Kazimierz Wyka
Filozofia czynu i pracy u Jerzego
Sorela i Stanisława Brzozowskiego
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 63/3, 75-109
1972
KAZIMIERZ WYKA
FILO ZO FIA CZYNU I PRACY
U JERZEG O SORELA I STANISŁAW A BRZOZOW SKIEGO
W drugiej połow ie r. 1932 na seminarium Stefana Kołaczkowskiego napisałem rozprawę m agisterską Jerzy Sorel a Stanislaw Brzozowski. Licząca sto kilkadzie
siąt stronic maszynopisu rozprawa składała się z trzech rozdziałów: Osoba Jerzego Sorela, Filozofia czynu i pracy, Materializm dziejo wy. Sądy Brzozowskiego o Sorelu.
Wykonana została w oparciu o pełną znajomość pism Brzozowskiego, także roz
sianych po czasopismach, oraz m ożliwą do osiągnięcia w krakowskich bibliotekach (a także w drodze międzynarodowej wym iany bibliotecznej) znajomość pism Sorela oraz literatury dotyczącej syndykalizmu francuskiego. Znajomość ta była w ięc niepełna.
Od listopada 1933 do grudnia 1934 przebywając dzięki Kołaczkowskiem u i Fun
duszowi Kultury Narodowej na stypendium w Belgii oraz w Paryżu zaznajomiłem się z całością dorobku Sorela, a także piśm iennictwa na temat syndykalizmu fran
cuskiego i francuskich ideologów ruchu robotniczego, poczynając od Proudhona.
M iałem zamiar swoją rozprawę magisterską dopełnić i ew entualnie ogłosić drukiem.
N ie zdołałem tego uczynić do roku 1939.
Czytany po latach czterdziestu m aszynopis pt. Jerzy Sorel a Stanisław Brzo
z o w s k i okazało się, że nie stracił zupełnie na wartości. Głównie dlatego, ponieważ spraw a zw iązków tych obydwu m yślicieli nie została później — o ile mi w ia
domo — przez nikogo podjęta. Aktualne studia dotyczące Brzozowskiego gubią się na ogół w wysokosiężnych ogólnikach, brakuje natom iast udokumentowanych ujęć szczegółowych. Ponadto ich autorzy, zwłaszcza młodzi, wykazują z reguły cząstkow ą tylko i niepełną znajomość pism Brzozowskiego, co im nie przeszkadza
(a raczej pomaga) snuć owe ogólniki.
Z trzech rozdziałów mojej pracy magisterskiej nie kw alifikuje się dzisiaj do druku rozdział wstępny, poświęcony działalności i postaci Sorela. Głównie dla
tego, ponieważ pełne ujęcie tych spraw podałem w rozprawie Jerzy Sorel („Prze
gląd W spółczesny” 1935, nry 161—163). Daleko sięgających dopełnień i zmian doma
gałb y się rozdział trzeci, w swej partii dotyczącej m aterializm u dziejowego. Mniej te słow a dotyczą stronic om awiających osobę Brzozowskiego i Sorela. Wreszcie sądy Brzozowskiego o Sorelu znam y dzisiaj w zakresie znacznie szerszym, a to d zięki publikacji listów Brzozowskiego. Skutkiem tego ow e stronice, opracowane na now o i poszerzone o m ateriał z listów , ukażą się oddzielnie w „Ruchu Literackim”.
Centralną część rozprawy przynosi niniejsza publikacja. W ywody sw oje sprzed
lat czterdziestu podaję bez żadnej interwencji zarówno w ich treść jak ujęcie stylistyczne oraz nie zawsze dokładną terminologię (np. m aterializm pozytywistyczny, apercepcja zamiast recepcja itp.). Próby poprawek merytorycznych czy stylistycz
nych zm ieniłyby bowiem zasięg w iedzy lub sprawniejszym czyniłyby sposób w ypo
wiedzi młodego autora, a w ięc w jakim ś procencie fałszowałyby jego tekst. Mimo tożsamości nazwiska nie mam do tego prawa.
K. W.
Uwagi wstępne
Zestaw ienie tekstów Sorela i Brzozow skiego dotyczące poglądów spo
łecznych i filozoficznych, co do k tó ry ch byli oni w w zajem nym pow ino
w actw ie duchow ym , nie dałoby żadnego w glądu w m echanizm teg o po
w inow actw a. W w y p ad k u bowiem , jak i om aw iam y, nie m am y do czynie
n ia z w pływ em ideow ym w ty m znaczeniu, że ktoś p rzekonany o p ra w dzie bądź doniosłości p rzekonań d rugiej jed n ostk i poglądy jej p rzejm u je i zaszczepia u siebie.
Jeśli idzie o Sorela i Brzozowskiego, rzecz p rzed staw ia się inaczej.
Brzozowski, nim zapoznał się z Sorelem , n a w łasną rę k ę dopracow ał się w ielu poglądów, k tó re później gotow e zn ajd y w ał w dziełach Sorela. N ie przesadzał przeto wcale, kiedy pisał:
Z prawdziwym i może wybaczalnym zadowoleniem m iłości w łasnej spo
tykam u takich m istrzów, jak Bergson i Sorel, te same poglądy, które ja form ułowałem nieśm iało w tak nieskończenie lekceważonych przez popularyza
torów dawno przezwyciężonych stanowisk filozoficznych artykułach „Głosu’:
i „Przeglądu Społecznego” к
To, iż dla Brzozowskiego zapoznanie się z Sorelem było p o tw ierd ze
niem intuicji, jakie sam w yniósł z b ad ań społecznych i filozoficznych, określa m etodę badan ia ich w zajem nego stosunku. Przechodząc w spólne obu pisarzom problem y, należy w każdym w y p adk u pokazać, ja k Brzo
zow ski rozw iązyw ał je sam odzielnie. Skoro bow iem m am y tu do czynienia z typow ą zbieżnością um ysłów podobnych do siebie, p racu jący ch w po
dobnych kręgach zagadnień, mówić o w pływ ie m ożna tylko w tedy, jeśli pokaże się, że g ru n t przygotow any był po drugiej stronie pracą z u p ełn ie sam odzielną. Zbadanie zakresu tej pracy Brzozow skiego wskaże, dlaczego
1 Legenda Młodej Polski. Studia o strukturze duszy kulturalnej. Wyd. 2. L w ów 1910, s. 131, przypis.
apercepcja m yśli Sorela dokonała się w te n a nie in n y sposób i k tó re p u n k ty słabe i luki, z jakim i Brzozowski nie daw ał sobie sam rady, w y
pełnił Sorel, k tó re zaś p u n k ty były im — do pewnego czasu nieśw iadom ie, później z radością — w spólne.
Dla w y jaśn ien ia, jak spraw ę om aw ianej zależności rozum iem , dobrze będzie pow ołać się n a samego Brzozowskiego:
W pływ w ielkiego twórcy, poety, myśliciela, to droga prowadząca do mojej twórczości, mojej pracy. Dziwne zabobony władają m yślą naszą w dziedzinie życia duchowego. M ówimy o w pływ ie wielkich twórców, jakby to była istot
nie jakaś siła całkow icie zewnętrzna, wytwarzająca w nas coś zupełnie nowego.
Czy m oże nam dać najw iększe dzieło coś, czego nie m ielibyśm y w sobie?
Granice oddziaływania literatury i sztuki zakreślone są ściśle przez zakres życia duchowego tej grupy ludzi czy jednostki, które podlegają temu od
działyw aniu 2.
Innym i słow y: w pływ ideow y jest jedynie w yzw oleniem śpiących w nas możliwości. Bez n ich n ie doszedłby do skutku.
W ażne je s t p rzeto dokładne określenie czasu zapoznania się Brzozow
skiego z pism am i Sorela. U Brzozowskiego zadanie je s t b ard zo ułatw ione tym , iż a u to r L eg en d y M łodej Polski niezw ykle sk ru p u la tn ie czytelnikom o znajm iał o now ych sw ych przeżyciach in telek tu aln y ch . Siedząc jego stu d ia w ty m porządku, w jakim pow staw ały, widzi się, ja k n a ra sta oczy
tan ie pisarza, ja k rośnie sum a nazw isk w ciąganych w zasób erudycji.
M ożna b y w p ro st podaw ać kolejno fale ty ch bądź in ny ch zainteresow ań duchow ych au to ra . A jeśli w d odatku m iał on świeżo poznanem u pisarzo
w i do zaw dzięczenia jakąś płodną i żyw ą myśl, z jak ąż radością pisał o tym , jak cieszył się, now ą zdobyczą!
