Stanisław Dąbrowski
Jerzego Kwiatkowskiego zapiski z
datą
Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 4-5 (28-29), 227-237
także z racjonalizmem, intelektualizm em , z demaskowaniem w szystkiego co jest absurdem politycznym w e w spółczesnym świecie. Jest to tendencja, którą w skrócie nazwałbym literaturą destrukcji i demaskacji a jednocześnie lite rackiej autodemaskacji. U nas ten nurt od dawna istniał na płaszczyźnie czysto racjonalistycznej u Słonimskiego, ale ogarniał i Leca, i Mrożka, docho dząc aż do Lema z jego ostatnimi tomami Doskonałą próżnią i W ielkością
urojoną (...)” 10.
Zza tej diagnozy w yłan ia się problem kolejny, o nie m niejszej istot ności — problem pow olnego „przepoczw arzania się” owej powszech nej parodii w pow szechny patos. P aro dia ogarniająca całość p rzestaje być parodią — zlikw idow ane zostają bowiem w szelkie „nieparodys- tyczne” p u n k ty odniesienia. P ra k ty k a literack a diagnozę tę zdaje się potw ierdzać: iro n ia najnow szej poezji polskiej bliższa je s t patosow i niż komizmowi. Być m oże jesteśm y św iadkam i k ry stalizow an ia się now ych odm ian jakości estetycznych, obszerne jed n a k i zasadne udo k um entow anie tej diagnozy to te m a t osobny.
Jerzy Pilch
Jerzego Kwiatkowskiego zapiski z datą
O m ów ienie najnow szej książki felietonów J. K w iatkow skiego 1 jak o p rzy k ład u walczącej publicystyki k ryty cz noliterackiej p odejm uję z upodobaniem , gdyż — pow iem słowami B achelarda — lub ię tow arzyszyć strum ieniow i w dobrym k ierunku. K w iatkow ski tow arzysząc kilku ju ż generacjom poetów , stał się św iadkiem , kronikarzem i an ality k iem sta n u i przeobrażeń poezji pow ojennego trzydziestolecia. A przecież, jeżeli n aw et szczęśliwe po kolenia literack ie szybko zry w ają z tem a ty k ą pokoleniow ą (90), to szczęśliwi k ry ty c y z tem a ty k ą tą w iążą się trw ale, chociaż w takim zw iązku ich dorobek k ry ty czn oliterack i z w olna się zm arm urza w hi storię lite ra tu ry najnow szej. K w iatkow ski spogląda jed n a k nie tylko n a w zgórza pokoleń. Uw ażnie, ostro i uporczyw ie p rzygląda się bie żącem u życiu literackiem u, a reag u jąc n a w idziane zjaw iska, staje się jego w ażnym uczestnikiem . Wie, że z reg u ły w iersze z czasopism w p ad ają w otchłań m ilczenia nieraz n a całe la ta (87) i przeciw staw ia się tej regule p rzez w yróżnianie i om aw ianie ty ch w łaśnie w ierszy (gotów jed n em u u tw orow i przypisyw ać znaczną doniosłość; 54—55), a n aw et przez ogłaszanie — n a podstaw ie k ilk u u tw o ró w — poja w ienia się nowej indyw idualności poetyckiej (47). Podobnie odnoto w u je p asjo n u jący a rty k u ł (178), w nikliw y esej (37) czy — rzecz ja sn a — czyjś najnow szy to m poezji (32, 53).
10 „Literatura” 1975 nr 8, s. 9.
1 J. K w iatkow ski: N otatki o poezji i k rytyce. Kraków 1975. Do tej książki odsyłać będzie albo niem ianowana liczba w nawiasie, albo liczba poprzedzona literą N. Litera R oznacza tegoż autora R em ont Pegazów. Szkice i felietony. W arszawa 1969.
K w iatkow ski jest k ry ty kiem łączącym estetyczn ą to leran cję z życz liw ą postaw ą wobec analizow anej poezji. Jeg o życzliwość n ie oznacza łagodności, ani n ie w yklucza (dość skw apliw ej niekiedy) cierpkości, a przejaw ia się często w dociekliw ości (142— 144). K w iatkow ski w ięk szy nacisk kładzie w k ry ty ce n a fun kcję ro zu m ienia niż n a funkcję sądzenia (17), ale u trzy m u je, iż w y n ik b ad an ia je s t pochodną sposo bu badania (11), a przecież ow ym w ynikiem je s t d la k ry ty k a ocena. N aw et w tedy, k iedy nie została jaw n ie w yrażona; gdyż tk w i w spo
sobie analitycznego ujęcia. B ył J u lia n Przyboś k ry ty k ie m w yjątkow o
surow ym (29), był A ntoni Słonim ski do pochw ał nieskłonny (87), a K w iatkow ski je s t n iech ętn y pochw ałom b ezk rytyczn ym : wie, że z czystym sum ieniem pochw alić m ożna n iew iele (177). Chce być spraw iedliw y, a le poczucia spraw iedliw ości n ie u tożsam ia z p rze konaniem o w łasnej nieom ylności (145). N iezrów now ażeniu i nieod powiedzialności naszej k ry ty k i, jej panegiryzm ow i i negatyw izm ow i (145, 212— 213) przeciw staw ia sw oją w olę przy w racan ia w łaściw ych proporcji i sw oją n iep o p u larn ą postaw ę „ k ry ty k a z odw ażnikiem ” (129). Łam ie c h a rak tery sty czn ą d la naszych obyczajów zasadę: broń się sam, n ik t ci n ie pom oże (174), i w y stę p u je przeciw krzy w dzącym opiniom recenzyjnym : Iw ony Sm olki o poezjach Sw irsz- czyńskiej i Z ad u ry (125, 213), Zbigniew a Bieńkow skiego o poezji Konopki (130), J u lia n a Rogozińskiego o p racy tłum aczy A pollinaire’a (168). P ię tn u je nie ty lk o niesm aczne uw agi felietonow e W itol da Berezeckiego o zm arłym nied aw n o prof. Płoszew skim , ale i fa k t zam ieszczenia takiego felieto n u w „P o ezji” (140). N ieprze jed n an y w obec niesum ienności, sam się jej w y strzega sk ru p u latn ie: pisząc o Iłłakow iczów nie, pam ięta o rozrzuconych stud iach Ło- patków ny, o eseju Pieszczachow icza w „Tw órczości” , o przedw o jen n y ch recenzjach Zaw odzińskiego (189); om aw iając — niew ielką w praw dzie ilościowo — twórczość J u lii H artw ig, p am ięta o p a ru jej w ierszach w yd ruk o w any ch przed w ielu laty (150). Ja w n y w postaw ie in telek tu aln ej i przekonaniow ej (por. 143), należy do nielicznych dzi siaj u nas krytyków , k tórzy tem aty k i relig ijn ej w w ierszach om a w ianych auto ró w ani n ie d eprecjonują, ani n ie przem ilczają. W zwią zku z n ią w łaśnie w spom ina n iejed n o k ro tn ie o znaczących dokona niach artystyczn y ch (np. 79).
