• Nie Znaleziono Wyników

Zdrój : kultura - życie - sztuka, 1947.02.01 nr 1

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Zdrój : kultura - życie - sztuka, 1947.02.01 nr 1"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Cena 15 zł.

ZDRÖJ

K U L T U R A * E Y C 1 E * S 2 T U K A

1

\ ■■ *■

C ri a ' 7

j .

R O K III

LUBLIN, 1 LUTEGO 1947 R. Nr 1 (26)

M A R IA N G U M O W S K I

HERB MIASTA LUBLINA

Nie można pow edzeć jakoby her­

by były w zasadzie znakami bitew­

nymi*) . Używane przede wszystkim w kancelariach i na pieczęc ach b yły zna­

kami własnościowymi przede w izysó- kim, godłami! naipięczętuymi. Herby rycerskie są tylko częścią tej w elkicj masy godeł, którą przynoszą nam pie­

częcie z emskie, miejskie, wiejskie, mieszczańskie etc,

Jeśli chodzi o pieczęcie

ii

herby m iejske to rzeczyw ście trudno byłoby doszukiwać się tutaj motywów wojen­

nych ¡i ¡bitewnych. M ury i baszty for- teczLce, jakie najczęściej przynoszą, mają za zadanie symbol zować m aisito, jego mury, gmachy i kościoły, ale n:e mówią nigdy o jego wyprawach wo­

jennych. Wiemy bowem, że w czasie wojen krzyżackich XV w. n a jlu dnej- sze miasta pdlsk e w ysyłały po k lku lub kilkunastu tylko zbrojnych na plac boju.

Miasta rzadko kiedy m iały herb swój nada/.y przez zw erzchn ą władzę ks ążęcą lub królewską. Część ej ob e- rały sob e to godło same i vo w chw li, kiedy go potrzebowały. C hwila taka przychodziła wnet po lokacji m a ta, t.j. po otrzyman u samorządu, k edy miasto budowało ratusz, organizowało kancelarię i sprawiało pieczęć, ko­

nieczną do wystaw'an ych aktów, P o ­ częć obok nap su mus ała mieć godło, czyli herb m iejski, któ ry wówczas wybrany, powtarzał s ę z mniejszymi lub w ększymi zmianami przez całe późriejsze wieki.

Wiadomo, że samorząd m. Lubi na datuje tię od 1317 r., t.j. od czasu, k edy m asito otrzymało od W ła d y­

sława Łoikieilka prawo magdebursk e.

Otóż z tych lub ń e wiele późniejszych czasów pochodzi najstarsza p eczęć miasta wielkości 43 mm, która wyo­

braża spokojne stojącego 'kozła o du­

żych rogach

[

długiej sierści i która nosi nap s majuskułą X lV -w eczną:

S. C I V I T A T I S L U B L I N E N - S I S . Pieczęć taką znaleźliśmy na jednym dokumencie z 1401 r, w A r- ch w urn toruń kim, a była również przy akće z 1416 roku, wspom­

ni anym w ikairbcu dyplomatów Darni*

łowicza.

Używaną zaś

jeszcze była dłużej, gdyż w Archiwum lubelskim znalazł s ę dokument z 1552 r, z tą p eczęćią. Przy porównaniu z odci­

sk em z 1401 r . można zauważyć, że tło k pieozętny b ył w X V I w eku nie­

co popraw any, co nie byłoby n c dziwnego, gdyż przy używa, i u przez 300 lat bez przerwy musiał s ę znisz­

czyć lodpowiedń o. Odlewy tej pieczę- ci znane są z Muzeum C za iskch w K rakow 'e i ze biorów Pawi fcowsk ch we Lwowe, a rysunek jej znaleźć można w Encyklopedii Orgelbranda, w dziele Engła o średnicw eczcych p eczęc ach archiwum toruńskiego j w czasop śm e „D ie Burg“ 1941, ze ¡z. 2, str. 64 w artykule Rondla.

W ten sposób upadają wywody n ’e- któfych badaczy (Wojciechowski e'c.) jakoby herb Lubi :p.a powstał w X V II wieku dopiero i jakoby starsze p eczę- cie m asła b yły nieznane. Możł we, że w wiekach średnich, poza wyżej op - saną pieczęcią XIV-wieczną, innych

* ) Talkäe ł inno mieniaaBadlntonie twiaeiKtoe-

■5« u k a z a ły »ię w a rty k u le ß . WrljcsiieicihiOiw- rfńego w „Zidtriajiu“ lubelstóm. 1945 r. N r . 3 a I X .

nie było, a przynajmri ej dotąd ich d e znamy, ale już w iek X V I przynosi sze­

reg nowych pieczęci większych . m nej- szych, które wprowadzają do herbu pewne zmiany. Są to p eczęc e: ra­

dziecka i ławnicza oraz sygnety m iej­

skie d wójtowski.

Pieczęć radź ecka jest w dwóch od­

mianach, większej i mniejszej (53 i 34 mm), przy czym ta druga ma datę 1535 um eszczoną w polu przy koźle. Obie wyobrażają kozła stojącego na tylnych łapach i wspinającego się na krzew winny. Większa znajduje s ę na do-

Nasze cele i zadania

Od u k a z a n ia się o sta tn ie g o n u m e ru „ Z d r o ju “ u p ły n ę ło k ilk a m iesięcy.

W o k re s ie te j ró ż n y m i p rz y c z y n a m i sp o w o d o w a n e j p rz e rw y b y liś m y ś w ia d ­ k a m i ró ż n o ra k ic h k o m e n ta rz y p ró b u ją c y c h p rz e rw ę w u k a z y w a n iu się naszego p ism a w y ja ś n ić . W ś ró d ty c h ró ż n y c h głosów b y ły ta k ie , k tó re u w a ż a ły , że p i­

sm o się p rz e ż y ło , w y c z e rp a ło , s tra c iło oddech itp ., ale b y ły i g ło sy m ilc z e n ie m

„ Z d r o ju “ szczerze z a n ie p o k o jo n e , g ło s y ża łu ją ce i w sp ó łczu ją ce z fa k te m u m il­

k n ię c ia je d yn eg o na te re n ie L u b lin a p ism a lite ra c k ie g o , n a k tó re g o ła ­ m a ch m o g ło się p rz e ja w ia ć o d ra d z a ją c e się w ż y w y m te m p ie życie lite ra c k ie naszego re g io n u , szczególnie zaś ru c h lite r a c k i p o w o je n n e g o L u b lin a . O ile b o ­ w ie m w ye h o dzą cy p rze z p e w ie n czas w L u b lin ie d w u ty g o d n ik „Ś w ia tło “ m ia ł, w zg lę d n ie ch c ia ł m ie ć c h a ra k te r p is m a ś w ie tlic o w e g o , a w ię c z n a tu r y rzeczy p ro g ra m jego b y ł o d p o w ie d n io zw ę żo n y —• „ Z d r o jo w i“ z a kre śla n o p ro g ra m znacznie szerszy, w a c h la rz je g o z a in te re s o w a ń b y i b a rd z ie j ro z le g ły .

W ja k im s to p n iu i na ja k im p o z io m ie „ Z d r ó j“ s w o je cele osiągał, s tw ie r­

d z a ły to głosy k r y t y k i za w o d o w e j i o p in ii po w sze chn e j. Oba te c z y n n ik i w y ­ p o w ie d z ia ły się n ie je d n o k ro tn ie o s tro n a c h d o d a tn ic h i u je m n y c h naszego p i ­ sma.

O d d a ją e do r ą k s y m p a ty k ó w i p rz e c iw n ik ó w p ie rw s z y n u m e r o d ro d z o ­ nego „ Z d r o ju “ p ra g n ie m y p rz e d s ta w ić zw ię źle n a k re ś lo n e nasze cele i za­

m ia ry .

