• Nie Znaleziono Wyników

Rząd i Wojsko. 1917, nr 17 (10 maja)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Rząd i Wojsko. 1917, nr 17 (10 maja)"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

czucia, jeżeli... nie idzie przez własne usiłowanie, ale przez obce wsparcie lub łuskę,... rac dojdzie ani szczęścia, ani cnoty, ani sławy.

Gen. Kniaziewicz-. „C zy Polacy mogą\.ł>ię wybić na nicpcdlcpichć."

Wola Narodu.

Wojna .zbliża się ku końcowi. Obie strony wal­

czące nadludzkim wysiłkiem zbiorowej narodowej Woli wytężają ostatnie swe siły. A im dalej trwa wojna, im więcej olbrzymieje wysiłek, im większe stają się ofiary, tern coraz bardziej maleje uczucie nienawiści, ustępując miejsca coraz większemu, coraz rzetelniejszemu wzajem­

nemu szacunkowi. Obie strony bowiem będąc dumne z własnej odporności i wytrzymałości muszą silą rzeczy podziwiać, tę samą odporność, tę samą gotowość do ofia­

ry i w przeciwniku. Wojna obecna to wielkie wstrząś- nienie moralne Europy, głębokie jej cierpienie i męka, która ją uszlachetni i na wyższe stopnie kultury ducho­

wej wzniesie.

Dziś już zaczynają mnożyć się objawy tych błogich skutków wojny, które okupią ludzkości cały ogrom dzi­

siejszego jej cierpienia.

Rosja wyzwoliła się z śmiertelnego uścisku caratu a podbitym przez niego licznym narodom świta zorza le ­ pszej przyszłości.

Niemcy zadziwiają świat cały swoją wytrzymałością, patrjotyzmem i gotowością ofiary — a pod naporem bo haterstwa miljonów niemieckich mężczyzn, którzy wyru­

szyli w pole, pod ciężarem wielkości poświęcenia i cier­

pliwości niemieckich kobiet i dzieci ustępuje, kapituluje drugie siedlisko reakcji w Europie—pruskie junkierstwo.

Francja ocieka tak cenną krwią swych dzieci i śle już na śmierć niemal chłopców, Anglja^ zadziwia świat swoją energją, uporem i inicjatywą, Belgja, Serbja, Czar­

nogórze chociaż zwyciężone, stają w aureoli zwycięskiego trwania w wierności hasłu niepodległości swych krajów.

Na tle bohaterstwa, poświęcenia i ofiar tych narodów tein jaskrawiej występuje cala nędza moralnego oblicza tych narodów szakali, Włoch, Rumunji, Ameryki, Portu­

g ali, które nie walczyć poszły lecz jeno żerować, rwać dla siebie ochłapy z cudzych wysiłków i ofiar.

1 będą te narody-szakale poniewierane i pogardza­

ne przez narody, które na własne jeno siły liczyły.

Przed Polską staje dziś tragiczne pytanie. — w gro­

nie których narodów ona się znajdzie. Czy w grome tych, którzy własną męką i krwią lepszą sobie przyszłość wykuwają, czy w gronie tych, którzy idą tam, gdzie wię cej im obiecują, W gronie tych, którzy odgrywają rolę dworzan i pachołków przy możncch panach, buduiący h swoją przyszłość na ich „łaskawości i li ,mości ? H.isł . Niepodległości Polski zwycięża lecz nie na w tein zad nej zasługi obecnego pokolenia narodu polskiego. Zwy-

(2)

2 RZĄD I WOJSKO Ns 17 ciężą to święte hasło przez mękę i ofiary minionych po­

koleń, przez krew wreszcie garści Lngjonów. Lecz Le- gjony te n ie s ą wyrazem dzisiejszego pokolenia. Togarść, to mniejszość znikoma, która poszła w pole wbrew woli większości.

Dzisiejsze pokolenie polskie niema prawa powoły­

wać się na czyn Legjonów. Legjony to własność mi­

nionych pokoleń bo za ich przykładem poszły, to wła­

sność przyszłych pokoleń, bo będą dla nich wzorem, lecz nie są własnością dzisiejszego pokolenia bo ono nie po­

parło nawet moralnie, tej garści, gdy wyruszyła w pole, ani samo nie poszło później, do dziś w jej ślady. I to dzisiej­

sze pokolenie polskie, pokolenie karłów wyzutych z woli, niezdolnych do czynu, załamujących się w niemocy i stra­

chu przed każdą śmielszą decyzją — jest naszą tragedją narodową. 1 co smutniejsze, iż ta tragedja swymi skutka­

mi spadnie na głowy przyszłych, mocniejszych pokoleń.

Jak wiele mogła Polska w tej Wojnie dokazać, jak sil­

nie mogła zaważyć na szali wypadków — i jak mało uczyniła! Toż gdyby Polska w dniu 6 sierpnia poszła za głosem Piłsudskiego, jak inaczej poszłyby losy wojny.

Carat runąłby o wiele wcześniej i runąłby pod uderze­

niem polskiego czynu — a waląc się na początku wojny czyżby nie przyspieszy! tym samym jej końca?

Polska nie poszła za Piłsudskim — wołała biernie cze­

kać, kalkulować kto da więcej, ważyć, kto zwycięży.

1 cóż się stało? Dziś obie strony walczące uznały Nie­

podległość Polski — Jęcz dlaczego ' dotychczas faktycz­

nie tej niepodległości niema? Bo oto świat cały, bo na­

wet i Ameryka, wypowiedziała się za Niepodległością Polski, proklamowały tę Niepodległość wszystkie rządy obcych mocarstw — tylko dotychczas sam .naród polski swej Niepodległości nie proklamował. Tak,—sam naród

I jeszcze swej Niepodległości nie ogłosił. Nie można jej bowiem ogłosić ani w deklaracjach Rad miejskich, ani w odezwach Rady Stanu, ani w orędziu Arcybiskupa, który jakgdyby czekał na pozwolenie koalicji. Niepo­

dległość swoją naród polski może proklamować tylko czy­

nem politycznym, który zrodzi się ze zbiorowej woli na­

rodu. Tylko rezultatem takiego samodzielnego aktu woli narodu może być wyłonienie Rządu Narodowego,

■ wyłonienie takiego Rządu, któryby był istotnym wyrazi­

cielem pragnień całego społeczeństwa. Rząd nie może być mianowany przez władze okupacyjne nie może być jako łaska zesłany nam bez naszej woli przez kogokol­

wiek. Musi powstać Rząd Narodowy bez żadnego wpływu na jego kształtowanie się obcych władz, które musiałyby go uznać chociażby skład jego był dla nich Wy­

soce niemiły. Musi Rząd Narodowy powstać jako prze­

jaw woli narodu, która jak widzimy, tyle cudów w tej wojnie dokonywa, tyle rzeczy zdawałoby się niemożli­

wych czyni możliwemi i latwemi.

Niestety Rada Stanu poszła inną drogą, żądając od państw centralnych zgody na powołanie regenta i Rządu.

Niestety nie dojrzało pragnienie czynu politycznego i je­

go konieczność wśród samego społeczeństwa. A już czas po temu. Opuszczona była chwila 6 sierpnia, zmar­

nowana chwila 5 sierpnia 1915 —i 5 listopada 1916, kiedy to należało i można było wyłonić istotny Rząd Narodo­

wy. Obecnie zbliża się szybkimi krokami nietylko mo­

żliwość, lecz konieczność wyłonienia Rządu. Chwila zbliżająca się jest już zdaje się chwilą ostatnią.

Pokolenie dzisiejsze musi dać dowód, czy zmęż­

niało w tej wojnie, czy do końca zostanie pokole­

niem małych 'tchórzliwych karłów. A na karłów już wreszcie w Polsce nie powinno być miejsca.

---1

Żołnierz Polski.

Rozmowa z kapralem Szczapą.

... Co u was słychać?

— S łychać, słychać! Aż dziurki od ty c h [fasowa­

ny ch ry b zatykam , tak sły c h a ć .

— B ądźcież choć raz w ży ciu poważni! Co u was słychać?

— Co m a być sły ch aćl W praw o zw rot — na le- woj'!'p ięcie robię!! J a k M atkę Boską Je ry c h o ń sk ą k o ­ cham! -Rozumiecie... tak oni nas uczą. S k aran ie boskie!

Czy ja kied y m ówiłem , że tego nie potrafię, co oni?—

A ty ra lje rk a l? P r z e c ie ż - je s t kom enda „k ry j sięl“ S ły ­ szał to kto kiedy? — Ja k sznaprele padają to się pow ia­

da — p y sk iem w ziem ię zakop, w nosie nie dłub, a ze­

garów nie zbieraj... N aw et fab ry k i pierścionków czło­

wiekowi żałują. N iedoczekanie ich żebym słuchał! C hy­

ba do każdego człow ieka z m ego p lu to n u swego kaprala p rzy sta w ią, żeby pilnow ał. Co ci, fajo porcelanow a, do teg o ja k ja to zrobię — byłem zrobił. Żeby D ziadek był, to b y na takie znęcanie się nie pozw olił. Ś m igły też p o w ie d z ia ł:... i tu rt ze zm artw ienia m aluje.