K iedy trzeba, broni i siebie sam ego (217), ale przede w szystkim broni innych, n ie stroniąc od literackiej w alki (13). B roni znakom itego pi sarza przed b arbarzy ństw em m łodego k ry ty k a (100— 101). Broni P ta
kó w dla m y śli U rszuli Kozioł przfed nonszalanckim felietonem Nieci
kowskiego, „ k ry ty k a daw niej sum iennego” (114). B roni odradzającej się prozy polskiej, w y stęp u jąc przeciw anachronicznej k ry ty c e p ro zatorskiej (112— 116). K w iatkow ski n ie ty lk o broni, ata k u je także: b łędy i w ypaczenia a rty k u łu B urka, dy letan ctw o i pew ność siebie w felietonistyce Czeszki, Zielińskiego i Żukrow skiego (62, 116); p ra k ty k ę Drozdowskiego, k tó ry często k ry ty k u je sw ych rów ieśników - -poetów , a o sobie sam y m p isu je — pochw alnie (56, 148); próżność
i sam onarzucanie się przedstaw icieli now ej fali poetyckiej, gorliw szych w oczyszczaniu sobie p o la z co bardziej uzdolnionych poprzed ników niż w pisaniu dobrych w ierszy, a zarazem uskarżających się n a lada poszturchiw anie (65, 103).
K w iatkow ski — k ry ty k odw ażny, w uczciwy sposób niebezpieczny, postanow ił jed n a k być zara zem k ry ty k ie m złotego środka, p ra c u ją cym w edług scholastycznej zasady: „nie tylko..., lecz także...” S tw ier dza: „jest p raw o i obow iązek (...) m ów ienia swoim ulubieńcom , że ty m razem coś nie wyszło, i w yszukiw ania u sw oich betes noires nagłych przypływ ów genialności... W ym aga tego rzetelność k ry ty k i” (213). Czyli: i nie m iłow ać ciężko, i m iłow ać — nęd zna pociecha. Trzeba stw ierdzić, że K rzysztof M ętrak je s t chyba jed y n ą z betes
noires K w iatkow skiego, u któ rej n ie dostrzeżono (w ram ach oma
w ianej książki) żadnego pozytyw u, ale też K w iatkow ski chyb a w y olbrzym ił m isty fik acy jn ie obie role: M ętrak a i swoją. Może zbyt zaufał k ry ty czn em u p raw u do spoglądania „z gó ry ” (16)? A przecież wie, że każdy w każdej rzeczy dostrzega co innego (153); uznaje po żyteczność k o n fro n tacji sądów (58); p ojaw ienie się śm iałka gotów jest w itać w estchnieniem ulgi (133); a n a w e t przeżyw a potrzebę opinii w ażkiej, z jego w łasną niezgodnej (72); w reszcie: sam w yklucza alu zje do profesjonalnego w spółzaw odnictw a (169). W każdym razie z K w iatkow skim nie m ożna zawrzeć p a k tu o nieagresji. On nie za sypia (214). Jeg o sy m p atia n ie je s t ustępliw ością (208). W praw dzie sądzi on, że k o leg a -k ry ty k dlatego kole, że go „coś przypiliło” (153), ale sam kole głów nie dlatego, że pam ięta, iż pow innością i zasługą je s t n ara ż a n ie się n a n ieunik n io n e sprzeciw y i ataki (133). Nie w ym i ja spraw „w sty d liw ych i objętych te rro re m ” (R 272). W alczy też m ilczeniem (z pew nym i n u rta m i poezji; 8), okazyw aniem zupełnej obcości i ironizow aniem (218). Ale przede w szystkim żdaje sobie spraw ę, że w k u ltu rz e zdobycie ostrego przeciw nika (a zatem : do pingu) stw arza szanse rozw ojow e, in d y w idu alizacy jne i przeciw działa stag n acy jn ej m onopolizacji (52).
