Karpiński, Andrzej
"Społeczeństwo staropolskie. Studia i
szkice, t. 2", pod red. Andrzeja
Wyczańskiego, Warszawa 1977 :
[recenzja]
Przegląd Historyczny 71/3, 589-594
1980
Artykuł umieszczony jest w kolekcji cyfrowej bazhum.muzhp.pl,
gromadzącej zawartość polskich czasopism humanistycznych
i społecznych, tworzonej przez Muzeum Historii Polski w Warszawie
w ramach prac podejmowanych na rzecz zapewnienia otwartego,
powszechnego i trwałego dostępu do polskiego dorobku naukowego
i kulturalnego.
Artykuł został opracowany do udostępnienia w Internecie dzięki
wsparciu Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego w ramach
dofinansowania działalności upowszechniającej naukę.
w Poitiers stanowiło udaną próbę podsum owania w skali europejskiej obecnego etapu badań, zaprezentow ania dom inujących tendencji badawczych oraz w yty czenia nowych dróg. Tem atyka rozpraw nie ograniczyła się do sform ułowania tradycyjnego, prawniczego kw estionariusza, ale dostarczyła też sporo in teresu ją cych obserw acji i ustaleń dotyczących znaczenia kobiety w rodzinie i społeczeń stwie, przyczyniając się do lepszego poznania skomplikowanych stru k tu r społecz nych i m entalnych wieków średnich.
Jacek Hertel
Społeczeństwo staropolskie. Studia i szkice t. II, pod redakcją A n
drzeja W y c z a ń s k i e g o , PWN, W arszawa 1977, s. 338.
Drugi tom „Społeczeństwa staropolskiego”, który ukazał się w trzy lata po poprzednim, jest kontynuacją program u badawczego sformułowanego przez red ak tora serii. Chodzi tu więc o rozw ażania z zakresu historii społecznej, mieszczące się na styku z dziejami kultury, gospodarki, polityki itd. *. Na niniejszy w olum in składa się 9 studiów o rozm aitym charakterze i objętości; są w śród nich krótsze szkice i paruarkuszow e rozprawy. W porów naniu z pierwszym zeszytem można zaobserwować większą koncentrację tem atyki wokół głównych problemów.
Część rozpraw poświęcona jest opisowi i analizie niezbyt typowych grup spo łecznych i zawodowych daw nej Rzeczypospolitej; pozostałe skupiają uwagę na strukturze i funkcjonow aniu rodziny. A rtykuły dotyczą XVI—XVIII stulecia; przyjęto układ chronologiczny, przy czym rozważania o charakterze ogólnym prze p latają się z pozycjami opartym i na szczegółowych bądź sondażowych kw eren dach, dotyczącymi zagadnień węższych w sensie tem atycznym i terytorialnym . Ujęć syntetycznych jest chyba m niej niż w pierwszym tomie, natom iast zwiększył się zasięg geograficzny, jako że obok W ielkopolski i Małopolski pojaw iły się także studia om aw iające zjaw iska społeczne w ystępujące na Mazowszu i Żmudzi. W dalszym ciągu brak artykułów operujących m ateriałem z teren u Prus czy R u si, w yjąwszy oczywiście próby ujęć całościowych bądź sporadyczne porównania.
Uwaga autorów obu tomów kieruje się głównie ku pograniczom stanowym; mało jest też, co można uznać za objaw pozytywny, tekstów o tradycyjnym pro filu, powielających lub rozszerzających wzorce dawniejszych badań. Proporcje ilościowe m iędzy szkicami poświęconymi szlachcie i chłopstwu nie budzą w ątpli wości; w ypadałoby za to upomnieć się o szersze i bardziej gruntow ne potrakto wanie mieszczaństwa. Uważnego czytelnika zdziwić też może pominięcie w obu tomach duchowieństwa. W porów naniu z innym i stanam i pojaw ia się ono bardzo rzadko naw et wówczas, gdy autorzy prezentują bardziej syntetyczne ujęcie.
