• Nie Znaleziono Wyników

Chrześcijanin, 1996, R. 67, nr 11-12

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Chrześcijanin, 1996, R. 67, nr 11-12"

Copied!
32
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

Skwoodredatc//

Chciejstwo

U progu betlejemskiej nocy

słowa NT

Paruzja

Świadectwo

Kopciuszek

Miniatury egzegetyczne

Uzdrowiciel i lekarz

S y /w e W

Józef Czerski

Porozmawiajmy

Jeszcze o łapówkach Czy dawać łapówki?

Jezus Chrystus - Bóg Człowiek Z prześladowcy - apostoł

Biblia i teologia

Potomstwo Niewiasty

Listy i poezje

Samotność - jak sobie z nią radzić

Pytania do chrześcijan ---

Warszawskie Seminarium Teologiczne

Wiadomości z kraju i ze ś w ia ta ---

Półka z książkami

3 4 6

7 8

9

U

12

13 14 16

20 21

26 27

2 8

31

Wydawca Naczelna Rada Kościoła Zielonoświątkowego w Polsce

Rada Programowa Michał Hydzik

Marian Suski Mieczysław Czajko

Edward Czajko Kazimierz Sosulski Zespół Redakcyjny

Redaktor Naczelny Kazimierz Sosulski

Redaktorzy Edward Czajko Ludmiła Sosulska Skład komputerowy

Artur Mikuła Sławomir Kasjaniuk Opracowanie graficzne

Sławomir Bednarski Adres redakcji

ul. Sienna 68/70, 00-825 Warszawa tel. 022/6248575 w.25, faks 6204073

e-mail: agape@hsn.com.pl Konto

Kościół Zielonoświątkowy, Miesięcznik »Chrześcijanin«

PKO BP V O/Warszawa, Nr: 1557-350802-136 Prenumerata w 1977 roku: krajowa - po­

jedyncza roczna - 21 zł; półroczna - 10,50 zł; zbiorowa (od 5 egz.) roczna - 19,20 zł; półroczna - 9,60 zł. Zagrani­

czna roczna: Czechy, Litwa, - 12 USD;

Europa Zach. - 18 USD; Ameryka Płn. - 24 USD; Australia i Ameryka Płd. - 30 USD. Do krajów zamorskich wyłącznie poczta lotnicza.

Zbory Kościoła Zielonoświątkowego wyznają następujące zasady wiary.

• nieomylność całości Pisma Świętego - Biblii jako Słowa Bożego natchnio­

nego przez Ducha Świętego - które stanowi jedyną normę wiary,

• Trójjedyność Boga - Ojca, Syna i Ducha Świętego,

• Synostwo Boże Jezusa Chrystusa, poczętego z Ducha Świętego, na­

rodzonego z Marii Dziewicy; Jego śmierć na krzyżu za grzech świata i Jego zmartwychwstanie w ciele, Jego wniebowstąpienie i powtórne przyjście,

• pojednanie z Bogiem przez opa­

miętanie i wiarę w ewangelię,

• chrzest w Duchu Świętym, przeży­

wa nie Jego pełni i dary łaski,

• uzdrowienie chorych przez wiarę w zbawcze dzieło Jezusa Chrystusa,

• zmartwychwstanie i życie wieczne.

2

(3)

o d r e d a k c j i

C h c i e j s t w o

D

o pewnego pastora zielonoświąt­

kowego przyszła raz po poradę studentka związana z Ruchem Odnowy w Duchu Świętym przy katolickim dusz­

pasterstwie akademickim. Na wstępie zaznaczyła, że przychodzi tutaj dlatego, ponieważ słyszała, iż pastor ten jest naj­

lepszym w mieście „specjalistą od Du­

cha Świętego” , następnie wyłuszczyła swój problem.

Otóż dwa lata wcześniej zakochała się w studencie, Egipcjaninie, który jest mahometaninem. Jako osoba nawrócona do Jezusa, używająca charyzmatów Du­

cha Świętego, znająca ewangeliczne za­

sady zwycięskiego chodzenia w Duchu, była przekonana, że w wyniku jej świa­

dectwa Ali się nawróci i stanie się, jak ona, charyzmatycznym chrześcijaninem.

Swoje przekonanie oparła na obietnicy Jezusa: „(...) poproście, o cokolwiek chce­

cie, a to wam się spełni" (J 15,7 BT).

Prawdziwości tych słów doświadczyła już nieraz, np. podczas zdawania egzami­

nów. Inni oblewali, ale ona szła z moc­

nym wyznaniem ust: „ Wszystko mogę w Chrystusie", i ... działało, nawet w sytua­

cji, gdy nie za bardzo była przygotowa­

na. Nauczyła się takiego „zwycięskiego chodzenia wiarą” m.in, z książeczki Joh­

na Osteena, „Burzenie warowni". Ale w przypadku jej ukochanego jakoś ta me­

toda nie zadziałała. Za dwa tygodnie kończy on swe studia, opuszcza Polskę i nadal jest mahometaninem. Co praw­

da, proponuje jej małżeństwo, ale pod warunkiem, że i ona stanie się mahome­

tan ką i wyjedzie z nim do Egiptu. - Co mam teraz robić? - zapytała pastora.

P

o poradę trzeba było przyjść dwa lata temu - usłyszała w odpowie­

dzi. Wtedy by się dowiedziała, że na podstawie wspaniałej obietnicy Jezusa:

„...poproście, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni", powinna była najpierw Boga zapytać: „Panie, czego powinnam pragnąć? Czy chcesz, aby Ali był moim mężem?” Mamy bowiem do czynienia z Bogiem suwerennym, który ma co do naszego życia własne plany. Dlatego zawsze należy uzgodnić z Nim swoje zamiary. To On stawia warunki, to On o­

kreśla kto i kiedy ma być np. uzdrowio­

ny. - A ty przecież nie wiesz, czy Ali ma być twoim mężem - podsumował pastor. - Zakochałaś się w nim i uzna­

łaś to za znak, że daje ci go Bóg.

Wzięłaś sobie wygodną w tej sytuacji o- bietnicę z Ewangelii, zastosowałaś me­

todę „wyznaj i weź” i sądziłaś, że Bóg będzie zmuszony to zaakpceptować, bo przecież się nie zmienia i jest wierny swemu Słowu.

Następnie zapytał ją, czy zna termin

„ch cie jstw o ” w prowadzony do języka polskiego przez M elchiora Wańkowi­

cza. (Wyrazem tym pisarz oddał an­

gielskie wyrażenie wishful thinking - myślenie życzeniowe, pobożne życze­

nia.) Wyjaśnił, że w jej przypadku zai­

stniało właśnie to - chciejstwo. Zamiast wpierw poznać Bożą wolę, chciała do­

stosow ać Słowo Boże do w łasnych pragnień, nie licząc się z Bożymi pla­

nami co do swego życia. Wtedy stu­

dentka przyznała, że to samo usłyszała już od swego duszpasterza akademic­

kiego. - W takim razie w naszym mie­

ście jest co najmniej dwóch „specjali­

stów od Ducha Świętego” - skwitował z uśmiechem to wyznanie pastor.

S

ądzę, że podobne przeżycia są dzisiaj udziałem wielu młodych, gorliw ych chrześcijan. D ośw iadczają prawdziwości Bożego Słowa w sprawie nawrócenia, przebaczenia grzechów, chrztu w Duchu Świętym. Konkretna Bo­

ża obietnica, wyznanie ust, modlitwa i ... radość zbawienia, uwolnienie od cię­

żaru grzechów, pełność Ducha Święte­

go. Zasadę tę przenosi się następnie niemal mechanicznie na inne codzienne, życiowe sprawy: zdrowie, wybór współ- mażonka, kierunku studiów czy rodzaju pracy, uwolnienie od nałogu. Zapomina­

my, że każda Boża obietnica jest uwa­

runkowana. W przypadku omawianej tu­

taj - warunek zawarty jest w słowach:

„Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, (...)". Przebywanie w Chry­

stusie, pełność Jego Słowa stanowią podstawę egzystencji chrześcijanina.

Wtedy On jest Panem, On o nas decy­

duje, kieruje nami i rozporządza. Gdy

się nawracamy - następuje nasza abdy­

kacja. Jemu zostawiamy pierwsze miej­

sce w naszym sercu. Jednak układ ten nie niszczy naszej osobowości ani nie tłamsi naszych pragnień. Jest to „niewo­

la” miłości. Poddanie okazywane Stwór­

cy przez jego stworzenie, Odkupicielowi przez odkupionego. Im większe pod­

danie, tym mniejsza możliwość wzięcia swych własnych pragnień za objawioną wolę Bożą.

