• Nie Znaleziono Wyników

Chrześcijanin, 1996, R. 67, nr 5-6

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Chrześcijanin, 1996, R. 67, nr 5-6"

Copied!
32
0
0

Pełen tekst

(1)

ISSN 0209-0120 INDEKS 3 5 #

Nr 5-6 /9 6 (532

maj - czerwiec 1996

(2)

f e ś p i i )

Listy polecające

Pięćdziesiątnica a Wielki Nakaz Misyjny 4

Precedensy nie są podstawą 1 0

Budować razem z Nehemiaszem 11

1 4 1 5

Moje Zielone Święta 1 6

Byłem w więzieniu, a przychodziliście do mnie 1 7

Wolny w więzieniu 1 9

Dlaczego nie mogę przeżyć

chrztu w Duchu Świętym 2 0

Jestem najszczęśliwszą żoną i matką 2 4

Zielone Święta i misje 2 5

m

2 7

2 8 Listy z podróży do Australii 2 9

Wydawca

Naczelna Rada Kościoła Zielonoświątkowego w Polsce

Prezydium NRK

M ichał Hydzik - prezbiter naczelny Marian Suski - z-ca prezb. nacz.

Kazimierz Sosulski - z-ca prezb. nacz.

Edward Czajko - członek prezydium Mieczysław Czajko - członek prezydium

Zespół Redakcyjny

Redaktor Naczelny Kazimierz Sosulski

Redaktorzy Edward Czajko Ludmiła Sosuiska Skład komputerowy Sławomir Kasjaniuk

Artur Mikuła Opracowanie graficzne

Sławomir Bednarski

Adres redakcji

00-825 Warszawa,ul. Sienna 68/70 tel. 022/248575 w.25, faks 6204073

Konto

Kościół Zielonoświątkowy, M iesięcznik »Chrześcijanin«

PKO BP V O/Warszawa, Nr: 1557-350802-136

Czasopismo rozprowadzane jest w drodze prenumeraty. Krajowa: pojedyncza roczna - 18 zł; półroczna - 9 zł; zbiorowa (od 5 egz.) roczna - 16,20 zł; półroczna - 8,10 zł.

Zagraniczna roczna: Czechy, Słowacja, - 12 USD; Europa - 18 USD; Ameryka Płn. - 24 USD; Australia i Ameryka Płd. - 30 USD.

Do krajów zamorskich wyłącznie poczta lotnicza.

Z b o ry K o ś c io ła Z ie lo n o ś w ią tk o w e g o w y z n a ją n a s tę p u ją c e z a s a d y w ia ry :

• nieom ylność całości Pisma Świętego - Biblii jako Słowa Bożego natchnio­

nego przez Ducha Świętego - które stanowi jedyną normę wiary,

• Trójjedyność Boga - Ojca, Syna i Du­

cha Świętego,

• S yn o stw o Boże Je zu sa C h rystu sa , poczętego z Ducha Świętego, naro­

d z o n e g o z M arii D z ie w ic y ; J e g o śm ierć na krzyżu za grzech świata i Jego zmartwychwstanie w ciele, Jego wniebowstąpienie i powtórne przyjście,

• pojednanie z Bogiem przez opamięta­

nie i wiarę w ewangelię,

• chrzest w Duchu Świętym, przeżywa­

nie Jego pełni i dary łaski,

• u zdrow ienie ch o rych przez w iarę w zbaw cze dzieło Jezusa Chrystusa,

• zm artwychwstanie i życie wieczne.

2

(3)

Listy polecające

W

połowie maja do kancelarii Ko­

ścioła przyszedł pewien rzym­

skokatolicki seminarzysta, z którym spędziłem na rozm owie około pół godziny. Jest on na piątym roku, in­

te re su je się ruchem c h a ry z m a ty ­ cznym i chciał się dowiedzieć, jaki stosunek ma nasz Kościół do Morri­

sa Cerullo. Bo oto ktoś organizuje dla niego spotkania w Warszawie więc nasz gość chciał poznać naszą opi­

nię co do jego służby. Nie chciałby ryzykować pójścia na spotkanie z kimś, kogo zupełnie nie zna i nie maja rekom endacji ludzi godnych zaufania. Nasz Kościół poznał jako w s p ó ło rg a n iz a to ra k o n fe re n c ji z Jo h n e m W im b e re m i R alp h e m Martinem w Pałacu Kultury i Nauki kilka lat temu.

Jak grzyby po deszczu powstają coraz to nowe chrześcijańskie orga­

nizacje czy kościoły. P rzybyw ają emisariusze istniejących już zagrani­

cznych organizacji, kościołów i usi­

łują „zdobyć" Polskę. Pojawiają się też m isjo n a rze , k tó rzy w P olsce chcą zrealizow ać swoje duchow e marzenia. Dwa lata temu zatelefono­

wał do naszego biura jakiś Koreań­

czyk z prośbą, aby mu powiedzieć, jak i gdzie zarejestrować ewangeli­

czny kościół. Różne grupy lub poje­

dyncze zbory lubią się teraz nazy­

wać i rejestrować jako kościoły. Za­

lewani w ię c je s te śm y rozm aitym i ofertami spotkań, konferencji, szko­

leń, obozów, ewangelizacji. Propo­

nuje się nam kupowanie coraz to no­

wych chrześcijańskich książek, na­

grań, prenumerowanie nie znanych nam dotychczas czasopism.

J

ak się w tym odnaleźć, odróżnić ziarno od plew? Z lektury Nowe­

go Testamentu znane jest pojęcie „li­

stów polecających”. „Do Efezu przy­

był pewien Żyd, imieniem Apollos, ro­

dem z Aleksandrii, mąż wymowny, biegły w Pismach” (Dz 18,24). Zajęli się nim Pryscylla i Akwila. A gdy po

jakimś czasie „zapragnął przenieść się do Achai, bracia zachęcili go i napisali do uczniów, aby go przyjęli”

(w. 27). Podobnie apostoł Paweł pole­

cał zborowi w Rzymie siostrę Febę, diakonisę zboru w Kenchreach (Rz 16,1). W spom ina też w Liście do zboru w Koryncie o listach polecają­

cych jako o czymś normalnym, fun­

kcjo n u ją cym w życiu p ie rw szych chrześcijan (2Kor3,1).

J

ezus p o z o s ta w ił na zie m i uczniów, którzy mieli tw orzyć Kościół. To zbór decydował w spra­

wach dyscypliny („powiedz to zboro­

w i” (Mt 18,20), to „do swoich” przy­

szli Piotr i Jan po p rze słu ch a n iu przed Radą (Dz 4,23), to zbór wysy­

ła ł m isjo n a rzy i ich w s p ie ra ł (Dz 13,3). Pierwotnemu Kościołowi nie­

znana była instytucja „niezależnych chrześcijan”. Zawsze ktoś kogoś po­

lecał, wydawał o nim opinię. Apostoł Paweł również o to zadbał udając się do Jerozolimy, by uzyskać reko­

mendację tych, którzy przed nim byli w wierze, ch c ia ł poznać opinię o swojej służbie tych „zwłaszcza zna­

czniejszych”, uznawanych za „filary”

(Ga 2,2.9). W Stanach Zjednoczo­

nych, na przykład, nawet najzacniej­

szy kaznodzieja z Europy nie „do­

stanie się na kazalnicę” , jeśli nie po­

leci go danemu pastorowi przyjaciel czy przełożony tego pastora, ktoś, czyjemu osądowi on ufa. I jest to po­

stępowanie uznawane za standard.

M

y również musimy nauczyć się tej zasady. Lepiej spraw dzić, z a p y ta ć niż p ó źn ie j w s ty d z ić się przed zborem za nieodpowiedzial­

nych gości czy mieć kłopoty.

Oto pastor otrzymuje zaproszenie dla zboru na konferencję z dobrze brzmiącym, zielonoświątkowym has­

łem. Organizuje ją nieznana mu mi­

sja, o równie zachęcającej nazwie.

Ogłasza w zborze, wiesza na tablicy ogłoszeń. Trochę osób wyjeżdża.

Wracają ożywieni i pełni wrażeń. Ale Nr 5-6 /9 6 (532-533)

po kilku m ie sią ca ch za p ro sze n ia przychodzą już nie tylko do pastora, lecz i na adresy tych osób. Znów wyjeżdżają, ale już nie jako delega­

cja zborowa, lecz prywatnie. Na kon­

ferencji wszyscy czują się jak wielka rodzina, jak wielki zbór. Są zachęca­

ni do różnych odważnych działań w imieniu Jezusa. Czasem przez proro­

ctw a są pow oływ ani do zaszczyt­

nych służb. Nie ma przy tym ich duszpasterzy, którzy znają ich staż wiary, stan duchowy czy zdrowotny.

Nie ma kogoś, kto sko ryg o w a łb y ewentualne manipulacje psychologi­

czne czy odchyłki doktrynalne mów­

ców. Wracają „powołani” do konkret­

nych służb, za czyn a ją dzia ła ć, a wszelkie uwagi traktują jak sprzeci­

wianie się Duchowi Świętemu. Pa­

miętam szczere wyznanie bardzo m łodego człowieka, do którego na takiej konferencji wygłoszono proro­

ctwo, że będzie pastorem. Wrócił do zboru i spodziewał się, że z pasto­

rem stanie się coś nieprzewidziane­

go i wtedy Duch Święty zarekomen­

duje go zborowi jako nowego pasto­

ra. Gdy minęło półtora roku i pastor nadal był przy dobrym zdrowiu, już się zniecierpliwił i zapytał mnie, go­

ścia w tym zborze, co o tym sądzę.