Sześć g odzin na dobę sama m usztra form alna! I w szę­

dzie ma być jednakow o. To ci je s t niepodległość? Albo

| to oni w iedzą ćo to je s t niepodległość? Dziadek to wie; -

! każdy bataljon m iał niepodległość. Sześć bataljonów , a każdy robi inaczej! Bez śpas D ziadek taką wolność daw ał, czy co? W iedział, że arm ję będzie robił, to m u­

si m ieć ro zm a ite fasony. K ażdy bataljon ma sw oją do­

b rą flankę, — jest, Bogu dzięki, w czem w ybierać.

— W iecie, m yśm y swoi, to sobie m ożem y w czte­

r y oczy pow iedzieć: N iem cy nie dziady — szkołę dają dobrą!

— J a się też na nadce rozum iem . N ie odrazu k a ­ p ra l byłem , a te ra z to ińnio plutonow ym zrobili. Albo w ojna je s t — albo wojny niema! J a k wojna jest — to trz a tłu c ty ra lje rk ę , choćby od rana do w ieczora, bez n ijakich śtan d o w y ch św ld ry g ałek . T y ra ljerk a , to jest form acja luźna, bo k ażdy se luzem chodzi, swój cel w y­

biera. Od tego jezdeś o b y w atel z 1 B ry g a d y żebyś b y ł sam odzielny... Jezdeś k a p ra l na flance, to se w yszlij p a tro l. O ficer nie od tego, żeby o tak ic h g łu p stw a c h m y ila ł. A u strja c y za tobą n ie nadążyli, — nie możesz iść dalej — to se w iększy dołek w ykop, papierosa skręć, pal i czekaj aż nadążą. Idzie zim a, — to m usi być N i­

da, a nie to K arasin. To je s t wojna I B ry g a d y . Ja p o ­ szedłem na w ojnę Wfra jw łlig “ — ale na zabaw ę w sztan- dow e wojsko to jezd em za stary!

(3)

M 17 RZĄD 1 WOJSKO 3 (N agle Szczapa zobaczył na ja k ie jś w ystaw ie foto-

g ra fję K o m endanta.)

— 0! Dziadek! W Radzie Stanu siedzi... J a przez D ziadka to tej R ady Stanu nie psioczę. D ałbym cały żołd, żeby choć raz usłyszeć, ja k D ziadek z ty m i c y w i­

lam i mówi. N ajodw ażniejszy w R adzie to ten... zapom ­ niałem ja k go zwać... ten, wiecie, b o h a te r państw ow y, c o d o W ielk ieg o Księcia list napisał... R echt! Łem picki.

— T rzeba wam w iedzieć, że tam jest dużo ludzi, co bezw zględnie p rzy nas stoją; n. p. obyw atele z C.K.N.

— Ej! D la m nie takie dwie trz y czy c z te ry litery to je s t jedno i to samo. Te N .K .N ., C.K.N., L .P .P ., D.W .N.K.N., P.N .N., — to jest jedno. Czemuż to ja nie jezdem I.B P . ty lk o T. B rygada P iłsu d sk ieg o ? — bo to szczere złoto! K lang jest, solidna firma! Jak byście g u l­

dena na m enażkę rzucili. A w iecie wy co oni w y p isu ­ ją? Koło Dziadka to um ieją robić tłok; taki ci zakalec zrobią, że ino bag n et usadzić. A najgorsza to ta babska aw angarda z kw iatam i i „Ach!** i „Och!“ Co m ają p r z y ­ nieść jak ie j k iełb asy , konserw y albo karm elków , to ci kw iaty znoszą. A teg o n aw et kasztanka nie je , f u rt kicha od sam ego zapachu. —A le co w ypisują? Ażem się za głow ę złapał. D ruga „Nowa R eform a!1* „G dyby na­

wet żołnierz polski nie zdążył ju ż dostąpić najw yższego dla żołnierza honoru, nie zdążył p rzelać swej krw i za ojczyznę..." Dwa dni m yślałbym , a tego nie ułożyłbym . To se z S ikorskim róbcie arm ję z w ątp liw y m honorem . Ja z D ziadkiem takiego a rty k u łu nie używ am . Co to D ziadek — oberszt a u strja c k i je s t, żeby zjadł śniadanie i na m usztrę jechał, a z daleka przez lo rn e tk ę p a trz ał, czy porucznicy na sierżantów roboty nie zwalają? — Do pokojowego wojska to nas nima. F re iw ilig i jezdeśm y oba — ale m usi być wojna!

Psie k rw ie zatracone! Co dziadek w yspekuluje, to oni popsują! K to dał Besolerowi L egjony? — Może nie D .W .N .K.N ., L .P .P . i inne C.K.N-y?!

— Szczapa, nie krzyczcie tak, ludzie się za nam i oglądają. Zw arjow aliście czy co — z ty m i swoimi p o ­ glądam i?

— A le... Coś tam u B etm ana Ilolw ega p o k ręcili, nasi, coś tam ta P olska, co sam a siebie nie chce, g u la ­ szu narobiła, że nie R adzie Stanu nas oddali. K rz y c zę , bo nie m oje praw o po lity k a, — ale m nie fry b ra w o ły ń ­ ska ze złości trzęsie. Co teraz będzie? W ojsko! M ają W łochy swoje bersaliery , to m y będziem y m ieli bese- lierów pu łk 1-szy, beselierów pułk 2-gi, beselierów pułk 3-ci, a na więcej — nima frajerów . Mnie na p o lity k ę nie weźm iecie! K apral I B ry g a d y P iłsudskiego je z ­ dem — i śm ierci na m nie w P o lsce nima.

B ył Baczyński — i gdzie jest? A ja k apral I B ry ­ gad y jezdem !

B yła Trzaska-D urska, — a tera z to za swoje rum kupuje! A ja jezdem !

B y ł Puchalski, — m aciejów ki se nie zdążył w yfa- sować — i poszedł A ja jezdem ! B ył hrabia? A teraz?

Co on teraz dla nas znaczy? G uzik Ojca świętego! — A ja kapral I B ry g a d y P iłsu d sk ieg o jezdem!

Nim a na m nie śm ierci! R obiłem , co D ziadek k a­

zał, aż się sam dziw ował, że tak d o b rze po trafję — to mnie lu b ił i ratow ał, gdzie trzeba było, — to se i teraz bez p o lity k ó w dam y radę! Na wojnę idziem y.— K apral I B ry g a d y P iłsudskiego — pies wam m ordę wyliznł — jezdem!

W N ie z n a n e .

N ow y lot. N iechaj będzie pierw szym now ego ż y ­ cia szczeblem . Z szaleńczą zaw rotnością lećm y od cze­

goś — i ku czemuś. Lećm y! N iechaj przem iana ściga przem ianę. Dzisiaj n iech kona w łunach rodzącego się ju tra , pełnego n ie p rz e b y ty c h szlaków, słońc i gw iazd n ie ­ w idzianych nigdy przez nikogo. Możliwość niech rodzi ty siące m ożliw ości, bezlik niespodzianek.

Szlakiem naszym krw aw ym , ze sm utkiem bezdom ­ nych bocianów nad jakieś m orze — lećm y! — w ta je ­ m nicę ju tra , w N ieznane. W pam ięć nioziszczony ch jeszcze snów, w królew ską tęczę nieoczekiw anie i b ez­

nadziei, W przeczy stą, zim ną baśń zaklęć szpady i bez­

tro sk ieg o śm iechu karabinów . Bez serc — bez pamięci!

Szlakam i zbłąkanych gw iazd i nieznających w y tc h n ie ­ nia żóraw i. Nad łuny miaRt i osiedli. Lećmy!

Z tajem nicą szatańskiej cierpliw ości i obojętności na m łodych, p o strzęp io n y ch skrzy d łach ku sm utnem u zw ycięstw u.

Bez w iary w szczęście, jak b y po szczęście...

Zbiórka!

Słowo to o zm ierzchu paść m usiało, a jed n a k b ie ­ ganina, gw ałt, p y ta n ia uryw ane — w szystko, co, ja k zam ieć śnieżna, pokryw a wszelki ślad. Pośpieszne łado­

wanie i p rzy pinanie pasów, chlebaków i plecaków . K a ­ rabin na ram ię i do szeregu. Na d ługiej, prostej ulicy kom panja w rozw iniętym .

A pel.

Na lewo p rze su b teln y rysunek konarów i gałązek na fioletow ej dogasającej zorzy, nad k tó rą sm uga sele­

d y n u coraz ciem niejszogo — jaspisow ej kolum nady i bła- w atny bez skazy strop. Ktoś roje gw iazd ju ż zapalił wokoło now ego m iesiączka na nowiu.

Cisza.

Na karabinach oparci c z y ta m y jodyny w ro k u ca­

łym ry su n ek drzew . P lam y c h at poza linją sztachet.

Na w zgórzu sylw etka konia przy pługu i człow ieka.

Słowa pieśni nad szeregam i — jed y n ej zadum y żoł­

nierskiej. I w tej chw ili — w chw ili w ym arszu na p o ­ zycję — k a rtk a z kilku słowami p ro stem i i szczerem i, jak ten w ieczór wiosenny, jak ta pieśń żołnierska. P r z y ­ padkow o w tej chw ili kartk a oddana...

