ROMAN DMOWSKI
PISMA
ROMAN DM O W SKI
PISMA
T O M VIII
P R Z E W R Ó T
C ZĘSTOCHO W A
A N T O N I GM ACHOW SKI I S-KA, SPÓŁKA W Y D A W N IC Z A
1 9 3 8
ROM AN DM OW SKI
P R Z E W R Ó T
CZĘSTO C H O W A
A N T O N I GMACHOW SKI I S-K A , SPÓ ŁKA W Y D A W N IC Z A
1 9 3 8
8, 69
sir
S.06
3UH3S)((Wj)
/lł98ł|8
O D B IT O C Z C IO N K A M I D R U K A R N I » U D Z IA Ł O W E J"
C Z Ę S T O C H O W A , UL. N A JŚ W . MARJ1 PA N N Y 41.
OD W Y D A W C Ó W
„Przewrót”, którego pierwsze wydanie uka
zało się w 1933 r., jest dalszym ciągiem „Św iata powojennego i d o ls k i”.
Z aw iera poglądy ^Dmowskiego na sprawy gospodarcze i polityczne Guropy i świata w okresie rozpoczynającego się konfliktu pom iędzy kom u
nizmem a nowoczesnemi ruchami narodowemi — ze szczególnem uwzględnieniem kw estji żydow skiej.
%om ten — ja k poprzednie — w ydajem y bez
jakichkolw iek zmian w tekście.
P R Z E D M O W A
DO PIERW SZEGO W Y DA NIA
K siążka ta, zarów n o jak mój „ Ś w ia t p o w o jen n y ”, jest zbiorem p isan ych i ogła sza n y ch serjami w G azecie W a rsza w skiej a rtyk u łów — o obecnym p rzew rocie d z ie jow ym , o różnych jego p rzejaw ach i o dziedzinach, k tóre ogarnia, o tern w reszcie, co najw ażniejsza, jak się on odbija w P o lsce. N ie mamy te d y p otrzeb y tłu m aczyć czyteln ik o w i jej p rzeznaczenia: b ęd ą ją czytali przew ażn ie ci, co p op rzed n ią k siążkę znają, i b ęd ą w id zieli w niej dalszy ciąg tam tej.
D a lszy ciąg, ale nie koniec. P r o c e s cią g le idzie na
p rzó d i m yśl ludzka musi za nim p odążać. N iery ch ło te ż p ew n ie przyjdzie czas, żeb y m ożna g o b y ło objąć w ca
ło ści, zrobić je g o syn tezę, ująć p o sz c z e g ó ln e zjaw iska w jeden w ielk i akt dram atu d z iejo w eg o — dać o tym p rzew ro cie nie p o sz c z e g ó ln e artykuły czy rozpraw y, ale k siążkę w całym te g o sło w a zn aczen iu .
P o ło że n ie m oje jako autora p od jednym w z g lę d e m znacznie się zm ieniło. P isz ą c daw niej o p rzew rocie ś w ia tow ym , b yłem w sw ych p ogląd ach b ard zo o d o so b n io n y
— d ziś i na Z achodzie, i u nas jest już sp o ro ludzi, k tórzy w pojm ow an iu te g o , co się d zieje, są mi mniej lub w ięcej b liscy. Jednakże, g d y ch od zi o n asze sp o łe czeń stw o , chciałbym , żeb y ta zm iana p o jęć o d b y w a ła się zn aczn ie szybciej. N ieorjen tow an ie się w w arunkach cza su jest z a w sz e dla n arod ów źródłem strat w ielk ich . P r a g n ą ł
bym , że b y P o lsk a tych strat jak najmniej p o n io sła , żeb y
VIII
n atom iast jak najumiejętniej w yzysk ała k orzystne d la sieb ie zmiany.
Tu m uszę zauw ażyć, że c z ęsto mi się zdarza s p o tykać ludzi, k tórzy czytają to , co p iszę, g o d zą się z mo- jemi poglądam i, ale g d y rozumują o tern, co się dzieje, w idać, że z trud n ością p rzysw ajają so b ie n o w e p ojęcia i nie p rzestają op erow ać starem i szab lonam i. O kazuje się, że n ied o ść jest coś p rzeczytać i b yć przekonanym : trzeba czasu, ażeby p ew n e p ojęcia w rosły w m ózg, trzeba w ielok rotn ie z niem i się spotk ać, przy rozm aitych s p o sobnościach.
D ziś, w czasach, k iedy się żyje szyb k o, szyb k o się rów n ież czyta i to , co się czyta, szyb k o przez g ło w ę przechodzi, słaby cz ęsto ślad pozostaw iając. T o t e ż , gd y ch od zi o pojęcia p o d sta w o w e , w ynikające z p rzem yślen ia d zisiejszego przew rotu, k tóre chciałbym jak najmocniej w razić w św ia d o m o ść czytelnika, korzystam ze sp o so b ności p ow tarzania ich n aw et kilkakrotnie — w nadziei, że to im p om oże przyjąć się o sta te czn ie w um ysłach.
Z drugiej strony, p ow tarzanie to jest sp o w o d o w a n e tern, że, pisząc serję artyku łów o danym p rzed m iocie, starałem się ją zrobić zam kniętą w so b ie całością, nie w ym agającą znajom ości te g o , com pisał p oprzed n io. Za
m iast ted y p o w o ły w a ć się na inne pism a, w olałem krótko streścić założenie, z k tórego w y ch od zę.
D la n iejed n ego czytelnika te p o w tó rz en ia b ęd ą n ie potrzebnym balastem , dla w ielu w sza k że innych o k a żą się p ożyteczn em i, a n aw et niezbędnem i.
S zk od zą one książce pod w zględ em literackim , moją w sza k że ambicją nie są laury pisarskie, jeno sk utek osiągany w um ysłach m oich rodaków .
W arszaw ę, 10 listopada 1933 r.
R o m a n D m o w ski
S P I S R Z E C Z Y
S tr .
Od w y d a w c ó w ...V Przedm ow a do p ierw szego w y d a n ia ... VII S p is r z e c z y ... IX
W STĘP ... 1
CZĘŚĆ PIERW SZA MYŚLMY O J U T R Z E ... 13
I. N iew d zięczn e c z a s y ... 15
II. P rzedłużanie c i e r p i e ń ... . 19
III. Żydzi w k r y z y s i e ...23
IV. M etternichy w d ziedzinie moralnej i politycznej . . . . 27
ISTOTA O BECN EG O KRYZYSU ... 35
I. Trzy w ielk ie l i k w i d a c j e ...37
II. N iew ola w y t w ó r c y ... 43
III. U p ośled zen ie p r a c y ...48
IV. W alka z k r y z y s e m ... 53
V. Kryzys w P o lsc e ... 58
VI. W alka z kryzysem w P o l s c e ...64
AMERYK A N I Z M ...71
I. Am erykanin jako typ gospodarczy . . . . . . . . 73
II. Ekonomja a m e r y k a ń s k a ... 79
III. Katastrofa a m e r y k a ń s k a ... 85
IV. P o ło żen ie A m eryki w o b ec jej m etod produkcji . . . . 90
V. Zam erykanizow ane N iem cy... 94
VI. A m erykanizm s o w ie c k i...99
CZĘŚĆ D RU GA POLITYKA M IĘDZY NA RO DO W A W DOBIE OBECNEJ . 105 I. Imperjalizm państw europejskich ... 107
II. Zmiany w św ie c ie pozaeuropejskim ...111
III. Zmiany w E u r o p i e ... 117
X
IV. P rzew rót g o s p o d a r c z y ...
V. F r a n c ja ...
VI. A n g l j a ...
VII. N i e m c y ...
VIII. W iochy. M ocarstwa pozaeuropejskie IX. Sfery k i e r o w n i c z e ...
X. Imperjalizm a Ż y d z i...
XI. W idoki na p r z y s z ł o ś ć ...
PIERWIASTKI POLITYKI JAPOŃSKIEJ I. M ożliw ość w ojny japońsko-rosyjskiej II. Japonja i ląd azjatycki ...