Do ro k u 1906 nie sp otykam y w studiach i a rty k u ła c h Brzozowskiego śladu znajom ości Sorela. P o raz pierw szy pojaw ia się nazw isko Sorela w o sta tn im szkicu tom u K u ltu ra i życie, zaty tuło w an ym Psychologia i za
gadnienie wartości. Tom ten , ja k a u to r zaznacza pod d edy kacją „W itoldo
w i K lingero w i” , pow stał w okresie „W iosna 1904 — 19 g ru d n ia 1906” . Pochodzący z k w ietn ia tegoż ro k u szkic Drogi i zadania now oczesnej f i lozofii, najpóźniejszy z pozostałych szkiców, nie przynosi nic z Sorela, choć przypuszczać należy, że gdyby go Brzozowski wów czas znał, n a pew no p rzy w łaściw ej m u dążności pisania najśw ieższym sw ym pozio
m em w iedzy, w łączyłby w zakres sw ych rozw ażań. T ym w ięcej, że Sorel by łb y tam bardzo n a m iejscu. W przy p isk u w yznaje, że już po n ap isan iu tego szkicu znalazł w drugim tom ie P ro u d h o n a La Ju stice dans la ré vo lution et dans l’Êglise ten sam co uzasadn ian y przez siebie pogląd o ści
2 F r y d e r y k N ietzsch e. S ta n isła w ó w [1907], s. 62—63.
słej zależności poznania człow ieka od jego narzędzi pracy (KŻ 384)3. Z So- relem zetknie się później — i n aty ch m iast, skoro ty lk o się to stanie, dłuż
szym cytatem z Intro d uctio n â l’économie m oderne zam knie swe rozw a
żania o Psychologii i zagadnieniu wartości, stanow iące o sta tn i szkic książ
ki, z w szelką pew nością n ap isan y bezpośrednio przed d a tą ukończenia książki.
Na tej podstaw ie m oglibyśm y podać okres: lato —jesień 1906, ja k o czas zapoznania się z Sorelem 4. Z estaw ienie dwóch in n y ch książek Brzozow
skiego, W spółczesna powieść polska i W spółczesna k r y ty k a literlacka w Polsce, pozw ala dokładniej czas te n oznaczyć. P isan a w cześniej W spół
czesna powieść, praw dopodobnie w przerw ie m iędzy n ap isaniem o sta tn ic h szkiców K u ltu ry i życia za w y jątk iem ostatniego (zatem m iędzy k w iet
niem a grudniem 1906), nie przynosi w ogóle nazw iska Sorela. Późniejsza W spółczesna k r y ty k a przynosi je w to w arzy stw ie nazw iska L abrioli w ra z z k rótk im określeniem ich roli w rozum ieniu m aterializm u dziejow ego 5.
K siążka ta ukończona zo stała w N ervi, w lu ty m 1907 6. P ra w ie rów no
cześnie, bo w zeszycie kijow skiego „Ś w itu ” z 11 m arca 1907, zn ajd u jem y a rty k u ł Brzozowskiego, nigdzie później n ie przed ru ko w any , pt. J e rz y Sorel. Zna ju ż wówczas Brzozowski szereg książek Sorela, tra fn ie u jm u je najw ażniejsze cechy m yśli Sorela, słowem — nie je st to już ta p ierw sza w zm iank a z K u ltu ry i życia.
N a podstaw ie ty ch dan ych m ożna pew nie pow iedzieć: B rzozow ski za
poznaje się po ra z pierw szy z Sorelem jesien ią 1906; zim ą 1906/07 poznaje go dokładniej, by w pisanej od zim y 1907 do la ta 1909 Legendzie M łodej P olski współżyć już śm iało z m yślą Sorela 7.
Śm iało przeto p rzy ro zp a try w a n iu tego, co Brzozowski w obchodzą
cych nas k w estiach zdobył w łasnym w ysiłkiem , pow oływ ać się m ożem y n a całą jego działalność p isarsk ą w w arszaw skim „Głosie” (lata 1902—
1905), d ru g ą część tom u K u ltu ra i życie, złożoną w znacznej m ierze z p rze
3 KŻ = Kultura i życie. Zagadnienia sztuki i twórczości. W walce o św ia to pogląd. Lwów 1907. Liczba po skrócie wskazuje stronicę.
4 N ie zmieniam tego przypuszczenia w jego ujęciu z r. 1932, chociaż — na pod
staw ie listów Brzozowskiego — nie okazuje się ono słuszne. Zaczął on poznawać pism a Sorela, od razu formułując o nich wysoką opinię, już w kw ietniu 1906.
Świadczą o tym listy do Salomei Perlm utter i do Buberów. Zob. S. B r z o z o w s k i , Listy. Opracował, przedmową, komentarzem i aneksami opatrzył M. S r o k a . T. 1.
Kraków 1970, s. 180—184.
5 Współczesna k ry tyk a literacka w Polsce. Stanisław ów [1907], s. 18.
6 Ibidem, s. 213.
7 Jest jeszcze jeden dowód potwierdzający, że Brzozowski dopiero po w y - jeździe z kraju do Nervi, i to w yjeździe drugim, zapoznał się z Sorelem. Jak w iem y, pierwszym śladem tej znajomości jest cytat z Introduction à l’économie m ode rn e, W zbiorach Bibl. Jagiellońskiej (sygn. 185692 I) znajduje się egzemplarz tej książki
dru k ó w z tegoż „G łosu” ; d alej: z tom u Idee — n a studia Filozofia c zyn u (1903), Filozofia czystego doświadczenia (1903). Pozostałe p race Brzozow skiego sprzed zim y 1906/07 zużytkow ane b ędą w m iarę, ja k daw ać b ę d ą m a te ria ł do psychologicznej podbudow y ówczesnych poglądów p isarza.
W łaściwości sam odzielnej pracy Brzozowskiego decydują o rozkładzie p racy o nim i Sorelu. W części pierw szej ro z p a tru ję filozofię czynu i zw ią
zane z n ią filozoficzne ow artościow anie pracy, b y ł to bow iem problem , k tó ry pierw szy n arzu cał się czynnej n a tu rz e Brzozowskiego i dom agał się g w ałtow nie rozw iązania. R ozp atru ję n ajp ierw , ja k zagadnienie to p rze d staw iało się Brzozow skiem u przed zapoznaniem się z Sorelem , dalej, ja k przedstaw iało się Sorelow i, om aw iam w reszcie w pły w rozw iązań S orela n a rozw ój m yśli Brzozowskiego po zapoznaniu się z ty m i rozw iązaniam i.
Z agadnienie p racy jest bow iem jed y n y m zagadnieniem , z ra c ji k tó reg o m ożna m ówić o w pływ ie Sorela n a B rzozow skiego w ścisłym znaczeniu tego w yrazu.
Brzozowskiego filozofia czynu
Brzozow ski je s t n a tu rą o silnym n a sta w ie n iu m oralnym w ocenie z ja w isk społecznych i arty sty cznych . W ty c h bow iem dw óch k ieru n k ach idzie pierw sza faza jego działalności, od końca 1902 ro k u do 1905 ro zg ry w ająca się głównie n a łam ach w arszaw skiego „G łosu” . Czyn je s t tu dla Brzozowskiego nakazem jego n a tu ry m o raln ej, nakazem ta k n ierozum o- w anym , lecz w rodzonym , że k ied y np. w F ilozofii c zyn u starać się będzie w ciągnąć go w swój system filozoficzny, w ciągnięcia dokona, ale k ied y p rzy jd zie w ytłum aczyć, czem u ta k czyni, napisze, że n a razie je s t to dla niego z b y t zaw iłe i nie je s t w stan ie dać przekonyw ającego ro zhio ru te j k w estii (IW 3 8 )8.
K to zna pism a Sorela, te n w ie, że trz e b a odw ołać się do jego u stro ju duchowego, by w skazać źródło tra d y c y jn e j jego m oralności; podobnie uczynić m usim y z Brzozow skim : pierw sze źródło jego k u ltu czynu to o n sam, jego niespokojna, żarliw a dusza. Później dopiero przychodzi m yśl fi
lozoficzna jak o uzasadnienie tej głębokiej p o trzeby duchow ej. Cały te n przedsorelow ski o kres Brzozowskiego, to ciągłe łam anie się m iędzy t ą potrzebą a życiem sam ej m yśli filozoficznej, n ie przynoszącej jej zaspo
kojenia, ciągłe próby w łączenia tej w ia ry w czyn, w system filozoficzny.
będący niegdyś własnością Brzozowskiego. Jak św iadczy pieczątka księgarska, książka zakupiona została w „Libreria Moderna di G iovanni Ricci, Genova, Galeria M azzim ”.
Przyłączone w r. 1926 do Genui, Nervi w ów czas (1906) stanowiło jeszcze odrębną zim ow ą stację klimatyczną, o parę kilom etrów na wschód od Genui, z w szelk ą przeto pewnością tam tę książkę Brzozowski nabył.