P

ewien młody kaznodzieja, organiza­

tor przedsięwzięć misyjnych, bar­

dzo potrzebował samochodu, najlepiej to­

warowo-osobowego. Duchowa literatura jaką czytał (poza Pismem Świętym), za­

chęcała go do wyobrażania sobie tego niezbędnego auta, utrwalania jego wize­

runku w umyśle, uchwycenia się jakiejś biblijnej obietnicy o Bożym zaopatrzeniu i odważnego wyznawania, że już ma to

„obiecane" auto. Jednak coś nie dawało mu spokoju. W końcu uświadomił sobie, że w ten sposób uzurpowałby sobie nie­

jako prawa Stworzyciela. On sam miał być decydentem, a Bóg - wykonawcą.

Przez dłuższy czas modlił się, pościł, rozmyślał nad Bożym Słowem. Minęło trochę czasu. Pewnego razu zobaczył samochód towarowo-osobowy, jakich wie­

le jeździło po ulicach, była to bowiem najpopularniejsza marka auta tego rodza­

ju. Jednocześnie usłyszał wyraźny głos:

„Zapragnij takiego auta". W tej samej też chwili wstąpiła w niego nadprzyrodzona pewność, że takie właśnie auto będzie darowane do wykonywania Bożej służby.

Z ufnością dziękował za nie Bogu przez kilka miesięcy, aż obietnica stała się fak­

tem.

W

tych dniach cały świat chrześci­

jański znów będzie czytał o izrael­

skiej dziewczynie, do której przyszedł a- nioł - Boży posłaniec, by jej oznajmić, jaka jest wola Boża wobec jej osoby.

Dziewczyna ta, mimo lęku, zadawała rzeczowe pytania i dzięki temu poznała wiele szczegółów, które wzmocniły jej wiarę. W końcu powiedziała: „ Oto ja słu­

żebnica Pańska, niech mi się stanie we­

dług słowa twego" (Łk 1,38). Czyżby wiedziała to, co później zapisał apostoł:

„A lbow iem Bóg to w edług upodobania sprawia w was i chcenie i wykonanie"

(Flp2,13)?

Kazimierz Sosulski

Nr 11-12/96 (538-539)

3

(4)

y p rog u b e tle je m s k ie j

M

isja aniołów Bożych jest ściśle p o w ią z a n a z p rz y jś c ie m na świat Zbawiciela. Aniołowie bowiem - to duchy służebne, posyłane do peł­

nienia służby za w zg lę d u na tych, którzy mają być zbawieni (H br 1,14).

Najpierw, g d y chodzi o tę aniel­

ską m isję, sp o tyka m y Z a ch a ria sza, człowieka spraw iedliw ego i postępu­

ją c e g o n ie n a g a n n ie w e d łu g w s z y ­ stkich przykazań Pańskich, w iernego swojemu pow ołaniu, gorliw ie pełnią­

ce g o sw oją służbę k a p ła ńską ; Z a ­ chariasza, który - jak niegdyś Noe - udowodnił, że nawet w czasach du­

chowo trudnych, kiedy m iędzy innymi zamilkły głosy proroków, można być człow iekiem sp ra w ie d liw ym i niena­

gannym. Inni kapłani mogli traktow ać swoje obow iązki jako zwykły rytuał, dla Z achariasza była to boska rze­

cz y w is to ś ć . O c z e k iw a ł rów nież, że Bóg spełni swoje obietnice i nawie­

dzi swój lud.

Do niego to właśnie - w świątyni, podczas składania ofiary z kadzidła - posłał Bóg swojego anioła, by mu oznajmić, iż mimo jego i jego żony podeszły wiek, staną się rodzicam i syna, który - w ypełniając proroctw a M a la ch ia sza - b ę d zie p rz e d b ie ż c ą Chrystusa. Anioł przyniósł obietnicę, że ich syn „w ielu spo śró d synów iz­

raelskich naw róci do P ana, B oga ich.

On to p ó jd z ie p rz e d nim w d u c h u i m ocy Eliaszow ej" (Łk 1,16-17).

Po sp o tka n iu z aniołem , Z a c h a ­ riasz stał się niemy, aż do narodze­

nia się Jana C hrzciciela, a Elżbieta, żona jego, brzemienna.

Po sześciu m iesiącach od ukaza­

nia się Zachariaszowi w świątyni, ten sam anioł Pański, G abriel, ukazuje się - daleko od świątyni w Jerozoli­

mie i Hebronu, m iejsca zam ieszkiwa­

nia kapłana - młodej dziewczynie w Nazarecie, Marii. Zwraca się do niej

I

w B o g u , 2

s ło w a m i a n ie ls k ie g o p o z d ro w ie n ia :

„B ą d ź pozdrow iona, łaską obdarzona, Pan z tobą, błogosław ionaś ty m iędzy n iew iastam i" (Łk 1,28). Po tym po­

z d ro w ie n iu , M aria u s ły s z a ła w ie ś ć niezwykłą: „I oto poczniesz w łonie, i u ro d z isz syna, i n a d a sz m u im ię Je-

Nr 11-12/96 (538-539)

W i e l b i d u s z a m o j a P a n a , r o z r a d o w a ł si ę d u c h m ó j

> a w i c i e l u m o i m (Łk 1 , 4 6 )

przyjdzie na świat. Bo taka jest zasa­

da: koronę w ielkości zwykle poprze­

dza krzyż cierpień i doświadczeń.

U Łukasza czytamy, że kiedy anioł Gabriel oznajmił Marii, że jej krewna, E lż b ie ta , je s t ju ż s z e ś ć m ie s ię c y brzemienna, i gdy dodał - nawiązu-

zus. Ten będzie wielki i będzie nazw a­

n y Synem N ajw yższego" (Łk 1,31-32).

C hoć rozum ieć z tego m ogła niewie­

le, to je d n akże Bóg, przem aw iając wewnętrznym głosem Ducha Święte­

go do d u c h a czło w ie ka , pow o du je wielki przypływ wiary, która sięga po­

za to, co ro zu m e m m o ż n a p o ją ć . Dlatego Maria rozumie, że dzięki Bo­

żemu wybraniu nadzieje mesjańskie spełnią się w wyniku również jej po­

słuszeństw a, pokory i p o d d a n ia się Bożym planom.

A

stawka była wysoka. Wielki za­

szczyt, ale i wielka hańba w o- czach ludzi; szansa u błogosław ienia świata przyjściem Zbawiciela, ale ró­

wnież ryzyko śm ierci przez ukam ie­

nowanie, nawet zanim dziecię Jezus

Wit Stwosz: Pokłon pasterzy jąc chyba do wieku Elżbiety - „b o u

Boga żadna rzecz nie je s t niem ożliw a"

(Łk 1,37), Maria była gotowa: „O to służebnica Pańska, niech m i się stanie w edług Słowa tw e g o " (Łk 1,38). Oto d z ię ki s z c z e g ó ln ie js z e j in te rw e n c ji Boga dw ie kobiety są brzem ienne:

je d n a - w w ieku, w którym już się nie rodzi brzem ienna jest w przed- bieżcę Chrystusa i młoda, niezamęż­

na d zie w czyn a brzem ienna w Syna Bożego.

Nowina, oczywiście, była zbyt wiel­

ka, by trzymać ją w tajemnicy. A po ­ nadto Maria była młodą dziewczyną, brzem ienną po raz pierwszy. Miała więc wiele pytań. Ale komu miała się zwierzyć? Czyż w Nazarecie mógłby ją ktoś zrozumieć? Nie zaryzykowała

4

(5)

za d a n ia tych pytań kom ukolw iek w Nazarecie. Elżbieta, jej krewna - jak przypom niał anioł - na pewno zrozu­

mie. Taką miała uzasadnioną ufność.

Ale pojawienie się w H ebronie było również ryzykowne. Przecież Z acha­

riasz, mąż Elżbiety, był kapłanem i gdyby nie interwencja Boga w życie ich trojga - przed ukazaniem się a- nioła Józefowi - byłby tym, który miał być o d p o w ie d zia ln y za jej p rze słu ­ chanie i skazanie na śmierć przez u- kamieniowanie.

M

aria udała się do Hebronu. Znalaz­

ła właściwy adres i „ weszła do do­

mu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę. A g dy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Marii, poruszyło się jej dzieciątko w jej łonie, i El- żb/efanape/n/onazosfa/g Duchem Św/ę- tym"(Lk 1,4041). Tak potężna była obec­

ność Słowa Wcielonego w Marii, że zaró­

wno Elżbieta, jak i dziecię w jej łonie za­

reagowali radością. Elżbieta została napeł­

niona Duchem Świętym i chyba w tym samym momencie również przyszły Jan Chrzciciel, gdyż powiedział o nim anioł do Zachariasza, iż będzie napełniony Du­

chem Świętym już w łonie matki.

P o w o d o w a n a ś w ie ż ą in s p ira c ją w ypływ ającą z nap e łn ie n ia D uchem Świętym, Elżbieta w ypow iada (donoś­

nym głosem !) słowa pięknego błogo­

sławieństwa pod adresem Marii: „B ło- g os/aw /onaś ty m /ę d z y n /ew /aalam / / b ło g o s ła w io n y o w o c żyw o ta tw ego. / błogosławiona, która uwłerzy/a, że na­

stąpi w yp e łn ie n ie stów, które Pan do niej w ypowiedział" (Łk 1,42.45).

