nim P iosenka :
43 B. P i e t k i e w i c z, M arsz na orientację. „Polityka” 2000, nr 29, s. 6.
44 J. A b r a m o w s k a , P eregryn acja. W zb.: P rzestrzeń i literatura. Studia. Red. M. G łow iń ski, A . O kopień-Sław ińska. W rocław 1978, s. 129.
45 M. E 1 i a d e, Sacrum i profanum. O istocie religijności. Przełożył R. R e s z k e . Warszawa 1996, s. 18.