Roman Ingarden
Zakończenie dyskusji z prof.
Markiewiczem
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 55/2, 435-438
P ro fe so r M arkiew icz d ał m i do p rzeczy tan ia m aszynopis swej „odpo w iedzi re c e n z e n ta ” na sw ój a rty k u ł i w y raził życzenie, b ym ze swej stro n y odpow iedział na jego uw agi k ry ty czn e. P o zaznajom ieniu się z m a szynopisem i odbyciu trzy g o dzin n ej d y sk usji u stn e j z prof. M arkiew iczem p rzy szed łem do p rzek o n an ia, że poglądy nasze n a szereg sp raw nie różnią się w tej m ierze, ja k mi się to w ydaw ało po p rzeczy tan iu a rty k u łó w prof. M arkiew icza. Odnoszę w rażenie, że asp ek t dość isto tn ej różnicy w k ilk u spraw ach źródło sw e m a przede w szystkim w ty m , że prof. M arkiew icz posłużył się w sw ych w yw odach w łasnym sposobem rozum ienia szeregu term in ów , nie licząc się ze znaczeniem , jak ie w m ych k siążkach ty m te r m inom w y ra ź n ie nadałem . D otyczy to tak ich słów, ja k np. „p rzed m io t” ,
„pojęcie” , „zn aczenie” słow a itp. Prócz tego posługu je się w sw ych u w a gach pew n y m i zw ro tam i w łasnym i, k tó ry c h znaczeniow e i składniow e w łaściw ości n a su w a ją czytelnikow i inne rozum ienie, niż zam ierzone przez p ro f. M arkiew icza (np. „u k ła d znaczeniow y”). W następ stw ie teg o doszło do ró żn y ch nieporozum ień m iędzy d y sk u ta n ta m i, k tó re w u stn e j roz m ow ie się w znacznej m ierze w y jaśn iły i doprow adziły w szeregu spraw do uzgodnienia poglądów . M im o to w k ilk u sp raw ach nie u d ało się nam u su n ąć różn icy za p atry w a ń . W szczególności:
ad 1. W yrażenie „w yższy u k ład znaczeniow y” sugerow ało m i m yśl,
że to, co je s t ty m u kładem , sam o składa się ze znaczeń, ta k np. jak zespół zdań sk łada się ze zdań, a zdanie ze znaczeń słów w jego skład w chodzących. Różnica m iędzy przedm iotam i p rzed staw io ny m i w dziele (k tó re w ed le prof. M arkiew icza m ają być ow ym i „w yższym i u k ład am i znaczeniow ym i”) a zdaniam i te k stu dzieła b y łab y w edle prof. M ark ie w icza ty lk o ta, że te o statn ie są efek ty w n y m i skład nik am i te k s tu dzieła, a ta m te są w stan ie pew n ej potencjalności, w yznaczonej p rzez sam tek st. P rz y ta k im ro zu m ien iu te k s tu a rty k u łu prof. M arkiew icza — odpo w iadam : „Ż ad en p rzedm io t przed staw io n y w dziele literack im nie je s t
»układem znaczeniow ym w yższego rzęd u« ” . N a p rzy k ła d p a n W ołody-ZAKOŃCZENIE DYSK USJI Z PROF. MARKIEWICZEM
436 R O M A N IN G A R D E N
jow ski nie jest złożony ze znaczeń, np. ze zdań, an i nie posiada w łaści wości ch a ra k te ry sty c z n y c h dla znaczeń lub ich układów . Posiada n a to m iast dobór cech i zachow ań, k tó re p rzy p isu ją m u zdania w y stępu jące w T rylog ii i w jak ik olw iek sposób go dotyczą. W rozm ow ie ze m ną je d n a k prof. M arkiew icz w y jaśnił, że w ten sposób nie rozum ie zw rotu ,,u k ład znaczeniow y” , że p rzez słowo „znaczeniow y” należy w jego in te n c ji rozum ieć ty le co „pow stały ze znaczeń” lu b „w yznaczony przez znaczenia” tw o ró w językow ych. W ydaw ało się przeto, że poglądy nasze n a przedm io ty przedstaw ione są w łaściw ie identyczne. P ro f. M arkiew icz je d n a k w dalszym ciągu stw ierdził, że przedm io tów ty ch nie chciałby uw ażać, czy nazyw ać przedm iotam i in te n c jo n a ln y m i. Zaznaczył jednakże także, że nie żyw i jak ich ś zasadniczych sprzeciw ów co do uznaw ania p rzedm iotów in ten cjo n aln y ch i gotów je w pew ny ch p rzy p adk ach przyjąć. N a podstaw ie dw u p ierw szych arty k u łó w prof. M arkiew icza ia odniosłem w rażenie, że prof. M arkiew icz żywi ta k i zasadniczy sprzeciw contra przedm iotom in ten cjo n aln y m , i dlatego p ro testo w ałem nie tylk o przeciw sprow ad zan iu przedm iotów p rzedstaw ion ych do znaczeń, ale zarazem p rzeciw o d rzucaniu innego ro d za ju p rzedm iotów intencjonalnych, jak sam e tw ory językow e, resp. ich znaczenia, i in n e w y tw o ry kulturow e.