Oto starsza kobieta, której życie było naznaczone skru p u la tn ym w y­

pełnianiem Zakonu w ygłasza b ło g o ­

sławieństwo nad m łodą dziewczyną, k tó ra u ro d z i p o ś re d n ik a N o w e g o Przymierza. Żadnej zazdrości! W prost przeciwnie, Elżbieta raduje się w Du­

c h u Ś w ię ty m i b ło g o s ła w i s w o ją młodszą krewną.

A w ięc bez żadnych słów ze stro­

ny Marii tajem nica została objawiona.

Zna ją Elżbieta. Zwykła rozmowa je d ­ nak nie nastąpiła, przynajm niej nie od razu. Takie nam aszczone przez Ducha Świętego potwierdzenie przez E lżb ie tę p o s e ls tw a a n ie ls k ie g o na ­ tchnęło Marię do w yśpiew ania hym­

nu, który sw obodnie może rywalizo­

wać z pieśniami Psałterza. Słowa El­

żbiety i hymn Marii to jak gdyby dia­

log dw óch osób n a p e łn io n ych D u­

chem Świętym.

Magnificat Marii (bo tak ten hymn nazywa się w liturgii) budził zachwyt wielu pokoleń czcicieli Boga, a jego piękno tak samo przem awia dzisiaj, jak i przed wiekami. A przecież zo­

s ta ł u ło ż o n y p rze z b ie d n ą , p ro s tą dziewczynę nie mającą żadnych przy­

gotowań, by być autorką tak dosko­

nałego i tak pięknego hymnu. Jak za­

tem to się stało? Sama z siebie na pew no nie była w stanie w yp o w ie ­ dzieć tak podniosłych słów. Sprawił to D uch Święty, z którego natchnienia przemawiała. To Duch Święty natchnął ją do d a n ia ś w ia d e c tw a P raw dzie, która teraz znajdowała się w jej łonie.

T

o Boże d o tkn ię cie dało piękno Magnificatu. Przemawiała pod na­

tchnieniem Ducha Świętego. Albo ina­

czej: Chrystus w niej ośw iecił jej u- mysł, rozgrzał serce i potężnie po ­ d zia ła ł na jej w olę. A d la c ze g o żb y

nie? Czy nie powinna matka Zbawi­

ciela jako pierwsza skosztować błogo­

sławieństw a W cielenia? Spoglądając w siebie wołała: „W ie lb i dusza moja Pana, i rozradował się duch mój w Bo- g u, Zbawicielu m oim " (Łk 1,46-47).

P

ieśń Marii - to pieśń czystej wia­

ry. Wiara jest bowiem podstawą radości. Wiara ogląda rzeczywistość, wielkość i pewność zbawienia i bło­

gosławieństw, które nam Bóg przyo­

biecał. Maria rozważąjąc obietnice Bo­

że, wywyższała Boga. Wysławiała Je­

go świętość, łaskę, potęgę, sprawiedli­

wość i dobroć.

M a g n ifica t jest pierw szym kanty­

kiem lub pieśnią chwały, jaką znajdu­

jem y w Nowym Testam encie, i jest to pieśń wielkiej radości. Swoją rado­

ścią Maria przypom ina Dawida, który radował się tańcząc przed arką przy- mierza. M agnificat Marii jest w spania­

ły. Jest pełen wiary, pokory i radości.

W espół przeto z m atką naszego Pana, jej natchnionym i słowami i w te g o ro c zn ą noc b e tle jem ską u w ie l­

biajmy Boga:

Wielbi dusza m oja Pana,

I ro z ra d o w a ł się d u c h m ó j w Bogu, Z baw icielu moim,

M iło sie rd zie je g o n a d tymi, któ rzy się g o boją.

E dw ard Czajko,

Z życzeniem, by nas prow adził „Cudowny Doradca, Bóg Mocny, Ojciec Odwieczny, Książę Pokoju",

pozdraw iam y wszystkich Czytelników z okazji pamiątki Narodzenia Pańskiego i N ow ego Roku

Rada P ro g ra m o w a i Redakcja

Nr 11-12/96 (538-539) m . . . . / I ł ! 9-.

(6)

Nadejście Króla

Słowo „paruzja” przyjęło się w języku polskim dla określe­

nia terminu oznaczającego po­

w tórne p rzyjście naszego Pa­

na, Jezusa Chrystusa. Bardzo pouczające będzie zapoznanie się ze znaczeniem tego słowa w klasycznym języku greckim używanym w czasach pow sta­

wania Nowego Testamentu.

Czyjaś lub czegoś obecność

W k la s y c z n e j g re c e s ło w o parousia oznacza po prostu „o- b e cn o ść” lub „n a d e jście ” oso­

by lub rzeczy. Może ono być użyte w ta k ic h z d a n ia c h jak:

„o b e c n o ś ć p rzy ja c ió ł" lub „o- becność nieszczęścia” . Bardzo c z ę s to a p o s to ł P aw eł używ a słowa „paruzja” w tym właśnie sensie. Cieszy się w ięc z przy­

b y c ia (p a ru z ji) S tefana (1 Kor 16,17). Jest pocieszony przez n a d e jś c ie (p a r u z ję ) T y tu s a (2Kor 7,6). Napom ina Filipian, a b y byli p o s łu s zn i pod je g o nieobecność tak samo, jak byli podczas jego obecności (paru­

zji) w Filipi (Flp 2,12). Koryntia­

nie zarzucali mu, że jakkolwiek jego listy sprawiają mocne wra­

żenie, to jednak jego cielesna o becność (paruzja), ze w zglę­

du na w ygląd zewnętrzny jest o wiele słabsza (2Kor 10,10).

W izyta dostojnika - potrzeba

przygotowania się

W te k s ta ch z a p is a n y c h na papirusach i w daw nym poto­

cznym języku greckim , „p a ru ­ zja ” jest również słowem okreś­

lającym przybycie cesarza, kró­

la, gubernatora lub sławnej o- soby do miasta lub do prowin­

cji. Na taką wizytę trzeba się było przygotować. Nieraz w pro­

w adzane były w związku z tym spe cja ln e podatki, np. po to, aby obdarow ać króla złotą ko­

roną. Z a te m p rz y b y c ie kró la w ią z a ło s ię ze s p e c ja ln y m i

p r z y g o to w a n ia m i ze s tro n y p o d d a n ych . Inną pow szechną praktyką było też wybijanie no­

w ych monet dla upamiętnienia w izyt króla. Podróże Hadriana można np. prześledzić dzięki i- s tn ie ją c y m m onetom - bitym d la u p a m ię tn ie n ia tych w izyt.

Podobnie przybycie Nerona do Koryntu zostało uświetnione wy­

biciem monety na pamiątkę je­

go a d w e ntu . Słowo a d ve n tu s jest łacińskim odpow ie d n ikie m greckiego parousia.

N o w y początek

D o s y ć ro z p o w s z e c h n io n ą p ra k ty k ą b yło d a to w a n ie p o ­ czątku nowej ery od momentu p rz y b y c ia c e s a rz a . Na p rz y ­ kład, na w yspie Kos rozpoczę­

to liczenie nowego okresu cza­

su od przybycia (paruzji) Gaju- sza Cezara w 4 roku po Chr., podobnie postąpiono w Grecji, licząc czas od „paruzji” cesa­

rza Hadriana w roku 124. Przy­

bycie oznaczało w ięc również początek nowego okresu cza­

su.

Zwycięska siła

Słowo „paruzja” było czasami używane dla określenia najazdu dokonanego przez wodza na ja­

kąś prowincję. Tak określono np.

najazd dokonany przez Mitryda- tesa na Azję. W tym rozmieniu p a ru z ja o z n a c z a w e jś c ie na scenę nowej zwycięskiej siły.

U zdrow ienie lub napraw a

Słowa „paruzja” używano ró­

wnież na określenie naw iedze­

n ia p rz e z b o g a c ie rp ią c e g o człowieka. Tym słowem określo­

no na p rz y k ła d n a w ie d z e n ie przez boga chorego, który zo­

stał uzdrowiony w świątyni As­

klepiosa, boga zdrowia. Ponad­

to „paruzja” króla, gubernatora lub cesarza była często okazją p rz e d s ta w ie n ia mu p ro ś b y w celu napraw ienia krzywd. Dla­

te g o „p a ru z ja ” o z n a c z a w ię c

również wizyty, którym towarzy­

szyło uzdrowienie lub naprawa.

„Paruzja"

w Now ym Testamencie Słowo to odnosi się przede wszystkim do powtórnego przyj­

ś cia C h rystu sa Pana. (Mt 24,327.37.39; 1Tes 2,19; 3,13; 4,15;

523; Złes 218.9 Jk 5,7-8; 2Pt 1,16;

3,4.12 U 228).