III. Interesy gospodarcze Japonji . . . IV. N ierozw iązalne zagadnienie . . . .
V. P ołożen ie w e w n ę t r z n e ...
VI. Kapitalizm w J a p o n j i ...
VII. Ustrój p o lit y c z n y ...
VIII. Kryzys j a p o ń s k i ...
IX. Faszyzm , hitleryzm i ruch japoński .
S tr . 122 126 130 134 139 143 147 151 159 161 165 170 174 179 183 188 193 197 CZĘSC TRZECIA
HITLERYZM JAKO RUCH N A R O D O W Y ... 203
I. Walka z kryzyzem p o l i t y c z n y m ...205
II. W ó d z ... 210
III. Treść r u c h u ...215
IV. Organizacja narodu i walka z r o z k ła d e m ... 220
V. Hitleryzm a m a so n e r ja ...224
VI. Hitleryzm a Ż y d zi...229
VII. C ele zew n ętrzn e i w e w n ę t r z n e ... 234
VIII. Co będzie z h i t l e r y z m e m ? ... 239
ŻYDZI W DWUDZIESTYM W IE K U ... 245
I. P rzew rót w położeniu Ż y d ó w ... 247
II. Fatalne z w y c i ę s t w o ... 251
III. Nacjonalizm e u r o p e j s k i ...257
IV. Ewolucja n acjon alizm u ...262
V. Nacjonalizm a Ż y d z i ...267
VI. Skutki katastrofy gospodarczej . . . . . . 272
VII. B ez w yjścia . . 277
VIII. Czem są Ż y d z i ? ... 281
IX. Specjalizacja gospodarcza i jej s k u t k i ...286
X. Religja, magja i n a u k a ... . . . . 291
ki
S tr .
XI- J e szcze jedno b a n k r u c t w o ... 295
XII. W idoki s j o n iz m u ... 299
OBLICZE DW UD ZIESTEG O W I E K U ... 305
I. K w estja s p o ł e c z n a ... 307
II. W idoki n a w r o t u ... 311
III. W ycień czen ie g o s p o d a r c z e ... 316
IV. Ludzie n i e p o t r z e b n i ...321
V. K o m u n i z m ...326
VI. Komunizm a ustrój g o s p o d a r c z y ... 330
VII. Program opanow ania w ł a d z y ... 334
VIII. R ozszerzony obóz k o m u n i s t y c z n y ...339
IX. Komunizm w Europie p o w o j e n n e j ...344
X. N iespodziana przeszkoda ...348
XI. Walka w N i e m c z e c h ... 353
XII. Upadek dem okracji i p a r la m e n t a r y z m u ...357
XIII. W alka na życie i ś m i e r ć ... 362
CZĘŚĆ CZW ARTA PRZEW RÓT ŚW IATOW Y I EW OLUCJA POLITYCZNA POLSKI 371 I. W ielka likwidacja i mała t w ó r c z o ś ć ... 373
II. P olsk a w Europie p r z e d k r y z y s o w e j ... 377
III. K ształtow anie się Europy pow ojennej. P oczątk i kryzysu 381 IV. A m e r y k a ... 385
V. R ew olucja n a r o d o w a ... 389
VI. P oszu k iw an ie o li g a r c h j i...393
VII. R ew olucja narodow a w Europie a P o l s k a ...397
VIII. P olsk a nazajutrz po o d b u d o w a n i u ... 401
IX. C h a o s ...405
X. W alka s p o ł e c z n a ... 409
XI. Walka społeczna a kryzys gospodarczy ... 413
XII. Zagadnienie u s t r o jo w e ... . 417
XIII. P rzew rót m ajowy 1926 r... 422
XIV. W artość p r z e w r o t u ...427
XV. Demokracja jako czynnik ew olucji politycznej w dzisiejszej P o l s c e ...433
XVI. N a b e z d r o ż u ... 438
W S T Ę P
D m o w sk i—P is m a , T . V III. j
W ep ok ow ym roku 1904, w którym arm aty jap oń sk ie o b w ieściły św iatu zjaw ien ie się n o w e g o , w ie lk ie g o ośrod k a energji dziejow ej, od b yw ałem d aleką podróż.
Z najdow ałem się w środku Dominjum K anadyjskiego, w W inn ip egu , sto licy p szenicznej M aniłoby. P rzybyłem z południa, o d W ielkich Jezior, by w sią ść za parę g o d zin na ek sp res K anadyjskiego P acyfik u , k tóry miał mię za w ieźć do V ancouveru.
Krótki czas oczek iw an ia zu żytk ow ałem na p rze
chadzkę po m ieście. Ś w ie ż o sk olo n izo w a n a prow incja zd ążyła już zająć p o w ażn e m iejsce w produkcji zb ożow ej św iata. M iasto rosło, jak na drożdżach. O g ó ln y w id ok sta n o w iły n o w o w zn o szo n e dom y, n o w o p o w stające ulice.
C yfry, otrzym ane w kanadyjskich urzędach em igracyjnych, m ów iły mi, że i p o lsk ie ręce pracują nad tym w zrostem . N ied łu g o czek ałem na ilustrację. O d grupy rob otn ik ów , w z n o szą cy ch ru sztow ania, d o lecia ł m nie w ykrzyknik „psia
k rew !”, p o którym nastąp iła n iezb y t grzeczn a krytyka c z e g o ś i k o g o ś, w y p o w ied zia n a p od n iesion y m głosem w ojczystym języku.
P o krótkiej w łó c z ę d z e w róciłem na stację. P o c ią g zajechał, odnalazłem w nim sw o je m iejsce i ruszyłem w d rogę na D aleki Zachód.
Jechaliśm y przez pola, usian e fermami, k tóre coraz bardziej rzedły. A ż do nocy w sza k że od czasu d o czasu u k azyw a ły się jakieś zab u dow ania. O b u d ziw szy się rano, spojrzałem w okno w agonu: pusta, b ezd rzew n a, zielo n o- szara rów nina. B ył k on iec k w ietnia, k on iec długiej zim y kanadyjskiej. Ś n ieg już stop n iał, prerja straciła sw o ją b ia ło ść, ale jeszcze nie zdążyła się zazielen ić. T en sm ut
4 W S T Ę P
ny, jednostajny w id ok miał nam to w arzyszyć aż do Gór Skalistych.
Istniał już plan kolonizacji preryj w zdłuż całej Hnji kolejow ej, już g o naw et zaczęto w yk on yw ać, ale step p ozostaw ał jeszcze stepem . Szara, jednostajna, bez brzeżna równina; na niej nic, o co by oko m ogło się zaczepić...
Czasam i stadko antylop zatrzym ało się nagle, jakby zam agnetyzow ane widokiem su n ącego po s te p ie h ałaśli
w e g o potw ora. To znów u w agę zw róciło pasm o p rzeci
nających pow ierzchnię prerji rów noległych ścieżek , d o bre kilka cali głęb okich. Zapytałem sąsiada w w a g o n ie, skąd się w zięły.
— To śłady b aw ołów . Z aw sze ch od zą on e jednem i drogami i w ydeptują takie g łęb o k ie ścieżki.
— A b aw oły gd zie?
— D aw no już ich niem a. M ożna je sp o tk a ć jeszcze daleko na p ółn ocy. Tu ostatn ie zgin ęły przed trzyd ziestu laty. Tylko ślady p ozostały.
T ylko ślady p ozostały... Jakie to sm utne! — dla b a w o łó w , ma się rozum ieć, nie dla p rzy b y szó w , k tórzy trawę prerji zastąpią pszenicą.
Z zadum y w yrw ał mię św ist lok o m o ty w y . P o c ią g zatrzym ał się na stacji.
Parę obrzydliw ych bud drew nianych, p rzykrytych dachem z k arb ow an ego żelaza, pom pka, a ob ok w szcze- rem polu góra, w y so k o ści trzech pięter, w zn iesio n a ze
zw alonych na kupę n ow ych płu gów .