Zeszyt otw iera arty k u ł A ndrzeja W у с z a ń s k i e go „O kategorii społeczno- zaw odow ej „robotnik” w Polsce XVI w ieku” (s. 7—21). Pow stał on na m argine sie badań au to ra nad stru k tu rą społeczeństwa polskiego epoki Renesansu. Na pod stawie lite ratu ry pięknej, lustracji, uniw ersałów poborowych i rekognicji, Wy- czański analizuje znaczenie i zakres tytułow ego pojęcia. Nie jest to zatem studium badające w prost rzeczywistość społeczną, choć według słusznego zdania autora musiała się ona odbijać w ówczesnej terminologii.
Sporą część arty k u łu stanow i przegląd różnych grup zawodowych, które — *— jak stara się udowodnić W yczański — włączano do zbiorowości „robotników ”.
1 A. W y c z a ń s k i , P r z e d m o w a [w :] S p o ł e c z A s t w o s t a r o p o l s k i e . S t u d i a i s z k i c e t. I, W a r s z a w a 1976, s. 5 n n .
Zalicza się tu m.in. najem nych pracowników folw arcznych2, małopolskich kużni- ków i robotników zatrudnionych w górnictw ie lub mennicy. Niektórzy z nich (szczególnie część górników) pozostawali w ram ach korporacji zbliżonej do cechu i trudno byłoby ich włączyć bez zastrzeżeń do kategorii społeczno-zawodowej opi sywanej przez autora.
W konkluzjach czytamy, że „przykłady pozw alają wyraźnie stwierdzić w ystę powanie w Polsce XVI w ieku pojęcia robotnika, w bliskim naszemu rozum ieniu tego słowa i kategorii społeczno-zawodowej robotnika pojmowanej podobnie do dzisiejszej” (s. 20). A utor zwraca uwagę na duże zróżnicowanie analizow anej g ru py pod względem kw alifikacji, zarobków, pozycji socjalnej itp. Ciekawa jest też sugestia, by dalsze poszukiwania badawcze rozszerzyć na krąg tzw. „wiecznych czeladników”, którzy nie będąc w stanie otworzyć własnego w arsztatu, otrzym y w ali przez całe życie m niej więcej stałe i regularne wynagrodzenie za pracę.
C harakter szkicu spraw ia, że znalazły się w nim pewne sform ułowania sk ła niające do dyskusji. Zbyt mało uwagi poświęcono zdaje się definicji. Przypomnieć tu w ypada wieloznaczność szesnasto- i siedemnastowiecznych term inów (kształtu jących się dopiero, podobnie jak odpowiadające im kategorie społeczno-zawodo we) a co za tym idzie zawodność kryterium nazwy. Przykładowo: określenie fa
m ulus (a więc dosłownie „sługa”) mogło ówcześnie oznaczać zarówno parobka czy
dziewkę służebną zatrudnioną w domu rzem ieślnika cechowego, jak też plenipo ten ta zamożnego kupca czy m agnata. W niektórych przypadkach może tu chodzić o osobę pochodzącą z drobnej a naw et średniej szlachty.
' W ydaje się zrozumiałe, że Wyczański szuka ludzi o mniej więcej robotniczym statusie pod różnym i określeniami, zw racając m.in. uwagę na tzw. luźnych (s. 13), stanowiących prawdopodobnie główną bazę rek ru tacy jn ą nowej klasy rodzącej się u schyłku Rzeczypospolitej. Nie oznacza to oczywiście, by można było staw iać znak równości między ludźmi luźnymi a pracow nikam i najemnymi.
W arto zwrócić uwagę na bardzo częste (np. w rachunkach m iejskich) w ystę powanie określenia „chłop” — dla oznaczenia osób, których zarobki, charakter zajęć i czas pracy w yraźnie lokują w grupie niew ykw alifikow anych wyrobników. Szkoda, że nie znaleźli się oni w kręgu zainteresow ań autora. W ykorzystywani głównie przy prostych pracach budowlanych i ziemnych stanow ili grupę płynną, a przecież znaczącą w społecznościach większych miast. K oncentracja uwagi na swoistej elicie badanej zbiorowości mogła nieco zdeformować obraz „przeciętnego” pracow nika najem nego i doprowadzić do nadm iernego wyeksponowania roli fa chowców.