Chociaż wie, że jego przeciw nikam i n ie są sam i tylko „złośliwi pocz ciw cy” (184), w y g a rn ia spraw y oczywiste, elem en tarn e i ogólnie zn an e (12, 54, 103); w sk azu je na bałam u ctw a (169), anachroniczne i p rete n sjo n a ln e k u rioza (74— 75, 207, 211), k ry ty czn ą łatw iznę (169), m ery to ry czne n ieporozum ienia i nie dopełnione powinności (103, 203), n ied balstw o n a z b y t p odobne do złej woli i nielojalności (153). Radzi zrezygnow ać (w antologii A n d rzeja Lam a) z u trw a la n ia n iefo rtu n n y ch „K olum bów ” (134). Niepokoi się bagatelizującym posłowiem polonisty, k tó ry n ie d o rasta d o roli w ydaw cy w ybitnego au to ra (83). P ię tn u je obelżyw ość zestaw iania „ m itu ” Trzeciej Rzeszy z m item (?) podziem nej P olski W alczącej (209). K pi z „grozy” bycia nie cytow a n y m przez m etodologicznych m odnisiów literaturozn aw czych i z ich m etodologicznej dufności (178, 182).
P rz y jm u je założenie, że to, co n a w e t je s t pism em w ybornym , nie m usi być zarazem pism em św iętym , i dzięki tem u zachow uje
dopuszczał-ność d y sk usji (178), zawsze gotów w nieść zgrzyt (bodaj niewielki) do chóru pochw ał (212). Także w łasnych. Jak o k ry ty k życzliw y — każdej generacji pisarskiej chciałby życzyć pow odzenia (57), ale w opisie postaw y przedstaw icieli generacji najm łodszej czuje się zm uszony do podkreślenia złych stro n tej postaw y, acz przyznaje, że m ożna b y w iele pisać i o dobrych (101). P oezja n u r tu średniego .budzi w n im aprobatę: k u ltu rą, tonem etycznym ; ale i zastrzeżenia: ckliwością, b rakiem d ram atyzm u; np. ładriość Skw arnickiego w yraź nie i pociąga K w iatkow skiego, i jak b y nieco nudzi (92— 93). Zaraz po pełnej podziw u pochwale poetyckiego odrodzenia twórczości H or- dyńskiego n a stę p u je „zrzędliw e” ostrzeżenie, iż te n no w y w igor po ezji ju ż słabnie, że dążenie do zwięzłości i prozaizacji grzęźnie w błahości, niew ybredności i obiegow ym kom unale tem atycznym (30). W e wczesnej poezji Ju lii H artw ig w skazaniu n a jej oryginalność i zalety tow arzyszy w skazanie n a zagrażającą w ted y pow ierzchow ność i (błahą?) ulotność (151). Pochw ale nowego tom u Ew y Lipskiej to w arzyszy w skazanie (jednak) n a jego oczywiste słabości (41, 44), po chw ale zaś tom u n astępnego — c h a ra k te ry sty k a m inionego kryzy su tej poezji (212). W ysoko oceniając dorobek poetycki A n ny K am ień skiej, w ypom ni zarazem jej artyk u łow i i jej eseistyce e ru d y cy jn e i arg u m e n ta c y jn e niedostatki, a jej poezji — deklaratyw istyczność (zanikającą!) hum anizm u i niedow ład technicznej spraw ności w sto sow aniu ironicznych „chw ytów poetyckich” (166, 173, 175— 176). W Ju lia n ie Rogozińskim dostrzeże — ad ep ta k u ltu ry dopoduszkow ej, tezę ed y to rsk o -tran slato rsk ą tego znakom itego k ry ty k a i znaw cy lite ra tu ry u zn a za szkodliw ą i niebezpieczną, a jego żarty za ża rty o w ątp liw ej nieskazitelności (168— 171).
K w iatkow ski ogłasza pojaw ienie się nowego ta le n tu felietonistycz- nego i bezzw łocznie z tym felieto nistą (Sław ińskim ) w d aje się w żar liw ą polem ikę (177— 181). Pow ie o P rzybosiu i o B ieńkow skim , że są (w różnym w praw dzie stopniu) eseistam i, k tó ry ch w artość nieko niecznie polega n a słuszności, n a zdobyw aniu zgody czytelnika (72). Pow ie o B ieńkow skim , że je st to — przy znakom itych w alorach — k ry ty k k ap ry śn y , niekonsekw entny, łatw o krzyw dzący lub p rzecenia jący (129). P ochw alne om ów ienie In sk ry p c ji O strom ęckiego poprze dza dość n eg aty w n a m erytorycznie m etafo ra o błądzącej form ie, peł niąca fu n k cję c h arak tery sty k i twórczości dotychczasow ej tego poety, a potem n a stę p u je uwaga, że O strom ęcki p odejm uje n u r t tem atycz ny, k tó ry — acz w ażny — nie pow inien opanować całej lite ra tu ry , jeśli chcem y, by ta lite ra tu ra rozw ijała się n orm alnie (160, 163). W cennej, am bitnej i odkryw czej (jak sam przyzna w stępnie) pracy naukow ej rzetelnego badacza, M ariana T atary, k tó ra m a szanse stać się książką-podręcznikiem , zajm ie się (w łaśnie dlatego) jej m an k a m en tam i: zdum iew ającą nieznajom ością faktów , m otyw acyjnym i n ie porozum ieniam i, b ałam u tn y m i ch a ra k te ry sty k a m i (202—203). Tak po stęp u je ze sw oim i u lubieńcam i (68—69) i z u tw o ram i, k tó re ceni
(piętn uje p rzem ądrzałe uw agi w „cennym z re sz tą ” szkicu A dam a Czerniaw skiego, 126).