ad 2. P ro f. M arkiew icz słow a „p rzedm iot” u żyw a w znaczeniu „rzecz” ,
ja zaś używ am go w znaczeniu „cokolw iek” , zaś zw ro tu „przedm iot p rzed staw io n y ” w znaczeniu „to w szystko, co p rzed staw io n e” (dargestellt) środ k am i językow ym i w dziele literack im . W ówczas zarów no rzeczy, jak zdarzenia, ja k procesy przedstaw ione w dziele należą do w arstw y p rzed m iotów przedstaw ionych. Z rozm ow y odniosłem w rażenie, że prof. M ar kiew icz godzi się n a to, choć zaznaczał sw oje sy m p atie dla tzw. reizm u.
ad 3. Co do sp raw y w yglądów nie zdołaliśm y, ja k mi się w ydaje,
uzyskać uzgodnienia stanow isk. M yślę, że może u d ałoby mi się to, gdy bym mógł razem z prof. M arkiew iczem p rzeprow adzić w iele analiz spostrzeżenia zm ysłowego i unaocznić m u nie ty lk o całą tak różnorodną dziedzinę w yglądów spostrzeżeniow ych, lecz i ich fu n k cję w p rze ja w ia n iu k o n k retn y c h przedm iotów . U dałoby mi się może w tedy p rze konać prof. M arkiew icza, że w ygląd y w y stę p u ją c e w k on kretyzacji dzieła literackiego nie są identy czne z w yob rażeniam i przeżyw anym i przez czytelnika podczas le k tu ry .
ad 4. P rz y k ła d z Pana Tadeusza pozostał n ad al p u n k tem spornym .
M nie bow iem nie chodzi o to, co za czynności m oże w ykonyw ać tak lu b inaczej u k w alifik o w an y czytelnik, lecz o to, co w sposób sugestyw ny w yznacza tekst, w ro zum ien iu obu w a rstw językow ych dzieła. I pod tym w zględem te k st M ickiew icza w y d aje m i się bez poró w nan ia bardziej sp ra w n y niż te k s t przytoczony przez prof. M arkiew icza.
ad 5. Nie doszło też do porozum ienia w spraw ie stanów rzeczy.
P ra w d ą jest, na co sam w skazyw ałem w Das literarische K u n stw e rk , iż n a to, żeby w yznaczyć pew ien określo n y in ten cjo n aln y sta n rzeczy w jego p ierw o tn ej sw oistej stru k tu rz e , trz e b a pom yśleć zdanie go w yznaczające, ale to w cale nie znaczy, żeby nie m ożna było o nim m ówić i stw ierdzać ró żnych jego w łaściw ości w sądach w ypow iedzia n y ch w in n y ch zdaniach orzekających. N a różnice m iędzy stan em rzeczy a zdaniem je w yznaczającym w skazyw ałem w Das literarische K u n s tw e r k (są one zresztą znane skądinąd), a tak że w m oim poprzednim a rty k u le ; w tej spraw ie nie m am tu nic do dodania. W a rty k u le zam ieszczonym w Szkicach z filo zo fii lite ra tu ry nie zajm ow ałem się stan am i rzeczy, ale to nie znaczy, że się ta m „obyw ałem bez stanów rzeczy” . A rty k u ł jest dro b n y m frag m en tem obszernego dzieła, w k tó ry m m. in. m iała być om ów iona spraw a stanów rzeczy i ich roli w dziele literackim .