Po całodziennym zm ierzchu. G dy w ic h e r po po­

zycji szalał, na k o b y lic a ch i d ru cie szyderstw em bez- silnem ch ich o tał i śniegiem św iat nasz przy sy p y w ał.

P rzed oczami w czarnej no cy śm igają nici śniegu, tw orząc siwą zasłonę. G odzina ósma.

P rz e d e m ną szereg sy lw etek z bagnetam i na k a ra ­ binach, w szy n elach . Ta noc zam glona, zim na, lękiem dziecinnym przejm ująca i w slabem św ietle otw oru zie­

m ianki — szereg.

I p rzyciszony ich śpiew . Rozkosz żołnierskiej bez- nadzieji, m odlitw a o je d y n y m łodzieńczy czyn, pieśń o losie najbardziej wspólnym nam i ojcom naszym . Ten refren w m glistej nocy row em p ły n ąc y : „bo tak i los dał nam B óg1*...

Z tą pieśnią poszli na placów kę. R ozpłynęły się ciem ne sy lw etk i w brudzie i rozpaczy m arcow ego w ie ­ czoru. Poszli. P ieśń zam arła w zawiei jęków , w sko­

w ytach w ichru.

M arcowej nocy zły czar zawisł nad pozycją.

Ja k bosko, jak w ygodnie urząd ziliśm y się na kw a­

terach! Z apow iedziany b y ł naw et półoficjalnie k ilk o ­ dniow y o d p o czy n ek po krw aw ej m ordędze ostatniej bitw y. W tem pod w ieczór nagła zbiórka i wym arsz.

Deszcz coraz silniej począł zacinać. Je sie n n y wcze­

sny zm ierzch i noc. Marsz pośpieszny w zdłuż linji na wschód w bladym odblasku n iedalekich pożarów . K ano­

nada ucichła. D olatyw ało chw ilam i w ybuchające k o tło ­ wanie karabinów . Po drodze długie k olum ny jeńców dziś zabranych.

Echa dziw nie zm iennych nastrojów w kom panji: m il­

czenie grobow e w czasie w ym arszu, z g ry źliw y pom ruk z każdą nową w iorstą w zrastający i przekleństw a le n i­

wie z pam ięci dobyte, tw arde, w błoto i w czarny zm ierzch rzucane.

— N ajm ilsze te małe chłopaki, co bez jednego słowa, cicho ja k d u c h y biegną w tę noc.—Chw ilam i w ylatyw a-

(4)

4 RZĄD I W O JSK O M 17 ły p y ta n ia n iecierp liw e w stro n ę p rzejeżd żający ch ordy-

nansów: dokąd? — jak daleko?

Linja lun. Nad nią k ró tk ie w y k w itały błyskaw ice.

Po k ilkudziesięciu sekundach p rzy p ły w a ło gru ch o tan ie salw.

— K w aterm istrze przed kolum nę!

N astrój w k o m pnrji nagle się zm ienił. P ojaw ił się śm iech, gdzieś w jakiejś czw órce w ypłynęła pieśń. N e r­

wow cy w padli w doskonały hum or, k tó reg o nie m ógł skw asić ani godzinny postój w błocie i m żącym deszczu, ani p ersp e k ty w a spędzenia nocy pod płotem . B yle jedna stodoła, byle garść słomyl

W reszcie rozkw aterow anie. Po om acku. Jakiś sad

w ielki, tajem n iczy . W oń rum ianka z pól. O grom na stodoła i ogrom ny dom. Ogień. I sen, złodziej n a jb a r­

dziej b eztro sk ich , d ziecięcy ch godzin.

G otowość nasza przedziw na. Stępienie sen ty m e n tu p rzestrzennego, czy naw et cygańskie zw yrodnienie. T ę­

sknota za ciągłą zm ianą m iejsca, za świeżą stodołą i sło­

mą. W nocy jedvnvm pacierzem jest p rzypom nienie:

o ja k ie jk o lw ie k godzinie, gdzieś — w nieznane...

Słoneczna złota linja życia. Czasem się załam ie, czasem skrzyw i, by w k rótce tem w yraźniej i słonecz­

niej popłynąć.

0 wojsko polskie.

Spraw a wojska polskiego u tk n ę ła na m artw ym punkcie. I co dziw niejsze, że widać jak z dniem każ­

dym zarów no państw a cen tralne, jak i społeczeństw o polskie coraz m niej czynią w ysiłków , aby tę spraw ę z m art­

wego punktu zepchnąć. Jednocześnie widać jak spraw ę wojska usuw ają z dotychczasow ego pierw szego ■ m iejsca inne zagadnienia — przedew szystkiem zagadnienia rz ą ­ du i sejm u ustaw odaw czego, zagadnienie form p rz y sz ­ łego państw a polskiego. Św iadczy to o tem . że szyb- kiem i krokam i zbliża się pokój, i społeczeństw o w y­

czuwa, że arrhja polska już czynnej ro li w tej wojnie nie odegra, w yczuw a to, co już sztab je n e ra ln y państw c en traln y ch daw no uśw iadom ił sobie i arm ię polską ze sw ych rachub dawno w ykreślił. Spraw a arm ji polskiej staje się zagadnieniem nie m ilitarnem , lecz w yłącznie politycznem . I stąd w y p ły w a ta stagnacja, ten m artw y punkt, na k tó ry m ona się znalazła Społeczeństw o p ol­

skie w yczuw a to, lecz nie widzi i nie uświadamia sobie n ależy cie ty ch niebezpieczeństw , k tó re płyną dla n arodu z faktu, g d y b y zbliżający się pokój zastał nas bez arm ji. 0 ty ch niebezpieczeństw ach ty le razy m ó­

w iliśm y, są one tak w yraźne, że jeszcze raz pow tarzać ich nie ma sensu.

N ależy tu zw rócić uw agę ty lk o na ten fakt, że ś viadomość teg o niebezpieczeństw a w społeczeństw ie coraz bardziej zanika, coraz różow iej zaczyna patrzeć ono w przyszłość, coraz bardziej w ierzyć, że „historja za nas i dla nas p rac u je".

Na to w pływ ają dwa fakty: z jednej stro n y oficjal­

ne uznanie zasady niepodległości przez Rosję i inne państwa koalicji, z d ru g ie j coraz większa nieufność do zam iarów państw c e n tra ln y c h , podsycana ich k ró tk o ­ w zroczną po lity k ą, której ofiarą p ad ła Rada Stanu. Na tle tej n iechęci państw ce n traln y c h do realizow ania a k ­ tu 5 listopada spraw a arm ji polskiej, w ym agająca jak najw iększego w zajem nego zaufania, rzecz jasna, nie m o­

że ruszyć naprzód. T ym czasem w chw ili obecnej nie może być m owy o jakiem kolw iek zaufaniu społeczeństw a do w ładz o k u p acy jn y ch w których p o lityce rów nież nic nie w skazuje na ich zaufanie do nas.

Czas najw yższy spraw ę postaw ić jasno. Doskonale rozum iem y, że w chw ili obecnej i ju ż do końca w ojny państw a c e n tra ln e arm ji polskiej nie po trzeb u ją, z tej prostej racji, że jej niem a i do końca w ojny się nie stw orzy. A le państw om c e n traln y m w inna być p o trz e ­ bną arm ja polska w chw ili kongresu, jak o w ażny a tu t po lity czn y . A rm ja polska bowiem będzie św iadectw em , że naród polski św iadom ie i czynnie staje na przyszłość po stro n ie państw cen traln y ch . N ic — ani reg e n t p rz y ­ słany czy to z W iednia, czy z B e rlin a , ani te czy inne ośw iadczenia R ad y S tanu, te czy inne dek laracje stro n ­ nictw p o lity cz n y c h , nic nie będzie przekonyw ającem w oczach koalicji o istotnej postaw ie narodu polskiego—

ty lk o arm ja. j-

Armja polska stojąca obok arm ji państw c e n traln y ch z bronią u nogi będzie istotnym św iadectw em woli na­

rodu polskiego. W idzim y to na p rzykładzie L egionów . Czyn tej garści, któ ra wyszła w pole 6 sierpnia, podci­

nał, o bniżał niezm iernie znaczenie wszelkich d ek laracji p. D m ow skiego i S-ki, a czynił poprostu pustym fraze­

sem ich przedstaw ianie siebie jako w yrazicieli woli w szystkich trz e ch zaborów.

I pow inny państw a c e n tra ln e uśw iadom ić sobie, że ich obecna po lity k a ja k g d y b y św iadom ie pcha Polaków w objęcia koalicji. Dzisiejsza bowiem p o lity k a władz o kupacyjnych daje praw o bać się, że państw a te chcą z niepodległej Polski uczynić de facto swoją kolonję.

I jeśli taka polityka potrw a do końca w ojny, to P olacy isto tn ie, pom im o świadom ości, że państw a cen traln e pierw sze u z n a ły N iepodległość P olski, będą miali cał­

kow ite m oralne praw o w chw ili kongresu w stosunku do nich zachow ać wolną rękę.