Musiałem mu wyjaśnić, że mogła to być za p o w ie d ź czegoś, co może stać się za lat, powiedzmy dziesięć, ale pod warunkiem, że pozwoli się Bogu przygotować do służby.

K

a ż d y z b ó r to c z ą s tk a C ia ła C h rystu sa , B oża ro d zin a , w której są też duchowi ojcowie, nasi starsi w wierze bracia. Oni to „czu­

wają nad duszam i waszymi i zda­

dzą z tego s p ra w ę ” (H br 13,17).

Nic więc dziwnego, że należy pytać ich o zdanie w różnych sprawach, liczyć się z nimi, okazyw ać uleg­

łość i posłuszeństwo. Dla własne­

go bezpieczeństwa.

Kazim ierz Sosulski

i k m i m

3

(4)

a Wielki Nakaz ii syjny

„A Jezus przystąpiwszy, rzekł do nich te słowa: Dana m i je s t w sze lka m o c na n ie b ie i na zie m i. Id ź c ie te d y i c z y ń c ie uczniam i wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, ucząc je przestrzegać wszystkiego, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami p o wszystkie dni aż do

skończenia świata. ” (Mt 28,18-20)

Kościół jest

kontynuacją Chrystusa

T

o kontynuacja w spółczucia, pocieszenia, uzdraw iające­

go działania i dobroci Jezu­

sa. Będąc na ziem i, Jezus czynił dobrze i uzdrawiał wszystkich, któ­

rzy byli ciemiężeni przez Złego. My również powinniśmy to czynić. Sta­

nowimy jego Ciało. Jesteśm y jego ramionami, którymi chce objąć ten nieszczęsny, żałosny świat. Miłość była najistotniejszą jego cechą. Je­

steśmy jego Ciałem w takim stop­

niu, w jakim okazujemy jego współ­

czucie. Kościół pozbawiony miłości w ogóle nie jest Kościołem. Miłość Boża ucieleśniona w Jezusie musi też być ucieleśnio na w Kościele.

„ Takiego bądźcie usposobienia ja ­ kie było \n Chrystusie Jezusie". Ko­

ściół jest obecnie dowodem na to, co czytamy o Jezusie w Ewange­

liach, jest ucieleśnieniem jego Du­

cha synostwa.

Kościół ma być też przedłużeniem Pięćdziesiątnicy. Ewangelizacja nie ma zm ienić K ościoła w kościelną agencję reklamową czy towarzystwo propagujące samo siebie. Ona wybu­

chła w Dniu Pięćdziesiątnicy wraz z mówieniem językami, z proroctwami i ogniem. Jeśli Kościół nie jest właśnie

taki - nie ma ognia, innych języków, proroctw , ew angelizacji, śm iałego głoszenia zmartwychwstałego Chry­

stusa, to jak myślący człowiek może go uznawać za ten sam Kościół? Czy bez mocy i działania Ducha Święte­

go ktoś uzna go za Kościół podobny temu w Jerozolimie na początku no­

wej ery? To zrozumiałe, że podlega­

my naturalnym procesom związanym z sukcesem, dobą organizacją, inte­

lektualnymi zdolnościami, mądrością, dzielnością i witalnością. Jednakże Kościół wyposażony tylko w te atuty będzie jak pusta skorupa.

W ielk i N akaz M isyjn y jest n ie m o ż liw y do w y k o n a n ia bez Pięćdziesiątnicy

W

ielki Nakaz Misyjny został s k ie ro w a n y je d y n ie do dwunastu ludzi, a nie do 200 milionów zielonoświątkowców.

Żądanie to musiało zabrzmieć stra­

sznie. Żaden król, żaden tyran nie wymagał nigdy tak wiele od tak nie­

wielu. Oprócz Jezusa! To Jezus za każdym razem każe nam robić coś, co leży poza naszymi możliwościa­

mi. Zabij Goliata! Bądź jak olbrzym, nie jak konik polny. Przenoś góry!

Bądź doskonały! Chodź po wodzie!

Uzdrawiaj trędow atych! W zbudzaj umarłych! Nauczaj wszystkie naro­

dy! G łoś e w a n g e lię w s z e lk ie m u stworzeniu. Obarczenie Wielkim Na­

kazem M isyjnym bez m ocy P ięć­

dziesiątnicy jest po prostu śmieszne.

Obraz dwunastu uczniów daleki był od wizerunku superm ena. J e ­ stem świadomy tego, że Jezus mod­

lił się, zanim ich wybrał. Śmiem jed­

nak zapytać, czy naprawdę zabiegał u Ojca o przydzielenie mu ludzi naj­

lepszego kalibru i z właściwym po­

tencjałem. Czy Jezus nie zmagał się z pokusą, żeby wybrać tych, których naturalne możliwości byłyby odpo­

wiednie, ludzi o wyróżniających się, wspaniałych zaletach, błyskotliwych, wpływowych i potężnych?

Jezus modlił się i wybrał najmniej odpowiednich apostołów - ludzi, któ­

rzy właściwie byli nikim. Trafił na mło­

dzieńców bez jakichkolwiek innych cech oprócz tych bardzo ludzkich - porywczego Piotra i jego brata An­

drzeja, w gorącej wodzie kąpanych synów Z ebedeu sza, ra c jo n a lis ty ­ cznego Tomasza, towarzyskiego Fili­

pa, Judasza-złodzieja. Nie chodzi o to kim jesteśmy, ale w kogo On nas przekształci. Wybrał zupełnie nieod­

powiednią paczkę miejscowych chło­

paków. Niektórzy z nich zostali wy­

brani tylko dlatego, że należeli do ro­

dziny - Jakub i Jan byli synami Salo­

me, którą uważa się za siostrę Marii, matki Jezusa. Znali go od małego.

Jezus przespacerował się po plaży, gdzie akurat znajdowali się miejscowi rybacy, i powołał ich - to wygląda prawie tak, jakby wybrał pierwszych lepszych m łodzieńców, na których się tego ranka natknął. Powoływanie ludzi mało odpowiednich nie jest jed­

nak u Boga ani trochę niezwykłe - weźmy za przykład tak beznadziejne postaci jak Saul, Dawid, Gedeon, Ja­

kub, Samson. Gedeon miał pod sobą całą armię kiepskich facetów.

Nr 5-6/9 6 (532-533)

J & ń m m

(5)

wiat był miejscem niebezpie- W cznym . M ie jsce m p rze le w u krwi, nieokiełznanych namięt­

ności, fanatycznej nienaw iści. Do największych przyjemności należa­

ły: niemoralność, folgowanie sobie i, co najgorsze, okrucieństwo. Dla wielkich tłumów rozrywkę stanowiły krzyki to rtu ro w a n y c h i u m ie ra ją ­ cych ludzi. Uczniowie mieli zanieść światu ewangelię, której głównym punktem była okrutna i haniebna śmierć Jezusa przez ukrzyżowanie.

Było to także m iejsce ożywionej działalności intelektualnej. W pływy w ie lk ic h m y ś lic ie li g re c k ic h b yły mocne, poszukiwano nowych idei.

U c z n io w ie nie p ro p o n o w a li ż a ­ dnych nowych idei, a jedynie histo­

rię ukrzyżowanego Mesjasza. Piotr, Jakub, Jan, Szymon, Tomasz, byli ludźmi prostymi, nieuczonymi, zaś ich galilejski akcent nie należał do eleganckich. Jakie nadzieje ryso­

wały się przed chrześcijaństw em , pozostawionym w zrogow aciałych od pracy rękach niedouczonych ry­

baków, ludzi zazdrosnych o siebie nawzajem i pełnych wątpliwości?

P

a trzą c na tych ludzi i ó w ­ czesny świat można by po­

m yśle ć, że e w a n g e lia nie miała szans powodzenia. Dwunastu miejscowych wieśniaków, którzy ni­

gdy w życiu nie podróżowali dalej niż 90 kilometrów, miało iść na cały świat, rzymski świat, pokonać jego armie triumfalnie podbijające naro­

dy, zatrząść tronem cesarza w Rzy­

mie, naw rócić dzikie plem iona na obrzeżach jego imperium. Nie ma w ątpliw ości co do tego, że Jezus spodziew ał się, iż tych Dwunastu stanie się wielką światową siłą, ale powierzył tym synom mozołu, niemal w ieśniakom , z a d a n ie s tw o rz e n ia pierwszego ogniw a m iędzy Nim a p rzyszłym p o tę żn ym K o ś cio łe m . Więc czego MY się boimy?

P ięćdziesiątnica znaczy też, że Bóg, powierzając komuś jakieś za­

danie, daje mu także moc do wyko­

nania go. My potrzebujemy Wszech­

mocnego, Bóg zaś potrzebuje mo­

carzy. Zwykle jest to 90% mocy Bo­

żej i 10% udziału mocarza. Wieki

wcześniej, kiedy Jozue stał na grani­

cach kraju, który miał podbić, Bóg powiedział: „Na pewno będę z to­

b ą “ . W raz z z a d a n ie m d a n e są środki do jego wykonania, zdolność, mądrość, a przede wszystkim nie­

widzialna, ale skuteczna moc Boża, d z ia ła ją c a o tw a rc ie lub n ie w id o ­ cznie, w duszach ludzi bądź przez widoczne cuda.

