• Nie Znaleziono Wyników

Zdrój : kultura - życie - sztuka, 1947.03.01 nr 3

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Zdrój : kultura - życie - sztuka, 1947.03.01 nr 3"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Cena 15 zł.

IT F IT llfílC n

M m « .¿sw re ■ amsrnmn.

S K D D IŁ W D E « ■ S S ' E a E - T U ' H I L A

O JiJJiá lJLia J

ROK LUBLIN, 1 M A R C A 1947 R. Nr 3 (28)

TREŚĆ N U M ER U : JANINA PLISZCZYŃSKA

AMICUS PLATO, SED MAG1S AMICA VERITAS

KALIKST MORAWSKI

TWÓRCZOŚĆ LITERACKA CERVANTESA

KAZIMIERZ PIETKIEWICZ

ART. MALARZE A WIEŚ POLSKA

IULIUSZ KURZĄTKOWSKI ,

PLASTYKA A SPOŁECZEŃSTWO CZ. JASTRZĘBIEC KOZŁOWSKI

W OBCYCH ZWIERCIADŁACH STANISŁAW PAGACZEWSKI

DZIEJE JEDNEGO MIASTECZKA STANISŁAW K. PAPIERKOWSKI

O MUZYCE JUGOSŁOW

LIST DO REDAKTORA „Z !^ f> J U ‘’ . : Z l RECENZJE KSIĄŻEK ' * y - "

OŁOSY O „ZD RO JU" p ^ / n

PRZEGLĄD CZASOPISM '

'/sr.

r .

T A N IN A P LIS ZC Z Y Ń S K A

AMICUS PLATO, SED M A G IS A M IC A VERITAS

W

z w ią z k u z a rty k u łe m p. N. L u b n ic - kie g o p t: „M a te ria liz m a id e a liz m 1' ( I II ) n a su n ą ł m i się szereg re fle k s y j, k tó ­ re tu p rze d sta w ia m .

P rzede w s z y s tk im w im ię ścisłości n a u ­ k o w e j muszę sprostow ać pogląd, ja k o b y E p ik u r b y ł ateistą. P o w o łu ję się tu na p ra cę n a jlepszego w Polsce .znawcy E p i­

k u ra , p. p ro f. d r A. K ro k ie w ic z a , k tó r y w swej w y c z e rp u ją c e j m o n o g ra fii p t: N a u ­ ka E p ik u ra (r. 1929 P o lska A k a d e m ia U m ie ję tn o ś c i) p rze d sta w ia w y c z e rp u ją c o te o lo g ię E p ik u ra . O to , co m ó w i oin :na str.

250: „T e o lo g ia E p ik u r a s ta n o w i n a jz a ­ w ilszą część n a u k i filo z o fa . Pobożność a rc y m is trz a , p o m a w ia n e g o o o b łu d ę ju ż przez s ta ro ż y tn y c h , w y d a w a ła się długo nieszczerą ta k ż e w czasach n o w s z y c h ,

a k ie d y się z n ią w k o ń c u pogodzono pod n a c is k ie m z a ch o w an ych św ia d e ctw , je d n i uczeni u s iło w a li ją w y tłu m a c z y ć alego­

ry c z n ie in n i się zn ie c h ę c ili m n ie j lu b w ię ce j w y ra ź n ie , a ty llk o n ie k tó rz y p ró b o ­

w a li rzecz p rz e n ik n ą ć ...“ W p o d a n y m tam że, na s tr. 254 liś c ie do M erzejkeusa cz y ta m y słow a samego E p ik u ra : „ W ie r r /przede w s z y s tk im , że bóg je s t tw o re m n ie ­

zn iszcza ln ym i szczęśliw ym ... i w ie rzą c ta k , strzeż się go k a la ć c z y m k o lw ie k , co b y b lu ź n iło o w e j nieizniszczalności lu b co b y m ą c iło ow o szczęście. M y ś l n a to m ia s t o n im w szystko , co w a ru jo jego szczęście w ra z z nie z n i s z czaln ością. A lb o w ie m bo­

gow ie są. T a św iadom ość n ie pozostaw ia n i c ie n ia w ą tp liw o ś c i. N ie są je d n a k ta ­ k im i, ja k sobie r o i g m in “ .

N ie w ch o d zę tu ju ż w szczegóły nauiki, k tó r a głosi b y t d o sk o n a ły 1 n ie ś m ie rte ln y szczęśliw ych b o g ó w w w ie c z n y c h mięćLzy- św ia ta ch kosm osu. W ża d n ym p rz y p a d ­ k u je d n a k E p ik u r a te is tą nie b y ł.

P sych o lo g iczn e ro z w a ż a n ia genezy uczuć re lig ijn y c h o g ra n ic z y ł p. N. Ł u b - n ic k i do stw ie rd z e n ia , zresztą dość p o ­ b ła ż liw e g o , że „s ą one p o trz e b n e p e w ­ n e m u ty p o w i lu d z i p o to , b y m o g li w spo­

sób b a rd z ie j sensow ny i p e łn y u ło ż y ć so ­ b ie życie, b y c z u li nald sobą o p ie k ę w c h w ila c h n ie d o li...“ , k r ó t k o m ó w ią c , uezu-

SŁOWO OD REDAKCJI

Zamieszczony w N r 1 wznowionego

„ Z d ro ju “ a rty k u ł I ) r N arcyza Łubnickie- go, profesora UMCS w L u b lin ie, pt.: „ M a ­ terializm a idealizm “ — będący trzecią

i ostatnią częścią całości, k tó re j części 1 i I I ukazały się na łam ach „ Z d ro ju “ przed zm ianą redaktora pisma — w yw o­

ła ł w sferach naukow ych i społecznych L u b lin a żyw ą reakcję. W y ra ze m tego b yły głosy i listy, nadesłane R edakcji.

Zamieszczając w numerze trzecim ar- t jk u ł l) r Janiny Pliszczyński j, w y k ła ­ dowcy K U L , polem izujący ze stanowis­

kiem D r Lubnickiego-, podkreślam y raz jeszcze nasze stanowisko, zajęte w a rty ­ kule wstępnym (N r 1 (26): dając możność w ypowiedzi autorom o różnych poglą­

dach na świat nic chcemy tym samym stwierdzić, że p o g ą d y w ypowiadane przez piszących w „ Z d ro ju “ są zawsze zgod­

ne z poglądami Redakcji. D ając pełną swobodę wypowiedzi Redakcja rezerw u ­ je sobie prawo zamieszczania artykułów

polem izujących, traktu jących to samo zagadnienie ze stanowiska zupełnie o d ­ miennego.

cie T e lg ijn e je st p o trz e b n e c z ło w ie k o w i słabem u, stąd w n io s e k , że c z ło w ie k , n ie - p n trz e b u ją c y o p ie k i, s iln y i św adom y sw ych celów, n ie p o trz e b u je re lig ii? ! Otóż, ta a n a liza p sych o log iczn a n ie je s t zgod­

na z n a tu rą lu d z k ą . R e lig ijn i b y w a ją i lu ­ dzie słabi i Ludzie m o c n i. N ie w chodzę ju ż w to , co n a zy w a m y słabością, a co si­

łą , i c o n ią je s t w ła ś c iw ie , b o n p . ta k i So­

k ra te s ju ż w V w . p rze d C hrystusem w

„Go-rgias-z-u“ P la to n a m ó w i, że „w ię k s z y m nędizanzem jest ten, co w y rz ą d z a k r z y w ­ dy, n iż te n , c o ic h d o z n a je , i te n , k tó re g o k a ra n ie sp o tyka , n iż ten, k tó r y ją p o n ie ­ s ie “ , a b ru ta ln y n a d c z ło w ia k nietzscheań-

ski n ie re p re z e n tu je a n i m o ra ln e j s iły ani u m y s ło w e j. P o m ija m także tę o ko liczn o ść, że c z ło w ie k o sobie n ig d y n ie m oże p o ­ w iedzieć, że je s t dostatecznie s iln y , gdyż często pod n a c is k ie m w e w nętrznego

„m a rę te o e b ra ru m “ p ę k a n ie sp o d zie w a n ie obręcz w o li i s iły . P o k o ra c h rz e ś c ija ń s k a nie je st sztu czn ym tw o re m , jest n a tu ra ln ą

postaw ą rozu m n e go c z ło w ie k a . Id z ie m i p rzede w s z y s tk im o to , że a n a liz a p sycho­

lo g ic z n a p. N. L u b n ic k ie g o n ie w y c z e r­

p u je zagadnienia. N a c z e ln y m b o w ie m m o ty w e m psychologiczniyom re lig ijn o ś c i c z ło w ie k a je s t p o trz e b a a d o ra c ji, k tó ra każe c z ło w ie k o w i paść n a k o la n a przed Is to tą d o sko n a łą , n ie ś m ie rte ln ą , będącą w ie c z n y m i id e a ln y m d o b re m , p ię k n e m i p ra w d ą . L u d z ie n a jż a rliw s z e j w ia ry m o d lą się do Boga, ja k o do swego n a jw y ż ­ szego id e a łu ; św. A u g u s ty n w sw ych „S o ­ lilo q u ia “ w o ła w c h w ili n a jg łę b sze j m o ­ d lit w y : „T e in v o c o , Deus ve rita s..., Deus

sapientia..., Deus b o n u m et p u lc h ru m , in q u o et .'a q u o et p e r quem b o n a et p u lc h ra sunt, quae b o n a et p u lc h ra sunt o m n ia “ alb o : „D e u s p a te r v e rita tis , p a te r sapien- tiae, p a te r v-erae sum m aeqe v ita e , p a te r i) eat.it u d in is, p a te r b o n i et p n lc h r i“ ...