A tym czasem to w yszłoby na zło i państw om cen ­ tra ln y m i Polsce, bowiem państw o polskie może rozw i­

ja ć się norm alnie pozostając w zw iązku z E uropą Ś rod­

kową. I zapew ne g d y przyjdzie chw ila pokoju państw a cen traln e gw ałtow nie zaczną zabiegać o w zględy P o la ­ ków, na g w a łt zaczna tw orzyć arm ję polska, aby inicja­

ty w a jej organizacii spoczęła i na przyszłość w ich rę ­ kach. Ale... żeby nie było zapóźno.

K ażdy dzień błędnej p o lity k i muszą państw a cen ­ tra ln e coraz drożej okupyw rć. R eg en t kilka m iesięcy tem u b y łb y p rz y ję ty z radością przez całe społeczeństw o;

dziś — poza jed n ą nieszczęsną Ligą P. P . która, ja k w y ­ kazała jej klęska na Zjeździe R ady Narodowej nie po­

siada żadnych w pływ ów na prow incji — m yśl o r e g e n ­ cie sprow adzonym z W iednia lub Berlina a naw et z Żvw ca w nikim żadnego zadow olenia nie wzbudza, a odw rotnie napawa nieufnością, że to będzie now y, lep ­ szy aniżeli R ada S tanu, paraw anik dla gw ałtów i r a ­ bunków .

Je śli państw a centralne isto tn ie choą m ieć państw o polskie po swej stronie—a o tem ty lk o może być obecnie m o­

wa, bo dziś to państw o będzie istnieć bez w zględu na to czy państw a c e n traln e teg o chcą czy nie — to m u­

szą zasadniczo i rad y k a ln ie zm ienić swoją p o lity k ę w kw estji polskiej.

T jednym z najw ażniejszych objawów tej zm iany będzie kw estja arm ji polskiej. N iech w reszcie państw a c e n tra ln e uśw iadom ią sobie, że arm ję polską należy bu­

dować obecnie na zgoła odm iennych podstaw ach i p rz e ­ słankach, aniżeli jeszcze kilka m iesięcy tem u.

Zasadaniczą zmianę w tej kw estji wnosi rew olucja rosyjska.

L egjony szły bić się o N iepodległość Polski. P ra w ­ da, wówczas i państw a cen traln e w kw estji polskiej nie ch ciały ujaw nić swego stanow iska, lecz L eg jo n y w ycho­

dziły, jak się 5 listopada okazało, ze słusznych przesłanek, że zdobyw ając K rólestw o państw a cent, będą m usiały albo go zw rócić z pow rotem R osji, albo w skrzesić państw o p ol­

skie. Chodziło o to , aby nie dopuścić do z w ro tu K ró-

(5)

M 17 RZĄD I W O JSK O 5 łestwa R osji. A z drugiej stro n y walka z caratem m iała

absolutną e ty czn ą w artość sama w sobie. Dziś sy tuacja się zm ieniła zasadniczo. C arat upadł — nowa Rosja zgadza sie na N iepodległość Polski. W ięc o co w alczyć dziś z Rosją? W alczyć o granice państw a polskiego u W schodu, w alczyć o L itw ę? Tu podchodzim y do rdzenia spraw y. Isto tn ie g d y b y dziś W ilno było w r ę ­ kach Rosji, sprawa stałab y jasno. Lecz dziś W ilno jest w rękach niem ieckich. A my w ychodząc z założenia, żo L itw a możo dob ize się czuć i rozw ijać jo d y n ie w zw ią­

zku federacyjnym z Polską, m usim y uważać za naszego w roga tego, kto ma w swym ręk u stolicę L itw y —W ilno.

Dziś Wilno je s t w ręk ach niem ieckich. I m y nie w iem y co chcą N iem cy z L itw ą uczynić. Jeśli mają zw rócić ją R osji lub zabrać sobie — to zm uszeni będziem y w tedy w alczyć z N iem cam i, a nie Rosją. To należy uśw iado­

m ić sobie jasno i w yraźnie. Dziś N iem cy nie spieszą się z tw orzeniem arm ji polskiej — i zupełnie słusznie. Póki bowiem nie wyjaśnią kw estji L itw y — arm ji polskiej, a więc i narodu polskiego, nie mogą być pewne. M g li­

ste p -zy rzeczenia, że kwegtja Litw y będzie rozw iązana później na naszą korzyść nic nie znaczą. N ie może dziś arm ia polska zdobyw ać Mińska i W itebska, gdzie g u b e r­

natoram i sa Polacy i oddaw ać te m iasta pod b a rb a rz y ń ­ ską gospodarkę władz niem ieckich na L itw ie, k tó ra m o­

że porów nać się z gospodarką wśród d zikich hoten- totów .

Musi nastąpić ak t tego samego znaczenia i form y co a k t 5 listopada w kw estji L itw y , k tó ry b y oznajm iał połączenie jej na zasadach fe d e ra c y jn y c h z K rólestw em . Od tej chw ili narodziłby się znowu polsko rosyjski k on­

flik t, od tej chw ili tw orzenie arm ji polskiej poszłoby pod hasłem obrony gran ic swego państw a. Od tej chw ili państw a c e n traln e mogą być newne, że naród polski sta ­ nie po ich stronie przeciw Rosji, a m ając w rękach taką ogrom ną realn ą wartość, nie będzie skory do n a d ­ staw iania ucha złudnym podszeptom . Na tern tle ty lk o szczęśliw ie rozw inąć można zasadniczy w arunek, bez k tó reg o arm ia polska utw orzona być nie raoie: jej sa­

m odzielność, jej zależność od R ządu polskiego. W ów­

czas państw a c e n traln e śm iało m ogą oddać in ic ja ty w ę w spraw ie wojska w ręce społeczeństw a, gdyż w in te re ­ sie społeczeństw a polskiego będ zie—mocno stać po s tr o ­ nie państw c e n tra ln y c h .

„ Legaliści".

U strój państw ow y narodu, k tó ry po d łu g ich latach niew oli budzi się w reszcie do nowego życia, je s t rzeczą tak ważną i tak zasadniczą, że w szyscy kom petentni p o ­ winni się nad form ą państw ow ości dobrze zastanowić;

nastąpić pow inna żyw a w ym iana m yśli na ten tem at, dyskusia publiczna, która w yjaśnić może w szystkie stro ­ n y tej zawisłej kw estji i przygotow ać g ru n t pod kon­

k re tn e p ro je k ty ko n sty tu cji.

N ależałoby więc z zadow oleniem pow itać fakt, że niedaw no pow stały „Głos" otw orzył łam y swoje a rty k u ­ łem dyskusyjnym w tej w łaśnie spraw ie i na początek zapew ne u d z ie lił głosu znanem u publicyście, p. K u lc z y ­ ckiem u. N deżałoby się cieszyć, g d y b y rzeczy m iały się tak prosto i jasno, ja k b y to sobie m ógł w y ­ obrażać pierw szy lepszy nieznający stosuuków lokal­

n y c h obyw atel. P . K ulczycki je s t człow iekiem dużego oczytania, napisał kilka książek, znanym je s t w histo rji.

polskiego ru ch u rew olucyjnego, jako leader p a rtji socja­

listycznej „ P ro le tarja t". k tó ra nie umiała w praw dzie z y ­ skać sobie znaczniejszego w pływ u na m asy ludow e, ale zajm ow ała zawsze niedw uznacznie socjalistyczne stano­

wisko.

Możnaby się wprawdzie zapytać, dlaczegóż to „Glos"

prosił o współpracownictwo właśnie p. Kulczyckiego,

i co p. K ulczycki ma wspólnego z „Głosom". Ale p rz e ­ cie podobno rzeczy zdarzały się ju ż nieraz: paryski „Ma- tin “ np. um ieszczał od czasu do Czasu w stępno a rty k u ły , pisane przez znanych prow odyrów ru ch u syndykalistycz- nego, a publiczność była w ten sposób najlepiej poinfor- j m owaną o k ierunkach ideologji naw et bardzo skrajnych

obozów p o lity cz n y c h .

Tym czasem jednak jest coś zupełnie innego. P an K ulczycki najw idoczniej zerw ał całkow icie z dawną swo­

ją ideologja p ro le ta rja tc z y k a i w a rty k u ła c h swych p ro ­ ponuje k o n sty tu cję, na jaką n iety lk o żaden robotnik, ale żaden radykał naw et zgodzićby się nie mógł. Hasło

„silnego rząd u " stało się dziś p rz y k ry w k ą , pod któ rą obóz „Głosu" ch c ia łb y przeforsow ać w ręcz w steczny ustrój państw ow y. Z g ó ry się ju ż przesądza p y tanie:

m onarchja czy republika? na korzyść m onarchji. Rząd ma być odpow iedzialnym przed królem jed y n ie , a nie przed przedstaw icielstw em narodow em . W prow adza się system dw uizbow y.

O czyw ista rzecz p. K ulczycki m otyw uje swoje p ro­

jekty, starajac się analizow ać specjalnie polskie w arunki, polskie tra d y c je państw ow e, nieuśw iadom ienie i nizki poziom ludności etc. etc.

