MÂRIA ZŁOTORZYCKA
Z pamiętnika Zbigniew a Chądzyńskiego
Poniżej przytoczone uryw ki z pam iętnika Zbigniew a C h ą d z y ń s k i e g o (Ludwika Białego) pochodzą ze zbiorów rappersw ilskich dziś już zniszczonych w skutek działań w ojennych *. Zbigniew Chądzyński, kom isarz rządow y w ojew ództw a płoc kiego w pow staniu 1863/64 r., jeden z radykalnych dem okratów ow ej epoki, go rący zw olennik uw łaszczenia chłopów bez wykupu, urodził się w Płocku z ojca Jana i m atki Balbiny z M yśliborskich. Początkowo uczęszczał do szkół w Sandomierzu, n a stępnie do gim nazjum w Płocku. Od r. 1856 do końca 1859 przebyw ał u w uja swego Tym oteusza M yśliborskiego, we wsi Trutow o w pow iecie lipnowskim na praktyce rol nej, gdzie m iał możność zetknięcia się z ludem i jego niedolą. W r. 1860 w szedł na apli k ac ję do Sądu K rym inalnego w W arszaw ie, w tym samym roku znalazł się w Sądzie Poprawczym w Piotrkow ie. W r. 1861 przeniósł się do Sądu Poprawczego W ydziału II w W arszaw ie i tu zapoznał się z O skarem A w ejdą, praw nikiem , członkiem Centralnego K om itetu N arodow ego z r. 1862. Po otw orzeniu w Szkole G łów nej w r. 1862 wydziału praw nego, z kilku kolegam i sądowym i w stąpił n a tenże w ydział jako w olny słuchacz. W połow ie r. 1862 przyjął obow iązki okręgow ego IV cyitkułu w organizacji m iejskiej, do któ rej należał od chwili przybycia swego do W arszaw y.
Już uprzednio w Piotrkow ie w r. 1860 w m iesiącu slierpniu z Józefem Grzybińskim, urzędnikiem poczty, Franciszkiem Golczem, W ładysław em Turchettim , urzędnikiem są dowym, Zagórskim, naczelnikiem stacji kol. żel., i Nowickim, pracow iiikiem .telegrafu, oraz W rońskim z biura inżynieryjnego, zaw iązał pierw sze kółko tajne, m ające swe filie w Łęczycy, Zgierzu, Łodzi, Radomsku, Częstochow ie i W ieluniu. Kółko to znosiło się z O rganizacją W arszaw ską za pośrednictw em Tom asza W innickiego z poczty, członka W ydziału Spraw W ew nętrznych K om itetu C entralnego N arodow ego, tudzież W itolda M arczewskiego, inżyniera n a kolei w arszaw sko-w iedeńskiej, członka Kom itetu M iej skiego z r. 1861 a później C entralnego N arodow ego.
Po przybyciu do W arszaw y Chądzyński zaw iązał stosunki z urzędnikam i sądowym i — asesorem Skowrońskim , protokolistą Szarewiczem i innymi, którzy asystow ali z urzędu przy śledztw ach w cytadeli w arszaw skiej. W ciągnął ich do organizacji narodow ej i o d b ierał od nich codzienne tłum aczenia się oskarżonych, zeznania św iadków, donosy po licji i to kom unikow ał W innickiem u, k tó ry działał dalej stosow nie do tego, co otrzy m yw ał. Po aresztow aniu W innickiego Chądzyński pozostaw ał w bezpośrednim k o n ta k cie z Bronisław em Szwarcem.
1 Rps n r 1829 Zbiorów Raperswilskich, w edług K atalogu opracow anego przez A. L e w a k a i H. W i ę c k o w s k ą (t. II, W arszaw a 1938) zaw ierał kopię W spom nień pow stańca z lat 1861, 1862
i 1863, pióra Z. C h ą d z y ń s k i e g o , liczącą stro n 208, ponadto zaś kilkanaście dokum entów odno
szących się do osoby autora. Rękopis ten pochodzi! ze zbiorów A rtura W o ł y ń s k i e g o . Bibliografia pam iętników M a l i s z e w s k i e g o (nr 4544) stwierdza", że inny odpis tegoż pam iętnika znajdow ał się w Bibliotece Polskiej w Paryżu. Nie m iałam jed n ak możności po w ojnie uzyskania sta m tą d odpisu całości tego dokum entu.
26 sierpnia 1862 r., w dzień pow ieszenia Rylla i Rzońcy, zostal aresztow any w m ie szkaniu nad kaw iarnią ..Józi" przy ul. D ługiej wraz. z Feliksem B aurytterem , ale po mie siącu w skutek sta ra ń rodziny B auryttera, któ ra opłaciła g enerała Rozw adow skiego, pro wadzącego śledztwo w C ytadeli, został zwolniony. W pierw szych dniach stycznia 1863 r. Chądzyński wziął dym isję od władz sądow ych i udał się do pow stania w Płoc kie, gdzie był kom isarzem Rządu N arodow ego. Odznaczył się tam w iernością ideolo gii radykalnej C entralnego K om itetu N arodow ego w spraw ie w łościańskiej i p atrio ty z mem. Podtrzym yw ał częstokroć w ahającego się Zygm unta Padlewskiego. Zarzucano mu stosow anie terrorystycznych m etod postępow ania, np. przy w ydaw aniu w yroków śm ierci na opornych wobec pow stania w łaścicieli ziemskich, co — ja k w y n ik a z przytoczonych poniżej fragm entów — było rzeczą konieczną.
O jciec jego, Ja n Nepomucen, był również praw nikiem w Płocku i Sandom ierzu, ale na skutek prześladow ań ze strony biskupa płockiego Paw łow skiego m usiał sądow nic tw o opuścić. O siadł w W arszaw ie i zajął się pracą literacką. W ydał „W spom nienia san- dom ierskie", „O pisy historyczno-statystyczne m iast starożytnych ziemi sandom ierskiej". W r. 1860/62 pisyw ał broszury i odezwy, któ re zw ykle drukow ano lub litografow ano w Łodzi. W kw ietniu 1861 r. był aresztow any i w ięziony przez rok w M odlinie. W 1863 r. wziął udział w partyzantce w Sandom ierskiem . Zmarł w r. 1868 i pochow any został na Powązkach.
Zbigniew C hądzyński po upadku pow stania znalazł się n a em igracji; żył jeszcze w r. 1888.
Zamieszczone poniżej trzy fragm enty „Pam iętnika" publikuję n a podstaw ie odpisów sporządzonych przed w ojną w Bibliotece Rappersw ilskiej. U zupełnienia brak u jący ch słów w naw iasach kw adratow ych.
I
Klęski i nieszczęścia jednego pokolenia s ą dia następnych p rzestrogą i nau k ą —
4 (M. W iszniew ski)
Na złodziejów a rozbójników surow e praw o być winne, ale na zdrajców ojczyzny bez litości i m i łosierdzia —
(Beniam in Constant)
W ieść o m anifestacji gorętszej i w ięcej m yślącej młodzieży w arszaw skiej przy po grzebie jenerałow ej Sow ińskiej (dnia 20 czerw ca 1860 r.) tego sam ego dnia dostała się do Piotrkowa. Młodzież przyjezdna udzielała jej w szeptanej praw ie na ucho pogadance miejscow ej młodzieży, w parę godzin całe m iasto już o tym w iedziało i półgłosem , lecz z zapałem rozmawiało o różnych najdrobniejszych szczegółach tego najpierw szego obja wu ducha narodow ego po tak długim cierpieniu, krew polska silniej zaw rzała, jak aś n a
dzieja, nieokreślona, nie dająca się w ypow iedzieć „jakoś to będzie" w stąpiła do serca w szystkich w tę chwilę. O gólne i jednozgodne objawiło się w rozm ow ach poufnych przeczucie, że coś będzie jutro, pojutrze, że być musi, coś nam Pan Bóg zdarzy, bo już dłużej tak ja k jest być nie może i nie podobna.
Przeczucie to później po w iadom ym w ykadzeniu te atru n a przyjęcie cara 2, a głów nie po 25 i 27 lutego w W a rsz a w ie 3, zam ieniło się w stałe i niezachw iane w niczym przekonanie, dające się wyrazlić tym i słowami: będzie lepiej, bo być musi.
* W W arszawie, w październiku 1860 r. » 1861 r.
82 MARIA ZŁOTORZYCKA
Już tego sam ego w ieczoru w w ielu k ółkach domowych, nie w iadom o skąd i z jakiego natchnienia, rodziły się rozmowy o możliwości i konieczności pow sta n ia jako jedynego lekarstw a n.a rządy niewoli, o naczelnikach przypuszczalnych
(o je n erałach M ierosław skim i W ysockim ), o przyszłym urządzeniu k ra ju itd., itd. W iadom ości o w ypadkach w arszaw skich (i m orderstw ach M oskali w pam iętnych dniach 25 i 27 lutego porów nać m ogę do podm uchu w iatru, który iskrę zam ienia w płomień.