W o d ległości kilkunastu k roków stał Indjanin. O w i
nięty w brudny, czerw ony koc, z garścią różnobarw nych piór, w etkn iętych w e w ło sy , stał nieruchom y, jak p osąg, z nieruchom ą, jak m aska, tw arzą. A p atyczn ie p ociąg ał dym z fajeczki.
C iekaw a rzecz, co tam po tej g ło w ie, strojnej w pióra, chodzi?...
IN D IA N IN I P S Z E N IC A 5
M oże w m łod ości był w ielkim m yśliw ym . W iedział dobrze, jak trop ić b aw oły, jak unikać stratow an ia przez nie i jak je zabijać na pokarm dla sieb ie i sw oich . D ziś b a w o łó w niema, p o zo sta ły tylko w y d ep tan e przez nie ścieżki. N atom iast są p ociągi, kupy narządzi rolniczych i budy stacyjne, p okryte karbow anem żelazem . W sz y st
ko, co b yło p rzedtem , zaw a liło się. N a tych prerjach, na których się urodził, które znał i rozum iał, których czuł się był panem , dziś dla n ie g o niem a m iejsca. To, c z e g o się zam łodu nauczył, w czem celo w a ł, z czeg o b ył dumny, w szy stk o to dziś stało się b ezu żytecznem . P atrzy tępem i oczym a na to, co się dzieje, oddaje p odrzęd n e usłu gi w yw racającym św ia t p rzybyszom , d ostaje od nich troch ę tyton iu i w ódki i... czeka śm ierci.
W dalszej m onotonnej d rod ze po niezm ierzonej ró w ninie c z ę sto w racał mi przed o czy ten obraz nierucho
m ego, a p a ty czn eg o Indjanina, sto ją c eg o o b o k kupy p łu g ó w . G inie p okryty traw ą step , gin ą b aw o ły , Indjanie;
to m iejsce zd o b y w a p szen ica, prerja p ok ryw a się ferm a
mi, zalu dn ia przybyszam i, k tórzy żyją w d obrobycie, czytają g a z e ty — nie dodaw ałem jeszcze w ó w c za s — jeżd żą Fordam i, słuchają radja... N ieu b łagan y proces, który m usi iść naprzód, d opók i b ęd ą istniały prerje, b a
w o ły i Indjanie. Musi zw y cięża ć p szen ica, lud zie, k tórzy ją sieją i jedzą, k tórzy tw o r zą cyw ilizację i g ęściej od Indjan um ieją na ziem i sied zieć.
N ie p o sta ło mi n aów czas w g ło w ie , że jeszcze za m ego życia przyjdzie czas, k iedy się ok aże, iż p szen icy jest za w iele, k iedy d zied zice rozległych preryj, kraje N o w e g o Św iata, zaczną się m ięd zy so b ą układać o zm niej
szen ie jej produkcji. K to m ógł to w ó w c z a s p rzyp u szczać i kto m ógł p rzew id zieć, że te d ziw n e losy p szen icy będ ą tylk o szczeg ó łem w ob razie p rzew rotu , obejm ującym św ia t cały? I kto m ógł przew idzieć, że zw ycięsk i, p o d b i
6 W S T Ę P
jający św iat i przerabiający ludzkość na p o d o b ień stw o sw oje p rzedstaw iciel cyw ilizacji europejskiej będzie w k rótce patrzył tępem i oczym a na św iat, którego nie rozum ie, w którym w ied za jego staje się b ezu żyteczną
— potrosze jak ów czerw onosk óry, niedaw ny jeszcze pan preryj?
Zaczęliśm y już żyć w przekonaniu, że nas nic bar
dzo n ow ego zaskoczyć nie m oże. W ierzyliśm y w cią g ły i szybki postęp, ale w naszem pojęciu ten p o stę p miał zgóry nakreślone drogi. N ie w id zieliśm y siły, którab y g o m ogła w ykoleić. Czuliśm y, że mamy p raw o do p e w ności siebie, ufni w szeroki zakres sw ej w ied zy o św iec ie , w jej niesłychane rozp ow szech n ien ie, a zw ła szcza w broń, którą nam dały w ręce n asze u m iejętn ości prak tyczne.
O jcow ie nasi z przed n iecałego stu lecia byli w p o r ó w naniu z nami naiw nem i dziećm i, n iezd oln em i d o zrozu m ienia nas i poruszania się w naszym sk om p lik ow an ym św iecie. I jak m ało b yło w śród nich ludzi, zbrojnych w ów czesn ą n aw et w iedzę! D ziś, nie m ów ią c już o m il- jonach, które stu d jow ały na u n iw ersytetach , w yn ik i naj
now szej w ied zy zostały u d ostęp n io n e m asom 1. P ra c o w a ły nad tern d w ie p o tęg i n o w oczesn e: szk oła i prasa.
P o k olen ie dziś żyjących ludzi, od najstarszych d o najm łodszych, nauczyło się w iele. T rzeba stw ierd zić, że w ied za jego jest dem okratyczna. To znaczy, że w um ie-
1 Zwłaszcza w krajach zachodnich, przodujących i zw łaszcza tam, gdzie szkoła jest naprawdę p ow szechną i gdzie stała się w y- razicielką postępu. Przed paru laty francuski szynkarz na głębokiej prowincji w półtoragodzinnej rozm ow ie skrytykow ał mi politykę f i
nansow ą republiki, o św ietlił genjusz polityczny Brianda, w yjaśnił w pływ zdobyczy technicznych na p ostęp polityczny ludzkości, dał wykład porów naw czy o głów nych religjach, uzasadnił dokum entnie sw ą wiarę w reinkarnację i dostarczył danych o m ieszkańcach Marsa.
C zegóż chcieć w ięcej?...
D E M O K R A T Y C Z N A W IE D Z A 7
jętn ościach praktycznych są liczn e i w ielk ie różnice, w zależn ości od zaw odu; n atom iast w zakresie w ied zy ogóln ej panuje ogrom na jednolitość; n a w et różnice p o ziom u są znacznie m niejsze, niż w p oprzednich p o k o le niach. Masy, bądź z ciek aw ości, bądź ze snobizm u, ch w ytają łakom ie w ied zę ogólną, na różne sp o so b y dla nich u dostępnianą, g d y t. zw . inteligen cja, pod naciskiem k o n ieczn o ści sp ecjalizow an ia się i pod w p ły w em ducha czasu, ześro d k o w u ją ceg o jej am bicje i w ysiłk i na p ie niądzu, okazuje coraz mniej zain teresow an ia dla w ied zy , nie przynoszącej * p ożytk u p rak tyczn ego i nie dającej d och odu . W ynikiem te g o jest dem okratyzacja m ózgó w . M ó z g ó w w yjątk ow ych już p raw ie niem a, ale zato w ie dza jest n iesłych an ie rozp ow szech n ion a. N ie jest ona g łęb o k a , ale zato szeroka: p ojęcia o niej są b ard zo jed n olite i bardzo utrw alone: cały św ia t cy w ilizo w a n y p rzeszed ł jed n ak ow ą szk o łę i jed n ak ow o mniej w ięcej m yśli.
I o to w ied za ta zaczyna nie w ystarczać, a n a w et c z ę sto p rzeszk ad za rozum ieć to, co się dzieje. Ze zaś p rzyszła ona dzisiejszem u cz ło w ie k o w i ła tw o, b ez sa m o
dzieln ych w y siłk ó w , b ez p o k on yw an ia trudności, że p o dano mu ją g o to w ą , jak g o to w y , stan d ard yzow a n y w yrób fabryczny, p rzeto nie p odd aje się ona p rzerób ce, k ory
g o w a n iu na p o d sta w ie fak tów .
Myśl ludzka ch od zi sw oją d rogą, a życie sw oją.