N ie chodzi nam o polem ikę z p. K ulczyckim . Szkodaby na to bvło czasu i m iejsca. P . K ulczycki wio zresztą sam najlepiej, że niem a nic, łatw iejszego, jak wymoczenie dział bardzo ciężkiego kalibru na jeg o a rg u ­ m entacje.

Istn ieje inna, ciekaw sza i bardziej w chw ili obec­

nej isto tn a strona całej tej kw estji. Nideży na nią rz u ­ cić jaskraw o św iatło, i pokazać jej w szystkie zakam arki.

Chodzi o ten obóz szkodników narodow ych, którym jest L .P .P .

L.P.P.! I kogóż tam niem a, w tym obecnie n a j­

bardziej bezsensownym obozie ugody i depraw acji? D a ­ w niejsi rew olucjoniści, publicyści do niedaw na skrajnej lew icy, w olnom yśliciele i w olnom yślic/elki. naiw ne m ie­

szczaństwo w arszaw skie czy piotrkow skie, sprytni k a rie ­ row icze, bohaterow ie narodow i w w ojskow ych m u n d u ­ rach, k tó rzy nig d y nie oglądali frontu, konserw a spo­

łeczna utytułow ana i nieutytułow ana, w ytrącona z rów no­

wagi przez własną krótkow zroczność p olityczną — Całe rojow isko słabych głów , słabych c h a ra k te ró w i dużych aspiracji do w ysokich stanowisk!

D aw niejsi rep u b lik an ie i socjaliści potępiają ustrój p arlam en tarn y . Dawniejsi koalicjoniści głoszą sojusz z państw am i een traln em i. Z w olennicy koncepcji tryja- lizmu au stry jack ieg o oddali się do bezw zględnego ro z ­ porządzenia p. Beselera. Z dradzono w szystkie d a w n ie j­

sze hasła, zaprzeczono całej swej politycznej przeszłości w im ię ugody z czynnikam i obcym i. U kuto nic nie m ó­

wiące frazosy legalizm u i „pracy państw ow o-tw órczej"

aby pod tem i hastami ładnie schować żądzę władzy i karjerow iczow stw o.

P . K ulczycki nie je s t nic.zem ani gorszym ani le p ­ szym od sw ych w spółtow arzyszy z „Głosu". P . K ulczy­

cki ma tę zasługę, że w sposób bardzo dosadny sym bo­

lizuje treść tego zbiorow iska, którem jest L .P.P . Żyw y sym bol jest rzeczą rzadką, ciekawą i pouczającą. W d zię­

czni więc jesteśm y p. K ulczyckiem u ‘za je g o a rty k u ły w „G losie", k tó re nam pozw alają raz jeszcze (napewno nie ostatni) p rzy ła p ać na gorącym uczynku naszych

„legalistów " i zapytać o paszporty.

Otóż paszporty te są fałszowane. Zbiorow isko, k tó re ­ go ek spozyturą je s t „Głos", żyje narodow ym fałszem i niepraw dą. Ta efem eryda u tw orzyła się w n a jc ięż ­ szych dla narodu chw ilach, w czasie gd y naród musi się zdobyć na śmiałość, odw agę i decyzję, g d y trzeba przeciw staw ić zachłannym w ładzom o k u p acy jn y m siłę woli, godność i w ym usić sobie ich szacunek, oraz lic z e ­ nie się z nami. N ic podobnego L .P .P . nie w ykazała.

W prost przeciw nie, usiłując znaleźć tani modus vivendi z władzam i, system atycznie zaczęła się w yzbyw ać w szel­

kiego pozoru oporu. Godność i honor, jak o w obecnej

(6)

6 RZĄD I WOJSKO X 17

chw ili niew ygodne dla siebie rzeczy, odrzuciła. Poszła na w szystkie m ożliw e i niem ożliw e ustępstw a przy org a­

nizow aniu a rm ii polskiej, zgadzając się na całkow ite uzależnienie jej od Niemców. P o n iew aż a k t 5 listopada m ówił o k o n sty tu c y jn e j m onarchji, więc byleby się w ła­

dzom nie sprzeciw iać, w yrzeka się repu b lik i i rządów p a rla m e n tarn y c h , nie p y tają c, czy takie postaw ienia spraw y odpow iada woli narodu, nie bacząc, w jakim k ierunku idzie historja.

W szystko jest dobre, w szystko można zaaprobow ać, co się nie zw raca przeciw władzom.

E fem ery d a, ja k ą jest przy g o d n e zbiorow isko karje- rowiczów , noszące szumną nazwę L .P .P ., ma niedługie dnie życia przed sobą. Ż yjem y w czasach, w któ ry ch rzeczy dzieją się z niebyw ałą szybkością. Zbliża się czas, g dy trzeba będzie likw idow ać w iele n iefo rtunnych przedsiębrali.

Wówczas część om aw ianego zbiorow iska — ludzie uczciwi lecz otum anieni, pójdzie do Canossy; inna część, przejrzaw szy, odw róci się ze w strętem od swego dzieła.

W iększość wróci tam , skąd przyszła: do nicości.

Zostaną ty lk o ludzie ostatecznie i srom otnie skom ­ prom itow ani. B ędzie to niew ielkie, lecz zgrano towa rzystw o ty c h , k tó rz y do w szelkich w arunków potrafią się nagiąć, nie w zdrygnąć się przed żadną podłością, w patrzeni w je d y n y cel: własną k arjerę.

P. O. w.

Od długiego już czasu, a zwłaszcza od chw ili p o d ­ dania się R adzie S tanu, Polska O rganizacja W ojskowa stała pod naciskiem ciągłego oczekiw ania ze strony spo­

łeczeństw a. Te naw et żyw ioły, k tó re z powodu noto­

rycznej ugodowości swej za głów ny cel działania obra­

ły w alkę z P.O W. z niepokojem d o p ytyw ały o p rz e w i­

dyw ane w yniki m obilizacji, k tó re m iały stać się je d y ­ nym ratunkiem zabagnionej przez ich p o lity k ę spraw y arm ji. O czekiw anie i napięcie, rzecz jasna, jeszcze silniejsze, bo szczere, było w samej organizacji. Od sz e ­ reg u m iesięcy P.O.W. była w ciągłej gotow ości m obili­

zacyjnej.

P rzejaw iło się to tak w rozwoju spraw organiza­

cy jn y c h ja k i w życiu poszczególnych ludzi, k tó rzy przystosow ali p ry w atn e spraw y swe do spodziew anego natychm iast radosnego obowiązku stanięcia do wojska p o l­

skiego i cały ry tm swej psychiki ułożyli pod znakiem tego spodziew anego faktu.

Nie wesołe b y ły w ostatnich czasach stosunki.

R ada Stanu, przyjąw szy oddanie się organizacji, nie po­

tra fiła ani je d n y m czynem wziąć ją w obronę przed niesłychanym i atakam i ap aratu w erbunkow ego, działają­

cego bezpraw nie pod jej firm ą. P rz y g o to w u ją c odezwę w erbunkow ą nie p o trafiła uzyskać dla organizacji praw a rzeczyw istego zm obilizow ania się, tak że członkow ie P.O .W . stali w o statnich czasach w p rzededniu k o n iecz­

ności pojedyńczego zgłaszania się w biurach w erbunko­

w ych, i pójścia do obozów rek ru c k ic h , po kilkom ieśięcz- nej lub naw et paru letn iej pracy, na praw ach nowo zw erbow anych rekrutów .

W reszcie nastąpił gorszy od tego w szystkiego fakt: — odezwa Rady Stanu została cofniętą — możność staw ienia się do wojska została na czas nieokreślony odw leczona.

Te w szystkie zm iany napięcia, ataki oraz 'zaw ody P. O. W. przetrw ać m usiała i przełam ać i dziś m ożna już śm iało pow iedzieć, że je przełam ała. Zdać sobie spraw ę z tego w arto. Z toj jasno sform ułow anej św ia­

domości w yniknie dum ne poczucie siły organizacji i zdobyw cza ambicja, by stanąć z jasnem poczuciem swej w artości, i odpow iedzialności do dalszych zadań.

| Obecnie, w niczem nie zm niejszając swej gotow ości, która niezbędna je s t w szybkiem wojennem tem pie w y­

darzeń, P. O. W. przech o d zi w stan p rac y o rg an iz ac y j­

nej i szkolnej bardziej norm alny. K ażdy zdaje sobie spraw ę z trudności tak o rg an iz ac y jn y c h , jak i psychicz^

nych; jak ie leżą w przejściu od stanu pew nego po d n ie­

cenia, do owej norm alności i system atyczności. Nasuwa się analogja z ty m okresem pracy O rganizacji S trz e le c ­ kich, k ie d y działały one mimo p e rsp e k ty w pokojowych^

a naw et zbliżenia się au stro-rosyjskiego w 1910 r., ana­

logja o ty le nieścisła, że cała praca przygotow aw cza strzelców przystosow ana była do ry tm u czasów p o kojo­

w ych, oraz, pow iedzm y w yraźnie, że jed n a k praca P.O.W.

i zakresem i intensyw nością o wiele od tam tej, tak owo­

cnej pracy, je s t większą.

