Skwoodredatc//
Chciejstwo
U progu betlejemskiej nocy
słowa NT
Paruzja
Świadectwo
Kopciuszek
Miniatury egzegetyczne
Uzdrowiciel i lekarz
S y /w e W
Józef Czerski
Porozmawiajmy
Jeszcze o łapówkach Czy dawać łapówki?
Jezus Chrystus - Bóg Człowiek Z prześladowcy - apostoł
Biblia i teologia
Potomstwo Niewiasty
Listy i poezje
Samotność - jak sobie z nią radzić
Pytania do chrześcijan ---
Warszawskie Seminarium Teologiczne
Wiadomości z kraju i ze ś w ia ta ---
Półka z książkami
3 4 6
7 8
9
U
12
13 14 16
20 21
26 27
2 8
31
Wydawca Naczelna Rada Kościoła Zielonoświątkowego w Polsce
Rada Programowa Michał Hydzik
Marian Suski Mieczysław Czajko
Edward Czajko Kazimierz Sosulski Zespół Redakcyjny
Redaktor Naczelny Kazimierz Sosulski
Redaktorzy Edward Czajko Ludmiła Sosulska Skład komputerowy
Artur Mikuła Sławomir Kasjaniuk Opracowanie graficzne
Sławomir Bednarski Adres redakcji
ul. Sienna 68/70, 00-825 Warszawa tel. 022/6248575 w.25, faks 6204073
e-mail: agape@hsn.com.pl Konto
Kościół Zielonoświątkowy, Miesięcznik »Chrześcijanin«
PKO BP V O/Warszawa, Nr: 1557-350802-136 Prenumerata w 1977 roku: krajowa - po
jedyncza roczna - 21 zł; półroczna - 10,50 zł; zbiorowa (od 5 egz.) roczna - 19,20 zł; półroczna - 9,60 zł. Zagrani
czna roczna: Czechy, Litwa, - 12 USD;
Europa Zach. - 18 USD; Ameryka Płn. - 24 USD; Australia i Ameryka Płd. - 30 USD. Do krajów zamorskich wyłącznie poczta lotnicza.
Zbory Kościoła Zielonoświątkowego wyznają następujące zasady wiary.
• nieomylność całości Pisma Świętego - Biblii jako Słowa Bożego natchnio
nego przez Ducha Świętego - które stanowi jedyną normę wiary,
• Trójjedyność Boga - Ojca, Syna i Ducha Świętego,
• Synostwo Boże Jezusa Chrystusa, poczętego z Ducha Świętego, na
rodzonego z Marii Dziewicy; Jego śmierć na krzyżu za grzech świata i Jego zmartwychwstanie w ciele, Jego wniebowstąpienie i powtórne przyjście,
• pojednanie z Bogiem przez opa
miętanie i wiarę w ewangelię,
• chrzest w Duchu Świętym, przeży
wa nie Jego pełni i dary łaski,
• uzdrowienie chorych przez wiarę w zbawcze dzieło Jezusa Chrystusa,
• zmartwychwstanie i życie wieczne.
2
o d r e d a k c j i
C h c i e j s t w o
D
o pewnego pastora zielonoświątkowego przyszła raz po poradę studentka związana z Ruchem Odnowy w Duchu Świętym przy katolickim dusz
pasterstwie akademickim. Na wstępie zaznaczyła, że przychodzi tutaj dlatego, ponieważ słyszała, iż pastor ten jest naj
lepszym w mieście „specjalistą od Du
cha Świętego” , następnie wyłuszczyła swój problem.
Otóż dwa lata wcześniej zakochała się w studencie, Egipcjaninie, który jest mahometaninem. Jako osoba nawrócona do Jezusa, używająca charyzmatów Du
cha Świętego, znająca ewangeliczne za
sady zwycięskiego chodzenia w Duchu, była przekonana, że w wyniku jej świa
dectwa Ali się nawróci i stanie się, jak ona, charyzmatycznym chrześcijaninem.
Swoje przekonanie oparła na obietnicy Jezusa: „(...) poproście, o cokolwiek chce
cie, a to wam się spełni" (J 15,7 BT).
Prawdziwości tych słów doświadczyła już nieraz, np. podczas zdawania egzami
nów. Inni oblewali, ale ona szła z moc
nym wyznaniem ust: „ Wszystko mogę w Chrystusie", i ... działało, nawet w sytua
cji, gdy nie za bardzo była przygotowa
na. Nauczyła się takiego „zwycięskiego chodzenia wiarą” m.in, z książeczki Joh
na Osteena, „Burzenie warowni". Ale w przypadku jej ukochanego jakoś ta me
toda nie zadziałała. Za dwa tygodnie kończy on swe studia, opuszcza Polskę i nadal jest mahometaninem. Co praw
da, proponuje jej małżeństwo, ale pod warunkiem, że i ona stanie się mahome
tan ką i wyjedzie z nim do Egiptu. - Co mam teraz robić? - zapytała pastora.
P
o poradę trzeba było przyjść dwa lata temu - usłyszała w odpowiedzi. Wtedy by się dowiedziała, że na podstawie wspaniałej obietnicy Jezusa:
„...poproście, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni", powinna była najpierw Boga zapytać: „Panie, czego powinnam pragnąć? Czy chcesz, aby Ali był moim mężem?” Mamy bowiem do czynienia z Bogiem suwerennym, który ma co do naszego życia własne plany. Dlatego zawsze należy uzgodnić z Nim swoje zamiary. To On stawia warunki, to On o
kreśla kto i kiedy ma być np. uzdrowio
ny. - A ty przecież nie wiesz, czy Ali ma być twoim mężem - podsumował pastor. - Zakochałaś się w nim i uzna
łaś to za znak, że daje ci go Bóg.
Wzięłaś sobie wygodną w tej sytuacji o- bietnicę z Ewangelii, zastosowałaś me
todę „wyznaj i weź” i sądziłaś, że Bóg będzie zmuszony to zaakpceptować, bo przecież się nie zmienia i jest wierny swemu Słowu.
Następnie zapytał ją, czy zna termin
„ch cie jstw o ” w prowadzony do języka polskiego przez M elchiora Wańkowi
cza. (Wyrazem tym pisarz oddał an
gielskie wyrażenie wishful thinking - myślenie życzeniowe, pobożne życze
nia.) Wyjaśnił, że w jej przypadku zai
stniało właśnie to - chciejstwo. Zamiast wpierw poznać Bożą wolę, chciała do
stosow ać Słowo Boże do w łasnych pragnień, nie licząc się z Bożymi pla
nami co do swego życia. Wtedy stu
dentka przyznała, że to samo usłyszała już od swego duszpasterza akademic
kiego. - W takim razie w naszym mie
ście jest co najmniej dwóch „specjali
stów od Ducha Świętego” - skwitował z uśmiechem to wyznanie pastor.
S
ądzę, że podobne przeżycia są dzisiaj udziałem wielu młodych, gorliw ych chrześcijan. D ośw iadczają prawdziwości Bożego Słowa w sprawie nawrócenia, przebaczenia grzechów, chrztu w Duchu Świętym. Konkretna Boża obietnica, wyznanie ust, modlitwa i ... radość zbawienia, uwolnienie od cię
żaru grzechów, pełność Ducha Święte
go. Zasadę tę przenosi się następnie niemal mechanicznie na inne codzienne, życiowe sprawy: zdrowie, wybór współ- mażonka, kierunku studiów czy rodzaju pracy, uwolnienie od nałogu. Zapomina
my, że każda Boża obietnica jest uwa
runkowana. W przypadku omawianej tu
taj - warunek zawarty jest w słowach:
„Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, (...)". Przebywanie w Chry
stusie, pełność Jego Słowa stanowią podstawę egzystencji chrześcijanina.
Wtedy On jest Panem, On o nas decy
duje, kieruje nami i rozporządza. Gdy
się nawracamy - następuje nasza abdy
kacja. Jemu zostawiamy pierwsze miej
sce w naszym sercu. Jednak układ ten nie niszczy naszej osobowości ani nie tłamsi naszych pragnień. Jest to „niewo
la” miłości. Poddanie okazywane Stwór
cy przez jego stworzenie, Odkupicielowi przez odkupionego. Im większe pod
danie, tym mniejsza możliwość wzięcia swych własnych pragnień za objawioną wolę Bożą.