ad 6. P rz y k ła d y na tw ierdzenie, iż m ogą być w jed n y m języ k u
zdania jednoznaczne (zam iast, jak bym się w yraził, pow tórzenia tego sam ego zdania) nie są przek on u jące. Są to w n ajlep szym razie zdania rów now ażne, bo różne ich sk ład n ik i nie są identyczne. „Z ra n a ” to nie to sam o co „ ra n o ” , „ S ta n ą ł w m ieście w do m u” to nie to samo co „za trz y m ał się w m ieście w do m u” , „Z abaw ić” ф „pozostać” , „ w y tc h n ąć ” ф Ф „odpocząć” , itd. W każd ym z ty ch przy k ładó w zaznaczają się pew ne
drobne, ale literack o może n aw et bardzo isto tn e niuan se znaczenia, a gdy by ich nie było, byłoby to jed n o i to sam o zdanie dw a razy napisane. D la spraw y określenia „sta n u rzeczy” jest to jed n a k problem uboczny.
ad 7. Nie m ogliśm y się pogodzić co do tzw . przez prof. M arkiew icza
„jakości ek sp resy w n y ch ” brzm ień słow nych. U zyskałem tylko zgodę' na to, że — jak się w y rażałem — „osadzone” są one na brzm ien iu n iek tó ry ch słów, ale prof. M arkiew icz stw ierd zał zarazem , że nie są one „brzm ie n iem ” słow a — co ja sam oczywiście tw ierdzę! — tylko jego „znacze n ie m ” , czem u ja przeczę. Są to bow iem pew ne szczególne n a o c z n e fen om en alne c h a ra k te ry b r z m i e n i a słowa, gdy n ato m iast znaczenia niczym tak naocznym nie są. O kazało się zresztą, w toku rozm ow y, że prof. M arkiew icz przez „znaczenie” (die B edeutung) słow a rozum ie „to, co znaczone” (das B edeutete), co ja zasadniczo odróżniam . P rz y ow ych zaś jakościach osadzonych na brzm ien iu słow a nie chodzi m i o jakości „ek sp resy w n e” , te bow iem zaznaczają się, czy też n arzu can e są słu ch a czowi t o n e m w ypow iedzi, nie zaś sam ym brzm ieniem słowa, k tó re jest pew ną typow ą jakością postaciow ą, m ogącą się u jaw nić na k o n k retn y m m ate ria le głosow ym w y pow iadanym ro zm aitym tonem .
ad 8. N igdy nie przeczyłem , że rola zapisu dzieła je s t doniosła dla
438 R O M A N IN G A R D E N
s k ł a d n i k i e m dzieła literackiego. Nie je st on zarazem ani w y s ta r czającym , ani n iezbędnym w a ru n k ie m tożsam ości dzieła.
ad 9. B ardzo mi przyk ro , że zastosow ałem pod a d resem Ju liusza
K le in e ra zw ro t o „zielonym sto lik u ” . Z akres ogrom nej w iedzy K leinera je s t m i dobrze znany i w ielce przeze m nie ceniony. A le m im o to obstaję p rzy stw ierd zen iu , że zdania przytoczone z K lein era przez prof. M ar kiew icza nie są o p arte n a szczegółow ych studiach, k tó ry c h p rzep ro w a dzenie m oże dopiero dostarczyć m ate ria łó w u z asad n iający ch tw ierd ze nia, m ające raczej c h a ra k te r p o stu la tu czy też pew nego ideału teo re tycznego.
ad 10. N ie ulega m ej w ątpliw ości, że prof. M arkiew icz nie dlatego
podał d atę polskiego w y d an ia Das literarische K u n s tw e r k , żeby m iał chęć obniżenia roli tej książki. N iem niej d a ta ta u k a z u je się w łaśnie w tej części w yw odów prof. M arkiew icza, k tó ra je s t pośw ięcona h isto rii zagad nienia, i ta m fig u ru je w sposób n iek o rz y stn y dla jej au to ra.
M yślę, że na ty m n a razie d y sk u sja nasza się zakończy. Jeżeli pozwo liła czytelnikom naszym na nowo p rzem yśleć n iek tó re sp raw y sporne, dotyczące budow y dzieła literackiego, będziem y obaj sowicie przez to nagrodzeni.