B rak bezpośrednio w idocznego kresu w postaci j u ­ trzejszej m obilizacji, mającej pracę uw ieńczyć — jest jednak trudnością, któ ra przełam aną być musi. S y tu acja, w k tó rej zdawało się że spraw a polska w k o n k retn y c h i choć bardzo niedoskonałych form ach załatw iana być m iała, z a tra c iła obecnie kontury. Spraw a wojska poszła w od- wlokę; Rada S tanu przechodzi kry zy s i stoi w przede- { dniu rozw iązania.

.Jednocześnie jed n a k poczucie własnej odpow iedzial- I ności za swe losy i potrzeba sam odzielnego czynu poli- i ty cz n e g o w społeczeństw ie dojrzew a.

Społeczeństw o pam iętać musi, że jed y n ą niem al organizacją, k tó ra z w yraźnym celem takiej sam odziel­

nej i odpow iedzialnej pracy w jego łonie pow stała, k tó ­ ra po trafiła w ytw orzyć budow ę jasno określoną i roz- porządzalną — je s t P.O.W . A organizacja sama coraz głębiej czuć będzie tę radosną odpow iedzialność, k tó rą na barki swoje wzięła i której sprostać będzie musiała.

Przygotow anio narodu do stw orzenia własnej sam odzielnej

! siły zbrojnej: oto ta najrdzenniejsza część p racy , któ rą naród dokonać musi, k tó rą dokona przez P . O. W. Kto ma wolę tw órczości i organizow ania żyw ej woli narodu,

! a odw agę wobec nadchodzącej, nieokreślonej dziś k o n ­ k retn ie ale potężne m ożliwości zaw ierającej, przyszłości, kto ma tę am bicję żyw ego działającego człow ieka by przyszłość w edług swego planu i ideału stw orzyć — ten stanie w szeregach P.O .W . do tej p racy . Ideałem , k tó ry stoi jasno je s t Rząd i A rm ja narodowa.

Rozbijanie Legjonów.

Mimo jednom yślnej opozycji całego społeczeństwa i mimo pow strzym ania odezwy w erbunkow ej R ady S ta ­ nu, czy nniki okupacyjne robią coraz to nowe kroki w myśl nakreślonego przez siebie, a aprobow anego c h y ­ ba ty lk o przez jednego p. Sikorskiego, planu tw orzenia wojska polskiego.

0 rzeczyw istem stw orzeniu w artości w ojskow ych i o skłonieniu czy zm uszeniu tem i m etodam i społeczeń­

stwa, by n a ^ m a ło się do tw orzenia wojska bez swojego na nie w pływ u, bez udziału w ładzy polskiej w tej pracy, mowy oczyw iście być nie może. Nie o to zresztą wcale chodzi, lecz o to, by robić cośkolw iek, coby m ożna na zew nątrz reklam ow ać, jako tw orzenie wojska polskiego.

To natom iast, co w kw estji wojska ju ż je s t stw orzone in ic ja ty w ą polską, L e g jo n y polskie, — doznaje przez te ek sp ery m en ty ty lk o c ią g ły ch szkód, a naw et stoi n ieu ­ stannie pod groźbą zniszczenia.

Rozkazom A bteilung polnische W e h rm ac h t utw o­

rzono zostały trz y obozy dla rek ru tó w , każdy na dwa pułki. Na czele ich postaw ieni zostali m ajorow ie n ie ­ m ieccy, oraz oficerow ie niem ieccy i austrjaccy . Odko­

m enderow ano do nich z poszczególnych legjonow ych pułków piechoty po 860 żołnierzy i podoficerów oraz po k ilk u n astu oficerów , — w c h a ra k te rz e kadrów oraz in stru k to ró w .

Wszyscy odkomenderowani z pułków do

(7)

Ko 17 RZĄD I WOJSKO 7 owych obozów mają być królewiakami. W ten sposób

zdekom pletow ane być mają istniejące pułki, a w Legjony w prow adzony sztuczny podział na „galicjan" i króle- wiaków.

R ealnego zadania obozy re k ru c k ie nie mają. R ekru­

tów niema — i w o b ecnych w arunkach nie zgłosi się ich liczba dostateczna na skom pletow anie naw et w p rz y b liż e ­ niu 6-ciu choćby pułków . P rzez zarządzenie to n a to ­ m iast stw orzony został stan rzeczy, k tó ry ułatw ia zała­

tw ienie kw estji legjonow ej w sposób, jak i rządom okupa­

c y jn y m okoliczności nasuną. P a m ię ta jm y , że los austrja- ckich poddanych, stanow iących większość Legjonów , przesądzony nie został. Po obecnym rozseparow aniu nic łatw iejszego, ja k w razie woli odesłanie zdekom pleto­

wanych — prawie wyłącznie obecnie z galicjan zło żo ­ nych pułków do Auslrjl, a zatrzym anie w swem ręk u , w postaci ow ych obozów, fikcji, że organizuje się o d ­ działy wojska polskiego. N. b. pod w yłączną władzą oficerów niem ieckich.

L egjony, w czasie pobytu swego w k raju zbliżyły się do narodu i cieszą się nie ty lk o syinpatją pow szech­

ną, ale i tem zrozum ieniem , że one są zawiązkiem i og n i­

skiem in icjaty w y zbrojnego czynu polskiego. N iszczenie ich i w szelkie eksp ery m en ty narażające na szwank ich istn ie n ie są rzeczą, k tó re j społeczeństw o w m ilczeniu p rzy ją ć nie może.

Z CAŁEJ POLSKI.

D e k l a r a c j a R a d y S t a n u , uchwalona dnia 1 maja b. r brzmi W sposób następujący:

„T. Rada Stanu powołana do życia po długich i trudnych rokowaniach, zawiodła oczekiwaniu społeczeństwa.

Projektowane stopniowe przejmowanie władzy dotychczas nie zostało wprowadzone w życie, sprawa wojska, którą Rada Stanu od pierwszego dnia swego istnienia uważa za swe najpil­

niejsze zadanie, nie jest dotychczas rozstrzygnięta; stosunek do ludności nie przybrał form przyjaźniejszych; rozporządzenia pra wodawcze nadal wydawane były albo z pominięciem Rady Stanu, albo bez uwzględnienia jej opinji.

W tych warunkaclt stanowisko T. Rady Stanu jako ekspo­

zytury kierunku politycznego pragnącego przystąpić do odbudowy Państwa Polskiego na zasadzie aktu 5 listopada, zostało w społe­

czeństwie polskiem zachwiane. Jej bezsilność na wszystkich po­

lach, brak wszelkich widocznych rezultatów Jej pracy pozbawił Ją wszelkiej powagi i oparcia w kraju; stanowisko T. Rządu Rosyj­

skiego wobec zupełnego braku realizacyjnych zamierzeń ze stro­

ny Państw Centralnych zachwiało w samym zawiązku ideę oparcia Niepodległego Państwa Polskiego o wolny sojusz z państwami centralnemu

Istnienie T. Rady Stanu W, tej formie, z tą kompetencją i w tym do niej stosunku władz okupacyjnych, jak dotychczas, nie- tylko nie przynosi interesowi polskiemu pożytku, nietylko nie wpływa na ustalenie przyjaznych politycznych stosunków między państwem polskiem a państwami centralnemi, ale przeciwnie pod­

ciąć może W samym zarodku koncepcję państwa polskiego opar­

tego o Zachód, koncepcję, która w przekonaniu T. Rady Stanu jest podyktowana przez istotną rację stanu polską.

T. Rada Stanu uważa za swój polityczny i narodowy obo­

wiązek kraj na gruncie tej koncepcji skonsolidować i dlatego uważa przeciąganie obecnego stanu rzeczy za szkodliwe i nie­

bezpieczne.

Jedynie radykalna zmiana dotychczasowych stosunków oraz przejście do innych doskonalszych form realizacyjnych, a wi^c do formy Rządu Polskiego, może stosunki wewnętrzne w kraju i sto­

sunki do państw okupacyjnych naprawić. Wszelkie próby poło­

wiczne, nie noszące cech daleko idących ze strony obu Rządów decyzji, sytuacji w chwili dzisiejszej nie będą już w stanie urato wać, przeciwnie staną się tylko źródłem nieporozumień i rozgo­

ryczenia.

W myśl wyżej powiedzianego T. Rada Stanu, nie chcąc

W tych warunkach, W jakich się obecnie znajduje, a które nikogo

W kraju nie zadawalają, przyczynić się do załamania i bankructwa tej linji politycznej, którą reprezentuje, uchwala:

Zwrócić się do mocarstw centralnych z przedstawieniem, że w obecnej sytuacji koniecznem jest:

1) powołanie przez T. Radę Stanu Regenta, którym sto­

sownie do życzeń kraju powinna być osoba, władająca biegle ję­

zykiem polskim, religji katolickiej, z krajem naszym przynajmniej W pewnym stopniu związana, pochodząca, o ile możliwe, z dynastji

panującej. Pierwszem zadaniem Regenta będzie powołanie do ży­

cia stałego gabinetu Ministrów o charakterze czysto polskim i zwołanie Sejmu.