G eografja, której nas n au czon o i która d on ied a w n a w ystarczała, m ów i, że p ow ierzch n ia ziem i to jedna w ie l
ka całość, w której centrum leży E uropa. M yśl tw ó rcza ludzkości i energja czynu tk w i w E uropie — reszta to tylk o p o le jej tw ó rczo ści i jej ek sp loatacji. T o p o jęcie za ch w iało się n ieco ostatniem i czasy, niem niej p rzeto c ią g le stan ow i on o p o d sta w ę n a szeg o rozum ienia św iata, n aszych p lan ów i naszych w y siłk ó w . T ym czasem dziś jest o n o już fikcją.
8 W S T Ę P
O bok Europy istnieje już kilka w ielk ich centrów myśli i energji, od niej niezależnych.
Istnieje p rzedew szystk iem przez E uropę w u bie
głych stuleciach stw orzon y Ś w ia t N o w y , k tórego o śro d kiem są Stany Z jednoczone A m eryki P ółn ocn ej, z c y w i
lizacją pochodzenia eu rop ejskiego, ale różniąca się bardzo od europejskiej. Ku Stanom ciążą sp o łeczeń stw a N o w e g o Ś w iata, naw et te, które uznają nad sob ą zw ierzch n ość europejską, jak dominja brytyjskie. A m eryka ma sw o je, odbierane Europie, p ole tw órczości i ek sp loatacji, r o z ciągnęła je n aw et na sam ą Europę, którą w latach p o wojennych zaczęła na sw ój sp o só b cy w ilizo w a ć i en er
giczn ie ek sp loatow ać. C opraw da, w osta tn ich latach rozpęd jej na tej drodze zn acznie osłab ł, ale p ragn ien ia i zam iary p ozostały.
W ażniejszym o w iele faktem jest, że istn ieje ś w ia t stary, zw any D alekim W schodem , który d ziś fa k ty czn ie już się w yem ancypow ał z pod p rzew a g i p olity czn ej E u ropy, a tak że i A m eryki, który ma sw o je p lan y i u rze
czyw istn ia je w b rew p rotestom z zew n ątrz. O b ecn y ośrod ek energji te g o św iata, Japonja, p rzed sta w ia dziś najsam odzielniejszą i najczynniejszą p o tę g ę polityczną;
jednocześnie w ypiera ona sk u teczn ie h andel europejski z szeregu krajów i dąży do uczyn ien ia A zji, to zn aczy w ięcej niż p o ło w y św iata, polem sw ojej w yłączn ie e k s ploatacji. B ardzo słabo jeszcze zorganizow anem u o lb r zy m ow i, Chinom, daje ona dziś lekcję, że liczenie na p o moc europejską jest ułudą, i ma w id oki za p rzęgn ięcia ich do w sp ó ln eg o działania p rzeciw w p ływ om eu rop ej
skim i amerykańskim w Azji. G dy zaś to się stanie, ce n tralna rola Europy w św iecie b ęd zie już tylk o w sp o m nieniem.
Rosja dzisiejsza jest od ręb n ą częścią św ia ta, od Europy niezależną, pracującą nad p odcięciem p od staw jej bytu na jej w łasnym gruncie i nad w yp arciem jej
D E C E N T R A L IZ A C JA Ś W IA T A 9
w p ły w ó w z innych części św iata; Europa zaś zm uszona je st g o d zić się z nią jako faktem , i stosunki z nią u czy nić jak najbardziej norm alnem i.
W m iarę p o stę p ó w tej likw idacji roli E uropy, jako centrum św iata, em ancypują się sto p n io w o i rozwijają coraz w ięk szą sam o d zieln o ść i inne, zd u szo n e w o sta t
nich czasach cyw ilizacje. P o zycja E uropy w Indjach i w ś w ie c ie Islamu szyb k o słab n ie i coraz wyraźniej zb liża się do likw idacji.
D u żo jednak czasu u płynie, zanim te w szy stk ie fakty, te ep o k o w e zm iany w siąk ną w m ózgi europejskie, za nim ludzie p rzestan ą się k ierow ać pojęciam i starej g e o - grafji i nauczą się w id zieć św ia t takim, jakim on jest w istocie.
N au czono nas ekonom ji p olityczn ej, teorji grom a
d z e n ia b o g a ctw i b ud ow an ia p o tęg i gosp od arczej naro
d ów . Teorję tę przez p ółtora stu lecia coraz m ocniej p op ierały fakty; zd ob yła so b ie ted y p an ow an ie i urobiła m ózgi lud zk ie. Naraz co ś się zm ieniło: fak ty za częły iść n o w ą drogą, nie licząc się z teorją. Ekonom ja p olityczn a w szak że b yła zb yt m ocna, a żeb y dać się zachw iać; p a nuje teraz dalej w um ysłach, g d y już nie panuje w ż y ciu. P o jęcia na niej oparte, oddalają się coraz bardziej o d dzisiejszej rz ecz y w isto ści i nie p ozw alają jej zrozu mieć.
N au czono nas polityki: w b ito nam w g ło w y , że jest jed en tylk o system rządzenia, który musi za p a n o w a ć na całym św iec ie . Z ap row ad zen ie te g o system u w centrum św iata, w E uropie, k o sz to w a ło sp oro w alk i p rzew rotów ; w reszcie zatrium fow ał w całym św ie c ie naszej cyw ilizacji i u dało się g o n a w et p rzeszczep ić p oza jej sferę. P o ję cia, leżące w jego p o d sta w ie, p rzep oiły u m y sło w o ść n a szą do gruntu, w e sz ły w skład p ew n ej n iew zru szon ej w ie d z y i w iary E uropejczyka. Naraz za częły się dziać n ieb ylejak ie fak ty, z tem i pojęciam i n iezgod n e.
10 W S T Ę P
W środku Europy M ussolini i H itler pokazali, że m ożna rządzić inaczej, i to w cale sk utecznie. N ie prze ciw staw ili system ow i ro zw in ięteg o teoretyczn ie, uzasa n ion ego prawnie system u, zachow ali n aw et daw ne formy, ale faktycznie cały system zburzyli.
P rzeb ieg te g o przew rotu w yk azał, że zasady do ty ch cza so w eg o ustroju zap u ściły bardzo płytkie k orzen ie w masach, ze m etody jego tym m asom ob rzyd ły. Zasu- gestjon o w an o im na całe stu lecie, że najw ażniejszą dla nich rzeczą jest, ażeby do nich należała form alna d e c y zja o tern, kto i jak ma rządzić krajem. Ta su g estja zaczyna się rozkładać i zaczynają on e rozum ieć, że w a ż
niejszą rzeczą jest, ażeby rządy były dobre, ażeb y za sp a kajały ich p otrzeb y i od p o w ia d a ły ich instynk tom .
Niem niej p rzeto pojęcia g in ą c eg o system u nie p rze
stały p anow ać w um ysłach inteligencji eu rop ejskiej i przeszkadzają m yśli ludzkiej p racow ać nad szukaniem n ow ych dróg rządzenia, k tóreby zajęły m iejsce za r ó w n o k oń czącego sw ój ży w o t t. zw . ustroju d em ok ra ty czn eg o , jak przeciw staw ion ych mu t. zw . rządów fa sz y sto w sk ic h , mających w szelk ie znam iona ty m cza so w o ści.
Myśl stoi w miejscu, a rod zące się n o w e fak ty za
przeczają jej i odbierają w szelk ą w artość.
I n auczon o nas w ielu innych rzeczy, które k a za n o nam uw ażać za zd ob ycze cyw ilizacyjn e, za w yraz p o s tę pu, w p ojon o nam m ocno m n óstw o pojęć, k tóre d ziś, w szybko zm ieniajęcem się życiu, nietylk o p rzeszk adzają nam rozum ieć otaczający nas św ia t i jego za ga d n ien ia, ale n aw et zorjentow ać się w sw em życiu o sob istem i p o god zić je z now em i warunkami.