Ale bliska m u je st także postaw a k ry ty k a w spółodczuw ającego (3), bo pieszczoty dom aga się n a w e t zm ora (192), w ięc — chociaż n ie po chw ala ani ulg, od k tó ry ch roi się obecnie w k ry ty c e (12), ani sy tu a cji, w której skrom nego epigona w ynosi pod niebiosa starszy pisarz, przedstaw iciel k ry ty k i m iłosiernej (59) — to przecież sam gotów je st w nieu dan y m poetycko zjaw isk u w idzieć d o b rą zapow iedź (107) i sam też o utw orze łubianego, bliskiego sobie poety powie, że sta now ił w ydarzenie w życiu literackim , m im o iż n ie osiągnął ran g i tej poezji, do której stylizacyjnie i treściow o naw iązyw ał i m im o iż n ie u jął najisto tn iejszej p roblem atyki (92— 93). N im zacznie k ry tyk ow ać anachroniczny prym ityw izm narzędzi k ry ty czn y ch i nieum iejętności in te rp re ta c y jn e Drozdowskiego, w spom ni z w ielkim u znaniem o jego debiucie poetyckim (147).
Będąc zw olennikiem sporów literackich, je st jed n a k K w iatkow ski bezw zględnym przeciw nikiem literackiego pam fletu, polem iki lik w i- datorskiej, apodyktyzm u, arogancji, agresyw ności, b rak u k u ltu ry dys kusji, dem agogii i tro m ta d rac ji. S p otyka się z nim i bardzo często
(N 54, 56, 81, 101, 148, 204, 208, 211; R 236, 248). Razi go b rutalizm
em ocjonalny, „poezja karab in o w a” , sloganowość, egzaltacja, histeria, nietolerancyjność, zdum iew ający n a w ró t do daw nych (i dodajm y: w zględnie daw nych) naiw ności i złudzeń, do haseł fu tu ry sty czn y ch i ekspresjonistycznych — m an ifestu jące się w części poezji fali n a j now szej, a zwłaszcza w tow arzyszącej tej poezji publicystyce litera c kiej (np. 63).
M ając świadomość, że n ap astliw a a n iep rzeko n u jąca k ry ty k a szkodzi jed y n ie napastn ik o w i (148), że b ru taln o ść je s t m ask ą in telek tu aln ej bezradności (101), że n a b ru taln o ść rzeczyw istości by n ajm n iej n ie trz e b a odpowiadać b ru taln o ścią słów (156), K w iatkow ski jed n ak p a m ięta także, iż każdą ideę społeczną m ożna uczynić przy czyn ą i n a rzędziem przym usu i dem agogizow ania (124), i dlatego u zn aje k o nieczność daw ania energicznego odporu atakom nap astliw y m i n ie w yb red n y m (183), p rzy jm u je zasadę: lepiej późno niż w cale, lepiej późno niż za późno (62), i sm u tn y o bjaw społeczny w idzi w posta w ie takiej autonom ii w ew n ętrzn ej, k tó rej odpow iada zew n ętrzn a bierność: uznaje w tej postaw ie p rak ty c zn ą zgodę n a zadaw any g w ałt (124). Dem agogii p rzeciw staw ia A jdukiew iczow ską definicję racjonalizm u (209), a zdziczeniu publicystycznych obyczajów , zastęp czym i zaciekłym atakom , to taln ej negacji i dysk ry m inacji (N 12, 129, 210, 220— 221; R 237, 241, 244, 247, 251—252) p rzeciw staw ia głębokie prześw iadczenie starego P eipera, iż k u ltu ra je s t w artością fu n d am e n ta ln ą (82). W ypow iedzi sw e a d re su je do tych, co m ają n ie co bodaj k ry ty cy zm u (53), i czyniąc aluzję do N iejakiego Piórki, ostrzega, że łatw o — w najszlach etn iejszy ch in ten cjach — głowę ukręcić, ale tru d n ie j ją z pow rotem p rzy p raw ić (64), i że słuszne n a w e t p o stulaty fałszyw ieją: jeśli są przesadzone, albo jeśli włączone
są w fałszyw y system postulatów , albo jeśli w y n ik a ją z ... niedo inform ow ania n a tem a t praw dziw ych stan ów rzeczy (220— 221). Ale i tu są do w y tro p ien ia pew ne ślady p rzy n a jm n ie j owego „non
solum ..., sed etiam ...”, owej zasady am b iw alen cji i rela ty w iz a c ji (69,
101). W pew nym pobliżu tej opinii z n ajd u je się sąd w łasn y K w iat kowskiego, iż indyw idualność poetycka W ojaczka dochodziła do gło su (między innym i) poprzez b ru ta ln e p rzełam y w anie ta b u języko w ych (197— 198). W reszcie o fu tu ry z m ie polskim pow ie K w iatkow ski, że w praw dzie niekiedy prow adził do rzeczy złych, ale m ógł i może prow adzić do rzeczy dobrych (82).