„Paruzja” jest podstaw ą żą­

d ania Pisma Świętego skiero­

wanego do wierzącego, by za­

chow ał swoje życie bez naga­

ny na przyjście Króla. Należy być na to przyjście przygoto­

w a n ym (1Tes 3,1 3 ; 5 ,23; 1J 2,28).

„P a ru z ja ” u za sa d n ia ko n ie ­ c zn o ść trw ania w cierpliw ości (Jk 5,7-8). Nadchodzi dzień, w którym przybycie Króla naprawi wszelkie zło.

„Paruzja” naszego Pana, Je­

zusa C hrystusa jest tym, czego powinniśm y pragnąć, o co po­

w in n iś m y s ię m o d lić (2 Pt 3 ,4 .1 2 ). P ew ien s ta je n n y np.

w yzn a ł k ie d y ś , że n ig d y nie nudzi się mimo swojej nieatrak­

cyjnej pracy, ponieważ ten, kto ma nadzieję w sercu, nie mo­

że się nigdy nudzić. Kto ocze­

kuje C hrystusa, żyje nadzieją spotkania się z Nim.

Słowo „paruzja” zostało do­

k ła d n ie w y ra ż o n e w te k ś c ie :

„O to król tw ój p rz yjd z ie do c ie ­ b ie " (Za 9,9; Mt 21,5). Chrze­

ścijanin to człowiek oczekujący na p o w tó rn e p rz y jś c ie Króla królów i Pana panów - Jezusa C hrystusa. Trw ając w c zu jn o ­ ści, służbie, nadziei i modlitwie - w Duchu Świętym - prośmy ra z e m z c a ły m K o ś c io łe m :

„ P r z y jd ź P a n ie J e z u " (O b j 22,20). A Duch Pana przeka­

z u je nam J e g o s ło w a : „ O to p rzychodzę wkrótce".

opr. redakcyjne na podstawie:

William Barclay New Testament Words

Nr 11-12/96 (538-539)

(7)

M

am 57 lat. Od jedenastu lat jestem narodzoną na nowo osobą. Moje życie to prawie baśń o K opciu­

szku. B yłam n ie c h c ia n y m , n ie k o c h a n y m , o d trą c o n y m dzieckiem. Byłam w rodzinie najgorsza, jak Kopciuszek. I to nie dlatego, że zasłużyłam sobie na taką opinię, tylko dlatego, że miałam nieszczęście urodzić się jako czwarta córka, gdy tym czasem matka bardzo pragnęła urodzić sy­

na. W naszej rodzinie, choć była bardzo religijna, nie by­

ło zbyt wiele miłości. Od sam ego rana każdego dnia była nienawiść, krzyki, wyzwiska i szyderstwa. I to w szystko w ypływ ało z ust tej, która była stw orzona po to, aby swoim dzieciom dać miłość. N igdy żadnego z dzieci mat­

ka nie pocałowała, nie przytuliła, nie pow iedziała dobrego słowa. Ale najbardziej znienaw idzona spośród ośm iorga dzieci byłam ja. Często słyszałam: „Po co ty się urodzi­

łaś, ja cię nie chciałam , a ty się pchałaś na ten świat".

Najgorsze było to, że matka w ychowyw ała w nienawiści do mnie moje rodzeństwo. Z powodu tych wyzwisk, szy­

derstw i nienawiści tak bardzo cierpiałam , że jako d zie c­

ko często myślałam o sam obójstwie. W wieku 21 lat w y­

szłam za mąż. Mąż też mnie nie kochał. Pił, bił, ponie­

wierał. Po siedem nastu latach gehenny rozwiodłam się i zostałam sama z dw ojgiem dzieci.

N

oc 30 grudnia 1978 niczym się nie różniła od dni i nocy, które przeżyłam w ciągu swoich 39 lat życia.

Chyba tylko tym, że był bardzo duży mróz. A jednak ta noc zadecydowała o moim dalszym życiu tutaj na ziemi, a także i w wieczności. Spaliśmy, ja i mój 9—letni syn Tomek, kiedy o czw artej nad ranem o b u d ził nas dzw onek do drzwi. Był to mój 16—letni syn Marek, który przyjechał do domu ze Szczecina, gdzie uczył się w Liceum Morskim.

Porozmawialiśmy chwilę i położyliśmy się spać. Była dokła­

dnie godzina 4.30. Zaczęło mi się śnić, że zmarłam i je­

stem w niebie. Nie będę dokładnie opisywać tego, co tam widziałam i słyszałam - to byłby temat na osobne opowia­

danie. Opiszę tylko częściowo. Było tam wiele postaci, ale jedna postać wyróżniała się Majestatem. Ta postać-M aje- stat stała za mną po mojej prawej stronie i oprowadzała mnie po niebie. Jedna z postaci, które tam były, powie­

działa: „Wiem Basiu, że wiele wycierpiałaś, powiedz co za to chcesz mieć". „Ja nic za to nie chcę - odpowiedziałam.

- Chcę tylko, żeby mnie ktoś kochał". „Będziesz bardzo, bardzo kochana, ale przedtem jeszcze wiele wycierpisz i czeka cię jeszcze jedna rana. A potem wszystko będzie dobrze". Widziałam Ojca Niebieskiego, jak z daleka szedł na czele procesji dostojnych mężów. W szyscy padliśm y przed Ojcem na twarz, oprócz postaci, która stała za mną.

Tam w niebie wiedziałam, że moje ciało spoczywa na tap­

czanie na ziemi. Kiedy trzeba było opuścić niebo i wrócić na ziemię, bardzo płakałam, bo chciałam tam zostać. Oto­

czyło mnie wokoło mnóstwo postaci, które mówiły: „Musisz wrócić, bo zaraz obudzi się Tomek i dzieci będą bardzo płakać, że Ciebie nie ma". Pomyślałam sobie, że może się dowiem, kiedy wrócę do nieba. Zapytałam: „Kiedy tu wró­

cę?" „My tego nie wiemy - odpowiedzieli - to wie tylko Oj­

ciec Niebieski." Zostałam odprowadzona na Ziemię. Kiedy

się obudziłam, byłam mokra od łez. Ze zdumieniem spog­

lądałam na swoje mieszkanie, którego nie poznawałam. Do pasa byłam jakby sparaliżowana. Po chwili poczułam, jak w raca mi życie w nogach. Kiedy spojrzałam na budzik, była godzina 8.45. Zaraz też zbudził się Tomek. Byłam w niebie około 4 godzin.

P

o kilku dniach, kiedy się porządnie wypłakałam, za­

częłam rozmyślać o swoim całym życiu. Wiedziałam, że spotkało mnie coś niezwykłego. Byłam osobą niewierzą­

cą. Moje kontakty z Bogiem i Kościołem ograniczały się do kościelnych obrządków takich jak ślub, chrzest dzieci i pierwsza komunia. Zrozumiałam, że muszę zm ienić całe swoje życie. Muszę się nawrócić i zacząć chodzić do ko­

ścioła, żeby sobie zasłużyć na niebo. Pierwszym moim kro­

kiem było pójście do spowiedzi. Do spowiedzi zaprowadzi­

ła mnie siostra na plebanię. Płakałam i opowiedziałam swój sen. „Proszę pani - powiedział ksiądz - spotkała panią o- gromna łaska. To nie był zwykły sen, to było widzenie."

W tedy z płaczem opowiedziałam, że byłam w domu za­

wsze najgorsza, że tak traktowała mnie moja matka. „Pani najgorsza? Nie najgorsza tylko najlepsza - powiedział. - Ale proszę mi powiedzieć, kim była ta postać stojąca za panią, jak pani sądzi?” „Anioł to nie był - odpowiedziałam - bo skrzydeł nie miał, nie wiem kto to był, ale mogę po­

wiedzieć jaki był: to był taki ktoś, jak starszy brat, jak naj­

lepszy przyjaciel i taki, który nigdy nie zawiedzie. Kto to m ógł być proszę księdza?" - spytałam. Księdzu łzy stanęły w oczach, spojrzał na mnie z wyrzutem, ale nie odpowie­

dział. Od tego czasu zaczęłam pilnie uczęszczać do ko­

ścioła. Co niedziela przystępowałam do komunii, co pier­

wszy piątek do spowiedzi. Ale wciąż czułam jakiś niedosyt.

Czułam głód Boga. Powiedziałam o tym księdzu na spo­

wiedzi. „Czy ma Pani Pismo Święte?" - zapytał mnie. „Nie mam" - odpowiedziałam. „Proszę sobie kupić i czytać Pis­

mo Święte." Sytuacja taka trw ała przez 6 lat, kiedy to przez chodzenie do kościoła chciałam sobie zasłużyć na niebo. W tym czasie spotkało mnie przykre wydarzenie:

jedna z sióstr obmówiła mnie przed moimi koleżankami w pracy. Bardzo to przeżyłam. Siostra, która to zrobiła, była bardzo pobożna i religijna. Od czterdziestu lat codziennie przystępowała do komunii, dwa razy do roku jeździła na Jasną Górę. „Boże mój - myślałam. - Kiedy skończy się ta nienawiść do mnie, kiedy oni wreszcie się zmienią. Jeżeli Kościół przez czterdzieści lat nie potrafi wychować swoich najgorliwszych wyznawców, to musi to być zły Kościół."