Poniew aż głównym moim celem je st opow iedzenie szczere i sum ienne w rażeń z w ypadków moiich, których bądź świadkiem , bądź uczestnikiem pośrednim lub bez pośrednim byłem, w racam w ięc do ow ych w ypadków , innym, lepszym ode mnie zostaw iając w ydanie sądu i zdanie o nich, zresztą co do mnie i co do moich prze konań tyle pow iedzieć mogę, że „głos ludu dla mnie je st głosem Boga".
W dniu 3 m arca, nazajutrz po sław nym pogrzebie pięciu ofiar w W arszawie, przypadła galów ka, czyli carskie święto. W ten dzień, ja k wiadomo, urzędnicy i sluż- biści rządowi pow inni pod odpow iedzialnością osobistą być obecni na nab^żaństw ie za . zdrow ie cara, na które także pędzą młodzież szkolną z obow iązkiem odśpiew ania „Boże caria chráni". W czasie nabożeństw a wszedł do kościoła w Piotrkow ie młody człowiek nazw iskiem W ładysław L isto p a d 4 w racający z W arszaw y i na cały głos do zgrom adzonych odezw ał się: „Zbrodnia w W arszaw ie spełniona nie dozw ala nam modlić się za tyranem — młodzieży, wychodź natychm iast!"
Młodzież szkolna natychm iast tłum nie runęła precz z kościoła, a w ypadłszy na ulicę, w yrzucając w górę czapki, zaczęła w ołać: „niech żyje Polska"; w zapale, w nagrodę za dowód obyw atelskiej odwagi, bezprzykładnego rodzaju zaszczyt spo tk ał ow ego m łodzieńca — czam arkę i czapeczkę jego podarto w kawałki... na p a m iątkę! podobny zaszczyt w art czegoś przecież!
N aczelnik żandarm erii stracił głowę najzupełniej, ja k każdy carski stu p ajk a, przy w ykły do biernego posłuszeństw a, w podobnym położeniu, o jakim mu się naw et nigdy po pijanem u nie śniło. W ypadało mu i do czego miał niezm yśloną chrapkę n atychm iast aresztow ać ow ą młodzież, m usiał się jed n ak ugiąć mimo woli, mimo wiedzy, przed m oralną przew agą. O baw iał się drażliw ego zajścia z młodzieżą, roz gorączkow aną, gotow ą na w szystko, przy tym uważał, że siła m oskiew ska w Piotr kowie, ja k i w całym K rólestw ie, choć zbrojna, a słaba je st jeszcze przeciw bez bronnym . Uciekł się do dyplom acji za pośrednictw em bądź w pływ u [sic] [i] skłonił Listopada do udania pom ięszania zmysłów.
N a wzór straży obyw atelskiej w arszaw skiej 5 młodzież piotrkow ska urządziła rów nież u siebie straż podobną na podobnych zasadach. Straż owa dała sobie b ratnie słowo strzec osoby Listopada, jako brata, k tó ry pierw szy publicznie ze śm iałym słowem się odezwał, by go M oskale nie porw ali do więzienia. M oralna pow aga tej straży bezbronnej zapewniła, na czas pew ien bezpieczeństw o i w olność Listopadowi.
Jednym z obow iązków tej straży obyw atelskiej było pilne czuwanie nad tym, by agenci moskiewscy, korzy stając z chwili rozgorączkow ania narodu, szczególniej w m ia
stach, intrygam i w yw ołującym i niepotrzebne w yskoki nie kom prom itowali tak pięknego i wzniosłego ruchu narodow ego.
Był w tedy w Piotrkow ie niejak i Cywiński, b. oficer m oskiewski. U brany w czam arkę i konfederatkę, głośno i śmiało, naw et za głośno i za śmiało, niżby względy zdrow ego rozsądku w skazyw ały, odezw ał się z tym, iż lepiej od razu rozpocząć z M oskalam i w alkę ńa dobre niż modlić się po kościołach i daw ać im czas do nagrom adzenia w ojska. Straż
4 Później uczestnik pow stania 1863/4. Fotografia jego znajduje się w zbiorach Muzeum Wojska w W arszawie.
obyw atelska w Piotrkow ie aresztow ała go i oddała w ręce władzom moskiew skim . Nie wiem prawdziwie, ja k o tym zdarzeniu myśleć, czy Cyw iński był w innym prawdziwie, czy też zgrzeszył brakiem rozumu, m im owolnie mi jed n ak ira m yśl przychodzi b ajk a zna jom a o tym sądzie, skutkiem którego szczupaka skazano na... rzucenie do wody.
Jeżeli C yw iński był winnym, to można było w inny sposób z nim załatw ić się, choć by uspokoić, w edług w yrażenia K ilińskiego, zam iast oddania go pod sąd M oskali daw ać im broń duchow ą przeciw sobie. Zresztą C yw iński później został na dobre szpiegiem mo skiew skim i to jednym z zajadlejszych.
W tych czasach pom iędzy 25 i 27 lutego i 8 kw ietnia przybył do Piotrkow a jeden z członków Tow arzystw a Rolniczego w celu zbierania podpisów na adresie do cara po danym, zredagow anym głów nie przez tych, którzy w sw ej m ą d r e j g ł o w i e w kraju, mogącym mieć jeden cel tylko, m ianowicie zrzucenie jarzm a najeźdźców , w ynaleźli
dw a stronnictw a: białych i czerwonych.
O adresie owym, k tóry w całości przytaczam , również w im ;ę bezstronności, ja k ą chcę zachować, zdania swego nie śmiem w ydaw ać, niech słow a onego adresu same mówią za siebie. A dres ów brzmi: „W ypadki zaszłe w W arszaw ie, stan wzburzenia, umysłów, jaki je w yw ołał i jak i po nich nastąpił, głębokie uczucie boleści przejm ujące w szystkich, po woduje nas w im ieniu k raju zanieść do tronu W. C. M. niniejszą prośbę w nadziei, że szlachetne serce jego w ysłucha głosu nieszczęśliw ego narodu. W ypadki, od których opi su w strzym ujem y się, nie są w ybuchem społecznej nam iętności jak iejś pojedynczej w ar stw y narodu, są one jednom yślnym gorącym objawem tłum ionych uczuć i niezaspokojo nych potrzeb, długoletnie cierpienie narodu, od w ieków w łasnym i instytucjam i rządzące go się, pozbaw ienie go naw et w szelkiego .organu legalnego, za pom ocą którego by mógł bezpośrednio przem aw iać do ludu i objaw iać sw oje życzenia i potrzeby, postaw iły kraj w tvm. położeniu, że ofiarnie tylko może głos podnosić, dlatego też pośw ięca ofiary. W duszy każdego m ieszkańca tego k raju tleje silne poczucie odrębnej w śród rodziny lu dów europejskich narodow ości. Poczucia tego ani czas, ani w pływ rozlicznych w ypad ków zniszczyć ani osłabić nie zdoła. W szystko co je osłabia i nadw eręża, do głębi wstrząsa i niepokoi um ysły. W idzi kraj z boleścią, że gdy potrzeba ta nie została zaspo kojoną, pow stał stąd b rak zaufania nieodzow nego w stosunkach między rządzonymi a rządzącymi. Zaufanie to nie wróci, dopóki użycie gw ałtow nych, a bezskutecznych środ ków represyjnych nie ustanie. Kraj ten rów nający się niegdyś stopn'em cyw ilizacji z in nymi krajam i europejskim i nie przyjdzie do usunięcia sw ych m oralnych i m aterialnych zasobów tak długo, dopóki zasady płynące z ducha narodu, jego trad y cji i historii nie będą przeprow adzone w kościele, praw odaw stw ie, w w ychow aniu publicznym , zgoła w całym społecznym organizm ie. Życzenia tego k ra ju tym są gorętsze, że w rodzinie ludów europejskich on tylko jeden pozbaw iony je st tych koniecznych w arunków bytu, bez których żadna społeczność dojść nie może do przeznaczeń, dla których ją opatrzność do życia powołała. S kładając ten w yraz cierpień i gorących życzeń naszych u stóp tro nu, ufni w w spaniałom yślność m onarszą odw ołujem y się do głębokiego uczucia spraw ie dliwości W. C. M. W arszaw a, 27 lutego 1861. W ierni poddani".
Zaprawdę zbytkiem ja k iejś niezrozum ianej skrom ności czy też przesilenia dyplom a tycznego, chcącego okpić szczwanych wrogów, zgrzeszyli redaktorow ie owego adresu czy petycji, obaw iający się naw et w ym ów ienia w yrazu Polska. Dziw, że niew ielu zna lazło się takich, którzy odmówili położenia swego podpisu na owym adresie, czując całą jego jałowość, ubliżającą czci narodu, ogłaszającego jako zasadę sw ej społecznej w iary „wolność, braterstw o, rów noupraw nienie stanów i w yznań".