G runtow ne studium Aliny W a w r z y ń c z y k o w e j „Urząd w iejski na M a zowszu w XVI w. (Ze studiów nad ustrojem społecznym wsi mazowieckiej XVI w.)” (s. 23—69) poświęcone jest organizacji i funkcjonow aniu grom ady w iej skiej oraz roli w ójta sądowego. A utorka omawia sytuację, jaka panow ała w tej dziedzinie w dobrach królewskich, duchownych i szlacheckich, wskazując na istot niejsze podobieństwa i różnice. Takie ujęcie tem atu musi prowadzić do nieuchron nych powtórzeń.
W podsum owaniu badaczka uwidacznia stanow e i m ajątkow e zróżnicowanie wójtów; w królewszczyznach dominowała wśród nich szlachta, w innych katego riach dóbr przew ażali mieszczanie i chłopi. W awrzyńczykowa eksponuje także znaczne rozpowszechnienie i sporą rolę urzędu wiejskiego na Mazowszu. Badania oparte na obfitej bazie źródłowej (lustracje, inw entarze, wizytacje, akta kapituł, księgi grodzkie, ziemskie i referendarskie) zaw ierają liczne porównania z innym i
2 I c h z n a c z n ą r o l ę g o s p o d a r c z ą i s p o r ą l i c z e b n o ś ć p o d n i ó s ł A . W y c z a ń s k i m .in . w p r a c y S t u d i a n a d f o l w a r k i e m s z l a c h e c k i m w P o l s c e w l a t a c h 1500—1580, W a r s z a w a I960.
terenam i, szczególnie z Małopolską. W eryfikują one schematyczny obraz zależ ności poddańczej szesnastowiecznych chłopów polskich, podkreślając stosunkowo znaczny stopień ich samorządności.
Zapewne z ra c ji trudności źródłowych autorka nieproporcjonalnie wiele m iej sca poświęciła samym wójtom (przede wszystkim ich kom petencjom sądowniczym) w porów naniu do innych członków urzędu wiejskiego, jak przysięgli, ław nicy itd. Zwraca uwagę bardzo szczegółowa, chwilam i może nazbyt rozbudow ana doku m entacja archiw alna; nadm iar drobiazgowych inform acji prowadzi niekiedy do za kłócenia toku n a rra c ji (np. s. 31 nn.). Zbyt obszerne w ydają się też fragm enty 0 charakterze w prowadzającym , gdzie przypom ina się spraw y powszechnie znane 1 raczej oczywiste (np. s. 23 n.).
Obszerny a rty k u ł Feliksa K i r у к a „Szlachta w Bochni. Ze studiów nad spo łeczeństwem m iast górniczych w Małopolsce w XVI i pierwszej połowie XVII stulecia” (s. 71—124) dotyczy arcyciekawego problem u wzajemnego przenikania się stanu mieszczańskiego i szlacheckiego. Trzeba przyznać, że autor trafn ie w ybrał teren, n a którym zjawisko to wykazywało szczególne nasilenie. N iestety solidna baza źródłowa i pracochłonne zestaw ienia nie zawsze zostały zinterpretow ane w sposób zadowalający. Tak więc duże w ątpliwości budzi praw ie jednoznaczne utożsamianie postaci opatrzonych w archiw aliach określeniem nobilis z członka mi stan u szlacheckiego. Szczególnie dla XVII wieku kryterium to w ydaje się za wodne, co podkreśla m.in. W. D w o r z a c z e k pisząc w tymże tomie: „Owo nobilis właściwe w w ieku XVI dla szerokich rzesz szlachty średniej i drobnej, z począt kiem XVII w ieku dew aluuje się, poczyna oznaczać raczej bogatszych mieszczan, a jeśli jeszcze i szlachtę, to tylko tę zagrodową” (s. 180). Należałoby zatem za chować więcej ostrożności, szczególnie w w ątpliw ych przypadkach podwójnej ty - tu la tu ry nobilis et fam atus (por. np. P iotr Kowalski — s. 74, P iotr Wizicki ■— s. 82 itd.). Niezbyt jasną w ydaje się też kw alifikacja wielu osób, które Kiryk uważa za szlachtę przechodzącą do stanu mieszczańskiego (zestawienie II, pozycja 59, 60, 74, 84 nn.). Dotyczy to szczególnie przedstaw icieli średniej szlachty mało polskiej, którzy piastow ali w Bochni urzędy wójtów. Nie mieli oni w gruncie rzeczy wiele wspólnego ze stanem mieszczańskim.