N ie możemy zrobić więcej niż to, do czego została nam dana moc.

Jeśli Bóg wym aga od nas zrobienia w ięcej niż jest w naszej mocy, to sam uzupełnia ten brak. My robimy co możemy, a Bóg - to, czego nie jesteśmy w stanie zrobić. Wszystko co robimy na tej planecie jest ogra­

niczone przez dostępną nam moc.

W m inionych w iekach ludzie m u­

s ie li p o le g a ć w y łą c z n ie na s ile własnych rąk. Zbudow ali piram idy siłą mięśni, przekopali kanał Sueski i Panamski, w yrąbali drogi przez m asyw y g ó rskie . S iedem c u d ó w św iata było przykładem pracy lu­

dzkich mięśni.

Nr 5-6/96 (532-533)

Teraz zaś mamy tysiące w spół­

czesnych cudów tworzonych przez nowe, technologiczne źródła ener­

gii. Elektryczność, gaz ziemny, ropa naftowa, wiatr, woda - technika uz­

dolniła rodzaj ludzki do całkowitego zmieniania stanu rzeczy: pchania się w kosmos, budow ania tuneli pod morzem, torowania sobie dróg przez góry, osiągania prędkości ponad- d ź w ię k o w e j, p r z e s y ła n ia o b ra z ó w po całym g lo b ie w k ilk a s e ­ kund jak tylko się coś wyda­

rzy. Wszystko jest możliwe z właściwą mo­

cą. Jezus po­

w i e d z i a ł :

„O frz y m a c /e moc gdy Duch Ś w ięty zstą p i na was i b ę ­ dziecie moimi świadkam i aż po krańce zie­

m i“. K o ś c ió ł z b y t c z ę s to zawierza eru­

d y c ji, g e n iu ­ szowi, logice, filozofii. Tym ­ c z a s e m Pa­

w e ł p o w ie ­ dział, że Bóg wybrał rzeczy głupie. Jeśli będziem y chcieli ze- w a n g e lizo w a ć św iat racjonalnym i metodami, nigdy nam się to nie uda.

Próbowano tego przez całe wieki, a prawdziwy rozwój Kościoła dokony­

wał się przez proste zwiastowanie ewangelii, które docierało do ludzi wszystkich klas.

T

ak się już utarło, że kazno­

dzieja powinien przedstawić argumenty apologetyczne w obronie Jezusa. Często się mówi, że jesteśm y jak adw okaci w sądzie.

Kaznodzieje zachowują się jak adwo­

kaci, przem awiają do zgromadzeń jak do ławy przysięgłych, argumentu­

jąc tak, by werdykt był pomyślny dla * mmmm#

Reinhard Bonnke

5

(6)

Jezusa. Takie podejście wygląda na właściwe, godne pochwały i rozsą­

dne. Ale czy naprawdę takie jest? To podpo w iada nam ludzka m ądrość starająca się sprowadzić ewangelię do mądrości słów. Jezus nie potrze­

buje obrony. Nie jest więźniem posta­

wionym przed sądem. Jego reputa­

cja nie zależy od decyzji żadnych p rz y s ię g ły c h . Je zu s z a c ią g n ię ty przed rzymski trybunał i sądzony przez Piłata to już przeszłość. Dzisiaj to Piłat stoi przed trybu­

nałem historii, a Jezus jest jego sędzią. Nie je­

steśmy adwokatami, je ­ steśm y św iadkam i. Z a ­ zwyczaj do świadka nale­

ży jedynie opowiedzenie, opisanie tego, co widział.

Jednakże czasami świa­

dek może stanowić do­

wód rzeczowy. Może ktoś został brutalnie zaatako­

wany i skrzywdzony. Po­

jawia się wtedy w sądzie, żeby przedstawić swoją krzywdę. O brażenia na jego ciele mówią same za siebie. On sam jest do­

wodem rzeczowym. My, w ierzący, nie jesteśm y prawnikami, rzecznikami, czy adw okata m i w są­

dzie, przemawiającymi w obronie Jezusa. Jesteś­

my ŚWIADKAMI. Świad­

kowie zaś nie argumentu­

ją, nie wstawiają się, nie przem awiają. Po prostu mówią prawdę, dają świa­

dectwo temu, co wiedzą.

Kiedy Piotr zwiastował, powiedział, że stu dwudziestu, którzy z nim byli, to „świadkowie” zmartwychwstania. W rzeczywistości żaden z nich nie wi­

dział samego faktu zmartwychwstania Jezusa. Je d n a k to w łaśnie zm a r­

twychwstanie ich przemieniło. Sami, ożywieni życiem zmartwychwstania, wzmocnieni, wypełnieni Bożym og­

niem - stanowili dowód tego, że Je­

zus żyje. Gdyby Jezus wciąż był mar­

twy, nie zachowywaliby się tak, jak wtedy, gdy ujrzały ich tłumy, ale, po­

dobnie jak wcześniej, kuliliby się ze

strachu i przem ykali chyłkiem do bezpiecznej, zaryglowanej izby. Teraz natomiast byli nieustraszeni, a tłumy, których wcześniej się bali, same za­

częły się lękać.

E

w a n g e lia je s t m iło ś c ią , a m iło ś c i nie o k a z u je się p rze z ra cje rozum u, tylko k o c h a ją c . J e ś li się z a k o c h a s z i pragniesz, aby cudowna dziewczy­

na w yszła za c ie b ie za mąż, czy w ysyłasz do niej adw okata, żeby

przedstaw ił jej tw oją prośbę? Czy to przekonałoby jakąkolwiek kobie­

tę? Albo ewangelia jest mocą i ży­

ciem, albo nie jest ewangelią. Gło­

szenie to nie kazanie z a w a rte w trzech punktach. Głoszenie to czło­

wiek za kazalnicą, gorąco zaanga­

żowany w to, co mówi. G łoszący jest żarzącym się światełkiem. Ka­

zanie może być zręcznie przepro­

wadzoną prezentacją przebijającą się przez skorupę, ale musi być wy­

pełnione materiałem wybuchowym, bo inaczej o d b ije się od z a tw a r­

d zia łych um ysłów niew ierzących.

Ich u p rz e d z e n ia są w zm o cn io n e różnym i a rgum enta m i, ale w y b u ­ chowe działanie głoszenia przepeł­

nionego Duchem Świętym może je obalić. Ewangelia to zawsze atak przez zaskoczenie. Dopada ludzi z tej strony, z której nie zamierzali się bronić. Spodziewają się argum en­

tacji, a tym czasem ew angelia nie argumentuje. Spodziewają się sen­

tym entów , ale ew an g e lia nie jest sentymentalna. Przychodzi z rozta­

piającymi wodami wie­

czności spływ ającym i na ich dusze.

Jezus pow iedział:

„Uczynię was rybakami ludzi"

N

ie byli wędka­

rzami siedzą­

c y m i s o b ie s p o k o jn ie na b rz e g u rzeki w oczekiwaniu aż ryba zacznie brać. Byli rybakam i łow iącym i w dużym jeziorze za po­

mocą sieci. Pływali po z d ra d liw y m je z io rz e Galilejskim. Wiatry śmi­

g a ją ce po w zgórzach niemal wyrzucały wody poza brzegi. Sztorm na je z io rz e G a lile js k im , zwanym także morzem Galilejskim, budził stra­

ch naw et w lu d zia ch doświadczonych.

To jezioro jest wspo­

mniane w Piśmie pra­

wie 500 razy, ale zwykle jako miej­

sce budzące strach - nieprzyjaciel.

Psalmy mówią o tych, którzy toną w nim wraz ze swoimi łodziami, o lu d z ia c h w o ła ją c y c h do B o g a o pomoc, gdy ich łódź rzucana przez fale raz ląduje na ich grzbietach, a za chwilę spada w otchłań. Morze, w zburzone, dzikie i groźne, sym ­ bolizuje nieujarzmione siły. Miejsce odwiedzane często przez pierwot­

ne ż y w io ły , d u c h y , d e m o n y. To miejsce zmarłych. Rybacy-aposto- ło w ie sta w ia li mu cz o ła , zaw sze je d n a k to w a rzyszył im niepokój i

6

Nr 5-6 /9 6 (532-533)

d m h p i i j

(7)

drżenie. To była walka z kłębiący­

mi się bałwanami o wydarte głębi­

nom utrzymanie ich rodzin.

W Biblii morze symbolizuje naro­

dy. Jezus mówi o morzu i ryczących falach nawiązując do zgiełku czynio­

nego przez ludzi ogarniętych wojnami i nieszczęściami. Morze jest symbo­

lem mas bezbożników. „L e cz bez­

bożni są jak wzburzone morze, które nie może się uspokoić, a którego wo­

dy wyrzucają na wierzch muł i błoto".

Izrael nigdy nie porównałby Boga do morza. Morze budziło lęk i stanowiło zagrożenie. Było siedliskiem potwo­

rów, smoków, domem Lewiatana.

A

postołowie zostali posłani na połów wśród w zburzo­

nych narodów, burzliwych wód rodzaju ludzkiego, na obce te­

reny, pośród ogromnych niebezpie­

czeństw na niezbadanych wodach.