Miano za złe tym ludziom, gniew ano się naw et na nich, choć przebaczyć m usiano w imię znanej ich poczciwości i miłości spraw y ojczystej. N iedaleka przyszłość gorzkim dośw iadczeniem pokazała, że owa m niejszość grzesząca zbytkiem sum ienności w sprawie, gdy chodziło o całość, dobro i krew narodu, m iała słuszność w ielką.
84 MARIA ZŁOTORZYCKA
Podczas gdyśm y się stroili w czam arki, żupaniki, czapeczki z pawim i pióram i, gdy śm y się cieszyli bezbronną w ygraną, M oskwa tym czasem do W arszaw y ściągnęła 20 000 w ojska i w m ilczeniu groźnym czekała tylko sposobnej chwili, by się w yzw ierzyć na naród bezbronny.
O dpow iedź cara na adres pogardliw a, dozw alająca Polakom mówić po polsku i nazy w ać się Polakam i poddanym i cara, adres ów- nazw ała dziełem niespokojnej m niejszości. Przed 12.V II I4 doszła do Piotrkow a drukow ana odezw a w zyw ająca do uśw ięcenia uroczystego obchodu pam iątki unii K orony i Litwy, przypadającej w dniu 12.VIII. Celem przygotow ania, urządzenia i przeprow adzenia do skutku owego obchodu 5 m łodych lu dzi, a m ianowicie Józef Grzybińsiki, Zbigniew Chądzyński, F ranciszek G., W ładysław T.
i W .7, zaw iązali bratnie koło celem i postanow ili, by nie p rzestając w yłącznie na tym, jeżeli będzie można, pójść dalej i naprzód.
W iadom ość o zam ierzonej m anifestacji na dzień 12.VIII, z czym się zresztą nie bardzo ukryw ano, doszła do uszu g enerała W agnera, naczelnika wojennego· pow iatu piotrkow skiego. Przedsięw ziął on n atychm iast w łaściw e ludziom podobnym środki, by nie dopuścić ow ej m anifestacji. Z ran a 12.VIII w ydał od siebie odezwę, któ rą kazał ponalepiać na rogach ulic i ogłosić przez policję przy bębnie, grożącą surow ą odpow ie dzialnością i sądam i w ojennym i wszystkim , którzy by się pow ażyli brać udział w za mierzonej m anifestacji, a prócz tego osobne ogłoszenie, że każdy znajdujący się po godzinie 8 w ieczorem bez la tark i zaaresztow anym będzie.
Środki te przyczyniły się do nadania w iększego uroku całej uroczystości, nranow i- cie uroku niebezpieczeństw a. Od rana praw ie wszędzie w biurach, szkołach, rzem io słach praca u stała jako przy dniu świątecznym . Sklepy pozam ykano. K obiety na ten
jeden dzień zrzuciły żałobę, ustroiły się w suknie, w stążki jasn y ch kolorów , owym doborem i układem , gdzie razem m niej chodziło o gust, kokieterię lub modę, ja k raczej o m yśl już z daleka bijącą w oczy. Z rana przed południem odbyło się uroczyste nabo żeństw o w czasie [którego] odśpiew ano „Boże coś Polskę”, „Z dymem pożarów ". Po południu zebrano się pow tórnie w kościele ks. dom inikanów, odśpiew ano narodow e hym ny i stam tąd głów nym i ulicam i przechodząc um yślnie mimo m ieszkania generała W agnera, z przygotow anym i zaw czasu latarkam i, udaliśm y się do ogrodu publicznego blisko dw orca kolei żelaznej, będąc dość licznym, choć nie skupionym tłumem, gdzie w ięcej osób z m iasta m iało przybyć.
Zabaw iliśm y się w ogrodzie przechadzką i rozmową do godz. ósmej, z uderzeniem której zapaliw szy la tark i papierow e tłum cały, różnobarw ny, gw arny, ze światłem, w ręku, co rzeczyw iście spraw iło niezw ykły urok, z ogrodu tymi samymi uî'cam i ru szył do domu. G enerał W agner obsadził już w ojskiem przyległe ulice rynkowi, przez który koniecznie przechodzić nam w ypadało, m ając zam iar za nadejściem tłum u ludu otoczyć go zewsząd, zam knąć w szystkie w ejścia i [po] w yaresztow aniu pew nej liczby ludzi z w iększą inteligencją, energią lub wpływem , resztę pr?ez noc całą zatrzym ać pod gołym niebeijn.
Gdyśm y wchodzili n a rynek, W ag n er z balkonu- swego m ieszkania w rzeszczał do oficerów rozkazy jakieś, ...zapewne, by w ojskiem zam knąć w yjście z rynku.
N ie zw ażając na to w cale i nie zw racając na to uw agi tłum cały postępow ał n a przód, na czele praw ie szły trzy siostry rodzone, p anny XXX, ubrane jedna w białą, d ruga w błękitną, trzecia w am arantow ą suknię. O ficerowie, którzy praw ie w szyscy m ieli znajom ości w m ieście i gościnnie byli przyjm owani, nie uznali za stosow ne o k a zyw ać się bohateram i i zucham i względem płci słabej i pozornie w ykonyw ując rozkazy je n erała kom endę zm ienili w tak i sposób, że została się w olna luka, k tó rą przeszły
6 1861
w yżej w spom niane trzy siostry, a za nim i tłum cały, którego przejściu staw iać opór już za późno w ów czas było.
Po rozejściu sią do domów każdy sta ra ł się oświecić, ja k można, o kna sw oich m ie szkań w ychodzące да ulicę i tak się zrobiła niechcący zaim prow izow ana m anifestacja. W agner natychm iast kilku oficerów posadził na odwach, w nocy zaś kazał areszto wać kilku urzędników , których zresztą w dni kilka m usiał w ypuścić, nie mogąc im nic dowieść. Jeszcze z rana tego samego dn ia kazał uwięzić K urnatow skiego, kupca, za zam knięcie sklepu i kilku obyw ateli przybyłych z pow iatu. Je st [to] zw ykły wszystkim służkom carskim w łaściw y sposób [wykazania?] sw ej gorliw ości i działalności, gdy stracą głow ę i nie wiedzą, co robić.
Ta z pom yślnym skutkiem i pow odzeniem przedsięw zięta i w ykonana m anifestacja była dla naszego tylko co narodzonego kółka niby pew nego rodzaju zw ycięstw em , w praw dzie bardzo słabej i drobnej względem całego ogrom u spraw y narodow ej donio słości, zaw sze je d n ak zachęcającym do pójścia śmiało i z dobrą nadzieją naprzód.
J a k w yżej wspomniałem, było nas pięciu początkowo: Józef Grzybiński, urzędnik z poczty, W ładysław T., Franciszek G., Zbigniew Chądzyński [z] sądu, W. Z kolei uło żyliśm y w prędce ogólny program naszych działań w sposób n astępujący. Porozumieć się z ludźmi działającym i w W arszaw ie w celu jednom yślności, jednozgodności w po stępow aniu, jako też w zajem nej pom ocy w razie potrzeby, związać stosunki z sąsied nimi m iastam i i pow iatam i i tamże starać się zaw iązać odpow iednie kółka organizacyj ne, prowadzić w swoim zakresie propagandę w duchu narodow ym i rew olucyjnym , w re szcie starać się o zgrom adzenie funduszów, które by można w jakim danym nagłym razie użyć n a potrzeby narodow ej spraw y.
W celu pow iększenia kółka liczebnie i m oralnie przyjęliśm y dw óch ludzi nieposzla kow anej zacności i patriotyzm u, a swym stanow iskiem społecznym, stosunkam i i w pły wami m ogących oddać w ielkie usługi dobrej spraw ie, m ianow icie: Ob. Z... i N... Co się tyczy w ydobycia i zgrom adzenia funduszów, to kółko nasze radziło sobie za pomocą nabożeństw narodow ych, któreśm y urządzić się starali przy każdej m niej lub w ięcej ważnej rocznicy narodow ej. N abożeństw a te, choć liczne i często po sobie następujące, zawsze jednak nie m niej tłum nie i z rów nym zapałem uczęszczane były, każde takfe nabożeństw o pod pozorem jak iej kw esty dęjbroczynnej, składki na kościół, lub coś inne go, przynosiło nam do kilkudziesięciu rubli; abonow aliśm y zagraniczne dzienniki zaka zane w kraju; te za opłatą pew nej kw oty w ypożyczaliśm y do czytania, sprow adzaliśm y hurtow nie różne pisemka, broszurki, pieśni w duchu i treści narodow ej lub spraw y pol skiej się tyczące i te po znacznie w yższej zbyw aliśm y cenie. A nabyw ców chętnych nigdy nam nie brakło. Tym sposobem udało się nam zebrać do połow y listopada 5000 złp., co na Piotrków, zw ażyw szy na krótki przeciąg czasu, coś przecież znaczy — nie było tu z pew nością ani jednego grosza niechętnie danego.