Postanowiłam zmienić kościół.

W

ybór mój padł na Kościół Baptystów. Zaczęłam tam chodzić z moim 16-letnim wówczas synem Toma­

szem. W krótce na ew angelizacji wyszliśm y do przodu i przyjęliśmy Jezusa Chrystusa jako swego Pana i Zbawicie­

la. Przeżyłam chrzest Duchem Świętym. Przyjęłam chrzest►

Nr 11-12/96 (538-539)

tośtiijsi 7

(8)

wodny przez zanurzenie i zostałam cudownie dwa razy u- zdrow iona. Dzisiaj wiem, że postać, która oprow adzała mnie po niebie to Jezus. Zrozumiałam, że On mnie kocha, że należę do grona jego wybranych i umiłowanych. Czy to nie cudowne? Od tam tego snu, już jako osoba nowonaro­

dzona, byłam w niebie jeszcze dwa razy, choć było to już inne niebo. Jeszcze dwa razy widziałam Jezusa we śnie.

Ostatni raz widziałam Jezusa we śnie w nocy z 9 na 10 grudnia 1995 roku. Widziałam przyjście Jezusa i Królestwo Tysiącletnie. Teraz wiem, że nie muszę się starać o zba­

wienie, bo zbawienie jest za darmo, z łaski. Mówi o tym ap. Paweł: „Albowiem łaską jesteście zbaw ieni, przez wiarę i to nie z was, Boży to dar. Nie z uczynków, a b y się kto nie chlubił" (Et 2,8-9). Cóż mogę jeszcze powiedzieć o sobie?

Jedynie to, że jestem bardzo szczęśliwa i czuję się bardzo kochana. Tak zakończyła się moja własna, prywatna bajka o Kopciuszku. Kopciuszek spotkał swego królewicza - Pa­

na panów i Króla królów.

Barbara Makowska

M i n i a t u r y e g z e g e t y c z n e

Uzdrowiciel i lekarz

„Bom Ja, Pan, t w ó j

l e k a r z "

( 2 M o j 1 5 , 2 6 b )

Bóg troszczy się o nasze zdrowie.

Posłał do nas sw ojego C ierp ią ce g o Sługę, którego ranami jesteśm y ule­

czeni (Iz 53,5), i który to Sługa Pana, Jezus, chodził nauczając i głosząc e- w angelię o Królestwie i uzdraw iając w szelką ch o ro b ę i w sze lką niem oc wśród ludzi. Do niego przynoszono wszystkich, którzy się źle mieli i byli nawiedzeni różnymi chorobami i cier­

p ieniam i, o p ę ta n y ch , e p ile p ty k ó w i sparaliżowanych, a On ich uzdrawiał (por. Mt 4,23-24). Ten to Sługa Pana w ysyła ją c sw o ich ludzi p o w ie d z ia ł:

Głoście Królestwo Boże, chorych uzdra­

wiajcie, umarłych wskrzeszajcie, trędo­

watych oczyszczajcie, de m o n y w yga­

n ia jc ie (M t 1 0 ,7 -8 ). O b ie c a ł prze d swoim w niebow stąpieniem , że „takie znaki będą towarzyszyły tym, którzy u- wierzyli:... na chorych ręce kłaść będą, a c i wyzdrowieją" (Mk 16,17-18). Je­

go ludzie doświadczyli też, że kiedy Duch Boży został zesłany w zielono- świątecznej mocy i pełni, niektórzy z nich otrzymali dary uzdrawiania (1Kor 12,9). Słowem zaś apostolskim zalecił jako stałą p ra ktykę ch rz e ś c ija ń s k ą :

„Choruje kto m iędzy wami? Niech przy­

woła starszych zboru i niech się modlą nad nim, namaściwszy go oliwą w imie­

niu P ańskim . A m o d litw a p ły n ą c a z w ia ry u zd ro w i ch o re g o i Pan g o p o - dźw ignie"(Jk 5,14-15). Ruch zielono­

świątkowy na przestrzeni swoich dzie­

jów doświadczył, że za tymi zalece­

niami stoi łaska i moc W szechmogą­

cego; d o św ia d czył w zakresie szer­

szym niż kiedykolwiek doświadczano tego w dziejach chrześcijaństwa. Wo­

b e c te g o m o d litw a o u z d ro w ie n ie chorych, modlitwa z wkładaniem rąk, modlitwa z namaszczaniem olejem w imieniu Pańskim, modlitwa o chorych z ich u czestniczeniem w W ieczerzy Pańskiej, służba mężów i niewiast Ko­

ścioła z darami uzdrawiania powinny być stałą praktyką życia kościelnego.

I przeważnie jest. I chwała Bogu!

Bóg troszczy się o zdrowie czło­

wieka. Przyodział naszych prarodzi- ców po upa d ku , by w yp ę d zen i na wschód od Edenu nie pomarzli. Wy­

b ra ń co m w yp ro w a d zo n ym z Egiptu nad a ł p rze p isy hig ie n iczn e , których p rz e s trz e g a n ie z a p e w n ia ło zd ro w ie (n p . z w ie rz ę ta c z y s te i n ie c z y s te , przepisy dotyczące trądu, czystość o- bozu, obrzezanie: kobiety mające za m ężów m ężczyzn obrze za n ych rza­

dziej chorują na raka macicy). U czy­

nił tak, by na obliczu ziemi rosły zioła lecznicze. (Ez 47,12; Iz 38,21; Obj 22,2). Wskazał na znaczenie diety i dom ow ych tradycyjnych środków le­

czniczych: „Sam ej w ody ju ż nie pij, ale używ aj p o trosze wina ze w zględu na tw ój ż o łą d ek i częste twoje n ie d om a ­ ga n ia" (1Tm 5,23). Zaleca, by cza ­ sem chory po prostu swoje odleżał (np. grypę): „chorego Trofima zostaw i­

łem w M ile cie ”(2Tm 4,20).

Przekaz biblijny mówi, że te dwa środki Bożej troski o nasze zdrowie:

- Nr 11-12/96 (538-539) -

nadnaturalne i „naturalne” , nie wyklu­

czają się nawzajem. A właściwie mu­

szą iść w parze. To przecież Jezus, którego słowo i dotyk przynosiły zdro­

wie powiedział: „nie potrzebują zdrowi lekarza, le cz ci, co się źle m a ją ” (Mt 9,12). To Paweł apostoł, którego - by­

wały takie chwile - chustki i opaski u- zdrawiaty i egzorcyzmowały, towarzy­

sza swoich podróży misyjnych, Łuka­

sza lekarza, nazwał „lekarzem umiło­

wanym”, bo należy przypuszczać, że korzystał z jego lekarskiej wiedzy i u- miejętności. Gdy Pan dał obietnicę u- z d ro w ie n ia króla H iskiasza, polecił:

„P rz y n ie śc ie p ia c e k z fig. A g d y go przyniesiecie i położycie go na wrzód, zagoi się ” (2Krl 20,7). W naszej choro­

bie przychodzimy w modlitwie do Bo­

ga. Nasze życie jest w jego rękach.

K orzystajm y z jego środków ozdro­

wieńczych: nadnaturalnych i „natural­

n ych ” . Lekceważenie środków „natu­

ralnych” może czasem być bowiem kuszeniem Pana Boga. Ale z drugiej strony pamiętajmy, że w iedza i umie­

jętności lekarzy nie są niezawodne.

Nic przeto dziwnego, że apokryficzna księga Syracha (w Biblii Tysiąclecia) fragm ent w ychw alający lekarza koń­

czy następującymi słowami: „Grzeszą- c y przeciw Stwórcy swemu niech wpa- dnie w ręce lekarza!”(Syr 38,15).

W końcu, należy być gotowym do p o g o d z e n ia się z w yrokiem Bożym jak Paweł, który - gdy jego fizyczna dolegliw ość nie została usunięta - u- słyszał:. „D osyó masz, g d y m asz iaskp mo/ą, aibow iem pefnia me/ m o cy oka- zuje się w sła b o ści" (2Kor 12,9).

E dw ard Czajko

8

(9)

S y / w e f t / p o / s t / e g o

r u c h u z i e l o n o ś w i ą t k o w e g o

Za chlebem

dał gospodarstwo, a ludzie, którzy od­

kupili bydło, przychodzili później do niego z podziękowaniami za dobre i zdrowe zwięrzęta.

W 1924 roku przeniósł się wraz z rodziną do Krzemieńca na Wołyniu.

Tam Bóg zaczął obficie błogosławić jego rodzinie. Przede wszystkim na­

wróciła się jego żona i w 1925 roku przyjęła chrzest wodny na odpuszcze­

nie grzechów oraz przeżyła chrzest Duchem Świętym. Została także uzdro­

wiona z ciężkiej choroby.