Wcześniej łowili ryby na gniewnym morzu Galilejskim. Teraz mieli być rybakam i ludzi na za g n ie w a n ych m orzach narodów. To n ie b e z p ie ­ c z n e z a d a n ie . Na p e w n o b ę d ą sztormy. Wiatry będą zawsze prze­

ciwne. Oni zaś mieli w y p ły n ą ć w morze pod prądy świata. Fale będą waliły w burtę, czasem ogrom ne i grożące w ciągnięciem w odmęty.

Może się zdarzyć, że zboczą z kur­

su i będą dryfować. Wszystko mo­

że się może zdarzyć, ale oni będą rybakami ludzi.

Jezus pokazał im, że w cudowny sposób mogli wyłowić z jeziora Ga­

lilejskiego mnóstwo ryb. To była jego lekcja. Chciał ich nauczyć, że po­

dobnie cudowny połów może nastą­

pić wśród narodów. Wyłowią mnó­

stwo ryb, jeśli zarzucą swoje sieci na rozkaz Jezusa. K iedy On p o w ie ­ dział: „Zarzućcie siec i“ , połowa ryb z jeziora Galilejskiego poczuła się w obowiązku do nich wskoczyć. Kiedy Jezus powiedział: „Będziecie ryba­

kam i ludzi", połow a św iata m ogła znaleźć się w sieci.

N arody b y ły w z b u rz o n y m m o­

rzem, ale Jezus m ógł sobie pora­

dzić z szalejącym i żywiołam i. On dosłownie chodził po falach. Morze mogło być jak potwór, ale znalazło się pod jego stopami. Kiedy spie­

nio n e p rz e c iw k o niem u ży w io ły , rozszalałe, ryczą ce jak p ie kie ln e psy otworzyły zaślinione paszcze, by go p o c h ło n ą ć , On je w yła ja ł.

Skuliły się ze strachu jak skamlące kundle wobec pięty swego pana.

„C ze m u ż to burzą s ię n a ro d y , A lu d y m y ś lą o p ró ż n y c h rz e c z a c h ? P ow stają k ró lo w ie z ie m s c y i książęta zmawiają się społem przeciw Panu i Pom azańcowi je g o : Z e rw ijm y ich w ięzy i zrzućm y z siebie ich p ę ta ! Ten, któ ry m ie­

szka w niebie, śmieje s ię z n ic h , Pan im urąga. Wtedy przem ó­

wi do nich w gniewie sw oim i g w a łto w n o ­ ś c ią sw o ją p rz e ra z i ich : Ja u s ta n o w iłe m króla m ego na S yjo­

nie, świętej górze mo­

je j. O g ło s z ę z a r z ą ­ dzenie Pana: rzekł do mnie: Synem moim je ­ steś, dziś cię zro d zi­

łe m . P ro ś m n ie , a d a m c i n a ro d y w dziedzictw o i krańce świata w posiadanie”

(Ps 2). Jezus sam użył p odob nego języka w Dz 1,8: ,,... będziecie m i świadkam i (...) aż p o krańce ziemi". On je s t Panem n ie b io s , ziemi, morza i nieba.

On czyni morza swoją w łasnością i czerpie

z ich bogactw. Idźcie i nauczajcie wszystkie narody.

Każdy posłaniec ma zagwarantowaną obietnicę mocy

W

E w a n g e lia c h w id z im y pierw sze w ysłanie u cz­

niów (Mt 10 i Łk 9), będą­

ce pilotażową misją - jakby ćwicze­

niami dla uczniów Jezusa w czasie jego pobytu na ziemi, jakby miniatu­

rowym projektem do naśladowania na pełną skalę dopiero po otrzyma­

niu mocy w Dniu Pięćdziesiątnicy.

Udzielił im wtedy mocy wypędzania nieczystych duchów i uzdrawiania w szelkich schorzeń. Jezus posłał

Dwunastu i nakazał im mówiąc: „A /dąc, g/ośc/e w/eść; Pfzyb//ży/o s/ę Królestwo Niebios. Chorych uzdra­

wiajcie, umarłych wskrzeszajcie, trę­

dow atych oczyszczajcie, dem ony wyganiajcie. Kto was przyjmuje, mnie przyjm uje, a kto m nie przyjm uje, przyjm uje tego, który mnie posłał"

(Mt 10,1.5.7.8.40). Ewangelista Łu­

kasz opisuje to wydarzenie podob­

nie. Podsumowuje je następująco: „/

posłał ich, aby głosili Królestwo Boże i uzdrawiali. Oto dałem wam moc, *

10 #

■ a i

iSB#

Nr 5-6 /9 6 (532-533)

f , V I ) a c i c i i VI:

7

(8)

abyśc/edepta//po wyżach / skorp/o- nach i po wszelkiej m ocy nieprzyja­

cielskiej' (9,2; 10,19). Mieli moc do­

póty, dopóki On tam był. Kiedy od­

szedł, otrzymali innego Pocieszyciela i źródło mocy - Ducha Świętego.

P

óźniej Jezus rzekł im znowu:

„ P o k ó j w a m ! J a k O jc ie c m nie p o s ła ł, tak i Ja was posyłam. A to rzekłszy, tchnął na n ic h i p o w ie d z ia ł im : W eźm ijcie Ducha Świętego" (J 20,21-22). Oj­

ciec posłał swojego Syna w mocy Ducha i Chrystus nigdy nie oczeki­

wał, że my pójdziemy gdziekolwiek gorzej w yposażeni. S łużba m ocy nie jest jedną z możliwości, ale je­

dyną jaką Jezus brał pod uwagę.

Jest to norm alne dla tych, którzy idą w imieniu Chrystusa. „Dana je st mi wszelka moc na niebie i na zie­

mi. Idźcie tedy i czyńcie uczniami wszysfk/e n a ro d y (O.) a oto /a ye- ste m z w a m i aż do s k o ń c z e n ia świata” (Mt 28,18.20). „Id ą c na cały świat głoście ewangelię wszystkie­

mu stw orzeniu (...) a takie zn a ki b ę d ą to w a rz y s z y ły tym , k tó r z y uwierzyli..." (Mk 16,15.17).

„Ale weźmiecie moc Ducha Świę­

tego, kiedy zstąpi na was, i będzie­

cie m i św ia d ka m i" Dz 1,8). Jeśli przeczytamy wcześniejsze wersety przekonamy się, czemu Jezus dwa razy podkreśla przyjście Ducha w swoich ostatnich słowach wypowie­

dzianych na ziemi w tej samej roz­

mowie. W Dz 1 znajdujemy opis tej sceny. Po swoim zmartwychwstaniu, Jezus udzielił apostołom ostatnich wskazówek i kazał czekać na wy­

pełnienie się obietnicy zesłania Du­

cha Świętego. Wszystko wydaje się być w porządku. Na pewno zrozu­

mieli co miał na myśli i wiedzieli, co miało nastąpić. Ale nie! W wersecie 6. znów b rn ą w w iz ję , k tó rą on przez trzy lata starał się im wybić z głowy: obraz politycznego zw ycię­

stwa Izraela pod wodzą Chrystusa.

Jezus m usiał ich w y p ro w a d z ić z błędu i podkreślić, że ich interes nie leży w odbudowaniu potęgi Izraela, ale opuszczen iu go i zaniesieniu ewangelii wszystkim narodom. Moc, którą miał im dać, nie miała być wy­

korzystana w celu osiągnięcia poli­

ty c z n e g o lub m ilita rn e g o z w y c ię ­ stwa, ale m iała dać rezultat dużo skuteczniejszy - moralne, duchowe zwycięstwo Królestwa Bożego.

Oto propozycja uczniów: „Panie, czy w tym czasie odbudujesz króle­

stwo Izraelowi?'. Co zamierzasz zro­

bić, Panie? A Jezus na to: - Co ja zamierzam zrobić? Ależ to należy do was! Będziecie moimi świadkami. I tak to wygląda w całym Nowym Te­

s ta m e n c ie . „ / n a p e łn ie n i z o s ta li wszyscy Duchem Świętym, i głosili z odw agą Słowo Boże. A u tych w szystkich w ierzących było je d n o serce i jedna dusza. (...) Apostoło­

wie z a ś s k ła d a li z w ie lk ą m o cą ś w ia d e ctw o o zm a rtw ych w sta n iu

Jezus dał Piotrowi klucze do Królestwa.

I wcale nie pobrzękują teraz u jego pasa przy

perłowych bramach.

Te klucze to ewangelia Chrystusa ukrzyżowa­

nego i Duch Święty

Pana Jezusa" (Dz 4,31.32.33). „Al­

bow iem nie wstydzę się ew angelii Chrystusowej, jest ona bowiem mo­

cą Bożą ku zbaw ieniu" (Rz 1,16).

G łoszenie Słowa B ożego uw alnia m oc Bożą. M ożesz się m o d lić o moc i trzymać ją zarazem głęboko ukrytą. Zacznij ją głosić, a w tedy z a czn ie d zia ła ć. Paweł pow iada:

„ Nie p rz y sze d łe m z w yniosłością m owy lub m ądrości, głosząc wam świadectwo Boże. (...) A mowa mo­

ja i zwiastowanie moje nie b yły g ło­

szo n e w p rz e k o n y w a ją c y c h s ło ­ wach mądrości, lecz objawiały się w nich Duch i moc" (1Kor 2,1-4).