A u to r a r ty k u łu u z n a je w y s o k ą w a rto ś ć uczuć re lig ijn y c h , n ie w y p o w ia d a ją c się co do ic h p rz e d m io tu , p o d o b n ie ja k g d y b y

m o żn a uzn a w ać w a rto ś ć uczuć estetycz­

n y c h n ie m a ją c p o z y ty w n e g o sto su n ku do p o ję c ia p ię k n a . M ożna słusznie i bez­

n a m ię tn ie s tw ie rd z ić , że n ie da się d o ­ w ieść n a u k o w o , że Bóg n ie is tn ie je ; m o ż ­ na s tw ie rd z ić , z ca łą ścisłością, że a teizm je s t p o sta w ą u czu cio w ą , a n ie u m ysło w ą . N a to m ia s t w s z e lk ie dane o b ie k ty w n e p r o ­ w a d zą lu d z k o ś ć do n a u k o w e g o o d k r y ­ c ia Boga. G w a łto w n y ro z w ó j n a u k p rz y - r o d n ic jy c h d a s tro fiz y k i p ro w a d z i n ie ­ u c h ro n n ie do tego oszała m ia ją ce g o w n io ­ sku. W ie d z a o n ie z m ie n n y c h p ra w a c h kosm osu i b o s k ie j jego h a rm o n ii, w ie d za o św ięcie p o z o rn e j m a te rii, k tó r a je s t t y l ­ k o p o tę ż n y m złożem z w ią za n e j e n e rg ii (o czym ju ż p rze d w ie k a m i m ó w ił A r y ­ stoteles) — a ro z b ita staje się p o tw o rn ą , n ie o b lic z a ln ą s iłą — .p rz y g o to w a ły lu d z ­

kość do z ro z u m ie n ia słów Pism a Św.: „N a p o c z ą tk u b y ło S łow o (Logos)“ . O wa w szechm ocna, w s z e c h o g a rn ia ją c a św ia ­

dom ość tw ó rc z a — B oża — to ó w Logos.

W id o k ła d u w Kosm osie i u w ie lb ie n ie d la S tw ó rc y w szechrzeczy n a tc h n ę ły N e w to ­ na do o d k ry c ia o w y c h w s p a n ia ły c h p ra w , ją k «ani o ty m m ó w i w siwej o p ty c e (vide M. P o p ła w s k i, „N e w to n “ ). T w o rz e n ie zaś życie organ iczn e g o n ig d y n ie stanie się u d zia łe m c z ło w ie k a , c h o ć b y p o zn a ć n a j­

niższe szoreble e w o lu c y jn e św ia ta ży ją c e ­ go, b o ć n p . ta k ie w iru s y , o k tó r y c h ta k głośno ro z p ra w ia ją z w o le n n ic y m e ch a n i- s tyczn e j t e o r ii życia, są ju ż p rze cie ż u k s z ta łto w a n y m i, c h o ć n ie z m ie rn ie m a ­ le ń k im i o rg a n iz m a m i. P rz e jś c ie od ś w ia ta n ie o rg a n iczn e g o do o rg a n iczn e g o je s t i będzie stale w ie lk ą bożą ta je m n ic ą , co zresztą n ie p rz y n o s i w s ty d u nauce. 3 L u d z k o ś ć n ie m oże w y rz e c się i n ie w y ­ rz e k n ie się n ig d y samego w sobie, a n i p ra ­ w d y b e zw zg lę d n e j, choc-by to b y ło n o n ­ sensem, zd a n iem p. N. L u b n ic k ie g o , gdyż cechą n a tu r y c z ło w ie k a je s t d o c ie k a n ie p ra w d y , z a ró w n o jego ży c ia w e w n ę trz n e ­ go, ja k p ra w d y w szechśw iata. C z ło w ie k g łę b o k o w ie rz ą c y dążyć będzie i m u s i d ą ­ żyć zawsze d o n a u ko w e g o u za sa d n ie n ia i d o w ie d ze n ia p ra w d z iw o ś c i swego w ie ­ rzenia.

N ie sądzę, aby b y ło sprzeczne z n a u k ą s tw ie rd z e n ie irra c jo n a ln o ś o i, a ra cze j su- p e rra c jo n a ln o ś c i (w g ra n ic a c h ro z u m u lu d /k ie g o ) p e w n y c h z ja w is k ż y c ia o rg a ­ n iczn e g o na -ziemi i ła d u w e w szechsw ie- c:e, n a to m ia s t w y d a je m i się n ie n a u k o w e

— u s iło w a n ie w y tłu m a c z e n ia w sposób p o z o rn ie ro z u m n y tego, czego się w y tłu ­ m a c z y ć fa k ty c z n ie nie da (np. te o ria d o ­ b o ru ).

W iz j a rty s ty c z n a M ic h a ła A n io ła , n a fre s k a c h S y k s ty n y p rz e d s ta w io n a , je s t je d n ocze śn ie n a jb a rd z ie j tr a fn ą ilu s tr a ­ c ją naszej w ie d z y o w.s.zechświecie. Oto Bóg O jc ie c w ie lk im zam achem ra m ie n ia p o w o łu je z m g ła w ic ro d n y c h Ś w ia ty . O n też na d ru g im fre s k u p o w o łu je do życie Adam a. Cóż za k o n tra s t m ię d zy ro z b u ja - łą, p e łn ą tw ó rc z e j e n e rg ii, p o sta cią B oga O jca, będącego czystą św ia d o m o ścią , m o ­ cą w o lą sam orodną, a postacią c z ło w ie k a c a łk o w ic ie ju ż u k szta łto w a n e g o , lecz bez­

w o lnego, n ie św ia d o m e g o sie b ie ; d o p ie ro d o tk n ię c ie -elektryczne S tw ó rc y p o w o łu je go-ze snu m a te rii do życia d ucha: b e z w o l­

na rę k a Adam a, d o tk n ię to p rz e lo tn y m r u ­ chem palca Bożego, to s y m b o l c z ło w ie k a .

B y w a ły ju ż różne aspekty re lig ijn o ś c i lu d z k ie j: fa n ta s ty c z n e i m istyczn e . Nasza

epoka o d k ry w a Boga w nauce.

Janina Pliszczyńska

O człowieku silnym

9

SO KRATES:- W ięc, panie dobry, po-wiedże już, raz, ¡nareszcie, k tó ry c h to n azy­

w asz lepszym i i s iln ie js z y m i i Mai jakami punkcie?...

K A L L E K L E S : ...Człowiek, k tó r y m a żyć, ja k należy, pow inien żądzom sw oim puścić wodze; n ie ch aj będą ja k najw iększe i h ic pow ściągać ich... Je śli się (ktoś szczęśliwym tra to m u ro d z ił synem k ró le w s k im , albo m ia ł zdolności i d o rw a ł się do ja kie g o ś berła, cz y tro n u ty ra n a , czy a u to k ra ty , to cóżby u ta k ie g o człow ieka m ogło być brzydsze i gorsze, n iż panowanie nadl sobą? Toż w o ln o m u używ ać dobra wsze­

lakiego, a on by sobie samem u pana m ia ł nakładać w p o sta ci p ra w a i m niem ania i szem rania tłu m u ? (Czy n ie m usiałoby go nędznikiem zrobić to całe p ię kn o s p ra ­ w iedliw ości 5 panow ania n a d sobą, g d y b y zgoła nie p rz y d z ie la ł w ięcej w ła sn ym p rzyja cio ło m n iż (wrogom, i to, będąc panem w e w ła sn ym p aństw ie? N ie , Sokra­

tesie; bujne, szerokie życie, bez h a m u lca i bez pana n a d sobą, b yle b y ło skąd, to je s t dzielność i szczęście, a ta reszta, to św iecidełka, to lu d z k ie konwenanse przeciw n a turze, to g łu p stw a, o k tó ry c h i m ó w ić nie w a rto .

S O K R A T E S : T y te ra z ja sn o m ów isz to , 00 i in n i m yślą, ale powiedzieć tego nie chcą. I powiedzenie: żądz, m ów isz, zgoła 'powściągać n ie “należy jj ś li k to ś mst być, ja k i potrzeba, ty lk o lim pozw olić, niech będą ja k najw iększe, a zaspokojenia Sm szukać, w szystko jedno skąd, i na ty m polega dzielność? . . . M n ie się to w ydaje, K a llik le s ie , że dzielność każdej rzeczy i ¡sprzętu i c ia ła i duszy ta k ż e ł każdej, is to ty żyw ej n ie M rz e si-Ó tale prześlicznie n i stą d n i zowąd ty lk o w ym agał p o rzą d ku i na­

leżytego sta n u i s z tu k i, k tó r a każdem u z n ic h odpowiada. Zatem doprowadzenie do pewnego p o rzą d ku i ła d u stanow i dzielność k a ż d e j rzeczy. ¡Bo ja k iś ła d wewnę­

trz n y , tk w ią c y (W k a ż d y m przedm iocie, c z y n i gó dobrym . M m c się t a k zdaje. Z a te m t dusza, k tó r a m a w sobie ła d s w o is ty lepsza ;od nieuporządkow anej ? K o iń cznie.

A przecieżj ta . co m a w sobile ład, to (porządna ? A p orządna ta . Co ¡rozumnie panuje, nad sobą? N a jo czyw iście j. W ięc dusza, rozum nie panująca nad sobą, dobra. A to m ówię, że, j i ś l i rozum nie p a n u ją ca nad sobą je s t dobra, to z n a jd ują ca się w stanie przeciw nym ¡rozumnemu p anow aniu nad sobą — je s t zła. A t o je s t dusza nierozum ­

na i rozpasana. A k to rozum ni,- panuje -nad sobą. ffcen będzie pew nie postępow ał, ja k należy, i w stosunku do bogów i do ludzi. Będzie w ię c m u s ia ł postępować w stosun­

k u do łu d z i — s p ra w ie d liw ie, a w stosunku do bogów, — zbożnie. A znow u przecież i odw ażny b yć m usi. bo to przecież n ie je s t rzecz człow ieka ¡rozumnie panującego nad sobą a n i gonić a n i uciekać przed czym; n ie należy, ale przed czym należy...

N ie zgadzam się, K a llik le s ie , żeby po tw a rz y b ra ć n ie sp ra w ie d liw ie n a jw ię kszą b y ło hańbą, a n i je ś lib y k to ra n ił ciało pnoje, albo m i o d irż n ą l mieszek — p rze ciw ­ nie. W ogóle ja k a k o lw ie k zbro d n ia popełniona na m nie, i n a m o ich b lis k ic h bard zie j haniebna je s t d la zbrodniarza, n iż d la m nie, k tó r y b y m je j b y ł o fia rą ... B o też, K a l­

liklesie, spośród potężnych jednostek w ychodzą ci, k tó rz y się w ie lk im i zbrodniarza­

m i stają... T ru d n a to rzecz, KalUklesie, i w ii Ik ie j godna pochw ały, je ś li się posiadło w ie lk ą moc czyn ie n ia złego, s p ra w ie d liw ie życie pędzić. A je d n a li -bywają, a myślę, żb i później będą ludzie p ię kn i i dobrzy tą w łaśnie dzielnością, żeby s p ra w ie d liw ie carządzać ty m , co Iczło w ie k o w i k to ś pow ierzy.