Mimowolnie na myśl mi przychodzi: jakież to ogromne sum y przy porządnie, rozu mnie, a z zapałem i sum iennie prow adzonej organizacji w ydobyć by się dało w razie jak iej nagłej narodow ej potrzeby. Praw dziw y patrio ta polski nie rozumie, co to jest nie dać, nie rozumie naw et, co to je st czekać na w ezw an e innych, gdy widzi potrzeby O jczyzny — a co zaś dopiero mówić o w siach i dworach. N abożeństw a owe, na k tó rych, ma się rozumieć, zawsze śpiew ano narodow e hymn'y służące same przez się jako środek i narzędzie m anifestacji budzących i podtrzym ujących ducha — prócz tego do starczały nam środek do działań na przyszłość.
Zachęceni pierw szym powodzeniem zaczęliśm y działać śm ielej: w krótce po zaw iąza niu naszego kółka zaczęły się pojaw iać różne odezwy, pisem ka ulotne stosow ne do chwili obecnej, różnej formy i układu, drukow ane lub pisane, które się rozszerzało bądź rozlepiając na rogach ulic, na dom ach rządowych, na drzw iach kościelnych, czasem i w ew nątrz kościoła, bądź za pośrednictw em młodzieży.
86 MARIA ZŁOTORZYCKA
Treści tych odezw i pisem ek nie podobna ściślej określić, zawsze była w nich mowa o m iłości O jczyzny, narodow ości, o przeszłości naszej, o zbrodni dokona nej na naszym narodzie przez trzech [zaborców], w ogóle o liczeniu na w łasne siły itd., itd., w reszcie o konieczności pracy szęzerej, o braterstw ie, o wierności. Tajemniczność, z ja k ą p ojaw iały sią owe odezw y niby z nieba spadłe, dodaw ała im uroku.
Jed n ą z odezw w języku rosyjskim w yłącznie dla M oskali, dla żołnierzy po święconą, znaleziono przylepioną n a arm acie, żołnierze zaś m oskiew scy przechodzą cy przez m iasto n iejednokrotnie w racali do koszar z przylepioną im do pleców drukow aną lub pisaną k artką, w inę czego składano na'jwięcej na złego ducha.
Listy do jed n o stek różnych pisane stanow iły także niem ały w ydział naszej p ra cy. O sobistości podejrzane otrzym yw ały listy z szubienicą na czele, krótko, zwięźle w yrażające, co ich czeka, jeżeli w danym czasie nie zm ienią postępow ania. Osobom obojętnym dla spraw y przesyłano listy z w yrysow anym kotem m iauczącym i sto sow nie do tego, czego kto był w art.
M ając liczne stosunki i stosow nie postępując mogliśmy wiedzieć z łatw ością o najm niejszym naw et, głupim lub dw uznacznym słówku, o każdym niestosow nym postąpieniu niezgodnym z uczuciem godności i czci narodow ej, o każdym w ykroczeniu przeciw m oralności, uczciwości i czystości obyczajów. Nie zaniedbaliśm y takich okolicz ności, by tajem niczą drogą przesłać liścik z serdecznym i, a czasami gorzkim i słowami
praw dy.
N asz trybunalski gród P iotrków ujem nej, ale zasłużonej używ ał sław y pod w zglę dem... w ychylania kielichów. K ilkakrotnie uderzyliśm y w tę drażliw ą stronę w imię miłości w łasnej i godności narodow ej i nie było bez skutku w idocznego nasze ode zw anie się.
M im owolnie w yrobiło się przekonanie o istnieniu jakiejś tajem niczej władzy, w iedzą cej o w szystkim i w iedzącej w szystko, k tórą zaczęto szanow ać i obaw iać się zarazem ; z pow odu tej obaw y nie sta ra n o się jej bliżej śledzić, choć była ochota po temu. Sto pniowo kółko nasze naw iązało bliższe stosunki z W ieluniem , Radomskiem, Częstochową, Opocznem, Łęczycą, Zgierzem i w innych m iastach; m a się rozumieć, stosunki nam tylko wiadome.
W każdym z tych m iast pow stało m iejscow e narodow e kółko w odpow iedni m iejsco w ym potrzebom sposób zorganizow ane, które to kółka później Kom itet C entralny N aro dow y 8 zagarnął.
Bez instrukcji pisanych, posiekanych n a p aragrafy i uw agi kółka ow e z dziwną j e d n o m y ś l n o ś c i ą trzym ały się tego sam ego sposobu postępow ania ja k nasze. W e w ładzę żadną nie zabaw ialiśm y się, całą naszą w ładzą była czystość i św iętość do brej spraw y, któ rej służbie z całym zapałem i oddaniem pośw ięcaliśm y się, szczerość owej służby naszej, z której nie szukaliśm y oceny czczej chw ały i rozgłosu, w oląc bez pieczną tajem niczość, w reszcie uznanie ogółu, w śród którego pracowaliśm y, a k tó ry se r cem nasze dobre chęci zrozum iał i swoim uznaniem uśw ięcał.
W początkach p a ź d z ie rn ik a 9 pow stała now a organizacja złożona z o byw ateli i urzęd ników już z pew nym i pretensjam i do rządzenia i kierow ania ruchem przez innych roz budzonym i przygotow anym . O głoszono w krótce stan w ojenny i ow a organizacja p rzy cichła zupełnie, nie chcąc sw ych drogich osobistości na m arne bez użyteczności dla kraju skom prom itow aniem narażać.
N ajgłów niejszą jej czynnością było zabranie pod sw ą opiekę k ilkuset rubli zebranych na nabożeństw ie narodow ym przez nas przygotow anym i kierow anym i obstalow
anie-I
8
w
r. 1862. » 1861 r.za te pieniądze ram bogatych dla jakiegoś tam obrazu M atki B osk'ej, której, już nie wiem, bo ich tyle w ostatnich czasach nam nożyła schorow ana w yobraźnia naszych bigo tów, dew otów, nabożnisiów , świętoszków, arcykatolików i innych błaznujących z Bogiem i krzyżujących praw dy chrześcijańskie na pręgierzu głupoty.
Czy rzeczyw iście na tych k ilkuset rublach zarobiła co ja k a fabryka ram złoconych i obraz M atki Boskiej, czy też zachow ane zostały na czas przyszły niedokonany, na p rzyjęcie jakiego pułku żuaw ów niebieskich z korpusu A rchanioła M ichała, k tó ry bram ę duchow ą bez tru d u i krw i ni z naszej, ni wrogów strony, m ając nam odbić O jczyznę Sierotkę? N ie w iem również, ja k b y nazw ać podobne postąpienie... przez grzeczność nazw ę to dow odem — w b raku odpow iedn'ch słów czysto polskich —· arcysubtelnego sp ry tu dyplom atycznego. J a k nazw ać dyplom ację, dzięKi której dla dobra ludzkości i spokoju św iata jesteśm y na troje rozdarci, 'w ydziedziczeni ze w szystkich praw narodow ych i narodow ej w łasności; zostaw ieni spokojnem u sum ie niu tych panów spraw iających, gdy naród w oła o sta l i ołów, złote ram y do obrazów. Przy tej sposobności, choć z bólem serca, muszę nadm ienić, że i zakonnice domini- kanki najpobożniej przyw łaszczyły sobie pew ną kw otę do nas m ającą należeć; za pew ne z bojaźni, abyśm y jako niedośw iadczeni nie użyli tej sum y na jakie niebez pieczne, niechrześcijańskie cele. Rzecz tak się m ała: nie mogąc z ich kościoła z po wodu pew nych m iejscow ych okoliczności zabierać od razu z m iejsca pieniędzy zbie ranych w czasie nabożeństw i śpiewów, napisaliśm y do pirzełożonej list, że pod tym w arunkiem uczęszczać będziem y do ich kościoła, jeżeli pieniądze w dniach takich, w takim a takim celu w c z a s ie . nabożeństw a zebrać się m ające odda nam sum iennie. Przełożona listow nie przyrzekła. Przecież gdy stan w ojenny znów ogłoszono, gdyśm y się zgłosili do niej w tym celu, najpobożniej odpow iedzieć raczyła, że nie może i nie wolno jej tego zrobić.
Przy tej, jako też i przy w yżej w ym ienionej okoliczności, z goryczą w sercu prze konaliśm y się po raz pierw szy, o czym dotąd w ierzyć ani przypuszczać nie chcieli śmy, pod w pływ em młodej myśli ochrzczonej krw ią W arszaw y i nam iętnej w iary w św iętość naszej spraw y, jak i sm utny rozdział p anuje jeszcze w narodzie w pojm o waniu jednej i tej sam ej spraw y, jednych i tych sam ych obowiązków.