C hcem y, b y „ Z d r ó j“ ja k o p ism o lite ra c k ie re g io n u lu b e ls k ie g o b y ł w p ie rw ­ szym rzędzie o d z w ie ic ie d le n ie m tego ż y c ia u m ysło w e g o w o g ó lno ści i lite r a c ­ k ie g o w szczególności, k tó re co ra z g łę b szym i szerszym n u rte m p ły n ie w n a ­ szym ś ro d o w is k u , bez w zg lę d u na z a b a rw ie n ie p o lity c z n e p o szczególnych te ­ go ży c ia tw ó rc ó w . Ś w ia d o m i p rz e m ia n d o k o n a n y c h i d o k o n y w u ją e y e h się w n a szym o d ro d z o n y m ż y c iu n a ro d o w y m p ra g n ie m y s tw o rz y ć n a ła m a c h n a ­ szego p ism a p la tfo rm ę , n a k tó r e j będzie m ó g ł Się w y ra z ić p rz e ja w każdego p ra w d z iw e g o ta le n łu p is a rs k ie g o . O tw ie ra m y sze ro ko i szezerze k o lu m n y

„ Z d r o ju “ d la w s z y s tk ic h p is a rz y ż y ją c y c h i p iszą cych na L u b e ls z c z y ź n ie : dla ty c h , k tó r y c h n a z w is k o u tr w a liło się w n a szym d o ro b k u lite r a c k im i d la ty c h , k tó r z y na ty m p o lu p ie rw sze d o p ie ro s ta w ia ją k r o k i. Z a p ra sza m y do w s p ó łp ra c y w s z y s tk ic h bez w y ąt u d o tych cza so w ych w s p ó łp ra c o w n ik ó w

„ Z d r o ju “ , k ie ru ją c ró w n o cze śn ie to zaproszenie i do w s z y s tk ic h in n y c h , k tó ­ rz y z ró ż n y c h p rz y c z y n zc „ Z d ro je m 4 dotychczas n ie w s p ó łp ra c o w a li.

N ie z a cie śn ia ją c ra m naszego o d d z ia ły w a n ia i k o o rd y n a c ji tw ó rc z o ś c i l i ­ te ra c k ie j do ży c ia lite ra c k ie g o re g io n u lu b e ls k ie g o , chcem y b y ć p is m e m re ­ je s tru ją c y m c a ło k s z ta łt p iń skie g o ży e ia lite ra c k ie g o w ogóte. W ty m celu sta­

ra ć się b ę d ziem y, b y na ła m a ch nas ego p ism a w y p o w ia d a li się n a jw y b itn ie js i w sp ó łcze śn i p isa rze p o lscy, d b a ją c ró w n o cze śn ie o to , b y k r o n ik a p o ls k ie g o ru c h u lite ra c k ie g o zn a la z ła się w k a ż d y m num e rze p ism a.

W ro z u m ie n iu tw o rz ą c e j się na naszych oczach n o w e j e p o k i w d zie ja ch E u ro p y i poza je j k rę g ie m : e p o k i lu d ó w s ło w ia ń s k ic h , d la k tó r y c h w y b iła go­

d z in a d z ie jo w a , je ś li n ie m is ji szczególnej, to w k a ż d y m raz-ic ró w n o rz ę d n e j r o li w k s z ta łto w a n iu now ego u k ła d u s ił i sto s u n k ó w w E u ro p ie — chcem y k u l ­ tu rz e w s z y s tk ic h n a ro d ó w s ło w ia ń s k ic h p o ś w ię c ić n a le ż y tą uwagę i w ła ściw e m iejsce.

B y je d n a k n ic zasklepić się w s p ra w a c h p o ls k ic h i s ło w ia ń s k ic h , a w s k u ­ te k tego iz o lo w a ć się od bogatego ży c ia k u ltu ra ln e g o in n y c h lu d ó w , n ie bę­

d z ie m y p o m ija ć m ilc z e n ie m ty c h p rz e ja w ó w życia u m ysło w e g o i lite ra c k ie g o lu d ó w ś w ia ta , ja k ie d z ie ją się ró w n o cze śn ie , a często i w p o w ią z a n iu z n a ­ szym w ła s n y m życiem .

Będąc w zasadzie o rg a n e m lite r a c k im „ Z d r ó j“ in te re s o w a ć się będzie ż y w o życie m p rz e ja w ia ją c y m się w in n y c h d zie d z in a c h k u lt u r y d u c h o w e j p o ls k ie j i o g ó ln o lu d z k ie j. B y to zadanie n a le życie w y k o n a ć , zap o sih ś m y do w s p ó łp ra c y n a jw y b itn ie js z y c h p rz e d s ta w ic ie li naszej m u z y k i, p la s ty k i, n a ­ szego te a tru itd .

W z n a w ia ąc w y d a w n ic tw o „ Z d r o ju “ w y ra ż a m y g łę b o k ie p rz e k o n a n ie , że n ie o d m ó w i n a m s w o je j w s p ó łp ra c y n ik t, d la ko g o p o z io m naszego ży c ia d u ­ chow ego, a ty m sa m ym i jego z w ie rc ia d lo , ja k im p o w in ie n b y ć „ Z d r ó j“ , je st s p ra w ą b lis k ą i d ro g ą . . .

N ie będąc o rg a n e m ja k ie jś o k re ś lo n e j g ru p y lite r a c k ie j czy o rg a n iz a c ji p ra g n ie m y utrzymać ścisły k o n ta k t zc w s z y s tk im i, k tó r z y w ż y c iu d u c h o w y m b io rą c z y n n y u d z ia ł; w p ie rw s z y m rzędzie u trz y m a ć chcem y b lis k i k o n ta k t i h a rm o n ijn ą w s p ó łp ra c ę z lu b e ls k im O d d zia łe m Z w ią z k u Z aw o d o w e g o L it e ­ ra tó w P o ls k ic h o ra z in n y m i lu b e ls k im i o ś ro d k a m i ży c ia a rty s ty c z n e g o .

P rze św ia d cze n i o słuszności i p o w a dze naszych ce ló w ż y w im y głę b oką n a ­ d z ie ję , że cele te p o tr a fim y w p e łn i osiągnąć i i c w w y n ik u o sta te czn ym

„ Z d r ó j“ sta n ie się ty m , eo tk w t w jego n a z w ie : k ry n ic ą naszego żye ia k u l­

tu ra ln e g o .

kumenc e z 1605 r. w; Muzeum Czap*

skich w Krakowie, mnie jsz a na aktach z 1535, 38

i

1625 w Archiwum lubel­

skim. Nieco wcześniej :zą zdaje się być pieczęć ławnicza (scabinorum), gdyż styl jej wskazuje na początek X V I w.

Średnica jej 32 mm, a wyobraża pół kozła i gałązkę z kwiatem lub winnym granem.

Pieczątek sygnetowych, a zatem z pierścienia odciskanych przyniósł w ek X V I aż 4, a to 3 miejsk e bur­

mistrzowskie i jedną wójtowską.

Pierwsze mają na stemplu lite rk i SPQL (fenatus populusąue łublimen- sis) oraz w tarczy kozła wsp.n.ają- ceigo się na wnorośl, drugie m ają t y l­

ko SAL (sigilłum advocati lubi i« en- sis) i w tarczy pół kozła opartego o ło ­ dygę winogradu.