P
ewien młody kaznodzieja, organizator przedsięwzięć misyjnych, bar
dzo potrzebował samochodu, najlepiej to
warowo-osobowego. Duchowa literatura jaką czytał (poza Pismem Świętym), za
chęcała go do wyobrażania sobie tego niezbędnego auta, utrwalania jego wize
runku w umyśle, uchwycenia się jakiejś biblijnej obietnicy o Bożym zaopatrzeniu i odważnego wyznawania, że już ma to
„obiecane" auto. Jednak coś nie dawało mu spokoju. W końcu uświadomił sobie, że w ten sposób uzurpowałby sobie nie
jako prawa Stworzyciela. On sam miał być decydentem, a Bóg - wykonawcą.
Przez dłuższy czas modlił się, pościł, rozmyślał nad Bożym Słowem. Minęło trochę czasu. Pewnego razu zobaczył samochód towarowo-osobowy, jakich wie
le jeździło po ulicach, była to bowiem najpopularniejsza marka auta tego rodza
ju. Jednocześnie usłyszał wyraźny głos:
„Zapragnij takiego auta". W tej samej też chwili wstąpiła w niego nadprzyrodzona pewność, że takie właśnie auto będzie darowane do wykonywania Bożej służby.
Z ufnością dziękował za nie Bogu przez kilka miesięcy, aż obietnica stała się fak
tem.
W
tych dniach cały świat chrześcijański znów będzie czytał o izrael
skiej dziewczynie, do której przyszedł a- nioł - Boży posłaniec, by jej oznajmić, jaka jest wola Boża wobec jej osoby.
Dziewczyna ta, mimo lęku, zadawała rzeczowe pytania i dzięki temu poznała wiele szczegółów, które wzmocniły jej wiarę. W końcu powiedziała: „ Oto ja słu
żebnica Pańska, niech mi się stanie we
dług słowa twego" (Łk 1,38). Czyżby wiedziała to, co później zapisał apostoł:
„A lbow iem Bóg to w edług upodobania sprawia w was i chcenie i wykonanie"
(Flp2,13)?
Kazimierz Sosulski
Nr 11-12/96 (538-539)
3
y p rog u b e tle je m s k ie j
M
isja aniołów Bożych jest ściśle p o w ią z a n a z p rz y jś c ie m na świat Zbawiciela. Aniołowie bowiem - to duchy służebne, posyłane do pełnienia służby za w zg lę d u na tych, którzy mają być zbawieni (H br 1,14).
Najpierw, g d y chodzi o tę aniel
ską m isję, sp o tyka m y Z a ch a ria sza, człowieka spraw iedliw ego i postępu
ją c e g o n ie n a g a n n ie w e d łu g w s z y stkich przykazań Pańskich, w iernego swojemu pow ołaniu, gorliw ie pełnią
ce g o sw oją służbę k a p ła ńską ; Z a chariasza, który - jak niegdyś Noe - udowodnił, że nawet w czasach du
chowo trudnych, kiedy m iędzy innymi zamilkły głosy proroków, można być człow iekiem sp ra w ie d liw ym i niena
gannym. Inni kapłani mogli traktow ać swoje obow iązki jako zwykły rytuał, dla Z achariasza była to boska rze
cz y w is to ś ć . O c z e k iw a ł rów nież, że Bóg spełni swoje obietnice i nawie
dzi swój lud.
Do niego to właśnie - w świątyni, podczas składania ofiary z kadzidła - posłał Bóg swojego anioła, by mu oznajmić, iż mimo jego i jego żony podeszły wiek, staną się rodzicam i syna, który - w ypełniając proroctw a M a la ch ia sza - b ę d zie p rz e d b ie ż c ą Chrystusa. Anioł przyniósł obietnicę, że ich syn „w ielu spo śró d synów iz
raelskich naw róci do P ana, B oga ich.
On to p ó jd z ie p rz e d nim w d u c h u i m ocy Eliaszow ej" (Łk 1,16-17).
Po sp o tka n iu z aniołem , Z a c h a riasz stał się niemy, aż do narodze
nia się Jana C hrzciciela, a Elżbieta, żona jego, brzemienna.
Po sześciu m iesiącach od ukaza
nia się Zachariaszowi w świątyni, ten sam anioł Pański, G abriel, ukazuje się - daleko od świątyni w Jerozoli
mie i Hebronu, m iejsca zam ieszkiwa
nia kapłana - młodej dziewczynie w Nazarecie, Marii. Zwraca się do niej
I
w B o g u , 2
s ło w a m i a n ie ls k ie g o p o z d ro w ie n ia :
„B ą d ź pozdrow iona, łaską obdarzona, Pan z tobą, błogosław ionaś ty m iędzy n iew iastam i" (Łk 1,28). Po tym po
z d ro w ie n iu , M aria u s ły s z a ła w ie ś ć niezwykłą: „I oto poczniesz w łonie, i u ro d z isz syna, i n a d a sz m u im ię Je-
Nr 11-12/96 (538-539)
W i e l b i d u s z a m o j a P a n a , r o z r a d o w a ł si ę d u c h m ó j
> a w i c i e l u m o i m (Łk 1 , 4 6 )
przyjdzie na świat. Bo taka jest zasa
da: koronę w ielkości zwykle poprze
dza krzyż cierpień i doświadczeń.
U Łukasza czytamy, że kiedy anioł Gabriel oznajmił Marii, że jej krewna, E lż b ie ta , je s t ju ż s z e ś ć m ie s ię c y brzemienna, i gdy dodał - nawiązu-
zus. Ten będzie wielki i będzie nazw a
n y Synem N ajw yższego" (Łk 1,31-32).
C hoć rozum ieć z tego m ogła niewie
le, to je d n akże Bóg, przem aw iając wewnętrznym głosem Ducha Święte
go do d u c h a czło w ie ka , pow o du je wielki przypływ wiary, która sięga po
za to, co ro zu m e m m o ż n a p o ją ć . Dlatego Maria rozumie, że dzięki Bo
żemu wybraniu nadzieje mesjańskie spełnią się w wyniku również jej po
słuszeństw a, pokory i p o d d a n ia się Bożym planom.
A
stawka była wysoka. Wielki zaszczyt, ale i wielka hańba w o- czach ludzi; szansa u błogosław ienia świata przyjściem Zbawiciela, ale ró
wnież ryzyko śm ierci przez ukam ie
nowanie, nawet zanim dziecię Jezus
Wit Stwosz: Pokłon pasterzy jąc chyba do wieku Elżbiety - „b o u
Boga żadna rzecz nie je s t niem ożliw a"
(Łk 1,37), Maria była gotowa: „O to służebnica Pańska, niech m i się stanie w edług Słowa tw e g o " (Łk 1,38). Oto d z ię ki s z c z e g ó ln ie js z e j in te rw e n c ji Boga dw ie kobiety są brzem ienne:
je d n a - w w ieku, w którym już się nie rodzi brzem ienna jest w przed- bieżcę Chrystusa i młoda, niezamęż
na d zie w czyn a brzem ienna w Syna Bożego.
Nowina, oczywiście, była zbyt wiel
ka, by trzymać ją w tajemnicy. A po nadto Maria była młodą dziewczyną, brzem ienną po raz pierwszy. Miała więc wiele pytań. Ale komu miała się zwierzyć? Czyż w Nazarecie mógłby ją ktoś zrozumieć? Nie zaryzykowała
4
za d a n ia tych pytań kom ukolw iek w Nazarecie. Elżbieta, jej krewna - jak przypom niał anioł - na pewno zrozu
mie. Taką miała uzasadnioną ufność.
Ale pojawienie się w H ebronie było również ryzykowne. Przecież Z acha
riasz, mąż Elżbiety, był kapłanem i gdyby nie interwencja Boga w życie ich trojga - przed ukazaniem się a- nioła Józefowi - byłby tym, który miał być o d p o w ie d zia ln y za jej p rze słu chanie i skazanie na śmierć przez u- kamieniowanie.
M
aria udała się do Hebronu. Znalazła właściwy adres i „ weszła do do
mu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę. A g dy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Marii, poruszyło się jej dzieciątko w jej łonie, i El- żb/efanape/n/onazosfa/g Duchem Św/ę- tym"(Lk 1,4041). Tak potężna była obec
ność Słowa Wcielonego w Marii, że zaró
wno Elżbieta, jak i dziecię w jej łonie za
reagowali radością. Elżbieta została napeł
niona Duchem Świętym i chyba w tym samym momencie również przyszły Jan Chrzciciel, gdyż powiedział o nim anioł do Zachariasza, iż będzie napełniony Du
chem Świętym już w łonie matki.