8 IW = Idee. W stęp do filozofii dojrzałości życiowej. Lw ów 1910, s. 14—69_
Nim częściowo p rzy n ajm n iej udało m u się to, Brzozow ski szereg razy potrzebę tę w ypow iadał w arty k u łac h pom ieszczonych w „G łosie” .
W ybieram jeden z nich, k tó ry w y d aje m i się n a j ch arak tery sty czn iej - szy. T y tu ł: Rozproszkow anie dusz; te m a t: w skazanie zupełnego zapozna
n ia odpow iedzialności społecznej, w ażności każdego czynu, jego nieod- w racalnęści. C zytam y:
Poczucie to i przekonanie są nieuniknioną rzeczą w psychologii twórcy;
człowiek, który tworzy, wie, że w szystkie jego obecne lub poprzednie czyny staną się pomocą lub przeszkodą w jego dalszej, późniejszej działalności, że bezczynność nawet i bierność się na niej w ten lub inny sposób odbije [...].
Życie społeczne to bezustanne tworzenie: każdy nasz czyn i każde nąsze po
w strzym anie się od czynu pociąga za sobą rozliczne, krzyżujące się społeczne skutki. Sprawdzianem i miarą natężenia życia danego społeczeństwa jest zawsze stopień, w jakim jego członkowie przywykli uważać każdy swój czyn, każdy objaw swej działalności, całe życie sw e słow em — za nieustanną i nieuchronną twórczość, posiadającą znaczenie kulturalno-społeczne, a co za tym idzie, nakła
dającą na sprawców swych odpowiedzialność 9.
J e s t w ty m w iele kaznodziejstw a. J e d n a jed n a k rzecz je st niewątpliwa-:
pisze to m oralista.
Z anim przejdziem y do w skazania, ja k ten m o ralista n a gruncie ściśle filozoficznym pocznie szukać uzasadn ien ia sw ych intu icji, nie od rzeczy będzie wskazać, jak szukał go rów nież w sztuce. P rzy kład ów w ówczesnej kry ty ce literackiej Brzozowskiego w iele. W ybieram znów jeden, sądzę, że b ardzo znam ienny. Idzie o Żerom skiego. Brzozowski, k tó ry z czasem do
skonale zrozum ie, jak bardzo w duszy Żerom skiego n ie m a m iejsca n a te n stanow czy, m ęski czyn, ja k rozpływ a się w niej w szystko w falach bezkształtnego liryzm u czy, jak pow ie O stap O rtw in, „histery cznej e ro ty k i” i „fem inizm u” 10, tu ta j nie dostrzega tego. A jednocześnie — ba, naw et wcześniej — um ie w yk ry ć w W yspiańskim poetę grobów, a nie c z y n u 11; tu ta j jakoś przenikliw ość go zaw odzi lub też sam k ry ty k chce, by go zaw iodła. Chce, by go przenikliw ość zaw iodła, poniew aż pod ducha Żerom skiego podkłada siebie i n a tu ra ln ie od raz u o d najd uje oczekiw a
n e uzasadnienie. Pisze tak :
Żeromski staje przed Młodą Polską jako duch proroczy ukazujący nowe drogi i nową przyszłość. Indywidualny intelektualizm , indywidualne, oderwane od społeczeństw życie psychiczne doprowadziło do przekonania: wszystko jest m ożliwe, nic nie jest pewne, człow iek jest samotną, „bezużyteczną” i przy
padkową istotą, która nic nie wie, nic wiedzieć nie będzie: żywy związek
9 „Głos” 1903, nr 11, s. 189.
10 O. O r t w i n , przypisy w: S. B r z o z o w s k i , Pamiętnik. Lwów 1913, s. 176.
11 Stanisław Wyspiański jako poeta. Warszawa 1902.
ze społeczeństw em tworzy jedyną rzecz pewną: powinieneś — słowo, o którym dyskutować nie można. I próżno dialektyk będzie pytał: dlaczego społeczeństwo w ytw arza w iarę w tych, co są jego czynnymi członkami. Źródłem wiary jest zaw sze czyn. Wiem, że z czysto intelektualnego punktu widzenia wiarę tę m ożna ochrzcić m ianem złudzenia, ale to nie zm ieni jej m o c y w ewnętrznej — gdy wyraz „powinieneś” i odpowiednia treść się w duszy zakorzeni, nic z niej ich nie w yrw ie i tu powstanie grunt, na którym jednostka sw oje „ja” istotnie h a r m o n i j n i e , bo w atmosferze wiary w znaczenie w łasne, a nie rozpaczy, rozwi
jać jedynie może. Jedynym dostępnym człow iekow i absolutem jest społeczeństwo i jego kultura, jedyną rzeczą posiadającą absolutne znaczenie — społeczne i k u l
turalne w ysiłk i jed n ostk i12.
T u już poczyna się z głosem m o ralisty m ieszać głos filozofa: absolut, ab solu tne znaczenie... I choć w yznaje m oralista, że nie obchodzi go to, iż z czysto in telek tu aln eg o stanow iska w ia ra jego n azw an a zostanie złudze
niem , jem u bow iem w y starcza sam a w ia ra w „pow inieneś” , o na je s t dźw ignią dostateczną, choć tak ie rzu ca w yznanie, n a długo jed n a k żyć nim n ie m ożna. Nie m ożna z jed n ej stro n y n a w ew nętrzny, in tu icy jn y uży tek m ieć tę w iarę, a n a to m ia st n a zew nątrz, w poglądach filozoficz
nych niesionych przez w spółczesnych m yślicieli, nie znajdyw ać n a n ią m iejsca. Albo zrezygnow ać ze złudzenia, k tó re w tak im razie je s t tylk o złudzeniem , alb o zrezygnow ać z filozofii, co też nie odpow iada głębokim potrzebom duszy. Lub -wreszcie spróbow ać zbadać, gdzie je st błąd, czy po stro n ie osobistej intuicji, czy też system ów filozoficznych.
Brzozowski w y b iera drogę d ru g ą i k ry ty k ę odpow iednią p rzeprow a
dza. P y ta n ie — jak ich system ów ? Tych, k tó re w m łodości B rzozow skie
go panow ały: system y n a tu ra liz m u pozytyw istycznego, rów nie dobrze m istrz Brzozow skiego A venarius co Mach, Petzold, a tak że starsi od n ich Spencer, Comte. P odstaw ę logiczną system ów ty c h u jął Brzozowski w s tu dium M onistyczne pojm ow anie d ziejó w i filo zo fia k ry ty c zn a (pisanym w okresie m a j—g rudzień 1904) n astęp u jąco : cztery są tu założenia lo
giczne :
1) Rzeczywistość jest już w istocie swej wielorakością faktów przy
rodniczych.
2) Zadania nasze wobec niej polegają na poznaniu praw rządzących tym i faktami.
3) W szelkie zadania, jakie napotykamy w życiu, dadzą się rozwiązać za pomocą takiego poznania, gdy będzie ono zupełne. W szelkie zagadnienia zaś, które nie dałyby się sprowadzić do takiej przyrodniczej formy, są czymś pozornym tylko, nie mogą mieć żadnego przedm iotowego [...] znaczenia i po
siadają co najwyżej wartość podm iotowych przeżyć, tj. są tylko zwodniczą formą, jaką przybiera rzeczywistość załamując się w umysłach ludzkich.
12 Współczesne kierunki w literaturze polskiej w obec życia. „Głos” 1903, nr 22, s. 349. Studium później nigdzie nie przedrukowane.
6 — P a m i ę t n i k L i t e r a c k i 1972, z. 3
4) Ponieważ rzeczywistość jest tylko wielorakością przyrodniczych faktów, ponieważ jedynym racjonalnym stosunkiem do rzeczywistości tak pojętej m oże być poznawanie, a w łaściw ie konstatowanie praw rządzących faktami, w ięc i w szelkie zagadnienia moralne i praktyczne, zagadnienia w a r t o ś c i i k i e r u n k u , mogą być rozwiązane w sposób przedmiotowy jedynie za pomocą pewnych form takiego przyrodniczego poznania. [KŻ 258—259]
N a wolę człowieka, jego dążenia, n a u p raw n ien ie czynów i n a d a n ie im określonej w artości m oralnej nie m a tu zupełnie m iejsca. K ry ty k a Brzozowskiego zm ierza te ra z do w ykazania, że to rzekom o obiek tyw n e naukow e określenie św iata jak o zbioru faktów , k tó ry ch p raw a należy opisać, je st ju ż w ynikiem pew nej św iadom ej, czynnej postaw y badającego um ysłu ludzkiego, a nie niezależną od człowieka, o b iek tyw n ą w łaściw ością św iata. A jeśli tak, jeśli staw iając sobie pew ne cele badaw cze um ysł po
rząd k u je św iat w ów przyrodniczy sposób, w takim razie kłam stw em jest, jakoby czynna, św iadom a działalność w im ię n ad any ch sobie celów by ła czymś tylko pozornym , skoro sam o przekonanie o bezsile tej działalności przez nic innego w ytw orzone nie zostało, tylk o przez tę w łaśnie dzia
łalność.