(W e d łu g P latona ,,-Gargiasza"; p rze kła d W . W itw ic k ie g o ).

(2)

Sir. 2

Z D R Ó J

Nr 3 (28)

K A L IK S T M O R A W S K I

TW Ó R C ZO Ś Ć LITERACKA CERVANTESA

(W 4 0 0 - L E C I E U R O D Z I N )

D

z ie ło lite ra c k ie C ervantesa je st ilo ś c io ­ w o w ie lk ie , g a tu n k o w o różne. Jest ono p o d w ie lu w zg lę d a m i o d b ic ie m ówczes­

n y c h k ie ru n k ó w i z a in te re s o w a ń lite ra c ­ k ic h i tłu m a c z y się w d u ż y m s to p n iu ó w ­ czesną m odą lite ra c k ą . M a m y w ię c u tw o ­ r y g enialne, d o dzisiejszego d n ia a k tu a ln e i p rz y k u w a ją c e u w agę • c z y te ln ik a bez w zg lę d u n a epokę i k r a j ja k „D o n Q u ijo ­ te “ m a m y c ie k a w e i z w ie lk im ta le n te m n a p isan e n o w e le ja k „N o v e la s e je m p la ­ res“ o ra z p o w ie ści p a ste rskie , u tw o ry p o e ­ ty c k ie ii te a tra ln e o m n ie js z e j w a rto ś c i l i ­ te ra c k ie j, irite re s u ją c e g łó w n ie ja k o p r z y ­ c z y n e k do c h a ra k te ry s ty k i a u to ra i życia lite ra c k ie g o e p o ki. O m ó w im y n a jp ie rw te o sta tn ie u tw o ry , b y p ó ź n ie j s c h a ra k te ry ­ zo w a ć d o k ła d n ie j D on K iszota, n ie ś m ie r­

te ln e dzieło Cervantesa.

KOM ANS P A S T E R S K I

Powieść p a sterska leżała w sm aku epo­

k i i n a le ży do n a jb a r d z ie j p o p u la rn y c h u tw o ró w w ty c h czasach. O czyw iście C e r­

va n te s n ie je s t tw ó rc ą tego ro d z a ju u tw o ­ ró w . P rzed n im i po ń im p is a n o ich d u ­ żo. R om ans p a s te rs k i to do pew nego sto p ­ n ia fik c ja lite ra c k a . Pod p ostacią p a ste ­ rz y d ic h życia, o p is u je się u c z u c ia i ż y ­ c ie s e n ty m e n ta ln e i w a rs tw w y k s z ta łc o ­ n y c h . G łó w n y te m a t to n ie szczę śliw a m i­

łość zakochanego pasterza; je g o u k o c h a ­ n a a lb o je s t z u p e łn ie o b o ję tn a n a p rz e ż y ­ cia m iło s n e swego w ie lb ic ie la lu b też sa m a k o c h a się nie szczę śliw ie w in n y m . Do n a jb a rd z ie j ty p o w y c h u tw o ró w tego ro ­ d z a ju , k tó re p o d w p ły w e m k u lt u r y sta­

r o ż y tn e j o ra z u m iło w a n ia do n a tu ry w p ro w a d z ił do lite r a tu r y renesans, to

„ A r c a d ia “ p o e ty n e a p o lita ń s k ie g o San- n a za ra (1458— -1530) „Z a k o c h a n a D ia n a a u to ra hiszp a ńskie g o M o n te m a y o ra

(zm a rłe g o w 1561 ro k u ), „ A m in ta “ T o r- q u a ta Tas..a (1544— il'595) a u to ra J e ro z o ­ lim y w y z w o lo n e j,'o ra z „ L ‘A s trć e “ fra n cu s- k ie g o p isa rza d ‘ U rfć e (zm arłego w 1625

ro k u ). .

D o rz ę d u ty c h p o w ie ści n a le ż y dodać Galateę C ervantesa, w k tó r e j o b o k p e w ­ n y c h w s p o m n ie ń o s o b is ty c h m a m y ty p o ­ w y te m a t tego ro d z a ju u tw o ró w a m ia n o ­ w ic ie m iło ś ć E lid o i E ra s tra da p ię k n e j G alatei, p rz e p la ta n ą e p izo d a m i ¡m iło sn y­

m i in n y c h p a s te rz y . U tw ó r te n o g ło szon y p ro z ą w 1585 ro k u z d ra d z a w w ie lu w y ­ p a d k a c h w p ły w „ D ia n y “ M o n te m a y o ra . Jest c n p o n a d to n ie s k o ń c z o n y . C ervantes d a ł n a m ty lk o p ie rw szą część, d ru g ą za p o ­ w ia d a ł stale, lecz n ie n a p is a ł je j n ig d y . O g ło szo n y ju ż p o ś m ie rc i C ervantesa w 1617 r . u tw ó r „L o s tra b a jo s de Persiles y S igism unda. H is to ria se ton Lr i ona i ' m ia ł b y ć w e d łu g a u to ra je g o n a jle p s z y m u tw o ­ rem . L o s tra b a jo s — d o s ło w n ie prace, oznacza w ła ś c iw ie tr o s k i, tru d n o ś c i m i­

łosne b o h a te ró w . T e a tre m a k c ji są po­

c z ą tk o w o k ra je p ó łn ocn e , p ó ź n ie j L iz b o ­ n a , u tw ó r te n pełen n ie p ra w d o p o d o b n y c h s y tu a c ji, św ia d czy o b u jn e j fa n ta z ji C er­

vantesa, k t ó r y z re a liz m e m łą c z y ł elem en­

ty u czu cio w e i w y o b ra ź n i, zb liż a ją c e go do ro m a n ty k ó w .

C E R V A N T E S JA K O P O E T A

J a k o p o e ta p o z o s ta w ił n a m C ervantes u tw o ry o k o lic z n o ś c io w e , ja k m ło d z ie ń c z e p o e zje z o k a z ji ś m ie rc i k ró lo w e j Iz a b e l’

ogłoszone w 1569 ro k u , u tw o r y w y s ła w ia ­ ją c e u ro czyste p rz y ję c ie am basadora a n ­ g ie ls k ie g o przez d w ó r h is z p a ń s k i w 1605 ro k u . G łó w n y u tw ó r p o e ty c k i to „V >aje d e l P arnasso“ (P odróż n a P arnas). P o­

m y s ł n ie je s t o ry g in a ln y , je s t z a cze rp n ię ­ ty z w ło s k ie g o p o e m a tu Cesare C a p o ra li

„V ia g g io im P arnasso“ . Jest to s y m b o lic z ­ n a p o d ró ż w k r a j p o e z ji. D o b rz y p o e ci b ro n ią C ervantesa od n a ta rc z y w o ś c i t ł u ­ m u w ie rs z o k le tó w . C ervantes m ia ł b a rd z o w y s o k ie p o ję cie o r o li p o e z ji. Z w ła ś c i­

w y m sobie p rz e n ik liw y m z d ro w y m ro z u ­ m e m u w a ż a ł o n , że zasadniczą podstaw ą tw ó rc z o ś c i p o e ty p o w in ie n b y ć ta le n t, w ie d z a zaś je s t nie zb ęd n ą d la u szla ch et­

n ie n ia fo r m y i tre ś c i, ale sama n ie w y ­ sta rcza , b y za p e w n ić p o e m a to w i w artość.

T y lk o sp o n ta n iczn o ść po łą czon a ze sztu ­ k ą s tw o rz ą doskonałego poetę — tw ie rd z i

C ervantes. Poeta n ie m oże b y ć h is to ry ­ kie m . T e n o s ta tn i m a o b o w ią ze k p rz e d ­ sta w ić w y p a d k i p ra w d z iw e , poeta m oże p ra w d z iw y w y p a d e k p rz e k s z ta łc ić swą fa n ta z ją . — W y s tę p u je w ię c Cervantes zd e cyd o w a n ie p rz e c iw k o pseudopoezji, p rz e c iw k o ro z p o w s z e c h n io n y m w ów czas tra k ta to m n a u k o w y m czy też re to ry c z ­ n y m , u b ra n y m w n ie w ła ś c iw ą d la tego r o ­ d za ju u tw o ró w fo rm ę p o e tycką . „P o d ró ż

n a P a rn a s“ w y d a n a w ro k u 1614, w k tó ­ r e j a u to r nie szczędzi z d a w k o w y c h kom - p lim e n tó w ró ż n y m poetom m a ło na to z a słu g u ją cym , p is a n y je s t dość n ie p rz e ; • czyście, p rz e ła d o w a n y je s t a le g o ria m i, b ra k m u 'spontaniczności, k tó r e j C e rv a n ­ tes w y m a g a ł od p o e ty , w id a ć n a to m ia s t duży w y s iłe k . C ervantes p o z o s ta w ił po so­

b ie o b fity spadek ja k o a u to r d ra m a ty c z ­ n y . P ró b o w a ł przez p e w ie n czas z a ra b ia ć n a życie, pisząc u tw o ry d la te a tru , m am y n a w e t k o n k re tn y k o n tr a k t, m o cą któ re g o C ervantes z o b o w ią z a ł się d o starczyć o k re ś lo n y m te rm in ie p e w n ą liczb ę u tw u r ó w scen.cznych. T e a tr h is z p a ń s k i b y ł

wówczas w o kre sie ro z w o ju , k lo re g o p u n k te m k u lm in a c y jn y m będzie w ie liń te a tr L o p e de Vega i C alderona. Jeżeli Cervantes nie o s ią g n ą ł sła w y ja-k-o a u to r d ra m a ty c z n y , to w d u ż y m s to p n iu k o n ­ k u re n c ja L o p e de VegL b y ła tu ważną p rzyczyn ą . Cervantes sto i n a s ta n ó w sku trz e c h je d n o ś c i k la s y c z n y c h : czasu, m ie j­

sca i a k c ji. Z a rzu ca w spółczesnym Korne d io m p om ieszanie p ra w d y h is to ry c z n e j.