Nie będziemy tu op sywalłi dalszych pieczęc. z X V II i X V III weku, przy­

noszących dalsze odmiany herbu m ie j­

skiego. Jest ich spora łość, najważ- niejiize zaś z nich to ostatne .pieczę- ce z czasów Stanisława Augusta X V III wieku, burmistrzowska i w ó j­

towska, które wyobrażają znów same­

go tylko kozła skaczącego wprawdzie, ale bez winnego grona u boku. Lato­

rośl zatem jest dodatkiem X V I w e - kp- kjjćirv: przetrwał, w ek X V II, ale r.ie utrzym ał sie w w e k u X V III,

Jest rzeczą jasną, że herb z kozłem ilatoroślą występuje i na innych za­

bytkach lubelskich X V II w e k u np. na oprawach starych ks ąg miejskich, na blaszanej chorąg ewce u szczytu ma­

gistratu etc. Niemniej zanotować nale­

ży, że na jednej ks ędze z 1640 roku koź ot skacze do k w a tu a me ku w.n- nemu gronu. Nie ulega też wątpł.wo- ści, że w średnich w ekach, a może też i w X V III wieku żaby .ki tego ro­

dzaju nosiłyby kozła samego, bez kw iatu czy grona u boku.

Niemu e j stwierdzić należy, że na żadnej pieczęci nie ma ani pagórka, ani słupka przy la to ro ś l, jak to się Dr, St, W ojciechow ic emu zdawało, (,.Z d ró j" 1. X. 1945 r.). Dlatego też i unuc e jakichkolwiek wywodów o kul- c e ziemi, słupa czy kłody nie wiąże s ę zupełnie z tematem, nie mów ąc o tym, że wywody ta k :e są zupełnie nereałne, W Polsce nawet pogań­

skiej nie było kultu z em ani kultu słupa i źródła historyczne mc nam o tym nie mówią. W ązać zaś k u li słu­

pa z herbem staropolskm „J e lita "

jest takim samym nieporozum en em, jak wiązać kozła herbowego Lublina z herbami rvcersk’mi „Półkpzic” , „K o ­ ziegłowy" etc. Są to rzeczy zupełne n ewspółmierne, które nigdy do jedne­

go mianownika sprowadzić się n e da­

dzą.

Tak samo ni e można z w norośli robić łodygi chm elu, której na p e- ozęciach nie ma i wiązać jej z obrzę­

dami Indowym

i

dawnym1 zwyczaja­

mi pogańskimi. Nie ma ku temu żad­

nego uzasadnienia, tym bardziej, że peczęć miejska z X IV i XV w eku w ogóle żadnej latorośli nie wykazuje.

Jest rzeczą ciekawą, jak bardzo u wie­

lu autorów naszych, zwłaszcza bada­

czy ludowych zakorzenił się zwyczaj dopatrywama się w rozma tych obcho­

dach, zabawach i uroczystośc’ach lu ­ dowych pozostałości z czasów pogań-

( Dalszy ciąg na str. 2-giej).

(2)

Sir. 2

Z D R Ó J

Nr 1 (26)

K A Z IM IE R Z A N D R Z E J J A W O R S K I

Szczyty poezji rosyjskiej

i .

Poezja to świat górski, gdzie bliżej gwiazd i słońca, skąd wzrok obejmuje horyzonty oczom mieszkańców pado­

łu niedołężne. Powietrze tam rześkie

i

czyste, a kto się w nim skąpie, oie*

rad wraca na ń ziny. I nawet dzisiej­

szy poeta społeczny, pozbawiony wszelkich koturnów, niwelujący w tłum ie swą odrębność i roztapiający się

w gromadzie, której ideałów jest w y­

razicielem, wystrzela przecież wyso­

ko ponad codzienną powszedniość już choćby przez to, że on, a nie kto in ­ ny, potrzeb tej gromady staje się pie­

wcą, że on ty lk o w neza wodnej poe­

tyckiej syntez e zdolny jest trafny przekrój współczesności uczynić.

Rzućmy okiem na rozciągające się na przestrzeni stulecia pasmo wysoko­

górskie poezji rosyjsk ej. W śród wie­

lu niebotyków wyróżnijm y kilka:

„Nocowała złota chmurka w górze na olbrzymie — granitowym szczycie, a ze snu zbudziwszy się o świcie w dal pomknęła żwawo po lazurze.

Lecz pozostał po niej ślad wilgotny w zmarszczce szczytu sędziwego: oko zamyślone w niebo wbił głęboko i cichutko roni łzy samotny“.

Ten „U cios" olbrzymi,, wyn ekony ponad ziemskie rozdoły, obcy, zda ś ę, cierpieniom łudzi i obojętir.y na wszy­

stkie ich sprawy, a! jednocześnie ć cho roniący łzy w swej samotności w tęs­

knocie za chmurką, która na chwilę przerwała jego izolację — to wierny obraz duszy poety. Micha ł Lermon­

tow właśnie odczuwający cały bł chtr życia w :elkom ejskiego i banalność środowiska, w jakim musiał się obra­

cać, om:, który ze smutk om patrzał na współczesnych o „przyszłości pu­

stej lub ciemnej", on, który pragnął

„zmącić ich wesołość" i „zuchwale w oczy :m żela*ny cisnął wiersz, gory­

czą zlany słów i złością" — szczegól­

niej musiał swe osamotnen e odczu­

wać. Oficer o niepowśc ągliwym języ­

ku, śc ągającym r.ia poetę represje władz, kochający ojczyznę „dziwną m iło śeą", jakżeż daleką od im peria­

listycznych zapędów urzędowych pa­

triotów... Neizczęsny „Prorok",, co

HERB MIASTA LUBLINA

(Dokończenie ze sir. l-szej).

skich. Nie zdają sobie sprawy z te ­ go, że choćby te obchody poświadczo­

ne były w źródłach nawet XV wieku, to jeszcze 500 łat trzeba przekroczyć, by col‘nąć s ę do czasów pogańskich i zrow u źródłami to udowodnić.

Nie może też być mowy o tym, by z przeżytków pogańskich i kultowych brano m otywy heraldycznie do tarcz i pieczęci. Miasta polske w chw ili lo ­ kacji m iały ludność w w arstw ę czo­

łowej, nadającej ton, przeważnie n :e- mecką, która daleką była od kultów pogańskej Polski i od obchodów lu ­ dowych na wsi polskiej. Jeżeli miesz­

kańcy Lublina wybrali w X IV wieku kozła z-a swoje godło, to z pewnośc ą nie dlatego, że ten kozioł grał jakąś rolę w ludowych poł k ch uroczysto­

ściach i że dz ś widzim y w nim sym

b o i

płodności. Kozła wybrano tu na tej samej podstawę, co n edźwiedza w Przemyślu, a syrenę w Warszaw:e, t.j. zupełnie przypadkowo. Może z na­

zwą kozła (Bock) m iał coś wspólne­

go ówczesny w ó jt nrejski, a może na­

zwa i herb ten przypominały m asto niemieckie, z którego pierwsi osadni- py pochodź Ii. Dz:ś tego n e wiemy, tak, jak nie znamy przyczyny pow­

staną wielu innych herbów m iejsk:ch w X III i X IV w eku. N e mn e j snuce Ha ten temat fantazii ludoznawczo- pogańskiej jest w nauce tredopusz- czalne, a w praktyce nierealne, do tego najzupełniej n epotrzebne.

spojrzawszy bacznie w bliźnich oczy, odczyta każdy grzech człowieczy", smagany za to szyderstwem tych, k tó ­ rym głosił miłość..."

„Patrzcie, to przykład dla was dzieci!

Jego uwiodła pycha pusta.