P o w o d o w a n a ś w ie ż ą in s p ira c ją w ypływ ającą z nap e łn ie n ia D uchem Świętym, Elżbieta w ypow iada (donoś
nym głosem !) słowa pięknego błogo
sławieństwa pod adresem Marii: „B ło- g os/aw /onaś ty m /ę d z y n /ew /aalam / / b ło g o s ła w io n y o w o c żyw o ta tw ego. / błogosławiona, która uwłerzy/a, że na
stąpi w yp e łn ie n ie stów, które Pan do niej w ypowiedział" (Łk 1,42.45).
Oto starsza kobieta, której życie było naznaczone skru p u la tn ym w y
pełnianiem Zakonu w ygłasza b ło g o
sławieństwo nad m łodą dziewczyną, k tó ra u ro d z i p o ś re d n ik a N o w e g o Przymierza. Żadnej zazdrości! W prost przeciwnie, Elżbieta raduje się w Du
c h u Ś w ię ty m i b ło g o s ła w i s w o ją młodszą krewną.
A w ięc bez żadnych słów ze stro
ny Marii tajem nica została objawiona.
Zna ją Elżbieta. Zwykła rozmowa je d nak nie nastąpiła, przynajm niej nie od razu. Takie nam aszczone przez Ducha Świętego potwierdzenie przez E lżb ie tę p o s e ls tw a a n ie ls k ie g o na tchnęło Marię do w yśpiew ania hym
nu, który sw obodnie może rywalizo
wać z pieśniami Psałterza. Słowa El
żbiety i hymn Marii to jak gdyby dia
log dw óch osób n a p e łn io n ych D u
chem Świętym.
Magnificat Marii (bo tak ten hymn nazywa się w liturgii) budził zachwyt wielu pokoleń czcicieli Boga, a jego piękno tak samo przem awia dzisiaj, jak i przed wiekami. A przecież zo
s ta ł u ło ż o n y p rze z b ie d n ą , p ro s tą dziewczynę nie mającą żadnych przy
gotowań, by być autorką tak dosko
nałego i tak pięknego hymnu. Jak za
tem to się stało? Sama z siebie na pew no nie była w stanie w yp o w ie dzieć tak podniosłych słów. Sprawił to D uch Święty, z którego natchnienia przemawiała. To Duch Święty natchnął ją do d a n ia ś w ia d e c tw a P raw dzie, która teraz znajdowała się w jej łonie.
T
o Boże d o tkn ię cie dało piękno Magnificatu. Przemawiała pod natchnieniem Ducha Świętego. Albo ina
czej: Chrystus w niej ośw iecił jej u- mysł, rozgrzał serce i potężnie po d zia ła ł na jej w olę. A d la c ze g o żb y
nie? Czy nie powinna matka Zbawi
ciela jako pierwsza skosztować błogo
sławieństw a W cielenia? Spoglądając w siebie wołała: „W ie lb i dusza moja Pana, i rozradował się duch mój w Bo- g u, Zbawicielu m oim " (Łk 1,46-47).
P
ieśń Marii - to pieśń czystej wiary. Wiara jest bowiem podstawą radości. Wiara ogląda rzeczywistość, wielkość i pewność zbawienia i bło
gosławieństw, które nam Bóg przyo
biecał. Maria rozważąjąc obietnice Bo
że, wywyższała Boga. Wysławiała Je
go świętość, łaskę, potęgę, sprawiedli
wość i dobroć.
M a g n ifica t jest pierw szym kanty
kiem lub pieśnią chwały, jaką znajdu
jem y w Nowym Testam encie, i jest to pieśń wielkiej radości. Swoją rado
ścią Maria przypom ina Dawida, który radował się tańcząc przed arką przy- mierza. M agnificat Marii jest w spania
ły. Jest pełen wiary, pokory i radości.
W espół przeto z m atką naszego Pana, jej natchnionym i słowami i w te g o ro c zn ą noc b e tle jem ską u w ie l
biajmy Boga:
Wielbi dusza m oja Pana,
I ro z ra d o w a ł się d u c h m ó j w Bogu, Z baw icielu moim,
M iło sie rd zie je g o n a d tymi, któ rzy się g o boją.
E dw ard Czajko,
Z życzeniem, by nas prow adził „Cudowny Doradca, Bóg Mocny, Ojciec Odwieczny, Książę Pokoju",
pozdraw iam y wszystkich Czytelników z okazji pamiątki Narodzenia Pańskiego i N ow ego Roku
Rada P ro g ra m o w a i Redakcja
Nr 11-12/96 (538-539) m . . . . / I ł ! 9-.
Nadejście Króla
Słowo „paruzja” przyjęło się w języku polskim dla określe
nia terminu oznaczającego po
w tórne p rzyjście naszego Pa
na, Jezusa Chrystusa. Bardzo pouczające będzie zapoznanie się ze znaczeniem tego słowa w klasycznym języku greckim używanym w czasach pow sta
wania Nowego Testamentu.
Czyjaś lub czegoś obecność
W k la s y c z n e j g re c e s ło w o parousia oznacza po prostu „o- b e cn o ść” lub „n a d e jście ” oso
by lub rzeczy. Może ono być użyte w ta k ic h z d a n ia c h jak:
„o b e c n o ś ć p rzy ja c ió ł" lub „o- becność nieszczęścia” . Bardzo c z ę s to a p o s to ł P aw eł używ a słowa „paruzja” w tym właśnie sensie. Cieszy się w ięc z przy
b y c ia (p a ru z ji) S tefana (1 Kor 16,17). Jest pocieszony przez n a d e jś c ie (p a r u z ję ) T y tu s a (2Kor 7,6). Napom ina Filipian, a b y byli p o s łu s zn i pod je g o nieobecność tak samo, jak byli podczas jego obecności (paru
zji) w Filipi (Flp 2,12). Koryntia
nie zarzucali mu, że jakkolwiek jego listy sprawiają mocne wra
żenie, to jednak jego cielesna o becność (paruzja), ze w zglę
du na w ygląd zewnętrzny jest o wiele słabsza (2Kor 10,10).
W izyta dostojnika - potrzeba
przygotowania się
W te k s ta ch z a p is a n y c h na papirusach i w daw nym poto
cznym języku greckim , „p a ru zja ” jest również słowem okreś
lającym przybycie cesarza, kró
la, gubernatora lub sławnej o- soby do miasta lub do prowin
cji. Na taką wizytę trzeba się było przygotować. Nieraz w pro
w adzane były w związku z tym spe cja ln e podatki, np. po to, aby obdarow ać króla złotą ko
roną. Z a te m p rz y b y c ie kró la w ią z a ło s ię ze s p e c ja ln y m i
p r z y g o to w a n ia m i ze s tro n y p o d d a n ych . Inną pow szechną praktyką było też wybijanie no
w ych monet dla upamiętnienia w izyt króla. Podróże Hadriana można np. prześledzić dzięki i- s tn ie ją c y m m onetom - bitym d la u p a m ię tn ie n ia tych w izyt.
Podobnie przybycie Nerona do Koryntu zostało uświetnione wy
biciem monety na pamiątkę je
go a d w e ntu . Słowo a d ve n tu s jest łacińskim odpow ie d n ikie m greckiego parousia.
N o w y początek
D o s y ć ro z p o w s z e c h n io n ą p ra k ty k ą b yło d a to w a n ie p o czątku nowej ery od momentu p rz y b y c ia c e s a rz a . Na p rz y kład, na w yspie Kos rozpoczę
to liczenie nowego okresu cza
su od przybycia (paruzji) Gaju- sza Cezara w 4 roku po Chr., podobnie postąpiono w Grecji, licząc czas od „paruzji” cesa
rza Hadriana w roku 124. Przy
bycie oznaczało w ięc również początek nowego okresu cza
su.
Zwycięska siła
Słowo „paruzja” było czasami używane dla określenia najazdu dokonanego przez wodza na ja
kąś prowincję. Tak określono np.
najazd dokonany przez Mitryda- tesa na Azję. W tym rozmieniu p a ru z ja o z n a c z a w e jś c ie na scenę nowej zwycięskiej siły.
U zdrow ienie lub napraw a
Słowa „paruzja” używano ró
wnież na określenie naw iedze
n ia p rz e z b o g a c ie rp ią c e g o człowieka. Tym słowem określo
no na p rz y k ła d n a w ie d z e n ie przez boga chorego, który zo
stał uzdrowiony w świątyni As
klepiosa, boga zdrowia. Ponad
to „paruzja” króla, gubernatora lub cesarza była często okazją p rz e d s ta w ie n ia mu p ro ś b y w celu napraw ienia krzywd. Dla
te g o „p a ru z ja ” o z n a c z a w ię c
również wizyty, którym towarzy
szyło uzdrowienie lub naprawa.