D

uch Święty i o dkupia jąca m iłość ewangelii C hrystu­

sowej są nierozłącznie ze sobą połączone w jednym zawiniąt­

ku życia . Jeśli c h c e s z z o b a c z y ć moc Bożą, zapom nij o wszystkich

Nr 5-6/96 (532-533)

technikach, m anipulacji i psycho- sugestii - po prostu głoś Słowo. Nie g łoszę sam ego uzdrow ienia. Nie skupiam się tylko na jednej rzeczy.

Głoszę ewangelię, która zawiera w s o b ie to, c z e g o p o trz e b u je lu ­ dzkość, wszystko w jednym opako­

waniu: zbawienie, uzdrowienie, po­

kój, nadzieję. „G dyż ewangelia (...) doszła was nie tylko w Słowie, lecz także w m ocy i w Duchu Świętym, i z wielką siłą przekonania (...) z ra d o ścią D ucha Ś w iętego" (1Tes 1,5.6). „K tórej sługą zostałem we­

dług daru łaski Bożej, okazanej mi przez jego wszechmocne działanie.

Temu zaś, który według m ocy dzia­

łającej w nas potrafi daleko więcej uczynić p o n a d to wszystko, o co p ro sim y albo o czym pom yślim y’’

(Ef 3,7.20).

To tylko garść cytatów. Używane jest w nich słowo „moc", ale w rze­

czyw istości cały Nowy Testam ent m oże być św iadectw em tego, że moc jest istotą świadczenia. Nie jest dodatkiem do ewangelii. Nie jest jak dzwonek przy rowerze. Dotyczy ca­

łości. Nie ma nigdzie najmniejszej sugestii, że niektórzy będą tej mocy pozbawieni. Jeśli jesteś osobą wie­

rzącą, moc jest w twoim zasięgu.

Paweł przez trzy i pół roku zwiasto­

w ał m ieszkańcom Efezu ca ły ten Boży zamysł. I jeszcze musiał napi­

sać im w liście: „M o d lę się, a b y Bóg ośw iecił oczy serca waszego, abyście wiedzieli ja k nadzwyczajna jest wielkość m ocy je g o wobec nas, którzy wierzymy. ..“

Ludzie wyrastają w zborach zie­

lonośw iątkow ych, a w ciąż m odlą się: „Panie, ześlij tę moc, która dzia­

łała kiedyś". Ześlij? On już to zrobił!

To właśnie znaczy Pięćdziesiątnica - Duch Święty zstąpił. Modlą się:

„Panie, otwórz niebiosa". To już się stało! O tw o rzył n ie b io sa i Jezus przyszedł, rozdarł je jak zasłonę w świątyni kiedy wznosił się z powro­

tem do Ojca. Rozdarł je jeszcze bar­

dziej kiedy Duch Święty zstąpił w dzień Pięćdziesiątnicy. Kiedy pier­

w szy m ęczennik, S zczepan, miał wizję na chwilę przed swą męczeń­

ską śm iercią, p ow iedzia ł: „ Widzę

8

(9)

niebiosa otwarte i Syna Czfowiecze- go sfo/ącego p o praw /cy Boga".

Pięćdziesiątnica to moc w działaniu

J

est to m oc w id o c z n a . „A w każdym różn ie p rz e ja w ia się Duch ku wspólnem u p o żytko ­ wi" (1Kor 12,7). Ta moc to nie nasza wiara w moc. To nie rytuno- we nabożeństwo z nadzieją, że Bo­

ża moc zadziała niewidocznie. Po­

w inno być ją w id a ć w dzia ła n iu . Pow inny d z ia ć się rze czy, któ re można przypisać mocy Bożej. Mo­

gą to być skutki natury fizycznej lub przem iana życia p o szcze g ó ln ych ludzi w nam acalny sposób. Duch Święty nie jest teorią, doktrynalnym stw ierdzeniem na tem at tego, co dzieje się w jakimś świecie, z któ­

rego istnienia nie zd a je m y sobie spraw y, a lb o je d y n ie d e lika tn ym wpływem. To moc w działaniu.

Są dwie postaci mocy - ta, o któ­

rej mówi w iększość chrześcijan to

„ dynamis“. Łatwo możemy się utoż­

samić z tym wyrazem, bo często go używamy: dynamo, dynamit, dyna­

mika. Jednak tak naprawdę słowo to oznacza moc zakamuflowaną. Dyna­

mit to po prostu szary przedmiot, któ­

ry nosisz w swojej torbie - ale bądź ostrożny! To jest ładunek zawierają­

cy moc. Moc ukrytą, zmagazynowa­

ną. Paweł używa również innego sło­

wa: „energeia" - działanie. Kiedy wy­

zwoli się moc dynamitu, staje się on działającą energią. Energia to uwol­

niona moc i dlatego oba te słowa występują w wyrażeniu „dar czynie­

nia cudów/' (1Kor 12,10).

Pięćdziesiątnica dała nam klucze do Królestwa

E

ra chrześcijaństwa to era mo­

cy. W Starym Testam encie czytamy o Bogu cudów, któ­

ry dokonyw ał ich w życiu pa tria r­

chów, proroków, ale w tych 39 księ­

gach nie są one spraw ą pow sze­

chną, d o tyczą jedynie w ybranych osób. Szczególnie znani są pod tym względem Mojżesz, Eliasz i Elizeusz.

Pomyślmy więc o tych natchnio­

nych przez Boga prorokach: Amo- sie, Jeremiaszu, Izajaszu, Danielu, E zechielu i ca łe j reszcie. Pow ie­

dzcie - czy którykolwiek z nich do­

prowadził do czyjegoś nawrócenia?

Czy otworzyli oczy niewidomego lub uszy głuchego, sprawili, żeby spara­

liżowany zaczął chodzić? Czy znasz choć jeden przypadek wypędzenia diabła? Bóg był Bogiem potężnym w bitwie, uczył ich palce jak walczyć, ale nie jak nakładać ręce na chorych w celu ich uzdrowienia. Głosili Sło­

wo Pana, ale ich głoszenie nikogo nie sprowadziło na drogę sprawiedli­

wości. Dlaczego? Dlatego, że dzieło n aw rócenia , u w o ln ie n ia od g rz e ­ chów, uzdrowienia, wypędzanie de­

monów należy do Ducha Świętego, który zajął m iejsce Jezusa. W tedy Duch Święty nie był jeszcze dany.

Potem Jezus dał Piotrowi klucze do Królestwa. I wcale nie pobrzę­

kują teraz u jego pasa przy perło­

wych bramach. Te klucze to ewan­

g e lia C hrystusa ukrzyżow aneg o i Duch Święty. Piotr otworzył Króle­

stwo i dziś my posiadamy te same klucze. Piotr zobaczył coś, czego nikt na ziemi wcześniej nie widział:

3000 osób jednego dnia nawraca­

ją c y c h się i o d ra d z a n y c h przez D ucha Ś w ię te g o . W te d y w ła śn ie apostołowie wyszli i poddali próbie moc tych kluczy. Martwi byli oży­

wiani, głusi, ślepi i chromi przywra­

cani do pełnego zdrowia, a rzesze nawracały się do Chrystusa i coś now ego zrodziło się na św iecie - Kościół Jezusa Chrystusa.

O

d czasu do czasu w Sta­

rym Testamencie czytamy o tym, jak Duch Boży zstę­

pował na tego lub owego. W dwóch przypadkach - Gedeona i Samsona - użyto słowa „wskoczyć na". Grecki Stary Testament (Septuaginta) uży­

wa tego samego słowa, które znaj­

dujem y w D ziejach A postolskich, kiedy chromy człowiek uzdrowiony p rz y b ra m ie P ięknej w ś w ią ty n i

„podskakiw ał” i chodził. Wizja Du­

cha „skaczącego” jest dość sugesty­

wna. D uch p rz y s z e d ł i p o sze d ł.

Samson był beznadziejną postacią, Nr 5-6 /9 6 (532-533)

a czytamy, że „Duch Pana zaczął go cza sa m i p o ru s z a ć ". Także w przypadku proroków czytam y, że

„Święci mężowie Boży przemawiali, kiedy byli poruszani przez Ducha Świętego“ . W Nowym Testamencie nie używa się tego wyrażenia w od­

niesieniu do nikogo. Duch Święty był na stałe z nimi. Na przykład czyta­

my: „ Wtedy Piotr, pełen Ducha Świę­

tego, rzekł do nich" (Dz 4,8). A to oznacza, że Piotr nie mówił tylko wte­

dy, kiedy Duch go poruszał, ale że był nim cały czas napełniony. Duch nie skoczył na niego specjalnie na tę okazję. Był on do tego przygotowany już wcześniej. W Dziejach sformuło­

wania „pełen Ducha Świętego” uży­

wa się kilka razy.

Pięćdziesiątnica jest daniem Du­

cha Świętego światu w formie dzia­

łania. Jest to Bóg działający w fizy­

cznym, materialnym świecie. Wie­

my tylko o jednej formie Ducha, a jest nią właśnie działanie. Nie ma Ducha „w stanie spoczynku", czy w bezruchu. Istota Pięćdziesiątnicy to p o ru s z e n ie D u c h a - p o tę ż n y wiatr z nieba i języki ognia.