Chciał, głupiec, wmówić w nas — czy wiecie? — że Bóg przez jego mówi usta*

Patrzcie na jego dolę twardą:

ja k i jest chmurny, nędzny, blady, ja k go znać nie chce n ik t z gromady, ja k każdy smaga go pogardą!“

Stąd krańcowy pesymizm Lermon­

towa. Stąd takie przejmujące wersze, jak ten oto ustęp z utworu: „ I nuda i smutek". „Życie — zrozum e z, gdy spojrzysz z uwagą dokoła, to tylko żart głupi i pusty", lub rozpaczliwe w swym okrutnym sarkazmie „P o­

dziękowanie“ :

„Za wszystko, Boże, ci stokrotne dzięki:

Za męki serca, klórych n ik t nie łucha, Z a gorycz łez i za trujące wdzięki, Za zim stę wroga i za potwarz druha.

Za wszystko, w czym mnie oszukało życie, Za ogień duszy — dzisiaj już w popiele — spraw tyiko jedno, o Panie w błękicie, abym dziękować mógł ju ż dni niewiele“.

W takich chwilach tylko przyroda godzi Lermontowa z życiem. W jej p erwotnym, nieskażonym przez czło­

wieka piękn:e, odradza się dusza poe­

ty, przez nią zbliża się on do Abso­

lutu. Natura kol rany duchowe i wle­

wa do serca balsam spokoju. Śliczne myśl tę w yraził Lermontow w jed­

nym

z

najpiękniejszych swych w e r- szy: „G dy lekki muska w ia tr żółkną­

ce włosy n iw y":

„ • • . Ach, wtedy pierzcha gdzieś niepokój mój i trwoga i rozpogadza się zmarszczona troską skroń, l szczęście ziemskie ju ż wyciąga do mnie

dłoń, i widzę ta m — w niebiosach Boga“.

A le najbardziej ukochał Lermontow d ź k i Kaukaz, którego piękno oddał w

„Demonie" i innych poematach oraz w poweści „Bohater współczesny".

Nawet w proroczym „Śn'e", które­

mu sądzone było tak rychło się speł- n’ć, w idzi swe zw łoki u podnóża umi­

łowanych wierchów:

„W południa skwar w dolinie Dagestanu leżałem trup — w obliczu zimnych gór.

Głęboka wciąż dymiła jeszcz rana i z piersi k rw i się sączył lepki sznur“.

Nierozsądny pojedynek, w który wplątał się 27-letoi poeta z przędz w- ną wiernością zmaterial zował tę poe­

tycką wizję:

„Powyżej chmur, rzuciwszy góry pod sobą depcąc lasu zrąb, ty śmiertelnika wzrok ponury na siną nieba wołasz głąb“ —

mówi o poecie Afanasij Fiet. Ten n :e próbował nawet nigdy jak Ler­

montow zejść ze szczytu do ludz :

„Tw ym losem — na krawędź świa­

ta r.ie schodzić w dół, lecz c ągnąć wzwyż".

A u tor „Ogni weczornych", pewca najprzeróżn ej szych na tró j ów, naj- rozl czniejszych tematów, w których m łość i natura we wszystkich po­

rach roku główną spełniają rolę, głę­

boki myśliciel, stwierdzający, że „w cierpieniu t li się radość", p sarz

o umyśle wybitńie refleksyjnym, — z rezygnacją kończący radosny wiersz 0 wiośn e taką pełną przep' ęknej pro­

stoty myślą:

„Um ilkniem y ja k wśród bzów chóry ptasie,

wtedy przyjdą śpiewać znów dzieci nasze.

A po dzieciach wzniosą śpiew znów wnukowie

i to samo wiosny wiew im opowie . . . “

— to jeden z najciekawszych poetów rosyjsk ch. 72-letni starzec, o ile moż­

na do r.iego to określenie zastosować, do śmierci zachował dar twórczy. W ósmej dz es łątce życia p'sał tchnące św eżością erotyki, których by mu po­

zazdrościł niejeden młodzieńczy Gu­

staw. Na wiele lat przed futuryzmem odkrył, że p ękno jest wszędze i za­

dań em poety jest właśnie otworzyć ludz om na nie oczy.

„Pszczoła jedynie poznaje rrród, co s!ę w kwiatach ukrywa, tylko artysta potrafi we wszystkim p ękną

czuć ślad“.

Wiersze F :eto odznaczają się nie­

zwykłą meilodyjnoścą. N ektóre z nich pod tym względem to prawdziwe ar- cydz eła, jak na przykład ten słynny majsteriiztyk:

„Szept. Nieśmiałych westchnień szmery 1 słowiczy trel.

Potok srebra z atmosfery na ruczaju bici.

Światło nocne, nocne cienie, cieni niema straż:

czarnoksięskie przemienienie:

ukocham j twarz.

W lotnych mgieTkach — róż zakrzepły i bursz'ynu blask.

I pieszczoty i łzy ciepłe, i już brzask, ju ż brzask!“

A oto szczyt odosobntony — tak in d ydw iuab y w swych k ztałiach, tak pełen własnego wyrazu i dumnego p ę- kiia, że oczu od niego oderwać n e można. A le spojrzeć w dół z tej w y­

sokości — straszne: tak przeraźliwe otw erają się głębie.

To Fiodor T utczew, filozof, pantei- sta, poeta natury, miłości i śm erci.

Któż z w'erszop'sów nie kreśl i obra­

zów natury? A le n kt chyba n e po­

tra fił tak dogłębn e wczuć fię w jej tajemnicę. I czy to będzie „Burza w o- senira“ , „gdy za błyskawic tańcem w trop, jak d’a igraszki, jak dto psoty—

w posadach drży ńebeski strop", czy alpejsk eh „pomartwiałe szczytów głowy", co „p rze ra zi:wym chłodem rażą",

e r y

„świetlistość wieczorów je­

siennych" —

„to rozmodlenie na nieba lazurze ponad smutnymi ziemi obszarami i jak zapowi-dź nadchodząc:'i burzy w ia tr porywisty 1 jasny czasami“,

czy rozwścieczone morze, co

„leoi, pędzi coraz chyżej, świszczę, kipi, trąbi w róg, do najdalszych rwie się wyży, sięgnąć chce gwieździstych dróg“ —

zawsze i wszędze u tego poety natu­

ra żyje:

„Nie tym , co sądzisz jest przyroda, nie zlepek to, nie m artw y twór:

w n ie j dusza je st, w n ie j je s t swoboda, w n ie j m iłość je s t i w ła sn y chór“ . N ie w idzą nic, nie słyszą wcale, na świeoie ż y ją ja k we m gle, bezgłośne d la n ich m o rskie fale i m a rtw e słońce b la sk im śle.

Czy w in ić ic h ? J a k g łu c h y może organów pojąć c zysty dźw ięk?

A ch, duszy jego nie za trw o ży rodzonej m a tk i n a w e t ję k !“

Lecz ta przyroda żyje własnym ży- ćem, dalekim od spraw ludzkich, dla których jest obojętna:

„A c h , w iosna! T a was nie zna zgoła, obcy je j zła wszelkiego m ro k, żadna je j zm arszczka nie ćm i czoła, nieśm iertelnością lś n i je j w zro k.

Posłuszna spraw om sw ym jedynie swą obojętną, św ię tą tw a rz , ja k bóstwo w znanej je j godzinie obraca na ta n podół nasz . . . “

A le najbardziej wymowna, najbar­

dziej swą tajemnicą przerażająca dla T utczewa jest metal zyka „Nocy".

Poświęć ł jej k ilk a wierszy, wszyst­

kie urzekają wprost swą głębią:

„J a k obszar m órz otacza zewsząd ląd, ta k życie w k rą g je s t otoczone snami.

N a le j Iz ie noc, dźw ięcznym i ju ż fa la m i 0 ziem i brzeg ż yw io łu b ije prąd.

To jego glos: on k u si nas i prosi w p rz y s ta n i łódź czarow na w abi w dal, a p rz y p ły w g rz m i i szybko nas unosi w nic ogar nioność swoich ciem nych fa l.