2) natychmiastowe utworzenie Tymczasowego Rządu Pol­

skiego, złożonego z Ministrów Polaków, przez Radę Stanu W po­

rozumieniu ze społeczeństwem wyznaczonych, a stanowiących Rudę Ministrów, która do czasu rozpoczęcia sprawowania urzędu przez Regenta obejmować będzie Władzę wykonawczą W kraju.

Rząd Polski przedstawi rządom państw centralnym program obejmowania Władzy W kraju z uwzględnieniem konieczności wo­

jennej, a Rada Stanu wybierze W tym celu Komisje".

S p r a w a w o js k a ostatecznie stanęła na martwym punkcie i W rezultacie odwleczoną została na czas nieokreślony. Po od­

daniu Legjonów gen. V. Beselerowi wyjaśnione ostatecznie zosta­

ło stanowisko Władz okupacyjnych w tej kwestji i w ten sposób załatwione zostały w duchu odmownym wszystkie pod tym wzglę­

dem podnoszone postulaty Rady Stanu i jej Komisji wojskowej, które szczegółowo podaliśmy w poprzednim numerze. Wyjaśnie­

nie to ująć można w sposób następujący:

1. Komisja wojskowa T. Rudy stanu nie może być jeszcze przekształcona na Departament Wojny.

2. Zawiązkiem Polskiego Ministerjum Wojny jest „Abteilung Polnische Weiirmacht bei gen. Gouw. Warscliau", podzielona na 9 sekcji. Do 6 z nich mają być przydzieleni polscy oficero­

wie. Do jednej, a mianowicie zajmującej się wypłatą świadczeń dla rodzin żołnierzy, pożądane jest wydelegowanie przedstawicie­

la Rady Stanu.

5. Radzie Stanu pozostawione jest całkowicie zarządzanie Wszelkiego rodzaju pomocą dodatkową dla żołnierzy, mającą źró­

dło w ofiarności społeczeństwa, oraz „Czerwony Krzyż".

4. Na ruzie mają być utworzone dwie dywizje piechoty, po trzy pułki każda, czyli obecnie istniejące pułki dawnych Legjonów mają być tylko uzupełnione przez zwerbowanych ochotników.

5. Będą utworzone trzy obozy dla rekrutów: w Ostrowiu, Zambrowie i Zegrzu, gdzie pod kierunkiem wyznaczonych ku te­

mu oficerów niemieckich rekruci mają otrzymać pierwsze wyćwi­

czenie. Ud pułków piechoty b. Legjonów zarządano po trzystu kilkudziesięciu podoficerów i żołnierzy do tych obozów oraz po kilkunastu niższych oficerów, aby z nich mieć materjal pomocni­

czy do ćwiczeń. Charakterystyczne, iż do obozów tych rozkazano odkomenderować wyłącznie KróleWiuków.

6. Rekruci przeznaczeni do kawalerji i artylerji będą odsy­

łani dla ćwiczeń wprost do pułków.

7. Za aparat werbunkowy przyjęto „Inspektorat Zaciągu do Wpjska Polskiego' (.były Depart. Woj. N. K. N.j stanowiący jedną z sekcji Abt. f. Polu. Wehrmacht.

Wobec tego W samej Radzie Stanu opinja podzieliła się co do kwestji jakie należy zająć stanowisko i czy wydać odezwę Werbunkową. Większość zadecydowała odezwę wydać. Władze okupacyjne jednak wydanie jej uczyniły zuleżnem od skreślenia w przysiędze słów o przyszłym królu, skreśleniu W odezwie zda­

nia o tein, że mając Wojsko będziemy mieli wpływ na rozszerze­

nie granic i będziemy mogli uwolnić się od obcej opieki.

Wywołało to W Radzie Stanu bezwzględną opozycję i postu nowienie, żeby cofnąć odetwf werbunkową.

Z j a z d R a d y N a r o d o w e j, złożony z delegatów wybranych i przez wszystkie organizacje polityczne całego kraju stojące na gruncie czynnego realizowaniu niepodległości, obradował 2, 3 i 4

maja b. r.

Odbywał się w poczuciu Wzbierającej W narodzie Woli po­

djęcia na nowo inicjatywy w swej sprawie. 1 choć pozytywnego czynu nie podjęto zapadl jednak szereg decyzji Ważnych dla dal­

szego biegu polityki polskiej.

Po wyczerpującej dyskusji nad sytuacją Rady Stanu, w któ­

rej zabierali glos także jej członkowie, Zjazd uchwalił żądanie natychmiastowego podania się T. R. S. do dymisji, ponieważ skon­

statował absolutną niemożliwość otrzymania przez nią kompeten­

cji rządowych, a co za tem idzie szkodliwość jej dla pracy nad zrea­

lizowaniem niepodległości. W sprawie regenta oświadczył Zjazd, nie przesadzając formy rządu przyszłego państwa, że regentem może być tylko człowiek wybrany z w oj i społeczeństwa polskiego, bo taki tylko dawać będzie gwarancję samodzielności powstają­

cego piństwa.

Wobec tych uchwal i całego przebiegu obrad reprezentanci Ligi Państwowości polskiej, Zjednoczenia ludowego i Demokracji polskiej p. F. Młynarskiego oświadczyli, że organizacje ich będą musialy zrewidować stosunek swój do R. N. F ikt ten jest wyka­

zem coraz jaśniejszego zarysowania się rozdziulu między obozem niepodległościowym, a żywiołami ugody za wszelką cenę, którego kredyt, w miarę wyjaśnienia się sytuacji w sposób zdecydowany upada. A czas już na to najwyższy.

Do nowego Wydziału wykonawczego R. N. wybrano księcia Wlodz. Czetwertyńskiego jako przewodniczącego ob. St Thugutta (C. K. N.j, jako zast. przeW. oraz ob. SmiaroWskiego (Zj. dem.), Osieckiego jStr. lud.) ZbroWskiego ibtr. nar.j, Nowickiego (Str. lud.j i Targowskiego (Str. naród.).

Z j a z d C. K. N . odbył się dnia 29 kwietnia. Wykazał on, że spodziewany kryzys po wystąpieniu Konfederacji (t. j. N. Z. R.

i Zw. niepodl.) oraz P. i1. S. Wcale nie odbił się na życiu organi­

zacji prowincjonalnych. Z P. P. S. wszędzie istnieje lojalne porożu-

(8)

8 RZĄD 1 WOJSKO M 17

mienie i Współdziałanie. Konfederacja sama w bardzo wielu miej­

scowościach przebyła silne przesilenie na tle zerwania stosunków z obozem niepodległościowym. 1 tak w Piotrkowie większość członków ze Zw. niep. wystąpiła i stworzyła nową organizację Wchodzącą w skład G. K. N W Zagłębiu podobny rozłam na­

stąpił W N. Z. R. W Lublinie z N. Z. R. usunęli się najwybitniej­

si działacze, zachowując W dalszym ciągu łączność z pracą Wydz.

Nar. lubelskiego. W Kielcach do rozłamu wprawdzie nie przyszło, ale organizacje konfederackie zachowały przyjazny stosunek do C. K. N. Podobnie stało się w Pułtusku i wszeregu pomniej­

szych miejscowości.

P o ls k a P a r t ja S o c ja lis ty c z n a wydała 2 maja W spra­

wie Rady Stanu odezwę, w której czytamy:

„Rada Stanu, która nic nie uzyskała i stanęła w sprzecz­

ności z opinią całego kraju, jedno może tylko uczynić: rozwiązać Popieraliśmy Radę Stanu, dopóki była choć słaba nadzieja, że ona zdobędzie się na energiczną politykę niepodległościową.

Odmawiamy poparcia Radzie Stanu, bezsilnej w stosunku do oku­

pantów, nie stojącej na wysokości zadania. Odmawiamy jej po­

parcia dlatego także, że w swoich wypowiedzeniach się przeciw­

stawiła się demokracji i przygotowywała reakcyjne projekty w za­

kresie urządzeń państwowych.

P. P. S. postanowiła odwołać z Rady Stanu swego przed­

stawiciela, tow. Kunowskiego. Tylko nieobecność tow. Kunow- skiego w Warszawie jest przyczyną, że sprawa ta dotychczas nie została załatwiona formalnie".

S t r e jk a k a d e m ic k i. Wobec faktów aresztowania i po­

bicia W dniu 1-ym i 5-iin maja przez policję niemiecką studentów Uniwersytetu i Politechniki warszawskiej, młodzież akademicka wszystkich 4-cłi wyższych uczelni na poszczególnych wiecach uchwaliła zamanifestować bardzo dobitnie swój protest, co do trak­

towania obywateli wolnej i niepodległej Polski w ogólności, a aka­

demików W szczególności, przez Władze podające się skądinąd za opiekunów tegoż narodu. Protest ten znalazł wyraz w następującej rezolucji, prawie jednomyślnie we wszystkich czterech uczelniach przyjętej.

„Wiadomość o brutalnem znieważeniu i aresztowaniu kole­

gów z Uniwersytetu i Politechniki przez agentów policji niemiec­

kiej W dniu 1-ym i 3-im maja, wywołała wśród ogółu młodzieży akademickiej najżywsze oburzenie.