N ikt jeszcze nie jest zd oln y objąć w całości te g o ch aotyczn ego stanu p rzejścio w ego. W iele już się za w a liło z tego, co uw ażano za trw ałe, ale n iezaw o d n ie w ięcej jeszcze się zaw ali. R od zą się już n ow e fakty, za p o w ia dające drogę, po której p rzyszłość pójdzie, ale musi ich
N O W E Ż Y C IE 11
n astąp ić o w iele w ięcej, a żeb y m ożna b yło zdać so b ie sp raw ę z te g o , jaka ta p rzy szło ść b ęd zie.
T ym czasem trzeb a m ieć o d w a g ę stw ierd zan ia jasno te g o , co już się stało, i nie zam ykania oczu na k o n se
k w en cje, k tóre rozw ój w yp ad k ów zap ow iad a. D ziś m o żem y to robić tylk o w p oszczeg ó ln y ch dziedzinach, na tern, czy innem p olu , i tym sp o so b em zb liżać się do ob jęcia całości n iesłych an ie sk o m p lik ow an ego, m ającego b ard zo g łęb o k ie źródła i b rzem ien n ego w ielkiem i na
stęp stw am i p rzew rotu.
C Z Ę ŚĆ PIE R W SZA
M Y Ś L M Y O J U T R Z E
( G a z e ta W a rsza w ska , październik 1932
N IEW DZIĘCZNE C Z A SY
B ył p rzed stu laty w E uropie w ielk i p olityk, tak w ielk i, że g ło w a jego w eszła w p rzysłow ie. N azyw ał się M etternich. D łu g o rządził, d użo znaczył, był n iesłych a
nie czynny i p o m y sło w y . Europa pam ięta g o dobrze, a i my, choć mamy krótką pam ięć, nie zapom nim y go nigdy.
J eg o g en ju szow i p olityczn em u zaw dzięczam y najtragicz
niejszy fak t w n aszych dziejach — rzeź galicyjską.
Ten w ielk i p olityk sk oń czył sm utnie. M niejsza o to, że m usiał u ciek ać z w ła sn eg o kraju i p rzesied zieć parę lat zagranicą, zanim się n ien a w iść przeciw niem u nieco ukoiła. W ażn iejsze jest to, że z k un sztow n ych jego kon- strukcyj nic nie zo sta ło , że w szy stk o to , o co w alczył, cz e g o bronił, leży w prochu.
S ta ło się tak d la teg o , że p row ad ził w alk ę z n ie
przyjacielem , który za w sz e zw y cięża . Tym nieprzyjacie
lem jest życie, warunki czasu. C hciał oca lić to, co p o stęp życia sk azał na zn iszczen ie.
W ątp ię, czy g ło w a k tó re g o k o lw iek z p o lity k ó w d zi
siejszych, rządzących w różnych p aństw ach n a szeg o św iata, stan ie się p rzy sło w io w ą . Niem niej p rzeto w szyscy oni, jedni mniej, inni w ięcej, są M etternicham i.
W szy scy p row ad zą w alk ę z tym strasznym nieprzy
jacielem , którem u p rzezn aczon e jest n iech y b n e z w y c ię stw o . W szy scy usiłują o ca lić to , co życie sk azało na zagład ę. W szyscy, to zn aczy n ietylk o klasyczn i p o lity cy d em ok ratyczn i, trzym ający, cop raw d a słab o, batu tę w naszym św iec ie , ale i odcinający się o d nich monar-
I
16 N IE W D Z IĘ C Z N E CZASY
chiczni im perjaliści niem ieccy i w ło scy faszyści, i rosyj
scy b olszew icy. W szyscy, każdy na sw ój sp o só b , pchają pod górą kamień, który im sią cią g le stacza na dół.
Tern sią różnią od słyn n ego szefa reakcji eu rop ej
skiej z przed stulecia, że o w iele rychlej od n iego z o baczą wyniki swych w ysiłk ów w prochu.
Nasz bow iem św iat nabrał n iesłych an eg o rozpądu:
leci on w p rzyszłość z szyb k ością, o której sią ojcom naszym nie śniło. U płynąły za led w ie trzy d ziesiątk i lat od początku stulecia, a jakże dzisiejsze życie jest n ie p o dobne do tego, które otw ierał przed nami w iek d w u dziesty! W ów czas w szy stk o sią w y d a w a ło sta łe, w ym u row ane, niezm ienne w kierunku sw e g o p ostąp u . D z iś niema nic p ew n ego, w szy stk o sią ch w ieje, a to , co sią szybko p osu w ało naprzód, dziś jeszcze szybciej sią cofa.
Zmieniają sią p o d sta w o w e warunki życia, o d czu w a ne przez k ażd ego człow iek a, ch o d zą ceg o p o ziem i, zm ie
niają sią z tak piorunującą szyb k ością, że d ziś n ie p o d o b ne jest do dnia w czorajszego. S zy b k o ść tą zaw d ziączam y p rzedew szystkiem gen ju szow i naszych c z a só w , k tó re g o głów n ą ambicją stało sią w szy stk o p rzy śp ieszy ć i który osiągnął w tern d ziele n iesłychane w yniki...
N ie znalazł sią w szak że w ynalazca, k tóryb y um iał p rzyśp ieszyć działanie m ózgu lud zk iego.
Zmiany w życiu nastąpują jedne po drugich, co d zień coś w yw raca sią z łoskotem , a m yśl ludzka sto i w m iej
scu, niezdolna zerw ać z pojąciam i, w których w yrosła i które w o b ec zm iany fak tów tracą d o ty ch cza so w ą w a r
to ść. P ostą p myśli, p ostąp istotn y, w yd zierający n o w e pojącia z n o w eg o życia, praw ie nie istnieje — za najpo- stąp ow szych uważają sią ci, którzy już zużyte i p rzeżyte pojącia doprow adzają do k rzyczącego absurdu. N ie zdają sob ie sp raw y z te g o , że nie są niczem innem , jak dawnymi skrajnymi reakcjonistam i, tylk o w karykaturze.
B o konserw atyzm tam tych mial bardzo stare i bardzo
K O N S E R W A T Y Z M N A S Z Y C H C Z A S Ó W
17
g łę b o k ie źródła: w yrażał n ietylk o n iew czesn e ambicje i cyn iczn e interesy — grało w nim niem ałą rolę to, co w d uszy c z ło w ie k a jest n ajlep szeg o , n ie eg o isty cz n e g o , p rzyw iąza n ie do te g o , co sta n o w iło za w sze p od staw ę bytu sp o łe c z e ń stw ludzkich. I dzisiejsi obrońcy d o ty ch cz a so w y ch p o d sta w życia E uropy, k tóre się ob ecn ie za
czynają zaw alać, i d zisiejsi szerm ierze „now ych idej”, k tóre jak już p o w ied zia n o , są doprow ad zen iem starych i p rzeżytych d o absurdu — są k onserw atystam i czy re
akcjonistam i n aszych cz a só w . T ylko ich konserw atyzm n ie próbuje n igd y w yraźn ie, do końca w y leg ity m o w a ć się z te g o , c z e g o broni, p od d ać sw ych założeń należytej o cen ie i k rytyce. C zy je ma?...
N ajgłu p szy p rzed sta w iciel te g o , co b yło k o n serw a tyzm em przed stu leciem , um iał— gorzej czy lep iej— w y tłu m aczyć się z p o w o d ó w , dla których w alczył przeciw now ym , zw ycięsk im p ierw iastk om życia. O bserw u jąc d z isie jsz e g o ob roń cę d o tych czasow ych p o d sta w , w id zi się, że w ie on d obrze przeciw czem u i kom u ma w alczyć, bo mu to p o w ied zia n o , ale w ied zę o tern, w imię cz e g o ta w alka jest p row ad zon a, p o zo sta w ia tym , od których otrzym uje k om en d ę. Ma się rozum ieć, nie m ów i się tu o ludziach, k tórych ta w ied za nie interesuje, b o im w szy stk o jedno, o co się w alczy, czy św ia t się buduje, czy w ali, b o ich ob ch od zi tylk o jedna kw estja: na czem m ożna o so b iśc ie najw ięcej zarobić?...