Z otch'annych den spogląda nam w oblicze, p alący s'ę w gw iazd g lo rii n icbny dzwon 1 plyniem tam , a przepaść tajem nicza otacza ogniem nas ze w sz y s tk ic h s tro n “ .

A miłość Tutczew a — to groźny żyw 'cł, dwóch serc „w jedność się fa­

talne zlanie i... pojedynek ich na śmierć". Niszczy i przepala duszę ko­

chanki, która skarży się:

„D z ie ń za dniem w oburzeniu i tęsknocie

. płynie,

w łzach, gniew ie — dusza m a zraniona tr w a : ja cierpię, ale żyję — Żyję n im jedynie, lecz życie to , ach! ja k ą ż gorycz m a !“

A w innym wierszu poeta wyznaje:

„A c h , ja k zabójczo m iłu je m y , ja k ślepi nam iętności głos i ja k n a jp ew n ie j zadajem y n a jb liższym sercu zgubny cios!“

Śnrerć Tiutczewa nie ma przeraża­

jącego obl ezą. Zna ją z jesiennej ago- n ii natury:

„J a k to, co w iędnie, je s t nam m iłe, ja k im u ro kie m w a b i nas,

g d y to, co k w itło i eo żyło, a co się teraz w ycieńczyło, o s ta tn i się uśm iechnie ra z !“

Symbolem jej stoję s’ę dla n :ego wosenire roztop enie s"ę w marcu p ły ­ nących po rzece kie r lodu:

„W i< Ik ie czy m ałe — razem w szystkie stra ciw szy sw ój p ie rw o tn y k s z ta łt z le ją się chłodne z m órz A c h lis k ie m i zginą wśród spienionych fa łd .

O m y ś li lu d z k ic h omam ienie, 0 ty , człowiecze, dumne „ ja “ , czyż to nie tw ó j3 przeznaczenie, czyż nie ta k kończy się tw a g r a ? !“

Toteż, gdy śmierć nadejdzie, przyjm ie ją odważn e, po męsku, jak w tymi wierszu pisanym po śmierci brata:

„B ra c ie , coś ze m ną k ro c z y ł przez la t ty le 1 ty odszedłeś ta k ja k in n i — ta m : na zrębie nagim liczę swoje chw ile — dokoła p u stka i ju ż jestem sam.

D n i policzone, s tr a t swych ju ż nie zliczę, życie o sta tn i u czyniło gest:

nie m a k ry ć kogo — w dal w pieram oblicze 1 na m nie k o le j ju ż następna je s t“ .

I tylko jedno ma życzenie pośm ertne:

„O nie kładźcie ty lk o m nie do w ilg o tn e j ziemi.

N iechaj tra w a s k ry je m nie liśćm i swemi.

N iech w ie trz y k a sło d k i w iew l< kko ją potrąca,

niech lig a w k i słyszę śpiew, gdy obłoki spoza drz w

cicho p ły n ą w b la sk m ie s ią c a . . . “

(D. n.).

M a ria n G u m o w s k i.

(3)

«

N r 1 ( 2 6 ) _________________________ ___________ Z D R Ó J S f r . 3

NARCYZ Ł L B M C K I

MATERIALIZM A IDEALIZM (III)

JAK Ł A TW O UJŚĆ ZA BEZBOŻNIKA

M a t e r i a l i z m w d z ie d z in ie T e ­ l i g i i — to a t e i z m .

W ty m sensie n a z y w a n o m a te ria lis tą V o l t a i r e * « , posądzanego o « te izm . W rzeczyw isto ści w ie lk i ,starzec z F e r- n e y n ie b y ł z d e k la ro w a n y m a te istą . S ły n ­ n y je s t jego a fo ry z m : „ s i D ie u n 'e x i­

s ta it pas, i l fa u d r a it l'in v e n te r " („g d y b y Bóg n ie is tn ia ł, n a le ż a ło b y Go w y m y ­ ś lić ") w s k a z u je n a to , że u z n a w a ł w a r­

tość u czu cia re lig ijn e g o , c h o ć o d n o s ił się ze z ja d liw y m sceptycyzm em d b p ró b o p a rc ia o o b ja w ie n ie d o w o d u is tn ie n ia Boga lu b ja k ic h k o lw ie k d o g m a tó w re- lig ii k o ś c ie ln e j.

S k ła n ia ł się raczej k u d e i z m ó w i, p o g lą d o w i ro z w ija n e m u przez ówczesną filo z o fię a n g ie lską , w e d łu g k tó re g o is t­

n ie je ro z u m n a P ra p rz y c z y n a św iata, n ie w trą c a ją c a się do je g o d z ie jó w . D z ia ła ­ n ie je j m ia ło się o g ra n ic z a ć d o z m o n to ­ w a n ia św ia ta i do „p u szcze n ia go w ru c h " n a kiszta łt zegara. D a le j ś w ia t m ia ł się ro z w ija ć w e d łu g w ła s n y c h p ra w , bez in g e re n c ji c z y n n ik a boskiego, bez „ c u ­ d ó w " , ja k sprężyna zegarow a, n a k rę c o ­ n a raz przez w y tra w n e g o z e g a rm istrza , ro z w ija się bez je g o u d z ia łu . Dei-zm, ja k w id z im y , n ie je s t «te izm e m , c h o ć się do n ie g o z b liża w p o g ląd zie na n a tu r a ln y ro z w ó j ś w ia ta T o te ż V o ta ire , s z e rm u ją ­ c y n ie je d n o k ro tn ie a rg u m e n ta m i deisty- c z n y rn i n ie je s t sko ń czo n ym m a te ria li­

stą w d z ie d z in ie r e lig ii (tj. ateistą), za ja k ie g o często u ch o d zi.

P o d o b n ie ja k d e is tó w , posądza się n ie ­ raz o a te izm p a n t e i s t ó w , głoszą­

cych , że n ie m a Boga poza Światem ; że w sze ch św ia t ja k o całość je s t w ie c z n y i d o s k o n a ły i je s t to żsa m y z B ogiem . N a jw y b itn ie js z y c h p a n te is tó w G io rd a n a , B ru n a , S pinozę uw a ża no za ateistów i ja k o a te is tó w prześladow ano; ale i o n i o czyw iście n ie b y li ty m , za co ic h b ra n o , gdyż m in io , że o d m a w ia li B ogu osobow o­

ści, p rz y p is a y w a li ś w ia tu c h a ra k te r b o ­ ski.

DETRONIZACJA KRÓLA KRÓLÓW A te is ta m i k la s y c z n y m i, c z y li ty p o w y ­ m i — w p o p u la rn y m ro z u m ie n iu — m a te ­ ria lis ta m i w d zie d z in ie r e lig ii są (żeby w y m ie n ić n a jw y b itn ie js z y c h ): w In d ia c h

— ju ż K a p ila , tw ó rc a S a m k h y i; w E u ro ­ p ie : Demo k r y l, E p ik u r , L a m e ttrie , H o l­

bach, S tirn e r, B ü c h n e r, F eue rb a ch , M a rx i E ngels, L e n in . W szyscy o n i o d ­ rz u c a ją „h ip o te z ę " Boga lu b „b a jk ę 0 B o g u " ja k o zbędne, a n a w e t s z k o d li­

w e k o n s tru k c je fa n ta z ji, bądź z a tru w a ­ ją c e życie c z ło w ie k a n ie u z a s a d n io n y m lę k ie m p rzed „ k a r a m i n ie b a " (E p ik u r), b ądź służące do u cie m ię że n ia w a rs tw n ie p o s ia d a ją c y c h przez m o ż n y c h św ia ta

(m a rk s iz m ).