W m iesiącu...10 przśjeżdżał przez P iotrków szukając schronienia za granicą po swym niefortunnym nam iestnikow aniu jen erał Suchozanet. M iejscow e władze mo skiew skie, dom yślając się, że szanow nego satrap ę spotkać może to, na co zasłużył, w dniu jego przyjazdu otoczyli dworzec kolei wojskiem , żandarm am i i policją. Nic to im nie pomogło przecie. K upka m łodych ludzi pod przew odnictw em członka kółka Ob. W. poczęstow ała go za m iastem tym, co go w m ieście ominęło. Pow ybijano szy by w oknach kam ieniam i i sam S uchozanet pomimo całego swego jen eralstw a w głow ę dotkniętym został.
Je n erał W agner, jako m iejscow y naczelnik w ojenny, chcąc się pochw alić gorliw o ścią, działalnością i przem ysłem w służbie i zasłużyć sobie na order, postanow ił spra wę bądź co bądź w ykryć i ukarać, lecz się przekonał w prędce, że to również nie łatwo, ja k w ynaleźć kam ień, k tó ry trafił w czoło Suchozaneta. W agner przecież um iał poradzić sobie praw dziw ym przem ysłem moskiewskim. Rozkazał w ięc niejakiem u Kli
mowiczowi, b. podrew irow em u tabacznem u, a obecnie swem u tajnem u agentow i, aby pod zagrożeniem niełaski w innego mu dostairczył. Klimowicz niedługo się nam yśla
jąc urzędow nie zadenuncjow ał jako głów nego spraw cę F eliksa W olgem uta, syna pro fesora gimnazjum, młodego chłopca niezdolnego do podobnego rodzaju spraw ek. W a gner protokół w swoim biurze spisany, stosując się do now ych przepisów w ydanych
88 MARIA ZŁOTORZYCKA
przez W ielopolskiego, oddał sądow i popraw czem u w celu w yprow adzenia śledztw a i w ydania stosow nego w yroku.
Pan A leksander Chm ielewski, który za denuncjacje w roku 1846 jeszcze sw ych kolegów zesłanych na S ybir do kopalni dostał order i urząd sędziego prezydującego, w ziął się obcesem do tej spraw y i sam śledztw o prowadzić postanow ił, w nadziei otrzym ania jakiegoś urzędu. N a w stępie p rzyjął od Klimowicza przysięgę na rzetel ność jego zeznań, tym sposobem W olgem ut już przed śledztwem i przed w yrokiem na pół został potępiony.
O pinia publiczna oburzona tym nikczem nym postępkiem Chm ielew skiego za pod szeptem Kółka piotrkow skiego czynnie i jaw nie prześladow ać go zaczęła i okazyw ać mu zbyt jaw ne oznaki pogardy. Podw ładni urzędnicy zaprzestali względem niego n a j zw yklejszych form grzeczności, ja k ukłon np., znajom i om ijali go z daleka, chłopaki uliczni kilkakrotnie przyw itali go błotem i kam ieniam i.
Chm ielew ski się przeraził i p rzyjął urzędow nie now ą przysięgę od dwóch św iad ków, tj. Józefa Prybińskiego i M ichelisa, praw osław nego nadzorcy m agazynów w oj skow ych, zeznających, że podczas przejazdu S uchozaneta widzieli W olgem uta pracu jącego w biurze pocztowym.
W ypadł stąd konieczny wniosek, że jedna ze stron zeznających dopuściła się krzy w oprzysięstw a.
A ntoni Jasiński, podprokurator, w ychodząc z zasady, że św iadkow ie W olgem uta byli w w iększej liczbie, że zajm ow ali posady rządowe, uczynił do sądu w niosek 0 przyaresztow anie Klimowicza jako podejrzanego o krzyw oprzysięstw o. Sąd do tego w niosku przychylił się i Klimowicza do odpow iadania z w ięzienia w czasie śledztw a zakw alifikow ał. Chm ielewski, opóźniając z um ysłu redakcję tego postanow ienia, pozo staw ił Klimowiczowi czas do szukania opieki w ładz w ojskow ych, tj. M oskali, jako też rzeczyw iście pociągiem drogi żelaznej w raz z fam ilią w yjechał do Częstochowy, gdzie W agner za interesam i urzędow ania w tedy czasowo przebyw ał.
Jasiń sk i jako stróż praw a w ezw ał telegrafem w ładze kolei żelaznej o p rzyareszto w anie Klimowicza i dostarczenie go pod strażą sądowi, co w m ieście Radom sku usku tecznił zaw iadow ca stacji przy pom ocy burm istrza.
Je n erał W agner, zaw iadom iony o niebezpieczeństw ie grożącym jego agentow i, rów nież drogą telegraficzną zalecił ze swej strony naczelnikow i żandarm erii w Piotrko wie, by za pomocą siły w ojskow ej ochronił Klimowicza od postanow ienia sądu.
Młodzież dow iedziawszy się o owej depeszy W agnera, w liczbie dw ustu blisko, z podprokuratorem Jasińskim udała się na dworzec kolei, gdzie już znaleźli pluton piechoty i oficera żandarm skiego z' dwoma żandarm am i. Po przyjeździe Klimowicza piechota otoczywszy go wyszła na ulicę, m ając go tak przeprow adzić ku odwachowi, gdzie dla bezpieczeństw a m iał pozostawać.
Tłum młodzieży ze sw ej strony otoczył ja k b y żyw ym łańcuchem pluton piechoty 1 najm niejszej przykrości nie czyniąc sołdatom przypchali ich, że tak się w yrażę, aż do bram y w ięzienia krym inalnego, będącego po drodze ku odw achowi, przed samymi b ra mami którego Klimowicz znalazł się otoczony nie przez sołdatów m oskiew skich, a przez młodzież, któ ra nie baw iąc się Klimowicza w epchnęła za bram ę w ięzienną z ekspedycją z podpisem sędziego, na przyjęcie Klimowicza do w ięzienia przygotow aną już wcześnie, a w ręczoną jednocześnie Sobolew skiem u, dozorcy w ięzienia, który w yszedł na s p o tk a -’ nie Klimowicza; w ięc form alnie został aresztow any, bo nie brakło naw et asystencji siły zbrojnej, któ ra zresztą bardzo go nie broniła.
W kilka tygodni nam iestnik w raz z delikw entem ściągnął do W arszaw y 11. Klimo w icza zaraz po przyw iezieniu do W arszaw y kazał puścić wolno, Jasińskiem u zaś za gor
liwe pełnienie obow iązków dym isję udzielił. Jasińskiego od zesłania na S ybir na osie dlenie, co by go niechybnie spotkało, uw olnił swymi w pływ am i W ielopolski, pod k tó rego opiekę, dow iedziawszy się o grożącym mu aresztow aniu, przyjechaw szy do W ar szawy, udał się.
II
N iespodziew ane zjaw ienie się w W yszogrodzkiem zw iązkow ych w arszaw skich 12 za niepokoiło całą okoliczną ludność.
Szlachta chciała w idzieć w nich ludzi chroniących się przed poborem w ojskow ym , w łościanie z kolonistam i Niem cam i daw ali w iarę przez agentów M oskw y puszczonej pogłosce, jakoby szlachta sprow adziła w arszaw iaków celem ich w yrzucenia i w ym ordo wania. W w ielu wioskach, przez które przyszli pow stańcy przechodzili, w łościanie nie wiedząc, co to je st w szystko, przyjm ow ali ich z widoczną obaw ą i podejrzliw ością, noc przepędzali oni w lesie, dzienną tylko porą w racając na robotę do domów. Niemcy uzbroili się w cepy, widły, siekiery, grom adząc się w celu obrony w razie ich atak o w ania, o czym nikom u ani się śniło, w idać poczuw ali się do winy. Do w szystkich w ładz m oskiew skich w ysłali oni deputacje z prośbą o udzielenie im pomocy.
N aczelnicy i przyw ódcy zw iązkow ych i organizacji m iejscow ej pom iędzy sobą byli w nieporozum ieniu. Edward Rolski, kom isarz K o m ite tu 13, zalecał obozowanie w lesie i przysposobienie broni, Grotus, w łaściciel wsi Janow o, naczelnik pow iatu u , poroz- syłał po kilku ludzi do w łaścicieli ziem skich z poleceniem żyw ienia ich i k w aterow a nia. N iektórzy sprzeciw iając się tem u rozporządzeń u o niczym ani wiedzieć, ani sły szeć nie chcieli, stąd sw ary, kłótnie, nieporozum ienia coraz w iększe w zrastały.