Niezbyt szczęśliwy zdaje się także sposób prezentacji m ateriału. Obfita ilość szczegółów, głównie biograficznych, niejednokrotnie obojętnych z p u n k tu widze nia tem atu (por. s. 74 n.), bardzo utru d n ia śledzenie głównego n u rtu rozważań. Miejscami spraw ia to naw et w rażenie pracowicie zestawionej kartoteki osobo wej.
N iektóre w nioski trudno uznać za przekonywające. Pisze więc K iryk: „w św ia domości praw nej społeczeństwa ówczesnego przynależność stanow a nie odgryw a ła widocznie zasadniczej roli” (s. 105). Sform ułow anie to idzie chyba zbyt daleko, zwłaszcza, iż sam autor zdaje sobie doskonale spraw ę ze specyfiki Bochni i są siedniej Wieliczki. W ątpliw a jest również teza, że w ykonywanie zajęć typowych dla mieszczanina musiało samo przez się oznaczać „przeniknięcie do stanu m iej skiego”. Gdzie indziej (s. 107) autor stw ierdza, iż naw et przyjęcie p raw a m iej skiego nie pozbawiało przebyw ającej w m iastach górniczych szlachty praw poli tycznych. W niektórych przypadkach mogło zatem chodzić o dorobienie się i sto sunkowo szybki pow rót na wieś. N atom iast trzeba przyznać rację autorow i, iż m ieszczanie-szlachta w Bochni to bardziej potencjalni kandydaci na szlachciców, niż realni członkowie tego stanu. Świadczą o tym przykłady k arier z „Liber cha- m orum” Trepki, sum iennie wykorzystane w tekście. W artościowe są też rozw a żania nad pochodzeniem terytorialnym szlachty m ieszkającej w Bochni; obok Małopolan w ystępuje tu w ielu im igrantów z Mazowsza. W sumie om awiany a rty
kuł pozostawia jednak niedosyt, choć samo zajęcie się podobną problem atyką (w ślad za W. Dworzaczkiem i T. O p a s e m ) w ydaje się nader celowe.
Biograficzne studium „Początki kariery rodziny W ielopolskich” Stanisław a C y n a r s k i e g o (s. 125—157) stanowi dynam icznie ujęty opis aw ansu społecz nego i m ajątkow ego średniozamożnej m ałopolskiej rodziny szlacheckiej. A nalizu je się tu m.in. czynniki ham ujące bądź przyspieszające k arierę w obrębie om a w ianej grupy. Zestawione razem biogram y kolejnych członków rodu, niezależnie od cennych ustaleń faktograficznych, tworzą jak się zdaje obraz dosyć typowy. M ankam entem jest brak porównań z fam iliam i aw ansującym i w tym samym ok re sie lub nieco wcześniej — jak np. Zamoyscy, Ossolińscy czy Lubomirscy. Nota
bene rozw ażając m echanizmy k ariery i degradacji społecznej nigdy nie można do
końca abstrahow ać od zdarzeń przypadkow ych oraz indyw idualnych uw arunko wań. Również i w tym przypadku nie jesteśm y w stanie dać w yczerpującej od powiedzi na pytanie, dlaczego to w łaśnie J a n Wielopolski (kasztelan w ojnicki od 1655 r.) stał się pierwszym senatorem w rodzie, skoro mógłby nim być także jeden z podobnie postępujących krew niaków ?