P ow racam do dow odzenia intensyw ności interw encjon isty cznego i po- stulatyw istycznego udziału K w iatkow skiego w bieżącym życiu lite rackim i k u ltu ralnym . D opom inał się o pilne w y d an ie p am iętn ik a P eip era (84—85), o książkow e w y d an ie poezji P ro k o p a (47) czy w y boru felietonów Spodka (90), o n a w ró t do zarzuconej zupełnie p ra k tyk i w y daw ania dzieł zebranych w ielkich p isarzy (170). W skazyw ał n a przypadkow ość, dorywczość i b iu ro k raty zm polity ki i p rak ty k i red akcy jn ej, fałszującej i spłaszczającej obraz życia literackiego, p a- czącej p ióra k rytyków , krzyw dzącej a u to ra i czytelników (58— 59), n a niedo b rą sytu ację lite ra tu ry w szkole, k tó ra w ciąż jeszcze sięga do rym ow anej p ublicystyki i ilu stro w an ia h istorii (137, 139), a w pisa n y ch przez k ry ty k ó w a rty k u łach n a „zajęcia fa k u lta ty w n e ” nie znaj d uje am bitniejszej pro b lem aty k i (46), n a zacofanie estetyczn e i h u m anistyczne zdziecinnienie społeczeństw a, n a nieprzeciw działanie tem u stanow i, n a zachw ianie — w k ry ty ce literack iej, w n auce o lite ratu rze, w h um anistyce — proporcji m iędzy tym , co socjalne, a tym , co psychiczne i k u ltu ro w e (45— 46, 73, 171). Pisze retro sp e k ty w n ie i czujnie o okupacyjnym usiłow aniu, k tó re chciało „zepchnąć naród w sta n niepełnow artościow ości” , a zabraw szy wolność polityczną, dążyło także do odebrania suw erenności sztuce, m yśli i w yobraźni n a ro d u (175). P ro te stu je przeciw propozycjom odhistorycznienia szkolnych podręczników lite ra tu ry , propozycjom grożącym odcięciem się od w ielkich tra d y c ji literackich i zubożeniem h isto ry czn o -k u ltu - row ej świadomości społeczeństw a (ten p ro te st i tę m otyw ację pow tó rzyło w ielu uczestników d yskusji opublikow anej w 44 n um erze „ L ite ra tu ry ” z 1975 r.).
P o stu luje potrzebę oczyszczenia i pogłębienia polskiego p atrio tyzm u, silniejszego p rzepojenia go w artościam i etycznym i i oparcia n a narodow ych tra d y c ja c h (m. in. rom antycznych), o k tó ry ch p a m ięć je st obow iązkiem (226— 227); p atrio ty zm u zakładającego rów ność i sym patię w zajem ną m iędzy naro dam i (208). P rzeciw n y m ito- logizującym i egzaltacyjnym k ultom teraźniejszości (64), ostrzega przed bezm yślnym niszczeniem w artości n iew ątp liw y ch (14), a sza n u je postaw ę historycznego sceptycyzm u, czujności n ie dającej się nab rać n a pozory, nieufności naw et, ironii w reszcie (54, 66, 215). Poniew aż m apa poezji n ie p okryw a się z m apą a d m in istracy jn ą (135) ani z m apą polityczną, i poniew aż w ierzy K w iatkow ski, iż trze
ba dążyć do obracania rzeczy niem ożliw ych w możliwości (222): upo m ina się o udostępnienie w k ra ju twórczości pisarzy em igracyjnych (56), o m onograficzną książkę o W ierzyńskim , całe lata nieobecnym w krajow ym życiu literackim poecie, bez którego nasza p anoram a historyczno-literacka je st n ie do pom yślenia (55), o odłogiem dla pol skiego czytelnika leżące całe dziedziny obcych lite ra tu r (174). Upo m ina się o ud ostępnienie w Polsce szkicu B ujnow skiego o poezji k onkretnej (106), o nieobecnych w antologii Lam a pisarzy dojrza łych (155), o pisarzy starszej generacji krzyw dząco zaniedbyw anych przez k ry ty k ę zbyt faw ory zu jącą pisarstw o generacji najm łodszej (60, 189); o ściśle literack ie czasopism a rep rezen tu jące określone d o k try n y estetyczne (59— 60), o m ądrą, odw ażną i odkryw czą esei stykę, której niedostatek je s t w ielkim nieszczęściem polskiego życia um ysłowego (222). B roni p ra w „liberalizm u tran slato rsk o -w y d aw n i- czego” . Cieszy się renesansem n ie docenianej przez jak iś czas poezji Iw aszkiew icza (26). Za n a d a l n ie docenione uw aża p isarstw o S tan i sław a Lem a (122). O czekuje porządnych książek analitycznych po święconych Szym borskiej i N ow akow i (86). P rzeciw staw iając się charak terysty czn ej dla naszej obyczajowości nieuw adze dla tego, co w k u ltu rz e je s t n ieefektow ne, ale i — nieodzow ne, upom ina się o dostrzeganie pracy edytorskiej (173— 174) i o sum ienność biblio graficzną (202).
Im p et doradczo-interw encyjny K w iatkow skiego n ie załam uje się w łaściw ie n a w e t wobec sam ych pisarzy i ich twórczości. K w iatkow ski zastrzega się w praw dzie, że w poezji doradzanie je s t tru d n e i grożą ce Wędami, w ręcz niem ożliw e (43, 52, 221); napisze, że pouczać to m ożna dzieci w szkole, a n ie praw dziw ego poetę, i że on sam zawsze obaw iał się o los ty ch poetów , co chcieliby być pouczani (56). A prze cież upom ina się o w sparcie teoretyczno-program ow e dla prób now a torskich (69, 71), gdyż — ja k tw ierdzi — „dokonujący ich poeci nie po trafią zw ykle w yjaśnić, o co im idzie, n ara ż a ją c się n a łatw e za rz u ty — pom ów ienia o m ętność i niezrozum ialstw o (...), na niedo m yślenie w łasnych założeń tw ó rczy ch ” (106). N ie uzgodnił tego tw ierdzenia z in n ą w łasną opinią, że „w skazyw anie” je s t tą fu n k cją k ry ty k i, k tó rą trzeb a trak to w ać najostrożniej i najn ieu fn iej (57), ale zgadza się to tw ierd zen ie zarów no z życzliw ym opisem postaw y k r y
tycznej H en ry k a B erezy jako p ostaw y psychologa-opiekuna (115). Zgadza się też z podszytym ra d ą w estchnieniem , b y P ro k o p w y trw a ł p rzy poezji (47), i z będącym jed n y m z w ielu ech b achelardyzm u w m yśli k ry ty czn o literack iej K w iatkow skiego przypuszczeniem , że byłoby zapew ne ze szkodą dla poezji L ipskiej, gdyby ta poetka p rze stała się w ypow iadać w „języ ku do m u ” (43).