M a m y u tw o r y p e łn e n ie p ra w d o p o d o b n y c h s y tu a c ji. Jeden a k t d z ie je ¡się w A fry c e , d ru g i w A z ji, trz e c i iw E u ro p ie , w p ie rw ­ szym a k c ie b o h a te r je s t m a ły m c h ło p c e m , w d ru g im ju ż z g rz y b ia ły m starcem . W je ­ d n y m d ra m a c ie w y s tę p u ją je d n ocze śn ie

postaci z ró ż n y c h e p o k: K a ro l W ie lk i, ce­

sarz b iz a n ty js k i H ie ra k liu s z , G o d fry d z B o u illo n itd . Cuda, zn a n e ja k o c u d a je d ­ nego św iętego, p rz y p is u je się in n e m u , sło ­ w e m b ra k p ra w d o p o d o b ie ń s tw a s ta n o w i g łó w n ą w adę te a tru , zd a n iem Cervantesa.

Z n a m y c a ły szereg u tw o ró w scenicznych C ervantesa w „L o s tra to s de A rg e l“ (1582) p rz e d s ta w ia n a m obycza je A lg ie ru i życie n ie w o ln ik ó w , w d u żym s to p n iu o p a rte n a o s o b is ty c h p rz e ż y c ia c h i sp o strzeżeniach A u to ra . Postacie alegoryczne, ja k : K o ­ nie czn ość i O p o rtu n iz m , le p ie j p o w ie d ź ­ m y’ Stosownośc, .nadają te m u u tw o ro w i

c h a ra k te r sztuczny. T o samo m o że m y p o ­ w ie d zie ć o „N u in a n c ii“ (1583). M a m y tu epizod z h is to r ii s ta ro ż y tn e j. D łu g o le tn ie oblężenie N u m a n c ji p rz e z S cyp io n a z b li­

ża się k u k o ń c o w i. M ie szka ń cy są u k re s u s ił, gnębi ic h głód. Na tle o g ó ln e j tra g e ­

d ii m a m y e p izo dy tra g ic z n o -m iło s n e , p o ­ staci fa n ta styczn e , n p .: H is z p a n ia ro z m a ­ w ia z ¡rzeką D uero, cza ro d z ie j M a rą u in o w skrzesza u m a rły c h , sceny m iło s n e , n ie

p o zb a w io n e sztuczności, w reszcie z b io ro ­ we sam obójstw o m ieszkańców N u m a n c ji.

Z/bytni patos, p rz e ś la d o w a n ie o k ro p n o ­ ścia m i, zbyteczne postaci fa n ta styczn e szkodzą p o w a ż n ie N u m a n c ji, ja k o u tw o ­ ro w i scenicznem u. W 1809 ro k u odegrano N u m a n c ję w k ry ty c z n y m m o m e n cie o b lę ­ żenia .Saragossy przez F ra n c u z ó w i p rz y ­ c z y n iła się ona w ła sp ' sw ym patosem i b o h a te rs tw e m p o s ta c i do p o d n ie sie n ia ducha o b ro ń c ó w m iasta.

C E R V A N TE S JAKO N O W E L IS T A

N ow ele Cervantesa d o dziś in te re s u ją s ze ro ki o g ó ł: N ie w ą tp liw ie Cervantes n ie b y ł tw ó ic ą ¡noweli. P rzed n im m a m y n o ­ w e lis tó w w ło s k ic h : B o ce a d a , B a n d a lla , Lasca (Gr.azz.mi) p ra w d z iw y c h m is trz ó w tego ro d z a ju u tw o ró w . N ow ele w zo ro w e ogłoszone w (1613 ro k u w ra z z n o w e la m i u m ie szcza n ym i w D on K iszo cie sta n o w ią w ażną p o z y c ję w lite ra tu rz e h szpań- s k ie j. W d u ż y m s to p n iu są one w y n ik ie m o b s e rw a c ji p o c z y n io n y c h p rz e z a u to ra w o k re s ie sw ych p o d ró ż y s łu żb o w ych P o ­ z n a ł w te d y życie ro z m a ity c h w a rs tw lu d u o ra z zapoznał się z ró ż n y m i d z iw a c z n y m i nic.r z ty p a m i lu d z k im i, k tó re z dużą d o ­ zą re a liz m u , h u m o ru i g łę b o k ie j psych o ­ lo g ii (.c h a ra k te ry z o w a ł w sw ych n o w e ­ lach. W c ią g u trz y d z ie s tu la t n a p is a ł o n swe 13 n o w e l, z ¡któ rych każda za s łu g iw a ­ ła b y n a Obszerne o m ó w ie n ie .

S p ó r o to k tó ra z n ic h je s t n a jle p s z a n ie zo sta ł ro z s trz y g n ię ty i p ra w d o p o d o b n ie n ig d y n ie będzie ro z s trz y g n ię ty . Część k r y ­

ty k ó w trw aża now e lę „ E l lic e n c ia d o V i­

d rie ra “ za n a jle p s z ą in n i „ L a G ita n illa “ lu b też now e lę o d w óch psach, k tó re c h a ­ ra k te ry z u ją sw ych p a n ó w „ L a d e los p e r ­ ros C ip io n y B e rg a n za “ . S p o tk a ły .się one z o g ó ln y m u z n a n ie m w spółczesnych i po­

to m n y c h . N a w e t ry w a l Cervantesa w ie lk i L o p e de ^ e g a u z n a ł je za dobre. R ó w n ie ż

W a lte r S cott zaznacza, że n o w e le te b y ły je g o u lu b io n ą le k tu rą . K ażda z n o w e l za­

w ie ra sw oiste p ię k n o , po le ga ją ce n a d o ­ k ła d n y m o d tw o rz e n iu o b y c z a jó w , żyw ośćj o p o w ia d a n ia , p o m ysło w o ści epizodów , k ry ty c e w y s tę p k ó w i zła. W id z im y w n ic h ró w n ie ż o p is ś cie ra ją cych się n a m ię tn o ś c i.

C ervantes je s t w ię c ¡malarzem , filo z o fe m , sto ją c y m na s ta n o w is k u o g ó ln o lu d z k ic h z a in te re s o w a ń c z ło w ie k ie m i lu d z k o ś c ią . N ie b r a k ró w n ie ż swoistego h u m o ru i d o w c ip n e j k ry ty ik i współczesnego św iata.

N p. w „ E l lic e n c ia d o V id r ie r a “ m a m y o r y ­ g in a ln e d z iw a c tw o m ło d e g o lic e n c ja ta , k tó r y p o d w p ły w e m m a g ic z n y c h .zabiegów u tr a c ił ro zu m . W y d a je m u .się, że je s t ze szkła.. A le jednocześnie w y p o w ia d a sądy

•o lu d z ia c h i -o c z a c h słuszne, d o w cip n e i głębokie. P rz y p o m in a m ie js c a m i D o n K i­

szota, k tó r y m im o swego szaleństw a ró w ­ nież w y p o w ia d a tra fn e i o ry g in a ln e sądy św iadczące o m ą d ro ś c i autora.

U T W Ó R O N IE Ś M IE R T E L N E J S Ł A W IE

U tw ó r, d z ię k i k tó re m u C ervantes z d o b y ł sobie n ie ś m ie rte ln ą ¡sławę to D o n K iszo t.

P e łn y ty t u ł „ E l in g e n io s o h id a lg o D o » Q u ijo te de la M a n ch a “ . P ie rw s z a część uka za ła się w 1605 r. d ru g a w 1615. P rze d u ka za n ie m się d ru g ie j części w 1614 ro k i*

w y d a n o d r u g i -tom D o n K iszo ta , m a ją cy s ta n o w ić ¡ko n stytu cję d z ie ła F e rve n te s a.

A u to r n a z y w a ją c y się A lo n so Fernanda?, de A v e lla n e d a je s t p o sta cią n ie zn a n ą , je s t to p s e u d o n im . N ie w ie m y k to p o d n im się u k ry w a i ja k ie w ła ś c iw ie cele p rz y ś w ie c a ­ ły a u to ro w i. N ie w ą tp liw ie c h c ia ł on ośm ie­

szyć D o n K iszota. A ve lla n e d a n a g ro m a d z ił dużą ilo ś ć p o m y s łó w w u lg a rn y c h , n ie p o ­ z b a w io n y c h pew nego k o m iz m u . K sią żka ta, będąca s w o istym p la g ia te m , w k tó r y m re a liz m i w u lg a rn o ś ć Sancha p rz e d s ta w io ­ ne są w ja s k ra w e j fo rm ie , s k ło n iła C e rva n ­ tes® do szyb kie g o w y k o ń c z e n ia i o p u b li­

k o w a n ia d ru g ie j części D o n K iszota.

Dom K is z o t je st to pow ieść ry c e rs k a . Po­

w ieści ry c e rs k ie i pow ieści o s p ry tn y c h w łóczęgach tzw . „p ic a ro s “ n a le ż a ły do *1* - b io n y e h u tw o ró w lite ra c k ic h e p o ki. Z n a ­

m y w ie lk ą ilo ś ć ty c h p o w ie ś c i, d z ia ła ją ­ cy c h p o d n ie c a ją c o n a fa n ta z ję c z y te ln ik a . T e m a t p rz e w a ż n ie za cze rp n ię ty je s t z śred­

n io w ie c z n y c h epopei ry c e rs k ie j i z p o ­ w ie ś c i d w o rs k ie j. B o h a te ro w ie , o dznacza­

ją c y się n ie s ły c h a n ą odw agą i szlachetnoś­

c ią , d o k o n y w u ją n ie b y w a ły c h c z y n ó w , nio są pom oc u c iś n io n y m , b io rą w o p ie kę słabych, zw łaszcza k o b ie ty , .p o k o n y w u ją p rz e c iw n ik ó w o b d a rz o n y c h n a d lu d z k ą si­

łą , o k ru c ie ń s tw e m i p rz e w ro tn o ś c ią . W a l­

czą z c z a ro w n ik a m i, d ja b ła m i, sm o ka m i.

D o n a jb a rd z ie j zn a n ych u tw o ró w tego ro ­ d z a ju n a le ż y „A m a d is de G uala“ , któ re g o a u to re m je s t R o d rig u e z M o n ta lv o . N a w e t ze Świętego F ra n c is z k a z Assyżu z ro b io ­ n o ry c e rz a w alczącego z p o tw o ra m i w szel­

k ie g o ro d z a ju i ry c e rs k im i p rz e c iw n ik a ­ m i. T a d z iw a c z n a h is to ria z 1589 ro k u , k tó r e j a u to re m je s t z a k o n n ik fr a G a b rie l de M a ta św ia d czy, ja k m o d a pow yższa

■ogarniała n a w e t d u ch o w ie ń stw o . W ie m y , że K a ro l V ¡mimo o fic ja ln y c h z a ka zó w c z y ta n ia i p u b lik o w a n ia ¡powieści ry c e r ­ s k ic h c z y ta ł je w sekrecie .z d u ż y m u p o ­ d o b a n ie m .