D

uch Święty znany jest tylko w działaniu. Nie ma Ducha jeśli nie ma ruchu, tak jak bez ruchu nie ma wiatru. Wiatr, który nie wieje, nie jest wiatrem. Wiatr ni­

gdy nie jest spokojny, nie jest atmo­

sferą. Duch Święty nie jest tylko „at­

mosferą". To my tworzymy atmosfe­

rę. Muzyka, architektura, uwielbia­

nie, społeczność tworzą atmosferę w zborze, ale musimy widzieć różni­

cę m ię d zy a tm o sfe rą zb o ro w ą a w ia tre m z n ie b a . D u ch je s t ja k sztorm, a nikt się nie ostoi w sztor­

mie o sile ośmiu stopni Bouforta i nie będzie wtedy mówił o atmosfe­

rze! Tam, gdzie jest Duch Święty, tam jest akcja, cuda; tam jest Bóg w działaniu.

Reinhard Bonnke Kazanie wygłoszone na zakończenie 17. Światowej Konferencji Zielonoświątko­

wej w Jerozolimie we wrześniu 1995 r.

wg „ World Pentecost” nr 48 przekład: Joanna Sosulska

9

(10)

« e s e e i e e ' g z e ß e t .

recedensy nie są podstawą

„I rzekł do niego (diabeł): Jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć się stąd w dół; napisa­

no bowiem: Aniołom swoim przykaże o tobie, aby cię strzegli. ”

Ł k 4 ,9

Precedens biblijny, wyjątkowy przecież, nie może być podstawą naszej chrześcijańskiej nauki i praktyki. Że jest biblijny, że „ napisano", że można na niego się powołać i - jak kusiciel - go zacytować, to jeszcze nic nie znaczy.

Wiecie? Wiemy. No to poczytajcie kilka przykładów.

Ozeasz, by poznać ból Bożego m iłującego serca i stać się naprawdę prorokiem miłości, z Bożego szcze­

gólnego, wyjątkowego rozkazu miał wziąć za żonę nierzą­

dnicę (Oz 1,2). Czy to znaczy, że wierzący, odrodzeni mężczyźni, a w tym pastorzy, kaznodzieje i ewangeliści mają się żenić z prostytutkami z ulicy, z hotelu, czy - jak już powszechne dzisiaj - z trasy dalekobieżnej? Oczywi­

ście, że nie. Oto co mówi Pan odnośnie do kapłanów:

„M e będą brać za żonę kobiety nierządnej ani zbezcze­

szczonej, także kobiety porzuconej przez męża brać nie będą za żonę, gdyż każdy z nich jest święty dia swojego Boga” (3Moj 21,7). Znam przypadki młodych ludzi mają­

cych zadatki na sługi Słowa, którzy tej Pańskiej wskazów­

ki nie posłuchali i stali się nawet rozbitkami w wierze. A odnośnie do każdego wierzącego, kobiety i mężczyzny, czytamy: „wolno wyjść za mąż za kogo chce (ożenić się z kim chce - przyp. mój), byle w Panu" (1Kor 7,39).

Saul, odrzucony król, gdy znalazł się wśród proroków,

„zrzucił z siebie swoje szaty i był w zachwyceniu przed Samuelem, a padłszy na ziemię leżał nagi przez cały ten dzień i przez całą noc” (1Sm 19,24). Czy to znaczy, że mamy podstawę biblijną, by stać się naśladowcami śre­

dniowiecznej sekty tzw. adamitów, nagusów? Oczywi­

ście, że nie! Pan Bóg sam pierwszych golasów, Adama i Ewę, przyodział. I oczekuje, że my - nawet w zachwyce­

niu - w tym względzie będziemy zachowywać się „przy­

stojnie i porządnie" (1Kor 14,40). A jeśliby coś przeciw­

nego gdzieś się zdarzyło, to ci, którzy otrzymali Ducha trzeźwego myślenia, dla przywrócenia przystojności i po­

rządku, powinni użyć mocnych słów, jak kiedyś baby w Chałupach (chodzi o wioskę nad Bałtykiem) sztachet do popędzenia nudystów.

Na Malcie „g d y Paweł zgarnął kupę chrustu i nakładał ją na ogień, wypełzła od gorąca żmija i uczepiła się jego ręki. (...) Lecz on strząsnął gada w ogień i nie doznał nic złego" (Dz 28,3.5). Tradycja zaś starochrześcijańska - mając może na uwadze podobne przypadki - dodała do Ewangelii Marka: „ Węże brać będą" (Mk 16,18). Czy te przypadki dają doktrynalną podstawę do praktyki celo­

wego chwytania węży podczas zgromadzeń kultowych, co miało miejsce w historii: w kręgach Madame Guyon (w siedemnastym wieku), wśród kamizardów we Francji (początek osiemnastego wieku), czy też zielonoświątko­

wych zwolenników George’a Wenta Hensleya w Amery­

ce (na początku dwudziestego wieku)? Rzecz jasna, że nie. Tego rodzaju interwencje Boże - jak w przypadku Pawła - są czymś wyjątkowym. Nie są dane po to, by się tym bawić podczas zgromadzenia dzieci Bożych.

Czwarty przykład. „G dy zaś wyszli z wody, Duch Pań­

ski porwał Filipa i eunuch nie ujrzał go więcej, lecz radu­

ją c się jechał dalej swoją drogd’ (Dz 8,39). Nie wiem czy to dobry przykład. Moim zdaniem lepiej byłoby się powo­

łać na przykłady Eliasza czy Ezechiela ze Starego Testa­

mentu, gdyż jeśli chodzi o Filipa, to egzegeci różnią się co do istoty tego Filipowego porwania. Wprawdzie J.A.

Bengel, głównie na podstawie egzegezy filologicznej (czasownik: harpadzo - porywam), chce widzieć w tym porwaniu dosłowne, cielesne przeniesienie Filipa na inne miejsce; porwanie, podobne do pochwycenia w dniu pa- ruzji, to jednak inni mają w tej kwestii odmienne zdanie.

Campbell Morgan powiada, że nie należy zaprzeczać cudom, gdzie one są i nie dopatrywać się cudów tam, gdzie ich nie ma. Wydaje się, że należy zgodzić się ze zdaniem Michaela Greena, że porwanie Filipa niekonie­

cznie musiało oznaczać cudowne przeniesienie z miej­

sca na miejsce. Mogło zaś oznaczać, że Filip pozostawił eunucha i pod natchnieniem Ducha udał się do Azotu, a następnie dalej. Ale nawet gdyby chodziło o cudowne fi­

zyczne przemieszczenie, to należy pamiętać, że Boży lu­

dzie - po tej stronie życia - nawet w najpilniejszych spra­

wach muszą korzystać ze swoich nóg i środków komuni­

kacji. Tak jak czynił to apostoł Paweł podczas swoich po­

dróży misyjnych. A na pewno nie jest to podstawa do praktykowania - co jest obrzydliwością przed Panem - okultystycznej lewitacji.

Edward Czajko

„Wielu zielonoświątkowców ma skłonność do k o rz y s ta n ia je d y n ie z b ło g o s ła w ie ń s tw Pięćdziesiątnicy - radości uwielbiania i wido­

wiskowych przejawów Ducha. Lecz czego nam przede wszystkim potrzeba to mocy do zmieniania naszego społeczeństwa. Wielu szuka takich przejawów jak śmiech, upadanie p od mocą, święte drżenie itp. Zawsze jednak takie przejawy musimy poddać sprawdzia­

nowi prawdziwej duchowości."

David Yonggi Cho, Pastor Yoido Church w Seulu

10

Nr 5-6/96 (532-533)

'ilt ó jjłlil iii

(11)

-

Od czego zaczął Nehemiasz?

N

ehemiasz po przybyciu do Jerozolim y usiłował o sobi­

ście poznać źródło problemu (2,13).

Nie wystarczyły mu opinie ludzi. Ro­

zum iał, że rozw iązanie problem u uwarunkowane jest wcześniejszym dokładnym i gruntow nym p o zn a ­ niem go. Dopiero wówczas będzie można zastanowić się nad sposo­

bem jego rozwiązania.

Przyznaję otwarcie, że częstym moim uchybieniem jest to, że nie starcza mi czasu, a niekiedy i do­

brej woli, by przed przystąpieniem do podjęcia decyzji co do sposobu rozw iązania problem u - najpierw zbadać przyczyny je g o w ystą p ie ­ nia. Bez dokładnej zaś wiedzy, roz­

w ią z a n ia c z ę s to są p o ło w ic z n e , krzywdzące i nietrafne.

N e h e m ia sz p rz e k o n a ł się, że przyczyną pohańbienia m ieszkań­

ców Jerozolimy są spalone bramy, nie zabezpieczone należycie mury, przez które p rz e d o s ta je się zło, wchodzą rabusie czyniący spusto­

szenie i zamęt.