K ry ty k ą tą, 'bardzo su b teln ą i tru d n ą , ale dokonaną w sposób kto w ie czy nie najb ard ziej p rzekonyw ający z w szelkich w yw odów filozo
ficznych Brzozowskiego, je st w spom niane ju ż M onistyczn e p ojm ow anie dziejów i filozofia k ry ty c zn a w tom ie K u ltu ra i życie. K ry ty k a ta je s t zb y t subtelna, by dało się ją skracać, przytoczona zaś w odpow iedniej roz
ciągłości rozbiłaby w zględną rów nom ierność to k u m yśli Brzozowskiego, ja k ą staram się, utrzym ać. W k ry ty ce tej u d ow adnia Brzozow ski z w spa
n iałą siłą argum entacji, że podstaw ow e pojęcie natu ralisty czn eg o pozy
tyw izm u, m ianow icie pojęcie fak tu , nie je st bezw zględnym , praw dziw ym składnikiem rzeczywistości, ale je st w ynikiem uprzedniej p racy m yślow ej i zajętego wobec rzeczyw istości pew nego stanow iska badawczego. Rze
czywistość jak o zbiorow isko fak tó w p rzed staw ia się n am ty lk o wówczas, kied y przychodzim y do niej z określonym , o pracow anym ju ż celem n a u kow ym ; słowem, pojęcie fa k tu je s t już teorią.
Skoro zatem rzeczyw istość nie jest ty m zbiorem niezależnych od nas przyrodniczych faktów , skoro ju ż tak ie przek on anie w y p ły w a z czyn
nego stanow iska naszego um ysłu, w olno p rzeto pojęcie czynu, wolnej działalności, uznać za coś bardziej rzeczyw istego i donioślejszego. Doko
n u je tego Brzozowski w stu d iu m Filozofia czyn u. S tu diu m to w kryty ce natu ralizm u pozytyw istycznego je st o całe niebo n ieporadniejsze od Mo- nistycznego pojm ow ania dziejów , będąc zre sz tą od niego wcześniejsze o rok. Z n am ienny jest choćby sam tytu ł. Brzozowski, choć nie bardzo mu się u d aje przem ycenie in tu icji o czynie w ro zp raw ę filozoficzną, po
św iadcza jed n ak tą próbą, ja k m u n a ty m p rzem yceniu zależało. Mniej
podkreśla tu kw estię przyrodniczego tra k to w a n ia św iata, uw agę skupia ty m razem n a czynnym ch arak terze, jak i zawsze filozofia m iała. Pow iada:
filozofia była najczęściej [...] sztuką nadawania swoim osobistym dążeniom, ideałom i wyrastającym z nich wierzeniom takich postaci, że w ydaw ały się one w ynikiem czy to religii, czy to przyrody, czy też — sztuka najwyższa — obydwóch razem. [KŻ 33]
Czyli w szędzie proces te n sam co w duszy Brzozowskiego: n a jp ie rw indyw idualn a in tu icja, p otem jej ideologiczne upraw nien ie. W yraźnie to stw ierdza pisarz, p ow iadając z kolei, iż
człowiekowi do działalności potrzeba przekonania, że działalność ta w łaśnie odpowiada istotnemu znaczeniu świata. Filozofia jest w łaśnie usiłowaniem konstrukcji takiego świata, którego zewnętrzną formą byłby św iat nauki, a w e
wnętrzną i prawdziwą treścią to, co stanowi treść najgłębszą naszego ja. [KŻ 38; u Brzozowskiego cały fragm ent podkreślony]
W ty m m iejscu n a stę p u je najciekaw szy etap m yśli pisarza, k tó ry przy
taczałem n a w skazanie, że te n k u lt czynu b y ł nierozum ow anym popędem w ew n ętrzn y m Brzozowskiego.
W yjaśnienie tego, w jaki sposób człowiek dochodzi do takiej konstrukcji, jest rzeczą bardzo zawiłą, i nie jestem w stanie wdaw ać się tu w jej rozbiór.
[KŻ 38]
— oto zdanie, co bezpośrednio graniczy ze zdaniam i poprzednio cytow a
nym i i świadczy, ja k dalece Brzozowski zdaw ał sobie spraw ę z in tu icy j
nego pochodzenia ty c h poglądów i niem ożności w yw iedzenia ich z z aj
m ow anego przez siebie stan o w isk a myślowego.
Ju ż jed n a k w tej sam ej Filozofii czyn u, n a p arę la t przed zapoznaniem się z p ragm atyzm em o raz Bergsonem i Sorelem , Brzozowski m a w y raźne przebłyski takiego stan o w isk a myślowego, jak ie pozw ala uzasadnić prze
konanie o czynnym ch a ra k te rz e n au k i i filozofii.
Prawdą naukową staje się każda myśl, każde ustosunkowanie pojęć, na podstawie którego postępując dochodzimy do pożądanych dla nas celowych rezultatów. [KŻ 54—55]
P rag m aty zm zupełny. Jeśli ta k jest, poznanie z w ykluczeniem celu je s t kręceniem się w kółko, w szystkim jest ów cel, dążenie. „Rzeczyw i
sty m [...] je st jed y n ie nasze dążenie, nasze czynne stanow isko w obec św ia ta ” (KŻ 56) — k o n k lu d u je Brzozowski. N a ty m zatrzy m am y się, rezy g n u jąc z ów czesnych relaty w isty czn y ch konsekw encji pisarza. E n er
gicznie za to podkreślić w y p ad a to, o co słusznie Brzozow ski upom ina się w P a m ię tn ik u 13, że do teg o p ragm atyzm u doszedł bn całkiem sam.
13 P a m ię tn ik , s. 73—74.
W trak cie tego n a ra s ta n ia m yśli Brzozowski szuka n a lew o i praw o podpory pod gmach, jak i poczyna wznosić. N a polu ścisłej filozofii będzie nią K ant, ja k w pew nym okresie w lite ra tu rz e b ył Żerom ski. Pisząc w stu lecie śm ierci K a n ta szkic o nim (luty 1904; KŻ), w ykryw a, iż te o ria poz
n ania K a n ta to nic innego ja k w span iały w y raz tej sw obody ludzkości, która, w olna, sam a z siebie stw arza n a u k ę i filozofię. Że to b y ła ta sam a co w w y pad ku Żerom skiego (należy pam iętać, że dzieje się to p raw ie rów nocześnie) gorączka szukania, radość z niespodziew anego odkrycia, św iad
czy to, że w Filozofii c zyn u teo ria poznania K a n ta jest dla nieg o próbą usankcjonow ania średniow iecznych pojęć o praw dzie podw ójnej (IW 34), a n ie tym , czym ją przedstaw i w pochodzącym przecież z tego samego ro ku szkicu o K ancie.
Rzeczyw istość u jm u jem y w edług K an ta za pośrednictw em kategorii, które nie są w y tw o rem tej zew n ętrzn ej rzeczyw istości, ale są w łaściw o
ściam i naszego um ysłu. Rzeczyw istości niezależnie od n ich poznać nie możemy. I teraz idzie o to, pow iada Brzozowski, jak ie oblicze tej filozofii będziem y chcieli ujrzeć, czy królew skie, czy niew olnicze? Czy to, że isto ta św iata je s t n am niedostępna, że skazani jesteśm y n a w ieczną w ty m względzie niew iedzę — oblicze niew olnicze — czy też to, że jeśli w iem y coś o świecie, to ty le tylko, ile objęliśm y go w łaściw ościam i naszego um ysłu, ile po p ro stu podbiliśm y go tym , co jest naszą niepodzielną w ła
snością, potęgą, k tó rą w ładam y n ad św iatem — oblicze królew skie. Czy
tam y tak :
K antowi chodziło przecież o odkrycie w człowieku samym podstaw pew ności w nauce, moralności, sztuce. Filozofia Kanta miała być w ielkim aktem w yzw olenia ludzkości i próbą oparcia jej na samej sobie. W sobie samej zna
leźć miała ludzkość zarówno podstawę ładu rządzącego gwieździstym niebem ponad jej głową, jak i nakazu moralnego, który określa kierunek jej czynu.
[KŻ 230]
I od n as sam ych, od naszej w artości, kończy Brzozowski, zależy, które oblicze filozofii K an ta uznam y za swoje.