W cyklu rozw ażań o staropolskiej rodzinie stosunkowo najszerszy zakres po siada arty k u ł Ireny G i e y s z t o r o w e j („Rodzina staropolska w św ietle badań demograficznych. Zarys problem atyki”, s. 159—175). W pierwszej części autorka skrupulatnie zestaw ia zachodnioeuropejską lite ra tu rę przedm iotu oraz poddaje wnikliw ej analizie przydatność polskich siedem nasto- i osiemnastowiecznych ksiąg m etrykalnych dla kw antytatyw nych badań nad rodziną. Zw raca uw agę n a licz ne m ankam enty tego ty p u m ateriałów , jak niekom pletność i niedokładność. Po została część tek stu (s. 164 nn.) to w stępny szkic obrazu dawnej rodziny polskiej, obejm ujący kw estionariusz najistotniejszych pytań. A utorka wylicza w śród nich okoliczności zaw ierania związków małżeńskich, płodność kobiet, śm iertelność nie m owląt i młodych m atek, m ariaże międzystanowe i wiele innych. Mimo, iż w ięk szość kw estii pozostaje zgodnie z założeniem arty k u łu bez pełniejszej odpowiedzi, u kładają się one w dosyć oryginalnie skonstruow any program badawczy, którego realizację podjęło już parę ośrodków zajm ujących się dem ografią historyczną.
Kilka stw ierdzeń I. Gieysztorowej, dotyczących zresztą m arginaliów , brzm i nieco kontrow ersyjnie. Omawiając np. czynniki w pływ ające na dużą śm iertelność wśród rodzących kobiet, uw ypukliła ona zbyt w yraźnie niebezpieczeństwa pato logii ciąży w stosunku do zagrożenia gorączką połogową, odgryw ającą w tym względzie znacznie większą rolę (s. 167). K om entarza wym aga teza, iż podrzuca nie dzieci (wobec Wysokiego stopnia śm iertelności w śród podrzutków) było ów cześnie praw ie legalną, akceptow aną społecznie form ą dzieciobójstwa. Choć w ie le jest w tym racji, trzeba pam iętać o bardzo wysokich karach stosowanych w o bec dzieciobójczyń3, zaś każdej kobiecie podrzucającej dziecko groziło przecież podejrzenie o ten czyn.
G eneralnie słuszne są uwagi autorki odnośnie zróżnicowanego stopnia śm ier telności w rodzinach uboższych i bogatszych w okresach częstych epidemii (s. 170). Jak jednak przekonują dane źródłowe, podczas wielkich pandem ii (np. m oru z lat 1624—1625) odpowiednie proporcje na terenie dużych m iast ulegały znaczne
mu zbliżeniu 4.
K rótki szkic Włodżimierza Dworzaczka „O badaniach genealogicznych nad
3 N p . o b o w i ą z u j ą c e w m i a s t a c h p r a w o m a g d e b u r s k i e n a k a z y w a ł o w t y m p r z y p a d k u z a k o p a n i e w i n o w a j c z y n i ż y w c e m i p r z e b i c i e j e j p a l e m ( p o r . m .in . B . G r o i с к i, P o s t ę p e k s ą d ó w o k o l o k a r a n i a n a g a r d ł o , w y d . K . K o r a n у i, W a r s z a w a 1954, s. 157 n .). 4 W s k a z u j e n a t o n i e d w u z n a c z n i e R ( g e s t r z m a r l i c h a n n i p r e t e r i t i c z a s u b u r m i s t r z o s t w a Ł u k a s z a D r e w n y ( B i b l i o t e k a C z a r t o r y s k i c h w K r a k o w i e , r k p s 3138), o d n o s z ą c y s ię d o W a r s z a w y .
dawną rodziną” (s. 177—191) ma charakter przeglądu trudności źródłowych, po łączonego ze wskazówkam i metodologicznymi. Uwagi swe, oparte na niezwykle gruntow nej znajomości archiw aliów , ogranicza autor do rozważań nad w ielko polską rodziną szlachecką, analizując kolejno przydatność ksiąg sądowych (grodz kich i aiemskich), m etrykalnych i innych. W sumie pozostajem y raczej w kręgu tradycyjnych pytań badawczych, będących przedm iotem studiów genealogicznych, chociaż można potraktow ać arty k u ł Dworzaczka jako uzupełnienie rozpraw y I. G i e y s z t o r o w e j w zakresie kw estionariusza problemów. Skądinąd mimo oczywistych niedostatków źródeł w arto by w przyszłości zająć się w podobny sposób konstrukcją modelu rodziny plebejskiej i jej funkcjonowaniem .