Wielu z nas ubolew a nad tym, że miliony naszych rodaków żyją w pohańbieniu i d uchow e j b iedzie, że szeroko są otwarte bramy, przez które wlewa się grzech zarówno do naszego kraju, jak i do serc poje­

dynczych ludzi. Do serca bowiem każdego człow ieka w iodą bramy, które, je śli są otw arte, stw a rza ją okazję o d w ie czn e m u z ło d z ie jo w i kalania, zanieczyszczania, d o p ro ­ wadzania do pohańbienia i niemo- ralności (J 10,10). Wiemy także, że powstrzymać go może zam knięcie tych bram poprzez duchowe prze­

budzenie. Tak bardzo te g o p ra g ­

niemy, że czasem w nadgorliwości szukamy bardziej wzorców, metod i utartych dróg, niż samego Sprawcy p rz e b u d z e n ia - B o g a . C za se m większą nadzieję pokładamy w cu­

dzym ogniu niż w Duchu Świętym, c z ę ś c ie j m ów im y o d a ra ch niż o samym Dawcy, o cudach niż o ich Sprawcy. Jest to postawa fałszywa, o d b ie ra ją c a cze ść Bogu. Wierzę, że Bóg ma klucze przebudzenia ró­

wnież i do naszego kraju, oryginal­

ne klucze z napisem „P olska” na breloczku. Chodzi tylko o to, abyś-

Wierzę, że Bóg ma klucze

przebudzenia również i do naszego kraju,

oryginalne klucze z napisem „Polska”

na breloczku

my je ro z p o z n a li i z a s to s o w a li.

C hodzi także o o d ło że n ie w y try ­ chów, którymi od lat z coraz więk­

szą determ inacją próbujem y otwo­

rzyć drzwi przebudzenia.

Czy przypadkiem zamiast modlić się o przebudzenie, nie powinniś­

my raczej wołać do Boga o wska­

za n ie d ro g i do p rz e b u d z e n ia w Polsce, tej oryginalnej, nie importo­

wanej, przywiezionej przez kolejne­

go kaznodzieję? Towar, za który nie z a p ła c iło się żadnej ceny nie ma też i większej wartości. Za przebu­

dzenia jakie ogarniały mniejsze lub większe połacie Ziemi zawsze ktoś płacił cenę; cenę modlitwy, święte­

go życia, jedności, oddania się bez reszty Bogu. Niekiedy wydaje nam

Nr 5-6/96 (532-533)

się, że m ożem y zryw ać ow oce w cudzym sadzie, korzystać z efek­

tów czyjejś pracy.

Po za p o z n a n iu się ze stanem bram i m urów, po zbadan iu pro­

blemu, a także podjęciu decyzji co do sposobu rozwiązania go, Nehe­

miasz dzieli się swoją wizją ze swy­

mi w sp ó łp ra co w n ika m i (2,16-17).

Być może inspiracją dla niego był Psalm 133, który powiada o błogo­

s ła w ie ń s tw a c h s p ły w a ją c y c h na p rz y w ó d c ó w d z ię k i je d n o ś c i i w sp ó łd z ia ła n iu braci. W każdym razie źle jest, jeśli ktoś myśli, że jest alfą i omegą, że sam sobie poradzi i że nie potrzebna mu jest w spół­

praca z braćmi. Jest to dowód bra­

ku zaufania do nich, dowód zarozu­

m iałości, który w krótce zaowocuje d y k ta tu rą w zborze i ro zp ro sze ­ niem się ludzi albo atakiem serca z przepracowania.

Nehem iasz nie w p a d a ł także w inną skrajność, nie oczekiw ał, że w szyscy wokół niego będą praco­

wać, a on pełnić będzie rolę nad­

zorcy. Jego słowa: „Zabierzm y się do budowy!" świadczyły o tym, że stał on w szeregach tych, którzy pracowali. Ludzie widząc jego za­

angażowanie, a także słysząc jego zachętę .... przyłożyli ręce do do­

brego dzieła".

Odbudowa bram

S

koro przyczyną pohańbienia b yły s p a lo n e bram y, a ich brak powodował wlewanie się zła, Nehemiasz przystąpił do ich odbu­

dowy. Trzeci rozdział księgi Nehe- m iasza nie tylko przedstaw ia nam sam p ro c e s ich o d b u d o w y , ale podkreśla także kolejność, z jaką *

11

(12)

zostały odbudowane. Nie jest to ko­

le jn o ś ć p rz y p a d k o w a , w s k a z u je o n a od c z e g o n a le ż y z a c z ą ć w zborze, aby powstrzymać degrada­

cję a przyczynić się do naprawy, przebudzenia.

Brama Owcza (3,1)

I

est to pierwsza brama, od której rozpoczęto naprawę murów. Bra­

ma owcza charakteryzow ała się tym, iż nieopodal niej znajdowały się zagrody dla ow iec oraz sadzawka Betezda (J 5), w której kąpano owce przed złożeniem na ofiarę w świątyni.

Owce w Biblii często symbolizują ludzi. W Psalm ie 100,3 czytam y:

„ M yśm y lud e m je g o i trzodą p a ­ stwiska jego". Prorok Izajasz w 53,6 powiada: „ Wszyscy ja k owce z b łą ­ dziliśm y. Pan Jezus w 10 rozdziale

Ewangelii Jana przyrównywał wierzą­

cych do owiec w owczarni.

Kolejność odbudowy bram wska­

zuje, że jeśli chcem y naprawy, du­

chowego przebudzenia, to w pier­

wszej kolejności należy za d b a ć o odbudowę zaniedbanej gdzienieg­

dzie służby duszpasterskiej. Po dru­

gie, zamiast tylko marzyć, mówić i spodziew a ć się z różnych źródeł przebudzenia, stać się ludźmi czy­

nu, wziąć się za odbudowę, rozpo­

czynając od zboru (ow czarni). To zbór musi być najpierw podniesiony

do odpowiedniego poziomu ducho­

w ego, do odpow iedniej atm osfery duchowej. Aby owce mogły rodzić kolejne jagnięta, najpierw same mu­

szą dorosnąć do właściwego pozio­

mu d u c h o w e g o . C z y ta ją c D zieje Apostolskie zauważamy, że w pier­

wszej kolejności Duch Święty pod­

kreśla cechy dojrzałego duchow o Z boru w Je rozolim ie (2,41-46), a opis ten wieńczy stwierdzenie: „Pan z a ś c o d z ie n n ie p o m n a ż a ł lic z b ę tych, k tó rz y m ie li b y ć z b a w ie n i’’ . Znamy przecież zasadę: „Pan do­

daje do zboru tylu ludzi, ilu zbór jest w stanie wychować” . Słyszy się tak­

że od d o ś w ia d c z o n y c h słu g B o­

żych, że „przebudzenie rozpoczyna się w zborze” . Kamień wrzucony do jeziora powoduje, iż fale rozchodzą się coraz dalej. Ogień zapalony w miejscu, w którym stoimy rozprze­

s trz e n ia się c o ra z d a le j i d a le j.

Współczuję tym, którzy niewiele ro­

bią w zborze, a jedynie tęsknie wy­

glądają na krańce horyzontu za up­

ragnionym przebudzeniem. W spół­

czuję im, bo albo zmarnują życie na u s ta w ic z n y m o c z e k iw a n iu , a lb o w padną w rozczarowanie i rozgo­

ryczenie z powodu niespełnionych marzeń. Zamiast smętnego w yglą­

dania właściw iej jest przyjrzeć się zborow i, bram ie o w czej i ro z p o ­ cząć jej odbudowę. Trzeba zacząć lub ko n tyn u o w a ć sys te m a ty c z n e

Nr 5-6/96 (532-533)

odw iedzanie rodzin zborowników, należy s p o tyka ć się z ludźm i na modlitwę, świadczyć nie zbawionym jeszcze członkom rodzin przy okazji duszpasterskich odwiedzin. Leczyć rozbite małżeństwa, scalać rodziny, a przez to powodować powiększa­

nie się zboru, a zarazem przygoto­

w yw a ć w ie rz ą c y c h do s k ła d a n ia świadectwa o Jezusie najbliższym sąsiadom.

A oto n ie któ re w ażne p ra w d y dotyczące owiec (zborowników):

I

Owce chcą znać swego paste­

rza. Pan Jezus jako w zór dla pasterzy powiedział: „... owce moje m nie znają" (J 10,14). Jeśli owce znają swojego pasterza, słyszą jego głos, czują się wtedy bezpieczne i nie są w związku z tym skore słu­

chać głosu obcych pasterzy (na­

jemników), a poza tym wilki, widząc pasterza na czele stada, trzymają się z daleka.

W o statnim cza sie je ­ steśmy nieco zaniepokoje­

ni z b y tn ią flu k tu a c ją w z b o ra c h . G d z ie n ie g d z ie zdarza się, że tyle samo lu­

dzi odchod zi od zboru w ciągu roku ile do niego się przyłącza, co oznacza ze­

rowy przyrost. Być może jedną z przyczyn jest brak poczucia bezpieczeństwa u o w ie c , g d y ż p a s te rz częściej przebywa daleko za g ra n ic ą niż ze swoim stadem. A przecież powi­

nien iść przed nim wskazu­

jąc drogę, ochraniać, być blisko. Nieuczciwe jest ko­

rzystanie tylko z przywilejów przy­

sługujących pasterzowi, a nie trosz­

czenie się o owce (Ez 34,1-10).

2

Owce potrzebują indywidualnej troski. Pan Jezus p ow iedzia ł:

„Znam swoje owce” (J 10,14). Pa­

sterze owiec twierdzą, że owce są zdrowsze, lepiej się rozwijają, jeśli pasterz od czasu od czasu wymieni je po imieniu, czule przemówi i po- głaszcze.