C op raw d a, tem u k o n serw atyw n em u u porow i nie- bardzo m ożna się dziw ić.
Jeszcze p iętn a ście lat nie u p łyn ęło od chw ili o sta te c z n e g o , p ełn eg o trium fu zasad, na których od p ółtora stu lecia b u d ow a n o sto p n io w o życie naszej cyw ilizacji.
W p o d sta w ie te g o życia leżał ustrój go sp o d a rczy św iata, 0£ta£ty na p otężnej sieci handlu m ięd zy n a ro d o w e g o , p o- y ^ k V y v i^ m ej całą p ow ierzch n ię kuli ziem skiej. W oczkach (/£: tkw iła cała ludzkość. W niej zap lątan e były
^ G T . V III. 2
18 N IE W D Z IĘ C Z N E C Z A S Y
n ietylk o ludzkie egzysten cje m aterjalne, ale ludzkie um y
sły i sumienia. W niej k w itło w iele, n ietylk o g o sp o d a r
czych, p rzed sięw zięć m iędzynarodow ych, znacznie w ięcej, niż zw ykli ludzie w idzą. To w szy stk o w y d a w a ło się urządzeniem stałem , niew zruszonem .
Naraz, przed dziesiątkiem lat zgórą, na tym p o tę ż nym gmachu ujawniły się p ow ażn e rysy. U spakajano św iat, że to nic groźnego, że to w k rótce się załata — uspakajali zaś nietylko zain teresow an i, ale i za su gestjo- nowani. W szelkie próby zam azania tych rysów p o zo sta ły bez skutku, staw ały się one coraz szerszem i, w reszcie gm ach zaczął się w alić. D ziś już jest w id o czn e, że to fundam enty gm achu się kruszą.
K ończą się warunki dla w ielk ieg o handlu ś w ia to w e g o , k ończy się okres d ziejów , w którym handel m ięd zy n a ro d o w y stop n iow o d oszed ł do zap an ow an ia nad w szelk iem i przejawam i życia naszej cyw ilizacji. Jed n o cześn ie z tern zaczynają się kruszyć p od sta w y innych p rze d sięw zięć m iędzynarodow ych, o których ludzie w ied zą i nie w ied zą.
U w ierzyć w to , że coś, co tak n ied aw n o jeszcze k w itło i św ięciło sw e n ajw yższe trium fy, dziś się zaw ala, zm ierza ku ep ok ow em u u pad k ow i, nie jest ła tw o . T o też ludzie jeszcze nie wierzą.
W szystk ie w ysiłki zm ierzają do stem p low an ia ścian gm achu, tak jakby to m ogło co pom óc na fundam enty.
D zisiejsza polityka, czy gosp od arcza, czy jakakol
w iek inna, nie jest niczem innem, jak w alk ą z życiem , z nieubłaganym procesem dziejow ym , który idzie naprzód w brew w szelkim w ysiłkom , zm ierzającym do jego p o w strzym ania.
Politykom , którzy tę w alkę prow ad zą, którzy u si
łują ocalić te p od staw y życia i te pojęcia, z którem i się zrośli, w yp ad ło żyć w najn iew d zięczniejszych czasach.
B o ten nieprzyjaciel, p rzeciw k o którem u w alczą, na p e w no zw ycięży. Zycie zaw sze zw ycięża.
PRZEDŁUŻANIE CIERPIEŃ
W szelk i p rzew rót w życiu, zw łaszcza tak głęb ok i, jak o b ecn y, p o cią g a za sob ą w iele cierpień. Burząc da
n y typ organizacji życia, n iszczy on p o d sta w y bytu o s o b iste g o tych, k tórzy w tej organizacji mieli sw oje u sta
lon e m iejsce. Te n ieszczęścia o so b iste są nieuniknione, d op ók i p rzew rót trw a, d opók i ży cie nie w ejdzie w n o
w ą kolej, d opók i lu d zie nie przystosują się do now ych w aru n k ó w i w nich się nie urządzą.
C złow iek ma w szak że zd o ln o ść p rzysto so w an ia się o w iele w ięk szą, niż jemu sam em u się zdaje. Już w ciągu szeregu lat ostatn ich ludzie d o w ied zieli się, że nie jest tak trudno o b y w a ć się b ez w ielu rzeczy, bez których zd aw ało im się, iż żyćb y nie m ogli.
D la dobra cyw ilizacji europejskiej i ludzi w niej żyjących jest pożąd ane, a żeb y ten ciężki okres p rzejścio w y trw ał jak najkrócej, a żeb y to, co jest skazane na u pa
dek, upadło jak najrychlej i życie zorg a n izo w a ło się na n ow ych, trw ałych p od staw ach . C ierpienia okresu przej
śc io w e g o będ ą w te d y k rótsze i życie b ęd zie zd row sze, b o zd ro w e życie tylk o na trw ałych p od staw ach rozw ijać się m oże.
T ym czasem , u siłow an ia rządów i ży w io łó w panują
cych w życiu gosp od arczem zw ró co n e są do te g o , żeby stan o b ecn y jak najbardziej p rzedłu żyć.
G łow nem dążeniem chw ili ob ecn ej jest podtrzym anie za w sze lk ą cenę szyb k o u pad ającego handlu m ięd zyn a
II
20 P R Z E D Ł U Ż A N IE C IE R P IE Ń
rod ow eg o. Szeroki o g ó ł n aw et w małej części nie zdaje sob ie spraw y z tego, co się w tej d zied zin ie robi. N ig d y dotychczas rozm aite tow ary nie od b yw a ły takich d z iw nych, takich nienaturalnych podróży. Kraje, m ające nad miar danego produktu, w w ożą g o za miljony z zagra
nicy, a naw et zdarza się, że kupują w łasn y produkt dopiero w tedy, gd y od był on podróż zagranicę. W szy st
ko się robi, żeby oddalić jak najbardziej sp o ż y w c ę o d w ytw órcy, żeby tow ar p rzeszedł przez jak n ajw ięk szą liczbę rąk, zanim dojdzie od jed n eg o do dru giego, ż e b y producent jak najtaniej sprzedał, a k onsum ent jak naj
drożej kupił.
Ma się rozum ieć, te u siłow an ia tylk o w części dają oczek iw ane wyniki. H andel upada z n iesłychaną sz y b k o ścią. W ciągu dw óch lat ob roty handlu ś w ia to w e g o zm niejszyły się blisk o o p o ło w ę. B yłyb y o n e jeszcz e mniejsze, gd yb y ten handel o d b yw ał się na zd ro w y ch podstaw ach, gd yb y d o w óz tow arów na rynki o d p o w ia dał normalnemu p op ytow i, g d y b y nie był w ynikiem p rze
dziw nych kom binacyj, w sk u tek których kraje c z ę sto zm u
szon e są k up ow ać w łaśnie to, cz eg o nie p otrzebują.
To sztuczne p odtrzym yw anie o b ro tó w handlu m ię
d zyn arod ow ego jest w dzisiejszych w arunkach p o trz eb n e krajom najmniej uzdolnionym do sam ow y sta rcza ln o ści.
N ie ratuje ich ono od katastrofy, która ciąg le p o su w a się naprzód, ale przedłuża okres p rzejściow y. Zato te kraje, które m ogą stać na w łasn ych nogach , k tó re w ogrom nej mierze zdolne są w e w łasn ych granicach zasp ok oić sw e potrzeb y, płacą za te operacje n iesły ch a
ną cenę. O d b yw a się w nich m ordow anie m iejsco w eg o w ytw órcy, w łaśn ie w czasach, gd y zjawiają się warunki dla jego podźw ignięcia, i szybkie ponad miarę zu b o żen ie spożyw cy; rosną n iesłychanie zob ow ią zan ia p ie n ię ż
ne w o b ec zagranicy, a p oniew aż kraj nie ma p ien ięd zy na ich zaspokojenie, o d b yw a się z piorunującą sz y b
S Z K O D L IW Y S T A N U M Y S Ł Ó W
k o ścią p rzech od zen ie dobra n a ro d o w eg o w ob ce ręce.