K olejny tek st omawianego tom u, autorstw a Teresy Z i e l i ń s k i e j („Rodzi ny urzędam i zaszczycone. Próba sondażu”, s. 193—227) zm ierza do ukazania za leżności pomiędzy spraw ow anym i przez daną fam ilię szlachecką urzędam i ziem skimi, a jej faktycznym znaczeniem i prestiżem w kręgach herbow ej społeczności. Swe wywody oparła badaczka na selektyw nie w ykorzystanych herbarzach i ta b licach genealogicznych. W interesujący sposób zestawia ona urzędy piastow ane przez różnych przedstaw icieli jednej i tej sam ej rodziny. Nieco zbyt apodyktycznie form ułuje tezę, że długotrw ałe pozostawanie w danym rodzie określonych god ności ziemskich w arunkow ało jego przynależność do średniej szlachty. A utorka zbyt chyba pesymistycznie zapatruje się na możliwości aw ansu przedstaw icieli tej grupy. Przecież stanowisko chorążego czy podkomorzego mogło być odskocz nią do kariery m agnackiej naw et po k ilku pokoleniach. Świadczy o tym przykład W ielopolskich om awianych w jednym z poprzednich artykułów , można by dodać jeszcze Grudzińskich i innych.
Godne uwagi są spostrzeżenia o swoistym „zapotrzebow aniu społecznym” na urzędy ziemskie w siedem nasto- i osiemnastowiecznej Rzeczypospolitej (s. 196). W całym tekście ulegają jednak zatarciu ich różnice co do znaczenia i splendoru. Niezbyt wyraziście naszkicowano także problem mobilności terytorialnej rodów wpływowych w skali powiatowej. Wreszcie na uw agę i poparcie zasługuje postu lat T. Zielińskiej, by dalsze poczynania badawcze skupiły się na ustaleniu „w ja kim zakresie działała solidarność fam iliantów przy zdobywaniu stanow isk i god ności” (s. 217).
Rozprawa Leonida Ż y t k o w i c z a „Rozwarstwienie chłopstwa a gospodar ka na Żmudzi w 2 połowie XVII i w X VIII w ieku” (s. 229—314) jest najobszer niejszym tekstem omawianego tom u „Społeczeństwa staropolskiego”. Autor wszechstronnie analizuje stosunki gospodarcze na Żmudzi, nie unikając porów nań m.in. z terenam i Inflant, innym i regionam i Litw y i Prusam i Książęcymi. W początkowych fragm entach rozw ażań omawia kolejno przyczyny względnej za możności Żmudzi (widząc je głównie w niezłych w arunkach glebowych i m ożli wościach korzystnego zbytu produktów rolnych), powody słabej urbanizacji tego obszaru, wreszcie pozycję chłopów czynszowych i pańszczyźnianych. Odsetek tych pierwszych u schyłku XVIII stulecia sięgał aż 56°/o (s. 238), chociaż w ystępow ały istotne różnice regionalne. Powyższe konstatacje nie pierwszy już raz podw ażają stereotypowy pogląd o zacofaniu gospodarKi czynszowej we wschodnich prow in cjach Rzeczypospolitej.
Interesujące są inform acje o zróżnicowaniu m ajątkow ym chłopów żmudzkich, wśród których można dostrzec z jednej strony spory odsetek ludn/ości bezrolnej (około 20—30°/o ogółu), z drugiej zaś licznych bogatych gospodarzy, prowadzących racjonalną eksploatację posiadanych gruntów . Podstaw ą zamożności sporej liczby chłopów była m.in. upraw a lnu.