„Paruzja"
w Now ym Testamencie Słowo to odnosi się przede wszystkim do powtórnego przyj
ś cia C h rystu sa Pana. (Mt 24,327.37.39; 1Tes 2,19; 3,13; 4,15;
523; Złes 218.9 Jk 5,7-8; 2Pt 1,16;
3,4.12 U 228).
„Paruzja” jest podstaw ą żą
d ania Pisma Świętego skiero
wanego do wierzącego, by za
chow ał swoje życie bez naga
ny na przyjście Króla. Należy być na to przyjście przygoto
w a n ym (1Tes 3,1 3 ; 5 ,23; 1J 2,28).
„P a ru z ja ” u za sa d n ia ko n ie c zn o ść trw ania w cierpliw ości (Jk 5,7-8). Nadchodzi dzień, w którym przybycie Króla naprawi wszelkie zło.
„Paruzja” naszego Pana, Je
zusa C hrystusa jest tym, czego powinniśm y pragnąć, o co po
w in n iś m y s ię m o d lić (2 Pt 3 ,4 .1 2 ). P ew ien s ta je n n y np.
w yzn a ł k ie d y ś , że n ig d y nie nudzi się mimo swojej nieatrak
cyjnej pracy, ponieważ ten, kto ma nadzieję w sercu, nie mo
że się nigdy nudzić. Kto ocze
kuje C hrystusa, żyje nadzieją spotkania się z Nim.
Słowo „paruzja” zostało do
k ła d n ie w y ra ż o n e w te k ś c ie :
„O to król tw ój p rz yjd z ie do c ie b ie " (Za 9,9; Mt 21,5). Chrze
ścijanin to człowiek oczekujący na p o w tó rn e p rz y jś c ie Króla królów i Pana panów - Jezusa C hrystusa. Trw ając w c zu jn o ści, służbie, nadziei i modlitwie - w Duchu Świętym - prośmy ra z e m z c a ły m K o ś c io łe m :
„ P r z y jd ź P a n ie J e z u " (O b j 22,20). A Duch Pana przeka
z u je nam J e g o s ło w a : „ O to p rzychodzę wkrótce".
opr. redakcyjne na podstawie:
William Barclay New Testament Words
Nr 11-12/96 (538-539)
M
am 57 lat. Od jedenastu lat jestem narodzoną na nowo osobą. Moje życie to prawie baśń o K opciuszku. B yłam n ie c h c ia n y m , n ie k o c h a n y m , o d trą c o n y m dzieckiem. Byłam w rodzinie najgorsza, jak Kopciuszek. I to nie dlatego, że zasłużyłam sobie na taką opinię, tylko dlatego, że miałam nieszczęście urodzić się jako czwarta córka, gdy tym czasem matka bardzo pragnęła urodzić sy
na. W naszej rodzinie, choć była bardzo religijna, nie by
ło zbyt wiele miłości. Od sam ego rana każdego dnia była nienawiść, krzyki, wyzwiska i szyderstwa. I to w szystko w ypływ ało z ust tej, która była stw orzona po to, aby swoim dzieciom dać miłość. N igdy żadnego z dzieci mat
ka nie pocałowała, nie przytuliła, nie pow iedziała dobrego słowa. Ale najbardziej znienaw idzona spośród ośm iorga dzieci byłam ja. Często słyszałam: „Po co ty się urodzi
łaś, ja cię nie chciałam , a ty się pchałaś na ten świat".
Najgorsze było to, że matka w ychowyw ała w nienawiści do mnie moje rodzeństwo. Z powodu tych wyzwisk, szy
derstw i nienawiści tak bardzo cierpiałam , że jako d zie c
ko często myślałam o sam obójstwie. W wieku 21 lat w y
szłam za mąż. Mąż też mnie nie kochał. Pił, bił, ponie
wierał. Po siedem nastu latach gehenny rozwiodłam się i zostałam sama z dw ojgiem dzieci.
N
oc 30 grudnia 1978 niczym się nie różniła od dni i nocy, które przeżyłam w ciągu swoich 39 lat życia.Chyba tylko tym, że był bardzo duży mróz. A jednak ta noc zadecydowała o moim dalszym życiu tutaj na ziemi, a także i w wieczności. Spaliśmy, ja i mój 9—letni syn Tomek, kiedy o czw artej nad ranem o b u d ził nas dzw onek do drzwi. Był to mój 16—letni syn Marek, który przyjechał do domu ze Szczecina, gdzie uczył się w Liceum Morskim.
Porozmawialiśmy chwilę i położyliśmy się spać. Była dokła
dnie godzina 4.30. Zaczęło mi się śnić, że zmarłam i je
stem w niebie. Nie będę dokładnie opisywać tego, co tam widziałam i słyszałam - to byłby temat na osobne opowia
danie. Opiszę tylko częściowo. Było tam wiele postaci, ale jedna postać wyróżniała się Majestatem. Ta postać-M aje- stat stała za mną po mojej prawej stronie i oprowadzała mnie po niebie. Jedna z postaci, które tam były, powie
działa: „Wiem Basiu, że wiele wycierpiałaś, powiedz co za to chcesz mieć". „Ja nic za to nie chcę - odpowiedziałam.
- Chcę tylko, żeby mnie ktoś kochał". „Będziesz bardzo, bardzo kochana, ale przedtem jeszcze wiele wycierpisz i czeka cię jeszcze jedna rana. A potem wszystko będzie dobrze". Widziałam Ojca Niebieskiego, jak z daleka szedł na czele procesji dostojnych mężów. W szyscy padliśm y przed Ojcem na twarz, oprócz postaci, która stała za mną.
Tam w niebie wiedziałam, że moje ciało spoczywa na tap
czanie na ziemi. Kiedy trzeba było opuścić niebo i wrócić na ziemię, bardzo płakałam, bo chciałam tam zostać. Oto
czyło mnie wokoło mnóstwo postaci, które mówiły: „Musisz wrócić, bo zaraz obudzi się Tomek i dzieci będą bardzo płakać, że Ciebie nie ma". Pomyślałam sobie, że może się dowiem, kiedy wrócę do nieba. Zapytałam: „Kiedy tu wró
cę?" „My tego nie wiemy - odpowiedzieli - to wie tylko Oj
ciec Niebieski." Zostałam odprowadzona na Ziemię. Kiedy
się obudziłam, byłam mokra od łez. Ze zdumieniem spog
lądałam na swoje mieszkanie, którego nie poznawałam. Do pasa byłam jakby sparaliżowana. Po chwili poczułam, jak w raca mi życie w nogach. Kiedy spojrzałam na budzik, była godzina 8.45. Zaraz też zbudził się Tomek. Byłam w niebie około 4 godzin.
P
o kilku dniach, kiedy się porządnie wypłakałam, zaczęłam rozmyślać o swoim całym życiu. Wiedziałam, że spotkało mnie coś niezwykłego. Byłam osobą niewierzą
cą. Moje kontakty z Bogiem i Kościołem ograniczały się do kościelnych obrządków takich jak ślub, chrzest dzieci i pierwsza komunia. Zrozumiałam, że muszę zm ienić całe swoje życie. Muszę się nawrócić i zacząć chodzić do ko
ścioła, żeby sobie zasłużyć na niebo. Pierwszym moim kro
kiem było pójście do spowiedzi. Do spowiedzi zaprowadzi
ła mnie siostra na plebanię. Płakałam i opowiedziałam swój sen. „Proszę pani - powiedział ksiądz - spotkała panią o- gromna łaska. To nie był zwykły sen, to było widzenie."
W tedy z płaczem opowiedziałam, że byłam w domu za
wsze najgorsza, że tak traktowała mnie moja matka. „Pani najgorsza? Nie najgorsza tylko najlepsza - powiedział. - Ale proszę mi powiedzieć, kim była ta postać stojąca za panią, jak pani sądzi?” „Anioł to nie był - odpowiedziałam - bo skrzydeł nie miał, nie wiem kto to był, ale mogę po
wiedzieć jaki był: to był taki ktoś, jak starszy brat, jak naj
lepszy przyjaciel i taki, który nigdy nie zawiedzie. Kto to m ógł być proszę księdza?" - spytałam. Księdzu łzy stanęły w oczach, spojrzał na mnie z wyrzutem, ale nie odpowie
dział. Od tego czasu zaczęłam pilnie uczęszczać do ko
ścioła. Co niedziela przystępowałam do komunii, co pier
wszy piątek do spowiedzi. Ale wciąż czułam jakiś niedosyt.