Dowódca tw ierdzy Modlin, na rozkaz odebrany z W arszaw y, w ypraw ił silny od dział n a rekonesans, k ilkunastu zw iązkow ych zostających n a k w aterach przez G rotusa w yznaczonych było schw ytanych, stąd narzekania, Skargi pow iększyły się.
N areszcie w nocy z dnia 20 na 21 stycznia doręczono G rotusow i rozkaz zapow iada jący pow stanie na noc z dnia 22 na 23 tegoż m iesiąca — R ogalińskiem u 15 zaś polecono bezzwłocznie z w arszaw iakam i zbliżenie się pod Płock.
G rotus na dom aganie się szlachty zw iązkowej 16 w ypraw ił do naczelnika w o jen n e g o ' w ojew ództw a 17 deputację z prośbą odłożenia pow stania do wiosny. Rogaliński zaś, ścią gnąwszy rozkw aterow anych ludzi w liczbie 98, uzbroił ich, w co mógł naprędce, i to nie wsziysťkich, i udał się z nim i we w skazanym kierunku.
W Płocku w dniu 21 uczniow ie gimnazjum w liczbie około 30 lub w ięcej, idąc za pierwszym popędem (na nieszczęście nikt się taki nie znalazł, co by ich w strzym ał), n a
śladując W arszaw ę, w yszli z m iasta i uzbroiw szy się w kilka strzelb w łóczyli się w od ległości półtorej mili. M oskale praw ie w szystkich w ychw ytali i jednych do w ojska zesłali, innych długi czas w w ięzieniu trzym ali.
Tegoż dnia, to jest 21 stycznia, przewożono z pow iatu lipnow skiego kilka osób tamże
із Młodzież opuściła W arszaw ę na skutek dokonania branki przez W ielopolskiego, co m iało m iejsce w dniu 14/15 stycznia 1863 r. Jednak ju ż przed tym dniem na wiadomość o możliwości branki młodzież wychodziła do lasów. ✓
із C entralnego Komitetu Narodowego.
« Jeszcze przed wybuchem pow stania zostali w yznaczeni naczelnicy cywilni przew ażnie spośród szlachty, a to wskutek zaprow adzenia w całym kraju organizacji narodow ej, w której (szczególnie w adm inistracji prow incjonalnej) m iały przew agę elementy szlacheckie, w prow adzone do niej przez Oskara Awejdę.
15 A leksander Rogaliński, dowódca oddziału powstańczego. 16 Tj. tej szlachty, która należała do organizacji narodowej. 17 Zygm unta Padlewskiego.
90 MARIA ZŁOTORZYCKA
przez Drozdowa, naczelnika żandarm erii, schw ytanych. O rganizacja m iejscow a Płocka postanow iła tych w ięźniów odebrać.
W yznaczeni do tego zw iązkow i da'li kilka stirzałów przy rogatce, więźniom nie po mogli, a napadow i n a drugą noc nastąpić m ającem u odjęli całą siłę, tj. nieprzygotow a nie się wroga.
K orzystając z tej przestrogi generał Semeka, naczelnik w ojenny m oskiew ski, -roze słał liczne i gęste patrole po m ieście i za miastem, m ieszkańcom zabronił w ychodzenia z domów po godz. 9-ej wieczór.
W dniu 22 stycznia w ypraw iono z Płocka silne oddziały w różne okolice miasta, ja k za W isłę, k u Górze itp.
Dowódcą tego ostatniego był pułkow nik K ozlaninow. On to w ychw ytał studentów płockich w łóczących się koło m iasta. S potkał s 'ę z Rogalińskim, k tó ry w łaśnie z w ar szaw iakam i pod Płock zdążał. Byli to bracia i synow ie pom ordow anych w dniach 27 lu tego i 8 kw ietnia ls. O dw rotu dla nich nie było, z takim i w ięc trzeba było zw yciężyć albo zginąć.
Rogaliński, w alcząc z niedogodnej pozycji, w porządku najw iększym się cofał nie dalej ja k na odległość strzału karabinow ego przed idącym i za nim i wciąż strze la ją cymi M oskalam i aż do wsi Ciołkowa, pod k tó rą się zatrzym ał i oddziałek uszykował, gdy podług jego w yrachow ania M oskalom już brakło nabojów . M oskale sądząc, że się pod daje, otoczyli go i n ajpew niejsi siebie ruszyli na zabranie w plon [? — plen] 19. W tem Rogaliński w ystrzałem z fuzji, którym ranił Kozlaninowa, rzucił się ja k w ściekły na M oskwę, k tó ra zm ieszana tą niespodzianką tył poddała i rozproszyła się w ucieczce, rąbana przez naszych kosami. Dowódca Kozlaninow zginął w raz z 1'8 swymi żołdakami, nie licząc rannych, 40 karabinów m ieliśm y zdobyczy, z naszej strony było 3 rannych, między którym i dzielny A leksander Rogaliński. Podobnych [potyczek] mogło być wię cej, bo każda taka być by pow inna, bo później w lepszych w arunkach pod względem broni i liczby znajdow ały się podstaw y... gdyby... bo zamilczeć wolę.
P adlew ski w ypraw iając sprzysiężonych z W arszaw y pod Serock i do... w W yszo grodzie m iał na m yśli w ykonanie zbyt śmia/łego projektu, m ianow icie: ubiec tw ierdzę Modlin 20.
Sądził, że za pośrednictw em znajom ych mu oficerów z a ło g i21 łatw o mu to się da uskutecznić. Po czym oddziały nieprzyjacielskie w innych punktach w ojew ództw a znaj- d u jąe się albo same broń złożą, albo w skutek rozkazów sw ych jenerałów przestraszo nych tym śm iałem krokiem pom aszerują do m iejsca zboru, by skupić rozproszone siły. Do w ykonania tych planów użył Tom aszewskiego (Bończy), b. porucznika artylerii m oskiew skiej, naczelnikiem w ojskow ym w ojew ództw a płockiego zam ianow anego 22.
Bończa z bliska, na razie przekonaw szy się o niepodob eństw ie w ykonania tych zuchw ałych planów, zaproponow ał Padlewskiem uj by zaniechał darem nego kuszenia się o M odlin i ograniczył się po prostu na opanow aniu m iast Płocka, Pułtuska, Przasnysza.
Padlewski, lubo niechętnie, plan Bończy zatw ierdził i w ykonanie zalecił.
W skutek tego Bończa z siłam i pow iatu płockiego, lipiiow skiego, mławskiego, w ar szaw iakom z W yszogrodzkiego pod Płock przybyć rozkazał, by nad połączonym i oddzia łami objąć dow ództw o i by kierow ać napadem .
18 1861 r. 19 Do niewoli.
20 P lan zdobycia M odlina byi opracow any przez Ja ro sław a D ąbrowskiego w Cytadeli, na krótko przed wybuchem pow stania.
21 Rosjan i Polaków należących do spisku wojskowego.
22 W edług innych w ersji, dowódca używ ający pseudonimu Bończa nazywał się nie Tomaszewski, ale Błaszczyński.
N a Pułtusk przeznaczył w arszaw iaków spod Serocka wraz z siłam i z pow iatu puł tuskiego pod dow ództwem R oberta Skowrońskiego.
N a Przasnysz przysięgłych tegoż pow iatu pod przew odnictw em Tomasza Kolbego. Rozmaite okoliczności bądź m iejscow e, bądź przypadkow e, niezależne od woli ludz kiej, do których n iestety zaliczyć należy nieśw iadom ość, brak instrukcji ścisłej lub przy najm niej jakiejkolw iek, niedołężne wzięcie się do rzeczy, a także tchórzow ską niechęć
I u d złą wolę, stanęły n a przeszkodzie do w ykonania tych planów , zresztą n a pam ięć
roDionych.
Pod Płock staw ił się jeden li tylko oddziałek z Płockiego, liczący do 80 ludzi. W ar szaw iacy z pow odu bitw y na kilka godzin przed w ybuchem m ianej, a nade w szystko z pow odu rany swego d o w ó d c y 23 nie przybyli, oddziały z Lipnowskiego i M ław skiego
i z innych okręgów Płockiego z przyczyny dotąd mi niew iadom ej nie nadciągnęły. W pół niespełna godziny cichość grobow a zaległa m iasto, pow stańcy odparci w roz sypce szukali schronienia, a przecież Płock mógł być zdobyty, bo okoliczności sprzy jające były po temu, gdyby choć w części zachow ano przepisy M ierosław skiego, in stru k cję pow stańczą z r. 1862 drukiem ogłoszoną, a przez szlachetczyznę- w ięcej prze śladow aną niż przez M oskw ę — o w iele m niej krw i w ylanej, a może i Polska w olna. Noc napadu była tak ciemna, iż przedm iotów o kilka kroków odległych rozpoznać było nie podobna. G enerał dow odzący Sem eka oraz w yżsi oficerow ie w m ieszkaniach sw ych pry w atn y ch bez nadzw yczajnych ostrożności pozostaw ali. Siła m oskiew ska w Płocku nie w ynosiła w ięcej ja k 500 ludzi, różne bowiem oddziały w przeddzień w y praw iono n a rekonesanse. Dlaczego w ięc za pośrednictw em m iejscow ej, płockiej siły zw iązkow ej w chwili oznaczonej do w ybuchu nie usiłowano pojm ać jenerałów i czy- nowników? Dlaczego jakim kolw iek sposobem, np. pożarem nie zmuszono m ieszkańców do w yjścia na ulicę, ażeby siłą przestraszyć wroga? Dlaczego nie wzniesiono barykad celem odcięcia kom unikacji oddziałom m oskiew skim rozłożonym w kilku stronach m ia sta, co w ięcej — dlaczego nie przygotow ano się w siekiery, słomę,- zapałki itp. rzeczy, na pozór m niejszej wagi, podrzędne, a przecież w podobnym nocnym napadzie niezbęd ne; przy atakow aniu koszar nie było czym w yrąbać drzwi i okien, posłano na miasto po siekiery.