Kresy

- wspólnota zielonoświątkowa Błogosławiona była także jego praca misyjna. W pierwszej kolej­

ności Józef Czerski nawiązał kon­

takt z braćmi, z którymi powrócił do kraju z Ameryki. Zaowocowało to pierwszym zjazdem ludzi wie­

rzących, który odbył się w Krze­

m ie ń c u w roku 1928. Na tym zjeździe br. Józef Czerski został w yb ra n y na pre ze sa w sp ó ln o ty zielonoświątkowej. Miał dużo pra­

cy, bowiem musiał troszczyć się o liczną rodzinę, a także usługiwać w zborach. Ale nie było to prze­

szkodą w głoszeniu ewangelii, po­

nieważ ludzie naw racali się do B o g a i w ró ż n y c h m ie js c o w o ­ ściach powstawały zbory. Mimo li­

cznych prześladowań, jakich do­

znawał lud Boży, Józef Czerski z odw agą, a nieraz z narażeniem życia głosił Słowo Boże. Usługi­

wał na Wołyniu, w Galicji, na Po­

lesiu, w Białostockiem, na Pomorzu i w centralnej Polsce. W roku 1934 zo­

stał aresztowany w Sanoku i osadzo­

ny na trzy miesiące w areszcie. Ale był to dla niego błogosławiony czas społeczności z Bogiem, bowiem do­

świadczał tam Bożej opieki.

Chrzty wodne odbywały się w róż­

nych miejscowościach, m.in. w Tarno­

polu, U łanów ce i Podwołoczyskach.

Takie uroczystości odbyw ały się za zgodą starostwa, lecz ich uczestnicy nie mieli zagw arantow anego bezpie­

czeństwa. Często okoliczna ludność li­

cznie przychodziła na takie uroczysto­

ści, ale byli również i tacy, którzy za­

kłócali je np. poprzez obrzucanie k a - ^ Józef Czerski urodził się 5 września

1888 r. we wsi Łoje k/Kozienic w woj.

radomskim. W ychowywał się w rodzi­

nie chłopskiej wraz z sześcioma brać­

mi przyrodnimi i trójką rodzeństwa. W wieku chłopięcym stracił matkę.

W 1912 roku, mając 24 lata, wstą­

pił w związek małżeński z Józefą Ku­

charską, córką uczestnika Powsta­

nia Styczniowego. Przeżyli w spól­

nie 58 lat i w yc h o w a li ośm ioro dzieci, tj. trzech synów i pięć có­

rek. Wszyscy otrzymali chrześcijań­

skie wychowanie i wykształcenie.

i powrót z „chlebem życia”

Przed wybuchem I wojny świa­

towej w 1914 roku, Józef Czerski wyjechał do Ameryki w poszukiwa­

niu pracy. Tam, pracując w fabry­

ce, spotkał ludzi wierzących, któ­

rzy głosili ewangelię. Z radością przyjął Dobrą Nowinę i uwierzył w Jezusa Chrystusa jako swego Zba­

wiciela. W 1918 roku, w Filadelfii, przyjął chrzest wodny, a w trzy la­

ta później został ochrzczony Du­

chem Świętym.

Niedługo potem, przez tam tej­

szych braci starszych został w y­

zn a czo n y do p ra c y m isyjn e j w Polsce. Z ich modlitwą i błogosła­

wieństwem powrócił do kraju w 1921 roku. W tym okresie powrócili również bracia z Kresów: Porfiry llczuk, Trofim N ahorny i Jo syp A n to n iu k. Brat J.

Czerski przywiózł ze sobą bardzo du­

żo literatury chrześcijańskiej i Biblii o- raz wiele prezentów od rodaków w A- meryce dla ich rodzin w kraju.

Wraz z żoną jeździł po Polsce od­

wiedzając rodziny rodaków i przekazu­

jąc im prezenty od najbliższych. Dzięki temu miał okazję głosić tym rodzinom Słowo Boże, a także rozdawać przy­

wiezioną chrześcijańską literaturę. Był to pierwszy krok w pracy dla Pana.

W roku 1922 w Kozienicach, wraz ze swoim szwagrem, wynajął dwa sa­

dy, na terenie których głosił Słowo Bo­

że. Ludzie chętnie słuchali opowieści o Jezusie oraz objaśnień czytanego Słowa z Biblii. Niektórzy z nich chęt­

nie uczyli się śpiewać chrześcijańskie pieśni. Takie zgrom adzenia odbywały się w każdą niedzielę i ludzie byli za­

dowoleni. Ale gdy tylko dowiedział się

0 tym ksiądz z pobliskiej parafii, za­

czął grom ić ludzi i zabraniał im od­

wiedzać „tego heretyka” .

„Ja i dom mój”

Jesienią 1922 roku br. J. Czerski kupił gospodarstwow okolicach Kowla 1 zaczął pracę na roli, ale niestety nie odnosił sukcesów. Szczególne kłopoty m iał z bydłem , które z nieznanych powodów chorowało i padało. Gorliwie modlił się o błogosławieństwo i o roz­

wiązanie tego problemu. Wówczas o- trzymał od Boga taką oto odpowiedź:

JA NIE WYSŁAŁEM CIĘ DO PRACY NA GOSPODARSTWIE, ALE NA PRA­

CĘ PAŃSKĄ. Niezwłocznie więc sprze- Nr 11-12/96 (538-539)

{k m p i 9

(10)

mieniami czy wszczynanie bójek. Na Wołyniu, w Predmirce k/Krzemieńca, w czasie jednej uroczystości ochrzczo­

nych zostało 200 osób. W czasie tego chrztu usługiwało pięciu kaznodziejów, a jednym z nich był br. Czerski, j

„Ślepi” banderowcy

W czasie II wojny światowej Bóg zachował całą rodzinę Józefa Czer­

skiego nie tylko od Niemców, ale ró­

wnież od banderowców. Pewnego ra­

zu J. Czerski przebywał na nabożeń­

stwie w Wiśniowcu, gdzie także no- cował, bo nazajutrz w yjeżdżał do O- ryszkowca, na kolejne nabożeństwo.

W nocy banderowcy przyszli po Po­

laka, który m iał nocow ać u ukraiń­

skiego brata. Przeszukali cały dom, ale Bóg zasłonił ich oczy i nie zna­

leźli J. C z e rs k ie g o , k tó ry s p a ł na

ganku. Rano spotkał tych banderow ­ c ó w na d ro d z e , p o z d r o w ił ic h i szczęśliwie pojechał dalej. Budziło to wielkie zdumienie, iż mimo takich o- koliczności dojechał do celu swej po­

d ró ż y . J ó z e f C z e rs k i w y ja ś n ił to przede wszystkim realną obecnością Boga, który jest wierny swoim obietni­

com, a nie swoją odw agą. Było to dobre świadectwo dla innych wierzą­

cych. Banderowcy nachodzili również braterstwo Czerskich w ich domu, z powodu ich narodowości oraz celem zdobycia różnych informacji. Ale Bóg c z u w a ł i z a c h o w a ł ich ró w n ie ż w takich sytuacjach.

10

Po wyzwoleniu

Po przesiedleniu na Ziemie Zacho­

dnie w 1946 r. Józef Czerski założył z b ó r C h rz e ś c ija n W ia ry E w a n g e li­

cznej w Brzegu nad Odrą, który od roku 1947 prow adził br. Mieczysław Suski (senior). N atom iast założyciel zboru zajął się pracą Pańską w c a ­ łym kraju. Na zjeździe zielonośw iąt­

kowców, który od b ył się w roku 1947 w Legnicy, przyjęto oficjalną nazwę - K o ś c ió ł C h rz e ś c ija n W ia ry E w an g e liczn e j w P olsce i w ybrano prezb. Józefa C zerskiego prezesem Rady Kościoła. Funkcję tę pełnił do utw orzenia Z je d n o czo n e g o K ościoła E w a n g e liczn e g o . Stale p odróżow ał, odw iedzał zbory położone w najdal­

szych zakątkach kraju, ale nigdy nie n a rz e k a ł na z m ę c z e n ie , p o n ie w a ż Pan daw ał mu siłę. Nie zawsze po­

dróżował pociągiem czy autobusem , czasami korzystał z furmanki, roweru lub musiał iść pieszo. Najważniejsze, że docierał do m iejsca przeznacze­

nia, gdzie z m ocą głosił Słowo Boże, nauczał i napom inał dzieci Boże. E- w angelizował, udzielał chrztu w odne­

go, a także nauczał m łodszych bra­

c i, p r z y g o to w u ją c ic h d o s łu ż b y d u s zp a s te rsk ie j. U słu g u ją c, zaw sze p o d k re ś la ł w a g ę d z ia ła n ia D u c h a Świętego, mówił o m ocy krwi Jezusa C h ry s tu s a i b e z g ra n ic z n e j m iło ś c i Boga Ojca. W swoich kazaniach uni­

ka ł p ró ż n e j mowy, o p o w ia d a n ia o sw o ich s u k c e s a c h itp. S ku p ia ł się

Nr 11-12/96 (538-539)

w yłą czn ie na czytan iu konkretnego fragm entu Pisma Świętego i jego w y­

kładni.