Czułam głód Boga. Powiedziałam o tym księdzu na spo
wiedzi. „Czy ma Pani Pismo Święte?" - zapytał mnie. „Nie mam" - odpowiedziałam. „Proszę sobie kupić i czytać Pis
mo Święte." Sytuacja taka trw ała przez 6 lat, kiedy to przez chodzenie do kościoła chciałam sobie zasłużyć na niebo. W tym czasie spotkało mnie przykre wydarzenie:
jedna z sióstr obmówiła mnie przed moimi koleżankami w pracy. Bardzo to przeżyłam. Siostra, która to zrobiła, była bardzo pobożna i religijna. Od czterdziestu lat codziennie przystępowała do komunii, dwa razy do roku jeździła na Jasną Górę. „Boże mój - myślałam. - Kiedy skończy się ta nienawiść do mnie, kiedy oni wreszcie się zmienią. Jeżeli Kościół przez czterdzieści lat nie potrafi wychować swoich najgorliwszych wyznawców, to musi to być zły Kościół."
Postanowiłam zmienić kościół.
W
ybór mój padł na Kościół Baptystów. Zaczęłam tam chodzić z moim 16-letnim wówczas synem Tomaszem. W krótce na ew angelizacji wyszliśm y do przodu i przyjęliśmy Jezusa Chrystusa jako swego Pana i Zbawicie
la. Przeżyłam chrzest Duchem Świętym. Przyjęłam chrzest►
Nr 11-12/96 (538-539)
tośtiijsi 7
wodny przez zanurzenie i zostałam cudownie dwa razy u- zdrow iona. Dzisiaj wiem, że postać, która oprow adzała mnie po niebie to Jezus. Zrozumiałam, że On mnie kocha, że należę do grona jego wybranych i umiłowanych. Czy to nie cudowne? Od tam tego snu, już jako osoba nowonaro
dzona, byłam w niebie jeszcze dwa razy, choć było to już inne niebo. Jeszcze dwa razy widziałam Jezusa we śnie.
Ostatni raz widziałam Jezusa we śnie w nocy z 9 na 10 grudnia 1995 roku. Widziałam przyjście Jezusa i Królestwo Tysiącletnie. Teraz wiem, że nie muszę się starać o zba
wienie, bo zbawienie jest za darmo, z łaski. Mówi o tym ap. Paweł: „Albowiem łaską jesteście zbaw ieni, przez wiarę i to nie z was, Boży to dar. Nie z uczynków, a b y się kto nie chlubił" (Et 2,8-9). Cóż mogę jeszcze powiedzieć o sobie?
Jedynie to, że jestem bardzo szczęśliwa i czuję się bardzo kochana. Tak zakończyła się moja własna, prywatna bajka o Kopciuszku. Kopciuszek spotkał swego królewicza - Pa
na panów i Króla królów.
Barbara Makowska
M i n i a t u r y e g z e g e t y c z n e
Uzdrowiciel i lekarz
„Bom Ja, Pan, t w ó j
l e k a r z "( 2 M o j 1 5 , 2 6 b )
Bóg troszczy się o nasze zdrowie.
Posłał do nas sw ojego C ierp ią ce g o Sługę, którego ranami jesteśm y ule
czeni (Iz 53,5), i który to Sługa Pana, Jezus, chodził nauczając i głosząc e- w angelię o Królestwie i uzdraw iając w szelką ch o ro b ę i w sze lką niem oc wśród ludzi. Do niego przynoszono wszystkich, którzy się źle mieli i byli nawiedzeni różnymi chorobami i cier
p ieniam i, o p ę ta n y ch , e p ile p ty k ó w i sparaliżowanych, a On ich uzdrawiał (por. Mt 4,23-24). Ten to Sługa Pana w ysyła ją c sw o ich ludzi p o w ie d z ia ł:
Głoście Królestwo Boże, chorych uzdra
wiajcie, umarłych wskrzeszajcie, trędo
watych oczyszczajcie, de m o n y w yga
n ia jc ie (M t 1 0 ,7 -8 ). O b ie c a ł prze d swoim w niebow stąpieniem , że „takie znaki będą towarzyszyły tym, którzy u- wierzyli:... na chorych ręce kłaść będą, a c i wyzdrowieją" (Mk 16,17-18). Je
go ludzie doświadczyli też, że kiedy Duch Boży został zesłany w zielono- świątecznej mocy i pełni, niektórzy z nich otrzymali dary uzdrawiania (1Kor 12,9). Słowem zaś apostolskim zalecił jako stałą p ra ktykę ch rz e ś c ija ń s k ą :
„Choruje kto m iędzy wami? Niech przy
woła starszych zboru i niech się modlą nad nim, namaściwszy go oliwą w imie
niu P ańskim . A m o d litw a p ły n ą c a z w ia ry u zd ro w i ch o re g o i Pan g o p o - dźw ignie"(Jk 5,14-15). Ruch zielono
świątkowy na przestrzeni swoich dzie
jów doświadczył, że za tymi zalece
niami stoi łaska i moc W szechmogą
cego; d o św ia d czył w zakresie szer
szym niż kiedykolwiek doświadczano tego w dziejach chrześcijaństwa. Wo
b e c te g o m o d litw a o u z d ro w ie n ie chorych, modlitwa z wkładaniem rąk, modlitwa z namaszczaniem olejem w imieniu Pańskim, modlitwa o chorych z ich u czestniczeniem w W ieczerzy Pańskiej, służba mężów i niewiast Ko
ścioła z darami uzdrawiania powinny być stałą praktyką życia kościelnego.
I przeważnie jest. I chwała Bogu!
Bóg troszczy się o zdrowie czło
wieka. Przyodział naszych prarodzi- ców po upa d ku , by w yp ę d zen i na wschód od Edenu nie pomarzli. Wy
b ra ń co m w yp ro w a d zo n ym z Egiptu nad a ł p rze p isy hig ie n iczn e , których p rz e s trz e g a n ie z a p e w n ia ło zd ro w ie (n p . z w ie rz ę ta c z y s te i n ie c z y s te , przepisy dotyczące trądu, czystość o- bozu, obrzezanie: kobiety mające za m ężów m ężczyzn obrze za n ych rza
dziej chorują na raka macicy). U czy
nił tak, by na obliczu ziemi rosły zioła lecznicze. (Ez 47,12; Iz 38,21; Obj 22,2). Wskazał na znaczenie diety i dom ow ych tradycyjnych środków le
czniczych: „Sam ej w ody ju ż nie pij, ale używ aj p o trosze wina ze w zględu na tw ój ż o łą d ek i częste twoje n ie d om a ga n ia" (1Tm 5,23). Zaleca, by cza sem chory po prostu swoje odleżał (np. grypę): „chorego Trofima zostaw i
łem w M ile cie ”(2Tm 4,20).
Przekaz biblijny mówi, że te dwa środki Bożej troski o nasze zdrowie:
- Nr 11-12/96 (538-539) -
nadnaturalne i „naturalne” , nie wyklu
czają się nawzajem. A właściwie mu
szą iść w parze. To przecież Jezus, którego słowo i dotyk przynosiły zdro
wie powiedział: „nie potrzebują zdrowi lekarza, le cz ci, co się źle m a ją ” (Mt 9,12). To Paweł apostoł, którego - by
wały takie chwile - chustki i opaski u- zdrawiaty i egzorcyzmowały, towarzy
sza swoich podróży misyjnych, Łuka
sza lekarza, nazwał „lekarzem umiło
wanym”, bo należy przypuszczać, że korzystał z jego lekarskiej wiedzy i u- miejętności. Gdy Pan dał obietnicę u- z d ro w ie n ia króla H iskiasza, polecił:
„P rz y n ie śc ie p ia c e k z fig. A g d y go przyniesiecie i położycie go na wrzód, zagoi się ” (2Krl 20,7). W naszej choro
bie przychodzimy w modlitwie do Bo
ga. Nasze życie jest w jego rękach.
K orzystajm y z jego środków ozdro
wieńczych: nadnaturalnych i „natural
n ych ” . Lekceważenie środków „natu
ralnych” może czasem być bowiem kuszeniem Pana Boga. Ale z drugiej strony pamiętajmy, że w iedza i umie
jętności lekarzy nie są niezawodne.
Nic przeto dziwnego, że apokryficzna księga Syracha (w Biblii Tysiąclecia) fragm ent w ychw alający lekarza koń
czy następującymi słowami: „Grzeszą- c y przeciw Stwórcy swemu niech wpa- dnie w ręce lekarza!”(Syr 38,15).