P ie rw s z y m w y b itn y m a te istą w d zie ­ ja c h m y ś li e u ro p e js k ie j b y ł D e m o- k r y t. R o z p a tru ją c ś w ia t c a ły ja k o k o m b in a c ję n ie p o d z ie ln y c h cząsteczek m a te rii, n ie p o z o s ta w ia ł w n im m iejsca

dla Boga. A le i poza św ia te m nie u m ie j­

s c a w ia ł Boga, tw ie rd z ą c , że w szechśw iat p o w s ta ł i is tn ie je n ie na m o cy ja k ie jś zew ­ n ę trz n e j, w yższej w o li, lecz w y łą c z n ie w w y n ik u w s p ó łd z ia ła n ia ru c h ó w tk w ią ­ cych w samej m a te rii.

A te iz m od Dem o k ry ta p rz e ją ł E p i- k u r, a w ie lb ic ie l jego L u k r e c j u s z w sw ym s ły n n y m poem acie f lozo-f-icz- n y m „D e n a tu ra re r u m " r o z w ija ł d alej ko n c e p c ję ate istyczn ą i p rz e d s ta w ia ł ją w e fe k to w n e j fo rm ie . „ E p ik u r , pisze L u ­ k re c ju s z , b y ł p ie rw s z y m ze ś m ie rte ln i­

k ó w , k tó r y o d w a ż y ł się podeptać n oga­

m i w sz y s tk ie re lig ie i zabobony, p rz y ­ g n ia ta ją c e nasze g ło w y d o p ro c h u zie m ­ skiego, i o panow ać w ra z z n a m i n ie b o ".

1 d a le j: „p ie rw s z y c h bogów na ziem i s tw o rz y ł s tra c h “ . Ja k E p ik u r , L u k r e ­ cju s z sądził, że szczęście lu d z k o ś c i w y ­ m aga zniszczenia re lig ii. P odo b n ie H o b- b e s o k re ś la ł re lig ię ja k o „s tra c h przed n ie w id z ia ln ą s iłą w y im a g in o w a n ą na p o d s ta w ie w y m y s łó w , dopuszczonych

* ) Por. „ Z d ró j" -n r.n r. 11 (P o sta w y ży.

•tow e) i 13 (S ta n o w iska w etyce).

S t a n o w i s k «

przez p a ń s tw o ", a p o w s ta ły c h „w s k u te k n ie z n a jo m o ś c i w ła ś c iw y c h p rz y c z y n rze­

c z y ".

F a k ty c z n y m , choć n ie ja w n y m m a te ­ ria lis tą w d z ie d z in ie r e lig ii je s t P i o t r B a y 1 e, w n ik liw y a u to r „S ło w n ik a h i­

sto ryczn e g o i k ry ty c z n e g o ". B a y le w y k a ­ z u je sprzeczność m ię d z y w y w o d a m i ro z u ­ m u lu d z k ie g o a d o g m a ta m i o b ja w ie n ia b o ­ skiego. Bóg m a b y ć w szechw iedzący, w szechm ocny i n ie sko ń cze n ie d o b ry . Lecz gdzie je s t d o b ro ć Boga, p y ta B a yle , je ż e li p rze w id z ia ła ś tn ie n i e zła w św iecie, k tó ­ re n ie m o g ło z a istn ie ć bez Jego w o li?

A je ś li n ie p rz e w id z ia ł zła, to gdzie je s t je g o w szechw iedza? A je ś li n ie c h c ia ł go, to gdzie je s t Jego w szechm oc? — Jeżeli w re szcie B óg c h c ia ł zła w św iecie i s tw o rz y ł c z ło w ie k a d o stę p n ym grzecho­

w i, to k to je s t te m u w inien. Za co c zło ­ w ie k m ia łb y b y ć k a ra n y ? Gdzie je s t s p ra w ie d liw o ś ć Boga? — C z ło w ie k m y ­ ślący, u p ra w ia ją c y re lig ię n a s z p ik o w a n ą sprzecznościam i je s t g łu p cem , a lb o o b ­ łu d n ik ie m , ośw iadcza B ayle. Lepsza ju ż n ie w ia ra n iż zabobon. R e lig ia zresztą n ie je s t n ie zb ę d n a do u trz y m a n ia w y ­ sokiego p o z io m u etycznego. A te is ta m o ­ że stać oi w ie le w y ż e j ; od w zględem m o ­ ra ln y m n iż c z ło w ie k re lig ijn y . Na do­

w ó d tego tw ie rd z e n ia B a yle w s k a z u je na w ys o k ą e ty k ę E p ik u ra , L u k re c ju s z a , P lin iu s z a , Di-agorasa, V a n in ie g o , S pino­

zy, (częściowo m y lą c , ja k to się często zdarza, a te is tó w ,z p a n te is ta m i).

Z o rg a n iz o w a n y a ta k na T eligię p rz y ­ puszczają m a te ria liś c i W ie k u O św iece­

n ia : „N ie n a w id z ę , — p is a ł D i d e r o t ,

— w s z y s tk ic h po m a za ń có w b o żych , ja k ­ k o lw ie k b y się n a z y w a li... i n ie p o trz e ­ ba n a m a n i księży, a n i b o g ó w “ . In te ­ res lu d z i, ośw iadcza H o lb a c h , w ym a g a n a jg ru n to w n ie js z e g o zniszczenia w ła ś n ie o m a m ie ń re lig ijn y c h i... zd ro w a filo z o ­ fia p o w in n a p o św ię cić się przede w szy­

s tk im ic h u n ic e s tw ie n iu ". „ W im ię B o­

ga — n ie sko ńcze n ie m iło s ie rn e g o — p o ­ p e łn ia się n a jo k ru tn ie js z e z b ro d n ie . M ó ­ w ią , że Bóg je s t w sze ch w ie d zą cy, ale ja k z Jego w szechw iedzą g o d zi się w y ­ s ta w ia n ie lu d z i na próbę? Bo przecież Bóg p o w in ie n w ie d zie ć, -czy iz ło w ie k da się skusić!

P rz y ta c z a ją c jeszcze a rg u m e n ty za­

c z e rp n ię te -od B a y le ‘a, H o lb a c h k o n k lu ­ d u je : — „J e ś li chcem y b y ć su m ie n n i, p o w in n iś m y uznać, że ow a Is to ta jest a b s o lu tn y m zerem i że m a ja k o s n u ty d la w y tłu m a c z e n ia p rz y ro d y je s t w ista- te j sprzeczności z p rz y ro d ą ".

M a te ria liś c i W ie k u O św iecenia zasta­

n a w ia ją .się n a d pocho d ze n ie m r e lig ii.

— „Ig n o ra n c ja , s tra c h , k lę s k i b y ły za­

wsze ź ró d łe m p ie rw s z y c h w y o b ra ż e ń lu ­ d zi o b ó s tw ie ", pisze H o lb a c h “ ... S k u ty p rz e ra ż e n ie m c z ło w ie k zaczyna sm utno ro z m y ś la ć o sw ych c ie rp ie n ia c h i d rżą c szuka sposobów po zb ycia się ich, zn isz­

czenia g n ie w u prze śla d u ją ce g o go W id ­ ma. T a k oto w w a rszta cie s m u tk u niesz­

częsny c z ło w ie k tw o rz y m a ja k , z k tó re ­ go c z y n i sobie B o g a ". „ W rz e c z y w is to ­ ści zaś u p ra w ia ć k u lt Boga znaczy u p ra ­ w ia ć k u lt w y tw o ru w łasnego m ó z g u ".