„ E l p ic a ro “ iw lite ra tu r z e p rz e d s ta w ia ja k ju ż p o w ie d z ia n o ty p s p rytn e g o w łó - c z ę g i-a w a n tu rn ik a . „ L a v id a de L a z a rillo de Torm.es“ (1544 r.) je s t ty p o w y m u tw o ­ rem tego ro d z a ju w lite ra tu rz e h is z p a ń ­ skie j.

F A N T A Z J A 1 R E A L IZ M

D o n K is z o t to p o z o rn ie ¡powieść ry c e r­

ska z p e w n ą d o m ie s z k ą elem entu „ p ic a ­ re sco “ i p asterskiego. W rze czyw isto ści je s t in a cze j. U tw ó r te n c z a ru je nas swą głębią, k tó ra .stawia D o n K iszo ta o całe n ie b o w y ż e j, n iż lic z n e u tw o ry p o p rze d za ­ ją ce u k a z a n ie się te j epopei k o m ic z n e j.

P ie rw sza rzecz, ja k a rzu ca się w oczy, to g łę b o k i h u m o r. Już sama k o n c e p c ja u tw o ru je st b a rd z o k o m ic z ­ na. D on K iszo t, h is z p a ń s k i h re c z k o - sie:j, ro z c z y tu je 'ę w m o d n y c h p o w ie ś ­ c ia ch i pod ic h w p ły w e m p rz e w ra c a m u

(d. c. n a .str. 5-ej).

(3)

Nr 3 (28)

K A Z IM IE R Z P IE T K IE W IC Z

Z D R Ó J

Słr. 3

J U L IU S Z K U R Z Ą T K O W S K I

Artyści malarze a wieś polska

P ro s ty m a jednocześnie n a jb a rd z ie j zw y c z a ja m i (w ieniec żn iw n y ) — to

Plastyka a społeczeństwo

racjonalnym . ze sposobów zbliże n ia w s i p o ls k ie j do sztuki i je j tw ó rcó w

* a drodze upow szechnienia k u ltu ry , a jednocześnie spopularyzow ania, w a r ­ tości k u ltu ra ln y c h i w y s iłk ó w gospo­

darczych lu d u m o g ła b y być zo rg a n i­

zowana a k c ja m a la rz ? na terenie w si w okresie le tn im .

A k c ja ta ka , m ająca za zadanie uchw ycenie w obrazie a rty s ty c z n y m

•w a is ty c h cech k ra jo b ra z u i k u ltu ry lu d o w e j szczególnie w regionach n a j­

bardziej; ch a ra k te ry s ty c z n y c h i ż y ­ w ych pod w zględem fo lk lo ry s ty c z ­ nymi, odegraćby m o g ła ko lo s a ln ą ro lę o w szechstronnym znaczeniu.

¡Poza irolą w zajem nego z b liż e n ia a r ­ ty s ty d o ch a ty w ie js k ie j, m a la rs tw o

te m a ty k a niew yczerpan a d la p o ls k ie ­ go a rty s ty . D la wsi — to księga je j ż y c ia pisana barw am i, księga, k tó ra p o w in n a w y ka za ć niezniszczaln ą moc, p ię k n o naszego n a ro d u i k ra ju .

W p ra c y te j m o g lib y w ziąć u d z ia ł też s tu d e n ci, .młodzież, k tó ra ła tw ie j d o trze do ź ró d ła , a często staranno­

ścią p rze w yższy skończonego a rtystę . W a k c ji napew no dopom ogłyby a r ­ ty s to m w ie js k ie organizacje społecz­

n o -ku ltu ra ln e . sz k o ln ic tw o ora z p la ­ c ó w k i k u ltu ra ln o -o ś w ia to w e i u rz ę d y ziem skie w isensie o p ie k i w za kw a te ­ ro w a n iu się, a n a w e t w y ż y w ie n iu tam gdzie będzie to m ożliw e.

J e ż e li M in is te rs tw o K u ltu r y i S ztu­

k i ta k ą a k c ję z o rg a n iz u je i w y n a jd z ie

tylSJiy 1QO CLUW-y -—--- _ , , .

p o ls k ie s p e łn iło ro lę w sp a n ia łe j księ - śro d ki, spodziew a m y się, że a rty ś c i gj d o k u m e n ta ln e j, o d z w ie rc ie d la ją c e j

-wszystko to, co stanow i is to tę życia i p ię k n a i p ra c y tw ó rc z e j wtsii.

T rz e b a p o w ie d zie ć prawidę, że d z i-

aiejsza,

w ieś p o ls k a m e w id u je m a ła

z tego z a d a n ia w y w ią ż ą się dosko­

nale.

P odsum ow aniem p ra c w ty m za­

kre sie b y ła b y w y s ta w a ogólną, p o łą ­ czona z n a groda m i i za ku p a m i maj- sceisza w ies poisiKa m e wmuj«;

. . . j, - j. : rozu- lepszych p ra c do ce ló w a rty s ty c z ­ n a i jego d z ie ła n a w si. M ie ro z u F * _____ _______

m ie ni|e ty tlk o ,procesów m y ś lo w y c h pow sta w a n ia d zie ła , a le nie w id z ia ła

«nawet te c h n ik i m a la rs k ie j i nie ma żadnego o ty m pojęcia.

Z ja w ie n ie się a rty s ty m a la rza na z a p a d łe j w si to is k ie rk a ś w ia tła , k tó ­ ra ro zja śn i ła b y wliele nieznanych rze ­ c z y ze św iata. N ie je d e n ta le n t może być o d k ry ty .

K a żd a rozm ow a i sama praca p o d ­ p a trz o n a przez m ło d zie ż w ie js k ą to

■ a jle p szy o d c z y t o sztuce-

Z d ru g ie j stro n y wieś o tw o rz y ła b y

<fla m a la rza w szystkie skarby swego piękna. O to a rc h ite k tu ra archaiczna o s w o istych cechach naszej s z tu k i lu ­ dow ej, w n ę trza dom ów m ieszkalnych ora z inne b udow le i u rz ą d z e n ia go ąpodarskie ina tle polskiego1 'k ra jo b ra ­ zu.

D z ie ła rzeźbiarza w e js k ie g o i k o ­

wala

— 'k a p lic z k i, cm entarze i krzyże . Sceny z życia obyczajowego, społe cznego i k u ltu ra ln e g o wsi, m ieniące giię b a rw ą s tro jó w reg:1 a n a ln y c h , akce­

soria k u ltu i zabawy, św ietne ty p y chłopskie.

Z n ó j d n ia codziennego i ciężka praca da ją ca chleb ludności — orka, siejba, sianokosy, żniw a pow iązane ze

nych, na u ko w ych i propagandow ych.

K azim ierz P ietkiew icz

H is to ria m a la rs tw a X X w ie k u w yka żuje p o ja w ie n ie się now ych a ekscen­

try c z n y c h d o k try n p lastycznych. ^ Są one k ró tk o trw a łe i u stę p u ją m iejsca jeszcze b a rd z ie j ra d y k a ln y m , n a jczę ­ ściej niezro zu m ia łym .

• E ksoentryczność i ra d y k a liz m , po­

goń za oryg in a ln o ścią , re w o lu c y jn e te n d e n cje burzenia,, zd a w a ło b y się, niew zruszonych zasad, k tó r y m i się k ie ­ row ano w e w szystkich now szych s ty ­ la ch ja k dążność d o osiągnięcia zgod­

nych e fe k tó w z n a turą, a w ięc: p e r­

s p e ktyw y, w ła ściw e g o nrzedsitawienda c ia ła lu d zkie g o w jego p ro p o rc ja c h i ruchach, k o lo ru , ś w ia tło c ie n ia i t. p.

p rz e ja w iły isię w p oszukiw an iach no­

w ych fo rm . A poniew aż tru d n o jest w ym yśle ć coś absolutn ie nowego, na­

śladow ano sztukę lu d ó w p ie rw o tn ych , sztukę dz edka, lu d o w ą , próbow an ą w reszcie (tworzyć sztukę a b s tra kcyjn ą , a lb o w iz je oglądane w stanie somnam­

b u liczn ym .

N ie k ie d y zaprzecano w obrazie w s z y s tk im dotychczasom ym zasadom

(K u b iz m ).

N ie p o k ó j p rz e ło m o w y c h g o d zin w y ­ r a z ił się także iw k u lc ie d la m in io w ych s ty ló w (S zkoła P ru szko w skie g o i Słen- dlzińskiego),

N ie m iejsce tu ta j n a z a jm o w a n ie się a n a liz ą poszczególnych k ie ru n k ó w ; s p lo t z ja w is k to w a rzyszą cych k ry s ta ­ liz o w a n iu się p ew nych dążeń je s t nie­

w ą tp liw ie b. cie ka w y, ichodzi m i jed­

n a k naraz:e o stw ie rd ze n ie tego cha-

Fernard Leger Pejzaż o żyw io n y (olej) ,

osu w rzeczach p la stycznych, te j na­

m ię tn e j w a lk i o p ry m a t grup, a co za ty m id z ie — c a łk o w ite j d e z o rie n ta c ji konsum entów sztu ki, zm n ie jsza n ia się ic h lic z b y — c a łko w ite g o odosobnienia p la s ty k ó w od soołeczneństw a. Z ja w is ­ k o niepożądane i niebepieczne. P la s ty ­ k a stała się niepotrzebną. P la s ty k a

je st ^społeczną. D z iw n y m się m usi w y ­ dać dążenie dó u p o w s z e c h n ia n a w ty c h w a ru n ka ch p la s ty k i i d latego W szelkie p ró b y re a liz o w a n ia ty c h dą­

żeń n a tra fia ją na nie zm ie rn e tru d n o ­ ści. A przecież b y w a ło inaczej. Starsze p okolen ie pam ięta jeszcze w y s ta w y , k tó re 1 b y ły tłu m n ie odw iedzane, n a k tó ­ ry c h dokonyw ano zakupów . A r ty ś c i

poprzedniego s tu le cia s ta ra li się rea­

lizo w a ć pew ne za gadn ienia n ie fo rm a l­

ne, a le ra cze j lite ra c k ie i te g o oczeki­

w a ło i p ra g n ę ło nasze społeczeństwo.