Z twierdzenia, że byt, jego istota, poza tymi określeniami, które my sami w eń wnosimy, jest dla nas niedostępny, w ynikać może zarówno w ylękłe prze
świadczenie, że nic naszych czynów nie poręcza, że jesteśm y w nieznanych rękach, jak zarówno poczucie, że sami sobie jesteśm y poręką, że my dlatego nie możemy znaleźć poza nami żadnych określeń bytu, iż sami mamy być tym określeniem, że w nas w łaśnie i przez nas określenia się dokonują: w ludz
kości i poprzez ludzkość byt szuka w łaśnie swoich celów i stwarza sam siebie. [KŻ 231]
Znów u stam i m yśliciela m ówi m o ralista: czy będziesz w ielki i dum ny, czy słaby i w ylękły, zależy to ty lk o od tego, czy znajdziesz w sobie do
stateczną siłę, aby wziąć na b ark i odpow iedzialność za obowiązki, jak ie tw a wielkość i sw oboda n a k ła d a ją ci.
J a k dotąd Brzozowski nie kon k rety zuje, czym jest w łaściw ie czyn.
J e s t to czyn w górnym , m etafizycznym znaczeniu, pod jakie tru d n o n a razie podłożyć określoną treść. Rychło jed n a k Brzozowskiem u, k tó ry w czasie ty c h stu d ió w nie ro zstaw ał się z M arksem , poczęło się narzucać skonkretyzow anie tego czynu. D aje m u je ten że M arks, w iążący poziom poznania z poziom em postępu technicznego.
N ajw cześniej odnajd u jem y to w studium Drogi i zadania now oczesnej filo zo fii (kw iecień 1904; KŻ). W ychodzi Brzozow ski od m aterializm u dzie
jowego, pokazującego w każdym system acie filozoficznym podskórną grę.
interesów ; lecz w dotychczasow ym stan ie je st to tylko n a u k a tro p ie n ia kłam stw , błędów i porażek m yśli — i od n as zależy, czy będzie te n m a
terializm ciągłym pokazyw aniem , że okłam u jem y sam ych siebie w ia rą w bezw zględną w arto ść naszych ideologii, będących jed yn ie pokryw kam i u k ry ty c h dążeń, czy też przez to udow odnienie ścisłej zależności m iędzy ty m i dążeniam i a ich w yrazem ideologicznym m aterializm ta k pojm ow any w ykaże, że „droga do w yzw olenia filozoficznego prow adzi poprzez w yz
w olenie rzeczyw iste, droga do m yśli poprzez czyn” (KŻ 380) u .
Po ra z pierw szy w iąże się tu w m yśli Brzozowskiego k u lt czynu z m a
terializm em dziejow ym , o p ierający m się n a w ierze, że myśl, stojąc n a pracy, od jej poziom u jest ściśle zależna. Pojęcie m aterializm u dziejow ego będzie przedm iotem osobnego rozdziału, tu ta j w ystarczy zaznaczyć, że nie m a on nic w spólnego u Brzozowskiego z determ inizm em ekonomicz
nym . N aw iązując w dalszym ciągu do K a n ta i przypom inając, że św iat je s t ty lk o tym , co człow iek „uczynił [...] z niego i co zanied bał uczynić”
(KŻ 382), pow iada, że granice w ładzy człow ieka n a d św iatem w y d a j‘ą m u się granicam i sam ego św iata. I tu poczynam y ze zdum ieniem czytać słowa, jak b y w y ję te z É volution créatrice, gdyby nie te n szkopuł, że É vo lution créatrice dopiero B ergson p i s a ł 15. Z astanaw iając się bow iem ,
14 W słowach Brzozowskiego wyraźnie brzmi druga teza Marksa z słynnych jego tez o Feuerbachu. Zob. Marks o Feuerbachu. W : F. E n g e l s , L u dw ik Feuer
bach i zmierzch klasycznej filozofii niemieckiej. Z oryginału niem ieckiego prze
łożyła [...] R. R a j c h m a n - E t t i n g e r o w a . W arszawa 1922, s. 67: „Kwestia, czy m yślenie ludzkie posiada zdolność osiągnięcia prawdy przedmiotowej, nie jest kw estią teorii, lecz praktyki. Prawdy, tj. rzeczywistości i potęgi, charakteru do
czesnego m yślenia, człow iek musi dowieść w praktyce. Spór o rzeczywistość lub nierzeczywistość m yślenia, odosobniającego się od praktyki, jest kwestią na w skroś scholastyczną”.
15 Évolution créatrice wychodzi u Alcana dopiero w roku 1907. W Introduction à métaphysique, drukowanej w „Revue de M étaphysique et de Morale” ze stycz
nia 1903 (mógłby ją zatem Brzozowski znać), om awiany problem nie jest poruszany.
Kilka razy w praw dzie Bergson zapowiada, że napomknięte tylko zagadnienia rozw inie szerzej w przygotowywanym dziele, a w ięc w Évolution créatrice, lecz w śród napomknień tych żadne nie dotyczy kw estii om awianej.
ja k dokładniej określić te granice w ładzy człow ieka n ad św iatem , Brzo
zowski pisze:
W łaściwym organem człow ieka względem przyrody są jego narzędzia: co nie pozostaje w żadnym stosunku względem naszych narzędzi — to nie istnieje dla nas zgoła. [KŻ 382]
Idąc dalej, Brzozowski w p ro st w p ad a n a term in y , jak ie u tw o rzy sobie Bergson : n arzędzie pracy, czyli o r g a n s z t u c z n y . P o w iad a on ta k : poznanie przez n arzęd zia pracy jest „proste do oczyw istości” .
Wszelki postęp znajomości św iata polegać może albo na rozszerzeniu istn ie
jących już pomiędzy nami a otoczeniem stosunków, lub na stw orzeniu nowych.
Stosunki pomiędzy człow iekiem a św iatem zależą od jego w łasnych organów fizjologicznych i od tych organów sztucznych, tj. narzędzi, jakie wytworzył.
Ponieważ w ciągu rozwoju dziejowego ludzkości człow iek nie pozyskał nowych organów, w szystkie jego postępy zam knięte byłyby w granicach przez fizjo
logiczną organizację jego zakreślonych, gdyby nie nieustannie rew olucjonizu
jący w pływ wynalazków i udoskonaleń technicznych. [KŻ 382—383]
Jesteśm y u celu zagadnienia. Czynem jest praca człow ieka dokonyw a
n a za pośrednictw em jego w a rsz ta tu pracy. Poznanie św ia ta id ei w parze z doskonaleniem w arsztatu . Słow em : „P ojęcia człow ieka o św iecie w y p ły w a ją z jego technicznej w ładzy n ad św iatem [...]” (KŻ 384), a ko ord y nacja urządzeń technicznych n arzu ca człow iekow i w łaściw y stopniow i jej roz
w o ju pogląd n a rzeczyw istość.
D roga Brzozowskiego ku tem u celow i b y ła d ed u k cją od dosyć a b s tra k cyjnego, nieuchw ytnego pojęcia czynu ku k o n k retn e m u o k reśleniu go jako poziom u technicznego pracy człow ieka. Skoro B rzozow ski za po
średnictw em a u to ry te tu M arksa d o ok reślen ia teg o dojdzie, zaczyna się u niego od raz u proces odw rotny. M ając je dane, w sposób in d u k cy jn y dąży te ra z ku m etafizycznem u znaczeniu tej zdobyczy. W raca do tego sam ego poziomu, z którego rozpoczynał, ale już ty m razem u zbrojo ny przekonaniem , że w sw ych in tu icjach daw nych się n ie m ylił i słuszność ty ch in tu icji udow odnił. Od tej chw ili, gdy zdobył n iez b itą w ia rę w pracę, w ia ra ta rozszczepia się u niego n a dw a w ą tk i: pierw szy to ow a k o n k ret
ność pracy, w cielana w klasę robotniczą, k tó rej apologię pocznie głosić, drugi to ogólnoludzka stro n a p ro b lem atu p rac y jako sw obodnego sam o
stan ow ien ia człow ieka o sw ych losach. W ątki te bardzo w y raźn ie o d n a j
du jem y w zakończeniu om aw ianego studium . W ątek ogólny:
Św iat jest wyrazem mojej swobody o tyle tylko, o ile jest dziełem rąk moich, i o tyle tylko swobodny w nim jestem , o ile ręce moje zapewniają mi nad św iatem władzę. Na tym polega znaczenie myśli, że siły w ytw órcze ludzkości są jedynym czynnikiem postępu. Przyroda nie zna żadnych naszych norm etycznych. Zna jedynie siłę naszą. To jest podstawa naszego bytu.
[KŻ 397]
W ątek drugi, zastosow anie tej w ia ry do życia współczesnego:
Postępowym staje się wszystko, co wzm aga siłę wytwórczą ludzkości.