W w ie k u X IX F e u e rb a ch u ją ł tę m y ś l z w ła ś c iw y m sobie d o w c ip n y m la k o n iz - m e m : „N ie Bóg s tw o rz y ł c z ło w ie k a , lecz c z ło w ie k B oga". Na m iejsce te o lo g ii (n a u k i o Bogu) n a le ży p o s ta w ić „ a n t r o ­ p o lo g ię " (naukę o c z ło w ie k u )*). R e lig ia je st „s n e m ż y c z e n io w y m " c z ło w ie k a , tw ie rd z i F e uerbach, w y p rz e d z a ją c w ty m tw ie rd z e n iu b a d a n ia p s y c h o a n a lity ­ czne fre u d y z m u . „B ó g je st ty lk o „ W ie l­

k im o d b ic ie m c z ło w ie k a ". „P o z n a n ie B o­

ga je s t samopozna-n-iem c z ło w ie k a ".

F euerbach w y w a rł po tę żn y w p ły w na d o k tr y n y Marx-a i Engelsa.

Ci m a te ria liś c i d ia le k ty c z n i (w raz z w y b itn y m i-ch u czn ie m L e n in e m , k tó ­ r y szczególnie z a c ie k le z w a lc z a ł „ fid e -

* ) Podobnie m y ś li te ż C o m t e .

i r e l i g i j n e

iz m " ) , u z u p e łn ia ją c serię a rg u m e n tó w a te is ty c z n y c h , p rz y p is u ją g łó w n ą ro lę przy* p o w s ta n iu r e lig ii c z y n n ik o m e ko ­ n o m ic z n y m , a samą re lig ię ro z p a tru ją ja k o „ o p iu m " , ja k o o szustw o, z o rg a n i­

zow ane przez kla sę posia da ją cą , słu żą ­ ce za n a rz ę d z ie u c is k u p o lity c z n e g o i e k s p lo a ta c ji e k o n o m ic z n e j ubo g ich mas p ra c u ją c y c h .

T a k p rz e d s ta w ia -się w n a jo g ó ln ie j­

szym za ry s ie ro z w ó j p o g lą d u m a t e- r i a l i s t y c z n e g o w d z ie d z in ie r e li­

g ii.

Cóż się d z ie je p o d ru g ie j s tro n ie b a r y ­ ka d y?

M a te ria liz m o w i w d z ie d z in ie r e lig ijn e j p rz e c iw s ta w ia ją się — -analogicznie do tego, co w id z ie liś m y w in n y c h d z ie d z i­

n a ch : w ż y c iu i w e tyce *) — i d e a ­ l i z m . A te iz m o w i p rz e c iw s ta w ia się — t e i z m .

M o żn a ro z ró ż n ić trz y zasadnicze f o r ­ m y te izm u .

B Y K I MALUJĄCE BOGA

T e i z m p i e r w o t n y w zg lę d n ie a n t r o p o m o r f i c z n y w y s tę p u je n a a renę m y ś li lu d z k ie j ju ż w z a m ie rz c h ­ ły c h czasach p rz e d h is to ry c z n y c h . A n tr o ­ p o lo g ia i p re h is to ria p o d a ją , że ju ż H o- m o n e a n d e r t a l i s , p rz o d e k c z ło ­ w ie k a z trz e c ie j e p o k i m ie d z y lo d o w c o - w e j (ok. 200.000 la t p rze d naszą erą) u d u c h a w ia ł ja k o ś -otoczenie i u p ra w ia ł k u lt r e lig ijn y to s p e c y fic z n y m ry tu a le , 0 czym św iadczą m a g iczn ie „o b ro b io n e "

lic z n e czaszki lu d z k ie , z n a jd u ją c e się w ja s k in ia c h n e a n d e rta lc z y k ó w o ra z z w y ­ czaj ic h g rz e b a n ia z m a rły c h w ra z z ic h

„ b r o n ią " . ^ .B o g o w ie " p rz e d s ta w ia li się p ie rw o tn e m u c z ło w ie k o w i p o d ró ż n y m i p o s ta c ia m i: z ja w is k d pro ce só w p rz y r o ­ d y (g rz m o tu , deszczu, w ia tru ...) części p rz y ro d y (rze k, gór, gw ia zd ...), is to t ż y ­ w y c h (d rze w , z w ie rz ą t, lu d z i). — B o ­ g o w ie G re k ó w s ta ro ż y tn y c h k o c h a li się, k łó c ili, z a z d ro ś c ili i n ie n a w id z ili ja k l u ­ dzie. A le ju ż Ksenofanes w V I w . -przed naszą erą p ię tn o w a ł a n tro p o m o rfiz m re ­ lig ii h e lle ń s k ie j: „Ś m ie rte ln i m y ś lą , że b o g o w ie ro d zą się, noszą .szaty, m a ją głos i postać cielesną ja k -oni". W szys­

cy lu d z ie s tw a rz a ją b o g ó w na p o d o b ie ń ­ stw o siebie sam ych: „ E tio p o w ie m ó w ią , że ich b o g o w ie m a ją -szerokie n osy i są c z a rn i; T ra k o w ie zaś m ó w ią , że b o g o w ie są ru d z i i m a ją oczy n ie b ie s k ie ". „A le g d yb y b y k i, k o n ie i lw y m ia ły ręce 1 u m ia ły n im i m alow ać... ja k lu d z ie , to k o n ie p rz e d s ta w ia ły b y b o g ó w p o d o b ­ n y c h do k o n i, a b y k i — p o d o b n y c h do b y k ó w ..."

P o m im o ta k d osadnej k r y t y k i, pog łę ­ b io n e j i ro zsze rzo n ej w o k re s a c h póź­

n ie js z y c h , te iz m a n tro p o m o rfic z n y p rz e ­ tr w a ł aż do naszych czasów w postaci r e lig ij k o ś c ie ln y c h w ie lu w y z n a ń : j u ­ d a iz m u , c h iry s tia n iz m u , m a h o m e ta n iz m u itd ..., p rz y b ie ra ją c fo rm ę m o n o te iz m u (k u ltu jed n eg o Boga -o cechach — fiz y c z ­ n y c h lu b d u c h o w y c h — c z ło w ie k a w y i­

d e alizow anego). Bóg ż y d o w s k i gn ie w a się i k a rze i „k o c h a m iło ś c ią z a z d ro s n ą ".

W S ta ry m T e stam encie z n a jd u je m y ta k i passus: „B ó g m ó w i A ro n o w i i M a r ii 0 M ojżeszu: „M ó w ię do n ie g o usta w usta i on m n ie w id z i rze czyw iście , n ie m g liś c ie a n i w w y o b ra ź n i" (N u m e ri X I I , 8). — Bóg c h rz e ś c ija ń s k i „c h c e , w id z i 1 p rze b a cza ", w cie la się w Syna C z ło w ie ­ czego, k tó r y po p o w ro c ie do n ie b a za­

siada po p ra w ic y O jc a swego n a tr o n ie c h w a ły " , „s ą d z i" , „n a g ra d z a " i „k a r z e “ ...

(M at. " V I,4,14,21,X X V ,31-46; M a r. X V I, 19). B óg m a h o m e ta ń s k i je s t „ż y w y , p o tę żn y i b e zse n n y". W o la jego,, p o d ­ trz y m u je n ie b o i zie m ię , a je d n a k n ie m ęczy Go to " . Jest „ w ie lk i i w z n io s ły "

(Ś w ię ty „w ie rs z t r o n o w y " K o ra n u ). Jest gospodarzem ra js k ic h o g ro d ó w i o p ie k u ­ n e m h u ry s e k . AlLah n ie z n o s i k-onku-

*)P o r. n r .nr. 11, 13 „Z d ro ju ".

re n q ji in n y c h b o g ó w : „ l a ilä h a illä 'llä - h u “ — „ n ie m a Boga o p ró c z A lla h a “ , a -M ahomet je s t je g o p ro ro k ie m . — Z re ­ sztą tę p ie n ie k o n k u re n tó w je s t n a cze l­

n y m żą d a n ie m każdego w ła d c y n ie b ia ń ­ skiego w re lig ia c h m o n o te is ty c z n y c h :

„ N ie będziesz m ia ł c u d z y c h b o g ó w p rz e ­ d e m n ą " (E xod. X X ,3) lu b jeszcze d o b it­

n ie j: „N-ie p o k ło n is z się ża dnem u in n e ­ m u bogu, .albow iem W ie c z y s ty n a z y w a się B o g ie m Z a z d ro s n y m " (E xo d . X X X IV , 14).