N astępnie okazała się potrzeba użycia ognia, lecz nie było słom y ani też żadnych m ateriałów palnych, w ystarano się o słomę i drzewa, nie było zapałki i młodzież zmu szona była w drapyw ać się na la tarnie po ogień — tym czasem zagrożonym koszarom nadciągnęło w ojsko na pomoc i naszych rozproszyło.
Z tego widzimy, że do kierow ania pow staniem trzeba innego jesżcze prócz m ilitar nego w ykształcenia, p ró c z . w praw nego kierow ania na praw o lub n a lewo, naprzód lub w tył, żyw ą m achiną złożoną z ludzi, a zw aną batalionam i lub pułkam i.
W dniu 23 stycznia w Płocku odbył się jeszcze now y krw aw y dram at. N a w iado mość przez szpiegów odebraną, że do kościoła Reform atów schroniło się kilku pow stań ców, M oskale w padli zbrojno do św iątyni rąbiąc pałaszem w innych i niew innych —
kilka zam ordow ali osób.
Tegoż dnia Z eg rz d a 24, p atro n trybunału, zrozpaczony niepowodzeniem , w ystrze liwszy naprzód do szyldw acha, życie sobie następnie w ystrzałem drugim odebrał. W iele osób zostało porw anych i do w ięzienia w trąconych. W krótce rozstrzelano ob. Ćw ierkę i kilku innych.
N apadu na m iasto P ułtusk dla nieporozum ienia m iędzy związkowymi, a zwłaszcza choroby jednego z naczelników organizacji, zaniechano, postanow iono uderzyć n a m ia sto M aków, lecz i tego nie dokonano mimo zebrania się związkowych.' R aport
naczel-23 A leksandra Rogalińskiego.
92 MARIA ZŁOTORZYCKA
nika pow iatu opisujący pow ody i różne przygody zaszłe na przeszkodzie — a naczel nikow i w ojew ództw a [przesłany] w dosłow nym odpisie — na końcu tego opow iadania przyłączam 25.
N a p a d 'n a m iasto Przasnysz uskuteczniony nie był z tych powodów. W dniu 21 stycz nia przybył z W arszaw y ob. Siciński, posiadacz wsi Kobylin, w iele w sw ej okolicy sza now any W W arszaw ie w idział się on z niektórym i członkam i Kom itetu C entralnego 2e, którzy świeżo ze sw ych stanow isk zeszli, ustępując m iejsca innym.
Zdziwiony przygotow aniam i nakazanym i przez Kolbego pow tórzył sprzysiężonym sw ą rozmowę m ianą w W arszaw ie, to było dostatecznym dla podejrzeń przeciw ko Kol bemu, iż działa na sw oją rękę. Pomimo to w punktach zbornych zgrom adziło się do 800 ludzi, z którym i śmiało można było uderzyć na Przasnysz.
Kolbe, człow iek w ielce ekspulsyw ny, w postępow aniu swym często nietrafny, inną m yślą zajęty, we w szystkich punktach zebrań jed n ą i tęż samą chw ilę swego przyby cia i w ydania dalszych rozporządzeń naznaczył, a tym samym nigdzie w oznaczonym term inie nie był obecny, tw ierdzenie przeto Sicińskiego znalazło zupełną wiarę, Kol bego nazw ano zdrajcą i do domów porozbiegano się.
W nocy z dnia 23 na 24 stycznia G rotus reperując błąd niew zięcia udziału w n a padzie na' Piock, zebraw szy zw iązkow ych z okręgu płockiego, na ich czele napadł na wojsko m oskiew skie stojące w Płońsku, korzyści żadnych nie odniósł dla w szczętego
popłochu przez pana S., posiadacza dóbr ziemskich.
W dniu 24 i 25 stycznia praw ie cała starszyzna organizacji m iejscow ej z Bończą na czele opuściła swe stanow iska, ujeżdżając za granicę k raju lub do innych przenosząc się pow iatów. Pozostali się tylko Padlewski, Ja n Jodłow ski, Edward Rolski, Edward K okosiński z k ilkunastu młodym i ludźmi, po w iększej części uczniam i Szkoły Głównej lub gimnazjum, m ając do swego rozporządzenia trzy oddziałki w arszaw iaków pod do wództwem W olskiego, b. oficera garibaldiow skiego, Edw arda Chądzyńskiego, 18-let- niego m łodzieńca w Płockiem i — R oberta S kow rońskiego w Pułtuskiem .
Padlew ski w celu ponow ienia napadów przede w szystkim zajął się zaprowadzeniem nowej organizacji: z pow odu nieznajom ości stosunków, zdem oralizow ania ludności, jak zw ykle byw a po nieudanych przedsięw zięciach, w któ ry ch się w szystko na grę staw ia, a szczególniej intryg szlachty do organizacji białej należącej, by ła to spraw a dość trudna do w ykonania i posługiw ać się on m usiał otaczającą go młodzieżą, przeznacza jąc ją na naczelników pow iatów , kom isarzy etc.
N astępujący fakt niech posłuży, z jakim i trudnościam i w alczyć musiano. W dniu 25 stycznia Karol Sonnenberg, w łaściciel wsi Radzimowice, przyw ódca całej reakcji płoc kiej, zwołał w ielu sobie podobnych patriotów do wsi Rumoki, w łasności ob. Rudow- skiego, celem w olnej n arady nad obecnym położeniem.
W krótkich debatach postanow iono tam pow stanie wszelkim i środkam i uspokoić, adres do cara o przebaczenie podać, Padlewskiego, Rolskiego, Kokosińskiego władzom m oskiew skim w ydać, rzem ieślników zaś w arszaw skich do Prus w ypraw ić i tam do cza su w ydania spodziew anego uw łaszczenia [ułaskaw ienia] przez cara przechow ać.
• Z postanow ieniem tym po dwie osoby w A ugustow skie, K ujaw y i do W arszawy: celem zakom unikow ania go i stosownego postępow ania w ypraw iono. W W arszaw ie ist niejąca jeszcze D yrekcja Białych za w pływ em delegatów płockich w ydała powszechnie znaną, p otępiającą ta k pow stanie ja k i pow stańców , odezwę 27.
25 Nie zachow ał się.
26 Praw dopodobnie z Agatonem Gillerem, który ustąpił z Komitetu z chwilą proklam ow ania pow stania.
27 B e r g (Zapiski o pow staniu polskim 1863/64, Kraków 1899) podaje za Oskarem A w e j d ą (t. III, s. 37), że S onnenberg skłonił do ucieczki Bonczę-Tomaszewskiego i G rotusa i nam aw iał do tego jakoby i Padlewskiego.
Padlewski, choć uw iadom iony o owej brudnej naradzie białych w steczników w Ru- moce, przecież środków odpow iednich przeciw tym panom nędznie parodiującym T ar gowicę nie przedsięw ziął i zam iast raz na zawsze zaradzić, by tacy i im podobni pso cić nie mogli, odjąć środki szkodzenia, ograniczył się półśrodkam i, brakow ało mu rze czywiście stanow czości w razach w ażniejszych i' naglejszych, przym iotów niezbędnych przvw ódcy pow stania.
Ogłosił on przed dniem 27 stycznia 28 rozrzuconą w licznych egzem plarzach odezwę, w której im iona niektórych tylko, jak Karola Sonnenberga z Radzimowic, K arola U jaz dowskiego z N agórek, Chełm ickiego z Korom ina, Jachow skich A leksandra i Józefa z Glinowiecka, Zygm unta Kiełczey^skiego z Szapska na w ieczną w zgardę i przekleń stwo N arodow i przekazał, grożąc zarazem w razie dalszej obojętności środkam i z rew o lucji francuskiej z r. 1793 używanym i. N iestety groźba w spełnieniu czynu jest bardzo niedołężną i szkodliw ą naw et dla grożącego bronią.