D la tych krajów , im prędzej się sk oń czy to g a lw a n iz o w a n ie trupa, te nad wyraz n iezd row e stosunki han
d lo w e, które d ziś w naszym św iec ie panują, tern rychlej m inie ok res k lęski i tem w ięcej uratują one dóbr, które jeszcz e posiadają.
T o, co dziś się robi, jest n ietylk o przedłużaniem ich cierpień, ale osłabian iem ich z dnia na dzień, o d b ie
raniem im sił, k tóre bardzo im będ ą p otrzeb n e w now ym , zb liżającym się ok resie.
P rz eciw tem u w ycisk an iu z nich so k ó w żyw otnych m o g ły b y się on e już d ziś sk u teczn ie bronić. D o te g o trzeb a tylk o d w óch rzeczy: m yślenia na w łasny rachunek, a co za tem id zie, i p o stęp o w a n ia sam od zieln ego w d zie
dzinie p olityk i gosp od arczej, p o w tóre zaś, co jeszcze w ażn iejsze, u czciw o ści p olityk ó w . W tym ok resie chaosu n iety lk o g o sp o d a r c z e g o , ale i m oralnego, coraz trudniej je st o u znanie tak prostej rzeczy, jak to, że zadaniem ludzi, m ających o d p o w ie d z ia ln o ść za p olity k ę g o sp o d a r
cz ą kraju, jest p om n ażan ie dóbr narodu, p o d n o szen ie d ob rob ytu ludności, b u d ow an ie p od sta w zd ro w eg o życia sp o łe c z n e g o n aw ew n ątrz i p o tęg i p aństw a nazew nątrz.
T y p o w y polityk d zisiejszej d ob y sądzi, iż ubliżałob y mu, g d y b y s w e g o w p ły w u na stosu n k i g o sp o d a r cze nie u ży
w ał p rzed ew szy stk iem dla podtrzym ania rządów sw ej partji, bez w zg lęd u na cen ę, jaką kraj za to płaci, a bar
d zo c z ę sto dla uciułania sob ie o so b iśc ie p ok aźn eg o fun- dusiku na cięż sze czasy.
Tem u przedłużaniu cierpień dzisiejszej ludzkości bardzo sprzyja stan u m ysłów w całym św iec ie naszej cyw ilizacji.
W e w szystk ich krajach n ajczęstszym zapytaniem , z którem czło w iek się sp oty k a, jest: k iedy się kryzys sk o ń czy ? k ied y interesy zaczną iść na n o w o?
G dyb y ludzie rozum ieli, że k ryzys sk o ń czy się
22 P R Z E D Ł U Ż A N IE C IE R P IE Ń
w tedy, kiedy upadnie w szystk o, co p ostęp życia skazał na zagładę, że interesy n igd y nie zaczną iść na n o w o na tych p odstaw ach, na których rozw ijały się d oty ch czas, że jest nieunikniona p rzebu d ow a gosp o d a rcza św ia ta, która się już rozpoczęła i która szyb k o p o su w a s ię naprzód, pytaliby p rzedew szystkiem : jak trzeba się przy
sto so w y w a ć do n ow ych, w ytw arzających się d ziś w a runków?...
W tedy inaczejby patrzyli na w szy stk o , co robi d zi
siejsza polityka urzędow a, nie d alib y się tum anić kłam - liw em i zap ow ied ziam i o zbliżającym się końcu kryzysu, p ożegn alib y się z nadziejami o p o w ro c ie do n ied aw n ych złotych czasów . Myśl ludzka zrozum iałaby, co jest złem nieuniknionem , a co pochodzi ze sztu czn eg o p od trzym y
wania rzeczy, skazanych przez życie na zagład ę, i p rze
stałab y pom agać rozm aitego rodzaju ciem nym żyw io ło m do przedłużania cierpień d zisiejszeg o czło w iek a . N a to m iast zaczęłaby pracow ać nad tern, jak najłatw iej zn ieść nieuniknione zło dnia d zisiejszego, jak ok res trw an ia te g o zła najskuteczniej m ożna skrócić, jakie się za p o w ia dają p o d sta w y dla jutra i jak najszybciej dojść d o te g o , żeby to jutro zacząć b ud ow ać.
III
ŻYDZI W KRYZYSIE
N iem a bodaj siły, któraby tak k om p lik ow ała p rze
b ie g b ank ru ctw a handlu św ia to w e g o , jak Żydzi.
O d p oczątk u d ziejów n ow o żytn ych , które są d zie
jami sta łe g o i szy b k ieg o rozrostu te g o handlu, od gryw ali oni w nim olbrzym ią rolą. R ola ta, w y św ietlo n a ob szer
nie przez niem ieckich i n iem ieck o-żyd ow sk ich historyk ów n o w o c z e sn e g o kapitalizm u, d op row ad ziła ich do n ieb y
w ałej p o tęg i.
Z upadkiem handlu św ia to w e g o rozpoczyn a się upadek t. zw . finansjery m ięd zyn arod ow ej, a tern samem p o tęg i ży d o w sk iej. P o su w a się on sto p n io w o naprzód, w yrażając się chw ilam i w w ielk ich katastrofach, takich, jak upadek b ank ów rotszyldow sk ich .
N ikt też w takiej mierze, jak Żydzi, nie jest zain te
resow an y w podtrzym yw aniu i sztucznem w ytw arzaniu ob rotów m ięd zyn arod ow ych , w tej „w alce z k ryzysem ”, która jest coraz w ięk szem gm atw aniem p ołożen ia , p rze
dłużaniem stan u n ie zd ro w e g o i przedłużaniem cierpień ludzkich. G dy zaś Żydzi są w jakiejś sp raw ie zain tere
sow an i, to dla tej sp raw y pracują n iezliczon e siły, bo n iep od ob n a zliczyć liczb y ludzi, od Ż ydów na ten czy inny sp o só b u zależn ion ych i im służących.
L ogika m ów iłab y, że z upadkiem p o tęg i żyd ow sk iej i w p ły w y żyd o w sk ie w in ny upadać. T rzeba w sza k że w ziąć p od u w a g ę d w a czynniki, k tóre rozw ojow i tych w p ły w ó w sprzyjają. P ierw szy m jest n iesłych any w dzi-
ŻY D ZI W K R Y Z Y S IE
siejszych czasach rozrost m asonerji, która za w sz e in te
resami żydow skiem i się op iekow ała; drugim — upadek, zw łaszcza po w ojnie św iato w ej, kultury rząd ów w e w szystkich krajach, ich cofnięcie się do sto su n k ó w p ier
w otnych, p olegające na rozroście korupcji, ła p o w n ictw ie i t. p., które zaw sze stan ow iły cech y niższych u strojów politycznych. Żydzi, których siłą za w sze był p ieniąd z, pieniądzem zw ykli torow ać so b ie drogi i łam ać p rze
szkody; znanem zaś jest zjaw iskiem , że ten sam p olityk, ten sam urzędnik, który nie w eźm ie ła p ó w k i od c z ło w ieka swojej sfery, sw e g o sp o łeczeń stw a , w o b a w ie o reputację — w eźm ie, a n aw et w ym usi ją od c z ło w ie ka z innego św iata, od cu d zoziem ca czy od m iejsco w e
g o Żyda.
Nikt dziś tak skutecznie, jak Żydzi, nie pracuje nad
„w alką z k ryzysem ”, t. j. nad tern, żeby ten k ryzys trw ał jak najdłużej. Rozum ieją oni, że n ajfatalniejszy dla nich b ęd zie k oniec kryzysu, czyli m om ent, k ied y stosu n k i zaczną się utrw alać na p o d sta w ie m ożliw ie najw iększej sam ow ystarczaln ości k ażd eg o kraju.