W stecznym wszystko, co ją więzi — krępuje. [KŻ 397]
w yzw olenie i wzm ożenie pracy jest istotnym celem, [...] każdy nowy postęp czyniony przez klasę robotniczą ma o w iele więcej doniosłości dla kultury niż przepojenie dziesiątków tysięcy sklepikarzy zasadami wolterianizmu. [KŻ 400]
D w a te w ątk i w latach 1905— 1907 w spółżyją w y raźn ie w um yśle Brzo
zowskiego. Spojenie m etafizycznego zagadnienia pracy z k o n k retn ą przy
szłością klasy robotniczej znajdzie on dopiero u Sorela. N a razie sam em u B rzozow skiem u się to n ie u d aje i stąd pochodzą bardzo znam ienne w ah a
n ia jego m yśli w ty m okresie, jak ró w n ie znam ienne próby u c z u c i o w e g o , a nie filozoficznego spojenia ty ch w ątków .
R az Brzozowski cały jest po konk retn ej, robotniczej stronie zagad
n ie n ia : będziem y m ieć wów czas pew ne (zwłaszcza VII) rozdziały w stępne W spółczesnej k r y ty k i. W pisanych w r. 1907, a w ięc stosunkow o późno, Płom ieniach 16 zn ajd ziem y uczuciow ą próbę tego spojenia; patetyczną, ale n ieznośną d ok try n ersk im przekreśleniem całego św iata w im ię klasy robotniczej — fan tasty czn ej, istniejącej tylko w- egzaltow anej w yobraźni pisarza, porw anego zaparciem się rew olucjonistów rosyjskich.
T en sam Brzozow ski z ró w n ą gorączką i fan atyzm em rzu ca się w d ru g ą ostateczność: zapom ina o te j stro n ie k o n k retn o -ro b o tn iczej, oszałam ia się m etafizy czn y m asp ektem p racy jak o sw obodnego stanow ienia ludzko
ści o sw ych losach. Mieć będziem y w ted y jed n ą z n ajpięk niejszych ksią
żek Brzozowskiego o F ry d e ry k u N ietzschem i przedziw ną Filozofię ro
m a n ty z m u polskiego 17. Zw łaszcza ta d rug a broszura, zachow ana tylko jako streszczen ie sześciu w ykładów o rom anty zm ie polskim , jakie ,zimą 1906 w ygłosił Brzozowski w e Lw ow ie 18, jest w p ro st zdum iew ająca. Nie chce się w ierzyć, że pisał ją człowiek, k tó ry w d obry ro k później napisze Pło
m ienie; w y daje się, że w yszła spod p ió ra jakiegoś m istyka, w yznaw cy To- w iańskiego, ale o żarze m yśli, napięciu uczuciowym i sile pióra o w iele w yższym od sam ego m istrz a 19. Żyw y p rąd ducha religijnego, jak i pod ko-
16 Do zrozum ienia atmosfery duchowej, w jakiej powstawały Płomienie, bardzo przyczynia się szkic o Aleksandrze Hercenie (w: Głosy wśród nocy. Studia nad przesileniem rom an ty czn ym kultury europejskiej. Z teki pośmiertnej w ydał i przed
m ową poprzedził O. O r t w i n . Lw ów 1912, szczególnie s. 160—164).
17 Filozofia rom an tyzm u polskiego. Lwów 1924.
18 Wiadomość tę należy uściślić na podstawie ustalonych przez M. S r o k ę W a ż
niejs zych dat z życia i działalności Stanisława Brzozowskiego (w: S. B r z o z o w s k i , Listy. T. 2. Kraków 1970, s. 862—864). Filozofię romantyzmu polskiego po raz pierw szy w ygłosił Brzozowski w K rakowie 11—12 X 1905, w drugiej połow ie tego m iesiąca w ykłady sw oje opracował pisemnie, w grudniu powtórzył w e Lwowie.
19 Inna rzecz, że m iędzy Filozofią romantyzmu polskiego a tak rewolucyjno- -doktrynerskim i Płomieniami daje się zauważyć niew ątpliwy związek, doprowa-
niec życia zab arw i poglądy Brzozowskiego, w y try sk a tu ta j niesp od ziew a
nie. T rzeba długiego zastanow ienia się, b y jed n a k dojrzeć, że i ten p rą d w y n ik n ął z ciągłego szukania odpow iedzi n a pytanie, czym je s t czyn i j a ki być w inien, by zadowolić etyczne p ragnienie jego piew cy 20.
W ym ieniane w tej chw ili p race Brzozowskiego — F ry d e ry k N ietzsche, W spółczesna k r y ty k a literacka w Polsce, Filozojia ro m a n ty zm u polskiego
—; m ają jed n ą w spólną cechę, zn am ionującą stosunek a u to ra do po d aw a
ny ch przez niego rozw iązań. Jeszcze w o sta tn ic h studiach z tom u K u ltu ra i życie odnajd y w aliśm y w y raźn ie w alkę Brzozowskiego o jeg o poglądy, ja k np. usuw anie n a bok n a tu ra liz m u pozytyw istycznego. Obecnie, sk oro zostało to dokonane, Brzozowski n a b ie ra pew ności pióra i sądu. S tąd tą cechą jest pozorny dogm atyzm — m niej w y raźn y w książce o N ietz- schem, den erw u jący w Płom ieniach — jego obecnych poglądów . N a tle poprzedniej pracy pisarza dogm atyzm te n bardzo m aleje, ale dla kogoś nie obeznanego z m yślow ym i w alkam i, jakie doprow adziły Brzozow skiego do głębokiej w ia ry w słuszność jego filozofii, w ydaw ać się on może n ie w ątpliw y. Stąd jednak, że w okresie om aw ianym zn ajd u jem y raczej po
głębienie zdobyczy poprzednio już uzyskanych niż now e odkrycia m yślo
we, w y n ik a w ażna k onsekw encja dla om ów ienia zagadn ienia czynu u Brzozowskiego, ta m ianow icie, iż obecnie om ów ienie to nie będzie t a k szczegółowe jak poprzednio, m ając bow iem dane już pew ne ten d en cje m y
ślow e w skażę jedynie, jak one u jaw n iają się w obecnych latach. Tym b a r
dziej że cel tego om ów ienia, w skazanie sam odzielności m yślow ej Brzo
zowskiego w zdobyciu p o dstaw jego filozofii czynu, został już w yczer
pany.
dzający do przekonania, iż dystans między nimi jest dużo mniejszy, niżby się w y dawało. Nie darmo rzuciłem nazwisko Towiańskiego. Brak tutaj m iejsca na w sk a
zanie tego związku, wypada jednak zanotować, że w Płomieniach (wyd. 2. T. 2.
Lw ów 1921, s. 72—79) znajdujemy nieoczekiwanie głębokie i gorące uwagi o w ar
tości m istyki Towiańskiego, jakich nie spodziewalibyśm y się w tedy u Brzo
zowskiego.
20 Jak bardzo Filozofia rom an tyzm u polskiego odbiega od późniejszych sądów Brzozowskiego o romantyzmie i jak dalece zrozumiała jest tylko na tle rozwoju duchowego, jaki staram się naszkicować, świadczy ciekawe nieporozumienie, którego ofiarą padł S. A d a m c z e w s k i . Pisząc o Pojęciu rom anty zm u u Brzozowskiego („Przegląd W spółczesny” 1929, lipiec) na podstawie dalszych jego dzieł, atakuje on Ortwina za zaopatrzenie tej broszury wstępnym komentarzem i powiada, że Brzozowski „te dawniejsze swoje opinie sam oceniłby później z podobnie m oże dobrotliwym pobłażaniem, z jakim wyraża się o Feldmanie, albo nazwałby je z pasją polskim Oberammergau” (s. 35). Adamczewski stanowczo uprościł sprawę, ponieważ nawet w Płomieniach znajdujemy strony, jakie dałoby się do Filozofii rom antyzm u polskiego w łączyć, a i sama książeczka nie jest tak „bałamutna”, jak pochopnie ją zowie. Co innego, że uwzględnienie jej zmusiłoby do rozbicia zb yt prostej konstrukcji pojęcia romantyzmu, jaką u Brzozowskiego w y czy tu je.
Tym m n iejszy nacisk kładę n a próbę zastą p ie n ia rozw iązań filozoficz
nych rozw iązaniam i uczuciow ym i. J a k w iem y, je st n ią powieść P łom ienie.
Znów jeśli idzie o czas pow stania, pró b a t a jest stosunkow o późna,, jeśli n a to m ia st ro zpatry w ać ją jak o szczebel ew olucji m yślow ej, to P ło
m ienie są bardzo wczesne, są w p ro st cofnięciem się przed stanow isko z aj
m ow ane w książce o N ietzschem i przed F ilozofię ro m a n ty zm u polskiego.
Stąd n a jp ie rw p arę słów o Płom ieniach.