Prezentow ana przez Żytkowicza analiza handlu lnem oraz innym i tow aram i i kontaktów z portam i Inflant i Prus Książęcych jest dość luźno powiązana z głównym nurtem rozważań. Istotniejsze w ydają się fragm enty rozprawy, po święcone pracow nikom najem nym zatrudnionym w rolnictw ie (s. 286 nn.). Fakt, iż stanowili oni około 10°/o miejscowych włościan w eryfikuje nieco schematyczny model litew skiej wsi pańszczyźnianej XVIII w. Przechodzenie na czynsze, zróżni cowanie m ajątkow e i duża samodzielność gospodarcza chłopów, liczni pracow ni cy najem ni, upraw a roślin przemysłowych — wszystko to powodowało, że pod wieloma względami Żmudź przodowała, jak się zdaje, nie tylko na terenie Wiel kiego Księstwa Litewskiego. Sytuacja z końca X VIII w ieku zdawała się tu zapo wiadać upadek form acji feudalnej i powstanie nowych, wczesnokapitalistycznych stosunków.
Książkę zam yka szkic Alicji M a k o w s k i e j „Pracownicy najem ni wielkiej własności na przykładzie dóbr sandom ierskich Czartoryskich w XVIII w ieku” (s. 315—337). Mimo zawężonego ujęcia tem atu przedstaw iony m ateriał w ydaje się wskazywać na ogólniejszy problem załam yw ania się klasycznych form feudalizm u na wsi polskiej. Mamy tu do czynienia z na poły najem nym personelem chłop skim, który w zam ian za częściowe lub całkowite zwolnienie z pańszczyzny w y konuje prace produkcyjne i pełni proste funkcje nadzorcze. I znów zdaje się to zwiastować nowe stosunki gospodarcze i społeczne. Czy jednak wniosek taki, (którego zresztą autorka wyraźnie nie form ułuje) jest w pełni uzasadniony? P rzy pomnijmy jak bardzo skomplikowane zajęcia, odległe od stereotypu pracy chłopa pańszczyźnianego, wykonywali niektórzy poddani wielkich panów rosyjskich. By li wśród nich naw et ludzie wykształceni, artyści, rzemieślnicy — fachowcy n a j wyższej klasy.
Wiele uwagi poświęca także Makowska innym grupom najem ników , w skazu jąc na zróżnicowanie tej zbiorowości pod względem społecznym, zawodowym i m a jątkowym. O bserwuje się tu m. in. ogromną rozpiętość wynagrodzeń w gotów ce: od 6 do 400 złp. rocznie.
Wspólną cechą większości tekstów przedstawionego tom u jest zwrócenie uw a gi na mało znane regiony, nietypowe kategorie społeczno-zawodowe i wielość związków między poszczególnymi w arstw am i staropolskiego społeczeństwa. Mimo częstego braku „kropki nad i” końcowe wnioski zdają się podważać tradycyjne ujęcia i modele. Oczywiście sondażowy charakter badań uniemożliwia ostateczne konkluzje; odnosi się to szczególnie do studiów poświęconych rodzinie.
W następnych tom ach wydaw nictw a w arto, obok kontynuacji dotychczaso wych wątków, postawić nowe problem y badawcze. Interesująca w ydaw ałaby się odpowiedź na pytanie, jak układały się stosunki między regionam i o „nietypo w ych” form ach gospodarowania i niekonw encjonalnych strukturach społecznych a resztą kraju. Jak widziano enklaw y nie mieszczące się w obiegowych poglą dach na „właściwą” stratyfikację społeczną? Celowym mogłoby być także zajęcie się grupam i społecznymi i narodowościowymi, o których wiemy na razie niew ie le. Wskazać można tytułem przykładu ubogich i m argines społeczny, Żydów, Szkotów, O rm ian czy Holendrów.
Na korzyść wydaw nictw a należy zapisać staran n ą korektę i obszerne stresz czenia francuskie. Szkoda natom iast, że brak jest indeksów; gdzieniegdzie przyda łyby się też mapy.