Przedłużanie stanu p rzejścio w eg o ma dla nich je
szcze jedno znaczenie.
Jest jedno zjaw isko w dzisiejszej E uropie, k tó reg o statystyki urzędow e nie notują, a k tóre m ożna stw ie r
dzić tylk o przez osob istą ob serw ację. Tern zjaw iskiem jest uderzający w e w szystkich krajach szyb k i w zro st liczby handlów żydow skich w stosunku do n ieżyd ow sk ich.
O góln a liczba p rzed sięw zięć h an d low ych w s z ę d z ie pra
w ie zm niejsza się, ale w śród tych h and lów , k tóre p o zostają, coraz w ięcej jest żyd ow sk ich . Znam m iasto, w którem przed kilkunastu jeszcze laty sk lep y ży d o w skie należały do w yjątk ów — dziś już ich jest bodaj p ołow a. W wielkiem m ieście w chod zi się d o starej, zn a
nej firmy; nazew nątrz w szy stk o p o zo sta ło , jak było, a w środku sied zą już Żydzi.
24
R U C H P R Z E C IW Ż Y D O W 5 K I 25
Ł atw o to zrozum ieć. Im bardziej niezdrow em i stają się stosu nk i h an d low e, im trudniej jest utrzym ać przed
się w z ię c ie , idąc prostem i mniej w ięcej drogam i, tern w ięk szą p rzew a g ę mają m etod y mniej p roste, sto so w a n e przez Ż ydów . Tam, gd zie chrześcijanin, z religji czy z kultury, w ytrzym ać już nie m oże, Żyd jeszcze parę lat potrzym a: reputację firm y zn iszczy, ale jeszcze coś dla sieb ie w yciągn ie.
Jest to , cop raw da, korzyść ch w ilow a. Kupują zaś ją Żydzi bodaj dużym kosztem . T o szyb k ie zażydzanie handlu d etaliczn eg o , klującego w oczy p rzeciętn eg o cz ło w iek a, jest już dziś w szereg u krajów europejskich p o tężn ym czynnikiem w zrostu ruchu p rze ciw ży d o w sk ieg o . Ta fala w zbiera szyb k o w d zisiejszych czasach; rządy usiłują sta w ia ć jej tam y, ale jest to zn ó w w alka z życiem , z duchem czasu, w alka zgóry skazana na przegraną.
H istorja ludu ży d o w sk ieg o ma d ziw n ie jednolity sty l od ty sią co lec i. W w arunkach dla sieb ie przyjaznych, k tóre c z ę sto sam d!ugiem i i cierpliw em i zabiegam i w y tw orzył, rozw ijał on z a w sz e n iep o sp o litą a g resy w n o ść.
G dy w sza k że przyjazne warunki się kończyły, czy to nie um iał te g o sp o strze c, czy nie był zd oln y raz nabranego rozpędu p oh am ow ać. K oń czyło się za w sz e dla n iego tragicznie...
D zieje E uropy od X V w ieku są dziejam i p ostęp u b o g a ctw a i zn aczen ia Ż yd ów w ś w ie c ie naszej c y w ili
zacji. O d rew olucji francuskiej ten p o stęp szed ł z za w rotn ą szyb k ością. W p oczątk u o b e c n e g o stu lecia d o p row ad ził ich do takiej p ozycji, że sami u w ażali się za g łó w n y ch z w y cięzc ó w w w ojn ie św ia to w ej.
D ziś karta d ziejów się odw raca.
R ozum niejsi Żydzi, a tych jest sp oro, w id zą w y ra źn ie, że warunki czasu p rzestają być dla nich przyjazne.
Z ich literatury w id ać, iż zdają so b ie sp raw ę z te g o , że
2 6 ŻY D ZI W K R Y Z Y S IE
ob ecn y p rzew rót g o sp od arczy jest w ięk szą dla nich, niz dla k og o k o lw iek katastrofą, że w róży im sm utną p rzy
szło ść. je s t ona tern sm utniejsza, że ten p rzew rót w cale nie prow adzi, jak im się zd aw ało i jak w ielu z nich jeszcze myśli, od kapitalizm u do komunizm u. B o i na jednym i na drugim można b yło b ud ow ać karjerę w yb ra n ego narodu... Ż yw iołow y rozw ój stosu n k ów p row ad zi do odm iędzynarodow ienia życia, i g o sp o d a rczeg o , i w s z e l
k ieg o innego. Na tym p rocesie najgorzej m usi w y jść
„m iędzynaród”, jak d ow cip n ie n azw ał Ż ydów n ieb o szczy k Kazimierz B artoszew icz.
W takiej chw ili Żydzi raczej w inni czu w a ć nad swem p ostęp ow an iem , żeby nie ściągać na sie b ie klęsk niepotrzebnych. W idoczn ie jednak nie umieją p a n o w a ć nad sw ym tem peram entem . I bodaj n a w et n ie próbują.
Zdarza się dziś sły szeć na Z achodzie Ż yd ów repre
zentacyjnych, którzy z rezygnacją przew idują n o w y okres krw aw ych w alk z Żydami w naszej cz ęści św iata.
D la nas jest interesujące, iż n iektórzy z nich m ów ią głośn o, że gd y przyjdą na nich ciężk ie czasy, w te d y skoncentrują się w P o lsce, b o tam ich jest n ajw ięcej.
D ziw na rzecz, jak ci ludzie, pod w ielu w zględ am i tacy zdolni, p o zb aw ien i są w yobraźni...
D latego to byli w sw ej literaturze p ierw sz o rzę d n y mi lirykami; ilekroć w szak że p rób ow ali tw o rzy ć e p o s, w yp ad ało to raczej zabaw nie.
C iekaw a rzecz, jak oni w id zą P o lsk ę w roli tw ie r
dzy żyd ostw a p rzeciw sąsiednim krajom. Złą p rzy słu g ę w yśw iad czają im ci, którzy ich um acniają w złu dzen iu, że tak będzie.
IV
M ETTERNICH Y W DZIEDZINIE M ORALNEJ I POLITYCZNEJ
O czy w isty d ziś, dom inujący nad w szystkiem proces od m ięd zyn arad aw iania życia g o sp o d a r cze g o p o ciąga za sob ą niesłychanej d o n io sło ści skutki w d zied zin ie m oral
nej i p olityczn ej.
Ta g ę sta sieć handlu m ięd zyn arod ow ego , która za garn ęła b yła całą p raw ie lud zk ość, n ietylk o w iązała ludzi m aterjalnie, ale, jak to już p ow ied zian o, oplątała także ich dusze. R ó w n o le g le z jej rozrostem rozw ijała się ideo- logja m ięd zyn arod ow a, coraz kom pletniejsza, coraz bar
dziej k o n sek w en tn a. O d o g ło szo n ej z potężnym efek tem D eklaracji P raw C zło w iek a szła ona n ieustann ie naprzód, by w d ob ie s w e g o n a jw y ższeg o rozkw itu d op row ad zić do sk on cen trow an ia uczuć i aspiracyj ludzkich na d o la rze i do „reform y sek su aln ej”.
Ta jej ew olu cja wraz z ow ocam i, k tóre przyniosła, m usiała w y w o ła ć silniejszą falę reakcji, jeżeli cyw ilizacji naszej są d zon e jest żyć dalej. W idzim y tę reakcję dziś w szereg u krajów , zw ła szcza w śród m łod szych p okoleń . Z aczęła się ona już na d łu go przed w ojną św ia to w ą . Jeżeli d ziś nabiera szc zeg ó ln ej p o tęg i, to n ietylk o d la te
g o , że dziś id eologja m ięd zyn arod ow a ze szczeg ó ln ą ja
sk ra w o ścią u w yd atniła sw e zb rod n icze w p rost absurdy, p row ad zą ce cyw ilizację n aszą do sam ob ójstw a, ale tak że d la teg o , że sieć m ięd zyn arod ow ego handlu, oplątująca d u sze, dziś gnije i p ęk a coraz g ęśc ie j. Ludzie, jeżeli