W końcu, należy być gotowym do p o g o d z e n ia się z w yrokiem Bożym jak Paweł, który - gdy jego fizyczna dolegliw ość nie została usunięta - u- słyszał:. „D osyó masz, g d y m asz iaskp mo/ą, aibow iem pefnia me/ m o cy oka- zuje się w sła b o ści" (2Kor 12,9).
E dw ard Czajko
8
S y / w e f t / p o / s t / e g o
r u c h u z i e l o n o ś w i ą t k o w e g oZa chlebem
dał gospodarstwo, a ludzie, którzy od
kupili bydło, przychodzili później do niego z podziękowaniami za dobre i zdrowe zwięrzęta.
W 1924 roku przeniósł się wraz z rodziną do Krzemieńca na Wołyniu.
Tam Bóg zaczął obficie błogosławić jego rodzinie. Przede wszystkim na
wróciła się jego żona i w 1925 roku przyjęła chrzest wodny na odpuszcze
nie grzechów oraz przeżyła chrzest Duchem Świętym. Została także uzdro
wiona z ciężkiej choroby.
Kresy
- wspólnota zielonoświątkowa Błogosławiona była także jego praca misyjna. W pierwszej kolej
ności Józef Czerski nawiązał kon
takt z braćmi, z którymi powrócił do kraju z Ameryki. Zaowocowało to pierwszym zjazdem ludzi wie
rzących, który odbył się w Krze
m ie ń c u w roku 1928. Na tym zjeździe br. Józef Czerski został w yb ra n y na pre ze sa w sp ó ln o ty zielonoświątkowej. Miał dużo pra
cy, bowiem musiał troszczyć się o liczną rodzinę, a także usługiwać w zborach. Ale nie było to prze
szkodą w głoszeniu ewangelii, po
nieważ ludzie naw racali się do B o g a i w ró ż n y c h m ie js c o w o ściach powstawały zbory. Mimo li
cznych prześladowań, jakich do
znawał lud Boży, Józef Czerski z odw agą, a nieraz z narażeniem życia głosił Słowo Boże. Usługi
wał na Wołyniu, w Galicji, na Po
lesiu, w Białostockiem, na Pomorzu i w centralnej Polsce. W roku 1934 zo
stał aresztowany w Sanoku i osadzo
ny na trzy miesiące w areszcie. Ale był to dla niego błogosławiony czas społeczności z Bogiem, bowiem do
świadczał tam Bożej opieki.
Chrzty wodne odbywały się w róż
nych miejscowościach, m.in. w Tarno
polu, U łanów ce i Podwołoczyskach.
Takie uroczystości odbyw ały się za zgodą starostwa, lecz ich uczestnicy nie mieli zagw arantow anego bezpie
czeństwa. Często okoliczna ludność li
cznie przychodziła na takie uroczysto
ści, ale byli również i tacy, którzy za
kłócali je np. poprzez obrzucanie k a - ^ Józef Czerski urodził się 5 września
1888 r. we wsi Łoje k/Kozienic w woj.
radomskim. W ychowywał się w rodzi
nie chłopskiej wraz z sześcioma brać
mi przyrodnimi i trójką rodzeństwa. W wieku chłopięcym stracił matkę.
W 1912 roku, mając 24 lata, wstą
pił w związek małżeński z Józefą Ku
charską, córką uczestnika Powsta
nia Styczniowego. Przeżyli w spól
nie 58 lat i w yc h o w a li ośm ioro dzieci, tj. trzech synów i pięć có
rek. Wszyscy otrzymali chrześcijań
skie wychowanie i wykształcenie.
i powrót z „chlebem życia”
Przed wybuchem I wojny świa
towej w 1914 roku, Józef Czerski wyjechał do Ameryki w poszukiwa
niu pracy. Tam, pracując w fabry
ce, spotkał ludzi wierzących, któ
rzy głosili ewangelię. Z radością przyjął Dobrą Nowinę i uwierzył w Jezusa Chrystusa jako swego Zba
wiciela. W 1918 roku, w Filadelfii, przyjął chrzest wodny, a w trzy la
ta później został ochrzczony Du
chem Świętym.
Niedługo potem, przez tam tej
szych braci starszych został w y
zn a czo n y do p ra c y m isyjn e j w Polsce. Z ich modlitwą i błogosła
wieństwem powrócił do kraju w 1921 roku. W tym okresie powrócili również bracia z Kresów: Porfiry llczuk, Trofim N ahorny i Jo syp A n to n iu k. Brat J.
Czerski przywiózł ze sobą bardzo du
żo literatury chrześcijańskiej i Biblii o- raz wiele prezentów od rodaków w A- meryce dla ich rodzin w kraju.
Wraz z żoną jeździł po Polsce od
wiedzając rodziny rodaków i przekazu
jąc im prezenty od najbliższych. Dzięki temu miał okazję głosić tym rodzinom Słowo Boże, a także rozdawać przy
wiezioną chrześcijańską literaturę. Był to pierwszy krok w pracy dla Pana.
W roku 1922 w Kozienicach, wraz ze swoim szwagrem, wynajął dwa sa
dy, na terenie których głosił Słowo Bo
że. Ludzie chętnie słuchali opowieści o Jezusie oraz objaśnień czytanego Słowa z Biblii. Niektórzy z nich chęt
nie uczyli się śpiewać chrześcijańskie pieśni. Takie zgrom adzenia odbywały się w każdą niedzielę i ludzie byli za
dowoleni. Ale gdy tylko dowiedział się
0 tym ksiądz z pobliskiej parafii, za
czął grom ić ludzi i zabraniał im od
wiedzać „tego heretyka” .
„Ja i dom mój”
Jesienią 1922 roku br. J. Czerski kupił gospodarstwow okolicach Kowla 1 zaczął pracę na roli, ale niestety nie odnosił sukcesów. Szczególne kłopoty m iał z bydłem , które z nieznanych powodów chorowało i padało. Gorliwie modlił się o błogosławieństwo i o roz
wiązanie tego problemu. Wówczas o- trzymał od Boga taką oto odpowiedź:
JA NIE WYSŁAŁEM CIĘ DO PRACY NA GOSPODARSTWIE, ALE NA PRA
CĘ PAŃSKĄ. Niezwłocznie więc sprze- Nr 11-12/96 (538-539)
{k m p i 9
mieniami czy wszczynanie bójek. Na Wołyniu, w Predmirce k/Krzemieńca, w czasie jednej uroczystości ochrzczo
nych zostało 200 osób. W czasie tego chrztu usługiwało pięciu kaznodziejów, a jednym z nich był br. Czerski, j
„Ślepi” banderowcy
W czasie II wojny światowej Bóg zachował całą rodzinę Józefa Czer
skiego nie tylko od Niemców, ale ró
wnież od banderowców. Pewnego ra
zu J. Czerski przebywał na nabożeń
stwie w Wiśniowcu, gdzie także no- cował, bo nazajutrz w yjeżdżał do O- ryszkowca, na kolejne nabożeństwo.
W nocy banderowcy przyszli po Po
laka, który m iał nocow ać u ukraiń
skiego brata. Przeszukali cały dom, ale Bóg zasłonił ich oczy i nie zna
leźli J. C z e rs k ie g o , k tó ry s p a ł na
ganku. Rano spotkał tych banderow c ó w na d ro d z e , p o z d r o w ił ic h i szczęśliwie pojechał dalej. Budziło to wielkie zdumienie, iż mimo takich o- koliczności dojechał do celu swej po
d ró ż y . J ó z e f C z e rs k i w y ja ś n ił to przede wszystkim realną obecnością Boga, który jest wierny swoim obietni
com, a nie swoją odw agą. Było to dobre świadectwo dla innych wierzą
cych. Banderowcy nachodzili również braterstwo Czerskich w ich domu, z powodu ich narodowości oraz celem zdobycia różnych informacji. Ale Bóg c z u w a ł i z a c h o w a ł ich ró w n ie ż w takich sytuacjach.