S ztuka d ru g ie j p o ło w y X l X w ie k u , a jeszcze w ięcej o sta tn ie ćw ierćw iecze z a w a ż y ły pow ażnie na fo rm o w a n iu p s y c h ik i P olaka.

D otychczas h is to rię P o ls k i w id z im y oczym a M a te jk i, a epos ż o łn ie rz a p o l­

skiego oczym a Kossaków .

G ro ttg e r, B ra n d t, C hełm oński, M a l­

czew ski Jacek, T e tm a je r, F a ła t, S ko­

czylas, S ich u lski-w szyscy p ra c u ją ja k g d yb y na zamówienie społeczne. D z ie ­ ła ich są oczekiwane, w ie lo k ro tn ie re ­ p ro d u ko w a n e w tyg o d n ika ch , n a pocz­

tó w k a c h ja k o p re m ie T ow . Zach. S ztu k P ię k n y c h ; re p ro d u k c je te często zdo­

b iły nasze w nętrza. Z tego b y w y n ik a ­ ło, że p la s ty k p rz e ż y w a ł za gadn ienia p o ls k ie zgodnie z masami naro d u .

Obecnie s tw ie rd z ić n a le ż y ro z - dźw ięk, k tó r y w y n ik a z tego, że dąże­

nie p la s ty k ó w do zd o b ycia w olności w sensie n ie m a lo w a n ia p a trio ty c z ­ n ych scen, zd o b ycia te j w o ln o ści ja k ą p o sia d a li a rty ś c i lu d ó w w o ln ych , ja k : A n g lic y , Francuzi), W ło s i, N iem cy, k tó rz y n ie m usieli m alow ać p a trio ­ tyczn ych tem atów , ale zwrócalli się d o zagadnień fo rm a ln ych .

O statecznie p la s ty c y w y w a lc z y li zw ycięstw o, a le za cenę u tr a ty konsu­

m entów s z tu k i.

D la te g o a r ty k u ł k o l. P ie tk ie w ic z a uw ażam za głos mas dom agaj ących się sztu ki, k tó r ą m o g ły b y przeżyw ać, ta k ja k nasi p o p rze d n icy. P odsuw a naw et te m a ty z życia w ie js k ie g o ; słusznie m y ś li, że arstystai chcąc u ch w ycić w ła ś c iw y ton, p o w in ie n osobiście w ejść w to środow isko, poznać je, zżyć się z nim , a w te d y napew no zn a jd zie drogę do ic h p sych iki.

S pra w a pow ażna i trz e b a ją wszech­

stro n n ie opracow ać. In te re s u je nas p rzyg o to w a n ie estetyczne środow isk w ie js k ic h i m ie jskich , ilość p rzo d o w ­ n ik ó w k u ltu ra ln y c h i o św ia to w ych po­

s ia d a ją cych ja k ie k o lw ie k w iadom ości o sztuce, m e to d y p ra c y szerzeń a te j w iedzy, re fo rm a p ro g ra m ó w k s z ta łc e ­ n ia nauczycieli,, re fo rm a p ro g ra m ó w kszta łce n ia a rty s tó w i t. p.

J u liu s z K u rz ą tk o w s k i

-h» - « S E S S »

G . G rosz Diabolo (akwarela) 1920 r.

-.Y

''''

__ | |

<vr . -j,

■■■■ fl- s J f

? * . j J f r 3 N

Józef Chełmoński O rka (ole j)

(4)

S ir. 4 Z D R Ó J Nr 3 (28)

W OBCYCH ZWIERCIADŁACH

CZ. J A S T R Z IJ M E C -K O Z Ł O W S K I

C

zy my P olacy je ste śm y łu b ia n i przez in n e n a ro d y ? Rzecz zastanaw iająca, jalk b ie g u n o w o różną o d p o w ie d ź w y p a d ­ n ie dać n a to p y ta n ie w (Zależności od tego, czy nas o b cy ipoznają tu ta j w P o l­

sce, czy też u siebie, w sw o ich k ra ja c h . C udzoziem iec, k tó r y p rz y je c h a ł do P o l­

ski n a n ie c o dłuższy p o b y t, za zw ycza j p o p e w n y m czasie zaczyna P o la k ó w lu b ić Je że li p rz y b y ł z „b u rż u a z y jn e g o “ Z a c h o ­ d u , tro c h ę zrzę d zi n a b ra k k o m fo rtu w ż y c iu co d z ie n n y m , poza ty m na p o l­

s k ą n ie sło w n o ść, na n ie su m ie n n o śc n a ­ szych rz e m ie ś ln ik ó w itd . N a to m ia s t z re ­ g u ły c h w a li w Polsce wesołość, pogodę, a n im u s z , idów cip, ła tw o ś ć i k u ltu r ę sto s u n ­

k ó w to w a rz y s k ic h , 'Sym patię d o n o w o - p o z n a n y c h lu d z i, żyw ą in te lig e n c ję . Pan W a ls e r, A m e ry k a n in , k t ó r y w W a rsza w ie sp ę d z ił coś o k o ło ro k u , p is a ł p o te m p rze z d łu g ie la ta lis t y d o m o ic h znajoaniyoh, p e łn e tę s k n o ty za P olską. „ M ó j zaw ód

zmusza m n ie ao częstych p o d ró ż y po S ta­

n a ch Z je d n o c z o n y c h , A n g lii, F ra n c ji, N iem czech. Otóż po P o la k a c h ci wszyscy In d z ie w y d a ją m i się d z iw n ie ociężali u m y s ło w o , m a ło lo tn i, z b y t je d n o s tro n ­ n ie in te re s u ją c y się w y łą c z n ie s w o im fa ­ chem , m a te ria lis ty c z m i, bez p o lo tu . . . I je ­ szcze je d n o : w w a szych d z ie n n ik a c h , n a ­ w e t b ru k o w y c h , zawsze m o ż n a w y s z u k a ć w k tó ry m ś ' fe lie to n ie ozy a rty k u le — t r o ­ chę sa m o d zie ln e j m y ś li* tw ó rc z e g o ż a rtu . Nasze a m e ry k a ń s k ie gazety, w zestaw ie­

n iu (Z n im i, są ¡takie czcze, ta k ie b ła h e . . . “ . O brâz z m ie n ia się ra d y jk a ln ie , gdy P o ­ la c y w y s tę p u ją n ie w r o li gosp o d a rzy, lecz gości. A że to się d zie je bez p o ró w ­ n a n ia częściej, w ię c ¡rezultat je s t w ca le sm ętny. T rz e b a sobie p o w ie d zie ć o tw a r­

c ie : n ie m a rn y w świeciie ,/d o b re j p ra s y ".

N ie je s t t o n a w e t obojętność, c h ło d n y stosunek, t y lk o w ręcz n iechęć, często w y ­ ra ź n a , n ie ra z ja s k ra w a a n ty p a tia . D o s y ć so b ie p rz y p o m n ie ć , ja k ła d n ie w y s ta w ił P o la k a C laude F a r r è r e w sw ym „C z ło w ie ­ k u , k t ó r y z a b ił“ ( L ‘h o m m e q u i assassina), j a k m iłe są ¡typy P o la k ó w ch o cia żby w „B ra c ia c h Karam azoyvach“ D o s to je w ­ skiego! Już n ie je d n ą g o rz k ą p ig u łk ę d a ł n a m do p rz e łk n ię c ia zn a n y p o w ie ś c io p i- sarz a n g ie ls k i W e lls , k t ó r y szczerze w y ­ z n a je , że „ n ie lu b i P o la k ó w i n ie u fa im “ . G d y k ie d y ś n a p isał, że P o ls k a za swe g rze ch y słusznie została p o d z ie lo n a m ię ­ d z y R osję, N ie m c y i A u s trię , C hesterton, nasz w y p ró b o w a n y p rz y ja c ie l, w .któ rym ś a rty k u le p y ta ł ż a rto b liw ie , cz y słusznie b y b y ło , g d y b y „p a n a W e lls a za je g o g rz e ­ c h y p o d z ie lo n o m ię d z y Shawa, G a ls w o r­

t h y ‘ ego i m n ie ? “ .

M a m y p rz y ja c ió ł, a le b a rd z o n ie lic z ­ n y c h . Za to w y b itn y c h i g o rą cych . W cza­

sach n a jn o w s z y c h m o ż n a w y m ie n ić : w sp o m n ia n e g o p rz e d c h w ilą C hestertona w A n g lii, J u liu s z a Baneszicia, w Ju g o sła ­ w ii, F ra n c is a W a rra łn a , k tó r y całe życie p o ś w ię c ił b a d a n io m n a d filo z o fią polską, w e F ra n c ji.

G

d y po skw a rn y m leoie 1939 ro k u ro z p ę ta ła się na d P o lską w rześ­

n iow a na w a łn ica , w m iasteczku b y ł sobie sam pogodny w ie czó r pachnący tro ch ę m e la n ch o lią odchodzącego la ­ ta, trochę a p te ką i fry z je m ią . D re w ­ niane d o m ki zanurzone po uszy w d o jrz a łą i le k k o ru d z ie ją c ą zieloność sadów w d y c h iw a ły o tw a rty m i okna­

m i nadchodzącą noc.

I g d y nad zachodnią granicą prze­

biegał dreszcz ostrego pogotow ia w s ta l za ku tych a rm ii — p ro w n e jo - na łn e d o m ki z a b ły s k iw a ly m iłą po- ś w ie tlą n a fto w y c h lam p, K siądz p ro ­ boszcz siadał do k o la c ji, apte ka rzo w a do b ridża, kupiec do obliczania kasy, a ko m endan t p o ste ru n ku do pisania ra p o rtu ,

Z trza skie m p ierw szego pękającego g ra n a tu z a ła m a ł się s ta ry św iat. P o ­ częła s:ę i W ie lk a G ra. Ludzkość prze­

k ro c z y ła próg szaleństw a. M a c ie jk a w og ró d ku naczelnika sądu pachniała ta k samo jalk w czasie p o ko ju .

H u ra g a n ru n ą ł na m iasteczko.

L a w in a p lo te k p rz e w a liła się ponad g o n to w y m i dacham i p o dcien ionych dom ków.

N ie z b y t to m iła rzecz — słyszeć k r y ­ tyczn e izdania o sobie; ale czasem zdroiwa i pożyteczna. Zawsze b a rd z o m ię in te re ­ sow ał sposób, w k tó r y lu d z ie p ró b u ją sch a ra k te ry z o w a ć w ła s n y i in n e n a ro d y.