K w iatkow ski — h isto ry k lite ra tu ry — dobrze wie, że poezja daw na rozw ija się — przez n ab ieran ie now ych znaczeń i oddziaływ anie n a kolejne pokolenia — w w iecznym (wcale nie klasycystycznym , skoro poddanym zm ienności) „teraz” sztuki (27), ale dopuszcza m yśl, że być może poetyki p rzeżyte są z góry skazane na drugorzędność (221;
czy m yśl ta n ie je s t podszyta definicyjnym błędnym kołem ?), a na w et: że uległość wobec niem odnych konw encji w yrządza szkodę poe zji (133). M niej ju ż elegancko n azyw a to sw ą n ieufnością do dań odgrzew anych (10). K w iatkow ski odcina się od (jak mówi) różnych czcigodnych, X IX -w iecznych nauczycieli (złego) g u stu (106), ale prze cież „egzaltow ane gigantofony” (w ich m niem aniu!) z ty ch samych powodów („anachroniczność”) n a p a d ają n a „poetów złotego środka” . Pastiszowość, k tó ra jeszcze w 1969 r. budziła sy m patię K w iatkow skiego, w ro k u 1972 zaczyna go już — jako p rogram — razić i nie pokoić. D ezorientujące uroki stylizacji (60), sięganie po klasycystycz- n ą czy barokow ą konw encję przez dzisiejszych poetów Kwiatkowski tra k tu je teraz jako niepodjęcie przez tych poetów elem entarnego obow iązku sw ojego czasu (23— 24, 26). N a tle m an iery klasy cyzują- cej za m om ent zajm ujący uzna em ocjonalność ty p u m odlitewnego i up ó r bezpośredniości, n a w e t jeśli tę bezpośredniość uzna z e zbyt
łatw ą i sty lizow an ą — w idzi w ty c h znam ionach ocalenie p rzed pasti szową w tóm ością. Poecie, k tó ry — broniąc się przed pastiszem — chroni się w e w zruszeniow ą naiw ność, radzi jed n a k „rów nikow e” m iejsce pom iędzy ty m i biegunam i (24).
To praw da, że ciężar trad y cji niekied y p rzy g n iata co w ątlejsze in dyw idualności poetyckie, ale i w yniki odtrącania tego ciężaru byw ają (i to n a różne sposoby) żałosne, n a co w iele p rzykładów dała n a j m łodsza fala poetycka. K w iatkow ski dostrzega rojność aluzji literac kich, m itologicznych, filozoficznych (od P lato n a do Jerzeg o Kiemo- jowskiego) u Z adury, przepojenie aluzjam i historycznym i i literac kim i tem atu pejzażowego u Ostrom ęckiego, ceni am bicje kulturow e i in telek tu aln e w poezji. I p ada (obiektyw nie dw uznaczna) Lwaga, że w takiej poezji „każdy może coś dla siebie znaleźć” (25). Taka uw aga jest ni to zach ętą do lek tu ry , ni to ostrzeżeniem przed eklek tyzm em . A m oże być n araz jed n y m i drugim . P ada też zatrcskane ostrzeżenie, by w ty m w spółżyciu w yobraźni z in telek tem wyobraź nia n ie p rzeg ry w ała zanadto (26). L ite ra tu ra bow iem jest sztuką i „skrom ny in telek tu aln ie poeta, piszący w pew ien szczególny sposób o zajączkach, m oże być w ybitn iejszy m pisarzem niż zabłąkany w li tera tu rz e filozof” (222).
Nie godzi się je d n a k uniknąć polem iki w tedy, kiedy om aw a się książkę zw olennika polem iki. T rzeba ją podjąć, chociażby w zakoń czeniu w łasnego om ówienia. Tem atem i p rzedm iotem jej uczynię nie tyle określony felieton, ile p ew ien luźny zbiór kw estii dotyczą cych zw iązku m iędzy ch arak terem polskiej lite ra tu ry a przebiegiem naszej historii politycznej oraz zw iązku naszej lite ra tu ry z m yślą rom antyczną. Obie te relacje u jm u je K w iatkow ski fo rm u łką ,P o lak a poezja” (94) i pisze o pom ieszaniu poezji z polityką. "Wywód K w iatkow skiego nie je st jasny. W ydaw ałoby się, że jeśli np. w la tach popow staniow ych nastąp iło szczególnie silne pom ieszanie ooezji z polityką, to znaczy to m iędzy innym i, iż poezja w te n szcztgólny sposób przen ikn ęła w społeczeństwo. Tym czasem czytam y, że
wł.aś-nie ow o społeczeństw o wł.aś-nie rozum iało poetów (tzn. ich poezji). Więc zapew ne to inn y czynnik, a nie poezja, pom ieszał się w te d y z poli tyką. T rzeba też zastrzec, że w naszej historii politycy „poetyzow ali” czasem politykę w sposób, k tó ry (w brew słowom K w iatkow skiego) nie b y ł ani ew identny, ani piękny, ani naiw ny.