Młodzież zebrana W sali Uniwersytetu (lub: Politechniki, Wyż. Szk. Roln, Wyż. Szk. Handl., zależnie od miejsca) widzi w tych zajściacli nowy akt w szeregu gwałtów i napaści dokony­

wanych przez organa władzy okupacyjnej na ludności naszego k ra ju ,— żąda zadośćuczynienia dla ogółu akademickiego, natych­

miastowego uwolnienia aresztowanych kolegów i na znak protestu przerywa zajęcia W Uniwersytecie (i innych uczelniach) w dniu 5 maja; jednocześnie wzywa władze akademickie do podjęcia bar­

dzo stanowczej obrony godności obywateli akademickich Wobec samowoli niemieckiej władzy policyjnej".

W dalszym ciągu wiece akademickie postanowiły konse­

kwentnie protest przeprowadzić dalej W zależności od odpowiedzi Władz okupacyjnych, nie cofając się nawet przed najdalej idącemi środkami.

Z L u b lin a donoszą nam: Załatwienie sprawy wojska W spo­

sób sprzeczny z żądaniami społeczeństwa, pozbawienie Rady Sta­

nu wszelkich kompetencji w jego organizowaniu, oddanie całej sprawy Abteilung f. poln. Wehrmacht, a werbunku aparatowi stwo­

rzonemu przez p. Sikorskiego na użytek władz okupacyjnych, wywołało tu powszechną opozycję. Wyrazem tego było posiedze­

nie organizacyjne Komitetu Popierania Wojskowości Polskiej.

Odrzucony tam został Wniosek następujący: „Uważając, że Rada Stanu jedynie jest dzisiaj uprawniona do decydowania o drogacłi działania Narodu Polskiego, że wyłącznie do Rady Stanu należy powzięcie decyzji w sprawie wojska, że sprawa wojska polskiego nie jest pogrzebaną i zamkniętą, a społeczeństwo przeciwnie dą­

żyć powinno do utworzenia arinji, podporządkowanej Władzy Ra­

dy Stanu — zehranie obywatelskie w Lublinie dnia 22 kwietnia 1917 roku postanawia zorganizować Komitet Popierania Wojsko­

wości Polskiej bezwzględnie i bezpośrednio oddany Władzy Rady Stanu".

Lchwalom natomiast wszystkimi głosami przeciw 8-u wnio­

sek, który brzmi: „Zebrani na posiedzeniu organizacyjnem K. P. W. P. w dniu 25-IV-17 przedstawiciele instytucji społecznych, stronnictw politycznych, zrzeszeń zawodowych, kulturalnych i eko­

nomicznych, uchwalają: wobec najbardziej niezadawalającego rozstrzygnięcia sprawy organizacji Wojska polskiego — Komitetu Popierania Wojskowości Polskiej wie tworzyć, o swej decyzji za­

komunikować T. R. S., zwrócić się do T. R. S. z oświadczeniem, że społeczeństwo pragnie w niej widzieć Naczelny Urząd Państwo­

wy Polski i nie chce się godzić na odgrywanie przez nią in­

nej roli".

Ogół nasz coraz wyraźniej zdaje sobie sprawę z bezsilności Rady Stanu wobec okupantów. Wywołuje to niezadowolenie z jej polityki, które staje się coraz bardziej powszechnem.

Wiec P. P. S. dnia 22 kwietnia b. r. zażądał od Rady Stanu zaprzestania chwiejnej polityki względem władz okupacyjnych i objęcia zarządu kraju W swoje ręce jaknajśpieszniej, dodając,

że wszelka zwłoka i niezdecydowanie doprowadzi do utraty zau­

fania ze strony mas pracujących.

Wiec Polskiego Stronnictwa Ludowego stwierdził, że 3-mie- sięczne istnienie Rady Stanu pokładanych w niej nadziei nie spraw­

dziło. Przeszkody stawiane przez władze okupacyjne pozbawiają ją jakiejkolwiek władzy. Wiec stwierdza, że dalsze przewlekanie takiej sytuacji jest niemożliwe, spowodować może ono całkowitą utratę powagi Rady Stanu u ludu Wiejskiego. Wiec żąda zwołania Sejmu Prawodawczego do Warszawy, wybranego na podstawie powszechnego bezpośredniego, równego, tajnego, proporcjonalne­

go głosowania, który położy fundament całkowity naszej niepo­

dległości i uchroni nas od wszystkich obcych wpływów.

H r a b ia S z e p ty c k i, dotychczasowy komendat Legjonów Połskicłi, odwołany został przez c. i k. władze z tego stanowiska i zamianowany gen-gubernatorem lubelskim. Jest to już czwarty z kolei komendant Legjonów, który odwołany został ze swego stanowiska dla objęcia innej funkcji naznaczonej przez c. i k.

Władze. Następcą lir Szeptyckiego został pułkownik Zieliński, zasłużony podczas bohaterskich walk II Brygady w Karpatach, ostatnio komendant III Brygady Leg. poi.

i=---i

Ze świata.

Konferencja socjalistyczna w Stockholmie, która ma utoro­

wać drogę do rokowań pokojowych napotyka trudności, które przy bliższein zbadaniu, okazują się, jako bezpośrednio związane ze sprawą polską.

Platformą tej konferencji zdaniem obozu socjalistycznego, może być tylko: pokój bez aneksji i odszkodowań.

Enuncjację w tym kierunku idącą złożyły Austro-Węgry, nie złożyły zaś Niemcy. Socjaliści niemieccy oczekują teraz i żądają zajęcia przez rząd wyraźnego stanowiska w sprawie aneksji, anek- sjoniści zaś wysuwają znowu konieczność zaboru Kurlandji i Litwy.

We wprost przeciwnym kierunku idą dziś prądy w koalicji.

Po akcie rosyjskiego rządu tymczasowego w sprawie Polski, pra­

sa koalicyjna, tak francuska, jak angielska z naciskiem poczęła podnosić sprawę Poznańskiego (dość często także Gdańska i Siąskai i zgodna jest w tern, że Polska silna i zupełnie niezawisła jest dla koalicji koniecznością, jej bezpośrednim interesem, a ja­

kakolwiek zawisłość Polski od Niemiec groźnem dia niej niebez­

pieczeństwem.

Tak więc sytuacja zewnętrzna w odróżnieniu od wewnętrznej przedstawia się dla nas korzystnie.

Winna ona i bezpośredni wpływ wywrzeć na naszą politykę wewnętrzną — co dotąd niestety nie dzieje się z odpowiednią si­

łą i konsekwencją.

Na tle korzystnej sytuacji międzynarodowej każde skupienie sił zdolnych do walki politycznej, do solidarnego, a nieugiętego sta­

wiania żądań — okazuje się wbrew przeszkodom najbliższym i zda się niepokonanym — sprawą realną i niezmiernie pilną.

B IC Z .

Kronika polityczna.

Poznańskiego dla Polski żąda dziś ententa, Zaś centralne radzą Wołać o regenta.

Zaginęła odezwa Rady werbunkowa,

Nową wydać ma wkrótce Rada Stanu — nowa.

Trwa nadal polskie ministerjum wojny,

Czyli Polnische Wehrmacht — możesz być spokojny Duch oporu i walki w kraju postępuje,

Zaś zwalcza go L. P. P. — aktywnie hamuje.

Ale hasłem narodu Wciąż jedność i zgoda, Będzie siła — gdy złączy się ogień i woda.

Z niniejszych rzeczy donoszą: Ludzie z głodu giną, Do sprzymierzeńca wodą polskie lasy płyną.

w.

P. Cena 20 groszy

Cytaty

Powiązane dokumenty

Mniej szkody ale niestety bardzo dużo hałasu robią ciągle panowie z Klubu PaństWoWcoW. Gorący zwolennicy tworzenia wojska polskiego natychmiast, jak bądź i za

rzoną odbudowę państwa polskiego będą ją sobie mogły wogóle wyobrazić jako coś zupełnie samodzielnego, coś coby nie było przybudówką obcego gmachu.

ne. Panowie! Jeżeli w jednej stronie widnokręgu wstają nadzieje, nawet uzasadnione nadzieje, grzechem jest śmiertelnym nie patrzyć w drugą stronę, tam gdzie czają

lega tutaj na efekcie często przez komediopisarzy wyzyskiwanym, a polegającym na ustawicznych niespodziankach, wynikających z ustawicznych qui pro (|uo. Powstała

Austrja, z którą pomimo Sadowej, Bismark tak łagodnie się obszedł, którą Niemcy tyle razy w ciągu tej wojny wyciągały z dna przepaści — czyż nie jest

żyliśmy w stosunku do Rady Stanu, że stać ją będzie na przetworzenie się na rząd polski. Dziś wiemy, że obecna Rada Stanu, to już martwe ciało, które

powołaną została do pracy nad odbudowaniem Państwa Polskiego w nadziei, iż mocarstwa centralne przystąpią szczerze do realizowania aktu 5/XI, zważywszy dalej,

Te szumne frazesy o wciąż od trzech lat zbliżającej się, ale jakoś, ani rusz nie mogącej się zbliżyć godzinie czynu, wyczekiwania w zbożnej bezczynności na