Pow ieściow a form a w p ły w a znacznie n a t o n poglądów Brzozowskiego, n a ich, żeby się ta k w yrazić, uczuciow e „rozdęcie” , zawsze jed n ak dadzą się one połączyć ze znanym i dotąd w ątkam i. O dnajd ujem y w Płom ieniach pogłębienie pojęcia sto su n ku m yśli do życia ludzkości jako odbicia w a
runków p racy i jego życia, a n ie czegoś p on ad ży cio w eg o 21. Do spraw y tej p isarz szereg ra z y n a w ra ca w ciągu d y sk u sji sw ych bohaterów . R ó w nie uporczyw ie p otrąca o spraw ę odpow iedzialności dziejow ej, o to, że św iat je st zawsze naszym sw obodnym tw o rem 22, za którego w in y my, ludzie, a nie jakieś obce moce, jesteśm y odpow iedzialni. Lecz sam a sp raw a połą
czenia ty ch przek o n ań z k o n k retn y m życiem robotniczym zupełnie w isi w pow ietrzu. B oh aterzy powieści są garstką, w alczącą w im ię swoich ide
a łó w ,d a le k ą od tego życia, g a rstk ą rozgadaną, nieu stępliw ą, w łaściw ie ży
jącą tylko w św iecie m yśli i w iar. Brzozowski m a dla n ich w yraźn y po
dziw, co n ie przeszkadza w ra ż en iu czytelnika, że n a w e t tu ta j, kiedy usi
łow ał w pow ieściow ej form ie zbliżyć się do rzeczyw istości, w ysiłki te nie udały się, sp raw a rozw iązana n ie została. B rzozow ski i tu ta j pozostał so
b ą: człow iekiem m yślenia filozoficznego, szukającym po to w yłącznie ziem i, by ty m wyżej od niej się odbić.
W spółczesna k r y ty k a literacka w Polsce stoi n a pograniczu m iędzy fi
lozoficzną stro n ą zag ad n ien ia czynu a kw estią w yzw olenia przedstaw icieli czynu, tj. pracy. Z n ajd ujem y już w niej n azw isko Sorela, raz jeden ty l
ko 23, i stąd przy ocenie ow ego w yzw olenia, zw łaszcza sto sun ku sztuki do pracy, n ależy być ostrożnym . B ardzo bow iem możliwe, że przykazania, jak ie daje Brzozow ski k ry ty c e 24, p ow staw ały ju ż przy udziale m yśli So
rela. P rz y k az a n ia te są zaś głów ną pró b ą w ejścia w rzeczyw isty św iat pracy. P rzeciw tem u przypuszczeniu przem aw ia fak t, że Brzozowski, b a r
dzo lojalnie w pew nych częściach swej książki pow ołując się n a P rou d ho- n a czy M ichajłow skiego, n ie pow ołuje się w dany m m iejscu n a Sorela.
Z n ając jego m etody pisarskie, tru d n o przypuścić, by rozm yślnie ukryw ał:
źródło sw ych poglądów .
21 Płomienie, t. 1, s. 215—216.
22 Ibidem, zw łaszcza t. 2, s. 63.
23 Współczesna k ry tyk a literacka w Polsce, s. 18.
24 Ibidem, s. 73—76.
W każdym razie ów w ątek drugi, ko n k retny , w y stępu je w W spółcze
sn e j k ryty ce jasno:
Działalność umysłowa, nie oddziałująca w żaden z tych sposobów [udo
skonalenie narzędzi pracy, przetworzenie warunków społecznych] na pracę, nie ma żadnego znaczenia dla postępu lu d zk ości25.
O ile nie u znam y podobnego poglądu za w p ły w Sorela, rzucającego grom y n a o d erw anych od p racy in telektu alistów , m ieć będziem y jed n ą w ięcej an ty cy p ację jego m yśli. Tylko znajom ość dokładniejsza czasu pow
sta n ia poszczególnych rozdziałów W spółczesnej k r y ty k i oraz n ie w ydanej i nieznanej korespondencji Brzozow skiego m ogłaby rzucić n a to decydu
jące światło.
W ątek pierw szy przeprow adza Brzozowski w zastosow aniu do k ry ty k i, b u du jąc rozległe jej podstaw y. Że jest to jego bezsporną, ale pogłębioną m yślow o w łasnością, nie ulega w ątpliw ości:
To, co ludzkość uważa za rzeczywistość, jest zawsze albo zadaniem po
stawionym jej przez życie, albo usiłowaniem rozwiązania go i dopełnienia;
albo w ezw aniem do twórczości, albo twórczością sam ą [...]. Nigdy i nigdzie m yśl ludzka nie styka się z niczym, co nie byłoby czynem jej, bądź rzeczy
w istym i spełnionym, bądź możliwym. Nic nie przedstawia się nam w form ie nagiego, niezmiennego bytu. Wszędzie i zawsze mamy do czynienia z dzia
łaniem własnym, pracą. Na tym opiera sama m ożliwość filozofii krytycznej.
Krytyka jest sądem. Sądzić można tylko to, co jest w naszej mocy, co m oże być przez nas zmienione, pokierowane w ten lub inny sposób 26.
W spółczesna k r y ty k a łiteracka w Polsce m a c h a ra k te r polem iczny, przeto też nie rozw odzi się w niej Brzozowski szerzej n a d ogólną w a rto ścią zagadnienia swobodnej tw órczości człow ieka. Idąc za doskonałą fo r
m u łą Irzykow skiego, określającego filozofię Brzozow skiego jako m onizm p racy — przy czym płaszczyzna zetknięcia się człow ieka z św iatem p rzed sta w ia się jako sw oboda od jego strony, p raca od stro n y żyw iołu 27 — po
w iedzieć możemy, iż w W spółczesnej k ry ty c e odn ajdu jem y głów nie stro n ę drugą, stro n ę pracy, obow iązku i odpow iedzialności. Za to w książce o N ietzschem 28 głów ny ak cen t p ada n a stro n ę pierw szą, n a swobodę czło
w ieka. Dodać należy, że jest to jeden z najw ym ow niejszych i n a jp ię k n ie j
szych akcentów , n a jak ie kiedykolw iek zdobył się n aw et ta k w ielki s ty lis ta ja k Brzozowski.
K onsekw encje, k tó re z filozofii N ietzschego w ysnuw a Brzozowski, są
25 Ibidem, s. 74.
26 Ibidem, s. 4—5.
27 K. I r z y k o w s k i , Czyn i słowo. Lwów 1913, s. 280.
28 Zagadnienie stosunku Brzozowskiego do Nietzschego opracowałem w na
pisanym w r. 1935 studium Stanisława Brzozowskiego dyskusja o Fryderyku N ie t
zschem. Przedruk w: Modernizm polski. Wyd. 2. Kraków 1968, s. 392—431.
niezm iernie dalekie od w ulgarnego uznania tej filozofii za upraw nienie m oralności siły, m oralności panów przeciw staw ianej m oralności niew ol
ników. Brzozowski z w sp aniałą przenikliw ością w ykazuje, iż ta kw estia, to uw ielbienie siły, w yniosłe szyderstw o1 ze słabości, jest w yłącznie f o r m ą , a nie i s t o t ą m yślenia Nietzschego.
Trzeba było je w yzw alać w sobie potężnym szyderstwem, m yślą krytyczną i przenikliwą niszczyć w ładzę złudzeń i tak w yzw alać jeden po drugim te okruchy, elem enty podeptanego człowieczeństwa, one zaś w yzw olone oddzielały się od reszty żywego, męczącego się człowieka, w znosiły się ponad niego pro
m ieniejące, wyolbrzymione. I to był styl Nietzschego, jego d r o g a prowadząca go do obcowania z wyzw olonym życiem. Czy widzicie, jak śm iesznym i są ci, którzy z tej drogi, tej f o r m y , czynią treść, którzy czynią z Nietzschego tylko twórcę nowej m itologii o nadczłowieku, czciciela brutalnej siły, bezsilnego buntu 29.
Co było tre śc ią w yzw alaną? W olna, p ełnią isto ty ludzkiej dokonyw a
n a twórczość, człowiek, z którego „źródło i kres, koniec i początek, p rzy czyna i w ą te k n ie dokonanych, bezim iennych dzieł” 30.