W dniu 27 stycznia Padlewski, w ysyłając Zbigniew a Chądzyńskiego w Pułtuskie, udzielił mu n astęp u jącej treści polecenia:
„Polecam ob. Z[bigniewowi] C hądzyńskiem u po zebraniu w szystkich ludzi zdolnych do broni w pow iecie pułtuskim n ajd alej w ciągu 48 godzin od daty niniejszego uderzyć i zdobyć m iasto Maków, ogłosić Rząd N arodow y za praw ą władzę, odczytać uw łasz czenie włościanom , pom ianow ać i ustanow ić stosow ne władze, utw orzyć z 1/3 części sił ogólnych G w ardię N arodow ą i tej obronę m iasta pow ierzyć, następnie z resztą sił ude rzyć na m iasto Ciechanów i tam podobnie ja k w M akowie postąpić, a w końcu z resztą sił przybyć do lasów pod miasto Raciąż i tam oczekiwać dalszych rozkazów".
M isja ta w yrażona stylem N apoleona I dla człow ieka młodego i niedośw iadczonego, nojęcia o w ojskow ości m ającego tylko pow stańcze, była n iełatw a do spełnienia, tym bardziej że ludność pierw szym i niepowodzeniam i .zrażona i zniechęcona była zupełnie obojętną, a organizacja się cała praw ie rozpierzchła.
N aczelnik pow iatu w yrzutam i ze strony szlachty za zam iar obalenia p r a w e g c rz ą d u 29, ja k się niektórzy w szale w szeteczeństw a i zapom nienia nad godhość w łasną i narodow ą śmieli w yrazić, oraz osobistym i kłopotam i zgnębiony i chory w niczym najw ażniejszego udziału wziąć nie mógł, Ch[ądzyński] objechał w szystkie w skazane mu osoby wpływow e, o k azując im dane m u i w zyw ające do działania polecenie, lecz prócz
obietnic nic w ięcej nie otrzym ał.
Za nadejściem chwili oznaczonej do napadu n a M aków znalazł staraniem T ytusa S teinkellera we w si Bolki zgrom adzonych dw udziestu. N ie było z tym- co zrobić, przy zw yczajony jednakże będąc do szanow ania rozkazów organizacji w arszaw skiej, pójść
do M akowa postanow ił.
Na kilka godzin przed zam ierzonym atakiem M oskale czy to w skutek rozkazów swej władzy, czy też z przesadzonych wieści o przygotow aniach czynionych, M aków opu ścili pozostaw iw szy w nim 40 w eteranów nędznie uzbrojonych w raz z 10 kozakami...
28 B e r g (Z apiski t. III, s. 62) przytacza zupełnie inną odezwę Z. P adłew skiego z dn. 27.1.1863 J\ ta k pełną»defetyzm u, że należy w porów naniu z powyższą uw ażać ją albo za wymysł Berga, albo, co gorzej, za odezwę w ydaną przez klikę Sonnenberga z fałszow anym podpisem Padłew skiego, tym bardziej, że nie potw ierdza się jej treść w korespondencji Padłew skiego z Centralnym Komitetem. Toteż Berg m ając praw dziw ą odezwę Padłew skiego nie mógł jej ukryć, ale poda! ją za odezwę n ap isan ą pod w pły wem Chądzyńskiego (s. 65). Była to praw dziw a odpowiedź Padłew skiego na know ania wsteczników. Potwierdzeniem jej było w ydanie wyroku śm ierci na se n ato ra Dziedzickiego w dniu 1 lutego, klóreg( powieszono we wsi Dąbrówce w powiecie przasnyskim , oraz drugiego wyroku na Juliana Chełmickiego,, który nie został wykonany.
20 Stanow isko ich było zgodne z odezwą w ydaną przez Dyrekcję Białych w początkach lutego, która w zywała powstańców do powrotu do domów i że obowiązkiem właścicieli ziemskich je st w strzym anie się od udziału w pow staniu i w ystąpienia w roli pośredników między rządem a pow stańcam i (Odezwa do współobyw ateli).
94 MARIA ZŁOTORZYCKA
ПІ
O gólnie p anuje w Płockiem przekonanie, że Padlew ski przez w steczników był de- n u n c jo w a n y 30.
W spólnictw o w tej spraw ie zarzucono panu Str[zegockiem u], którego M oskale, jak kolw iek w pierw szej chwili aresztow ali, to jednakże po upływ ie kilk u dni na wolność
w ypuścili.
. Razem z Padlewskim schw ytano K onstantego Sicińskiego, b. k ap itan a w ojsk mo skiewskich, pana Sokołowskiego, w łaściciela dófor w Lipnowskiem, Ja n a Jodłow skiego,
b. ucznia U niw ersytetu, i Kuczborskiego, syna reje n ta z W arszaw y 31, w pew nej odle głości przed Padlewskim jadących i obow iązanych w razie spostrzeżenia M oskwy w y strzałem z rew olw eru ostrzec go, nie wiadom o jednak, dlaczego tego nie uczynili. W szyscy czterej zesłani zostali na S yberią do robót w kopalniach.
Chądzyński [autor tej notatki] pozostaw szy kom isarzem w ojew ódzkim w m iesiącu lipcu robił kroki celem w yśledzenia praw dy w tej ciem nej spraw ie, lecz ślady były już
zatarte. ,
Strzegocki w owym czasie, tj. w lipcu, żądał od G ustaw a D ückerta i Chądzyńskiego, pom ocnika kom isarza, by mu napisał w yrok śm ierci na niego jakoby za w ydanie Pa dlew skiego, a to dla zasłonięcia się przed M oskalam i i w y kręcenia się od odpow ie dzialności za przetrzym yw anie go u siebie.
Zdaje się, że S[trzegocki] tym środkiem chciał tylko oddalić od siebie podejrzenie władz narodow ych dość sprężyście naów czas działających, nie zaś zasłonić się przed sądem .M oskw y, któ ra by najm niejszej w iary dać nie m ogła wiedząc, że władze pow stańcze m iały dostateczną siłę w żandarm erii do w ykonania sw ych postanow ień, choćby naw et pod okiem sam ej M oskw y, ja k to byw ało w W arszaw ie. Nie je st mym zam ia rem rzucenie podejrzeń na S., a przez to może w ystaw ianie go na prześladow anie i nie sław ę dozgonną —· przedstaw iam tylko, ja k był[o] rzeczyw iście i w ypow iadam osobi ste przekonanie w nadziei, że kiedyś historia porów nyw ując opis niniejszy z innym i o p i sami naszych w ypadków rzeczyw istą praw dę w ykryć p o tr a fi32.
P adlew ski w dniu 16 kw ietnia ze Wsi Podosin 33 w pow iecie lipnow skim położonej, w łasnością Strzegockiego, znanego nam [mu?] jeszcze z P etersburga, a ostatnio swego ad iutanta będącej, w yjechał powozem w celu spotkania się z owym oddziałem z Prus w liczbie 400 ludzi wchodzącym . W drodze niedaleko Podlesia przez czekającego już n a zasadzce naczelnika żandarm erii D rozdowa pojm any, do Płocka zaprow adzony i tam w dniu 15 m aja rozstrzelany.
30 Ephém érides Polonaise (P aris 1863, s. 68) podaw ały wiadomości: „Zygm unt Padlew ski, w ydany przez zdrajcę, został aresztow any tego d n ia..." W. P r z y b o r o w s k i (D zieje 1863 roka t. I, Kraków
1897, s. 231—2) przytacza w yjątek z pam iętników G ą s e c k i e g o .
31 Por. N. B e r g , Zapiski t. III, s. 77. B e r g wymienia te sam e nazw iska co i Chądzyński, ale podaje i dra Lityńskiego.
32 W mych odpisach z P am iętnika C h ą d z y ń s k i e g o znalazł się jeszcze następujący luźny fra g m ent odnoszący się do tej sam ej spraw y: ...Miejsca na szarym końcu się zostaną i to jeśli, zaprosić ich raczą, a nas (a nuż?) jeszcze jaki szaleniec, przypom niaw szy Rumokę, krwi ich szlachetnej za p ra g nie. Wszelkimi więc sposobam i zaradzić temu należało dla utrzym aniá honoru szlacheckiego. Przyjąw szy sław ną dewizę Czartoryskiego „bądź co b ąd ź“ zaraz Padlew skiego co rychlej pozbyć się postanowiono. Zbytnia gadatliw ość E (dw arda) G r(otusa) i zdrada S(trzegockiego) i osób otaczających Padlew skiego do dopięcia tego celu posłużyła“ .,
33 C h ą d z y ń s k i popełnia błąd: nie 16 kwietnia to było, ale 22 kwietnia (por. B e r g , Zapiski, t. III, s. 77).