W służbie duszpasterskiej dzielnie wspierała go żona, na którą głównie spadł obowiązek utrzymywania rodziny i wychowywania dzieci. Pomagały też starsze dzieci, a szczególnie najstar­

sza córka - Antonina. Dom Czerskich był zawsze gwarny i pełny gości.

ZKE i potem

Z powodu głoszenia Ewangelii, w roku 1950 przebywał pół roku w Are­

szcie Śledczym w Opolu. Nie narze­

kał, nie protestował, przeciwnie - za w szystko dziękow ał Bogu, błogosła­

wiąc oskarżycieli. W ciągu swojej 58 letniej służby dla swego Pana, Jezusa Chrystusa, za wiarę wielokrotnie osa­

dzany był w aresztach, bądź płacił wysokie grzywny. Nigdy nie starał się odpłacić złem za zło, ale modlił się o te osoby, aby Pan im przebaczył i dał upamiętanie.

Po utworzeniu Zjednoczonego Ko­

ścioła Ewangelicznego w Polsce, któ­

ry pow stał p o d na ciskie m ó w cze s­

nych władz państwowych (połączenie p ię c iu e w a n g e lik a ln y c h w y z n a ń ), prezb. Józef Czerski został wybrany na wiceprezesa Rady Kościoła (repre­

z e n to w a ł u g ru p o w a n ie C h rz e ś c ija n W ia ry E w a n g e lic z n e j). F u n k c ję tę pełnił do końca 1958 r.

P rz e z c a łą s w o ją s łu ż b ę b y ł p rz e d e w s z y s tk im z a in te re s o w a n y z w ia s to w a n ie m P ełn e j E w a n g e lii i troską o czystość nauczania w zb o ­ rach. W spraw ach wiary i funkcjono­

w ania Kościoła był bezkomprom isowy w obec władz. W związku z tym, po w ystą p ie niu ze Z je d n o c zo n e g o Ko­

ścioła Ewangelicznego w domu bra­

terstwa Czerskich odbyw ały się regu­

larne nabożeństwa połączone z Wie­

czerzą Pańską. Bez w zględu na oko­

lic z n o ś c i n a d a l w y k o n y w a ł s w o ją s łu ż b ę d la P a n a , b ło g o s ła w ią c swoich braci i siostry w Chrystusie, p rz e b a c z a ją c w s z e lkie urazy. M iał w spaniały dar zapom inania przykrych s p ra w i n ig d y ź le n ie m ó w ił o swoich w spółbraciach. Nie dbał o lu­

dzkie sympatie, ale bezgranicznie u- fał Bogu w ykonując jego służbę.

(11)

Ostatnie lata życia

Po śmierci żony w 1970 roku, za­

mieszkał w Opolu, u swej najstarszej córki - Antoniny, która była żoną kaz­

nodziei i pastora, Mikołaja Sosulskie- go. Codziennie wiele godzin spędzał na czytaniu Biblii, modlitwie o swoją bliską i dalszą rodzinę, o zbory Pań­

skie, a ta kż e o ro d z in n e stro n y - Radom i Kozienice. Korespondował z wieloma osobami w kraju i za grani­

cą, dzięki czemu znał potrzeby swoich

„duchowych dzieci” i wraz z nimi cie­

szył się z każdej duszy pozyskanej dla Chrystusa.

Kilka m iesięcy przed śmiercią, w marcu 1976 roku, z radością ucze­

s tn ic z y ł w o tw a rc iu k a p lic y „B e tle ­ jem” w Krakowie, gdzie spotkał oso­

by, które przed 30 laty nawróciły się na J e g o z w ia s to w a n ie , i któ re o- c h rzcił w rzece W iśle we wrześniu 1946 roku. W związku z tą uroczy­

stością, w m iesięczniku „C hrześcija­

nin” (9/76), organie prasowym ZKE, po raz pierwszy publicznie przyzna­

no, że prezb. Józef Czerski jest pio­

nierem ruchu zielonośw iątkow ego w

P olsce. In fo rm a c ja ta p o ja w iła s ię p o m im o tego, że jego nazwisko było u w ła d z k o ś c ie l­

n y c h „n a c e n z u ro w a ­ n y m ” . N ie s te ty , nie zdążył przeczytać tego a rty k u łu , p o n ie w a ż 8 w rześnia 1976 roku od­

szedł do Pana w w ie­

ku 88 lat.

J ó z e f C z e rs k i b y ł

c z ło w ie k ie m skro m n ym i b o g o b o j­

nym, a życie jego było przykładem, jak należy kochać Boga i bliźniego.

Był człow iekiem w iary i modlitwy, z pokorą i z bojaźnią Bożą sprawował sw oją służbę. Z ra d o ścią usługiw ał bliźnim , a Jego s łu żb a pod nam a­

szczeniem Ducha Świętego przynosi­

ła owoce, oparta była bowiem na za­

ufaniu i p o s łu s z e ń s tw ie B ogu. Z a ­ w sze za w szystko z w d z ię czn o ścią dziękował Bogu i do końca pozostał wierny Słowu Bożemu, tak jak uwie­

rz y ł w 1 9 1 8 ro k u . Do o s ta tn ic h swoich sił głosił Słowo Boże w opol­

skim zborze Kościoła C hrystusowego.

P odczas je g o 58—letniej służby dla swego Pana, Jezusa Chrystusa, na­

w róciły się rzesze ludzi, którzy dali p o d s ta w y w s p ó łc z e s n e m u ruchow i z ie lo n o ś w ią tk o w e m u w P o ls c e . K ilkanaście lat po śmierci prezb. Jó­

zefa C zerskiego, Bóg o d p o w ie d zia ł na Jego modlitwy - powstały zbory dzieci Bożych w Radomiu i Kozieni­

ca ch , w m ie jsco w o ścia ch , gdzie w 1922 roku rozpoczął służbę głoszenia E w a n g e lii s w o im ro d a k o m . N ie c h Bóg będzie uwielbiony za Jego nie- wysłowioną łaskę i miłość.

Krystyna Cieślar

O d naszych C z y te ln ik ó w o trz y m a liś m y d w a lis ty n a te m a t ła p ó ­ w e k . Poniższe re fle k s je p o w s ta ły p rz e d u k a z a n ie m się p o p rz e ­ d n ie g o n u m e ru , w k tó ry m za m ie ś c iliś m y d w a a r ty k u ły n a te n te m a t.

„Chrześcijaninie” nr 7-8/96 po­

jawiło się pytanie Ewy i Lucy­

ny na temat cyt. „ dawania łapówek przez ch rze ścija n w dzisie jsze j d o ­ bie...” . Muszę przyznać, że jest to bardzo in tryg u ją ce pytanie i to nie dlatego, że wymaga głębokiej egzege- zy biblijnej, ale dlatego, że się w ogó­

le pojawia. Jeszcze nigdy od czasu mojego narodzenia się na nowo nie spotkałem się z tym, aby ktoś o to pytał. Ciekawi mnie to, czy nie pytano dlatego, że nikt nie daje łapówek, czy

dlatego, że dawanie nie w chodzi w rachubę jako coś, co mogłoby się nie p o d o b a ć Panu Bogu?! Z astanów m y się więc, czym tak naprawdę jest ła­

pówka. Można by powiedzieć, że jest to dawanie podarków w różnej formie w celu osiągnięcia konkretnej korzyści.

Jeśli tak, to co w tym złego? Musimy jednak pamiętać, że dajemy ją nie ja­

ko wyraz naszej wdzięczności za coś, co i tak byłoby dobrze zrobione, lecz dopuszczamy się przekupstwa, by to właśnie nas lub naszą sprawę potrak­

towano inaczej niż innych, np. tych, którzy nie mogą dać łapówki, bo nie mają z czego. Dzisiejszy świat owła­

dnięty jest przez wiele plag, które od­

dzielają go od Boga, co jest przyczy­

ną nieszczęścia. Jedną z nich jest ko­

rupcja, która może istnieć tylko dzięki szeroko pojętem u łapów karstw u. W Biblii, wszelkie przejawy korupcji są przez Boga jednoznacznie potępione, jako uczynki fałszujące prawo i rujnu­

jące postawy ludzkie. W Biblii czyta­

my: „ Burzy swój dom ten, kto je st prze­

kupny; lecz kto nienawidzi łapówek bę ­ dzie żył" (Prz 15,27); „Bezbożny przy­

jmuje łapówki ukradkiem, aby wykrzy­

wić ścieżki prawa” (Przyp 17,23); „Nie przyjm uj łapówek, g d yż łapówki zaśle­

piają nawet naocznych świadków i fał­

szują słuszną sprawę" (2Moj 23,8). Czy może tak postępować lud Boży, który w C hrystusie jest ustanow iony jako ► Nr 11-12/96 (538-539)

i m s j p i i :

u

(12)