10
Po wyzwoleniu
Po przesiedleniu na Ziemie Zacho
dnie w 1946 r. Józef Czerski założył z b ó r C h rz e ś c ija n W ia ry E w a n g e li
cznej w Brzegu nad Odrą, który od roku 1947 prow adził br. Mieczysław Suski (senior). N atom iast założyciel zboru zajął się pracą Pańską w c a łym kraju. Na zjeździe zielonośw iąt
kowców, który od b ył się w roku 1947 w Legnicy, przyjęto oficjalną nazwę - K o ś c ió ł C h rz e ś c ija n W ia ry E w an g e liczn e j w P olsce i w ybrano prezb. Józefa C zerskiego prezesem Rady Kościoła. Funkcję tę pełnił do utw orzenia Z je d n o czo n e g o K ościoła E w a n g e liczn e g o . Stale p odróżow ał, odw iedzał zbory położone w najdal
szych zakątkach kraju, ale nigdy nie n a rz e k a ł na z m ę c z e n ie , p o n ie w a ż Pan daw ał mu siłę. Nie zawsze po
dróżował pociągiem czy autobusem , czasami korzystał z furmanki, roweru lub musiał iść pieszo. Najważniejsze, że docierał do m iejsca przeznacze
nia, gdzie z m ocą głosił Słowo Boże, nauczał i napom inał dzieci Boże. E- w angelizował, udzielał chrztu w odne
go, a także nauczał m łodszych bra
c i, p r z y g o to w u ją c ic h d o s łu ż b y d u s zp a s te rsk ie j. U słu g u ją c, zaw sze p o d k re ś la ł w a g ę d z ia ła n ia D u c h a Świętego, mówił o m ocy krwi Jezusa C h ry s tu s a i b e z g ra n ic z n e j m iło ś c i Boga Ojca. W swoich kazaniach uni
ka ł p ró ż n e j mowy, o p o w ia d a n ia o sw o ich s u k c e s a c h itp. S ku p ia ł się
Nr 11-12/96 (538-539)
w yłą czn ie na czytan iu konkretnego fragm entu Pisma Świętego i jego w y
kładni.
W służbie duszpasterskiej dzielnie wspierała go żona, na którą głównie spadł obowiązek utrzymywania rodziny i wychowywania dzieci. Pomagały też starsze dzieci, a szczególnie najstar
sza córka - Antonina. Dom Czerskich był zawsze gwarny i pełny gości.
ZKE i potem
Z powodu głoszenia Ewangelii, w roku 1950 przebywał pół roku w Are
szcie Śledczym w Opolu. Nie narze
kał, nie protestował, przeciwnie - za w szystko dziękow ał Bogu, błogosła
wiąc oskarżycieli. W ciągu swojej 58 letniej służby dla swego Pana, Jezusa Chrystusa, za wiarę wielokrotnie osa
dzany był w aresztach, bądź płacił wysokie grzywny. Nigdy nie starał się odpłacić złem za zło, ale modlił się o te osoby, aby Pan im przebaczył i dał upamiętanie.
Po utworzeniu Zjednoczonego Ko
ścioła Ewangelicznego w Polsce, któ
ry pow stał p o d na ciskie m ó w cze s
nych władz państwowych (połączenie p ię c iu e w a n g e lik a ln y c h w y z n a ń ), prezb. Józef Czerski został wybrany na wiceprezesa Rady Kościoła (repre
z e n to w a ł u g ru p o w a n ie C h rz e ś c ija n W ia ry E w a n g e lic z n e j). F u n k c ję tę pełnił do końca 1958 r.
P rz e z c a łą s w o ją s łu ż b ę b y ł p rz e d e w s z y s tk im z a in te re s o w a n y z w ia s to w a n ie m P ełn e j E w a n g e lii i troską o czystość nauczania w zb o rach. W spraw ach wiary i funkcjono
w ania Kościoła był bezkomprom isowy w obec władz. W związku z tym, po w ystą p ie niu ze Z je d n o c zo n e g o Ko
ścioła Ewangelicznego w domu bra
terstwa Czerskich odbyw ały się regu
larne nabożeństwa połączone z Wie
czerzą Pańską. Bez w zględu na oko
lic z n o ś c i n a d a l w y k o n y w a ł s w o ją s łu ż b ę d la P a n a , b ło g o s ła w ią c swoich braci i siostry w Chrystusie, p rz e b a c z a ją c w s z e lkie urazy. M iał w spaniały dar zapom inania przykrych s p ra w i n ig d y ź le n ie m ó w ił o swoich w spółbraciach. Nie dbał o lu
dzkie sympatie, ale bezgranicznie u- fał Bogu w ykonując jego służbę.
Ostatnie lata życia
Po śmierci żony w 1970 roku, za
mieszkał w Opolu, u swej najstarszej córki - Antoniny, która była żoną kaz
nodziei i pastora, Mikołaja Sosulskie- go. Codziennie wiele godzin spędzał na czytaniu Biblii, modlitwie o swoją bliską i dalszą rodzinę, o zbory Pań
skie, a ta kż e o ro d z in n e stro n y - Radom i Kozienice. Korespondował z wieloma osobami w kraju i za grani
cą, dzięki czemu znał potrzeby swoich
„duchowych dzieci” i wraz z nimi cie
szył się z każdej duszy pozyskanej dla Chrystusa.
Kilka m iesięcy przed śmiercią, w marcu 1976 roku, z radością ucze
s tn ic z y ł w o tw a rc iu k a p lic y „B e tle jem” w Krakowie, gdzie spotkał oso
by, które przed 30 laty nawróciły się na J e g o z w ia s to w a n ie , i któ re o- c h rzcił w rzece W iśle we wrześniu 1946 roku. W związku z tą uroczy
stością, w m iesięczniku „C hrześcija
nin” (9/76), organie prasowym ZKE, po raz pierwszy publicznie przyzna
no, że prezb. Józef Czerski jest pio
nierem ruchu zielonośw iątkow ego w
P olsce. In fo rm a c ja ta p o ja w iła s ię p o m im o tego, że jego nazwisko było u w ła d z k o ś c ie l
n y c h „n a c e n z u ro w a n y m ” . N ie s te ty , nie zdążył przeczytać tego a rty k u łu , p o n ie w a ż 8 w rześnia 1976 roku od
szedł do Pana w w ie
ku 88 lat.
J ó z e f C z e rs k i b y ł
c z ło w ie k ie m skro m n ym i b o g o b o j
nym, a życie jego było przykładem, jak należy kochać Boga i bliźniego.
Był człow iekiem w iary i modlitwy, z pokorą i z bojaźnią Bożą sprawował sw oją służbę. Z ra d o ścią usługiw ał bliźnim , a Jego s łu żb a pod nam a
szczeniem Ducha Świętego przynosi
ła owoce, oparta była bowiem na za
ufaniu i p o s łu s z e ń s tw ie B ogu. Z a w sze za w szystko z w d z ię czn o ścią dziękował Bogu i do końca pozostał wierny Słowu Bożemu, tak jak uwie
rz y ł w 1 9 1 8 ro k u . Do o s ta tn ic h swoich sił głosił Słowo Boże w opol
skim zborze Kościoła C hrystusowego.
P odczas je g o 58—letniej służby dla swego Pana, Jezusa Chrystusa, na
w róciły się rzesze ludzi, którzy dali p o d s ta w y w s p ó łc z e s n e m u ruchow i z ie lo n o ś w ią tk o w e m u w P o ls c e . K ilkanaście lat po śmierci prezb. Jó
zefa C zerskiego, Bóg o d p o w ie d zia ł na Jego modlitwy - powstały zbory dzieci Bożych w Radomiu i Kozieni
ca ch , w m ie jsco w o ścia ch , gdzie w 1922 roku rozpoczął służbę głoszenia E w a n g e lii s w o im ro d a k o m . N ie c h Bóg będzie uwielbiony za Jego nie- wysłowioną łaskę i miłość.
Krystyna Cieślar
O d naszych C z y te ln ik ó w o trz y m a liś m y d w a lis ty n a te m a t ła p ó w e k . Poniższe re fle k s je p o w s ta ły p rz e d u k a z a n ie m się p o p rz e d n ie g o n u m e ru , w k tó ry m za m ie ś c iliś m y d w a a r ty k u ły n a te n te m a t.
„Chrześcijaninie” nr 7-8/96 po
jawiło się pytanie Ewy i Lucy
ny na temat cyt. „ dawania łapówek przez ch rze ścija n w dzisie jsze j d o bie...” . Muszę przyznać, że jest to bardzo in tryg u ją ce pytanie i to nie dlatego, że wymaga głębokiej egzege- zy biblijnej, ale dlatego, że się w ogó
le pojawia. Jeszcze nigdy od czasu mojego narodzenia się na nowo nie spotkałem się z tym, aby ktoś o to pytał. Ciekawi mnie to, czy nie pytano dlatego, że nikt nie daje łapówek, czy
dlatego, że dawanie nie w chodzi w rachubę jako coś, co mogłoby się nie p o d o b a ć Panu Bogu?! Z astanów m y się więc, czym tak naprawdę jest ła
pówka. Można by powiedzieć, że jest to dawanie podarków w różnej formie w celu osiągnięcia konkretnej korzyści.