Jesteśm y b ardzo daleko od konkretnego życia społecznego! Jak ąż w y
m ow ę m ają te „nie dokonane, bezim ienne dzieła” , któ re w ystarczyły Brzozowskiem u, oszołom ionem u niezw ykłym i m ożliw ościam i sw ych m y
śli, w ystarczyć jed n a k n ie m ogły n a długo. W danej chw ili Brzozowski jed n a k nie szuka in n ych rozw iązań. Te m u w y starczają, p o ry w ają go tak za sobą, że zn ajd u je n a ich w yrażenie słow a dopraw dy poryw ające:
Dotychczas człow iekow i stawiano zagadnienia; dzisiaj on sam je sobie stawia. Kto staw iał przedtem? Też człowiek — w ięc pewna część duszy innym:
anima rationalis tym innym, „pośledniejszym ”, ciemnym, współziemnym , w spół- leśnym, ziem ią jeszcze, ale i morzem, w którym kąpią się gwiazdy, pachnącym dziedzinom duszy. Dzisiaj to w szystko rozbudziło się, królewskie, nieokiełznane:
nie zna oka rządzącego nad sobą, samo jest okiem. Ocknęło się wszystko, co taneczne, gwieździste, wszystko, co ma w sobie mroczne głębie morskie i szum lasów. Wszystko to huczy i burzy się, zestraja w nowy akord: wolność czło
wieka, królestwo człowieka, samowładza człow ieka 31.
N a podobny to n n a stro jo n a jest Filozofia ro m a n ty zm u polskiego. Z tą jed n a k różnicą, że stro n y jej p rzep aja m istyczny w p ro st duch pisarza, każący m u rzucać n a p a p ie r historiozoficzne sk ró ty dziejów G recji, R zy
m u, Kościoła, Żydostw a, każący m u zarazem z podziw em pisać o Jak u b ie Böhm ern i Tow iańskim 32. Sam zaś problem czynu i sw obody m a tu ta j za
29 Fryderyk Nietzsche, s. 77.
30 Ibidem, s. 19.
31 Ibidem, s. 38.
32 Filozofia rom an tyzm u polskiego, s. 31—35. Dalsze kolejne odwołania do tej pozycji — bezpośrednio w tekście.
barw ien ie bardziej m oralistyczne niż w książce o N ietzschem . Tam B rzo
zowski u p ajał się głównie m ożliw ościam i sw ych poglądów, tera z zajm ie go k w estia stosunku człow ieka do ty ch nieograniczonych możliwości. W idzi w yraźnie, że sw oboda człowieka, o ile n ią m a być nap raw d ę, n a k ła d a obo
w iązki w p ro st proporcjonalne do jej zakresu. K ażdy czyn, każde słow o m usi być w yrazem tej swobody — i stąd Brzozowskiego podziw dla T o- w iańskiego, k tó ry n ak azyw ał każdy uczynek „przepierać przez ciało” , czyli, jak in te rp re tu je to Brzozowski, działać w każdej chwili całą p e łn ią ducha i ciała.
Towiański m ówił [...], że wszystkie czyny i w ysiłki realizacji nie oparte na prawdzie są przeciw prawdzie, są w ięc błędami, są w najlepszym razie p isa
niem na piasku. Uczył dalej, że tylko czystość wewnętrzna, tylko zrealizow a
nie prawdy w sobie, może doprowadzić do poznania prawdy, [s. 33]
K w estię czynu ro zp a tru je Brzozowski zestaw iając jej ro zw iązan ia w rom antyzm ie polskim i w ielkiej filozofii niem ieckiej. Zdaniem jego, tu i tam „idzie w istocie rzeczy o jed n o i to sam o: o swobodę, o w yzw o lenie człow ieka” . O pokazanie, że całe dzieje, w szelkie religie, urządzen ia są jed n ak dziełem człowieka, a nie czymś ponadludzkim , w ażnym niezależnie od jego woli. „Filozofia niem iecka dąży do p o z n a n i a s w o b o d y ” (s. 55). Do zrozum ienia sam ow ładzy człowieka. Lecz czynu, sw obody poz
nać nie m ożna: m ożna n ią tylko być. M ożna ty lk o w prow adzać ją w czyn, inaczej bow iem opow iadanie o n iesk ręp o w an iu i wolności człow ieka je s t p u stą reto ry k ą. Tego an i K ant, ani Hegel, ani M arks nie dokonali. Cof
nęli się w ostatniej chwili. Tam gdzie należało rzec: człow iek je s t sam tw órcą wszystkiego, oni w ostatecznym w y n ik u op arli tę swobodę n a p rze
słankach pozaludzkich. Pierw szy n a kategorycznym im peratyw ie, drugi n a „pow szechnym rozum ie”, trzeci n a rozw oju w aru n k ó w ekonom icznych (s. 56). Ani jed en z nich nie oparł jej n a sam ym człowieku, n a „pełn y m i całkow itym w yzw oleniu rzeczyw istego człow ieka” . N aw et F e u e rb a c h i M arks, którzy zrozum ieli, że idea swobody nie w ystarcza, że „niezbęd ną jest swoboda rzeczyw ista” (s. 60), w końcu ugrzęźli n a tym sam ym e ta pie co ich w ielcy poprzednicy.
N iebezpieczeństw a te zdołał w ym inąć ro m an tyzm polski. Cieszkow skiego przeciw staw ienie „m yśli-poznaniu — czynu-spełnienia” (s. 61) je st jed y n y m rozw iązaniem . M ickiewicza odw ołanie się do czynu, m isty k a T o- w iańskiego — oto droga rozw iązania. Lecz nie ślepe pójście ich torem , a le odnalezienie w śród w łasnych w aru n k ó w i zagadnień drogi, k tó ra b y łab y ty m sam ym w cieleniem swobody w życiu (s. 62), ale dokonyw anym w śród now ych, nam tylko dostępnych, jed y n ych i n iep ow tarzaln ych w ięcej w a runków .
P rzy całym historiozoficznym i n a wpół mistj^cznym aparacie, jak i n a poparcie swej w ia ry w p raw ia Brzozowski w ruch, jedno dążenie pozostaje
niezm ienne, to samo, co obserw ow aliśm y w pierw szych już jego wypo
wiedziach. J e st nim żywe n astaw ien ie etyczne pisarza, dla którego po
jęcie sw obody ludzkiej, czynu jest stałą potrzebą m oralną, szczegółowe zaś uzasad n ien ia są m niej lub więcej u danym i przybudów kam i do głów
nego gm achu w iary. D rugim dążeniem , k tó re rów nie w yraźnie m anife
stu je się w dotychczasow ej działalności m yślow ej Brzozowskiego, je st to, iż czyn m a u niego stałe filozoficzne i m etafizyczne zabarw ienie, którego przeprow adzenie u d aje się pisarzow i dużo lepiej niż połączenie filozofii czynu z życiem rzeczyw istym .
N a ta k przygotow any g ru n t pada zaznajom ienie się z Sorelem . T en
dencje duchow e Brzozowskiego są już określone całkiem w y raźnie; dąży on poza nim i do uzasad n ien ia p rzekonania o prym acie czynu, lecz w dą
żeniu ty m zauw ażam y b rak łącznika m iędzy realn y m życiem a pogląda
m i pisarza. B rak te n nie byłby ta k groźny, gdyby nie to, że w łaśnie jego poglądy każą stale odw oływ ać się do życia, jego k on kretny ch zadań, uznają to codzienne życie za w artość najw yższą, za jedynie dostępny nam te re n w cielan ia m arzonej swobody człowieka. Brzozowski, ta k w spaniale i przenik liw ie piszący o klątw ie „bezdziejow ości” , sam w pew nej m ierze w yd aje się być tą k lątw ą obciążony.
Zagadnienie pracownika w ujęciu Sorela
P rz y p atrzm y się z kolei ty m rozw iązaniom zagadnienia czynu i pracy, jakie u S orela o d najd u je Brzozowski. Sorel nie m a tego, co Brzozowski, pędu do filozofow ania, nig d y p raw ie nie dochodzi on do p atetycznych zdań o sam ow ładzy, swobodzie człow ieka itd. Próżno szukalibyśm y w pis
m ach jego stro n podobnych tym , jakie cytow ać się m usiało z pism Brzo
zowskiego. Sorel całym sposobem pisania tk w i w konkretnym , francuskim życiu. Z apoznanie się z M arksem doprow adziło go do przekonania, że chcąc rozum ow ać o rew olucji społecznej, o czynnej postaw ie w życiu zbio
row ym , należy zawsze odw oływ ać się do w aru n k ó w rzeczyw istych okresu i narodu, któreg o przyszłość p ragniem y zbadać. W nioskowi tem u w całej, swej działalności pisarskiej pozostaje 'Sorel w ierny.
N ajlepiej fo rm u łu je go stu d ium Y -a -t-il de l’utopie dans le m a rx is
m e? 33 W ygląda to sform ułow anie n astęp ująco :
Jako utopistów powinniśm y traktować tych wszystkich reformatorów, którzy nie potrafią wytłum aczyć swych projektów w zaczepieniu o obserwację m echanizm u społecznego. Marks sądził, że rewolucja wyniknie z rozwoju m e
chanizm u [społecznego] na podstawie podwójnego ruchu: proletaryzacji pra
33 „Revue de M étaphysique et de Morale” 1899, s. 152—175. Odwołując się do publikowanych w tym roczniku pisma artykułów Sorela używać będziemy skró
tu: RMM.