światłość dla świata? Oczywiście, że nie może! Apostoł Piotr pisze: „Prowa­

dźcie wśród pogan życie nienaganne, aby ci, którzy was obmawiają jako zło- czyóców , p rz y p a s u ją c s/p d o b ry m u- czynkom, wysławiali Boga w dzień na­

wiedzenia. B ądźcie p o d d a n i wszelkie­

mu ludzkiem u porządkow i ze względu na Pana" (1P 2,12-13). Cytowana wy­

żej Księga Przypowieści mówi prawdę o łapówkach, że ze względu na swój grzeszny i nieprawy charakter brane są po kryjomu (Prz 17,23), a w Liście Piotra czytamy, że nasze życie jest wystawione na publiczną ocenę po­

gan. Patrząc na nas, muszą widzieć, jak dążymy do tego, aby wszystko by­

ło w nas jawne jako uczynki dokona­

ne w Bogu (J 3,21). Jeszcze jedna rzecz jasno wynika z wyżej cytowane­

go Listu Piotra. Poddając się pod „po­

rządek ludzki" musimy pamiętać, że w świetle prawa świeckiego jest to prze­

stępstwo, które jest karane. Chrzecija- nin ma jedną naturę - w stosunku do Boga i świata - świętą!

asze życie w C h rystu sie jest now ym ż y c ie m p o ś w ię co n y m pełnieniu woli Bożej. Jeśli Bóg potę­

pia tych, którzy biorą łapówki (patrz Iz 1,23; 33,15; Mi 3,11-12), na pe­

wno nie b ło g osła w i tych, którzy je dają. Nie może być grzesznego bra­

nia łapówki przy niewinnym jej daw a­

niu. W naszym życiu i postępowaniu p o n o sim y o d p o w ie d z ia ln o ś ć za to, cz y je ste śm y d la innych b ło g o s ła ­ wieństwem, czy zgorszeniem.

C

' hciałbym w tym miejscu przyto­

czyć pewne św iadectw o z m o­

jego życia, które dziś, gdy piszę te słowa, zrozumiałem w pełni. Pewne­

go razu przyjechał do mnie pewien czło w ie k, który prosił, abym p iln ie

„załatw ił” jego sprawę, gdyż, jak to tłu m a czył, był w w ielkiej potrzebie.

Zaproponow ał również, że da mnie i m ojej żonie sw etry dużej w artości, byleby jego sprawa załatwiona była w pierwszej kolejności. O dpow idzia- łem mu, że zrobię tak, jak o to mnie prosił i to nie za swetry, ale dlatego, że jest w potrzebie, a ja mogę mu pomóc. Umówiłem się z nim na po­

nowne spotkanie za trzy dni, lecz ku mojemu zdziw ieniu przyjechał zaraz na d ru g i d zie ń znow u p ro p o n u ją c swetry. G rze czn ie odm ów iłem , p ro ­

sząc go, aby przyjechał w terminie, na który się um ów iliśm y wcześniej.

Przyjechał dzień wcześniej i gdy mu p o w ie d z ia łe m , że ju tro w s z y s tk o zostanie załatw ione zgodnie z jego prośbą, ponownie złożył swoją ofertę, którą stanowczo odrzuciłem . Następ­

nego dnia ów pan się nie pojawił, i nie pojawił się już nigdy. Gdy myślę o tym człowieku i innych, którzy pro­

ponowali mi łapówki, przypom ina mi się słowo: „Za kamień czarodziejski u- chodzi d ar w oczach tego, kto go da- /e ; gdz/eko/w /ek s/ę zw róć/ ma pow o- dzenie" (Prz 17,8). Czy chrześcijanin może w ierzyć w pełne prowadzenie i opiekę Bożą w swoim życiu przy je­

d n o c z e s n e j u fn o ś c i w „m a g ic z n ą m oc” łapówki? Słowo Boże uczy nas, że o wszystko troszczy się Pan i że w szystkiego nam doda, jeśli On i Je­

go Królestwo jest dla nas najważniej­

sze. Pamiętajmy, że Pan daje darmo, nie przyjm ując żadnych „podarków ” - jak na Jego uczniów przystało, na­

śladujm y Pana, zapierając się siebie.

Robert A ntosz

rzed tego typu „wyzwaniem" staje wielu obywateli naszego kraju uda­

jących się do instytucji państwowej albo społecznej. Aby dokładnie przyjrzeć się temu zjawisku należy zapoznać się z definicją łapówki. Słownik języka polskie­

go mówi, że są to pieniądze lub pre­

zent dane w celu przekupienia kogoś, zaś łapownictwo to przestępstwo pole­

gające na przyjmowaniu łapówek przez osobę pełniącą funkcję publiczną. Z po­

wyższego jasno wynika, że wręczenie łapówki urzędnikowi czy lekarzowi jest w Polsce przestępstwem. Niestety, w na- szym społeczeństwie ciągle jeszcze po- kutuje przekonanie, iż bez wręczenia nawet małego prezenciku nie da się ni­

czego załatwić. Tego typu myślenie wy­

daje się być reliktem minionej epoki. Ta­

kie b łędne p rzekonanie tru d n o jest

zmienić, gdy społeczeństwo zbudowało wokół niego całe swoje życie.

O

statnio coś jakby drgnęło w tej sprawie, dzięki licznym dyskusjom w mediach. Np. słyszałem wypowiedź pewnej pani z ministerstwa, że „sprze­

dawanie tzw. cegiełek na szpital jest nie­

zgodne z prawem” . W prasie pojawiły się artykuły o skorumpowanych ordyna­

torach szpitali i urzędnikach państwo­

wych instytucji. Proceder został napiętno­

wany, ale nie zniknął z naszego życia.

Pora zadać pytanie: jak w takiej sy­

tuacji powinien zachować się chrześci­

janin? Oczywiście odpowiedź znajduje­

my w Biblii, gdzie łapówka nazwana jest wielkim grzechem (Am 5,12), który prowadzi do „zaślepienia oczu mąd­

rych i zniekształcenia sprawy tych, któ­

rzy mają słuszność" (5Moj 16,19).

- Nr 11-12/96 (538-539) —

Innymi słowy dawanie, jak i przyjmo­

wanie korzyści materialnej jest patologią społeczną, zwłaszcza gdy łapownictwo staje się nagrodą za błędne przekona­

nia. Dzieje się tak wtedy, gdy ktoś przy­

jmuje lub wręcza tzw. dowód w dzię­

czności i uważa, że nie robi nic złego.

Jako chrześcijanie mamy w tej dziedzi­

nie wiele do zrobienia, zwłaszcza w by­

ciu dobrym przykładem dla innych.

iech słowa proroka Ezechiela bę­

dą dla nas w tej sprawie prze­

strogą i zarazem zachętą do działania:

«Gdy mów/ę do bezbożnego.- Bezbożn/ku na pewno umrzesz - a ty nic nie powiesz, aby odw/eśó bezbożnego od /ego pos/ę- powania, wtedy ten bezbożny umrze z powodu swo/e/ w/ny, /ecz /ego krw/ zażą­

dam od c/eb/e. Lecz gd y os/rzeżesz bez­

bożnego, aby s/ę odwróć// od swego po- s/ępowan/a, a on s/ę n/e odwróć/ od swo- /ego posfępowan/a, /o umrze z powodu swo/e/ w/ny, /ecz /y ura/u/esz swo/ą du­

szę" (Ez 33,8-9).

Eugeniusz Gradek

12

f i r n i ß jjj

Cytaty

Powiązane dokumenty

łam z jego mocy, chociaż chrzest Duchem Świętym przeżyłam i mówiłam innymi językami... pełnienie Duchem Świętym, długo

Przeżycie chrztu w Duchu zbliżyło mnie do Boga, Słowo Boże stało się dla mnie żywe i praktyczne - nie było opisem cudów dziejących się tylko wśród

wnętrznej stronie kościoła św .Jakuba zachowały się w mniejszej ilości, ale i w nich wypowiedziała się przeszłość w odpowiedni

1) Dostęp do O365 realizowany jest z użyciem przeglądarki Microsoft Edge oraz Google Chrome. 2) W przypadku wykorzystania usługi Teams oraz OneNote Użytkownik ma prawo

Tak bardzo krytykowana przez niektóre środowiska deklara- cja Dominus Iesus, choć posiada pewne uogólnienia i uproszczenia, jest wyrazem zdrowej nauki apostolskiej

Bóg Ojciec pragnie naszego szczęścia. Bóg Ojciec

- presostaty automatyczny LP i HP, ƒƒ presostat LP z manualną nastawą do włączenia i wyłączania agregatu według ciśnienia ssania, ƒƒ - usuwanie czynnika z oleju po

D rugi wielki nu rt reformacji - kalwinizm - zaczął się szybko rozwijać na Śląsku dopiero od początku XVII w.. Nie uzyskał on większych wpływów wśród