Jeśli tak, to co w tym złego? Musimy jednak pamiętać, że dajemy ją nie ja
ko wyraz naszej wdzięczności za coś, co i tak byłoby dobrze zrobione, lecz dopuszczamy się przekupstwa, by to właśnie nas lub naszą sprawę potrak
towano inaczej niż innych, np. tych, którzy nie mogą dać łapówki, bo nie mają z czego. Dzisiejszy świat owła
dnięty jest przez wiele plag, które od
dzielają go od Boga, co jest przyczy
ną nieszczęścia. Jedną z nich jest ko
rupcja, która może istnieć tylko dzięki szeroko pojętem u łapów karstw u. W Biblii, wszelkie przejawy korupcji są przez Boga jednoznacznie potępione, jako uczynki fałszujące prawo i rujnu
jące postawy ludzkie. W Biblii czyta
my: „ Burzy swój dom ten, kto je st prze
kupny; lecz kto nienawidzi łapówek bę dzie żył" (Prz 15,27); „Bezbożny przy
jmuje łapówki ukradkiem, aby wykrzy
wić ścieżki prawa” (Przyp 17,23); „Nie przyjm uj łapówek, g d yż łapówki zaśle
piają nawet naocznych świadków i fał
szują słuszną sprawę" (2Moj 23,8). Czy może tak postępować lud Boży, który w C hrystusie jest ustanow iony jako ► Nr 11-12/96 (538-539)
i m s j p i i :
u
światłość dla świata? Oczywiście, że nie może! Apostoł Piotr pisze: „Prowa
dźcie wśród pogan życie nienaganne, aby ci, którzy was obmawiają jako zło- czyóców , p rz y p a s u ją c s/p d o b ry m u- czynkom, wysławiali Boga w dzień na
wiedzenia. B ądźcie p o d d a n i wszelkie
mu ludzkiem u porządkow i ze względu na Pana" (1P 2,12-13). Cytowana wy
żej Księga Przypowieści mówi prawdę o łapówkach, że ze względu na swój grzeszny i nieprawy charakter brane są po kryjomu (Prz 17,23), a w Liście Piotra czytamy, że nasze życie jest wystawione na publiczną ocenę po
gan. Patrząc na nas, muszą widzieć, jak dążymy do tego, aby wszystko by
ło w nas jawne jako uczynki dokona
ne w Bogu (J 3,21). Jeszcze jedna rzecz jasno wynika z wyżej cytowane
go Listu Piotra. Poddając się pod „po
rządek ludzki" musimy pamiętać, że w świetle prawa świeckiego jest to prze
stępstwo, które jest karane. Chrzecija- nin ma jedną naturę - w stosunku do Boga i świata - świętą!
asze życie w C h rystu sie jest now ym ż y c ie m p o ś w ię co n y m pełnieniu woli Bożej. Jeśli Bóg potę
pia tych, którzy biorą łapówki (patrz Iz 1,23; 33,15; Mi 3,11-12), na pe
wno nie b ło g osła w i tych, którzy je dają. Nie może być grzesznego bra
nia łapówki przy niewinnym jej daw a
niu. W naszym życiu i postępowaniu p o n o sim y o d p o w ie d z ia ln o ś ć za to, cz y je ste śm y d la innych b ło g o s ła wieństwem, czy zgorszeniem.
C
' hciałbym w tym miejscu przytoczyć pewne św iadectw o z m o
jego życia, które dziś, gdy piszę te słowa, zrozumiałem w pełni. Pewne
go razu przyjechał do mnie pewien czło w ie k, który prosił, abym p iln ie
„załatw ił” jego sprawę, gdyż, jak to tłu m a czył, był w w ielkiej potrzebie.
Zaproponow ał również, że da mnie i m ojej żonie sw etry dużej w artości, byleby jego sprawa załatwiona była w pierwszej kolejności. O dpow idzia- łem mu, że zrobię tak, jak o to mnie prosił i to nie za swetry, ale dlatego, że jest w potrzebie, a ja mogę mu pomóc. Umówiłem się z nim na po
nowne spotkanie za trzy dni, lecz ku mojemu zdziw ieniu przyjechał zaraz na d ru g i d zie ń znow u p ro p o n u ją c swetry. G rze czn ie odm ów iłem , p ro
sząc go, aby przyjechał w terminie, na który się um ów iliśm y wcześniej.
Przyjechał dzień wcześniej i gdy mu p o w ie d z ia łe m , że ju tro w s z y s tk o zostanie załatw ione zgodnie z jego prośbą, ponownie złożył swoją ofertę, którą stanowczo odrzuciłem . Następ
nego dnia ów pan się nie pojawił, i nie pojawił się już nigdy. Gdy myślę o tym człowieku i innych, którzy pro
ponowali mi łapówki, przypom ina mi się słowo: „Za kamień czarodziejski u- chodzi d ar w oczach tego, kto go da- /e ; gdz/eko/w /ek s/ę zw róć/ ma pow o- dzenie" (Prz 17,8). Czy chrześcijanin może w ierzyć w pełne prowadzenie i opiekę Bożą w swoim życiu przy je
d n o c z e s n e j u fn o ś c i w „m a g ic z n ą m oc” łapówki? Słowo Boże uczy nas, że o wszystko troszczy się Pan i że w szystkiego nam doda, jeśli On i Je
go Królestwo jest dla nas najważniej
sze. Pamiętajmy, że Pan daje darmo, nie przyjm ując żadnych „podarków ” - jak na Jego uczniów przystało, na
śladujm y Pana, zapierając się siebie.
Robert A ntosz
rzed tego typu „wyzwaniem" staje wielu obywateli naszego kraju uda
jących się do instytucji państwowej albo społecznej. Aby dokładnie przyjrzeć się temu zjawisku należy zapoznać się z definicją łapówki. Słownik języka polskie
go mówi, że są to pieniądze lub pre
zent dane w celu przekupienia kogoś, zaś łapownictwo to przestępstwo pole
gające na przyjmowaniu łapówek przez osobę pełniącą funkcję publiczną. Z po
wyższego jasno wynika, że wręczenie łapówki urzędnikowi czy lekarzowi jest w Polsce przestępstwem. Niestety, w na- szym społeczeństwie ciągle jeszcze po- kutuje przekonanie, iż bez wręczenia nawet małego prezenciku nie da się ni
czego załatwić. Tego typu myślenie wy
daje się być reliktem minionej epoki. Ta
kie b łędne p rzekonanie tru d n o jest
zmienić, gdy społeczeństwo zbudowało wokół niego całe swoje życie.
O
statnio coś jakby drgnęło w tej sprawie, dzięki licznym dyskusjom w mediach. Np. słyszałem wypowiedź pewnej pani z ministerstwa, że „sprzedawanie tzw. cegiełek na szpital jest nie
zgodne z prawem” . W prasie pojawiły się artykuły o skorumpowanych ordyna
torach szpitali i urzędnikach państwo
wych instytucji. Proceder został napiętno
wany, ale nie zniknął z naszego życia.
Pora zadać pytanie: jak w takiej sy
tuacji powinien zachować się chrześci
janin? Oczywiście odpowiedź znajduje
my w Biblii, gdzie łapówka nazwana jest wielkim grzechem (Am 5,12), który prowadzi do „zaślepienia oczu mąd
rych i zniekształcenia sprawy tych, któ
rzy mają słuszność" (5Moj 16,19).
- Nr 11-12/96 (538-539) —
Innymi słowy dawanie, jak i przyjmo
wanie korzyści materialnej jest patologią społeczną, zwłaszcza gdy łapownictwo staje się nagrodą za błędne przekona
nia. Dzieje się tak wtedy, gdy ktoś przy
jmuje lub wręcza tzw. dowód w dzię
czności i uważa, że nie robi nic złego.
Jako chrześcijanie mamy w tej dziedzi
nie wiele do zrobienia, zwłaszcza w by
ciu dobrym przykładem dla innych.
iech słowa proroka Ezechiela bę
dą dla nas w tej sprawie prze
strogą i zarazem zachętą do działania:
«Gdy mów/ę do bezbożnego.- Bezbożn/ku na pewno umrzesz - a ty nic nie powiesz, aby odw/eśó bezbożnego od /ego pos/ę- powania, wtedy ten bezbożny umrze z powodu swo/e/ w/ny, /ecz /ego krw/ zażą
dam od c/eb/e. Lecz gd y os/rzeżesz bez
bożnego, aby s/ę odwróć// od swego po- s/ępowan/a, a on s/ę n/e odwróć/ od swo- /ego posfępowan/a, /o umrze z powodu swo/e/ w/ny, /ecz /y ura/u/esz swo/ą du
szę" (Ez 33,8-9).
Eugeniusz Gradek