Z felietonow ych w yw odów K w iatkow skiego zdaje się w y nikać po trosze, że to obyw atelskość lite ra tu ry ponosi częściową w in ę za lite- rackość politycznej historii Polski, że więc duch społeczeństw a za tru w an y był przez „książki zbójeckie”, od których w yłam yw ała się „osada sk rzyd eł” narodu. Ta p atety zacja funkcji lite ra tu ry jest w niezgodzie z in n ą opinią Kw iatkow skiego, tą, k tó ra przestrzega, że nie m a co przeceniać w p ły w u w ychow aw czego lite ra tu ry , gdyż P o lacy („ludzie w Polsce”) nie są ta k znów naiw n i (84). K ry ty k tra k tu je p rzy tym poezję nie jako pew ien czynnik dynam iczny, zdolny do oddziaływ ania, lecz jak b y przedm iotow o, jako coś o stałej obję tości: jeśli to coś w ypełni się polityką, to ju ż w nim zab rak n ie m iej sca dla w alorów estetycznych.
Ton i sens a rty k u łu Polak a poezja pozw alają sądzić, że zdaniem K w iatkow skiego pow stania narodow e były estetycznym i absurdam i w yw arzonym i w kuźni głupstw a, a tylko przez sponiew ierane spo łeczeństw o m itologizacyjnie podnoszonym i do rangi narodow ych św ię tości (97). J e s t tak, jak b y K w iatkow ski b y ł w rażliw y n a p atriotyzm estetycznoliteracki (zob. uw agi o G arbatym Ikarze Raszki), a zapo m inał, że — przepraszam za patos (55) — miłość O jczyzny w y raża się nie tylko w literack ich form ułach. I — nie tylk o w in icjaty w ach 0 zagw arantow anym z góry w yniku. To, co z czasowego dystansu odsłania się jako absurd, jako „b o h aterska niefortu n ność” (97), a przy ty m jako m ały dla „H isto rii” (mały w swej konkretności i poszczę- gólności) przypadek, w te d y jed n a k było ogrom ną w subiek tyw n ym przeżyciu decyzją, skrzyżow aniem rozpaczliwego położenia z dyle m atam i in dyw idualnej postaw y, n ie bez udziału nieprzew idzianych okoliczności (97, 126). N arody szczęśliwe tra k tu ją p olitykę trzeźw o 1 przenikliw ie (98), lecz zw iązek szczęścia i trzeźw ości je s t obustron ny, a my n ie byliśm y n arodem historycznie szczęśliwym.
K w iąlkow ski, n arzek ający n a nieczęstość odróżniania p ostaw y este tycznej od etycznej (134), sam tym razem nie odróżnia egzaltacji etycznej, „idealizm u” etycznego „bezsensow nych” działań po w stań czych od — egzaltacji estetycznej. I zapom niał o tym , że sam uznaje istn ien ie m om entu m itycznego w każdym ideale obecnym w świado m ości narodow ej (210). Słusznie uznał za bezsensow ne i o k ru tn ie niespraw ied liw e pom ysły szukania uspraw iedliw ień dla b ycia raczej Polakiem niż kim kolw iek in ny m (207— 208). Sam stw ierdza, że histo ria narodow a je st dla społeczeństw a g ru n tem in teg ru jący m zakorze n ie n ia k u ltu ro w e i m oralne, n a tu ra ln ą gw arancją sam opotw ier- dzemi?. i sam orozpoznania. Otóż ta k ja k istn ieje ta n a tu ra ln a pow in- nośić przyjęcia w łasnej polskości, ta k (i przecież — dlatego) istnief- je także n a tu ra ln a pow inność odnalezienia się w narodow ej w
spół-nocie cierpien ia (201). Także daw nego cierpienia. Pow inność ocalająca m oralnie, a nie poniżająca. P o w tarzam : odnoszę w rażenie, że opinia o Polakach jako o dziedzicach „jednej z n a jb a rd zie j poetyckich hi storii politycznych” (94) m a jed n a k c h a ra k te r z b y t estetyczny i zbyt literacki. Sw oje w idzenie h istorii K w iatkow ski w y raźnie zawdzięcza bardziej lite ra tu rz e (i rom antycznej, i — u niw ersalistycznej) niż naukom historycznym . I bardziej (może) niż etyce. W tedy, kiedy Polaków „h isto ria p rzygniotła trag edią (...) istn ie n ia ” (a raczej nie istnienia) państw ow ego, toczyło się i trw ało — w takiej w łaśnie po staci! — życie, a nie upoetyzow any spektakl. N ato m iast w szelkie układanie sp ek tak lu („dram at układasz”) nie znosiło b y n ajm niej i nie zm ieniało rzeczyw istej tragedii. T ylko w y n ik ający m z przeestetyzo- w ania (chwilowego, n a u ży tek jednego felietonu, 181) zanikiem w raż liwości etycznej m ożna w ytłum aczyć m ów ienie o zata ja n iu udziału w p ow stan iu (wobec odw etow ego terroru carskich w ładz okupacyj nych) jak o o ... su b sty tu cie poezji h erm etycznej. Dowcip tkw iący w tak im p ostaw ieniu spraw y m a posm ak w ręcz cyniczny. „Poezję liryczną zastęp o w a ły (...) w spom nienia pow stania, beznadziejnych w alk, zsyłek n a S y b ir (...)” (97) — pisze K w iatkow ski. Pisze niby cyborg z pow ieści Lema, „w jak iś p e rw e rsy jn y sposób” (97), ale też z (chwilową) naiw nością. Bo społeczeństw o n ie sam e przeżycia este tyczne (94) czerpie z w łasnej historii politycznej.