C zyta ją c k s ią ż k i w iróżnydh ję z y k a c h , n ie ­ raz w y n o to w y w a ł em sobie o d p o w ie d n ie u stę p y. P odzielę się dziś z c z y te ln ik a m i częścią ty c h w y p is ó w .

* * *

Georges D u h a m e l n a p is a ł p ow ieść w fo rm ie w sp o m n ie ń F ra n c u z a , studenta m e d y c y n y . S tu d e n t te n p ra c u je w p ro s e k ­ to riu m , gdzie się s ty k a ¡z k o le g a m i w ie lu n a ro d o w o ś c i. M ię d z y in n y m i je st te rn M a ­ z u rk ie w ic z , „P o la k o z im n y m w z ro k u , h o łd u ją c y filo z o fii p e łn e j g o ry c z y “ . B o ­ h a te r ro z m a w ia o n im z fcolegą-Źydem ,

¡panem S im on. T e n o s ta tn i w y ra ż a się 0 M azurkiew iczu uszczypliwie.

— Jesteś b a rd z o z ło ś liw y , kolego. P rze ­ cie te n P o la k p ra c u je d o skonale, je s t to jed e n z n a jm n ie j g łu p ic h w ś ró d nas.

— Z apew ne — rz e k ł S im o n ---- ale p rz e ­ c iw n ie m u , ja k p rz e c iw w s z y s tk im je m u p o d o b n y m , zachodzi p ew na b a rd z o w aż­

ąca o k o lic z n o ś ć . . .

—■ M ia n o w ic ie ?

— Ta, że ¡po p o ls k u n ie istn ie j® cza ­ s o w n ik c o n t i n u e r (k o n ty n u o w a ć , c ią ­ gnąć d a le j).

iB o h a te r z ro z u m ia ł, że je s t to a lu z ja do. b ra k u c ią g ło ści w d zie ja c h P o ls k i.

B a rd zo go z a c ie k a w iła ta uw aga. N ie chcąc u ra z ić M a z u rk ie w ic z a n ie o s tro ż ­ n y m s łó w k ie m , k ie d y ś p rz y sposobności z a p y ta ł go m o ż liw ie o b o ję tn y m tonem , czy rze czyw iście po p o ls k u n ie m a tego cza so w n ika . Z a p y ta n y s p ło n ą ł r u m ie ń ­ cem, je d n a k p o w ś c ią g n ą ł się i o d p a rł ¡spo­

k o jn ie :

— B yć może. A le za to m a m y czasow ­ n ik , 'którego w y n ie posiadacie: ¡ p r z e ­ t r w a ć .

C iekaw e i n a ¡ogół ż y c z liw e są u w a g i p ro f. Ju liu s z a Beneszicia, k tó re g o zasługi w dziele za poznania J u g o s ła w ii z P olską 1 n a w z a je m są w rę c z n ie o cen io n e . W je d ­ n y m ze sw ych fe lie to n ó w , ¡pisanych przed trz y d z ie s tu z g ó rą ła ty , ta k m ó w i o P o la ­ k a ch : — Są u p rz e jm i, gła d cy, ż y c z liw i bez przesładzam a, d y s k re tn i. Każdy z n ic h m a sw ó j św ia t w e w n ę trz n y , ¡który otacza n ie p rz e b y ty m m u re m . F a k ty czy z ja w is k a , k tó r e ic h ra ż ą lu b h o lą , u m ie ją

■odsunąć i ju ż n ie dać im dio siebie p r z y ­ stępu. J a k ie to c h a ra k te ry s ty c z n e : S ien­

k ie w ic z , k tó r y n a p is a ł p o n a d dziesięć t y ­ sięcy s tro n , a n i ra z u n ie w y m ie n ił na zw y R o s ji! U p rze jm o ść ic h je d n a k w y d a je m i się często n a z b y t ju ż ¡konwem c ju n a In a . Gdy się P o la k o w i ¡poskarżysz n a ja k ie ś

■swoje tr o s k i lu b k ło p o ty , zawsze z ro b i z m a rtw io n ą m in ę i ¡powie: O ! o ! Gdy m u o p o w ia d a sz o sw o ic h spraw ach, ¡co c h w ila

K o lu m n y co fa ją ce j się a m u i p rz e ­ m aszerow ały . śpiesznie bokam i. M ia ­ steczko d rż a ło oid zbliża ją ce g o się hu­

ku a rm a t. N ocam i ciem ność ¡pulsowa­

ła ja k k re w w skro n ia ch chorego. Ze skrzyp e m niesm arow an ych k ó ł prze­

wali ła się fa la ludzika na wschód.

S krzypem k ó ł śp ie w a ły w te d y w szy­

stkie dro g i i d ró ż k i, g lin ia n e , ¡kamie­

niste, piaszczyste.

Sam otne s to d o ły w połach s ta ły się p e łn y m i k o m fo rtu m e js c a m i noclegu d la lu d z i o nieogo lonych tw a rza ch i zakurzonych bucikach. A potem zror b iło się cicho ¡i b a rd zo spokojnie.

0 k tó re jś tam godzinie z a te rk o ta ła polska k u c h n ia połow a.

O d b ita , zagubiona owca. P o s y p a ły się n e p rz e lłc z o n e k u le gdzieś zza rze­

k i, zza mostu. P o ls k i ż o łn ie rz p a d ł tw a rz ą p rz e d m iasteczkiem , ja k g d y ­ by chcąc zagrodzić drogę n a d je żd ża ­ jącem u p a tro lo w i niem ieckiem u.

T o w szystko.

P otem b y ł m o to c y k l na ry n k u — obcy c zło w ie k w sta lo w ym c h e łm e 1 zakurzonym gum ow ym płaszczu.

P rzez szereg m iesięcy s ta ła w m ia ­ steczku niem iecka kom pania. B urza

słyszysz od aniego pełne ¡rzekomego ¡prze­

ję c ia : T ak? ta k? — Anit ra z u mie zd e rz y ło ani się usłyszeć w p o ls k im ¡salonie p rz y ­ k re g o słow a o przeiciw niiikach; aile ¡to g łó ­ w n ie dlatego, że się o ty c h p rz e c iw n i­

k a c h w ogóle n ie m ó w i. N ajczęściej fcoin- wersacjia m a za te m a t n o w ą książkę, k o u - e e rt, te a tr. R ozm ów o p o lity c e P olacy s łu c h a ją chętnie, p rz y cz y m k a ż d y z n ic h pozostaje p rz y w ła s n y m , zgoła n ie w z ru ­ szonym zd a n iu. Z u p e łn ie ró ż n i ic h od nas n ie p o ró w n a n ie ' w iększa ¡dyskrecja.

Możesz P o la k a znać szereg la t, a ni® spyta cię o n o tw o je s p ra w y sercow e a n i © tw o je fin a n s e ; ja k o g n ia będzie się b a ł u ra z ić cię n ie p ro s z o n y m w trą c a n ie m się. N ig d y też n ie słyszałem , żeby się sw o im bogac­

tw e m , zn a ko m ito ściii,, czy ty tu łe m c h e ł­

p i li w y b itn ie js i P olacy —• c h o ćb y to b y li lu d z ie , k tó r z y n a 'k a rta c h w iz y to w y c h

■mają ta k ie h e rb y ja k O stoja, J e lita , Le - Jiiwą, N ie o zu ja . . .

M im o ch o d e m r z u c ił naszym ¡paniom

¡miiły k o m p le m e n t p o w ie ś c io p is a rz am e­

ry k a ń s k i W illia m B la c k . P o w ia d a o n w k tó r e jś ze sw ych ¡książek, iż „R o s ja n k i b y ły b y n ie w ą tp liw ie n a jp ię k n ie js z y m i k o b ie ta m i w świeciie, g d y b y . . . n ie P o l­

k i “ . Całą pow ieść, k tó r e j a k c ja to c z y się w Polsce, n a p is a ł P e m b e rto n — ale cóż to za P olska, o re ty ! Czasem isiię w yd a je , że to h u m o ry styka , ch o ć zresztą a u to r chce nam b y ć n a jż y c z liw s z y .

N ie ¡m ieliśm y n a o g ó ł szczęścia u po- w ieściiopisarzy ro s y js k ic h . T o te ż n ie bez p e w n ej p rz y je m n o ś c i czyta m uiwagi o b ie k ty w n e , m oże n a w e t p rz y c h y ln e , w c ie k a w e j książce ro s y js k ie g o e m ig ra n ta (ju ż n ie żyją ce g o ), E. KielczeiwskLego pt.

„P o p rz e jś c iu h u ra g a n u “ (Pośle u r agama),.

P ow ieść je st ¡pisana ja k o p a m ię tn ik ro ­ s yjskie g o ¡inteligenta, k t ó r y pio re w o lu c ji o p u ś c ił R osję i p o d ró ż u je p o świeci®. Ot©

parę u ry w k ó w :

„ T y lk o ¡we W łoszech, R o s ji i Polsce s p o ty k a się lu d z i o ta k s u b te ln e j k u l t u ­ rze, że s z tu k i p ię k n e s ta n o w ią dla n ic h n ie ty lk io ozdobę życia, lecz je g o s k ła d n ik is to tn y ; lu d z i, k tó ry c h u m y s łu i c h a ra k ­ te ru ja k b y d o tk n ę ło s k rz y d ło w ie lk ic h a u to ró w w s z y s tk ic h czasów i w s z y s tk ic h n a ro d ó w , » o s ta w ia ją c n ie u c h w y tn e z n a ­ m ię n a ic h u p o d o b a n ia c h i p rz y z w y c z a ­ je n ia c h . T y lk o ta c y lu d z ie m a ją z ro z u ­ m ie n ie d la n a jp rz e d n ie js z e g o h u m o ru i bolesne od czu cie lic h o ty . Ic h n e rw y , w y- s u b te ln io n e postrze g a n ie m o d c ie n i w s ztu ­ ce, są w y ją tk o w o ¡czujne; stąd ta. w y tw o r ­ n a d e lik a tn o ś ć w o b c o w a n iu z in n y ­ m i . . .“ .