Z w ie lk ic h ir e lig ij je d y n ie b u d d y z m — i to ty lk o w p ie rw o tn e j, c z y s te j postaci,

(k tó ra p ó ź n ie j z o sta ła m o cn o -zw u lg a ry­

zow ana) n ie po sia da c h a ra k te ru a n tro - p o m o rfic z n e g o .

Ś W IĘ T Y ROZCZYN

P a n t e d z m -porzuca a n -tro p o m o rfi- o zny sto su n e k do Boga, ro z p a tru ją c Go ja k o n ie o sob o w ą siłę, p rz e n ik a ją c ą św ia t. W id z ie liś m y , że n ie k tó re system y p a n te is ty c z n e b ra n e b y ły za w y ra z p o ­ g lą d ó w m a te ria lis ty -c z n y c h *) — n ie s łu ­ sznie. W ia ra w u d u c h o w ie n ie ś w ia ta i je ­ go d o sko n a ło ść n ie w ą tp liw ie n a le ż y do p o g lą d ó w id e a lis ty c z n y c h .

Już w s ta ro ż y tn y c h V edach h in d u ­ s k ic h (na p ó łto ra tysią ca la t prze d n a ­ szą erą) s p o tk a m y a k c e n ty p a n te is ty ­ czne (zwłaszcza w A th a rv a v e d z ie , póź­

n ie j — w Chando-gya U p a n ish a d zie ). W f ilo z o f ii e u ro p e js k ie j p ie rw s z y m i wyt- b itn y m i p a n te is ta m i są e l e a o i (ich M is trz e m je s t w ła ś n ie te n K senofanes, k tó r y z ta k m o cn ą i o b ra z o w ą k r y t y ­ k ą w y s tą p ił p rz e c iw k o a n tro p o m o rfiz m o - w i re lig ijn e m u ). W o k re s ie h e lle n is ty c z ­ n y m p o g lą d p a n te is ty c z n y głoszą i ro z ­ w ija ją s t o i c y . Ś w ia t posiada n a tu rę b oską, je s t w ie c z n y i n ie s k o ń c z o n y , ży­

w y i ro z u m n y , ¡zo rg a n izo w a n y c e lo w o i h a rm o n ijn ie , doskonal)-, w e w s z y s t­

k ic h sw o ic h p rz e ja w a c h , ro z p a try w a ­ n y c h z p u n k tu w id z e n ia całości.

W śre d n io w ie c z u p rz y b ie ra p a n te iz m (ra c jo n a lis ty c z n e z a b a rw ie n ie u D a w i d a z D i n a n t i m is ty c z n e u M i s t r z a E c k h a r t a . T e n -ostatni p o d k re ś la , że n ie m a Boga osobowego „ p r z e d " p o ­ c z ą tk ie m św ia ta , że ro z w ó j ś w ia ta je s t je d n o cze śn ie s a m o rz u tn y m ro z w o je m

„B ó s tw a " , k tó re p o z n a je m y we w ła s n e j duszy d z ię k i „ s c in t illa " -— „ is k ie r c e " , is tn ie ją c e j w nas i będącej in d y w id u ­ a ln y m p rz e ja w e m procesu poznaw czego wszechobecnego, ro zla n e g o w p rz y ro d z ie i z n ią tożsam ego Boga. P a n te izm m i­

s ty c z n y z n a jd u je swego w ie lk ie g o p rz e d ­ s ta w ic ie la w o k re s ie O d ro d ze n ia . Jest , n im J a k ó b B ö h m e , szewc z .za­

w o d u , n a z y w a ją c y św ia t „c ia łe m B oga“ , a Boga „se rce m ś w ia ta ". M iło ś ć i g n ie w b o s k i n ie są n ic z y m in n y m ja k d o b re m i złem , p a n u ją c y m w p rz y ro d z ie , a n ie ­ b o i p ie k ło n ie są w „z a ś w ia ta c h ", lecz w duszy każdego z nas.

O kres O d ro d z e n ia d a je jeszcze je d n ą postać p a n te is ty , p rz e s ła n ia ją c ą w ie lk o ­ ścią i tra g iz m e m lo só w w s z y s tk ie in n e . Jest to G i-o r d a n o B r u n o , spalo­

n y żyw cem n a stosie za swe „h e re ty c ­ k ie " p o g lą d y . B ó stw o ijest n ie s k o ń c z o ­ n y m , p e łn y m d y n a m iz m u w sze ch św ia ­ tem , ściśle j m ó w ią c je s t jego duszą, p rze syca ją cą go w n a jm n ie js z e j ch o c- b y je g o cząsteczce i p o w o d u ją c ą n a jw y ż ­ szą h a rm o n ię i celow ość całości, je j n ie ­ skończone p ię k n o .

W czasach n o w o ż y tn y c h p o w s ta je k la ­ syczn y p a n t e i z m p s y c h o f i z y c z ­ n y S pinozy, p rz e d s ta w ia ją c y „B ó s tw o c z y li P rz y ro d ę " („D e u s sive N a tu ra " ) ja k o je d y n ą su b s ta n c ję o n ie s k o ń c z o n o ­ ści a try b u tó w , z k tó ry c h dw a są n a m znane: ro zcią g ło ść i m yś le n ie . N a tu ra i d u ch n ie są zatem czym ś ró ż n y m o d siebie, lecz t y lk o d w ie m a s tro n a m i te j sam ej rzeczy, k tó rą je st ś w ia t c z y li Bóg.

B óg n ie je s t z e w n ę trz n ą s iłą w obec z ja -

(Dokończenie na str. 4-ej)

* ) Schopenhauer ma p rz y k ła d n a zyw a p anteizm z w ła ś c iw y m sobie iro n ic z n y m dowcipem — „g rze czn ym ateizm em ".

Cytaty

Powiązane dokumenty

Nastały dni, które toczyły się nad przepaścią i które niejednego pochłonęły, ale już z dala od bram, które przez śmierć prowadziły do wolności. Siódmy

Na pierwszy plan dramatu wybija się Geert, przedstawiciel „innych ludzi“ , co się przemienili nie tylko przez „te gazyty i książki, czytane potajemnie przy

Wyrazem tej znamiennej postawy osobistej wobec przedmiotu badania jest pogląd Kleinera na dzieła sztuki wywodzący się z prze­.. świadczenia, że świat wartości

cego do skaczących z pociągu robotników, długa podróż w dusznych wagonach, brak snu i wody zmęczyły go znacznie, więc snuł się teraz po podwórku jak bez

Coraz bardziej zanika u nas poczucie odpowiedzialności za to wszystko, co się czyni i co się pisze.. Jest to z pewnością jeszcze jeden ze śladów tych

rzem. Na szczęście doczekał się, że jego myśli zostały utrwalone przez wiernego ucznia. Ta ostatnia jest wyjątkowo ciekawa. Tam można nauczyć się myśleć i

Prawdą natomiast jest, że współczesność potrzebuje sztuki, tylko nie wie, czego W niej szukać, więc bierze dobrą plastykę i złą plastykę, czasem odrzuca

Na tym tle może też rozwijać się żywy ruch choreograficzny, imprezy i szkoły tańca artystycznego, których jest tu