W felietonie polem izującym z a rty k u łem K am ieńskiej chodzi K w iat kow skiem u o niebezpieczeństw o i szkodliwość w arto ściujący ch prze ciw staw ień p raw d y i p ięk n a (177). W polskiej h isto rii lite ra tu ry nie podoba m u się p rzedkładanie dobra narodow ego n a d piękno lite rackie (97), ale bez zgorszenia i niechęci pisze o tw órczości poetów złotego środka, iż w niej p iękno literack ie je s t (jak zapew nia) ubocz
n y m p ro d u k tem szukania dobra i p raw dy. M am y tu (110) do czynie
nia z nieznacznie ty lk o p a ra fra z u ją c y m pow tórzeniem przekonania M ickiewicza: „W słow ach tylko chęć w idzim , w d ziałaniu potęgę”, ale o M ickiewiczu K w iatkow ski powie bez a p ro b aty , że „w y p arł się poezji” i że zaczął p atronow ać p ostaw ie aliterack iej, chociaż było to — ileż rad y k alniejsze! — „postaw ienie znaku rów ności m iędzy w agą tego, co się słow em w yznaje, a w agą w łasnego życia” (94, 97).
K w iatkow ski bez zastrzeżeń p o w tarza sta ry kom un ał stw ierd zają cy, że w ielk a lite ra tu ra rom anty czn a została przez swój zw ią zek z losem zniew olonego n a ro d u skazana n a p a rty k u lary z m ( = n ieu n i- w ersalność), a w ięc n a nieprzetłum aczalność, izolację i obcość k u ltu row ą (96). Czyżby w ięc i do poezji w ielkich ro m an ty k ó w m iało się odnosić określenie „poezja jako działalność zastępcza” (102)? Czyżby nie napisał K w iatkow ski, że to rom antyzm ze w szystkich prądów ku ltu ro w y ch w Polsce uległ najw yższej uniw ersalizacji, że polska poezja rom an ty czn a stała się — dzięki swej zuchw ałości m etafizycz nej i historycznej — szczytow ą epoką naszej lite ra tu ry (121)? I nie w b rew tem u, ale zarazem , w k u ltu rz e polskiej „ro m anty czne” są
okresy spotęgow anej sam ow iedzy społecznej i narodow ej (121). W do d a tk u K w iatkow ski tw ierdzi, że te zjaw iska i czynniki, któ re skaza ły w ielką poezję rom an ty czną n a p a rty k u la ry zm nieprzetłum aczal- ności (96), były p o zap arty k u lam e, gdyż „zw iązane z ogólnoeuropejską atm osferą epoki” (97). I bądź z tego m ądry. Jeśli obowiązkiem poezji je s t w ypow iadanie a k tu aln y ch treści i sy tu acji św iata ludzkiego (106), to o co w łaściw ie k ry ty k o w an y k ry ty k obw inia lite ra tu rę ro m antyczną w Polsce?
P oeta może n ie pisać w ierszy n a zadany tem at, n a w e t jeśli tem a t zadaje histo ria (175). Ale sam sobie tem a t historyczny zadać — też może: może go podjąć. W tedy, kiedy się rzeczyw istość dziejow a ze spoli ściśle z w y obraźnią poety (177). N aród ironiczny um ie roz poznać praw dę, zachow ując o ty m m ilczenie (77), ale n aró d duchow o w olny um ie też praw dzie tej dać w yraz, wygłos. Zwłaszcza w lite ratu rze. Zwłaszcza w p ew nych epokach (222) — i to z m yślą o n ich pisze sam K w iatkow ski o kształto w an iu odpow iednich p o staw spo łeczno-politycznych jako o zadaniu lite ra tu ry . Sam K w iatkow ski przyznaje, że polska poezja rom an ty czna jako całość je st zjaw iskiem nieporów nanie pod każdym w zględem w ybitniejszym niż poezja w spółczesna i że żyw otność trad y cji rom antycznych w Polsce jest szczególnie silna (139). Siłę rom antycznego pojęcia poezji odkrył w p rzedśm iertnym w ierszu Szym ona K onarskiego (227); w p ły w R o
m a n ty k a dostrzegł w Iw aszkiew iczow skim zwrocie k u poezji obyw a
telskiej, a w R o m a n ty k u n ieprzedaw niony n aro d ow o-k ulturo w y pro- blem -w artość, z k tó ry m twórczość Iw aszkiew icza toczy n am iętn y dialog (204); p iętno ro m a n tyczn e w skazał w podejm ow aniu przez poezję, w Inskryp cja ch Ostrom ęckiego, obow iązku pam iętan ia boles ny ch spraw narodow ego losu i w odw oływ aniu się przez tego poetę do jednej z n ajp ięk niejszy ch trad y cji polskiego p atrio ty z m u (nie podległościowego, ale i nieagresyw nego; pełnego godności, ale i b ra terskiego wobec in n y ch narodów ; ofiarnego, ale nie lekkom yślnego; bezkom prom isowego, ale ety cznie krystalicznego), tra d y c ji ta k w aż nej w okresie nienow ych niedow ładów i dew iacji poczucia narodo w ego (225).
K ry ty k o szerokich hory zo n tach (a nie tylko o szerokiej w rażliw ości estetycznej) n ie dopuści do tego, b y w jego świadomości i kom pe tencji pozostały — jako estetycznie dy sfu n kcjo n alne — „w artości w yw iedzione z in n y ch dziedzin duch a” (12). Suw erenność (w ięcej: w ładza) k ry ty k a polegać będzie n a um iejętności odniesienia tych w artości do poetyckiej skali aksjologicznej. I K w iatkow ski b y w a ta kim krytykiem .