„ P r z y d u ż y m s to le k o ło o k ie n siedzą P o la cy trz e c h m ężczyzn w n ie o k re ś lo ­ n y m w ie k u i je d n a starsza da m a . W szyscy są u b ra n i bez z a rz u tu , w szyscy m a ją d u m ­ ne, rasow e ry s y i w y n io s łe m a n ie ry . P o ­ w ia d a ją , że P o la cy są F ra n c u z a m i p ó łn o ­ cy; g łó w n e p o d o b ie ń s tw o polega n a ty m ,

że ka ż d y F ra n c u z i k a ż d y Polaik je s t za ­ k o c h a n y w sobie: p ie rw s z y — m iło ś c ią szczęśliw ą i s p o k o jn ą , d ru g i — m iło ś c ią zazdrosną i p e łn ą dręczących z w ą tp ie ń ; obaj lu b ią m ó w ić o sw ych z a le ta ch , lecz p ie rw s z y c z y n i to z ro z b ra ja ją c ą d o b ro - duisznoścLą, n ie p rz y p u s z c z a ją c u r o z ­ m ó w c y and c ie n ia w ą tp liw o ś c i, d ru g i —*.

prze szła d a le j— z n ik n ę ła za siedm io­

m a w zgórzam i, za siedm iom a rzeka­

m i. W ie c z o ry b y ły zn ó w ciche i cie­

płe. Zapach drugiego siana m ieszał się z głosam i se n tym e n ta ln ie n a s tro jo ­ nych H ansów i K a rló w , k tó rz y s ia d y ­ w a li na progach ¡swych k w a te r, p aląc fa jk i.

Z im a b y ła ostra, długa i śnieżna.

W y d e p ta n a w śniegu ścieżynka w io d ­ ła do m izernego dom ku, w k tó ry m d z ia ły ¡się dziw ne rzeczy. Listonosz, będący w ła ścicie le m dom ku z a m y k a ł d rz w i, z a s ła n ia ł starannie okna, w y j­

m o w a ł z. k o m o ry a p a ra t ra d ow y, łą ­ c z y ł d z ie s ią tk i kieszonkow ych' bate­

r y je k w yżebranych w czasie swej służby, r o z w ija ł antenę na p rze strze ­ ni od łó ż k a p o piec i słu ch a ł... A le nie sam — otoczony grom adką k ilk u ­ n a stu lu d z i w p a tru ją c y c h się w jego tw a rz w c h w ili, g d y z p ow odzi p i­

skó w i trz a s k ó w w y ła w ia ł słow a ko­

m u n ik a tu brzm iące ja k D o b ra N o w i­

na.

(W t r z y laka p ó źn ie j — ■ aresztow a­

n y o b la d y m św icie za g in ą ł bez w ie ści).

M ia ste czko nadali ż y ło P o lską m i-

z ro z d ra ż n ie n ie m , z g ó ry ju ż u ra żo n y m o ż liw ą ¡nieufnością czy iro n ią . L u b ię F ra n c u z ó w i n ic n ie m am p rze ciw P o la ­ ko m , ale w ty c h d ru g ic h ra d b y m w i­

dzieć w ię ce j szlachetnej p ro s to ty , ta k w ła ś c iw e j d a w n e j .a ry s to k ra ty c z n e j P o l­

sce“ .

M ó w i też K ie lc z e w s k i o in n y c h n a ro ­ dach:f

„ K to w ie, czy A m e ry k a n in n ie je s t n a j­

lepszym. ¡typem m ężczyzny. Jest lom s iln y , o d w a ż n y , n a tu ra ln y i ¡.szlachetny; n ie s k rz y w d z i słabego ¡i c h ę tn ie ¡narazi życie d la ¡rato w a n ia pierw szego spotkanego, n ic sobie z lego n ie ro b ią c . C zuje głęboko i szczerze, lecz n ie pieści się, nie m ó w i frazesów d n ie po zu je. A le jest prosto­

duszny p ry m ity w n y , filo z o fia m u obca, p o e z ji n ie ro zu m ie , jego ro z k o s z o w a n ie się życiem o g ra n ic z a się d o e le m e n ta r­

n ych czy n n o ś c i fiz y c z n y c li: s p o rtu , ta ń ­ ców, le k k ie j m u z y k i i h a ła śliw e g o śp ie ­ w u “ .

„D z iw n e to , lecz n ie ra z z a u w a żyłe m , że n a jle p s z y m i o b y w a te la m i ro s y js k im i, są iz n i szczali cu d z o z ie m c y “ .

„ M y R o sja n ie p rz y jm u je m y oszustwo ja k o z ło n ie u n ik n io n e i tra k tu je m y je z d o b ro d u s z n ą lu b w z g a rd liw ą lobojętno- ścią. F ra n c u z i w id z ą w o szu stw ie z ja w i­

sko n o rm a ln e , k tó r e n a le ż y ¡regulow ać g rzeczną k o n tr o lą . A n g lic y , N ie m cy, A m e ry k a n ie i ¡inni, m a ją je za rzecz n ie ­ d opuszczalną. T o samo ty c z y się w szel­

k ic h n a p iw k ó w . R o s ja n in p ła c i d u żo , b y się loidc,ziepić i b y n ie czuć za p le c a m i n ie - g z a d o w o lo n e j gęby. F ra n c u z daje w sam ra z ty le , b y go n ie w y ła ja n o 1, i za b ra k h o jn o ś c i w y n a g ra d z a m iły m uśm iechem . In n i p ła c ą ty le , na ile , ic h z d a n ie m , kto ś z a s łu ż y ł“ .

C h iń czycy — to lu d s y m p a ty c z n y i ucz­

c iw y , lecz d z i ś n a jz u p e łn ie j b a rb a rz y ń ­ s k i. F a k ty c z n ie rzą d zą C h in a m i cudzo­

z ie m cy, p rz y czym A n g lic y 1 A m e ry k a n ie tr a k tu ją ic h ja k M u rz y n ó w “ .

W ysoce z a jm u ją c e są „P a m ię tn ik i a n ­ g ie lskie g o a genta“ , p ió ra R. H . B ruce L o e k h a rta . A u to r o d e g ra ł d u żą ro lę w an­

g ie ls k ie j d y p lo m a c ji, p rze z d łu g ie la ta b y t p rz e d s ta w ic ie le m W ie lk ie j B ry ta n ii w R o s ji, ta m też p rz e ż y ł w ie lk ą w o jn ę 1914—-18 i re w o lu c ję ra d z ie c k ą , p rz y czym d o b o ls z e w iz m u u s to s u n k o w a ł się n a o g ó ł p rz y c h y ln ie . Z n a ro d o w o ś c i jest S zkotem , n ie szczędzi A n g lik o m c ie rp k ic h uw ag, ¡zresztą i w sto su n ku do siebie sa­

m ego d a je d o w ó d rz a d k o spotykanego a u to k ry ty c y z m u . P rz y to c z ę tu ta j k ilk a je g o spostrzeżeń:

„ U A n g lik a p a trio ty z m u z e w n ę trz n ia się w p o s ta c i tępej p o g a rd y d la w s z y s t­

k ie g o , co n ie a n g ielskie . P a trio ty z m S zko­

ta je s t p ra k ty c z n ie js z y . P ogarda jego dla c u d zo zie m có w o g a rn ia ró w n ie ż A n g lik ó w , co S zkot je d n a k staranni® u k ry w a . Za­

p a ł jego o g ra n ic z a się d o za g rze w a n ia do w a lk i S z k o tó w w T w ic k e n h a m . Jest to o b ja w ra cze j ra so w y, n iż lo k a ln y . C ho­

dzi tu o g lo ry fik a c ję i z a d o w ole n ie k a ż ­ dego S zkota z samego siebie, n ie za le żn ie o d tego, w ja k ą część g lo b u zapędzi go p ra g n ie n ie w y ró ż n ie n ia (Się“ .

S T A N IS Ł A W P A G A C Z E W S K I

m o obecności d w u stu n a jz u p e łn ie j ob­

cych lu d z i. P o ls k im b y ł m róz, p o lskim b y ł śnieg z w is a ją c y z dachów, p o l­

skim i b y ły gw iazdy wiszące nad z e - m ią zasłuchaną „n o c a m i" w rzekom e odgłosy a rm a t „o d W ę g ie r"... P o lskie b y ło przedw iośnie całe p rz e b łę k itn io - ne nieu św ia d o m io n ym i n a d zie ja m i.

W m iasteczku pełno ju ż b y ło no­

w ych lu d z i. L u d z i z „dużego ś w ia ta ".

P rz y je ż d ż a ło tu w ie lu : profesorow ie, docenci, ra d c y i studenci. W y g n a n i z m iast drożyzną, b ra kie m żyw ności, strachem , prześladow aniem , s c h ro n ili się na cichej p ro w in c ji, a b y przeżyć.

M ia ste czko z a k w itło nazw iskam i lu ­ d z i naiulki i sztu ki. A le p ro fe s o r h i­

s to rii sztu ki p o d le w a ł w swoim ogród k u ra b a ty fio ksó w , a radca m in is te r­

stw a p ro w a d z ił w m iejscow ej ¡spół­

d z ie ln i k s ią ż k i handlow e. M a g is te r f i­

lo z o fii „o d w s z a w a ł" okoliczne wsie, a nieuk ońazony m edyk szczepił „n a

Cytaty

Powiązane dokumenty

Ja osobiście byłbym zdania, że należy odpowiedzieć twierdząco na to ostatnie pytanie. Zdaje mi się, że Przyboś w wyżej wspomnianym artykule jest skłonny

Nastały dni, które toczyły się nad przepaścią i które niejednego pochłonęły, ale już z dala od bram, które przez śmierć prowadziły do wolności. Siódmy

Na pierwszy plan dramatu wybija się Geert, przedstawiciel „innych ludzi“ , co się przemienili nie tylko przez „te gazyty i książki, czytane potajemnie przy

Wyrazem tej znamiennej postawy osobistej wobec przedmiotu badania jest pogląd Kleinera na dzieła sztuki wywodzący się z prze­.. świadczenia, że świat wartości

cego do skaczących z pociągu robotników, długa podróż w dusznych wagonach, brak snu i wody zmęczyły go znacznie, więc snuł się teraz po podwórku jak bez

Coraz bardziej zanika u nas poczucie odpowiedzialności za to wszystko, co się czyni i co się pisze.. Jest to z pewnością jeszcze jeden ze śladów tych

Prawdą natomiast jest, że współczesność potrzebuje sztuki, tylko nie wie, czego W niej szukać, więc bierze dobrą plastykę i złą plastykę, czasem odrzuca

Na tym tle może też rozwijać się żywy ruch choreograficzny, imprezy i szkoły tańca artystycznego, których jest tu