Czasem cierpnie mi skóra, kiedy słyszę jak odzywają się do swoich owiec pasterze. Kiedyś jeden z pa­

0 = 3 * 0

. ^ - , , .1 «.. . i r

!? / * '

" ' - W i %

12

(13)

storów karcił obecnych w kaplicy z powodu małej frekwencji na nabo­

żeństwie. Pomyślałem sobie: „D o­

brze wam tak, cierpcie, po co przy­

szliście, ci którzy nie przyszli mają się lepiej, nie słyszą karcenia, bo nie przyszli” . Ci więc, którzy przy­

szli, zostali jeszcze za to ukarani.

Ludzie potrzebują zachęty, dobrej rady, czułości pasterza, a nie rządów administratora owczarni, najemnika.

3

Pasterz p rze ję ty je s t tro ską o ka żd ą ow cę ze sw ego stada.

Niedobrze jest jeśli pasterz przesta­

je tylko z określoną grupą, na przy­

kład ze względu na wiek, zaintere­

sowania, albo tylko z tymi, którzy mu schlebiają; u nich tylko bywa, z nimi tylko się spotyka, dając w ten sposób odczuć innym, że są owca- mi drugiej kategorii, że mogą sobie odejść. Gdyby nawet nie miał takich intencji, to ludzie i tak to w ten spo­

sób odczytają. A p rze cie ż nawet młody pastor może mieć doskonałe relacje z najstarszy­

mi członkami zboru.

M oim s z c z ę ś c ie m było to - gdy byłem młodym pastorem - że o to czo n y byłem modlitwą i życzliwo­

ścią sióstr mających

po 40-50 lat więcej niż ja. Zawsze mieliśmy wspólne tematy, spędzaliś­

my razem czas na modlitwie. Dziś z rozrzewnieniem wspominam tamten okres, g d y ż one z a s tę p o w a ły mi matkę, d o ra d z a ły , k o ryg o w a ły, a dziś, choć są już w wieczności, po­

zostają nadal w mojej w dzięcznej pamięci.

4

Owce p o trze b u ją w ła ściw e g o karm ienia. M ądry p asterz tak dobiera pokarm, żeby owce nie do­

stały niestrawności. Brak karmienia lub złe karmienie powoduje, że ow­

ce udają się do sąsiadów w poszu­

kiwaniu pokarmu. Nikt nie rezygnu­

je z lepszego na korzyść gorsze­

go. D obre nauczanie, system aty­

czne nauczanie pow oduje, że lu­

dzie gromadzą się, aby karmić się zwiastowanym Słowem.

Innym dow ode m z n a cze n ia tej właśnie bramy (służby duszpaster­

skiej) jest - oprócz usytuowania jej na pierwszym miejscu - i to, że od­

budowywał ją sam arcykapłan wraz ze swoimi braćmi kapłanami (3,1).

Brama Rybna (3,3)

B

rama ta wskazuje na konie­

czność zaangażow ania się wierzących w dzieło ewangelizacji.

Pan J e z u s , p o w o łu ją c u c z n ió w , uczynił to z myślą, że będą oni ry­

bakami dusz (Mt 4,19).

G dy m ów im y o e w a n g e liz a c ji, natychmiast kojarzy nam się ona ze s p e c ja ln y m i n a b o ż e ń s tw a m i i z usługą zaproszonego ewangelisty.

Przyzwyczailiśmy się przez lata do cze g o ś w rodzaju jednorazow ych akcji. Przez ja kiś czas istn ie je w zborze całkow ita „cisza ew angeli­

zacyjna” , aż wreszcie zbliża się ter­

m in e w a n g e liz a c ji i n a s tę p u je

„e w a n g e liz a c y jn y sz u m ” : rozw ie­

szam y plakaty, rozdajem y z a p ro ­ s z e n ia , d a je m y ogłoszenia do ga­

zet lub radia i za­

d o w o le n i z n ie ­ cierpliwością cze­

ka m y na ż n iw o . By nas u p o k o ­ rzyć, a zarazem dać do zrozumienia, że taka akcyj- ność nie zawsze skutkuje, często nie o gląda m y spodziew a nych re­

zultatów. Dlaczego? Bo wolą Bożą jest nasze codzienne ew angelizo­

wanie: życiem i słowem. I mają to robić nie tylko ewangeliści, pasto­

rzy, ale w szyscy ludzie ze zboru.

Bramę owczą budowali kapłani, ale bram ę rybną budow ali „synow ie” , co oznacza, że jest to powinność każdego wierzącego. Apostoł Piotr, przekonując nas, że jesteśmy kap­

łanam i, ludem królew skim , pisze zarazem , że jesteśm y nimi po to, aby rozgłaszać cnoty Tego, który nas powołał z ciemności do cudo­

wnej swojej światłości (1P 2,9). Ja­

ko ewangelista wielokrotnie przeko­

n y w a łe m s ię , że e w a n g e liz a c ja zbiorowa ma sens tylko wtedy, gdy wierzący ludzie uprzednio poprzez e w a n g e liz a c ję o s o b is tą w ykonali

już czę ść pracy, g d y przyprow a­

dzają ze sobą ludzi do zboru. Sia­

d a ją z nimi, m odlą się z nimi, a nawet, dla zachęty, wychodzą z ni­

mi do p rz o d u . T rz e b a ro zu m ie ć tych ludzi, którzy po raz pierwszy znaleźli się w innym otoczeniu; tu w s z y s tk o m o że ich s z o k o w a ć i zdumiewać, stąd obecność przyja­

ciela (rybaka) dodaje odwagi, sta­

nowi jednocześnie zachętę.

N ie k a ż d y m oże w y k o n y w a ć służbę duszpasterza (tę bramę od­

budowywali tylko kapłani), apostoł Paweł twierdzi, że to Pan daje Ko­

ściołowi niektóre osoby ze zdolno­

ściam i duszpasterskim i (Et 4,11), a le k a ż d y m oże b yć św ia d k ie m Chrystusa (Dz 1,18; 8,4).

Brama Staromiejska (3,6)

iewątpliwie okres, w którym żyjemy, przejdzie do historii jako wiek postępu, ogromnego sko­

ku cywilizacyjnego. Historia nie no­

tuje takiego dynamizmu w rozwoju i wynalazczości, jaki obserwujemy za życia naszego pokolenia. Ludzie nie zawsze nadążają za tempem życia, co powoduje wiele niekorzystnych skutków. Szaleństwo na tle pogoni za nowością jest czymś symptoma­

tycznym i zdum iew ającym . Zm ie­

niają się upodobania, systemy i po­

glądy, moda i zapatrywania. Zmie­

niają się i wartości moralne. To, co wczoraj było przyzwoite, dziś jest wyśmiewane, to co było niemoralne je s t p ro p a g o w a n e . W a rto ści p o ­ przednich pokoleń są ośmieszane i poniewierane. Krytykuje się i profa­

nu je to , co o s ią g n ę li w m iarę swoich możliwości i wiedzy poprze­

d n ic y . N ie s te ty , z d a rz a się, że świecki sposób mówienia od czasu do cza su o p a n o w u je n ie k tó ry c h kaznodziejów. Czymś odrażającym jest pogarda i lekceważenie star­

szego pokolenia, „starych worków” , do których jakoby nie pasuje „nowe w in o ” . Ktoś pow iedział, że naród, który nie ma szacunku dla swojej hi­

storii skazany jest na zagładę i mo­

że właśnie dlatego Biblia na przekór w sp ółczesnym trendom pokazuje *

wolą Bożą jest nasze codzienne ewangelizowanie:

życiem i słowem

Cytaty

Powiązane dokumenty

Mieliśmy taki piękny [tekst] o księdzu: „Madonna tronująca z lipowego drzewa”, też chyba Olek Rowiński [napisał], a może ktoś inny, już nie pamiętam.. Ponieważ tekst był

I przez cały czas bardzo uważam, dokładnie nasłuchując, co się dzieje wokół mnie.. Muszę bardzo uważnie słuchać, ponieważ nie mam zbyt dobrego

Ze względu na stan pandemii odpust zupełny mogą otrzymać też osoby w podeszłym wieku, chorzy, umierający i wszyscy, którzy z ważnych przyczyn nie mogą wyjść

Tym samym dowiedzieliśmy się, że bycie przyjacielem we wspólnocie to zobowią- zanie, bo można powiedzieć „tak, jestem twoim przyjacielem”, ale trzeba też znaleźć sposoby,

UMIEJĘTNOŚCI ŁATWEGO CZYTANIA I INTERPRETOWANIA MOWY CIAŁA ORAZ WERBALNYCH SYGNAŁÓW WYSYŁANYCH PRZEZ KAŻDEGO Z KIM ROZMAWIASZ.. NA NASZYM SZKOLENIU “NIE

Każdy ksiądz ma swój cha- ryzmat, ma coś, w czym jest napra- wdę dobry i czym może się podzielić z innymi.. Dlatego bardzo pocieszające jest to, że my wszyscy się

Zajął się nią Rząd, zajął Episkopat polski, wy­. stąpiła Stolica Apostolska i wogóle cały świat

Zapowiedziane kontrole ministra, marszałków i woje- wodów zapewne się odbyły, prokuratura przypuszczalnie też zebrała już stosowne materiały.. Pierwsze wnioski jak zawsze: